czwartek, 25 stycznia 2018

135. Oczy czarne niczym noc

Poniższy odcinek chciałbym zadedykować czytelniczce Natachi i czytelnikowi Ametrashi ^^



<<< Odcinek ukazał się 22 lipca 2009 roku >>>



Gdy rozbrzmiał dźwięk syreny alarmowej, Sasuke biegnący w stronę wyjścia, jeszcze bardziej przyśpieszył kroku. Zaklął pod nosem. Wiedząc, że źle zrobił nie dobijając tego nieszczęśnika, teraz niebawem przekona się, jaka to armia shinobi będzie go ścigać. Chłopak przez cały czas trzymając dłoń zaciśniętą na rękojeści obnażonego miecza, z którego ostrza ścieka jeszcze świeża krew, wkrótce dotarł do rozwidlenia dróg. W lewym korytarzu czarnooki dostrzegł grupkę shinobi Ukrytego Liścia w pełnym oprzyrządowaniu czekających na rozkaz od swojego przełożonego. Spojrzawszy w prawy korytarz, na jego końcu dostrzegł kolejna grupkę, tym razem shinobi ukrywających swoje twarze za ceramicznymi maskami. W sumie, w stronę członka nieistniejącego już klanu Uchiha patrzy teraz dwadzieścia rozwścieczonych par oczu.
„Z jednej strony… mógłbym zrobić tu krwawą masakrę, pokonując tą zgraję nieudaczników w czystej walce.” – Pomyślał Sasuke, jednocześnie przygotowując się do walki. – „Ale z drugiej strony… przecież chciałem wrócić do starej drużyny, do przyjaciół którzy pewnie zdążyli już mnie znienawidzić…” – Chłopak nie dokończył myśli, gdyż w jego stronę poleciało kilka shurikenów i kunai. Wyminąwszy lecącą broń lub odbiwszy ją mieczem, gdy nie nastąpił nowy atak, Uchiha najzwyczajniej w świecie ruszył lewym korytarzem do kontrataku. Biegnąc w stronę shinobi przygotowanych do konfrontacji, czarnooki nagle zniknął wszystkim z pola widzenia.
- A kuku!
Po chwili pojawił się między zdezorientowanymi strażnikami. Chowając miecz do pochwy, w tym samym momencie zadał serie kopniaków każdemu po kolei. Nieco oszołomieni shinobi, z trudem podnosząc się z ziemi, chwyciwszy za broń zaraz rzucili się na chłopak. Sasuke finezyjnie parując ich ataki, jednocześnie każdemu po kolei począł sprzedawać porządne uderzenie brzegiem otwartej dłoni w kark. Znokautowani mężczyźni, padając jak muchy, w krótkim czasie utworzyli w korytarzu dodatkową przeszkodę. Uchiha rzuciwszy jeszcze krótkie spojrzenie ku biegnącemu w jego kierunku oddziałowi ANBU, po czym szybko pobiegł dalej. Po kilku minutach, znalazłszy upragnione wyjście z tego labiryntu korytarzy, z małą pomocą Chidori wyważył ciężkie wrota. Chłopak odwróciwszy się jeszcze w kierunku nadciągającej obławy, po chwili namysłu, rzucił w nich wszystkie shurikeny i kunaie, jakie zabrał z magazynku, po czym zniknął w blasku mocno świecącego słońca.
* * *
„Wiedziałam, że dzień taki jak ten kiedyś w końcu nastąpi…” – Pomyślała blond włosa przywódczyni Ukrytego Liścia, akurat stojąca w oknie swojego biura i patrzącą w kierunku z którego dochodzi jej uszu dźwięk syreny alarmowej.
„…dlaczego akurat teraz? W tak napiętej sytuacji, jaka panuje w kraju. Dlaczego akurat teraz musiał ktoś zwiać z więzienia!?” – Tsunade przeklinając pod nosem wszystko i wszystkich, a najbardziej swych sojuszników i wrogów, po chwili ciężkiego wzdychania, odwróciła się i podeszła do swojego biurka. Gdy kobieta chciała już usiąść, nagle ktoś zapukał w drzwi i nie czekając na zaproszenie, wparował do środka.
- Hokage-sama!! Z więzienia…
- Tak wiem.
Czarnowłosa dziewczyna zdziwiwszy się na zapewnienie swojej przełożonej, po chwili namysłu ponownie się odezwała.
- Ale Godaime mnie nie rozumie.
- Czyżby!? Przecież słyszę co jest grane! Cała wioska słyszy!!
Oburzyła się Tsunade.
- Tak, tak… ale czy wie pani kto uciekł??
Po tym pytaniu, blondyna chwilę się zastanowiła, a gdy uświadomiła sobie, że jednak nie wiem, zaraz spojrzała ku swej asystentce i pokręciła głową z dezaprobatą.
* * *
Młoda dziewczyna o oczach błękitnych jak letnie niebo, jak co rano wychodząc z domu do pracy w odbudowanej restauracji Ichiraku Ramen, gdy usłyszała echo syreny alarmowej, w pierwszej chwili się przestraszyła. Rozejrzawszy się po najbliższej okolicy, zaraz dostrzegła mieszkańców wioski z równie zaskoczonymi wyrazami twarzy co ona, patrzących w kierunku z którego dochodzi dźwięk. Nie bardzo rozumiejąc, co takiego mogło się stać, po chwili usłyszała donośny krzyk wydobywający się z wnętrza budynku Godaime Hokage. Gdy spojrzała w tamtym kierunku, chwilę potem dostrzegła jakiś mebel wylatujący przez okno wraz z szklaną przeszkodą na jego torze lotu spoczywającą. Jak dziewczyna zauważyła, było to masywne biurko.
„Biedna Tsunade-sama, znowu będzie musiała zamówić biurko u miejscowego stolarza…” – Pomyślała z kapryśnym uśmieszkiem, po chwili wzruszyła ramionami i wyruszyła w drogę do pracy po przez wioskę. – „…ciekawa jestem, co tym razem doprowadziło Godaime do wrzenia??”
Brunetka przemierzając powoli zapełniające się uliczki wioski, rozglądając się w koło, uśmiechając się do mijających ją ludzi, mijając budynek Hokage, a zaraz roztrzaskane biurko, nagle usłyszała krzyk za plecami.
- UWAGA!!
Dziewczyna nie zdążyła odpowiednio zareagować, gdy nagle ktoś na nią wpadł, przewracając ją. Zasłoniwszy odruchowo twarz rękoma, osiemnastolatka po chwili poczuła delikatny uścisk na ramionach i powolne podnoszenie jej do pionu. Odsłoniwszy oczy, momentalnie dostrzegła czarne niczym noc oczy i kamienny wyraz twarzy.
- Przepraszam.
Powiedział sprawca całego zdarzenia. W jego głosie wyczuła całkowity brak jakichkolwiek emocji. Nic mu nie odpowiedziawszy, po chwili jedynie, nieznacznie się do niego uśmiechnęła. Chłopak z początku nijak zareagował na ten gest, ale widząc, że brunetka bacznie mu się przygląda, po chwil zreflektował się.
- Jeszcze raz Cię przepraszam.
Uchiha zmusił się do uśmiechu, po czym bez słowa pobiegł dalej i zaraz zniknął za rogiem jednego z mijanych budynków.
     - Nic n-nie szkodzi… – Wymamrotała pod nosem. Stojąc jeszcze przez chwilę w całkowitym osłupieniu, zaraz ruszyła dalej, gdy po chwili wyminęła ją spora grupka shinobi Liścia, biegnących w ślad za uciekającym chłopakiem.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

134. Ucieczka

Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale są wakacje i moja wena nieco się rozleniwiła… i teraz napisanie czegokolwiek przychodzi mi z wielkim trudem. Chciałem ten post dać w sobotę, ale oczywiście net musiał mi się schrzanić. No nic, nie wiem kiedy będzie notka następna… Teraz serdecznie wszystkich zapraszam na odcinek 134.



<<< Odcinek ukazał się 19 lipca 2009 roku >>>



Stojąc przez chwilę w całkowitym osłupieniu i patrząc na swe buty ukryte pod taflą wody, zaraz uświadomiłem sobie, że moje wcześniejsze zachowanie wobec 9-ogonowego rzeczywiście było obraźliwe i karygodne. Z oka popłynęła mi łza pełna próśb przebaczenia.
- Chciałbym cię przeprosić Kyuubi za moje zachowanie wobec ciebie. – Powiedziałem głosem skruszonego człowieka, wciąż nie podnosząc wzroku na lokatora mojej duszy. Natłok myśli wypełniający w tej chwili moją głowę, nie za bardzo pozwala mi na sklecenie bardziej przepraszającej wypowiedzi. Patrząc jak kolejne krople moich łez rozbijają się o taflę wody wypełniającej wnętrze tego miejsca, po chwili ponownie się odezwałem.
- Nie wiem, co mnie napadło… – W tym momencie podniosłem wzrok na demona. – …świadomość, że udało mi się zapanować nad mroczną częścią twojej mocy czy może objęcie dowództwa nad gigantyczną armią Upiornych żołnierzy, tak na mnie wpłynęło?? Naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale obiecuję, że się poprawię. Jeszcze raz, strasznie Cię przepraszam. Rozumiem twoje rozgoryczenie i nie mam Ci tego za złe. Jestem gotów ponieść karę, jaką niewątpliwie zechcesz teraz na mnie narzucić!
Ostatnie słowa niemalże wykrzyczałem lisowi w pysk.
- Ekhm. – Żachnął się demon. – Naruto. Nie zamierzał narzucać ci żadnej kary. Po za tym, nawet jeśli chciałbym coś podobnego zrobić, jak sam wiesz, nie mam zbyt dużego pola manewru. Co więcej, widząc niewymuszone, a jedynie szczere łzy w twoich oczach, wiem że twoje słowa nie zostały rzucone na wiatr. – Kyuubi podszedł bliżej masywnej kraty nas oddzielającej. – Twoje przeprosiny zostały przyjęte.
Gdy powiedział, momentalnie poczułem jak cały ciężar i grom zaistniałej tu sytuacji, nagle gdzieś spływa, ulatnia się, pozostawiając po sobie pustkę pełną radości i niewymownej wdzięczności.
- Arigatou Gozaimasuta Kyuubi no Yoko!!
Szeroko się do niego uśmiechnąłem, po czym z wysoko podniesioną głową powoli oddaliłem się od miejsca zamieszkania lokatora mojej duszy i po chwili powróciłem zmysłami do świata rzeczywistego. Gdy się ocknąłem z nocnego letargu, zaraz otworzyłem oczy i momentalnie dostrzegłem, że już jest jasno. Fakt ten niebywale mnie zdziwił, gdyż kompletnie nie spodziewałem się, że ta, jakże dla mnie trudna rozmowa z lisem, będzie trwać calusieńką noc. Rozejrzawszy się po obozowisku, nie dostrzegłem nic niepokojącego. Nic, co by wskazywało na jakiś atak czy walkę. Tak jak rozkazałem poprzedniego dni, za namiotami rozłożonymi dokładnie naprzeciwko mnie, wciąż stoją przywołani żołnierze i niezłomnie lustrują najbliższą okolicę.
Podniósłszy się do wyprostu, nagle poczułem niewyobrażalne odrętwienie nóg, a to dlatego, gdyż całą noc przesiedziałem po turecki i to w dodatku w całkowitym bezruchu. Zaraz zrobiłem kilka przysiadów, by po chwili paść na brzuch i wykonać kilka pompek. Potem przewróciłem się jeszcze na plecy i zrobiłem kilka brzuszków. Krótka, poranna gimnastyka dobrze mi zrobiła. Rozciągnąwszy obolałe mięśnie, zaraz rozgrzebałem nadal dymiące ognisko, zacierając po nim jakikolwiek ślad, po czym podszedłem do namiotu, w którym nocowała moja zielonooka piękność. Zajrzawszy do środka, zobaczyłem Sakure nadal smacznie śpiącą, a widok spokojnego wyrazu jej twarzy świadczyć może, że dziewczyna miała bardzo udaną noc. Bez zakłóceń. Wiedząc, że jeszcze jest bardzo wcześnie, nie chcą jej budzić, jedynie ukląkłem koło niej, nachyliłem się i złożyłem delikatnego całusa na lekko różowym policzku kunoichi, po czym bezgłośnie wyszedłem na zewnątrz. Oddaliwszy się kilka kroków, w stronę miejsca w którym niedawno dymiło się jeszcze niedopalone ognisko, nagle poczułem powalający na kolana ból brzucha, a po nim ryk żołądka płoszącego ptactwo z pobliskiego drzewa.
„Cholera! Ale jestem głodny. Czuję, że mógłbym zjeść konia z kopytami.” – Pomyślałem z kwaśną miną. – „Choć wolałbym 10 wielkich misek pełnych Ramenu!”
Z wyobrażeniem mojego ulubionego dania przed oczami, z bolącym, pustym brzuchem zaraz, szybko skierowałem się w głąb lasu z zamiarem upolowania lub złowienia jakiejś strawy. Po dwudziestu minutach bez owocnych poszukiwań, nagle do moich uszu doszedł szmer jakiegoś wodospadu. Zwróciwszy kierunek marszu w tamtą stronę, zaraz doszedłem do miejsca wydobywania się tego dźwięku i momentalnie zostałem zauroczony pięknem nowo odkrytego miejsca. Niewielkie jeziorko, a raczej staw u podnóża jakiejś góry, z której spływa wolno lejący się wodospad. Całe to miejsce otoczone jest przez gęsto rosnący las z którego właśnie wyszedłem. No coś pięknego.
* * *
O świcie, gdy burzowe chmury w końcu zostały rozwiane i na niebie pokazały się pierwsze promienie wschodzącego słońca, młody członek nieistniejącego już klanu Uchiha, leżąc na niewygodnym materacu więziennego łóżka, nagle poczuł jak całe jego ciało wypełnia przyjemna dawka energii. Otworzywszy oczy, momentalnie dostrzec można uaktywniony Sharingan, pierwszy raz od dłuższego czasu. Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej, po czym usiadł na brzegu łóżka i rozprostował dłonie. Po chwili całe jego ciało, od zewnątrz pokryła gęsta powłoka niebieskiej chakry, jaka w końcu została uwolniona.
- Nareszcie! Kabuto… jesteś genialny!!
Krzyknął czarnowłosy, z chytrym uśmieszkiem wykrzywiającym jego usta. Gdy ten krótki sprawdzian, czy specyfik przygotowany i podrzucony przez białogłowego okularnika… zadziałał, Sasuke szybko poderwał się na równe nogi i zwrócił się ku stalowym drzwiom do swojej celi.
- Pora się stąd wynosić.
Mruknął pod nosem, po czym w prawej dłoni stworzył kulę skomasowanej chakry, iskrzącą się niewielkimi piorunami we wszystkich kierunkach. Zbliżywszy się do masywnej przeszkody, jak uniemożliwia wyjście na zewnątrz, Uchiha po chwili namysłu przejechał stworzoną techniką po zamkach i zawiasach. Gdy powstały kurz się rozrzedził, chłopak momentalnie dostrzegł, że stalowe drzwi ani drgnęły.
- Co jest!?
Powiedział zniecierpliwionym głosem i po chwili kopnął w nie z pół obrotu. Wrota lekko zachwiały się, po czym z ciężkim i powolnym ruchem gruchnęły o kamienną podłogę. Podopieczny wężowego sannina zrobił krok na przód i delikatnie wyjrzał na korytarz. Zobaczywszy ciała dwóch strażników, bezwładnie leżących pod ścianą, zaraz do nich podszedł i każdemu przytknął palec do tętnicy szyjnej, by się przekonać czy aby na pewno nie żyją. Upewniwszy się, że jednak nie żyją, Sasuke zaraz pochwycił w dłoń katane jednego z nich, podniósł się i szybko pobiegł w stronę wyjścia.
„Muszę znaleźć zbrojownię czy jak to się tam nazywa i odebrać swoją broń!” – Pomyślał znalazłszy się przy schodach prowadzących na górę. Wchodząc powoli, stopień po stopniu, będąc w połowie drogi, chłopak nagle usłyszał jakieś odgłosy dobiegające z korytarza przed nim.
- …dziś w nocy mieliśmy intruza…
- …tak, wiem. Eiji widział go, ale zaraz potem został znokautowany…
- …biedaczek, w szpitalu powiedzieli, że…
Echo rozmowy dwóch strażników idących korytarzem w kierunku schodów, zaczęło robić się coraz wyraźniejsze i wyraźniejsze. Uchiha cichutko podszedł do rogu ściany i gdy już chciał wyjrzeć zza rogu, z korytarza wyłonili się właściciele ów głosów. Czarnowłosy momentalnie zastygł w bezruchu, plecami przytulony do zimnej ściany, z kataną w razie czego, gotową do walki. Strażnicy, kompletnie nie świadomi obecności jednego z więźniów, nie zauważywszy go przeszli obok i skierowali się dalej korytarzem, rozmawiając w najlepsze.
„Uff… było naprawdę blisko…” – Pomyślał czarnooki jednocześnie wypuszczając wstrzymane powietrze z wyraźną ulgą. Sasuke, ponownie wyjrzawszy zza rogu, szybko rozejrzał się. Nie widząc nikogo na swojej drodze, zaraz wyskoczył i pognał w kierunku z którego nadeszli tamci shinobi Liścia. Mijając jakieś cele, niektóre „zamieszkane”, inne puste, czarnowłosy w końcu dobiegł do pomieszczenia opatrzonego napisem MAGAZYN. Nacisnąwszy klamkę, zaraz okazało się, że drzwi są zamknięte. Nie wiele się zastanawiając, jednym potężnym kopniakiem wyważył je. Przeszukując metalowe regały z dziesiątkami kartonowych pudeł… po kilku minutach, natknął się na podłużne pudło opatrzone podpisem SASUKE UCHIHA. Otworzywszy je, wyciągnął kilka shurikenów, kunaii i swoją katane, jaką otrzymał od Orochimaru. Zawróciwszy zaraz do wyjścia, nie upewniwszy się czy droga jest wolna, pewnie wyszedł z magazynku i momentalnie natknął się na jakiegoś strażnika akurat wychodzącego zza drzwi z napisem WC. Gdy ich spojrzenia się spotkały, w mgnieniu oka obaj zastygli w chwilowym bezruchu. Sasuke trzymając lewą dłoń lekko zaciśnięta na rękojeści swojego miecza, przymknąwszy na chwilę oczy, zaraz je na powrót otworzył i ukazał swemu przeciwnikowi uaktywniony Sharingan.
Strażnik w tym czasie, przypomniawszy sobie co mówiono mu, jak ma się zachować pod czas spotkania z posiadaczem takiego Kekke Genkai. Mężczyzna w ostatnim momencie spuściwszy wzrok na podłogę, tym samym uniknął użycia na nim jakiegoś niebezpiecznego jutsu z rodzaju Genjutsu. Powoli sięgnąwszy po kunai zalegający w kieszeni jego spodni, nagle usłyszał głos…
- Nie radziłbym ci tego robić!
Powiedział Uchiha mroźnym tonem głosu. Brunet, bo taki kolor mają włosy ów strażnika, chunina… czując narastające zdenerwowanie i liczne kropelki potu powoli ściekające mi po skroni, po chwili namysłu zdecydował się zaryzykować. Chwyciwszy ręką za sztylet, lecz nadal nie wyciągając go z kieszeni, zaraz spojrzał swemu przeciwnikowi na nogi.
- Jak rozumiem, w końcu postanowiłeś się stąd urwać!??
- Tak.
- I nie mam żadnych szans w przekonaniu cię byś tego nie robił!??
- Dokładnie.
Sasuke odparł mu na oba pytania z niezwykłym spokojem w głosie, zupełnie jakby uciekanie z więzienia było czymś najnormalniejszym w świecie. Mężczyzna w zielonej kamizelce z czerwonym znakiem kraju Ognia na plecach, mimo zapewnień czarnowłosego, po chwili namysłu powoli począł wyciągać ukryty sztylet z kieszeni. Gdy promień lampy jarzeniowej wiszącej na suficie, odbił się od skrawka idealnie błyszczącego metalu, w mgnieniu oka, strażnik poczuł jak coś bardzo ostrego przeszywa go na wylot w okolicy brzucha.
- I po co Ci to było? – Spytał Uchiha, powalając przeciwnika na podłogę i wyciągając z jego ciała zakrwawione ostrze katany. Posiadacz Sharingana nie bardzo rozumiejąc wykonany ruch strażnika, jedynie pokręcił głową na jego lekkomyślność, po czym nie oglądając się za siebie, szybko oddalił się od miejsca zdarzenia w tylko sobie znanym kierunku.
- Cholera!
Zaklął chunin. Czując jak w szybkim tempie jego ciało zaczyna się wychładzać, co zwiastują dreszcze, brunet zakrywszy ranę jedną ręką, drugą zaczął sobie pomagać w czołganiu się. Odkasłując co jakiś czas strużką krwi, po chwili ku swemu zadowoleniu doczołgał się pod przeciwległą ścianę, na której umieszczono alarm. Z wielkim trudem spojrzawszy na czerwony przycisk, z jeszcze większym trudem podniósł się do pozycji klęczącej. Gdy mężczyzna tylko zgiął się w pół, z jego rany wyleciała większa ilość krwi, a jego ciałem targnął spazm niewyobrażalnego bólu. Chunin jednak nie poddając się, wyciągnął wolną rękę w stronę przycisku…
UUUUUUEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nagle poranną ciszę zakłócił ryk od dawna nieużywanej syreny alarmowej. Jej sygnał, w jednej chwili postawił na nogi wszystkich więźniów i pozostałych strażników zalegających wciąż w swych łóżkach, w tym także cztery oddziały doborowych shinobi z korzenia ANBU.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

133. My, demony też mamy uczucia!

Teraz przyszedł czas na kontynuację mojej historii o życiu Naruto Uzumakiego i jego przyjaciół. Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na długo wyczekiwany Odcinek 133.



<<< Odcinek ukazał się 8 lipca 2009 roku >>>



Czarno-szare kłęby ciężkich chmur wiszących nad Konohą, tej nocy nie raz już dały o sobie znać. Częste grzmoty i pioruny przeszywające niebo na wskroś, nie jednemu mieszkańcowi dały się już we znaki. Przez cały czas, całemu temu spektaklowi towarzyszy gęsto padający deszcz i bardzo porywisty wiatr.
- Rany! Co ja tu w ogóle robię!?
Jęknął poważnie zirytowany chuunin Ukrytego Liścia, cały przesiąknięty do suchej nitki. Wciąż zachodząc w głowę, o co wszystkim chodzi i dlaczego Hokage opieprzyła go, ponoć, za obrażenie córki jednego z dowódców ANBU, teraz gorzko przeklina sprawcę całego tego zamieszania. Przestępując z nogi na nogę, zupełnie jakby ciało mu się sikać, chłopak do tego wszystkiego jeszcze cały się trzęsie i szczeka zębami.
- Jeszcze chwila i nie wytrzymam! – Krzyknął szatyn, gdy kolejny silny podmuch lodowatego wiatru targnął jego poczochraną czupryną. Stojąc w miejscu już od dobrych kilku godzin, chłopak nagle zmęczonymi oczami wypatrzył jakąś postać stojącą po drugiej stronie kamiennego mostu, który z kolei jest jedyną drogą wiodącą z wioski do tego miejsca. Wytężywszy wzrok, chłopak tym samym spróbował upewnić się, że się nie przewidział. I rzeczywiście, tajemnicza postać przekroczywszy most powoli zaczęła się do niego zbliżać. Przybysz okryty czarnym płaszczem z wielkim kapturem zasłaniającym twarz, gdy tylko podszedł bliżej zdezorientowanego chunina, ten momentalnie się otrząsnął i chwycił za kunai.
- Kim jesteś!?
Nieznajomy nic nie odpowiedział.
- Co tu robisz!?
Znowu cisza.
Chłopak mierząc coraz bardziej zniecierpliwionym wzrokiem niespodziewanego gościa, po chwili przypatrywania mu się, poczuł lekki paraliż kończyn. Wypuściwszy trzymaną broń z ręki, zaraz poczuł jak coś podcina mu nogi. Upadłszy na błotnistą ziemię, chłopak po chwili stracił przytomność.
* * *
Niewyraźny krzyk, dwa słowa, takie dźwięki przeszyły powietrze i echem odbiły się od kamiennych ścian. To wystarczyło, by osiemnastoletni więzień został wyrwany z niespokojnego snu. Otworzywszy szeroko oczy i rzuciwszy ukradkowe spojrzenia na niewielki lufcik przy suficie, chłopak po chwili usłyszał drugi niewyraźny krzyk a następnie już tylko odgłos szumu deszczu. Usiadłszy na brzegu prymitywnej, stalowej pryczy z gąbczastym materacem osadzonym na drucianej siatce, gdy rozciągnął obolałe mięśnie pleców, Uchiha zaraz omiótł obojętnym spojrzeniem swoją celę. Choć dzisiejszej nocy mija już prawie miesiąc odkąd tu trafił i nadal nie mogąc się do tego miejsca przyzwyczaić, jak co dzień od miesiąca… czarnowłosy rozpoczyna dzień od próby zdjęcia blokady w używaniu chakry, jaką na niego nałożono. Usiadłszy po turecku pod jedną ze ścian, dokładnie naprzeciwko wejścia, chłopak zaraz przybrał pozę jak do medytacji. Jego oddech powoli zaczął zwalniać i zwalniać, by po chwili całkowicie już ustać. Uchiha wstrzymawszy oddech na kilkanaście sekund, zamknął oczy i gdy w końcu wyciszył umysł, i ciało, zaraz głęboko odetchnął. Wróciwszy myślami do wszystkiego tego, co się wydarzyło wciągu ostatnich pięciu lat jego życia… z najdrobniejszymi szczegółami przypomniał sobie swoje odejście z wioski. Następnie odnalezienie kryjówki Orochimaru i trening pod jego wężowym okiem. Później, swoje misje przeciwko Konoha, Suna i Iwa-Gakure, jakie zlecał mu jego ówczesny mistrz i w końcu po trzech i pół roku… spotkanie z Naruto Uzumakim w sercu jakiegoś lasów.
„Gdzie to było!? Pamiętam, że wykonywałem wtedy jakąś nudną misję… chyba w Iwa-Gakure, a gdy wracałem w Konoha zobaczyłem go! Taaak! Tamtej walki nigdy nie zapomnę…” – Sasuke nie otwierając oczu, nieznacznie uśmiechnął się na to wspomnienie. – „…Tylko jedno do dziś mnie zastanawia. Co to była za czerwona chakra, jaka momentalnie spowiła Naruto w czasie walki?!? Ta moc, powalająca i niemalże namacalna… kim on do cholery jest?!? A teraz, gdy wróciłem by znaleźć odpowiedź na to pytanie, no właśnie… po stoczeniu walki z dawnymi przyjaciółmi wylądowałem w tym przybytku dla morderców i najgorszych szumowin bez możliwości kontakty ze światem zewnętrznym.”
Otworzywszy oczy, chłopak jeszcze raz rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, po czym czując, że już dziś więcej nie zmruży oka, po chwili zastanowienia zmienił pozycję na leżącą brzuchem do kamiennej posadzki. Po czterdziestu minutach intensywnego pompowania, chłopak zmienił pozycję z leżącej na brzuchu… na leżącą na plecach. Gdy po chwili spokojnego oddechu i wpatrywania się w kamienny sufit, zaraz zrobił pierwszy brzuszek, nagle usłyszał szmer i odgłos walki dochodzący z korytarza. Zwróciwszy się w stronę potężnych, stalowych drzwi, czarnooki wyprostował się i powoli do nich podszedł. Przystawiwszy ucho do nich, zaraz przymknął oczy i począł wsłuchiwać się w odgłosy. Nagle, tuż pod drzwiami do celi… Uchiha usłyszał stłumiony jęk dwóch mężczyzn bezwładnie opadających na ziemię, zapewne strażników pilnujących go całą dobę odkąd tu trafił. Po chwili nastała głucha cisza, a przez niewielką lukę między podłogą a drzwiami, ktoś wrzucił na pół złożoną gazeta, po czym się oddalił. Gdy odgłos kroków ucichł, Sasuke podniósł gazetę do góry i gdy ja rozłożył, nagle usłyszał brzęk metalu uderzającego o kamień. Spojrzawszy pod nogi, po chwili dostrzegł niewielki, metalowy pojemniczek. Nie większy od połowy palca wskazującego.
„A to co takiego?” – Pomyślał i podniósł prezent do góry. Obejrzawszy go dokładnie, zaraz przejrzał gazetę w poszukiwaniu jakiejś kartki. Po chwili jednak okazało, że nic podobnego w niej nie ma, wiec chłopak po chwili zastanowienia usiadł na brzegu łóżka. Trzymając tajemniczą, metalową kapsułkę w ręce i dokładnie się jej przyglądając, czarnooki zaraz dostał olśnienia.
„Przecież to od Kabuto!!” – Krzyknął w myślach i zaraz otworzył pojemniczek, po czym jego zawartość wysypał na otwartą dłoń. Momentalnie pokazały się dwie, białe pastylki, trochę kształtem przypominające proszki na ból głowy. Sasuke niewiele się zastanawiając, zaraz jednym ruchem wziął pastylki do ust i szybko je połknął. Teraz pozostało tylko poczekać, aż tajemniczy lek okularnika zacznie działać.
* * *
Gdy niebo zrobiło się już czarne i ukazały się pierwsze gwiazdy, w tymczasowym obozie, wszyscy członkowie grupy shinobi liścia pod przywództwem twardogłowego blondyna, poszli już spać. Wszyscy? Nieee. Przy skwierczącym ognisku na straży pozostał błękitnooki jounin. Chłopak siedząc przodem do rozstawionych namiotów a tyłem do leśnych ciemności, by zapewnić wszystkim bezpieczeństwo przed ewentualnym, nocnym atakiem, przed kilkoma godzinami wezwał sześciu Upiornych żołnierzy i kazał im patrolować najbliższą okolicę, tuż za rozstawionymi namiotami. Blondyn pozostawił sobie do ochrony teren rozpościerający się miedzy ogniskiem a miejscem nocnego spoczynku jego przyjaciół. Siedząc po turecku na ziemi ze wzrokiem utkwionym w płomieniach, jego myśli krążą w koło wielkiego, czerwonego sierściucha w nim zapieczętowanego.
„Kyuubi, dlaczego ostatnio stałeś się dla mnie taki nie przyjemny??” – Spytałem spokojnym tonem głosu, by już na wstępie znowu się z nim nie kłócić. Nie usłyszawszy odpowiedzi, po kilku minutach zagłębiłem się we wnętrzu własnej duszy. Wylądowawszy w korytarzu, zalanym wodą do kostek, zaraz podszedłem bliżej ogromnych, stalowych krat. Ani trochę nie bojąc się zamkniętego tu demona, po chwili złapałem dłońmi za kratę i w tym momencie tuż przede mną pojawiła się para krwistoczerwonych ślepi. Kyuubi tak gwałtownie się pojawił, że aż odruchowo cofnąłem się do tyłu i upadłem na plecy.
- Czego chcesz!?
Krzyknął, a jego złowrogo nastawiony ton głosu rozbił się o moją twarz, jak podmuch silnego wiatru. Patrząc na niego z chwilowym przerażeniem w oczach, zaraz jednak się otrząsnąłem i podniosłem z wodnistej posadzki.
- Czego taki smarkacz jak TY może ode mnie chcieć!?
- Wysłuchania.
- Wysłuchania!? HAHAHA!! A co ty masz mi takiego WAŻNEGO do powiedzenia, że muszę cię słuchać!?!
Jego zachowanie kompletnie zbiło mnie z pantałyku. Co ja takiego mu zrobiłem, że po tylu latach współpracy, lis nagle znowu zrobił się chamski i arogancki? Czyżby bycie dobrym mu się znudziło? Czy pomaganie, a nie niszczenie jest aż tak nudne? Milcząc przez chwilę i nie spuszczając wzroku z jego przeszywającego spojrzenia, zaraz podszedłem do niego bliżej.
- Co ja ci zrobiłem, że znowu jesteś nie przyjemny?? – Nadal mój głos trzyma spokój na wodzy. Momentalnie dostrzegłem, jak ślepia demona rozszerzają się do granic swych możliwości, a on po chwili wybucha swym histerycznym śmiechem, prosto w moją twarz.
- Ty się jeszcze pytasz!!?? – Odparł nie przestając się śmiać. – Co ja ci takiego zrobiłem… – Demon sparodiował początek moich słów, co tym razem kompletnie już mnie zdenerwowało. Nagle poczułem jak zaczyna we mnie kipieć czysta wściekłość, ale wiedząc, że krzykiem nie wielu tu zdziałam, po chwili szybko ochłonąłem. Na powrót uspokoiwszy się, przez zaciśnięte zęby, jedynie wymamrotałem swój komentarz.
- Haha… bardzo śmieszne…
- Widzę mały, że ty jednak nie żartujesz, mówiąc takie rzeczy! No to cię uświadomię!! – Kyuubi zaraz wstał, odwrócił się do mnie tyłem, co poznałem po dziewięciu ogonach jakimi momentalnie machnął mi przed oczami, by po chwili znowu zwrócić się do mnie łbem. Nie wiem po co to zrobił, ale jeśli pomyślał że mnie przestraszy, czy coś, to się grubo pomylił. Gdy ponownie z czarnych ciemności wyłoniło się jedno jego olbrzymie oko, demon w końcu raczył znowu się odezwać. – Hahaha… a wiec Naruto, powiem bez ogródek. Ostatnio stałeś się dla mnie arogancki. Za każdym razem jak rozmawialiśmy, twój ton głosu był bardzo raniący. Jak byś nie wiedział, my, demony też mamy uczucia! I tak samo, jak wasze ludzkie, również trzeba pielęgnować! A ty swoją postawą, niejednokrotnie je zraniłeś i to boleśnie, więc się nie dziw, że teraz ja jestem wobec ciebie nie przyjemny!!
Szczerze powiem, że to przemówienie dogłębnie mnie poruszyło. Wróciwszy pamięcią do ostatnich naszych pogawędek, po chwili zrozumiałem o co Kyuubiemu chodzi i momentalnie zrobiło mi się strasznie głupio.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

132. CZY SIĘ JASNO WYRAZIŁEM!?!

Dziś jest drugi dzień, upalnego ale i deszczowego lipca ^^. Co prawda, nie ukrywam, dziś też są moje urodziny i można śmiało powiedzieć, że z tej właśnie okazji czas na opublikowanie nowej notki.



<<< Odcinek ukazał się 2 lipca 2009 roku >>>



- Neji! Naruto i Sakura gdzieś zniknęli!
Zauważyła brunetka, gdy tylko odwróciła głowę, by spojrzeć czy wyraz twarzy zielonookiej nieco się rozweselił. Odkąd obydwie kunoichi spotkały się pod bramą i przez cała kilkugodzinną drogę, Tenten wyraźnie widziała, że jej przyjaciółkę coś trapi.
- Co!? – Hyuuga gwałtownie zatrzymał się na najbliższym drzewie, odwrócił się i uruchomił sekretną technikę Byakugan jego klanu. – Zawracamy! – Dodał po chwili namysłu i ruszył z powrotem. Jego narzeczona nie odstępując chłopaka na krok, momentalnie zobaczyła jak ten się rozgląda, by po chwili zatrzymać wzrok na jakimś punkcie daleko przed nimi. Para cofnąwszy się o kilkadziesiąt drzew, Naji w końcu ich wypatrzył i zatrzymawszy się w miejscu na jakimś grubaśnym drzewie, zaraz rzucił zaciekawione spojrzenie ku ziemi. Jego dziewczyna przystanąwszy obok niego, nie wiedząc o co chodzi, momentalnie się zaniepokoiła.
- Widziałeś ich?
- Owszem i muszę powiedzieć, że się tego po nich nie spodziewałem.
Chłopak uśmiechnął się zadziornie, po czym kiwnięciem głowy pokazał kunoichi gdzie ma patrzeć. Gdy Tenten tam spojrzała, w mgnieniu oka na jej twarz wypłynął serdeczny uśmiech.
- Czy oni nie wyglądają słodko, gdy się tak do siebie… kleją!
Hyuuga nic jej nie odpowiedział. Patrząc jak zielonooka okrakiem siedzi na leżącym pod nią blondynie i namiętnie go całuje, przez chwilę pomyślał, że oni chyba powariowali. – „Żeby robić to pod czas wykonywania misji!? To nie poważne.” – Pomyślał i z grobową miną pokręcił głową z dezaprobatą. – „Ale… co jak co, widok tej dwójki w takiej pozie, pod czas wykonywania jednoznacznej czynności, to coś raczej niespotykanego.” – Chłopak po tej myśli, jednak zaraz złagodniał z wyrazem twarzy i nawet nieznacznie się uśmiechnął. Spojrzawszy w niebo, Neji zobaczył że już się ściemnia, a że oni raczej już dziś się stąd nie ruszą, po chwili namysłu, zdecydował o rozbiciu obozu.
- Tenten… co powiesz na to, byśmy rozłożyli namioty na tym poletku?
Spytał wskazując palcem pobliską łąkę, zaraz za drzewami. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego serdecznie, po czym oboje bezszelestnie zeskoczyli koło całującej się pary i zabrali ich plecaki.
* * *
Nad wioską Skały zalęgły się gęste chmury, z których po chwili lunął rzęsisty deszcz. Można by rzec, że ich pojawienie się zasygnalizowało koniec dnia pracy i czas powrotów do domów, lecz słysząc nieprzeniknioną ciszę wydobywającą się z biura Tsuchikage, nikt nawet o czymś takim nie pomyślał. Wszyscy mieszkańcy, bez wyjątku, po dniu burzliwych wrzasków i niepokojów do nich napływających, teraz w skupieniu i strachu wyczekują dalszych wieści. Mówi się, że na wschodzi, dwa potężne mocarstwa od 3 dni są w stanie wojny i jak grom z jasnego nieba, w głowach wszystkich momentalnie pojawiło się wyobrażenie, że ten konflikt może przenieść się i na ich tereny. Starsza część społeczeństwa, doskonale pamiętając ostatnią wielką wojnę shinobi i krwawe żniwo jakie wtedy zostało zebrane po obu stronach konfliktu, wciąż jeszcze pamięta o licznych ranach, jakie do tej pory nie zostały zaleczone. Mowa tu oczywiście o ranach mentalnych. Ranach, które w społeczeństwie bardzo powoli się zaleczają, a proces ten czasem potrafi trwać przez jedno, całe pokolenie.
W niewielkim barze z ramen, sushi i innymi potrawami serwowanymi w tej części świata, usytuowanym po drugiej stronie ulicy, dokładnie na przeciwko wysokiego i masywnego budynku najwyższej władzy w tym kraju, w całkowitym skupieniu, konsumując zamówiony posiłek… siedzi dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach i słomianych kapeluszach na głowach. Gdyby nie ich stroje, które w szeregach zwyczajnych ludzi, jak i shinobi we wszystkich wioskach, w równym stopniu zasiewają nieopisane przerażenie, to pewnie nikt by na nich nie zwrócił uwagi. Jednakże, ich pojawienie się… w głowach przyglądających się im ludzi, momentalnie rodzi pytanie – Czego tu szukają!? – Ludzie bojąc się ich o to spytać, nigdy zapewne nie poznają odpowiedzi na to podstawowe pytanie, lecz bez ostentacyjne gapienie się, też im nie pomoże w znalezieniu odpowiedzi, a jedynie tylko może kogoś zdenerwować.
- Itachi, czy mogę zabić kolesia siedzącego pod ścianą!?
Nagle odezwał się jeden z nich, a jego słowa przepełnione rządzą mordu, przeszyły powietrze zalęgające w pomieszczeniu i w mgnieniu oka dotarły do uszy wszystkich pozostałych klientów baru. Jak na komendę, wlepione w nich spojrzenia, w jednej chwili zostały poodwracane lub spuszczone. Mężczyzna siedzący naprzeciwko swojego towarzysza, najwyraźniej mającego bardzo słabą wytrzymałość na bezczelność innych, jedynie podniósł ceramiczny kubek do ust i powoli wypił jego zawartość.
- Jeśli sprawi ci to przyjemność.
Rzucił czarno włosy od niechcenia. Jego towarzysz momentalnie uśmiechnął się szyderczo i tym razem to on spojrzał na swoją potencjalną ofiarę. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Kisame momentalnie wstał i w mgnieniu oka pojawił się tuż przy mężczyźnie, przystawiając do gardła odwinięte ostrze swojego wielgachnego miecza.
- Oto, co spotyka tych… którzy bezczelnie się na mnie gapią!!
Missing-nin, z oczu wystraszonego mieszkańca wioski Ukrytej Skały, wyczytał nieopisane przerażenie, lecz to go nie zniechęciło, a jedynie zachęciło do wykonania wyroku. Ścisnąwszy dłoń na rękojeści miecza, Hoshigaki zaraz rozpłatał mężczyźnie gardło, a gdy czubek długiego ostrza zahaczył o głęboką już ranę, momentalnie po podłodze poturlała się odrąbana głowa. W jednej chwili… ściana, stół i podłoga zostały zarzygane fontanną szkarłatnej cieczy jaka trysnęła w momencie cięcia.
- Ktoś jeszcze życzy sobie ekspresowe wysłanie go na tamten świat!??
Mężczyzna mówiąc to, wyprostował się i omiótł spojrzeniem zaciemnione pomieszczenie. Oczywiście, wśród przerażonych obywateli kraju Ziemi nie obyło się bez krótkich spojrzeń, ale gdy Kisame podniósł zakrwawiony miecz do góry, momentalnie ponownie spojrzenia zostały poukrywane.
- Nikt!?
Jego ton wydał się nieco zasmucony i wielce rozczarowany.
- Kisame wystarczy! Idziemy stąd!
Rzucił starszy Uchiha, po czym wstał, o dziwo zostawił pieniądze na blacie stołu i powoli skierował się ku wyjściu. Jego towarzysz zmierzywszy go trochę niezadowolonym wzrokiem, zaraz jednak wzruszył ramionami, zarzucił broń na plecy i poczłapał w ślad za kompanem. Gdy obaj zniknęli w ciemnościach ulewnego deszczu panującego na zewnątrz, momentalnie z wnętrza baru wydobyły się krzyki i wrzaski, a po chwili poczęli na dwór wybiegać wystraszeni na śmierć ludzie.
* * *
- Z twojej opowieści wynika taka konkluzja, że gdybyśmy mieli ten miecz, to mielibyśmy władzę nad armią zdolną podbić każde państwo? Czy tak!?
- Dokładnie.
- Rozumiem… – Tsuchikage z westchnięciem rozsiadł się na swym fotelu, po czym splątawszy palce dłoni na wysokości nosa, ze wzrokiem wlepionym w jakiś bliżej nieokreślony punkt na ścianie, na chwilę popadł w głęboką zadumę. – …tylko jedno mnie zastanawia.
- Mianowicie??
- Kto obecnie jest w jego posiadaniu?
- Z tego co się dowiedziałem, a zdobycie takich informacji wymagało użycia przeze mnie nieco brutalniejszych metod przesłuchań, to obecnie nosi go i używa nie jaki Naruto Uzumaki, shinobi Ukrytego Liścia. – Wyjaśnił Yakiwa.
- Co o nim wiemy!?
- Nie wiele. Nie ma rodziny, jest jedynakiem. Ma około dziewiętnastu lat. Dobry z niego ninja, odkąd posiada miecz Upiornej Armii… cóż używa ich dość często, nawet do bardzo błahych zadań. – Czarnowłosy z zamkniętymi oczami, przeszukał w głowie zasoby pamięci i wyrecytował to co wg niego najważniejsze o blondynie. – A i jest jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz jakiej możemy się po nim spodziewać, a jaka z pewnością robi z niego bardzo niebezpiecznego przeciwnika.
Brunet w stroju Kage momentalnie utkwił zaciekawione i coraz bardziej napięte spojrzenie w swym przyjacielu. Po chwili przyglądania mu się z uwagą, mężczyzna niespodziewanie wstał i podszedł do uchylonego okna. Rzuciwszy okiem na swoją rodzinną wioskę, jednocześnie przybrał pozę głęboko zamyślonego człowieka.
- Co to takiego!? – Spytał po chwili milczenia.
- Ten chłopak jest Jinchuuriki Kyuubiego.
- Że co!!??? I ty mi dopiero teraz o tym mówisz!!?? – Krzyknął Akinori, jednocześnie odwracając się przodem do swego rozmówcy. – To diametralnie wszystko zmienia! Nim dokonamy jakichś nowych poczynać względem Konohy czy Suny, wpierw musimy coś z tym fantem zrobić!! Wiesz co mam na myśli, prawda!??
Mężczyzna w masce pokręcił głową.
- A to, że ten… Naruto Uzumaki od teraz jest celem numerem 1 naszych działań i jak najszybciej musi zostać WYELIMINOWANY!!! DO KOŃCA TEGO TYGODNIA CHCĘ MIEĆ TU NA BIURKU… – Brunet uderzył otwartą dłonią w blat. – …RAPORT ŚWIADCZĄCY O ŚMIERCI TEGO SMARKACZA!!!! CZY SIĘ JASNO WYRAZIŁEM!?!!
- JAK SŁOŃCE!!!!
Yakiwa odkrzyknął podrywając się do wyprostu. Zasalutowawszy, po chwili szybko wyszedł z biura, by jeszcze dziś wydąć odpowiednie rozkazy swoim ludziom. Gdy drzwi się za nim zatrzasnęły, Fukao podszedł powoli do okna i odetchnąwszy kilka razy głębiej, mokrym powietrzem, ze wzrokiem wlepionym w jakiś punkt na horyzoncie, popadł w zadumę nad wydanym rozkazem zabicia twardogłowego blondyna z Konoha-Gakure.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

131. Przepraszam!


<<< Odcinek ukazał się 30 czerwca 2009 roku >>>



Ustaliwszy z Tsunade szczegóły misji, którą niespodziewanie mi zleciła, zaraz zniknąłem w chmurze białego dymu, by sekundę później pojawić się koło Hyuugi już gotowej w swoim codziennym stroju shinobi. Odebrawszy od dziewczyny to co moje, czyli biały płaszcz dowódcy ANBU, zaraz szybko go założyłem. Gdy naciągnąłem na głowę kaptur, by na powrót ukryć swoje blond włosy, po chwili dostrzegłem niewielki rumieniec na policzkach białookiej i szeroki uśmiech na jej ustach. Pozostawiwszy ten gest bez odpowiedzi, oddaliłem się w kierunku różowowłosej dziewczyny. Kunoichi siedząc na ziemi z podkulonymi pod pierś nogami, na pierwszy rzut oka wygląda jakby płakała, lecz po przyjrzeniu się jej dokładniej, można śmiało stwierdzić, że ona po prostu nad czymś intensywnie rozmyśla.
- Sakura Haruno… masz misję.
Powiedziałem dobitnie. Zielonooka nie od razu zareagowawszy, dopiero gdy mruknąłem, to na mnie spojrzała. Patrząc sobie przez chwilę prosto w oczy, po kilku minutach dostrzegłem lekko wymuszony uśmiech powoli rysujący się na jej wargach.
- Rozumiem. A jakieś szczegóły? – Spytała, jednocześnie wstając i otrzepując tylną część swojego stroju shinobi.
- Za dziesięć minut masz się stawić przy zachodniej bramie i tam czekać na dalsze instrukcje. – Odparłem i zniknąłem w kłębie białego dymu.
Zielonooka patrząc przez chwilę, jak obłoczek dymu znika jej z przed nosa, zaraz zaczęła zastanawiać się, czy spytać blondyna o ich wzajemne zauroczenie, które w jej mniemaniu, wyraźnie przez ostatnią noc zaczęło się zmniejszać. Dziewczyna przeczuwając, że jeśli nic szybko z tym nie zrobi, to wszystko może się nagle skończyć. Ruszywszy po chwili z miejsca, Sakura jeszcze zarzuciła swój plecak na ramię i przedzierając się przez tłum innych shinobi Liścia, powoli poczęła kierować się w wyznaczonym kierunku. Gdy już tam dotarła i ponownie przystanęła w miejscu, po chwili od strony z której nadeszła, powoli zaczęła zbliżać się do niej brunetka z dwoma kokami na głowie.
- Ohayo Sakura.
- Ohayo…
Różowo włosa odparła nieco smętnie, co tyko zaciekawiło brązowooką.
- A co Ci jest?
- Nic.
- Jak to nic!? Przecież widzę, jaką masz smutną minę!
Haruno odwzajemniwszy spojrzenie przyjaciółki, momentalnie napotkała na swej drodze szeroki i zarazem serdeczny uśmiech. Rozmyślając przez chwilę nad udzieleniem wymijającego, niezbyt dokładnego i szczerego wyjaśnienia swojego stanu, gdy już miała otworzyć usta, nagle do obydwu dziewczyn podszedł białooki brunet. Chłopak widząc kunoichi niebywale się zdziwił.
- Hmm... a co wy tu robicie??
- Zapewne to samo co ty.
Odparła Sakura, szybko zmieniając temat rozmowy z Tenten. Dziewczyna z kokami rzuciwszy porozumiewawcze spojrzenie zielonookiej, zaraz spojrzała na Hyuugę, podeszła do niego i złożyła mu namiętnego całusa na ustach. Haruno patrząc na nich z lekką zazdrością w oczach, po chwili przypomniała sobie jak to Naruto dobrze całuje.
„Co jak co, ale musze przyznać, że straszni mi brakuje smaku jego ust.” – Uśmiechnąwszy się na to wspomnienie, zaraz jednak odwróciła od nich wzrok i na powrót posmutniała. Dziewczyna zagryzła dolną wargę, po chwili oddaliła się od dwójki zakochanych przyjaciół i oparła się plecami o niezburzony filar bramy wejściowej. Po około trzydziestu minutach, od strony centralnego punktu miasta, nadeszli Toshiro i Godaime z nieodstępującymi jej Samurajami. Kobieta przejechawszy spojrzeniem po zaciekawionych wyrazach twarzy bruneta i brunetki oraz po smutnym wyrazie twarzy różowowłosej, gdy zbliżyła się na odpowiednią odległość, by nie musieć krzyczeć… po chwili zabrała głos.
- Sakura, Neji, Tenten. Nim was wyślę na misję, od której będzie zależało, czy odnowimy sojusz z Suną czy też nie, to jest coś o czym powinniście wiedzieć. Toshiro-san, z którym przed kilkunastoma minutami rozmawiałam, a którego teraz tu obok mnie widzicie… cóż, powiedział, że nie chce już więcej ukrywać swojej twarzy pod maską, a zwłaszcza przed najlepszymi przyjaciółmi jakich kiedykolwiek miał. Nawet gdyby miało to oznaczać wyrzuceniem go z ANBU. – Kobieta przerwała na chwilę swoją wypowiedź i spojrzała ku Sakurze, której wyraz twarzy z zasmuconego momentalnie zmienił się w niedowierzający. Blondyna wytrzymawszy przez chwilę spojrzenie zielonookiej, zaraz odwróciła wzrok i spojrzała na dowódcę ANBU. – Kitsune-san, twoja prośba została przeze mnie pozytywnie rozpatrzona. Możesz zdjąć maskę i powrócić do cywila, a jeśli kiedyś będziesz chciał wrócić do służby, to będę czekała z otwartymi ramionami.
- Arigatou, Hokage-sama.
Odparł blondyn, po czym w końcu zdjął maskę i ukazał wszystkim swoje błękitne oczy oraz szeroki, od ucha do ucha, uśmiech.
- Naruto!?? – Zdziwili się Neji i Tenten.
- Tak. To ja!
- Ale jak, skąd, jakim cudem!??
- Długo by tu tłumaczyć.
Odparłem nieco wymijająco z szerokim uśmiechem i zaraz spojrzałem ku zielonookiej. Dziewczyna odwzajemniwszy moje spojrzenie, po chwili kamiennego wyrazu twarzy również się do mnie uśmiechnęła. Jej nieco opóźniona reakcja strasznie mnie zdziwiła, gdyż w normalnej sytuacji, już by mi się rzuciła na szyję… a to chyba nie jest normalna sytuacja. Wyczuwam, że dziewczyna ma do mnie jakieś pretensje. Tylko jakie? Cóż, odpowiedź na to pytanie jak na razie pozostanie bez odpowiedzi. Może jak zatrzymamy się na nocleg, to do niej zagadnę. A tym czasem…
- To była najkrótsza służba w ANBU jaką kiedykolwiek odnotowałam. – usłyszałem ciche westchnienie Godaime, stojącej tuż obok mnie. Spojrzawszy na kobietę, momentalnie dostrzegłem nieznaczny uśmiech widniejący na jej ustach.
- Dobra, skoro sprawa Aka Kitsune… a raczej Naruto już się wyjaśniła, to teraz mogę już was puścić. – Tsunade dodała po chwili, po czym wyjęła z kieszeni ubrania niewielki, zielono-czerwony zwój i oddała go w moje ręce. – Waszym priorytetowym celem tego zadania jest dostarczyć ten oto zwój do rąk własnych Kazekage-dono. Naruto będzie kapitanem. Jakieś pytania?
- Nie.
Odezwała się Sakura i Tenten jednocześnie. Dziewczyny spojrzawszy ku sobie, po chwili się uśmiechnęły i ponownie odwróciły głowy ku brązowookiej kobiecie.
- W takim razie… powodzenia!
- Hai.
Odkrzyknęliśmy, po czym ruszyliśmy biegiem w stronę kraju Wiatru. Oddaliwszy się od bramy o kilka metrów, Sakura nagle gwałtownie przystanęła w miejscu. Rzuciwszy jej pytające spojrzenie, kunoichi jedynie bez słowa wyjaśnienia szybko zawróciła i jak się zaraz przekonałem, podbiegła do równie mocno zdziwionej Tsunade-sama.
„O co chodzi!???” – Zdziwiłem się.
- Co się stało?? – Momentalnie koło mnie pojawił się Neji.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Sakura chyba zawróciła, by jednak zadać jakieś pytanie. Po odczekaniu kolejnych 15 minut, zielononooka w końcu ukłoniła się swojej mistrzyni, po czym do nas wróciła. Patrząc na nią przez chwilę z niemałym pytaniem w oczach, gdy odwzajemniła moje spojrzenie momentalnie się do mnie uśmiechnęła. Nie wiem czemu, ale widząc jej serdeczny uśmiech, dosłownie mowę mi odjęło i nic już nie mówiąc, moment później w końcu pobiegliśmy dalej. By przyśpieszyć kroku i zdążyć przed zmierzchem jeszcze dostać się jak najbliżej granicy z wielką pustynią, po krótkim biegu na ziemi wskoczyliśmy na najbliższe drzewa. Czując na swoich plecach czyjś wzrok, za każdym razem gdy odwracam głowę, by zobaczyć kto mi się tak przygląda, jedyne co dostrzegam to zamyślony wyraz twarzy Sakury. Dziewczyna z jakichś względów skacze po drzewach w odległości kilku metrów ode mnie. chcąc nie chcą, właśnie poczułem że to idealny moment na wybadanie powodu dziwnego zachowania zielonookiej. Zwolniwszy nieco kroku, zaraz zrównałem się z nią i przez chwilę skacząc obok w idealnej ciszy, w końcu otworzyłem gębę…
- Możemy porozmawiać?
- O czym?
Dziewczyna odpowiedziawszy mi pytaniem na pytanie, zaraz spojrzała ku mnie i momentalnie jej zamyślony wyraz twarzy zmienił się w uśmiechnięty.
- Odkąd wyszedłem z Hinata na rękach z tego zawalonego budynku, twoje zachowanie wobec mnie diametralnie uległo zmianie. Powiesz mi co się dzieje?? – Walnąłem prosto z mostu, o co mi chodzi.
W mgnieniu oka dostrzegłem na czole różowowłosej liczne zmarszczki, świadczące, że Sakura właśnie analizuje w głowie moje słowa. Po 10 minutach nie doczekałem się odpowiedzi i nie chcąc jej naciskać, westchnąłem z bezsilności, po czym na powrót przyśpieszyłem kroku… gdy nagle zostałem złapany za rękaw bluzy. To zagranie nieco wytrąciło mnie z trybu równych skoków i jak ostatni frajer runąłem głową w dół. Przeleciawszy jeszcze kilka metrów w powietrzu, zaraz zaryłem łepetyną w twardej ziemi. Czując w ustach smak ziemi wymieszanej z gnijącymi liśćmi, zaraz cały obolały, powoli przekręciłem się na plecy. W oka mgnieniu koło mnie pojawiła się Sakura.
- O boże…
- Naruto, nic ci nie jest!?
- Przepraszam!
Dziewczyna chyba lekko spanikowała, gdyż jak poparzona zaczęła sprawdzać jakie odniosłem obrażenia. Czując na swoich nogach, torsie, ramionach… jej delikatny dotyk, momentalnie poczułem że powracając mi wszystkie siły, choć nie mogę się podnieść. Z jakichś względów, strasznie bolą mnie plecy.
- Sakura… – Szepnąłem.
- To nie było specjalnie!
- Strasznie Cię przepraszam!
- SAKURA-CHAN!! – Krzyknąłem.
Dziewczyna od razu umilkła, a po jej policzkach spłynął potok słonych łez. Patrząc na nią szeroko otwartymi oczami, zaraz, choć z wielkim trudem… powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Gdy już się zgiąłem, momentalnie poczułem jak po całym moim ciele rozchodzi się bolesna fala, co nie jest najprzyjemniejszym uczuciem.
- Sakura… – Przejechałem dłonią po jej rozgrzanych i mokrych, od licznych łez, policzkach. – …nic mi nie jest. To nie twoja wina i proszę cię, nie płacz.
- Mhm.
Dziewczyna błyskawicznie się uspokoiła, choć widziałem że z niewielkim trudem, a gdy zbliżyłem swoją twarz do jej, ta w mgnieniu oka spłonęła wielkim rumieńcem.
- Przepraszam! Przepraszam, że przez ostatnią dobę nie poświeciłem ci tyle uwagi na ile zasługujesz. Nie wiem co mi się stało, ale gdy ukrywałem swoją tożsamość pod maską ANBU, tak bardzo mi na tym zależało, iż zapomniałem, że ty o wszystkim wiesz. Gdy zorientowałem się, że popełniłem błąd, ty już we mnie zwątpiłaś. We mnie i w nasz związek. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym cię stracił… ale teraz to już nie ma znaczenia, gdyż przejrzałem na oczy. Kocham cię Sakura-chan. Kocham i poświecę wszystko, by móc z tobą być!!
- Naruto………





NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto