środa, 17 stycznia 2018

095. Kraj Herbaty

Witam wszystkich serdecznie i na wstępie mam pytanie… Czy wszyscy już widzieli 88 odcinek Anime? Bo ja tak i jestem pod wielkim wrażeniem, najbardziej jednak podobała mi się scena ostatniej walki Naruto z tym, jak mu tam… a tak, Kakuzu^^ - Pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział z życia Naruto Uzumakiego i jego przyjaciół, wg mojej własnej wizji wydarzeń ^^.



<<< Odcinek ukazał się 13 grudnia 2008 roku >>>



Maszeruję już tak od dobrych kilku godzin, a granicy z krajem Herbaty jak nie było, tak nie ma. Lekki wiaterek, nieznacznie porusza moją blond czupryną, która wystaje ponad czarny ochraniacz wioski Liścia, jaki mam zawiązany na czole. Maska która zakryłem sobie usta i policzki, powili zaczęła mi przeszkadzać.
„Hmm, ciekawe jak Kakashi wytrzymuje w takiej masce?” – Pomyślałem, spoglądając na zachodzące słońce. Po chwili wpatrywania się w tą pomarańczowa kulę, wzruszyłem ramionami na ten fakt, po czym udałem się w dalszą drogę ku granicy. Lecz pokonawszy zaledwie kilka kilometrów, zaraz ponownie się zatrzymałem z dziwnym uczuciem, ze o czymś zapomniałem.
- Kyuubi? Czy jest coś o czym mogłem zapomnieć? – Spytałem nagłos, wcześniej upewniwszy się, czy jestem sam.
- Niby co takiego?
- No właśnie nie wiem. Mam po prostu takie wrażenie, jakbym zapomniał o czymś bardzo ważnym.
- Eee Naruto, wydaje ci się.
- Hmm… może masz rację, jak zwykle zresztą. – Ponownie wzruszyłem ramionami, po czym wskoczyłem na pobliskie drzewo i nieco przyśpieszyłem przekraczanie kraju Trawy.
„Muszę dotrzeć do tej przeklętej granicy przed zmrokiem.” – Pomyślałem, odbijając się od jakiegoś drzewa.
Blondyn przebywszy kilkanaście kilometrów, w końcu na horyzoncie ujrzał cel swej wędrówki. Dotarłszy tam z zawrotną prędkością, zaraz zeskoczył na ziemię, po czym swobodnym krokiem przekroczył granice z krajem Herbaty. Naruto nie przebywszy kilkunastu metrów, zaraz został zatrzymany przez kilku dziwnie odzianych mężczyzn.
- STAĆ!! – Krzyknął jeden z mężczyzn, którzy zagrodzili Uzumakiemu drogę. Chłopak spojrzawszy na nich lekko zaskoczonym wzrokiem, zaraz poczuł jak wzbiera w nim gniew. Nie dość, że ma już powoli dość tej cholernej misji i tego, że kilka razy już go próbowano zabić, to na dodatek, co chwilę ktoś go zatrzymuje.
- Kuso! Czy do was jeszcze nie dotarło, że ta walka nie ma sensu?! Ilu jeszcze mam was pozabijać?!? – Naruto rzucił z wyraźnym wyrzutem i gniewem w głosie.
Wojownicy momentalnie spojrzeli po sobie, a gdy nie doszli do żadnych wniosków, na powrót popatrzyli w stronę zamaskowanego blondyna.
- Przepraszam chłopcze, ale o czym ty mówisz?? – Spytał ten sam mężczyzna, co się odezwał za pierwszym razem.
- Rety.. dobra, skoro tak szybko wam umierać, to proszę bardzo!! – Krzyknął blondyn.
Jounin z Konohy stanął w rozkroku, po czym w mgnieniu oka zawiązawszy pieczęcie, zaraz przystawił dłoń do podłoża…
- Kuchiyose no Jutsu: Hachi Heitai!! – Momentalnie cała, pobliska okolica pokryła się dość gęstą mgłą, co w wojownikach wzbudziło lekki strach. Mężczyźni zaraz stanąwszy w kole, wystawili przed ciebie swoją broń i poczęli czekać, aż mgla na powrót opadnie. Gdy mgielna powłoka w końcu się rozrzedziła, za Uzumakim pojawiło się ośmiu Upiornych żołnierzy gotowych na wykonanie, każdego jego rozkazu.
- Skoro wy, wojownicy Hideo Goto tak sie rwiecie do walki, to proszę bardzo! Zafunduję wam taką walkę, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyliście!! – Naruto zaraz zwrócił się do przywołanych upiorów, by po chwili na powrót spojrzeć na przestraszonych ludzi. Blondyn nic nie mówiąc, na chwilę zastygł w takiej pozycji, jak figura woskowa…
- Czy to aby dobry pomysł?
„Kyuubi, przecież sam mi powiedziałeś abym nie wahał się w używaniu ich do walki.”
- No tak, ale…
„Przepraszam, ale teraz mam tu kilku gości do posłania na tamten świat.”
- Dobra. Później dokończymy. – Odparł demon i na powrót umilkł.
…by zaraz bez słowa ręką wskazać mężczyzn. Żołnierze natomiast tylko skinęli głowami, po czym wyciągnąwszy miecze, powoli poczęli zbliżać się do mężczyzn. Gdy rozgorzała zacięta walka, po otaczającym wszystko lesie, rozniosły się odgłosy walki i pobrzękiwanie metalu o metal. W jednej chwili, w powietrze wzbiły się tumany pyłu i piachu, jakie się podniosły od szurania butami po wysuszonej ziemi. Po dosłownie trzydziestu minutach walki, Upiory rozprawiły się z 4 pierwszymi wojownikami. Pozostali 3, widząc zmasakrowane ciała swych towarzyszy, zaraz rzucili na ziemię trzymaną broń i zaczęli uciekać ile sił w nogach. Przywołani w mgnieniu oka dogonili uciekających mężczyzn i nie zwlekając dłużej, po chwili zatopili swe zakrwawione ostrza w ciele kolejnego z przeciwników. Dwóch pozostałych wojowników, trzęsąc się jak osiki, z przerażeniem w oczach i na twarzach, poczęli cofać się do tyłu. Gdy po kilku krokach, na potkali na swej drodze drzewo, jedynie przylgnęli do niego plecami… Upiorni, po woli wyciągnąwszy swoje miecze z ciała ukatrupionego wojownika, tym samym pozwolili ciału swobodnie opaść na ziemie i do końca się już wykrwawić.
- Za-zacz-czekaj! N-nie jes-steś-śmy słu-ugus-sami… – Jeden z mężczyzn, nie mogąc powstrzymać drgawek głosu z przerażenia, ledwo cokolwiek powiedział, a i tak nie pozwolono mu dokończyć zdania.
- Nic mnie to nie obchodzi!… – Krzyknął Naruto bez krzty emocji w głosie. Chłopak niewiadomo skąd, nagle pojawił się na gałęzi drzewa, tuż nad ich głowami.
Najbliżej stojący Upiorny żołnierz, chwyciwszy swoją katanę oburącz, zaraz przymierzył się aby ściąć głowę przerażonemu mężczyźnie. Zamachnąwszy się, po chwili dało się usłyszeć odgłos przecinanego powietrza…
- NIEEEE!!!! – Krzyknął pierwszy, w którego stronę właśnie leci zakrwawione ostrze.
- NIE JESTEŚMY SŁUGUSAMI GOTO!!! – Wydarł się drugi z mężczyzn, który z przerażenia zsikał się w spodnie. Blondyn usłyszawszy nazwisko swego celu, zaraz oprzytomniał…
- Czekaj!
Chłopak w ostatniej chwili powstrzymał Upiornego, który zatrzymał swoją katanę, dosłownie kilka centymetrów od krtani pierwszego z mężczyzn. Wojownik, cały zalany lodowatym potem, z trudem przełknął gorzką ślinę. Naruto, zeskoczywszy z drzewa, po chwili podszedł do swojego żołnierza i jego „więźnia”.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteście podwładnymi tego śmiecia? – Spytał.
„Przygwożdżony” mężczyzna nic nie odpowiedział, zupełnie jakby wahał się, czy jego odpowiedź nie będzie błędna. Wciąż czując na swej krtani, lodowaty dotyk ostrza katany, żołnierza dokładnie mu się teraz przyglądającego.
„Cholera, a co jeśli…” – Mężczyzna nie zdołał dokończyć myśli, gdyż usłyszał lekko zniecierpliwiony głos blondyna.
- Więc??
Wojownik po chwili wahania, w końcu otworzył usta by udzielić odpowiedzi, gdy nagle drugi z mężczyzn, zerwał się z miejsca i zaczął uciekać. Pozostali żołnierze, widząc całe to zajście, jeszcze tylko spojrzeli na Uzumakiego, który jedyni machnął im ręką, jednocześnie dając wyraźny rozkaz. Przerażony mężczyzna, biegnąc ile sił w opuchniętych i obolałych nogach, przebywszy zaledwie kilkadziesiąt metrów, zaraz poczuł jak w plecy wbija mu się kawałek żelastwa. Zatrzymawszy się, momentalnie upadł na ziemię i zaczął krztusić się własną krwią, napływająca do gardła. Nie mogąc się ruszyć i wąchając piaszczystą glebę, zaraz jednak odkręcił głowę w stronę zbliżających się do niego żołnierzy. Wojownik, powoli odczuwając zbliżającą się rychłą śmierć, przestał się czegokolwiek bać.
Upiorni, zbliżywszy się do leżącego mężczyzny, zaraz rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym pozatapiali ostrza swoich mieczy, w ciele zranionego, tym samym powodując szybszą jego śmierć.
- CO DO CHOLERY?! – Nagle podbiegł do nich Naruto, krzycząc na całe gardło. – Przecież dałem wam wyraźny rozkaz, abyście go ZŁAPALI, a nie ZABIJALI!!
Upiorni, ponownie rzuciwszy sobie krótkie spojrzenia, jednak zaraz schowali swoją broń, po czym uklękli na jedno kolano…
- Naruto-sama, proszę o wybaczenie. – Odezwał się jeden z nich.
- Kuso! Kuso, dattebayo!!
- Proszę o wybaczenie złego zrozumienia rozkazu. – Powiedział inny, nie podnosząc nawet głowy.
- Dobra. Skoro już go żeście ukatrupili, to nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Co się stało, to się nie odstanie, ale na przyszłość to prosiłbym o większy profesjonalizm. – Gdy Naruto skończył, to dopiero po kilku minutach do niego dotarło, co właśnie powiedział.
„Od kiedy to ja tak filozofuję?” – Pomyślał zaskoczony.
- HAI!! – Odparła cała 7 Upiornych żołnierzy.
Jounin jeszcze przez chwilę nad nimi postał, coś im tłumacząc i uzgadniając kilka spraw, by zaraz pozwolić im odejść. Żołnierze skinąwszy głowami, jeszcze raz przeprosili za swoje zachowanie, po czym zniknęli we mgle, jaka pojawiła się z nikąd. Blondyn zostawiwszy zmasakrowane i zakrwawione ciało przedostatniego wojowników, powolnym lecz zdecydowanym krokiem powrócił do ostatniego mężczyzny, pilnowanego przez 8 Upiornego. Dotarłszy tam, Naruto zobaczył swojego więźnia, już siedzącego pod drzewem z podkulonymi nogami. Ostatni z Upiornych żołnierzy, już nie trzymając swojego miecza przy jego gardle, teraz stoi od niego w odległości pół metra, lecz katanę wciąż mając w gotowości do ewentualnego użycia.
- A więc, zostałeś sam. – Stwierdził błękitnooki. – Czy dowiem się w końcu kim jesteście… ekhm, kim jesteś?!
* * *
Tym czasem, w wiosce Ukrytego Liścia, jej mieszkańcy powolnymi krokami kończą swoje codzienne obowiązki, by wkrótce opuścić miejsca pracy i powrócić do domów na zasłużony odpoczynek. Młody, brązowowłosy członek klanu Hyuuga, właśnie skończywszy codzienny trening z przyjaciółmi z drużyny, teraz powolnym krokiem kieruje się już w stronę domu.
„Dochodzi już 17, a o 18 umówiłem się dziś z Naruto, by mu przekazać zdobyte informacje od naszych, wspólnych znajomych o nim… tylko jest jeden problem. Jak tu opuścić wioskę, aby nikt się o tym nie dowiedział?” – Neji rozmyślając intensywnie nad tym zagadnieniem, nawet nie zauważył kiedy to przeszedł już całą wioskę. Dotarłszy w okolice swego miejsca zamieszkania, chłopak postał jeszcze przez chwilę w miejscu, by po chwili zdecydować, że jednak spróbuje opuścić wioskę bez pozwolenia, ryzykując otrzymaniem nagany od Hokage.
„A co mi tam. Skoro Naruto myśli, że ma tu samych wrogów, to czas aby mu powiedzieć, że jest w błędzie.” – Hyuuga z kamiennym wyrazem twarzy, zaraz jeszcze rozejrzał się dokoła, by po chwili wskoczyć na dach pobliskiego domu i przy użyciu chakry, skumulowanej w stopach, skierować się w stronę głównej bramy wioski. Skacząc z dachu domu na dach następnego, brunet w bardzo krótkim czasie dotarł na miejsce i przy użyciu swej sekretnej techniki Byakugan, jak znana jest tylko członkom jego klanu, sprawdził miejsce przebywania strażników. Upewniwszy się co do tego, czy może bezpiecznie przekroczyć granice wioski, zaraz bezszelestnie zeskoczył na ziemie i biegiem przekroczył bramę. Zniknąwszy w konarach drzew, rosnących tuż przy drodze, Neji z pełnym impetem skierował się w stronę umówionego miejsca.
Chłodny wiatr, wiejący od wschodu, wszechogarniająca cisza i brzęczenie cykad mogłoby wskazywać na zmierzch, jaki ogarnął kraj Ognia. Młody Hyuuga, nie zważając na chłód i zmęczenie, nieprzerwanie skacząc ku zachodniej granicy swojego rodzinne kraju, nagle wyczuł że ktoś, już od dłuższego czasu, śledzi go. Chłopak gwałtownie zatrzymawszy się na jednym z drzew, zaraz wyciągnął z torby uczepionej na biodrze, 6 kunai, cienką, stalowa nić oraz kilka wybuchowych karteczek. Wykonawszy z tych rzeczy pułapkę, Neji zaraz schował się za innym z drzew i począł czekać na swojego „kompana”. Na jego szczęście, nie musiał długo czekać, gdyż zaraz z za innego drzewa wyskoczyła kruczowłosa kunoichi.
„Co? Hinata?” – Brunet tylko tyle zdołał pomyśleć, gdyż jego kuzynka już zawadziła nogą o rozciągniętą nić. Momentalnie z korony pobliskiego drzewa wyleciał kunai z wybuchającą karteczką.
- HINATA!! Uważaj!! – Krzyknął białooki, po czym rzucił shuriken w lecący kunai. Bronie zderzyły się w powietrzu, jednocześnie powodując eksplozję karteczki przyczepionej do sztyletu. Wybuch był tak silny, że powstały podmuch wiatru strącił zdezorientowaną dziewczynę z drzewa. Upadłszy na ziemię, kruczo włosa zaraz otrząsnęła się z piachu, po czym wstała i ponownie zawadziła o nić, rozciągniętą tuż przy ziemi. Gdy się o tym zorientowała, już w nią leciały kolejne kunie, tym razem w liczbie 5 sztuk. Jej kuzyn nie zdążywszy ruszyć się z miejsca, zaraz zobaczył jedynie jak jego kuzynka znika w kłębach dymu i licznych odgłosach eksplodujących karteczek.
- HINATAAAA!!!



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





I tym akcentem zakończyłbym ten odcinek ^^ - Pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^^!

094. Czas trudnych decyzji…

W dzisiejszej notce, opisane zostały trzy sceny jednocześnie, dziejące się w różnych miejscach ^^. Tytuł notki tyczy się oczywiście sceny trzeciej odcinka. Pozdrawiam i zapraszam na chwilę relaxu…



<<< Odcinek ukazał się 7 grudnia 2008 roku >>>



Słońce świecące na nieboskłonie mogłoby wskazywać, że jest już zdrowo po południu, lecz fakt ten nie przeszkadza członkom drużyny 10 zmierzających po śladach jakie napotkali na swej drodze. Jounin i troje chuninów z wioski Ukrytego Liścia, po niespełna 4 godzina nieprzerwanej gonitwy po drzewach kraju Ognia, w końcu dotarli do granicy z Krajem Trawy.
- Boże przenajświętszy!! – Asuma krótko skomentował widok, jaki zobaczył.
- C-co tu się wydarzyło?? – Spytała Yamanaka wchodząc powoli na polanę zasypaną niezliczoną ilością poszatkowanych ciał. Młody Akimichi, czując swąd palonych ciał, wciąż unoszący siew powietrzu, nagle poczuł przypływ mdłości, a gdy złapał się za brzuch, po chwili zwymiotował na zwłoki pobliskiego trupa.
- Ma-sa-kra! – Dodał Shikamaru, również powstrzymując się od zwymiotowania.
Wszyscy rzuciwszy sobie krótkie, porozumiewawcze spojrzenia, po chwili rozdzielili się, aby w jak najkrótszym czasie zbadać co tu się stało i kto dokonał takiego rozlewu krwi. Ino poszła na wschodnią część polany, Chouji gdy już się uspokoił, poszedł na zachodnią część, Shikamaru na północną, a Asuma obrał południową część polany. Po 2 godzina przeczesywania polany, zalanej krwią setek zmasakrowanych i spalonych trupów, drużyna 10 powoli zaczęła trącić jakąkolwiek nadzieję na znalezienie jakichś śladów. Nagle w zachodnim skraju pola, młody potomek rodu Akimichi, w miejscu wykraczającym poza obszar walk, odnalazł pokruszone kawałki ceramicznej maski.
- Asuma-sensei, znalazłem coś!! – Krzyknął, po czym przykucnął przy znalezisku. Zaraz podbiegli do niego Ino i Shikamaru, a po nich zjawił się Sarutobi. Mężczyzna przyjrzawszy się kawałkom pokruszonej maski, po chwili zrozumiał do kogo ona mogła należeć.
- To maska ANBU, a raczej to, co z niej pozostało. – Stwierdził, co u jego podopiecznych wywołało lekkie zdziwienie.
- Czy tu przypadkiem nie chodzi o tego samego ANBU, co widzieliśmy wcześniej ślady jego butów? – Spytała blond włosa kunoichi.
- Dokładnie o tego samego. – Zripostował Nara.
Ino spojrzawszy wpierw na przykucniętego Choujiego, potem na swego sensei, po chwili spojrzała na Shikamaru, teraz nad czymś dumającego.
- Zgadza się Ino. Za tą masakrą stoi nie kto inny, jak ten ANBU co stracił swoją maskę. – Odezwał się jounin.
- Ale kto to taki?
- Nie wiem, ale sądząc po ilości ciał, to ktoś potężny.
- Przecież to niemożliwe, aby jeden ANBU poradził sobie w walce z dwoma tysiącami wojowników. – Powiedziała kunoichi.
- Może nie był sam? – Spytał Chouji, do tych czas milczący.
- Wątpię. – Odparł Asuma.
- Skąd ta pewność? – Rzuciła Ino. – Przecież oni zawsze są w 4 lub 6 osobowych grupach?
- A widziałaś gdzieś tu ślady innych członków ANBU? – Nagle spytał Shikamaru.
- Nie…, ale nie wmówicie mi, że takiej masakry mógł dokonać jeden człowiek!
- A jednak. – Odparł Chouji.
- Chyba że był to Jinchuuriki. – Sarutobi wyciągnął z kieszeni kamizelki, gołego papierosa, po czym go zapaliwszy, spojrzał na swoją podopieczną. Dziewczyna już otworzyła usta aby zadać kolejne pytanie, lecz po chwili namysłu powstrzymała się i na powrót je zamknęła.
- Sensei, mówisz że mógł to być Jinchuuriki, ale chyba nie masz na myśli Naruto Uzumakiego?? – Po dłuższej przerwie milczenia, do rozmowy włączył się Shikamaru. Spytany mężczyzna nic mu nie odpowiedziawszy, jedynie skinął głową potwierdzając obawy bruneta. Chouji, który dotychczas siedział w pozycji przykucniętej, po chwili wyprostował się i jakby nigdy nic, zwrócił się do wszystkich plecami.
- A ty Chouji, gdzie się wybierasz?? – Spytała Yamanaka.
- Ja? Nigdzie, po prostu muszę iść za potrzebą. – Wyjaśnił.
- Za potrzebą? W takiej chwili??
- Tak!! – Akimichi szybko oddalił się od przyjaciół, by po chwili zniknąć za pobliskimi krzakami i powalonymi drzewami. Po 10 minutach, grubasek powrócił do swych towarzyszy.
- Patrzcie tylko co znalazłem!
- Co tam masz ciekawego? – Zainteresował się Asuma.
- Nie wiem, ale wygląda to jak pogięte elementy uniformu ANBU.
- Że co?!!
- No tak, sami zobaczcie. – Chunin ponownie przykucnął nad pokruszoną maską, po czym obok położył fragment pancerza oraz ochraniaczy ramion i nóg, jakie noszą członkowie oddziałów ANBU. Jego sensei, jak i pozostała dwójka przyjaciół wyraziła dość spore zaskoczenie, gdyż znaleziony elementy pancerza i maski, mogą świadczyć tylko o jednym…
- Czy on mógł zginąć? – Nagle odezwała się Ino.
- Być może, choć nie wykluczone że się mylimy, gdyż nie widziałem tutaj nigdzie ciała z ochraniaczem naszej wioski. – Odparł Shikamaru, jak zwykle błyskotliwie analizując pytanie blondynki.
- No ja też nie. – Rzekła Yamanaka.
- Ja również, nie widziałem tu żadnego takiego ciała. – Powiedział Chouji.
- A więc musiał on przeżyć. – Skwitował Nara.
- Dobra drużyno, koniec przerwy i tego gdybania! Ruszamy dalej w drogę!
- HAI!!! – Odkrzyknęła trójka chuninów.



- Skoro jestem pierwszym klientem od miesiąca, to w sumie twoje podejrzenia są prawidłowe, tylko… - Przerwałem, gdyż nagle do pomieszczenia wparował jakiś mężczyzna, krzycząc na całe gardło coś o wojownikach Goto, wchodzących do miasta przez wschodnią bramę. Mężczyzna, zaczerpnąwszy powietrza w płuca, zaraz podszedł do mojego rozmówcy, który tylko przeprosił mnie na chwilę, po czym poszedł z przybyłym mężczyzną na zaplecze.
„Jacy znowu wojownicy Goto? Przecież po drodze wykończyłem ogromną ich ilość, więc o co chodzi?” – Pomyślałem i z tym pytanie, nie czekając na powrót właściciela tej restauracyjki, poszedłem sprawdzić o co chodzi. Gdy wyszedłem na zewnątrz, w tej samej chwili, kątem oka dostrzegłem pędzącego na mnie mężczyznę. W ostatnim momencie zrobiłem unik, wchodząc z powrotem do środka budynku, lecz napastnik widząc co robie, momentalnie się zatrzymał i ponowił natarcie. Nie wiele się zastanawiając, chwyciłem katanę w dłonie, po czym błyskawicznie odparowałem atak zadany jego mieczem. Wojownik, nie przerywając natarcia, zaczął okładać mnie ciosami ze wszystkich stron. Dzielnie się broniąc, w pewnej chwili dostrzegłem okazję do zadania decydującego ciosu. Gdy mężczyzna minął mnie z zawrotną prędkością i okręcił się wokół własnej osi, w tym momencie przeszyłem go na wylot. Zatrzymawszy się w takiej pozycji, pozwoliłem aby gościowi poleciała z ust, strużka krwi. Po przyjrzeniu mu się dokładnie i zobaczeniu jak ucieka z niego rzycie, zaraz oparłem nogę na jego brzuchu, by po chwili silnym kopniakiem zdjąć go z swej katany. Martwe ciało z pełnym impetem poleciało na niewielki mebel stojący w rogu pomieszczenia, w jakim odbyła się niespodziewana walka. Ciało, z hukiem opadłszy na ziemię, po chwili utworzyło wokół siebie sporą kałużę krwi.
Zaraz do pomieszczenia wbiegł właściciel restauracji i widząc zniszczenia jakich dokonałem pod czas walki, dosłownie zaniemówił. Patrząc na mnie lekko zdezorientowanymi oczami, zaraz zatrzymał wzrok na zakrwawionym ostrzu mojego miecza, z którego wciąż na podłogę ściekają krople krwi.
- Przepraszam za bałagan. – Powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku.
Kucharz już otworzył usta aby udzielić mi jakiejś odpowiedzi, gdy nagle usłyszałem za plecami nieznaczne tupanie. Po chwili przez wejście do restauracji wparował kolejny oprych, lecz tym razem nie dałem mu szansy na konfrontację. Gdy się tylko do mnie zbliżył, odsunąłem się odrobinę w bok i pozwoliłem aby mężczyzna sam się nabił na mój miecz. Zakrwawione ostrze przeszyło go dokładnie w miejscu, w którym umieszczone jest serce w ludzkim ciele. Mężczyzna momentalnie opadł na kolana. Wyciągnąwszy z niego miecz, ponownie nie zastanawiając się nad moim postępowaniem, zamachnąłem się i odciąłem gościowi głowę, która poturlała się prosto pod nogi właściciela restauracji. Ciało pozbawione głowy, opadło bezwładnie w utworzoną już kałużę krwi, jednocześnie samo tryskając nią na wszystkie strony. Po chwili, dosłownie cała podłoga w pomieszczeniu, została „zarzygana” sporą ilością ciemno-czerwonej cieczy, jaka wydobyła się z dwóch zabitych ciał. Ponownie spojrzawszy na kucharza, momentalnie dostrzegłem w jego oczach przerażenie. Nie chcąc więcej go niepokoić, powili zacząłem kierować się w stronę wyjścia, gdy nagle zatrzymał mnie jego krzyk.
- Chłopcze, czekaj! – Mężczyzna zaraz minął odcięta głowę, po czym okrążył ciało bez głowy i podszedł do mnie. – Jak to możliwe, że z taką łatwością pokonałeś dwóch żołnierzy Goto?!
- Normalnie, a i przepraszam za te dwa trupy.
- Nic nie szkodzi, to było niesamowite!! – Mężczyzna uścisnął mi dłoń na pożegnanie.
Opuściwszy jego skromne progi, zaraz dostrzegłem coś dziennego. Nagle, gdzieś zniknęli wszyscy ludzie, a jeszcze przed chwilą, była ich tu spora ilość. Jedynie wiejący wiatr porusza okiennicami wiszącymi po obu stronach okien, domów stojących wzdłuż ulicy. Charakterystyczny stukot metalowych okuć o drewniane ściany pierwszych pięter domów, sprawiły że poczułem na plecach dreszczyk emocji. Całe miasto w jednej chwili ucichło, stało się jakby wymarłe. Świecące dotychczas słońce, teraz schowane zostało przez gęste chmury jakie napłynęły na błękitne niebo. Idąc ku wschodniej bramie, po chwili poczułem jak ktoś mnie obserwuje. Nie zatrzymując się, aby ten ktoś nie dowiedział się, że go wyczuwam, zaraz odrobinę przyspieszyłem kroku. Po chwili żwawego marszu, w końcu dotarłem do celu swej wędrówki…
- STÓJ!!! – Usłyszałem krzyk, a drogę zagrodziło mi 4 wojowników. Stanęli oni dokładnie 1 metr od wschodniej bramy, uniemożliwiając mi wyjście z miasta. Mężczyźni nie spuszczając ze mnie wzroku, bez słowa wyjaśnienia, zaraz powyciągali broń i ruszyli w moim kierunku.
„Ech, kolejni ochotnicy do wyprawienia na tamten świat…” – Pomyślałem lekko zażenowany zaistniałą sytuacją.
Nim mężczyźni zbliżyli się do mnie, w mgnieniu oka złożyłem dłonie przed sobą i wymówiwszy formułkę kilku wyrazów, stworzyłem 4 klony. Wojownicy, lekko zdezorientowani którego z nas atakować, po chwili sami zostali zaatakowani przez moje klony. Dwóch pierwszych pokonano bez trudu, lecz trzeci i czwarty z wojowników okazali się znacznie silniejsi od swoich kompanów i bez trudu wyeliminowali wszystkie moje klony.
- Czego ode mnie chcecie?! – Rzuciłem oschle, z nadzieją otrzymania odpowiedzi. Ku mojemu zaskoczeniu, otrzymałem ją natychmiast.
- Jesteśmy żołnierzami Hideo Goto i słyszeliśmy, że w tym mieście przebywa blond włosy shinobi, który posłał do piachu naszych kolegów. – Odparł jeden z nich.
- A sądząc po twej fryzurze, założyliśmy że to o ciebie chodzi! – Dodał drugi.
Nic im nie odpowiedziawszy, jeszcze tylko zmierzyłem ich wzrokiem dokładniej, po czym stanąwszy w lekkim rozkroku wyciągnąłem katanę z za pleców.
- Zakończmy to! – Wycedziłem przez zęby.
Przystawiwszy wciąż zakrwawiony miecz do piersi, zaraz dostrzegłem jak jeden z oponentów wbija swoją katanę w ziemie, tuż przed sobą, po czym złożywszy dłonie w kilka pieczęci, zmienia pozycję do przykucniętej. Mężczyzna, przystawiwszy dłoń do podłoża…
- Doton, Retsudo Tenshou! – Krzyknął.
Natychmiast ziemia zaczęła się niebezpiecznie trząść, by po chwili zacząć pękać i załamywać się. Jutsu sprawiło, iż musiałem szybko się odsunąć o kilka metrów do tyłu, aby nie wpaść w ziemną pułapkę. Gdy się zatrzymałem, nagle otrzymałem potężnego kopniaka prosto w brzuch, co odrzuciło mnie w bok, na pobliski budynek. Gdy się podniosłem, dostrzegłem że był to drugi z napastników. Zaraz poczułem jak zbiera mi się na mdłości, po czym odkaszlnąłem strużką krwi.
„Kuso! Ale dałem się zaskoczyć!” – Zakląłem w myślach i otarłem wargi, rękawem bluzy. Spojrzawszy na swych wrogów, po chwili zacząłem się zastanawiać, jak wybrnąć z tej sytuacji, gdyż za bardzo nie mam ochoty na walkę.
„Cholera! Gdyby nie oni, już dawno wypełnił bym to przeklęte zadanie, a tak to co chwilę coś mi to uniemożliwia!” – Ponownie zakląłem w myślach.
- To może użyj tej techniki, co poznałeś ją przypadkiem w bibliotece. – Usłyszałem nagle znajomy, niski głos, 9 ogoniastego demona.
„Zaraz…, mówisz o tej technice Niewidzialności?”
- Dokładnie.
„Yosh! Nie zaszkodzi spróbować.” – Odparłem w myślach, po czym zawiązałem dłońmi kilka pieczęci.
- Inbiji no Jutsu!! – Krzyknąłem i momentalnie stałem się niewidzialny dla ludzkiego oka. Moi przeciwnicy, gdy zobaczyli że nagle gdzieś im zniknąłem, gorączkowo zaczęli się rozglądać na wszystkie strony. Ja w tym czasie, spokojnie sobie do nich podszedłem i będąc około 2 metrów od nich, zacząłem machać rekami, aby sprawdzić czy naprawdę mnie nie widzą.
„Kurczę, Kyuubi… to naprawdę działa!” – Krzyknąłem w myślach.
- To teraz Naruto, wykończ ich i ruszaj dalej!
„Jasna sprawa!” – Odparłem, po czym bezszelestnie podszedłem do pierwszego z gości, przystawiłem mu zimną katanę do krtani i nim ten się zorientował o co chodzi, poderżnąłem mu gardło. Mężczyzna momentalnie chwycił się za rozpłataną krtań i krztusząc się własną krwią, zaraz padł martwy tuż pod nogi towarzysza. Drugi z mężczyzn widząc to, zaraz wystawił swój miecz przed siebie i jeszcze bardziej rozglądając się, krzyknął…
- POKAŻ SIĘ TCHÓRZU!!!!
Gdy wojownik odwrócił się do mnie przodem, zaraz dezaktywowałem działanie jutsu. Momentalnie w jego oczach dostrzegłem wielkie zaskoczenie. Nie czekając na jakąkolwiek z jego strony reakcję, zamachnąłem się i przebiłem gościa na wylot, na wysokości lewego płuca.
- Tutaj jestem. – Uśmiechnąłem się chytrze i pokręciłem mieczem w ranie, zadając mężczyźnie maksimum cierpienia. Po chwili, wojownik zaczął tracić siły witalne, by w końcu osunąć sie bezwładnie na ziemię.
- No, no, no… Naruto, nie myślałem że potrafisz być taki brutalny! – Zaśmiał się 9-cio ogoniasty.
„Cóż, tak to jest jak się zadziera z niewłaściwym przeciwnikiem.” – Odparłem zadowolony z mordu jakiego dokonałem. Zaraz otarłem zakrwawioną katanę o ubranie jednego z martwych mężczyzn, po czym skierowałem się w stronę bramy.
* * *
Powoli zbliżający się zachód słońca, coraz bardziej sprawia iż jasna kula światła zaczyna przybierać coraz to pomarańczowe kolory. Średni wiatr, wiejący od wschodu, co jakiś czas porywa ze sobą lżejsze drobiny piasku, jaki otacza całą okolicę w Suna-Gakure. Mali mieszkańcy wioski, biegając we wszystkich kierunkach, figlarnie się śmieją i nawzajem sobie przeszkadzają w zabawie. Ich matki, siedząc w cieniu jednego z większych budynków, bacznie się im przyglądają i baczą na wszystkie ich wybryki. Mężowie i ojcowie, całe dnie spędzają w pracy, aby zapewnić swym uciechom jak najdogodniejszy byt.
Młody Kazekage tego skromnie żyjącego społeczeństwa, stojąc jak co dzień, w oknie swojego biura i patrząc na rozkosznie bawiące się dzieci, właśnie zastanawia się nad odnowieniem sojuszniczego porozumienia z Konoha-Gakure.
- Temari!! – Krzyknął.
- Tak Gaara? – Po chwili, do pomieszczenia weszła blondynka z wielkim wachlarzem uczepionym na plecach. Dziewczyna będąc jednocześnie starszą siostrą Kazekage i jednym z najlepszych shinobi kraju Wiatru, godnie pełni obie funkcje. Z jednej strony, cały czas martwi się o swojego brata, lecz z drugiej strony cieszy się, że to właśnie jego wybrano na tak prestiżowe stanowisko.
- Kiedy mija termin odnowienia sojuszu z Konohą?
- Dokładnie za 4 tygodnie, licząc od dziś. – Kunoichi uśmiechnęła się promiennie.
- So ka*. W takim razie, jeszcze dziś wyślemy do Konoha wiadomość, że w tym roku negocjacje odbędą się u nas.
- Jak to? A co jeśli, Hokage się nie zgodzi? – Dziewczyna lekko się przestraszyła słów swego przełożonego. – Chyba nie chcesz doprowadzić do wojny?!
W pomieszczeniu momentalnie zapadła grobowa cisza. Zielonooki wciąż stojąc tyłem do swojej rozmówczyni, teraz nabrał w płuca nieco więcej powietrza, by po chwili je wypuścić z charakterystycznym jęknięciem… „ech”.
- Wojna. To pojęcie zdaje się być ponadczasowe. – Kazekage mruknął pod nosem ledwo słyszalnie. – Nastały dziś ciężkie czasy. Czas trudnych decyzji. Decyzji, które z całą pewnością będą mieć swoje odbicie w przyszłości.
- Co?? Mówiłeś coś?? – Odezwała się Temari, zaniepokojona dziwnym mruczeniem brata. Blondynka, już chciała podejść bliżej biurka, gdy czerwono włosy nagle odezwał się pełnym głosem…
- Już zdecydowałem! W tym roku negocjacje odbędą się u nas!! – Krzyknął i w końcu odwrócił się do swojej siostry. – Jeśli Konoha, chce utrzymać z nami sojusz, to musi zaakceptować nasze warunki, w przeciwnym razie niech radzą sobie sami!! Czy to jasne?!
- Jak słońce!!
- Temari, żebyś sobie niczego źle nie pomyślała, ale tym razem zaryzykuję wybuchem wojny, między naszymi krajami, nawet jeśli mamy tam wielu przyjaciół.
- Rozumiem. Pora aby pokazać im, że potrafimy walczyć o swoje.
- Mniej więcej…



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




*So ka. – znaczy – Rozumiem.

Pozdrawiam i zapraszam do komentowania^^ - Ostatnia scenka, to taki malutki dodatek, tak dla urozmaicenia ^^.

093. Ja? Szpiegiem?

Zważywszy, iż pod notą 92 jest zadowalająca mnie ilość komentarzy, tak wiec zapraszam na ciąg dalszy opowiadania^^. W tej notce również, raczej będzie sporo dialogów ^^” - Pozdrawiam i zapraszam na 93 post z życia Naruto Uzumakiego…



<<< Odcinek ukazał się 3 grudnia 2008 roku >>>



Czekając na powrót właściciela tego skromnego miejsca, oparłszy się plecami o jedną ze ścian, począłem zastanawiać się nad zadaniem jakie zleciła mi Tsunade i niespodziewanym spotkaniem z matką.
„Ciekawe co zrobi Hokage, gdy jednak wrócę z tej misji cały i zdrowy? Czy moje niespodziewane spotkanie z matką w zaświatach, było mi przeznaczone? Czy to co mi powiedziała o jakiejś nagrodzie, za wykonanie misji, to naprawdę ją otrzymam?” – Moje główkowanie, w końcu spełzło na niczym, gdyż jakoś nie chce mi się wierzyć w to czego doświadczyłem.
„A ciekawe jak tam radzi sobie Neji ze zdobywaniem informacji o mnie? Czy do trzyma słowa i pojawi się w umówionym miejscu?” – Przypomniawszy sobie o poświęceniu przyjaciela, momentalnie zrobiło mi się ciepło na sercu. Jednak po chwili to kojące uczucie się rozwiało, gdyż przypomniałem sobie o bezgranicznym poświęceniu moich żołnierzy. Jak to jeden z nich, poświecił swoje życie, aby mnie przywrócić do życia.
„Czemu oni tak się dla mnie poświęcają? Przecież ja jedynie wydaję im rozkazy, a tu nagle coś takiego i jak ja mam teraz się zachować?” – Pomyślałem i chyba tym pytaniem zbudziłem bestię we mnie drzemiącą…
- Jak to, jak się masz zachować?! To proste, przyjmij ich posługę z honorem i nic nie rób! – Odezwał się lisi demon.
„Dzięki za taką radę. Sam pewnie w końcu bym do tego doszedł.”
- Spokojnie, mówię tylko żebyś się nie przejmował tym, że się tak dla ciebie poświęcają. W końcu jesteś kimś wyjątkowym!
„Kimś wyjątkowym? Co masz na myśli?”
- Czyżbyś zapomniał, kim był twój ojciec?!
- O przepraszam, a co Yondaime ma związanego z Ukryta Armią? Chyba mi nie powiesz, że to właśnie on był ich poprzednim, naczelnym dowódcą??
- Nie zaprzeczę.
- COO??!! To w takim razie, dlaczego ich nie użył do walki z TOBĄ!!?? – Odrobinę się uniosłem, co spowodowało, że do pomieszczenia w którym właśnie stoję, wbiegł zdyszany handlarz. Mężczyzna przymrużywszy lekko powieki, szybko zlustrował całe pomieszczenie, by po chwili zawiesić swój wzrok na mojej osobie.
- Naruto, czy wszystko w porządku??
- Oczywiście.
- Wydawało mi się, że z kimś rozmawiałeś?
- Eee, a widzisz tu kogoś jeszcze, oprócz mnie? – Spytałem, a moja materiałowa maska wykrzywiła się w chytrym uśmieszku, jaki zrobiłem.
„Kyuubi, potem dokończymy naszą pogawędkę!” – Powiedziałem w myślach.
- Dobra, poczekam.
Odparł 9-ogoniasty.
- Nie, ale przysiągłbym, że był tu ktoś jeszcze, choć go nie słyszałem. – Kupiec podrapał się ręką po głowie. Nic już mu nie odpowiedziałem, gdyż ta rozmowa zaczęła prowadzić do nikąd. Mężczyzna również na chwilę zamilkł, by po chwili podejść do mnie bliżej.
- Widzę, że wybrałeś już sobie jakieś ubranie. Cieszy mnie to, ale czemu zakryłeś swoja twarz? – Spytał wskazując ręką na zasłonięte policzki i usta.
- Bo mam swoje powody, a po za tym, gdybyś zobaczył moją twarz w pełni, musiałbym cię wtedy zabić!
- Za-zabić?!? – Zająknął się handlarz, jednocześnie odrobinę odsuwając się ode mnie. Mężczyzna spojrzawszy na mnie ponuro, wykrzywił usta w lekkim grymasie, by po chwili na powrót się do mnie uśmiechnął.
- Rozumiem i uszanuję to.
- To dobrze. A więc, co konkretnie miałbym zrobić z tymi rabusiami??
- Najlepiej uciszyć ich.
- Co? Zabić ich??
- Nie, zabijać to nie musisz, ale jeśli zajdzie taka konieczność, to zostawiam ci wolną rękę. – Handlarz uśmiechnął się do mnie.
- Rozumiem. A gdzie ich znajdę?
- Obawiam się przyjacielu, że to ci się nie spodoba.
- A to czemu?
- Bo ich siedziba leży w sąsiednim kraju. – Gdy to powiedział, dosłownie szczęka mi opadła. Nie rozumiem, poco ktoś kto grasuje w innym kraju, miałby mieć cokolwiek do kupca z kraju Trawy. I to jeszcze przemierzałby taki kawał drogi, aby tylko wymusić od niego haracz za ochronę.
- Hmm… a o którym, sąsiednim kraju mówisz? – Spytałem.
- O kraju Herbaty.
- Herbaty?! – Powtórzyłem. – Chwila moment, czy to może nie są poplecznicy niejakiego Hideo Goto??
- Tak dokładnie, hmmm… skąd o nim wiesz?! – Mężczyzna rzucił na mnie podejrzliwe spojrzenie. Nie czekając ani chwili dłużej, zaraz sięgnąłem ręka do torby wiszącej na moim biodrze i wyjąłem z niej zdjęcie, jakie otrzymałem od mojej Kage.
- Wiesz jaką opaskę mam na czole?
- Tak, poznaje, jesteś shinobi z Konoha-Gakure.
- Zgadza się. – Schowawszy zdjęcie podejrzanego z powrotem na swoje miejsce, po chwili spojrzałem w oczy mojemu rozmówcy i ujrzałem w nich zaciekawienie, lekką obawę oraz chęć poznania prawdy.
- Rozumiem, przysłano cię tu, abyś zakończył rządy tego tyrana!! – Nic mu nie odpowiedziałem, tylko jedynie kiwnąłem głową, potwierdzając słuszność jego słów. Chwilę jeszcze z nim porozmawiałem o różnych rzeczach związanych z moim zadaniem i to czego się dowiedziałem, bardzo mi pomoże w dalszej podróży. Pożegnawszy się z handlarzem średniej jakości materiałami i ubraniami z różnych krajów, zaraz wyszedłem z powrotem na zatłoczoną ulice. Kierując się w stronę drugiej bramy, przez którą zapewne opuszczę to „urocze” miejsce, po chwili wędrówki przypomniał mi osobie dokuczliwy głód.
„Cholera jasna! Gdzie ja tu znajdę jakiś lokal restauracyjny?” – Pomyślałem i w tej samej chwili ktoś niespodziewanie popchnął mnie w bok.
- Ej, koleś! Nie pchaj się! Idź na koniec kolejki! – Usłyszałem głos młodego mężczyzny, najwidoczniej z czegoś nie zadowolonego. Gdy się odwróciłem, nasze spojrzenia spotkały się. Stojąc przez chwilę w milczeniu, zacząłem zastanawiać się, jak zareagować? Ale zobaczywszy, iż stoję z boku jakiejś długiej kolejki, postanowiłem wybadać o co tu chodzi.
- Czego sie gapisz?! – Rzucił oschle, co lekko mnie zirytowało, gdyż nie zrobiłem mu nic złego. Ponownie nic nie odpowiedziawszy, zaraz rozejrzałem się do koła, a gdy na powrót na niego spojrzałem, po chwili wyciągnąłem katanę. Mężczyzna widząc to, momentalnie zmienił wyraz twarzy na pokornego jak baranek. W jednej chwili cofnął się do tłumu, a ja na powrót schowałem broń.
- Tak znacznie lepiej. – Uśmiechnąłem się pod maską, na co okoliczni ludzie odparli zdziwionymi spojrzeniami. – To co to za kolejka? – Spytałem.
W pierwszej chwili nie otrzymałem upragnionej odpowiedzi i zaraz sobie pomyślałem, że to co przed kilkoma chwilami się wydarzyło, odrobinę zniechęciło ludzi do jakiejkolwiek reakcji. Po kilku minutach milczenia, nie doczekawszy się odpowiedzi, wzruszyłem ramionami obojętnie, po czym poszedłem dalej w kierunku, początku tej ok. 100 osobowej kolejki ludzi. Gdy w końcu dotarłem na początek, moim oczom ukazał się widok dwóch restauracji postawionych, tuż obok siebie. Co się rzuca w oczy na obydwu jest napisane „Ramen”, tylko że przy restauracji stojącej po prawej stronie, nikt nie stoi. Nie wiele się zastanawiając, z uczuciem głodu, jako jedyny wszedłem do niej wszedłem i od razu poczułem zapach znakomicie przyrządzonego ramen’u.
- Konichi-wa! – Powiedziałem, zająwszy dogodne miejsce przy barze.
Po chwili ciszy, z sąsiedniego pomieszczania przyszedł mężczyzna w średnim wieku, z białym fartuchem przewiązanym w psie.
- Konichi-wa, co podać?
- Po proszę największą miskę ramen, jaką może mi pan zaoferować.
Mężczyźnie momentalnie oczy rozszerzyły się, a usta wykrzywiły w niewielki uśmieszek. Zniknąwszy za drewnianymi, wahadłowymi drzwiami, po chwili powrócił do mnie z ogromną miską, a raczej misą ramen’u.
- Proszę bardzo. – Kucharz postawił ciężkie naczynie tuż przede mną, po czym stanał z boku i począł mnie bacznie obserwować. Z początku trochę mnie to zaczęło krępować. Lecz nie przejmując się jego wzrokiem, pochwyciłem w palce dwa patyczki i nim zacząłem jeść, jeszcze raz pociągnąłem ten niesamowity zapach do swych nozdrzy.
- Itadakimasu!!
Krzyknąłem i dosłownie rzuciłem się na podane mi jedzenie. Nie bacząc na maniery, czy jakikolwiek porządek w jedzeniu czegokolwiek, w kilka chwil dosłownie pochłonąłem całą zawartość podanego mi naczynia.
* * *
Mężczyzna w tym czasie, z lekkim niedowierzaniem, patrząc na blondwłosego chłopaka, począł zastanawiać się, co takiego zrobili jego konkurenci, że ktokolwiek do niego przyszedł. Gdy jego klient, pierwszy od bardzo długiego czasu, wessał w siebie zawartość największej miski jaką posiada, jego zdumienie jeszcze bardziej urosło, gdy poproszono go o dokładkę. Kucharz szybko wykonawszy zamówienie, po chwili doczekał się kolejnego. Po godzinie, gdy na blacie baru stanęło 8, dokładnie wylizanych, misek ramen’u, mężczyzna po chwili usłyszał jęknięcie zadowolenia padające z ust jego blondwłosego klienta.
- Ooch, jaki ja byłem głodny…
- To widać. – Odparł kucharz, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Gdy do niego dotarło, że zamaskowany blondyn patrzy na niego wyczekująco, zaraz bez słowa pozbierał wszystkie puste misy i powrócił na zaplecze.
„Co za smakosz ramen’u!” – Pomyślał, wchodząc do środka. Odstawiwszy puste naczynia do zlewu, zaraz po cichutku podszedł do drzwi i nieznacznie je uchyliwszy, począł przyglądać się blondynowi.
„Kto normalny mógłby w tak krótkim czasie, zjeść tyle ramen’u? Przecież ten chłopak nawet nie jest gruby, czy coś?!”
Mężczyzna widząc jak jego klient masuje się po brzuchu, by po chwili zacząć się rozglądać po pomieszczeniu, przyszła mu do głowy inna myśl.
„A może to jest szpieg moich konkurentów, którego przysłali aby wybadał jak smakuje mój ramen?!?!”
* * *
Uzumaki, zadowolony z napełnienia żołądka, rozglądając się teraz po skromnie urządzonym wnętrzu restauracji, po chwili kątem oka dostrzegł kucharza powracającego z zaplecza.
- Przepraszam, ale co to za tłum stojący pod wejściem tej drugiej restauracji? – Spytałem, gdyż trochę mnie to zaciekawiło. Mężczyzna tak jakby bojąc się czegoś, w pierwszej chwili nic mi nie odpowiedział. Gdy powtórzyłem swoje pytanie drugi i trzeci, za czwartym razem nieco się zdenerwowałem i nawet na niego krzyknąłem.
- Czy to oni cię do mnie przysłali?!
- Hę? Niby kto taki?! – Jego nagłe pytanie, kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Oni!! Ci złodzieje pomysłów!!
- Spokojnie. Nikt mnie nie przysłał. Byłem bardzo głodny po stoczonej walce, wiec padło na pańską restaurację. Poza tym, pod tamtym wejściem kręci się tyle ludzi, że do wieczora umarłbym z głodu, stojąc z nimi w kolejce.
- A więc nie jesteś szpiegiem moich konkurentów!
- Ja? Szpiegiem? Ha! Ha! Ha! Ha! Ha!… - Nie wytrzymałem i wybuchnąłem gardłowym śmiechem, tak że nawet mnie przeszły ciarki.
- Co w tym śmiesznego?! – Oburzył się kucharz.
- Nic. Tylko skąd podejrzenie, że mogę być czyimkolwiek szpiegiem?
- Gdyż, od ponad miesiąca nie miałem żadnego klienta, który zamówiłby choć nawet najmniejszej miseczki ramen!! A tu nagle, pojawiasz się TY i dosłownie pochłaniasz 8 największych misek ramen jakie posiadam…, więc co innego mogłem sobie o tobie pomyśleć?!?!
- Dobrze, może to nie jest normalne, ale jak jestem głodny to właśnie tyle potrafię zjeść. – Odparłem.
„Choć nawet nie wiem jakby mu tu wytłumaczyć, że nie jestem sam?” – Pomyślałem.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Ciąg dalszy w kolejnej notce za 4 dni. Pozdrawiam, mam nadzieję że się podobało i zapraszam do komentowania ^__^