środa, 10 stycznia 2018

055. Co do cholery...

Ostatnim razem może i przesadziłem troszeczkę z długością postu ^^. Dziś notka już w normalnej długości ^^, tak więc serdecznie zapraszam na kolejny odcinek z życia Naruto Uzumakiego, wg mojego własnego pomysłu ^^



<<< Odcinek ukazał się 11 lipca 2008 roku >>>



>>> Strażnicza Wioska <<<
Słysząc jej głos, zaraz lekko zakręciło mi się w głowie, ale otrząsnąwszy się ze stanu w jaki wpadłem, po chwili odwróciłem się do niej.
- Słucham.. o co chodzi..? – spytałem. Dziewczyna powoli zeszła po drewnianych schodach domu, po czym podeszła do mnie tak, że dzieli nas bardzo nie znaczna odległość.
- Naruto.. to.. to było niesamowite.. to jak go uleczyłeś – brunetka zaraz wyraziła swój zachwyt moim uczynkiem.
- To nic takiego.. – odparłem, założyłem ręce za głowę i szeroko się uśmiechnąłem. Brązowooka odwzajemniła mój uśmiech, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec. Przez chwilę patrząc jej głęboko w oczy, przypomniało mi się, że często miałem okazję w ten sposób patrzeć w oczy Sakurze czy Hinacie. Gdy dziewczyna się zarumieniła dzięki mojemu spojrzeniu, zaraz przypomniało mi się iż dokładnie tak samo reagowała Hinata Hyuuga… – „…gdy się ze mną widziała. Trochę to dla mnie nie zrozumiałem, ale czy ja naprawdę mam taki w pływ na płeć piękną..? Sam nie wiem, ale jedno jest pewne.. od pewnego czasu, chyba bardziej się im podobam…” – zaraz szeroko uśmiechnąłem się na samą myśl o moich pięknych koleżankach i mojej wybrance serca.
„Ale teraz  nie czas na rozmyślanie o dziewczynach, teraz jest czas na wyleczenie nogi tego wojownika, co mnie pierwszy zaatakował..” – po chwili namysłu, zwróciłem się do mojej rozmówczyni.
- Yuki.. czy wiesz może gdzie jest dom tego drugiego wojownika..? – gdy dziewczyna już miała mi odpowiedzieć, nagle odezwał się męski głos za naszymi plecami.
- Naruto.. już nie musisz szukać.. ów mężczyzna już tu jest – odwróciwszy się, zobaczyłem Masamichi’ego machającego do mnie. Przeprosiwszy dziewczynę, szybkim krokiem skierowałem się do staruszka, by w chwilę potem znaleźć się obok mężczyzny leżącego na podłodze, na kocu. Dokładnie tak jak w przypadku syna Yakuzy, ukląkłem obok po czym już bez wykonywania pieczęci, po prostu zebrałem w dłoni chakrę Kyuubiego i przystawiłem ją do rany. W mgnieniu oka, regenerując wszystkie uszkodzone naczynia i komórki, rana zaraz się zasklepiła, a mężczyzna odzyskał władze w nodze. Po zakończeniu zabiegu, wyprostowałem się i ponownie wyszedłem z domu, ale i tym razem nie pozwolono odejść mi za daleko.
- Naruto zaczekaj… – ponownie usłyszałem głos Masamichi’ego – …Yakuza chce zamienić z tobą parę słów.
- Rany.. co za ludzie.. ani chwili wytchnienia.. – westchnąłem zirytowany całą sytuacją, lecz odwróciwszy się do mojego rozmówcy przodem, zaraz na mojej twarzy ponownie pojawił się szeroki uśmiech. Za chwilę, z drewnianego domu państwa Mito wyszedł jego gospodarz, który minąwszy swojego przyjaciela, jak i zwierzchnika, podszedł do mnie miarowym krokiem.
- Naruto.. tak masz na imię..? – gdy podszedł na stosowną odległość, spytał obojętnym głosem.
- Hai.
- A więc… drogi chłopcze, na początku gdy zraniłeś mojego syna, byłem gotów pomścić go, ale widząc teraz jak przybyłeś tu i go uratowałeś… to uznałem iż chyba mogę zdradzić ci pewną tajemnice – Yakuza zaczął powoli kierować się w głąb wioski, a ja wraz z nim.
- Jaką tajemnicę..? – jego słowa niebywale mnie zainteresowały, bo niby co tu jeszcze może być innego.
- Widzisz… patrząc na twoja opaskę… – mężczyzna wskazał na ochraniacz na moim czole – …zaraz przypomniało mi się, iż widziałem podobny znak tu.. w wiosce.
- CO..!! – krzyknąłem, nie dowierzając jego słowom.
- Domyśliłem się że tak zareagujesz… ale czy zastanawiałeś się może, dlaczego nasza wioska zwie się Strażniczą..? – Yakuza po dłuższym spacerze zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
„Dobre pytanie.. bo niby czego by oni strzegli tak zaciekle... z tego co wiem, to chyba jest to jedyna osada w tej dziwnej krainie..” – popadłem w zadumanie i osłupienie, z którego zostałem po chwili wyrwany.
- Twoje milczenie, świadczy o twej nie wiedzy… a więc pozwól, że cię uświadomię – Mito ponownie ruszył przed siebie, by w kilka minut później dotrzeć w milczeniu pod jedną ze ścian, gór okalających wioskę. Moje zdumienie samym tym miejscem, jeszcze bardziej urosło, gdy zobaczyłem wykuty w skale korytarz, a nad wejściem wyryty symbol Konohy.
- A-ale jak to możliwe.. niby skąd tu znak mojej rodzinnej wioski..? – spytałem z nutką sarkazmu i jeszcze głębszego nie dowierzania.
- Tak.. z początku też się zastanawialiśmy nad związkiem miedzy Tobą a tym, co jest we wnętrzu góry i jakoś jeszcze nie udało nam się do niczego dojść.
- A wchodziliście już tam..? – spytałem wskazując ręką ciemny korytarz.
- Oczywiście że tak… posłałem tam już wielu moich wojowników i jak dotąd jeszcze żaden nie powrócił – mężczyzna powiedział to z lekkim zażenowanie i smutkiem.
- Hmm… rozumiem i pewnie macie nadzieję, że i ja tam wejdę..?
- Z początku taki był plan… ale widząc co potrafisz, baliśmy się cię o to spytać.
„No pięknie.. czyli mam wejść do miejsca, z którego jeszcze nikt nigdy nie wyszedł..? Normalnie super… ale z drugiej strony, nic mnie tu nie trzyma, więc nie mam nic do stracenia..” – pomyślałem, wzruszyłem obojętnie ramionami, po czym ponownie się uśmiechnąłem.
- Czyli sie zgadzasz..? – Yakuza wydał się uradowany.
- Po przemyśleniu, wszystkiego dokładnie, tak.. zrobię to, bo i tak nie mam nic do stracenia.
- To wspaniale.. zaraz zawołam Masamichiego.
- Nie, nie musisz… obejdzie się bez jego zbędnego gadania – po tych słowach wkroczyłem w kolejny nieznany mi świat.
* * *
>>> Wioska Ukryta w Liściach <<<
- Witaj Tsunade..!! – krzyk dochodzący z za pleców czcigodnej, sprawił iż ta przestraszona na śmierć, poderwała się z miejsca jak poparzona. Cała czerwona i zła, że jej ktokolwiek przerywa w niedzielnym spożywaniu sake, zaraz odwróciła się i wydarła na gościa.
- JIRAIYA.. CHCESZ ABYM ZESZŁA TU NA ZAWAŁ..!!!!
- Nie, ale tak dawno się nie widzieliśmy, iż pomyślałem.. – pustelnik nie dokończył, gdyż blondynka mu przerwała.
- A właśnie, co cie do mnie sprowadza..? – białowłosy sage, z lekko zażenowaną miną, zszedł z parapetu okna, przez które się pojawił i powoli podszedł od drugiej strony do biurka Hokage.
- Ekhm.. a wiec, przez ostatnie 7 miesięcy, starałem się namierzyć miejsce pobytu Uzumakiego, no i przy okazji zdobywałem cenne informacje do mojej nowej książki – tu białowłosy uśmiechnął się szeroko, pokazując Tsunade nowy tomik swojej książki.
- I co.. dowiedziałeś się czegoś..?
- Z początku trafiłem do Suna-Gakure, a potem do Iwa-Gakure, gdzie ślad się urwał – pustelnik lekko posmutniał, co Tsunade świetnie odczytała.
- Rozumiem… czyli Naruto poszedł zapewne poznać nowego Kazekage, a potem trafił do Kraju Skały.. ale po co..? – brązowo oka kobieta popadła w zadumę.
- Nie mam pojęcia.. ale wiedz, że trafiłem tam na coś bardzo ciekawego.
- Co takiego..??
- Tsunade, słyszałaś kiedyś o wiosce Bez Nazwy..? – spytał sannin, siadając na krześle stojącym przy biurku.
- Coś obiło mi się o uszy.
- No i właśnie tam urwał mi się ślad Naruto – Jiraiya westchnął ciężko, po czym lekko posmutniał.
- Rozmawiałeś może z mieszkańcami..?
- Taaak, ale ludzie raczej nie byli zbyt rozmowni, tak jakby coś przede mną ukrywali, nawet zajrzałem do tamtejszej świątyni, ale i tak nic z tego.
- Co masz na myśli mówić „ukrywali”..? – spytała Tsunade bardzo zainteresowana słowami przyjaciela.
- A to, że.. gdy się pytałem czy ktokolwiek zna Naruto Uzumakiego… to mi odpowiadali, że „nie”, albo w ogóle odmawiali odpowiedzi… naprawdę, mówię ci ze mieszkają tam bardzo dziwni i skryci ludzie.
- Rozumiem… – przytaknęła Hokage, po czym zrobiła bardzo zamyśloną minę – …mówisz, że to było w Iwa-Gakure..?
- Tak.
- Hmm… wysłanie tam ANBU mogłoby tylko pogorszyć nasze stosunki z tym krajem, wiec jedyne co nam pozostaje, to czekać – rzekła piąta, po czym wstała i podeszła do okna.
- Dokładnie.. chyba tylko to nam pozostało – Jiraiya wydał się również bardzo zaniepokojony daną sytuacją, a jego słowa tylko potwierdzają obawy Hokage.
* * *
>>> Mroczny i upiorny korytarz <<<
Idę tak już od ponad 3 godzin, po przez pół mrok panujący w ręcznie wykutym korytarzu. Co 3 metry wisi na ścianie pochodnia, która zapala się jak ją mijam i gaśnie jak dojdę do następnej. Panuje tu dość dziwna atmosfera tajemniczości, a na dodatek mam dziwne wrażenie, jakby mnie ciągle ktoś śledził, lecz gdy się odwracam, to tylko ciemny korytarz widzę. Z każdym postawionym krokiem, w korytarzu echem odbija się pusty dźwięk, a na moich plecach czuję liczne ciarki.
„Rany boskie.. Naruto, co ty tu do cholery robisz..?” – wciąż od dłuższego czasu, zadaje sobie to bezsensowne pytanie i jakoś nie mogę na nie odpowiedzieć.
W końcu, tracąc już kompletnie nadzieję, iż gdzieś mnie zaprowadzi ten korytarz, dostrzegłem w oddali coś co mnie wielce uradowało. Zwiększywszy tempo kroku, moim oczom powoli zaczął ukazywać się widok końca ciemnego korytarza. Po chwili doszedłem do czegoś, co wygląda jak przedsionek wielkiej komnaty. Stanąwszy przed kolejnymi, kamiennymi wrotami, począłem dokładnie się im przyglądać.
„Cholera..! I co teraz..?” – …pomyślałem, siadając pod jedną ze ścian, z bardzo poważną i zamyśloną miną.
 „I jak ja niby mam je otworzyć.. przecież nie ma tu takiego odcisku, jak na pierwszych wrotach..!” – moje myśli poczęły krążyć w koło pierwszych kamiennych drzwi – „…tylko że tam jasno było pokazane jak je otworzyć, a tu..? Dupa, nic tu nie ma..!!”
Nie mogąc spokojnie usiedzieć w miejscu, począłem nerwowo kręcić się po ów przedsionku..
„A może by tak wrócić..? Nie, co by sobie Yakuza i Masamichi o mnie pomyśleli..? Że jestem zwykłym tchórzem..!!” – po mojej skroni i policzku spłynęła słona kropla potu, gdyż od dłuższego główkowania, zrobiło mi się strasznie gorąco.
„Cholera… a dość mam tej zabawy w ciuciubabkę..!!” – krzyknąłem w myślach, po czym stworzyłem obok swego wiernego klona. Wystawiwszy do niego prawą dłoń, ten mi tylko szybko stworzył Rasengana z mojej chakry. Stanąwszy w lekkim rozkroku tuż pod kamiennymi wrotami, nie wiele się zastanawiając, krzyknąłem..
- RASENGAN..!!! – i przystawiłem dłoń do ściany. W momencie zetknięcia z kamieniem, nastąpił wybuch, który skruszył wrota, ukazują mi widok upragnionej, w tym momencie, tajemnej komnaty. Gdy wreszcie opadł kurz, przekroczyłem próg i natychmiast się potknąłem, by po chwili sturlać się jak kartofel po wielkich kamiennych schodach. Zaraz znalazłem się u podstawy ogromnej kolumny.
„Kuso..!! Ale ze mnie niezdara..” – zakląłem w myślach, po czym wstałem i się otrzepałem z piachu. Po podniesieniu głowy do góry, moim oczom ukazał się niebywały widok. Po niefartownym wejściu, znalazłem się w jakiejś komnacie.
„Kurczę, jak na komnatę.. to miejsce jest ogromne…” – pomyślałem, naliczywszy 400 ogromnych, marmurowych kolumn – „…ta sala ma chyba ze 1 km długości i 300 m szerokości..” – rozejrzawszy się do koła, moje zdumienie sięgnęło zenitu.
- Naruto, przestań zachwycać się tym miejscem i poszukaj wyjścia..! – nagle odezwał się Kyuubi.
- Dobra, dobra.. się robi – odparłem zirytowany lekko pogardliwym tonem demona.
Otrząsnąwszy się z zachwytu w jaki wpadłem, widząc kunszt wykonania tego miejsca, począłem kierować się prosto przed siebie. Minąwszy ok. połowy, wcześniej policzonych kolumn, nagle na mojej drodze pojawiło się biało-niebieskie światło, które oślepiwszy mnie, zaraz powaliło na kolana.
- Co do cholery! – krzyknąłem, przecierając oczy.
- Ty, który wtargnąłeś tu bezprawnie… zaraz zginiesz śmiercią niechybną..!! – odezwał się tajemniczy, wrogo nastawiony głos.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Zważywszy iż trwają wakacje, notki będą ukazywały się rzadziej… choć w miarę możliwości, postaram się aby ukazywały się nie za rzadko ^^ - pozdrawiam i zapraszam do komentowania :D

054. Trudna noc i spotkanie z rodziną Mito

Cóż mogę rzec… oto koleina notka z życia Naruto Uzumakiego, wg mojej własnej wizji…^_^ - a co się w niej wydarzy, to się już sami przekonajcie…^_^ - pozdrawiam i zapraszam na chwilę relaxu… ^_^



<<< Odcinek ukazał się 5 lipca 2008 roku >>>



>>> Tajemnicza komnata <<<
- Naruto.. co ty kombinujesz..? – nagle odezwał się w mojej głowie Kyuubi.
„Jeszcze nie wiem… ale szczerze się przyznam, że ten koleś mnie wkurzył..” – zaraz odparłem w myślach, tak aby dowiedzenie się że mam w sobie demona, zostawić na deser.
- Dobra.. rób co chcesz, tylko licz się potem z konsekwencjami swoich czynów.
„Tak, tak.. wiem..”.
Spojrzawszy na dwa moje klony, dałem im jasno do zrozumienia, iż mają chwycić starca za ramiona i wyprowadzić go przed dom. Gdy wyszliśmy, choć jest środek nocy, a nad naszymi głowami góruje księżyc w pełni, to pierwszy raz tego dnia, zobaczyłem gdzie tak naprawdę jestem. Przed domem Iwataki’ego znajduje się spory placyk, w połowie wybrukowany, z wielkim dębem rosnącym na środku. Gdy doszliśmy do drzewa, zaraz stworzyłem jeszcze jednego klona i wysłałem go z powrotem do domu, aby znalazł linę. Po 5 minutach wrócił, dzięki czemu przywiązaliśmy Masamichi’ego do ów drzewa.
- I jak ci się to podoba..? – spytałem z lekko szyderczym uśmieszkiem, gdy moje klony już zniknęły w chmurach dymu. Po jego oczach, wywnioskowałem, że strach go nie opuścił, wręcz przeciwnie, jeszcze urósł w siłę. Aby mężczyzna nie zszedł z tego świata ze strachu.. zaraz go zapewniłem, że mu włos z głowy nie spadnie. Starzec chyba trochę się uspokoił i bardziej wyluzował, choć nadal trzęsie się jak galareta. Gdy się od niego na chwilę odwróciłem, aby spojrzeć w księżyc, mężczyzna skorzystał z okazji i wydarł się ile miał sił w płucach…
- POMOCY!!!! RATUNKU!!!!
Momentalnie zatkałem mu usta kawałkiem materiału, ale to posunięcie wykonałem za późno, gdyż w kilka minut po rozlegnięciu się krzyku po wiosce, przy placu zjawiła się spora grupka, uzbrojonych w katany nastolatków i mężczyzn w wieku od 15 do 60 lat. Wszyscy zebrani… zaczęli się mi bacznie przyglądać, lecz gdy dostrzegli swojego przywódcę przykutego do drzewa, zaraz po ich spojrzeniach wywnioskowałem chęć oswobodzenia go.
- Ty… ty, barbarzyńco… masz natychmiast wypuścić Masamichi’ego-samę – krzyknął jeden z wojowników. Nim się obejrzałem, czy zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ów mężczyzna rzucił się na mnie z wyciągniętą bronią. W ostatniej chwili zrobiłem unik, lecz jego cięcie jednak mnie trafiło, gdyż poczułem jak mi cieknie krew po policzku.
„Kuso..!! Ale się porobiło…” – zaraz pomyślałem i odskoczyłem do tyłu. Mężczyzna który mnie zaatakował, nie pozostał bierny i ponowił swoje działanie. Unikając jego kolejnych ciosów, tym razem baczniej się im przyglądając, kątem oka dostrzegłem iż Iwataki został już oswobodzony przez innych wojowników.
- Przyjaciele… uważajcie, ten blondyn nie jest zwykłem człowiekiem – zaraz usłyszałem słowa starca. Ja tym czasem dalej unikając ataków mojego przeciwnika, w którymś momencie się lekko zdenerwowałem i postanowiłem go załatwić jak na shinobi przystało. Gdy wojownik ponownie się zamachnął, zniknąłem mu z pola widzenia, by po chwili zjawić się tuż obok niego. Lekko zdezorientowany, przystaną w miejscu co dało mi szanse na zakończenie tego pojedynku. Sprawnymi ruchami rąk, zaraz wyrwałem mu katanę z rąk, poczym przejechałem ostrzem po jego nodze. Mężczyzna zawył z bólu, jaki mu zadałem po czym padł na ziemię, trzymając się rękoma za krwawiące miejsce.
„Hmmm… nigdy wcześniej nie trzymałem w rękach katany… a co dopiero nią walczyć” – wymachując swobodnie mieczem w powietrzu, począłem się głęboko zastanawiać. Gdy skończyłem zabawę, na powrót spojrzałem na resztę wojowników, którzy chyba porządnie się wkurzyli widząc jak pokonałem ich kompana, gdyż po ich spojrzeniach wywnioskowałem chęć dokonania mordu z zimną krwią.
- Miarka się przebrała… ZABIĆ BLONDYNA..!! – po tych słowach, dostrzegłem jak wszyscy wojownicy jednocześnie wyciągnęli katany, by w chwile potem rzucić się do ataku na moja osobę.
„Dobra… chyba nie mam innego wyboru, jak tylko się bronić..” – pomyślawszy, zaraz przybrałem postawę gotową do wykonania jutsu. Złożywszy dłonie przed sobą, jeszcze raz spojrzałem na biegnących w moją stronę wojowników, po czym krzyknąłem…
- Kage Bunshin no Jutsu..!! – i jak na zawołanie tuż za mną pojawiła się 50 osobowa grupka moich klonów. Ludzie z mieczami, momentalnie zatrzymali się w odległości 10 metrów ode mnie. Wszyscy wciąż trzymając swoją broń uniesioną nad głowami, teraz wpatrują się z wielkim niedowierzaniem w moich pomocników. Kiedy i jak podniosłem do góry katanę wyrwaną poprzedniemu napastnikowi, dokładnie to samo uczyniły moje klony. Jak na zawołanie, wojownicy z dziwnymi wyrazami twarzy, zrobili krok do tyłu, lecz zaraz znalazł się jakiś bohater w tej zgrai niedowiarków.
- Nie boję się twoich duchów..! – krzyknął młody chłopak, tak na oka 16 lat, poczym wyskoczył z tłumu i rzucił się z mieczem na moje klony. Czarnowłosy chłopak w mgnieniu oka, pokonał kilka z nich, gdyż nie za bardzo potrafimy się posługiwać takim narzędziem. Klony najbliższe chłopaka, poczęły spoglądając po sobie, po czym odrzuciwszy katany na bok, wyciągnęły kunai. Ja nadal patrząc się na resztę wojowników, w końcu kątem oka dostrzegłem iż młody chłopak został pokonany, gdyż przez swój zapał do walki, popełnił błąd. Jeden z klonów zadał chłopakowi cios, rozcinający brzuch, który sprawił mu zapewnie wiele cierpienia. Reszta wojowników, chyba uznała że nie ma sensu ze mną walczyć i tracić życia, gdyż wszyscy zaraz opuścili swoja broń, a z tłumu po chwili wybiegła jakaś kobieta, która padła na ziemię obok rannego chłopaka, zakrywając go swoim ciałem.
„Kurczę.. nie dobrze, nie dobrze… musze się stąd ulotnić jak najszybciej..” – gdy pomyślałem, zaraz wszystkie moje klony zniknęły w chmurach biało-szarego dymu, a ja sam patrząc raz to na rannego chłopaka, a raz to na tłum bacznie przyglądający się każdemu mojemu ruchowi, zaraz ponownie złożyłem przed sobą ręce i przy użyciu ninjutsu, które pokazał mi świętej pamięci Wada Nakamura, sam się ulotniłem w chmurze biało-szarego dymu.
* * *
Po tej wymuszonej walce… po części z mojej winy, gdy tam zniknąłem, zaraz się pojawiłem na niewielkim wzgórzu, znajdującym się nie opodal miejsca zdarzenia. Leżąc już na lekko wilgotnej trawie, począłem się zastanawiać nad swoimi czynami, gdy nagle przypomniałem sobie o rozcięciu na policzku. Dotknąwszy miejsca ręką, poczułem lekkie pieczenie, które szczerze powiem, nie należy do najprzyjemniejszych.
- I widzisz Naruto… doigrałeś się – powiedział z wyrzutem Kyuubi.
- Ech.. co ja poradzę, że mnie nerwy poniosły..?
- No właśnie… przez twoją chęć pokazania siły… ucierpiało dwóch niewinnych ludzi..! – demon wydał się być zły na mnie, za moje czyny.
- Cholera… i jest mi z tego powodu strasznie przykro – zrobiłem przygnębioną minę, a po moim policzku spłynęła łza zażenowania. Gdy skończyłem, zapadła między nami grobowa cisza. Położywszy się na plechach na wilgotnej trawie, począłem przyglądać się gwiazdom.
„Kuso, kuso, kuso..!! Co robić, co robić..??” – moje myśli zeszły na temat, co dalej..? – „Kurczę… jak ja czasem żałuję, że nie potrafię leczyć ludzi.. hmm.. o tak, Sakura teraz by się tu przydała, aby pomóc tym dwóm nieszczęśnikom” – zaraz powróciły do mnie wspomnienia i marzenia – „Boże jak ja tęsknię za Sakurą…”.
Leżąc tak na ziemi i myśląc o mojej ukochanej.. zaraz przyszła mi do głowy inna myśl, która tym razem postanowiłem obgadać z lisem.
- Kyuubi..?
- Co tym razem..?
- Tak sobie myślę... czy jeśli ja się szybko regeneruje dzięki twojej chakrze, to czy mógłbym ją wykorzystywać do leczenia bliskich..? – spytałem z głosem pełnym obawy, przed reakcją demona.. gdyż po ostatnim moim wyczynie, Kyuubi chyba się na mnie obraził. W pierwszej chwili, lis nic mi nie odpowiedział… co mnie troszeczkę zaniepokoiło, lecz zakładam iż  właśnie analizuje moje pytanie, by dać dobrą odpowiedź.
- Naruto.. czyżbyś planował uratowanie tych dwóch wojowników..? – jego pytanie mnie nie zaskoczyło, gdyż właśnie takie mam plany co do kilku następnych godzin. Tym razem postanowiłem nic nie mówić i poczekać na tą właściwą odpowiedź demona.
- Twoje milczenie, wszystko mi wyjaśniło… TAK, jak najbardziej możesz używać mojej chakry do leczenia innych ludzi – odpowiedź Kyuubiego wielce mnie uradowała, choć z drugiej strony, nigdy wcześniej nikogo nie leczyłem, wiec nie wiem jak się do tego zabrać.
- No to świetnie.. ale jest mały problem.
- Jaki..?
- A taki, że nie wiem jak się do tego zabrać, gdyż nie znam żadnych medycznych technik – odparłem ze smutną miną.
- Cóż… skoro nie znasz żadnych technik, to jedyne co ci mogę doradzić, to… wystarczy że sprawisz aby twoją dłoń spowiła moja chakra, a potem ustawisz ją nad raną poszkodowanego – takie poinstruowanie lisa, jak na razie może być.
- I to wystarczy..?
- Tak… ale jeśli masz zamiar uratować życie tego chłopaka, to będziesz musiał trochę wzmocnić działanie samej chakry.
- Niby jak mam tego dokonać..?
- Hmm… jeśli dobrze pamiętam to wystarczą 4 pieczęcie: Tygrys (Tora), Baran (O-hitsuji), Koń (Uma) i Ptak (Tori).
- A to ciekawe.. pierwszy raz słyszę o medycznej technice wzmacnianej pieczęciami – zaciekawiłem się słowami demona.
- Nic dziwnego, bo to mój własny sposób… hahaha – Kyuubi, zaśmiał się swym siarczystym głosem.
- Skoro tak mówisz… to czas na powrót do tej Strażniczej Wioski, aby uratować tych, których sam zraniłem – z wielkim uśmiechem, podniosłem się z mokrej ziemi, otrzepałem ubranie, po czym skierowałem w dół zbocza, wprost do wioski. Idąc w świetle księżyca, wiele się zastanawiałem nad swoim ostatnim poczynaniem… i doszedłem do wniosku, jeśli uleczę tego chłopaka i mężczyznę, to może odzyskam dobre imię… kto wie co się zaraz wydarzy. Gdy znalazłem się już w wiosce.. niezauważalnie przedarłem się do domu Masamichi’ego, by po chwili zapukać do jego drzwi.
- Chwileczkę..! – słyszałem wołanie starca, który powoli podszedł do drzwi. Gdy je otworzył, momentalnie wyłoniłem się z za rogu, przystawiając mu kunai do szyi.
- Yychh… – jedyne co z siebie wydobył, czując kawałek zimnego metalu na swej krtani.
- Tylko spokojnie… nie chce walczyć – zaraz schowałem broń, po czym spojrzałem mu w oczy.
- Naruto.. po co wróciłeś..?! – spytał pogardliwym tonem głosu.
- Wszystko sobie przemyślałem i proszę przyjąć moje przeprosiny, jak i chęć naprawienia wyrządzonych krzywd.
- Dobrze… wybaczam Ci… ale niby jak chcesz naprawić to co się stało..?
- Po prostu zaprowadź mnie do tego chłopaka – po tych słowach, starzec ponownie spojrzał na mnie swym zdziwionym wzrokiem, po czym skinął głową iż się zgadza. Wychodząc z jego domu, kątem oka dostrzegłem Yuki, stojącą w kącie i bacznie mi się przyglądającą, lecz nie zważając na jej wzrok, podążyłem w ślad za Masamichi’m. Gdy tylko opuściłem progi domu, dziewczyna podążyła za nami, zapewne z chęcią poznania odpowiedzi na parę pytań. Idąc po przez wioskę dokładnie za plecami jej przywódcy, poczułem jak powoli robi się cieplejsze powietrze. Odwróciwszy głowę w lewą stronę, zobaczyłem słońce powoli wyłaniające się z za horyzontu.
„Tak więc, właśnie rozpoczął się piąty dzień mojego pobytu w tym jakże zadziwiającym miejscu..” – pomyślałem z lekkim uśmieszkiem na ustach. Spodziewając się wrogo nastawionych spojrzeń mieszkańców, postanowiłem nie odwzajemniać spojrzeń, gdyż niektórzy mogli by to źle odczytać. Tak więc idę ze spuszczoną głową, gdy nagle po dłuższym milczeniu, odezwał się do mnie Masamichi.
- Naruto… wiesz kim jest chłopak, którego śmiertelnie raniłeś..?
- Nie – odparłem krótko, bez jakiegokolwiek entuzjazmu w głosie.
- To wiedz, że ten chłopak jest synem Yakuzy Mito, naszego głównodowodzącego w sprawach wojennych… – tu mnie zaraz coś zabolało w piersi – …i jeśli on umrze, to licz się z tym, iż Yakuza będzie cię ścigał do końca twych dni.
„Cholera… no to naprawdę wygląda źle.. ale z drugiej strony, nie boje się tam jakiegoś Yakuzy Mito..” – moje myśli zaraz zaczęły wirować w koło słów Iwatakiego.
- Spokojna głowa… póki tu jestem, chłopak nie umrze… - starzec momentalnie się zatrzymał, a ja wraz z nim, po czym spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Tylko spokojnie… nie zamierzam już więcej wzniecać burd.
- No ja myślę… gdyż widząc co potrafisz, wole nie wiedzieć co byś zrobił z wioską – mężczyzna chyba jednak zmienił swoje zdanie co do mnie, choć nie do końca, bo jakoś chyba nie wierzy że mogę komukolwiek pomóc. Po tej wymianie kolejnych poglądów, ruszyliśmy w dalszą drogę, lecz w którymś momencie dostrzegłem iż za nami idzie prawie cała wioska, z czego połowa to jej wojownicy z palcami na katanach uwieszonymi, tak jakby obawiali się czegoś… i słusznie. W chwilę potem, dotarliśmy do jednego z wielu budynków Strażniczej Wioski. Jest to drewniana chata, raczej parterowa, bo ma bardzo niski dach. Na jej ganku i schodach, siedzi kilku wojowników, teraz odzianych w zbroje… zupełnie jakby szykowali się do wojny. Gdy się zbliżyliśmy, momentalnie poderwali się na nogi i już chcieli wyciągnąć broń, gdy Masamichi ruchem ręki im tego zabronił. Nic nie mówiąc, posłusznie odsunęli się na bok, choć ich wzroki nie odstąpiły mojej osoby choćby na chwilę. Po wejściu do domu, zobaczyłem chłopaka leżącego na prymitywnym łóżku… trochę przypominającego polową pryczę. Jego brzuch zasłaniały liczne zakrwawione szpaty, a jego twarz wyrażała wielki ból i cierpienie.
- To znowu ty..!? Czego tu szukasz śmieciu..!? – nagle podszedł do mnie ojciec poszkodowanego i gospodarz ów domu. Już chciał mnie zaatakować, gdy Masamichi zagrodził mu drogę.
- Yakuza.. pozwól na chwilkę.. – staruszek chwycił przyjaciela za ramie i pociągnął za sobą, do innego pokoju. Jeszcze tylko ostanie złowrogie spojrzenie Mito na mnie i zaraz zostałem sam w otoczeniu kilku wojowników i matki chłopaka, którzy także nie sprawiają dobrego nastawienia co do mnie.
„Kurdę… od razu nasuwają mi się wspomnienia z dzieciństwa… choć to trochę co innego, gdyż nikt z tu obecnych nie wie, że jestem nosicielem demona… ale i tak czuję się źle..” – po chwili namysłu, bez słowa podszedłem bliżej łóżka chłopaka, by w chwilę potem uklęknąć przy nim. Zaraz pojawiła się o bok mnie Yuki, która nie spuszczając ze mnie wzroku, dała do zrozumienia, ze nie jestem sam. Z kolei matka chłopaka, siedząca po przeciwnej stronie łóżka, widząc dziewczynę, chyba lekko się uśmiechnęła, co by wskazywało iż skoro ona usiadła koło mnie, to nie ma się czego bać.
- Naruto… co teraz..? – nagle spytała Yuki. W pierwszej chwili nic jej nie odpowiedziałem.. ale zaraz spojrzawszy na kobietę siedzącą dokładnie naprzeciwko…
- Proszę uważnie mnie po słuchać. Teraz wyleczę pani syna, ale potrzebuję do tego idealnej ciszy, dobrze..?? – kobieta, Yuki, jaki i pozostali widzowie, spojrzeli się na mnie jak na idiotę. Szczerze powiem, że nie spodobało mi się to… ale skoro nigdy nie słyszeli o shinobi, to nic dziwnego że się tak zachowują. Kobieta po chwili widocznego namysłu i przejechaniu wilgotną szmatką po czole cierpiącego chłopaka, spojrzała na mnie i bez słowa kiwnęła głową, że się zgadza.
„Dobra… no to Kyuubi, od czego to ja miałem zacząć..?” – spytałem w myślach.
- Od wykonania pieczęci.
„A tak, już pamiętam… ok., czas na seans.. hehehe..” – odparłem w myślach, po czym złożyłem przed sobą dłonie. Dosłownie w mgnieniu oka, wykonałem powiedziane przez Kyuubiego pieczęcie, aktywując je tym samym, poczym wystawiłem przed siebie prawą dłoń, by po chwili spowiła ją czerwona chakra demona. Zaraz drugą ręką odsłoniłem rozcięty brzuch i gdy już miałem zawiesić nad nim prawą rękę, nagle brunetka chwyciła mnie za nadgarstek.
- Zaufaj mi.. – powiedziałem spokojnym głosem. Dziewczyna odwzajemniwszy moje spojrzenie, zaraz puściła mnie i pozwoliła na wykonanie zabiegu. Gdy przystawiłem świecącą na czerwono dłoń do rany, na twarzy chłopaka momentalnie pojawił się grymas jeszcze większego bólu, a na jego czole pojawiły się kolejne kropelki potu.
~ ~ ~
W trakcie leczenia, pomieszczenie w którym panuje teraz pół mrok, całe wypełniło się czerwonawa poświatą, emanującą od blondyna. Kilka minut od rozpoczęcia zabiegu, do pomieszczenia powrócił Yakuza wraz z Masamichim, którzy zobaczywszy co się dzieje, stanęli jak wryci.
„A jednak.. chłopak mówił prawdę… chyba poważnie się pomyliłem, co do niego..” – Iwataki, momentalnie po padła w głęboką zadumę, lecz jego toważysz, chwilę nie zwracając na blondyna, przedarł się prze grupkę swych podwładnych, okalających całe zajście, po czym również uklęknął przy łóżku, lecz koło swojej żony. Mężczyzna, ze zdumieniem w oczach, patrząc na to co akurat robi Uzumaki i co dzieje się z jego synem, lekko i niewyraźnie się uśmiechnął, by po chwili chwycić małżonkę za rękę. Nagle, podczas leczenia dość głębokiej rany, chłopak wydał z siebie krótki krzyk, co by wskazywało ze leczenie skutkuje. Yakuza nawet nie drgnął, co mogłoby wskazywać iż rozmowa z Iwatakim pozwoliła mu zaufać blond włosemu shinobi. Po chwili oczekiwania, na oczach wszystkich zebranych w pomieszczeniu, rana chłopak, pod wpływem Naruto i jego czerwonej chakry, powoli poczęła się zasklepiać, by w chwilę potem zupełnie zniknąć. Niebieskooki zaraz zabrał rękę z nad brzucha chłopaka, a jego ręka przestała świecić się na czerwono. Jeszcze chwilę nikt się nie odezwał, by po chwili przekonać się, iż chłopakowi nic nie jest, gdyż ten otworzył w końcu oczy.
- Co się stało…?? – spytał i spojrzał na swych rodziców u których można zaobserwować łzy szczęścia, ściekające po policzkach. Blondyn upewniwszy się, iż wszystko gra.. po chwili wstał i bez słowa wyszedł z domu. Tym czasem chłopak widząc iż z jego domu wychodzi ten, który wcześniej go położył do łóżka, zaraz wstał o własnych siłach i po krótkim spojrzeniu, puszczonemu rodzinie jak i innym znajdującym się we wnętrza jego domu, wybiegł za blondynem.
~ ~ ~
„No i po kłopocie… mam nadzieję, iż sytuacja trochę się polepszyła między mną a mieszkańcami wioski..” – gdy wyszedłem na zewnątrz, by odetchnąć świerzym powietrzem, moje rozmyślanie zakłócił krzyk młodego chłopaka.
- Stój..! – młody wojownik wychodząc z domu, zaraz mnie zatrzymał. Wedle jego słów, zatrzymałem się.. lecz nie odwróciłem od razu.
- Dlaczego to zrobiłeś..? – spytał, po chwili milczenia.
- Dlaczego mnie uratowałeś..? – spytał ponownie. Zaraz się do niego w końcu odwróciłem i spojrzawszy mu w oczy, odparłem..
- Powiedzmy, że mi sumienie nie pozwoliło ci umrzeć..
- Sumienie..?! Coś ty znowu wymyślił..?! – nagle odezwał się demon.
- A co niby innego miałem odpowiedzieć… że ty jesteś tym sumieniem..?! – zapomniawszy o wszystkim.. odparłem demonowi pół głosem.
- Eee… do kogo ty mówisz..? – zaraz spytał czarnowłosy, patrząc na mnie podejrzliwym wzrokiem.
„O cholera.. zapomniałem, iż nikt nie wie o Kyuubim..”.
- Yyy… nie, wydawało ci się… - odparłem po chwili namysłu.
- Aha… dobra, jak chcesz… ale ja wyrażeni słyszałem, ze z kimś rozmawiasz.. – chłopak powiedział to już pod nosem, po czym powrócił do domu do rodziny.
„Uff… jakoś wybrnąłem z tej sytuacji..”.
- Naruto, czemu po prostu im nie powiesz, że jestem w tobie zapieczętowany..??
- Bo nie… wole aby nie wiedzieli o twoim istnieniu… przynajmniej na razie… może jak tu trochę pomieszkam i zyskam lepsze zaufanie, to powiem… ale jeszcze nie wiem.
- Dobra… jak chcesz, to twoja sprawa, ale wymyślanie że jestem twoim „sumieniem”… to nie najlepszy pomysł.
- Dlaczego..? – spytałem z głupim uśmieszkiem.
- A zresztą… rób co chcesz, ja idę na odpoczynek. – Kyuubi jak rzekł, tak tez zrobił.
- Ok – przytaknąwszy lisowi na jego słowa, zaraz rozejrzałem się po okolicy, a słońce już wysoko nad horyzontem zawieszone, właśnie grzeje mnie w czuprynę. Założywszy ręce za głową i zapomniawszy o ludziach za moimi plecami, powoli zacząłem oddalać się od domu Mito, gdy nagle z wnętrza drewnianego budynku, wyszła brunetka o piwnych oczach.
- Naruto.. zaczekaj, muszę z tobą porozmawiać… – zatrzymała mnie swym stanowczym, ale bardzo łagodnym i przyjaźnie nastawionym, głosem.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





I to było by na tyle, jeśli chodzi o ten odcinek…^^, wiem że notka może trochę długa, ale specjalnie dałem taką, gdyż kolejna może się ukazać, nawet, dopiero za tydzień lub trzy tygodnie !! – Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

053. Zaraz zobaczysz...

Czy dziś jest 2 lipca..? No tak… czyli to moje urodziny ^_^. Z tej że właśnie okazji DEDYKUJĘ poniższą notkę kilku moim stałym czytelnikom:
~ Patrysia… dziękuję za tak piękne komentarze, które zawsze dodają mi weny na nowe notki, gdy je czytam to zaraz mam pomysł na dalszy ciąg, wielkie dzięki ^_^
~ Szadzia… zazwyczaj skromnie, ale rzetelnie, również serdecznie dziękuję ^_^
~ Cass… chodź prawie nigdy mnie tu nie odwiedziłaś… to twoje opowiadania, z kolei wzbudzają we mnie, za każdym razem, wiele łez, gdyż twoje opisy są nie z tej ziemi ^_^
~ Patrickoo92… tworzysz coraz to lepsze opowiadania i oby tak dalej… a twoje komentarze, choć nie tak wspaniałe jak Patrysii, to też maja swoją zasługę w tworzeniu nowych postów ^_^
~ Awai… serdecznie dziękuję za piękne choć skromne komentarze ^_^
~ Akira… twoje komcie napawają mnie radością i chęcią dalszego prowadzenia bloga :33
No i wreszcie, wielkie dzięki WSZYSTKIM tym, których nie wymieniłem, a mnie komentują,  jak i tym, którzy czytają ale nie zawsze komentują ^­_^ - skoro to już wszystko to teraz:
Serdecznie zapraszam na kolejną notkę z życia Naruto Uzumakiego ^_^



<<< Odcinek ukazał się 2 lipca 2008 roku >>>



>>> Inny świat w Tajemniczej Komnacie <<<
Nie usłyszawszy żadnego odzewu, czy choćby nawet szelestu… z lekko zrezygnowaną miną począłem kierować się w stronę domniemanych gości. Gdy zrobiłem pierwszy krok na przód, od razu poczułem straszny ból brzucha. Zupełnie tak jakbym nie jadł od miesiąca. Złapawszy się rękoma za brzuch, nagle poczułem że tracę możliwość poruszania się, a moje nogi stały się jak z waty. To uczucie zmusiło mnie do uklęknięcia na trawie, by w chwilę potem paść na ziemię z uczuciem tracenia przytomności. W momencie upadku, odruchowo przymknąłem powieki, lecz gdy je otworzyłem ponownie uświadomiłem sobie, że przecież od bardzo dawna nic nie jadłem, a do tego jeszcze zużyłem trochę energii przy wykonywaniu techniki. Momentalnie obraz zaczął mi się zamazywać, zupełnie jakbym miał wodę w oczach, a na dodatek dostrzegłem bardzo niewyraźne zarysy 4 sylwetek, wyłaniających się z lasu. Kompletnie nie czując jakichkolwiek sił do podniesienia się z wilgotnej ziemi.. straciłem przytomność.
~ ~ ~
Gdy blond włosy chłopak zemdlał z wycieńczenia organizmu, w chwilę potem podeszły do niego cztery osoby, które od dłuższego czasu bacznie go obserwowały.
- Masamichi-sama, kim może być ten chłopak i jak się tu dostał..?
- Nie mam pojęcia.. ale myślę, że niebawem się tego dowiemy.
- Co z nim zrobimy..? – nagle spytał inny z mężczyzn.
Masamichi spojrzał badawczo na Naruto, po czym na swojego kompana, a potem na dwóch pozostałych. Siwowłosy starzec, ruchem laski którą się podpiera, bez słowa wyjaśnienia pokazał aby zabrano blondyna, by w chwilę potem cała czwórka nieznajomych wraz z błękitnookim na rękach, wyruszyła w drogę powrotną do domu.
~ ~ ~
Budząc się z błogiego snu, natychmiast poczułem straszny ból brzucha, a w chwilę potem ból głowy. Gdy przyłożyłem rękę do czoła, poczułem na nim wilgotny kawałek materiału, a gdy otworzyłem oczy aby zobaczyć gdzie jestem, pierwsze co dostrzegłem to serdeczny uśmiech młodej dziewczyny, siedzącej tuż obok mnie. W pierwszej chwili pomyślałem, że chyba nie umarłem.. lecz zaraz sobie uświadomiłem co się stało. Usiadłszy na łóżku bacznie rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdujemy.
- Gdzie ja jestem..? – po chwili spytałem, lecz dziewczyna mi nie odpowiedziała. Nie minęła minuta, a z cienia panującego naprzeciwko łóżka, wyłonił się siwobrody starzec podpierając się na drewnianej lasce.
- Nie bój się.. jesteś w dobrych rękach… – mężczyzna zdał mi się bardzo tajemniczy, a jego ton głosu jest nad wyraz przyjacielski – …a znajdujesz się w domu przywódcy wioski.
Jego słowa lekko mnie zdezorientowały co do miejsca w którym się akurat znajduję, lecz góra pytań jaka zaraz nasunęła mi się do głowy, nie pozwoliła mi dłużej czekać w niepewności.
- Jakiej wioski..? – spytałem z głosem pełnym niewiedzy, która czasem jest nie do zniesienia. Ponownie spojrzawszy na mężczyznę a potem na dziewczynę, po chwili usiadłem na brzegu łóżka, gdyż poczułem że wracają mi siły, choć mój głód nadal nie został zaspokojony.
- Widząc twoje lekkie zakłopotanie, pozwól że się przedstawię.. nazywam się Masamichi Iwataki i jestem przywódcą Strażniczej Wioski – w końcu, po dłuższej ciszy, odezwał się siwobrody mężczyzna, podchodząc bliżej mnie.
- Rozumiem.. a czy moja opiekunka ma jakiś imię..? – zaraz spytałem z chytrym uśmieszkiem spoglądając na dziewczynę.
- Tak.. nazywam się Yuki Iwataki – brunetka, bo właśnie takie ma włosy, sama odpowiedziała na moje lekko złośliwe pytanie.
- Zaraz… czy wy aby przypadkiem nie jesteście spokrewnieni..?
- Zgadza się… Masamichi-sama jest moim ojcem – dziewczyna szeroko się uśmiechnęła, spoglądając raz to na mnie, a raz to na staruszka.
„Kurcze, aż dziw co taka ładna dziewczyna robi w takim miejscu..” – szeroko się uśmiechnąłem spoglądając w jej, piwnego koloru, oczęta.
„Zaraz, zaraz, zaraz… o czym ja myślę… nie, nie, nie… teraz nie mogę myśleć o dziewczynach…” – zaraz skarciłem się w myślach. Spojrzawszy ponownie na moich nowych znajomych, dostrzegłem u nich lekkie zdziwienie moim zachowaniem, a po ich spojrzeniach wyczytałem, iż coś im nie odpowiada..
- A tak.. ale ze mnie gapa.. ekhm.. ja nazywam się Naruto Uzumaki – gdy się w końcu przedstawiłem, ich miny zaraz się poprawiły, na ustach mężczyzny jak i dziewczyny, zagościł  kolejny uśmiech.
- Przepraszam… ale ile czasu byłem nie przytomny..?
- Cztery dni.. – odparł mężczyzna z siwą brodą.
„Aż tyle..? Kurczę, ta udoskonalona forma Rasengana nie źle dała mi w kość..”.
- A wiec Naruto.. może jesteś głodny..? – po chwili spytała Yuki, jednocześnie wstając z miejsca i odsłaniając mi kompletnie zastawiony stół. Zaraz, jak na zawołanie, zerwałem się z wyrka i dosłownie rzuciłem na to żarcie. Bez opamiętania, począłem wszystko dokładnie pochłaniać, a jest tego cała góra. Po około 5 minutach, opamiętałem się co do swojego zachowania i usiadłszy na swoim miejscu przy stole, zacząłem zachowywać się jak człowiek.
- Hmm… interesujące… – wymamrotał pod nosem Masamichi, co nie szczególnie mnie zainteresowało i nie przejmując się jego ciężkim wzdychaniem, nie przerwałem posiłku. Gdy skończyłem, zaraz się wyprostowałem i odetchnąłem z ulgą.
- Aaa… pyszności… – westchnąłem zadowolony i się szeroko uśmiechnąłem. Gdy moje emocje, po sytym posiłku w końcu opadły, spojrzałem na mojego gospodarza, a po chwili na jego córkę, która siedzi teraz z dziwnym i lekko rozmarzonym wzrokiem wpatrzonym w moją osobę.
- Naruto… mam pytanie..? – nagle odezwał się siwobrody starzec, a gdy na niego spojrzałem, dostrzegłem wielkie zainteresowanie w jego oczach.
- Słucham..?
- Jak się tu dostałeś… znaczy, skąd się wziąłeś w naszym lesie..?
- Hmm.. jak by ci to powiedzieć… – chwilowo popadłem w zadumę, by po chwili dokończyć swoją myśl – …widzisz, to było tak… – i wszystko mu opowiedziałem ze szczegółami. Po ok. 20 minutach, od rozpoczęcia mojej opowieści, katem oka dostrzegłem iż powoli w końcu zaczyna się ściemniać za oknem, a moje myśli zaraz zawiodły mnie do kolejnego pytania… gdzie ja będę nocował. Gdy skończyłem, zdumienie jakie powstało na twarzy Yuki i Masamichi’ego, pod czas mojego wywodu, gdy już skończyłem, nadal nie znikało, a ja sam się zacząłem zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiłem mówiąc im o tym. Brunetka jak i jej ojciec widząc moją minę, zaraz spojrzeli po sobie, by w chwilę potem padło kolejne pytanie z ust starca…
- Naruto.. może to trochę dziwnie zabrzmi… ale tam, na polanie… jak tego dokonałeś… znaczy, w jaki sposób zniszczyłeś to drzewo i kim był chłopak, który nagle pojawił się obok ciebie, a zaraz potem zniknął..? – szczerze powiem, że to pytanie to już zupełnie mnie zdezorientowało, gdyż myślałem iż nie ma ludzi na tym świecie, którzy by nie znali dróg Shinobii i chakry. Po jego słowach, na chwilę zapadła między nami grobowa cisza, która od razu im powiedział, iż się zastanawiam nad odpowiedzią. Dokładnie tak… dogłębnie analizuję wszystko w głowie, tak aby to co zaraz powiem, stało się dla nich zrozumiałem.
- Ech… - zrobiłem lekko zażenowaną minę, poczym podparłem się ręką o stół i poprawiłem pozycję na krześle.
- Coś nie tak..?
- Nie skądże… tylko nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku… - uśmiechnęła się Yuki.
- Dobra.. może powiem tak.. jestem shinobi Konoha-Gakure i mieszkam w Wiosce Ukrytej w Liściach, a to co widziałeś, to był mój klon przeze mnie przywołany – gdy skończyłem, to już wiedziałem że nie uwierzyli, gdyż na twarzy brunetki narysowało się wielkie zdumienie, a na twarzy starca… zażenowanie i, jak zakładam, irytacja.
„Cholera… gdzie ja trafiłem… do wioski niedowiarków i nieuków. Kuso..!” – zakląłem w myślach po czym dodałem pół głosem.
- Wiedziałem, że wyda wam to się śmieszne..
- A czego się spodziewałeś… że uwierzymy w takie brednie… - Masamichi na swoje nieszczęście usłyszał mnie i jak widać nawet się zdenerwował, bo chyba z góry założył że w ciskam mu kit.
- To jak w inny sposób wytłumaczysz to co widziałeś..? – i ja się lekko zdenerwowałem jego słowami, ale jak na razie staram się być spokojnym.
- Nie mam pojęcia… ale to co ty mi powiedziałeś, to stek kłamstw… żyję już tak długo na tym świecie i nigdy wcześniej nie słyszałem większych bredni… Shinobi, ta jasne, toż to kłamstwo!! – ostatnie słowa, Masamichi dodał pod nosem, ale na jego nie szczęście ja wszystko doskonale usłyszałem.
- Ja Ci wierzę.. przynajmniej mam taką nadzieję – nagle odezwała się dziewczyna, co zaowocowała dziwnym spojrzeniem jej ojca, spoczywającym na jej osobie.
- Arigato… a ty Masamichi..?
- Co ja..? Już ci powiedziałem, nie wierze w ani jedno słowo..! – jego ton głosu przybrał na intensywności, co zapewne obudziło nie jednego mieszkańca wioski, gdyż patrząc za okno, jest już kompletnie ciemno i zapewnie wielu poszło już spać.
- Skoro tak.. to nie mam innego wyboru – po chwili wstałem, zasunąłem swoje krzesło i stanąwszy w lekkim rozkroku w odległości 3 metrów od stołu, złożyłem ręce przed sobą.
- Naruto… c-co robisz..? – Yuki chyba trochę się wystraszyła moimi poczynaniami, gdyż jej głos lekko się zachwiał.
- Zaraz zobaczysz.. – szepnąłem, po czym zamknąwszy oczy, skupiłem się nad wydobyciem chakry z całego swojego ciała. Dosłownie po minucie takiego czekania, nagle pojawił się niebieski okrąg chakry, powoli wirujący po podłodze. Za chwilę jego obroty przybrały na sile, a całe moje ciało zostało spowite niebieską aurą stworzoną z chakry. Dosłownie w całym pomieszczeniu natychmiast zaczął wiać dość silny wiatr, który począł wydobywać się z chakry teraz okalającej moje ciało. Spojrzawszy na mojego gospodarza i na jego córkę, dostrzegłem ogromne zdumienie, jak i lekki przerażenie. Pod czas pokazu, moje włosy i ubranie swobodnie poruszają się z wiatrem, który jednak zaraz ustał gdyż już wystarczająco dużo chakry zużyłem i musiałem zakończyć pokaz. Gdy wszystko ucichło, ponownie spojrzałem na Masamichi’ego i Yuki, po czym poprawiwszy włosy i zawiązawszy opaskę shinobi na czole, jeszcze raz złożyłem ręce przed sobą. Moi widzowie chyba lekko skamienieli, gdyż nawet nie drgnęli, a ich oddechy przybrały na szybkości. Po ich spojrzeniach wywnioskowałem, że teraz po prostu się mnie boją, lecz to co im zaraz pokaże to Bóg jeden wie co zrobią.
- Kage Bunshin no Jutsu – powiedziałem pół głosem, a zaraz po obu stornach mojej postaci, pojawiły się po dwie biało-szare chmury, które w chwilę potem zniknąwszy, ukazały moim widzom 4, doskonałe moje klony. Yuki, jak poparzona zaraz zerwała się z miejsca, na którym dotychczas siedziała, by po chwili z lekko bladym wyrazem twarzy, omdleć na drewnianą podłogę. Nie czekając na reakcję Masamichi’ego, dwa moje klony podeszły do dziewczyny i wziąwszy ją na ręce, w chwilę potem położyły na łóżku.
- Dzięki – powiedziałem już normalnym głosem.
- Nie ma sprawy… - odparł pierwszy klon.
- …w końcu jesteśmy tobą – uśmiechnął się drugi klon, poczym obydwaj rozpłynęli się w dymie. Po tej krótkiej wymianie uprzejmości miedzy sobą, na powrót odwróciłem się do mojego gospodarza niedowiarka, przy którym już stoją moje pozostałe dwa klony.
- No Masamichi Iwataki… to jak, zmieniłeś zdanie co do mnie..? – nagle odezwał się klon stojący po jego prawej stronie.
- Czy może mam ci pokazać coś innego..? – zaraz odezwał się klon stojący po jego lewej stronie, który po chwili wyciągnął kunai i wbił go w blat stołu tuż przed mężczyzną.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Hehe… to się Naruto wkurzył drwinami starca… zakładam, iż spotka go za to marny los ^^ - mam nadzieję iż notka się podobała i dostanę jakieś komcie :D