niedziela, 30 grudnia 2018

250. Utrata kontroli, part I

UWAGA! Poniżej opublikowany został jedynie malutki fragment tworzonej od dłuższego czasu notki 250. Celem takiego zabiegu jest rezerwacja miejsca z datą publikacji na blogu, ale także pokazanie, że jeszcze tu zaglądam. Bez obaw, pełny obraz prezentowanej przeze mnie akcji ukaże się w tym samym miejscu gdy pisanie dobiegnie końca, a to niestety jeszcze potrwa…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Odbili się od ziemi jednocześnie i też równocześnie zadali cios. Raz za razem swymi atakami popychali przeciwnika w głąb zdemolowanego Dōjo, aż zatrzymali się w jego centralnej części. Kiedy on wyprowadzał cięcie z nad głowy, ona w tym czasie atakowała klatkę piersiową. I tak na przemian, lecz z mizernym skutkiem. Ich oponent każdą próbę uszkodzenia swojego ciała parował z dziecinną łatwością i ku zdumieniu Sakury oraz już mniejszym podziwie Naruto, robił wszystko przy użyciu jednej ręki. Drugą trzymał schowaną za plecami, jakby w cale nie była mu potrzebna lub, co bardziej prawdopodobne, w jakimś celu ją oszczędzał. Co to był za cel przekonali się, gdy nacierający blondyn otrzymał niespodziewanego kopniaka pod żebra czym został na kilka sekund wykluczony z walki.
Tyle czasu wystarczyło w zupełności.
Minęły może cztery sekundy, gdy osamotniona medyczka zobaczyła, jak zamaskowany shinobi wyciąga zza pleców drugą rękę. Nim zdołała odpowiednio zareagować w jej stronę została rozpylona jakaś substancja. Dziewczyna naraz zasłoniła nozdrza oraz usta, lecz było już za późno. Wzięła kilka wdechów przerażająco znajomej chmury i poczuła, jak wiotczeją jej wszystkie mięśnie. Kiedy po kolejnych kilkunastu sekundach straciła wszelkie siły i upadła na ziemie, przed utratą świadomości zadała sobie jedno pytanie. Skąd do ciężkiej cholery ten koleś wziął jej obezwładniający proszek?!?
- Sakura! – po hali rozniósł się wystraszony wrzask. – Sakura? Sakura-chan!?
Przy nieprzytomnej medyczce naraz pojawił się jej chłopak. Kiedy ta nic mu nie odpowiedziała, pospiesznie przystawił palec do jej krtani, a wyczuwając miarowe bicie serca, zaraz się opanował. Nic jej nie groziło. Została tylko obezwładniona.
- Draniu! Co żeś jej zrobił!?
Krzyknął jinchuuriki i w przypływie trudnej do opisania wściekłości uwolnił do otoczenia znaczne ilości chakry demonicznego przyjaciela. To zaś zaowocowało nieznaczną, choć widoczną zmianą w jego wyglądzie. Włosy się nastroszyły, rysy na twarzy pogłębiły, ciało chłopaka natomiast spowił płaszcz pomarańczowej chakry z czterema ogonami wyrastającymi z tyłu.
- Nic czym powinieneś się martwić, Uzumaki Naruto!
- Co!? Skąd wiesz, jak się nazywam? Kim do diabła jesteś!?
Nie czekając na odpowiedź, Naruto wstał na równe nogi, wykonał kilka pieczęci i zaraz ponownie ukląkł przy jednoczesnym przystawieniu lewej ręki do podłogi. W koło dłoni naraz rozrysowało się kilka kolistych znaków, a zaraz potem dookoła niego i nieprzytomnej Sakury w chmurkach białego dymu zmaterializowało się kilku Upiornych Weteranów oraz Łapiduchów.
- Zajmijcie się nią, ale nie wtrącajcie się do walki – natychmiast padł pierwszy rozkaz. – Ten drań jest mój!
- Tak też się stanie, Rikūsho-sama.
- Ha, ha, ha! – zaśmiał się Kitsune. – A więc postanowiłeś dokończyć to starcie w samotności?!
- I tu się mylisz, koleś – zawtórował mu Uzumaki, po czym odbił się od ziemi wykonując w powietrzu Rasengana o fioletowym zabarwieniu chakry. – Ja nigdy nie walczę sam!
* * *
TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

wtorek, 7 sierpnia 2018

249. Rozważania o przyszłości


Uch. Och. Jedna notka na 3 miesiące to chyba teraz już mój standard. Pomijając fakt braku weny, czasu wolnego i w ogóle, chęci do pisania czegokolwiek, w końcu z nieukrywaną dumą prezentuję nowy odcinek perypetii bohaterów tej skromnej powieści ze świata Naruto. I tak, jak to często bywa, poniższy chapter podzielony został na dwie sceny równocześnie rozgrywającej się akcji. Pozdrawiam i enjoy!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Tsunade potarła skronie owalnym ruchem dłoni i na chwilę przymknęła powieki aby umęczone oczy nieco odpoczęły. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale na szukaniu odpowiedniego kandydata oraz gorliwych dyskusjach ze swoją asystentką chyba minął jej cały dzień. Rozprostowując plecy spojrzała za okno. Pomarańczowa kula na zachodzie mówiła sama za siebie.
- Już zmierzcha, a ja nic jeszcze nie zrobiłam – pomyślała, po chwili przenosząc spojrzenie na czarnowłosą medyczkę. – Gdyby nie twoja pomoc, Shizune, to nie wiem jakby to wszystko wyglądało. Jesteś nieoceniona…
- Um, Tsunade-sama? Dlaczego tak mi się przyglądasz?
- Co? Ekhm! Bez powodu – odparła Piąta natychmiast odwracając wzrok. – Na chwilę się zamyśliłam.
- I co tam wymyśliłaś, Tsunade?
Obie kobiety w tym momencie usłyszały męski głos dobiegający ich od drzwi przez które wchodził właśnie, jak zawsze uśmiechnięty, białowłosy pustelnik. Piąta nie zareagowała. Zazwyczaj, gdy ten nieco nieokrzesany erotoman się pojawiał, to piersiasta medyczka natychmiast rzucała mu się na szyję krzycząc i szlochając… Lecz tym razem do niczego podobnego nie doszło. Tsunade zmierzyła mężczyznę poważnym spojrzeniem.
- Czego chcesz? – odezwała się nieprzyjaznym tonem. Widać było, że nie była w nastroju do żartów. – To zamknięta dyskusja.
- Brrr… ale zimna – burknął zniesmaczony Jiraiya, po czym przysiadł się do Shizune i odezwał przyciszonym głosem. – Co ją ugryzło?
Asystentka Hokage tymczasem czując na sobie przygniatający wzrok Piątej nieco nerwowo odkaszlnęła, zamknęła trzymane akta odkładając je na bok i zaraz odwzajemniła spojrzenie siedzącego tuż obok pustelnika.
- Tsunade-sama i ja próbujemy osiągnąć tu jakiś rezultat w wyczerpujących poszukiwaniach kandydata do miana Rokudaime Hokage i…
- Tyle to ja już wiem – szybko odezwał się pustelnik zaskakując tym czarnowłosą. – Pytam, czy już kogoś wybrałyście?
- To poufna informacja! – warknęła Godaime.
- Oj, daj spokój, Tsunade. Dobrze wiesz, że nic nikomu nie powiem. Nie myśl, że nie umiem dotrzymać tajemnicy. Przecież mnie znasz! Po za tym gdybym chciał z kimkolwiek plotkować… a nie zamierzam, to wiedz jedno. Nie jestem zdrajcą – mężczyzna podjął próbę obrony. – Mówimy tu o wyborze nowego Hokage, a jak wiemy nie jest to proste zadanie. Dobrze wiem, czym grozi rozmowa o „tym” z kimkolwiek.
Gestykulując pustelnik ruchem dłoni w koło własnej szyi pokazał wieszanie na szubienicy, co obserwującej go Tsunade miało dać do myślenia. Kobieta w odpowiedzi nadęła policzki, jakby próbowała wstrzymać oddech, lecz zaraz jednak wypuściła powietrze ciężko wzdychając. Rozparła się w fotelu, oparła łokcie o podłokietniki złączając przed sobą dłonie i oparła czoło o opuszki palców. Trwała tak kilka dobrych minut, aż w końcu ponownie podniosła głowę i utkwiła stal orzechowych oczu w osobie Ero-sannina.
- W porządku, Jiraija, możesz zostać.
- Ha! Wiedziałem, że podejmiesz właściwą decyzję, Tsunade – ucieszył się białowłosy i zatarł ręce. – To teraz powiedzcie, kogo wytypowałyście. Hm?
- No dobra. Jeśli mówimy tu o konkretnych osobach, to mój wybór pada na Hatake Kakashi – zaczęła Piąta. – Dobry z niego człowiek. Pełen empatii i powściągliwości. Świetny shinobi. Zdolny nauczyciel, choć jego ostatnia drużyna się rozpadła, to nie umniejsza to jego zasług w obronie społeczności i suwerenności Konoha-Gakure no Sato.
- Jasne. To jeden. Kto następny?
- Ja stawiam na Nara Shikamaru – odparła Shizune. – Po mimo dość młodego wieku wykazuje się większym zrozumieniem dla problemów tego świata, niż większość starszych shinobi Konoha. Przez to też zawsze uważany był za geniusza. I tak właśnie jest. Bardzo asertywny z niego ninja. Znakomity strateg. Również pełen empatii i powściągliwości. Po swoim mistrzu odziedziczył Wolę Ognia. Ze śmiertelną powagą podchodzący do stawianych przed nim zadań. Poważany i szanowany przez wszystkich naszych shinobi moim skromnym zdaniem sprawdziłby się na stanowisku Rokudaime Hokage.
- Mhm. To drugi. Macie kogoś jeszcze?
- Cóż… Po porównaniu wszystkich akt osobowych, z rocznika Shikamaru do miana Hokage nadawałby się jeszcze Uchiha Sasuke i Haruno Sakura oraz nieco młodszy, wnuczek Sandaime-sama, Sarutobi Konohamaru – wyliczyła czarnowłosa.
- Sasuke odpada – zaoponowała Tsunade. – Zdradził wioskę i był jej ciernią w oku zbyt długo, aby teraz po wybaczeniu win posadzić go na stołku Hokage. Może za kilka lub kilkanaście lat, gdy dostatecznie odkupi swoje winy i zyska odpowiednio dużo szacunku i zaufania do swojej osoby. Sakura natomiast… – kobieta przygryzła wargę. – Z tą dziewczyną miałam ostatnimi czasy same problemy. Może nie powinnam winić jej za jej miłość do Naruto, to jednak nie zmienia to faktu, że właśnie dla niego opuściła wioskę czym przekreśliła swoje szanse w próbach ubiegania się o moją posadę. Przyznaję, gdy jeszcze ją uczyłam byłam pełna nadziei, że może kiedyś to nastąpi i nie będziemy musieli teraz nikogo… wybierać. Co zaś tyczy się wnuczka Hiruzena… – Tsunade ponownie przerwała swój monolog, wstała z zajmowanego miejsca przy biurku i podeszła do okna by spojrzeć na panoramę zasypiającej wioski. – Z całym szacunkiem dla pamięci Trzeciego, powiedzmy sobie szczerze, ten dzieciak jeszcze jest za młody i mało doświadczony, aby myśleć o wyborze go na Szóstego Hokage.
- No dobrze – Shizune postanowiła coś jeszcze dodać. Nie była pewna reakcji swojej mentorki, ale po namyśle stwierdziła, że bez ryzyka nie ma zabawy. – Skoro przekreślamy Sasuke, to może jego starszy brat by się nadawał?
- Uchiha Itachi? – Godaime zamyśliła się. – Tak. Gdyby zastanowić się nad tym dogłębniej, to ten shinobi w zasadzie spełnia wszystkie wymogi potrzebne do stania się nowym Hokage. Po mimo burzliwej przeszłości dobry z niego człowiek. Geniusz. Znakomity i wszechstronny shinobi. Przedstawiciel jednego z najstarszych rodów w Konoha oraz jeden z dwóch ostatnich żyjących przedstawicieli. Jest tylko jeden malutki, tyci, tyci problem.
- Jaki? – spytała przysłuchująca się czarnowłosa.
- Zaraz po rekonstrukcji ramienia Itachi przyszedł do mnie i oddał mi swoją opaskę shinobi Konoha. Stwierdził, że na walczył się już dostatecznie w swoim życiu i chce odpocząć, a wychodząc dodał, że teraz musi zając się odbudową klanu Uchiha.
- Zrezygnował?? Nie do wiary…
- Ano, zrezygnował, a z tego, co mi wiadomo, cywilom nie przysługuje prawo do ubiegania się o kandydaturę na stanowisko Hokage Konoha-Gakure no Sato.
- A co z moim uczniem? – wtrącił Jiraija. – Dlaczego w tym zestawieniu nie widzę nazwiska Uzumaki Naruto?
* * *
Wychodząc na powietrze do nozdrzy różowo-włosej medyczki momentalnie wdarł się ostry, mroźny szkwał, jaki panował tego dnia na ciasnych uliczkach śnieżnej wioski. Przez odsłonięty kark i lędźwia przedarł się lodowaty dreszcz, który na kilka sekund obezwładnił dziewczynę, ale także sprawił, że naraz mocno opatuliła się grubym płaszczem, który zabrała ze sobą.
- Brrr! Ale ziąb! – przemknęło jej przez myśl, gdy mrużyła oczy pod gwałtownym opadem śnieżnego puchu. – Jakim cudem Naruto-kun tak lekko znosi te warunki pogodowe??
Kunoichi już nie jednokrotnie zadawała sobie podobne pytania i jak dotąd, gdy odpowiedź wreszcie się jej ukazywała, to za każdym razem czuła swoisty wstyd, że wcześniej o tym nie pomyślała. Tak było i tym razem. Gdy po przebyciu połowy drogi prowadzącej od miejsca ich zakwaterowania do nowo wybudowanego Dojō przy miejscowych koszarach, do głowy przyszło Haruno tylko jedno wytłumaczenie. Działo się tak za sprawą obecności Kyuubi no Kitsune w duszy blondyna. Chakra lisiego demona ogrzewała komórki jego ciała sprawiając, że nie odczuwał skutków ubocznych nadmiernego wychłodzenia.
Jakże ona w takich momentach mu tej zdolności zazdrościła. Sakura przygryzła dolną wargę nie zwalniając kroku. Nigdy tak poważniej się nad tym nie zastanawiała i nigdy nie zazdrościła Naruto losu, jaki zafundował mu jego własny ojciec, ale… Choćby tylko na chwilę. Jedną godzinę, minutę lub nawet sekundę chciałaby poczuć, jak to jest mieć w swojej duszy… inną świadomość. Poczuć obecność kogoś jeszcze, lecz jak wiedziała, coś takiego nigdy, ale to przenigdy nie nastąpi. Dziewczyna zaśmiała się gorzko, gdy nagle usłyszała odgłosy walki. Dochodziły z miejsca do którego akurat zmierzała, a że była już bardzo blisko Dojō, wkrótce jej uszu doszła też ostra wymiana zdań.
- Kim, do diabła jesteś i skąd masz moją maskę Kitsune!?
- Twoją maskę!? Ha, ha, nie doczekanie!
Potem nastąpił okrzyk bojowy i ostry zgrzyt zderzenia się dwóch kawałków metalu. Zaalarmowana Sakura nie zwlekała dłużej i przyspieszyła kroku, przechodząc zaraz do biegu, gdy naglę południową ścianę koszarowej sali treningowej ktoś z impetem przebił. Oszołomione zwłoki przeleciały nad ulicą i z ciężkim jęknięciem wbiły się plecami w budynek stojący naprzeciwko. Przez nasilającą się zamieć, pośród gruzowiska Haruno dostrzegła blond czuprynę i zmartwiła się.
Naruto chyba mocno oberwał.
- Ten koleś zaczyna działać mi na nerwy – pomyślał właśnie jinchuuriki z trudem wstając na nogi po otrzymanym ciosie. – Kurama, czy powinienem zmienić moją taktykę?
- To dobry pomysł – odpowiedział mu lis. – Chyba, jak dotąd, twój najlepszy.
- Ha. Ha. Ha… Bardzo zabawne…
- No, co? Mówię poważnie! Zamiast próbować dowiedzieć się, kim on jest, weź że się w garść i pokaż wreszcie, kto tu rządzi!
- Czy naprawdę muszę?
- A jak myślisz?
Uzumaki niczego więcej już nie dodał. Czując przypływ nowych sił zawiązał kilka pieczęci i przywołał dwóch Zbrojnych, którym zaraz wydał rozkaz kontrataku. Samurajowie w odpowiedzi ukłonili się z szacunkiem swojemu dowódcy, po czym jednocześnie wyciągnęli miecze i ruszyli do natarcia we wskazanym kierunku. Kiedy i on pochwycił w dłoń swoją katanę z zamiarem powrotu do walki w tej właśnie chwili zjawiła się przy nim różowo-włosa dwudziestolatka.
- Naruto! Nic Ci nie jest? – spytała z troską.
- O, witam cię gorąco, Sakura-chan – chłopak odwzajemnił posłany mu uśmiech, po czym delikatnie się pochylił i bez ostrzeżenia pocałował ukochaną prosto w usta.
Gdyby nie fakt, że stali na środku zrujnowanej uliczki i zapewne byli w tej właśnie chwili bacznie obserwowani, to zarumieniona medyczka z pełną satysfakcją oddałaby się tak przyjemnej czynności, jak całowanie się, lecz nie zrobiła tego. Oddała jedynie całusa i zaraz odsunęła się by przyjrzeć się blondynowi z uwagą. Ubrany był w czarny, standardowy strój shinobi kraju Ognia z ciemno-zieloną kamizelką zakrywającą pierś. Na plecach po skosie przyczepioną miał pochwę na katanę, którą akurat dzierżył w prawej dłoni, na biodrze zaś uczepioną miał beżową torbę na shurikeny i inne przydatne w walce przedmioty. Od całej osoby biła siła i niezachwiana pewność siebie co dodatkowo potęgowało wrażenie zaprawionego w boju wojownika.
- Sakura-chan, dlaczego tak mi się przyglądasz? – ze świata marzeń przywołał ją jego głos. Był pełen ciepła i… nieskrywanej ciekawości.
- Bez powodu – odparła natychmiast. – Po prostu ponownie utrwalam sobie w pamięci twój obraz.
- Mój obraz?
Zdziwił się Uzumaki i nim uzyskał odpowiedź na swoje zapytanie z wnętrza na wpół zrujnowanego Dojō dobiegł ich odgłos zetknięcia się dwóch ostrzy, po czym nastąpiła eksplozja i przez otwór w ścianie wyleciał jeden z posłanych Zbrojnych. Upiorny przeleciał kilka metrów nad ich głowami i z pełnym impetem wbił się w ścianę tego samego budynku, który kilka minut wcześniej uszkodził Naruto. Po tym ciosie, drewniana konstrukcja jęknęła żałośnie i zaraz zawaliła się wprost na zwłoki w samurajskiej zbroi. Blondyn nie wierzył własnym oczom. Właśnie dowiedział się, że jego przeciwnik nie był zwykłym shinobi. Że ten – ANBU Kitsune, jak sam się określił ów ninja – nie tylko był oszustem, ale i kimś, kto potrafił oprzeć się atakowi żołnierzy Upiornej Armii.
Słysząc jakiś rumor za plecami, jinchuuriki odwrócił się w tamtą stronę i został uderzony nadlatującym drugim Upiornym. Nim jednak to nastąpiło, a wydarzyło się to w ułamku sekundy, odepchnął Haruno w wyniku czego dziewczyna runęła plecami w zaspę śniegu unikając ciosu w głowę bezwładnym ciałem. Powalony i lekko oszołomiony Naruto poczuł jak wzbiera w nim frustracja. Przez dłuższą chwilę leżał na ziemi i wdychał jej zapach zastanawiając się nad kolejnym ruchem.
- Kami-sama! Naruto! – usłyszał wystraszony krzyk Sakury, która po chwili uklękła przy nim naraz zabierając się do sprawdzania, czy nie odniósł żadnych obrażeń. Gdy takowych nie znalazła odwróciła go na plecy, aby zapewne spojrzeć mu w oczy. Kiedy to zrobiła dostrzegł, że nie spodobało się jej to, co zobaczyła. A zobaczyła parę krwiście-czerwonych spojówek o wąskich pionowych źrenicach, niczym u lisa. Choć widziała je już nie raz, to i tak za każdym razem przez jej twarz przebiegał cień strachu.
- Sakura, wiem że nie podoba Ci się to, co teraz oglądasz, ale wiedz, że nie korzystam z chakry Kyuubiego, aby Cię straszyć czy coś w ten deseń – blondyn usiadł na ziemi i odwzajemnił jej spojrzenie.
- Wiem – odparła spuszczając wzrok na swoje kolana. – Ja tylko…
Urwała czując jak chłopak obejmuje ją ramieniem i delikatnie do siebie przytula, zapewne w celu przekazania jej swojego wsparcia. Trwali tak w zwarciu dłuższą chwilę i medyczka nie czuła nic, po za przepełniającym ją ciepłem i spokojem ducha.
- Ha, ha, ha! Oto i dwa tulące się do siebie gołąbeczki! – nagle usłyszeli radosny krzyk i jak na komendę oderwali się od siebie wstając na równe nogi. – No, co jest!? A gdzie buzi, buzi??
- Chciałbyś, co!? – odkrzyknęła Haruno.
- Sakura-chan? Co ty…? – blondyn zobaczył, jak stojąca obok kunoichi ściąga z ramion płaszcz, po czym sięga do toby uczepionej biodra. Po chwili wyjęła z niej parę skórzanych rękawiczek. Gdy już je ubrała, złączyła dłonie przed sobą chwytając prawą ręką za lewą zaciśniętą w pięść i odwzajemniła jego demoniczne spojrzenie.
 - Choć, Naruto… Załatwimy tego drania razem.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

niedziela, 13 maja 2018

248. Najgorszy pomysł Tsunade


Już jest Maj? Cholera! Ja chyba rzeczywiście wyszedłem z wprawy w pisaniu… Cztery miesiące mordowania notki to już chyba lekka przesada, ale z drugiej strony ostatnio miałem tak mało czasu na pisanie, że jak dziś usiadłem do pisania, to stwierdziłem, że notkę czas najwyższy skończyć i opublikować! – Autor wstawianej tu powieści wszystkim odwiedzającym życzy przyjemnej lektury!



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~



- AAA! – Sakura ocknęła się z wrzaskiem i spadła z łóżka pociągając za sobą pościel, na której spała. Z prędkością światła obmacała swoją krtań i szyję, a gdy nie znalazła na nich żadnego śladu odetchnęła z ulgą, starła z czoła pot i wtem usłyszała walenie w drzwi.
- Panno Haruno? Czy wszystko w porządku!?
Po głosie rozpoznała jednego ze swoich podopiecznych. Spróbowała wstać i coś powiedzieć, lecz nim to zrobiła w tej samej chwili drewniane drzwi brutalnie wywarzone z charakterystycznym hukiem grzmotnęły o podłogę wzbijając w powietrze tuman kurzu.
- Sakura!?
Usłyszała swoje imię i wnet go zobaczyła. Stał w wejściu i na nią patrzył, lecz w wyrazie jego oczu nie dostrzegła ani krzty demonicznej ingerencji. To jednak nie powstrzymało jej przed uwidocznieniem na swojej twarzy trwogi na jego widok. W geście obronnym spróbowała zaprotestować przed jego obecnością, ale Naruto był szybszy. W mgnieniu oka zgrabnie przeskoczył łóżko i zjawiając się przy niej, wziął ją w ramiona. Nic więcej nie mówił. Jedynie przytulił ją do swej piersi nos zanurzając w jej różowych kosmkach.
Sakura natomiast nic już z tego nie rozumiała. Kiedy tak ją do siebie tulił, to nie protestowała. Odczuwała spokój i bezpieczeństwo, i pewnie tylko dlatego po chwili odwzajemniła uścisk. Oddychała miarowo raz za razem próbując poukładać swoje myśli. Nie była pewna, czy powinna powiedzieć mu o… swoim śnie. Wszakże obawiała się jego reakcji, ale skoro nic jej teraz nie groziło, to czemu nie? Gdy miała już się odezwać w tym samym momencie poczuła, jak uścisk ramion blondyna nieco zelżał, on zaś delikatnie odsunął ją od siebie, aby zapewne móc spojrzeć jej w oczy. Tak też się stało i zaraz ponownie usłyszała jego głos.
- Zdradzisz mi, skarbie, co się stało?
Zawahała się, ale tylko na sekundę.
- Miałam pewien sen…
Odezwała się przyciszonym głosem, ponownie oparła policzek o jego tors i przymknęła powieki. W następnej minucie z jej ust posypał się grad wyjaśnień. Mówiła dużo i o wszystkim, co ją ostatnio trapiło. Z każdym wypowiedzianym słowem czuła ulgę. Jakby ktoś zdejmował z jej barków wielki ciężar, a gdy po kilkunastu minutach wreszcie ucichła w pomieszczeniu zapanowała nienaturalna cisza. Ku zaskoczeniu medyczki Naruto nie zrobił nic, czego ona tak się obawiała. W milczeniu wysłuchał jej zeznań i teraz…
Teraz sam nie wiedział, jak powinien zareagować. Miał świadomość, że Sakura przez cały czas mogła w ten sposób o nim i o Kyuu myśleć, ale gdy wreszcie usłyszał to od niej osobiście, to w zasadzie również poczuł wewnętrzny spokój. Wiedział na czym stał i co teraz będzie musiał zrobić, ale najpierw rozmówi się z pewnym osobnikiem. Nie przerwanie tuląc do siebie Sakurę zamknął oczy i zagłębił się w odmęty własnej duszy, gdzie po chwili szybkim krokiem wkroczył do obszernej auli. Kiedyś było tam ciemno i ponuro, jak w jakimś mrocznym koszmarze, lecz obecnie całą przestrzeń spowijała bezkresna biel. W niedużej odległości od wejścia, w którym stanął Uzumaki, na zielonej łące leżał ogromny pomarańczowy lis i… odpoczywał.
- Widzę, że ładnie się tu urządziłeś – zakpił blondyn. – Wyjaśnisz mi, o co tu chodzi?
- Nie rozumiem, o co pytasz.
- Nie udawaj! – krzyknął Naruto czym zaskarbił sobie spojrzenie demona. – Dobrze wiesz, o co mi chodzi, ale jak zawsze rżniesz głupa.
- Nie, nie wiem – Kurama uniósł się na przednich łapach dając tym samym do zrozumienia, że nie podało mu się, jak chłopak się do niego zwracał. – Powiesz mi, dlaczego na mnie krzyczysz i mnie obrażasz?
- Wiec, ty nie…? – jinchuuriki poczuł, jak się czerwieni.
Słysząc spokojny, odrobinę niezadowolony głos i widząc nie zrozumienie oraz lekkie rozgoryczenie na pysku swego rozmówcy aż się cofnął o pół kroczku. Nagle zrobiło mu się strasznie głupio, ponieważ nie widział w zachowaniu przyjaciela fałszu, a można by powiedzieć, że bezpodstawnie go obraził i z miejsca przeszedł do ataku.
- Dziwnie się zachowujesz, Młody.
- Przepraszam, Kurama – blondyn odezwał się przyciszonym głosem. – Ja tylko… – westchnięcie – Nie powinienem…
- Wiesz dobrze Naruto, że szanuję Twoją i Sakury-san prywatność, więc nie zawsze wiem, o czym akurat rozmawialiście. Wnioskując z twej dość niespodziewanej wizyty… z waszej rozmowy wynika, że o coś mnie obwiniasz – demon przygniótł chłopaka tym logicznym wywodem. – Co to było tym razem?
Lecz Uzumaki już połknął żabę. Nic więcej nie powiedział. Dłuższą chwilę milczał przyglądając się obserwującemu go demonowi, po czym zrobił jeszcze jeden krok w tył, odwrócił się na pięcie i wrócił do otaczającej go rzeczywistości. Gdy na powrót otworzył oczy dostrzegł, że tuląca się dotąd do niego Sakura teraz przyglądała mu się uważnie.
- Coś nie tak? – spytała widocznie zaniepokojona.
- Nie, nie… Tylko kogoś sprawdzałem – blondyn odparł bez namysłu, po czym puścił medyczkę i odszedł w stronę wyjścia. Tam zaś odwrócił się i spojrzał na nią z powagą wymalowaną na twarzy. – Sakura-chan, gdy już doprowadzisz się do ładu i zjesz porządny posiłek przyjdź proszę do Dojō mieszczącego się koło garnizonu.
- Um, dobrze… Ale, po co?
Spytała spoglądając jednocześnie na blondyna, lecz jego już tam nie było. Wyszedł zostawiając ją sam na sam z myślami. Tajemnicze zachowanie jej oblubieńca, jak zawsze się jej nie podobało, ale jaki miała wybór? Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to nie wielki. Zapewne mogłaby się mu postawić i nie zrobić tego, o co ją poprosił, ale wtedy naraziłaby się na jego gniew, a tego wolała unikać. Dlatego też po niespełna minucie przeszła do łazienki gdzie wzięła gorący prysznic. Ciepła woda strumieniami spływała jej po głowie, plecach, ramionach, biuście i nogach zmywając z ciała stres i negatywne emocje minionej nocy. Na ich miejsce wszedł spokój ducha oraz ogólnie pojęte odprężenie. Następnie, wysuszywszy się poszła coś zjeść. Dwie, może trzy kanapki i kubek gorącej herbaty wystarczyły, aby zapewnić jej siły na kilka najbliższych godzin.
* * *
W tym samym czasie, niemal po drugiej stronie globu, w odległym kraju Ognia do niedawna nic nie wskazywało na pogorszenie się stosunków pomiędzy władzami Konoha-Gakure no Sato a służącymi im shinobi. Ale z niewyjaśnionych dotąd przyczyn wśród ninja Ukrytego Liścia zasiana została plotka, że to sama Hokage stała za namówieniem Naruto Uzumki do zerwania pieczęci wiążącej Kyuubi no Kitsune w jego duszy, a później zmusiła go do opuszczenia wioski. Rzecz oczywista Tsunade wszystkiemu zaprzeczyła, ale nie wiele to dało. Od kilku tygodnia zwolennicy teorii spisowych regularnie urządzali pod budynkiem administracyjnym pikiety za każdym razem hucznie rozgramiane przez strzegących wejścia ANBU. Co ciekawsze, tych dwóch wojowników Piąta dostała „w prezencie” od… No właśnie. Nikt nie wie, skąd i od kogo, i w gruncie rzeczy, nikogo to szczególnie nie obchodziło. Ważne, że pilnowali porządku ku zadowoleniu siedzącej w biurze kobiety sprawującej pieczę nad wioską.
Tylko, że Tsunade powoli zaczynało już doskwierać to „sprawowanie pieczy”. Długo nad tym dumała i w końcu doszła do wniosku, że oto przyszedł czas na oddanie pola młodszemu pokoleniu.
- Shizune, czy możesz proszę przynieść mi akta naszych najbardziej zasłużonych shinobi? – poprosiła nie odrywając wzroku od czytanego akurat tekstu.
Czarnowłosa bezzwłocznie wykonała polecenie swojej przełożonej. Gdy po kilku minutach wróciła do biura ze stertą kilkudziesięciu teczek w rękach, zaraz postawiła je na biurku i odsunęła się z nieukrywaną ciekawością obserwując poczynania blondwłosej medyczki.
- Czego… Kogo szukasz, Tsunade-sama? – spytała wkrótce.
- Godnego następcy – kobieta odparła bez namysłu nieprzerwanie przeczesując kolejne karty osobowe.
- Na-Następcy??
- Dokładnie tak, Shizune. Następcy.
- Ale, Hokage-sama! – zaoponowała dziewczyna. – Czy… Co to niby ma znaczyć? Co znaczy, że szukasz następcy? Poddajesz się? Umywasz ręce? Co chcesz powiedzieć? Że…??
- A jak sądzisz, Shizune? – kobieta podniosła wzrok na swoją asystentkę. – To zapewne jeden z moich gorszych pomysłów, ale tak. Jestem już potwornie zmęczona ciągłym użeraniem się z niekompetentnymi podwładnymi, niekończącymi się sporami o przyziemne sprawy oraz zwykłym szarganiem nerwów. Lecz z tym już koniec. Czas iść na emeryturę. Niech młodsze pokolenie pokaże, na co je stać.
- Ale…
- Koniec tematu! – ucięła Tsunade, po czym zmieniła temat. – Zamiast zastanawiać się nad wymyśleniem lepszego kontrargumentu lepiej pomóż mi znaleźć odpowiedniego kandydata. Kogo widziałabyś na moim miejscu? Tylko poproszę o konkretne kandydatury.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

środa, 28 lutego 2018

247. Plan Kuramy, part II

Jak już pewnie wiecie, data zamknięcia platformy Blog.pl została przesunięta z 31 stycznia na 28 lutego 2018 roku. Szczerze? Niczego to nie zmienia. W dalszym ciągu przenoszę publikowaną tu opowieść o Naruto na nową domenę, ale też postanowiłem wstawić jeszcze jeden odcinek. Zatem, gorąco wszystkich zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z dalszym ciągiem notki 246 opatrzony numerem 247. Enjoy!



<<< Rozdział ukazał się 25 stycznia 2018 roku >>>



Był późny wieczór.
Zmęczona całodniowym szkoleniem przyszłych sanitariuszy wkroczyła na miękkich nogach do malutkiego pokoiku i ciężko opadła na łóżko zapatrując się w sufit. Zastanawiała się czy opuszczenie Konoha Gakure u boku Naruto było dobrym posunięciem. Z początku było ciekawie, to prawda, ale teraz z każdym nowym dniem czuła coraz większe zmęczenie i… znudzenie? Nigdy nie chciała się do tego przyznać, ale nie tak wyobrażała sobie życie u jego boku. Pragnęła lepiej go poznać. Zaznać przygody. Nowych wyzwań… Tym czasem jednak jedyną nowością z jaką przyszło się jej zmierzyć było postawione przed sobą zadanie. Ale czy aby na pewno?
Sakura westchnęła przeciągle, podniosła się i usiadła na skraju lóżka plecami odwrócona do okna. Jeśli wkrótce coś się nie wydarzy, to będzie musiała poważnie porozmawiać z Naruto o ich przyszłości. Teraz jednakże potrzebowała spokoju. Było już późno, za oknem noc trwała w najlepsze, a ona jeszcze nie spała. Wstała więc i powoli zaczęła się rozbierać, a gdy po kilku minutach w zaciemnionym pokoju pokazały się jej gołe plecy, z tyłu nagle coś zaszeleściło…
- Już zapomniałem, jak wspaniałą masz figurę – usłyszała znajomy głos, odwróciła się z zamiarem zbluzgania intruza za wtargnięcie i zamarła w miejscu.
Przez mrok słabo widziała, ale był tam. Stał w kącie plecami oparty o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi i patrzył na nią tym swoim demonicznym spojrzeniem, za którym nie przepadała. Jak długo tam był? Nie wiedziała. I że go nie zobaczyła za pierwszym razem. Widocznie zmęczenie było większe niż przypuszczała.
- Ach, Naruto…
- Powiedz, Sakura, czy jesteś ze mną szczęśliwa?
Szczerze? To pytanie wcale nie było takie zaskakujące. Wręcz przeciwnie. To pytanie padło we właściwym momencie i teraz przyszedł czas, aby w należyty sposób na nie odpowiedzieć. Tylko, co miała mu powiedzieć? Że jest szczęśliwa, niczego jej nie brakuje i wszystko gra? Niby tak właśnie było i tak się czuła przez ostatnie tygodnie, ale teraz? Teraz przyszło zwątpienie. Teraz czuła, że jednak nie wszystko gra i buczy. Że nie jest…
- Milczysz – blondyn przerwał jej rozmyślania. Jego ponury ton był jak uderzenie lodowatego podmuchu. – Dobrze więc. Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj na to pytanie, ale wiedz, że nasza przyszłość nie rysuje się optymistycznie.
- Jak to? – na to stwierdzenie już musiała jakoś zareagować. – C-co rozumiesz przez…
- Powiedz, Sakura, czego się boisz… – umilkł nagle, ale po chwili kontynuował rozpoczętą myśl. – Albo inaczej. Powinienem zapytać raczej, kogo się boisz?
I wtedy zrozumiała do czego Naruto zmierzał. Nie było żadną tajemnicą, że Sakura czuła trwogę na samą myśl o spotkaniu z Kyuubi no Kitsune, nie mówiąc już o tym, że gdy Uzumaki korzystał z JEGO chakry, to miała wrażenie, że właśnie z NIM rozmawia. I chyba teraz przyszedł czas do zmierzenia się z tym strachem. Tylko, że czas i miejsce zostały dziwnie wybrane. Dlaczego? Otóż, jak by ktoś jeszcze nie zauważył, był już środek nocy, ona była wykończona po ciężkim dniu pracy i na dodatek stała przed blondynem na wpół naga. Nie, żeby czuła skrępowanie, bo Naruto już nie raz widział ją gołą, ale jednak okoliczności…
- Dlaczego nic nie mówisz? – jinchuuriki ponownie przerwał przedłużającą się ciszę. – Sakura-chan?
- Um… ja… – głos ugrzązł jej w gardle.
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Co powiedzieć, żeby żadnego z nich nie urazić? Wszakże nie chciała teraz kłócić się o byle głupstwo. Ale czy poruszony przez Naruto temat był takim właśnie głupstwem? Tego już nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że musi w jakiś sposób spławić swojego gościa, by wreszcie móc pójść spać.
- Um… Naruto… Czy możemy wrócić do tej rozmowy jutro? – zaryzykowała. – Jest już bardzo późno, a ja jestem zmęczona i…
- Wybacz, kochana, ale sprawa z którą przychodzę nie może czekać – Uzumaki momentalnie pozbawił ją złudzeń i zaraz zmienił temat. – Rozmawiałem dziś z Kyuubim… o Tobie.
- O-o mnie?
- Tak – blondyn popadł w chwilową zadumę. – Twierdzi, że znalazł rozwiązanie na brak synchronizacji twojej chakry z jego chakrą, ale to bardzo niebezpieczny sposób. Potrzeba będzie wykonać odpowiedni rytuał, no i oczywiście twoja chęć współpracy również okaże się pomocna.
- R-rytuał??
Tylko tyle zdołała w tej chwili wychwycić z jego słów i tyle wystarczyło by już do reszty przerazić się! Co też oni zamierzali jej zrobić? Chcieli przeprowadzić jakiś rytuał? Co za rytuał? O czym oni rozmawiali? Jak dużo Naruto powiedziałem o niej swojemu demonowi? Co Kyuubi planował? – Tego typu i wiele podobnych pytań naraz zalały przemęczony umysł medyczki, która w chwilę potem padła na łóżko bez przytomności przygnieciona nadmiarem informacji.
~ ~ ~
Obudziła się następnego dnia koło południa z tak wielkim kacem, że jeszcze długo po przebudzeniu leżała w łóżku i próbowała poukładać sobie wszystkie pozyskane od blondyna wiadomości. Więc Kyuubi postanowił coś poradzić na – jak to powiedział Naruto – brak synchronizacji jej chakry z chakrą demona. Będą musieli wykonać jakiś skomplikowany rytuał? Tylko, jaki? – Brak odpowiedzi na to pytanie był tak samo bolesny, jak brak odpowiedzi na pytanie dlaczego w ogóle Kyuubi się nią zainteresował. Jaki miał w tym interes? Po mimo całej tej przyjaźni z Naruto, Sakura wciąż mu nie ufała.
Haruno potarła skronie.
Niby jak miała zaufać demonowi, co kiedyś zdemolował Konoha Gakure, a teraz może manipulować jej ukochanym? Od maleńkości wpajano jej, że Kyuubi no Kitsune to nic innego, jak wcielone zło. Że pod żadnym pozorem nie wolna się z nim spoufalać, ani wierzyć w żadne jego słowa czy obietnice. Ale z drugiej strony przecież Naruto Uzumaki niemal urodził się z tym konkretnym demonem zamkniętym w swojej duszy, i nie wiadomo jak i kiedy, zmienił charakter oraz nastawienie Lisa do otaczającego go świata. A przede wszystkim do siebie samego. Zaprzyjaźnił się z nim, i teraz kiedy coś robią, to współpracują… – Sakura zastanowiła się chwilę – No właśnie. Współpracują. Czyli obecnie wszystko to, co do tej pory wiedziała o Kyuubim blednie w świetle teraźniejszych JEGO działań? Czyli, że można mu zaufać?
- Kusō! – zaklęła medyczka. – Przyznaj się, Sakura, to nie takie proste.
- Powiadają, że mówienie do siebie jest oznaką szaleństwa.
Nagle usłyszała głos i zamarła przerażona, bowiem dopiero teraz spostrzegła, że cały czas była obserwowana. Jak on to robi, że go nie wyczuła? Czy to kolejna z jego umiejętności? Dlaczego tak ją stresuje?
Sakura po chwili spojrzała w jego kierunku i momentalnie tego pożałowała. Tak, jak miało to miejsce wieczorem, tym razem także świdrował ją demonicznym spojrzeniem. Za każdym razem czuła się, jakby to sam Kyuubi na nią patrzył, ale wiedziała, że tak nie było. Ha! A przynajmniej, miała taką nadzieję. Otworzyła więc usta, aby coś odpowiedzieć, lecz Naruto jej na to nie pozwolił.
- Nic nie mów – odezwał się szorstkim tonem. Był taki… oschły. – Wysłuchaj tego, co mam do powiedzenia.
Nie chcąc go denerwować w odpowiedzi kiwnęła głową na znak zgody i poczęła czekać, lecz blondyn więcej już się nie odezwał. Jedynie siedział w fotelu koło okna i przyglądał się jej. Zdawał się zastanawiać, o czym chciał jej powiedzieć, ona zaś zaczęła myśleć, że to chyba jakiś koszmarny sen. Że może zaraz się obudzi, a jego tam już nie będzie. Patrzyła mu prosto w lisie oczy i milczała… gdy nagle poczuła na szyi lodowaty dotyk przystawionej klingi miecza.
- Na-Naruto?!?
Do granic wystraszona w bezwarunkowym odruchu spięła wszystkie mięśnie, chciała uciec, ale zamiast tego tylko przekręciła głowę w bok, a to był błąd. Doskonale naostrzona stal przecięła skórę, potem tętnicę i na pościel poleciała fontanna krwi…



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

246. Plan Kuramy, part I

Nowa notka? Tak jest! Myślałem, że może wyrobię się z jej napisaniem na okrągłą dziesiątą rocznicę powstania tej historii, ale wyszło jak zawsze. No nic, nie udało się, ale notka i tak mi wyszła… (chyba). A jak wy sądzicie?



<<< Rozdział ukazał się 31 grudnia 2017 roku >>>



- Czy jesteś gotowa?
- T-Tak.
~ ~ ~
Kiedy przed kilkoma tygodniami znaleźli się na tych zapomnianych przez Kami-sama pustkowiach żadne nie spodziewało się, co ich w najbliższej przyszłości czekało. Odnalazłszy swoje miejsca wśród lokalnej społeczności prowadzili spokojny tryb życia i pracy z dala od świata, jaki za sobą zostawili.
Ona zajęła się podreperowaniem marnej służby medyczno-psychologicznej. A dokładniej, stworzeniem jej na nowo. Wymagało to nie lada wysiłku, nakładu ciężkiej pracy i zaangażowania. O szkoleniu personelu, który podołałby postawionym przed nimi zadaniom, już nie wspominając.
On natomiast trafił do miejsca, które niegdyś można było nazwać miejskimi koszarami. W rzeczywistości była to podupadająca rudera z przeciekającym dachem, tynkiem odpadającym od ścian i nieszczelnymi oknami przez które temperatura wewnątrz była niemal taka sama, jak na zewnątrz. I to przez cały dzień oraz noc. Żeby mówić tu o próbach szkolenia kogokolwiek na przyszłego obrońcę rodzinnej ziemi, w pierwszej kolejności należało zastanowić się nad generalnym remontem.
Lecz skąd wziąć na te wszystkie plany potrzebne pieniądze? Z dnia na dzień koszty rosły, przybywało im zmartwień i problemów. Na dodatek, różowowłosa wciąż jeszcze nie do końca otrząsnęła się z groźby, jaka nad nią wisiała, gdy jeszcze spała, blondyn natomiast od tamtego czasu w żaden sposób nie mógł porozumieć się ze swoim najbliższym przyjacielem. Z jakiegoś powodu lis się do niego nie odzywał i to już od dłuższego czasu, i nie było wiadomo, dlaczego? Niby już dawno temu zakopali wszystkie topory wojenne i nie było miedzy nimi żadnej nowej zwady, ale czy aby na pewno? Tego nie wiedział nikt po za samym zainteresowanym. I chyba to było najgorsze, jak i potwornie frustrujące.
Kiedy zaś poziom krytyczny został przekroczony i Naruto wściekłym krokiem wkroczył do przedsionka w głębi swojej duszy z zamiarem poznania prawdy, lisi demon już na niego czekał. Kyuubi w swoim zwyczaju leżał leniwie opodal wejścia do niczym nieograniczonej przestrzeni rozpościerającej się za jego ogonami, opierał pysk na skrzyżowanych przednich łapach i zdawał się spać. To jednak był mylny osąd, ponieważ gdy od ścian odbił się głuchy łoskot kroków momentalnie lekko uniósł powieki.
- Czekałem na ciebie, Naruto – odezwał się swoim tubalnym głosem.
Blondyn stanął przed nim w lekkim rozkroku z ramionami skrzyżowanymi na piersi, zrobił groźną minę i w pierwszym momencie nic nie powiedział. Cały czas czuł wzbierający w nim gniew, ale widok delikatnego uśmiechu posyłanego mu ze strony lisiego demona sprawił, że całe napięcie naraz gdzieś uleciało. Poczuł delikatne ciepło zalewające jego serce oraz spokój ducha, jakiego nie czuł już od dawna. Nie wiedział, co oznaczały te uczucia, ale miał podejrzenie, że ich sprawcą był leżący przed nim demon. Naraz rozluźnił napięte mięśnie twarzy i odwzajemnił posłany mu uśmiech. Otworzył usta, by w końcu się odezwać, coś powiedzieć, lecz Kyuubi mu na to nie pozwolił samemu zabierając głos.
- Widzę, że już ode chciało ci się na mnie krzyczeć. To dobrze, ponieważ nie mam najmniejszej ochoty na kolejną kłótnię.
- Sam mnie prowokujesz – odparł Naruto. – Od dwóch czy trzech tygodni próbuję nawiązać z Tobą kontakt, a ty nie reagowałeś. Co miałem sobie pomyśleć innego, jak nie to, że mnie z jakiegoś powodu ignorujesz?
- Nie ignorowałem cię specjalnie, Młody. Prowadziłem głębokie przemyślenia i zwyczajnie nie miałem czasu na odpowiednie reagowanie na twoje zawołania – wyjaśnił Kurama.
Ta wypowiedź sprawiła, że lekko przymrużone oczy Uzumakiego naraz błysnęły głębokim zainteresowaniem.
- Jeśli chciałeś, żebym Ci nie przeszkadzał, to było trzeba mi o tym powiedzieć, a nie się ode mnie permanentnie odcinać.
- Przepraszam.
- No dobra. To nad czym tak głęboko dumałeś i do jakich wniosków doszedłeś?
Po tym pytaniu Kyuubi naraz zaprzestał się szczerzyć, a jego świdrujące spojrzenie zostało odwrócone. Wyglądało to tak, jakby lis nie specjalnie kwapił się do dzielenia się swoimi myślami lub też obawiał się reakcji blondyna, jaka ona by nie była. To rzecz jasna była mocno naciągana teoria, ale niczego nie było można wykluczyć. Kiedy kilka minut później Naruto nie doczekał się upragnionej odpowiedzi na postawione pytanie, totalnie zdezorientowany dziwnym zachowaniem przyjaciela, wzruszył ramionami, odwrócił się na pięcia i już chciał wyjść, gdy Dziewięcioogoniasty ponownie się odezwał. Jego głos był jak zawsze niski, budzący grozę, a mimo to przyjacielski.
- Powiedz, Naruto, jak radzi sobie twoja… oblubienica?
- Pytasz o Sakurę? – chłopak naraz odparł pytaniem na pytanie, jakby nie był pewny, czy dobrze usłyszał. Wszakże demon bardzo rzadko pytał go o jego dziewczynę. – Ach… całkiem dobrze, choć chyba jeszcze nie do końca otrząsnęła się z groźby, jaka nad nią wisiała. Dlaczego pytasz?
- Ponieważ, to właśnie ona była powodem mojego… milczenia.
- Co masz na myśli? – dopytywał się jinchuuriki.
- Zważywszy na fakt, że teraz spędzacie razem znacznie więcej czasu i zapewne jeszcze będziecie korzystali z jutsu teleportacji masowej, to przydałoby się zapewnić jej jakieś zabezpieczenie i… – demon nagle urwał swoje wyjaśnienie, jakby zapomniał, co chciał powiedzieć. W rzeczywistości nie był pewny, jaka będzie reakcja blondyna na to, co zamierzał jeszcze powiedzieć. By się o tym przekonać, po kilku minutach grobowego milczenia, mocno spoważniał i obniżył pysk, by jego wzrok znalazł się na poziomie oczu blondyna. – Czy Ci na niej naprawdę zależy?
- Co? Co to za pytanie!? – oburzył się Naruto. Widać, że nie spodobało mu się to pytanie. Więcej. Został nim zaskoczony i w pierwszym momencie nie wiedział, co ma odpowiedzieć, lecz zaraz się zreflektował. I zrobił to dosyć głośno. – To chyba jasne, że tak! Zależy mi!
- Ale, jak bardzo?
- Bardzo, bardzo? – odparł Uzumaki głupkowatym tonem, nic a nic nie rozumiejąc z tej konwersacji. – Kurama! Czy ty mi coś sugerujesz?!
- Nic Ci nie sugeruję, tylko pytam, jak bardzo zależy Ci na życiu i bezpieczeństwie Sakury? – lis szedł w zaparte, przerażająco spokojny na agresywne wybuchy swojego nosiciela.
Dwudziestolatek tymczasem zamilkł. Myśli kołatały mu się w głowie. Nie wiedział, jak powinien zareagować. Czy dalej wściekle krzyczeć na dziwne pytania, czy wręcz przeciwnie, podejść do tematu spokojnie i z dystansem? Po kilku minutach uznał, że chyba woli to drugie rozwiązanie. Zwłaszcza, że leżący przed nim demon zaskakująco obojętnie reagował na jego dotychczasowe ataki. Westchnął więc przeciągle i na powrót zawiesił błękitne spojrzenie na przyjacielu.
- Do czego zmierzasz, Kurama?
- Odpowiedz na moje pytanie! – lis całkowicie zignorował blondyna. – Jak wiele jesteś wstanie dla niej poświęcić?
- Wszystko!
No i Naruto nie wytrzymał. Krzyknął ile tylko miał siły, a jego głos kaskadami odbił się od ścian i jeszcze przez dłuższą chwilę było słychać jego echo. Ze złości twarz mu poczerwieniała, a do oczu łzy napłynęły. W chwili bezsilności na zalewające go emocje padł na kolana i skrył twarz w dłoniach mamrocząc pod nosem przeróżne przekleństwa.
- Dobrze, Młody – Kyuubi zrobił pauzę, tylko po to, aby jeszcze trochę po torturować klęczącego przed sobą chłopaka. Widać było, że cierpienie blondyna niezmiernie go bawiło. Po kilku minutach kontynuował przerwaną myśl. – Posłuchaj teraz, co mi przyszło do głowy…



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

245. Żywa legenda ANBU

Jedna notka na 2-3 miesiące to chyba dobry wynik, nie? Tym razem przygotowałem trochę inny (malutki) zwrot akcji, który powinien się spodobać… lub nie. Nie wiem. Nie mnie to oceniać. Pozdrawiam i enjoy!

P. S. – Piąta naprawdę ma ciekawą robotę, he, he, he…



<<< Rozdział ukazał się 21 października 2017 roku >>>



Kiedy stojąca obok brunetka od niej odeszła, Tsunade zaczęła zastanawiać się, dlaczego właściwie zareagowała, tak, jak zareagowała. Przecież nie powinna być zła za chęć pomocy, nie? Nie powinna była nikogo „zabijać wzrokiem”, ale z drugiej strony cała ta sytuacja się jej nie spodobała. Kiedy tu przyszła z zamiarem „rozerwania się” w walce z ANBU o kryptonimie Taka, to nikomu o tym nie powiedziała, gdyż nie chciała, by się o nią martwiono. Była wszakże Hokage i nic jej nie groziło. Nie była przecież sama… teraz natomiast musiała jakoś pozbyć się tej niepotrzebnej widowni. Chciała jeszcze trochę…
- Ho-Hokage-sama?
Tak mocno się zamyśliła, że głos Shizune usłyszała, jak zza szyby. To jednak wystarczyło, aby zaraz się ocknęła i dowiedziała, co też było powodem niepokoju usłyszanego w głosie brunetki. Medyczka, jak i zapewne inni stojący wkoło niej, zobaczyła, jak przy stojącym kilkanaście metrów przed nią ANBU właśnie w tej chwili pojawił się jeszcze jeden elitarny shinobi. A dokładniej, to elitarna kunoichi. Pod czarnym kapturem Tsunade dostrzegła maskę Usagi i już wiedziała, że jej obecność nie wróżyła niczego dobrego. Dlaczego, spytacie. A to dlatego, że ta konkretna elitarna była chyba jedną z najbardziej lojalnych ANBU wobec Naruto.
* * *
Stała z rękoma skrzyżowanymi na piersi i z lekkim zdumieniem rozglądała się po zdewastowanym polu. Swym bacznym wzrokiem wyłapywała najdrobniejsze szczegóły, w głowie zaś skrupulatnie obliczała siły potrzebne do dokonania podobnych zniszczeń. Wkrótce ostatecznie zawiesić spojrzenie na stojącym nieopodal Tace pokazując to zwróceniem swojej maski w jego stronę. Utkwiła w nim spojrzenie mrużąc oczy w milczeniu. Ważyła słowa, które zamierzała wypowiedzieć, bowiem nie wiedziała z kim, tak naprawdę, ma do czynienia. Czuła bijącą od niego potęgę, dumę i niezachwianą pewność siebie, ale także niczym nieposkromioną arogancję.
- Czy to twoje dzieło, Taka? – w końcu się odezwała.
Starała się aby zabrzmieć jak najbardziej poważnie i autorytarnie. Chciała mu pokazać, że się go nie obawia. Że pomimo bycia kobietą, czyli tak zwaną słabszą płcią, to ona tu rządzi. Wyżej wymieniony na chwilę zwrócił swoją maskę w jej stronę, lecz nic nie powiedział. Zignorował postawione pytanie, jakby odpowiedź była oczywista. I taka właśnie była, lecz Usagi czuła, że musiała to od niego usłyszeć.
- Czy z kimś tu walczyłeś? – ponownie się odezwała, lecz tym razem szybko jeszcze coś dodała. – Czy tym kimś nie była przypadkiem stojąca tam Hokage?
Wskazała ręką na przyglądającą się im Tsunade. Lecz tym razem także została zignorowana, co powoli zaczynało już ją denerwować. Wiedziała jednak, że za wszelką cenę musi zachować spokój.
- Gdyby był tu Kitsune-sama to od razu byś odpowiedział, co?
Spróbowała podstępu i proszę, sukces. Na wzmiankę o legendarnym ANBU Taka momentalnie stanął do niej przodem i jakby lekko się wyprostował. Było widać, że ten pseudonim wciąż sprawiał, że młodsi rangą shinobi czuli do niego respekt. I nie bez przyczyny. Wiedział to już chyba każdy. Kitsune był bliskim przyjacielem i sojusznikiem Naruto. Niektórzy sądzili nawet, że ANBU Kitsune i Uzumaki Naruto, Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune to jedna, i ta sama osoba. Jednak jak było naprawdę, to wiedzieli już nieliczni.
- Gdyby Kitsune-sama zadawał te wszystkie pytania, to od razu byś…
- ANBU Kitsune to mit – uciął krótko Taka. Usagi zaś poczuła, jakby ktoś dźgnął ją nożem prosto w serce. Gdy do niej dotarło, co właśnie zasugerował stojący przed nią shinobi, to wiedziała już, że chyba jednak nie zdoła zachować godnego Kitsune spokoju. Po chwili namysłu, Taka zdecydował się dodać coś jeszcze.
- Wszyscy dobrze wiemy, że ten koleś nigdy nie istniał, a jeśli nawet, choć to mało prawdopodobne, to na sto procent gryzie już ziemię…
- Jesteś tego pewien?
Oboje nagle usłyszeli dojrzały męski głos i jak na komendę zwrócili się w jego stronę, lecz to, co tam zobaczyli… Ani Usagi, ani Taka się tego nie spodziewali. Na skraju lasu w odległości kilkunastu metrów stał wysoki mężczyzna w beżowym płaszczu z kapturem nasuniętym na głowę z pod którego wyłaniała się pomarańczowa ceramiczna maska w kształcie lisiego pyska.
- Kitsune-sama!
Zawołała Usagi nieco piskliwym głosem. Choć nie było widać jej twarzy, to po jej zachowaniu było można jasno stwierdzić, że była wielce zaskoczona. Taka natomiast milczał. Niespodziewane pojawienie się obgadywanego shinobi wprawiło go w lekkie zakłopotanie, ale także wzbudziło w nim sporo podejrzeń. Ktoś by spytał, czemuż to? Przecież spotkanie jednego z bardziej tajemniczych ANBU nie było niczym nadzwyczajnym. Taaa… tylko jedno się tu nie zgadzało. Nikt już dawno nie widział, ani niczego nie słyszał o Kitsune. Ponadto, jego prawdziwa tożsamość nie była już żadną tajemnicą. Każdy, kto choć w minimalnym stopniu się tym interesował, to wiedział, że pod maską o pysku lisa chował się nikt inny, jak Uzumaki Naruto. Wiec, po co tym razem cała ta maskarada?
Z zamyślenia wyrwał go głos stojącej opodal Usagi.
- K-Kitsune-sama… T-to zaszczyt w-wreszcie Cię p-poznać!
I nie wiedzieć czemu, zająknęła się kilka razy. Gdyby nie okalający jej ciało płaszcz, to mógłby przysiąc, że cała zadrżała, gdy ANBU Kitsune do nich podszedł, lecz Taka nie mógł tego jednoznacznie stwierdzić.
- Usagi-san… – Kitsune spojrzał w jego stronę. – I ty, Taka-san.
- W co ty pogrywasz, Naruto!?
Gdy Taka wypowiedział na głos imię blondwłosego jichuuriki momentalnie zapanowała nienaturalna cisza. Ucichł szum liści na wietrze oraz świergot ptaków. Nowo przybyły ANBU także niczego nowego nie oddał. Zdawał się zastanawiać nad odpowiedzią, lecz dlaczego milczał, to żadne z nich nie wiedziało. I właśnie to jego grobowe milczenie najbardziej było niepokojące.
- Naruto? – Kitsune po kilku pełnych napięcia minutach w końcu się odezwał. – Co za Naruto?
- Noo… – Taka poczuł konsternację, choć nie wiedział, dlaczego.
- Naruto Uzumaki, jinchuuriki Kyuubi no Kitsune, nasz nieoficjalny przywódca i kandydat do stołka Hokage! – wypaliła Usagi podekscytowanym głosem, co tylko sprawiło, że Kitsune na nią spojrzał.
- Nasz przywódca? Czyli czyj?
- No… nasz! Wszystkich ANBU.
Odparła Usagi i chciała coś jeszcze dodać, lecz stojący obok Kitsune nagle głośno się roześmiał, jakby właśnie usłyszał dobry żart. I śmiał się, aż do utraty tchu, a gdy wreszcie się uspokoił, na powrót wyprostował plecy.
- To było dobre, ale nie prawdziwe – ton głosu Kitsune uległ diametralnej zmianie. Stał się bardziej szorstki. – Długo mnie tu nie było, może nawet za długo i nic nie wiem o zmianach, jakie zaszły w dowództwie ANBU, i nie znam tego całego Naruto Uzumaki. Do póki go nie poznam, to nie…
- Ale Naruto to przecież ty, Kitsune! – Taka wszedł mu w słowo.
- Coś ty powiedział!? – wojownik w masce lisa nagle zaatakował Takę w mgnieniu oka powalając go na łopatki i nogą przycisnął do ziemi, tak, że tamten nie mógł się ruszyć. – Co to znaczy, że Naruto Uzumaki to ja, Kitsune!? Gadaj!
Stojąca kilka metrów z tyłu Usagi, nie wiedzieć czemu, nijak zareagowała na niespodziewaną agresję ze strony „jej” legendy. Coś jej tu nie pasowało. Dobrze pamiętała, że gdy blondwłosy jinchuuriki przebierał się za ANBU i przywdziewał maskę o podobiźnie lisiego pyska, to tym samym stawał się Kitsune, ale ten tutaj… zupełnie go nie przypominał. Był jakiś innym. Obcy. Gdy w końcu uświadomiła sobie, co się tu właściwie dzieje…
- Hej, hej, tylko spokojnie! – zawołała i przyskoczyła do mocujących się mężczyzn, aby ich rozdzielić. – Przemoc jest zbędna. Wszystko zaraz wyjaśnimy, prawda?
- Hmpf.
Burknął Taka podnosząc się z ziemi, gdy tylko został uwolniony z pod ciężkiego buta Kitsune, który z kolei cofnął się do pierwotnej pozycji. I tak, cała trójka wróciła do punkt wyjścia w swoim niecodziennym spotkaniu oraz konwersacji.
* * *
Pojawienie się trzeciego ANBU sprawiło, że okalający ją shinobi zaczęli miedzy sobą szeptać, dyskutować i spekulować, gdyż chyba wszyscy rozpoznali w nowo przybyłym wojowniku legendarnego Kitsune. Tsunade pamiętała, że to konkretne przebranie niegdyś należało do Naruto, który stworzył je, gdy został przyjęty w poczet elitarnych obrońców Konoha i dobrze mu służyło, aż do momentu zdemaskowania. ANBU Kitsune „umarł”, a Uzumaki już nie potrzebował się ukrywać. Co więc się zmieniło? Dlaczego wrócił do przebierania się? Przecież odszedł, nie?
Jak zwykle.
Pytania, pytania i tylko pytania.
Żadnych odpowiedzi.
Żadnych!
Od natłoku myśli blondwłosa Hokage poczuła ból głowy, który ustąpił dopiero w momencie, w którym ANBU Kitsune niespodziewanie zaatakował jej ochroniarza. Czy on oszalał? Dlaczego to zrobił? Co takiego Taka mu powiedział?
I znowu to samo.
Pytania bez należycie sformułowanych odpowiedzi.
Brak czegokolwiek.
Czarna dziura!
Na szczęście osłupiale stojąca z boku Usagi wreszcie zareagowała, jak trzeba i rozdzieliła siłujących się wojowników. O to przykład zaradnej samicy w stadzie pełnym samców Alfa. Piersiasta medyczka nieznacznie uśmiechnęła się na to wyobrażenie. Tylko, co teraz? Troje elitarnych ninja stało w równych odległościach od siebie tworząc swoisty trójkąt i tak już zamarli w głuchej konwersacji. Z tej odległości i przez szum liści na wietrze niczego nie było słychać, a ich rozmowa chyba miała znaczenie. Jako Hokage powinna wiedzieć, co było tematem tego spotkania i o co im wcześniej poszło… ba, powinna być jego częścią, ale jak na złość…
Tsunade momentalnie otrzeźwiała i najzwyczajniej w świecie ruszyła przed siebie przez nikogo nie niepokojona. Stawiała lekkie kroki rozkoszując się spokojem ducha bowiem zaraz może się okazać, że znowu cały ten stan relaksu odejdzie w zapomnienie. Lecz póki co miała dobry humor. I nic, powtarzam, nic nie mogło go jej popsuć. Mijała kolejne kratery i nierówności w gruncie cały czas zbliżając się do celu swej wędrówki. A gdy była już dostatecznie blisko wreszcie usłyszała fragment toczącej się dyskusji.
- …mówicie więc, że Naruto Uzumaki jest Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune? – powiedział Kitsune i umilkł zobaczywszy zbliżającą się blondwłosą kobietę. Nie znał jej, ale coś czuł, że to się zaraz zmieni. – A to kto?
Usagi obejrzała się przez ramię.
- Ach, Hokage-sama – kunoichi lekko się skłoniła. Taka uczynił to samo, choć się nie odezwał. Słuchał i obserwował. Zbierał informacje, które może kiedyś do czegoś mu posłużą.
- Hokage? Godaime Hokage? – ANBU w masce lisa wydał się zaskoczony.
- We własnej osobie.
Odparła Tsunade stając koło Usagi w lekkim rozkroku z rękoma skrzyżowanymi na ponętnej wielkości biuście. Zaraz obok pojawiła się Shizune, a za jej plecami kilkunastu jouninów Ukrytego Liścia. Wszyscy, bez wyjątku, obserwowali zachowanie Kitsune. Ten zaś nie zdradzając swojej próby bezpiecznego wycofania się, po chwili zaczął zastanawiać się nad kolejnym ruchem. Z minuty na minutę robiło się coraz groźniej. Jeśli dopuściłby do próby zdemaskowania go, to cały plan spaliłby na panewce. Zresztą, już teraz widział, że swoim dotychczasowym zachowaniem wzbudził zainteresowanie. To z kolei przekładało się na sukces… ale, nie dzielmy skóry na niedźwiedziu.
- Co ty kombinujesz, Kitsune? – z zamyślenia wyrwał go głos Piątej. – A może powinnam powiedzieć… Naruto?
Po jej lekko kpiącym uśmieszku domyślił się, że kobieta jeszcze nic o nim nie wiedziała, ale rozumiał, że to się zaraz zmieni. Zobaczył bowiem, jak Usagi prawie niezauważalnie obraca maskę w jej stronę.
- Tsu-Tsunade-sama… to nie jest Naruto-sama – nie wiedzieć czemu na początku zająknęła się, ale tylko na chwilę, gdyż później w profesjonalny sposób ukryła swoje rosnące zdenerwowanie.
- Jak to, nie? Przecież widzę… – odparła pewnym siebie głosem i zrobiła to, czego obgadywany się po niej spodziewał.
Tsunade postawiła krok do przodu i chciała chwycić za dół jego maski, aby ściągnąć mu ją z twarzy, lecz wyuczona przez lata czujność uchroniła go przed tym. W jednej chwili stali ledwie pół metra od siebie, w następnej zaś ANBU w masce lisa błyskawicznym susem w tył oddalił się na bezpieczniejszą odległość kilku metrów. W czasie wykonywania tego ruchu w powietrze wzbił się przysłaniający słońce tuman kurzu.
- Cokolwiek chciałaś zrobić, kobieto, zapomnij o tym – odezwał się Kitsune tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- Ej! Trochę szacunku! – oburzyła się czarnowłosa asystentka.
- Daj spokój, Shizune – rzekła Tsunade nie odwracając spojrzenia od ANBU w masce lisa. – Nic się nie stało. Po za tym, robi się coraz ciekawiej.
- Nudzimy się, co? – grę podjął Kitsune, ale jego kolejne słowa wielce medyczkę rozczarowały. – Ale będziemy musieli przełożyć dalszą… rozmowę na inny termin.
- Co? Jak to?
Lecz na nieszczęście blondyny nie padła już żadna odpowiedź, bowiem Kitsune od razu po swoim ostatnim wypowiedzianym słowie prędko złożył przed sobą dłonie w kilka pieczęci i zniknął w obłoczku białego dymu, który po chwili rozwiał delikatny podmuch bocznego wiatru. Leżące na ziemi liście wzbiły się w powietrze i poszybowały lekko w górę po chwili opadając w koło zbitej z pantałyku Godaime.
Rozczarowanie było spore, ponieważ spodziewała się kolejnej potyczki z godnym siebie przeciwnikiem, ale po dłuższym zastanowieniu dobrze się stało, że do niczego nie doszło. Z tyłu wciąż znajdowała się niepotrzebna widownia, która już teraz rozpoczęła komentowanie zaistniałej sytuacji, a to wielce się jej nie podobało. Dlatego też zaraz odwróciła się na pięcie i z groźnym spojrzeniem wszystkim wścibskim dała jasno do zrozumienia, żeby wrócili do swoich przerwanych zajęć. To samo tyczyło się Shizune, która spróbowała przeciwstawić się wydanemu rozkazowi, ale nie wyszła na tym najlepiej wściekłym wrzaskiem przegoniona.
Pięć minut później na zdewastowanym polu treningowym na powrót została teraz już odprężona Hokage i jej ochroniarz, ANBU Taka oraz nieoczekiwanie, ANBU Usagi. Co ta zmiana oznaczała? Że mimo wszystko ta chwila relaksu od codziennej roboty w biurze jeszcze odrobinę się przeciągnie.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto