<<< Odcinek ukazał się 15
stycznia 2009 roku >>>
- Dziękuję. – Shizune
odwzajemniła jego uśmiech, nie znacznie się rumieniąc. Momentalnie, oboje z
przyjaciół, patrząc sobie głęboko w oczy, na kilka chwil kompletnie zapomniało
o walce z Sasuke, jak i otaczającym ich świecie. Shibaru mimo wielu poważnych
ran na ciele, po chwili spróbował się podnieść… lecz klęcząca obok niego
asystentka Hokage, nie pozwoliła mu tego uczynić.
- Nie wstawaj. Wciąż
jesteś poważnie ranny.
- A co z Sasuke?
Czarnowłosa w tym
momencie odwróciła się i rozejrzawszy się dokładnie we wszystkie strony,
nigdzie nie dostrzegła Uchihy.
- Nigdzie go nie ma. –
Odparła po chwili namysłu.
- Cholera! Pewnie
wykorzystał okazję i zwiał! – Mori zaklął dość głośno, a gdy poruszył druga
ręką poczuł przeszywający ból. – Auć!!
- Powiedziałam Ci abyś
się nie ruszał!!
- Przepraszam.
- Nie musisz
przepraszać, tylko po prostu leż spokojnie… zaraz pobiegnę do szpitala po
pomoc.
- Nie! Proszę nie
zostawiaj mnie!
- Dlaczego? – Zdziwiła
się czarnooka i na powrót spojrzała w jego granatowe oczy.
- Widzisz Shizune, już
od dłuższego czasu mnie to męczy, lecz dopiero teraz wiem i czuję, że to jest
ten moment… aby coś ci wyznać.
Mori momentalnie wydał
się jej taki tajemniczy, ze dziewczyna postanowił spełnić jego prośbę i
dowiedzieć się o co może mu chodzić. Spojrzawszy na niego lekko zdziwionym
wzrokiem, przepełnionym wrażliwością i opieką, bez słowa poczęła czekać na to,
co się ma za chwilę wydarzyć.
- Shizune-chan, kocham
cię... – Wyszeptał dowódca ANBU, by po chwili zaryzykować i podeprzeć się na
bolących ramionach, aby delikatnie pocałować dziewczynę w usta.
* * *
Tym czasem, uczeń
wężoustego Orochimaru, skorzystawszy z faktu, iż Shizune zajęła się rannym
ANBU, po cichutku wycofał się do pobliskiego zaułka. Schowawszy katanę na swoje
miejsce, chłopak zaraz przysiadł na ziemi i oparł się plecami o ścianę jakiegoś
budynku.
„Kurczę!
Gdyby nie to, że Hokage tak bardzo zależy na schwytaniu mnie, to być może
Hatake jeszcze by żył…” –
Sasuke, nie zbyt zadowolony z faktu, że musiał wysłać swego byłego sensei na
tamten świat, teraz jedynie westchnął ciężko i począł dokładnie oglądać
wszystkie swoje rany. Naliczywszy ok. 20 niewielkich nacięć skóry, jakich
doznał w walce z 6 ANBU, po chwili namysłu co dalej… postanowił, że czas na
dobre powrócić do kryjówki wężowatego Sannina, nim na powrót spróbują go tu
zatrzymać. Wychyliwszy się z zaułka, chłopak zaraz bacznie się rozejrzał, a gdy
stwierdził, że droga jest bezpieczna, lekko kulejąc poszedł w stronę wschodniej
bramy. Po kilku minutach pół marszu po przez tak jakby opustoszałą wioskę,
nagle usłyszał za sobą krzyk…
- Tam jest! Łapać
zdrajcę!!
…Uchiha odwróciwszy
się, zobaczył spory tłumek chuninów zmierzających w jego stronę. Chłopak nie
wiele się zastanawiając, zaraz zboczył z uliczki która szedł, by po chwili
schować się w gęstwinie najróżniejszych krzaków. Przycupnąwszy nieopodal
wielkiego drzewa, rosnącego pomiędzy dwoma budynkami, zaraz zobaczył jak mija
go, grupa pościgowa.
„Rany,
co za imbecyle.” –
Pomyślał, po czym zadowolony wyszedł z tym czasowej kryjówki. Brunet
skierowawszy się w dalsza drogę, ku wschodniej bramie, po kolejnych kilkunastu
minutach marszu, nagle wyczuł kolejne zagrożenie. Rozejrzawszy się do koła z
uaktywnionym sharinganem, Sasuke niczego specjalne gonie dostrzegł. Zmęczony i
brudny, zignorowawszy to dziwne uczucie, jakby ktoś go przeszywał wzrokiem,
odwrócił ku wschodowi, gdy nagle usłyszał wybuch i świst przecinanego
powietrza. Po chwili zwinnie ominął shurikeny i kunai’e lecące prosto w niego,
po czym odwróciwszy się, dostrzegł na dachu pobliskiego domu, brązowooką
kunoichi.
Dziewczyna korzystając
z faktu, że jej przeciwnik jest ranny, zaraz rozwinęła nowy zwój i zawiązawszy
kilka pieczęci, po chwili przywołała kolejna falę broni białej, w postaci
shurikenów, kunai, senbon i innych noży i sztyletów. Czarnooki uniknąwszy
wszystkich jej ataków bez najmniejszego problemu, po chwili począł się jej
przyglądać, gdy nagle…
- Konoha Senpuu!! –
Usłyszał krzyk za plecami i w ostatniej chwili odsunął się na bok, gdyż inaczej
dostałby potężnego kopniaka w plecy.
- Strzeż się Zielonej
Bestii Konohy. – Powiedział tajemniczy napastnik, zatrzymując się dwa metry
dalej i stając w pozycji lekko dziwacznej do zaistniałej sytuacji. Jedna noga
podniesiona od góry i zgięta, stopą oparta o kolano drugiej nogi, a ręce
wyciągnięte przed siebie i dłonie skrzyżowane. Brunet o krzaczastych brwiach
nabrawszy powietrza w płuca, po chwili stania w takiej pozycji zaraz ją zmienił
i ponownie ruszył do ataku na Sasuke. Jego przeciwnik z fioletowym, grubym
sznurem przewiązanym w pasie, począł odchylać się i skakać do tyłu jednocześnie
napinając wszystkie mięśnie. Unikając ataków z góry, z dołu, z lewej, z prawej
i z półobrotu z uaktywnionym sharinganem, począł zastanawiać się nad
rozwiązaniem kolejnego problemu. Z początku pomyślał, że ich najzwyczajniej
pozabija, lecz po chwili przypomniał mu się widok śmiertelnie rannego Hatake i
od razu zrezygnował z tego pomysłu. Widząc wielką determinację i zaciętość swego
przeciwnika używającego do walki jedynie swoich kończyn, jak i całego ciała,
Uchiha chwycił jedną ręką za rękojeści katany a drugą począł blokować ataki
Lee. Po 30 minutach takiego bez krwawego starcia, brunet w białej koszuli w
końcu się zirytował i już miał użyć miecza, gdy nagle do walki włączył się
członek klanu Hyuuga.
Neji z uaktywnionym
Byakuganem, widząc dokładnie wszystkie punkty chakry Sasuke, po chwili starcia
w walce wręcz… odskoczył na odpowiednią odległość i stanąwszy w odpowiedniej
pozycji, przybrał agresywną postawę. Chłopak o bardzo długich włosach nie
spuszczając przeciwnika z oczu, już miał zaatakować, gdy nagle czarnooki
błyskawicznie wykonał kilka pieczęci rękoma i stworzył nową, elektryzującą kulę
chakry.
„A
wiec to jest ta elektryczna technika, jaką poznał od Kakashiego-sensei.” – Pomyślał Neji. Chłopak zaraz
przybrawszy inną postawę tym samym musiał zrezygnować z ostatecznego ataku.
Dokładnie obserwując Sasuke mierzącego go złowrogim spojrzeniem, zaraz poczuł
na twarzy lekki wiatr buchający od jego przeciwnika.
- Neji! Nie zatrzymasz
mnie! – Krzyknął Uchiha.
- Tak? No to zobaczymy!
Obaj walczący, po
chwili przyglądania się sobie nawzajem, zaraz powrócili do walki. Sasuke mimo
wielu ran, siniaków i otarć… błyskawicznie począł zbliżać się do bruneta,
jednocześnie trzymając utworzone Chidori w ręce i ryjąc nim rów w ziemi, po
chwili w mgnieniu oka zjawił się koło Hyuugi i cisnął w niego potężnym atakiem.
W tej samej chwili, białooki dzięki włączonej sekretnej umiejętności jego
klanu, momentalnie skumulował chakrę…
- Hakkeshou: Kaiten!
Krzyknął Neji i zaczął
wypuszczać chakrę z każdego punku tenketsu w swoim ciele, jednocześnie kręcąc
się w koło własnej osi. Wytworzywszy w ten sposób jednolity wir, chłopak bez
problemu zablokował i odparł potężny atak Sasuke, powodując tym samym bardzo
silną eksplozję, jaka targnęła Ukrytą Wioska Liścia.
- Neji!! – Krzyknęła
Ten Ten w przypływie emocji i strachu o życie swojego przyjaciela z drużyny.
* * *
Powstała bardzo gęsta
chmura dymu, pomieszanego z piachem i pyłem leżącym na uliczkach wioski,
stworzyła po chwili słup dymu unoszący się wysoko ku słońcu. Blond włosa Hokage
w asyście swojej najlepszej uczennicy, znajduje się w szpitalu i walczy z
życiem, ciężko rannego Kakashiego Hatake. Próbując już 2 godzinę zaleczyć
przedziurawione płuco jounina, brązowooka jednocześnie mruczy pod nosem
przekleństwa na słyszalne wstrząsy i wybuchy. Zielonooka kunoich, stojąca po
drugiej stronie stołu operacyjnego i również wałcząca z czasem o uratowanie
swojego byłego sensei, co jakiś czas spogląda na Godaime z niepokojem w oczach.
Czując, jak powoli ulatuje z niej cała uzdrowicielska chakra, dziewczyna nie
wiedząc za bardzo, co ma robić… po chwili namysłu, postanowiła odezwać się do
milczącej Hokage.
- Tsunade-sama?
Kobieta stojąca
naprzeciwko niej, patrząca w skupieniu na nieprzytomnego Hatake i na swoje ręce
wciąż połyskujące turkusowym kolorem uzdrowicielskiej chakry, po chwili
podniosła głowę i spojrzała prosto w zielone oczy Haruno.
- Słucham? – Spytała
łagodnie, co odrobinę uspokoiło różowowłosą.
- Zaraz skończy mi się
chakra. – Odparł dziewczyna bez krzty zawahania czy owijania w bawełnę.
Piąta patrząc przez
chwilę w milczeniu na swoją uczennicę, zaraz na powrót spojrzała na Kakashiego,
by po chwili z nów spojrzeć na dziewczynę. Wypuściwszy ciężkie powietrze
zatrzymane przed chwilą w płucach, kobieta już miała coś powiedzieć, gdy nagle
do pomieszczenia reanimacyjnego weszła jakaś postać.
- Sakura idź odpocząć,
zastąpię cię.
Koło zielonooki stanął
postawny mężczyzna z długimi, białymi włosami o poważnym wyrazie twarzy.
Kunoichi kiwnąwszy głowa na znak zgody, zaraz odsunęła się na bok i patrząc
przez chwilę na pustelnika, po chwili wyszła z sali.
- Jiraiya, a ty skąd
znasz medyczne jutsu? – Spytała Tsunade, gdy ten tylko począł leczyć ucznia 4th
Hokage.
- Później ci powiem, a
teraz wyleczmy Kakashiego.
Blondyna nic nie
odpowiedziawszy, na chwalę zaprzestała wykonywanej czynności, lecz po chwili
powróciła do leczenia białowłosego, tylko z tą różnicą, że…
- Powiedz mi teraz, bo
potem możemy nie mieć okazji. – Momentalni zapadła martwa cisza. Jedynym
dźwiękiem jaki teraz słychać w pomieszczeniu reanimacyjnym, stał się odgłos
wydawany przez uzdrawiającą chakrę. Takie nie znaczne brzęczenie. Jakby w
powietrzu mucha latała. Białowłosy Sanni stojąc w milczeniu z zamyśloną miną,
przy stole na którym ułożono Hatake, po chwili podniósł wzrok na swoją
przyjaciółkę i tak już pozostał.
- To było w czasie
mojego ostatniego wypadu na zdobywanie informacji do mojej nowej książki. Gdy
przemierzałem kraj Fal…
- Kraj Fal? A co ty tam
robiłeś? – Hokage spytała niespodziewanie. Pustelnik ponownie zamilknął,
jednocześnie pozostawiając pytanie Godaime-hime bez odpowiedzi.
- …gdy przemierzałem
kraj Fal, to poznałem tam bardzo tajemniczego gościa. Nazywał się on Junichi,
nazwiska nigdy nie poznałem, ale co się rzucało w oczy… to, to, że był on
ubrany jedynie w lekkie, ale bardzo drogie szaty jakiegoś Lorda Feudalnego.
Jego broń zaś stanowił drewniany kij o długości 3 metrów, którym jak się potem
przekonałem, świetnie potrafił się bronić. – Jiraiya nagle przerwał opowiadać,
gdyż razem z Tsunade usłyszał niewyraźne majaczenie, padające z ust leczonego
jounina. Momentalnie spojrzawszy na twarz szaro włosego, oboje dostrzegli
szeroko otwarte lewe oko, patrzące na nich w skupieniu. Kage, jak i Sage,
patrząc na niego w milczeniu, zaraz dostrzegli, że na jego piersi nie ma już
ani śladu po cięciu zadanemu przez „intruza”. Tsunade zaprzestawszy leczenia,
zaraz cofnęła się kilka kroków do tyłu, po czym opadłą zmęczona na krzesło. Tym
czasem, prawie zdrowy Kakashi, spróbował podnieść się do pozycji siedzącej, ale
gdy poczuł ukłucie bólu w klatce piersiowej, z jęknięciem na powrót się
położył.
- O nie, przyjacielu…
jeszcze nie jesteś w pełni zdrowy. – Powiedział Jiraiya, serdecznie się do
niego uśmiechając.
- Tak, czuję to.
Jiraiya-sama… czy mógłbyś dokończyć swoją opowieść?? – Spytał po chwili
Kakashi.
- Oczywiście. Więc gdy
w dalszej mojej podróży z poznany Junichim, dowiedziałem się od niego kilku
ciekawych i bardzo przydatnych informacji na temat Akatsuki.
- Akatsuki?! – Odezwała
się Hokage, lekko zaskoczona usłyszana informacją.
- Tak, a powiedział mi
on, że przywódca tej organizacji nie dawno wysłał na misję trzech swoich
najbardziej zaufanych podwładnych. Z tego co mi powiedziano, to jeden z nich
miał niebieską, rekinią skórę i wielki miecz na plecach, drugi zaś był blondynem
i miał dziwne dłonie.
- Kisame Hoshigaki i
Deidara. – Powiedział Hatake patrząc prosto przed siebie, czyli w sufit sali, w
której akurat się znajduje. – Trzecim, w takim razie musiał być Uchiha Itachi,
gdyż on wraz z Kisame zawsze chodzą na misję w parze.
- Zgadza się. –
Jiraiya, poważny jak nigdy, widząc grobowa minę Godaime-hime, postanowił w
końcu jak najszybciej skończyć swoja przygodę. – Nigdy nie dowiedziałem się na
czym miała polegać ta misja, gdyż Junichi nigdy mi tego nie wyjawił. A wracając
do tego, skąd znam medyczne jutsu… to odpowiedź jest prosta, Junichi tuż przed
śmiercią zapragnął obdarować kogoś swoim „darem”, jak on to nazywał.
- Darem? – Spytała
Tsunade.
- On tak nazywał
wykorzystywanie chakry do leczenia ran.
- So ka. A wiec pokazał
ci jak leczyć?
- Tak. Szczerze powiem,
nauczenie się tej techniki zajęło mi z tydzień. – Pustelnik uśmiechnął się
szeroko. Kiedy żart dotarł do Tsunade i Kakashiego, wszyscy zgodnie wybuchli
gromkim śmiechem.
* * *
Gęsta chmura piachu i
pyłu, gdy w końcu została rozwiana przez południowy wiatr, wszystkim
obserwującym to spektakularne starcie dwójki shinobi, ukazał się gigantyczny
krater w miejscu, w którym wcześniej starli się Neji Hyuuga i Sasuke Uchiha.
- Gdzie jest Neji? –
Spytała roztrzęsiona Ten Ten.
- Spokojnie, nic mu się
nie stało. – Uspokoił ją jej sensei. – Patrz! Jest tam, na prawo od krateru.
Faktycznie, brunet
leżał nieruchomo na piaszczystej ulicy. Jego ciało w czasie eksplozji doznało
wielu ran, lecz to mu nie przeszkodziło po chwili się podnieść. Otrzepawszy
lekko poszarpane ubranie, z włączonym Byakuganem począł gorączkowo się
rozglądać za swoim przeciwnikiem, gdy nagle kątem oka dostrzegł go leżącego
nieopodal niego. Brunet zbliżywszy się ostrożnie do Sasuke, po chwili poczuł
ból w klatce piersiowej, lecz i to mu nie przeszkodziło w utrzymaniu równowagi.
„Co
się stało?” – Pomyślał
Uchiha, otworzywszy szeroko oczy. – „Już pamiętam, walczyłem z Nejim.” – Dodał
po chwili i podniósł głowę. Zobaczywszy zbliżającego się do niego bruneta, zaraz
błyskawicznie choć cały obolały podniósł się z ziemi i wyprostowawszy się,
spojrzał poważnie na przeciwnika.
- I jakie to uczucie…
dostać własną techniką? – Spytał Hyuuga, gdy zbliżył się już na odpowiednią
odległość.
- Bolesne.
- Sasuke. To już koniec
naszej walki. – Neji uśmiechnął się złowieszczo, co w jego przeciwniku wywołało
zaskoczenie.
- Nie rozumiem?
- Zaraz zobaczysz. –
Brunet powiedział spokojnie po czym ponownie przykucnął, tak jak za pierwszym
razem i rozłożywszy ręce, jeszcze tylko nabrał powietrza w płuca, na chwile je
wstrzymał, po czym wypuścił z charakterystycznym świstem. Chłopak napiąwszy
ostatni raz wszystkie swoje mięśnie i ścięgna…
- Hakke Rokujuuyonshou!
…krzyknął i w mgnieniu oka pojawił się koło czarnookiego, kompletnie
zaskoczonego, gdyż nie ma uruchomionego sharingana. Neji zadawszy Sasuke dwa
potężne ciosy w jego tenketsu, po chwili powtórzył je i ponownie zadał jeszcze
cztery ciosy. Zaraz zadał czarnowłosemu osiem ciosów i kolejno szesnaście.
Wszystko działo się w ułamku sekundy, wiec Uchiha nie miał w jaki sposób
uniknąć tych ataków. Neji na koniec swojego ataku, zadał przeciwnikowi 32
ciosy, co w rezultacie odrzuciło go do tyłu i błyskawicznie powaliło na ziemię,
jednocześnie pozbawiając przytomności.
Po wszystkim, Hyuuga stojąc jeszcze przez chwilę w miejscu i zataczając
się ze zmęczenia, zupełnie jakby był pijany, po chwili patrzenia na ogłuszonego
czarnowłosego… przewrócił się do tyłu, prosto na łopatki. Momentalnie pojawiła
się przy nim brunetka o takim samym kolorze oczu i zatroskanym wyrazie twarzy.
- I jak mi poszło? – Spytał chłopak.
- Byłeś wspaniały!
- To prawda. W ładnym stylu żeś go załatwił. – Po chwili podszedł Gai
Maito, do tych czas oglądający wszystko z bezpiecznej odległości.
- Brawo Neji! – Krzyknął Rock, który wyłonił się zza swojego mentora.
Hyuuga patrząc przez chwile na swoich przyjaciół, zaraz poczuł na twarzy
lekki i bardzo przyjemny podmuch południowego wiatru, towarzyszący mu przez
całą walkę. Chłopak czując, że jego ciało w końcu odmówiło posłuszeństwa, zaraz
spojrzał w oczy swej ukochanej, po czym nieznacznie się uśmiechnął i stracił
przytomność.
- Lee!
- Hai? – Chłopak momentalnie stanął na baczność i zasalutował.
- Szybko bierz Neji’ego na plecy i zanieś go do szpitala. Chłopak
natychmiast potrzebuje pomocy lekarskiej. – Zakomenderował Gai.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto