piątek, 16 lutego 2018

170. Kaze Shuuren

Poniższy odcinek, rozdział, część… nazwijcie to jak chcecie, został napisany z myślą o drobnym przyśpieszeniu rozgrywającej się fabuły. Doszły do mnie słuchy, że to o czym piszę powoli robi się już nudne i czas najwyższy na zakończenie opowieści. Hmm… niestety, ku niezadowoleniu maruderów, a uciesze fanów prezentowana przeze mnie historia jeszcze nie prędko doczeka się notki z podsumowaniem: The End.
P.S. – Czytelniczko Mucha, w ramach symbolicznego prezentu urodzinowego, poniższa notka zostaje zadedykowana właśnie tobie. Wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam.



<<< Odcinek ukazał się 19 czerwca 2010 roku >>>



Naruto i Tenzō wymienili spojrzenia. Z rozmowy jaka chwilę potem miedzy nimi rozgorzała, blondyn dowiedział się, że obserwowanie go bez jego wiedzy może być bardzo niebezpiecznym, ale także bardzo pouczającym zajęciem. Yamato nie jednokrotnie podkreślał swój zachwyt umiejętnościami blondyna, jakie ten zaprezentował pod czas pierwszego etapu swojego treningu, a potem w starciu z wrogiem. Naruto tym czasem przez cały czas jedynie serdecznie się uśmiechał i co jakiś czas przytakiwał nieznacznym kiwnięciem głowy. Kiedy dialog zszedł na temat ósemki Upiornych Samurajów, koło Uzumakiego niespodziewanie zjawił się jego doradca, Jogensha. Szok, jaki w jednej chwili zapanował w duszy byłego członka ANBU, z równą mocą udzielił się innym osobom stojącym wkoło. Czarnowłosy wojownik ze spokojem opowiedział kim byli widziani żołnierze. Kiedy skończył mówić w obozie ponownie zapanowała cisza, co jakiś czas zakłócana przez szum liści na wietrze i odgłos nieopodal bawiącej się gromadki dzieci z Akademii. Kiedy wszyscy w końcu się otrząsnęli, a Jogensha na powrót zniknął w chmurze białego dymu, do Naruto podeszła panna Nakamura z trzymanym w dłoniach zawiniątkiem. Jak się okazało, były to kanapki jakie dziewczyna przygotowała dzień wcześniej jeszcze przed wyruszeniem z wioski. Po krótkich naleganiach i zapewnianiu, że nic się nie stanie, Naruto poddał się i odwzajemniając uśmiech kunoichi, przyjął poczęstunek. Drużyna Konohamaru i Tenzō również dostali coś na ząb. Po kilkunastu minutach milczenia miedzy przyjaciółmi ponownie rozgorzała dyskusja. Rukia i Moegi plotkowały, a Udon i Konohamaru zamęczali Yamato pytaniami na temat elementu drewna jakim mężczyzna władał. Tylko Uzumaki siedział i z nikim nie rozmawiał, ale tylko z pozoru. Tak naprawdę w umyśle prowadził zaciętą wymianę zdań z dziewięcioogoniastym lisim demonem. Kyuubi wyrzucał mu, że chłopak ostatnio ignorował jego nawoływania i próby dowiedzenia się, czemu ten nie chciał skorzystać z oferowanej mu pomocy. Blondyn spokojnie poczekał, aż lisowi zaschnie w gardle od słowotoku, a kiedy w końcu to nastąpiło i ten umilkł, podał bardzo logiczne wytłumaczenie:
- Wybacz, że cię ignorowałem. Wiem, że tego nie cierpisz, ale musiałem skupić całą swoją uwagę na przeciwniku, który wcale nie był taki słaby na jakiego wyglądał. Po za tym jego broń mogła być czymś nasączona, a wierz mi, nie chciałbym teraz zmagać się z jakimiś bólami. Muszę być sprawny by jak najszybciej podnieść własny poziom umiejętności. – Jounin umilkł spuszczając wzrok z klatki przyjaciela. – A czemu nie chciałem skorzystać z twojej pomocy? Może tego nie zauważyłeś, ale cały czas z niej korzystam. Możesz to uznać za zły moment, ale uznałem, że czas najwyższy na usamodzielnienie się. Oczywiście nie odrzucam twojej chęci pomocy mi w walce z wrogiem, ale pozwolisz, że będę z niej teraz korzystał tylko w ostateczności. Musisz zrozumieć, że jeśli mam urosnąć w siłę i poprawić swoje kwalifikacje, muszę zwiększyć własny poziom chakry. Jeszcze nie wiem jak tego dokonam, ale coś się wymyśli.
Kiedy chłopak ostatecznie zamilkł, demon nic więcej już nie powiedział. Tylko patrzył… nie, na wylot przeszywał blondyna swym mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Szczerze powiedziawszy, Lis zaskoczył blondyna. Naruto był przekonany, że po swoich wyjaśnieniach, Kyuubi jeszcze coś powie. Rzuci jakąś ripostę pełną sarkazmu lub ironii, lecz nic takiego się nie stało. Jinchuuriki ostatni raz spojrzał na dziewięcioogoniastego, a kiedy tamten nadal nie zamierzał nic mówić, powrócił świadomością do okalającej go rzeczywistości. Jak tylko otworzył oczy, zorientował się, że prawie nic się nie zmieniło. Płeć piękna wciąż rozmawiała na tylko sobie znane tematy, Udon nadal siedział znudzonemu Yamato na głowie, natomiast młody Sarutobi przeniósł swoje cztery litery w pobliże dzieciaków. Ośmioletni uczniowie Konoha-Gakko, w związku z szybko zbliżającym się zmierzchem, wykazywali spore już zmęczenie. Dokładnie godzinę później, wszyscy poszli spać. No… prawie wszyscy. Naruto wdrapał się na szczyt jednego z drzew, usiadł na gałęzi opierając plecy o pień i zamyślony zapatrzył się w blask rozgwieżdżonego nieba.
* * *
Następnego ranka i przez kolejne dni, Uzumaki i Nakamuara wspierani przez trójkę geninów oraz czarnookiego członka elitarnych służb porządkowych Konoha-Gakure no Sato, starali się jak najlepiej wywiązać z zadania jakie powierzyła im Hokage. Jak się okazało, siódemka ośmiolatków okazała się być bardzo pojętnymi uczniami. Czemu tylko siódemka? Ponieważ Miyoko opanowała kontrolę własnej chakry na tyle, że bez trudu wykonywała podstawowe techniki jak Henge czy Bunshin no Jutsu. Jej koledzy i koleżanki dopiero stawiali pierwsze kroki w tym, co miało się później przyczynić do ich awansu na nowe pokolenie geninów Konoha, ale i tak nie źle sobie radzili. Kiedy ostatnie dziecko w końcu wykonało technikę Podziału Cienia… właśnie mijał pierwszy tydzień odkąd cała grupka obywateli Ukrytego Liścia opuściła swój dom. Wtedy właśnie Naruto zarządził dwudniową przerwę, podczas której dzieci na swój sposób świętowały pomyśle nauczenie się techniki Podziału Cienia, cały czas pilnowane przez Rukię, drużyna Konohamaru trenowała taijutsu, a Uzumaki słuchał wskazówek Tenzō w sprawie treningu technik natury wiatru. Kiedy skończyli omawianie najtrudniejszych i najnudniejszych aspektów, Yamato na czystym zwoju wyciągniętym z jednej z przednich kieszonek kamizelki, spisał kilka technik, po czym, gdy go oddał w ręce chłopaka, bez pożegnania ulotnił się w białej chmurze dymu.
Blondyn przeczytał co mu przyjaciel po fachu napisał, następnie zwinął pergamin, wstał i złożył dłonie w charakterystyczny znak. Nim ktokolwiek zdołał jakkolwiek zareagować, błękitnooki teleportował się do miejsca swojej ostatniego, wodnego treningu. Kiedy tylko zmaterializował się nad brzegiem jeziorka zaplamionego krwią pływających w nim zwłok, mocniejszy podmuch wiatru uderzył go prosto w twarz. Wtem, chłopak dostrzegł poszarpany liść unoszący się bezwładnie w powietrzu w odległości długości jednego ramienia od jego głowy. Przyglądając mu się przez chwilę z uwagą, wyciągnął otwartą rękę przed siebie i pozwolił by liść swobodnie osiadł na wewnętrzne stronie dłoni. Gdy to nastąpiło, blondyn w ciszy z zamkniętymi oczami odczekał dodatkowych kilka minut, przez cały czas zachowując równomierny oddech, a gdy na powrót podniósł powieki… powoli uwalniana przez niego chakra zaczęła unosić happa*. Kiedy znajdował się na wysokości kilkunastu centymetrów nad wewnętrzną stroną dłoni, Naruto zwiększył tempo uwalniania chakry. Liść nagle zaczął wirować w pionie wokół własnej osi, a gdy prędkość jego ruchu była już niemal nie do zauważenia przez zwykłego człowieka, w ułamku sekundy miliony cieniutkich niczym ludzki włos igieł poszatkowały organ roślinny w drobny mak.
Uzumaki ze zdumieniem wymalowanym na twarzy zanotował dostrzeżone zjawisko w pamięci, jednocześnie zaprzestając uwalniania swojej energii. Opuściwszy nieco odrętwiałe ramię wzdłuż ciała, po kilku minutowym odpoczynku spróbował wykonać pierwszą z technik zapisanych przez Yamato. Chłopak schował trzymany zwój do jednej z przednich kieszonek swojej kamizelki, następnie stanął w lekkim rozkroku, błyskawicznie wykonał sekwencję ośmiu znaków i rozpostarł ramiona. Zaczekawszy aż silniejszy podmuch wiatru uderzy go w pierś, kiedy to nastąpiło, szybko uwolnił do otoczenia znaczne ilości chakry, po czym machnął rękoma przed sobą w geście klaśnięcia, cały czas trzymając je wyprostowane w łokciach. Powstała w ten sposób fala powietrza pomknęła od blondyna ku drugiemu końcowi polany. Cały zabieg odbył się w iście mistrzowskim wykonaniu. Głęboki na pół, szeroki na dwa i długi na trzysta metrów rów najlepiej o tym świadczył. Uzumaki z szerokim uśmiechem obejrzał swoje dzieło, a gdy napawanie się wyszło mu już nosem, momentalnie stworzył obok siebie klona. Wystawiwszy do niego prawą dłoń, chwilę potem trzymał w niej uformowanego Rasengana. Kiedy blondyn chciał ruszyć do ataku na niewidzialnego wroga, niespodziewanie usłyszał gardłowe mruknięcie… coś, jakby burczenie w brzuchu. Niestety, to był tylko jego demoniczny przyjaciel:
- A nie myślałeś nigdy, by nauczyć się rzucać skoncentrowaną dawką chakry?
Chłopak nie odpowiedział, ale podsunięty pomysł wziął sobie do serca. Przyjrzawszy się trzymanej kuli energii z bliska, po kilkunastu minutach wpatrywania się w nią zamyślonymi oczami, wzruszył ramionami i spróbował wyrzucić Rasengana w powietrze. Ku pełnemu zdumieniu, kiedy kula chakry straciła kontakt z chakrą blondyna, rozpłynęła się niczym bańka mydlana. Naruto momentalnie popadł w zadumę.
* * *
W ciągu kolejnego tygodnia, dzień i noc, młody jounin na wszelkie sposoby starał się urzeczywistnić pomysł dziewięcioogoniastego. Nie regularne odżywianie się i znikomy sen błękitnookiego poważnie martwił jasno brązowowłosą kunoichi, ale dziewczyna nie wiele mogła zdziała z zawziętością chłopaka, jaką ten zaczął wykazywać. Liczne próby rzucenia stworzoną kulą chakry za każdym razem kończyły się kompletnym fiaskiem, co Uzumakiego powoli już zaczynało irytować. A każdy wie, że jak się blondyn dostatecznie zdenerwuje, to się może wydarzyć coś, czego wszyscy woleliby uniknąć. Na szczęście, Naruto przez cały czas zachowywał trzeźwość umysłu i po każdej nieudanej próbie wmawiał sobie, że następnym razem w końcu się to uda osiągnąć. Kiedy szóstego dnia od momentu rozpoczęcia drugiego etapu narzuconego sobie treningu irytacja osiemnastolatka sięgnęła zenitu, z cienia własnej klatki wyszedł lisi demon, podsuwając kolejną sugestię:
- Młody, spójrz na problem z innej strony. Skoro kula skoncentrowanej dawki chakry ulega samozniszczeniu zaraz po odłączeniu od twojej dłoni, to może jest jej potrzebna od zewnątrz jakaś powłoka ochronna? Zastanów się nad takim rozwiązaniem.
Naruto tym razem również nic nie odpowiedział, ale po namyśle, postanowił skorzystać z kolejnej podpowiedzi przyjaciela. W przeciągu kolejnych dwudziestu czterech godzin, Uzumaki dokładnie analizował wszystkie swoje wcześniejsze kroki w stworzeniu całkowicie nowej odmiany techniki Yondaime Hokage. A może po prostu jej dokończenia? Chłopak w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Przez cały ten czas najważniejsze było dla niego w końcu uzyskać zamierzony efekt i wrócić do domu z kolejnym asem w rękawie. Niestety, wieczorem siódmego dnia drugiego tygodnia, panna Nakamura nakrzyczała na blondyna, że zaniedbuje podopiecznych mu uczniów. Zażarta wymiana zdań miedzy dwójką przyjaciół, po niespełna dwudziestu minutach się skończyła, ale Rukia postawiła na swoim. Następnego dnia kunoichi zarządziła rychły powrót do domu, z czego dzieci tylko się ucieszyły. Zapewne zdążyły już zatęsknić za matczyną nadopiekuńczością. Jedynie mała Inaba nie wykazywała chęci powrotu. Obserwowanie swojego sensei podczas treningu było dla niej czymś niezwykłym.
Kiedy medyczka wraz z trójką geninów odprowadziła ósemkę uczniów Akademii do Konoha, Uzumaki prawie w ogóle się tym nie przejął. Swoje zadanie wykonał, według niego na piątkę. Ale z drugiej strony było mu z tym źle. Dlaczego? Ponieważ zobowiązał się do nauczenia przyszłego pokolenia geninów czegoś więcej niż tylko dwóch technik. Panna Nakamura miała rację. Marny z niego nauczyciel. Znana z ciętej riposty i boleśnie szczerych wypowiedzi potrafiła złamać nie jednego shinobi. Gdyby wierzyć w reinkarnację lub braterstwo dusz, można było by uwierzyć, że ta z wyglądu nieśmiała panienka jest kopią Tsunade-sama.
- CHIKUSHOU!! – Naruto zawył pod nosem wściekły na samego siebie. Pomyśleć, że jeszcze dwa tygodnie temu świetnie mu się z nią rozmawiało i współpracowało, ale teraz? Jak się pokłócili, wszystko się pochrzaniło. Dekoncentrujący mętlik w głowie uniemożliwiał mu wznowienie treningu.
- Naruto-sama, daijōbu desu ka? – Nagle zza drzewa wyszedł żołnierz bez maski i hełmu na głowie. Jego długie, czarne włosy swobodnie falowały na delikatnych podmuchach wiatru. Blondyn aż podskoczył wystraszony. Spojrzawszy na mężczyznę, momentalnie popadł w zadumę. Po dosłownie piętnastu minutach oprzytomniał i szybko odparł, po czym zadał dopiero co wymyślone pytanie:
- Hai, hai, mochiron desu. Jogensha, czy wiesz może jak rozdzielić dwuskładnikową chakrę? – Widząc niezrozumienie w oczach swego doradcy, chłopak kontynuowała. – Chodzi mi o to, że… Czy widziałeś jak próbowałem rzucić wytworzoną kulą chakry?
- Hai, sō desu.
- Zatem dobrze wiesz, że ani razu mi się to nie udało. Demon podpowiedział mi, żebym stworzył od zewnątrz powłokę ochronną, tylko że ja nie wiem jak się do tego zabrać, a jego pomocy nie chcę. Teoretycznie wiem, że powinienem wykorzystać do tego element wiatru, ale jak z niego skorzystać mając jedną rękę zajętą? Czy teraz rozumiesz, o co pytałem?
- Tak.
Żołnierz ponownie odezwał się jedynie krótkim przytaknięciem, po czym przybrał na twarzy zamyślony wyraz. Po pięciu minutach się ocknął i machnął ręką nad głową. Chwilę potem z pobliskich drzew zeskoczyło trzydziestu Upiornych Samurajów, których Uzumaki wezwał przed dwoma tygodniami do pilnowania obozowiska. Kiedy Jogensha do nich podszedł, stanęli w okręgu twarzami skierowani do wnętrza i tak zastygli. Blondyn był świadom, że zażarcie o czymś dyskutowali. Było widać, że żołnierz bez maski i hełmu na głowie pytał pozostałych o coś, po czym wysłuchiwał odpowiedzi, argumentów i pomysłów, jakie ci udzielali i podsuwali. W pewnym momencie jeden z Upiornych zniknął w chmurze białego dymu, by następnie pojawić się w tym samym miejscu po niespełna minucie. Błękitnooki dostrzegł w jego rękach jakiś jednokolorowy zwój, który po chwili przekazał swojemu długowłosemu kompanowi. Gdy po dziesięciu minutach Naruto zaczął się już niecierpliwić, Jogensha skończył dyskutowanie z Samurajami i do niego powrócił:
- Naruto-sama, w tym zwoju opisana została szczegółowo odpowiedź na twoje pytanie. – Powiedział i wręczył trzymany pergamin Uzumakiemu. Chłopak obejrzał go dokładnie z każdej strony, po czym zgrabnym ruchem rozwinął. W środku rzeczywiście była wypisana instrukcja wykonania powłoki ochronnej dla skondensowanej kuli chakry. Co dziwniejsze na końcu Naruto znalazł serię szesnastu pieczęci. Jak się po chwili okazało, były one swego rodzaju zapewnieniem, że wszystko odbędzie się bez komplikacji. Gdy blondyn wszystko przeczytał, podniósł wzrok i spojrzał na swego doradcę:
- I to wszystko? – Spytał.
- Tak, Naruto-sama. Po wykonaniu pieczęci przed rozpoczęciem gromadzenia chakry w dłoni, teoretycznie powinieneś potem móc bez problemu manipulować naturą wiatru swojej chakry.
- Teoretycznie?
Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał głową z nieznacznym uśmiechem na ustach. Blondyn westchnął. – Gdybym pomyślał o tym zawczasu, zaoszczędziłbym masę pracy i wysiłku. – Jęknął w duszy. Słysząc stłumiony śmiech demona, już miał na niego warknąć, kiedy przypomniał sobie, że przecież miał go ignorować. Nie zwracać najmniejszej uwagi na zaczepki dziewięcioogoniastego. Nabrawszy w usta nieco powietrza, Naruto po chwili je wypuścił, po czym powtórzył całą sekwencję wdechów i wydechów jeszcze kilka razy. Kiedy uspokoił skołatane myśli ponownie zajrzał do zwoju jaki dali mu Upiorni żołnierze. Przyjrzawszy się pieczęciom na jego końcu wypisanym, dopiero teraz dostrzegł, że zostały dobrane po dwie w rzędzie. A to diametralnie wszystko zmieniało. Myśl, że przed każdym wytworzeniem ulepszonego Rasengana będzie musiał wykonać serię trzydziestu dwóch pieczęci, trochę go przerażała… ale nie na tyle, by całkowicie odstraszyć. Chłopka zwinął pergamin, następnie schował go do innej wolnej kieszonki z przodu swojej kamizelki i zabrał się do przygotowań.
Naruto odsunął się do tyłu o trzy kroki, stanął w lekkim rozkroku i przybrał odpowiednią postawę. Chwilę potem zamknął oczy, odetchnął głębiej ostatni raz i zaczął od zawiązywania pieczęci, powtarzając nazwę każdej w pamięci. Na początku, bez pośpiechu by się tylko nie pomylić, kiedy dotarł do połowy, zwiększył tempo i minutę później skończył. Następnie wystawił przed siebie rękę wyprostowaną w łokciu, wewnętrzną stroną dłoni skierowaną ku niebu, po czym lewą ręką chwycił ją za nadgarstek. Dosłownie sekundę potem, miedzy napiętymi pacami powoli zaczęła zbierać się niebieska energia. Gdy pojawiła się niewielka kula, Uzumaki zwiększył tempo oddawania chakry i wnet usłyszał niewyraźne piszczenie pomieszane z odgłosem zgrzytania. Kiedy zamrugał z niedowierzania, wokół wytworzonej kuli chakry dostrzegł wirującą, powietrzną barierę w kształcie czteroramiennego shurikena.
- SUGOI!! Jakby Cię tu nazwać? Już wiem… Fuuton, RasenShuriken.
Jak tylko pomyślał nazwę techniki, zmodyfikowany Rasengan rozbłysnął oślepiającym światłem, zmuszając blondyna do zamknięcia oczu. Gdy na powrót je otworzył, trzymana przez niego kula chakry zwiększyła swoją objętość, a powietrzne ramiona swoją długość i prędkość poruszania się. Cała technika emitowała ogłuszający gwizd i powodowała bardzo porywisty wiatr. Naruto przyglądał się przez chwilę swemu nowemu dziełu, po czym stanął tyłem do Upiornych, zamachnął się i wypuścił powietrznego shurikena z ręki. Ten poleciał na wysokości półtora metra nad ziemią przez las, ścinając po drodze kilkadziesiąt masywnych drzew, po czym eksplodował dewastując okolicę o łącznej powierzchni jednego hektara.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

169. Kyuubi w odstawce

Przyznaje, pomysł z wstawieniem retrospekcji w środek notki nie był może najlepszym pomysłem, ale tylko w taki sposób mogłem w końcu dokończyć pisanie poprzedniego odcinka. W dzisiejszym rozdziale nie zobaczymy już żadnego wypełniacza w postaci fragmentu notki dawno temu już opublikowanej. Tym razem, od początku do końca wszystko zostało wymyślone od zera. Niestety, tym razem również nie obyło się bez prośby o pomoc, która została mi na szczęście udzielona. – Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na kolejna dawkę przygód Naruto Uzumakiego.



<<< Odcinek ukazał się 5 czerwca 2010 roku >>>



Na czubku jednego z wyższych drzew jakie okalały polanę w sercu lasów Konoha-Gakure no Sato siedział młody, zaledwie trzydziestoparoletni mężczyzna. Jego odzienie wskazywało, że należał do sporego grona shinobi Ukrytego Liścia. Tenzō, gdy tylko poznał akta młodego Uzumakiego, w pewnym sensie stał się jego opiekunem-stróżem. Choć nigdy nie rozmawiał z Naruto, to z obserwacji wiedział z kim miał do czynienia. Samodzielnie rozpoczęty trening wywołał w nim nie lada podziw. W jeszcze większe zdumienie popadł, gdy okazało, że chłopak jest całkiem niezłym szermierzem.
* * *
Naruto ściskał rękojeść katany oburącz, trzymając broń przy piersi. Lekko przymrużonymi oczami patrzył na swoich wrogów, którzy po chwili go otoczyli. Teraz chłopak miał jednego przed sobą, drugiego za sobą, trzeciego z lewej, a czwartego z prawej. Zastanawiał się nad strategią. Wiedział, że po wykonaniu wodnej techniki i stworzeniu klonów nie zostało mu zbyt wiele chakry do walki, a używać energii demona nie zamierzał. Dlaczego? Tego nikt nie wiedział, nawet sam Kyuubi, który od przeszło godziny zamęczał chłopaka tym pytaniem. Usilne próby wymuszenia zeznania wielokrotnie spełzły na niczym. Blondyn nie ustępował. Nie odzywał się. Trwał w pełnym skupieniu nasłuchując odgłosów otoczenia. Jednym z takich dźwięków był nieco przyśpieszony i lekko ociężały oddech jego przeciwników. Zmęczenie jakim emanowali dawało mu szanse na zakończenie potyczki jedynie w kilku ruchach. Spinając wszystkie mięśnie, czekał cierpliwie… aż tu nagle do jego uszu doszedł odgłos szurania nogami po ziemi i brzęk metalu.
Okalający go wojownicy szykowali się do ataku. Kiedy mocniejszy podmuch wiatru zatrzepotał połami ubrania jednego z nich, zaczęło się. Mężczyzna stojący z tył ruszył jako pierwszy, zaraz po nim zerwał się ten z lewej, a potem ten z prawej. Wszyscy trzej zbliżyli się do Uzumakiego w tym samym momencie, jednoczenie wyprowadzając cięcie. Blondyn bez trudu wykonał uniki, w miedzy czasie wyciągając dwa kunai’e z kabury na udzie. Następnie odbił się, obrócił o sto osiemdziesiąt stopni i wykonał zamach. Cała sekwencja odbyła się tak szybko, że mało kto dostrzegł wyprowadzoną kontrę. Rzucone sztylety z charakterystycznym świstem przecięły powietrze, po czym utkwiły w piersiach dwóch atakujących wojowników.
Naruto gładko wylądował kilka metrów od miejsca z którego się odbił natychmiast parując atak trzeciego napastnika. Cios za ciosem, iskry sypały się setkami. Blondyn z kamiennym wyrazem twarzy pozwalał mężczyźnie na wykazanie się, lecz ten po chwili jakby zwolnił. Zmęczył się. Chłopak tylko to wykorzystał. Odbiwszy katane przeciwnika na bok, zaraz potem przebił go w okolicy serca.
- Trzy trupy w sześćdziesiąt sekund. Całkiem niezły wynik.
Rozległ się głos czwartego wojownika, który jak dotąd stał biernie z boku wszystkiemu się przyglądając. Wyglądało to tak, jakby oceniał swoje szanse w walce z Uzumakim w pojedynkę i/lub czekał, aż jego towarzysze polegną. Kiedy blondyn odwrócił się do niego przodem, machnął kataną zrzucając na trawnik krew z ostrza, po czym schował miecz na swoje miejsce. Kolejny podmuch wiatru poruszył luźnym ubraniem jego oponenta.
- Muszę przyznać, że masz ciekawy styl Kenjutsu.
- I co z tego?
- To z tego, że moim sensei był jeden z mistrzów miecza Wioski Ukrytej Mgły znany inaczej jako Kisame Hoshigaki, który notabene, nadal służy w Akatsuki. Rozumiesz więc, że dostałem zlecenie na twą głowę nie przypadkiem. – Odrzekł shinobi dotąd uważany przez niebieskookiego za nieszkodliwego oprycha. Naruto słysząc nazwę organizacji która prześladowała go odkąd pamiętał, a która nie jednokrotnie przyprawiła go o pokaźny ból głowy, teraz sprawiła, że wezbrał w nim niepohamowany gniew:
- Wystarczy tego gadania, stawaj do walki!
- Chwila… Warto żebyś poznał moje imię zanim oddam cię w ich ręce. Wiedz, że zrobię to z przyjemnością. – Mężczyzna uśmiechnął się pewny swego. – Oprócz tego, że znasz mnie jako ucznia Kisame, zwę się Hideki Genda i ponad wszystko klnę się, że to będzie ostanie imię jakie poznasz!
- Cwaniaczek. – Mruknął Kyuubi. – Uważaj na niego Naruto. Jego chakra, dotąd skrzętnie ukrywana, teraz się ujawniła. Hmm… ma naturę wody. Jej ilość trzykrotnie przekracza potencjał Kakashiego Hatake, a tobie zostało nie wiele więcej. Proponuję…
- Wiem, że zostało mi nie wiele chakry, Kyuu, ale na tego pachołka Brzasku powinna jeszcze wystarczyć. Z czystą przyjemnością zmiotę go z powierzchni ziemi. – Naruto odparł z chytrym uśmieszkiem na ustach, po czym stanął w lekki rozkroku szykując się do kolejnego starcia. W następnej minucie i kilkudziesięciu kolejnych przekonał się o sile przeciwnika:
- Suiton, Daibakufu no Jutsu!
Wypowiedział obcy shinobi używając do tego dobrze znaną blondynowi sekwencję kilkunastu znaków. Naraz z jeziorka oddalanego o parę metrów uniósł się szeroki na dwa metry pierścień wody, który wirując, w szaleńczym tempie pomknął w stronę Uzumakiego, tworząc poziomo poruszające sie tornado. Naruto zareagował instynktownie, z kocią gracją przeskakując ponad niespodziewanym atakiem przeciwnika. W locie skrzyżował ręce w charakterystycznym dla siebie jutsu, by naraz obok niego pojawiło się równo pięćdziesiąt klonów, które bez rozkazu oryginału, szybko rzuciły się na przeciwnika. Genda wkurzony, postanowił zlikwidować klony jedyną skuteczną na ten atak techniką. W mgnieniu oka skoncentrował swoją techniką, składając ręce w kolejny ciąg znaków, po czym wypowiedział:
- Suiton, Suikoudan no Jutsu.
Pod siłą uderzenia wszystkie klony się rozpierzchły, a na jego czole pojawił się pot, który powoli torował sobie drogę po policzku ku brodzie. 
- Dosyć tego patyczkowania się. – Pomyślał nosiciel dziewięcioogoniastego. W chwili pełnej frustracji, nie bacząc na swe umiejętności, w ręku blondyna pojawiała się niebieska kula chakry. Przeciwnik odczuwając lekką konsternację wywołaną, według niego, dziwnym zagraniem przeciwnika, ostatkiem własnych sił skumulował resztę chakry, po czym wypowiedział:
- Suiton, Suiryuudan no Jutsu.
Jeszcze raz z pobliskiego jeziorka buchną strumień wody, tym razem tworząc postać gigantycznego smoka o złocistych ślepiach. Zasłaniając użytkownika, jutsu ruszyło bezpośrednio na blondyna. Ten nie zwlekając zerwał się z miejsca. W czasie skoku przebił paszczę wodnego gada i z ponad ludzką prędkością uderzył w serce przeciwnika. Hideki przekoziołkował parę razy w powietrzu ostatecznie trafiając na potężny dąb, który złamał się pod bardzo dużym naciskiem jego ciała. W tym momencie walka się zakończyła. Kiedy chmura pyłu i kurzu powstała w wyniku uderzenia ciężkiego pnia o ziemię wzniosła się ku niebiosom, zmęczony Naruto przeszedł parę kroków i staną obok pokiereszowanego trupa:
- Cóż… to chyba na tyle. Szkoda mi Ciebie…
Powiedział od niechcenia i przeczesał włosy ręką.
* * *
Kiedy po kilkunastu minutach dość powolnego i chwiejnego kroku dotarł do obozowiska, z westchnieniem oparł się o drzewo. Z serdecznym uśmiechem począł obserwować beztrosko bawiące się dzieci, kompletnie nieświadome zagrożenia, jakie niedawno pojawiło się w okolicy i szybko zostało zniwelowane przez ich błondwłosego mistrza. Naruto stojąc w cieniu rozłożystego świerku zastanawiał się, jakby to było mieć własną trzy osobową drużynę jeszcze zielonych geninów. Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków. Chłopak już odruchowo pochwycił kunai w dłoń i odwrócił się na pięcie, by zobaczyć, kto próbuje go zajść. Potencjalnym przeciwnikiem okazała się jasnobrązowo włosa kunoichi, na widok której, Uzumaki na powrót schował trzymaną w ręku broń.
- Wszystko dobrze?
Spytała Rukia podchodząc do niego tak blisko, że blondyn bez trudu wyczuł woń jej perfum. Napawając się delikatnym zapachem jaśminu, chłopak za bardzo się rozluźnił i gdyby nie refleks niebieskookiej, zapewne upadłby na ziemię.
- Co Ci jest??
Nie odpowiedział. Przyciągany przez grawitację, usiadł na ziemi opierając się plecami o pień drzewa. Zaniepokojona medyczka zaraz przy nim uklękła i tak jak uczyła ją Tsunade, zebrała w prawej dłoni odrobinę leczniczej chakry. Sprawdziwszy organizm jounina, odetchnęła z ulgą. Nie miał żadnych ran. Jedynie duże wykorzystanie chakry nieco nadwątliło jego kondycję. Kunoichi uśmiechnęła się ciepło.
- Chodź. Musisz coś zjeść.
Powiedziała w końcu i wstając pociągnęła Naruto za ramie do góry. Ten się tylko jej poddał. Prowadzony pod pachę do ogniska położonego w centrum obozowiska, po kilku krokach posadzony został pod innym drzewem. Odczuwając na twarzy cieplarniany efekt płonących patyków, chłopka nieznacznie się uśmiechnął. Tak, tego mu było trzeba. Ciszy i spokoju. Niestety, ciszę i spokój musiał zaraz schować do kieszeni, ponieważ podbiegli do niego czternastoletni genini:
- Naruto-oniisan! To było coś niesamowitego. W przepiękny sposób pokonałeś ostatniego przeciwnika. – Jako pierwszy odezwał się Konohamaru. – W ogóle, wszystkich oprychów.
- Obserwowaliście mnie? Przecież powiedziałem, że macie bronić uczniów Akademii…!
- I tak zrobiliśmy. – Zaoponował Udon.
- Tylko Konohamaru-kan Cię nie posłuchał… sensei. – Przy ostatnim słowie, Moegi nieco się zająknęła, lecz chwile potem szeroko się uśmiechnęła. Tym czasem obgadywany genin słysząc słowa przyjaciółki z drużyny, nastroszył włosy niczym wściekły kocur. Wnuczek Sandaime miętoląc przekleństwo w ustach w ostatniej chwili się powstrzymał i jedynie mruknął:
- Zdrajczyni.
Kiedy Uzumaki zgromił go za jego zachowanie i ponownie chciał się odezwać, nagle w czubkach okalających obozowisko drzewach rozległy się stłumione odgłosy walki. Kilka uderzeń, świstów, brzęknięć metalu o metal i w końcu huk łamanych gałęzi. Zdezorientowani genini poczęli się rozglądać w poszukiwaniu sprawców całego tego hałasu, niespodziewanie po drugiej stronie ogniska coś dużego gruchnęło o ziemię. W powstałej chmurze piachu pojawiła się niewyraźna sylwetka jakiegoś mężczyzny.
- Ku…so…
Jęk wydobywający się z jego ust świadczył, że spotkanie z podłożem prawdziwie było nie przyjemne. Kiedy Naruto zerwał się na równe nogi, momentalnie poczuł zawroty głowy i aby nie upaść, oparł się plecami o pień drzewa przy którym siedział. Następnie utkwił baczne spojrzenie w powoli pojawiającym się gościu. W chwili dostrzeżenia opaski z symbolem jego rodzinnej wioski, wokół nieznajomego pojawiło się ośmiu Upiornych. Ostrza ich mieczy połyskiwały od nagromadzonych w nich chakr, gotowe by zostawić głęboki ślad na piersi intruza. Naruto wraz z trojką geninów w milczeniu czekali na rozwój sytuacji, kiedy do blondyna podbiegła jego „uczennica”. Inaba mocno przytuliła się do chłopaka skrywając załzawiona twarz w połach jego ubrania.
- Co się stało, Miyoko? – Spytał zdziwiony.
- B-boję się, sensei. – Wyjąkała.
Jounin na powrót spojrzał w kierunku Upiornych i momentalnie zrozumiał. Dziewczynka bała się właśnie ich. Zapewne przeraził ją wygląd ich masek, który na początku jego samego przyprawiał o dreszcze na plecach. Po chwili mocniejszy podmuch wiatru ostatecznie rozdmuchał chmurę pyłu przysłaniającą nieznajomego shinobi i wszystkim ukazał się widok zielonej kamizelki ze znakiem Konoha-Gakure na plecach.
- Chwila, ja skądś znam tą twarz… – Pomyślał Naruto i w tym momencie Samurajowie ruszyli do ataku. – …już wiem! To jest Yamato-Teichou*! – Osiem ostrych jak brzytwa ostrzy z zawrotną prędkością przecinało właśnie powietrze w geście ciosu, kiedy blondyn machnął ręką, jednocześnie krzycząc:
- STAĆ!!
Żołnierze w mgnieniu oka się zatrzymali. Wszyscy, bez wyjątku, zamarli pochyleni nad Tenzō, który szykował się do obrony wyciągniętym kunaiem. Klingi ich mieczy, cały czas połyskujące od niebieskiej chakry, zastygły w powietrzu, kilka centymetrów od głowy, piersi i pleców brązowowłosego jounina. Wszystko wydarzyło się jak w zwolnionym tempie. Kiedy Naruto opuścił rękę, Upiorni jak na komendę przyciągnęli bron do piersi prostując postawę, po czym schowali miecze na swoje miejsce i bez słowa wycofali się na poprzednio ustalone stanowiska strażnicze w konarach pobliskich drzew. Uzumaki tym czasem ukląkł przy płaczącej Miyoko i począł ją uspokajać szepcząc do ucha słowa otuchy przy jednoczesnym głaskaniu jej po główce. Jak Inaba tylko się uspokoiła i na powrót jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, blondyn zwrócił swe spojrzenie w stronę trójki geninów stojących nieopodal. Ich twarze przedstawiały różne wyrazy. Udon wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, od Moegi bił strach wywołany zaistniałą sytuacją, natomiast Konohamaru z oczami jak spodki, świdrował go zszokowanym spojrzeniem. Naruto uśmiechnął się nie znacznie, po czym wstał i spojrzał na Tenzō.
- Yamato-Teichou, co ty tu robisz i dlaczego skradasz się jak jakiś złoczyńca?
- Eee… – Mężczyzna podrapał się w głowę z zakłopotaniem. – …cóż, ja tylko tak chciałem… ech, może powiem wprost. Dostałem zadanie sprawdzenia, jak sobie radzisz.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





* Teichou (jap.) – kapitan.

168. Wciąż nie rozwiązany problem


<<< Odcinek ukazał się 24 maja 2010 roku >>>



Cała czwórka patrzyła na niego z pełnym zaskoczeniem w oczach, zwłaszcza Udon i Moegi. Jedynie w oczach Konohamaru odbijały się zafascynowanie i zazdrość. Zupełnie jakby chłopak wciąż traktował Uzumakiego jak swojego największego rywala w walce o stołek Hokage. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że blondynowi brakowało już na prawdę nie wiele.
Przedłużające się milczenie powoli zaczęło wszystkich krępować i gdy Naruto miał już zacząć się bronić przed przytłaczającym go spojrzeniem przyjaciół, podbiegła do nich blondwłosa dziewczynka:
- Sensei! – Krzyknęła. – Pokażesz nam jakieś ninjutsu? Prooooszę.
Chłopak zastanowił się chwilę, po czym kiwnął głową i bez słowa ruszył za wesoło podskakującą Miyoko. Przyszła kunoichi poprowadziła go w kierunku reszty dzieci, które widząc zamyślony wyraz twarzy Naruto, w oka mgnieniu się uspokoiły. Kiedy je mijał, usiadły w kupce na trawie i poczęły w milczeniu czekać na przedstawienie. Po chwili dołączyła do nich młoda Inaba. Naruto tym czasem, na nic nie zwracając zbytniej uwagi podszedł do niemal wysuszonego zbiornika wody i począł zastanawiać się nad ponownym jego zapełnieniem. Tylko jak miał tego dokonać? Tego typu pytanie krążyło mu po głowie i pewnie jeszcze długo by to trwało, gdyby nie podpowiedź przyjaciela:
- Proponuję skorzystanie z Techniki Przywołania.
- Że niby mam wezwać Upiornych na pomoc? A co jeśli wystraszę któreś z dzieciaków, które mnie teraz obserwują? Wiesz, Kyuu… Co jak co, ale zawał któregoś z nich, to ostatnia rzecz jakiej w tej chwili potrzebuję. – Chłopak odparł w myślach, nie za bardzo przychylnie nastawiony do pomysłu demona.
- Miałem na myśli to drugie Przywołanie. To, które poznałeś jeszcze będąc głośnym, impulsywnym i wkurzającym dzieciakiem. – Zaśmiał się Lis.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. – Blondyn burknął obrażonym tonem.
- Ej, ja tylko żartowałem.
- Dobra, mniejsza z tym. Więc mówisz, by przyzwać jedną z żab?
Naruto za potwierdzenie otrzymał jedynie nieznaczne mruknięcie, po którym zerwał połączenie mentalne z dziewięcioogoniastym. Spojrzawszy na maluchy przyglądające mu się z zaciekawieniem, uśmiechnął się, następnie skrzyżował ręce na wysokości piersi i wykonał nimi kilka pieczęci. Kiedy skończył, przygryzł opuszek kciuka prawej dłoni, po czym nachylił się i przystawił ją do ziemi.
- Kuchiyose no Jutsu!
Biały dym skrył najbliższą okolicę w swych odmętach, które po chwili rozwiał mocniejszy podmuch wiatru, ukazując wszelkim obserwatorom sylwetkę pomarańczowej żaby odzianej w granatową kamizelkę. Płaz był wielki na cztery metry.
- Kto mnie wezwał??
- Ja. – Odparł blondyn zgodnie z prawdą. – Witaj, Gamakichi.
- Naruto? No wreszcie sobie o nas przypomniałeś! – Przywołaniec zawołał obrażonym tonem, patrząc na Uzumakiego z góry. – Ile to już nie korzystałeś z naszej pomocy??
- Będzie z pięć lat. – Chłopak skrzywił się nieco. – Przepraszam, ale w między czasie tyle się wydarzyło, że jakoś tak, kompletnie o was zapomniałem.
- So ka. Nie moja sprawa. Więc… po co mnie wezwałeś?
- Tak… Czy mógłbyś ponownie napełnić wodą ten wysuszony zbiornik? – Naruto odparł pytaniem na pytanie jednocześnie się odwracając i wskazując ręką na staw za swoimi plecami. Gamakichi w odpowiedzi kiwną łbem z aprobatą, po czym podskoczył nieznacznie do wysuszonego jeziorka omijając stojącego przed nim chłopaka. Następnie, bez chwili zwłoki, szybko wykonał łapami kilka pieczęci:
- Suiton, Chika no Izumi[1]!
Rozległo się gardłowe zawołanie. Nagle z podziemia zaczęła wydobywać się ogromna ilość wody, technika którą ówcześnie użył Naruto powoli została niwelowana przez technikę jednego z członków klanu żab. Milczący dotychczas genini z zainteresowaniem oraz podziwem patrzyli na efekt jutsu. Gdy zbiornik wrócił do normalności, Gamakichi zaprzestał odwracając oczy w stronę Naruto:
- Może być? – Odezwała się basowo żaba.
- Jasne! Wspaniale! Arigatou gozaimasu, tomodachi[2]!
Gamakichi w odpowiedzi pokiwał łbem, uśmiechnął się nie znacznie, po czym zniknął w chmurze białego dymu. Kiedy summon powrócił do swojego świata, w tym samym momencie, po drugiej stronie dopiero co napełnionego jeziorka, z lasu wyskoczyło dziesięciu mężczyzn i tyle samo kobiet. Wszyscy poubierani byli bardzo podobnie. W materiałowe i skórzane stroje z metalowymi dodatkami na ramionach, łokciach, nadgarstkach, udach, kolanach i łydkach. Kilkoro z nich posiadało jeszcze napierśniki i hełmy. Uzumaki momentalnie usłyszał głośne pokrzykiwania, śmiechy i gwizdy. Kiedy się odwrócił, uśmiech dotychczas widniejący na jego twarzy, zniknął, ustępując miejsca pełnemu niezadowoleniu. Odkręciwszy głowę w prawo, chłopak kątem oka spojrzał na lekko wystraszone dzieciaki z Konoha-Gakko oraz na poważne twarzy czternastoletnich geninów i osiemnastoletniej kunoichi o randze chunina.
- Konohamaru! Udon! Moegi! Mam dla waszej trójki zadanie! – Krzyknął. – Zajmijcie się ewakuacją moich podopiecznych do obozowiska. Miejcie się na baczności i broń w pogotowiu. Rukia! Idź z nimi. Mogą potrzebować pomocy medyka, gdyby was zaatakowano.
- Tak jest, Naruto-oniisan! – Odkrzyknęli chórem genini i szybko, bez zbędnego gadania poczęli odprowadzać wystraszone dzieci na bezpieczniejszą odległość, kierując się ku wcześniej wspomnianemu obozowisku. Jasno-brązowo włosa kunoichi tym czasem dalej stała w miejscu. Wyraz jej twarzy jasno pokazywał, że dziewczyna się wahała. Sama nie wiedziała, co powinna zrobić w takiej sytuacji. W końcu, po kilku minutach tępego wpatrywania się w plecy blondwłosego przyjaciela, na potwierdzenie zrozumienia wydanego jej polecenia kiwnęła głową i czym prędzej pobiegła za grupą Konohamaru.
~ ~ ~ ~
W Konoha-Byouin[3], w jednej z licznych sal szykowała się do wyjścia różowo włosa kunoichi. Po nocnej wizycie blondwłosego jounina, dziewczyna jeszcze długo nie mogła zasnąć. Wiele rozmyślała o tym co usłyszała. Zdrowy rozsądek nakazywał jej odpowiednie ukaranie blondyna za to, co zrobił, ale miłość do niego jej na to nie pozwalała. Dlatego wkrótce potem postanowiła mu wybaczyć, dając tym samym możliwość poprawienia się i teraz zamierzała po wyjściu ze szpitala, przejść się do swojej blondwłosej przyjaciółki.
- Ino strzeż się, nadchodzę.
Pomyślała zawiązując opaskę shinobi na głowie. Jeszcze przyczepiła na biodrze torbę z oprzyrządowaniem medyka polowego, po czym skierowała się do wyjścia. Na korytarzu był względny spokój, lecz dziewczyna odczuwała pewnego rodzaju niepokój. Cały czas miała wrażenie, jakby ktoś ją śledził, ale kiedy tylko się odwracała nie widziała by ktokolwiek ją obserwował czy w jakikolwiek sposób interesował się jej osobą. Identyczna sytuacja przedstawiała się po za murami szpitala, z tą różnicą, że co poniektórzy przedstawiciele płci męskiej patrzyli na nią, jak na potencjalną zdobycz. Kunoichi podobało się to. Przynajmniej wiedziała, że wciąż była atrakcyjna. Po kilkunastu minutach żwawego marszu po przez wioskę, Sakura dotarła na miejsce swej wędrówki. Widząc za szybą wystawową krzątającą się blondynkę, pewnie wkroczyła do kwiaciarni i z rękoma opartymi na biodrach wlepiła spojrzenie w Yamanakę:
- Ino, brzydka świnko… co ty kombinujesz? – Zmarszczyła gniewnie brwi.
- Sakura? A ciebie kiedy wypuścili ze szpitala i o co Ci znowu chodzi?
Wyzwana dziewczyna oderwała się od swojej pracy. Nie rozumiejąc o co może chodzić jej przyjaciółce, przybrała jednoznaczny wyraz twarzy. Haruno prychnęła zniesmaczona.
- Nie udawaj niewiniątka. Dlaczego zarywasz do Naruto!?
- Co?? Nie wiem, o czym mówisz.
Yamanaka machnęła ręką i odwróciła się do swojej rozmówczyni tyłem, po czym podeszła do stoiska z kasą. Lekceważący gest jaki wykonała dziewczyna, nie specjalnie spodobał się zielonookiej, która z kolei po krótkiej debacie umysłowej postanowiła pokazać, że Uzumaki należy tylko do niej. Sakura błyskawicznie zaszła blondynkę od tyłu i nie za mocno uderzyła ją w potylicę. Zamroczona kunoichi w rezultacie takiego ataku upadła na podłogę. Gdy zdezorientowana odwróciła się na plecy i spojrzała na Haruno, ta momentalnie pogroziła jej zaciśniętą pięścią:
- Słuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz. Nigdy więcej nie waż się do niego zbliżyć! Wiem o twojej próbie zmanipulowania Naruto ponad tydzień temu i o waszym pocałunku z przed dwóch nocy. Nie wierzę, że Naruto dobrowolnie cię pocałował. A jeśli nawet… to mnie to nie obchodzi. Ważne, że mi się wczoraj zwierzył i widać było, że mu źle z tym co się między wami stało. – Różowowłosa powiedziała wszystko takim tonem, że blondynce przeleciały po plecach ciarki. – Spróbuj jeszcze raz wykorzystać go w podobny czy inny sposób, to ze mną będziesz miała do czynienia!
Haruno dla potwierdzenia swoich gróźb uderzyła pięścią w kontuar na którym stała kasa. Drewno poszło w drzazgi, a na podłodze roztrzaskał się zasobnik z pieniędzmi. Po wyjściu zielonookiej z kwiaciarni, Ino jeszcze długo siedziała w niezmienionej pozie. Medyczka otrząsnęła się dopiero gdy do sklepu wparowała zwabiona hałasem, pani Yamanaka.
~ ~ ~ ~
Naruto mierzył lodowatym spojrzeniem swoich przeciwników, którzy wydawali się kompletnie wyluzowani. Zupełnie jakby ignorowali fakt, że wszelcy ich poprzednicy dokonali żywota w straszny sposób. Taki los spotykał każdego, kto porwał się na życie blondwłosego jinchuuriki.
- To się zaczyna robić męczące. – Chłopak mruknął w myślach. W tym samym czasie, przez cały czas, delikatny wiatr poruszał jego nieco nastroszonymi włosami. Dosłownie sekundę potem jounin usłyszał przysadzisty głos dziewięcioogoniastego:
- Mam pomysł. Pobawmy się z nimi w kotka i myszkę. Ekhm, miałem powiedzieć… w lisa i mięso armatnie. Wiesz, moglibyśmy zmieść ich wszystkich w przeciągu pięciu sekund nie ruszając się z miejsca nawet o centymetr. – Lis zrobił pauzę. Zapewne po to, by jego nosiciel wszystko dokładnie przetrawił. Kiedy uznał, że w końcu to nastąpiło, kontynuował. – Ale, nie uważasz pierwotne środki za nieco ciekawsze? Na początek moglibyśmy…
- Nie pozwalaj sobie na za dużo futrzaku. – Naruto przerwał demonowi w pół zdania kładąc szczególny nacisk akcentowy na ostatnie słowo. Kiedy usłyszał niezadowolony pomruk padający ze strony lisa, uśmiechnął się chytrze, po czym mówił dalej. – Ale przyznam bez bicia, że to dość ciekawa perspektywa. Co miałeś na myśli mówiąc o pierwotnych środkach?
- No wiesz. Krwawa łaźnia, że tak powiem.
- Rozumiem.
Uzumaki zaśmiał się obłąkańczo, by po chwili na powrót spoważnieć. Powróciwszy umysłem do świata rzeczywistego, pierwsze co spostrzegł, to zaciekawione spojrzenia nowych wrogów w siebie wlepione. Tyle wystarczyło aby blondyn zrozumiał, że oni nie wiedzą na co się porywają i z kim mają do czynienia.
- Dobra. To kto chce zginąć pierwszy!?
Naruto krzyknął w stronę grupki stojącej po drugiej stronie jeziorka. Ci jedynie spojrzeli po sobie, po czym zgodnie wybuchli głośnym śmiechem. By nie przedłużać i w końcu rozpocząć nieuniknione starcie, błękitnooki począł równomiernie wypuszczać chakrę przez punkty tenketsu rozlokowane na całym swoim ciele przy jednoczesnym składaniu serii dwudziestu jeden pieczęci. Kiedy skończył, wymówił pod nosem formułkę:
- Suiton, Suiryuudan no Jutsu.
W oka mgnieniu na środku tafli wody utworzył się nie wielki wir, z którego sekundę później wyskoczył wielki na trzydzieści metrów smok wodny o złocistych ślepiach. Wodne stworzenie ryknęło przeraźliwie, po czym z całym impetem runęło prosto w środek lekko zdezorientowanych przeciwników Naruto, na miejscu kilkoro zabijając. Blondyn nie czekając na kontratak, stworzył kilkanaście klonów i rozkazał im nieco zmęczyć resztę jeszcze dyszących mężczyzn i kobiet. Ci z kolei widząc taki rozwój wypadków, poczęli zastanawiać się nad swoją próbą, mogłoby się wydawać, prostej formy zarobienia trochę pieniędzy. I nie było tu mowy o kilkuset, lecz o dwóch milionach ryou. Kłąb dymu powstający z uderzenia w klona nasunął blondynowi pewne wspomnienie.
RETROSPEKCJA
„Usiadł przy ognisku, dokładnie naprzeciwko smażącej się ryby i gdy już chciał po nią sięgnąć, nagle usłyszał szelest liści jednego z krzewów porastających przeciwległy brzeg stawu. Spojrzawszy w tamtym kierunku, w pierwszej chwili pomyślał, że to pewnie wiatr, ale gdy ponownie przeniósł wzrok na swoje śniadanie, krzak po chwili znowu gwałtownie się zatrząsł i to bynajmniej nie z powodu wiejącego wiatru. Dla pewności, że był tam sam… nie zauważalnie wyciągnął z tylnej torby dwa shurikeny i jednym szybkim ruchem ręki, rzucił nimi w podejrzany krzak. Momentalnie usłyszał stłumiony jęk wydobywający się z gardła podglądacza, a po chwili zza krzaka wypadł jakiś mężczyzna średniej budowy ciała. Gwiazdki chłopaka trafiwszy nieproszonego gościa prosto w krtań, tym samym w mgnieniu oka powodując bardzo silny krwotok, a co za tym idzie… koleś po prostu udławił się własną krwią. Gdy mężczyzna po chwili w końcu raczył wyzionąć swojego ducha, zza zarośli wyszło dodatkowo, tak na oko, trzydziestu oprychów z różnoraką bronią. Od maczug z kolcami, przez narzędzia rolnicze, aż do mieczy samurajskich i broni używanej przez shinobi.
- Coś mi się zdaje, że chyba nie pozwolą mi na zjedzenie tej ryby… a jestem taki głodny! Ja to mam szczęście. – Pomyślał ze zrezygnowanym wyrazem twarzy i powoli podniósł się do wyprostu. Na swoje szczęście dzielił ich spory basen wodny i nie od razu przyszło mu z nimi walczyć, bo chyba po to się tam zjawili i to w tak licznym gronie.
- Ej ty! Blondyn!
Krzyknął jeden z nich i wyszedł przed szereg. Na pierwszy rzut oka, mężczyzna wyglądał na nietutejszego. Co się rzucało w oczy, to wielgachny miecz jaki trzymał oparty na lewym barku. Trochę podobny do tego, jaki używał Zabuza Momochi.
- Głuchy jesteś?!
Koleś ponownie się odezwał, tym razem nieco bardziej pogardliwym tonem. Szczerze powiedziawszy, to nie reagowanie na jego zaczepny ton powoli zaczynało blondyna bawić. Odwzajemniwszy jego szyderczy uśmieszek, zaraz ponownie usiadł do ogniska i olawszy ich obecność, wziął się za konsumowanie smażonej ryby. Oczywiście, jak na dobrego shinobi przystało, kątem oka cały czas ich obserwując. Ich zachowanie. Jak się mógł spodziewać, mężczyźni widząc jego obojętność na swoją obecność, momentalnie poczęli patrzeć ku sobie i rozkładać ramiona w geście zmieszania oraz niedowierzania. Zapewne, w ich mniemaniu, Naruto był bezczelnym ignorantem bo nie raczyłem zareagować na ich wołanie. Zjadłszy połowę ryby, zaraz podniósł wzrok w ich kierunku. Po chwili dostrzegł, że właściciel ogromnego miecza trzymał w dłoniach jakiś rozwinięty zwój i co jakiś czas patrzy raz na papier, a raz na niego.
- Ciekawe… co to takiego?
Spytał w myślach, nie oczekując odpowiedzi.
- Może list gończy. – Zasugerował Kyuubi.
- Że co proszę????
- Już tłumaczę. List gończy, to taki list, który wydawany jest, gdy ktoś chce cię złapać lub zabić…
- Tak, tak, wiem co to takiego list gończy… tylko nie rozumiem, jeśli to prawda, kto go wydał?? Przecież jestem pełnoprawnym Jouninem kraju Ognia! Nie przypominam sobie nic, co by wskazywało na wyznaczenie jakiejkolwiek nagrody za moją głowę. Przecież to niedorzeczność!! – Oburzył się i jednocześnie odrobinę przestraszył. Co jak co, ale była to bardzo zaskakująca informacja… choć wciąż niepotwierdzona. Dokończył jedzony posiłek, choć zbytnio się nim nie nasycił, to jednak trochę energii mu przybyło. Ugasił ognisko i wrzuciwszy jeszcze żarzące się węgliki do wody, po chwili ponownie spojrzał na swoich niespodziewanych gości.
- Zastanawia mnie… dlaczego tak mi się przyglądacie!?
Spytał i na wszelki wypadek począł obmyślać plan ewentualnej walki. Mężczyźni rzuciwszy mu swe spojrzenia, kilku po chwili wybuchło gardłowym śmiechem. Oczywiście, nie od razu otrzymał swoją odpowiedź, ale jak się spodziewał, nagle kilku z nich zaczęło biec w jego kierunku z bronią podniesioną do góry. Jak się okazało, ci goście nie byli shinobi, bo biegli do niego wzdłuż brzegu jeziorka, a nie tak jak shinobi, przez środek wody. Jako pierwszy dotarł do blondyna goryl z wielką, kolczastą maczugą. Uniknąwszy jego nieco ociężałego ciosu, nie wyciągając katany, kopniakiem szybko wytrącił mu broń z rąk, po czym kolejnym kopniakiem w brzuch powalił na kolana. W tym momencie za plecami pojawili się pozostali napastnicy. Teraz już musiał użyć miecza. W szybkim tempie rozprawił się z drugim gościem przebijając go na wylot w okolicy lewego płuca, a trzeciemu czystym ciosem odrąbał głowę. Kolejny mężczyzna zamachnął się na niego kosą do koszenia zboża. Uzumaki przyznał przed sobą, że koleś bardzo wprawnie się nią posługiwał i unikanie jego złożonych ciosów przychodzi mu z lekkim trudem. Blokując jego kolejny atak, szybko go wyminął, obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i przejechał mu ostrzem miecza po plecach. Mężczyzna momentalnie upadł na brzuch i już się nie podniósł. Tym sposobem miał już cztery trupy na koncie. Mężczyzna powalony na kolana, po chwili wytchnienia wstał na nogi i przybrał postawę do walki wręcz. Naruto trochę to zdziwiło, ale postanowił grać fair. Schowawszy zakrwawiony miecz, zaraz stanął w lekkim rozkroku z rękoma uniesionymi na wysokości klatki piersiowej. Jego przeciwnik, co na pewno rzucało się w oczy, był prawie dwa razy większy od niego. Jego ciosy zaciśniętych pięści na pewno mogłyby spokojnie chłopaka zabić, ale na swoje zakichane szczęście, z łatwością udawało mu się ich unikać. Po kilkunastu minutach takiego sparingu, zobaczył że przeciwnik chyba się już zmęczył, gdyż jego ruchy momentalnie stały się lakoniczne i lekko chwiejne.
- Cz-czy ty… mu-musisz… tak ska-skakać!?
Odezwał się próbując złapać oddech.
- Tak!
Odparł oschle, po czym szybko uderzył gościa pięścią prosto w twarz, co go nieco zamroczyło i dało mu szanse na zakończenie tego pokazowego pojedynku. Odsunąwszy się od niego na kilka kroków, zaraz przywołał klona i wystawił do niego otwartą dłoń. Ten bez słowa zaczął zbierać na niej czystą chakrę i formować z niej kulę. Mężczyzna spojrzał w kierunku jounina z lekkim przerażeniem w oczach i nim zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, ten zaraz pojawił się przed nim z gotową techniką w dłoni.
- Rasengan!!
Krzyknął i przystawił kulę chakry do spoconej piersi. Oprych momentalnie został z dużą siłą odrzucony w tył. Jak na jego masę cielska, udało mu się bezpiecznie lub nie, przelecieć nad jeziorkiem i rozbić się plecami o jedno z drzew po drugiej stronie brzegu. Wydawszy z siebie jęk bólu, zaraz opadł bezwładnie na ziemię ostatecznie tracąc przytomność.”
KONIEC RETROSPEKCJI
- No tak. Kolejna banda idiotów, szukająca wrażeń i szybkiego zarobku. – Pomyślał Naruto. – Czuję się jak jakiś słynny aktor kina, ale zamiast grupki fanek z markerami i notesami latają za mną wieśniacy, shinobi oraz banda łotrów spod ciemnej gwiazdy szukających wrażeń.
Blondyn westchnął nie mogąc powstrzymać się od tych myśli. Machinalnie odbił shurikena lecącego w jego stronę. Na małej polance, która stała się placem boju, stało czterech ostro zmachanych wrogich wojowników i niebieskooki mieszkaniec Ukrytej Wioski Liścia:
- Zapłacisz nam za to! – Krzyknęli zgodnie.
- Taa, jasne. – Naruto odrzekł z sarkazmem.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Chika no Izumi (jap.) – podziemna fontanna
[2] Arigatō gozaimasu, tomodachi (jap.) – dziękuję przyjacielu
[3] Byouin (jap.) – szpital