niedziela, 28 stycznia 2018

155. Zwątpienie

Faktem jest, że to już ostatnie dni roku 2009, tak więc chciałbym wszystkim czytelnikom i czytelniczkom już teraz życzyć pomyślnego i szczęśliwego Nowego Roku 2010!! – Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na ostatni, w tym roku kalendarzowym, odcinek mojej króciutkiej opowieści o życiu Naruto Uzumakiego.



<<< Odcinek ukazał się 26 grudnia 2009 roku >>>



Wieża Hokage to dwukondygnacyjny budynek zbudowany na planie koła, o bardzo wysokich pomieszczeniach. By się dostać do biura przywódcy wioski, które znajduje się na drugim piętrze, wpierw trzeba pokonać sporą ilość stopni, szerokich na dwa metry schodów. Następnie pojawia się długi korytarz, dobrze oświetlony przez liczne okna wychodzące na wioskę, ale także w nocy, przez lampiony wiszące na ścianach co dwa metry. Jednakże, w tej wielkiej budowli znajduje się jeszcze jedno piętro. Jego istnienie znane jest i przekazywane tylko pomiędzy obecnie, w danym czasie, panującym Hokage a jego następcy. Wstęp tam mają nieliczni i nieliczni dostępują tego zaszczytu. Do tego skromnego grona ludzi, którzy dowiedzieli się istnieniu tajnej komnaty w budynku Hokage, niedługo zaliczy się kolejny shinobi Ukrytego Liścia.
- Co my tu robimy?
Odezwał się Naruto, gdy wraz z Tsunade, Jiraiyą i sześcioma Upiornymi żołnierzami znalazł się u podstawy szerokich schodów prowadzących na pierwsze piętro. Tsunade nie odpowiedziawszy, zaraz podeszła do ściany i szybko wykonała kilka pieczęci, każdą w, z góry ustalonej, kolejność. Po chwili coś zaskrzypiało, po czym fragment ściany, o szerokości zbliżonej do szerokości zwyczajnych drzwi, szybko otworzył się do wnętrza… Tylko czego?
Uzumakiemu przeleciało przez myśl podobne pytanie.
Hokage nie czekając ani chwili dłużej, gdy przejście otworzyło się do końca, zdecydowanym krokiem wkroczyła w czarny korytarz. Po przejściu kilkunastu metrów zatrzymała się, po czym nonszalancko klasnęła dłońmi. Momentalnie zapłonęły pochodnie wiszące na ścianie, ukazując wszystkim kamienne schody prowadzące pod ziemie. Zaciekawiony Jiraiya, nieco zagubiony Naruto i niewzruszeni samuraje, zaraz podążyli w ślad za Godaime.
Stanąwszy u wejścia do jakiejś gigantycznej sali, Uzumaki wydał z siebie przeciągły jęk zdumienia. Kamienne, grube na co najmniej dwa metry, kolumny podpierające strop, ustawione w równych odstępach i rzędach, przypomniały chłopakowi miejsce w którym spędził zaledwie dziesięć dni. Lecz jak się potem dowiedział, na powierzchni w tym czasie minęło już dziesięć miesięcy. Wspomnienie Tajemniczej Komnaty z Wioską Strażniczą w jej wnętrzu i ludźmi kompletnie nieznającymi techniki Nin-, jak i Gen-jutsu, spowodowało pojawienie się nieznacznego uśmiechu na ustach młodego Jouniana.
- Co cię tak bawi, Naruto?
Sielankowy nastrój, jaki zapanował w umyśle blondyna, niespodziewanie został przerwany przez pytający ton głosu białowłosego pustelnika. Chłopak nie odwzajemniwszy jego spojrzenia, po chwili zrobił kilka kroków na przód.
- Właśnie doznałem szoku.
- Dlaczego?
- Ponieważ kiedyś już widziałem taki obraz.
Uzumaki wyciągnął przed siebie rękę i zatoczył w powietrzu bliżej nieokreślony kształt, zapewne mający na celu pokazania przyglądającym mu się Ero-senninowi i Tsunade, oglądaną przez nich komnatę. Brązowooka kobieta, wciąż się nie odzywając, z rękoma założonymi za plecami minęła rozglądającego się Naruto i weszła w szeroki okrąg wyryty na podłodze, znajdujący się w środkowej części pomieszczenia. Rozmyślając o czymś w całkowitej ciszy, kobieta zaraz odwróciła głowę i spojrzała na Upiornych:
- Dobra. Nim zaczniecie, chciałabym wpierw dowiedzieć się czegoś więcej na temat tej… zakazanej techniki. – Tsunade przedostatnie słowo wypowiedziała z widocznym grymasem na twarzy.
- Kawai Ori to technika zakazana, ponieważ jest niezwykle trudna w wykonaniu, co również sprawia, że jest śmiertelnie niebezpieczna. – Do Hokage, spokojnym krokiem podszedł Jogensha. – Uprzedzając twoje kolejne pytanie, od razu powiem, że jej trudność polega na bezbłędnym wykonaniu odpowiednich pieczęci w odpowiedniej kolejności przy jednakowym uwalnianiu z góry ustalonej ilość chakry. Obejrzawszy wcześniej pieczęć widniejącą na brzuchu Naruto-samy, po dokładniejszym przedyskutowaniu między sobą rozwiązania problemu, doszliśmy do wniosku, że ta technika będzie najodpowiedniejsza.
- Dlaczego?
Spytał Jiraiya z uwagą przysłuchujący się wszystkiemu co mówi Upiorny. To pytanie zostało zawtórowane przez Hokage nieznacznym mruknięciem z jej strony.
- Ponieważ na każdy z brakujących symboli będzie trzeba wykonać taką samą ilość pieczęci, ale za każdym razem w innej kolejności, co na wykonawcę techniki narzuca dodatkowe obciążenie i przymus w pełni wykorzystania umiejętności bezwzględnej koncentracji. – Wyjaśnił czarnowłosy.
- Jakie ryzyko ze sobą niesie użycie tak zaawansowanej techniki.
Spytał Naruto, a z tonu jego głosu można wywnioskować śmiertelną powagę. Tsunade spojrzawszy na chłopaka, z jego spojrzenia od razu wyczytała wielką obawę. Zupełnie, jakby blondyna przeraziły wyjaśnienia swojego podwładnego na temat techniki, którą zamierzają wykorzystać i to w dodatku bezpośrednio na nim samym. Grobowa cisza, jaka zasiała nutę grozy w sercach Sanninów i młodego Jinchuuriki, po chwili została zakłócona przez odgłos obcasów na kamiennej posadzce. Do błękitnookiego zbliżył się jeden z medyków w ciemno-zielonej zbroi.
- Naruto-sama… – Samuraj zrobił pełną niepokoju pauzę. – …jeśli użycie Kawai Ori no Jutsu się nie powiedzie, to grozi to utratą życia przez tego, na kim została ona wykonana. – Medyk wyjawił wszystkim brutalną prawdę.
- Jednakże, jeśli wszystko odbędzie się tak jak należy, twoja pieczęć zostanie nie tylko naprawiona, ale i wzmocniona oraz dodatkowo zabezpieczona przed przyszłym, ponownym jej uszkodzeniem lub nawet zerwaniem. – Dodał inny Upiorny.
Wyraz twarzy Naruto wyraźnie stojącego na miękkich nogach, patrzącym na niego Sanninom niewiele powiedział. Jego pusty wzrok, w tej chwili spoglądający po niewielkim łuku na podłogę, zaraz po kolei został przesunięty po maskach wszystkich przywołanych Samurajów. Chłopak jeszcze rozejrzał się dokoła swojej osoby, zupełnie jakby usilnie próbował znaleźć wzrokiem coś niewidzialnego, po czym bez słowa podszedł do najbliższej kolumny. Oparłszy się plecami o zimny kamień, z nijakim wyrazem twarzy przez chwilę patrzył na Hokage, po czym zsunął się w dół, przykucnął i schował twarz w dłoniach.
~ ~ ~
- Czego się obawiasz, młody?
- Nie wiem…
Naruto odwrócił wzrok, byle tylko więcej nie okazywać demonowi swych lęków i obaw. Wiadomość, że technika która może naprawić i wzmocnić pieczęć Yondaime, równie dobrze może go zabić, tak nim wstrząsnęła, że teraz nie jest pewny czy warto TAK ryzykować. Co gorsza, jeśli pieczęć zostałaby zerwana, aż strach pomyśleć co by się stało z wioską i jej mieszkańcami.
- Gdzie się podziała twoja pewność siebie?? Chyba mi nie powiesz, że słowa tego żołnierza tak cię wystraszyły??
Kyuubi już od piętnastu minut próbował nakłonić blondyna do rozmowy o problemie, który niedawno zaczął go zadręczać. Chłopak stojąc z opuszczoną głową tuż przed klatką lisa o dziewięciu ogonach, zupełnie nie zareagował na lekko zaczepny ton demona. Kompletnie go olawszy, zaraz się odwrócił i patrząc z zacięciem we własne odbicie na tafli wody pod nogami, począł prowadzić istną walkę z własnym JA. Po dłuższej przerwie wynikającej z martwej ciszy jaka zapanowała pomiędzy lisem a Naruto, ten pierwszy niespodziewanie, gwałtownie poruszył się w swoim więzieniu.
- Jeśli obawiasz się, że pieczęć zostanie zerwana, a ja uwolniony… – Demon po chwili na powrót odwrócił się wielkim pyskiem w stronę Uzumakiego. – …to przyrzekam, że twoi przyjaciele umrą szybką śmiercią!
Naruto zamarł. W duszy błękitnookiego momentalnie rozbrzmiał gardłowy rechot lisa. Kyuubi widząc obłęd w oczach chłopaka, wyszczerzył się jak najszerzej tylko potrafił, ukazując biało-żółte kły.
- Spokojnie, to był tylko niewinny żarcik z mojej strony. Nie mogłem sobie odmówić chwili przyjemności.
- Chikushou! Na żarty ci się zebrało! – Krzyknął zdenerwowany Naruto.
- Tak. Ale wracając do tematu… jeśli coś pójdzie nie tak jakbyś tego chciał, to wiedz, że nie chce twojej śmierci. W tym momencie, to jest ostatnia rzecz jakiej pragnę. A raczej pragnąłem. Kiedyś. Dobra, mniejsza z tym. Naruto! Jedyne co mogę ci doradzić w tej sprawie, to, to, abyś zebrał całą swoją odwagę oraz determinację, i zaufał umiejętnościom podwładnych ci żołnierzy. – Poradził Kyuubi i zamilkł.
Wróciwszy umysłem do rzeczywistości, Naruto odsłonił twarz, po czym nie podnosząc się, spojrzał na Upiornych medyków. Wodząc wzrokiem między nimi, w końcu zatrzymał się i utkwił spojrzenie w złocistych oczach żołnierza stojącego najdalej od niego. Zatracając się w ich niezbadanej głębi:
- Zaufać ich umiejętnościom.
Uzumaki mruknął pod nosem, ale tak, by nikt więcej go nie usłyszał. Słowa zapieczętowanego w nim demona jeszcze przez długi czas huczały mu w głowie jak dzwony na kościelnej wierzy w niedzielny poranek.
~ ~ ~
Naruto stał z gołymi ramionami, plecami, klatką piersiową i brzuchem po środku okręgu wyrytego w podłodze. Naprzeciw niego, w lekkim rozkroku z prawą nogą wystawioną do przodu, jeden z żołnierzy właśnie przygotowywał się do zabiegu rekonstrukcji uszkodzonej pieczęci Czwartego Hokage. Mężczyzna wpierw rozprostował ramiona, że aż strzeliły mu stawy barkowe i łokciowe, następnie dość forsownymi ruchami dłoni rozluźnił stawy nadgarstkowe oraz palcowe, po czym przechylił głowę w lewo, potem wprawo. Za każdym razem w tajemniej komnacie pod wierzą Hokage echem od ścian odbijał się porażając trzask odrętwiałych stawów.
- Mam co do tego złe przeczucia. – Mruknął Naruto niemal niesłyszalnie.
- Hmm? Czemu?
- Ponieważ myślałem, że wykonawcą tej skomplikowanej techniki będzie jeden z Upiornych medyków, a nie mój doradca wojskowy! – Chłopak krzyknął w myślach nieco zaniepokojony tym niespodziewanym obrotem sprawy.
- Ech… już Ci powiedziałem abyś im zaufał.
- Przecież ufam!
- Więc, o co ten krzyk?? – Zdziwił się lis.
- Bo mam wątpliwości…
Rozmowę błękitnookiego z Kyuubi no Kitsune nagle przerwał głośny, rażący po uszach trzask kilku stawów jednocześnie. Blondyn oprzytomniawszy, zaraz usłyszał cichy jęk ulgi wydobywający się z nieco rozchylonych ust czarnowłosego wojownika. Przenikliwy wzrok Uzumakiego momentalnie został zauważony przez Jogenshe:
- Musiałem rozluźnić ciało.
Wyjaśnił pokrótce i uśmiechnął się serdecznie. Naruto odwzajemnił jego gest, po czym rozejrzał się dokoła. Po prawej stronie, lekko z tyłu w odległości dwóch metrów, stał jeden z medyków w pozycji na baczność z rękoma złączonymi przed sobą w znak O-hitsuji. Po prawej stronie, również lekko z tyłu w tej samej odległości, stał drugi z Upiornych medyków w pozycji na baczność, lecz jego ręce były złączone w znak Nezumi. Uzumaki spojrzawszy przed siebie, zaraz zobaczył jeszcze dwóch medyków stojących za plecami Jogenshy. Tak jak ich koledzy, Ci przybrali podobną pozycję w podobnym miejscu, ale z tą różnicą, że ich dłonie były złączone w znaki Tora i Hebi. Dodatkowo, pod stopami wszystkich czterech medyków błyszczały krwisto-czerwone znaki Kanji, każdy inny.
Nagle wszystko zaczęło się trząść, a w pomieszczeniu rozszalał się prawdziwy Shippuuden. Zdumieni Sannini stojący z boku w odległości kilkunastu metrów z trudem kryli twarze przed potężnymi podmuchami wietrznego żywiołu. Nie wiadomo skąd on się wziął, tu pod ziemią, ale Godaime po krótkiej debacie z stojącym tuż obok niej Jiraiyą, doszła do wniosku, że to oznaka rozpoczęcia się procesu rekonstrukcji. Patrząc z pod mocno przymrużonych powiek na całe to widowisko, po chwili dostrzegła jak czarnowłosy żołnierz powoli, lecz coraz szybciej zaczyna składać pieczęci. Nie minęły dwie minuty, a jego dłonie całkowicie zniknęły w ruchach z zawrotną prędkością, zostawiając po sobie jedynie rozmazane smugi.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

154. Upiorni medycy

Poniższy odcinek może się wam wydąć nudnawy, ale opisana w nim akcja była niezbędna do prawidłowego przedstawienia całej sytuacji i w końcu, rozpoczęcia opisywania zakończenia jednego z wielu, dawno temu wymyślonych wątków.



<<< Odcinek ukazał się 18 grudnia 2009 roku >>>



Wciąż, lekko zszokowany wzrok brązowych tęczówek patrzących z zacięciem na białowłosego sannina, gdy ten zamrugał czterokrotnie, ich właścicielka w końcu oprzytomniała i zwróciła swe spojrzeniu ku błękitnookiemu jouninie.
- I co teraz?
Spytała jakby nieobecnym głosem, lecz stojący przed nią chłopak w ogóle nie zareagował. Jego obojętny wyraz twarzy i puste spojrzenie skierowane na okno za jej plecami, dały kobiecie do zrozumienia, że Naruto w tym momencie myślami jest zupełnie gdzie indziej. Westchnąwszy, Tsunade na powrót przeniosła wzrok na pustelnika.
- Jiraiya, co o tym myślisz?
- Hmm…
Mężczyzna zastanowił się przez chwilę, po czym rzucił ukradkowe spojrzenie chłopakowi stojącemu tuż obok niego. Przyglądając mu się przez chwilę, zaraz się odezwał:
- Nie wiem, co o tym myśleć. Pieczęć Yondaime powinna już nie istnieć. Przy tak sporym uszkodzeniu powinna dawno temu zostać zerwana, Naruto zabity, a demon uwolniony. Jakim cudem do tego nie doszło?? – Białowłosy wzruszył ramionami rozpościerając je na boki. – Skoro pieczęć nie została zerwana, to jak ją naprawić i czy w ogóle jest to możliwe??
- Nie mam bladego pojęcia.
Tsunade odparła ze zrezygnowanym wyrazem twarzy.
- Ale ja wiem. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Nagle otrzeźwiał dotychczas milczący Naruto. Sannini momentalnie rzucili mu zaciekawione spojrzenia. Poważny wzrok chłopaka dał im do myślenia, że być może blondyn wie o czym mówi.
- A więc Naruto… słuchamy?
- Hokage-sama, czy mógłbym wpierw kogoś wezwać?
Naruto odparł pytaniem na pytanie. Godaime rozszerzyła oczy ze zdumienia i wodząc wzrokiem miedzy osobą pustelnika a osobą młodego shinobi, po chwili jedynie nieznacznie kiwnęła głową na znak zgody. Uzumaki uśmiechnął się, po czym w mgnieniu oka stanął w lekkim rozkroku, błyskawicznie zawiązał kilka pieczęci i zaraz przystawił wewnętrzną stronę dłoni do podłogi biura. Wymówiwszy bezgłośnym szeptem formułkę pod nosem, momentalnie tuż za jego i Jiraiyi plecami, w gęstej chmurze biało-szarego dymu pojawiło się kilka bliżej nieokreślonych postaci. Gdy powstały dym w końcu znikł, przyglądającym się sanninom pokazało się sześciu Upiornych Samurajów. Dwóch z nich miało ciemno-wiśniowe zbroje z czego jeden nie posiadał hełmu na głowie, zaś pozostali żołnierze ubrani byli w takie same zbroje lecz koloru ciemnej zieleni.
- Wzywałeś, Naruto-sama?
Spytał Jogensha i jak na zawołania, wszyscy Upiorni uklękli na jedno kolano, jednocześnie pochylając swoje głowy do przodu, w geście głębokiego szacunku. Ich zachowanie wobec blondyna, jego samego nadal bardzo zaskakuje, choć już nie w takim samym stopniu jak za pierwszym razem. Naruto spojrzawszy każdemu wojownikowi prosto w oczy, po chwili milczenia wskazał ręką na samuraja w ciemno-wiśniowej zbroi:
- Idźcie żołnierzu na korytarz i pilnujcie by nikt nam nie przeszkadzał.
Rozkazał blondyn.
- Hai, Naruto-sama!
- A wy powiedźcie mi, czy znacie jakieś Jutsu na naprawienie takiej pieczęci?
Uzumaki zaraz zwrócił się ku pozostałym wojownikom, po czym ponownie rozpiął kamizelkę, podciągnął do góry bluzę i koszulkę. Upiorni medycy, jak i Jogensha momentalnie zbliżyli się do chłopaka na odległość wyciągniętej ręki. Przyglądając się znakom na brzuchu blondyna, kilkakrotnie wymieniali miedzy sobą spojrzenia, parę razy mruknęli coś do siebie w nikomu nieznanym języku, by dziesięć minut później oddalić się. Żołnierze zaraz stanęli w niewielkim kółeczku twarzami do środka i rozpoczęli zażartą wymianę uwag i spostrzeżeń, wymawiając wszystko w tylko sobie znanym dialekcie.
- I co?? – Naruto począł się dopytywać.
W tym czasie, białowłosy sannin podszedł powoli do swojej przyjaciółki i po kilkuminutowym patrzeniu na Upiornych medyków, wciąż o czymś dyskutujących, nieznacznie się do niej nachylił:
- Mnie się wydaje, czy oni rozmawiają w martwym języku? – Zagadnął.
- Hę? – Tsunade wyrwana z zamyślenia nie od razu zrozumiała co Ero-sennin do niej powiedział, jednakże zaraz otrzeźwiała. – Tak. Trochę to dziwne.
Mężczyzna nie takiej odpowiedzi spodziewał się usłyszeć, dlatego po chwili wzruszył ramionami, po czym na powrót się wyprostował i począł cierpliwie czekać na dalszy rozwój tego wieczornego spotkania.
Naruto, wyraźnie zignorowany przez dyskutujących żołnierzy, w pierwszej chwili przyjął to spokojnie z myślą, że porostu go nie usłyszeli… ale gdy po kolejnych dwudziestu minutach nie padły żadne wyjaśnienia, blondyn zaczął się niecierpliwić. Powoli narastająca irytacja zaraz uwypukliła się na jego twarzy w postaci srodze niezadowolonej miny. Trzymając ramiona skrzyżowane na piersi z lodowatym spojrzeniem wlepionym w plecy najbliżej stojącego medyka Upiornej Armii, odczekał jeszcze chwilę, by niespodziewanie zagrzmieć burzliwym tonem:
- CZY DOCZEKAM SIĘ W KOŃCU ODPOWIEDZI NA MOJE PYTANIE!?
Upiorni w mgnieniu oka spojrzeli na Uzumakiego. Widząc nieokiełznaną furie w jego oczach, szybko stanęli do niego przodem w równym rządku i uklękli na jedno kolano z głową spuszczoną nisko.
- Wybacz nam, Naruto-sama. – Odezwał się Jogensha.
- Wybaczam, a teraz jeśli można, proszę o odpowiedź.
Z Uzumakiego zaraz odparowała cała złość wywołana długim wyczekiwaniem. Przybrawszy nieco łagodniejszy wyraz twarzy, chłopak ponownie skrzyżował ramiona na piersi. Gdy Upiorni na powrót wstali do pozycji wyprostowanej, z szeregu zaraz odezwał się jeden z medyków:
- Znamy technikę pieczętowania, którą można by wykorzystać do rekonstrukcji uszkodzonego fragmentu innej pieczęci, z tą różnicą, że cały proces trwałby wtedy znacznie dłużej niż przy samym zabiegu pieczętowania. – Wyjaśnił.
- Ile czasu?
Nagle spytała Tsunade, do tych czas jedynie zajmująca stanowisko biernego obserwatora w całej dyskusji.
- Około czterech tygodni. – Odparł drugi z Upiornych medyków.
- CO TAKIEGO!? CZTERY TYGODNIE!? – Wrzasnął Naruto. – To chyba jakiś żart! Nie mam tyle czasu. Muszę jak najszybciej zacząć szukać Sakurę.
Upiorni w tym momencie rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- A właśnie… Hokage-sama, czy wiesz może gdzie ona się podziewa?
- Nie. – Kobieta odparła zgodnie z prawdą.
- W takim razie naprawa pieczęci Czwartego musi zaczekać.
Chłopak mruknął pod nosem i podszedł do drzwi z zamiarem rozpoczęcia poszukiwań ukochanej mu osoby. Na jego nieszczęście, Tsunade wszystko usłyszała i nie czekając ani chwili dłużej, zawołała poważnym tonem:
- Naruto jeszcze z tobą nie skończyłam! Zważywszy na fakt, iż twoje życie jest w niebezpieczeństwie, jestem zmuszona zawiesić cię w obowiązkach shinobi Ukrytego Liścia, aż do czasu uporania się z problemem uszkodzonej pieczęci Yondaime!
- Mam to w nosie! – Uzumaki zlekceważył usłyszane słowa i otworzył drzwi.
- Naruto-sama…
- CZEGO!? – Chłopak warknął odwracając głowę w stronę Upiornych.
- Jest jeszcze inna technika, którą moglibyśmy wykorzystać. Czas rekonstrukcji pieczęci przy jej użyciu skrócony byłby do dwóch godzin. – Odparł Jogensha.
Zła mina blondwłosego jounina momentalnie ustąpiła miejsca szerokiemu uśmiechowi. Chłopak zaraz zamknął otwarte drzwi i stanął przodem do żołnierzy.
- Co to za technika?? – Spytał po chwili.
- W świetle waszego prawa… zakazana.
Naruto ręce opadły. Zakazana?! No pięknie. – Pomyślał zrezygnowany i spojrzał w stronę Hokage. Widząc jej niepocieszony wzrok w siebie wlepiony, przeniósł spojrzenie na Ero-sennina, który w odpowiedzi jedynie nieznacznie się uśmiechnął. Wróciwszy spojrzeniem ku Upiornym czekającym na odpowiedź, blondyn popadł w zadumę.
- Naruto-sama?
Przedłużające się milczenie chłopaka zmusiło medyków do reakcji.
- Dobra. Zróbmy to.
- NIE MA MOWY!!
Tsunade chyba puściły nerwy, gdyż niespodziewanie pojawiła się za plecami Uzumakiego, którego czystym ciosem w plecy powaliła na podłogę. Stojąc nad rozpłaszczonym blondynem z mocno zaciśniętymi dłońmi w pięści, wywrzeszczała swoje zdanie… o tym, według niej, poronionym pomyśle:
- NIE WYRAŻĘ ZGODY NA UŻYWANIE ZAKAZANYCH TECHNIK W OBRĘBIE MOJEJ WIOSKI CZY TEŻ…
Kobieta nie dokończyła, bowiem z ogromną siłą została odepchnięta do tyłu prosto w ramiona zdębiałego pustelnika. Brązowooka z lekkim trudem podniosła się na nogi, gdy nagle poczuła ból brzucha, a w chwili następnej targnął jej ciałem odruch wymiotny kończący się odkaszlnięciem sporej dawki krwi. Otarłszy wargi z szkarłatnej mazi, cała czerwona na twarzy spojrzała przed siebie.
- Nigdy więcej nie waż się mówić tym tonem do naszego przywódcy!
Hokage zobaczyła Upiornych medyków z katanami w dłoniach, uniesionymi do pozycji bojowej, stojących przed Naruto. Klingi ich mieczy połyskiwały od zawartych w nich chakr, każda o innej naturze. Obok leżącego na podłodze chłopaka stanął jego doradca wojskowy z dłońmi mocno zaciśniętymi w pięści, połyskującymi niebieską chakrą. Zapewne, to właśnie o znokautował kobietę. Srogie spojrzenie czarnych tęczówek i morderczy wyraz twarzy mężczyzny, dały Tsunade do zrozumienia, że ONI nie żartują. Jeśli będzie trzeba, zgotują krwawy odwet za krzywdy swojego dowódcy.
- Czekajcie…
Naruto powoli wstał na nogi. Chłopak pokazał ruchem dłoni, aby żołnierze opuścili broń. Medycy widząc to, bezzwłocznie wykonali polecenie chowając miecze do swych pochew uczepionych za pasem, po czym ukłonili się i na powrót stanęli koło Jogenshy. Blondyn zaraz spojrzał na Hokage:
- …Tsunade-hime, czy zezwolisz na użycie zakazanej techniki?
Spytał jak najbardziej spokojnym i pacyfikująco brzmiącym tonem głosu. Godaime patrząc z mordem w oczach na swojego podwładnego, szybko przeanalizowała w głowie wszystkie informacje i obrazy jakie zarejestrowała w ciągu ostatnich kilku godzin, po czym uspokoiła oddech i zszargane nerwy. Poprawiła jeszcze swoje wdzianko i fryzurę, po czym stanęła za biurkiem. Patrząc z zacięciem na blat, po chwili przeniosła spojrzenie na Naruto:
- Dobra, ale pod jednym warunkiem! Pozwolicie nam przy tym być!
- W porządku, mnie to jest tam wszystko jedno.
Uzumaki uśmiechnął się szeroko, jak to zawsze miał w zwyczaju. Spojrzawszy na Upiornych, ci w odpowiedzi jedynie kiwnęli głowami, każdy z osobna, po czym przybrali postawę na baczność i poczęli czekać na nowe rozkazy.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

153. Nieopisany szok

No i proszę… nowa notka w końcu się pojawiła. Może dziś już nie jest sobota, ale za to jeszcze nie rozpoczął się nowy tydzień ^^. – Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na 153 odcinek publikowanej tu opowieści.



<<< Odcinek ukazał się 6 grudnia 2009 roku >>>



Po długich wyjaśnieniach i próbach zaskarbienia sobie przebaczenia od przyjaciół, zaraz po dotarciu pod bramę wioski, Naruto szybko pożegnał się ze wszystkimi i czym prędzej udał się w stronę biura Hokage. Po drodze, niespodziewanie poczuł straszny ból brzucha. W mgnieniu oka chłopak przypomniał sobie, że od rana jeszcze nic nie jadł. Zaraz zmienił kierunek biegu.
- Komban-wa*.
Przywitał się, jednocześnie zajmując wolne miejsce przy barze. Zza kotary momentalnie wyłonił się właściciel Ichiraku. Mężczyzna z szerokim uśmiechem podszedł do blondyna i nim ten zdołał ponownie się odezwać, on szybko zawrócił na zaplecze.
- Co jest?? – Pomyślał Uzumaki.
Dziwne zachowanie kucharza wzbudziło u chłopaka lekkie podejrzenie, ale jak się zaraz okazało, najzupełniej bezpodstawne. Mianowicie, po chwili postawiona została przede nim wielka micha gorącego ramen. Rzuciwszy mu pytające spojrzenie, gdy błękitnooki nie otrzymał żadnego wyjaśnienia, jedynie wzruszył ramionami i zabrał się za konsumpcję swojej ulubionej potrawy.
- Jaki on przystojny.
- Zupełnie jak jego ojciec.
Po kilku minutach blondyn usłyszał fragment rozmowy wypowiedzianej ledwo słyszalnym szeptem. Jak było się można tego spodziewać, w następnej chwili połykana kluska ugrzęzła mu w gardle. Naruto zaczął kaszleć i się dusić, a gdy cały czerwony ledwo mógł złapać oddech, nagle ktoś z całej siły uderzył go w plecy. Uspokoiwszy się, Naruto spojrzał przyćmionym wzrokiem na swego wybawcę. Okazała się nim córka właściciela Ichiraku Ramen, Ayame.
- Wszystko w porządku?
Spytała z wyczuwalną troską w głosie. Chłopak jedynie pokiwał głowa na znak aprobaty, po czym odwzajemnił serdeczny uśmiech i bez słowa dokończył zupę. Kilka minut później położył pieniądze na blacie, ukłonił się i szybko wyszedł, by następnie powrócić do poprzedniego zajęcia.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś tej dziewczynie?
Odezwał się lis, gdy Uzumaki znów skakał po dachach w stronę siedziby Hokage.
- Nie wiem. Jakoś tak… zatkało mnie.
- Czyżby jej zachwyt twoją urodą osobistą Cię zaskoczył?
Demon roześmiał się złośliwie.
- Niewykluczone. Wiesz Kyuu… nie jestem przyzwyczajony do tego typu komentarzy, zwłaszcza, że ona jest bardzo ładna. – Blondyn uśmiechnął się pod nosem. – Dlatego, póki co, jak na razie wole reagować nijak na tego typu… nawet nie wiem jak to określić?
- Zaczepki?
- Nie. – Chłopak pokręcił głową. – Raczej myślałem o podlizywaniu się czy coś w tym guście. Wiesz co mam na myśli, prawda?
- Yhym. – Lis odparł nieznacznym mruknięciem.
- Zresztą teraz nie mam głowy do zastanawiania się nad takimi sprawami, gdyż jest jeszcze zbyt wiele innych spraw ciążących mi jak kula u nogi. Gdy się z nimi ostatecznie uporam, to może wtedy poświęcę nieco więcej uwagi czemu innemu.
Naruto pojawiwszy się pod wejściem do biura swojej przywódczyni, zaraz wyciszył umysł tym samym nie dając mieszkaniowi swojej duszy szans na odpowiedź, jeszcze tylko uspokoił oddech i delikatnie zapukał. Usłyszawszy po chwili komendę, zdecydowanym ruchem reki nacisnął na klamkę i spokojnym krokiem wszedł do środka.
- Naruto? A co ty tu robisz? – Zdziwiła się Piąta, a w jej brązowych tęczówkach zabłysnął niepokój wywołany minionym zachowaniem chłopaka. – Myślałam, że dziś już się nie pokażesz.
- Jak widać zmieniłem zdanie. – Uzumaki nieznacznie się uśmiechnął, po czym niespodziewanie uklęknął na jedno kolano i schylił głowę w geście głębokiej skruchy. – Godaime Hokage, Tsunade-hime proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny za krzywdy jakich dopuściłem się ostatnimi czasy. Proszę o puszczenie w niepamięć mojego chamstwa wobec twojej osoby. Wybacz Hokage-sama, jeśli zbezcześciłem majestat jaki reprezentujesz, a który powinienem ochraniany. Moje zachowanie było karygodne i niewybaczalne, dlatego Tsunade-hime… błagam o przebaczenie.
Gdy chłopak skończył mówić, w pomieszczeniu zalęgła się przytłaczająca cisza. Zszokowana przywódczyni Ukrytego Liścia, z oczami wielkimi jak spodki filiżanek, w chwili bieżącej nie jest wstanie nic powiedzieć. Blondynę ogarnął, dosłownie, paraliż emocjonalny.
- To już drugi raz, kiedy kogoś w ten sposób potraktowałeś. Ile osób jeszcze dozna zaszczytu usłyszenia podobnych słów?
- Jeszcze tylko jedna.
- Kto mianowicie?
- Nie powiem. Przepraszam Kyuu… ale dowiesz się jak do tego dojdzie, a teraz wybacz, ale muszę sprawdzić co się stało Tsunade, bo coś długo nie odpowiada.
- Pewnie ją zatkało. – Zaśmiał się lis.
Przedłużająca się cisza sprawiła, iż blondyn w końcu podniósł głowę i spojrzał na kobietę. Dostrzegłszy szeroko rozwarte usta i kompletne zaskoczenie w jej oczach, serdecznie się uśmiechnął. Demon miał rację… Hokage odjęło mowę.
- To było coś, Naruto.
Nagle koło blondyna stanął białowłosy mężczyzna w czerwonym kimonie, drewnianych sandałach na nogach i z uczepionym na plecach, wielkim zwojem. Sannin uśmiechnął się serdecznie.
- Arigatou sensei.
- Czułem w kościach, że jednak będziesz próbował się poprawić po dzisiejszym, porannym przedstawieniu jakie tu odstawiłeś.
- To sensei wiedział?
- Eee… coś mi się obiło o uszy. – Pustelnik zaśmiał się. – Choć jakoś nie chce mi się wierzyć, że powodem twojego „złego” zachowania było ukrywanie przed tobą informacji o twoim ojcu. Hmm?
Blondyn spojrzał na mężczyznę, a w chwilę potem na swoją przywódczynię, która jeszcze nie do końca wyszła z szoku jaki ją niedawno ogarnął. Patrząc jej prosto w oczy przez kilka następnych minut, po dłuższym namyślaniu się, zaraz odwrócił wzrok i rozpiął kamizelkę. Naruto podciągnął do góry bluzę i koszulkę, po czym się odezwał:
- Tsunade-sama, Jiraiya-sensei…
Sannini jednocześnie jęknęli zdumieni. Ich oczom, po raz pierwszy, ukazany został widok jakiego nigdy by się nie spodziewali ujrzeć, a jaki z całą pewnością nawet najtwardszych i najodważniejszych shinobi by przeraził.
- …oto prawdziwy powód zmiany w moim zachowaniu.


- To jest… – Mruknęła Tsunade.
- …niemożliwe. – Dokończył Jiraiya.
W biurze Hokage, już trzeci raz wciągu ostatnich czterdziestu minut, zapanowała grobowa cisza. Można by śmiało rzec, że powiało grozą. Blondyn trzymając jeszcze przez chwilę odsłonięty brzuch, po kilku minutach go zasłonił i gdy zapiął kamizelkę pod szyję, począł cierpliwie czekać na TĄ właściwą reakcję ze strony mentora i przywódczyni rodzinnej wioski.
- Jakim cudem ta pieczęć nie jest kompletna??
W głosie Ero-sennina blondyn wyczul nutkę zdruzgotania i obawy, ale przed czym? Tego Uzumaki nie jest wstanie w tej chwili stwierdzić, lecz jednego jest pewien, właśnie takiej reakcji się po nim spodziewał.
- CZY TO JAKIŚ DURNY KAWAŁ!?
Według chłopaka, kobieta prawidłowo zareagowała. Pojawienie się nieznacznego uśmiechu na jego ustach dodatkowo jeszcze to potwierdziło.
- NARUTO NATYCHMIAST WYTŁUMACZ SIĘ Z TEGO!?
- No i obietnica dana temu chuninowi właśnie nie została spełniona.
W umyśle blondyna rozbrzmiał gardłowy śmiech demona zamkniętego we wnętrzu jego duszy. To stwierdzenie momentalnie zmyło z twarzy młodego shinobi niewielki uśmieszek i przywiało na myśl widok niepocieszonej miny Shikamaru.
- No, to było tak, że…
Naruto, nieco przyciszonym tonem głosu rozpoczął swoje, długo ukrywane, wyjaśnienie braku prawie ponad połowy pieczęci zamykającej potęgę demona o 9-ciu ogonach w swojej duszy.
- …około rok temu, gdy wracałem z wioski Bez Nazwy w Iwa-Gakure do Konoha-Gakure natknąłem się na niecodziennego przeciwnika. Okazał się nim być mój przyjaciel Sasuke Uchiha. – Chłopak zrobił chwilową pauzę. – Z niezrozumiałych dla mnie powodów, ten gnojek mnie zaatakował. Bez powodu! Chociaż nie. Jak spytałem go o powód, wiecie co mi odparł?
Sannini pokręcili głowami z dezaprobatą.
- Że dla zabawy! DLA ZABAWY!**
Naruto krzyknął i momentalnie poczuł jak do oczu napływają mu liczne, gorzkie łzy. Bardzo długo tłumione łzy, wywołane tamtymi wspomnieniami. Wspomnieniami walki z najlepszym przyjacielem. Przyjacielem, którego blondyn kiedyś traktował jak własnego brata. Ale teraz…
- Naruto tylko spokojnie.
Odezwał się Jiraiya, gdyż dostrzegł jak chłopaka powoli, lecz sukcesywnie zaczęła spowijać krwisto-czerwona chakra lisiego demona. Gdy blondynowi blizny na policzkach uwydatniły się, a demoniczna powłoka przybrała na swej gęstości i intensywności, sannin nie czekał dłużej. Szybko wyciągnął z uczepionej na biodrze torby jakąś kartkę z bliżej nieokreśloną pieczęcią, po czym:
- Powiedziałem, USPOKOJ SIĘ!
Krzyknął i przykleił trzymaną kartkę na czole Uzumakiego. W mgnieniu oka, chakra dziewięcio-ogoniastej bestii szybko się cofnęła, a wygląd zewnętrzny blondyna powrócił do poprzedniego stanu. Naruto zaś upadł na kolana i podparł się na wyprostowanych ramionach, oddychając przy tym bardzo ciężko. Strumień łez wypływający z pod mocno zaciśniętych powiek chłopaka, szybko zwilżyły drewnianą klepkę ułożoną na podłodze.
- Dziękuję Jiraiya, że w porę zareagowałeś. – Tsunade uśmiechnęła się do białowłosego przyjaciela, a gdy ten odwzajemnił gest, po chwili spojrzała na klęczącego jounina. – Naruto, rozumiem co musisz teraz czuć, ale jaki jest związek pomiędzy twoją walką z Sasuke Uchiha a źródłem uszkodzenia pieczęci Czwartego??
Po tych słowach w biurze Godaime Hokage zapanowała dłuższa minuta idealnej ciszy. Jednak, szelest ubrania towarzyszący przy przybieraniu wyprostowanej postawy ciała, zakłócił ten spokój.
- W tym właśnie problem, Tsunade-sama. Podczas walki, Sasuke użył jakiejś techniki bazującej na żywiole błyskawicy, która w zetknięciu z moim ciałem, nie tylko sprawiła mi wiele bólu, ale także uszkodziła pieczęć Yondaime Hokage.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



__________________
*Dobry wieczór.

**Dla tych, co nie pamiętają, zaznaczyłem związek z 62 odcinkiem.

151-152. Zniknięcie

Dziś, moi drodzy czytelnicy mijają równo DWA LATA od napisania pierwszego odcinka na niniejszym blogu. Kiedyś nie myślałem nawet, że wytrwam z tą historią tak długo, ale teraz tak sobie myślę, że jeszcze „trochę” odcinków nie zaszkodzi napisać. Ku uciesze czytelników powiem, że być może będzie ich jeszcze około 50 ^^.
Hmm… to chyba byłoby na tyle, a teraz czas na małe podsumowanie. Pojawiło się:
# 150 + dwa dzisiejsze = 152 odcinki;
# 4204 komentarzy;
# 390983 odwiedzin.
Pozdrawiam i zapraszam na chwilę relaxu przy czytaniu nowej notki.



<<< Odcinek ukazał się 27 listopada 2009 roku >>>



Idąc powoli ulicami wioski w tylko sobie znanym kierunku, Shikamaru pogrążony we własnych rozmyślaniach, nie spostrzegł kiedy to doszedł w pobliże zachodniej bramy Wioski Ukrytego Liścia w sercu kraju Ognia.
- Nie twierdzę, że źle robimy… ale czy nie powinniśmy poprosić kogoś o pomoc!?
- Nie! Lepiej będzie jeśli rozwiążemy ten problem we własnym zakresie.
Chunin usłyszał burzliwa wymianę zdań padającą z ust jego najlepszych przyjaciół. Spojrzawszy w ich kierunku, momentalnie nieznacznie się uśmiechnął, po czym spojrzał w już szarzejące niebo.
- Ale Neji, przecież bez wyraźnego pozwolenia od Hokage-sama nie możemy opuścić wioski. To, że Naruto to zrobił, nie znaczy że my też możemy. – Do dyskusji podłączyła się Tenten. – Po za tym, jakby na to nie patrzeć, on jest już jouninem i może sobie pozwolić na takie postępowanie.
- Może pozwolić!? Phi… Jounini tak jak my, w takim samym stopniu podlegają Hokage i muszą przestrzegać odgórnie ustalonych zasad! – Krzyknął Kiba. – To, że Naruto od tak sobie wyszedł z wioski… to… to teraz powinien za to w jakiś sposób odpowiedzieć!
- Na przykład, jak? – Spytał Lee.
- No nie wiem. Może jakieś „przyziemne” misje by go czegoś nauczyły.
Shikamaru słuchając tej konwersacji z mieszanymi uczuciami wymalowanymi na twarzy, zaraz spojrzał w ich kierunku, po czym niezwłocznie podszedł bliżej.
- Wszyscy są?
Spytał poważnym tonem, akurat wchodząc komuś w słowo. Dyskutujący przyjaciele w mgnieniu oka umilkli, po czym spojrzeli na niego zdziwieni.
- Brakuje tylko Sakury. – Odparł Akimichi.
- A gdzie ona jest?
- No właśnie w tym problem, że nikt nie wie.
- Jak to nikt nie wie!? – Shikamaru krzyknął zdziwiony.
Chouji patrząc przez chwilę przyjacielowi prosto w oczy, zaraz odwrócił wzrok i spuścił głowę. Patrząc teraz na swoje buty, po kilku minutach milczenia w końcu się odezwał:
- Oto chodzi, że byłem w jej domu i w szpitalu, gdzie spędza całe dnie. Pytałem ludzi… szukałem dosłownie wszędzie. Sprawdziłem nawet Akademię i gorące źródła, i nic. Nikt jej nie widział, nikt nie wie co się z nią stało.
- Rozumiem. – Shikamaru złagodniał w tonie głosu. – A więc nie mamy żadnego medyka, który w razie czego uleczyłby nasze rany?
- Nie.
Między rozmawiającymi przyjaciółmi ponownie zapadła martwa cisza. Każdy rzucając sobie krótkie spojrzenia, jednocześnie podświadomie czekają na kolejne słowa, jakie z pewnością niebawem wypłyną z ust zamyślonego Nary.
- Dobra ludzie. – Odezwała się po chwili. – Nie ma co się roztkliwiać nad tym drobiazgiem. Jakoś damy sobie radę sami, a teraz lepiej już chodźmy. Ino czeka na nasz ratunek!
~ ~ ~
Pierwsze co poczuła po odzyskaniu przytomności, to był piekący ból karku. Zupełnie jakby ktoś ogłuszył ją w chwili nieuwagi. Rozejrzawszy się po miejscu, w którym się znajduje, kunoichi w pierwszej chwili nie dostrzegła nic, co by jej powiedziało gdzie jest. Zapach wilgoci i smród niemytego ciała wskazywałby na jakieś lochy, ale dziewczyna w tym momencie nie jest wstanie tego stwierdzić. Próba poruszenia nogami na nie wiele się zdała, gdyż odgłos metalu trącego o metal uświadomił jej, że jest przykuta łańcuchem do ściany. Usiadłszy na prymitywnym posłaniu wykonanym jedynie z wyschniętej słomy, zielonooka oparła się plecami o kamienną ścianę i zamknęła oczy, by w chwili następnej ponownie je otworzyć. Wykonawszy taką czynność jeszcze kilka razy, dziewczyna przyzwyczaiła w ten sposób wzrok do panującego półmroku.
- Gdzie ja jestem?
Spytała w myślach samą siebie. W napadzie całkowitej paniki, Sakura zaczęła nerwowo szarpać za łańcuch przy dolnych kończynach. Nie widząc postępów swojej ciężkiej pracy, dziewczyna zaraz chciała skumulować w dłoniach chakrę, lecz ku kompletnemu zaskoczeniu nic takiego się nie wydarzyło. Zdziwienie i panika w tym momencie urosły do niebotycznych rozmiarów. Ponowne próby skumulowania chakry zakończyły się takim samym skutkiem. Całkowitym brakiem reakcji.
- Ci dranie zablokowali twoją chakrę, więc nie trać sił na próby jej wyzwolenia.
Nagle usłyszała zrezygnowany, kobiecy głos. Haruno momentalnie omiotła pomieszczenie lekko przygaszonym wzrokiem, a gdy nie udało się jej ustalić źródła pochodzenia słów, po namyśle odezwała się lekko drżącym głosem:
- K-Kim jesteś?
W przeciwległym rogu celi, po chwili nastąpiło nieznaczne poruszenie i brzęk metalu uderzanego o kamienną posadzkę.
- Nazywam się Yasu Ihara.
Na granicy mroku i delikatnych promieni księżyca, wpadających przez niewielki lufcik tuż pod sufitem, stanęła młoda dziewczyna, na pierwszy rzut oka w wieku Sakury. Zmęczone spojrzenie srebrnych tęczówek i delikatne, acz stanowcze rysy twarzy w niewielkim stopniu powiedziały Haruno o nieco burzliwej przeszłości współwięźniarki. Czarne niczym bezgwiezdne, nocne niebo włosy, uczesane w długi kucyk sięgający połowy uda, swobodnie zwisają wzdłuż wychudzonych pleców. Za odzienie dziewczyny robiła jedynie stara, poszarpana koszula nocna ledwo sięgająca kolan.
- Ja jestem Sakura Haruno i mieszkam w…
- Konoha-Gakure.
Zielonookiej ze zdumienia oczy rozszerzyły się do granic swoich możliwości. Patrząc w milczeniu na czarnowłosą, po chwili ponownie się odezwała:
- Skąd wiedziałaś?
- To chyba jest jasne. Poznałam po twoim ochraniaczu.
Odparła tamta z delikatną nutką ironii w głosie, po czym podeszła bliżej i usiadła na wolnym miejscu tuż koło kunoichi Ukrytego Liścia. Obie dziewczyny siedziały tak w milczeniu, gdy nagle zaskrzypiał zamek w stalowych drzwiach, które po chwili ze zgrzytem otworzyły się. W świetle wpadającym z korytarza stanęło dwóch rosłych drabów. Mężczyźni bez słowa podeszli do kunoichi. Szarooka silnym ruchem potężnej dłoni została odrzucona na bok, pod czas gdy różowo-włosa została odpięta od przytrzymujących ją łańcuchów i wyprowadzona na zewnątrz.
- Gdzie mnie zabieracie!? Coście za jedni!? Czego chcecie!?
Dziewczyna zaczęła krzyczeć jednocześnie próbując się wyrwać, uwolnić… lecz jej próby spełzły na niczym. Po kilku minutach szarpaniny z silnymi dłońmi oprawców, zielonooka w końcu opadła z sił i bez sprzeciwu dała się dalej ponieść ku nieznanemu przeznaczeniu.
~ ~ ~
Ośmioosobowa grupa shinobi Ukrytego Liścia, po około czterdziestu minutach bezustannych skoków po gałęziach drzew z członkami teamu dziesiątego na czelne, w połowie drogi do miejsca pobytu Uzumakiego, niespodziewanie zostali zatrzymani przez Upiornego Samuraja, jaki pojawił się znikąd.
- STAĆ! Dalej może iść tylko Nara Shikamaru.
Przemówił stanowczym tonem. Jakby się można było tego spodziewać… słowa żołnierza nie zostały pozostawione bez echa. Od razu z ust młodego Inuzuki wyrwało się pytanie pełne oburzenia:
- Co!? Dlaczego!?
- Rozkaz Naruto-sama.
Upiorny odparł zgodnie z prawdą. Tak jak przed chwilą i tym razem odezwało się echo, ale tym razem znacznie głośniejsze od poprzedniego:
- Kuso! Jakim prawem ten dupek…
Kiba nie dokończył zdania, gdyż momentalnie został zdzielony po głowie przez stojącą obok niego Hinatę. Dziewczyna po chwili rzuciła mu groźne spojrzenie, po czym bez słowa palcem pogroziła przed nosem. Brunet chciał coś powiedzieć, lecz Hyuuga go uprzedziła:
- To było za obrażanie Naruto w mojej obecności!
Inuzuka momentalnie opuścił ramiona wzdłuż ciała i westchnął zrezygnowany. Obserwujący całą tą sytuację Neji z wielkim podziwem w oczach, ukradkiem przygląda się swojej kuzynce. Odkąd właściciel Akamaru źle się wypowiada o blond-włosym Jouninie, Hinata spoważniała. Przestała udawać kruchą i delikatną osóbkę, a każde przekleństwo rzucone ku Uzumakiemu odpłaca winowajcy z nawiązką. Można by śmiało rzec, że kruczowłosa stała się swego rodzaju strażniczką błękitnookiego blondyna i chyba nie ma wątpliwości, że ona nadal skrycie się w nim kocha.
- Kiba zamknij jadaczkę!
Białookiego z rozmyślań wyrwał niespodziewany krzyk, jaki wydobył się z ust Shikamaru. Wszyscy momentalnie spojrzeli w jego kierunku z głębokim szokiem w oczach. Od chłopaka biła śmiertelna powaga i chęć komuś dokopania.
- Skoro Naruto chce żebym sam przyszedł, to uszanuję jego wolę. Zaczekajcie tu na mnie i nie róbcie nic głupiego.
- Ale…
Lee spróbował zaprotestować, lecz dostał łokciem pod żebra od TenTen, która milcząc pokręciła głową by nic więcej nie mówił. Brewka westchnął boleśnie, po czym kiwnął głową na znak aprobaty i począł rozmasowywać obolałe miejsce. Shikamaru w tym czasie szybko wyminął Upiornego zerknąwszy przez ramię na przyjaciół, po czym pognał na spotkanie z Uzumakim.
~ ~ ~
- Powoli robi się już ciemno…
- I co z tego?
- Nic.
Blondyn na powrót zamilkł, po czym spojrzał w niebo. Czując wiatr buszujący we włosach, chłopak na chwilę przymknął oczy, rozluźnił mięśnie i pozwolił silniejszemu podmuchowi położyć się na ziemie. Podparłszy głowę rękoma, Naruto począł wypatrywać powoli pojawiające się gwiazdy na nieboskłonie.
- Młody?
W głosie demona zabrzmiała troska. Odpowiedziała mu cisza.
- Wyczuwam wyrzuty sumienia. Czyżbyś takowe odczuwał?
- Być może. – Naruto westchnął przeciągle. – Ja tylko chciałem w spokoju zająć się naprawianiem uszkodzonej pieczęci, ale nie… Tsunade-sama usłyszawszy o naszym wybryku w Sunie, musiała wszystko popsuć!
- Naprawić pieczęć? – Kyuu wydał się wyraźnie zaskoczony słowami swego nosiciela. Przez następnych kilka minut milczał, po czym ponownie się odezwał. – To był ten twój tajemniczy plan, tak?
- Taaa… ale teraz to już nie ma znaczenia.
- Hmm? Czemu? Co stoi na przeszkodzie?
- Moja zmiana w zachowaniu. Przez to, że byłem dla wszystkich nie miły, teraz mam wyrzuty sumienia i odczuwam potrzebę naprawienia tego. – Odparł Naruto. – Niby można by wszystko zwalić na mroczną naturę twojej chakry… ale po namyśle, uważam to byłoby nie fair względem ciebie.
- Eee… arigatou. Jak zamierzasz dokonać tych napraw?
- Jeszcze nie wiem, ale jak przyjdzie co do czego, to coś się wymyśli.
W momencie gdy Naruto dokończył myśl, kilkaset metrów od niego, na skraju linii drzew i krateru pojawił się czarnowłosy shinobi w zielonej kamizelce chunina. Blondyn spojrzawszy w tamtym kierunku, nieznacznie się uśmiechnął, po czym podniósł się do pozycji wyprostowanej. Brunet zaraz ześlizgnął się po prawie pionowej ścianie, po czym zdecydowanym krokiem począł kierować się w stronę Uzumakiego.
- Coś mi się zdaje, że to będzie trudna rozmowa.
- Narobiłeś bigosu, to teraz musisz go zjeść.
- Mhm.
Blondyn mruknął pod nosem i szybko przybrał kamienny wyraz twarzy. Stojąc z ramionami skrzyżowanymi na piersi, staną w lekkim rozkroku i począł czekać na pytanie o blond-włosą kunoichi.
- GDZIE INO!? CO ŻEŚ Z NIĄ ZROBIŁ!?
- Panna Yamanaka wypoczywa bezpieczna we własnym domu.
Uzumaki odparł formalnym tonem z delikatnym uśmiechem na ustach. Nara momentalnie spojrzał na niego krzywo z wciąż śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, po czym ponownie krzyknął:
- TO NIE JEST ŚMIESZNE!! GDZIE ONA JEST!?
- Już powiedziałem. Ino jest bezpieczna w swoim domu, w swoim pokoju. Nie okłamuję cię przyjacielu. A teraz… czy odnalazłeś odpowiedź na swoje pytanie?
- Tak.
- I już wiesz, co jest powodem mojego nerwowego zachowania?
- Minato Namikaze, znany bardziej jako Yondaime Hokage lub Kiroi Senko był twoim ojcem. Sandaime ukrył tą informację przed tobą, ponieważ uważał, że w ten sposób uchroni cię przed ewentualnym atakiem ze strony wrogów Yondaime. Nie przewidział jednak, że twoje podobieństwo do Czwartego jest zbyt wielkie, by nie domyślić się czyim jesteś synem.
Wyjaśnił Nara, lecz Uzumaki już się nie odezwał. Patrząc zimnym wzrokiem na przyjaciela, blondyn po chwili złagodniał w mimice swojej twarzy, po czym na powrót spojrzał ku ciemniejącemu niebu. Obserwując w milczeniu migoczące gwiazdy, Naruto niespodziewanie uklęknął na jedno kolano i spuścił głowę w geście głębokiej skruchy.
- Shikamaru Nara przyjmij moje najszczersze przeprosiny za wszystkie krzywdy jakie Ci wyrządziłem ostatnimi czasy i proszę… nie… błagam Cię o wybaczenie!
- No, no, no… Naruto. Zaskoczyłeś mnie. – Wtrącił się lis.
Brunet stał oszołomiony, lekko sparaliżowany. Kompletnie zaskoczony, po chwili otrząsnął się, po czym spojrzał na klęczącego przed nim przyjaciela. Nie zastanawiając się, szybko przykucnął przed nim i położywszy rękę na ramieniu blondyna, zaraz się odezwał:
- Naruto… – Shikamaru zaciął się. – …wiem, że twoje dziwne zachowanie ma swoje źródło w głębi twojej duszy i dlatego musisz z tym walczyć. Nie poddawaj się przyjacielu. Wierzę, że sobie z tym poradzisz i przyjmuję twoje przeprosiny.
Uzumaki momentalnie spojrzał na bruneta z szeroko otwartymi oczami, by po chwili szeroki uśmiech rozpromienił jego twarz. Obaj zaraz podnieśli się do pionu, po czym uścisnęli sobie dłonie.
- A więc Naruto… ta groźba z zabiciem Ino to był żart?
- Można tak to określić. W tam tym momencie to był jedyny sposób aby zmusić cię do działania. I jak widać… podziałało. – Blondyn wyszczerzył się.
- Taaa… – Nara westchnął z miną godną pożałowania. – Skoro Ino nic nie grozi, a my z powrotem się pojednaliśmy, to może wrócimy już do wioski? Nasi przyjaciele pewnie już wdali się w bójkę z tym Samurajem, byle tylko się tu dostać.
Chłopak nieznacznie się uśmiechnął, po czym razem z błękitnookim ruszył w stronę powrotną do wioski Ukrytego Liścia. Całe napięcie, jakie wywołało dzisiejsze  nieco burzliwe zachowanie Uzumakiego, teraz gdzieś prysło. Shikamaru słuchając w skupieniu gadaniny blondyna idącego tuż koło niego, jednocześnie zastanawia się nad innym problemem. Kłopotem, jaki z całą pewnością spędzi mu sen z powiek przez najbliższą noc. Przez cały dzień nikt się tym nie przejmował, ponieważ było kilka wariantów i prawdopodobnych odpowiedzi na, od jakiegoś czasu, zadawane pytanie:
- Gdzie jest Sakura?
Nara nieświadomie wypowiedział to pytanie na głos, co zaskoczyło bez ustanku mówiącego blondyna. Chłopak nagle zamilkł i spojrzał na przyjaciela podejrzliwym wzrokiem.
- Co masz na myśli?
Gdy brunet zorientował się w sytuacji, było już za późno na taktykę obronną. Przytłamszony przez świdrujące spojrzenie Uzumakiego, przez chwilę milczał, po czym westchnął i nie spojrzawszy na przyglądającego się mu blondyna, cicho udzielił odpowiedzi:
- Widzisz Naruto… W czasie całego zamieszania jakie wywołałeś swoim  zachowaniem, Sakura gdzieś zniknęła. Z tego co powiedział Chouji, nigdzie jej nie ma. Nikt jej dziś nie widział, ani nie słyszał.
- Nie bardzo rozumiem. Ja ją dziś widziałem… rano.*
- Być może, ale teraz mamy już wieczór.
- I naprawdę przez cały dzień nikt jej nie widział??
Naruto rozszerzył oczy z niedowierzania, ale zaraz ponownie spoważniał.
- A Hokage-sama?
- Jak u niej byłem wyglądała na zaniepokojona. Wydaje mi się, że ona też nie wie co się stało z Sakurą. Może jak do niej pójdziesz, to się więcej dowiesz. Tylko proszę Cię, postaraj się już więcej jej dziś nie denerwować.
- Dlaczego? – Naruto uśmiechnął się chytrze z błyskiem w oku, ale widząc zdegustowaną minę przyjaciela, momentalnie wyszczerzył białe ząbki. – Dobrze, już dobrze… obiecuję, że dziś już nie usłyszysz krzyku Hokage.
- Wiesz jak to zabrzmiało?
Shikamaru rzucił mu sugestywne spojrzenie.
- Bez obaw, nic z tych rzeczy.
Uzumaki roześmiał się na całą okolicę, płosząc ptactwo siedzące w konarach pobliskich drzew. Brunet milczał przez chwilę, a gdy przeanalizował w głowie lekki absurd wyczuwalny we własnym pytaniu, po chwili również się roześmiał.
~ ~ ~
Na słomianym posłaniu ostrożnie, lecz zdecydowanym ruchem, położona została młoda dziewczyna. Pięć godzin przesłuchań i prób wydobycia jakichkolwiek informacji spełzły na niczym, gdyż zielonooka kunoichi Liścia okazała się bardzo odporna na tortury psychiczne, jak i fizyczne. Gdy oprawcy w końcu zamknęli za sobą kute, stalowe drzwi… Sakura jęknęła boleśnie. Włosy miała potargane, ubranie miejscami nadpalone lub poszarpane. Jej oddech był spokojny, lecz nieco ociężały. Uczucie porażającego bólu przeszywającego całe ciało wciąż nie ustępując, przypomina jej o sadystycznym uśmiechu kata. Próbę przekręcenia się na bok, zielonooka przypłaciła piekącym bólem. Westchnęła.
- Jak się czujesz?
Po chwili usłyszała przepełniony troską głos. Patrząc prosto przed siebie, czyli w kamienną ścianę, Sakura w pierwszym momencie nie udzieliła odpowiedzi. Jęk strasznego bólu ugrzązł jej w gardle uniemożliwiając jakiekolwiek mówienie.
- Słyszałam twój krzyk…
Haruno nagle usłyszała szept tuż przy odsłoniętym uchu.
- …przypomniał mi on czas, kiedy to mnie w ten sposób torturowano. Wtedy i ja zdzierałam sobie struny głosowe do tego stopnie, że potem przez miesiąc nie mogłam słowa wymówić.
Ihara usiadłszy obok wycieńczonej Haruno, przez chwilę wpatrywała się w czarną otchłań celi przed sobą, ale zaraz z głuchej ciszy wyodrębniła szum deszczu, jaki postanowił spaść nad wioską Ukrytej Skały. Podniósłszy wzrok na niewielki lufcik pod sufitem, nagle na skrawku widzianego nieba pojawił się fragment błyskawicy. Dziewczyna czując odświeżoną bryzę powietrza, wzięła kilka głębszych oddechów, po czym nieznacznie się uśmiechnęła.
- Wiesz… zawsze lubiłam deszczowe dni.
- Na-nande?
Szepnęła boleśnie Sakura.
- Ponieważ przypomina mi dom. Zazwyczaj, gdy czułam się zagubiona, za oknem akurat padał deszcz. Stukot kropli rozbijających się o parapet okna działał na mnie bardzo uspokajająco. Ten dźwięczny odgłos milionów malutkich kropli… lubiłam przy tym zasypiać. – Yasu poczuła mokry dotyk samotnej kropli na czole. – Woda to nieposkromiona natura. Ze wszystkich rodzajów chakry jakie są mi znane, właśnie ona zawsze była mi najbliższa…
Dziewczyna urwała, gdyż stalowe drzwi zaskrzypiały w momencie ich otwierania. W przejściu pojawił się jakiś mężczyzna z szyderczym uśmieszkiem na ustach i dwoma niedużymi, drewnianymi miskami w dłoniach.
- Panienki! Żarcie!
Rzucił oschle i postawił naczynia na podłodze tuż przy wejściu, po czym z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Gdy gardłowy śmiech i stukot obcasów o kamienną podłogę w końcu ucichły, czarnowłosa powoli wstała i wzięła posiłek, po czym jedną z misek podała zielonookiej. Sakura moment wcześniej, odzyskawszy siły z lekkim trudem usiadła na słomianym posłaniu i pierwszy raz od paru godzin spojrzała na nową przyjaciółkę. Odebrawszy od niej naczynie, zaraz spojrzała na przyniesiony posiłek. Wodnista breja o niezbyt zachęcającym do konsumpcji zapachu i wygładzie, w pierwszym momencie przyprawił różowo-włosą o mdłości, lecz uczucie ściskającego głodu w żołądku zmusiło ją do przełamania swoich oporów.
- Co za obrzydlistwo.
Wycharczała po skończonym posiłku, po czym jak najszybciej odstawiła brudne naczynie na podłogę i przez cały czas krzywiąc się od okropnego odoru papki, odsunęła je jak najdalej od siebie.
- Sakura… lepiej zacznij się przyzwyczajać.
Yasu uśmiechnęła się pod nosem i z nieco mniejszym, lecz wciąż sporym obrzydzeniem przełknęła lekko zimnawą już breję, nie wiadomo przez kogo ochrzczoną mianem… zupy.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



___________________

*Mowa tu o scenie z odcinka 146.