wtorek, 2 stycznia 2018

010. Z przyjemnością…

Notka ujrzała światło dzienne 24 stycznia 2008 roku





Przepraszam za tak długą nie obecność… ale jakiś nie miałem pomysłu na tą notkę… ale jak widać, w końcu coś się urodziło i jest… zapraszam na chwilę relaxu…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Jeszcze tego samego dnia… po pochowaniu Satoo Kabayashi’ego i po pomodleniu się za jego duszę… jeszcze posprzątaliśmy pobojowisko, zwinęliśmy namiot, zasypaliśmy ognisko i w końcu możemy wyruszyć w drogę powrotną do wioski Ukrytej w Liściach. Tym razem użyliśmy chakry, przy pomocy której, możemy poruszać się znacznie szybciej, skacząc z jednego drzewa na kolejne. Po około 4 godzinach, nieprzerwanego biegu… w końcu dotarliśmy do bramy naszej ukochanej wioski.
- Aaach… na reszcie w domu… - powiedziałem to po przez głębokie westchnięcie.
- Dobra… to ja idę zdać raport III Hokage… a wy możecie iść do domów – powiedział Kakashi-sensei i zniknął w pobliskiej uliczce.
- Co… iść do domu… grrrrrhhhrrr… - i zaraz odezwał się mój żołądek, na co Sakura i Sasuke zareagowali dziwnym spojrzeniem.
- Ok… róbta co chceta… ja tam idę do domu – po chwili milczenia, usłyszałem, tak jakby lekko przygnębiony głos Sasuke.
- Dobra… a ja idę na ramen… - odparłem i założyłem ręce za głową - …a ty Sakura… dasz się zaprosić na… ramen – po chwili, odwróciwszy się do niej, puściłem słodki uśmieszek. Dziewczyna przez pierwszą chwilę nic mi nie odpowiedziała, tylko spojrzawszy na oddalającego się Uchihe…
- Z przyjemnością… - …odparła i odwzajemniła uśmiech.
„…co… czy ja się nie przesłyszałem… Sakura zgodziła się bez słowa sprzeciwu…” – zdziwiłem się jej odpowiedzią, ale nie dałem tego po sobie poznać. Przez całą drogę, gdy szliśmy tak obok siebie, żadne z nas nie odważyło się na nawiązanie jakiejkolwiek rozmowy. Przez całą drogę, idąc tuż obok siebie, żadne z nas nic nie powiedziało, ta grobowa cisza trochę mnie zmartwiła, bo za bardzo nie wiem, o czym akurat tak gorliwie rozmyśla moja oblubienica.
„Nie mam pojęcia, co się ze mną dziej… normalnie… odmówiła bym mu… i pobiegła za Sasuke… ale gdy się tak na niego patrzyłam… to chyba zrozumiałam… że ta fascynacja zaczyna przemijać… że moje głębokie uczucia do jego zimnej osoby… zaczynają gasnąć, jak gwiazdy z nadejściem nowego dnia… a rodzą się nowe… jeszcze głębsze uczucia do kogoś innego…” – Sakura spojrzała się na Naruto, a potem z uśmiechem na ustach, popatrzyła na bez chmurne niebo. Po paru minutach dotarliśmy w upragnione miejsce…
- Witaj staruszku – powiedziałem z wielkim uśmiechem na ustach, do właściciela baru Ichiraku Ramen.
- Witaj Naruto… czy podać to samo co zwykle… - kucharz odwzajemnił uśmiech.
- A jak… dwa razy proszę – krzyknąłem z wielką radością w sercu i spojrzałem się na zamyśloną Sakurę.
- Czy coś się stało… - spytałem głosem przepełnionym troską.
- Nie… nic… - po chwili ciszy, otrzymałem upragnioną odpowiedź.
- Jak to nie… przecież widzę, że coś tu nie gra… - i zrobiłem poważną minę.
„…biedna Sakura… nad czym ona tak rozmyśla… zaczynam poważnie się o nią martwić…” – zaraz pomyślałem i prawie uroniłem łezkę, na samą myśl, że Sakura czymś się martwi.
- Naruto… tam w lesie… ja… nie wiem co powiedzieć… ja cię chciałam przeprosić – nagle słodki głos różowowłosej wyrwał mnie z tego zamyślenia. Ale również słychać zażenowanie w jej głosie, jak mówi o tym co się tam wydarzyło.
- Sakura… przecież nic się takiego nie stało… - przerwałem, a moja twarz posmutniała. Po moim policzku spłynęła samotna łza, która zaraz wyparowała w zetknięciu z rozgrzaną od promieni słońca ziemią. Dziewczyna widząc moją reakcję na słowa, które właśnie wypowiedziałem, uśmiechnęła się tylko szeroko i popatrzyła mi w oczy, które akurat w tym momencie, obserwują każdy jej, nawet najmniejszy, ruch. Gdy już zjedliśmy, to jeszcze posiedzieliśmy tam w milczeniu…
„Dattebayo… i znowu zapadła taka dziwna cisza… tak… muszę przyznać, że troszeczkę żałuję, że nic się tam nie wydarzyło… choć było blisko…” – pomyślałem, a mój smutek zastąpił szeroki uśmiech.
„Sakura… co ci jest… co się stało, że nagle go przepraszasz, za to, że prawie się pocałowaliście… to do ciebie nie podobne…” – zielonooka, również rozpoczęła głębokie rozmyślanie o tej sprawie, którą prawie sobie wyjaśniła w rozmowie z blondynem.
- Arigato Naruto… za ramen… ale ja już muszę lecieć – po chwili ciszy, Sakura pożegnała się i poszła do domu.
- Do zobaczenia… - krzyknąłem , ale ona chyba już tego nie usłyszała.
Gdy zielonooka, już sobie poszła… poczułem, że jeszcze nie dostatecznie się najadłem i zamówiłem kolejną miskę Ramenu.


<Tym czasem… w biurze Sarutobiego…>


- Konnichi-wa, Hokage-sama – nagle otworzyły się drzwi do biura Trzeciego.
- Witaj Kakashi.
- Przyszedłem zdać raport z ostatniej misji mojego teamu… – Hatake… mówiąc to, zaraz przerwał i patrząc się przed siebie, popadł w chwilową zadumę.
„Cholera… jak mam mu powiedzieć, że Satoo Kabayashi nie żyje” – jounin zaczął błądzi wzrokiem po pomieszczeniu.
- No… słucham… - Sarutobi zaczął się lekko niecierpliwić - …to jaki jest ten raport.
- No wiec… człowiek, którego eskortowaliśmy… nie… - Kakashi ponownie przerwał, po dostrzegł ciężkie spojrzenie Hokage.
- Nie… co? – spytał Sarutobi, a w jego głosie można usłyszeć zirytowanie.
- Nie żyje… - jounin przełknął ślinę i czeka na reakcję Trzeciego, który upuścił fajkę.
- JAK TO… NIE ŻYJE!? – Hokage wrzasnął, co było słychać doskonale przy budce Ichiraku Ramen.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Wiem, że notka strasznie krótka, ale nie miałem pomysłu na nic innego…. Na nic więcej… przez jakiś czas będę dawał takie krótkie notki… a przyczyna jest prosta… brak weny, pomysłu, natchnienia… Pozdrawiam i proszę o komentowanie….

009. Tragiczna śmierć

Notka ujrzała światło dzienne 20 stycznia 2008 roku




Tak jak obiecałem… zmieniłem co nie co ten odcinek… i mam nadzieję, że się wam spodoba…. Pozdrawiam i zapraszam na chwile relaxu, przy dobrej lekturze…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Wstał kolejny, piękny dzień… pierwszym który się obudził, jest Kakashi-sensei. Gdy już się wygramolił z namiotu i rozprostował kości… postanowił iść i poszukać Naruto.
- Aaaach… dawno mi się tak dobrze nie spało… Hmm… ciekawe gdzie w końcu Naruto nocował – Hatake powiedział sobie pod nosem i zaczerpnął świerzego powietrza.
Jonin idąc tak przed siebie, nagle wyczuł kumulację chakry w pobliżu jednego z drzew. Gdy poszedł sprawdzić co to takiego, jego oczom ukazał się bardzo słodki widok. Mianowicie… zobaczył Sakurę w tuloną w Naruto…
„No, no, no… i kto by pomyślał…” – Kakashi uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej.
- Pobudka… śpiochy…
- Co… co się dzieje… - pierwsza obudziła się Sakura… i zaraz zobaczyła gdzie jest.
- Aaa… NARUTO… - i wrzasnęła blondynowi do ucha.
- Hę… co… co to za wrzaski… - powoli otworzyłem oczy i zaraz zostałem porażony ostrymi promieniami słońca.
- NARUTO… puszczaj… słyszysz… - do moich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk i w tym momencie rozluźniłem zdrętwiałe ręce. Sakura… zupełnie jak poparzona, szybko podniosła się na równe nogi i zaczęła mi się przyglądać.
- Naruto… co ty sobie wyobrażasz… - spytała z lekko zdenerwowana miną i mnie kopnęła.
- Ałła… co ja takiego znowu zrobiłem… - złapałem się za obolała nogę i popatrzyłem zmęczonym wzrokiem na dziewczynę.
- Naruto… skąd ja się tu wzięłam… - zielonooka nagle przerwała i zaczęła mi się przyglądać.
- Sakura… co ci jest – spytałem widząc jej wzrok na mnie.
„Chwila… już sobie przypominam… skąd ja się tu wzięłam…” – dziewczyna pomyślała i zaraz się zarumieniła, co świetnie było widać.
- Dobra… to ja może już sobie pójdę i obudzę Sasuke i Satoo – nagle odezwał się Kakashi-sensei i jak powiedział, tak też zrobił i już go nie ma…
* * *
„Ho, ho, ho… i kto by pomyślał… że Sakura i Naruto…” – Hatake nie dokończył rozmyślań, bo dotarłszy do namiotów… zobaczył wielkie pobojowisko… jego namiot jako tako się trzymał a wisiorku nadal znajdował się Satoo, ale namiot Sasuke jest cały w strzępach…
- SASUKE… gdzie jesteś… - Kakashi zaraz zawołał…
- Tutaj… o co chodzi… - zaraz z za krzaka wyszedł młody Uchiha.
- Sasuke… gdzieś ty polazł i co tu się stało… - Hatake wydał się rozgoryczony…
- Jak to co się stało… - chłopak przerwał i zobaczył owe pobojowisko - …a poszedłem się tylko odlać – i zaraz dokończył swoje zdanie.
- Satoo… wstawaj… musimy iść dalej – Kakashi zawołał imię inżyniera.
„Kurczę… co jest… nie słyszy mnie czy co…” – pomyślał jonin.
- Sasuke… wejdź tam i go obudź… a ja idę po Naruto i… - nie dokończył, bo sobie przypomniał z kim właśnie jest Uzumaki…
- I… co? – Uchiha spytał zdziwiony.
- Iiii… nic – Kakashi odparł mu krotko i zaraz zniknął za pobliskim drzewem.
 „Ech… dziwak z niego… a właśnie, ciekawe gdzie poszła Sakura… a zresztą co mnie to obchodzi… straszna z niej nudziara…” – pomyślał Sasuke, poczym wszedł do namiotu i zaraz z niego wyszedł, a na jego twarzy można dostrzec przerażenie i jednocześnie obrzydzenie, tym co zobaczył…
* * *
- Sakura… co ci jest – ponowiłem swoje pytanie.
Dziewczyna nic nie mówiąc… przykucnęła obok mnie i w końcu się odezwała.
- Naruto… nic mi nie jest… po prostu… - i nie dokończyła, a ja zauważyłem samotną łezkę spływającą po jej policzku.
- Sakura… widzę jak się męczysz… powiedz o co chodzi… czy o to co wydarzyło się wczorajszej nocy – po chwili milczenia, spytałem i spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Tak… - odparła mi krótko i ponownie jej policzki oblały się rumieńcem.
- Jeśli zrobiłem coś nie tak… to przepraszam cię… ale jak mi tak zasnęłaś na ramieniu… to… nie chciałem… cię… - i zdołałem do kończyć, bo dziewczyna przyłożyła mi palec do ust, na znak, abym nic więcej nie mówił, po czym odsunęła dłoń i zbliżyła swe usta do moich…
- Hej… Naruto, Sakura… chodźcie już… - nagle usłyszeliśmy głos zbliżającego się Hatake i zielonooka w tym momencie, szybko odsunęła się ode mnie.
- Upss… czyżbym wam w czymś przeszkodził… – Kakashi-sensei zaraz wyjrzał z za drzewa, przy którym siedzieliśmy.
„Dattebayo… ale se wybrał moment na przerwanie nam… a miało być tak pięknie…” – zaraz pomyślałem i wkurzonym wzrokiem popatrzyłem się na niego.
„Sakura… czyś ty oszalała… właśnie przed chwilą, pocałowała byś jednego z największych kretynów w wiosce i to prosto w usta…” – różowo-włosa poczęła gorączkowe rozmyślanie o zaistniałej sytuacji – „…ale z drugiej strony, niebyło by to gorsze od pocałowania Sasuke…” – do jej głowy nasunęła się właśnie inna myśl.
- Yyy… hmmm… dobra… to ja idę zpowrotem, sprawdzić co z Satoo – Kakashi z głupim uśmieszkiem, odwrócił się na pięcie i ponownie się ulotnił.
* * *
„Cholera… no to klops… Kakashi będzie nie zadowolony, jak się o tym dowie… jak tu powiedzieć, że Kabayashi…” – młody Uchiha, siedząc na pniu i trzymając się rękoma za głowę, stara się wykombinować… najlepszą odpowiedź.
- I co… Sasuke… dlaczego Satoo jeszcze nie wstał – jonin stał w rozkroku i oparł ręce o biodra.
- Eee… idź i sam go obudź, jeśli potrafisz – chłopak odparł mu bardzo mroźnym tonem głosu.
„Hę…? A tego co ugryzło…” – zdziwił się Kakashi postawą chłopaka i zajrzawszy do namiotu… też zaraz z niego wyszedł i popatrzył się na Sasuke…
- No właśnie… i w tym problem… – zaraz odezwał się chłopak, z niemałym przerażeniem w głosie.
- Ale jak to się stało… kiedy… - Hatake zaraz przysiadł się do Sasuke i razem popadli w zadumę. Po paru minutach… do obozowiska również powrócili Naruto i Sakura i zaraz zobaczyli zażenowane miny towarzyszy…
- A wam co się stało… i gdzie Kabayashi… - spytałem widząc ich dziwne miny.
- Jest w namiocie i chyba już nigdzie z nami nie pójdzie – Kakashi spojrzał się na nas smutnym wzrokiem.
- Jak to… a co mu jest – po chwili ciszy, spytała młoda kunoichi o różowych włosach.
- Nie żyje… - usłyszeliśmy nie wyraźny i przygaszony głos Sasuke…
- JAK TO NIE ŻYJE !!! – krzyknąłem i podbiegłem do namiotu w którym znajduje się ciało.
- Normalnie… leży w kałuży krwi i ma poderżnięte gardło – powiedział Sasuke bez mrugnięcia okiem…
„Dattebayo… jemu to łatwo tak mówić… bo i tak już widział tyle krwi w swoim krótkim życiu…” – pomyślałem i zajrzałem do środka. To co zobaczyłem, tylko potwierdziło jego słowa… Gdy wyszedłem na zewnątrz, poczułem lekkie mdłości w brzuchu.
- I co… wygląda to tak, jak opisał Sasuke – zaraz zobaczyłem przerażone spojrzenie Sakury. Nic jej nie odpowiedziałem… tylko zaraz zrobiłem się cały zielony na twarzy i szybko odwróciwszy się za siebie, za pobliskie krzaki puściłem pawia… :D
- Chyba ta wczorajsza kolacja mi zaszkodziła – powiedziałem i szeroko się uśmiechnąłem.
- T… t… to, co robimy Kakashi-sensei… - po chwili milczenia, Sakura odważyła się na jakiekolwiek pytanie. Po tych słowach zapadła grobowa cisza, słychać tylko szum wiatru i pobliskiego wodospadu. W końcu, po tych przerażających 5 minutach ciszy, otrzymaliśmy odpowiedź…
- Chyba nie mamy zbyt wielkiego wyboru… - Kakashi spojrzał się na zielonooką - …jak tylko pochowamy Satoo… wracamy do wioski.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Co by tu napisać… misja się nie powiodła i chyba Sarutobi (III Hokage) nie będzie zachwycony… pozdrawiam i zapraszam już wkrótce na 10 odcinek mojej historii…

008. Noc pod gwieździstym niebem

Notka ujrzała światło dzienne 19 stycznia 2008 roku




Pewnie się zastanawiacie… dlaczego zmienił się właściciel bloga… powiem wprost… podpis „Naruto Uzumaki” – to tak naprawdę - „WIELKI”… od początku byłem autorem wszystkiego co tu zamieszczam i dziś postanowiłem się ujawnić… ale mam nadzieje że to nie pogorszy popularności tego bloga… Pozdrawiam i kończę już te małe wyjaśnienia… i zapraszam wszystkich na kolejną notkę…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Po stanowczych groźbach ze strony naszego sensei, Satoo w końcu zgodził się wyjawić nam całą prawdę… to co usłyszałem jakoś mnie nie zaskoczyło, a mianowicie…
- Jesteśmy biednymi ludźmi i nie było nas stać na zapłacenie za misje rangi S – powiedział siwobrody mężczyzna.
- Co…?? To teraz to jest misja rangi S – krzyknąłem ze zdziwieniem głosie.
- Tak… Naruto… - dostałem prostą odpowiedź od Kakshi’ego.
- Ha… hhhhhuuurrrraaaa…. jestem na misji rangi S – zacząłem podskakiwać ze szczęścia i się wydzierać na całą okolicę.
„O co chodzi… ten chłopak jest jakiś dziwny… naprawdę, bardzo dziwny…” – Kabayashi patrząc na Naruto, zaczął drapać się ręką po głowie ze zdziwieniem w oczach.
„Rany… co za idiota… co w tym takiego wspaniałego…” – pomyślał Sasuke i krzywo się popatrzył na blondyna.
„Naruto… ty wariacie, może i to fajne, ale bardzo niebezpieczne… zwłaszcza że jesteśmy dopiero geninami…” – pomyślała Sakura i się w głębi duszy uśmiechnęła, patrząc na wygłupy niebieskookiego…
Gdy się już uspokoiłem… a Satoo dokończył swoje wyjaśnienia, pozostawiliśmy bandziorów przywiązanych do drzewa i poszliśmy dalej… w końcu zaczęła się już ściemniać, a że jest nas 5 i mamy tylko 2 dwuosobowe namioty… wypadło na to, że…
- Co… dlaczego to ja mam spać pod gołym niebem – założyłem ręce przed sobą i udałem obrażonego.
- A co… boisz się… - usłyszałem to pytanie, padające z ust Sasuke… ale tym razem sobie darowałem i nic mu nie odpowiedziałem, tylko popatrzyłem się jeszcze przez chwilę na Sakurę.
„I znowu patrzy się na mnie tym swoim niebieskim wzrokiem… i znowu czuję, że coraz bardziej mi się to podoba… co… dziewczyno, o czym ty myślisz… znowu się rumienisz, gdy blondyn ci się przygląda… o co chodzi…” – młoda kunoichi przez chwilę patrzyła się prosto w oczy blondyna, ale zaraz uciekła wzrokiem na gwieździste niebo.
- Naruto… - zaczął Kakashi - …losowaliśmy, kto nocuje na dworze i padło akurat na ciebie.
- Tak… ale… - i nie dokończyłem, bo zaraz sobie pomyślałem: „…a co mi tam, jedna noc spędzona na drzewie, to nic takiego, dla kogoś mojego pokroju…”.
- Ale… - Kakashi spytał zdziwiony, moim nagłym przerwaniem zdania.
- Już nic… idźcie spać, a ja jakoś sobie poradzę – i odwróciwszy się do nich plecami, założyłem ręce na głowę i poszedłem prosto przed siebie.
- Dobra… ja i Satoo, nocujemy w jednym namiocie… a Sakura i Sasuke w drugim – Hatake wskazał palcem na namioty.
- A ty Naruto… - zaraz się odwrócił, ale mnie już tam nie było.
„Ha… a co tam… nie boję się… nie okażę strachu…” – rozpocząłem bitwę myśli.
Gdy Hatake, Kabayashi, Uchiha i Haruno… poszli spać, ja tym czasem udałem się w stronę pobliskiego wodospadu, który spokojnie sobie szumi pod osłoną nocy. Usiadłem nad jego brzegiem i oparłszy się rękoma z tyłu, zacząłem przyglądać się niebu. Dzisiejszej nocy, gwiazdy świecą tak jakby mocniej, jakby chciały oświetlić to, czego nie widać w półmroku.
Nagle, nad moją głową, dostrzegłem spadającą gwiazdę i zaraz pomyślałem życzenie…
„Dattebayo… jak ja bym chciał, aby tu i teraz siedziała obok mnie Sakura…” – i się szeroko uśmiechnąłem… ale zaraz posmutniałem, bo przyszła mi do głowy inna myśl – „…ale to przecież nie realne… żeby Sakura, moja ukochana Sakura… teraz usiadła tu, obok mnie…” – i uroniłem samotną łezkę. Posiedziałem tak jeszcze chwilę, patrząc gdzieś tam daleko w niebo i nagle usłyszałem kroki. Odruchowa wyciągnąłem shuriken i nie zastanawiając się długo, odwróciłem się i rzuciłem.
- Aaa… Naruto… czyś ty oszalał – zaraz zobaczyłem przerażone spojrzenie różowowłosej.
- Sa… Sakura… - wyjąkałem zaskoczony jej obecnością.
- Tak… to ja… - odpowiedziała już rozluźnionym głosem.
- Sakura-chan… strasznie cię przepraszam, ale po dzisiejszym dniu jestem, jakiś lekko przewrażliwiony i ostrożniejszy – wstałem i popatrzyłem w te jej zielone oczęta.
- Już nic nie szkodzi… - dziewczyna zaczęła do mnie podchodzić.
„…nie wiem czy to sprawa mojego życzenia… ale po części się spełnia… Sakura tu jest i idzie w moim kierunku…” – pomyślałem z szerokim uśmiechem na ustach…
- Sakura…. Co ty tu robisz… dlaczego jeszcze nie spisz… - spytałem, jak już do mnie podeszła i razem usiedliśmy nad brzegiem małego jeziorka, do którego wpada wodospad.
- Nie wiem… tam w namiocie… leżąc obok Sasuke to czułam cały czas, pewnego rodzaju, niepokój… i nie mogłam zasnąć… więc poszłam się przejść… - dziewczyna wyjaśniła mi swoje przybycie.
„Dziewczyno… o czym ty mówisz… ale z drugiej strony, to co powiedziałaś to szczera prawda… a tu, przy blondynie, cały niepokój zaraz się rozpłyną…” – zielonooka uśmiechnęła się tak, że niebieskooki tego nie dostrzegł.
Dziwne… ale nic jej nie odpowiedziałem tylko… - „A jednak, marzenia się spełniają… Arigato…” – powiedziałem sobie w duchu i zaraz się szeroko uśmiechnąłem.
- Naruto… o czym rozmyślasz – nagle wyrwał mnie przyjemny głos młodej Haruno.
- Hę…? Ja… o… o niczym… - odparłem jąkając się przy tym strasznie.
- Jak to o niczym… przecież widzę, ten słodki uśmiech… - i nie do kończyła, bo ze zdziwieniem spojrzałem się jej w oczy – „Czy… ona… powiedziała… słodki uśmiech…? Tak, a jednak… wiedziałem że ona coś do mnie czuje, a nie do tego debila, co ją cały czas olewa…” – pomyślałem i przysunąłem się bliżej, ryzykując tym samym, dostanie pięścią po głowie.
„Sakura… co ty mówisz… nigdy wcześniej nie prawiłaś mu komplementów…” – dziewczyna zamilkła, dziwiąc się sobie samej.
- Sakura… powiedz… czy… ty… - próbuję wyjąkać to słowo, ale jakoś nie mam odwagi.
- Tak… w pewnym sensie… - i zaraz otrzymałem odpowiedź, której kompletnie się nie spodziewałem… a i zapewne dziewczyna, też.
„Co… nie to nie możliwe, co ty mówisz… Sakura, ty przecież kochasz Sasuke… a może jednak nie… nie wiem… sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć…” – zielonooka zaczęła płakać.
- Sakura… co się stało… czemu płaczesz… - spytałem i chwyciłem jej dłoń, na znak, aby nie płakała, żeby wiedziała, że ja tu jestem.
- Naruto… ja… ja cię strasznie przepraszam… - powiedziała to, wylewając kolejne niepotrzebne łzy.
- Ale za co… - zrobiłem zdziwioną minę.
- Za wszystko… - różowowłosa, mówiąc to, szybko wstała i pobiegła zpowrotem do lasu.
- SAKURA… zaczekaj… - krzyknąłem i pobiegłem za nią.
„Co się stało… dlaczego nagle zaczęłaś płakać… czy coś cię trapi… jeśli tak… to czemu nie powiesz mi tego wprost… jeśli coś złego, to zrozumiem i usunę się w cień…” – do mojej głowy zaczęły napływać bez użyteczne myśli i jednocześnie wielki niepokój, dziwnym zachowaniem zielonookiej dziewczyny. Gdy tak szedłem i się rozglądałem dokoła w poszukiwaniu mojej ukochanej… usłyszałem płacz, z za pobliskich krzaków. Podszedłem i wyjrzawszy z za nich, zobaczyłem Sakurę siedzącą pod wielkim dębem. Zaraz powoli do niej podszedłem i usiadłem obok.
- Sakura… powiesz mi, co się dzieje… - wyszeptałem, z wielką troską w głosie.
- Naruto… już sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć… – dziewczyna podniosła głowę do góry, a ja rękawem kurtki otarłem jej policzki – …jeszcze, dzisiejszego dnia, myślałam że kocham Sasuke, ale wiesz… w końcu widzę, że on nie jest zainteresowany moją osobą… i teraz zaczym już wątpić w moją miłość do niego – dziewczyna mówiąc to zaraz znowu zaczęła płakać.
- Oj Sakura… proszę cię… nie płacz… - gdy to powiedziałem, to stało się to, czego bym się nie spodziewał w najśmielszych snach. Zielonooka, zaraz po moich słowach otuchy, pocałowała mnie w policzek i oparłszy głowę o moje ramie, zasnęła błogim snem.
„Kurczę… ale szczęście… z drugiej jednak strony, jutro rano, dziewczyna zapewne nie będzie nic pamiętać, z tego co tu się właśnie wydarzyło” – pomyślałem i nie mając z byt wielkiego wyboru, oparłem swoja głowę o jej głowę i również udałem się do krainy snów.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Hohoho… ale się porobiło… Sakura odkochuje się od Sasuke i… no właśnie, co? Tego dowiemy się już wkrótce… pozdrawiam i proszę o pisanie komci…

007. Dlaczego nas okłamałeś?

Notka ujrzała światło dzienne 18 stycznia 2008 roku




Gdy podszedłem do Kakashi’ego… to zaraz usłyszałem, nie znaczne… ale zawsze coś, pochwały.
- No… Naruto… spisałeś się znakomicie osłaniając Satoo swoim ciałem – i się do mnie uśmiechnął.
- Nie ma sprawy, choć jak widać, nie do końca miałem tyle szczęścia – i pokazałem na zabandażowane ramię.
- Na przyszłość musisz bardziej uważać – powiedział i ponownie się uśmiechnął.
„Nasz sensei… na prawdę jest trochę dziwny… czego on się ciągle do mnie uśmiecha… mam nadzieję że nie jest gejem…” – zdobiłem do niego krzywą minę, ale tak aby tego nie zauważył. Stojąc tak tyłem do Sakury i Sasuke, poczułem na karku czyjś wzrok… i zaraz postanowiłem to sprawdzić. Więc, jak się już odwróciłem… to nagle to spojrzenie zostało przeniesione gdzieś indziej… ale ja swoje wiem, że to było spojrzenie Sakury…
„Czyżby coś się zmieniło…” – nic nie mówiąc, zacząłem się zastanawiać i patrzeć w ich kierunku.
- Czego się patrzysz… – nagle wyrwał mnie z tego zamyślenia, wrogo nastawiony głos Sasuke.
- A co… nie wolno… – spytałem zdziwiony.
- Nie… - ten mi tylko rzucił groźne spojrzenie.
- Ty… debilu… nie boję się ciebie, wiesz… - zaryzykowałem tego stwierdzenia, bo zaraz mogę dostać w łeb od Sakury, albo od Sasuke, ale tej pierwszej opcji boję się bardziej.
- Jak mnie nazwałeś… - Sasuke zaczął iść w moim kierunku.
- Tak… dobrze słyszałeś… DEBILU – krzyknąłem do niego bez mrugnięcia okiem.
- Powtórz to, a dostaniesz w ryło – Uchiha w końcu do mnie doszedł i złapał za kurtkę.
- Panowie… przestańcie się kłócić… - nagle podbiegł do nas Kakashi i rozdzielił.
„…dattebayo… za kogo on się ma… będę do niego mówił jak mi się podoba…” – w napadzie złości, zacząłem groźnie się na niego patrzeć. Tą naszą koleżeńską sprzeczkę w końcu przerwano.
Z pobliskich krzaczorów, wyskoczyło dwóch zamaskowanych gości… jeden rzucił się z ogromnym mieczem na naszego inżyniera, który zaraz został zasłonięty przez Sasuke. Uchiha, przy użyciu Kunai, odparł atak i jednocześnie dał porządnego kopniaka w brzuch tamtego.
Ja to nie wiem dlaczego, ale nie mogę się ruszyć z miejsca… tak jakby sparaliżował mnie strach. Nagle spostrzegłem drugiego bandziora, który trzymając w rękach coś jak szpony… zaczął biec w moim kierunku… - „Cholera, co mam robić… teraz, gdy mnie Sakura „zauważyła”, nie mogę okazać słabości, nie mogę okazać się słabszy od Sasuke…” – moja głowa zaraz zapełniła się bezużytecznymi myślami, a tu trzeba walczyć… więc nie czekając na jakąkolwiek pomoc… szybki ruchami rąk, wykonałem jedno Jutsu, jakie świetnie opanowałem.
- KAGE BUNSHIN NO JUTSU – krzyknąłem i zaraz koło mnie pojawiło się jeszcze 5 klonów. Wszyscy równocześnie wyciągnęliśmy kunai’e i odparłszy atak oprycha, postanowiłem wyprowadzić kontratak.
- No chłopaki… dalej… na niego – powiedziałem i się wszyscy razem rzucili na lekko wystraszonego gościa. Moje klony zostały zaraz pokonane i znowu jestem sam… ale co to, z pobliskiego drzewa nagle zeskoczył Kakashi.
- Sensei… gdzieś ty był – krzyknąłem trochę zdenerwowany jego nie obecnością.
- Już wszystko gra… spoko… jestem tu i nic ci już nie grozi – Hatake uśmiechnął się do mnie i zaraz odparł kolejny atak zbira.
- Huh…? – zdziwiła mnie jego nagła troska… choć przed sekundą mogłem zostać posiekany.
W tym czasie… Sakura trzymając w ręku Kunai, zasłoniła swoim ciałem Satoo i przybrała postawę obronną, a Sasuke… prowadzi zacięta walkę z pierwszym ninja. W końcu Kakashi-sensei uporał się w mgnieniu oka z napastnikiem i znokautowawszy go, zaraz uwolnił zmęczonego już Sasuke od drugiego napastnika.
Teraz obaj ninja, przez Hatake, zostali przywiązani, stalową linką, do pobliskiego dębu.
- Dobra… kto was nasłał – Kakashi spytał stanowczym głosem.
- A wypchaj się – odpowiedział jeden ze zbirów.
- Jak ty się odzywasz do mojego sensei – krzyknąłem zdenerwowany.
- Cicho bądź Naruto… - nagle zostałem skarcony przez Sakurę.
„Dattebayo… co jej się znowu stało… czy już za pomniała, jaka przed chwilą była dla mnie miła… cholera, ja to mam pecha…” – pomyślałem i zrobiłem do niej krzywą minę, a w odpowiedzi dostałem kamieniem w głowę.
- Ałłłaaa… a to za co… Sakura – spytałem, trzymając się kurczowo obolałej głowy.
- Za robienie głupich min – odparł uśmiechając się do mnie tak, jak tego nie lubię… czyli złośliwie.
- Rany… co za palant – po chwili ciszy, usłyszałem nie wyraźny jazgot, idący od Sasuke.
- Coś ty powiedział… DEBILU – krzyknąłem i w tym momencie, wyciągnąłem z kieszeni Kunai i przebrałem postawę obroną, czekając na atak Uchih’y.
- O rzesz ty, mały, zasmarkany gnoju – usłyszałem w odpowiedzi i tak jak się spodziewałem, Sasuke ponownie zaczął na mnie napierać.
- Spokój… mówię, uspokójcie się… obydwaj – nagle stanęła po między nami Sakura i zaczęła krzyczeć. Jak ją tylko zobaczyłem, zaraz schowałem broń i się głupio uśmiechnąłem. Sasuke, też tak jakby się uspokoił i wsadziwszy ręce do kieszeni, zaczął patrzeć w błękitne niebo.
- Dziękuję… Sakura, że mnie wyręczyłaś – Hatake uśmiechnął się do nas i wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać…
- Prze… przepraszam… - nasz donośny śmiech, po chwili został zgaszony przez niewyraźny głos Inżyniera.
- Tak… o co chodzi – spytał Kakashi bardzo poważnym głosem.
- Czy możemy iść już dalej… - Satoo spytał, a po jego spojrzeniu, dostrzegłem, że jeszcze nie może się otrząsnąć, po tym co tu zaszło.
- Nie – odparł Kakashi-sensei.
- Jak to… dlaczego – zaraz zacząłem zadawać pytanie, a Sasuke i Sakura, również wydali się zaciekawieni decyzją Hatake.
- Po pierwsze… - w końcu zaczął wyjaśnienia - …Satoo, dlaczego nas okłamałeś.
- CO… jak to… dlaczego Kabayashi miałby nas oszukać – zdziwiłem się tym pytaniem naszego sensei.
- A już ci wyjaśniam… - Hatake odwrócił się do mnie przodem i spojrzał w oczy - …ponieważ, na misji rangi C, nie powinno nas zaatakować dwóch świetnie wyszkolonych w zabijaniu shinobi i to z wrogiej wioski.
- Co… ja już nic z tego nie kapuje… - odparłem i spojrzałem w ziemię.
- To proste… - nagle podeszła do mnie Sakura.
„Och Sakura… jakoś dziwnie się dziś zachowujesz… najpierw się do mnie odzywasz, potem jesteś miła, zaraz znowu, rzucasz we mnie kamieniami, a teraz ponownie jesteś miła… o co tu chodzi…” – zacząłem głębokie rozmyślanie nad dziwnym zachowaniem zielonookiej.
- Dobra Satoo… albo powiesz nam prawdę, albo przerywamy misję i wracamy do wioski – w końcu Kakashi, swoim donośnym głosem wyrwał mnie z zadumania.
- Dobrze… już dobrze… powiem prawdę, tylko doprowadźcie mnie całego i zdrowego do mojej wioski – Satoo jak to mówił, to prawie poleciały mu łzy z oczu i nawet trochę zacząłem mu współczuć, choć to nie ładnie z jego strony… że nas oszukał.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Rany… nie wiem czy ta notka jest czegokolwiek warta, bo naprawdę nie wiedziałem co napisać ciekawego…. Te pierwsze notki, zawsze są takie trudne… Pozdrawiam i liczę na parę komci od Was…

006. Wybuchowa karteczka

Notka ujrzała światło dzienne 8 stycznia 2008 roku




Serdecznie wszystkich przepraszam, za tak długa nie obecność nowej notki na blogu, ale jest tego prosta przyczyna… brak weny i jeszcze raz… brak weny… ale w końcu dopadło mnie natchnienie i napisałem ten długo wyczekiwany post… pozdrawiam i zapraszam na odcinek 06…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Maszerujemy już tak dobre kilka godzin… przez ten czas nie działo się nic ciekawego… Sakura ciągle próbuje poderwać Sasuke, ale on chyba ją olewa – „…kurczę, czemu ona tego jeszcze nie zauważyła…” – pomyślałem i zaraz podszedłem do naszego inżyniera.
- Satoo… co aktualnie budujesz – zagadnąłem do mężczyzny.
- Hę… o Naruto… – wydał się lekko zaskoczony moim pytaniem.
- Tak… aktualnie buduję most łączący wyspę naszej wioski z kontynentem – w końcu odpowiedział na moje pytanie.
- Aha… rozumiem… to dlaczego przybyłeś do nas, prosić o pomoc – i popatrzyłem w błękitne niebo rozpościerające się nad nami.
- Widzisz chłopcze… nasza budowa została przerwana przez bandę oprychów, którzy na naszej wyspie żądzą handlem i jak przypłynie do nas jakiś statek, to właśnie oni przejmują cały ładunek… - nagle przerwał i popadł w zamyślenie.
- I co… robicie coś w tej sprawie… - zadałem kolejne pytanie, a on się tylko na mnie spojrzał.
- Nie za bardzo możemy – odparł krótko.
- Jak to… - zdziwiłem się.
- A tak… Naruto… jesteśmy prostymi ludźmi i chłopami… nie mamy żadnej ochrony i raczej wątpię, aby któryś z moich sąsiadów chciał narazić swoje lub swojej rodziny, życie, aby odzyskać to co oni nam zabiorą.
- Kurczę… a to dranie… - przekląłem trochę głośniej.
- Ej… Naruto… jak ty się wyrażasz – zaraz podszedł do mnie Kakashi.
- Przepraszam sensei, ale jak usłyszałem… - i nie do kończyłem, bo mi przerwano.
- Tak wiem… spokojnie… jeśli nikt nas nie zaatakuje, to może im pomożemy – Hatake uśmiechnął się do mnie…
„Ciekawe kim są te bandziory…” – pomyślałem i odwzajemniłem uśmiech.
Nagle niebo się zachmurzyło i zaczął padać lekki deszczyk, dosłownie mżawka. Po skończonej rozmowie z Satoo, popatrzyłem się jeszcze przez chwilę na Sakurę – „…ttebayo… dlaczego ona wciąż próbuje poderwać tego gbura… zaraz jak tylko o nim pomyśle, to robi mi się jej żal…” – pomyślałem z lekkim uśmiechem na ustach i przyspieszywszy trochę kroku, wychyliłem się lekko na przód drużyny. Nagle, tuż przed moimi oczami przeleciał kunai z przyczepiona jakąś karteczką i wbił się do drzewa po lewej stronie. Kakashi chyba to dostrzegł, bo zaraz krzyknął…
- UWAGA… wybuchowa karteczka.
Zaraz zareagowałem i rzuciłem się na inżyniera, powalając go na ziemię i zasłoniłem swoim ciałem, a Sasuke, Sakura i Hatake, również się lekko skulili i zasłonili oczy. Kiedy karteczka wybuchła, zamieniła drzewo w drzazgi. Wybuch był taki silny, że spowodował spore zniszczenia dokoła owego drzewa, a w naszą stronę posłał tumany kurzu i piachu. Leząc i zasłaniając Kobayashi’ego, poczułem straszny ból w prawej ręce… gdy spojrzałem co to… to zobaczyłem, jak jeden kawałek drzewa, dość spory, przeszył moją rękę na wylot…
„Rany boskie… co za ból, nie do wytrzymania…” – pomyślałem, mocno zaciskając zęby… ale teraz nie mogę się zajmować sobą i zaraz sprawdziłem czy nasz inżynier nie ma jakichś obrażeń. Gdy kurz opadł, pomogłem mu wstać… i zaraz usłyszałem niewyraźne…
- Dziękuję… za ochronę – powiedział Satoo i się do mnie lekko uśmiechnął.
- Nie ma sprawy, to mój obowiązek – odparłem i odwzajemniłem uśmiech, choć z wielkim trudem, bo ciągle czuję przeszywający ból.
- Wszystko gra… wszyscy cali – nagle spytał Kakashi-sensei.
- Tak… spoko – odparł Sasuke obojętnym głosem.
- Hai… nic mi nie jest – uśmiechnęła się Sakura.
- Mi też nic… prawie nic… nie jest – powiedziałem to z wielkim grymasem na twarzy.
- Jak to… prawie nic… - Kakashi podszedł do mnie.
- Naruto… ty krwawisz… - krzyknęła Sakura i podbiegła do mnie.
„…no nareszcie zauważyła mnie…” – pomyślałem, patrząc się na biegnącą w moim kierunku, zielonooką dziewczynę. Tak… teraz to zauważyłem… mam cały zakrwawiona rękaw od kurtki, a po mojej dłoni spływa stróżka krwi.
- Eee… nie przejmujcie się mną… to nic wielkiego… - powiedziałem pod nosem i podszedłem do pobliskiego głazu, aby na nim usiąść.
- Jak to nic… przecież widzę… co ci jest – Sakura już stoi nade mną i się patrzy, tym swoim słodkim wzrokiem, jak powoli się wykrwawiam.
„Dziewczyno… co się nagle stało… że się nim zainteresowałaś… najchętniej to pozwoliłabyś się mu tu wykrwawić… ale nie, jednak chcesz mu pomóc…” – różowo-włosa poczęła się zastanawiać, co ona właściwie takiego robi.
- Sakura… - nie zdążyłem powiedzieć nic więcej… bo dziewczyna kucnąwszy obok, chwyciła i wyciągnęła z mojego ramienia, owy kawałek drewna…
- Aaaałłłłłaaaa… Sakura… - krzyknąłem w przypływie nieopisanego bólu.
- Spokojnie… nie ruszaj się… opatrzę ci tę ranę – i spojrzała się mi w oczy.
„…ale drugiej strony, to Naruto nie jest gorszy od Sasuke… jest miły, wyrozumiały, współczujący, kochany… co, czy ja powiedziała „kochany”… nie to nie możliwe, dziewczyno, o czym ty myślisz…” – młoda Haruno, nie wierzy w to o czym rozmyśla.
- Arigato… - wyszeptałem i się szeroko do niej uśmiechnąłem… ale ona już nic mi nie odpowiedziała, tylko odwzajemniła uśmiech i wyjąwszy z torby bandaż, zaczęła opatrywać mi ranę.
„Nie wiem co się dzieje… ale Sakura tak jakby zaczęła zmieniać swoje zachowanie względem mnie” – patrząc ciągle w oczy dziewczyny, zaczął głęboko rozmyślać.
- Naruto… proszę… - w końcu odezwała się błagalnym głosem, a ja dostrzegłem nieznaczne rumieńce na jej policzkach.
„CO…co się ze mną dzieje… Sakura, nigdy się nie rumieniłaś jak on na ciebie patrzył…” – dziewczyna ciągle nie może uwierzyć w to co się właśnie dzieje.
- O co chodzi… - spytałem zdziwiony.
- Naruto… proszę… nie patrz tak na mnie.
- To znaczy jak… - zadałem kolejne pytanie, aby ta rozmowa trawa jak najdłużej, bo i tak rzadko mamy możliwość do rozmowy.
- No… tak… że… - i nie do kończyła, bo skończyła już robienie mojego opatrunku. Sakura szybko wstała i poszła zpowrotem do Sasuke.
„…uff… o mały włos, abym się wygadała… zaraz, znowu o tym myślisz, nie to nie może być prawda… ale widząc, jak Sasuke mnie olewa… to…” – Sakura zaczęła burzliwe rozmyślanie.
Gdy zielonooka, odeszła, obejrzałem jej robotę i już z uśmiechem na ustach, wróciłem do grupy, lecz z niepokojem w duchu, bo nadal się nie wyjaśniło, kto nas zaatakował.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




I co powiecie… fajne…? Pozdrawiam i zapraszam do komentowania…