poniedziałek, 22 stycznia 2018

125. Błędnie odczytany rozkaz

W pierwszym fragmencie tej notki, zamieszczone zostały imiona i nazwiska dwójki bohaterów mojego pomysłu… których poznaliśmy w odcinku 116 i którzy odegrają kluczową rolę w obecnie rozgrywającej się fabule – Akinori Fukao i Yakiwa Araki. Pozdrawiam i zapraszam na odcinek 125 ^^.



<<< Odcinek ukazał się 11 czerwca 2009 roku >>>



- Tsuchikage-sama! Drużyna dywersyjna wysłana do Suna-Gakure… zawiodła!
Do biura kage kraju Ziemi, bez wcześniejszego zapukania, wbiegł mężczyzna z połową twarzy ukrytą pod maską z kości słoniowej. Jego gęste, czarne włosy, luźno opadając na odkrytą połowę twarzy, tym samym nieco przysłaniają odsłonięte oko. Mężczyzna nie usłyszawszy żadnej reakcji ze strony swojego zwierzchnika i przyjaciela w jednym, dopiero po chwili zorientował się, że w biurze nikogo nie ma. Wyczuwając unoszącą się w powietrzu duchotę, Yakiwa po chwili szybko podszedł do najbliższego okna, którego szyba wciąż poważnie zabrudzona przepuszcza przez siebie bardzo znikome ilości światła zewnętrznego. Jounin wpuściwszy do pomieszczenia odrobinę świeżego powietrza, zaraz tego pożałował, gdyż powiew wiatru poderwał w powietrze jakieś papiery leżące na biurku kage i porozrzucał je po całym biurze. Shinobi pozbierawszy je szybko do kupy, gdy odkładał je na swoje miejsce, momentalnie dostrzegł że jest to raport z ostatniej misji szpiegowskiej do kraju Herbaty. Zdziwiwszy się, że jego przywódca akurat teraz powrócił do przeglądania raportu z tamtej misji, po chwili namysłu postanowił odnaleźć swojego przyjaciela i go o to wypytać.
- Tsuchikage?!!
Zawołał. Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi, czy nawet najmniejszego znaku życia, mężczyzna zaraz podszedł do przeszklonych drzwi wychodzących na balkon okalający pierwsze piętro budynku i otworzył je. Wyjrzawszy na zewnątrz, zaraz zrobił krok na przód i podszedł do barierki. Rozejrzawszy się do koła i po widoku rozpościerającej się przed nim wioski, Yakiwa zaraz odwrócił się w lewą stronę i szybko podszedł do stalowej drabiny prowadzącej na dach. Wdrapawszy się zręcznie po jej pordzewiałych szczeblach, czarno włosy shinobi Skały po chwili dostrzegł swojego przywódcę siedzącego na krawędzi belki wystającej daleko poza obręb dachu i patrzącego w jakiś nieokreślony punkt na niebieskim niebie.
- Hej! Akinori!!
Krzyknął i dopiero teraz jego słowa zwróciły uwagę bruneta, który rzucił krótkie spojrzenie w jego kierunku… by zaraz na powrót utkwić swe ciemnozielone tęczówki w jakimś odległym punkcie na niebie. Ospałe nieco zachowanie Tsuchikage wzbudziło w Yakiwie nie lada zainteresowanie.
- Co się stało??
Spytał Fukao, gdy jego odwieczny przyjaciel tylko się do niego zbliżył.
- Wybacz to najście, ale właśnie dowiedziałem się o klęsce oddziału wysłanego do Suny.
- Co?! Jak to możliwe?? – Tsuchikage momentalnie wstał do pozycji wyprostowanej. – Przecież posłaliśmy tam świetnie przeszkolonych shinobi!!
- Tak, ale z tego co mi wywiad doniósł, pod czas wędrówki przez pustynię… cóż, w tamtej krainie bardzo często pojawiają się burze piaskowe, no i jedna z nich zaskoczyła, i pogrzebała ich żywcem.
Araki skrupulatnie zrelacjonował usłyszaną wiadomość.
- Rozumiem… a drużyna wysłana do Konohy?
- Tu sprawy mają się już znacznie lepiej. – Czarnowłosy mężczyzna wyjął z kieszeni jakiś świstek papieru. – Z otrzymanego raportu wyczytałem, że zgodnie z twoim rozkazem, oddział drugi wmieszał się w tłum miasta Fujioka i w dogodnym momencie rozpoczął atak…
Zielonooki spojrzał na przyjaciela. Czekając aż ten dokończy relacjonować raport, po chwili wyciągnął z kieszeni pomiętego papierosa, włożył go do ust, podpalił i głęboko go pociągnął.
- Tak?
- …lecz straty w ludziach nieco przekroczyły ilość, jaką poleciłeś zlikwidować.
Yakiwa spuścił na chwilę wzrok, po czym z trudem przełknął ślinę zalegającą mu w ustach. Powtórzywszy jeszcze raz w myślach liczbę ofiar zapisaną na trzymanej kartce, shinobi zaraz spojrzał na swego przywódcę, teraz bacznie go obserwującego.
- Czyli co??
- Całe miasto.
W tym momencie tlący się papieros, trzymany przez bruneta, nagle wypadł z rozluźnionego uścisku palców, by po chwili rozbić się o but „swego” właściciela i spaść dalej w dół, ku cuchnącemu ściekowi płynącemu w betonowym korycie u podstawy budynku.
- CO TAKIEGO?!!!
Wydarł się Tsuchikage, a jego zdenerwowany i kompletnie zaskoczony głos poniósł wiatr, który w szybkim tępiej rozprzestrzenił go na całą wioskę. Momentalnie spojrzenia przechodniów kłębiących się na najbliższych ulicach, chodzących miedzy porozstawianymi straganami, spoczęły na jego osobie. W jednej chwili, cały szmer i gwar uliczny ucichł…
- JAK TO… CAŁE MIASTO??!!!!
- Akinori-sama… wioska na nas patrzy.
- I BARDZO DOBRZE!! NIECH PATRZĄ I SIĘ DOWIEDZĄ, CO TO ZNACZY DOPROWADZIĆ MNIE DO BIAŁEJ GORĄCZKI!! GRRRR!!
Donośny, gniewnie nastawiony głos bruneta sprawił, że w całej wiosce ptaki przestały ćwierkać, psy szczekać. Wszystkie niemowlaki momentalnie zaczęły płakać, a ich matki od razu poczęły je uspokajać. Tsuchikage zrobiwszy się w mgnieniu oka cały czerwony na twarzy, po chwili z ciężkim stąpnięciem wyminął zestresowanego Yakiwę i *ciskając błyskawicami na wszystkie strony*, ruszył w grobowym milczeniu z powrotem do swojego biura. Araki tym czasem, cały blady na twarzy, zaraz otrząsnął się, zgniótł trzymany świstek w ręce, po czym wyrzuciwszy go… czym prędzej ruszył w ślad za swym wściekłym przywódcą.
- Teraz na spokojnie. – Powiedział Akinori, zajmując miejsce na swym skurzanym fotelu, przy masywnym biurku zawalonym stertami różnych papierów i świdrując morderczym wzrokiem jednego ze swoich najlepszych zwiadowców-szpiegów, po chwili ciszy ponownie rozwarł wargi. – Jaki był mój rozkaz??!
- Jeśli dobrze pamiętam, to nie wielką ilości populacji, by za bardzo nie rozwścieczyć władz Konohy. – Szybko odparł Araki.
- A co ci durnie zrobili?!!
- Z tego co wywiad mówi, to zginęło około 98% populacji…
- No pięknie!!
Fukao rzucił sarkastycznie, po czym szybko wstał z zajmowanego miejsca, ceremonialnie odepchnął fotel na bok i podszedł do otwartego okna. Mamrocząc przekleństwa i wyzwiska pod nosem, mężczyzna kilkakrotnie uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę o bok framugi okna.
- …eee, Tsuchikage-sama, ale z drugiej strony taka sytuacja była do przewidzenia.
- Jak to?!!
- Bądźmy szczerzy. To jest wojna! Jeśli Konoha i Suna jeszcze się nie zorientowały, że my za tym wszystkim stoimy, to nie mamy się czego obawiać. – Odparł Yakiwa.
- Zapewne masz rację, ale to nie zmienia faktu, że zlekceważono moje intencje! Zamiarem zabicia jedynie części ludności danego miasta w Konoha, było tylko i wyłącznie pokazanie, że w dzisiejszych czasach nikt nie jest bezpieczny. A teraz… jeśli oni okryją kto pozabijał ich bliskich, to zwali się nam tu nam na głowę cała armia shinobi liścia, rządnych krwi i pomsty za niewinnie zamordowanych.
Zielonooki Kage kraju Ziemi po chwili odwróciwszy się do niego przodem i rzuciwszy mu krótkie spojrzenie, na powrót zajął miejsce przy biurku i oparł łokcie na blacie dębowego biurka. Patrząc przez chwilę nieobecnym wzrokiem na swojego przyjaciela, Akinori w końcu opuścił spojrzenie na rozłożoną przed nim teczkę.
- Wiesz co to jest?
Po chwili odezwał się, kompletnie zmieniając temat rozmowy.
- Tak. Raport z misji zwiadowczo-szpiegowskiej w kraju Herbaty.
- No właśnie. Czy ustaliłeś już, kto dokonał tam masakry.
Tsuchikage spojrzał pytająco na swego rozmówcę.
- Owszem. Słyszałeś Akinori-sama o wiosce Bez Nazwy??
Spytał Araki podchodząc bliżej, a gdy Fukao posłał mu kolejne pytające spojrzenie, mężczyzna z najmniejszymi szczegółami zaczął opowiadać o swych ustaleniach.
* * *
Pięcioro shinobi z Ukrytej Wioski Liścia, maszerując główną ulicą zburzonego przygranicznego miasta Fujioka, widząc rozległe zniszczenia i zakrwawione ciała mieszkańców, leżące w pokracznych pozach miedzy gruzowiskami, z przerażeniem w oczach wyobrażają sobie co tu się mogło stać i kto za tym wszystkim stoi. Sprawdzając dom po domu, a raczej to co z nich pozostało i szukając jakichkolwiek ocalałych… po kilku godzinach, tracąc kompletnie już nadzieję, kruczowłosa dziewczyna w jednym z niezburzonych domów odnalazła, żywą lecz konającą, dwunastolatkę.
- Pomocy…
Szepnęła, gdy kunoichi zjawiła się w jej pobliżu. Hinata momentalnie uklękła przy dziecku, niewiele młodszym od siebie, po czym oparła jej głowę o swoje kolano. Dziewczynka o blond włosach, brudnych, poczochranych i zakrwawionych, odkaszlnęła krwią zalegającą jej w gardle, a z jej oczu poleciały gorzkie łzy.
- Zi-im-mno mi-ii.
- Ciii, nic nie mów.
Hyuuga wodząc wzrokiem po zniszczonym pomieszczeniu, po chwili wypatrzyła podarty koc leżący w kącie. Odłożywszy delikatnie głowę dziewczynki na bok, zaraz wstała i podeszła w tamtym kierunku, a gdy wróciła… z przerażeniem w oczach uświadomiła sobie, że blondynka już wyzionęła ducha. Zakrywszy ciało trzymanym kocem, dziewczyna zaraz wyszła z domu i nadal ocierając łzy wywołane dostrzeżoną masakrą, skierowała się ku następnemu domostwu.
- Kakashi-sensei, kto za tym wszystkim stoi?
Spytał wiecznie zamyślony Shikamaru. Chłopak po długim wysilaniu szarych komórek do intensywnej pracy, gdy nie doszedł do żadnych sensownych konkluzji, w końcu postanowił zasięgnąć języka u swojego tymczasowego mistrza. Spojrzawszy na niego nieco zmęczonym wzrokiem, zaraz napotkał na swej drodze spojrzenie białowłosego.
- Nie jestem pewny… ale wydaje mi się, że to Suna.
Odparł zamyślony, samemu nie wiedząc, czy dobrze robi zwalając winę na odwiecznego sojusznika w tym pokręconym świecie. Po chwili do rozmawiającej dwójki shinobi podeszli Kiba, siedzący na grzbiecie swojego psa Akamaru, Shino i Hinata.
- Nikt nie przeżył.
Hyuuga stwierdziła z żalem, a jej słowa dodatkowo potwierdzili Inuzuka i Aburame. Szaro-włosy jounin przyjąwszy do świadomości tą straszną wiadomość, po chwili bez uprzedzenia wykonał w powietrzu kilka pieczęci, po czym rozciął kciuk na ostrzu wyciągniętego sztyletu kunai i przystawił dłoń do ziemi.
- Kuchiose no Jutsu!
Krzyknął, a po chwili w chmurze białego dymu, tuż przed nim pojawił się mały piesek.
- Co tam Kakashi-san??
- Pakkun, wracaj szybko do wioski i powiedz Tsunade-sama co tu zobaczyłeś. Nie rób przerw. Biegnij ile sił w łapach. Hokage-sama musi jak najszybciej dowiedzieć się co tu zaszło!! – Zakomenderował lustrzany shinobi, a przywołany pupil kiwną porozumiewawczo łbem, po czym zniknął w pobliskiej gęstwinie lasu.
* * *
Jeszcze długo po tym, jak wyjawiłem im swoje zmyślone imię, to szybko nie zaznałem spokoju, póki wszystkiego, co powinni wiedzieć moi towarzysze, nie powiedziałem. Lecz gdy ten moment w końcu nastąpił i poczęliśmy powoli zbierać się do wymarszu, wciąż patrząc na pakującą się Sakurę… w głębi duszy jeszcze wielokrotnie począłem dziękować, że w porę się przy niej wtedy pojawiłem. Gdy tak rozmarzonym wzrokiem, po przez maskę bacznie przyglądam się mojej wybrance serca, nagle usłyszałem w głowie wołanie lisa.
- Naruto, jak długo jeszcze zamierzasz zwlekać z wyjawieniem im prawdy o prawdziwym przeciwniku??
„Nie wiem. Może dopiero, gdy przyjdzie nam walczyć z prawdziwymi shinobi piasku.”
- Hmm… rób jak chcesz, ale wiedz, że im później wyjawisz tą prawdę, tym gorzej dla ciebie.
„Co masz na myśli?!”
- Na przykład kolejny powód do wywalenia cię z ANBU, ponieważ zataiłeś ważne informacje?
„Dobra Kyuubi, przekonałeś mnie!”
Odparłem i szybko podniosłem się do pozycji wyprostowanej. Gdy chciałem ruszyć się już z miejsca, nagle Yamato wyprosił wszystkich na zewnątrz, zapewne by anulować działanie swojego jutsu i usunąć jakikolwiek ślad po naszej bytności w tym miejscu.
- Czy wszyscy wszystko mają?? – Po chwili odezwała się Shizune.
- Hai.
Uśmiechnęła się Sakura, po czym niespodziewanie podeszła do mnie i stanęła obok. Mając nadzieję, że nikt nie będzie podejrzewał, czemu zielonooka idzie w moim towarzystwie i nie będzie przez to zadawać kłopotliwych dla nas pytań, po kilku minutach ustaleń ze wszystkimi, co do przerwanej misji, w końcu ruszyliśmy w dalszą drogę ku miastu Fujioka. Skacząc z gałęzi na gałąź, jako pierwsi poszli Yamato, Neji i Tenten. Zaraz za nimi nieco poobijany Lee, nigdy nie nasycony Choji, Shizune, Ino i na samym końcu my. Sakura patrząc co jakiś czas w moim kierunku, gdy tylko odwzajemniam jej spojrzenie natychmiast zaczyna szeroko się do mnie uśmiechać.
„Szkoda, że i ona nie może teraz zobaczyć mojego uśmiechu.” – Pomyślałem.
Ukrywanie swojej tożsamości czasem bywa takie nieprzyjemne, że aż ma się ochotę wykrzyczeć swoja frustrację na całą okolicę, ale z drugiej strony… bycie dowódcą elitarnych oddziałów w Konoha ma też swoje zalety. Choć jeszcze nie mam żadnych podkomendnych, którymi mógłbym rozporządzać, z rozmowy z Tsunade wywnioskowałem, że mam ich sam sobie znaleźć. Powiem, że takie zadanie nie należy do prostych, gdyż zbyt dużego wyboru to ja nie mam, a też dobierając sobie członków oddziału… będę musiał brać pod uwagę wszystkie plusy i minusy potencjalnego kandydata. I wiecie co? Pierwszych kandydatów mam już na oku, choć jeszcze z nimi o tym nie rozmawiałem. Może jak ponownie zatrzymamy się na jakiś nocleg to z nimi Zamienie jedno lub dwa słowa? Kto wie, ale jedno jest pewne… w śród tych, którzy znajdą sie w moim oddziale ANBU na pewno będzie Sakura-chan. Mam tylko nadzieję, że ona zechce ze mną współpracować.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





[…]*ciskając błyskawicami na wszystkie strony*[…] – W tym przypadku, to stwierdzenie zostało użyte w znaczeniu metaforycznym.

124. Obietnica

Dziś będzie raczej więcej dialogów niż opisów sytuacyjnych.



<<< Odcinek ukazał się 30 maja 2009 roku >>>



- KYUUBI!! CZY TY MASZ COŚ DO SAKURY?!! – Powtórzyłem pytanie, tym razem pełnym głosem. Mój krzyk w mgnieniu oka spłoszył ptactwo siedzące w konarach pobliskich drzew.
- Nie, skądże znowu? Po prostu wydaje mi się, że ty się jej najzwyczajniej boisz… chyba, że tu chodzi o coś całkiem innego??
„Wiesz co… zostawię twoje stwierdzenie i pytanie bez odpowiedzi!”
Odparłem nieco zgryźliwie i szybko zerwałem połączenie mentalne z lisem, gdyż kątem oka przez maskę dostrzegłem wychodzącego z lasu Yamato. Mężczyzna trzymając ręce założone na piersi, powolnym lecz miarowym krokiem zbliżył się do mnie i zatrzymawszy się po drugiej stronie zwłok, nad którymi akurat stoję, nieznacznie się do mnie uśmiechnął.
- Witaj, jak minęła noc? – Spytał.
- Na rozmyślaniu.
Odparłem chłodnym tonem, co chyba nieco poruszyło jouninem. Brunet przyjrzawszy mi się dokładnie, zupełnie jakby chciał odgadnąć kim jestem, zaraz okrążył ciało i podszedł do mnie bliżej.
- A o czym, jeśli wolno spytać? – Szepnął i mnie wyminął, po czym przeszedł jeszcze kilka metrów i ponownie zatrzymał się, tuż przed innym ciele.
- O pannie Haruno.
Odparłem bez ogródek. Jounin momentalnie rzucił mi pytające spojrzenie, a gdy nic więcej już nie powiedziałem, on jedynie ponownie się do mnie uśmiechnął.
- Ciekawe… a można wiedzieć dlaczego??
- Twoja dociekliwość powoli zaczyna mnie już irytować!
Stwierdziłem ponuro.
- Dobrze, przepraszam. – Jounin spuścił na chwilę wzrok na zmasakrowane ciało wojownika z kraju Ziemi, choć on o tym jeszcze nie wie. – To czy mogę zadać ostatnie pytanie?
- Proszę.
- Jak mamy się do ciebie zwracać?
Spytał i ponownie do mnie podszedł. Popadłszy w zadumę, zaraz bez słowa ruszyłem w stronę domu, co w Yamato wywołało małe zdziwienie, lecz jounin nic nie powiedział. Idąc w milczeniu i zastanawiając się nad wymyśleniem jakiejś charakterystycznej, lecz prostej do zapamiętania ksywki, nie zobaczyłem kiedy to doszedłem pod drzwi tymczasowego domu. Kapitan, nie wiem czemu, ale zaraz szybko mnie wyprzedził i otworzywszy drzwi wpuścił mnie do środka. Tam, napotkawszy wlepione w siebie zdziwione spojrzenia Shizune, Ino i Sakury, momentalnie poczułem… że mój mały sekret jest zagrożony. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu, zaraz dostrzegłem również zdziwione spojrzenie Lee i Chojiego, choć ten drugi bardziej zajęty jest penetrowaniem wnętrza torebki chipsów, niż moją osobą. I dobrze. Yamato, zamknąwszy drzwi zaraz mnie wyminął i podszedł do Shizune, po czym chwyciwszy ja za ramię, pociągnął za sobą do jakiegoś pokoju. Zapewne, by w spokoju porozmawiać… tylko o czym? Nie wiem i na razie mnie to nie obchodzi.
- Sakuro Haruno, jak się dzisiaj czujesz?
Spytałem poważnym głosem z wyczuwalną troską w nim zawartą i spojrzałem w jej kierunku. Dziewczyna nieco zakłopotana tym pytaniem, bez słowa pokazała mi ręką bandaż pokrywający jej brzuch. Widząc obszerną plamę zaschniętej krwi, w mgnieniu oka uświadomiłem sobie, że nadal nie jest dobrze. Zbliżywszy się do niej, nagle usłyszałem wołanie w mojej głowie…
- Naruto, czemu nie uleczysz jej przy pomocy mojej chakry??
„Bo wtedy wszyscy dowiedzieliby się kim jestem.”
- No tak, ale chyba nie chcesz jej stracić?
„Oczywiście, że nie!” – Krzyknąłem w myślach.
- No to musisz tak jej pomoc, by nikt nic nie zauważył.
„Dobra, już ja coś wymyślę.”
…stanąwszy koło leżącej Sakury i klęczącej obok Ino, gdy i jak ukląkłem, momentalnie dostrzegłem, że obie dziewczyny bacznie mi się przyglądają. Obejrzawszy zakrytą bandażem ranę, dokładnie z każdej strony, zaraz ponownie spojrzałem na różowowłosą. Wyciągnąwszy do niej rękę, by sprawdzić gdzie ją jeszcze boli, kunoichi odruchowo nieznacznie się ode mnie odsunęła.
- Nic ci nie zrobię.
Dziewczyna mi nie odpowiedziawszy, po chwili powróciła na swoje poprzednie miejsce i pozwoliła się dotknąć. Zbadawszy jej biodro, usłyszałem nieznaczny chichot, lecz gdy dotknąłem ją w najbliższych okolicach rany… momentalnie usłyszałem jęk bólu. Cofnąwszy natychmiast dłoń, zaraz na nią spojrzałem.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi, tylko czemu sprawdzasz co mnie boli??
Sakura widocznie odczytała moje szczere intencje.
- Właśnie? Czyżbyś również był medykiem?? – Spytała Ino i w tym momencie sobie przypomniałem o jej obecności. Gdy spojrzałem w jej kierunku, dziewczyna na chwilę się do mnie uśmiechnęła, po czym błyskawicznie spoważniała.
- Nie. Po prostu chcę wiedzieć, jakie panna Haruno odniosła jeszcze obrażenia. – Odparłem spokojnym głosem, specjalnie akcentując słowo panna, po czym na powrót spojrzałem w kierunku zielonookiej. Momentalnie dostrzegłem na jej policzkach nieznacznego rumieńca oraz na twarzy wielkie zakłopotanie moimi słowami. Dziewczyna uśmiechnąwszy się do mnie czule, sprawiła… że od razu jakoś cieplej mi się na sercu zrobiło.
- Panna Haruno??!
„Może miałem powiedzieć do niej… Sakura-chan?!!”
- Tylko spokojnie, nie unoś się tak. Zwracaj się do niej, jak ci się żywnie podoba. Moje zdanie się tu nie liczy.
„No właśnie! Tak więc Kyuubi jeśli łaska… czy mógłbyś się już więcej nie odzywać?! Twoje komentarze powoli robią się strasznie irytujące!!”
- Dobrze, dobrze… już się nie odzywam. Milczę, jak grób!
Demon zaśmiał się dobitnie z ostatniego swojego stwierdzenia, po czym naprawdę zamilkł. Powróciwszy do świata żywych, zaraz otrząsnąłem się i spojrzawszy na Yamanakę, po chwili się do niej odezwałem.
- Panno Ino, czy mogłabyś zostawić nas na chwilę samych?
- Jak to?! Nie rozumiem?!
- To proste. Na przykład idź się zajmij Chojim. – Odparłem.
- Ale…
- Nic mi nie będzie.
Nagle odezwała się Sakura. Spojrzawszy momentalnie w jej kierunku, od razu dostrzegłem uśmiech malujący się na jej ustach, nadal nieco wymuszony przez wciąż dokuczającą ranę brzucha. Gdy niebieskooka w końcu się oddaliła i tak jak powiedziałem, podeszła do Chojiego… ja tym czasem patrząc przez chwilę Sakurze prosto w oczy, po chwili nieco się od niej odsunąłem i szybko złożyłem przed sobą dłonie. Nic nie mówiąc, zacząłem wykonywać dłońmi kilka pieczęci, powtarzając sobie w myślach ich nazwy, a gdy skończyłem na mojej otwartej dłoni momentalnie stworzyła się czerwona kula chakry. Zielonooka obserwując mnie przez cały czas z wielkim zaciekawieniem, po chwili się odezwała…
- Co zamierzasz?
Szepnęła, a w jej tonie głosu wyczytałem nutkę obawy.
- Mam prośbę.
- Tak??
- Otóż… Sakura-chan obiecaj mi, że nikomu z tu obecnych nie zdradzisz mojej prawdziwej tożsamości. – Odparłem i drugą ręką, nie ściągając z głowy kaptura, odchyliłem maskę przysłaniającą moją twarz. Gdy na twarzy dziewczyna zaobserwowałem prawidłową reakcję… w oka mgnieniu, dłoń z utworzoną kulą chakry przystawiłem do rany na jej brzuchu. W jednej chwili wszystkie większe otarcia poczęły szybko zanikać. Dzięki wcześniejszemu wykonaniu kilku istotnych pieczęci, śmiertelnie niebezpieczny Rasengan utworzony z chakry demona, zaraz zamienił się w bardzo silne medyczne jutsu, mogące nawet rekonstruować zniszczone organy wewnętrzne, jak i połamane kości. Gdy czerwona kula całkowicie wsiąkła w ciało kunoichi jej rana momentalnie się zasklepiła, a nieco już pobladła cera zaraz odzyskała swój dawny kolor. Skończywszy zabieg, zaraz pomasowałem Sakurę po brzuchu by upewnić się, że wszystko jest już dobrze. Dziewczyna po chwili mruknęła zalotnie, a jak na nią spojrzałem, niespodziewanie zostałem pocałowany prosto w usta.
- Arigato Naruto-kun i obiecuję, że zachowam twoją tożsamość dla siebie.
Szepnęła, po czym szeroko się do mnie uśmiechnęła. Odwzajemniwszy jej gest, zaraz na powrót nasunąłem ceramiczną maskę na twarz. Gdy tylko opuściłem z powrotem dłonie i podniosłem się do pozycji wyprostowanej, nagle podeszła do nas Tenten, rzucając mi nieprzychylne spojrzenie.
- Sakura? I jak się czujesz?
- Już dobrze.
Zielonooka spojrzała w moim kierunku i jeszcze raz szeroko się uśmiechnęła. Odwzajemniwszy jej spojrzenie, zaraz kiwnąłem głową na znak że odchodzę i spokojnym krokiem udałem się w kierunku tymczasowego pokoju białookiego shinobi. Dotarłszy tam w kilka następnych minut, delikatnie zapukawszy w lekko uchylone drzwi, po otrzymaniu zaproszenia, wszedłem do środka.
- Neji Hyuuga, chciałbym cię przeprosić za incydent z przed kilkudziesięciu minut. – Powiedziałem od razu na wstępie. Gdy brunet się do mnie odwrócił, w pierwszym momencie zobaczyłem na jego twarzy wciąż widniejącą złość. Patrząc sobie prosto w oczy, Neji po chwili rozluźnił napięte mięśnie twarzy i niespodziewanie się do mnie uśmiechnął.
- Przeprosiny przyjęte.
- Dziękuję.
Na potwierdzenie zawartej przed chwilą zgody, brunet wyciągnął do mnie dłoń.
- Niech to co się wydarzyło, pozostanie między nami.
- Hai!
Uścisnąłem mu dłoń, po czym odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia, pozostawiając go samego. Powróciwszy do salonu, od razu zobaczyłem, że w koło stojącej już Sakury zbierają się wszyscy nasi przyjaciele. Zbliżywszy się do nich niezauważalnie i stanąwszy za plecami nic niespodziewającego się Yamato, zaraz wytężyłem słuch by dowiedzieć się o czym rozmawiają.
- Jak to możliwe?? – Spytała Shizune, badając zielonookiej brzuch.
- Kto za tym stoi?? – Spytał Lee.
Widząc nieco zakłopotany wyraz twarzy Haruno, po chwili postanowiłem nieco odciążyć ją od zadawanych pytań. Poklepawszy Yamato po ramieniu, gdy ten się do mnie odwrócił, szybko go wyminąłem, przeszedłem jeszcze koło Tenten, Ino i Chojiego, po czym stanąłem koło Shizune.
- Ja ją uleczyłem.
Momentalnie grad zdziwionych spojrzeń poleciał w moim kierunku.
- Co ty wyrabiasz?! Chcesz, by Tsunade wywaliła cię z ANBU?!!
„Nie, ale przecież muszę im to jakoś wyjaśnić, nie?”
- Co prawda to prawda… tylko jak zamierzasz tego dokonać??
„Zaraz Kyuubi wszystkiego się dowiesz.”
Zerwawszy ten nagły kontakt z demonem, zaraz rozejrzałem się po wlepionych we mnie spojrzeniach. Odetchnąwszy kilkakrotnie nieco wilgotnym powietrzem, wciąż unoszącym się w pomieszczeniu, po chwili milczenia w końcu zabrałem głos.
- Pewnie zastanawiacie się, jak tego dokonałem i kim w ogóle jestem. Kapitanie Yamato, odpowiadając na twoje poprzednie pytanie… mówcie mi Aka Kitsune. – Podałem im pierwsze lepsze imię, wymyślone na poczekaniu. – A wracając do obecnego pytania. Cóż mogę powiedzieć na swoja obronę. Chociaż nie jestem medic-ninem, to w przeszłości poznałem kilka bardzo przydatnych jutsu i jedno z nich właśnie wykorzystałem, by pomóc pannie Haruno w szybkim wykurowaniu się.
- HAHAHA!! Ładna bajeczka!
„No co? Akurat nic lepszego nie przyszło mi do głowy.”



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

122-123. Nowy problem do kolekcji

We wstępie chciałbym ustalić jedną sprawę:
Gdy zrobiłem to glosowanie odnośnie przyszłości publikowanej tu opowieści, miałem na calu zrobienia tylko i wyłącznie rozeznania w tej sprawie. Nie mówiłem, że od razu, jak się tylko skończy głosowanie, to pojawi się jakiś odcinek z wygranej wersji.
Skoro Naruto i jego przyjaciele, zostali przez Hokage wysłani na misję, to musi ona zostać dokładnie opisana w kilku lub kilkunastu (góra 25) odcinkach, nie?? No jakby to wyglądało, gdyby nagle Sakura zaszła w ciąże od tak?? Nie, to byłoby nie realne… do tej sceny potrzebne jest odpowiednie zaplecze. Tym zapleczem będzie poniższy odcinek, jak i wszystkie następne. Przykro mi, że źle mnie zrozumieliście, ale teraz musicie jedynie uzbroić się w sporą dozę cierpliwości. Pozdrawiam i zapraszam na podwójny odcinek…



<<< Odcinek ukazał się 22 maja 2009 roku >>>



Następnego dnia, bardzo wczesnym rankiem, gdy słońce postanowiło w końcu wyjrzeć zza horyzontu, zaraz pierwsze swoje promienie rzuciło na jeszcze opustoszałe ulice Ukrytej Wioski Liścia. Z wolna wiejący, chłodny wiatr, poruszając gałęziami licznych drzew porastających okolice centralnego punku wioski, wprawia w ruch nieco pożółkłe liście. W centrum wioski, u podnóża masywu skalnego, na którego szczycie zostały pieczołowicie wykute podobizny piątki wielkich shinobi, stoi budynek o okrągłym planie architektonicznym. Teren przylegający do niego, dawno temu został ogrodzony murem, a nad bramą wejściową widnieje znak kraju Ognia.
Upiorny żołnierz, pozostawiony tu aby samotnie strzec dostępu do tego przybytku władzy, ani drgnąwszy, zupełnie jak kamienny posąg dzielnie stawia zaciekły opór coraz silniej wiejącemu wiatrowi. Jego krwisto-czerwone spojrzenie, utkwione gdzieś hen daleko przed sobą, w jakimś niewiadomym punkcie, każdego dnia napawa strachem wszystkich tych, którzy odważą się w nie spojrzeć. Nikt tak naprawdę nie wie, kim jest ten żołnierz, jakie jest jego pochodzenie. Zakrywająca jego twarz maska, wykrzywiona w przerażającym uśmiechu, skrywa wiele tajemnic. Gdyby ją zdjąć, co można by ujrzeć? Ludzką twarz, pokrytą licznymi szramami… czy może czarną nicość, najlepiej świadczącą o jego upiornej naturze.
Blond włosa kobieta, nie przespawszy nocy z powodu dręczących ją koszmarów, siedząc w kuchni swojego skromnego domu, powoli sączy z kubka gorący napój. Patrząc zmęczonym wzrokiem w bliżej nie określony punkt na ścianie, Tsunade, odkąd tu usiadła, cały czas rozmyśla nad ewentualnym, przedwczesnym odejściem na emeryturę. Lecz gdy w końcu coś sobie postanowi, kobieta zaraz odchodzi myślami od tego pomysłu, usprawiedliwiając samą siebie brakiem godnego następcy. Wypiwszy poranną kawę do końca, Taunade zaraz wstała i zostawiając brudne naczynie na stole, powolnym krokiem udała się do sypialni. Przebrawszy się z szlafroka w codzienny strój, kobieta jeszcze tylko zarzuciła na ramiona płaszcz Hokage, a na głowę kapelusz, po czym wyszła z domu. Skierowawszy się w zamyśleniu w stronę swojego biura, zaraz poczuła jak promienie słońca padające na jej plecy, powoli zaczynają przyjemni ją rozgrzewać. Wyraz jej twarzy, nie odzwierciedlający w tym momencie żadnych głębszych uczuć, utrzymuje jednak jej usta wykrzywione w chytrym uśmieszku. Dlaczego? Tego nikt nie wie, dlatego też nikt się jej oto nie wypytuje. Po krótkim spacerku, blondyna w końcu dotarła do celu, a gdy podniosła wzrok na upiornego żołnierza stojącego pod wejściem… momentalnie przypomniały się jej słowa Uzumakiego, jakie chłopak powiedział wychodząc z jej biura poprzedniego dnia. – Hokage-sama, zostawiam w wiosce moją armię samuraiów i łuczników, by pod naszą nieobecność strzegli twego majestatu i mieszkańców Ukrytej Wioski Liścia. – Tsunade uśmiechnąwszy się na to wspomnienie, zaraz zatrzymała się w niewielkiej odległości od żołnierza. Chłodny wiatr, jaki momentalnie uderzył ją w plecy, nagle zerwał z jej głowy kapelusz kage i nim kobieta zdołała w jakikolwiek sposób zareagować, ten poszybował wysoko w powietrze. Tsunade jak głupia, poczęła gonić za wolno fruwającym kapeluszem, a gdy ten przeleciawszy sporą odległość nad wioską i gdy wiatr nieco zelżał, nagle począł spadać ku ziemi, by po chwili zatrzymać się na nodze jednego z samuraiów stojących u wejścia do Akademii. Upiorny z początku nie zareagowawszy, po chwili jednak schylił się po nakrycie głowy. Gdy mężczyzna na powrót stanął prosto, momentalnie ruszył się ze swojego miejsca i powoli podszedł do Tsunade, która akurat zatrzymała się kilkanaście metrów od niego. Zbliżywszy się na odpowiednią odległość, ku wielkiemu zaskoczeniu blondyny, momentalnie głęboko się ukłonił, po czym oddał jej kapelusz.
- Dziękuję. – Powiedziała Tsunade.
Upiorny nic nie powiedziawszy ponownie głęboko się jej ukłonił, po czym w milczeniu powrócił na swoje docelowe stanowisko strażnicze. Godaime stojąc jeszcze przez chwilę w kompletnym zaskoczeniu, zaraz jednak z powrotem założyła kapelusz na głowę i z dziwnym uczuciem wielkości, ruszyła w kierunku szpitala. Ponownie, już nieco mocniejsze promienie słońca poczęły grzać ją, lecz tym razem od frontu. Po kilkunastominutowym, żwawym marszu, kobieta o brązowych oczach w końcu dotarła do nowego celu… a gdy wchodziła po schodach, ponownie została zaskoczona nagłymi, głębokimi skłonami ze strony stróżujących tam Upiornych samuraiów.
„O co chodzi? Dlaczego nagle wszyscy CI goście poczęli mi się kłaniać?? Nic już z tego nie rozumiem…” – Pomyślała Tsunade, gdy weszła na główny korytarz szpitala. Rozejrzawszy się w koło, momentalnie zauważyła zbliżającą się do niej jakąś pielęgniarkę.
- Hokage-sama! – Krzyknęła. – Co cię do nas sprowadza??
- Inspekcja.
- Inspekcja??
Pielęgniarka powtórzyła odpowiedź swej zwierzchniczki, zamieniając ją w pytanie. Blondyna nic więcej już nie powiedziawszy, po chwili wyminęła zbitą z tropu medyczkę i powoli ruszyła korytarzem w stronę windy. Wciąż rozmyślając o dziwnym zachowaniu podkomendnych błękitnookiego jounina, kobieta zaraz wjechała windą na drugie piętro szpitala. Znalazłszy się tam, po chwili ruszyła nowym korytarzem do nikomu nieznanego celu. Po zrobieniu niespełna kilkudziesięciu kroków, Godaime dostrzegła dwóch upiornych stojących po obu stronach białych drzwi do jednej z sal. Zbliżywszy się do nich, mężczyźni momentalnie głęboko się skłonili, lecz gdy Tsunade chciała wejść do środka, oni nagle chwycili za broń. Kobieta momentalnie odskoczywszy do tyłu, przez następną chwilę poczęła baczni ich obserwować, a gdy samuraie na powrót schowali swoje miecze i nic więcej się już nie wydarzyło, kobieta odetchnęła z ulgą. Wyprostowawszy się i stanąwszy naprzeciw nich, blondyna momentalnie zaczęła zastanawiać się nad rozwiązaniem…
„Dziwne, dlaczego tak zareagowali? Dlaczego nie chcą mnie wpuścić? Czyżby to właśnie w tej Sali odbywało się pieczętowanie mocy Miyoko Inaby?…” – Brązowooka urwała nagle swoją myśl, gdyż przez dotychczas zamknięte drzwi, nagle wyszedł kolejny samurai. Jedynym wyjątkiem jest jego goła głowa i odkryta twarz. Mężczyzna widząc zamyślony wyraz twarzy Godaime, zaraz nieznacznie się do niej uśmiechnął, po czym szybko zamknął drzwi za sobą. Stanąwszy po między dwoma pozostałymi samurajami, Jogensha począł cierpliwie czekać.
- Dlaczego nie chcecie mnie tam wpuścić?? – Po trzydziestu minutach milczenia, Tsunade w końcu postanowiła się odezwać. Czarnowłosy z początku nic jej nie odpowiedziawszy, po chwili jednak ponownie się uśmiechnął.
- Bo otrzymaliśmy taki rozkaz.
- Od Naruto?
- Tak. – Odparł Jogensha.
Po tej odpowiedzi, mina Tsunade momentalnie sposępniała, a jej wzrok na dosłownie chwilę spadł na podłogę. Kobieta nie za bardzo rozumiejąc intencji Uzumakiego, po krótkiej debacie w głowie, w końcu postanowiła nie wdawać się w dalszą dyskusję na ten temat. Blondyna po chwili odwróciła się do nich bokiem i już miała odejść, gdy nagle…
- Ale z jednym wyjątkiem.
Usłyszała głos czarnowłosego samuraia. Spojrzawszy na niego z niemałym zaciekawieniem w oczach, Tsunade momentalnie dostrzegła szeroki uśmiech widniejący na jego ustach. Nic nie powiedziawszy, blondyna zaraz zwróciła się do niego przodem i poczęła czekać na wyjawienie tego „wyjątku”.
- Naruto-sama powiedział nam, że możemy do środka wpuścić, ściśle określone przez niego osoby. Uprzedzając pani pytanie, od razu powiem, że tymi osobami są Sakura Haruno i Godaime Hokage. – Wyjaśnił samurai. – Tak wiec, Tsunade-sama… pani może wejść do środka, lecz pod jednym warunkiem!
- Jakim?
- Proces pieczętowania nie może zostać zakłócony w żaden sposób!!
Kobieta kiwnęła głową na znak zrozumienie. Jogensha po chwili usunął się na bok i ruchem ręki pokazał jej, że już może wejść. Blondyna nie zwlekając, szybko minęła strażników i powoli weszła do pomieszczeni. Gdy drzwi się za nią już zatrzasnęły, momentalnie poraził ją blask różnokolorowego światła dochodzącego z lewego końca sali. Przymrużywszy oczy, Tsunade po chwili dostrzegła czterech żołnierzy w ciemno-zielonych zbrojach, stojących każdy przy innym z rogów szpitalnego posłania. Wszyscy mają wyciągnięte przed siebie ramiona, a ich spojrzenia utkwione są w drobnym ciele siedmioletniej dziewczynki, przebywającej w pewnego rodzaju uśpieniu. Mężczyźni szepcząc jakieś słowa, w kompletnie nieznanym Tsunade języku, gdy kobieta zajęła dogodne miejsce do obserwowania niedaleko drzwi wejściowych, wszyscy nagle krzyknęli jakąś frazę. W mgnieniu oka, stworzone przez nich bariery rozświetliły liczne nikomu nie znane znaki, a dosłownie w chwilę potem leżąca na łóżku Inaba, przez jakąś niewidoczną siłę została podniesiona ku górze, następnie przekręcona na plecy i z powrotem opuszczona na miękkie posłanie. Ku wielkiemu zaskoczeniu Hokage, zaraz na jej plecach, dokładnie pomiędzy łopatkami, uformowała się jakaś pieczęć. Tsunade wytężywszy wzrok, po chwili dostrzegła, że symbolizuje ona… płomień ognia, zamknięty w okręgu.
Upiorni medycy, gdy stworzona przez nich pieczęć w końcu się uformowała, wszyscy bez wyjątku zaraz opuścili dłonie, tym samym dezaktywując wcześniej stworzone bariery z poszczególnych żywiołów. Gdy w pomieszczeniu na powrót zapanował mrok, po chwili, żołnierze stojący pod oknem odsłonili je, wpuszczając do środka nieco światła zewnętrznego.
- Udało się?
Nagle odezwał się jeden z medyków.
- Myślę, że tak. Naruto-sama będzie z nas bardzo zadowolony.
Odparł drugi z upiornych. Po chwili do tej rozmowy przyłączyli się pozostali żołnierze, kompletnie nieświadomi obecności Hokage w pomieszczeniu. Tsunade stojąc w milczeniu tuż za ich plecami, na chwilę zamknęła oczy i popadła w zadumę.
„Nigdy nie przypuszczałabym, że istnieją na tym świecie tak świetni medycy, może nawet lepsi ode mnie…” – Godaime uśmiechnęła się pod nosem, po czym otworzyła oczy i rzuciła krótkie spojrzenie na rozmawiających żołnierzy. Choć blondyna nie widzi ich twarzy, to z ich głosu wyczytuje wielki entuzjazm z poprawnie wykonanego zadania pieczętowania. Nie chcąc zakłócać im tak dobrego samopoczucia, Tsunade po chwili wymacała ręką klamkę drzwi i niezauważalnie wyszła na korytarz. Zaraz, czym prędzej udała się ku windzie, a dalej z powrotem ku wyjściu i dość żwawym krokiem ruszyła w stronę swojego biura.
* * *
Blade, popołudniowe promienie słońca, przeciskające się pomiędzy gęsto porośniętym lasem kraju Ognia, po chwili dotarły do okien drewnianego domu japońskiego i przedarłszy się przez nie, po chwili opromieniły twarz brązowookiej dziewczyny z dwoma kokami na głowie. Kunoichi wtulona w umięśniony tors swojego narzeczonego, czując na twarzy narastające ciepło, delikatnie uchyliła powieki. Podniósłszy się do pozycji siedzącej, dziewczyna zaraz przetarła oczy i spojrzała na wciąż śpiącego bruneta. Uśmiechnąwszy się do niego słodko, pocałowała go w odsłonięte czoło, następnie w policzek, a na końcu w usta. Gdy ten nie zareagował, powtórzyła czynność. Nadal nie widząc reakcji z jego strony, w końcu z bezsilności wzruszyła ramionami i powoli wstała. Rozprostowawszy pogniecioną koszulę nocną, Tenten zaraz uchyliła drzwi pokoju i wyjrzała na korytarz. Nikogo nie widząc, kunoichi śmielej otworzyła drzwi i na paluszkach skierowała się do głównego salonu, gdzie poprzedniego dnia widziała przyjaciół siedzących pod ścianami. Dotarłszy tam w krótkim czasie, momentalnie dostrzegła Lee leżącego na podłodze z głową w kałuży śliny wyciekającej mu z szeroko otwartej buzi. Uśmiechnąwszy się łobuzersko na ten widok, brunetka rozejrzawszy się po pomieszczeniu, pod przeciwległą sianą dostrzegła zielonooką… śpiącą z niespokojnym wyrazem twarzy. Grymas w jakim wykrzywiły się jej usta, mogłyby świadczyć tylko o jednym… że rozległa rana brzucha wciąż niedane o sobie zapomnieć. Leżąca obok Yamanaka wyraz twarzy ma już zupełnie inny. Taki niewinny i spokojny.
- Coś się stało?
Nagle usłyszał głos za plecami i całkowicie tym wystraszona, momentalnie odwróciła się i spojrzała zdenerwowanym wzrokiem na właściciela ów głosu.
- Neji! Czy ty chcesz żebym zeszła tu na zawał?! – Krzyknęła.
Brunet kompletnie nie rozumiejąc o co może jej chodzić, jedynie pokręcił przecząco głową, po czym nie znacznie się uśmiechnął. Kunoichi uspokoiwszy się, po chwili odwzajemniła ten słodki gest i zaraz mocno przytuliła się do Hyuugi. Oboje trwając tak w uścisku, nagle usłyszeli skrzypnięcie nad głowami.
- Co to było?? – Szepnęła Tenten.
Brunet nic jej nie odpowiedziawszy, niezauważalnie uaktywnił sekretną technikę swojego klanu i począł błądzić przenikliwym wzrokiem po suficie.
- Neji??
- Cii… szukam.
Chłopak w pierwszej chwili sprawdził piętro domu i nic niepokojącego tam nie zobaczywszy, zaraz powędrował wzrokiem wyżej. Sprawdziwszy zachodnią, potem wschodnią i południową część dachu, dopiero na północnej stronie dostrzegł wyraźny zarys kanalików przepływu chakry intruza. Zatrzymawszy wzrok w tamtym miejscu, chłopak zaraz puścił swoją narzeczoną z uścisku.
- Tenten! Idź się szybko ubrać! Mamy na dachu intruza!
Powiedział dobitnie nawet na nią nie spojrzawszy. Kunoichi kiwnąwszy głową, po chwili posłusznie wróciła do pokoju by się oporządzić. Gdy się oddaliła, jak na zawołanie tuż obok Hyuugi pojawił się, dotychczas smacznie śpiący, Lee. Mając oczy szeroko otwarte… z niepohamowanym zapałem do walki „brewka” począł wpatrywać się w towarzysza z drużyny.
- Lee! Ty go zajdziesz od wschodu, a ja od zachodu!
- Hai, Neji-san!!
Shinobi liścia, ustaliwszy szybki plan działania, zaraz rozeszli w dwóch różnych kierunkach. Podopieczny Maito wyskoczywszy jak z procy przez drzwi frontowe, czym prędzej okrążył dom i powoli zaczął wspinać się na dach. Neji tym czasem obudził Sakurę i Ino, po czym uświadomił je o zaistniałej sytuacji. Gdy upewnił się, że zrozumiały jego słowa, zaraz ruszył w kierunku swojego pokoju, gdzie zastał pakująca się Tenten. Nic nie powiedziawszy z kamiennym wyrazem twarzy podszedł do okna i odsuną je. Stanąwszy na parapecie, jeszcze raz spojrzał na przyglądającą mu się brunetkę, po czym wyszedł na zewnątrz i również powoli zaczął wspinać się na dach. Dotarłszy po chwili do jego krawędzi, Neji wyjrzał ponad nią i zaraz napotkał spojrzenie Lee. W oka mgnieniu, pokazawszy mu kilka znaków dłońmi, gdy ten kiwną głową na znak zrozumienia, obaj weszli na dach i trzymając się blisko krawędzi ze swojej strony, powoli skierowali się ku północnej części dachu. Zbliżywszy się tam, „brewka” momentalnie wyskoczył w powietrze…
- Konoha Senpuu!!
Krzyknął i wycelował kopniaka w przeciwnika, lecz nie napotkawszy na swej drodze żadnej przeszkody, Lee przeleciał kilka metrów w powietrzu… po czym z hukiem spadł i grzmotnął o ziemię. Neji tym czasem, z kunaiem w dłoni wolno zbliżył się do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stał intruz. Stanąwszy na krawędzi dachu, chłopak zaraz rozejrzał się w koło i nie mogąc nic dostrzec, ponownie uruchomił Byakugan. W jednej chwili wyczuł czyjąś obecność za plecami. Nie mogąc rozpoznać, kto to taki, chłopak bez chwili namysłu zamachnął się kunaiem do tyłu. Zobaczywszy kompletnie zaskoczoną Tenten, w ostatniej chwili zatrzymał rękę, tuż przed jej policzkiem. Dziewczyna odczuwszy na twarzy podmuch wiatru, zaraz skrzywiła się na twarzy, po czym odsunęła zastygłe ramię bruneta i delikatnie pocałowała go w policzek.
- Co ty kombinujesz Neji, hmm??
- N-nic, ja tylko myślałem…
- …że jestem tym intruzem??
- Dokładnie.
Hyuuga rozluźniwszy napięte mięśnie, zaraz schował broń i mocno przytulił dziewczynę do siebie… dziękując w głębi duszy, że w porę się pohamował. Kunoichi odwzajemniwszy jego uścisk, zaraz go puściła. Odwróciwszy się do chłopaka tyłem, brunetka machnęła mu przed oczami ręką i powolnym krokiem ruszyła w drogę powrotną do pokoju. Neji dostrzegłszy, że na jej dłoni brakuje jednego elementu, lekko się tym zaniepokoił i nim dziewczyna zdąży się oddalić, postanowił ją o to spytać.
- Tenten?
- Tak kochanie??
Brunetka zatrzymała się i spojrzała na białookiego. Gdy ten już chciał zadać swoje właściwe pytanie, nagle usłyszał w oddali świst przecinanego powietrza. W mgnieniu oka tuż pod stopami jego dziewczyny powbijały się dziesiątki najróżniejszej broni białej, co zmusiło brązowooką do wykonaniu kilku uników. Momentalnie, gdy ta ponownie się zatrzymała, tuż kolo Nejiego pojawiła się druga Tenten. Chłopak przestraszywszy się tego zagrania, błyskawicznie odskoczył w bok.
- Neji czekaj! To ja, twoja narzeczona…
Zawołała widząc jego reakcję. Hyuuga przyjrzawszy się jej dokładnie od stóp po głowę, zaraz pokręcił głową i spojrzał ku drugiej Tenten, która obecnie szeroko się do niego uśmiecha. Białooki przyjrzawszy się jej z równie wielką uwagą, po chwili ponownie spojrzał na pierwszą Tenten.
- Hmm. Dwie Tenten??
Zmrużył oczy i popadł w chwilową zadumę.
- Neji, o co chodzi? Nie poznajesz mnie??
Nagle odezwała się dziewczyna stojąca bliżej niego. Brunet spojrzawszy na nią, w pierwszej chwili nic jej nie odpowiedział, a gdy otworzył usta by udzielić odpowiedzi, nagle… zawahał się. Spojrzawszy na druga dziewczynę, gdy ta ponownie się do niego uśmiechnęła, poczuł że coś nie pozwala mu rozstrzygnąć tego zaskakującego incydentu. Chłopak bijąc się z licznymi bezużytecznymi myślami, całymi kaskadami napływające teraz do jego mózgu…
- Masz pięć minut na rozwiązanie tej zagadki!
…nagle usłyszał groźnie brzmiący głos Tenten, która dotychczas w ogóle się nie odzywała. Dziewczyna puściwszy mu lodowate spojrzenie, zaraz przybrała postawę gotowej do ataku i już tak zastygła. Zaskoczony Hyuuga, czując presję od niej bijącą, jednocześnie nie chcąc wdawać się z nią w walkę… nagle przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Dobra. Czy mógłbym prosić abyście pokazały mi swoją lewą dłoń?
Obydwie brunetki zdziwiwszy się na tą prośbę, szybko rzuciły sobie krótkie spojrzenia, po czym równocześnie wystawiły przed siebie lewą dłoń. Neji przyjrzawszy się z daleka obydwu bardzo dokładnie… na serdecznym palcu dziewczyny stojącej  bliżej niego, momentalnie dostrzegł złoty pierścionek, jaki dał swojej narzeczonej w dniu zaręczyn. Uśmiechnąwszy się do niej nieznacznie, zaraz jednak spoważniał i spojrzał ku drugiej brunetce. Ku swej uciesze, Neji u niej nie dostrzegł ów pierścionka na żadnym z pięciu palców. Odetchnąwszy z ulgą, zaraz w końcu ruszył się z miejsca i podszedł do tej właściwej kunoichi.
- Przepraszam Tenten, że cię nie poznałem.
Powiedział i przytulił ją mocno do swej piersi. Ta odwzajemniwszy jego uścisk, po chwili odebrała od niego bardzo namiętnego całusa. Para stojąc tak jeszcze przez chwilę w tym romantycznym uniesieniu, nagle usłyszeli odgłos klaskania.
- Brawo Neji-san, jak widzę nadal potrafisz trzeźwo myśleć!
Krzyknęła druga brunetka, po czym zniknęła w kłębie białego dymu. Gdy mocniejszy podmuch wiatru po chwili wszystko rozwiał, oczom zdziwionej dwójki narzeczonych pojawił się dowódca elitarnego oddziału ANBU.
- Ale miałem ubaw patrząc na wasze zaskoczone twarze.
- Co?!?! A wiec to był tylko głupi żart?!! – Oburzyła się Tenten.
- Tak.
- To nie poważne!! – Zagrzmiał Neji. – Żeby dowódca ANBU robił sobie takie jaja ze mnie i mojej dziewczyny!! Gdybyś nie był tym, kim jesteś, to tylko Hokage-sama mogłaby mnie teraz powstrzymać od rozerwania cię na strzępy!!
Jak widać, brunetowi puściły nerwy. Jego słowa, przepełnione nienawiścią i wściekłością, w mgnieniu oka sprawiły, że śmiejący się ANBU momentalnie zamilkł. Gdy po paru minutach, młody Hyuuga w końcu ochłonął i razem z narzeczoną powrócił do swojego tymczasowego pokoju, dowódca elitarnego oddziału ponownie złożył dłonie przed sobą w charakterystycznym znaku i zniknąwszy w chmurze białego dymu, tym samym teleportował się do miejsca gdzie poprzedniego dnia stoczył walkę z shinobi piasku. Mężczyzna zbliżywszy się do jednych zwłok, zaraz przykucnął i dokładnie je obszukał. Nie znalazłszy niczego, co by go zainteresowało… shinobi nagle dostrzegł skrawek granatowego materiału wystającego z pod nakrycia głowy trupa, a nie będącego jakąkolwiek częścią ubioru. Przewróciwszy ciało z brzucha na plecy, ANBU zobaczył twarz zabitego, wykrzywioną w grymasie nieopisanego bólu. Przy pomocy sztyletu kunai, zaraz przeciął materiał zakrywający głowę i momentalnie dostrzegł prawdziwy ochraniacz zabitego wojownika.
- Iwa-Gakure no Sato…
Mruknął pod maską, po czym szybko wstał i podobną czynność wykonał z pozostałymi zwłokami. Znalazłszy jeszcze czternaście takich samych ochraniaczy, mężczyzna zaraz zebrał wszystkie do kupy, zawinął w kawałek materiału odciętego z ubrania jednego z ciał, po czym schował zawiniątko pod płaszcz do wewnętrznej kieszeni.
- To się Hokage-sama wścieknie.
ANBU stwierdził ponuro.
„Czy powinienem omówić to z pozostałymi?”
- Tak!
„No nie wiem.”
- Naruto, lepiej zastanów się nad tym. Chciałbym ci przypomnieć, że ta dziewczyna… Shizune, jest prawą ręką twojej Hokage i to właśnie ona będzie najlepiej wiedziała co dalej robić.
„Jak zwykle masz rację Kyuubi, ale czy w takim razie powinienem się też ujawnić?”
- Pomyślmy. Hmm, jeśli dobrze pamiętam… Hokage-sama chyba zabroniła ci to robić, nie? Przypomnij sobie co ci mówiła, nim wyszedłeś. – Pamiętaj Naruto, jeśli zdecydujesz się komukolwiek ujawnić, będzie to równoważne z usunięciem cię z listy elitarnych oddziałów! Skoro zdecydowałeś się na pozostanie w ANBU, to musisz przestrzegać odgórnie ustalonych zasad! – Czy tak??
„Niestety tak…” – Chłopak przyznał z wyraźnym smutkiem w głosie. – „…ale coś mi się wydaje, że przed Sakurą długo ten sekret nie będzie istniał.”
- Ech, ty i te twoje rozterki.
„No co??!”
- Nic! Mówię tylko, że ta dziewczyna…
„KYUUBI!! CZY TY MASZ COŚ DO SAKURY?!!”



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto