I
oto mamy kolejną notkę do kolekcji. Numer 220… się ich nazbierało, co? Hehe.
Gdyby to wszystko wydrukować, to mielibyśmy tu całkiem pokaźnych rozmiarów
tomisko. Taka moja własna biblia :P Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam
na chwilę relaksu… Enjoy!
<<< Chapter ukazał się 7
kwietnia 2013 roku >>>
Na początku, gdy
słuchał opowieści bruneta o jego życiu, widział jedynie czarną pustkę. Lecz w
miarę, jak akcja się rozkręcała i zaczęło pojawiać się więcej szczegółów,
ciemności zaczęły rozjaśniać wpierw pojedyncze fotografie. Potem całe obrazy,
które po kilkudziesięciu minutach wreszcie przekształciły się w pełnowymiarowy
film ukazujący starszego brata Sasuke w roli posłusznego i oddanego
sprzymierzeńca. Naruto siedział, jak zaczarowany, przypomniawszy sobie wszystkie
fakty związane z Itachim i prawdą o doszczętnym wybiciu klanu Uchiha tych piętnaście
lat temu. Kiedy siedzący po drugiej stronie ogniska Sasuke wreszcie doszedł z
opowieścią do momentu, gdy zdecydował o ponownym spotkaniu z blondynem, ten już
go więcej nie słuchał. Wszystko już wiedział. Wszystko już pamiętał, a
przynajmniej ważniejszą część tego, co nigdy nie powinno było zniknąć.
- No, więc? –
Przedłużająca się cisza chyba znowu zaczęła kogoś irytować. Tym kimś oczywiście
musiał być, Sasuke. – Teraz już na nowo poznałeś moją historię, więc liczę, że
już Ci pamięć wróciła?
- Hmm… – Zamruczał
blondyn, co by oznaczało, że właśnie zaglądał do wspomnień, lecz w
rzeczywistości zastanawiał się, co odpowiedzieć. Owszem, wszystko już pamiętał
i mógłby zareagować twierdząco, ale… Na twarz chłopaka nagle wypłynął
diaboliczny uśmieszek, który po chwili jeszcze się poszerzył. Jinchuuriki
bowiem właśnie teraz na szybko postanowił ukarać bruneta za jego, delikatnie
mówiąc, występki. A zacznie od rżnięcia głupa: – Hmm… Nie. Przykro mi, Sasuke
Uchiha, ale nic z tego. Przyznaję, twoja opowieść mnie zaciekawiła i nawet
chyba Ci współczuję. Przyznaję, nie masz lekko, lecz wciąż czuję, jakbyś był
dla mnie obcą osobą.
- Cholera!
Zaklął Uchiha i
przygryzł dolną wargę z bezsilnej wściekłości, aż mu po brodzie ściekła
wąziutka stróżka szkarłatnej, o metalicznym smaku, cieszy. Chłopak był zły.
Nie, to nie właściwe słowo. Był wściekły. Ale nie na blondyna i jego dziurę w
mózgu, lecz na siebie! Gdyby wcześniej się w sobie zebrał, gdyby nie był takim
zatwardziałym samolubem i zgredem, to by teraz znowu tak nie cierpiał. I był
wściekły jeszcze na kogoś. Tym kimś byli Ci, którzy odpowiadają za ten cały
bajzel. Tak! Musi ich odnaleźć i się na nich zemścić. Choć zemsta, to chyba złe
określenie. Bardziej pasowałoby tu… ukarać. Tak! Musi ich odnaleźć i ukarać.
Tylko za co? Bo tak bez powodu, to chyba nie najlepszy pomysł. Zwłaszcza, gdy
jest się wyjętym z podprawa przestępcą. Hmm. To może w takim razie za
doprowadzenie młotka do amnezji, która teraz wręcz doprowadzała go do szewskiej
pasji? Za skrzywdzenie jego najlepszego i być może, jedynego przyjaciela? Gdy
przez kolejne minuty dogłębniej się nad tym zastanowił, w rezultacie uznał, że
tak. Tak właśnie postąpi. Odnajdzie i własnoręcznie ukatrupi tych śmieci, lecz
wpierw rozprawi się z Itachim. Zemsta na starszym bracie miała w tej chwili
większy priorytet.
- To, co teraz
zrobisz, Sasuke? – Nagle odezwał się Uzumaki, czym zaskarbił sobie uwagę
zainteresowanego. – Skoro nie wiem, jak Ci pomóc w uzyskaniu odpowiedzi na
pytania, które niewątpliwie chciałbyś mi zadać… Gdzie się teraz udasz?
- Szczerze? Nie wiem.
– Brunet zwiesił głowę symbolizując rozdarcie i smutek czego już nie ukrywał. Z
jakiegoś względu ciągłe granie niedostępnego, śmiertelnie poważnego drania na
dobre mu nie wychodziło. Może to czas na mała zmianę?
- Słuchaj, Sasuke, a
może pójdziesz z nami?
- Co? Niby dokąd?? –
Uchiha momentalnie się ożywił.
- Do Konoha Gakure no
Sato. Tam obecnie zmierzam… zmierzamy.
- Gdzie? O nie! Nie
ma mowy! – Brunet zerwał się na nogi przybierając na twarzy maskę zimnego
drania, ale tylko na chwilę. Gdy odwzajemnił niewątpliwie zdziwione spojrzenie
blondyna skrywającego twarz za ceramiczną maską, zaraz na nowo złagodniał, lecz
już nie usiadł. – Dobrze wiesz, Naruto, że do Konoha wrócić nie mogę. Za bardzo
tam nabruździłem, żebym mógł kiedykolwiek wrócić bez obawy, że zaraz zostanę
wtrącony do więzienia lub gorzej. A na taki los się nie godzę! Może to
samolubne myślenie, ale mam to gdzieś! Czasu nie cofnę, a Konoha nigdy się z
tym, co zrobiłem, nie pogodzi.
- No to będą musieli!
– Naruto również wstał czując lekkie odrętwienie nóg i pleców. W końcu
przesiedział tak już prawie pół nocy. Widząc niezrozumiałe spojrzenie młodszego
z braci Uchiha, naraz chytrze się uśmiechnął, choć ten drugi tego nie zobaczył.
– Pójdziesz z nami, Sasuke i nie chce słyszeć sprzeciwu z twojej strony! Mam w
Konoha pewne sprawy do załatwienia, a jak będziesz z nami, to Ci gwarantuję, że
nikt się nie odważy na ciebie rzucić!
- Jesteś pewien? –
Missing-nin stał zdjęty szokiem słowami przyjaciela. Nie spodziewał się takiej
otwartości, pewności siebie i determinacji bijących od blondyna. Ale z drugiej
strony nie powinien się dziwić. Naruto zawsze chętnie pomagał przyjaciołom w potrzebie.
Nawet, jeśli ten przyjaciel kiedyś próbował go zabić. Był pełen wyrozumiałości
i współczucia dla drugiego człowieka. – Skąd pewność, że nikt mnie nie
zaatakuje nawet gdy będę w twoim towarzystwie? Tego nie wiesz.
- Ale tak właśnie
będzie! – Obok Uzumakiego niespodziewanie znikąd pojawił się jego grafitowy
towarzysz o bezdennych białych ślepiach. Samuraj zwrócił się do blondyna i
krótko się mu ukłonił, po czym na powrót spojrzał na Sasuke. – Już my o to
zadbamy! Ochrona w wykonaniu Upiornej Armii to stu procentowy gwarant
bezpiecznego podróżowania!
- Widzisz? Nie ma się
czym przejmo… – Blondyn urwał w pół słowa, gdyż gdzieś w oddali usłyszał
rozdzierający nocną ciszę wrzask, który momentalnie zwrócił jego uwagę.
Podpowiedział mu, że ktoś właśnie walczył i natychmiast potrzebował pomocy.
- Coś nie tak? – Nagłe
ucichnięcie Uzumakiego udzieliło się jego rozmówcy, który zadając pytanie
bezwiednie położył rękę na rękojeści miecza, czym pobudził okalających
obozowisko samurajów. Zbrojni również sięgnęli po broń, lecz jej nie
powyciągali. Czekali na pierwszy ruch bruneta, lecz ten widząc ich reakcję,
zamarł niczym figura woskowa. Do obozowiska ponownie wróciło chyba już
zażegnane napięcie i niepewność. Tym czasem, Naruto nie odpowiedziawszy na
zadane mu pytanie, po zastanowieniu się nad tym, co w oddali usłyszał, szybko zadecydował
o sprawdzeniu tego. Z jakichś względów czuł, że ta sprawa była w dużym stopniu
związana z jego obecną podróżą. Miał przeczucie.
Kiedy skrzyżował
przed sobą ramiona i stworzył dwa klony, stojący przed nim Uchiha ostrożnie
rozejrzał się w koło, patrząc ponad barkami samurajów daleko za ich plecami.
Nie dostrzegłszy swoim Sharinganem niczego niepokojącego, po chwili na powrót
zwrócił spojrzenie na Naruto. Widząc, jak klony zaczęły składać namiot blondyna
i zacierać ślady bytności w tym miejscu, zaraz się domyślił, że oto ruszają w
dalszą drogę. Tylko, dlaczego tak nagle? Co młotka do tego skłoniło? Spytał sam
siebie i w tym momencie doznał olśnienia. Nagłe ucichnięcie i zwrócenie głowy na
zachód jasno wskazywały, że ten musiał coś usłyszeć lub wyczuć. Coś, czego
zwykli śmiertelnicy by nie usłyszeli ani nie mogli wyczuć. Chyba, że
dysponowaliby tak dobrym słuchem, węchem oraz wzrokiem, jak Jinchuuriki Kyuubi
no Kitsune. Sasuke delikatnie się uśmiechnął puszczając rękojeść miecza. Najbliższe
godziny zapowiadały się nader interesująco.
* * *
Skakali po konarach
drzew już od kilku godzin nie zatrzymując się nawet na chwilę. Naruto
prowadził, obok niego leciał milczący Sasuke. Kiedy blondyn wyjaśnił mu swoje
zamiary i powód nagłego ruszenia w dalszą drogę, od tamtej pory słowem się nie
odezwał. Zachowywał się, jakby nie wiedział, co ma zrobić lub po prostu
postanowił zwyczajnie wykonać czyjeś polecenia. Z drugiej zaś strony, to raczej
była prośba, niż rozkaz, ale jak brunet to odebrał, to tylko on sam wiedział.
Za nimi podążało jeszcze dziewięciu Upiornych. Jogensha i ośmiu Weteranów.
Wspomniana ochrona.
Nieprzeniknione
ciemności nocy z biegiem czasu powoli zaczęły się rozjaśniać, widoczność się
poprawiać, jak i również powietrze ocieplać. Zwierzyna i roślinność zaczynały
się budzić. Z pierwszymi ciepłymi promieniami wschodzącego słońca
przygnębiającą ciszę przyrody ponownie przerwał radosny świergot ptaków i wtem
Uzumaki nagle zmienił kierunek.
Jak się brunet
zorientował, teraz już nie lecieli w stronę Ukrytego Liścia, lecz w kierunku
krajów Trawy i Herbaty. Ale też o nic nie pytał. Z jednej strony było mu
zupełnie obojętne dokąd zmierzali. Skoro miał już „ochronę”, to nie musiał się
przejmować, że ktoś nagle go rozpozna i zaatakuje. Z jakichś względów ufał
blondynowi i jego podwładnym, lecz z drugiej strony w dalszym ciągu nie umiał
zrozumieć motywów działania Naruto. Bo… kto normalny sprawdza każdy usłyszany w
oddali dźwięk? Kiedy zadał sobie takie pytanie, na jego twarzy zagościł kpiący
uśmieszek. Przecież równie dobrze mogli teraz pchać się prosto w jakąś
zasadzkę. I jak tu postępowanie Uzumakiego nazwać normalnym? Oczywiście, nie
mógł tego zrobić, lecz jak już zostało wspomniane, z nikim o tym nie
dyskutował. Jedynie posłusznie pokonywał kolejne kilometry zdając się na
instynkt jinchuuriki.
Po około dwóch
godzinach od zmiany kierunku podróżowania Naruto, Sasuke, Jogensha i Weterani
dotarli na jakieś pole, gdzieś na ziemiach kraju Trawy. Otwarta przestrzeń o
powierzchni na oko kilku kilometrów kwadratowych nosiła na sobie wyraźne ślady
odbytej tu bitwy. Liczne kratery, mniejsze i większe, spalony do gołego grunt
oraz znaki użycia technik natury Ziemi i Wody najlepiej o tym świadczyły.
Jednakże, nigdzie nie było widać żadnych zwłok. Żadnych szczątków, ni śladu
choćby grama utraconej krwi, co już samo w sobie było trochę dziwne patrząc na
zniszczenia terenu. Choć dziwne, to nie właściwe słowo. Bardziej odpowiednim
byłoby użycie wyrażenia, podejrzane. Takie przynajmniej odczucia miał Sasuke.
Uzumaki tym czasem oglądając okręgi spalonej ziemi miał dziwne uczucie, że
kiedyś już widział coś podobnego. Nie wiedział tylko, z czym się mu to
kojarzyło, a przeszukiwanie wspomnień nic nie dawało. Jak na złość, jeszcze nie
wszystko wróciło na swoje miejsce.
- Kusō! – Zaklął pod
nosem, co od razu zwróciło uwagę dotąd rozglądającego się w koło bruneta.
- Coś mówiłeś,
Naruto?
- Nie, nie, nic. –
Blondyn ściągnął kaptur i z lekkim zakłopotaniem podrapał się w tył głowy.
Czując na sobie nie ugięte spojrzenie członka klanu Uchiha, zaraz dodał: – Mam
tylko dziwne wrażenie, jakbym kiedyś już widział coś podobnego…
- A to pierwszy raz
widzisz takie pobojowisko? – Zaśmiał się brunet. – Z twoją pamięcią jest
gorzej, niż przypuszczałem.
- Źle mnie
zrozumiałeś. – Burknął Naruto. – Mówię tylko o… Zresztą, nie ważne. Lepiej
ruszajmy dalej. Rozejrzyjmy się tu trochę.
Zarządził unikając w
ten sposób szczegółowego wyjaśniania i biegiem poszusował na północ od miejsca
gdzie stali. Poruszał się po śladach spalonej ziemi. Jogensha i dwóch Weteranów
nie zmiennie mu towarzyszyli, dodając otuchy i pewnej dozy bezpieczeństwa.
Tylko Sasuke i jego ochrona w postaci pozostałej szóstki Upiornych nie ruszyli
się z miejsca. Brunet czuł się wyrolowany i jednocześnie miał wrażenie, że
blondyn jednak nie wszystko mu powiedział. Że ten coś przed nim ukrywał. Coś
ważnego. Coś, co pozwoliłoby mu w końcu zdecydować, co ma robić dalej. Obserwując,
jak Naruto co raz bardziej się od niego oddalał, w końcu westchnął przeciągle, wzruszył
ramionami i również poszusował przed siebie. Jednakże nie zaszedł daleko. Po
dwustu metrach znowu przystanął, lecz tym razem z powodu dostrzeżenia czegoś w
jednym z kraterów. Gdy się tam zbliżył, wyraźnie rozpoznał ciało jakiejś
kobiety. Jej niegdyś śnieżnobiałe włosy teraz umoczone były w kałuży krwi, w
której leżała. Ubranie miała poszarpane, miejscami podziurawione lub nadpalone.
Twarz zaś miała poharataną… jakby tuż przed nią coś eksplodowało. Ogólnie rzecz
ujmując, ciało było w strasznym stanie. Zmasakrowane. Sasuke przykucnął obok
zastanawiając się kim była i jak zginęła. Domyślał się, że nie cierpiała.
Szybko i bezboleśnie wyzionęła ducha, tylko… kto tego dokonał?
Tym czasem, kilkaset
metrów dalej w innym dole Naruto z Jogenshą znaleźli jeszcze dwa trupy mężczyzn
prezentujące podobne obrażenia. Z tą różnicą, że tych dało się rozpoznać. A
przynajmniej, do jakiej wioski przynależeli. Ukryta Trawa. Blondyn przyglądając
się znakom tejże wioski myślami błądził w koło dziewczyny wysłanej do Konoha na
przeszpiegi. Czy ich znała? Kim dla niej byli? Ale najważniejsze, jak i
dlaczego zginęli? Nie było wątpliwości, że ich zabójca był użytkownikiem elementu
natury ognia, lecz kim był i gdzie się podział? Nie znając odpowiedzi na
postawione sobie pytania, Naruto zaraz wyszedł z krateru i raz jeszcze bacznie
rozejrzał się wkoło. Z jednej strony zobaczył zbliżającego się do niego Sasuke,
z drugiej zaś tą samą otwartą przestrzeń i nic po za tym.
- I co? – Spytał, gdy
użytkownik Sharingana był już na wyciągnięcie ręki.
- Znalazłem ciało
jakiejś kobiety. Mało przyjemny widok. – Uchiha zaśmiał się krótko wskazując nonszalancko
kciukiem za siebie, po czym wyminął go i zajrzał do dołu. – A ty, co tu masz?
- Kolejne dwa trupy.
Czy ty też zastanawiasz się, jak zginęli?
- Mhm, choć nie
powinno nas to obchodzić. – Sasuke na powrót się wyprostował i zawiesił czarne
spojrzenie na swym rozmówcy. – Co jak co, ale to byli shinobi. I zginęli, jak na
shinobi przystało. W walce. Natomiast, kim byli i co tu robili, to chyba już
nie nasza sprawa, nie?
- Masz rację, ale mam
przeczucie, że to wszystko ma jakiś związek z moją misją. – Naruto sięgnął do
maski i ją zdjął po raz pierwszy ukazując brunetowi swoją twarz oraz czerwone,
demoniczne oczy. Wymienili spojrzenia. Uchiha nie wydał się zaskoczony nie
codziennym widokiem buziuchny blondyna. Zupełnie obojętnie ten widok przyjął,
co temu drugiemu było jak najbardziej na rękę. Przynajmniej nie musiał oglądać
kolejnej wystraszonej reakcji.
- Przeczucie?
- Tak. Nie wiem
jeszcze tylko… – Blondyn znowu urwał w połowie zdania i zwrócił swoje czerwone
spojrzenie na zachód. Stojący z boku Sasuke w tym momencie pomyślał, że kogoś
chyba zaraz tu zamorduje! Czy ten głupek choć raz nie mógłby nie umilknąć tak
nagle w trakcie ich konwersacji!? Takie zachowanie strasznie go irytowało.
Doprowadzało go do szewskiej pasji, ale nie chcąc popsuć tak dobrych relacji z
Uzumakim, po chwili ciężko westchnął i policzył do dziesięciu. Musiał się
uspokoić. Naruto tym czasem ignorując rozgoryczenie przyjaciela zastanawiał się
czemu ma to wszystko służyć? Ta cała niepewność, nie znikające uczucie
zagubienia. Był już tym zmęczony, zniechęcony, ale wiedział, że jeśli teraz nie
odnajdzie odpowiedzi, to nigdy nie da mu to spokoju. Wiedział również, że było
ich za mało, żeby sprawdzić cały obszar w mniej niż kilka godzin. Nie mógł
sobie pozwolić na takie marnotrawienie czasu. Musiał się śpieszyć. Mógłby
wezwać więcej Upiornych, lecz ciągłe wysługiwanie się nimi powoli zaczynało mu
doskwierać. Nastręczać kompleksów, przez co naraz skrzyżował przed sobą dłonie
i skumulował chakrę:
- Kage Bunshin no
Jutsu. – Powiedział spokojnym tonem tworząc w koło kilkadziesiąt klonów, które
momentalnie rozpierzchły się na wszystkie strony. Nawet tam, gdzie już sam był.
A nóż coś przeoczył.
- Mądre posunięcie, Młody. –
Chłopak naraz usłyszał pochwalne zawołanie dochodzące z głębin swojej duszy, po
czym nastąpił sarkastyczny rechot: – Nareszcie
zacząłeś myśleć. Tak trzymaj, a może nie spędzimy tu całego dnia!
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. – Oburzył
się Naruto. – Nie pomagasz, Kurama.
- A co mogę zrobić innego? Wolisz żebym
dalej milczał, jak zaklęty?!
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło… –
Blondyn westchnął przeciągle. Nie chciał się znowu kłócić, ale zaczepne dowcipy
demona naprawdę w niczym mu nie pomagały. Tylko go niepotrzebnie stresowały.
Wręcz denerwowały. – Czy ty zawsze musisz
taki być?
- Niby, jaki?
- Wredny, zaczepny, kłótliwy, arogancki… Czasem
odnoszę wrażenie, że tobie w ogóle nie zależy na naszej przyjaźni. Tego właśnie
chcesz? Prowadzić ze mną tą bezsensowną wojnę? Zniszczyć to, co tak wolno
powstawało? Po co Ci to? – Blondyn nie szczędził pytań pełnych
niezrozumienia i żali. – Dla zabawy?
Własnej uciechy? Czy może tylko, żeby mi dopiec, jako że jesteśmy na siebie
skazani po wsze czasy? Wyjaśnij mi, proszę, bo chyba czegoś tu nie rozumiem.
Ciebie wciąż nie mogę zrozumieć. I nie mów, że to dlatego, że jesteś demonem o
dwutysięcznej historii! Ta gadka już na mnie zwyczajnie nie działa.
Kiedy Naruto wreszcie
umilkł, ze strony Dziewięcioogoniastego nie nadeszła już żadna odpowiedź. Lis
milczał, jak to miał w zwyczaju, gdy chłopak prawił mu podobne kazania. Zawsze
wtedy udawał, że go tam w ogóle nie było. Że dana wypowiedź go nie dotyczyła,
ale z drugiej strony zawsze wtedy głęboko się nad wszystkim zastanawiał.
Rozmyślał, jaki dać tu racjonalny powód, by nie wyjść na… głupka.
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to
Masashi Kishimoto