Ile to już? Minęło 5 czy
6 miesięcy, jak wstawiłem na tym blogu notkę 239? Przyznaję, długo mi zeszło
napisanie kolejnej, 240 notki, ale w końcu udało się. Oto ona. W całej swej
okazałości. Uprzedzam jednak, ale styl mojego pisania mógł ulec nieznacznemu lub
przeciwnie, znacznemu pogorszeniu. Taka przynajmniej jest moja ocena. A jak wy
sądzicie? Mam nadzieję poznać odpowiedź na to pytanie czytając wasze
komentarze. Pozdrawiam i życzę miłej lektury. Enjoy!
<<< Chapter ukazał się 15 maja 2016
roku >>>
Naruto odprowadził wzrokiem
świeżo uleczonego shinobi, po czym przeniósł spojrzenie na Tsunade i zobaczył,
że ta się mu przyglądała z nieco wybałuszonymi oczami. Z początku jakoś mu to
nie przeszkadzało, ale teraz czuł lekkie skrępowanie i nie za bardzo wiedział,
jak powinien zwrócić kobiecie uwagę. Oczywiście mógłby warknąć, aby przestała
wlepiać w niego wzrok, jak sroka w gnat, ale z drugiej strony właściwie nie
wiedział, dlaczego tak się mu przyglądała. I właśnie ta niewiedza sprawiła, że
po chwili postanowił wybadać sprawę.
- Eee, Hokage-sama?
- Hę?
- Dlaczego tak mi się
przyglądasz?
W tym momencie Tsunade
zorientowała się, o co chodzi i na jej policzkach pojawił się rumieniec
zakłopotania. Szybko odwróciła wzrok, lecz nie do końca. Zaraz ponownie
zwróciła na niego swoje orzechowe spojrzenie jednocześnie splatając nadgarstki
na lędźwiach. Jej zachowanie było dziwne, co tylko potęgowało uczucie rosnącego
zniecierpliwienia u blondyna. A gdy wkrótce pula oczekiwania została wyczerpana
i chłopak miał już rzucić jakiś kąśliwy komentarz, medyczka w końcu puściła
parę z ust.
- Dziwię się, gdyż chodzi mi o
twoje oczy, Naruto.
- Tak? A co z nimi? – Spytał,
nie wiedząc czy ma się dziwić czy nie. Przecież wszyscy dobrze wiedzieli, jak
jego oczy wyglądały, nie…?
- Znowu są błękitne. –
Dokończyła Tsunade.
- Doprawdy? Ciekawe…
- Hehehe… A to ci niespodzianka! – Włączył się Kurama. – Kto by pomyślał, że to jutsu może mieć
taki wpływ na twój organizm, Młody.
- Co masz na myśli?
- A to, że wchłonięty przez ciebie nadmiar mojej chakry został
zrównoważony.
- Aha. Dziękuję Ci, Kurama…
- Kurama? – W głosie stojącej
obok blondyny dało się słyszeć zdziwienie. – Kto to? Czy to…?
I nie dokończyła, bo Uzumaki natychmiast
rzucił jej tak srogie spojrzenie, że aż zachłysnęła się powietrzem. Wnet
zrozumiała, że dalsze dociekanie, o kim była mowa, mogło źle się dla niej
skończyć. Tylko czemu czuła strach? Tego nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że
Naruto coś przed nią ukrywał. I nie była tym stanem rzeczy specjalnie
zachwycona, lecz postanowiła zaczekać z zadawaniem kolejnych pytań.
Blondyn tym czasem, gdy
znudziło mu się zabijanie wzrokiem, bez słowa wyminął medyczkę i podszedł do
kolejnego pacjenta. Rzecz jasna Tsunade nie odstępowała go na krok, lecz się
nie wtrącała. Jedynie z wymalowaną na twarzy ciekawością przyglądała się jego
poczynaniom. I tak, jak poprzednim razem dotknięty przez blondyna shinobi po
chwili otworzył oczy i jakby nigdy nic, wstał i się oddalił. Piąta obejrzała
się za ninja Liścia z zamyślonym wyrazem twarzy, a gdy ponownie spojrzała na
Uzumakiego, ten już na to czekał. Ich spojrzenia się spotkały i Hokage nie
wytrzymała. Pierwsza się odezwała. Choć obiecała sobie tego nie robić, zadała
cisnące się na usta pytanie.
- Wyjaśnisz mi wreszcie, jak ty
to robisz?
- To proste, Hokage-sama. –
Dwudziestolatek uśmiechnął się tajemniczo. – Korzystam tu z chakry
zapieczętowanego we mnie demona i podsuniętego przez ciebie jutsu.
- Jakiego jutsu? – Dopytywała
się w dalszym ciągu niewiele rozumiejąc.
- Ściślej mówiąc, to nie jest
zwykłe jutsu… tylko kinjutsu.
- CO TAKIEGO!? – Wybuchła nagle
kobieta tłumioną wściekłością czym zwróciła na siebie liczne zdziwione i
przestraszone spojrzenia, lecz nic sobie z nich nie robiła. – Jakim prawem…!
- A takim, że gdyby nie moja
pomoc, to ci ludzie dawno by już wyzionęli ducha, bo Hokage nie raczyła kiwnąć
palcem, gdy jej potrzebowali.
Naruto stał niewzruszony nagłą
zmianą zachowania swej rozmówczyni. Co więcej, swoją postawą, czynami i słowem
pokazywał jasno, że niczego się nie bał. Tsunade tym czasem połknęła chyba
żabę, gdyż milczała zaskoczona wypowiedzią chłopaka. Z jednej strony czuła się
urażona jego słowami, ale z drugiej miał sporo racji. W końcu musiała to
przyznać. Kiedy Shizune walczyła tu o życiu jej podwładnych, ona siedziała w
swoim biurze i w ogóle nie kwapiła się do udzielenia pomocy. Gorzej. Miała
wszystko w głębokim poważaniu… jedynie skupiona na rozmyślaniu o postępowaniu
Uzumakiego. Nie wiedziała już, co ma myśleć o zdjęciu pieczęci Yondaime przez
blondyna. Czy pogodzić się z prawdą, czy próbować wmówić sobie, że to wszystko
nie działo się naprawdę? Że może było jedynie koszmarnym snem, z którego
wkrótce się wybudzi…? Ale, jak na złość, wcale się nie wybudzała. Bo nie miała
z czego. To się działo naprawdę i nic nie mogła z tym zrobić. Zresztą, nawet
gdyby mogła, to już nie było czego naprawiać. Pieczęć Czwartego nie istniała…
Naruto obserwował jak
poczerwieniała twarz jego rozmówczyni powoli wracała do swojego normalnego
wyglądu i dalej, przekształcała się w poważne zamyślenie. Próby zwrócenia na
siebie uwagi Tsunade spełzły na niczym i wkrótce uznał, że chyba da sobie spokój.
Patrzył w milczeniu na stojącą przed nim kobietę i zastanawiał się, jak do niej
dotrzeć, gdy nagle przypomniał sobie, że chciał jej przecież coś pokazać. –
Naruto dyskretnie rozejrzał się w koło. – Do tego, co zamierzał zrobić,
potrzebował jednak więcej miejsca, a w chwili obecnej na swobodę ruchów liczyć
raczej nie mógł. A było to spowodowane nadmiarem ludzi wewnątrz szpitala. A
konkretniej, to w auli, w której akurat wszyscy się znajdowali. Musiał coś z
tym zrobić i z tą właśnie myślą szybko odsunął się od Tsunade, i zaraz jeszcze
szybciej zawiązał kilka pieczęci, po czym kucnął i przystawił rękę do podłogi.
Na posadzce momentalnie zarysowały się znaki wiążące i w odległości trzech
metrów od niego zmaterializowało się dziesięciu Upiornych Weteranów. Na ich
widok w tłumie gapiów rozległ się pomruk przerażenia.
- Twoje rozkazy, Rikushō-sama?
– Odezwał się jeden z samurajów.
- Panowie, pora tu nieco
posprzątać.
Uzumaki uśmiechnął się
diabolicznie i zawiesił błękitne spojrzenie na ludziach, a wezwani wojownicy
przeszli do wykonywania rozkazu. Ku ogromnemu zdziwieniu i jeszcze większemu
przerażeniu, Weterani stanęli w równym rządku w poprzek pomieszczenia i naraz
obnażyli klingi swoich mieczy. Tłum gwałtownie cofnął się o krok do tyłu. Wnet
Tsunade oprzytomniała. Chciała się wtrącić, jakoś zareagować, lecz Naruto jej
na to nie pozwolił. Zagrodził jej drogę, a gdy się do niej odwrócił poczuła,
jak zimny dreszcz przechodzi jej po plecach. Jego oczy na powrót były krwiście
czerwone o wąskich pionowych źrenicach, a od całej postaci bił ten sam chłód,
który czuła wcześniej. W pierwszej chwili język ugrzązł jej w gardle, ale zaraz
przemogła wzbierającą bezsilność i przybrała na twarzy srogi wyraz. Tsunade
chciała w ten sposób pokazać, że się go nie bała, a tym bardziej, że miała
jeszcze coś do powiedzenia. Lecz nim się odezwała jej uwagę przykuł krzyk w
oddalającym się tłumie. W licznych spojrzeniach widziała błagania i nieme
prośby o pomoc, ale nic z tym nie zrobiła. Niezmiennie stała przy Uzumakim i z
bezsilną złością obserwowała śmiałe poczynania wezwanych Upiornych Weteranów.
Po kilku minutach wrzaski i prośby ucichły, a w szpitalnej auli na powrót
zalęgła się narkotyczna cisza. Naruto w tym momencie odsunął się do tyłu i
głośno odetchnął, co na powrót zwróciło na niego wzrok medyczki. Kobieta, choć
wewnętrznie wrzała z wzbierającej w niej wściekłości, na zewnątrz pozostawała
spokojna i opanowana. Z jednej strony nie chciała prowokować blondyna do
kolejnej kłótni, z drugiej zaś była niezmiernie ciekawa, co za chwilę się
stanie.
- Co teraz, Uzumaki Naruto? – W
końcu się odezwała ważąc każde wypowiadane słowo. – Co dalej? – Kobieta
podparła się pod boki stając w lekkim rozkroku.
- Teraz, Hokage-sama,
cierpliwie zaczekamy na przybycie Uchiha Itachiego.
- Co? A po co tu jeszcze Itachi
Uchiha??
- Wciąż słyszę tylko pytania i
pytania. – Naruto kwaśno się uśmiechnął, lecz zaraz na powrót przybrał poważną
maskę. – Co jeszcze muszę zrobić, byś przestała zadawać kolejne pytania?
Zresztą… nie ważne. Kiedy Itachi przybędzie… wtedy może Hokage przestanie
zadawać głupie pytania.
* * *
Wchodząc do pomieszczenia
zaraz stanął w progu, gdyż w środku już czekała na niego cała widownia. Oprócz
Itachiego leżącego na stole operacyjnym stojącym po środku sali, dookoła stało
jeszcze kilka osób. Po lewej zgromadzili się Tsunade, Shizune, o dziwo Sakura
oraz kilku naczelnych lekarzy szpitala i ze dwie pielęgniarki, po prawej zaś
stali Jiraiya, Kakashi, Iruka, Inoichi, Choza oraz Shikaku. Kiedy o tym
wcześniej myślał, to nigdy nawet nie przypuszczał, że ten zabieg będzie budził
tak wielkie zainteresowanie. Zwłaszcza, że Hokage mu słowa nie powiedziała, że
wezwie przywódców i przedstawicieli niemal wszystkich klanów Konoha. Ale z
drugiej strony, to nie było w tym nic dziwnego. W końcu miał użyć kinjutsu,
które jeszcze nigdy przez nikogo nie było używane. Raz próbowała skorzystać z
niego obecnie urzędująca Hokage, lecz marnie na tym wyszła niemal tracąc życie.
Tsunade wówczas nie mogła uwierzyć i nie chciała przyjąć do wiadomości, że
tylko jinchuuriki Kyuubi no Kitsune może bez obaw o swoje życie z niego
korzystać. No, ale każdy uczy się na własnych błędach, nie?
- To miał być kameralny zabieg. – Uzumaki
właśnie jęknął w duszy powoli podchodząc do bacznie obserwującego go starszego
z braci Uchiha, po czym zatrzymał się tuż nad jego prawym ramieniem, które miał
zrekonstruować. – A będzie… cyrk!
- Nie martw się. Będzie dobrze. –
Pocieszył go Kurama i szeroko się wyszczerzył. – Po za tym, jestem pewien, że im szczęki opadną. Zwłaszcza, gdy się
dowiedzą, że rozmawiają nie z tym, z kim mieli nadzieję rozmawiać. Ha! Ha! Ha!
- Taaa… To będzie zabawne. – Chłopak
zaśmiał się w duszy po raz ostatni i zamilkł pozwalając, aby lis przejął
całkowitą kontrolę nad jego ciałem oraz odruchami. Nie martwił się, że demon
mógłby teraz zaraz wykorzystać okazje, aby się uwolnić i znów cieszyć się
nieograniczoną niczym wolnością, gdyż to była przeszłość. Naruto i Kurama
dzielili duszę tego pierwszego w zgodzie, i bardzo silnej przyjaźni. Blondyn
nieznacznie uśmiechnął się do Itachiego i w tym momencie jego oczy zmieniły
swój naturalny kolor na czerwony, źrenice się zwęziły, blizny na policzkach
uwydatniły, kły wydłużyły, a włosy nieco nastroszyły. Nikt się słowem nie
odezwał. Wszyscy bez wyjątku obserwowali w skupieniu chłopaka, którego po
chwili spowiła gęsta powłoka z chakry Dziewięcioogoniastego, z tyłu zaś na
początek pojawiło się pięć pierwszych ogonów. W tłum gapiów momentalnie wstąpił
głęboki niepokój i zwątpienie.
- Naruto? – Odezwała
się Sakura zaniepokojonym tonem. – Wszystko gra?
Lecz ze strony
blondyna nie nadeszła żadna odpowiedź. Zupełnie jakby w ogóle jej nie usłyszał
i nie było w tym nic dziwnego, gdyż ten całą swoją uwagę skupiał na poprawnym
wykonaniu pieczęci. Kontrolowanie przepływu i uwalniania chakry demona
potrzebnej do zabiegu również nie należało do prostych zadań. Wszyscy właśnie takie
wytłumaczenie sobie podali, wymieniając miedzy sobą spojrzenia, gdy po
niespełna czterech minutach odczuwalna ilość energii w powietrzu gwałtownie się
zwiększyła. Dowód tego chwilę potem dało ukazanie się kolejnych czterech
ogonów, co już w zupełności wszystkich przeraziło.
- Naruto! – Tym razem
odezwała się Tsunade.
- Naruto chwilowo
nie ma wśród nas. – Odezwał się Kurama odrobinę niższym głosem od
naturalnej tonacji głosu Uzumakiego, co u wszystkich zebranych wywołało
zdumienie połączone z gwałtownym wciągnięciem powietrza przez ściśnięte usta
oraz niekontrolowane omdlenie jednej z pielęgniarek. Nic nierobiący sobie z
tego blondyn po chwili znów się odezwał: – Młody wróci do was po zabiegu, a
teraz proszę o ciszę. Muszę się skupić.
Nikt nie śmiał się więcej
odezwać. Oniemiali z wrażenia jedynie przyglądali się procesowi odtwarzania
urwanej kończyny jednocześnie, co jakiś czas przenosząc wzrok na maksymalnie
skupionego… demona w ludzkiej skórze. Z jednej strony byli spokojni i niczego
po sobie nie pokazywali, lecz w głębi duszy każdy z osobna miał własne
wątpliwości, co do ryzykownego zagrania Uzumakiego. W końcu, jaką mieli
gwarancję, że Kyuubi no Kitsune nie wykorzysta sytuacji by się uwolnić? No
właśnie. Problem w tym, że nie posiadali takiego zapewnienia i równocześnie
nikt z tu obecnych nie wiedział, na jakim poziomie były relacje Naruto z
zamkniętym w nim demonem.
W czasie, jak się nad
tym zastanawiali, blondyn po kilkudziesięciu minutach trwania w niezmienionej
pozie z dłońmi złączonymi pod brodą w znak Tygrysa zmienił ją przenosząc ręce
nad miejsce, gdzie powinno znaleźć się rekonstruowane ramię. Unosząca się tam
zwolna chakra demona nagle dostała jakiegoś kopa, gdyż błyskawicznie zwiększyła
swoją gęstość i po chwili rozbłysła oślepiającym blaskiem. Zdumieni
obserwatorzy aż musieli się cofnąć i zakryć oczy, by nie stracić wzroku i wtem
usłyszeli rozdzierający ciszę wrzask leżącego na stole bruneta. Mężczyzna wił
się i wiercił z odczuwalnego bólu, jaki towarzyszył mu od początku zabiegu,
lecz ten dopiero teraz stał się nie do wytrzymania.
- Leż spokojnie,
albo wszystkich nas pozabijasz! – Warknął Kurama poważnym, lekko
zdenerwowanym tonem, co od razu podziałało. Uchiha się uspokoił, choć
nieprzerwanie trząsł się na całym ciele. Było po nim widać, jakich katuszy
doznawał i jak walczył, starał się by… być spokojnym. Przez oślepiający blask
przedziwnej techniki nikt po za jinchuuriki nie widział, jak odrastała urwana
kość ramienna, łokciowa i promieniowa oraz kości nadgarstka, śródręcza i
palców. Sekundę potem pojawiły się mięśnie, więzadła, żyły i naczynia krwi oraz
kanaliki przepływu chakry, i punkty tenketsu, co po chwili błyskawicznie
przykryła tkanka mięsista. Szczerze powiedziawszy, nawet sam Kurama był
zdumiony tym, co właśnie oglądał. Itachi chyba w końcu nie wytrzymał i
zwyczajnie zemdlał, ponieważ już nie było słychać jego postękiwania i
burczącego mamrotania przekleństw różnej maści, i struktury. Gdy po niespełna
dziesięciu minutach całe ramię pokryła skóra, lis zwolna zaczął cofać swoją
chakrę. Oślepiający blask jak gwałtownie się pojawił, tak też nagle zgasł,
demoniczna powłoka się rozproszyła, a wybałuszonym oczom zgromadzonych ukazało
się w pełni odbudowane ramię starszego z braci Uchiha.
- Zabieg
rekonstrukcji został ukończony pomyślnie. – Oznajmi Kurama wciąż władający
ciałem Uzumakiego. Demon rozejrzał się w koło zatrzymując spojrzenie na
Tsunade. Potem zaś na różowowłosej, której posłał jeden z firmowych uśmieszków
blondyna, po czym nim ktokolwiek zdołał jakkolwiek zareagować złożył przed sobą
dłonie w kilka pieczęci i zniknął w pomarańczowym płomieniu żywego ognia.
* * *
Pojawiwszy się
sekundę potem w salonie domu Uzumakiego, lisi demon nie od razu zwrócił ciało
jego prawowitemu właścicielowi. Zamiast tego przeszedł do przedpokoju i stanął
przed lustrem, gdzie dokładnie przyjrzał się swojemu odbiciu. Gdy się tak sobie
przyglądał, miał nieodpartą ochotę wykorzystać okazję i zabawić się kosztem
reputacji blondyna, poudawać człowieka jeszcze przez chwilę. Ale z drugiej
strony czuł, że to byłoby nie fair wobec chłopaka, który jako pierwszy się z
nim zaprzyjaźnił. Obdarzył go tak szeroko pojętym szacunkiem i zaufaniem, a
tego Kurama nie chciał za żadne skarby świata naruszyć. Dlatego też zaraz
westchnął przeciągle, ostatni raz uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i
wrócił do salonu, gdzie spoczął na kanapie. Następne wycofał się w głąb duszy
blondyna zwracając prawowitemu właścicielowi kontrolę nad ciałem i umysłem.
Naruto z początku nie
wiedział, gdzie jest i co właściwie się stało, ale po chwili wszystko sobie
przypomniał, a rozejrzawszy się uświadomił sobie, że był w swoim domu. Choć z
drugiej strony… tak po prawdzie, to już nie był jego dom. Może kiedyś tak, ale
teraz… W głębi duszy czuł, że jego „dom” był gdzie indziej. Zapewne wielu by
się z tym nie zgodziło i pewnie będą próbowali go od tego odwieść, ale on już
postanowił i zdania zmieniać nie zamierza. Dług został spłacony, więc nic już
go tu nie trzymało. Ale czy aby na pewno? Uzumaki zastanowił się chwilę. Tak.
Nie miał tu przecież przyjaciół, a jeśli nawet… to ich nie pamiętał. Rodziny
też tu nie miał, więc…
- To, co teraz robimy? – Rozmyślania chłopaka przerwał głos
przyjaciela.
- Pytasz o teraz zaraz czy o…?
- A jak sądzisz? – Burknął Kurama. Kiedy chłopak nie
odpowiedział, lisi demon warknął przeciągle. – Kusō! Znowu mnie ignorujesz?!
- Nie. – Jinchuuriki nie
spodobał się ton Dziewięcioogoniastego, ale postanowił nie wdawać się w kolejną
bezsensowną kłótnię, która i tak prowadziła donikąd. – Nie ignoruję Cię, tylko
zastanawiam się nad naszym kolejnym posunięciem.
- No dobra… – Kyuubi westchnął głęboko. – I co tam wymyśliłeś?
- Że… skoro Itachi Uchiha już
mnie nie potrzebuje, czas najwyższy na opuszczenie tej zatęchłej dziury!
Jak zostało powiedziane,
Uzumaki naraz wstał z kanapy i skierował swe kroki do wyjścia, lecz gdy tylko
wyszedł z pokoju gościnnego do przedpokoju, drzwi wejściowe otworzyły się i do
środka wdarł się chłodny podmuch. Czując go na swoich rozgrzanych policzkach,
blondyn dostrzegł drobną sylwetkę różowowłosej medyczki. Jej twarz wyrażała
głęboką powagę, choć w zielonych oczach krył się… strach? Złość? A może jedno i
drugie? Właściwie, to nie potrafił tego rozstrzygnąć. Z jednej strony nie
spodziewał się tak szybko jej zobaczyć, drugiej zaś to było do przewidzenia, że
dziewczyna prędzej czy później tu przyjdzie. W końcu, jakby na to nie patrzeć,
mieszkała tu. W tym domu. Jego domu…
- Naruto…
Powietrze przeciął cichy szept,
a w chwili następnej blondyn poczuł jak medyczka się do niego przytula. Objęła go w okolicy przepony, a głowę oparła
o jego tors. Kiedy do niego podeszła… nie wiedział. Zrobiła to tak nagle, że
nawet nie zdołał tego dostrzec. A tym bardziej właściwie do sytuacji się
zachować. Stał więc z ramionami spuszczonymi wzdłuż ciała i biernie czekał na
rozwój tego spotkania, kunoichi zaś również nic więcej nie zrobiła. Zdawała się
spać, lecz było to jedynie złudzenie.
- No czego sterczysz, jak kołek!? – Krzyknął Kurama. – Odwzajemnij uścisk albo ją odepchnij!
TO BE
CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its
characters belong to Masashi Kishimoto