czwartek, 18 stycznia 2018

100. Walka w Konoha, part II


<<< Odcinek ukazał się 15 stycznia 2009 roku >>>



- Dziękuję. – Shizune odwzajemniła jego uśmiech, nie znacznie się rumieniąc. Momentalnie, oboje z przyjaciół, patrząc sobie głęboko w oczy, na kilka chwil kompletnie zapomniało o walce z Sasuke, jak i otaczającym ich świecie. Shibaru mimo wielu poważnych ran na ciele, po chwili spróbował się podnieść… lecz klęcząca obok niego asystentka Hokage, nie pozwoliła mu tego uczynić.
- Nie wstawaj. Wciąż jesteś poważnie ranny.
- A co z Sasuke?
Czarnowłosa w tym momencie odwróciła się i rozejrzawszy się dokładnie we wszystkie strony, nigdzie nie dostrzegła Uchihy.
- Nigdzie go nie ma. – Odparła po chwili namysłu.
- Cholera! Pewnie wykorzystał okazję i zwiał! – Mori zaklął dość głośno, a gdy poruszył druga ręką poczuł przeszywający ból. – Auć!!
- Powiedziałam Ci abyś się nie ruszał!!
- Przepraszam.
- Nie musisz przepraszać, tylko po prostu leż spokojnie… zaraz pobiegnę do szpitala po pomoc.
- Nie! Proszę nie zostawiaj mnie!
- Dlaczego? – Zdziwiła się czarnooka i na powrót spojrzała w jego granatowe oczy.
- Widzisz Shizune, już od dłuższego czasu mnie to męczy, lecz dopiero teraz wiem i czuję, że to jest ten moment… aby coś ci wyznać.
Mori momentalnie wydał się jej taki tajemniczy, ze dziewczyna postanowił spełnić jego prośbę i dowiedzieć się o co może mu chodzić. Spojrzawszy na niego lekko zdziwionym wzrokiem, przepełnionym wrażliwością i opieką, bez słowa poczęła czekać na to, co się ma za chwilę wydarzyć.
- Shizune-chan, kocham cię... – Wyszeptał dowódca ANBU, by po chwili zaryzykować i podeprzeć się na bolących ramionach, aby delikatnie pocałować dziewczynę w usta.
* * *
Tym czasem, uczeń wężoustego Orochimaru, skorzystawszy z faktu, iż Shizune zajęła się rannym ANBU, po cichutku wycofał się do pobliskiego zaułka. Schowawszy katanę na swoje miejsce, chłopak zaraz przysiadł na ziemi i oparł się plecami o ścianę jakiegoś budynku.
„Kurczę! Gdyby nie to, że Hokage tak bardzo zależy na schwytaniu mnie, to być może Hatake jeszcze by żył…” – Sasuke, nie zbyt zadowolony z faktu, że musiał wysłać swego byłego sensei na tamten świat, teraz jedynie westchnął ciężko i począł dokładnie oglądać wszystkie swoje rany. Naliczywszy ok. 20 niewielkich nacięć skóry, jakich doznał w walce z 6 ANBU, po chwili namysłu co dalej… postanowił, że czas na dobre powrócić do kryjówki wężowatego Sannina, nim na powrót spróbują go tu zatrzymać. Wychyliwszy się z zaułka, chłopak zaraz bacznie się rozejrzał, a gdy stwierdził, że droga jest bezpieczna, lekko kulejąc poszedł w stronę wschodniej bramy. Po kilku minutach pół marszu po przez tak jakby opustoszałą wioskę, nagle usłyszał za sobą krzyk…
- Tam jest! Łapać zdrajcę!!
…Uchiha odwróciwszy się, zobaczył spory tłumek chuninów zmierzających w jego stronę. Chłopak nie wiele się zastanawiając, zaraz zboczył z uliczki która szedł, by po chwili schować się w gęstwinie najróżniejszych krzaków. Przycupnąwszy nieopodal wielkiego drzewa, rosnącego pomiędzy dwoma budynkami, zaraz zobaczył jak mija go, grupa pościgowa.
„Rany, co za imbecyle.” – Pomyślał, po czym zadowolony wyszedł z tym czasowej kryjówki. Brunet skierowawszy się w dalsza drogę, ku wschodniej bramie, po kolejnych kilkunastu minutach marszu, nagle wyczuł kolejne zagrożenie. Rozejrzawszy się do koła z uaktywnionym sharinganem, Sasuke niczego specjalne gonie dostrzegł. Zmęczony i brudny, zignorowawszy to dziwne uczucie, jakby ktoś go przeszywał wzrokiem, odwrócił ku wschodowi, gdy nagle usłyszał wybuch i świst przecinanego powietrza. Po chwili zwinnie ominął shurikeny i kunai’e lecące prosto w niego, po czym odwróciwszy się, dostrzegł na dachu pobliskiego domu, brązowooką kunoichi.
Dziewczyna korzystając z faktu, że jej przeciwnik jest ranny, zaraz rozwinęła nowy zwój i zawiązawszy kilka pieczęci, po chwili przywołała kolejna falę broni białej, w postaci shurikenów, kunai, senbon i innych noży i sztyletów. Czarnooki uniknąwszy wszystkich jej ataków bez najmniejszego problemu, po chwili począł się jej przyglądać, gdy nagle…
- Konoha Senpuu!! – Usłyszał krzyk za plecami i w ostatniej chwili odsunął się na bok, gdyż inaczej dostałby potężnego kopniaka w plecy.
- Strzeż się Zielonej Bestii Konohy. – Powiedział tajemniczy napastnik, zatrzymując się dwa metry dalej i stając w pozycji lekko dziwacznej do zaistniałej sytuacji. Jedna noga podniesiona od góry i zgięta, stopą oparta o kolano drugiej nogi, a ręce wyciągnięte przed siebie i dłonie skrzyżowane. Brunet o krzaczastych brwiach nabrawszy powietrza w płuca, po chwili stania w takiej pozycji zaraz ją zmienił i ponownie ruszył do ataku na Sasuke. Jego przeciwnik z fioletowym, grubym sznurem przewiązanym w pasie, począł odchylać się i skakać do tyłu jednocześnie napinając wszystkie mięśnie. Unikając ataków z góry, z dołu, z lewej, z prawej i z półobrotu z uaktywnionym sharinganem, począł zastanawiać się nad rozwiązaniem kolejnego problemu. Z początku pomyślał, że ich najzwyczajniej pozabija, lecz po chwili przypomniał mu się widok śmiertelnie rannego Hatake i od razu zrezygnował z tego pomysłu. Widząc wielką determinację i zaciętość swego przeciwnika używającego do walki jedynie swoich kończyn, jak i całego ciała, Uchiha chwycił jedną ręką za rękojeści katany a drugą począł blokować ataki Lee. Po 30 minutach takiego bez krwawego starcia, brunet w białej koszuli w końcu się zirytował i już miał użyć miecza, gdy nagle do walki włączył się członek klanu Hyuuga.
Neji z uaktywnionym Byakuganem, widząc dokładnie wszystkie punkty chakry Sasuke, po chwili starcia w walce wręcz… odskoczył na odpowiednią odległość i stanąwszy w odpowiedniej pozycji, przybrał agresywną postawę. Chłopak o bardzo długich włosach nie spuszczając przeciwnika z oczu, już miał zaatakować, gdy nagle czarnooki błyskawicznie wykonał kilka pieczęci rękoma i stworzył nową, elektryzującą kulę chakry.
„A wiec to jest ta elektryczna technika, jaką poznał od Kakashiego-sensei.” – Pomyślał Neji. Chłopak zaraz przybrawszy inną postawę tym samym musiał zrezygnować z ostatecznego ataku. Dokładnie obserwując Sasuke mierzącego go złowrogim spojrzeniem, zaraz poczuł na twarzy lekki wiatr buchający od jego przeciwnika.
- Neji! Nie zatrzymasz mnie! – Krzyknął Uchiha.
- Tak? No to zobaczymy!
Obaj walczący, po chwili przyglądania się sobie nawzajem, zaraz powrócili do walki. Sasuke mimo wielu ran, siniaków i otarć… błyskawicznie począł zbliżać się do bruneta, jednocześnie trzymając utworzone Chidori w ręce i ryjąc nim rów w ziemi, po chwili w mgnieniu oka zjawił się koło Hyuugi i cisnął w niego potężnym atakiem. W tej samej chwili, białooki dzięki włączonej sekretnej umiejętności jego klanu, momentalnie skumulował chakrę…
- Hakkeshou: Kaiten!
Krzyknął Neji i zaczął wypuszczać chakrę z każdego punku tenketsu w swoim ciele, jednocześnie kręcąc się w koło własnej osi. Wytworzywszy w ten sposób jednolity wir, chłopak bez problemu zablokował i odparł potężny atak Sasuke, powodując tym samym bardzo silną eksplozję, jaka targnęła Ukrytą Wioska Liścia.
- Neji!! – Krzyknęła Ten Ten w przypływie emocji i strachu o życie swojego przyjaciela z drużyny.
* * *
Powstała bardzo gęsta chmura dymu, pomieszanego z piachem i pyłem leżącym na uliczkach wioski, stworzyła po chwili słup dymu unoszący się wysoko ku słońcu. Blond włosa Hokage w asyście swojej najlepszej uczennicy, znajduje się w szpitalu i walczy z życiem, ciężko rannego Kakashiego Hatake. Próbując już 2 godzinę zaleczyć przedziurawione płuco jounina, brązowooka jednocześnie mruczy pod nosem przekleństwa na słyszalne wstrząsy i wybuchy. Zielonooka kunoich, stojąca po drugiej stronie stołu operacyjnego i również wałcząca z czasem o uratowanie swojego byłego sensei, co jakiś czas spogląda na Godaime z niepokojem w oczach. Czując, jak powoli ulatuje z niej cała uzdrowicielska chakra, dziewczyna nie wiedząc za bardzo, co ma robić… po chwili namysłu, postanowiła odezwać się do milczącej Hokage.
- Tsunade-sama?
Kobieta stojąca naprzeciwko niej, patrząca w skupieniu na nieprzytomnego Hatake i na swoje ręce wciąż połyskujące turkusowym kolorem uzdrowicielskiej chakry, po chwili podniosła głowę i spojrzała prosto w zielone oczy Haruno.
- Słucham? – Spytała łagodnie, co odrobinę uspokoiło różowowłosą.
- Zaraz skończy mi się chakra. – Odparł dziewczyna bez krzty zawahania czy owijania w bawełnę.
Piąta patrząc przez chwilę w milczeniu na swoją uczennicę, zaraz na powrót spojrzała na Kakashiego, by po chwili z nów spojrzeć na dziewczynę. Wypuściwszy ciężkie powietrze zatrzymane przed chwilą w płucach, kobieta już miała coś powiedzieć, gdy nagle do pomieszczenia reanimacyjnego weszła jakaś postać.
- Sakura idź odpocząć, zastąpię cię.
Koło zielonooki stanął postawny mężczyzna z długimi, białymi włosami o poważnym wyrazie twarzy. Kunoichi kiwnąwszy głowa na znak zgody, zaraz odsunęła się na bok i patrząc przez chwilę na pustelnika, po chwili wyszła z sali.
- Jiraiya, a ty skąd znasz medyczne jutsu? – Spytała Tsunade, gdy ten tylko począł leczyć ucznia 4th Hokage.
- Później ci powiem, a teraz wyleczmy Kakashiego.
Blondyna nic nie odpowiedziawszy, na chwalę zaprzestała wykonywanej czynności, lecz po chwili powróciła do leczenia białowłosego, tylko z tą różnicą, że…
- Powiedz mi teraz, bo potem możemy nie mieć okazji. – Momentalni zapadła martwa cisza. Jedynym dźwiękiem jaki teraz słychać w pomieszczeniu reanimacyjnym, stał się odgłos wydawany przez uzdrawiającą chakrę. Takie nie znaczne brzęczenie. Jakby w powietrzu mucha latała. Białowłosy Sanni stojąc w milczeniu z zamyśloną miną, przy stole na którym ułożono Hatake, po chwili podniósł wzrok na swoją przyjaciółkę i tak już pozostał.
- To było w czasie mojego ostatniego wypadu na zdobywanie informacji do mojej nowej książki. Gdy przemierzałem kraj Fal…
- Kraj Fal? A co ty tam robiłeś? – Hokage spytała niespodziewanie. Pustelnik ponownie zamilknął, jednocześnie pozostawiając pytanie Godaime-hime bez odpowiedzi.
- …gdy przemierzałem kraj Fal, to poznałem tam bardzo tajemniczego gościa. Nazywał się on Junichi, nazwiska nigdy nie poznałem, ale co się rzucało w oczy… to, to, że był on ubrany jedynie w lekkie, ale bardzo drogie szaty jakiegoś Lorda Feudalnego. Jego broń zaś stanowił drewniany kij o długości 3 metrów, którym jak się potem przekonałem, świetnie potrafił się bronić. – Jiraiya nagle przerwał opowiadać, gdyż razem z Tsunade usłyszał niewyraźne majaczenie, padające z ust leczonego jounina. Momentalnie spojrzawszy na twarz szaro włosego, oboje dostrzegli szeroko otwarte lewe oko, patrzące na nich w skupieniu. Kage, jak i Sage, patrząc na niego w milczeniu, zaraz dostrzegli, że na jego piersi nie ma już ani śladu po cięciu zadanemu przez „intruza”. Tsunade zaprzestawszy leczenia, zaraz cofnęła się kilka kroków do tyłu, po czym opadłą zmęczona na krzesło. Tym czasem, prawie zdrowy Kakashi, spróbował podnieść się do pozycji siedzącej, ale gdy poczuł ukłucie bólu w klatce piersiowej, z jęknięciem na powrót się położył.
- O nie, przyjacielu… jeszcze nie jesteś w pełni zdrowy. – Powiedział Jiraiya, serdecznie się do niego uśmiechając.
- Tak, czuję to. Jiraiya-sama… czy mógłbyś dokończyć swoją opowieść?? – Spytał po chwili Kakashi.
- Oczywiście. Więc gdy w dalszej mojej podróży z poznany Junichim, dowiedziałem się od niego kilku ciekawych i bardzo przydatnych informacji na temat Akatsuki.
- Akatsuki?! – Odezwała się Hokage, lekko zaskoczona usłyszana informacją.
- Tak, a powiedział mi on, że przywódca tej organizacji nie dawno wysłał na misję trzech swoich najbardziej zaufanych podwładnych. Z tego co mi powiedziano, to jeden z nich miał niebieską, rekinią skórę i wielki miecz na plecach, drugi zaś był blondynem i miał dziwne dłonie.
- Kisame Hoshigaki i Deidara. – Powiedział Hatake patrząc prosto przed siebie, czyli w sufit sali, w której akurat się znajduje. – Trzecim, w takim razie musiał być Uchiha Itachi, gdyż on wraz z Kisame zawsze chodzą na misję w parze.
- Zgadza się. – Jiraiya, poważny jak nigdy, widząc grobowa minę Godaime-hime, postanowił w końcu jak najszybciej skończyć swoja przygodę. – Nigdy nie dowiedziałem się na czym miała polegać ta misja, gdyż Junichi nigdy mi tego nie wyjawił. A wracając do tego, skąd znam medyczne jutsu… to odpowiedź jest prosta, Junichi tuż przed śmiercią zapragnął obdarować kogoś swoim „darem”, jak on to nazywał.
- Darem? – Spytała Tsunade.
- On tak nazywał wykorzystywanie chakry do leczenia ran.
- So ka. A wiec pokazał ci jak leczyć?
- Tak. Szczerze powiem, nauczenie się tej techniki zajęło mi z tydzień. – Pustelnik uśmiechnął się szeroko. Kiedy żart dotarł do Tsunade i Kakashiego, wszyscy zgodnie wybuchli gromkim śmiechem.
* * *
Gęsta chmura piachu i pyłu, gdy w końcu została rozwiana przez południowy wiatr, wszystkim obserwującym to spektakularne starcie dwójki shinobi, ukazał się gigantyczny krater w miejscu, w którym wcześniej starli się Neji Hyuuga i Sasuke Uchiha.
- Gdzie jest Neji? – Spytała roztrzęsiona Ten Ten.
- Spokojnie, nic mu się nie stało. – Uspokoił ją jej sensei. – Patrz! Jest tam, na prawo od krateru.
Faktycznie, brunet leżał nieruchomo na piaszczystej ulicy. Jego ciało w czasie eksplozji doznało wielu ran, lecz to mu nie przeszkodziło po chwili się podnieść. Otrzepawszy lekko poszarpane ubranie, z włączonym Byakuganem począł gorączkowo się rozglądać za swoim przeciwnikiem, gdy nagle kątem oka dostrzegł go leżącego nieopodal niego. Brunet zbliżywszy się ostrożnie do Sasuke, po chwili poczuł ból w klatce piersiowej, lecz i to mu nie przeszkodziło w utrzymaniu równowagi.
„Co się stało?” – Pomyślał Uchiha, otworzywszy szeroko oczy. – „Już pamiętam, walczyłem z Nejim.” – Dodał po chwili i podniósł głowę. Zobaczywszy zbliżającego się do niego bruneta, zaraz błyskawicznie choć cały obolały podniósł się z ziemi i wyprostowawszy się, spojrzał poważnie na przeciwnika.
- I jakie to uczucie… dostać własną techniką? – Spytał Hyuuga, gdy zbliżył się już na odpowiednią odległość.
- Bolesne.
- Sasuke. To już koniec naszej walki. – Neji uśmiechnął się złowieszczo, co w jego przeciwniku wywołało zaskoczenie.
- Nie rozumiem?
- Zaraz zobaczysz. – Brunet powiedział spokojnie po czym ponownie przykucnął, tak jak za pierwszym razem i rozłożywszy ręce, jeszcze tylko nabrał powietrza w płuca, na chwile je wstrzymał, po czym wypuścił z charakterystycznym świstem. Chłopak napiąwszy ostatni raz wszystkie swoje mięśnie i ścięgna…
- Hakke Rokujuuyonshou!
…krzyknął i w mgnieniu oka pojawił się koło czarnookiego, kompletnie zaskoczonego, gdyż nie ma uruchomionego sharingana. Neji zadawszy Sasuke dwa potężne ciosy w jego tenketsu, po chwili powtórzył je i ponownie zadał jeszcze cztery ciosy. Zaraz zadał czarnowłosemu osiem ciosów i kolejno szesnaście. Wszystko działo się w ułamku sekundy, wiec Uchiha nie miał w jaki sposób uniknąć tych ataków. Neji na koniec swojego ataku, zadał przeciwnikowi 32 ciosy, co w rezultacie odrzuciło go do tyłu i błyskawicznie powaliło na ziemię, jednocześnie pozbawiając przytomności.
Po wszystkim, Hyuuga stojąc jeszcze przez chwilę w miejscu i zataczając się ze zmęczenia, zupełnie jakby był pijany, po chwili patrzenia na ogłuszonego czarnowłosego… przewrócił się do tyłu, prosto na łopatki. Momentalnie pojawiła się przy nim brunetka o takim samym kolorze oczu i zatroskanym wyrazie twarzy.
- I jak mi poszło? – Spytał chłopak.
- Byłeś wspaniały!
- To prawda. W ładnym stylu żeś go załatwił. – Po chwili podszedł Gai Maito, do tych czas oglądający wszystko z bezpiecznej odległości.
- Brawo Neji! – Krzyknął Rock, który wyłonił się zza swojego mentora.
Hyuuga patrząc przez chwile na swoich przyjaciół, zaraz poczuł na twarzy lekki i bardzo przyjemny podmuch południowego wiatru, towarzyszący mu przez całą walkę. Chłopak czując, że jego ciało w końcu odmówiło posłuszeństwa, zaraz spojrzał w oczy swej ukochanej, po czym nieznacznie się uśmiechnął i stracił przytomność.
- Lee!
- Hai? – Chłopak momentalnie stanął na baczność i zasalutował.
- Szybko bierz Neji’ego na plecy i zanieś go do szpitala. Chłopak natychmiast potrzebuje pomocy lekarskiej. – Zakomenderował Gai.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

099. Walka w Konoha, part I


<<< Odcinek ukazał się 10 stycznia 2009 roku >>>



Dni mijają, czas leci nie ubłaganie, a czarno włosy shinobi z pod ciemnej gwiazdy kluczy bez celu po lasach kraju Ognia.
„Rety… co ja tu robię? Orochimaru chyba już kompletnie upadł na głowę!” – Pomyślał zmęczony i poważnie zirytowanym, beznadziejnym zadaniem, jakie zlecił mu jego mistrz. Zatrzymawszy się gwałtownie na jednej z gałęzi, chłopak zaraz przysiadł na niej i począł prowadzić w głowie dyskusję.
- Nieee, to zadanie jest bez sensu! – Krzyknął. Osiemnastolatek wyprostowawszy się, z kamiennym wyrazem twarzy skierował się na północ od miejsca w którym się zatrzymał. Ostro świecące słońce, mogłoby wskazywać na popołudniowa już godzinę, lecz czarnooki nie przejmując się tym najzupełniej, począł w końcu kierować się ku swojemu pierwotnemu miejscu zamieszkania, ku Konoha-Gakure. Młody potomek klanu Uchiha, skacząc coraz szybciej, w bardzo krótkim czasie przebył znaczną odległość, lecz gdy w końcu zbliżył się do bramy wioski, postanowił zatrzymać się nie opodal wejścia i poobserwować. Przyglądając się przez chwilę dwójce strażników, niczego sie nie spodziewających, Sasuke po chwili przeskoczył kilka drzew w bok i postanowił wejść do wioski, pokonawszy wcześniej bardzo wysoki mur obronny.
Chłopak po chwili zastanowienia, zebrał odpowiednią ilość chakry w stopach i czym prędzej podszedł do muru obronnego, wysokiego na 20 metrów. Przystawiwszy pierwszą nogę do kamienia, zaraz poczuł się jakby z powrotem miał 13 lat. Chłodny wiatr, wiejący ze wschodu, poruszywszy jego czarnymi włosami, lekko opadającymi na oczy, po chwili sprawił że chłopak na powrót otrzeźwiał i powrócił myślami do teraźniejszości. Nie wiele się zastanawiając, podopieczny Orochimaru przystawił do muru druga nogę, by po chwili błyskawicznie wspiąć się po pionowej ścianie. Zatrzymawszy się na poręczy, chroniącej przed wypadnięciem lub spadnięciem z muru, chłopak przykucnął i począł rozglądać się po okolicy.
„Minęło tyle czasu, a to miejsce nic się nie zmieniło.” – Pomyślał i wciągnął w płuca nieco więcej, niż zwykle, powietrza. Odetchnąwszy w ten sposób, starym, domowym powietrzem, Sasuke już chciał zejść z barierki, gdy nagle usłyszał krzyk po swojej prawej stronie.
- Ej ty! STÓJ!!
Uchiha spojrzawszy w tamtą stronę, zaraz dostrzegł biegnących ku niemu, dwóch strażników w zielonych kamizelkach. Niewiele się zastanawiając i nie za bardzo, chcąc spotkania z nimi, chłopak tylko uśmiechnął się chytrze, po czym zeskoczył z muru i zniknął w ciemnościach jednej z uliczek Konoha-Gakure.
Gdy wartownicy dobiegli do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą siedział nieznajomy przybysz, zaraz poczęli gorączkowo się za nim rozglądać, jednocześnie trzymając w rękach po kunai’u, przygotowanym na ewentualną walkę.
- Psia krew! Gdzie on jest!? – Krzyknął pierwszy z chuuninów.
- Nie mam pojęcia, ale jeśli dobrze widziałem, to ten koleś miał przewiązany, fioletowy sznur w pasie. – Odparł mu jego towarzysz.
- Oj nie dobrze, nie dobrze. Szybko! Zawiadom Hokage-sama, że mamy w wiosce intruza!!
Mężczyźni, jak ustalili, tak też po chwili zrobili i jeden z nich, pognał do Godaime z ważną wiadomością. Chunin ile sił w nogach, biegnąc czym prędzej po przez wioskę i nie zwracając zbytniej uwagi na oglądających się a nim ludzi i innych shinobi, w szybkim tempie dotarł do biura swej przywódczyni. Zatrzymawszy się pod dębowymi drzwiami, po chwili odsapnięcia, spokojnie w nie zapukał, a gdy usłyszał „proszę”, bez zwłocznie wszedł do środka.
Sasuke tym czasem, specjalnie nie przejmując się tym, że został zauważony, począł powoli kierować się ku swemu dawnemu miejscu zamieszkania. Liczne spojrzenia mieszkańców wioski, na jego osobę, z początku mu nie przeszkadzały, lecz po jakimś czasie chłopak lekko się zirytował.
„Kurczę, czego ci ludzie się tak na mnie gapią?!” – Pomyślał i po chwili usłyszał znajomy głos.
- No, no, no... Sasuke, nie sądziłem że cię tu jeszcze kiedykolwiek zobaczę. – Powiedział białowłosy jounin, stojący po jego lewej stronie. Mężczyzna trzymając ręce skrzyżowane na piersi i opierając się plecami o jakiś budynek, po chwili spojrzał swym jednym okiem na „intruza”.
- Hatake Kakashi. Tak też myślałem, że to ty.
- Powinienem Ci teraz skopać tyłek, za to co nam zrobiłeś... – Lustrzany shinobi zawiesił głos, gdyż kątem oka dostrzegł na horyzoncie, różowo-włosą kunoichi, powoli zmierzającą ku nim. Po chwili milczenia i przypatrywania się swemu byłemu uczniowi, ponownie się odezwał.
- …ale to zadanie zostawiam w rękach, kogoś innego. Kogoś, kogo najbardziej zraniłeś.
Mężczyzna uśmiechnąwszy się zaczepnie, zaraz się wyprostował i w charakterystyczny dla siebie sposób, zniknął swemu rozmówcy z przed oczu, w chmurze białego dymu. Młody potomek klanu Uchiha, nie za bardzo rozumiejąc słów swego pierwszego sensei, wzruszywszy obojętnie ramionami na to zagadnienie, po chwili ruszył w dalszą drogę.
Zielonooka dziewczyna, czując na twarzy promienie jesiennego słońca, po swojej ostatniej rozmowie z kruczowłosą spadkobierczynią klanu Hyuuga, wzięła sobie do serca wszystkie jej słowa. Teraz, przemierzając ulice Ukrytej Wioski Liścia i rozmyślając o tym co usłyszała i z czym się przespała, nagle na kogoś wpadła.
- Sumimasen gozaimasu. – Powiedziała, wstając z ziemi i otrzepując ubranie.
- Nic nie szkodzi.
Odparł męski głos, który z początku nie wydał się jej jakiś znajomy, lecz gdy podniosła wzrok do góry, momentalnie doznała szoku, a jej myśli błyskawicznie zaprzątnęła inna rzecz.
„Co? Skąd on się tu wziął?!” – Krzyknęła w myślach.
- Witaj Sakura. Prawie nic się nie zmieniłaś. – Powiedział czarnooki bez krzty entuzjazmu.
- Sa-Sasuke?
- Tak.
Dziewczyna słysząc jego głos pełen dumy i pewności siebie, poczuła jak powoli, lecz w szybkim tempie, wzbiera w niej gniew i rozgoryczenie. Zacisnąwszy dłonie w pięści, różowo-włosa nie zauważalnie zebrał w nich, bardzo pokaźna dawkę chakry. Spojrzawszy na swego dawnego przyjaciela, bardzo zdenerwowanym wzrokiem, zaraz jeszcze przypomniała sobie, w jak bez czelny sposób ją zostawił i odszedł na poszukiwanie „siły”, nie zważając na okoliczny tłum, zamachnęła się i z całym impetem przywaliła chłopakowi prosto w twarz.
- TY ZDRAJCO!! JAK ŚMIESZ SIĘ TU POKAZYWAĆ!! – Wrzasnęła na całe gardło, rozgoryczona jego obecnością. Uchiha, oszołomiony i zdziwiony, z dużą prędkością przeleciał przez całą długość uliczki, po czym uderzył plecami o jakiś budynek, wpadając przez ścianę do środka. Domownicy ów domu, lekko wystraszywszy się, zaraz poczęli gromadzić się w koło gruzowiska, z którego po chwili wyszedł pokiereszowany Sasuke.
„Co za powitanie.” – Pomyślał odrobinę zażenowany otrzymanym ciosem, od kogoś, kto kiedyś notorycznie go podrywał. Chłopak otrzepawszy się z pyłu, zaraz rozejrzał się po pomieszczeniu do którego wpadł i spojrzawszy domownikom prosto w oczy, zaraz bez słowa wyszedł na zewnątrz. Przedarłszy się przez tłum, gromadzący się w koło niego i zielonookiej, powoli się do niej zbliżył.
- Nie wiedziałem, że teraz w ten sposób witasz starych przyjaciół. – Powiedział sarkastycznie.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi!
- Nie jesteśmy? – Spytał zdziwiony.
- Już nie! – Odparła Haruno z lekką pogardą w głosie, po czym po jej policzku spłynęła samotna łza. Nie chcąc ponownie się rozpłakać, teraz z tak idiotycznego dla niej powodu, zaraz otarła oczy i ponownie zacisnęła dłonie w pięści.
- Sakura-chan?
- Odejdź stąd, jeśli nie chcesz wyładować w szpitalu lub gorzej. Mówię poważnie, Sasuke!
- Czy to groźba?!
- Nie, ale wiedz że już nie jesteś moim przyjacielem, przynajmniej nie po tym co mi zrobiłeś. Co rozbiłeś Naruto i innym, którzy w ciebie wierzyli. Teraz, to już jedynie co najwyżej możesz być moim wrogiem!! – Dziewczyna spojrzała srogim wzrokiem w oczy swego rozmówcy, który nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał, jedynie cofnął się do tyłu.
- I nie licz na to, że ci kiedykolwiek wybaczę! Nigdy!! – Kunoichi dodała po chwili i dalej świdrując chłopaka złowrogim spojrzeniem, sprawiła że ten postanowił ustąpić i w milczeniu oddalił się w stronę swojego domu. Idąc przed siebie poprzez wioskę, Sasuke począł rozmyślać o tym co go przed chwilą spotkało.
„Czy to możliwe, aby moje odejście tak wpłynęło na dzisiejsze zachowanie Sakry?” – Czarnowłosy chwyciwszy się dłonią za policzek, gdzie został uderzony, po chwili masowania… – „Ona to ma cios.” – …stwierdził ponuro. Uchiha, po kilku minutach w końcu dotarł na miejsce. Chwyciwszy za klamkę, zobaczył że drzwi są zamknięte. Rozejrzawszy się po oknach, również stwierdził, że są szczelnie pozamykane.
„Dziwne. Nie przypominam sobie, abym 5 lat temu, zamykał dom na klucz.” – Pomyślał, po czym postanowił coś z tym zrobić. Wskoczywszy na dach swojego domu, Sasuke zaraz skierował się w stronę siedziby Hokage, aby w końcu się jej pokazać i dowiedzieć, czegoś na temat swego domu i „starych znajomych”. Mimo iż słońce nadal bardzo mocno świeci, ulice wioski tak jakby nagle ucichły. Spadkobierca Sharingana zauważywszy to doskonale i za bardzo nie wiedząc o co może chodzić, nagle się zatrzymał i zeskoczył na ziemie. Gdy tylko się rozejrzał, po chwili w oka mgnieniu pojawiło się w koło niego 8 członków, elitarnego oddziału ANBU.
- Sasuke Uchiha! Z rozkazu Godaime Hokage, zostajesz aresztowany i odstawiony do aresztu, za ucieczkę i zdradę Ukrytej Wioski Liścia i jej mieszkańców!! – Powiedział jeden z ANBU o brązowych włosach.
- A jeśli odmówię współpracy?!
Spytał czarnooki, rozglądając się dookoła po wszystkich po kolei, z uaktywnionym sharinganem w oczach. Momentalnie miedzy nim a oddziałem specjalnym, zapadła martwa cisza, którą jedynie co jakiś czas, przerywa szmer liści, łopoczących na wietrze. Sasuke przekalkulowawszy wszystko co się do tej pory wydarzyło, w końcu doszedł do wniosku, że chyba nie jest tu mile widziany. Chwyciwszy za rękojeść swojej katany, tym samym dał wszystkim zgromadzonym jasno do zrozumienia, że po dobroci nigdzie nie pójdzie. Nim którykolwiek z ANBU zdołał zareagować, chłopak już wyciągnął miecz, przy okazji zabijając shinobi stojącego najbliżej niego. Gdy ugodzony w pierś mężczyzna, padł bezwładnie na ziemię, momentalnie jego towarzysze chwycili za swoje katany i ruszyli do natarcia.
- Sasuke! Nie pogarszaj swej sytuacji! – Krzyknął ten sam elitarny co za pierwszym razem się odezwał i razem z towarzyszami ruszył do ataku na kruczowłosego. Chłopak nie reagując na to nawoływanie, począł jeszcze sprawniej odparowywać wszystkie ataki.
- Phi! I wy myślicie, że mnie zatrzymacie?! – Chłopak prychnął pogardliwie, po czym w błyskawicznym tempie schował miecz na swoje miejsce, po czym zawiązał rękami kilka pieczęci. – Katon, Ryuuka no Jutsu!
Momentalnie w stronę 3 najbliższych ninja, poleciało kilka mniejszych kul ognia, które gasnąc po chwili, ukazały shurikeny. Gwiazdki doleciawszy do swych celów, zostały poodbijane w geście obronnym. Uchiha nie zwlekając po chwili wyprowadził kojony kontratak, tym razem znacznie silniejszy. Odskoczywszy od swych oponentów na kilka metrów, zaraz błyskawicznie zawiązał nowe pieczęcie i wymówił formułkę.
- Katon, Goukakyuu no Jutsu! – Chłopak nabrawszy powietrza w usta, po chwili wymieszał ją ze swoją chakrą, by zaraz wypuścić ją z ust w postaci gigantycznej kuli ognia. Żywioł sunąc po ziemi i ryjąc tym samym głęboki w niej rów, w błyskawicznym tempie dotarła do kilku członków oddziału ANBU. Mężczyźni chcąc uniknąć tego ataku, musieli szybko się rozproszyć i uciec z miejsca walki. Sasuke widząc lekkie zamieszanie w szeregach przeciwnika, postanowił skorzystać z okazji i uciec, lecz kilkadziesiąt kroków dalej, drogę zagrodził mu inny ninja.
- Nigdzie nie pójdziesz! – Powiedział białowłosy i po chwili odkrył lewe, dotychczas zasłonięte, oko.
- Kakashi, chyba nie chcesz zginąć?!
- Jeszcze nie teraz, ale i tak nie pozwolę ci znowu odejść.
- Czyżby?! – Chłopak nie czekając dłużej, ruszył do natarcia i zaraz jego atak został zatrzymany przez Hatake. Jounin trzymając w ręce kunai i blokując atak 18 latka, nagle poczuł jak zaczyna tracić siły.
„Co jest?! Genjutsu??” – Pomyślał i błyskawicznie odskoczył od chłopaka. Schowawszy broń, zaraz złożył przed sobą ręce. – Kai!
- Brawo. A wiec takie słabe genjutsu na ciebie nie działają, Kakashi-sensei! – Sasuke krótko skomentował poczynanie jounina, akcentując uszczypliwie ostatnią, wypowiedzianą frazę. On jak i lustrzany shinobi, po chwili przypatrywania się sobie nawzajem, na powrót przybrali bojowe postawy. Wciąż wiejący wiatr, wzbijający w powietrze tumany piachu i pyłu, leżącego na uliczkach Wioski Ukrytego Liścia, teraz lekko porusza bujną czupryną podopiecznego Orochimaru, jak i włosami ucznia samego Yondaime. Hatake po chwili wpatrywania się w czarnookiego chłopaka, zaraz w błyskawicznym tempie rzucił w niego kilkoma kunai jakie posiada przy sobie. Uchiha zgrabnie uniknąwszy wszystkich lecących w niego sztyletów, kilka nawet złapał i odrzucił do ich właściciela, co zmusiło Kakashigo do unikania własnego ataku.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co niby?
- Czemu odszedłeś?! – Krzyknął Hatake.
- Bo miałem taki kaprys!! – Chłopak uśmiechając się chytrze, zaraz przewrócił obojętnie oczami, po czym stanąwszy w rozkroku, chwycił się lewą ręką za nadgarstek prawej ręki. Skierowawszy otwartą dłoń ku ziemi, po chwili zaczął zbierać w niej elektryzującą kulę chakry. Uchiha wytworzywszy już kulę chakry, zaraz się wyprostował, po czym zaczął biec w stronę Kakashiego. Mężczyzna widząc co robi jego były podopieczny, po chwili namysłu, błyskawicznie stworzył, na otwartej dłoni, podobną kulę chakry  i przybrawszy postawę obronną, począł czekać na kontakt.
- Chidori!! – Krzyknął Sasuke i zadał atak białowłosemu, który sparował go lustrzanym odbiciem techniki Uzumakiego. Po kontakcie, natychmiast nastąpiła potężna eksplozja, która wstrząsnęła Wioską Ukrytego Liścia. W miejscu, w którym przed chwilą stali walczący, teraz jedynie widać sporą chmurę dymu i pyłu. Gdy pył się rozwiał, 7 shinobi z elitarnego oddziału ANBU, ukazał się widok sporego krateru pośrodku uliczki wioski.
- Gdzie oni są?! – Krzyknął jeden z nich.
Po chwili rozległy się odgłosy walki w innej części wioski. Ninja nie zwlekając dłużej, udali się w tamto miejsce, by po chwili dostrzec walczących. Kakashi Hatake, dzielnie i wytrwale parując nowe ataki, nacierającego Sasuke... co jakiś czas, sam wyprowadza liczne ataki w stronę chłopaka. Całe to starcie wygląda, jakby miało nigdy się nie skończyć. Shinobi z ANBU, przyglądając się temu wszystkiemu w napięciu, po krótkiej naradzie postanowili jak na razie się nie wtrącać, bo jak widać, siły obu walczących są raczej wyrównane.
Odgłosy walki i liczne wybuchy, momentalnie zakłóciły wszech ogarniający spokój, jaki zazwyczaj można spotkać w Konoha-Gakure. Blond włosa kobieta, stojąc teraz przy oknie w swoim biurze z grobowa miną, poważnie martwi się tymi odgłosami. Próbując dostrzec, co może powodować takie wstrząsy w centrum jej rodzinnej miejscowości, po chwili odwróciła się z powrotem do swojego biurka, po czym krzyknęła.
- Shizune!!
- Tak Godaime? – Wołana dziewczyna momentalnie weszła do biura.
- Czy już wiadomo coś na temat tego „intruza” i co to za odgłosy walki w mojej wiosce?!
- Tak Tsunade-sama. Z tego co wiem, tym intruzem okazał się być nie kto inny, jak Uchiha Sasuke, a te odgłosy to zapewne próba zatrzymania go, przez wysłany oddział ANBU. – Wyjaśniła Shizune.
- Rozumiem… i jak im idzie?? – Hokage poczęła dopytywać się o szczegóły.
- Nie wiem.
- CO?! To co ty tu jeszcze robisz? Jazda mi zrobić rozpoznanie!! – Wrzasnęła kobieta i przywaliwszy ręką w biurko, doszczętnie je połamała.
Dziewczyna widząc niezadowolony wyraz twarzy swej przywódczyni, po chwili i bez słowa wybiegła z biura, by czym prędzej udać się na miejsce walki. Po wyjściu z budynku Kage, czarnowłosa zaraz wskoczyła na dach pobliskiego domu i korzystając z umiejętności shinobi, poczęła zmierzać ku walczącym. Gdy po chwila tam dotarła, momentalnie doznała szoku. Cała uliczka została dokładnie zorana licznymi kraterami, pobliskie domy po uszkadzane lub częściowo zburzone, a przeciwnikiem Sasuke okazał się być Hatake Kakashi. Białowłosy zadawszy chłopakowi kolejny cios kunai’em, ze zmęczenia i braku chakry, nie zdołał dostrzec katany przeciwnika i po chwili został przebity na wylot w okolicy prawego płuca. Jounin czując bardzo nieprzyjemny i przeszywający ból w klatce piersiowe, momentalnie padł na kolana, poczym stracił przytomność. Dowódca oddziału ANBU widząc to, zaraz wyznaczył dwóch ludzi do zaopiekowania się białowłosym, a sam z resztą ruszył do walki z Sasuke. Chłopak o czarnych, jak noc, oczach… ugodziwszy dawnego sensei w pierś, szybko odskoczył do tyłu, lecz po chwili ponownie został zaatakowany przez 5 ANBU.
Tym czasem Shizune szybko zjawiła się przy pozostałych dwóch ANBU i ciężko rannym Kakashim. Widząc, że mężczyzna stracił przytomność i dużo krwi, zaraz wymieniła tylko groźnie spojrzenie z ANBU, po czym się odezwała.
- Szybko! Zanieś go do szpitala i powiadom Hokage o sytuacji!
- Hai! – Krzyknął jeden z nich, po czym wziął Hatake na ramię i pobiegł do szpitala. Dziewczyna tym czasem pozostała na miejscu z drugim shinobi, który po chwili dołączył do wałczących towarzyszy. Czarnowłosy podopieczny Orochimaru, odczuwając już spore zmęczenie i kilka dość poważnych ran ciętych na ramionach i tułowiu, po chwili postanowił użyć swojej udoskonalonej formy Chidori. Wykonując rękoma w powietrzu, różne ciosy blokujące ataki ANBU, zaraz w mgnieniu oka skupił resztki swojej chakry, po czym…
- Chidori Nagashi!! – Krzyknął i w jednej chwili wszyscy walczący z nim shinobi zostali poważnie porażeni licznymi wiązkami elektrycznymi, bijącymi na wszystkie strony od ostrza miecza i ciała Uchihy. Gdy wszyscy porażeni ninja, padli nieprzytomni lub półprzytomni na ziemię, czarnowłosy… ranny i wycieńczony, postanowił zakończyć tą rozróbę. Nie chowając katany, jeszcze tylko rozejrzał się po zdemolowanej okolicy i kiedy chciał już się oddalić, nagle usłyszał jak coś przecina powietrze. Dzięki uaktywnionemu sharinganowi, chłopak dostrzegł lecące w jego stronę cienkie, lecz bardzo długie igły. Odskoczywszy do tyłu, jednocześnie uniknął pierwszej fali ataku, poczym zrobił to samo, by uniknąć drugą falę. Gdy się zatrzymał, dostrzegł że przy rannych ANBU klęczy jakaś dziewczyna, a po przyjrzeniu się jej… rozpoznał w niej asystentkę Tsunade, świdrująca go teraz zdenerwowanym wzrokiem.
- Sasuke! Niech cię szlag!! – Krzyknęła Shizune, nie wyczuwając tętna w nieruchomych ciałach shinobi w maskach. Czarnowłosa sprawdziwszy 5 ciał, zaraz podeszła do 6, gdzie na szczęście nadal wyczuwalny jest jeszcze rytm bijącego serca. Nie chcąc aby ANBU zmarł, czarnooka nie przejmując się stojącym nie opodal Uchihą, zaraz się skupiła, szybko wykonała kilka pieczęci dłońmi, po czym używając medycznego ninjutsu… poczęła leczyć nieprzytomnego mężczyznę. Po paru minutach, leczony shinobi nagle odzyskał przytomność…
- A-arigato. – Powiedział dowódca ANBU i lekko drżąca ręką sięgnął do maski, by odkryć twarz.
- Nie! Nie musisz. – Dziewczyna lekko zaskoczona, zatrzymała jego rękę, gdyż nie czuje potrzeby poznawania jego tożsamości.
- Ale ja chce. Shizune-chan, uratowałaś mi życie! – Mężczyzna po chwili zdjął maskę z twarzy, ukazując czarnowłosej swoje granatowe oczy.
„Mori Shibaru? Nie spodziewałam się.” – Pomyślała dziewczyna, po czym łagodnie się do niego uśmiechnęła. On odwzajemniwszy jej gest, by po chwili wyciągnąć rękę ku jej twarzy i delikatnie pomasować policzek.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś piękna. – Powiedział Mori patrząc jej głęboko w oczy i uśmiechając się serdecznie.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

098. Brutalna prawda

Co do poniższej notki – Nie mam zielonego pojęcia, czy się ona wam spodoba, jednakże chciałbym wszystkich gorąco na nią zaprosić i jednocześnie prosić o wyrozumiałość, jeśli chodzi o jakieś poważniejsze błędy ^.^ – Pozdrawiam i zapraszam na odcinek 98 mojego króciutkiego opowiadanka ^__^



<<< Odcinek ukazał się 4 stycznia 2009 roku >>>



Gdy się obudziłem, momentalnie poczułem jak po plecach przechadza mi się lodowaty powiew, jesiennego wiatru. Podniósłszy się do pozycji siedzącej, zaraz dostrzegłem jeszcze dymiące się ognisko, a gdy wstałem na równe nogi momentalnie moim oczom ukazał się widok kamiennego muru, jakiegoś zamku. Zasypawszy po chwili ognisko piachem, tak aby przestało się dymić, jeszcze przetarłem oczy ze zdumienia.
„Czy to jest to, o czym myślę?” – Spytałem w myślach samego siebie.
- Tak Naruto, to Czarna Forteca. – Odparł demon.
„Dobrze. Skoro już tu jesteśmy, to czas na mały zwiad.” – Uśmiechnąłem się pod nosem i zaraz stworzyłem 4 klony. Wydawszy im rozkazy, zaraz poczułem na twarzy lekki wiaterek, towarzyszący ich rozpraszania się w różnych kierunkach. Po skumulowaniu odpowiedniej ilości chakry w podeszwach butów, jeszcze tylko szybko wspiąłem się po pionowym pniu drzewa i przykucnąłem na gałęzi, aby uniknąć ewentualnego wykrycia, przez strażników kręcących się pod murem. Po 20 minutach wrócili do mnie moich „zwiadowcy”.
- I jak to wygląda? – Spytała, spoglądając na każdego z osobna.
- Pod północnym i wschodnim murem, kręci się łącznie 20 gości. – Powiedział pierwszy klon.
- To samo jest pod zachodnim i południowym murem. – Powiedział drugi klon.
- Na dziedzińcu akurat odbywa się poranna musztra, wiec naliczyłem 40 żołnierzy. – Dodał trzeci klon. – A i na murach, jeszcze widziałem ok. 30 łuczników.
- Widzę, że chyba nie powinno być aż tak trudno, z dostaniem się do środka. – Skwitowałem otrzymane wieści. Jako ostatni pozostał czwarty klon, lecz gdy na niego spojrzałem, to w oka mgnieniu z jego miny wyczytałem, że ma złe wieści.
- A ty co masz dla mnie?
- Naruto, nie chciałbym cię martwić, ale za fortecą jest nie wielki lasek… – Tu klon przełkną gorzką ślinę. – …a za nim kolejne większe pole i dwa tysiące ciężko zbrojnych wojowników.
- Znowu? – Spytałem zażenowany otrzymaną wiadomością. Zaraz podziękowałem klonom za pomoc, po czym gdy poznikały w kłębach białego dymu, momentalnie popadłem w zadumę nad znalezieniem rozwiązania.
„I co teraz? Za nim tam wejdę, musze wszystko dokładnie przemyśleć. Jakby to powiedział Kakashi: Trzeba ułożyć plan działania.” – Pomyślałem i zacząłem z ukrycia obserwować, kręcących się pode mną strażników.
- Naruto, a może tak użyjesz tej swojej specjalnej techniki Niewidzialności i najzwyczajniej tam wejdziesz, ukatrupisz Goto i wyjdziesz… a wszystko załatwił byś po cichu. Co ty na to?
„Wiesz Kyuubi, twój plan nie jest zły… nawet wykonalny, tylko czy aby o czymś nie zapomniałeś?”
- Niby o czym?
„Nie odpowiedziałeś na moje wczorajsze, ostatnie pytanie.”
- Co 4th Hokage ma wspólnego z Upiorną Armią??
„Dokładnie.”
- Widzę, że chyba nigdy mi nie dasz spokoju, więc słuchaj. – Demon westchnął ciężko na znak bezsilności wobec mojej dociekliwości. – Kilka lat przed tym, jak Uchiha Madara przywołał mnie, abym zniszczył Konoha-Gakure, jeden z waszych shinobi – Minato Namikaze – później nazywany Żółtym Błyskiem Konohy, usłyszał o istnieniu zaklętego miecza, zdolnego do przywołania gigantycznej armii. Za zgodą swego ówczesnego sensei’a, wkrótce wyruszył w samotną podróż po świecie, aby odnaleźć ten miecz. Przez pierwszych kilka miesięcy błądził po świecie bez celu, aż tu nagle zawitał do kraju Skały, gdzie odmazał nikomu nie znaną wioskę Bez Nazwy.
„No co ty powiesz?” – Tym razem, jego opowieść kompletnie mnie zaskoczyła.
- Czekaj na koniec… wiec, gdy tam przybył, z początku niezbyt przyjemnie go przywitano, gdyż miał na czole opaskę shinobi Liścia, ale gdy okazało się, że z niewyjaśnionych powodów, potrafi otworzyć wejście do Tajemnej Komnaty, mieszkańcy od razu potraktowali go jak króla.
„I co dalej?” – Począłem się dopytywać, bo mnie zaintrygowała opowieść o Yondaime Hokage.
- Nie mam pojęcia, bo gdy wszedł do Tajemnej Komnaty, momentalnie straciłem go z widoku. Z jakichś powodów, w nijaki sposób nie mogłem wejrzeć w głąb tej komnaty.
„Rozumiem i chyba wiem dlaczego.” – Zaśmiałem się pod nosem z chytrym uśmieszkiem.
- Gdy Namikaze był we wnętrzu tej komnaty, po za jej wrotami, na zewnątrz minęły dokładnie dwa lata. Jak wyszedł, to miał na ramieniu dokładnie taki sam miecz jak ty. Mieszkańcy wioski Bez Nazwy, od razu okrzyknęli go bohaterem, choć on sam nigdy do końca nie wiedział czemu. Powróciwszy do domu, Namikaze został momentalnie mianowany na Czwartego Hokage, gdyż już wtedy był najpotężniejszym shinobi w wiosce. Lecz w pół roku po tym, jak objął przywództwo nad wioską, zaczęły dręczyć go koszmary związane z mieczem, który przyniósł ze sobą. Gdy po kolejnym tygodniu, te same koszmary nie ustąpiły, Yondaime postanowił dowiedzieć się czegoś na temat tych koszmarów. Pewnego wieczoru, gdy powypełniał wszystkie papiery, wyjął ze specjalnego schowka przeklęta katanę i nikomu nic nie mówiąc, udał się po za granice wioski na jedną z większych polan. Stanąwszy na jej środku, jeszcze tylko upewnił się że jest sam i po chwili przywołał całą Upiorną Armię. Pech chciał, że jednak jego poczynania widział jeden ze Starszych wioski, którzy go mianowali na Hokage i następnego dnia, gdy Namikaze przyszedł do swojego biura, zastał tam starszyznę i oddział ANBU pod wodzą Ibikiego Morino. Nie wiedząc za bardzo o co może im chodzić, w spokoju i pełnym skupieniu wysłuchał przemowy Starszych, którzy zabronili mu używania Upiornej Armii i nakazali odniesienie miecza, tam skąd go przyniósł, pod groźbą odebrania tytułu Kage.
„Co?!? Chcesz mi powiedzieć, że mój ojciec zapieczętował Cię we mnie, bo Starsi przestraszyli się Upiornej Armii i zabronili mu użycia jej przeciw Tobie?!?”
- Tak to przynajmniej wyglądało.
„A to przeklęte zgredy, próchna, staruchy!!!!” – Krzyknąłem w myślach, poważnie zbulwersowany. – „Teraz to nie żałuję, że Cię Kyuubi we mnie zapieczętowano, ale jeśli pomyślę że miałem szanse na inne życie, a mój ojciec i pewnie matka też, oboje jeszcze by żyli, to mnie dosłownie krew zalewa. Zaraz wykonał to przeklęte zadanie i wracam do wioski, wymierzyć sprawiedliwość!!”
Błękitnooki zdenerwowawszy się strasznie na to, co uczyniła Starszyzna jego wioski, zaraz zeskoczył z drzewa, prosto pod nogi jednego ze strażników Czarnej Fortecy. Zdezorientowany mężczyzna, nie wiedząc co się dzieje nie zauważył, jak blondyn przeszywa go na wylot swoim mieczem. Naruto nie zważając na to ze został dostrzeżony przez pozostałych strażników, zaraz splunął na zwłoki przed chwilą zabitego oprycha, po czym schowawszy miecz na swoje miejsce, zaraz stanął w lekkim rozkroku. Złożywszy ręce przed sobą i zamknąwszy oczy, chłopak kompletnie nie przejmując się 15 żołnierzami właśnie na niego nacierającymi, sięgnął swoja świadomością do zamkniętej w jego duszy, mrocznej chakry demona w nim zapieczętowanego. Czując jak ta potęga powoli zaczyna się w nim budzić, jednocześnie na powierzchni jego ciała, powolutku zaczęła tworzyć się krwisto czerwona powłoka. Gdy blondyn otworzył oczy, momentalnie jego źrenice przybrały krwisty kolor, a źrenice się zwężyły. Utworzywszy pierwsze 3 ogony, Naruto poczuł nagle tak ogromny przypływ potężnej siły, że nie wiele się zastanawiając, zaraz stworzył w ręce kulę chakry z chakry demona…
- KAGE KYUUBI RASENGAN!!!!
Krzyknął i cisnął nią w pobliski mur. Po chwili, najbliższą okolica targnęła potężna eksplozja. Siła wybuchu dosłownie zdmuchnęła połowę Czarnej Fortecy, zabijając przy okazji nacierających na chłopaka żołnierzy, jak i tych stojących na murach i dziedzińcu zamku. Pozostał ściany nośnie budowli, jak i mury obronne, w momencie eksplozji poważnie popękały, grożąc zawaleniem się do środka fortyfikacji. W miejscu w którym stoi Uzumaki nie pozostało nic, po za nim samym, a od czubków palców jego stóp, w zachodnią stronę rozpościera się bardzo głęboki lej, kształtem odrobinę przypominający jajko. Wciąż spadające z nieba kawałki ziemi i drewna, jak i potężna chmura pyłu, doszczętnie przysłoniły widok blondynowi.
Chłopak, rozmyślając o tym czego się dowiedział, o brutalnej prawdzie, jaka teraz przysłania mu cały świat, nie kontrolując swych odruchów, zaraz ponownie stworzył w ręce kulę chakry z chakry demona i począł powoli zbliżać się ku pozostałej część, jeszcze nie zburzonej Czarnej Fortecy. Gdy z jej wnętrza wybiegło kilkunastu przestraszonych i zdezorientowanych, nagłym atakiem, żołnierzy. Naruto już miał w nich cisnąć kulę niszczycielskiej chakry, gdy nagle w ramię wbiła mu się jakaś strzała, powodując tym samym wybicie go z rytmu i po chwili, okolicą ponownie targnęła potężna eksplozja. Tym razem blondyn spudłował, tworząc drugi, głęboki na 100 stóp, lej tuż koło ruin, zmiatając z powierzchni ziemi spory kawał lasu znajdującego się za fortecą.
Uzumaki wyładowawszy swoja agresję i frustrację, zaraz się uspokoił i dezaktywował działanie chakry demona. Jego oczy na powrót przybrały błękitny kolor, a źrenice powróciły do normalnego wyglądu. Poruszywszy ręką, blondyn natychmiast poczuł przeszywający ból w okolicy miejsca, w które wbiła się nieznana strzała. Po chwili, chłopak usłyszał jak kolejne wystrzelone strzały, z charakterystycznym świstem przecinają powietrze. Zrobiwszy kilka uników, drewniane patyki minęły go i powbijały się w podłoże tuż koło niego. Błękitnooki jounin spojrzawszy w stronę z której nadleciało zagrożenie, momentalnie dostrzegł kupę, ciężkozbrojnych ludzi, ustawionych w równych rzędach, przodem do niego.
„To pewnie jest ta armia, którą zauważył mój klon.” – Skwitowałem krótko zaobserwowane zjawisko.
Blondyn zwróciwszy się w tamtą stronę, zaraz spuścił ranne ramię wzdłuż ciała i począł zastanawiać się, co teraz się stanie. Nie czekając długo na odpowiedź na swoje pytania, chłopak zaraz zobaczył jak naprzód wrogiej kolumny wychodzi spora grupa mężczyzn z długimi włóczniami. Wojownicy ukląkłszy na jedno kolana, po chwili odsłonili Uzumakiemu widok na kilka rzędów łuczników.
„Czy oni myślą, że w ten sposób mnie pokonają?!” – Naruto splunął pogardliwie, a gdy na powrót podniósł wzrok do góry, jego oczy ponownie zmieniły kolor. Po chwili, z jego ciała znowu poczęła wylewać się krwisto czerwona chakra demona. W oka mgnieniu, pod stopami blondyna zaczął tworzyć się niewielki krater, świadczący o niewyobrażalnej sile jaka nim teraz zawładnęła. Do tych czas siedząca w ramieniu chłopak, drewniana strzała, momentalnie została wybity z powrotem a powstała rana błyskawicznie się zaleczyła.
„Dobra, czas ponownie zebrać… krwawe żniwo!!” – Krzyknął w myślach, po czym wyciągnąwszy katanę, wbił ją w ziemię tuż przed sobą i począł zawiązywać rękoma pieczęci… – O-hitsuji, Inu, Usagi, Saru, Tori, Hebi, Ousu-buta, Ryu, Uma, O-ushi, Nezumi, Tora – …a gdy zawiązał ostatnią, zaraz przyklęknął chwytając tym samym za rękojeść miecza.
- KUCHIYOSE, HITOSHIREZU HOUMENTAI!!!!
Naruto krzyknął ile sił w płucach, a po jego ręce, potem rękojeści miecza i w końcu po ostrzu, aż do ziemi, popłynęła czerwona chakra demona. W momencie zetknięcia się strużki chakry z podłożem, momentalnie na ziemi utworzyły się jakieś znaki i w jednej chwili całe zrujnowane poletko, ruiny, jak i najbliższy las, spowiła bardzo gęsta mgła. Blondyn wyprostowawszy się, jeszcze tylko sprawnym ruchem reki, wyciągnął swą katanę, tkwiąca w ziemi, po czym schował ja na swoje miejsce. Błękitnooki spojrzawszy przed siebie, tam gdzie jeszcze przed chwilą stała wroga armia, po chwili poczuł na swoich włosach, dość silny powiew wiatru. Podmuch ten zaraz rozwiał gęste tumany mgły, ukazując wszystkim oczom… wpierw skrawki wiśniowych zbroi, potem przerażające maski z czerwonymi ślepiami, aż w końcu powiewające, postrzępione flagi i las niezliczonych włóczni, długich na 4 metry.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




Zapraszam do komentowania ^^

PS. - Opowieść Kyuubiego o Yondaime, to całkowicie mój własny wymysł. Jestem ciekaw czy się wam podobał????