piątek, 19 stycznia 2018

105. Droga powrotna

Mam nadzieję, że poprzednia notka się wam podobała, tak wiec teraz przedstawiam wam ciąg dalszy tej pokręconej historii. Pozdrawiam i zapraszam na odcinek 105…



<<< Odcinek ukazał się 7 lutego 2009 roku >>>



Gdy wreszcie zapłaciłem gospodarzowi za wynajęty pokój, razem z moją „uczennicą” ruszyliśmy po jeszcze jedną część ubrania, której wolałem sam już nie kupować.
- No moja droga, to teraz jeszcze tylko potrzebne jest ci nowe obuwie.
Powiedziałem jednocześnie spoglądając na poważnie zniszczone i już lekko za małe japonki widniejące na jej gołych stopach.
- Jakie buty?
- Do twojego stroju zapewne najlepsze były by nowe japonki, lecz zważywszy na to że przed nami jest jeszcze daleka droga, to kupimy ci obuwie shinobi.
- Dziękuję. – Inaba uśmiechnęła się serdecznie, po czym chwyciła mnie za rękę. Z początku lekko się zdziwiłem, lecz zaraz mi przeszło i poczułem że chyba jestem dla niej kimś ważnym. Może to lekka przesada, bo ona ma dopiero 7 lat, ale sadząc po miejscu w którym ją znalazłem, to ona tak właśnie może o mnie myśleć.
„Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale odkąd przeczytałem kilka ksiąg i zwojów na temat szkolenia młodych adeptów Akademii Ninja, to coraz częściej zdarza mi się filozofować. Może spowodowane jest to moim wiekiem i doświadczeniem, a może głęboką chęcią zostania czyimś mentorem? Nie wiem, ale jedno jest pewne… jeśli kiedyś otrzymam stopień Sensei, to będę lepszy od Kakashiego i Jiraiyi razem wziętych.” – Pomyślałem idąc z Miyoko w kierunku najbliższego sklepu obuwniczego. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce i blondynka zaraz wybrała sobie odpowiednie dal siebie buty. Wygodne, koloru niebieskiego i znacznie bezpieczniejsze od japonek. Zadowoleni z zakupów, jeszcze tylko uzupełniliśmy zapas wody przy miejskim źródełku wody pitnej i opuściwszy miasteczko, ruszyliśmy w dalszą podróż.
- Do Konoha-Gakure pozostało nam dwa dni drogi. – Odezwałem się po wspólnym przebyciu kilku kilometrów.
- Hai. – Krzyknęła Miyoko.
* * *
Tym czasem w szpitalu w Konoha. W jednej z licznych sal na dwóch łóżkach postawionych obok siebie w odległości 4 metrów, leżą i wypoczywają shinobi biorący udział w schwytaniu Sasuke Uchiha.
- Kakashi, jak sądzisz… czy Naruto wypełni powierzone mu zadanie?? – Spytał Mori, jednocześnie siadając na swoim łóżku i spoglądając w stronę drugiego łóżka, na którym po chwili dostrzegł ruch.
- Sądzę, że tak. – Odparł białowłosy nie odrywając wzroku od sufitu.
- Tak też myślałem.
- Chociaż z drugiej strony… – Jounina odetchnął głębszym chłystem powietrza. – …z tego co pamiętam, Naruto został wysłany na misję rangi S+. Więcej, minęły już 4 dni odkąd wyruszył i jak dotąd nie było żadnych wieści.
- Tego rodzaju misje zwykle mają bilet tylko w jedną stronę. – Shibaru sprostował z żalem i wyraźnym smutkiem w głosie.
Po chwili głuchej ciszy jaka momentalnie zapadła po miedzy rozmawiającymi, nagle otworzyły się białe drzwi i do pomieszczenia weszły dwie kunoichi. Jedna czarnowłosa, druga różowo włosa.
- Shizune? Sakura? – Zdziwił się Mori.
- Konnichi-wa. – Odparły chórem z szerokimi uśmiechami. Czarnooka zaraz podeszła do łóżka bruneta, a zielonooka do łóżka szarowłosego. Jounin spojrzawszy na swoją byłą uczennicę, widząc jej zamyślony wyraz twarzy, począł się jej przyglądać z zaciekawieniem i czekać na to co powie. Haruno natomiast, widząc wpatrzone w siebie spojrzenie Hatake, momentalnie oblała się purpurowym rumieńce, lecz nie dała tego po sobie poznać. Zbliżywszy się do jego łóżka, zaraz pochwyciła kartę zdrowia wiszącą przy ograniczniku nóg i poczęła coś w niej sprawdzać.
- Jak się dziś czujesz sensei? – Spytała po chwili namysłu.
- Dobrze, choć miejsce niedawnej rany wciąż nie pozwala mi o sobie zapomnieć.
- Dlatego dziś jeszcze sensei nie pozwolę ci stąd wyjść.
Dziewczyna spojrzała na szarowłosego i uśmiechnęła się zadziornie. Lustrzany shinobi widząc jej uśmieszek lekko się zdziwił, lecz nie dał tego po sobie poznać.
- Sakura?
- Hmm? – Mruknęła kunoichi.
- Co Tsunade-sama zrobiła ze złapanym Sasuke?
Zielonooka momentalnie oderwała wzrok od lekarskiej karty i zdziwiona zadanym pytaniem, wlepiła go w jounina. Po chwili ciszy jaka między nimi zapadła, mimika twarzy dziewczyny mgnieniu oka zgorzkniała.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć! – Odparła chłodno. – Gardzę tym śmieciem i nie obchodzi mnie co się z nim stało!
Kakashi słysząc lodowaty ton różowowłosej w pierwszej chwili wystraszył i zawiesił spojrzenie na jej osobie. Przyglądając się jej w milczeniu, po chwili przypomniał sobie co jest powodem takiego zachowania Sakury wobec młodszego z braci, nieistniejącego klanu Uchiha. Zielonooka spojrzawszy raz jeszcze na swojego byłego senseia, zaraz z niewiadomych przyczyn, grobowa mimika jej twarzy gdzieś się ulotniła, a w jej miejsce wszedł serdeczny uśmiech.
- Kakashi-sensei, zdrowiej szybko i do zobaczenia wkrótce.
Kunoichi skierowała się w stronę drzwi, by po chwili zniknąć za nimi. Gdy drzwi się zatrzasnęły, do łóżka Hatake podeszła asystentka Hokage.
- Nieprzytomnego Sasuke szybko przeniesiono do twierdzy na wyspie i aby uniemożliwić mu ucieczkę, zablokowano przepływ chakry w jego ciele. – Wyjaśniła, uśmiechnęła się i powróciła do łóżka bruneta. Dziewczyna uśmiechając się do niego serdecznie, pochwyciła jego dłoń i odrobinę się nachylając, delikatnie przyłożyła ją do swojego rozgrzanego policzka. Chłopak obserwując każdy jej nawet najmniejszy ruch, poczuł jak powoli zaczyna mu się robić coraz goręcej.
- Czy to co wtedy powiedziałeś to prawda??
Shibaru w pierwszej chwili nic jej nie odpowiedział, gdyż akurat sięgnął pamięcią do dnia poprzedniego. Przypomniawszy sobie co się wtedy wydarzyło, zaraz serdecznie się uśmiechnął.
- Tak.
Shizune wyprostowawszy się… poczuła, że strasznie się rumieni i na chwilę schowała twarz w dłoniach. Po chwili poczuła chłodny dotyk po zewnętrznej stronie swych dłoni, a gdy odsłoniła twarz momentalnie została pocałowana prosto w usta. Dziewczyna odruchowo chciała odepchnąć go od ciebie, lecz ten ją przytrzymał i nie zaprzestał całowania. Gdy po paru minutach Mori skończył wykonywania tego jakże przyjemnego zabiegu, spojrzał czarnowłosej głęboko w oczy.
- Kocham cię całym sercem i nic na to nie poradzisz. – Uśmiechnął się do niej zadziornie.
- Ale ja nie chcę nic z tym robić, bo też cię kocham. – Odparła i tym razem to ona go pocałowała, napierając jednocześnie na niego. Ponieważ brunet klęczy na łóżku, to pod naciskiem ciała asystentki Hokage, przewrócił się na łóżko, pociągając dziewczynę za sobą.
* * *
Powoli zbliża się już wieczór, gdyż promienie słońca zmalały na swej intensywności. Dotychczas błękitne niebo powoli zaczyna już szarzeć, no i rosa zaczęła pojawiać się na roślinach.
- Naruto-sensei jestem już zmęczona. Czy możemy zrobić przystanek? – Nagle odezwała się Miyoko, a jej głos zabrzmiał jakbyśmy znali się od lat.
- Dobrze. Krótka przerwa nam nie zaszkodzi. – Odparłem uśmiechnąwszy się do niej, po czym oboje zeskoczyliśmy na ziemię. Jeszcze kawałek spacerku i po chwili zatrzymaliśmy pod jednym z drzew, jakich wiele w tej okolicy. Usiadłszy na ziemie, założyłem zaraz ręce za głową i zamknąłem na chwilę oczy. Po około 20 minutach wytchnienia nagle poczułem niesamowity żar na twarzy, a gdy otworzyłem oczy momentalnie doznał szoku. Zobaczyłem Inabę spowitą jakimiś niebieskimi płomieniami. Jej oczy są zamknięte, postawę klęczącą a ręce rozłożone, jakby miała ja przywiązane do gałęzi drzewa. Gwałtownie się podniosłem, lecz bijący od niej żar nie pozwolił mi się do niej zbliżyć. Nagle ta aura nasiliła się co zaowocowało nagłym, oślepiającym błyskiem i potężną eksplozją, która odrzuciła mnie do tyłu na dość sporą odległość. Lekko oszołomiony zaraz uderzyłem plecami o coś bardzo twardego, co chyba skruszyło się, gdyż zaryłem głową w błotnistej ziemi. Otrząsnąwszy się z tego bajora i szoku, zaraz poczułem głowie głuchy oddźwięk eksplozji, po którym nastąpił silny gwizd.
- AAA, MOJE USZY!! – Krzyknąłem, ukrywając uszy w dłoniach. Po kilku minutach klęczenia w takiej pozycji z głowa przy samej ziemi, nagle poczułem chłodny dotyk na swoich dłoniach. Gdy się podniosłem do pozycji klęczącej, ponownie na mojej twarzy w ciągu kilku minut pojawiło się zaskoczenie. Zobaczyłem Miyoko stojącą nade mną i coś mówiącą, lecz nic nie mogę usłyszeć. Głucha cisza spowiła moją osobę, co szczerze musze powiedzieć, że wystraszyło mnie to nie na żarty.
„Cholera!! Straciłem słuch!!” – Krzyknąłem w myślach, wpadając jednocześnie w lekką histerię.
- Spokojnie Naruto to minie. – Odezwał się Kyuubi.
„Oby!!”
- To naturalna reakcja organizmu na nagły, bardzo wysoki dźwięk.
„Tak?! To czemu nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, choć tyle razy brałem już udział w podobnych eksplozjach?!” – Spytałem lekko roztrzęsiony.
- Przykro mi, ale na to pytanie nie potrafię ci odpowiedzieć.
„No właśnie…”
Urwałem bo Miyoko nagle położyła mi swoje ręce na moich uszach, a w chwilę potem usłyszałem świergot wystraszonych ptaków, szelest liści powiewających na wietrze i pytający głos Inaby.
- Naruto-sensei, daijoubu??*
- T-tak. – Uśmiechnąłem się nie znacznie, jednocześnie nic z tego nie rozumiejąc. Dziewczynka odwzajemniwszy mój uśmiech, zaraz pomogła mi się podnieść z błotnistej kałuży. Przyjrzawszy się jej dokładnie, zobaczyłem że na jej ubraniu nie widać ani śladu po eksplozji, tak samo na jej rękach i twarzyczce. Bez słowa oboje skierowaliśmy się w stronę naszego postoju, a grypo chwili spacerku tam dotarliśmy, dostrzegłem równy okrąg nienaruszonej trawy o średnicy około 1,5 metra, a po za nim rozszerzający się okrąg doszczętnie wypalonej ściółki o średnicy około 6 metrów. Moje zdumienie jeszcze bardziej urosło gdy zobaczyłem nadpalone lub całkowicie spalone, olbrzymie drzewa jakie porastają kraj Ognia.
„Co to było?!” – Spytałem w myślach, jednocześnie spoglądając na Inabę. – „Cokolwiek to było, teraz już wiem… że ona nie jest zwyczajnym dzieckiem i od teraz musze bardziej na nią uważać.”
Moje stwierdzenia tak mnie zdziwiło, że się nawet uwydatniło na mojej twarzy w postaci szeroko otwartych oczu i ust, co Miyoko doskonale zauważyła i po chwili odezwała się.
- Co tu się stało?
Jej pytanie trochę mnie zdziwiło. Czyżby ona nie pamiętała co się przed kilkoma minutami wydarzyło? Być może, choć jest jeszcze wiele pytań, które domagają się odpowiedzi.
- Miyoko, naprawdę nie wiesz?
Dziewczynka popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie.
- Hmmm. W takim razie ruszajmy w dalszą drogę.
- Hai. – Inaba bez słowa sprzeciwu kiwnęła głową, po czym oboje wskoczyliśmy na pobliskie drzewo znikając w jego konarze.
„Jak wrócimy, natychmiast będę musiał porozmawiać o tym z Hokage.” – Pomyślałem spoglądając co jakiś czas na swoją podopieczną.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





*Wszystko dobrze??

104. Moje życie, to ciągłe niespodzianki

Dziś zaliczyłem egzamin z Historii Polski na 5, wiec nastrój mam na maksymalnym poziomie^^. A co za tym idzie, to wcześniejsza publikacja kolejnego posta! Pozdrawiam i zapraszam na 104 odcinek mojej opowieści ^^.
P.S. – Licznik wejść niedawno przekroczył liczbę 200 000, co dla mnie jest czymś niesłychanym. Szczerze powiem, gdy zaczynałem pisać nie sądziłem, że moje wypociny zainteresują taką liczbę ludzi ^^!!



<<< Odcinek ukazał się 4 lutego 2009 roku >>>



Oberwanie chmury, trwające już dobrych kilka godzin doszczętnie utopiło cały krajobraz w licznych, gigantycznych kałużach błotnych.
- Rany, co za okropny widok. – Skrzywiła się Yamanaka.
- To prawda. – Odparł Nara. Chłopak po chwili ponownie otworzył usta, aby coś powiedzieć lecz nie było mu to dane, bo głos zabrał jego sensei.
- Drużyno! – Sarutobi wyprostował się. – Wracamy do wioski!
- Co?? – Zdziwiła się Ino.
- Dlaczego?? – Dodał Choji, próbując za wszelką cenę osuszyć chipsy, choć nie wychodzi mu to najlepiej, bo z nieba wciąż leci ulewny deszcz.
- Nie czas na wyjaśnienia. Musimy jak najszybciej złożyć raport naszej Hokage! – Powiedział tajemniczo Asuma i ruszył w drogę powrotną do kraju Ognia. Jego podopieczni nie za bardzo rozumiejąc o co może chodzić, po chwili namysłu również w skoczyli na drzewa i podążyli w ślad za nim.
* * *
Kończąc opowiadanie Itachiemu wszystkiego tego, co ostatnio wydarzyło się w mojej wiosce, w jego oczach dostrzegłem dziwnie iskierki… chyba iskierki nadziei.
- Jak widzisz Uchiha, mimo iż już wykonałem to niby samobójcze zadanie, teraz wracam do wioski kompletnie nie wiedząc jak tam się mają sprawy.
- Widzę że mamy wiele wspólnego Naruto.
- Jak to? – Zdziwiłem się.
- Chodzi mi oto, że ja wymordowałem swój klan i uciekłem z wioski, stając się missing-ninem, a ty… cóż, z głupoty twojego przyjaciela praktycznie zostałeś skazany na śmierć.
- To prawda. – Odparłem z wyraźnym smutkiem w głosie, a po moim policzku spłynęła kolejna samotna, gorzka łza. Po chwili zapadała między nami martwa cisza. Patrząc sobie głęboko w oczy, obaj przyglądając się sobie uważnie, zaraz nieznacznie się do siebie uśmiechnęliśmy. Itachi, mówiąc że ma zamiar odpokutować swoje grzechy popełnione wobec nieistniejącego już klanu Uchiha, w pierwszej chwili wydał mi się śmiertelnie podejrzany, ale teraz już wiem że on mówił prawdę.
- Dobra Naruto, czas na zakończenie tego niecodziennego spotkania. – Mężczyzna już miał wstawać ze swojego miejsca, gdy nagle chwyciłem go za ramię.
- Czekaj. A co zamierzasz uczynić ze swoim członkostwem w Akatsuki?
- Powiem ci o tym, przy naszym następnym spotkaniu.
- Dobrze. To już cię nie zatrzymuję.
- Na razie… przyjacielu. – Odparł Uchiha z dziwnym uśmieszkiem, po czym wstał i podszedł do swojego kompana cały czas dokładnie nas obserwującego. Przez chwilę jeszcze obaj tam postali, by po chwili w milczeniu opuścić gospodę, znikając w błysku kolejnego pioruna. Gdy członkowie Akatsuki wreszcie sobie poszli, nagle spojrzenia wszystkich ludzi znajdujących się w tym pomieszczeniu, zostały skierowane w moją stronę a wszelkie szmery ustały i zapadła grobowa cisza. Rozumiejąc ich dziwne zachowanie, jakoś się tym zbytnio nie przejąłem, bo jeśli ktoś chciałby mnie teraz zaatakować… to może być pewny przegranej. Jakby na to nie patrzeć, to poziom moich umiejętności może być porównywalny z umiejętnościami Kakashiego. Choć co do tego zagadnienia, to ja nie mam co się wypowiadać… bo tak na prawdę sam nie potrafię ocenić swych umiejętności bojowych. Nie zważając na irytujące spojrzenia zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi zaraz spojrzałem na barmana, a gdy ten do mnie powoli podszedł…
- Przepraszam.
- Tak?
- Czemu wszyscy się tak na mnie gapią?! – Spytałem tonem dającym do zrozumienia, że mi się to nie podoba. Mężczyzna w pierwszej chwili nic mi nie odpowiedział, lecz gdy do niego wstałem i chwyciłem go za frak, od razu język mu się rozwiązał.
- Proszę nie robić mi krzywdy!
- No to gadaj, o co chodzi! – Warknąłem.
- B-bo to z powodu tych dwóch osobników, z którymi przed chwilą rozmawiałeś.
Spojrzawszy na gapiących się na mnie ludzi, po chwili puściłem barmana, zapłaciłem mu za jedzenie i z grobowym wyrazem twarzy oddaliłem się w stronę swojego pokoju. Pokonawszy drewniane schody, już miałem wejść do pokoju, gdy nagle sobie przypomniałem że nie jestem sam. Delikatnie nacisnąwszy klamkę popchnąłem drzwi i po cichutku wszedłem do środka. W półmroku panującym wewnątrz, powoli podszedłem do swojego łóżka, zdjąłem katanę z pleców i położyłem się na łóżku.
„I kto by pomyślał, spotka mnie dziś coś takiego. Z jednej strony zostałem przez tą małą nazwany sensei’em, a z drugiej strony jeszcze to niespodziewane spotkanie z Itachim Uchiha. Ech… moje życie, to ciągłe niespodzianki.” – Pomyślałem i po chwili zasnąłem.
Następnego dnia, gdy się obudziłem i otworzyłem oczy, pierwsze co zrobiłem to spojrzałem za okno. Ku mojej uciesze, już nie pada a na niebie nie widać ani jednej chmurki.
„Idealn pogoda aby w końcu ruszyć w dalszą drogę do domu.” – Pomyślałem i spojrzałem zaraz na Miyoko śpiącą na sąsiednim łóżku. Dziewczynka, przytulona do puchowej poduszki i nakryta wełnianym kocem, oddycha równomiernie i spokojnie. Nie wiem czy to świadomość wolności spowodowały, że Inaba przemogła się i teraz coraz częściej się do mnie odzywa, czy może coś innego. Patrząc na nią w milczeniu, po chwili po cichutku wstałem, założyłem katanę na plecy i wyszedłem z pokoju. Jest chyba jeszcze bardzo wcześnie, bo gdy zszedłem do baru nikogo tam nie zastałem. Nawet drzwi wejściowe są nadal zamknięte. Wróciwszy po skrzypiących schodach prosto do pokoju, zaraz minąłem łóżko Miyoko i podszedłem do okna. Otworzywszy je do połowy, po cichu wyszedłem na zewnątrz i przy użyciu chakry skumulowanej w stopach, zszedłem po ścianie na dół. Idąc pustymi uliczkami tego granicznego miasteczka po kilku minutach spacerku dotarłem do czegoś przypominającego rynek, rozciągający się u wejścia do jakiejś świątyni. Tak jak to miało miejsce w wiosce Bez Nazwy i tu przed wejściem stoi dwóch strażników, bacznie mi się przyglądających. Gdy pokonałem kamienne schody i do nich podszedłem, momentalnie droga została mi zastąpiona…
- Wejście tylko dla mieszkańców!
Powiedział jeden z nich, a drugi tylko mu przytaknął. Są oni ubrani podobnie do tamtych strażników, z tą różnicą, że ci ubrani są w szaty koloru kremowego, związane w pasie grubym sznurem. Na głowach maja szerokie kaptury, wiec dostrzeżenie wyrazu ich twarzy jest raczej niemożliwe. Nie chcąc wdawać się tu w żadną bójkę, po chwili stania naprzeciw nich spokojnie oddaliłem się ku centralnemu punktowi rynku. Zwiedziwszy jeszcze kawałek tego ciekawego miejsca, w końcu postanowiłem załatwić pewną sprawę, jak to wczoraj nazwałem. Czując w płucach powiew świerzego powietrza, a na czuprynie pierwsze promienie wschodzącego słońca, nagle do moich uszu doleciał dźwięk otwieranych okiennic jednego pomniejszych sklepików. Odwróciwszy się w tamtym kierunku po chwili dostrzegłem łysego mężczyznę z lekkim mięśniem piwnym, zwisającym z pod obcisłej koszuli. Gdy mężczyzna mnie zauważył, jedynie serdecznie się uśmiechnął, po czym nic nie mówiąc, machnięciem ręki zaprosił mnie do środka. Po paru minutach wyszedłem do kupca z kilkoma torbami zakupów, jakie już od dawna miałem zamiar zrobić. Powróciwszy szybko do gospody w której nocowałem z Miyoko, zaraz wszedłem do pokoju przez uchylone okno. Położywszy torby na swoim łóżku, zaraz usiadłem obok nich i począłem przyglądać się mojej, nadal śpiącej, towarzyszce.
„Czemu nazwałaś mnie swoim sensei??” – Spytałem w myślach. – „Co było tego powodem? Przecież znamy się dopiero dwa dni, więc dlaczego??”
Godzinę później, gdy już zaczynałem tracić nadzieję, a na zegarze zaczęła dochodzić godzina dziesiąta rano, dziewczynka nagle się obudziła i lekko uchyliła zaspane powieki. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się już do światła, spojrzała w moim kierunku i już tak zastygła.
- Dzień dobry. – Uśmiechnąłem się serdecznie.
- Dzień dobry.
Odparła krótko i niepewnie, po czym usiadła na łóżku. Po chwili przyglądania mi się z zaciekawieniem, jej wzrok spoczął na niewielkiej paczuszce leżącej obok mnie.
- To dla ciebie. – Powiedziałem, jednocześnie podając jej zawiniątko.
- Co to takiego?? – Spytała zaciekawiona.
- Mały prezent.
Inaba spojrzała na mnie zdziwiona, po czym szybko rozwiązała uszy torebki i zajrzała do jej wnętrza. Po chwili wyciągnęła z niej nowiusieńkie, jasno brązowe kimono z wyhaftowanymi na nim kwiatami koloru jasnego beżu. Dziewczynka przyjrzała się ubraniu z niemałym pożądaniem w oczach, po czym na powrót spojrzała na mnie. Ponownie się do niej uśmiechnąłem i ku mojej uciesze, ona również obdarowała mnie serdecznym uśmiechem.
- Dziękuję sensei.
I znowu, gdy wypowiedziała tą końcówkę poczułem dreszczyk emocji przelatujący przez całą długość moich pleców.
- Cieszę się Miyoko, że ci się podoba to kimono… lecz nie wiem czy jest w dobrym rozmiarze, gdyż szczerze mówiąc kupowałem je na czuja.
Dziewczynka wyprostowała zaraz ramiona i w świetle promieni słońca jeszcze raz obejrzała otrzymane okrycie.
- Myślę, że będzie dobre. – Odparła, po czym wstała z łóżka i spojrzała na mnie wyczekująco. Z początku nie wiedząc o co może jej chodzić, zaraz sobie uświadomiłem, że ona chce sie przebrać. Tak wiec z głupawym uśmieszkiem udałem się w stronę drzwi.
- To ja zaczekam na korytarzu.
Dodałem i zaraz zniknąłem za drzwiami. Po wyjściu na korytarz, po chwili stania pod ścianą zostałem wyminięty przez kilku innych mieszkańców tej gospody, którzy z dziwnymi wyrazami twarzy przeszli obok mnie i skierowali się w stronę schodów.
„Kurczę. Coś mi się wydaje, że chyba nie jestem tu zbyt mile widziany.” – Pomyślałem i lekko przymknąłem powieki. Zaraz wszystko poczerniało, a ja znalazłem się w zalanym wodą korytarzu z ledwo święcącymi się lampami, wiszącymi na ścianach. Idąc przez chwile przed siebie, po chwili dotarłem do gigantycznej, stalowej bramy z uszkodzoną karteczką pieczętującą.
„Witaj Kyuubi!” – Krzyknąłem w czarną pustkę rozpościerająca się za kratą.
- Naruto? Co cię do mnie sprowadza?
„Kilka spraw. Jedną z nich jest problem uszkodzonej pieczęci zamykającej twoją potęgę w moim ciele.”
- Tak?
„Widzisz, zastanawiam się jak ją naprawić?”
- Cóż Naruto. Za bardzo nie wiem jak ci pomóc, gdyż mam ograniczone pole manewru. Lecz jest jedno wyjście które znam, a które mogło by ci pomóc.
„Jakie jest to wyjście?”
- Porozmawiaj z medycznym żołnierzem twojej Upiornej Armii.
„Chyba żartujesz! Miałbym powierzyć im swoje życie?!”
- Jeśli nie ma innego wyjścia? – Demon odparł pytaniem na pytanie. – Poza tym nic nie ryzykujesz, bo przecież raz już ci uratowali życie, nie?
„To prawda, raz już uratowali mi życie i chyba drugi raz mógłbym im zaufać.”
Skończywszy rozmowę z moim odwiecznym towarzyszem i pomocnikiem w trudnych chwilach, powróciłem do świata rzeczywistego. Momentalnie poczułem szarpanie za moje ubranie, a gdy otworzyłem oczy okazało się, że to Miyoko mną targa.
- Naruto-sensei, to kimono jest świetne! Dziękuję! – Krzyknęła.
- Tylko spokojnie. – Powstrzymałem ją od rzucenia mi się na szyję. – Choć jeszcze na chwilę do pokoju, mam do ciebie kilka pytań.
- Hai!
Gdy na powrót weszliśmy do pokoju, zaraz oboje zajęliśmy miejsca na łóżka naprzeciwko siebie.
- Miyoko, powiedz proszę z jakiej jesteś wioski?
Dziewczynka popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie rozumiem.
- Dobrze, może zapytam wprost… z jakiej wioski cię porwano?
- Hmmm… – Blondynka popadła w chwilową zadumę. – Jedyne co pamiętam to swój pokój. Było to duże pomieszczenie z biurkiem pod ścianą i wielkim łóżkiem stojącym na środku. Pamiętam też, że były tam dwa okna… jedno wychodzące chyba na ulicę, a drugie do ogrodu, dużego ogrodu. – Wyjaśniła.
- Dobrze, to teraz inne pytanie. Czy wiesz dokąd zmierzamy?
Inaba pokręciła głowa przecząco, jednocześnie patrząc na mnie pytająco.
- Zabieram cię do swojej rodzinnej wioski… do Konoha-Gakure.
- Dobrze. I tak nie wiem z jakiej jestem wioski, więc teraz jest mi wszystko jedno gdzie zamieszkam, byle tylko być blisko ciebie Naruto-sensei!
Jej słowa, szczerze powiedziawszy, mile mnie zaskoczyły. Jak na siedmiolatkę, to ona jest bardzo wygadana i zdecydowana. Tylko jedno mnie zastanawia… czemu tak jej zależy na moim towarzystwie. Przecież jestem Jinchuriki, siejącym strach i przerażenie w sercach mieszkańców wszystkich wiosek, choć ona jeszcze o tym nie wie.
- To teraz Miyoko, powiedz czemu nazywasz mnie swoim sensei’em?? Przecież nigdy niczego cię nie uczyłem.
- Ale będziesz uczył, prawda? Proszę! – Dziewczynka zrobiła do mnie piękne oczy.
- Oczywiście. – Odparłem po chwili namysłu. „Coś mi się wydaje, że to dopiero początek naszej wspólnej przyjaźni.” – Pomyślałem i szeroko się uśmiechnąłem.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





I co powiecie na taki rozwój wydarzeń? I kto by pomyślał, że Naruto zgodzi się na prośbę Miyoko? – P.S. zakładam że niektóre dialogi wydały się wam strasznie sztywne i drętwe, ale nic na to nie poradzę… czasem już tak mam, nie potrafię ich odpowiednio sformułować >.< – Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

103. Wyznanie Itachiego

Jak widać, przez ostatnie kilka dni mam dobrą passę i dałem dwie nowe notki. No ale teraz chyba zakończy się wszystko na tym odcinku i na następny będzie trzeba poczekać kolejne 2 tygodnie >.< - Tak wiem, jest to dla was trudne do zniesienia, ale moja sesja jeszcze się nie skończyła.
Pozdrawiam i zapraszam na 103 post mojego opowiadania ^^.



<<< Odcinek ukazał się 31 stycznia 2009 roku >>>



Gdy drzwi zatrzasnęły się za mną z charakterystycznym jęknięciem lekko zardzewiałych zawiasów, po chwili odczekania poszedłem długim korytarzem w kierunku schodów, prowadzących do baru i recepcji jednocześnie. Po zejściu na dół, zaraz zająłem miejsce przy stoliku stojącym po lewej stronie od schodów zamówiłem sobie coś do jedzenia. Kilka minut później otrzymałem miskę jakiejś zupy. Trochę żałując że nie jest to ramen, nie ociągając sie zbytnio w szybkim tempie ją pochłonąłem. Gdy odstawiłem miskę na bok, w tym momencie za oknem gospody rozszalała się burza, a z walnięciem pioruna w drzwiach stanęło dwóch mężczyzn w znajomych mi strojach. Na zewnątrz, silnie wiejący wiatr poruszył ich czarnymi płaszczami i niewielkimi dzwonkami uczepionymi do słomianych kapeluszy, zakrywających ich twarze. Gdy osobnicy ci zrobili pierwszy krok w głąb pomieszczenia, nie ruszając się z miejsca jednocześnie przygotowałem się na ewentualną walkę. Co mnie zaciekawiło, to że prawie za każdym razem, jak jestem poza wioską, to napotykam na swojej drodze jakiegoś członka Akatsuki. Ci dwaj, to chyba moi starzy znajomi, gdyż jeden z nich ma na plechach uczepiony ogromny miecz owinięty bandażami. Drugi takim razie musi być starszym bratem mojego przyjaciela Sasuke. Udając że wybieram kolejne danie z karty, powstrzymałem się od ponownego spojrzenia na nich, gdyż mogłoby to się skończyć złapaniem mnie w jakieś genjutsu. Mężczyźni w czarnych płaczach po chwili podeszli do barmana, który… jak zauważyłem kątem oka …trzęsie się jak osika. Nic dziwnego, kto w tych stronach nie bałby się tej dwójki? Chyba nikt. Choć z drugiej strony pewnie znalazłoby się kilku śmiałków do stawienia im oporu. Jednym z nich, na pewno byłbym ja, ale zważywszy na to, że w pokoju na piętrze jest Miyoko, jakoś nie mam zamiaru równać tego budynku z ziemią. Akatsuki, wciąż nie ukazując nikomu swoich twarzy i nie zdradzając powodów tej niespodziewanej wizyty, po chwili podeszli do mojego stolika.
- Czy możemy się przysiąść?
Usłyszałem spokojny ton głosu jednego z braci Uchiha. Nic mu nie odpowiedziawszy, jedynie nieznacznie spojrzałem w górę. Widząc na sobie złociste spojrzenie Kisame, wyłaniające sie spod jego kapelusza… nie wiem czemu, ale przeszedł mi podlecach dziwny dreszcz. Spojrzawszy zaraz na drugiego z oprychów, ku mojemu zaskoczeniu nadal nie wyczułem działania żadnego genjutsu. Mężczyźni po chwili stania w milczeniu, zaraz zajęli miejsca na ławce po drugiej stronie niewielkiego stołu.
- Czego tu szukacie?!!
Syknąłem dając im wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem zadowolony z ich towarzystwa.
- Jeszcze tego nie wiesz! Ciebie oczywiście!
Usłyszałem w odpowiedzi. Słowa te wypowiedział missing-nin o rekiniej skórze, który najwyraźniej rwie się do walki ze mną.
- Kisame siedź cicho! Nie przybyliśmy tu aby walczyć, tylko aby porozmawiać.
Tym razem odezwał się Itachi. Szczerze powiem jego wypowiedź wielce mnie zaskoczyła, bo niby o czym oni chcą zemną rozmawiać? To zupełnie coś nowego. Czyżby ich szef zmienił swoje plany co do schwytania mnie, po przez ostrą walkę na śmierć i życie? Nic z tego teraz nie rozumiem, lecz moja czujność przez to nie osłabła. Wciąż gotowy na walkę z którymkolwiek z nich, ponownie puściłem im groźne spojrzenia. Nie wiedząc żadnej reakcji na twarzy Itachiego ponownie począłem zastanawiać się nad celem ich chęci „rozmowy” ze mną.
- Naruto. Jak pewnie wiesz, celem naszej organizacji zawsze było schwytanie wszystkich Jinchuriki i wyciagnięcie z nich demonów. W posiadaniu naszej organizacji jest już siedem bijuu, tak wiec pozostałymi Jinchuriki jesteście ty i Sabaku no Gaara.
- I co z tego?! – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- To że Pein, gdy wysyłał nas na tą misję, wyraźnie dał nam do zrozumienia, że mamy nie wracać bez choćby jednego z was. Tak wiec, gdy w czasie zmierzania w stronę Suna-Gakure straciliśmy jednego z nas… – Mężczyzna przerwał na chwilę, gdyż wyczytał zamyślenie z błękitnych oczu blondyna. – …tak Naruto, to właśnie ty go wysłałeś na tamten świat i szczerze powiem, cieszy mnie to, gdyż już nie mogłem znieść jego niesubordynacji. Widząc jak tego dokonałeś, od razu pomyślałem sobie… że chyba czas na małe zmiany w naszej organizacji.
- Co masz na myśli?
Spytałem już nieco łagodniejszym tonem. Uchiha zaraz zamrugał, po czym rzucił krótkie spojrzenie swojemu towarzyszowi.
- Kisame przyjacielu, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych?
- Dobrze. – Mężczyzna z gigantycznym mieczem na plechach po chwili wstał ze swojego miejsca i podszedł spokojnie do baru, gdzie zobaczyłem ze barman drżąca ręką podał mu coś do picia. Gdy ponownie spojrzałem na swojego niecodziennego rozmówcę, momentalnie dostrzegłem na jego twarzy chytry uśmieszek. Szczerze przyznam, że wielce mnie to zaskoczyło gdyż jeszcze nigdy nie widziałem u tego gościa, takiego wyrazu twarzy.
- Naruto, skoro zostaliśmy już sami, to chyba mogę ci powiedzieć o co mi chodzi.
- Dawaj.
- Mam zamiar odejść z Akatsuki. Widzisz, już dawno się nad tym zastanawiałem i dopiero gdy zobaczyłem w jaki sposób pokonałeś Deidarę, to się wreszcie zdecydowałem.
Jego słowa kompletnie mnie zaskoczyły. Niby po co on miałby to robić? Może to jakiś podstęp albo coś innego? Nie wiem, naprawdę nie wiem jak mam się zachować. Czy go wyśmiać czy może wybadać o co tak naprawdę może mu chodzić.
- Dlaczego mi to mówisz? Co ja mam z tym wspólnego?
- Ponieważ jesteś jedyną osobą, której mógłbym zaufać… a poza tym, jest jeszcze coś.
- Co takiego?
- Widzisz, gdy mordowałem członków swojego klanu, to nie byłem sobą. – Mężczyzna wyraźnie sposępniał. Jego głos przycichł jeszcze bardziej, a po policzku spłynęła mu samotna łza, co bez trudu dostrzegłem.
- Nie rozumiem.
- Tak, prawda jest bardzo przygnębiająca. Gdy dokonywałem tego niewybaczalnego czynu, to byłem pod wpływem, wtedy jeszcze nieznanej mi techniki manipulacji, o czym dowiedziałem się dopiero przed rokiem. Wtedy właśnie genjutsu to chyba przestało działać, bo nagle chwilowo straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, następnego dnia wieczorem Kisame w zwykłej rozmowie, pod wpływem znaczącej ilości sake, wyjawił mi całą prawdę o mnie. A zostałem zmanipulowany przez Peina, przywódcę naszej organizacji. – Gdy brunet skończył, momentalnie zapadła między nami grobowa cisza. Jedynie w głębi pomieszczenia słychać nieznaczny gwar kilku innych klientów, którzy chyba teraz rozmawiają ciszej, bo są tu członkowie tej okropnej organizacji Akatsuki.
- So ka. A wiec mam rozumieć, że jest ci przykro z powodu tego co zrobiłeś wbrew swojej woli??
- Dokładnie i teraz chcę to wszystko naprawić.
- Dobra… świetnie. Tylko czemu nie pójdziesz z tym do naszej Hokage, tylko ze mną o tym rozmawiasz??
- Bo nie wiem komu mogę tam ufać.
- To zupełnie jak ja. – Odparłem z kroplą łzy w oku. Mój rozmówca momentalnie zamilkł, po czym puścił mi zdziwione spojrzenie. Patrząc na rozłożone przede mną menu jedynie powróciłem myślami do dnia, gdy dowiedziałem się o zamiarach usunięcia mnie z wioski. Niby to zadanie na które wysłała mnie Tsunade miało mnie zabić… ale tak się nie stało i teraz mimo, iż nie znam zdania moich przyjaciół o mnie, wracam do domu z nowym, potencjalnym mieszkańcem naszej wioski.
- Naruto?
- Widzisz Itachi, nim wyruszyłem na swoją pierwszą misję rangi „S+”, z której teraz wracam, to… – I opowiedziałem mu wszystko to, co się wydarzyło pod czas mojej feralnej walki z Lee. To jak pod wpływem działania chakry demona we mnie zapieczętowane zrównałem z ziemią połowę wioski i jak zraniłem Sakurę, która potem chyba się ode mnie odwróciła. Właśnie, jestem bardzo ciekaw co teraz porabia Sakura-chan? Czy nadal mam u niej jakiekolwiek szanse? Czy może nasze wzajemne uczucie, to już głęboka przeszłość? Nie wiem, ale jedno jest pewne… gdy wrócę, mimo iż mnie tam nie chcą, to uczynię wszelkie starania aby nigdy więcej coś takiego się tam nie wydarzyło.
* * *
Tym czasem, w tą okropna wieczorną pogodę, jaka ogarnęła cały kraj Trawy i Herbaty, w tym drugim z drzewa na drzewo skaczą członkowie oddziału pościgowego.
- Cholera! Jestem cały przemoczony! – Krzyknął Shikamaru poważnie zirytowany siarczystym deszczem.
- Nie ty jeden. – Odparła mu Ino, po czym powróciła do swojej zadumy nad dziwnym listem.
„…kim jest ten przyjaciel? Dlaczego tak stwierdził? Czy on aż tak dobrze nas zna, a my go wcale?” – Dziewczyna zadając sobie tych kilka pytań, na sama myśl o słowach zapisanych w liście, poczęła nieznacznie rumienić się.
- Shikamaru, ty jesteś mokry a mi zamokły wszystkie chrupki. – Dodał Choji wyraźnie smutny z tego powodu, co u jego przyjaciół wywołało nie lada śmiech.
Jedynie ich sensei nic nie powiedział. Jounin kompletnie nie zważając na ulewny deszcz, równo sunie przed siebie jak jakiś taran i nawet co jakiś czas przyśpiesza kroku. Trojka przyjaciół nie za bardzo wiedząc co może gnębić ich mentora, stara się jak najlepiej dotrzymywać mu kroku, choć czasem bywa to dla nich bardzo trudne. W końcu po 3 godzinach takiego ciągłego skakania, Sarutobi zeskoczył na ziemię i dalej pobiegł w las, znikając na chwilę wszystkim z oczu.
- Asuma-sensei! Zaczekaj na nas!! – Krzyknęła Yamanaka wykonując podobny manewr, a w ślad za nią podążyli jej towarzysze. Shikamaru i Choji goniąc Ino, poczęli co jakiś czas spoglądać na siebie zupełnie jakby chcieli coś uzgodnić, gdy nagle blondynka biegnąca przed nimi, gwałtownie się zatrzymała. Dzięki temu, że ściółka w lesie zamieniał się w jedno wielkie błocko, shinobi nie zdołali wyhamować i z pełnym impetem wpadli na kunoichi.
- Ej! Złaście ze mnie! – Krzyknęła dziewczyna.
- Dobrze, już dobrze… rany ale to zadanie jest upierdliwe. – Skomentował Nara.
- Shikamaru, Ino… patrzcie.
Powiedział Akimichi, po czym wskazał ręką przed siebie. Troje przyjaciół patrzyło teraz na swojego mentora, która stojąc przez chwilę w kompletnym osłupieniu zaraz bez słowa wyjaśnienia padł na kolana. W tym momencie Ino szybko zerwała się na równe nogi i nie bacząc na gigantyczne kałuże, podbiegła do mężczyzny. Nim zdołała go dotknąć i spytać czy wszystko w porządku, kątem oka dostrzegła widok zrujnowanej polany z gruzami jakiegoś zamku i dwoma tysiącami zmasakrowanych ciał bez głów, tonących w setkach litrów krwi. Po chwili podbiegli do niej pozostali członkowie teamu 10.
- Czy to jest to, o czym myślę? – Spytał Nara.
- A o czym myślisz Shikamaru? – Odparł Choji pytaniem na pytanie.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





I tym akcentem chciałbym zakończyć ten odcinek, którego dalszy ciąg poznamy w następnej notce ^^ za dwa tygodnie. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania…

102. Jak mnie nazwałaś?!?

Witam wszystkich serdecznie, po tak długim przestoju w publikacjach na tym blogu. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś mnie odwiedza… no ale dość już tego bełkotu. Teraz czas na 102 odcinek mojej, hmmm… opowieści?? ^^



<<< Odcinek ukazał się 29 stycznia 2009 roku >>>



Skwierczące ognisko, zapach pieczonego mięsa i wszech ogarniająca ciemność. Wszystko to nie przeszkadza dwójce shinobi z teamu 10 wpatrywać się bezczelnie w zamaskowanego blondyna. Obaj przyjaciele, a najbardziej Shikamaru kalkulując w głowie to, co przed chwilą usłyszał, po chwili schował wyciągniętą broń i też usiadł na ziemi w odległości kilku metrów od błękitnookiego.
- Shik-kamaru? Co ty wyprawiasz? – Spytał Akimichi, odrobinę się jąkając.
- Nie widzisz Choji? Twój przyjaciel usiadł na ziemi. – Skomentowałem zgryźliwie jego słowa, na co on mnie zlustrował zdezorientowanymi oczami. Momentalnie zapadła miedzy nami grobowa cisza, a ja na chwile kompletnie zapomniałem o dziewczynce z granatowymi oczami, siedzącej dokładnie za moimi plecami pod drzewem. Odwróciwszy się do niej twarzą, jednocześnie serdecznie się uśmiechnąłem, po czym podałem jej bukłak z wodą. Dziewczynka, już znacznie odważniejsza, bez skrępowania czy strachu przyjęła ode mnie wodę, którą zaraz wypiła. Po chwili usłyszawszy nieznaczne „dziękuję”, na powrót zatkałem bukłak i schowałem go na swoje miejsce. Spojrzawszy na powrót na moich niespodziewanych „gości”, momentalnie dostrzegłem Chojiego bacznie mi się przyglądającego. Szczerze powiem jego mina nie za wiele mi mówi, ale sądzę że zachodzi teraz w głowę, skąd u diabła znam jego imię. Uśmiechnąwszy się chytrze do niego, czego on nie może zobaczyć, już się miałem odezwać, gdy nagle usłyszałem głos Nary…
- Pomyślmy… nie przedstawiliśmy się sobie, gdyż niebyło na to czasu. My nie znamy twojego imienia, ale za to, ty znasz nasze i jeszcze do tego znasz imiona pozostałej dwójki shinobi, jacy są w innym obozie kilkadziesiąt metrów stad. Wyglądasz bardzo znajomo, lecz ta maska na twojej twarzy bardzo utrudnia mi rozpoznanie cię. – Tu chłopak przerwał swój monolog, który wygłosił patrząc prosto przed siebie, by po chwili spojrzeć na mnie i dokończyć swoje słowa. – Więc kim jesteś? I skąd nas znasz?
- Cóż, zważywszy na to czym się zajmuję, moje imię powinno pozostać wam obce… a to skąd was znam, to też jest owiane ścisłą tajemnicą. – Odparłem spokojnie, chociaż głęboko w duchu… mam z nich niezłe polewki. Oczywiście trochę się dziwię, dlaczego to tak długo trwa, to rozpoznawanie mnie i teraz sobie przypomniałem, że przecież nie mam opaski wioski na czole. Nim zaatakowałem Czarną Fortecę, by mnie nie rozpoznano, zdjąłem ją i schowałem do torby wiszącej na moim biodrze.
- Dlaczego?! – Nagle wtrącił się Akimichi.
- Jakby wam to powiedzieć. W mojej wiosce należę do ANBU, lecz jak widzicie nie mam na sobie ich kostiumu ani maski, gdyż straciłem wszystko w walce o to dziecko. – Odparłem, mówiąc im tyle ile powinni wiedzieć i spojrzałem na dziewczynkę. Ta wciąż mi się bacznie przyglądając, zaraz nie znacznie uśmiechnęła się do mnie, po czym wstała i minąwszy mnie… powoli podeszła do reszty przygotowanego jedzenia. Spojrzawszy na mnie, zupełnie jakby chciała się spytać czy może to zjeść, po chwili kiwnąłem głową na znak zgody. Dziecko momentalnie usiadło przy ogniu i w zaskakująco szybkim tempie, wszystko pochłonęła. Gdy dziewczynka pałaszowała całe mięso, kątem oka zobaczyłem jak Choji dokładnie ja obserwuję z dziwnym wyrazem twarzy… jakby miał się zaraz na nią rzucić i wyrwać jej jedzenie.
- Nawet o tym nie myśl! – Warknąłem na grubaska, który przestraszywszy się mojego tonu, momentalnie znalazł się przy Shikamaru.
- Mówisz, że w ANBU służysz? A jakiego kraju?
- Przykro mi, nie mogę już nic więcej wam o sobie powiedzieć.
- So ka. – W głosie Nary wyczułem nutkę zawodu. – Dobra. To może my już sobie pójdziemy, by ci więcej nie przeszkadzać. – Shikamaru dodał po chwili, po czym wstał i razem z Akimichim począł zbliżać się do linii drzew.
- Bez obaw i tak nie zmrużę oka. – Odparłem patrząc na dziewczynkę. Shinobi z Konohy spojrzeli na mnie lekko zaskoczeni, po czym nic więcej już nie mówiąc zniknęli w ciemnościach lasu. Idąc w pierwszej chwili w kompletnej ciszy, po niespełna 10 minutach Choji w końcu nie wytrzymał.
- Shikamaru i co teraz? – Spytał trochę nie pewny, czy jego przyjaciel zna odpowiedź.
- Teraz przyjacielu, spokojnie wrócimy do obozu i pójdziemy spać, a rano opowiemy wszystko Asumie-sensei. – Brunet ponownie popadł w zamyślenie, gdyż wciąż go nurtuje jedna myśl. – „Skąd ten ANBU nas zna i kim on jest?” – Chłopak widząc przed oczami jego niebieskie oczy i blond włosy, momentalnie dostrzegł podobieństwo z Uzumakim. Lecz ten blondyn ma na twarzy jeszcze materiałową maskę, która znacznie utrudnia rozpoznanie. Shinobi Konoha wkrótce powrócili do swojego obozu i by nikogo nie zbudzić, po cichutku weszli do swoich namiotów i poszli spać.
* * *
Kilka godzin później, gdy zza horyzontu poczęły wyłaniać się pierwsze promienie słońca, ze swojego namiotu wygramolił się Sarutobi. Przeciągnąwszy się jak niedźwiedź, który dopiero co obudził się z zimowego snu, zaraz sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął z niej papierosa. Usadowiwszy się na ziemi przy jednym z drzew, koło swojego namiotu, po chwili pociągnął żarzącego się papierosa. Delektując się smakiem tytoniu i toksyn smolistych… napływających do jego ust i płuc, jounin po chwili wypuścił cały dym na światło dzienne. Patrząc w górę na błękitne niebo rozpościerające się nad lasem kraju Herbaty, mężczyzna na chwilę zapomniał o bożym świecie i zagłębił się we własnych marzeniach. Po około 20 minutach, Asuma usłyszał nieznaczne pomruki dochodzące z namiotu Shikamaru i Ino, którzy razem w nim nocowali. Spojrzawszy w tamtym kierunku, po chwili dostrzegł kępkę brązowych włosów wyłaniających się z namiotu.
- Dzień dobry sensei. – Powiedział Nara przeciągając się.
- Dzień dobry. – Mężczyzna uśmiechnąwszy się do swojego ucznia, po chwili dostrzegł jakąś karteczkę przyczepioną shurikenem do drzewa, za plecami Nary. – Shikamaru? Co to za liścik?
- Jaki liścik?? – Zdziwił się chłopak na słowa swego mentora.
- Tan za twoimi plecami.
Chunin momentalnie odwrócił się za siebie, a gdy dostrzegł skrawek papieru na drzewie, ostrożnie do niego podszedł. Zatrzymawszy się około 2 metrów od celu, brunet momentalnie począł zastanawiać się, od kogo to i czy to nie pułapka. Obejrzawszy liścik z każdej możliwej strony, po chwili stwierdził że to nie jest karteczka wybuchowa i podszedł bliżej. Odczepiwszy shuriken od drzewa, Shikamaru pochwycił skrawek papieru w dłoń i zaczął czytać:
Przepraszam Shikamaru jeśli wczoraj was wystraszyłem, lecz na przyszłość musicie bardziej uważać kogo i jak szpiegujecie. Dziś o świcie odwiedziłem wasz obóz i bez obaw, tylko przez chwilę was poobserwowałem. Teraz jednak muszę już iść w dalszą drogę, ale mam do ciebie prośbę. Mianowicie przekaż proszę Ino, że ślicznie wygląda gdy śpi ^^.

Przyjaciel
Brunet skończywszy czytanie, dosłownie zastygł w jednej pozycji. Przeczytawszy jeszcze raz ostatnie zdanie tego dziwnego listu, Nara mimowolnie uśmiechnął się w duchu.
- I co Shikamaru, co tam jest napisane?
- Asuma-sensei, proszę… sam się przekonaj. – Chłopak zaraz podszedł do swego mentora i wręczył mu list. Jounin przeczytawszy tych kilka słów zawartych na papierze, po chwili zrobił wielkie oczy i rzucił Narze pytające spojrzenie.
- Kim jest ten „przyjaciel”??
- Nie mam pojęcia. – Chłopak zrobił minę kompletnie bezradnego w udzieleniu prawidłowej odpowiedzi.
- Rozumiem. To w takim razie, co się wczoraj takiego wydarzyło?
- Sarutobi-sensei, gdy ty i Ino poszliście wczoraj spać… – Chłopak podchodząc do swojego mentora coraz bliżej, począł streszczać wydarzenia z wieczoru poprzedniego dnia. Mężczyzna pociągając co jakiś czas dopalającego się już papierosa, nie przerwanie obserwuje swojego podopiecznego, dokładnie streszczającego wydarzenia jakich doznał z Akimichim.
„Z tego co słyszę, to Shikamaru i Choji spotkali wczoraj gościa niesamowicie podobnego do Naruto, choć w żaden sposób nie mogą tego teraz potwierdzić. Hmmm…” – Pomyślał Asuma, jednocześnie nie przestając słuchając opowieści bruneta.
* * *
Tym czasem, zamaskowany shinobi z mała dziewczynka na plecach mu siedzącą, w szybkim tempie kierując się w tylko sobie znanym kierunku, po kilku godzinach w końcu na horyzoncie dostrzegł bramę jakiegoś miasta. Zeskoczywszy na ziemię, blondyn zaraz się zatrzymał i pozwolił małej stanąć na własnych nogach. Usadowiwszy się pod jednym z drzew, chłopak po chwili wyciągnął z torby bukłak z wodą i pociągnął łyk chłodnej cieczy prosto z gwinta. Przyglądając się swymi błękitnymi oczami dziewczynce, siedzącej pod innym drzewem naprzeciwko niego, blondyn zaraz wystawił dłoń z butelką przed siebie. Dziecko bez wahania się, wzięło od niego napitek i również pociągnęła kilka łyków prosto chłodnego napoju.
- Jak masz na imię? – Spytałem otrzymawszy z powrotem butelkę z wodą.
W pierwszym momencie nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, a gdy na nią spojrzałem, momentalnie dostrzegłem wahanie w jej oczach.
- Jestem twoim przyjacielem. Możesz mi powiedzieć.
Gdy ponownie nie otrzymałem zadowalającej mnie odpowiedzi, po chwili straciłem jakąkolwiek nadzieję. Schowawszy bukłak wody na swoje miejsce, uparłem się o drzewo i spojrzałem na błękitne niebo rozpościerające się nad naszymi głowami.
- Na-nazywam się Miyoko Inaba. – Nagle usłyszałem to na co czekam już od dłuższego czasu i uśmiechnąwszy się pod nosem, jedynie nieznacznie westchnąłem.
- Bardzo ładnie. – Odparłem nie spuszczając wzroku z klucza ptaków akurat przelatujących nad lasem, w którym się zatrzymaliśmy.
- A jak się pan nazywa?
Szczerze powiem, że to pytanie na początku strasznie mnie zaskoczyło, lecz po chwili przypomniałem sobie, że ona również nic o mnie nie wie, po za tym co pewnie usłyszała z mojej rozmowy z Shikamaru. Spojrzawszy na nią, zaraz nieznacznie uśmiechnąłem się pod materiałowa maską.
- Jestem Naruto Uzumaki.
- Dziękuję za uratowanie. – Otrzymałem w odpowiedzi szeroki i jednocześnie bardzo serdeczny uśmiech.
Po dwóch godzinach drzemki i odpoczynku w promieniach już zachodzącego słońca, postanowiłem zakończyć ten postój i po chwili już stojąc na nogach... spojrzałem na jeszcze lekko drzemiąca Miyoko.
- Za około cztery godzin zacznie się ściemniać.
Dziewczyna obudziwszy się natychmiast, od razu puściła mi krótkie spojrzenie, po czym kiwnęła głową, na znak że zrozumiała. Zrobiwszy kilka kroków do przodu, klęknąłem na jednym kolanie i opuściłem ręce wzdłuż ciała.
- Jeśli nie chcemy spędzić kolejnej nocy pod gołym niebem, to musimy ruszać w dalsza drogę. – Powiedziałem jednocześnie rzuciwszy jej krótkie spojrzenie.
- Sama już mogę iść.
- Wiem, ale w ten sposób będzie szybciej i wygodniej dla nas obojga.
Po chwili czekania, w końcu poczułem, jak dziewczynka powoli wchodzi mi na plecy splątując ręce wokół mojej szyi. Podniósłszy się z ziemi, zaraz wskoczyłem na gałąź pobliskiego drzewa i ruszyłem w dalszą drogę, na której ku mojemu zaskoczeniu… od wyruszenia z gruzów Czarnej Fortecy, nie zostałem jeszcze ani razu zaatakowany. Po trzech godzinach żwawego skakania z drzewa na drzewo, w końcu dotarliśmy do jakiejś miejscowości, chyba leżącej na granicy z krajem Ognia. Postawiwszy Miyoko na ziemi, zaraz chwyciłem ją za rękę i wkroczyłem do miasta. Zważywszy na to, że jest już trochę ciemno, to nie ma zbyt wielu ludzi na uliczkach, ale wciąż wyczuwam na sobie liczne spojrzenia. Nie zawracając sobie tym zbytnio głowy, po zrobieniu kilku kroków, nie daleko bramy znalazłem jakąś gospodę gdzie wynająłem na jedną noc dwuosobowy pokój.
- Dzisiaj tu będziemy spali. – Powiedziałem, wchodząc do wynajętego pokoju. Rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu z jednym oknem, starą szafą stojącą pod ścianą i dwoma łóżkami, po chwili rzuciłem krótkie spojrzenie mojej towarzyszce.
- Miyoko. Proszę zostań tutaj, gdyż ja musze jeszcze załatwić kilka spraw.
Odwróciłem się do drzwi i już miałem wyjść, gdy nagle…
- Dobrze sensei. – Usłyszałem w odpowiedzi.
Błyskawicznie odwróciłem się do niej przodem i spojrzałem na nią zdziwiony.
- Jak mnie nazwałaś?!? – Spytałem.
Widząc szeroki uśmiech na jej ustach, momentalnie ogarnęło mnie bardzo dziwne, lecz jednocześnie przyjemne uczucie… gdyż kompletnie nie spodziewałem się czegoś takiego. Stojąc w osłupieniu przez kilka następnych minut, po chwili otrząsnąłem się z szoku jaki mną zawładną i odwzajemniwszy jej szeroki uśmiech, wyszedłem zadowolony z pomieszczenia.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Pewnie zastanawiacie się, czemu ten odcinek pojawił się akurat dziś. Już wyjaśniam. Mianowicie, dziś zaliczyłem psychologię na uczelni, co wcale nie było łatwym zadaniem i z tego właśnie powodu, mam dziś bardzo dobry nastrój. Tak wiec mam nadzieję, że notka się wam podobała ^^, a na pytanie kiedy pojawi się kolejny post, to od razu mówię, że nie wiem. Może będzie to 14 lutego, a może nawet jeszcze później >.< - Przykro mi, ale nadal mam sesję i moja wena poważnie z tego powodu się skurczyła. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^^.