Przykro mi, ale ten odcinek również składa się niemal w całości z dialogów tak ważnych dla całej fabuły. Dziękuję wszystkim odwiedzającym za zainteresowanie i jak zawsze zapraszam na chwilę relaksu. Enjoy!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~
Naruto
siedział na krawędzi olbrzymiego krateru jaki powstał w podłodze w czasie walki
z ANBU Kitsune, który tym razem odkrył przed nim swoje prawdziwe oblicze. I choć
trudno było mu w to uwierzyć, to przez cały ten czas za ceramiczną maską w
kształcie lisiego pyska ukrywał się nie kto inny, jak jego przyjaciel Uchiha
Itachi.
- Kusō! –
zaklął trzymając spojrzenie utkwione gdzieś przed sobą. – Mało brakowało, a śmiertelnie
bym się pomylił!
- Sumimasen,
Młody – mruknął lisi demon.
- Daj
spokój Kurama. Nie musisz za nic przepraszać, gdyż tak jak ja nie wiedziałeś,
że to był prawdziwy Itachi. Ale musisz przyznać, że to jutsu którym się obronił
przed twoją Bijūdamą nie tylko było fenomenalne, ale i pokazało, że jednak
mówił prawdę. Jak się ono zwało?
- Susanoo.
~ ~ ~ ~
Kiedy w
takcie walki blondyn wyzbył się resztek cierpliwości i przekazał władzę nad
ciałem demonocznemu kompanowi, ten zaraz przekształcił się w swoją najgroźniejszą
formę i wyprowadził trudny do powtrzymania atak. Dewastacyjny pocisk czystej
skoncentrowanej chakry przeleciał przez całą długość zrujnowanego gabinetu krusząc
ściany oraz podłogę i po chwili został pochłonięty przez… energetyczną tarczę
gigantycznego czerwonego humanoidalnego awatara o grubym pancerzu. Gdy opadł
kurz i oczom Namikaze ukazał się ten widok naraz powstrzymał Kyuubiego przed
dalszą walką.
Następne
wypadki potoczyły się już zwykłym torem.
Upewniwszy
się, że ze strony jinchuuriki nic nowego go nie spotka Itachi wycofał swoje
Susanoo i z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy po chwili uścisnął blondynowi
dłoń, po czym wszystko mu wyjaśnił. Powoli i w najdrobniejszych szczegółach opowiedział
o odbudowie wizerunku Kitsune, aby nikt nie wiedział, kto tak naprawdę skrywa
swoje oblicze za ceramiczną maską. Wyjaśnił mu też, że jeśli chce, aby to przebranie
dobrze mu służyło, to od teraz nawet przed Sakurą nie może się zdradzić. Nigdy.
- Ale
dlaczego? – zapytał Naruto. – Sakura jest moją żoną i nie mogę mieć przed nią
takich tajemnic.
- Wiem,
że będzie ci ciężko to wszystko pogodzić, ale jestem pewien, że sobie poradzisz
– odparł Uchiha. – A tak z innej beczki, kiedy się pobraliście?
- Kilka
dni temu… choć „pobraliście” to dużo powiedziane. Gdy postanowiłem zmienić
nazwisko z Uzumaki na Namikaze i potem zaproponowałem Sakurze, aby zaczęła go
używać… niemal natychmiast się zgodziła – blondyn delikatnie się uśmiechnął na
wspomnienie szoku widocznego na twarzy jego ukochanej.
-
Rozumiem. W takim razie przyjmijcie moje najszczersze gratulacje i Namikaze,
co? – Itachi chytrze się uśmiechnął. – Po co to zrobiłeś?
- Żeby coś
tu zmienić. Zacząć od nowa. Nazwisko Uzumaki wszystkim było dobrze znane. Kiedy
ktoś je słyszał, to od razu było wiadomo o kogo chodzi. Można powiedzieć, że
miałem już dość tej rozpoznawalności. Z drugiej zaś strony wybrałem Namikaze,
żeby pokazać, że nie zamierzam wyrzekać się swojego ojca. Po mimo tego jaki los
mi zgotował w dniu moich narodzin.
- To się
dobrze składa, ponieważ w Konoha Gakure zaszły ostatnio pewne znaczące zmiany i…
- Zmiany
w Konoha? Co tam się stało?
- Może
zacznę od początku – brunet przeszedł kilka kroków na prawo od miejsca, w
którym uścisnęli sobie dłonie i oparł się pośladkami o najbliższy zwał gruzu. –
Ekhm, około dwa tygodnie temu Tsunade-sama zwołała w swoim biurze zebranie z
niemal wszystkimi przedstawicielami najważniejszych klanów wioski aby przedyskutować
z nimi kilka niecierpiących zwłoki spraw. Byli tam też przedstawiciele
poszczególnych grup shinobi Liścia i wszystko dobrze by się skończyło, gdyby te
obrady nie zostały zakłócone przez, wybacz to określenie, fanatycznych
ekstremistów – Itachi lekko się uśmiechnął. – W dużym skrócie wpierw doszło do
ostrej wymiany zdań i skrajnie prawicowych poglądów, a gdy to nic nie dało,
przeszli do użycia siły. Wywiązała się walka.
- Co ty
mówisz!? – Naruto nie wierzył własnym uszom. – Ktoś został ranny?
- W ruch
poszło Taijutsu i Ninjutsu, a gdy po obu stronach konfliktu posypało się kilka
pierwszych trupów agresorzy nagle wszystkich pozostałych przy życiu złapali w
bardzo potężne genjutsu, że nawet Tsunade-sama nie mogła się mu oprzeć. W ten
sposób prawdopodobnie chciano zażegnać dalszy rozlew krwi. I teraz w Konoha nie
ma nikogo, kto by sprawował realną władzę nad wioską.
- Jak to
możliwe? Nie ma Hokage??
- Jest i
zarazem go nie ma. Zaraz to wyjaśnię – Uchiha głęboko odetchnął. – Gdy napięcie
miedzy ludźmi nieco zelżało poproszono mnie o pomoc w zdjęciu tej iluzji i
muszę przyznać, że tylko w dwóch przypadkach poniosłem sromotną porażkę. Godaime-sama
oraz Hatake Kakashi leżą nie przytomni w szpitalu. Ulokowano ich w osobnych salach,
a przy wejściach oraz wewnątrz postawiono całodobową ochronę. Ibiki Morino już
o wszystko zadbał. Gdy Tsunade-sama została wykluczona kilka dni później próbę
przejęcia władzy podjął członek poprzedniej Starszyzny, Danzo. Mając pod sobą lojalne
oddziały ANBU z Korzenia w krótkim czasie spacyfikował wszystkich, którzy
próbowali się mu sprzeciwić. To była prawdziwa rzeź. Gdy kurz opadł mianował
się Szóstym Hokage.
Jeśli to
w ogóle możliwe oczy i usta słuchającego Naruto rozszerzyły się w jeszcze
większym szoku niż do tych czas.
- Roku… Rokudaime
Hokage?? A co z Piątą? Co się stało z Tsunade-sama!?
- W tej
chwili znajduje się w stanie głębokiej śpiączki – odparł Itachi posmutniałym
głosem. – I nikt nie może jasno stwierdzić, jak do tego doszło… choć ja mam tu
pewne podejrzenia. W czasie ataku musiało dojść do jakiegoś niewidocznego gołym
okiem zatrucia organizmu w efekcie czego złapanie w genjutsu aktywowało
mechanizmy obezwładniające umysł i ciało. Shizune wraz z Ibiki szukają jakiegoś
rozwiązania.
- A
Kakashi-sensei? Też wciąż leży nie przytomny?
- Nie. O dziwo,
Hatake samoczynnie do nas powrócił po upływie tygodnia i teraz zapewne stara
się być użytecznym shinobi. Nie mam lepszych informacji odnośnie tego, co
konkretnie teraz porabia.
Blondyn
ciężko opadł na inny zwał gruzu i ukrył twarz w dłoniach. – Cholera! Ale się
porobiło! – siarczyście zaklął i ponownie spojrzał na Uchiha. – Czy ktoś
wszczął jakieś śledztwo w sprawie działań tego Danzo?
- O tak. Twój
ostatni mistrz, Jiraija. W zeszłym tygodniu wrócił do Konoha i gdy się o
wszystkim dowiedział momentalnie zabrał się za dochodzenie prawdy, ale póki co nic
jeszcze nie wskórał. Danzo skutecznie wszystko wszystkim utrudnia i we wszystko
wtyka swój stetryczały nochal co rusz kogoś zsyłając na przesłuchanie do kwatery
jego ANBU. A właśnie! To mi o czymś przypomniało – Itachi pacnął się otwartą
dłonią w czoło. – Muszę cię Naruto ostrzec, że ty i Sakura-san zostaliście
uznani za zdrajców.
- Że co!?
Kto tak powiedział i na jakiej podstawie!?
- Te
słowa padły wczoraj z ust nikogo innego jak samozwańczego Szóstego. Za powód
tej decyzji podał twoje samowolne działanie w sprawie zerwania pieczęci
Czwartego, a Sakurę oskarżył o naruszenie zasad współzawodnictwa wśród shinobi
Liścia. Cokolwiek to znaczy. Stąd też moja dzisiejsza wizyta. Dodać muszę, że dziś
w nocy wysłany został oddział ANBU z zadania schwytania Haruno Sakury.
Na te
słowa Namikaze momentalnie zerwał się na nogi.
- Co
takiego!? I mówisz to tak spokojnie!? Muszę natychmiast wracać do…
- Stój
Naruto! – zawołał lisi demon. – Niczym nie musisz się już martwić.
~ ~ ~~
Rozmowa z
Itachim miała miejsce już kilka godzin temu, ale Naruto wciąż słyszał jak ten
mówi mu, aby na razie nie pokazywał się z Sakurą w Konoha. Żeby najlepiej
gdzieś się zaszyli i przeczekali aż ponownie się z nim skontaktuje. Łatwiej
powiedzieć niż zrobić, ale po tym czego się właśnie dowiedział chyba posłusznie
usłucha rady starszego przyjaciela. I jeszcze to – Sakura-chan w pojedynkę
uporała się z oddziałem ANBU z drobną pomocą Kuramy. Tylko, dlaczego było ich
tylko dwóch? Blondyn nie wiedział, choć po spotkaniu z Itachim pomyślał, że
trzecim członkiem tej drużyny musiał być Kitsune.
Odczekawszy
jeszcze trochę Naruto wkrótce zaczął zbierać się do wyjścia z tego gruzowiska,
co kiedyś było nowo wzniesioną siedzibą przywódcy wioski Wiecznego Śniegu.
Wasabi-sama będzie delikatnie mówiąc wściekły, chociaż może nic nie powie. Blondyn
zdążył już nieco poznać tego człowieka i wiedział, że nie przykładał on
zbytniej wagi do rzeczy materialnych. Do życia zaś podchodził z sporą dozą
dystansu oraz niezachwianego optymizmu.
Wychodząc
na światło dzienne Naruto momentalnie spotkał się z gradem spojrzeń tłumu
gapiów. Nie, żeby mu to kiedykolwiek przeszkadzało, ale w ich oczach było coś
dziwnego. Na całe szczęście między nim a tymi ludźmi stali Upiorni Zbrojni
broniący dostępu do rumowiska. Jak to dobrze, że Jogensha zawsze pilnował jego
pleców. I tym razem spisał się na medal.
- Naruto!
Blondyn
usłyszał tak dobrze sobie znany głos i dostrzegł przeciskającą się przez ludzi
różowowłosą medyczkę, która po chwili stanęła przed Upiornymi. Zrobiła krok do
przodu i zaraz została przez nich przepuszczona. Teraz mógł się jej przyjrzeć.
Jak zawsze prezentowała się z nienaganną fryzurą oraz zadbanym odzieniem
kunoichi. Nie było po niej widać śladów z odbytej walki czy czegokolwiek co miałoby
popsuć ten image.[1]
- Nic Ci
nie jest? – spytała podchodząc do niego coraz bliżej. – Mam coś na twarzy?
Dlaczego mi się tak przyglądasz?
- Ach,
Sakura-chan – złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie w efekcie czego po
chwili złożył namiętnego całusa na jej lekko rozwartych wargach. – Jakże mnie
tego brakowało.
- Mnie
również, ale… nie przeszkadza Ci, że robimy to na oczach tylu gapiów?
- A niech
sobie patrzą, jak mają taką potrzebę – szeroko się uśmiechnął. – Tobie to
przeszkadza, Sakura-chan?
- Może
odrobinę – przyznała zawstydzona.
Po tej
deklaracji blondyn uznał, że czas najwyższy rozgromić to tałatajstwo i
mentalnie skontaktował się ze swoim Upiornym doradcą, Jogenshą. Wezwany samurai
wyłonił się z nicości, jak jakiś duch, czym wystraszył medyczkę, a za co po
chwili uniżenie przeprosił. Naruto przekazał mu instrukcje z których wynikało,
że zaraz komuś stanie się krzywda.
- Tak też
się stanie, Rikusho-sama!
Jogensha
ukłonił się w pasie, na pięcie odwrócił i podszedł do kordonu Zbrojnych. Na
kilka minut zapadła grobowa cisza, by wkrótce w niebo wzniósł się chóralny
okrzyk strachu oraz niezadowolenia. Upiorni Zbrojni w szyku bojowym wszystkim
ciekawskim jasno dali do zrozumienia, że nie ma tu na co patrzeć i po niespełna
dziesięciu minutach Naruto i Sakura na powrót zostali sami.
NEXT
COMIN' SOON…
~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by
Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto