wtorek, 27 lutego 2018

240. Kinjutsu

Ile to już? Minęło 5 czy 6 miesięcy, jak wstawiłem na tym blogu notkę 239? Przyznaję, długo mi zeszło napisanie kolejnej, 240 notki, ale w końcu udało się. Oto ona. W całej swej okazałości. Uprzedzam jednak, ale styl mojego pisania mógł ulec nieznacznemu lub przeciwnie, znacznemu pogorszeniu. Taka przynajmniej jest moja ocena. A jak wy sądzicie? Mam nadzieję poznać odpowiedź na to pytanie czytając wasze komentarze. Pozdrawiam i życzę miłej lektury. Enjoy!



<<< Chapter ukazał się 15 maja 2016 roku >>>



Naruto odprowadził wzrokiem świeżo uleczonego shinobi, po czym przeniósł spojrzenie na Tsunade i zobaczył, że ta się mu przyglądała z nieco wybałuszonymi oczami. Z początku jakoś mu to nie przeszkadzało, ale teraz czuł lekkie skrępowanie i nie za bardzo wiedział, jak powinien zwrócić kobiecie uwagę. Oczywiście mógłby warknąć, aby przestała wlepiać w niego wzrok, jak sroka w gnat, ale z drugiej strony właściwie nie wiedział, dlaczego tak się mu przyglądała. I właśnie ta niewiedza sprawiła, że po chwili postanowił wybadać sprawę.
- Eee, Hokage-sama?
- Hę?
- Dlaczego tak mi się przyglądasz?
W tym momencie Tsunade zorientowała się, o co chodzi i na jej policzkach pojawił się rumieniec zakłopotania. Szybko odwróciła wzrok, lecz nie do końca. Zaraz ponownie zwróciła na niego swoje orzechowe spojrzenie jednocześnie splatając nadgarstki na lędźwiach. Jej zachowanie było dziwne, co tylko potęgowało uczucie rosnącego zniecierpliwienia u blondyna. A gdy wkrótce pula oczekiwania została wyczerpana i chłopak miał już rzucić jakiś kąśliwy komentarz, medyczka w końcu puściła parę z ust.
- Dziwię się, gdyż chodzi mi o twoje oczy, Naruto.
- Tak? A co z nimi? – Spytał, nie wiedząc czy ma się dziwić czy nie. Przecież wszyscy dobrze wiedzieli, jak jego oczy wyglądały, nie…?
- Znowu są błękitne. – Dokończyła Tsunade.
- Doprawdy? Ciekawe…
- Hehehe… A to ci niespodzianka! – Włączył się Kurama. – Kto by pomyślał, że to jutsu może mieć taki wpływ na twój organizm, Młody.
- Co masz na myśli?
- A to, że wchłonięty przez ciebie nadmiar mojej chakry został zrównoważony.
- Aha. Dziękuję Ci, Kurama…
- Kurama? – W głosie stojącej obok blondyny dało się słyszeć zdziwienie. – Kto to? Czy to…?
I nie dokończyła, bo Uzumaki natychmiast rzucił jej tak srogie spojrzenie, że aż zachłysnęła się powietrzem. Wnet zrozumiała, że dalsze dociekanie, o kim była mowa, mogło źle się dla niej skończyć. Tylko czemu czuła strach? Tego nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że Naruto coś przed nią ukrywał. I nie była tym stanem rzeczy specjalnie zachwycona, lecz postanowiła zaczekać z zadawaniem kolejnych pytań.
Blondyn tym czasem, gdy znudziło mu się zabijanie wzrokiem, bez słowa wyminął medyczkę i podszedł do kolejnego pacjenta. Rzecz jasna Tsunade nie odstępowała go na krok, lecz się nie wtrącała. Jedynie z wymalowaną na twarzy ciekawością przyglądała się jego poczynaniom. I tak, jak poprzednim razem dotknięty przez blondyna shinobi po chwili otworzył oczy i jakby nigdy nic, wstał i się oddalił. Piąta obejrzała się za ninja Liścia z zamyślonym wyrazem twarzy, a gdy ponownie spojrzała na Uzumakiego, ten już na to czekał. Ich spojrzenia się spotkały i Hokage nie wytrzymała. Pierwsza się odezwała. Choć obiecała sobie tego nie robić, zadała cisnące się na usta pytanie.
- Wyjaśnisz mi wreszcie, jak ty to robisz?
- To proste, Hokage-sama. – Dwudziestolatek uśmiechnął się tajemniczo. – Korzystam tu z chakry zapieczętowanego we mnie demona i podsuniętego przez ciebie jutsu.
- Jakiego jutsu? – Dopytywała się w dalszym ciągu niewiele rozumiejąc.
- Ściślej mówiąc, to nie jest zwykłe jutsu… tylko kinjutsu.
- CO TAKIEGO!? – Wybuchła nagle kobieta tłumioną wściekłością czym zwróciła na siebie liczne zdziwione i przestraszone spojrzenia, lecz nic sobie z nich nie robiła. – Jakim prawem…!
- A takim, że gdyby nie moja pomoc, to ci ludzie dawno by już wyzionęli ducha, bo Hokage nie raczyła kiwnąć palcem, gdy jej potrzebowali.
Naruto stał niewzruszony nagłą zmianą zachowania swej rozmówczyni. Co więcej, swoją postawą, czynami i słowem pokazywał jasno, że niczego się nie bał. Tsunade tym czasem połknęła chyba żabę, gdyż milczała zaskoczona wypowiedzią chłopaka. Z jednej strony czuła się urażona jego słowami, ale z drugiej miał sporo racji. W końcu musiała to przyznać. Kiedy Shizune walczyła tu o życiu jej podwładnych, ona siedziała w swoim biurze i w ogóle nie kwapiła się do udzielenia pomocy. Gorzej. Miała wszystko w głębokim poważaniu… jedynie skupiona na rozmyślaniu o postępowaniu Uzumakiego. Nie wiedziała już, co ma myśleć o zdjęciu pieczęci Yondaime przez blondyna. Czy pogodzić się z prawdą, czy próbować wmówić sobie, że to wszystko nie działo się naprawdę? Że może było jedynie koszmarnym snem, z którego wkrótce się wybudzi…? Ale, jak na złość, wcale się nie wybudzała. Bo nie miała z czego. To się działo naprawdę i nic nie mogła z tym zrobić. Zresztą, nawet gdyby mogła, to już nie było czego naprawiać. Pieczęć Czwartego nie istniała…
Naruto obserwował jak poczerwieniała twarz jego rozmówczyni powoli wracała do swojego normalnego wyglądu i dalej, przekształcała się w poważne zamyślenie. Próby zwrócenia na siebie uwagi Tsunade spełzły na niczym i wkrótce uznał, że chyba da sobie spokój. Patrzył w milczeniu na stojącą przed nim kobietę i zastanawiał się, jak do niej dotrzeć, gdy nagle przypomniał sobie, że chciał jej przecież coś pokazać. – Naruto dyskretnie rozejrzał się w koło. – Do tego, co zamierzał zrobić, potrzebował jednak więcej miejsca, a w chwili obecnej na swobodę ruchów liczyć raczej nie mógł. A było to spowodowane nadmiarem ludzi wewnątrz szpitala. A konkretniej, to w auli, w której akurat wszyscy się znajdowali. Musiał coś z tym zrobić i z tą właśnie myślą szybko odsunął się od Tsunade, i zaraz jeszcze szybciej zawiązał kilka pieczęci, po czym kucnął i przystawił rękę do podłogi. Na posadzce momentalnie zarysowały się znaki wiążące i w odległości trzech metrów od niego zmaterializowało się dziesięciu Upiornych Weteranów. Na ich widok w tłumie gapiów rozległ się pomruk przerażenia.
- Twoje rozkazy, Rikushō-sama? – Odezwał się jeden z samurajów.
- Panowie, pora tu nieco posprzątać.
Uzumaki uśmiechnął się diabolicznie i zawiesił błękitne spojrzenie na ludziach, a wezwani wojownicy przeszli do wykonywania rozkazu. Ku ogromnemu zdziwieniu i jeszcze większemu przerażeniu, Weterani stanęli w równym rządku w poprzek pomieszczenia i naraz obnażyli klingi swoich mieczy. Tłum gwałtownie cofnął się o krok do tyłu. Wnet Tsunade oprzytomniała. Chciała się wtrącić, jakoś zareagować, lecz Naruto jej na to nie pozwolił. Zagrodził jej drogę, a gdy się do niej odwrócił poczuła, jak zimny dreszcz przechodzi jej po plecach. Jego oczy na powrót były krwiście czerwone o wąskich pionowych źrenicach, a od całej postaci bił ten sam chłód, który czuła wcześniej. W pierwszej chwili język ugrzązł jej w gardle, ale zaraz przemogła wzbierającą bezsilność i przybrała na twarzy srogi wyraz. Tsunade chciała w ten sposób pokazać, że się go nie bała, a tym bardziej, że miała jeszcze coś do powiedzenia. Lecz nim się odezwała jej uwagę przykuł krzyk w oddalającym się tłumie. W licznych spojrzeniach widziała błagania i nieme prośby o pomoc, ale nic z tym nie zrobiła. Niezmiennie stała przy Uzumakim i z bezsilną złością obserwowała śmiałe poczynania wezwanych Upiornych Weteranów. Po kilku minutach wrzaski i prośby ucichły, a w szpitalnej auli na powrót zalęgła się narkotyczna cisza. Naruto w tym momencie odsunął się do tyłu i głośno odetchnął, co na powrót zwróciło na niego wzrok medyczki. Kobieta, choć wewnętrznie wrzała z wzbierającej w niej wściekłości, na zewnątrz pozostawała spokojna i opanowana. Z jednej strony nie chciała prowokować blondyna do kolejnej kłótni, z drugiej zaś była niezmiernie ciekawa, co za chwilę się stanie.
- Co teraz, Uzumaki Naruto? – W końcu się odezwała ważąc każde wypowiadane słowo. – Co dalej? – Kobieta podparła się pod boki stając w lekkim rozkroku.
- Teraz, Hokage-sama, cierpliwie zaczekamy na przybycie Uchiha Itachiego.
- Co? A po co tu jeszcze Itachi Uchiha??
- Wciąż słyszę tylko pytania i pytania. – Naruto kwaśno się uśmiechnął, lecz zaraz na powrót przybrał poważną maskę. – Co jeszcze muszę zrobić, byś przestała zadawać kolejne pytania? Zresztą… nie ważne. Kiedy Itachi przybędzie… wtedy może Hokage przestanie zadawać głupie pytania.
* * *
Wchodząc do pomieszczenia zaraz stanął w progu, gdyż w środku już czekała na niego cała widownia. Oprócz Itachiego leżącego na stole operacyjnym stojącym po środku sali, dookoła stało jeszcze kilka osób. Po lewej zgromadzili się Tsunade, Shizune, o dziwo Sakura oraz kilku naczelnych lekarzy szpitala i ze dwie pielęgniarki, po prawej zaś stali Jiraiya, Kakashi, Iruka, Inoichi, Choza oraz Shikaku. Kiedy o tym wcześniej myślał, to nigdy nawet nie przypuszczał, że ten zabieg będzie budził tak wielkie zainteresowanie. Zwłaszcza, że Hokage mu słowa nie powiedziała, że wezwie przywódców i przedstawicieli niemal wszystkich klanów Konoha. Ale z drugiej strony, to nie było w tym nic dziwnego. W końcu miał użyć kinjutsu, które jeszcze nigdy przez nikogo nie było używane. Raz próbowała skorzystać z niego obecnie urzędująca Hokage, lecz marnie na tym wyszła niemal tracąc życie. Tsunade wówczas nie mogła uwierzyć i nie chciała przyjąć do wiadomości, że tylko jinchuuriki Kyuubi no Kitsune może bez obaw o swoje życie z niego korzystać. No, ale każdy uczy się na własnych błędach, nie?
- To miał być kameralny zabieg. – Uzumaki właśnie jęknął w duszy powoli podchodząc do bacznie obserwującego go starszego z braci Uchiha, po czym zatrzymał się tuż nad jego prawym ramieniem, które miał zrekonstruować. – A będzie… cyrk!
- Nie martw się. Będzie dobrze. – Pocieszył go Kurama i szeroko się wyszczerzył. – Po za tym, jestem pewien, że im szczęki opadną. Zwłaszcza, gdy się dowiedzą, że rozmawiają nie z tym, z kim mieli nadzieję rozmawiać. Ha! Ha! Ha!
- Taaa… To będzie zabawne. – Chłopak zaśmiał się w duszy po raz ostatni i zamilkł pozwalając, aby lis przejął całkowitą kontrolę nad jego ciałem oraz odruchami. Nie martwił się, że demon mógłby teraz zaraz wykorzystać okazje, aby się uwolnić i znów cieszyć się nieograniczoną niczym wolnością, gdyż to była przeszłość. Naruto i Kurama dzielili duszę tego pierwszego w zgodzie, i bardzo silnej przyjaźni. Blondyn nieznacznie uśmiechnął się do Itachiego i w tym momencie jego oczy zmieniły swój naturalny kolor na czerwony, źrenice się zwęziły, blizny na policzkach uwydatniły, kły wydłużyły, a włosy nieco nastroszyły. Nikt się słowem nie odezwał. Wszyscy bez wyjątku obserwowali w skupieniu chłopaka, którego po chwili spowiła gęsta powłoka z chakry Dziewięcioogoniastego, z tyłu zaś na początek pojawiło się pięć pierwszych ogonów. W tłum gapiów momentalnie wstąpił głęboki niepokój i zwątpienie.
- Naruto? – Odezwała się Sakura zaniepokojonym tonem. – Wszystko gra?
Lecz ze strony blondyna nie nadeszła żadna odpowiedź. Zupełnie jakby w ogóle jej nie usłyszał i nie było w tym nic dziwnego, gdyż ten całą swoją uwagę skupiał na poprawnym wykonaniu pieczęci. Kontrolowanie przepływu i uwalniania chakry demona potrzebnej do zabiegu również nie należało do prostych zadań. Wszyscy właśnie takie wytłumaczenie sobie podali, wymieniając miedzy sobą spojrzenia, gdy po niespełna czterech minutach odczuwalna ilość energii w powietrzu gwałtownie się zwiększyła. Dowód tego chwilę potem dało ukazanie się kolejnych czterech ogonów, co już w zupełności wszystkich przeraziło.
- Naruto! – Tym razem odezwała się Tsunade.
- Naruto chwilowo nie ma wśród nas. – Odezwał się Kurama odrobinę niższym głosem od naturalnej tonacji głosu Uzumakiego, co u wszystkich zebranych wywołało zdumienie połączone z gwałtownym wciągnięciem powietrza przez ściśnięte usta oraz niekontrolowane omdlenie jednej z pielęgniarek. Nic nierobiący sobie z tego blondyn po chwili znów się odezwał: – Młody wróci do was po zabiegu, a teraz proszę o ciszę. Muszę się skupić.
Nikt nie śmiał się więcej odezwać. Oniemiali z wrażenia jedynie przyglądali się procesowi odtwarzania urwanej kończyny jednocześnie, co jakiś czas przenosząc wzrok na maksymalnie skupionego… demona w ludzkiej skórze. Z jednej strony byli spokojni i niczego po sobie nie pokazywali, lecz w głębi duszy każdy z osobna miał własne wątpliwości, co do ryzykownego zagrania Uzumakiego. W końcu, jaką mieli gwarancję, że Kyuubi no Kitsune nie wykorzysta sytuacji by się uwolnić? No właśnie. Problem w tym, że nie posiadali takiego zapewnienia i równocześnie nikt z tu obecnych nie wiedział, na jakim poziomie były relacje Naruto z zamkniętym w nim demonem.
W czasie, jak się nad tym zastanawiali, blondyn po kilkudziesięciu minutach trwania w niezmienionej pozie z dłońmi złączonymi pod brodą w znak Tygrysa zmienił ją przenosząc ręce nad miejsce, gdzie powinno znaleźć się rekonstruowane ramię. Unosząca się tam zwolna chakra demona nagle dostała jakiegoś kopa, gdyż błyskawicznie zwiększyła swoją gęstość i po chwili rozbłysła oślepiającym blaskiem. Zdumieni obserwatorzy aż musieli się cofnąć i zakryć oczy, by nie stracić wzroku i wtem usłyszeli rozdzierający ciszę wrzask leżącego na stole bruneta. Mężczyzna wił się i wiercił z odczuwalnego bólu, jaki towarzyszył mu od początku zabiegu, lecz ten dopiero teraz stał się nie do wytrzymania.
- Leż spokojnie, albo wszystkich nas pozabijasz! – Warknął Kurama poważnym, lekko zdenerwowanym tonem, co od razu podziałało. Uchiha się uspokoił, choć nieprzerwanie trząsł się na całym ciele. Było po nim widać, jakich katuszy doznawał i jak walczył, starał się by… być spokojnym. Przez oślepiający blask przedziwnej techniki nikt po za jinchuuriki nie widział, jak odrastała urwana kość ramienna, łokciowa i promieniowa oraz kości nadgarstka, śródręcza i palców. Sekundę potem pojawiły się mięśnie, więzadła, żyły i naczynia krwi oraz kanaliki przepływu chakry, i punkty tenketsu, co po chwili błyskawicznie przykryła tkanka mięsista. Szczerze powiedziawszy, nawet sam Kurama był zdumiony tym, co właśnie oglądał. Itachi chyba w końcu nie wytrzymał i zwyczajnie zemdlał, ponieważ już nie było słychać jego postękiwania i burczącego mamrotania przekleństw różnej maści, i struktury. Gdy po niespełna dziesięciu minutach całe ramię pokryła skóra, lis zwolna zaczął cofać swoją chakrę. Oślepiający blask jak gwałtownie się pojawił, tak też nagle zgasł, demoniczna powłoka się rozproszyła, a wybałuszonym oczom zgromadzonych ukazało się w pełni odbudowane ramię starszego z braci Uchiha.
- Zabieg rekonstrukcji został ukończony pomyślnie. – Oznajmi Kurama wciąż władający ciałem Uzumakiego. Demon rozejrzał się w koło zatrzymując spojrzenie na Tsunade. Potem zaś na różowowłosej, której posłał jeden z firmowych uśmieszków blondyna, po czym nim ktokolwiek zdołał jakkolwiek zareagować złożył przed sobą dłonie w kilka pieczęci i zniknął w pomarańczowym płomieniu żywego ognia.
* * *
Pojawiwszy się sekundę potem w salonie domu Uzumakiego, lisi demon nie od razu zwrócił ciało jego prawowitemu właścicielowi. Zamiast tego przeszedł do przedpokoju i stanął przed lustrem, gdzie dokładnie przyjrzał się swojemu odbiciu. Gdy się tak sobie przyglądał, miał nieodpartą ochotę wykorzystać okazję i zabawić się kosztem reputacji blondyna, poudawać człowieka jeszcze przez chwilę. Ale z drugiej strony czuł, że to byłoby nie fair wobec chłopaka, który jako pierwszy się z nim zaprzyjaźnił. Obdarzył go tak szeroko pojętym szacunkiem i zaufaniem, a tego Kurama nie chciał za żadne skarby świata naruszyć. Dlatego też zaraz westchnął przeciągle, ostatni raz uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i wrócił do salonu, gdzie spoczął na kanapie. Następne wycofał się w głąb duszy blondyna zwracając prawowitemu właścicielowi kontrolę nad ciałem i umysłem.
Naruto z początku nie wiedział, gdzie jest i co właściwie się stało, ale po chwili wszystko sobie przypomniał, a rozejrzawszy się uświadomił sobie, że był w swoim domu. Choć z drugiej strony… tak po prawdzie, to już nie był jego dom. Może kiedyś tak, ale teraz… W głębi duszy czuł, że jego „dom” był gdzie indziej. Zapewne wielu by się z tym nie zgodziło i pewnie będą próbowali go od tego odwieść, ale on już postanowił i zdania zmieniać nie zamierza. Dług został spłacony, więc nic już go tu nie trzymało. Ale czy aby na pewno? Uzumaki zastanowił się chwilę. Tak. Nie miał tu przecież przyjaciół, a jeśli nawet… to ich nie pamiętał. Rodziny też tu nie miał, więc…
- To, co teraz robimy? – Rozmyślania chłopaka przerwał głos przyjaciela.
- Pytasz o teraz zaraz czy o…?
- A jak sądzisz? – Burknął Kurama. Kiedy chłopak nie odpowiedział, lisi demon warknął przeciągle. – Kusō! Znowu mnie ignorujesz?!
- Nie. – Jinchuuriki nie spodobał się ton Dziewięcioogoniastego, ale postanowił nie wdawać się w kolejną bezsensowną kłótnię, która i tak prowadziła donikąd. – Nie ignoruję Cię, tylko zastanawiam się nad naszym kolejnym posunięciem.
- No dobra… – Kyuubi westchnął głęboko. – I co tam wymyśliłeś?
- Że… skoro Itachi Uchiha już mnie nie potrzebuje, czas najwyższy na opuszczenie tej zatęchłej dziury!
Jak zostało powiedziane, Uzumaki naraz wstał z kanapy i skierował swe kroki do wyjścia, lecz gdy tylko wyszedł z pokoju gościnnego do przedpokoju, drzwi wejściowe otworzyły się i do środka wdarł się chłodny podmuch. Czując go na swoich rozgrzanych policzkach, blondyn dostrzegł drobną sylwetkę różowowłosej medyczki. Jej twarz wyrażała głęboką powagę, choć w zielonych oczach krył się… strach? Złość? A może jedno i drugie? Właściwie, to nie potrafił tego rozstrzygnąć. Z jednej strony nie spodziewał się tak szybko jej zobaczyć, drugiej zaś to było do przewidzenia, że dziewczyna prędzej czy później tu przyjdzie. W końcu, jakby na to nie patrzeć, mieszkała tu. W tym domu. Jego domu…
- Naruto…
Powietrze przeciął cichy szept, a w chwili następnej blondyn poczuł jak medyczka się do niego przytula. Objęła go w okolicy przepony, a głowę oparła o jego tors. Kiedy do niego podeszła… nie wiedział. Zrobiła to tak nagle, że nawet nie zdołał tego dostrzec. A tym bardziej właściwie do sytuacji się zachować. Stał więc z ramionami spuszczonymi wzdłuż ciała i biernie czekał na rozwój tego spotkania, kunoichi zaś również nic więcej nie zrobiła. Zdawała się spać, lecz było to jedynie złudzenie.
- No czego sterczysz, jak kołek!? – Krzyknął Kurama. – Odwzajemnij uścisk albo ją odepchnij!



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

239. Wkupywanie się w łaski


<<< Chapter ukazał się 30 listopada 2015 roku >>>



Dochodziła godzina dziewiąta rano. Wiszące na bezchmurnym niebie słońce ogrzewało swymi promieniami wioskę Ukrytego Liścia, a w szczególności plecy pewnego blondyna. Szedł główną ulicą z podniesioną głową zupełnie nie przejmując się rzucanymi ku niemu spojrzeniami, cichymi komentarzami mijanych mieszkańców, czy też naprzemiennym wytykaniem palcem przez shinobi. Na jego twarzy panował względny spokój i relaks, choć to był jedynie kamuflaż. W rzeczywistości w głębi swojej duszy nie był już taki rozluźniony. Czuł zmęczenie. Potworne zmęczenie wywołane ciągłymi krzykami rezydującej tam istoty:
- Dlaczego to zrobiłeś!? Co Ci nagle do łba strzeliło!? – Kyuubi wrzał z wściekłości nie szczędząc obelg. – Głupek! Imbecyl! Skończony dureń!…
- Dałbyś już sobie siana z tymi wyzwiskami.
- Nie! – Demon szedł w zaparte. – Nie przestanę, dopóki mi nie wyjaśnisz, dlaczego nagle się poddajesz!? Po wszystkim, co z takim trudem osiągnąłeś!? Kretyn! Skąd ta rezygnacja?? O co tu chodzi!?
- Ja z niczego nie rezygnuje. – Odparł Naruto.
- Łżesz! Sam przecież widziałem!
- To część mojego planu.
Chłopak zdradził rąbka tajemnicy i zerwał z lisem kontakt nie pozwalając mu na dalsze dociekanie prawdy, gdyż właśnie dotarł do celu swej wędrówki. A była nim brama, pod którą kilkanaście godzin wcześniej spędził chwile… zwątpienia. Teraz jednak wiedział, że tu na miejscu miał wielu… sprzymierzeńców, na których może liczyć w godzinie próby. I szczerze powiedziawszy godzina ta właśnie wybiła. Nie był tylko pewien, jak ludzie zareagują na wieść, że został zmuszony do opuszczenia wioski przez nieugięte stanowisko ich przywódczyni. No… może to nie była do końca prawda, ale kogo obchodzi, co minionej nocy wydarzyło się w biurze Hokage? Gdyby się nad tym dłużej zastanowić… takie małe, malutkie kłamstewko jeszcze nikogo nie zabiło, prawda?
Blondyn zachichotał cicho wyobrażając sobie konsternację uwidocznioną na spiętej ze złości twarzy Tsunade, odwrócił się i stanął jak wryty. Otóż za nim w odległości kilkunastu metrów stała spora grupka shinobi i mieszkańców Konoha w każdym możliwym wieku. Wszyscy milczeli z napięciem wymalowanym na twarzach i przyglądali się jego osobie. Żeby nie powiedzieć, że ich zachowanie było dość krepujące, to w szybkim tempie sprawiło, że Naruto momentalnie przestał się uśmiechać. Po kolei odpowiadając na rzucane spojrzenia po kilkunastu minutach miał już dość. Chciał się odezwać i palnąć jakąś uwagę, kiedy sytuację uratowało pojawienie się obok jednego z Upiornych Samurajów. Wojownik w wiśniowej zbroi naraz ukląkł na prawe kolano i z szacunkiem schylił głowę. Jego „przybycie” zaowocowało nagłym poruszeniem wśród gapiów, którzy niemal natychmiast zaczęli się rozchodzić. To zaś tylko spodobało się blondynowi, który po chwili odetchnął z wyraźnie słyszalną ulgą.
- Panie?
- Słucham, o co chodzi?
Uzumaki spojrzał na Zbrojnego, lecz nim tamten odpowiedział, nieopodal miejsca, w którym stali, rozległ się krzyk jakiegoś dziecka, a zaraz potem płacz. Dwudziestolatek nie myśląc za wiele szybko podszedł do grupki ludzi, którzy już zdążyli zebrać się w koło zdarzenia. Coś mu podpowiadało, że powinien się tym zainteresować. Nie wiedział, dlaczego, ale nie zastanawiał się nad tym. Kiedy zobaczył pięcioletnią brunetkę siedzącą na ziemi, kurczowo trzymającą się za lewe kolano i głośno płaczącą, od razu przeszedł do działania. Ku zdziwieniu licznych gapiów ukląkł koło dziecka i wyciągnął doń dłoń, lecz momentalnie został powstrzymany przez nieznaną mu kunoichi. Kobieta w średnim wieku klęczała przy dziewczynce po drugiej stronie dokładnie naprzeciwko blondyna i wydawała się niespokojna jego obecnością.
- Nie dotykaj jej! – Warknęła.
- Spokojnie. Chcę tylko pomóc.
- Niby jak!? – Krzyknęła.
- Puść mnie, to Ci pokażę.
Naruto zachowywał stoicki spokój. Widział, że ta kobieta czegoś się bała. Miał pewne podejrzenia, że jej zachowanie było ściśle związane z jego osobą, ale nie dbał o to. Powinien zacząć przyzwyczajać się, że ludzie będą w ten czy inny sposób reagowali na jego działania, choć w tym konkretnym przypadku ukazywana wrogość była nie uzasadniona. Chciał pomóc, nie? Co prawda nie był medykiem, ale leczyć ludzi potrafił. Nikomu jednak nie powiedział, w jaki sposób, ale wkrótce miało to ulec zmianie.
- Żebyś jeszcze bardziej jej zaszkodził!? – Powiedziała kunoichi odpychając jego rękę. – Odejdź stąd! Natychmiast!
Blondyn wytrzymał jej gniewne spojrzenie po chwili obojętnie wzruszając ramionami i już miał zrezygnować, ale wtem wśród ludzi stojących w koło pojawiło się kilka komentarzy.
- Dlaczego ma odejść? Przecież chce pomóc, nie? – Odezwał się jakiś mężczyzna.
- Pomóc? Niby jak? – Spytał ktoś inny. – Jest medykiem?
- Nie wiem. Nie wygląda.
- A jeśli zamiast pomóc tylko zaszkodzi? – Spytała jakaś kobieta. – Przecież ten chłopak to parszywy Jinchu… mmm…
Zamilkła nagle, ponieważ stojący obok niej mąż zatkał jej usta.
- Milcz, Katsuya! – Mężczyzna warknął zdenerwowany obserwując zastygłe w bezruchu plecy wyżej wymienionego. – Twój niewyparzony język kiedyś sprowadzi na nas katastrofę!
Dodał mając nadzieję, że to wystarczy, aby załagodzić rosnące napięcie. Nie wiedział tylko, że usłyszana obelga już spłynęła po Uzumakim. Czas, gdy jakkolwiek reagował dawno już minął. Niech wszyscy zobaczą, że pomimo wewnętrznej natury potrafił być normalnym człowiekiem. Był jednak ciekaw, jak ludzie zareagują na to, co zamierzał im pokazać. I aby tą ciekawość zaspokoić, cały czas patrząc prosto przed siebie w wpatrzone w siebie orzechowe oczy, zamrugał kilka razy i po chwili kontynuował podjętą próbę udzielenie pomocy rannej dziewczynce. Raz jeszcze wystawił rękę przed siebie, lecz i tym razem został powstrzymany, ale nie na długo. Szybko kalkulując własne położenie i szanse postanowił nieco zmienić taktykę.
Wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Kiedy kunoichi ponownie chwyciła go za nadgarstek, ramię blondyna natychmiast spowiła pomarańczowa chakra. Wystraszona napastniczka momentalnie się cofnęła, a dotąd łkające dziecko zamilkło wlepiając załzawione oczy w zbliżającą się ku niej rękę. Gdy ta spoczęła na zranionym kolanie w zebranym tłumie ktoś głośno jęknął, ktoś inny zemdlał, lecz nikt nie śmiał się wtrącić. Na ich oczach działo się to, o czym nikt z zebranych nigdy nawet nie śnił. Demoniczna esencja powstrzymała krwawienie, zregenerowała poszarpaną tkankę i odbudowała zniszczone komórki lecząc jednocześnie opuchliznę. Cały zabieg trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund, więc kiedy rana się zasklepiła Naruto cofnął chakrę, wstał prostując plecy, odwrócił się i bez słowa oddali. Zrobił trzy kroki i zatrzymał się. Oniemiali z wrażenia gapie podążyli za nim wzrokiem, aż zobaczyli, że odwraca się do nich przodem.
- Drodzy mieszkańcy Konoha. – Odezwał się spokojnym tonem cały czas nieznacznie się uśmiechając. – Kiedy zaczniecie kogoś oceniać, to wpierw zadajcie sobie pytanie. Co jest lepsze? Życie w zgodzie z naturą i wszystkimi wkoło czy może w ciągłym strachu, nie będąc pewnym, kiedy zło zapuka w wasze drzwi?
Po tym słowach odwrócił się na pięcie i powoli podreptał na swoje poprzednie miejsce pod bramą wioski. Wrócił do Upiornego Zbrojnego, który niezmiennie oczekiwał nowych rozkazów. Naruto podszedł do niego i stanął krzyżując ramiona na piersi. Przybrał postawę Pana i Władcy, nieugiętego i nieustępliwego, choć wewnętrznie odczuwał lekkie zmęczenie i zawroty głowy. Nie wiedział, dlaczego tak się czuł, ale było to co najmniej niepokojące. Po chwili się rozluźnił spuszczając ramiona wzdłuż ciała, choć wciąż stał prosto. Nie chciał przecież pokazywać tej nieznanej słabości. Podparł się więc pod boki i utkwił demoniczne spojrzenie w swym rozmówcy.
- To z czym do mnie przyszedłeś?
- Panie, Jogensha-sama chciałby wiedzieć, jakie są nasze następne rozkazy.
- Następne rozkazy?
Przed chwilą jakoś nie interesowało go, z czym przyszedł do niego ten Upiorny, ale teraz zastanawiał się, co odpowiedzieć. Zwrócił swoje spojrzenie na dalej obserwujących go kilku mieszkańców. Na ich twarzach dostrzegał różne uczucia. Przeważnie były to zdumienie, niepewność i zamyślenie, ale też zniesmaczenie i ogólna wrogość. Czy ci ludzie naprawdę nie potrafili w żaden inny sposób okazywać swych emocji, gdy na niego patrzyli? A może była im potrzebna pomoc w zrozumieniu, że znienawidzony przez nich Jinchuuriki wcale nie był takim złym człowiekiem, jak go postrzegali? Ta myśl sprawiła, że chłopak momentalnie przestał się uśmiechać. Nie musiał niczego im udowadniać czy cokolwiek więcej pokazywać, ale coś mu podpowiadało, że powinien tak właśnie uczynić.
- Usagi, jesteś mi potrzebna…
Naruto mruknął pod nosem do siebie, jakby w zamyśle i wtem koło Zbrojnego pojawiła się „wezwana” kunoichi w czarnym płaszczu z kapturem nasuniętym na głowę i ceramiczną maską w kształcie dziobu jastrzębia zasłaniającą jej twarz.
- Co!? A ty tu skąd? – Dwudziestolatek był autentycznie zdumiony.
- Byłam akurat w pobliżu i usłyszałam swoje imię, więc jestem. W czym Ci mogę pomóc, Naruto-sama? – Odparła członkini elitarnych oddziałów ANBU jednocześnie klękając przed nim na prawym kolanie.
Jinchuuriki milczał. Kiedy bezwiednie na głos wypowiedział jej imię… bądź raczej jej pseudonim, bo imienia jeszcze nie poznał, to nie spodziewał się, że dziewczyna w ogóle się pojawi. Jakim cudem go usłyszała? Była jakimś medium? A może tylko miała niezwykle wyostrzony słuch? Albo zwyczajnie była w bardzo bliskim pobliżu. Jaka była prawda, nie wiedział. Ważne, że się pojawiła, ponieważ to, co zamierzał teraz zrobić wymagało jej ścisłego udziału.
* * *
Choć za oknem dawno już było widno i słońce na nieboskłonie ogrzewało wioskę, to Tsunade niezmiennie siedziała przy swoim biurku i w zamyśleniu wpatrywała się w leżący przed jej obliczem ochraniacz Liścia. Nie bardzo rozumiała, dlaczego Uzumaki zostawił jej swój ochraniacz. Jaki miał w tym cel? Czyżby chciał ją w ten sposób udobruchać? Wpisać się w jej łaski? Być może. Ale z drugiej strony, czy powinna się na to w ogóle godzić? Minionej nocy mieli przecież rozmawiać, a do świtu nie zamienili nawet słowa. Tylko… niby o czym mieli rozmawiać? No właśnie. I tu bolało najbardziej. Niby czuła, dobrze wiedziała, że postępowanie blondyna było sprzeczne ze wszystkim, w co wierzyła i czego tak kurczowo się trzymała przez te wszystkie lata, ale z każdą godziną, minutą i sekundą traciła tą wiarę. Jakby na to nie patrzeć, Naruto dobrze wiedział, co robi zrywając pieczęć Yondaime i uwalniając Kyuubi no Kitsune. Tylko, że… czy jego przyjaźń z tym… tym demonem rzeczywiście była tak wielka i nie zachwiana, że nie było czego się obawiać?
I właśnie to pytanie spędzało jej sen z powiek. Nurtowało ją do tego stopnia, że wręcz nie potrafiła myśleć o niczym innym. Tsunade zacisnęła powieki i dłonie w pięści z bezsilnej wściekłości, gdy nagle usłyszała odgłos pojawienia się kogoś w jej biurze w chmurce szarego dymu.
- Hokage-sama, jesteś pilnie potrzebna w szpitalu.
Usłyszała kobiecy głos, a kiedy podniosła wzrok ujrzała jedynie czarny płaszcz z kapturem i ceramiczną maskę w kształcie dziobu jastrzębia. Nie kojarzyła tej ANBU, ale coś jej mówiło, że nie powinna ignorować tego sygnału. Usiadła więc prosto w swym fotelu i przybrała na twarzy poważną maskę.
- O co chodzi? Jestem trochę zajęta. – Odparła siląc się na jak najbardziej poważny ton. Prawdą było, że obecnie niczym ważnym się nie zajmowała, żadnych dokumentów nie uzupełniała, ale też nie chciała teraz z nikim się widzieć.
- Rozumiem, ale Shizune-san wyraźnie powiedziała, że bez twojej ingerencji kilku poważanych shinobi straci dziś życie. – Usagi nie ustępowała. Choć wiedziała, że kłamstwem naraża swoją karierę w ANBU na szwank, to dla Uzumaki Naruto była gotowa zrobić wszystko, o co ją ten przystojniak poprosi.
- Shizune tam jest? I prosi o moją pomoc?
Tsunade upewniła się, że dobrze usłyszała, a gdy dostrzegła potwierdzający ruch głową, dłużej nie zwlekała. Szybko wstała, zgarnęła z oparcia płaszcz Hokage, a przy wyjściu kapelusz. Trzymając wyprostowane plecy szła szybkim krokiem w ślad za Usagi, która poprowadziła ją korytarzem do schodów, a następnie do wyjścia z budynku Administracyjnego. Gdy tak szły, Tsunade przez moment miała wrażenie, że widziała przez uchylone drzwi Shizune krzątającą się w jednym z magazynków z dokumentacją, ale skoro dziewczyna obecnie walczyła w szpitalu o życie jakiegoś wojownika Liścia, to, to musiało się jej przywidzieć.
Wioska o tej porze dnia była bardzo spokojna. Wszędzie kręcili się jej mieszkańcy wykonujący swoje codzienne obowiązki, lecz to były jedynie pozory normalności. Tsunade zauważyła to zaraz po wyjściu na ulicę. W powietrzu coś wisiało, tylko nie wiedziała, co to było. To uczucie nasilało się z każdym postawionym krokiem, z każdym przebytym metrem. Nie podobało się jej to, co odczuwała, lecz niczego po sobie nie pokazywała. Szła z podniesioną głową i wypiętą do przodu piersią. Tak, aby nikt nie dostrzegł, że coś ją martwiło.
Gdy po kilku minutach dotarła pod szpital, uczucie niepokoju sięgnęło zenitu. Nie wiedziała, a raczej, nie rozumiała, dlaczego tak się czuła. Przecież wiosce nic nie zagrażało, prawda? Kyon Omura i jego armia zostali pokonani, a i lisi demon wrócił, gdzie było jego miejsce. Tylko, że obecnie nic już go w jego więzieniu nie wiązało. I chyba to właśnie była przyczyna odczuwania ciągłego niepokoju. Tylko, czy aby na pewno?
Tsunade potrzasnęła głową aby wyrzucić z niej narastające czarne myśli, gdy nagle drzwi wejściowe do szpitala z hukiem się otwarły i na ulicę wylała się cała masa ludzi. Obandażowani shinobi wspierający się na ramionach pielęgniarek i członków swoich rodzin na pierwszy rzut oka wyglądali, jakby nic im nie dolegało, a bandaże na głowach i kończynach były zbędnymi ozdobami. Kiedy Tsunade ich mijała poczuła emanującą od wszystkich euforię i ogóle zadowolenie, a w powietrzu unosiły się takie same komentarze. Gdy ktoś pytał, jak się czujesz… odpowiedź brzmiała – świetnie, wspaniale lub jak nowo narodzony. Blondyna pomyślała, że jej asystentka spisała się na medal, ale z drugiej strony, dlaczego ich wypuszczono? Nie powinni przypadkiem jeszcze trochę poleżeć i się do kurować? I skoro leczenie szło tak dobrze, to po co Shizune była jej pomoc? Nie wnikała, nie zatrzymywała się. Na odpowiedzi jeszcze przyjdzie czas.
W recepcji i na głównym korytarzu dało się wyczuć podobną atmosferę zachwytu. Dyskusjom i entuzjastycznym komentarzom nie było końca. A im głębiej wchodziła, tym więcej ludzi mijała. Dlaczego było tam tylu mieszkańców Konoha? Tsunade pytała samą siebie rozglądając się w koło i jakoś nie odnajdywała odpowiedzi. Powoli zaczynała podejrzewać, że to jednak nie Shizune jest wszystkiego sprawcą. To musiał być ktoś inny. Ktoś znacznie lepszy w medycznym fachu. Ktoś o rozległej wiedzy i wszechstronnych umiejętnościach…
- Ty!? – Kobieta niemal krzyknęła, gdy w tłumie dostrzegła blond czuprynę. Szybko tam podeszła i stanęła koło Naruto pochylającego się nad nieprzytomnym shinobi Liścia.
- Ach, Hokage-sama, jakże miło, że do nas dołączyłaś.
- Co ty tu robisz i gdzie jest Shizune? – Spytała ze zdziwieniem odnotowując, że chłopak badał nieruchome ciało zapewne w poszukiwaniu ewentualnych stłuczeń czy innych obrażeń.
- Co robię, to chyba widać, a Shizune tu była, ale kazałem odprowadzić ją do domu. – Odparł Uzumaki przykładając dłoń do odkrytej klatki piersiowej. Chwilę nic się nie działo, lecz dotąd nieprzytomny shinobi nagle otworzył oczy, usiadł na posłaniu, po czym chicho podziękował i zaraz się oddalił. Tsunade nie wierzyła własnym oczom i uszom. Naruto tym czasem przeszedł do kolejnego nieruchomo leżącego chorego. I tak, jak poprzednio, rozpoczął zabieg od oględzin ciała. Kobieta widzac to, prędko tam podeszła.
- Jak to kazałeś odprowadzić ją do domu i dlaczego bawisz się w medyka?
- Już mówię. Około godzinę temu uznałem, że czas najwyższy przysłużyć się Konoha na nieco innej płaszczyźnie, stąd też moja obecność w tym przybytku rekonwalescencji. Gdy tu przybyłem, Shizune siedziała na krzesełku ledwo żywa. Była blada z wyczerpania pokładów chakry i choć mocno protestowała, to i tak odesłałem ją na zasłużony odpoczynek. Przez całą noc wyleczyła może czterech naszych ludzi, pod czas gdy w tym samym czasie sześciu innych opuściło ten padół łez. – Wyjaśnił blondyn. – I jak sama widzisz, Hokage-sama, wcale nie bawię się w medyka. Moje działania raczej nazwałbym przeprowadzaniem małego eksperymentu. Jak dotąd w niecałą godzinę wyleczyłem już trzydziestu chorych. Do końca jeszcze kilku zostało.
- Czyli ta… Usagi okłamała mnie mówiąc, że Shizune potrzebuje mojej pomocy? – Spytała Tsunade powoli wszystko sobie układając w klarowną całość.
- Tak i nie. Shizune rzeczywiście potrzebowała twojej pomocy, ale rozkaz był mój. Usagi zaś jedynie była narzędziem. Zresztą nie ściągnąłem Cię Hokage-sama tutaj aby prowadzić pogaduchy o nic nieznaczących błahostkach.
- No dobra, Uzumaki Naruto. – Kobieta podparła się pod boki marszcząc brwi. – Co ty właściwie kombinujesz?
- Zostań ze mną, a zaraz wszystko Ci wyjaśnię.
Gdy to powiedział cofnął rękę i kolejny shinobi niespodziewanie się ocknął, usiadł na posłaniu, cicho podziękował i jakby nigdy nic oddalił się za chwilę znikając w tłumie rozgorączkowanych mieszkańców Konoha Gakure no Sato.



NEXT COMIN SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

238. Zdrajca czy Bohater, part V

Jak widać, tym razem kolejna notka ukazuje się po 30 dniach, a jest to spowodowane odpowiednio ukierunkowaną weną oraz komentarzami moich czytelników. Dziękuję wam z całego serca i mam nadzieję, że poniższa notka spotka się z pozytywnym przyjęciem. Pozdrawiam i enjoy!



<<< Chapter ukazał się 23 sierpnia 2015 roku >>>



Kiedy kilka minut później raz jeszcze wszystkie za i przeciw przemyślał, po kolejnych pięciu minutach doszedł do wniosku, że chyba posłucha. Zwłaszcza, że dalsze awanturowanie się nic by nie zmieniło. A i przecież nie chciał zdemolować przyjacielowi domu. Zamrugał więc kilkakrotnie, jakby chciał rozluźnić mięśnie powiek lub też nieco zwilżyć wyschniętą spojówkę, po czym schował miecz do saya[1] uczepionej lewego biodra.
- No dobra, niech będzie. – Odezwał się i spojrzał na bruneta. – Przepraszam za moje zachowanie.
- Ja myślę, że jest Ci przykro. – Uchiha burknął obrażonym tonem i dezaktywował swoje Kekke Genkai. – Myślałem już, że będę zmuszony powstrzymać Cię moim Amaterasu.[2]
- Naprawdę byś go użył? – Dopytywał się blondyn nieco zdziwiony w duchu dziękując Kami-sama[3] za dar trzeźwego myślenia.
- Nie wiem, ale brałem pod uwagę taką możliwość.
Naruto chwilę milczał, ale już po chwili krótko się zaśmiał.
- Aha, ha, ha, ha… ty sobie żartujesz!
- Czyżby? – Itachi rzucił blondynowi podejrzliwe spojrzenie upewniając się, czy aby się nie pomylił. – Naprawdę sądzisz, że nic bym nie zrobił… nie bronił się, gdybyś spróbował wyładować swój gniew na mojej osobie??
- Ja… eee… ten… tego…
Uzumaki poczuł spore zakłopotanie czując na sobie wzrok ex-członka Brzasku, dlatego też prędko odwrócił wzrok zawieszając go na osobie czarnowłosej dziewczyny cały czas stojącej w wejściu do salonu. Gdy ich spojrzenia się spotkały, przepraszająco się uśmiechnął za co został nagrodzony podobną reakcją. Yasu odwzajemniła gest szybko przechodząc do działania. By dłużej nie stać, jak słup soli, zbliżyła się do Itachiego, a gdy była dostatecznie blisko zatrzymała się i spojrzała narzeczonemu głęboko w oczy. Kiedy stali tak w całkowitym milczeniu, Naruto nie wiedział, czy tego wieczora dowie się, gdzie zniknął Sasuke, ale stało się coś innego. Coś, czego nie spodziewał się zobaczyć, zwłaszcza przy tylu świadkach. Uchiha zaatakował pierwszy. Na nic nie zwracając uwagi wolną lewą ręką przysunął kunoichi do siebie, po czym na jej lekko rozwartych wargach złożył namiętnego całusa. Yasu w odpowiedzi splotła ramiona na jego szyi i po chwili sama przejęła inicjatywę.
Obserwujący ich blondyn z początku nie wiedział, gdzie się podziać, ale wszystko się zmieniło, gdy podszedł do niego Upiorny Weteran. Chłopak otrzeźwiał momentalnie i począł czekać w milczeniu z skrzyżowanymi na piersi ramionami, samemu nie wiedząc, na co. Na swoje szczęście długo na reakcję czekać nie musiał. Samuraj widząc jego postawę naraz padł na lewe kolano, schylił głowę i tak już zastygł. Podobnie zachowali się pozostali Upiorni, którzy akurat znajdowali się w pomieszczeniu. Jinchuuriki z początku nie był pewien, czemu tak się zachowali, ale już po chwili uświadomił sobie, że pewnie po prostu czekali na nowe rozkazy. I on już wiedział, jaki wyda im rozkaz. O tak! W końcu pozna odpowiedzi.
- Czy usłyszę wreszcie, co się stało z Uchiha Sasuke?
Spytał Naruto głosem poważnym, choć spokojnym. Patrzył swymi demonicznymi oczami wprost na klęczącego przed nim Weterana czekając na jego reakcję, lecz to nie samuraj mu odpowiedział. Wyjaśnienie nadleciało od strony, jeszcze przed sekundą, żarliwie całującej się pary.
- Ekhm… Oczywiście, Naruto. – Powiedział Itachi łakomym wzrokiem odprowadzając Yasu. Rzecz jasna, gapił się na jej tyłek lekko kołyszący się na boki w takt stawianych przez dziewczynę kroków, lecz słysząc głośne westchnięcie blondyna, naraz na niego spojrzał. – Wybacz, ja…
- Nic się nie stało. – Na twarzy Naruto uwidocznił się lekki uśmieszek, który jednak zaraz znikł. W jego miejsce powróciła sroga powaga. – Zatem?
- Od czego by tu zacząć?
- Najlepiej od początku.
- Od początku… – Żachnął się Itachi.
Przeczesał włosy i raz jeszcze tej nocy zajął miejsce w swoim fotelu gospodarza. Chwilę spoglądał przed siebie na jakiś tylko sobie znany punkt gdzieś za plecami Uzumakiego. W tym czasie do pokoju powróciła panna Ihara z tacą, na której stał dzbanek herbaty, kilka filiżanek i talerzyk z ciasteczkami. Cały ten asortyment postawiła na pobliskim stoliku, po czym usiadła na kanapie czekając na rozwój sytuacji. Na widok słodyczy blondynowi pociekła ślinka i dodatkowo zaburczało w brzuchu, ale nie poczęstował się. Nie miał na to czasu. Czym prędzej chciał wiedzieć, gdzie jest Pan Pyszałek, by móc potem wreszcie udać się do Hokage. Tak więc, gdy Itachi sięgał po pierwsze łakocie, Naruto znowu niecierpliwie westchnął.
- Wiem, że jest już późno, a te ciacha kuszą swym wyglądem, ale…
- Przepraszam. – Odparł Itachi natychmiast cofając rękę, po czym rozparł się w fotelu. – Pytałeś, gdzie podziewa się mój braciszek. Czy jak powiem, że zabrało go Konoha no ANBU, to znowu się wściekniesz i kogoś spróbujesz skrzywdzić?
- Nie. Więc, było tu ANBU, tak?
- Tak, a konkretniej, to jeden ich przedstawiciel. – Sprecyzował brunet. – Gdy tylko się pojawił, zostawieni przez Ciebie na staży Upiorni Zbrojni z miejsca chcieli wypruć mu flaki, lecz ich powstrzymałem.
- Dlaczego?
- Ponieważ zaintrygował mnie powód tej wizyty. Konohe atakuje wroga armia, wszyscy jej obrońcy stoją na obwarowaniach, ale nie on. – Uchiha upił łyk herbaty chwilę rozkoszując się jej aromatem. – Ten jeden, w dodatku Dowódca w kremowym płaszczu, w środku zawieruchy przychodzi do nas z pewną propozycją.
- Propozycją? – Powtórzył Naruto coraz bardziej zaciekawiony, ale i poirytowany. Czuł rosnące zdenerwowanie, ponieważ jego rozmówca przeciągał swoją opowieść, ale jeszcze zachowywał zimną krew. Oddychał miarowo licząc w myślach do dziesięciu.
- Tak, propozycją. Jeśli pozwolisz, to Ci zacytuję, co tu usłyszeliśmy. Brzmiało to mniej więcej tak: „Za popełnione zbrodnie przeciwko ludności Ukrytego Liścia, obecny tu Sasuke Uchiha powinien zostać skazany na ciężkie dożywotnie więzienie lub karę śmierci, ale ja proponuję mu trzecie wyjście. Przyłącz się do nas, Sasuke. W ANBU przydałby się ktoś taki, jak ty. To nie musi się tak skończyć. Jeśli tylko zechcesz odkupić swoje grzechy, to my ci tą możliwość gwarantujemy.
- I Sasuke zgodził się?
- Niemal bez cienia zawahania. – Itachi upił kolejny łyk swojej herbaty. – Kiedy nie było Cię z nami, Naruto, zastanawialiśmy się nad jego przyszłością i do żadnych konkretów nie dochodziliśmy. Co prawda mógł dalej się ukrywać lub na dobre zniknąć z wioski, ale takie rozwiązania mu nie pasowały. Dopiero ten ANBU wskazał mu nową ścieżkę.
* * *
Wysłuchawszy relacji Itachiego z procesu rekrutacji Sasuke do Konoha no ANBU,  Naruto wiedział już wszystko, czego chciał się dowiedzieć. Pożegnał się wiec prosząc o zaopiekowanie się jego uczennicą jeszcze przez jakiś czas, po czym skierował się do wyjścia. Wkraczając na ganek przed domem zatrzymał się i zaczerpnął chłodnego powietrza głęboko nim oddychając, gdy nagle z panującego obok cienia wyłonił się Grafitowy Samuraj, który na raz uklęknął na prawym kolanie z szacunkiem schylając głowę.
- Jogensha? – Zdziwił się Uzumaki. – A co ty tu robisz?
- Panie, melduję, że pod wschodnią bramą zapanował już spokój, Kurama-sama zaś wycofał się już do siebie. – Odparł wojownik i wyprostował się.
- Kurama?
- Tak, Młody. Przyznaję, miło było ponownie zaczerpnąć świeże powietrze, ale na dziś już wystarczy. – Odezwał się lisi demon. – Pewnie zaraz zapytasz, czemu wróciłem? Skoro mnie uwolniłeś, to powinienem był to jakoś wykorzystać. Może powinienem wrócić do swojego pierwotnego JA, ale… – Demon zająknął się na chwilę milknąc. Blondyn również milczał. Słuchał i czekał. Czekał na to, co miał nadzieję usłyszeć, choć po głębszym zastanowieniu, to tak naprawdę sam nie wiedział, czego się spodziewać. Wszakże lis rzadko się otwierał. A gdy już to robił, to jego wywody były długie, złożone i przemyślane. – Otóż, nie. Pewnie się powtórzę, ale co tam. Zmieniłeś mnie, Młody. Dziś rano, kiedy zerwałeś pieczęć Yondaime i mnie przywołałeś… a potem po walce zostawiłeś samego bez żadnej kontroli… Poczułem, że to coś znaczy. Dla mnie, osobiście, twoje działania znaczą bardzo wiele. Tak wiele, że trudno mi teraz powiedzieć więcej na ten temat. – Znowu przerwał, ale zaraz mówił dalej. Na jednym oddechu. – Chcę tylko powiedzieć, że cieszę się z naszej znajomości i przyjaźni, i nie zamieniłbym tego na nic innego. Jednym słowem, Naruto, cokolwiek się od dnia dzisiejszego wydarzy, możesz liczyć na kontynuację naszej współpracy.
- Arigatō.[4]
Blondyn mruknął rozrzewnionym tonem nie przejmując się, że rozmawia z mieszkańcem swojej duszy na głos. Zwłaszcza, że był środek nocy i w pobliżu nie było nikogo innego, obcego czy niepowołanego. W najbliższym otoczeniu jedynie dalej trwał jego doradca, na którym po chwili zawiesił swój demoniczny wzrok. Chwilę się mu przyglądał w zamyśleniu, po czym dał znak, by ten poszedł z nim. Szli przez wioskę ramię w ramię w całkowitej ciszy. I właśnie ta tłumiąca myśli cisza blondyna najbardziej niepokoiła. Nie wiedzieć, czemu, przez cały czas miał wrażenie, jakby ktoś ich obserwował. Śledził, ale gdy tylko ukradkiem się rozglądał, to jak na złość, niczego ani nikogo nie widział. Ani nie słyszał. Czyżby był, aż tak zmęczony? To bardzo prawdopodobne. W końcu wiele się dziś wydarzyło. A właśnie, jedna sprawa jeszcze nie została rozwikłana.
Tu chłopak ponownie zawiesił wzrok na idącym obok samuraju.
- Co się właściwie wydarzyło po mojej, powiedzmy, ucieczce z pod wschodniej bramy? – Spytał.
- Nic, czym powinieneś zawracać sobie głowę, Rikushō-sama. W dużym skrócie… do zmroku spacyfikowaliśmy wszystkich niezdecydowanych i wrogo nastawionych shinobi.
- Ale, jak? – Dopytywał się Naruto. – Co zrobiliście? Chyba nie użyliście siły, co?
- W żadnym razie. – Jogensha odwzajemnił posłane mu spojrzenie. – Zgodnie z twym rozkazem ograniczyłem nasze działania do perswazji psychologicznej wzbogaconej bodźcami poznawczymi.
- Możesz, proszę, mówić jaśniej?
- Kiedy ktoś krzyknął pytanie, jak długo zamierzamy ich więzić, odpowiedziałem, że tak długo, aż zapanuje wśród nich jednomyślność.
- A co było tym „bodźcem poznawczym”?
- Wezwanie przeze mnie dodatkowej liczby Zbrojnych. Dla zapewnienia sobie spokoju, pokazania naszej siły i zgaszenia pewności siebie co poniektórych odważniejszych.
- Rozumiem.
Naruto pokiwał głową przyjmując do wiadomości sprawozdanie wojownika, nieco przyspieszył swój marsz i zaraz odbił się od ziemi lądując momentalnie na dachu pobliskiego domostwa. Samuraj rzecz jasna podążał za nim nie odstępując go nawet na krok, choć teraz stanął nieco z tyłu. Wyglądało to tak, jakby chciał dać blondynowi więcej swobody lub też dostał od niego mentalny rozkaz bycia jego cieniem. Ale była to błędna ocena sytuacji, gdyż Jogensha dosłownie minutę później na powrót zrównał się z swym przywódcą.
- Coś nie tak? – Spytał celem zbadania powodu nagłego postoju.
- Cywile chyba powrócili do swych domów.
Odparł jinchuuriki w zamyśle stwierdzając fakt. Bowiem z miejsca, w którym stał, dostrzegał zapalone światła w oknach wielu okolicznych domów. I nie było w tym nic nadzwyczajnego. W końcu, po odmeldowaniu się Kyuubiego władze Liścia nie miały już powodu dla dalszego chronienia swoich mieszkańców. Tylko, czy ciągłe uznawanie Lisiego Demona za potencjalne zagrożenie było dobrym pomysłem? W ocenie blondyna, jedynego i chyba najważniejszego przyjaciela Dziewięcioogoniastego, nie specjalnie. Ale chłopak był wyjątkiem, co wszystkim już pokazał i nie zamierzał się więcej z tym ukrywać. Podejrzewał, że Kurama nie tak szybko przyzwyczai się do takiej… otwartości przed, można rzec, obcymi, ale jeśli tylko zostanie o to poproszony, to pewnie pójdzie na kompromis. Po niezmierzonym czasie zadumy, Naruto zwrócił wzrok na stojącego obok samuraja.
- Jogensha… czy możesz zostawić mnie samego? – Poprosił.
Wojownik w odpowiedzi odwzajemnił posłane mu spojrzenie, skłonił się nisko i bez słowa oddalił znikając w ciemności. Blondyn został sam. Tak, jak tego zapragnął i zaraz to wykorzystał. Nie zwlekając dłużej przeskoczył nad uliczką na dach sąsiedniego domostwa i nie zatrzymał się. Biegł dalej, skakał dalej. Z dachu na dach z dala od wścibskich spojrzeń, które chciałyby wiedzieć, co robi i dokąd zmierza. A zmierzał ku centrum wioski. Tam, gdzie powinien zjawić się już dawno temu. Gdzie czekała go jeszcze jedna rozmowa. Jeszcze jedna batalia psychologiczna.
* * *
Po kilku minutach Jinchuuriki dotarł na miejsce. Znalazł właściwe drzwi opatrzone odpowiednią tabliczką, przeczesał włosy dłonią, wziął kilka głębszych oddechów i w końcu zapukał. Choć była już naprawdę późna pora, to i tak w biurze przywódczyni wioski wciąż ktoś był. Swoją obecnością pokazywał, że czeka na coś lub kogoś. I blondyn dobrze wiedział, na kogo. Nie był głupi. Był za to maksymalnie przygotowany na to, co miało się wkrótce wydarzyć… A będzie to coś taka wielkiego, że nawet nie potrafił sobie teraz tego wyobrazić. Po niespełna minucie zza dębowych drzwi dobiegła go mocna, nieco poirytowana komenda pozwalająca na wejście. Nie zwlekając więcej, Uzumaki nacisnął na klamkę i z pełną powagi miną pewnie wkroczył do środka.
- NARUTO!!!
Wrzasnęła Tsunade, gdy tylko go zobaczyła. Kobieta aż wstała z zajmowanego miejsca za masywnym biurkiem, ale na tym poprzestała. Nie podeszła do niego, ani nie zrobiła niczego, co by świadczyło o jej zdenerwowaniu. Nawet go nie zaatakowała, co miała w swoim zwyczaju. Dwudziestolatek tym czasem stanął w progu wciąż trzymając ręką za klamkę i przez chwilę rozważał opcję wycofania się, lecz postanowił inaczej.
- Hokage-sama, musimy porozmawiać.
Odezwał się i ostatecznie wszedł do biura zamykając drzwi za sobą. Następnie nie bacząc na reakcję medyczki, prędko zawiązał serię kilkunastu pieczęci i przywołał oddział Upiornych Weteranów, którzy zajęli strategiczne pozycje dookoła i wewnątrz budynku Administracyjnego. Dwóch znalazło się przed wejściem głównym, pięciu obstawiło dach i jeszcze kilku parę innych, newralgicznych miejscach. Kolejnych dwóch stanęło na korytarzu pod wejściem do biura oraz ogólnie z siedmiu w obrębie murów budynku. Jeden natomiast, dwudziesty czwarty z wszystkich przyzwanych samurajów przyjął postawę na baczność tuż koło swojego generała wewnątrz biura. Wojownik stanął pod ścianą na prawo od wejścia i zastygł w bez ruchu czekając na nowe rozkazy.
Na dotąd poważnej twarzy Naruto ukazał się delikatny uśmiech. Ten malutki pokaz siły ponownie zdał egzamin. Furia, jaką na wejściu dostrzegł w oczach Hokage, teraz zaczęła znikać. Nie wiedział, co kobieta sobie o tym pomyślała, ale podejrzewał, że zapewne nic dobrego. Wszakże nikt bez powodu nie obstawia w ten sposób żadnego obiektu. A on miał powód. To się może wydać zabawne. Zrobił to, gdyż chciał mieć pewność, że żaden z jego przeciwników nie zakłóci nadciągającej konwersacji.
Tsunade tym czasem głośno przez usta wypuściła wstrzymywane powietrze i ciężko opadła na fotel coś sobie mamrocząc pod nosem. Z ponurym wyrazem twarzy rzuciła okiem na Upiornego Weterana i po chwili obserwacji rozluźniła napięte mięśnie policzkowe oraz brwiowe. Jednym słowem, złagodniała, choć i tak pozostała poważna na swym obliczu. Kiedy przeniosła piwne spojrzenie na blondyna, w jej oczach było można dostrzec stal. Po czasie, milczenia, który wydał się wiecznością, a trwał jedynie kilkanaście minut, medyczka wreszcie się odezwała.
- W rzeczy samej, młody człowieku. Musimy porozmawiać.
Jej głos był spokojny, opanowany, choć dało się z niego wyczytać poirytowanie oraz głębokie niezadowolenie. Ta końcówka naprawdę długiej nocy zapowiadała się bardzo, ale to bardzo interesująco… lecz, jak się wkrótce Naruto przekonał, wcale nie było tak ciekawie. Po tym, jak Hokage fuknęła, że muszą porozmawiać do końca nocy słowa już nie wydusiła. Z początku dłuższą chwilę patrzyła mu prosto w demoniczne oczy. Ani razu nie mrugnęła, jakby chciała sprawdzić, kto dłużej wytrzyma, aż tu nagle zerwała się z miejsca i podeszła do okna stając do blondyna plecami. I tak już zastygła. Z rękoma skrzyżowanymi na piersi, co jakiś czas ciężko wzdychała, jakby wciąż tylko się zastanawiała i nie wiedziała, od czego ma zacząć. I pewnie to było powodem jej dziwnego zachowania, a i sam Uzumaki nic więcej tej nocy nie powiedział.
- Czego milczysz!? – Warczał Kurama. – Dlaczego nic nie mówisz!?
- Ponieważ to by w niczym nie pomogło. Klamka już zapadła.
Ale czy aby na pewno była to prawda? Przyszedł przecież, by spokojnie porozmawiać, wyjaśnić to i owo. Wytłumaczyć lub spróbować obronić się. Ostatecznie dowiedzieć się, czy było się Zdrajcą czy Bohaterem, ale kiedy Tsunade nagle stanęła przy oknie, naraz wszystko zrozumiał. Trochę mu to zajęło, lecz w końcu zajarzył. Ta długaśna wymiana spojrzeń w zupełności wystarczyła. Wszystko tłumaczyła. Dlatego też, ku ogromnemu zaskoczeniu i wzburzeniu Kyuubiego, gdy uśpioną panoramę Ukrytego Liścia rozświetliły promienie wschodzącego słońca, Naruto zdjął opaskę shinobi Konoha i po chwili zwłoki położył ją na blacie biurka. Następnie odwrócił się na pięcie i nadal nic nie mówiąc, ani nie słysząc słów protestu wyszedł z biura, a zaraz potem z budynku administracyjnego uprzednio odwołując Weteranów strzegących bezpieczeństwa.
- To było… dziwne. – Skwitował Kurama. – To, co teraz robimy??
- Teraz, drogi przyjacielu, opuścimy wioskę.
Odparł dwudziestolatek tajemniczo się uśmiechając, czym wprowadził demona, o ile to w ogóle możliwe, w jeszcze większe zdziwienie i wzburzenie.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story ba Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Saya (jap.) – pochwa na miecz
[2] Amaterasu (jap.) – czarny ogień, który nigdy nie gaśnie
[3] Kami-sama (jap.) – Bóg
[4] Arigatō (jap.) – Dziękuję