środa, 28 lutego 2018

247. Plan Kuramy, part II

Jak już pewnie wiecie, data zamknięcia platformy Blog.pl została przesunięta z 31 stycznia na 28 lutego 2018 roku. Szczerze? Niczego to nie zmienia. W dalszym ciągu przenoszę publikowaną tu opowieść o Naruto na nową domenę, ale też postanowiłem wstawić jeszcze jeden odcinek. Zatem, gorąco wszystkich zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z dalszym ciągiem notki 246 opatrzony numerem 247. Enjoy!



<<< Rozdział ukazał się 25 stycznia 2018 roku >>>



Był późny wieczór.
Zmęczona całodniowym szkoleniem przyszłych sanitariuszy wkroczyła na miękkich nogach do malutkiego pokoiku i ciężko opadła na łóżko zapatrując się w sufit. Zastanawiała się czy opuszczenie Konoha Gakure u boku Naruto było dobrym posunięciem. Z początku było ciekawie, to prawda, ale teraz z każdym nowym dniem czuła coraz większe zmęczenie i… znudzenie? Nigdy nie chciała się do tego przyznać, ale nie tak wyobrażała sobie życie u jego boku. Pragnęła lepiej go poznać. Zaznać przygody. Nowych wyzwań… Tym czasem jednak jedyną nowością z jaką przyszło się jej zmierzyć było postawione przed sobą zadanie. Ale czy aby na pewno?
Sakura westchnęła przeciągle, podniosła się i usiadła na skraju lóżka plecami odwrócona do okna. Jeśli wkrótce coś się nie wydarzy, to będzie musiała poważnie porozmawiać z Naruto o ich przyszłości. Teraz jednakże potrzebowała spokoju. Było już późno, za oknem noc trwała w najlepsze, a ona jeszcze nie spała. Wstała więc i powoli zaczęła się rozbierać, a gdy po kilku minutach w zaciemnionym pokoju pokazały się jej gołe plecy, z tyłu nagle coś zaszeleściło…
- Już zapomniałem, jak wspaniałą masz figurę – usłyszała znajomy głos, odwróciła się z zamiarem zbluzgania intruza za wtargnięcie i zamarła w miejscu.
Przez mrok słabo widziała, ale był tam. Stał w kącie plecami oparty o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi i patrzył na nią tym swoim demonicznym spojrzeniem, za którym nie przepadała. Jak długo tam był? Nie wiedziała. I że go nie zobaczyła za pierwszym razem. Widocznie zmęczenie było większe niż przypuszczała.
- Ach, Naruto…
- Powiedz, Sakura, czy jesteś ze mną szczęśliwa?
Szczerze? To pytanie wcale nie było takie zaskakujące. Wręcz przeciwnie. To pytanie padło we właściwym momencie i teraz przyszedł czas, aby w należyty sposób na nie odpowiedzieć. Tylko, co miała mu powiedzieć? Że jest szczęśliwa, niczego jej nie brakuje i wszystko gra? Niby tak właśnie było i tak się czuła przez ostatnie tygodnie, ale teraz? Teraz przyszło zwątpienie. Teraz czuła, że jednak nie wszystko gra i buczy. Że nie jest…
- Milczysz – blondyn przerwał jej rozmyślania. Jego ponury ton był jak uderzenie lodowatego podmuchu. – Dobrze więc. Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj na to pytanie, ale wiedz, że nasza przyszłość nie rysuje się optymistycznie.
- Jak to? – na to stwierdzenie już musiała jakoś zareagować. – C-co rozumiesz przez…
- Powiedz, Sakura, czego się boisz… – umilkł nagle, ale po chwili kontynuował rozpoczętą myśl. – Albo inaczej. Powinienem zapytać raczej, kogo się boisz?
I wtedy zrozumiała do czego Naruto zmierzał. Nie było żadną tajemnicą, że Sakura czuła trwogę na samą myśl o spotkaniu z Kyuubi no Kitsune, nie mówiąc już o tym, że gdy Uzumaki korzystał z JEGO chakry, to miała wrażenie, że właśnie z NIM rozmawia. I chyba teraz przyszedł czas do zmierzenia się z tym strachem. Tylko, że czas i miejsce zostały dziwnie wybrane. Dlaczego? Otóż, jak by ktoś jeszcze nie zauważył, był już środek nocy, ona była wykończona po ciężkim dniu pracy i na dodatek stała przed blondynem na wpół naga. Nie, żeby czuła skrępowanie, bo Naruto już nie raz widział ją gołą, ale jednak okoliczności…
- Dlaczego nic nie mówisz? – jinchuuriki ponownie przerwał przedłużającą się ciszę. – Sakura-chan?
- Um… ja… – głos ugrzązł jej w gardle.
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Co powiedzieć, żeby żadnego z nich nie urazić? Wszakże nie chciała teraz kłócić się o byle głupstwo. Ale czy poruszony przez Naruto temat był takim właśnie głupstwem? Tego już nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że musi w jakiś sposób spławić swojego gościa, by wreszcie móc pójść spać.
- Um… Naruto… Czy możemy wrócić do tej rozmowy jutro? – zaryzykowała. – Jest już bardzo późno, a ja jestem zmęczona i…
- Wybacz, kochana, ale sprawa z którą przychodzę nie może czekać – Uzumaki momentalnie pozbawił ją złudzeń i zaraz zmienił temat. – Rozmawiałem dziś z Kyuubim… o Tobie.
- O-o mnie?
- Tak – blondyn popadł w chwilową zadumę. – Twierdzi, że znalazł rozwiązanie na brak synchronizacji twojej chakry z jego chakrą, ale to bardzo niebezpieczny sposób. Potrzeba będzie wykonać odpowiedni rytuał, no i oczywiście twoja chęć współpracy również okaże się pomocna.
- R-rytuał??
Tylko tyle zdołała w tej chwili wychwycić z jego słów i tyle wystarczyło by już do reszty przerazić się! Co też oni zamierzali jej zrobić? Chcieli przeprowadzić jakiś rytuał? Co za rytuał? O czym oni rozmawiali? Jak dużo Naruto powiedziałem o niej swojemu demonowi? Co Kyuubi planował? – Tego typu i wiele podobnych pytań naraz zalały przemęczony umysł medyczki, która w chwilę potem padła na łóżko bez przytomności przygnieciona nadmiarem informacji.
~ ~ ~
Obudziła się następnego dnia koło południa z tak wielkim kacem, że jeszcze długo po przebudzeniu leżała w łóżku i próbowała poukładać sobie wszystkie pozyskane od blondyna wiadomości. Więc Kyuubi postanowił coś poradzić na – jak to powiedział Naruto – brak synchronizacji jej chakry z chakrą demona. Będą musieli wykonać jakiś skomplikowany rytuał? Tylko, jaki? – Brak odpowiedzi na to pytanie był tak samo bolesny, jak brak odpowiedzi na pytanie dlaczego w ogóle Kyuubi się nią zainteresował. Jaki miał w tym interes? Po mimo całej tej przyjaźni z Naruto, Sakura wciąż mu nie ufała.
Haruno potarła skronie.
Niby jak miała zaufać demonowi, co kiedyś zdemolował Konoha Gakure, a teraz może manipulować jej ukochanym? Od maleńkości wpajano jej, że Kyuubi no Kitsune to nic innego, jak wcielone zło. Że pod żadnym pozorem nie wolna się z nim spoufalać, ani wierzyć w żadne jego słowa czy obietnice. Ale z drugiej strony przecież Naruto Uzumaki niemal urodził się z tym konkretnym demonem zamkniętym w swojej duszy, i nie wiadomo jak i kiedy, zmienił charakter oraz nastawienie Lisa do otaczającego go świata. A przede wszystkim do siebie samego. Zaprzyjaźnił się z nim, i teraz kiedy coś robią, to współpracują… – Sakura zastanowiła się chwilę – No właśnie. Współpracują. Czyli obecnie wszystko to, co do tej pory wiedziała o Kyuubim blednie w świetle teraźniejszych JEGO działań? Czyli, że można mu zaufać?
- Kusō! – zaklęła medyczka. – Przyznaj się, Sakura, to nie takie proste.
- Powiadają, że mówienie do siebie jest oznaką szaleństwa.
Nagle usłyszała głos i zamarła przerażona, bowiem dopiero teraz spostrzegła, że cały czas była obserwowana. Jak on to robi, że go nie wyczuła? Czy to kolejna z jego umiejętności? Dlaczego tak ją stresuje?
Sakura po chwili spojrzała w jego kierunku i momentalnie tego pożałowała. Tak, jak miało to miejsce wieczorem, tym razem także świdrował ją demonicznym spojrzeniem. Za każdym razem czuła się, jakby to sam Kyuubi na nią patrzył, ale wiedziała, że tak nie było. Ha! A przynajmniej, miała taką nadzieję. Otworzyła więc usta, aby coś odpowiedzieć, lecz Naruto jej na to nie pozwolił.
- Nic nie mów – odezwał się szorstkim tonem. Był taki… oschły. – Wysłuchaj tego, co mam do powiedzenia.
Nie chcąc go denerwować w odpowiedzi kiwnęła głową na znak zgody i poczęła czekać, lecz blondyn więcej już się nie odezwał. Jedynie siedział w fotelu koło okna i przyglądał się jej. Zdawał się zastanawiać, o czym chciał jej powiedzieć, ona zaś zaczęła myśleć, że to chyba jakiś koszmarny sen. Że może zaraz się obudzi, a jego tam już nie będzie. Patrzyła mu prosto w lisie oczy i milczała… gdy nagle poczuła na szyi lodowaty dotyk przystawionej klingi miecza.
- Na-Naruto?!?
Do granic wystraszona w bezwarunkowym odruchu spięła wszystkie mięśnie, chciała uciec, ale zamiast tego tylko przekręciła głowę w bok, a to był błąd. Doskonale naostrzona stal przecięła skórę, potem tętnicę i na pościel poleciała fontanna krwi…



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

246. Plan Kuramy, part I

Nowa notka? Tak jest! Myślałem, że może wyrobię się z jej napisaniem na okrągłą dziesiątą rocznicę powstania tej historii, ale wyszło jak zawsze. No nic, nie udało się, ale notka i tak mi wyszła… (chyba). A jak wy sądzicie?



<<< Rozdział ukazał się 31 grudnia 2017 roku >>>



- Czy jesteś gotowa?
- T-Tak.
~ ~ ~
Kiedy przed kilkoma tygodniami znaleźli się na tych zapomnianych przez Kami-sama pustkowiach żadne nie spodziewało się, co ich w najbliższej przyszłości czekało. Odnalazłszy swoje miejsca wśród lokalnej społeczności prowadzili spokojny tryb życia i pracy z dala od świata, jaki za sobą zostawili.
Ona zajęła się podreperowaniem marnej służby medyczno-psychologicznej. A dokładniej, stworzeniem jej na nowo. Wymagało to nie lada wysiłku, nakładu ciężkiej pracy i zaangażowania. O szkoleniu personelu, który podołałby postawionym przed nimi zadaniom, już nie wspominając.
On natomiast trafił do miejsca, które niegdyś można było nazwać miejskimi koszarami. W rzeczywistości była to podupadająca rudera z przeciekającym dachem, tynkiem odpadającym od ścian i nieszczelnymi oknami przez które temperatura wewnątrz była niemal taka sama, jak na zewnątrz. I to przez cały dzień oraz noc. Żeby mówić tu o próbach szkolenia kogokolwiek na przyszłego obrońcę rodzinnej ziemi, w pierwszej kolejności należało zastanowić się nad generalnym remontem.
Lecz skąd wziąć na te wszystkie plany potrzebne pieniądze? Z dnia na dzień koszty rosły, przybywało im zmartwień i problemów. Na dodatek, różowowłosa wciąż jeszcze nie do końca otrząsnęła się z groźby, jaka nad nią wisiała, gdy jeszcze spała, blondyn natomiast od tamtego czasu w żaden sposób nie mógł porozumieć się ze swoim najbliższym przyjacielem. Z jakiegoś powodu lis się do niego nie odzywał i to już od dłuższego czasu, i nie było wiadomo, dlaczego? Niby już dawno temu zakopali wszystkie topory wojenne i nie było miedzy nimi żadnej nowej zwady, ale czy aby na pewno? Tego nie wiedział nikt po za samym zainteresowanym. I chyba to było najgorsze, jak i potwornie frustrujące.
Kiedy zaś poziom krytyczny został przekroczony i Naruto wściekłym krokiem wkroczył do przedsionka w głębi swojej duszy z zamiarem poznania prawdy, lisi demon już na niego czekał. Kyuubi w swoim zwyczaju leżał leniwie opodal wejścia do niczym nieograniczonej przestrzeni rozpościerającej się za jego ogonami, opierał pysk na skrzyżowanych przednich łapach i zdawał się spać. To jednak był mylny osąd, ponieważ gdy od ścian odbił się głuchy łoskot kroków momentalnie lekko uniósł powieki.
- Czekałem na ciebie, Naruto – odezwał się swoim tubalnym głosem.
Blondyn stanął przed nim w lekkim rozkroku z ramionami skrzyżowanymi na piersi, zrobił groźną minę i w pierwszym momencie nic nie powiedział. Cały czas czuł wzbierający w nim gniew, ale widok delikatnego uśmiechu posyłanego mu ze strony lisiego demona sprawił, że całe napięcie naraz gdzieś uleciało. Poczuł delikatne ciepło zalewające jego serce oraz spokój ducha, jakiego nie czuł już od dawna. Nie wiedział, co oznaczały te uczucia, ale miał podejrzenie, że ich sprawcą był leżący przed nim demon. Naraz rozluźnił napięte mięśnie twarzy i odwzajemnił posłany mu uśmiech. Otworzył usta, by w końcu się odezwać, coś powiedzieć, lecz Kyuubi mu na to nie pozwolił samemu zabierając głos.
- Widzę, że już ode chciało ci się na mnie krzyczeć. To dobrze, ponieważ nie mam najmniejszej ochoty na kolejną kłótnię.
- Sam mnie prowokujesz – odparł Naruto. – Od dwóch czy trzech tygodni próbuję nawiązać z Tobą kontakt, a ty nie reagowałeś. Co miałem sobie pomyśleć innego, jak nie to, że mnie z jakiegoś powodu ignorujesz?
- Nie ignorowałem cię specjalnie, Młody. Prowadziłem głębokie przemyślenia i zwyczajnie nie miałem czasu na odpowiednie reagowanie na twoje zawołania – wyjaśnił Kurama.
Ta wypowiedź sprawiła, że lekko przymrużone oczy Uzumakiego naraz błysnęły głębokim zainteresowaniem.
- Jeśli chciałeś, żebym Ci nie przeszkadzał, to było trzeba mi o tym powiedzieć, a nie się ode mnie permanentnie odcinać.
- Przepraszam.
- No dobra. To nad czym tak głęboko dumałeś i do jakich wniosków doszedłeś?
Po tym pytaniu Kyuubi naraz zaprzestał się szczerzyć, a jego świdrujące spojrzenie zostało odwrócone. Wyglądało to tak, jakby lis nie specjalnie kwapił się do dzielenia się swoimi myślami lub też obawiał się reakcji blondyna, jaka ona by nie była. To rzecz jasna była mocno naciągana teoria, ale niczego nie było można wykluczyć. Kiedy kilka minut później Naruto nie doczekał się upragnionej odpowiedzi na postawione pytanie, totalnie zdezorientowany dziwnym zachowaniem przyjaciela, wzruszył ramionami, odwrócił się na pięcia i już chciał wyjść, gdy Dziewięcioogoniasty ponownie się odezwał. Jego głos był jak zawsze niski, budzący grozę, a mimo to przyjacielski.
- Powiedz, Naruto, jak radzi sobie twoja… oblubienica?
- Pytasz o Sakurę? – chłopak naraz odparł pytaniem na pytanie, jakby nie był pewny, czy dobrze usłyszał. Wszakże demon bardzo rzadko pytał go o jego dziewczynę. – Ach… całkiem dobrze, choć chyba jeszcze nie do końca otrząsnęła się z groźby, jaka nad nią wisiała. Dlaczego pytasz?
- Ponieważ, to właśnie ona była powodem mojego… milczenia.
- Co masz na myśli? – dopytywał się jinchuuriki.
- Zważywszy na fakt, że teraz spędzacie razem znacznie więcej czasu i zapewne jeszcze będziecie korzystali z jutsu teleportacji masowej, to przydałoby się zapewnić jej jakieś zabezpieczenie i… – demon nagle urwał swoje wyjaśnienie, jakby zapomniał, co chciał powiedzieć. W rzeczywistości nie był pewny, jaka będzie reakcja blondyna na to, co zamierzał jeszcze powiedzieć. By się o tym przekonać, po kilku minutach grobowego milczenia, mocno spoważniał i obniżył pysk, by jego wzrok znalazł się na poziomie oczu blondyna. – Czy Ci na niej naprawdę zależy?
- Co? Co to za pytanie!? – oburzył się Naruto. Widać, że nie spodobało mu się to pytanie. Więcej. Został nim zaskoczony i w pierwszym momencie nie wiedział, co ma odpowiedzieć, lecz zaraz się zreflektował. I zrobił to dosyć głośno. – To chyba jasne, że tak! Zależy mi!
- Ale, jak bardzo?
- Bardzo, bardzo? – odparł Uzumaki głupkowatym tonem, nic a nic nie rozumiejąc z tej konwersacji. – Kurama! Czy ty mi coś sugerujesz?!
- Nic Ci nie sugeruję, tylko pytam, jak bardzo zależy Ci na życiu i bezpieczeństwie Sakury? – lis szedł w zaparte, przerażająco spokojny na agresywne wybuchy swojego nosiciela.
Dwudziestolatek tymczasem zamilkł. Myśli kołatały mu się w głowie. Nie wiedział, jak powinien zareagować. Czy dalej wściekle krzyczeć na dziwne pytania, czy wręcz przeciwnie, podejść do tematu spokojnie i z dystansem? Po kilku minutach uznał, że chyba woli to drugie rozwiązanie. Zwłaszcza, że leżący przed nim demon zaskakująco obojętnie reagował na jego dotychczasowe ataki. Westchnął więc przeciągle i na powrót zawiesił błękitne spojrzenie na przyjacielu.
- Do czego zmierzasz, Kurama?
- Odpowiedz na moje pytanie! – lis całkowicie zignorował blondyna. – Jak wiele jesteś wstanie dla niej poświęcić?
- Wszystko!
No i Naruto nie wytrzymał. Krzyknął ile tylko miał siły, a jego głos kaskadami odbił się od ścian i jeszcze przez dłuższą chwilę było słychać jego echo. Ze złości twarz mu poczerwieniała, a do oczu łzy napłynęły. W chwili bezsilności na zalewające go emocje padł na kolana i skrył twarz w dłoniach mamrocząc pod nosem przeróżne przekleństwa.
- Dobrze, Młody – Kyuubi zrobił pauzę, tylko po to, aby jeszcze trochę po torturować klęczącego przed sobą chłopaka. Widać było, że cierpienie blondyna niezmiernie go bawiło. Po kilku minutach kontynuował przerwaną myśl. – Posłuchaj teraz, co mi przyszło do głowy…



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

245. Żywa legenda ANBU

Jedna notka na 2-3 miesiące to chyba dobry wynik, nie? Tym razem przygotowałem trochę inny (malutki) zwrot akcji, który powinien się spodobać… lub nie. Nie wiem. Nie mnie to oceniać. Pozdrawiam i enjoy!

P. S. – Piąta naprawdę ma ciekawą robotę, he, he, he…



<<< Rozdział ukazał się 21 października 2017 roku >>>



Kiedy stojąca obok brunetka od niej odeszła, Tsunade zaczęła zastanawiać się, dlaczego właściwie zareagowała, tak, jak zareagowała. Przecież nie powinna być zła za chęć pomocy, nie? Nie powinna była nikogo „zabijać wzrokiem”, ale z drugiej strony cała ta sytuacja się jej nie spodobała. Kiedy tu przyszła z zamiarem „rozerwania się” w walce z ANBU o kryptonimie Taka, to nikomu o tym nie powiedziała, gdyż nie chciała, by się o nią martwiono. Była wszakże Hokage i nic jej nie groziło. Nie była przecież sama… teraz natomiast musiała jakoś pozbyć się tej niepotrzebnej widowni. Chciała jeszcze trochę…
- Ho-Hokage-sama?
Tak mocno się zamyśliła, że głos Shizune usłyszała, jak zza szyby. To jednak wystarczyło, aby zaraz się ocknęła i dowiedziała, co też było powodem niepokoju usłyszanego w głosie brunetki. Medyczka, jak i zapewne inni stojący wkoło niej, zobaczyła, jak przy stojącym kilkanaście metrów przed nią ANBU właśnie w tej chwili pojawił się jeszcze jeden elitarny shinobi. A dokładniej, to elitarna kunoichi. Pod czarnym kapturem Tsunade dostrzegła maskę Usagi i już wiedziała, że jej obecność nie wróżyła niczego dobrego. Dlaczego, spytacie. A to dlatego, że ta konkretna elitarna była chyba jedną z najbardziej lojalnych ANBU wobec Naruto.
* * *
Stała z rękoma skrzyżowanymi na piersi i z lekkim zdumieniem rozglądała się po zdewastowanym polu. Swym bacznym wzrokiem wyłapywała najdrobniejsze szczegóły, w głowie zaś skrupulatnie obliczała siły potrzebne do dokonania podobnych zniszczeń. Wkrótce ostatecznie zawiesić spojrzenie na stojącym nieopodal Tace pokazując to zwróceniem swojej maski w jego stronę. Utkwiła w nim spojrzenie mrużąc oczy w milczeniu. Ważyła słowa, które zamierzała wypowiedzieć, bowiem nie wiedziała z kim, tak naprawdę, ma do czynienia. Czuła bijącą od niego potęgę, dumę i niezachwianą pewność siebie, ale także niczym nieposkromioną arogancję.
- Czy to twoje dzieło, Taka? – w końcu się odezwała.
Starała się aby zabrzmieć jak najbardziej poważnie i autorytarnie. Chciała mu pokazać, że się go nie obawia. Że pomimo bycia kobietą, czyli tak zwaną słabszą płcią, to ona tu rządzi. Wyżej wymieniony na chwilę zwrócił swoją maskę w jej stronę, lecz nic nie powiedział. Zignorował postawione pytanie, jakby odpowiedź była oczywista. I taka właśnie była, lecz Usagi czuła, że musiała to od niego usłyszeć.
- Czy z kimś tu walczyłeś? – ponownie się odezwała, lecz tym razem szybko jeszcze coś dodała. – Czy tym kimś nie była przypadkiem stojąca tam Hokage?
Wskazała ręką na przyglądającą się im Tsunade. Lecz tym razem także została zignorowana, co powoli zaczynało już ją denerwować. Wiedziała jednak, że za wszelką cenę musi zachować spokój.
- Gdyby był tu Kitsune-sama to od razu byś odpowiedział, co?
Spróbowała podstępu i proszę, sukces. Na wzmiankę o legendarnym ANBU Taka momentalnie stanął do niej przodem i jakby lekko się wyprostował. Było widać, że ten pseudonim wciąż sprawiał, że młodsi rangą shinobi czuli do niego respekt. I nie bez przyczyny. Wiedział to już chyba każdy. Kitsune był bliskim przyjacielem i sojusznikiem Naruto. Niektórzy sądzili nawet, że ANBU Kitsune i Uzumaki Naruto, Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune to jedna, i ta sama osoba. Jednak jak było naprawdę, to wiedzieli już nieliczni.
- Gdyby Kitsune-sama zadawał te wszystkie pytania, to od razu byś…
- ANBU Kitsune to mit – uciął krótko Taka. Usagi zaś poczuła, jakby ktoś dźgnął ją nożem prosto w serce. Gdy do niej dotarło, co właśnie zasugerował stojący przed nią shinobi, to wiedziała już, że chyba jednak nie zdoła zachować godnego Kitsune spokoju. Po chwili namysłu, Taka zdecydował się dodać coś jeszcze.
- Wszyscy dobrze wiemy, że ten koleś nigdy nie istniał, a jeśli nawet, choć to mało prawdopodobne, to na sto procent gryzie już ziemię…
- Jesteś tego pewien?
Oboje nagle usłyszeli dojrzały męski głos i jak na komendę zwrócili się w jego stronę, lecz to, co tam zobaczyli… Ani Usagi, ani Taka się tego nie spodziewali. Na skraju lasu w odległości kilkunastu metrów stał wysoki mężczyzna w beżowym płaszczu z kapturem nasuniętym na głowę z pod którego wyłaniała się pomarańczowa ceramiczna maska w kształcie lisiego pyska.
- Kitsune-sama!
Zawołała Usagi nieco piskliwym głosem. Choć nie było widać jej twarzy, to po jej zachowaniu było można jasno stwierdzić, że była wielce zaskoczona. Taka natomiast milczał. Niespodziewane pojawienie się obgadywanego shinobi wprawiło go w lekkie zakłopotanie, ale także wzbudziło w nim sporo podejrzeń. Ktoś by spytał, czemuż to? Przecież spotkanie jednego z bardziej tajemniczych ANBU nie było niczym nadzwyczajnym. Taaa… tylko jedno się tu nie zgadzało. Nikt już dawno nie widział, ani niczego nie słyszał o Kitsune. Ponadto, jego prawdziwa tożsamość nie była już żadną tajemnicą. Każdy, kto choć w minimalnym stopniu się tym interesował, to wiedział, że pod maską o pysku lisa chował się nikt inny, jak Uzumaki Naruto. Wiec, po co tym razem cała ta maskarada?
Z zamyślenia wyrwał go głos stojącej opodal Usagi.
- K-Kitsune-sama… T-to zaszczyt w-wreszcie Cię p-poznać!
I nie wiedzieć czemu, zająknęła się kilka razy. Gdyby nie okalający jej ciało płaszcz, to mógłby przysiąc, że cała zadrżała, gdy ANBU Kitsune do nich podszedł, lecz Taka nie mógł tego jednoznacznie stwierdzić.
- Usagi-san… – Kitsune spojrzał w jego stronę. – I ty, Taka-san.
- W co ty pogrywasz, Naruto!?
Gdy Taka wypowiedział na głos imię blondwłosego jichuuriki momentalnie zapanowała nienaturalna cisza. Ucichł szum liści na wietrze oraz świergot ptaków. Nowo przybyły ANBU także niczego nowego nie oddał. Zdawał się zastanawiać nad odpowiedzią, lecz dlaczego milczał, to żadne z nich nie wiedziało. I właśnie to jego grobowe milczenie najbardziej było niepokojące.
- Naruto? – Kitsune po kilku pełnych napięcia minutach w końcu się odezwał. – Co za Naruto?
- Noo… – Taka poczuł konsternację, choć nie wiedział, dlaczego.
- Naruto Uzumaki, jinchuuriki Kyuubi no Kitsune, nasz nieoficjalny przywódca i kandydat do stołka Hokage! – wypaliła Usagi podekscytowanym głosem, co tylko sprawiło, że Kitsune na nią spojrzał.
- Nasz przywódca? Czyli czyj?
- No… nasz! Wszystkich ANBU.
Odparła Usagi i chciała coś jeszcze dodać, lecz stojący obok Kitsune nagle głośno się roześmiał, jakby właśnie usłyszał dobry żart. I śmiał się, aż do utraty tchu, a gdy wreszcie się uspokoił, na powrót wyprostował plecy.
- To było dobre, ale nie prawdziwe – ton głosu Kitsune uległ diametralnej zmianie. Stał się bardziej szorstki. – Długo mnie tu nie było, może nawet za długo i nic nie wiem o zmianach, jakie zaszły w dowództwie ANBU, i nie znam tego całego Naruto Uzumaki. Do póki go nie poznam, to nie…
- Ale Naruto to przecież ty, Kitsune! – Taka wszedł mu w słowo.
- Coś ty powiedział!? – wojownik w masce lisa nagle zaatakował Takę w mgnieniu oka powalając go na łopatki i nogą przycisnął do ziemi, tak, że tamten nie mógł się ruszyć. – Co to znaczy, że Naruto Uzumaki to ja, Kitsune!? Gadaj!
Stojąca kilka metrów z tyłu Usagi, nie wiedzieć czemu, nijak zareagowała na niespodziewaną agresję ze strony „jej” legendy. Coś jej tu nie pasowało. Dobrze pamiętała, że gdy blondwłosy jinchuuriki przebierał się za ANBU i przywdziewał maskę o podobiźnie lisiego pyska, to tym samym stawał się Kitsune, ale ten tutaj… zupełnie go nie przypominał. Był jakiś innym. Obcy. Gdy w końcu uświadomiła sobie, co się tu właściwie dzieje…
- Hej, hej, tylko spokojnie! – zawołała i przyskoczyła do mocujących się mężczyzn, aby ich rozdzielić. – Przemoc jest zbędna. Wszystko zaraz wyjaśnimy, prawda?
- Hmpf.
Burknął Taka podnosząc się z ziemi, gdy tylko został uwolniony z pod ciężkiego buta Kitsune, który z kolei cofnął się do pierwotnej pozycji. I tak, cała trójka wróciła do punkt wyjścia w swoim niecodziennym spotkaniu oraz konwersacji.
* * *
Pojawienie się trzeciego ANBU sprawiło, że okalający ją shinobi zaczęli miedzy sobą szeptać, dyskutować i spekulować, gdyż chyba wszyscy rozpoznali w nowo przybyłym wojowniku legendarnego Kitsune. Tsunade pamiętała, że to konkretne przebranie niegdyś należało do Naruto, który stworzył je, gdy został przyjęty w poczet elitarnych obrońców Konoha i dobrze mu służyło, aż do momentu zdemaskowania. ANBU Kitsune „umarł”, a Uzumaki już nie potrzebował się ukrywać. Co więc się zmieniło? Dlaczego wrócił do przebierania się? Przecież odszedł, nie?
Jak zwykle.
Pytania, pytania i tylko pytania.
Żadnych odpowiedzi.
Żadnych!
Od natłoku myśli blondwłosa Hokage poczuła ból głowy, który ustąpił dopiero w momencie, w którym ANBU Kitsune niespodziewanie zaatakował jej ochroniarza. Czy on oszalał? Dlaczego to zrobił? Co takiego Taka mu powiedział?
I znowu to samo.
Pytania bez należycie sformułowanych odpowiedzi.
Brak czegokolwiek.
Czarna dziura!
Na szczęście osłupiale stojąca z boku Usagi wreszcie zareagowała, jak trzeba i rozdzieliła siłujących się wojowników. O to przykład zaradnej samicy w stadzie pełnym samców Alfa. Piersiasta medyczka nieznacznie uśmiechnęła się na to wyobrażenie. Tylko, co teraz? Troje elitarnych ninja stało w równych odległościach od siebie tworząc swoisty trójkąt i tak już zamarli w głuchej konwersacji. Z tej odległości i przez szum liści na wietrze niczego nie było słychać, a ich rozmowa chyba miała znaczenie. Jako Hokage powinna wiedzieć, co było tematem tego spotkania i o co im wcześniej poszło… ba, powinna być jego częścią, ale jak na złość…
Tsunade momentalnie otrzeźwiała i najzwyczajniej w świecie ruszyła przed siebie przez nikogo nie niepokojona. Stawiała lekkie kroki rozkoszując się spokojem ducha bowiem zaraz może się okazać, że znowu cały ten stan relaksu odejdzie w zapomnienie. Lecz póki co miała dobry humor. I nic, powtarzam, nic nie mogło go jej popsuć. Mijała kolejne kratery i nierówności w gruncie cały czas zbliżając się do celu swej wędrówki. A gdy była już dostatecznie blisko wreszcie usłyszała fragment toczącej się dyskusji.
- …mówicie więc, że Naruto Uzumaki jest Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune? – powiedział Kitsune i umilkł zobaczywszy zbliżającą się blondwłosą kobietę. Nie znał jej, ale coś czuł, że to się zaraz zmieni. – A to kto?
Usagi obejrzała się przez ramię.
- Ach, Hokage-sama – kunoichi lekko się skłoniła. Taka uczynił to samo, choć się nie odezwał. Słuchał i obserwował. Zbierał informacje, które może kiedyś do czegoś mu posłużą.
- Hokage? Godaime Hokage? – ANBU w masce lisa wydał się zaskoczony.
- We własnej osobie.
Odparła Tsunade stając koło Usagi w lekkim rozkroku z rękoma skrzyżowanymi na ponętnej wielkości biuście. Zaraz obok pojawiła się Shizune, a za jej plecami kilkunastu jouninów Ukrytego Liścia. Wszyscy, bez wyjątku, obserwowali zachowanie Kitsune. Ten zaś nie zdradzając swojej próby bezpiecznego wycofania się, po chwili zaczął zastanawiać się nad kolejnym ruchem. Z minuty na minutę robiło się coraz groźniej. Jeśli dopuściłby do próby zdemaskowania go, to cały plan spaliłby na panewce. Zresztą, już teraz widział, że swoim dotychczasowym zachowaniem wzbudził zainteresowanie. To z kolei przekładało się na sukces… ale, nie dzielmy skóry na niedźwiedziu.
- Co ty kombinujesz, Kitsune? – z zamyślenia wyrwał go głos Piątej. – A może powinnam powiedzieć… Naruto?
Po jej lekko kpiącym uśmieszku domyślił się, że kobieta jeszcze nic o nim nie wiedziała, ale rozumiał, że to się zaraz zmieni. Zobaczył bowiem, jak Usagi prawie niezauważalnie obraca maskę w jej stronę.
- Tsu-Tsunade-sama… to nie jest Naruto-sama – nie wiedzieć czemu na początku zająknęła się, ale tylko na chwilę, gdyż później w profesjonalny sposób ukryła swoje rosnące zdenerwowanie.
- Jak to, nie? Przecież widzę… – odparła pewnym siebie głosem i zrobiła to, czego obgadywany się po niej spodziewał.
Tsunade postawiła krok do przodu i chciała chwycić za dół jego maski, aby ściągnąć mu ją z twarzy, lecz wyuczona przez lata czujność uchroniła go przed tym. W jednej chwili stali ledwie pół metra od siebie, w następnej zaś ANBU w masce lisa błyskawicznym susem w tył oddalił się na bezpieczniejszą odległość kilku metrów. W czasie wykonywania tego ruchu w powietrze wzbił się przysłaniający słońce tuman kurzu.
- Cokolwiek chciałaś zrobić, kobieto, zapomnij o tym – odezwał się Kitsune tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- Ej! Trochę szacunku! – oburzyła się czarnowłosa asystentka.
- Daj spokój, Shizune – rzekła Tsunade nie odwracając spojrzenia od ANBU w masce lisa. – Nic się nie stało. Po za tym, robi się coraz ciekawiej.
- Nudzimy się, co? – grę podjął Kitsune, ale jego kolejne słowa wielce medyczkę rozczarowały. – Ale będziemy musieli przełożyć dalszą… rozmowę na inny termin.
- Co? Jak to?
Lecz na nieszczęście blondyny nie padła już żadna odpowiedź, bowiem Kitsune od razu po swoim ostatnim wypowiedzianym słowie prędko złożył przed sobą dłonie w kilka pieczęci i zniknął w obłoczku białego dymu, który po chwili rozwiał delikatny podmuch bocznego wiatru. Leżące na ziemi liście wzbiły się w powietrze i poszybowały lekko w górę po chwili opadając w koło zbitej z pantałyku Godaime.
Rozczarowanie było spore, ponieważ spodziewała się kolejnej potyczki z godnym siebie przeciwnikiem, ale po dłuższym zastanowieniu dobrze się stało, że do niczego nie doszło. Z tyłu wciąż znajdowała się niepotrzebna widownia, która już teraz rozpoczęła komentowanie zaistniałej sytuacji, a to wielce się jej nie podobało. Dlatego też zaraz odwróciła się na pięcie i z groźnym spojrzeniem wszystkim wścibskim dała jasno do zrozumienia, żeby wrócili do swoich przerwanych zajęć. To samo tyczyło się Shizune, która spróbowała przeciwstawić się wydanemu rozkazowi, ale nie wyszła na tym najlepiej wściekłym wrzaskiem przegoniona.
Pięć minut później na zdewastowanym polu treningowym na powrót została teraz już odprężona Hokage i jej ochroniarz, ANBU Taka oraz nieoczekiwanie, ANBU Usagi. Co ta zmiana oznaczała? Że mimo wszystko ta chwila relaksu od codziennej roboty w biurze jeszcze odrobinę się przeciągnie.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

244. Sposób na relaks

Wiem, że na początku poprzedniego odcinka napisałem, że nie wiem, czy jest dalej sens pisać to opowiadanie… Ale, jak później jeszcze kilka razy się nad tym zastanowiłem i w dodatku poczytałem sobie wasze komentarze na ten temat, to w końcu doszedłem do wniosku, że ten „sens” nie leży w przymusie dokończenia tego opowiadania, a w mojej Pasji Pisania, która trwa, trwa i trwać będzie, póki starczy mi sił! Dlatego też teraz gorąco zapraszam wszystkich do zapoznania się z nowym „rozdziałem” z życia mieszkańców świata shinobi! ENJOY!



<<< Rozdział ukazał się 20 lipca 2017 roku >>>



Niby wioskę opuścił jeden z jej najpotężniejszych obrońców, to nikt specjalnie się tym nie przejmował. Życie toczyło się dalej swoim leniwym tempem, a po ludziach prawie wcale nie było widać, aby kogoś tu brakowało. Może jedynie zniknięcie najlepszej uczennicy Hokage było widoczne, choć też nie do końca. Obowiązki nieobecnej medyczki przejęły jej najbliższe współpracowniczki Ino Yamanaka oraz Shizune, doradczyni przywódczyni wioski. Obie robiły, co w ich mocy, aby sprostać wszelkim przeciwnościom losu, jaki został im zgotowany. Od leczenia drobnych skaleczeń do przeprowadzania poważnych operacji ratujących życie. Dość rzec, że miały ręce pełne roboty.
W budynku administracyjnym wioski Ukrytego Liścia również praca paliła się w rękach przesiadujących tam całe dnie ludzi. Od przeszło miesiąca z biura Hokage wychodziły trzyosobowe drużyny wciąż lojalnych jej shinobi na misje odnalezienia Uzumaki Naruto i Sakury Haruno, ale jak dotąd bez większych rezultatów. Z każdą kolejną porażką Tsunade powoli dochodziła do wniosku, że składane jej raporty były nie prawdziwe, ale przecież nie mogła nikogo o to oskarżyć, nie? Wszakże, nie miała żadnych dowodów jakoby wśród jej popleczników byli jacyś… zdrajcy. Ale ona odkryje prawdę, lecz nie wszystko na raz. Wpierw należy się jej malutka przerwa.
Tsunade odłożyła pióro do kałamarza i wzięła do ręki stojącą obok filiżankę porannej kawy.
W ogóle i w szczególe, po zniknięciu tej dwójki, Godaime Hokage zmieniła swój sposób bycia. Rzuciła picie. Za każdym razem, gdy jakiś shinobi lub kunoichi przychodzili z nowym raportem czy inną stertą dokumentów, to można było ją zastać siedzącą za biurkiem w oficjalnym płaszczu Hokage zarzuconym na ramionach i z poważnym, dumnym wyrazem twarzy. Na nikogo nie krzyczała, choć w dalszym stopniu była stanowcza i czasem burzliwa, ale przeważnie załatwiała sprawy w sposób zupełnie do niej nie podobny. Przy użyciu metod pozbawionych przemocy fizycznej. Raz czy dwa ktoś zarzucił jej próbę kopiowania pracy Czwartego, Trzeciego, Drugiego, czy nawet Pierwszego Hokage. Spytacie, co takiego delikwenta spotkało za podobne pomówienia?
Nic.
Tsunade nijak reagowała robiąc swoje najlepiej, jak potrafiła. A wojnę ze swoimi przeciwnikami prowadziła za pomocą słów, a nie pięści. Czy było tak zawsze? Jasne, że nie. Czasem słowa nie wystarczyły i trzeba było uciekać się do bardziej brutalnych metod, ale to zadanie zostawiała specjalnemu oddziałowi ANBU pod przywództwem Ibiki Morino.
Również sposób odwiedzin biura Hokage uległ diametralnej zmianie. Do niedawna każdy mógł przyjść do Piątej z tą czy inną sprawą przez nikogo nie niepokojony, lecz teraz już tak nie było. Owszem, nadal byle obdartus z ulicy mógł tam wejść, ale wpierw musiał być dokładnie prześwietlony przez stojącego na straży ANBU. I nie był to byle chłystek, co dopiero rozpoczął swoją służbę w tym elitarnym zgrupowaniu, a doświadczony w boju shinobi z nie jedną misją rangi S zaliczoną na swoim koncie. Kilka razy zgłaszane były na niego skargi za zbyt radyklane i surowe metody obchodzenia się z odwiedzającymi Hokage ludźmi, ale jak dotąd nikt jeszcze nie ucierpiał bardziej, niż było to konieczne. A jego służba była potrzebna i sprawdzała się, gdyż raz na zawsze skończyły się niespodziewane… ba, nielegalne wtargnięcia do biura przywódczyni wioski.
Tsunade westchnęła ciężko odkładając na bok kolejną wypełnioną dokumentację. Po odejściu Naruto i Sakury coś ją tknęło, że w końcu powinna wziąć się w garść i zacząć pracować, i zachowywać się, jak jej poprzednicy. Lub chociaż podobnie, bo rzecz oczywista, nikogo nie zamierzała naśladować.
Kobieta podniosła głowę z nad czytanego raportu i zawiesiła spojrzenie na zdjęciu swojego dziadka wiszącym na ścianie zaraz koło zdjęcia jego brata, Trzeciego i Czwartego Hokage. Wszyscy czterej byli dla niej wzorem do naśladowania w różnych aspektach życia codziennego, jak i samej pracy Hokage. Gdyby się tak nad tym zastanowić, to nie wiele pamiętała z pracy Shodaime i Nidaime… gdyż wówczas była jeszcze małą dziewczynką. Ale później, gdy rządy objął Sandaime i jeszcze później, Yondaime, to już więcej wiedziała. Trzeci był uosobieniem spokoju, rozwagi, odwagi i cierpliwości w pokonywaniu przeciwności losu. Oczywiście, Czwarty również cechował się takimi zaletami, jak jego poprzednik, ale do tego dochodził jeszcze niezrównany zmysł strategiczny oraz poniekąd urok osobisty.
Medyczka zachichotała.
Jego synowi tego uroku również nie było można odmówić, co z kolei przekładało się na jego siłę perswazji. Choć to ostatnie raczej było spowodowane dzięki jego koneksjom z przedstawicielami Upiornej Armii, jak i wszechobecnej egzystencji… lisiego demona. I to właśnie on sprawiał, że wszyscy tak się bali Naruto, ale czy aby na pewno? Czy tylko Kyuubi no Kitsune był wszystkiemu winny? Tsunade nie miała złudzeń. Dziewięcioogoniasty, żołnierze Upiornej Armii, od dawna nieaktualizowana baza wiadomości o poziomie umiejętności oraz nieznany stan psychiczny blondyna. Wszystko razem oraz każde z osobna sprawiały, że ten shinobi był śmiertelnie niebezpieczny, jak i ekstremalnie cenny. Jego odejście z wioski stanowiło poważny cios w militarnej i moralnej równowadze Konohy. Ale co się stało, to już się nie odstanie. Odszedł i zabrał ze sobą jej uczennicę, Sakurę Haruno.
Ah, Sakura… Cudowna dziewczyna o powalającym uśmiechu, znakomitej kontroli chakry i życzliwym charakterze. Zawsze uśmiechnięta i pomocna. Kiedyś wielce zakochana w Uchiha Sasuke, swoim koledze z Akademii, później jednak miłosne tory skierowały jej serce ku komu innemu. Wielka szkoda, że życiowe zawirowania sprowadziły ją na złą drogę… Chociaż, nie. Nie złą, a niesprzyjającą rozwojowi zawodowemu i osobistemu. Jej nie pohamowana miłość i bezgraniczne oddanie Naruto sprawiały, że tym bardziej była cenna i niebezpieczna zarazem.
Tsunade westchnęła przeciągle wstając z fotela, przeciągnęła się rozprostowując wszystkie kończyny i zaraz stanęła przy oknie krzyżując ramiona na swoich pośladkach. Zamrugała kilkakrotnie przyglądając się rozpościerającej się przed nią panoramie wioski Ukrytego Liścia, po czym wkrótce zawiesiła spojrzenia na podobiźnie Trzecigo Hokage.
- Co ty byś zrobił? – Spytała w powietrze nie oczekując, że ktoś jej odpowie. Biła się z myślami. Wspominała minione lata.
- Co byś zrobił, żeby odzyskać swojego najlepszego ucznia? – Spytała ponownie, lecz i tym razem odpowiedziała jej cisza. Podobizna Sandaime milczała. Tak samo, jak wykute w skale podobizny pozostałej trójki. Wiedziała, że powinna szybko znaleźć w sobie siłę, aby sprostać postawionemu przed nią wyzwaniu, ale im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej czuła zmęczenie. Musiała skupić się na czymś innym. Nie… To było zbyt delikatne stwierdzenie. Nie musiała, a potrzebowała umysłowego relaksu. Potrzebowała… Potrzebowała…
Tsunade naraz energicznie odwróciła się na pięcie, że jej płaszcz majestatycznie zatrzepotał, szybkim krokiem minęła fotel, biurko i zaraz stanęła przed drzwiami. Gdy chwyciła za klamkę, jeszcze tylko zgarnęła wiszący na wieszaku kapelusz Kage, zarzuciła go na głowę i zaraz wyszła. Na korytarzu naraz spotkała się twarzą w maskę ze swoim ochroniarzem. Przez kilka sekund w milczeniu patrzyła na ANBU zastanawiając się nad czymś, po czym odwróciła się i przekręciła klucz w zamku. Gdy skobel leciutko trzasnął, wciąż bez słowa, wskazała na mężczyznę w ceramicznej masce, wydając tym samym rozkaz i ruszyła przodem przez korytarz. Szła szybko. Stawiała długie kroki. Widać było, że gdzieś się spieszyła. A dokąd zmierzała? Tego, po za Tsunade, nie wiedziała nikt.
Nawet pilnujący jej pleców ANBU tego nie wiedział. Podążając w ślad za swoją przywódczynią był jej cieniem bacznie obserwującym najbliższe otoczenie. Nikt także nie wiedział, kim był. Kto też skrywał swoją tożsamość pod ceramiczną podobizną głowy jastrzębia. Kto tak wiernie służył Godaime Hokage? Kto był gotów zabić w jej imieniu? Niewielu było zdolnych do podobnych poświęceń, a ten konkretny shinobi poświęcił naprawdę dużo. Aby odzyskać szacunek, dobre imię oraz prawo do decydowania o swoim losie zgodził się na nieokreślony czas skryć swoją twarz pod maską elity Ukrytego Liścia. Trwało to dopiero nieco ponad miesiąc, a wiele już dokonał, jako tajemniczy ANBU. Wiele wycierpiał. Wielu posłał na tamten świat. W przetrwaniu pomagało mu świetne wyszkolenie, zmysł strategiczny, chłodne podejście do życia oraz instynkt łowcy, szpiega i zimnokrwistego zabójcy.
Teraz jednak musiał się zatrzymać. Szybko schował się w cieniu pobliskiego drzewa i począł czekać na kolejny ruch Tsunade, która również się zatrzymała. Kobieta odwróciła się do niego przodem i zaczęła na coś czekać. Wojownik rozejrzał się czujnie i naraz zorientował się, że oboje znajdowali się na jednym z okalających wioskę pól treningowych. To obecne chyba należało do nie istniejącej już drużyny siódmej, choć jeśli dobrze pamiętał, to na środku nie rosła żadna kępa drzew. Ale przez lata mogło się to zmienić, choć był to bardziej wytwór użytkownika elementu drewna.
- Taka[1], wyjdź proszę z cienia.
Po niespełna minucie odezwała się Piąta. Ton jej głosu podsunął elitarnemu myśl, że ta prośba bardziej brzmiała jak nieformalny rozkaz, ale nie on miał to oceniać. Niezwłocznie wykonał „polecenie” i wyszedł na oblane promieniami słońca przedpole, po kilku krokach stając w lekkim rozkroku z rękoma skrzyżowanymi za sobą. Nie odzywał się. Obserwował. Zastanawiał się, co zaraz się wydarzy. Choć miał co do tego pewne podejrzenia, to jednak na razie jeszcze milczał.
- Dobrze. – Tsunade uśmiechnęła się zawadiacko pod kapeluszem. – A teraz, Taka, zaatakuj mnie.
- Słucham?
- No dalej! Nie krępuj się. Wiem, że tego chcesz. – Tsunade zaczęła go zachęcać, robić dziwne miny. On zaś dobrze wiedział, że to, co właśnie robiła kobieta było nie tylko delikatnie mówiąc… chore, to jeszcze jeśli dojdzie do walki, coś może pójść nie tak. A on nie szukał dodatkowych kłopotów.
- Hokage-sama wybaczy, ale nie mogę.
- No, co jest! Strach Cię obleciał? – Tsunade nie odpuszczała. – Przyszła pora na potwora. Czytałam raporty z twoich wypadów, Taka. Nie ma żadnych wątpliwości, że twoja skuteczność na misjach wynosi ponad trzysta procent, ale metody jakimi do wszystkiego dochodziłeś proszą się o porządną reprymendę!
- Nie wiem, o czym Hokage-sama mówi.
- Nie udawaj durnia! Dobrze wiesz, o czym mówię i teraz… albo natychmiast stawisz mi czoła w otwartej walce, albo… wrócisz do kicia! – Tsunade palnęła pierwsze, co jej ślina na język podsunęła i na reakcję długo czekać nie musiała. Tylko umilkła, a stojącego kilkanaście metrów od niej shinobi spowiła gęsta chmura niebiesko-fioletowej chakry, on zaś wystrzelił do przodu niczym pocisk armatni i w mgnieniu oka pojawił się przed blondyną, która już na to czekała. Gdy ich ramiona się zetknęły… powstały ładunek energii wytworzył pod ich stopami głęboki na trzy i szeroki na dziesięć metrów lej, po czym w potężnym podmuchu powietrza rozszedł się na wszystkie strony kosząc na swojej drodze kilka drzew i wystające z ziemi głazy. Następne wypadki potoczyły się już szybko. Walka rozpoczęła się od bardzo silnej wymiany ciosów w podstawowej taktyce walki, Taijutsu.
Kopniak. Blok. Cios prawym sierpowym. Unik. Cios lewym sierpowym. Blok. I tak w kółko. Na przemiennie, aż Tsunade w jeden ze swoich ataków włożyła nieco więcej siły i posłała swojego przeciwnika na łopatki wbijając go plecami głęboko w poszycie gruntu. Taka[2] jednak szybko podniósł się z ziemi i jeszcze szybciej przeszedł do kolejnej taktyki walki, Ninjutsu.
- Katon Ninpō, Gōkakyū no Jutsu[3]!
ANBU skumulował w płucach dużą ilość chakry, którą wymieszał z powietrzem i wystrzelił z ust pod postacią olbrzymiej kuli ognistej, która z zawrotną prędkością pomknęła w stronę nieco zaskoczonej medyczki. Tsunade musiała sprężyć wszystkie mięśnie aby wykonać unik przed tą techniką, lecz nieco za późno się w sobie zebrała i ognista kula minęła ją zaledwie o trzy centymetry, po czym przeleciała jeszcze kilka merów i w końcu eksplodowała wstrząsając Ukrytym Liściem w posadach. Tsunade osobiście przekonała się o sile tej dosyć podstawowej techniki doznając jedynie delikatnego przypalenia końcówki kucyka. Swąd spalonego włosa przyprawił ją o dreszcze, lecz też zaraz otrzeźwił, bowiem jej przeciwnik nie czekał na oklaski. Zmieniwszy pozycję na nieco już zdewastowanej polanie treningowej, ANBU zawiązał kolejną serię pieczęci. Warto wspomnieć, że po drodze stworzy dwa dodatkowe klony.
- Katon Renkeijutsu, Karura[4]!
Trzy postacie zamaskowanego wojownika wydmuchały jednocześnie długi strumień intensywnego ognia, który złączył się w płomiennego smoka. Ognista kreatura ryknęła przeraźliwie i jak poprzednia technika natury ognia, pomknęła wprost na Tsunade nie dając jej chwili na odpowiednią reakcję. Żywcem spalona w jednej chwili zmieniła się w obłoczek dymu. ANBU naraz to dostrzegł, lecz zbyt późno się zreflektował. Prawdziwa blondyna znikąd pojawiła się tuż obok i silnym ciosem z łokcia pod żebra nie tyle usunęła klony, co tego realnego posłała hen daleko w pobliski zagajnik drzew. Konary trzaskały łamane i z hukiem powalane na wszystkie strony.
- To było dobre… – Zasapała się Godaime.
- Dziękuję… Suiton, Suidan no Jutsu[5]!
Kobieta usłyszała tuż za sobą i po chwili poczuła, jak jej lewy bark przeszywa silnie skoncentrowany strumień wody. Wstrząśnięta tym niespodziewanym atakiem w obronnym odruchu gwałtownie przykucnęła, obróciła się na lewej nodze prawą próbując podciąć ANBU, lecz jego już tam nie było. Taka stał grzecznie kilka metrów dalej i nieco ciężej oddychał. Widocznie techniki wody nie były jego mocną stroną, Piąta zaś nie sądziła, że ten jakąkolwiek potrafi wykonać.
- Kontynuujemy?
Spytał elitarny widząc jak jego przeciwniczka wstaje na równe nogi do pozycji wyprostowanej. Blondyna spojrzała wpierw na swój bark. Z idealnie „wykrojonej” dziurki sączyła się krew i ściekała wzdłuż ramienia aż do dłoni, gdzie na końcu środkowego palca zbierała się, aby dalej skapnąć ku ziemi. Następnie spojrzała w jego kierunku i już miała się odezwać, lecz wtem w koło niej zjawiła się zwabiona hałasem walki cała armia shinobi Liścia z Shizune na czele.
- Hokage-sama, co tu się stało? Czy z kimś walczyłaś? Kami-sama… Ty krwawisz! – Brunetka momentalnie do niej przyskoczyła z troską zaleczając drętwiejące ramię. Kiedy skończyła spojrzała na Piątą, a widząc jej srogi wzrok zaraz skuliła się wewnętrznie. W jednej chwili pożałowała, że w ogóle zainteresowała się stanem zdrowia swojej przywódczyni i przyjaciółki w jednej osobie, lecz nie pokazała tego po sobie. Dzielnie stawiła czoła zabijającemu spojrzeniu piersiastej medyczki, po czym odwróciła wzrok, rozejrzała się po zdewastowanemu polu i zaraz zatrzymała spojrzenie na osobie ANBU stojącego kilkanaście metrów od nich. Wojownik stał w lekkim rozkroku z ramionami skrzyżowanymi na piersi i na coś czekał.
- Czy to… z nim walczyłaś?



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Koshimoto





[1] Taka (jap.) – Jastrząb
[2] Taka (jap.) – Jastrząb
[3] Katon Ninpō, Gōkakyū no Jutsu(jap.) – Technika Ninja, Kula Ognista
[4] Technika Współpracy Uwolnienia Ognia: Garuda
[5] Uwolnienie Wody: Technika Wodnego Pocisku