czwartek, 22 lutego 2018

190. „Shinobi powinni być pozbawieni emocji.”

Cóż mogę rzec… Przykro mi, że trwało to tyle czasu, ale na brak weny nic nie poradzę, a pojawienie się tej notki raczej niczego nie zmieni. Od przeszło dwóch miesięcy pracuję, co skutecznie przykręciło kurek weną, lecz jak już komuś wspomniałem, nie tak prędko się poddam! Jeśli notka następna również pojawi się za miesiąc lub nawet dwa, musicie mi wybaczyć, a ponaglanie mnie niczego nie przyspieszy. Nadszedł trudny okres i jedyne, co możecie w tej sprawie zrobić, to uzbroić się w DUŻE pokłady cierpliwości. – Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do czytania! ENJOY!!!



<<< Odcinek ukazał się 4 czerwca 2011 >>>



Kiedy opuściła ramiona, którymi zasłoniła twarz przed potężną falą wiatru z piachem, w pierwszym momencie nie mogła dostrzec, co się stało z jej ukochanym po ataku kamiennego kolosa, lecz już po chwili go zobaczyła. Nogami wbity w ziemie, na lekko ugiętych kolanach, powstrzymał gigantyczną pięść równie wielką ręką wytworzoną z otaczającej go lisiej chakry. Haruno nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nie przypominała sobie, żeby wspominał coś o postępach w nauce kontroli zapieczętowanej w nim potęgi, lecz po tym, co oglądała mogła śmiało przyznać, że nawet dobrze mu to wychodziło. W jeszcze większe zdumienie wpadła, gdy demoniczna ręka zacisnęła się krusząc trzymaną pięść, po czym blondyn wyskoczył do góry, a w jego lewej ręce zamigotała fioletowa kula chakry. Kiedy cisnął nią w pierś kolosa, eksplozja zgruchotała kamień, powalając olbrzyma na ziemię. Jego upadek zatrząsł ziemią i wzbił w powietrze kolejny tuman leśnego pyłu.
Naruto miękko wylądował i rozejrzał się w poszukiwaniu rudowłosej przeciwniczki, lecz nigdzie jej nie było. Widocznie, gdy on walczył, kobieta skorzystała z okazji i spełniła swoje wcześniejsze słowa. Wycofała się, by zregenerować nadwątlone siły. Dla pewności, chłopak skumulował chakrę i skupił się na rozproszeniu jej po okolicy. Nie mogąc wyczuć nic niepokojącego, uśmiechnął się gorzko i wycofał wciąż otaczającą go powłokę lisiej energii. Jak tylko wrócił do swojego zwyczajowego wyglądu i począł kierować się w stronę wiwatujących obserwatorów całego zajścia, nagle pokonany kolos podniósł się na łokciach i wykonał zamach wielkim ramieniem. Cały czas czujny Naruto błyskawicznie uskoczył w bok, a jego ciało ponownie spowiła krwisto-czerwona chakra. Kamienny olbrzym zwyczajnie podniósł się, a krater na jego piersi zasklepiła nowa warstwa skał.
- Kuso! I jak ja mam go pokonać? – Blondyn spytał samego siebie. – Ogniem go nie zwalczę. Wiatrem i wodą także. Przydałoby się mieć w zanadrzu więcej opcji.
- Czy mogę coś zaproponować?
* * *
W czasie, gdy Uzumaki omawiał ze swoim demonem dalszy przebieg walki, skalny kolos przekręcił głowę w stronę obozu. Nie minęła nawet sekunda, jak skierował swoje kroki w tamtą stronę i to spowodowało wydobyciem się okrzyku przerażenia z gardeł obserwujących wszystko wojowników Daimyo. Mężczyźni w odruchu paniki, w pierwszym momencie chcieli rzucić broń i uciekać, gdzie pieprz rośnie, lecz widząc niezłomnie okalających ich Upiornych Samurajów, odstąpili od tego zamiaru i własnymi ciałami zasłonili swojego pana. Po kolei unosili trzymaną broń nad głowę i wykrzykując pokrzepiające duszę hasła, szykowali się na spotkanie z kamienną pięścią w nich skierowaną.
Stojąca opodal medyczka nie mogła się ruszyć. Paraliżujący strach opętał jej ciało i nie chciał odstąpić. – Sakura, weź że się w garść! – Próbowała zachować zimną krew, lecz przez zbliżającego się giganta, z jakiegoś względu nie mogła logicznie myśleć. Broniący do niej dostępu Zbrojni, zdawali się stać niewzruszeni zbliżającym się niebezpieczeństwem. W głębi duszy podziwiała ich niezłomność i odwagę, lecz czy nie przeceniali swych możliwości? Byli aż tak ślepo posłuszni, że nie obchodziło ich, jak zakończą żywoty? Po drugim pytaniu, zastanowiła się chwilę, by następnie stwierdzić, że oni przecież i tak już nie żyją. Dlatego też, niby czym mieliby się przejmować?
Haruno wzruszyła ramionami, nieprzerwanie wlepiając spojrzenie w zbliżającego się olbrzyma i wtem jeden z Upiornych wystąpił przed szereg, a klinga jego katany zaiskrzyła niebiesko-białym światłem. Nie zdążyła zamrugać ze zdziwienia, gdy samuraj wykonał zamach, przecinając przed sobą powietrze po skosie z dołu na góry. W rzeczywistości, wojownik posłał w stronę kolosa elektryczny łuk o średnicy kilku metrów. Golem zasłonił się rozprostowaną dłonią wielkości trzypiętrowego domu, lecz to tylko zwiększyło obrażenia. Na ziemię z hukiem pospadały odcięte palce, a po chwili dołączyło do nich całe ramię. Inny wojownik wykonał podobny atak, pozbawiając olbrzyma drugiego ramienia. Skalny przeciwnik stanął w miejscu i wyglądało to tak, jakby zastanawiał się, co powinien w takim wypadku zrobić, kiedy niespodziewanie trafił go potężny pocisk skondensowanej chakry. W jednej chwili nastąpił oślepiający błysk, rozdzierający ciszę wybuch, na potężnej fali uderzeniowej skończywszy. Sakura odruchowo zasłoniła się przed odłamkami i wiatrem, lecz nic nie czując, opuściła ramiona i dostrzegła wznoszący się przed Upiornymi drewniano-kamienny mur. Dogłębnie zaskoczona nagłą reakcją samurajów, w pierwszym momencie pomyślała, że usłyszeli jej narzekanie na ich ślepą obojętności, lecz zaraz logicznie sobie wytłumaczyła, że to raczej mało prawdopodobne.
- A ten błysk i eksplozja, co krajem Trawy w posadach zatrząsł? Czyżby Naruto poszedł w końcu na całość i przeszedł na drugi poziom w transformacji? – Haruno nie czekając dłużej, szybko podeszła do najbliższego żołnierza i w miarę spokojnym, lecz stanowczym tonem „poprosiła” o opuszczenie zasłony. Ku swemu zdziwieniu, wydane polecenie momentalnie zostało wykonane i już po chwili rozglądała się za blondynem. Przed nią rozpościerał się krajobraz, jak bo gigantycznej bitwie. Teren, który kiedyś składał się z gęsto zarośniętego lasu, teraz przedstawiał się jako jeden, głęboki na sto i szeroki na kilkadziesiąt metrów, krater. Z jego centralnego punktu jeszcze unosił się wąski słupek dymu, a po wielgachnym golemie nie ostał się nawet najmniejszy ślad. – Wygrał. – Pomyślała, rozglądając się w koło i wtedy to poczuła. Mrożące krew w żyłach pragnienie mordu i niepohamowana nienawiść zjeżyły jej włosy na głowie. Spojrzała w bok. Choć był oddalony od niej o kilkaset metrów i już nie pierwszy raz widziała go w takim stanie, to wciąż ją przerażał. Postać mini Kyuubiego o sześciu… siedmiu ogonach z pustymi, białymi ślepiami i gardłowym warkotem wydobywającym się z rozdziawionej paszczy sprawiały, że wciąż nie miała pewności, jak to było z kontrolą Uzumakiego nad demonem. Gdy tak na niego patrzyła, odczuwała na plecach zimne dreszcze i gęsią skórkę, lecz to jej nie zniechęciło do dalszego działa. Nie zwlekając dłużej, powoli zaczęła posuwać się w tamtą stronę. Oczywiście nie centralnie przez krater, choć to zapewne byłaby krótsza droga, ale idąc wzdłuż krawędzi miała znacznie większą szansę przeżycia. Chociaż z drugiej strony, w starciu z NIM nie miałaby żadnych szans.
Taka myśl sprawiła, że natychmiast się zatrzymała.
- Co ty robisz, Sakura? Podejdź do niego, ale już! – Wewnętrzny głos mówił jej żeby nie przerywała tego, co zamierzała uczynić i choć zdrowy rozsądek kategorycznie wszystkiemu się sprzeciwiał, już po chwili ponownie się do niego zbliżała. Kiedy była wystarczająco blisko, by poczuć na sobie ten krwiożerczy oddech, pomimo wielkich oporów wyciągnęła przed siebie rękę, jednocześnie zamykając oczy. Była święcie przekonana, że zaraz stanie się coś strasznego, lecz czując na swoim policzku chłodny dotyk, momentalnie się otrząsnęła.
- Sakura-chan, co chciałaś zrobić?
Usłyszała poważny, ale i rozbawiony głos. Stał przed nią w swojej normalnej postaci i szeroko się uśmiechał. Promienie słońca padające zza jego pleców sprawiały, że wyglądał, jakby miniona walka nigdy się nie wydarzyła, choć zupełnie co innego przedstawiały jego poszarpane ubrania i kompletnie zmieniony krajobraz lasów Kusa no Kuni.
* * *
Od leśnego pogromu minęło już kilka godzin i wszyscy byli już bezpieczni, Naruto nie odesłał podległych mu żołnierzy. Chciał w ten sposób mieć pewność, że nikt już ich nie zaskoczy, przysparzając nowych problemów, ale także, ponieważ nie do końca jeszcze się zregenerował. Prawdą było, że mógłby niemal bez przerwy korzystać z oferowanej mu pomocy przez demonicznego przyjaciela, ale jakby to wyglądało względem wcześniejszych postanowień? Przecież w czasie ostatniego treningu powiedział, że musi się usamodzielnić, by się uniezależnić od zapieczętowanej w nim potęgi, ale też, by móc nad nią panować. Kyuubi wówczas ze zrozumieniem podszedł do sprawy i już nie narzucał się w wyrażaniu swojej chęci do współpracy, lecz czy po podpisaniu między nimi Lisiego paktu, nie powinien nastąpić powrót do poprzednich… relacji? Postanowienie Uzumakiego momentalnie zostało zepchnięte na dalszy plan, jeśli w ogóle nie wyeliminowane, a w jego miejscu pojawił się promyk szans na lepsze jutro. Ten, tak bardzo ważny dla świata zewnętrznego szczególik, teraz sprawił, że blondwłosy jounin Ukrytego Liścia z miejsca przeszedł na wyższy poziom. Naruto oczywiście był świadom możliwości, jakie zyskał dzięki zawartej umowie, lecz po krótkiej dyskusji z demonem postanowił się z tym za bardzo nie obnosić. I tym razem lis nie miał nic przeciwko. Kyuubi doskonale wiedział, że jego nosiciel miał dokoła siebie wielu wrogów, którzy tylko czekają, żeby poznać jak najwięcej sekretów i potem wykorzystać je do swych niecnych celów. Jedną z takich tajemnic była właśnie od lat zacieśniająca się przyjaźń i objęta szerokim ramieniem zaufania, współpraca.
- Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego postanowiłeś zostać moim… sługą? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że było to spowodowane moim marnym stanem fizycznym. – Naruto stanął przed więzieniem swego rozmówcy. – Wiesz, że z chwilą podpisywania tego zwoju naszło mnie podejrzenie, że próbujesz mnie zmanipulować, by w końcu uwolnić się z pod jarzma pieczęci mojego ojca?
- Ale, jak sam się wkrótce przekonałeś, moje postępowanie było podyktowane tylko i wyłącznie twoim dobrem, Naruto. – Demon odparł z chytrym uśmieszkiem. – Przyznaję, wcześniej pewnie kierowałbym się tym, co słusznie podejrzewałeś i nie mam oto do ciebie żalu, lecz wierz mi… to jest już przeszłość, którą pragnąłbym posłać w niepamięć.
Chłopak milczał. Lis wyraźnie widział, jak marszczył brwi intensywnie się nad czymś zastanawiając, kiedy wkrótce potem na powrót na niego spojrzał i się odezwał:
- Dobra, chyba już kapuję…
Blondyn, jak zwykle bywało przy podobnych rozmowach z mieszkańcem swojej duszy, niespodziewanie ją przerwał i wrócił świadomością do otaczającej go rzeczywistości. Tym razem powodem tego było dotarcie delegacji do celu podróży. Słońce już zaszło i na ulicach miasta było coraz mniej ludzi, lecz wciąż wystarczająco dużo, by radośnie powitać szczęśliwy powrót swojego władcy. Rodziny poległych strażników Daimyo głośnym szlochem wyraziły ból ściskający ich serca po stracie, a za ukojenie musiały wystarczyć im jedynie kondolencje. Nie było rady. Ryzyko i zagrożenie życia wiszące nad żołnierzami gwardii przybocznej Kenji-sama, było przez wszystkich zrozumiałe i… akceptowane, choć z trudem.
Panna Haruno obserwując płaczące matki, żony i córki zabitych, w pewnym momencie poczuła, jak żal ściska jej serce. Była świadoma, że kiedyś ona również może w ten sposób skończyć, ale takiej myśli jeszcze do siebie nie dopuszczała. Nie chciała sobie zawczasu wyobrażać, jakby to było, gdyby… – Nie! To się nigdy nie wydarzy. – Powtarzała sobie, by się nagle, tak bez konkretnego powodu, nie rozpłakać. Blondyn znowu by się jej dopytywał, co się stało? Nie, żeby jej to kiedykolwiek przeszkadzało. Po prostu… Nie chciała, żeby niepotrzebnie się o nią martwił. Nie daj Bóg, jeszcze stwierdziłby, że ich związek jest zbyt słaby, by mógł przetrwać próby, jakie życie stawiało im na drodze.
Dziewczyna kątem oka spojrzała na Naruto. Jego twarz i oczy były pozbawione wyrazu. Był przygnębiony, a przynajmniej Haruno tak myślała.
- Shinobi powinni być pozbawieni emocji. Ale będąc ludźmi, jest to dla nas niemożliwe. To właśnie uczucia sprawiają, że życie każdego człowieka tak bardzo różni się od życia innych. Sprawiają, że są tak różnorodne… Dzięki nim czujemy, że żyjemy. – Westchnęła.
* * *
Posiadłość Lorda Feudalnego Kraju Herbaty składała się z jednego głównego budynku, pałacu i kilku mniejszych, które służyły za koszary, salę treningową, stajnie oraz budynek z mieszkaniami dla służby. W sumie, sporych rozmiarów teren ogrodzony wysokim na pięć metrów murem, gdzie w najbliższym czasie shinobi Konoha będą mogli zregenerować siły i wyleczyć rany. Kiedy weszli do pokoju, jaki pokazał im jeden ze sług czekających w pozycji przyklapniętej u wejścia do budynku, Sakura z głośnym westchnieniem ulgi opadła na miękki materac łóżka stojącego najbliżej wejścia. W tej chwili nic ją nie obchodziło bardziej, jak krótkie zdrzemnięcie się. Była wykończona, choć walczyła już ponad dziesięć godzin temu. Jednakże, od dwóch dni ani razu nie zmrużyła oka i to chyba było głównym powodem zmęczenia organizmu. Dlatego teraz tuliła policzek do puchowej poduszki z zamiarem pójścia w objęcia Morfeusza, kiedy nagle usłyszała przytłumiony pisk, a po nim ciche stukanie w szybę.
Dziewczyna szybko obróciła się na plecy, by zobaczyć, jak Naruto podchodzi w tamtą stronę i zdecydowanym ruchem otwiera okno. Po chwili z czarnej otchłani do pomieszczenia wleciał brązowy sokół. Ptak wykonał pod sufitem dwa kółka, po czym z gracją wylądował na wyciągniętym przed siebie ramieniu, Uzumakiego. Chłopak ostrożnie pogłaskał posłańca po głowie, po czym z kabury uczepionej na jego grzbiecie wyciągnął jakiś zwój. Zaciekawiona i już na dobre rozbudzona Sakura, czując nieznany sobie przypływ sił, z powrotem usiadła na krawędzi łóżka. Blondyn w tym czasie usadził sokoła na parapecie, po czym przeszedł na środek pokoju i na podłodze rozwinął rulon papieru. Medyczka chciała właśnie zadać pytanie stosowne do rozkręcającej się sytuacji, lecz jinchuuriki jej na to nie pozwolił złączając przed sobą dłonie i wymawiając pod nosem jakąś formułkę. W chwili następnej, w chmurze białego dymu, na pieczęci namalowanej na zwoju pojawił się inny rulon, tym razem wielkością podobny do Zwoju Technik Zakazanych.
- Co to takiego? – Haruno w końcu spytała, nie mogąc już dłużej wytrzymać rosnącego napięcia wynikającego z niewiedzy na temat obserwowanej sceny.
- To moje zabezpieczenie na wypadek strat w czasie walki. – Wyjaśnił Naruto, a widząc nie zrozumienie malujące się na twarzy różowowłosej, uśmiechnął się i dodał: – Z Hokage-sama ustaliłem, że tydzień po naszym wyjściu z wioski wyśle posłańca. Powiedzmy, że przewidziałem, iż po drodze czeka nas starcie z trudnym przeciwnikiem i, że takie coś się przyda. Dlatego też przygotowała, co trzeba.
- No, dobrze… A te zwoje?
- Pierwszy, jak już zauważyłaś, służy do przywołania tego większego. Inne rozwiązanie raczej nie wchodziło w grę, gdyż nasz posłaniec niczego większego przetransportować nie może. – Jounin puścił jej oczko, po czym szybko rozwinął świeżo przywołany zwój i stanął na środku namalowanej na nim pieczęci. – Ten zaś służy do… Podejdź, to Ci pokaże.
Kunoichi nie wiele się zastanawiając wykonała prośbę, a gdy się zbliżyła, blondyn złapał ją w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Nim zdołała jakkolwiek zareagować, obojga skryła gęsta chmura dymu. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że aż Sakurze wyrwał się z ust przytłumiony krzyk zaskoczenia. Wtulona w ukochanego, przymknęła oczy, a kiedy znów je otworzyła, oboje nadal stali w tym samym pokoju. Jedyne, co uległo zmianie, to stan ich ubrań. Naruto miał zupełnie nowe spodnie, koszulkę, bluzę i kamizelkę jounia. Wyglądał tak, jakby dopiero co z domu wyszedł. Świerzy i zabójczo przystojny. Takie przynajmniej odczucie miała stojąca przy nim dziewczyna. Ona również miała nowy strój. Co prawda, poprzedni nie uległ tak wielkiemu zniszczeniu, jak stare odzienie blondyna, ale zapewne znalazłoby się w nim kilka dziur i rozdarć. W każdym bądź razie, teraz już nie musiała się martwić o swój… image*.
- To… to… Co to za technika???
- To tajemnica.
- A-ale…? – Medyczka chciała zaprotestować, ale tylko tyle zdołała powiedzieć, gdyż nagle do pokoju, bez pukania, wparował jakiś starzec. Po jego nieco zniszczonym ubraniu można było się domyślić, że był jednym z wcześniej widzianych sług Daimyo. Widząc zdegustowane miny tulącej się pary, mężczyzna od razu padł na kolana, nie podnosząc na nich wzroku:
- Pokornie błagam o wybaczenie. Usłyszałem krzyk i myślałem, że coś się stało. Proszę nic nie mówić Kenji-sama. – Wychrypiał. – Mój Pan ukaże mnie, jeśli się dowie o…
Mężczyzna urwał czując na swoim ramieniu ucisk. Domyślił się, że któreś z gości jego pana postanowiło się nad nim zlitować i zapewnić go, że nic się nie stało, lecz nauczony przez życie, żeby nie wierzyć tego typu zapewnieniom, nie podniósł głowy. Jedynie zastygł skulony na podłodze w milczeniu oczekując tego, co miało się za chwilę wydarzyć. Ale, rosnące napięcie i ciekawość, której nigdy się nie wyzbył, zmusiły go do spojrzenia ukradkiem w bok. Osobą, która przy nim uklękła była różowowłosa kunoichi.
Dziewczyna chciała dowiedzieć się więcej, o tym, co Daimyo by zrobił, gdyby się mu poskarżyli, lecz widząc, jak wychudzone ciało starca niemal dygotało ze strachu, odpuściła. Przez chwilę obserwowała mowę jego ciała, po czym wstała i się rozejrzała. Sokół siedzący na parapecie chyba odleciał, bo okno było już puste, a Naruto gdzieś wcięło. Pierwsza myśl podsunęła jej, że zapewne poszedł się przejść, zwiedzić posiadłość swego gospodarza, ale zaraz przyszło jej na myśl co innego. Bardziej racjonalnego. Blondyn widząc zachowanie płaszczącego się starca, mógł pochopnie zdecydować, by na własną rękę przerwać nieludzki proceder, jaki niewątpliwie niszczył żyjących tu ludzi.
Sakura zaklęła siarczyście i wybiegła, zostawiając skulonego starca samego sobie.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto






* image (ang.) – wizerunek

189. Akuma shinrai*

Notka zadedykowana została czytelniczce Mucha.



<<< Odcinek ukazał się 9 kwietnia 2011 roku >>>



Tym razem nie dostrzegła, żeby dokonał podmianę z klonem. Wyraźnie coś poszło nie tak i w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał, znajdowała się już tylko ogromna kałuża krwi. Z medycznego punku widzenia, taka ilość czerwonej mazi wystarczała, by jej właściciel był na skraju śmierci, o czym Sakura dobrze wiedziała. Znowu nie wyczuwała jego chakry. Już drugi raz w czasie trwania tej potyczki zniknął bez śladu, niczym jakiś duch. Choć usilnie starała się tego po sobie nie okazywać i z całych sił wierzyła, że on nie zginął, słone łzy i tak zaczęły spływać po jej rozgrzanych policzkach. To było, jak koszmarny sen.
- Sa-Sakura-san… – Dziewczyna usłyszała za plecami cichutki, wystraszony głos. Jak tylko się odwróciła, na swej drodze zobaczyła blondwłosą ośmiolatkę z przerażeniem lśniącym w szeroko otwartych, załzawionych oczach. – Czy… se-sensei… zg-zginął??
Haruno uklękła przed nią i pocieszająco się uśmiechając, po bezsłownym zaprzeczeniu, mocno przytuliła do siebie, jednocześnie uspokajająco gładząc  po główce. Gdy Miyoko po kilku minutach wreszcie się uspokoiła, lekko odepchnęła, delikatnie trzymając za ramiona i spojrzała małej głęboko w oczy.
- Nawet nie waż mi się tak myśleć, dobrze? – Poprosiła łagodnym, ale i stanowczym tonem. Blondynka momentalnie nieznacznie kiwnęła główką, otarła łzy i wróciła do swojego ojca, który szybko wziął ją na kolana. Kiedy Sakura na powrót wstała, momentalnie poczuła lekki zawrót głowy. Przed paroma minutami wypowiedziane słowa, teraz niczym echo w jaskini, odbijały się w jej głowie. Musiała w niego wierzyć! W końcu obiecał jej, że go nie straci, a jak sam jej kiedyś powiedział, on za wszelką cenę dotrzymuje danych obietnic.
* * *
Siedział oparty plecami o drzewo i próbował zatamować silne krwawienie, lecz rozległe rany skutecznie mu to uniemożliwiały. Czuł, jak życie uchodziło z niego w zastraszającym tempie i nic nie mógł na to poradzić. Przejmujący ból w okolicy przebitego płuca tylko się jeszcze zwiększył, co dodatkowo odejmowało wszelkie zapędy do dalszej walki o swoje życie. Chłopak nie czuł w sobie już ani krzty chakry i nie miał bladego pojęcia, dlaczego?
- Trzymaj się, Młody! Musisz się wyleczyć.
- Staram się… ale to boli. Powinienem był cię… posłuchać i skupić się… Nng! …na walce, nawet jeśli nie mógłbym… złapać oddechu… – Uzumaki skrzywił się próbując głębiej odetchnąć. – …Teraz ponoszę konsekwencje… swojej ignorancji. Przez to też złamałem… Nng! …obietnicę daną Sakurze.
- Złożyłeś głupią obietnicę, ale to nieważne. – Odparł Kyuubi ostrożnie naprowadzając strumienie własnej chakry na uszkodzone części ciała blondyna. Kiedy ten przekręcił głowę w bok, celem wyjrzenia, co robi jego przeciwniczka, demon momentalnie na niego nakrzyczał. – Nie ruszaj się, inaczej spowolnisz i tak powolne leczenie!
- Wiem, ale chciałem… zobaczyć… Nng! …co ona dalej… kombinuje. Nie chcę nic mówić, lecz mam problem. Nasza walka… jeszcze się nie skończyła… Nng! …a ona w jakiś sposób wyssała ze mnie niemal całą… chakrę. – Gdy Naruto to pomyślał, lotem błyskawicy dostał olśnienia. – Mam! To musiało być, gdy złapała mnie w ten kamienny… uścisk. KUSO!!!
Osiemnastolatek zaklął siarczyście czując rażącą gehennę w piersi w okolicy przebitego płuca. W chwili następnej zakomunikował o tym lisowi głośnym podświadomym wrzaskiem, który pewnie umarłego postawiłby na nogi. Gdy po minucie, paląca boleść przeminęła, ciałem jounina wstrząsnęło kilka lodowatych dreszczy zakończonych atakiem drgawek.
- Wybacz, Naruto, ale jednoczesne słuchanie twojej paplaniny i regenerowanie poważnie uszkodzonego ciała, nie należy do najprostszych zabiegów, a szybko niczego robić nie mogę, bo tylko bym ci zaszkodził. Dlatego też, czy mógłbyś z łaski swojej, przez pięć minut nic nie mówić i się nie ruszać? – Poprosił lis.
Blondyn w odpowiedzi jedynie westchnął nieco ociężale i nic więcej nie powiedział. Nie mógł znaleźć sił na wysłanie mentalnego rozkazu Upiornym strzegącym obozowiska, żeby odeskortowali Daimyo Kōcha no Kuni do jego domu. Nie chciał również denerwować Kyuubiego,  ale musiał zobaczyć, co ona robiła, dlatego też powolutku wyjrzał zza drzewa i wtem coś przeleciało mu tuż przed oczami. To był główny oręż jego przeciwniczki. Widząc wracające ostrze kusarigama, mimo powalającego bólu, chłopak zebrał się w sobie i w ostatniej chwili uniknął śmiertelnego ciosu, który dosłownie ściął drzewo w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą opierał się potylicą. Nie zważając na krzyk dobiegający z wnętrza własnej duszy, Naruto przeczołgał się za innego drzewo, byle tylko jak najdalej od miejsca walki.
- Wyłaź, tchórzu! Wiem, że tam jesteś!
Usłyszał krzyk Yukiko, która traciła już resztki cierpliwości.
- To nie ma sensu, Kyuu. – Uzumaki jęknął w duszy nie czując się najlepiej. – Nie mam siły by się ruszać… a co dopiero… dalej walczyć. Żeby wykorzystać… do walki twoją… chakrę, musiałbym się teraz… Nng! …porządnie skupić, ale że… mój umysł jest osłabiony i zajęty… ciągłym pilnowaniem się… i jeszcze do tego… te wciąż promieniujące… Nng! …rany… To nie wygląda za dobrze. Zdaje się, że to nasz koniec… przyjacielu.
Demon w skupieniu wysłuchał słów blondyna i zaraz potem nie od razu zareagował. Jego milczenie nieco zdziwiło, ale i poważnie zaniepokoiło osiemnastolatka. Nie wiedział, dlaczego lis się nie odzywał, lecz po namyśle zdecydował nie drążyć i wtedy niespodziewanie spowiły go nieprzeniknione ciemności. Gdy w chwili następnej stanął u bram więzienia Dziewięcioogoniastego, ku swojemu zaskoczeniu, nie był ani ciężko ranny, ani nie odczuwał żadnego bólu. Jego ubranie było całe. Blondyn nie wiedział, co się stało i dlaczego nagle znalazł się przed „domem” swojego, kiedyś niechcianego, lokatora.
- Kyuu?
- Naruto, jest wyjście z naszej sytuacji. – Demon wreszcie się odezwał. – Powinienem był zrobić to dużo wcześniej, ale nigdy jakoś nie było dogodnej okazji. Teraz zaś to jedyny sposób, by Cię ocalić. – Zza kraty zaczęła powoli wypływać krwisto-czerwona, bulgocząca chakra, która przed blondynem szybko zebrała się w średniej wielkości kałużę.
- Co… co ty robisz? Co się dzieje?
- Już bardzo dawno tego nie robiłem, lecz gdy przejdziemy przez ten etap, twój późniejszy trening kontroli, będzie o niebo prostszy. Ale najpierw pozwól, że ukażę Ci moje zaufanie do ciebie! – Z pieniącego się wiru chakry po chwili wyłonił się zwój podobny do tego, który zawsze nosił ze sobą Jiraiya. – Pokazuję Ci to, co dotąd było ukryte, Naruto. Żeby uchronić nas od niechybnego spotkania z posłańcem śmierci, pozwolę Ci podpisać kontrakt z lisami! Pakt między tobą i mną… który tobie umożliwi dowolne manipulowanie moją potęgą, a mnie zobowiąże do służenia Ci.
Głos demona był bardzo poważny, a jego obecne czyny dogłębnie wstrząsnęły osłupiale stojącym osiemnastolatkiem. Jounin nie wierzył własnym oczom i uszom. Kiedy tajemniczy rulon się rozwinął ukazując Naruto swoje wnętrze, wszelki stan zaskoczenia nagle gdzieś zniknął. Chłopak zamknął dotychczas szeroko otwarte usta i również spoważniał na twarzy, po czym spojrzał do góry. Patrzył w milczeniu prosto w wielkie ślepia, bacznie obserwujące każdy jego ruch, po czym kilka minut później na powrót przeniósł spojrzenie na zwój. W chwili następnej, Uzumaki zrobił krok do przodu i przygryzł zębami palec wskazujący prawej dłoni. Kiedy miał już się podpisać, nagle się zatrzymał. Zawahał się, co u demona wywołało delikatny pomruk oznaczający rosnące zniecierpliwienie.
- Kyuu… jesteś pewny, że tego chcesz? – Błękitnooki ponownie spojrzał na przyjaciela. – Obaj wiemy, że nie musisz tego robić. Co prawda zawsze dążyłem do zapanowania nad twoją mocą, ale mogę zrobić to w inny sposób. Wcale nie musisz zostawać moim… – Blondyn nie mógł wypowiedzieć ostatniego słowa. Kyuubi to zauważył i serdecznie się uśmiechnął:
- Nie muszę, ale tak, chcę tego. I nie martw się, Młody. Jeśli określenie „służyć” Ci nie odpowiada, to w takim razie nie używajmy go i w dalszym ciągu pozostańmy przyjaciółmi, towarzyszami na dobre i złe. – Demon wyszczerzył kły w drapieżnym uśmiechu. – Różnica będzie tylko polegała na tym, że za jakiś czas będziesz mógł mnie przywoływać.
Naruto nic więcej już nie powiedział. O nic więcej już nie pytał. Skoro najpotężniejszy w świecie demon życzy sobie ułatwić mu zadanie przejęcia kontroli nad swoją nieograniczoną niczym potęgą, niech tak będzie. Tylko, co kierowało lisem, że nagle postanowił związać się z nim paktem, który dla tego pierwszego nie był najkorzystniejszy? Czy jego zachowanie podyktowane było zagrożeniem, jakie stwarzały rozległe obrażenia ciała swojego nosiciela? A może była to próba zmanipulowania osłabionego psychicznie blondyna, by wreszcie się uwolnić z pod jarzma, jakie lata temu narzucił mu Yondaime Hokage? – Naruto rozważał wszystkie za i przeciw, ostatecznie wyzbywając się wszelkich podejrzliwości i wątpliwości. Gdyby Kyuubi rzeczywiście planował uwolnienie się, dawno skorzystałby z pierwszej nadarzającej się okazji przejęcia kontroli nad swoim jinchuuriki. Blondyn już nie raz pokazał mu, jak wielkim zaufaniem go obdarza, co przez wielu było uważane za lekkomyślność i głupotę, lecz on prawdziwie wierzył, że demon naprawdę się zmienił.
Uzumaki odwzajemnił posłany mu uśmiech, po czym bez krzty zawahania, podpisał się własną krwią na rozwiniętym przed nim rulonie grubego pergaminu, który zaraz potem na powrót się zwinął i zniknął. Następne wypadki potoczyły się już bardzo szybko.
* * *
Członkini klanu Kyouko rozglądała się po leśnej gęstwinie za swoim przeciwnikiem. Raz nawet wydawało się jej, że widziała skrawek blond czupryny wystający zza jednego z drzew, lecz gdy je ścięła swym powietrznym ostrzem, nikogo tam już nie dostrzegła. Powoli tracąc resztki cierpliwości, znowu krzyknęła na całą okolicę:
- Wyłaź tchórzu! Wiem, że gdzieś tam jesteś! Czuję w kościach, że…
- Zaraz poczujesz, co znaczy zaleźć mi za skórę!
Usłyszała i natychmiast obejrzała się w swoje prawo, skąd nadeszła pogróżka. Stał tam jej cel. Jej dobrze płatne zlecenie, tylko w jego wyglądzie coś się nie zgadzało. Ubranie na piersi miał rozprute przez jej ostatni atak, ale na ciele nie było najmniejszego zadrapania. Co więcej, wąsate blizny na policzkach chłopaka uległy uwydatnieniu, włosy miał nastroszone, a oczy krwiście-czerwone z pionowymi, wąskimi źrenicami. Kobieta poczuła zimne dreszcze na karku. Szybko jednak go rozmasowała dziwiąc się reakcji swojego organizmu, gdy niespodziewanie wyczuła w powietrzu niepohamowaną rządzę krwi i mordu, która w rażący sposób biła od zmienionego blondyna. Nie wiedziała, co się stało? Nie rozumiała zmian jakie niespodziewanie zaszły w wyglądzie stojącego naprzeciw niej jounina, lecz to jej nie powstrzymało przed posłaniem do ataku swoje ostrze kusarigama. Jakie było jej zdumienie, gdy chłopak najzwyczajniej w świecie złapał broń w rękę, po czym chwycił je drugą i z łatwością super silnego człowieka złamał na pół.
- NIE!!! – Wrzasnęła, jakby właśnie straciła coś drogocennego.
Jinchuuriki uśmiechnął się wrednie, odrzucił uszkodzony oręż i w mgnieniu oka pojawił się tuż przed nią z kunaiem w dłoni. Jego prędkość poruszania się była niebotyczna. Wzrosła tak nagle, że rudowłosa nie była w stanie na czas zareagować, co przypłaciła ciosem w ramię.
Yukiko błyskawicznie skumulowała chakrę w podeszwach butów i szusowym ruchem po ziemi, oddaliła się na bezpieczniejszą odległość. Trzymając się za krwawiący bark, rzuciła blondynowi wściekłe spojrzenie, jednocześnie udając przed nim brak obawy o własne życie.
- Wydaje mi się, czy nagle zwolniłaś? – Spytał Naruto z kpiącym uśmieszkiem. – Chyba mnie nie powiesz, że się mnie przestraszyłaś? A może tak Cię zaskoczyła mała zmiana w moim wyglądzie, że odjęło ci zdolność trzeźwego myślenia i wykonywania szybkich uników? – Zastanawiał się na głos. – Tylko proszę nie mów, że opłakujesz tamto złamane ostrze?
- Chrzań się, świrze! – Odgryzła się kunoichi. – Po pierwsze: Uświadom sobie wreszcie, że się ciebie nie boję! Po drugie: Mam w domu jeszcze kilka tych ostrzy, więc przy naszym kolejnym spotkaniu, na pewno jeszcze będziesz miał okazję na stoczenie z nim walki!
- Huh? To ty zamierzasz wrócić do domu? – Chłopak udał zdziwienie. – Nie wiesz, że wszyscy, którzy mnie do tej pory zaatakowali, nie przeżyli? Po za tym już dawno nikt nie sprawił mnie i Sakurze tylu problemów, co ty. Teraz już nie mogę pozwolić Ci uciec. Spotka Cię sroga kara, bo byłaś bardzo niegrzeczna!
Po tych słowach z ciała osiemnastolatka zaczęły wylewać się niemal namacalne pokłady krwisto-czerwonej chakry, która po chwili spowiła go całego, formując się w szczelną powłokę o bulgoczącej strukturze. W chwili następnej na głowie wyrosła mu para spiczastych uszu, a z tyłu pojawiły się cztery ogony. Yukiko patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, lśniącymi od bezgranicznego szoku. Tego to się już kompletnie nie spodziewała.
- W zleceniu nie było żadnej wzmianki, że Uzumaki Naruto jest Jinchuuriki! Kuso! A żeby ich piekło pochłonęło! To wszystko jeszcze bardziej komplikuje. – Pomyślała zbulwersowana, cały czas pilnując się, by przeciwnik znów jej nie zaskoczył.
- Czy coś się stało? – Naruto spytał kpiącym tonem widząc minę kobiety. – Ojej… Nie wiedziałaś, że jestem nosicielem demona, tak? Jakie to przykre.
- Ten czubek nabija się ze mnie! Cholera… grrr! – Kunoichi szukała wyjścia z zaistniałej sytuacji, powoli tracąc kontrolę nad sobą. – Co powinnam teraz zrobić? Co zrobić? Yukiko, w coś ty się wpakowała, ty kretynko! Kuso! Kuso! Ratunku, ja nie chcę z ginąć z ręki jakiegoś porypanego jinchuuriki!
* * *
Uzumaki obserwował fioletowooką z mieszanymi uczuciami. Choć się do tego sama nie przyznała, widział, że się go bała. Zobaczył to w jej oczach, gdy zrozumiała z kim ma do czynienia. Teraz z kolei stała wpatrzona w niego z nijakim wyrazem twarzy, jakby prowadziła ze sobą wewnętrzną batalię o kolejny ruch. Zadawanie głupich pytań i tworzenie docinków, byle tylko jak najbardziej jej dopiec i ją zdenerwować, w końcu postanowił zakończyć. Takie zagrywki niepasowany do niego. Wręcz sprawiały, że stawał się kimś innym. Swoje stanowisko w tej sprawie, dość burzliwie zakomunikował Kyuubi:
- W co ty pogrywasz, Młody!? Życie Ci nie miłe, czy co!? Co Ci się nagle stało, że postanowiłeś zabawić się w kogoś, kim nie jesteś!? Gdzie się podziały twoja powaga i profesjonalizm, które prezentowałeś przy każdej podobnej bitwie!?
- Wybacz, mój głosie rozsądku. – Zaśmiał się blondyn. – Już skończyłem.
No i kto by się nie przywiązał do tego demona? Z pozoru wredne, złośliwe i śmiertelnie niebezpieczne stworzenie, ale prawda była zupełnie inna. Od zawsze pilnował chłopaka, żeby się zachowywał odpowiednio do danej sytuacji. Nawet teraz, gdy obaj mieli sporą przewagę nad wrogiem, nie pozwalał na zbytnie rozluźnienie się. Przez całe życie osiemnastolatka robił za przyzwoitkę, coś w rodzaju ojca, którego blondyn nigdy nie poznał. Niby nic wielkiego, demon przywiązał się do chłopaka i robi za niańkę, bo jeden bez drugiego nie może sam przetrwać, pomyślałby ktoś z osób trzecich. Jednakże to nie była taka pierwsza, lepsza „para”. Łączyło ich coś więcej, niż zwykła przyjaźń człowieka do zapieczętowanego w nim demona. Łączy ich wielkie przywiązanie, które przetrwało wiele prób i mimo złych czy dobrych chwil, Kyuubi no Kitsune zawsze stawał u boku Uzumakiego, jako jego niewidzialny dla innych kompan i to nie z obowiązku, lecz ze szczerej i wielkiej przyjaźni.
* * *
Yukiko widziała, że Naruto także się jej bacznie przyglądał. Z jego ponurej twarzy nie mogła wyczytać niczego, co by w jakiś sposób powiedziało jej, co zamierzał zrobić, ale była w stu procentach pewna, że nie będzie tak sterczał całą wieczność. Jeśli ona szybko czegoś nie zrobi, ten szurnięty jinchuuriki ruszy do natarcia i wtedy nie będzie miała żadnych szans. A przecież powiedziała mu, że zamierzała się wycofać, zwłaszcza teraz, gdy pozbawił ją jej ulubionej broni.
- Tylko, jak to zrobić, żeby mnie nie ścigał? – Zastanawiała się, gdy nagle wpadła na genialny pomysł. Przecież miała jeszcze trochę chakry, nie? Chociaż… z drugiej strony, ta technika pochłaniała jej znaczne ilości, co w tym przypadku mogłoby się skoczyć tragicznie. Plan był prosty. Wystarczyło tylko wywołać zamieszanie, w czasie którego dałaby nogę.
Kobieta w końcu uśmiechnęła się pewna swego, po czym zaczęła kumulować chakrę. Jej przeciwnik chyba to wyczuł, bo momentalnie przybrał postawę bojową. Gdy parę minut później była już gotowa, błyskawicznie zawiązała kilka pieczęci i przystawiając dłoń do ziemi, krzyknęła:
- Kuchiyose no Jutsu!
W gigantycznej chmurze białego dymu, jaki momentalnie pojawił się wokół niej, Naruto dostrzegł zarys czyjejś sylwetki. Jak się zaraz okazało, nad rudowłosą stał kamienny kolos wysoki na czterdzieści metrów. Ździebko zdziwiony wyraz jego ponurej facjaty u członkini klanu Kyouko wywołał atak szaleńczego śmiechu.
- Hahaha… Ja też mam asa w rękawie! – Krzyknęła i zachwiała się, czując silne zawroty głowy. Przed upadkiem uratowało ją oparcie się o stopę przywołanego kolosa, który dumnie stawiał opór wiatrowi obijającemu się o jego pierś. Kiedy nieco się pozbierała, wyprostowała plecy i wciąż wspierając się o swój twór, spojrzał z dumą na Uzumakiego. – Zobaczymy, jak teraz sobie poradzisz! GOLEMIE, ZNISZCZ GO!!!
Monstrum słysząc komendę zrobiło krok do przodu, podnosząc lewe ramię do góry, zacisnęło dłoń w pięść wielkości trzypiętrowego domu i zamachnęło się do dołu, ku stojącemu przed nim jinchuuriki. Siła ciosu zatrzęsła okolicą i doszczętnie zrujnowała pole walki, ukrywając walczących w chmurze ziemnego pyłu. Takiego ataku nikt nie mógł przeżyć, Yukiko przemknęło przez myśl. Była niezwykle zadowolona oglądając własne dzieło w akcji.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





* Akuma shinrai (jap.) – Zaufanie demona

188. Konfrontacja, part II

Notka zadedykowana została czytelniczce TobiMilobi.



<<< Odcinek ukazał się 26 marca 2011 roku >>>



Wchodząc do środka, pierwszym co się tropicielowi do oczu rzuciło, to przestronność pomieszczenia, w którym się znalazł. Kilka kolumn stojących w dwóch rzędach informowały go o tym najlepiej. Kiba zdał sobie sprawę, że choć była to jego nie pierwsza wizyta, to nigdy wcześniej nie był w tej części posiadłości rodu Hyuuga. Idąc przed siebie, z nie małym zachwytem rozglądał się dookoła, a gdy doszedł do końca, zatrzymał się, gdyż na nie wielkim podwyższeniu siedział pan Hiashi w towarzystwie jakiejś kobiety trwającej u jego prawego boku. Nim ktokolwiek się odezwał, pierwsze pięć minut obaj przedstawiciele swoich klanów, patrzyli w milczeniu w oczy tego drugiego.
- W takim razie, czego ode mnie chciałeś, Inuzuka Kiba? – Ciszę jako pierwszy przerwał ojciec Hinaty. Kiedy nie usłyszał natychmiastowej odpowiedzi, szybko dodał mocniejszym tonem. – No, słucham? Może na to nie wyglądam, ale nie mam całego dnia.
- Hiashi-sama… Chciałem się zapytać… – Brunet zaczął się jąkać i przestępować z nogi na nogę, jakby mu się chciało sikać. W rzeczywistości jednak, nie wiedział do końca, jak ma przekazać to, co chciał powiedzieć. – Chciałem prosić… o pozwolenie na poślubienie twojej starszej córki, Hinaty.
Jak tylko zamilkł, w auli zapanowało grobowe milczenie. Wyraz twarz przywódcy klanu Hyuuga był tak ponury, że Kibę po plecach przeszył zimny dreszcz. Tropiciel miał nieodparte wrażenie, jakby pod naciskiem srogiego spojrzenia mężczyzny miał paść trupem, niczym zasztyletowany wróg. Próbował wytrzymać jego wzrok, ale okazał się za słaby i już po chwili patrzył na swoje buty. Po paru minutach do uszu doszedł go odgłos trzeszczenia klepki podłogowej, co by oznaczało, że pan Hiashi zamierzał do niego podejść. Tak też się stało:
- Inuzuka, popraw mnie, jeśli się mylę… PRZYCHODZISZ PROSIĆ O POZWOLENIE POŚLUBIENIA HINATY, PONIEWAŻ MOJA CÓRKA ZASZŁA W CIĄŻĘ I MUSICIE STWORZYĆ STABILNY ZWIĄZEK?! CZY TAK?!
Mężczyzna pochwycił bruneta za kamizelkę i potrząsnął nim, niczym szmacianą lalką, jakby chciał w ten sposób uzyskać potwierdzenie dla swoich podejrzeń, co do prawdziwości wizyty tropiciela. Hiashi zapewne jeszcze długo znęcałby się nad chłopakiem, chcąc wydusić z niego odpowiedź na swoje zasadnicze pytanie, lecz widząc, iż taka strategia nie przynosiła zamierzonych rezultatów, szybko się opamiętał i puścił bruneta.
- Więc!?
- Hiashi-sama, źle mnie zrozumiałeś. Proszę o pozwolenie poślubienia Hinaty, ponieważ ją kocham i chciałbym spędzić przy niej resztę swojego życia. Zapewniam, Hinata nie jest w ciąży. – Odparł Kiba, jak tylko pozbierał się po brutalnym wytarmoszeniu. – Robię to tylko ze względu na uczucie, jakim obdarzam jej osobę. Uznałem, że nie taktem byłoby oświadczać się jej, bez uprzedniego poproszenia Cię o jej rękę.
- Na pewno? – Dopytywał się Hyuuga, cały czas gromiąc swojego rozmówcę nie ugiętym spojrzeniem. Gdy brunet z delikatnym rumieńcem na policzkach, gorąco wszelkim zarzutom zaprzeczył, mężczyzna w mgnieniu oka się rozchmurzył. – W takim razie, dobrze. Masz moje pozwolenie… Tylko pamiętaj! Oboje macie dopiero po osiemnaście lat, a małżeństwo to wielki krok i równie wielka odpowiedzialność.
- Rozumiem to doskonale, Hiashi-sama i dziękuję. Kocham Hinatę nad życie i chcę dla niej, jak najlepiej. Choć jeszcze się jej nie oświadczyłem i nie znam jej odpowiedzi, to mam niemal stu procentową pewność odnośnie tej decyzji.
- Niemal? – Spytał Hyuuga, nie specjalnie zdziwiony. – Czyli nie wiesz, co moja starsza córka do ciebie czuje, a mimo to przychodzisz prosić o jej rękę? Cóż za pewność siebie.
Mężczyzna splótł ramiona na plecach i skierował się do wyjścia, lecz nagle wbiegła przez nie kruczowłosa kunoichi ze zmartwionym wyrazem twarzy. Zapewne zwabiona wcześniej usłyszanym kszykiem głowy rodu, teraz szukała powodu, dla którego jej ojciec miałby się denerwować. Widząc w głębi pomieszczenia, klękającego przy dużym białym psie, swojego nieoficjalnego chłopaka i przyjaciela z drużyny w jednym, po krótkiej wymianie spojrzeń i grzeczności z ojcem, zaraz do niego podeszła.
- Kiba-kun? Co ty tu robisz o tak wczesnej porze? Czy coś się stało?
Spytała zaniepokojonym tonem, jednocześnie zniżając się do klęku. Chuunin tym czasem milczał. W głowie wciąż huczały mu słowa ojca dziewczyny. Teraz już sam nie wiedział, czy jego uczucie do niej, nie było zbyt późno okazane. – A co, jeśli ona się nie zgodzi? Co, jeśli odmówi? – Dopadły go wątpliwości. – To będzie znaczyło, że dzisiejsza wizyta i rozmowa z Hiashi-sama były bez celowe. Chikushou! – Zaklął i podniósł głowę, by spojrzeć jej prosto w oczy. Pierwszym, co z nich wyczytał, była troska oraz pytanie. By ją uspokoić, uśmiechnął się nie znacznie, pogłaskał Akamaru i po paru minutach wreszcie się odezwał:
- Hina-chan… wyjdziesz za mnie?
Pierwsza reakcja białookiej, to bezgraniczne zdumienie i niemoc w wiarę usłyszanym słowom. Jednakże widząc, że tropiciel wcale sobie nie żartował, w chwili następnej jej twarz przybrała bardziej rumiane kolory. Bezpośredni ton i pieszczotliwe skrócenie imienia uderzyły w spadkobierczynię klanu Hyuuga, niczym podmuch bardzo silnego wiatru, sprawiając, że jej serce dostało niebezpiecznego przyspieszenia w swym bijącym rytmie. Przyglądający się jej reakcjom brunet, ani na chwilę nie spuścił z niej wzroku, co dodatkowo potęgowało wszelkie doznania i niepokojące mrowienie w dolnej części podbrzusza. Hyuuga czuła tzw. motyle, które w szaleńczym tempie rozlewały się po całym jej organizmie. Kiedy klęczący przed nią chłopak po chwili wyciągnął z kieszeni malutkie pudełeczko i je otworzył, kruczowłosa dłużej nie wytrzymała rosnącego napięcia. Zemdlawszy, upadła mu w ramiona, czym on sam był nieco zaskoczony i zmieszany zarazem, a czując na sobie srogie spojrzenie obserwującego ich Hiashiego, momentalnie przeszedł go po plecach zimny dreszcz.
* * *
Yukiko biła się z własnymi myślami. Choć na zewnątrz przybrała nieodgadniony wyraz twarzy, a w głębi duszy była bardzo rozdarta, cieszyła się, że chłopak przeżył. Dzięki temu będzie mogła poprawić się pokonując go w taki sposób, by otrzymać nagrodę za jego głowę, zaś z drugiej strony była na siebie wściekła, bo go nie doceniła i to ją bardzo bolało. Jednakże najdotkliwsze okazały się jego słowa. Nie dość, że upokarzające, to dodatkowo prawdziwe. Od górne założenie, iż się kogoś unicestwiło tylko jednym atakiem, nawet jeśli nie od razu wykryło się jego chakrę, było prawdziwie żałosne. Blondyn przecież mógł zamaskować ślady własnej chakry, co z całą pewnością uczynił. To z kolei przesądziło o błędnym zanalizowaniu sytuacji. – Kuso! – Kyouko zaklęła siarczyście, obiecując przed samą sobą, iż nigdy więcej nie pozwoli sobie na tego typu niedociągnięcia. Obserwując reakcje Uzumakiego, kobieta sprawdziła pozostałe jej jeszcze zasoby energii. Rokowania nie były zbyt zachęcające. W walce z różową dziewuchą wykorzystała połowę nagromadzonych przez lata ćwiczeń pokładów chakry, co oznaczało, że jednoczesne używanie dwóch pozostałych stylów będzie nieco utrudnione.
Naruto mierzył się wzrokiem z rudowłosą i pomimo usilnych starań, nie był w stanie odgadnąć, co zamierzała. Czy niespodziewanie zaatakuje, a może sobie odpuści dalszą walkę i zwyczajnie ucieknie? – Nie! Ona na pewno tego by nie zrobiła. Tacy ludzie łatwo nie odpuszczają i walczą do końca. – Pomyślał Uzumaki i zerknął kontem oka na Sakurę. Widział wyraźnie, że była wyczerpana walką z kobietą, a nie chciał jej więcej narażać. Gdyby jej się coś stało, sam Kami-sama wie, co mógłby zrobić lekkomyślnego, a doskonale zdawał sobie sprawę, że Yukiko nie będzie już taka nieostrożna. Kobieta wykorzystała sekundę, w której chłopak zerknął na swoją ukochaną i posłała w stronę dwójki ostrze kusarigama. Jinchuuriki natychmiast zareagował, chwycił w ramiona Haruno i odskoczył z nią w bok.
- Shimatta! Jest bardzo szybka. Wystarczył moment mojej nieuwagi, by błyskawicznie zaatakowała. – Pomyślał ściskając w objęciach ukochaną, a jednocześnie bacznie obserwując przeciwniczkę. Łańcuch z ostrzem natychmiast powróciły do jej dłoni, jakby nim kierowała. – Czy ona…?
- Sakura-chan proszę, odsuń się. – Naruto w końcu się odezwał, a jego słowa zaskoczyły różowowłosą, która chciał już coś odpowiedzieć, ale chłopak ją ubiegł. – To nie twoja walka, więc nie chcę byś się więcej mieszała.
- Nie możesz walczyć z nią sam. Nie pozwolę Ci znów się narażać! – Zaprotestowała z wielkim oburzeniem. – Nie chcę cię znów stracić, rozumiesz?! Nie przeżyłabym, gdybyś…
- Nie stracisz.
Jinchuuriki uśmiechnął się szeroko nie spuszczając bacznego spojrzenia z fioletowookiej. Szybko spojrzał w stronę Upiornych żołnierzy niestrudzenie pilnujących obozowiska i skinąwszy na jednego z nich potakująco głową, chwilę potem znów zwrócił spojrzenie na kobietę. W tym momencie, błyskawicznie zablokował kataną atak ostrza kusarigama, które siłowało się z nim, jakby trzymała je niewidzialna ręka. Kiedy po kilku minutach je odepchnął, podszedł Zbrojny i wziął protestującą dziewczynę na ręce.
- Sakura, zaufaj mi! – Wycedził przez zęby, co bardzo ją zaskoczyło, ale jednocześnie zrozumiała, że nie żartował i bardzo się o nią martwił. Rzadko mówił do niej bez końcówki „chan”, chyba, że sytuacja była na tyle beznadziejna lub poważna, a ona zbyt uparta by go posłuchać, pomimo racji z jego strony. – Ona używa nie tylko Katon, ale i Fuuton.
- Czyli ona… To wyjaśniałoby jakim cudem jest w stanie z taką łatwością kontrolować tor lotu ostrza. – Zamyśliła się na głos kunoichi, po czym spojrzała na blondyna.
- Dokładnie tak samo pomyślałem, dlatego proszę cię, abyś się nie mieszała. – Wyjaśnił pokrótce nawet na nią nie spojrzawszy. Błękitnooki mentalnie kazał Upiornemu odstawienie trzymanej kunoichi do namiotu, co tamten od razu wykonał.
- Niezła dedukcja, Sherlocku. – Nagle odezwała się Kyouko, uśmiechając się szyderczo i delikatnie mrużąc oczy. – Ale ta wiedza na nic ci się nie zda, bo i tak zginiesz.
- Nie chwal dnia, przed zachodem słońca. – Naruto odparł nikle się uśmiechając.
On i płomiennowłosa nadal mierzyli sie badawczymi spojrzeniami. Każde z nich chciało zdominować drugiego i uchwycić, chociaż sekundowe opuszczenie gardy, by błyskawicznie wyprowadzić śmiertelny atak.
- Już tak dobre dziesięć minut gapimy się na siebie i co? Nic z tego nie wynika. Coś mnie się zdaje, że będę musiał pierwszy zaatakować, chyba, że ona nagle to zrobi. – Pomyślał nie spuszczając wzroku z przeciwniczki, która najwyraźniej pomyślała o tym samym, bo na jej ustach pojawił się nieznaczny grymas niezadowolenia z zaistniałej sytuacji. – Dobra, to zaczyna być irytujące i nie prowadzi do niczego. – Uzumaki rzucił w kierunku kobiety kunai, który natychmiast odbiła. Odskoczyła w tył składając szybko pieczęcie, a kiedy wyładowała na ziemi, przyłożyła do niej dłonie. Pod chłopakiem, nagle wyskoczyły ostre niczym igła, gliniane kolce, ale ten uskoczył przed nimi w górę, lądując po chwili na gałęzi pobliskiego drzewa. Nim się obejrzał, kobieta błyskawicznie zjawiła się tuż przy nim i chciała uderzyć go z pięści, lecz chłopak powstrzymał ją. Dosłownie minutę siłowali się stojąc twarzą w twarz, ale to wystarczyło, by nawiązać konwersację:
- Mam pytanie?
- Jakie!?
- Dlaczego w początkowej fazie naszej walki, gdy przywołałem samurajów, zawahałaś się? Sądząc po tym, co tu pokazałaś, raczej się nas nie boisz, więc dlaczego? – Spytał, lecz nim otrzymał odpowiedź, kobieta zaserwowała mu kopniaka w brzuch, co Uzumaki zablokował i zaraz skontrował własnym ciosem. Rudowłosa z hukiem spadła na ziemię, ale już po chwili z powrotem stała na nogach. Gdy i Naruto zeskoczył z drzewa, ta chwyciła za swoje ostrze i cisnęła nim w niego, zmuszając jounina do pochwycenia katany.
- Myślisz, że się przestraszyłam, iż poślesz ich do walki ze mną? Nic bardziej mylnego. Ale dobrze, powiem Ci, dlaczego się zawahałam. – Kyouko mrugnęła i ostrze oderwało się od blondyna, ale nie wróciło do swojej właścicielki, tylko zmieniło tor lotu i chciało zaatakować chłopaka od tyłu. Ku niezadowoleniu kobiety, ten to przewidział i w odpowiednim momencie uskoczył w bok, samemu w międzyczasie rzucając w nią serią shurikenów. – Całkiem nieźle! – Krzyknęła wykonawszy kilka zgrabnych uników.
- To jak będzie!?
- Ech, jakiś ty niecierpliwy… Dobra. Mój klan od pokoleń specjalizował się w ćwiczeniu i gromadzeniu potężnych technik ninjutsu z niemal wszystkich znanych nam natur chakry. Żeby władać kilkoma z nich jednocześnie, potrzebny był niesamowity talent i ogromne zasoby chakry… Ale nie o tym miała mówić. – Fioletowooka przywołała do siebie ostrze kusarigama i zawiesiła je na plecach. – Z legendy, jaka cały czas krąży po kraju Żelaza, skąd pochodzi mój klan, jeszcze przed pierwszą Wielką Wojną Ninja, siłą utworzono wojsko, które szybko przemieniono w niepokonaną armię Samurajów siejących strach i grozę wśród naszych sąsiadów. Kilka lat później ochrzczono ich mianem Upiornych Samurajów, gdyż jej założyciel każdemu wcielonemu tam mężczyźnie sprawił specjalną przeklętą pieczęć zwiększającą tężyznę fizyczną i pokłady chakry do poziomu dzisiejszych Bijuu oraz sprawiającą, że każdy był niemal niepokonany i mógł korzystać z wielu bardzo potężnych technik ninju…
Kobieta nagle przerwała, gdyż w tej samej sekundzie trzech blondynów zaatakowało ją od tyłu. Grad ciosów nie zrobił na Yukiko większego wrażenia, dlatego też szybko ich pokonała, lecz to wystarczyło by odwrócić uwagę od tego prawdziwego, który w mgnieniu oka pojawił się za nią ze skoncentrowaną kulą chakry w dłoni. Uzumaki potraktował ją jedną ze swoich najpotężniejszych technik, posyłając przeciwniczkę do wszystkich diabłów. Kiedy opadł kurz, osiemnastolatek stał w głębokim na dwa i szerokim na cztery metry kraterze, a u jego stóp leżało zmasakrowane ciało Kyouko, które po chwili zmieniło się w grudę ziemi.
- To był klon?? – Tylko tyle zdołał pomyśleć, gdyż niespodziewanie otrzymał potężny cios w tył głowy, który natychmiast powalił go na ziemie. – Cholera… Spuściłem gardę. – Mruknął wstrząśnięty i nim się podniósł, dookoła niego z ziemi wyłoniła się pięciopalczasta, kamienna ręka, która lekko się na nim zacisnęła. – Eh?! Co do…?!
- No! Teraz przynajmniej mam pewność, że jak już mnie nakłoniłeś do rozgadania się, nie będziesz więcej próbował mi przerwać i jak sam widzisz, władam nie tylko ogniem i wiatrem, ale także elementem ziemi! Ekhm… Zatem, kontynuując… – Yukiko przybrała zamyśloną minę. – Kiedy byłam mała, rodzice mówili mi, że oni tak naprawdę nigdy nie istnieli. Że stworzono tę opowieść, by straszyć nią niesforne dzieciaki, lecz ja nie chciałam w to wierzyć. Gdy miałam piętnaście lat dowiedziałam się, że pierwszym, który został wcielony do tej armii był mój pradziadek. Wtedy obiecałam sobie, iż któregoś dnia znajdę sposób na spotkanie się z nim i uwolnienie go do klątwy, w jaką go uwikłano. Przez kolejne lata ciężko trenowałam, żeby podołać wyzwaniu, jakie sobie narzuciłam. Zwiększałam własny limit chakry, by móc wykonywać wiele technik. Całą dzisiejsza noc i obecny ranek, ty i twoja paniusia dostaliście próbkę tego, co przez te wszystkie lata osiągnęłam. Kiedy ich przywołałeś, zupełnie się tego nie spodziewałam, jak również tego, że to właśnie ty będziesz im przewodził. Bez obaw, nie mam zamiaru dociekać, jak do tego doszło. Teraz to nie ma większego znaczenia. Przyznam bez bicia, jeśli legenda o potędze, jaką włada każdy Upiorny Samuraj jest prawdą, to ich obecność jednak napawa mnie strachem.
- Mówisz, że twój pradziadek był pierwszy? – Spytał Nauto. Kiedy kobieta mimowolnie kiwnęła głową z aprobatą, chłopak skrzywił się boleśnie. – No to Cię zmartwię. W czasie mojego pierwszego spotkania z Upiornymi walczyłem ze strażnikiem ich grobowca. Żeby wygrać, musiałem cztery razu go zabić, a gdy już to zrobiłem, dowiedziałem się, że był to jeden z najstarszych i najsilniejszych samurajów. Jest wielce prawdopodobne, że koleś mógł być twoim pradziadkiem.
- Co takiego!? Śmiesz twierdzić, że… Nie! To nie możliwe! GAAAHH!!! – Kyouko wydała z siebie gardłowy, bliżej nieokreślony ryk wściekłości. – Tyy!! Teraz to już przestało być moim zleceniem, a stało się osobistymi porachunkami! Żegnam ozięble, Uzumaki Naruto!
Kobieta zacisnęła lewą dłoń w pieść, co sprawiło, iż kamienna łapa trzymająca blondyna także zaczęła się zamykać, powodując u swojej ofiary niewyobrażalne cierpienie. Jego krzyk sprawił, że obserwująca wszystko Sakura, bez opamiętania rzuciła się, by go ratować, lecz na drodze stanęło jej kilku pilnujących obozowiska Upiornych żołnierzy. Chciała ich wyminąć, lecz nie ustępowali. Kiedy któremuś rzuciła wściekłe spojrzenie, mówiące, żeby ją przepuścił, spotkała się z brakiem reakcji. Zupełnie jakby ich nie obchodziło to, co się działo zaledwie kilkadziesiąt metrów od nich. Jedynie pilnowali, by nikt się nie wtrącał i wtem, Haruno zrozumiała, że takie właśnie mieli rozkazy. Naruto chciał, żeby ją zatrzymali, nie pozwolili włączyć się do walki. Chciał, żeby więcej się nie narażała.
Rozdzierający krzyk miażdżonego blondyna po kilkunastu sekundach niespodziewanie ucichł, a w jego miejsce pojawił się odgłos ginącego klona, co stojącą obok kobietę wprawiło w prawdziwe osłupienie. Błyskawicznie zdała sobie sprawę, że to jeszcze nie był koniec. Jej przeciwnik okazał się być bardziej utalentowany i wyszkolony, niż mogła sobie to wyobrazić. Wykonać podmianę w trakcie cierpienia nie należało do prostych sztuczek, których podjąć mógłby się byle shinobi.
- Znów mnie zaskoczyłeś, robiąc coś…
Urwała, ponieważ w tym momencie z chmurki białego dymu, jaki pojawił się za jej plecami, wystrzeliło kilka shurikenów. Kobieta zrobiła unik, jednocześnie odwracając się w stronę, z której przyleciały, lecz blondyna już tam nie było. Chwilę tam patrzyła, kiedy kolejny atak nadszedł od najmniej spodziewanej strony. Yukiko w ostatniej chwili uskoczyła kilka metrów w bok, gdyż w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu stała, Uzumaki swym ciosem wybił nie małą dziurę.
- Wykorzystałeś element zaskoczenia, wcześniej sprawiając, że patrzyłam naprzód, zamiast w górę. A użycie transformacji, żebym myślała, że użyłeś zamiany, było świetnym sposobem na uwolnienie się z mojego kamiennego uścisku. Przyznaję, zaimponowałeś mi, lecz to nic nie zmienia! Wciąż muszę cię zabić! – Krzyknęła rudowłosa i już w kolejnym ruchu blokowała nowy cios blondyna, którym się odsłonił, dając jej szansę na wyprowadzenie błyskawicznej kontry w postaci silnego kopniaka w brzuch. Naruto odkaszlnął krwią, co nie powstrzymało stojącej tuż obok napastniczki od uderzenia go w odsłonięty policzek, a następnie powalenia na ziemię ciosem z łokcia w plecy. Odrobinę zamroczony Uzumaki na drżących ramionach podniósł się do podpartego klęku.
- Czy ty się nigdy nie poddajesz?
Kyouko spytała retorycznie atakując obolałego blondyna kolejnym kopniakiem w żebra. Uwolniona w czasie zadawania ciosu chakra odrzuciła osiemnastolatka na kilkanaście metrów, posyłając go plecami wprost na pień wcześniej powalonego drzewa. Czując, jak zgruchotane żebra przebiły płuco sprawiając niewyobrażany ból i utrudnienie w oddychaniu, Naruto wpierw zaklął w duchu odnośnie swojego położenia, po czym skumulował trochę chakry Dziewięcioogoniastego w miejscu powstałej rany, celem uleczenia się. Reakcja lisa była natychmiastowa:
- W ten sposób tylko jeszcze sobie zaszkodzisz, dzieciaku.
- Tak?! To niby jak mam dalej walczyć, nie mogąc złapać oddechu!?
Odkrzyknął blondyn wstając na nogi i zignorował ostrzeżenie demonicznego przyjaciela. Gdy tylko skumulował chakrę, w mgnieniu oka jego odrętwiałe ciało przeszył jeszcze bardziej dotkliwszy bólu, niż przed chwilą. Próbując za wszelką cenę się uleczyć, chłopak na dosłownie chwilę zapomniał o walce, co szybko wykorzystała jego przeciwniczka. Naruto nie wyczuł, jak ziemia pod jego stopami zaczęła delikatnie drżeć, gdy nagle wystrzeliła z niej kolejna olbrzymia, kamienna ręka z ostrymi szponami zamiast palców.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto