czwartek, 8 kwietnia 2021

259. Samozwańczy Hokage

Przykro mi, ale ten odcinek również składa się niemal w całości z dialogów tak ważnych dla całej fabuły. Dziękuję wszystkim odwiedzającym za zainteresowanie i jak zawsze zapraszam na chwilę relaksu. Enjoy!

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Naruto siedział na krawędzi olbrzymiego krateru jaki powstał w podłodze w czasie walki z ANBU Kitsune, który tym razem odkrył przed nim swoje prawdziwe oblicze. I choć trudno było mu w to uwierzyć, to przez cały ten czas za ceramiczną maską w kształcie lisiego pyska ukrywał się nie kto inny, jak jego przyjaciel Uchiha Itachi.

- Kusō! – zaklął trzymając spojrzenie utkwione gdzieś przed sobą. – Mało brakowało, a śmiertelnie bym się pomylił!

- Sumimasen, Młody – mruknął lisi demon.

- Daj spokój Kurama. Nie musisz za nic przepraszać, gdyż tak jak ja nie wiedziałeś, że to był prawdziwy Itachi. Ale musisz przyznać, że to jutsu którym się obronił przed twoją Bijūdamą nie tylko było fenomenalne, ale i pokazało, że jednak mówił prawdę. Jak się ono zwało?

- Susanoo.

~ ~ ~ ~

Kiedy w takcie walki blondyn wyzbył się resztek cierpliwości i przekazał władzę nad ciałem demonocznemu kompanowi, ten zaraz przekształcił się w swoją najgroźniejszą formę i wyprowadził trudny do powtrzymania atak. Dewastacyjny pocisk czystej skoncentrowanej chakry przeleciał przez całą długość zrujnowanego gabinetu krusząc ściany oraz podłogę i po chwili został pochłonięty przez… energetyczną tarczę gigantycznego czerwonego humanoidalnego awatara o grubym pancerzu. Gdy opadł kurz i oczom Namikaze ukazał się ten widok naraz powstrzymał Kyuubiego przed dalszą walką.

Następne wypadki potoczyły się już zwykłym torem.

Upewniwszy się, że ze strony jinchuuriki nic nowego go nie spotka Itachi wycofał swoje Susanoo i z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy po chwili uścisnął blondynowi dłoń, po czym wszystko mu wyjaśnił. Powoli i w najdrobniejszych szczegółach opowiedział o odbudowie wizerunku Kitsune, aby nikt nie wiedział, kto tak naprawdę skrywa swoje oblicze za ceramiczną maską. Wyjaśnił mu też, że jeśli chce, aby to przebranie dobrze mu służyło, to od teraz nawet przed Sakurą nie może się zdradzić. Nigdy.

- Ale dlaczego? – zapytał Naruto. – Sakura jest moją żoną i nie mogę mieć przed nią takich tajemnic.

- Wiem, że będzie ci ciężko to wszystko pogodzić, ale jestem pewien, że sobie poradzisz – odparł Uchiha. – A tak z innej beczki, kiedy się pobraliście?

- Kilka dni temu… choć „pobraliście” to dużo powiedziane. Gdy postanowiłem zmienić nazwisko z Uzumaki na Namikaze i potem zaproponowałem Sakurze, aby zaczęła go używać… niemal natychmiast się zgodziła – blondyn delikatnie się uśmiechnął na wspomnienie szoku widocznego na twarzy jego ukochanej.

- Rozumiem. W takim razie przyjmijcie moje najszczersze gratulacje i Namikaze, co? – Itachi chytrze się uśmiechnął. – Po co to zrobiłeś?

- Żeby coś tu zmienić. Zacząć od nowa. Nazwisko Uzumaki wszystkim było dobrze znane. Kiedy ktoś je słyszał, to od razu było wiadomo o kogo chodzi. Można powiedzieć, że miałem już dość tej rozpoznawalności. Z drugiej zaś strony wybrałem Namikaze, żeby pokazać, że nie zamierzam wyrzekać się swojego ojca. Po mimo tego jaki los mi zgotował w dniu moich narodzin.

- To się dobrze składa, ponieważ w Konoha Gakure zaszły ostatnio pewne znaczące zmiany i…

- Zmiany w Konoha? Co tam się stało?

- Może zacznę od początku – brunet przeszedł kilka kroków na prawo od miejsca, w którym uścisnęli sobie dłonie i oparł się pośladkami o najbliższy zwał gruzu. – Ekhm, około dwa tygodnie temu Tsunade-sama zwołała w swoim biurze zebranie z niemal wszystkimi przedstawicielami najważniejszych klanów wioski aby przedyskutować z nimi kilka niecierpiących zwłoki spraw. Byli tam też przedstawiciele poszczególnych grup shinobi Liścia i wszystko dobrze by się skończyło, gdyby te obrady nie zostały zakłócone przez, wybacz to określenie, fanatycznych ekstremistów – Itachi lekko się uśmiechnął. – W dużym skrócie wpierw doszło do ostrej wymiany zdań i skrajnie prawicowych poglądów, a gdy to nic nie dało, przeszli do użycia siły. Wywiązała się walka.

- Co ty mówisz!? – Naruto nie wierzył własnym uszom. – Ktoś został ranny?

- W ruch poszło Taijutsu i Ninjutsu, a gdy po obu stronach konfliktu posypało się kilka pierwszych trupów agresorzy nagle wszystkich pozostałych przy życiu złapali w bardzo potężne genjutsu, że nawet Tsunade-sama nie mogła się mu oprzeć. W ten sposób prawdopodobnie chciano zażegnać dalszy rozlew krwi. I teraz w Konoha nie ma nikogo, kto by sprawował realną władzę nad wioską.

- Jak to możliwe? Nie ma Hokage??

- Jest i zarazem go nie ma. Zaraz to wyjaśnię – Uchiha głęboko odetchnął. – Gdy napięcie miedzy ludźmi nieco zelżało poproszono mnie o pomoc w zdjęciu tej iluzji i muszę przyznać, że tylko w dwóch przypadkach poniosłem sromotną porażkę. Godaime-sama oraz Hatake Kakashi leżą nie przytomni w szpitalu. Ulokowano ich w osobnych salach, a przy wejściach oraz wewnątrz postawiono całodobową ochronę. Ibiki Morino już o wszystko zadbał. Gdy Tsunade-sama została wykluczona kilka dni później próbę przejęcia władzy podjął członek poprzedniej Starszyzny, Danzo. Mając pod sobą lojalne oddziały ANBU z Korzenia w krótkim czasie spacyfikował wszystkich, którzy próbowali się mu sprzeciwić. To była prawdziwa rzeź. Gdy kurz opadł mianował się Szóstym Hokage.

Jeśli to w ogóle możliwe oczy i usta słuchającego Naruto rozszerzyły się w jeszcze większym szoku niż do tych czas.

- Roku… Rokudaime Hokage?? A co z Piątą? Co się stało z Tsunade-sama!?

- W tej chwili znajduje się w stanie głębokiej śpiączki – odparł Itachi posmutniałym głosem. – I nikt nie może jasno stwierdzić, jak do tego doszło… choć ja mam tu pewne podejrzenia. W czasie ataku musiało dojść do jakiegoś niewidocznego gołym okiem zatrucia organizmu w efekcie czego złapanie w genjutsu aktywowało mechanizmy obezwładniające umysł i ciało. Shizune wraz z Ibiki szukają jakiegoś rozwiązania.

- A Kakashi-sensei? Też wciąż leży nie przytomny?

- Nie. O dziwo, Hatake samoczynnie do nas powrócił po upływie tygodnia i teraz zapewne stara się być użytecznym shinobi. Nie mam lepszych informacji odnośnie tego, co konkretnie teraz porabia.

Blondyn ciężko opadł na inny zwał gruzu i ukrył twarz w dłoniach. – Cholera! Ale się porobiło! – siarczyście zaklął i ponownie spojrzał na Uchiha. – Czy ktoś wszczął jakieś śledztwo w sprawie działań tego Danzo?

- O tak. Twój ostatni mistrz, Jiraija. W zeszłym tygodniu wrócił do Konoha i gdy się o wszystkim dowiedział momentalnie zabrał się za dochodzenie prawdy, ale póki co nic jeszcze nie wskórał. Danzo skutecznie wszystko wszystkim utrudnia i we wszystko wtyka swój stetryczały nochal co rusz kogoś zsyłając na przesłuchanie do kwatery jego ANBU. A właśnie! To mi o czymś przypomniało – Itachi pacnął się otwartą dłonią w czoło. – Muszę cię Naruto ostrzec, że ty i Sakura-san zostaliście uznani za zdrajców.

- Że co!? Kto tak powiedział i na jakiej podstawie!?

- Te słowa padły wczoraj z ust nikogo innego jak samozwańczego Szóstego. Za powód tej decyzji podał twoje samowolne działanie w sprawie zerwania pieczęci Czwartego, a Sakurę oskarżył o naruszenie zasad współzawodnictwa wśród shinobi Liścia. Cokolwiek to znaczy. Stąd też moja dzisiejsza wizyta. Dodać muszę, że dziś w nocy wysłany został oddział ANBU z zadania schwytania Haruno Sakury.

Na te słowa Namikaze momentalnie zerwał się na nogi.

- Co takiego!? I mówisz to tak spokojnie!? Muszę natychmiast wracać do…

- Stój Naruto! – zawołał lisi demon. – Niczym nie musisz się już martwić.

~ ~ ~~

Rozmowa z Itachim miała miejsce już kilka godzin temu, ale Naruto wciąż słyszał jak ten mówi mu, aby na razie nie pokazywał się z Sakurą w Konoha. Żeby najlepiej gdzieś się zaszyli i przeczekali aż ponownie się z nim skontaktuje. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale po tym czego się właśnie dowiedział chyba posłusznie usłucha rady starszego przyjaciela. I jeszcze to – Sakura-chan w pojedynkę uporała się z oddziałem ANBU z drobną pomocą Kuramy. Tylko, dlaczego było ich tylko dwóch? Blondyn nie wiedział, choć po spotkaniu z Itachim pomyślał, że trzecim członkiem tej drużyny musiał być Kitsune.

Odczekawszy jeszcze trochę Naruto wkrótce zaczął zbierać się do wyjścia z tego gruzowiska, co kiedyś było nowo wzniesioną siedzibą przywódcy wioski Wiecznego Śniegu. Wasabi-sama będzie delikatnie mówiąc wściekły, chociaż może nic nie powie. Blondyn zdążył już nieco poznać tego człowieka i wiedział, że nie przykładał on zbytniej wagi do rzeczy materialnych. Do życia zaś podchodził z sporą dozą dystansu oraz niezachwianego optymizmu.

Wychodząc na światło dzienne Naruto momentalnie spotkał się z gradem spojrzeń tłumu gapiów. Nie, żeby mu to kiedykolwiek przeszkadzało, ale w ich oczach było coś dziwnego. Na całe szczęście między nim a tymi ludźmi stali Upiorni Zbrojni broniący dostępu do rumowiska. Jak to dobrze, że Jogensha zawsze pilnował jego pleców. I tym razem spisał się na medal.

- Naruto!

Blondyn usłyszał tak dobrze sobie znany głos i dostrzegł przeciskającą się przez ludzi różowowłosą medyczkę, która po chwili stanęła przed Upiornymi. Zrobiła krok do przodu i zaraz została przez nich przepuszczona. Teraz mógł się jej przyjrzeć. Jak zawsze prezentowała się z nienaganną fryzurą oraz zadbanym odzieniem kunoichi. Nie było po niej widać śladów z odbytej walki czy czegokolwiek co miałoby popsuć ten image.[1]

- Nic Ci nie jest? – spytała podchodząc do niego coraz bliżej. – Mam coś na twarzy? Dlaczego mi się tak przyglądasz?

- Ach, Sakura-chan – złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie w efekcie czego po chwili złożył namiętnego całusa na jej lekko rozwartych wargach. – Jakże mnie tego brakowało.

- Mnie również, ale… nie przeszkadza Ci, że robimy to na oczach tylu gapiów?

- A niech sobie patrzą, jak mają taką potrzebę – szeroko się uśmiechnął. – Tobie to przeszkadza, Sakura-chan?

- Może odrobinę – przyznała zawstydzona.

Po tej deklaracji blondyn uznał, że czas najwyższy rozgromić to tałatajstwo i mentalnie skontaktował się ze swoim Upiornym doradcą, Jogenshą. Wezwany samurai wyłonił się z nicości, jak jakiś duch, czym wystraszył medyczkę, a za co po chwili uniżenie przeprosił. Naruto przekazał mu instrukcje z których wynikało, że zaraz komuś stanie się krzywda.

- Tak też się stanie, Rikusho-sama!

Jogensha ukłonił się w pasie, na pięcie odwrócił i podszedł do kordonu Zbrojnych. Na kilka minut zapadła grobowa cisza, by wkrótce w niebo wzniósł się chóralny okrzyk strachu oraz niezadowolenia. Upiorni Zbrojni w szyku bojowym wszystkim ciekawskim jasno dali do zrozumienia, że nie ma tu na co patrzeć i po niespełna dziesięciu minutach Naruto i Sakura na powrót zostali sami.

 

 

NEXT COMIN' SOON…

 

 

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Image (ang.) – wizerunek