czwartek, 8 kwietnia 2021

259. Samozwańczy Hokage

Przykro mi, ale ten odcinek również składa się niemal w całości z dialogów tak ważnych dla całej fabuły. Dziękuję wszystkim odwiedzającym za zainteresowanie i jak zawsze zapraszam na chwilę relaksu. Enjoy!

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Naruto siedział na krawędzi olbrzymiego krateru jaki powstał w podłodze w czasie walki z ANBU Kitsune, który tym razem odkrył przed nim swoje prawdziwe oblicze. I choć trudno było mu w to uwierzyć, to przez cały ten czas za ceramiczną maską w kształcie lisiego pyska ukrywał się nie kto inny, jak jego przyjaciel Uchiha Itachi.

- Kusō! – zaklął trzymając spojrzenie utkwione gdzieś przed sobą. – Mało brakowało, a śmiertelnie bym się pomylił!

- Sumimasen, Młody – mruknął lisi demon.

- Daj spokój Kurama. Nie musisz za nic przepraszać, gdyż tak jak ja nie wiedziałeś, że to był prawdziwy Itachi. Ale musisz przyznać, że to jutsu którym się obronił przed twoją Bijūdamą nie tylko było fenomenalne, ale i pokazało, że jednak mówił prawdę. Jak się ono zwało?

- Susanoo.

~ ~ ~ ~

Kiedy w takcie walki blondyn wyzbył się resztek cierpliwości i przekazał władzę nad ciałem demonocznemu kompanowi, ten zaraz przekształcił się w swoją najgroźniejszą formę i wyprowadził trudny do powtrzymania atak. Dewastacyjny pocisk czystej skoncentrowanej chakry przeleciał przez całą długość zrujnowanego gabinetu krusząc ściany oraz podłogę i po chwili został pochłonięty przez… energetyczną tarczę gigantycznego czerwonego humanoidalnego awatara o grubym pancerzu. Gdy opadł kurz i oczom Namikaze ukazał się ten widok naraz powstrzymał Kyuubiego przed dalszą walką.

Następne wypadki potoczyły się już zwykłym torem.

Upewniwszy się, że ze strony jinchuuriki nic nowego go nie spotka Itachi wycofał swoje Susanoo i z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy po chwili uścisnął blondynowi dłoń, po czym wszystko mu wyjaśnił. Powoli i w najdrobniejszych szczegółach opowiedział o odbudowie wizerunku Kitsune, aby nikt nie wiedział, kto tak naprawdę skrywa swoje oblicze za ceramiczną maską. Wyjaśnił mu też, że jeśli chce, aby to przebranie dobrze mu służyło, to od teraz nawet przed Sakurą nie może się zdradzić. Nigdy.

- Ale dlaczego? – zapytał Naruto. – Sakura jest moją żoną i nie mogę mieć przed nią takich tajemnic.

- Wiem, że będzie ci ciężko to wszystko pogodzić, ale jestem pewien, że sobie poradzisz – odparł Uchiha. – A tak z innej beczki, kiedy się pobraliście?

- Kilka dni temu… choć „pobraliście” to dużo powiedziane. Gdy postanowiłem zmienić nazwisko z Uzumaki na Namikaze i potem zaproponowałem Sakurze, aby zaczęła go używać… niemal natychmiast się zgodziła – blondyn delikatnie się uśmiechnął na wspomnienie szoku widocznego na twarzy jego ukochanej.

- Rozumiem. W takim razie przyjmijcie moje najszczersze gratulacje i Namikaze, co? – Itachi chytrze się uśmiechnął. – Po co to zrobiłeś?

- Żeby coś tu zmienić. Zacząć od nowa. Nazwisko Uzumaki wszystkim było dobrze znane. Kiedy ktoś je słyszał, to od razu było wiadomo o kogo chodzi. Można powiedzieć, że miałem już dość tej rozpoznawalności. Z drugiej zaś strony wybrałem Namikaze, żeby pokazać, że nie zamierzam wyrzekać się swojego ojca. Po mimo tego jaki los mi zgotował w dniu moich narodzin.

- To się dobrze składa, ponieważ w Konoha Gakure zaszły ostatnio pewne znaczące zmiany i…

- Zmiany w Konoha? Co tam się stało?

- Może zacznę od początku – brunet przeszedł kilka kroków na prawo od miejsca, w którym uścisnęli sobie dłonie i oparł się pośladkami o najbliższy zwał gruzu. – Ekhm, około dwa tygodnie temu Tsunade-sama zwołała w swoim biurze zebranie z niemal wszystkimi przedstawicielami najważniejszych klanów wioski aby przedyskutować z nimi kilka niecierpiących zwłoki spraw. Byli tam też przedstawiciele poszczególnych grup shinobi Liścia i wszystko dobrze by się skończyło, gdyby te obrady nie zostały zakłócone przez, wybacz to określenie, fanatycznych ekstremistów – Itachi lekko się uśmiechnął. – W dużym skrócie wpierw doszło do ostrej wymiany zdań i skrajnie prawicowych poglądów, a gdy to nic nie dało, przeszli do użycia siły. Wywiązała się walka.

- Co ty mówisz!? – Naruto nie wierzył własnym uszom. – Ktoś został ranny?

- W ruch poszło Taijutsu i Ninjutsu, a gdy po obu stronach konfliktu posypało się kilka pierwszych trupów agresorzy nagle wszystkich pozostałych przy życiu złapali w bardzo potężne genjutsu, że nawet Tsunade-sama nie mogła się mu oprzeć. W ten sposób prawdopodobnie chciano zażegnać dalszy rozlew krwi. I teraz w Konoha nie ma nikogo, kto by sprawował realną władzę nad wioską.

- Jak to możliwe? Nie ma Hokage??

- Jest i zarazem go nie ma. Zaraz to wyjaśnię – Uchiha głęboko odetchnął. – Gdy napięcie miedzy ludźmi nieco zelżało poproszono mnie o pomoc w zdjęciu tej iluzji i muszę przyznać, że tylko w dwóch przypadkach poniosłem sromotną porażkę. Godaime-sama oraz Hatake Kakashi leżą nie przytomni w szpitalu. Ulokowano ich w osobnych salach, a przy wejściach oraz wewnątrz postawiono całodobową ochronę. Ibiki Morino już o wszystko zadbał. Gdy Tsunade-sama została wykluczona kilka dni później próbę przejęcia władzy podjął członek poprzedniej Starszyzny, Danzo. Mając pod sobą lojalne oddziały ANBU z Korzenia w krótkim czasie spacyfikował wszystkich, którzy próbowali się mu sprzeciwić. To była prawdziwa rzeź. Gdy kurz opadł mianował się Szóstym Hokage.

Jeśli to w ogóle możliwe oczy i usta słuchającego Naruto rozszerzyły się w jeszcze większym szoku niż do tych czas.

- Roku… Rokudaime Hokage?? A co z Piątą? Co się stało z Tsunade-sama!?

- W tej chwili znajduje się w stanie głębokiej śpiączki – odparł Itachi posmutniałym głosem. – I nikt nie może jasno stwierdzić, jak do tego doszło… choć ja mam tu pewne podejrzenia. W czasie ataku musiało dojść do jakiegoś niewidocznego gołym okiem zatrucia organizmu w efekcie czego złapanie w genjutsu aktywowało mechanizmy obezwładniające umysł i ciało. Shizune wraz z Ibiki szukają jakiegoś rozwiązania.

- A Kakashi-sensei? Też wciąż leży nie przytomny?

- Nie. O dziwo, Hatake samoczynnie do nas powrócił po upływie tygodnia i teraz zapewne stara się być użytecznym shinobi. Nie mam lepszych informacji odnośnie tego, co konkretnie teraz porabia.

Blondyn ciężko opadł na inny zwał gruzu i ukrył twarz w dłoniach. – Cholera! Ale się porobiło! – siarczyście zaklął i ponownie spojrzał na Uchiha. – Czy ktoś wszczął jakieś śledztwo w sprawie działań tego Danzo?

- O tak. Twój ostatni mistrz, Jiraija. W zeszłym tygodniu wrócił do Konoha i gdy się o wszystkim dowiedział momentalnie zabrał się za dochodzenie prawdy, ale póki co nic jeszcze nie wskórał. Danzo skutecznie wszystko wszystkim utrudnia i we wszystko wtyka swój stetryczały nochal co rusz kogoś zsyłając na przesłuchanie do kwatery jego ANBU. A właśnie! To mi o czymś przypomniało – Itachi pacnął się otwartą dłonią w czoło. – Muszę cię Naruto ostrzec, że ty i Sakura-san zostaliście uznani za zdrajców.

- Że co!? Kto tak powiedział i na jakiej podstawie!?

- Te słowa padły wczoraj z ust nikogo innego jak samozwańczego Szóstego. Za powód tej decyzji podał twoje samowolne działanie w sprawie zerwania pieczęci Czwartego, a Sakurę oskarżył o naruszenie zasad współzawodnictwa wśród shinobi Liścia. Cokolwiek to znaczy. Stąd też moja dzisiejsza wizyta. Dodać muszę, że dziś w nocy wysłany został oddział ANBU z zadania schwytania Haruno Sakury.

Na te słowa Namikaze momentalnie zerwał się na nogi.

- Co takiego!? I mówisz to tak spokojnie!? Muszę natychmiast wracać do…

- Stój Naruto! – zawołał lisi demon. – Niczym nie musisz się już martwić.

~ ~ ~~

Rozmowa z Itachim miała miejsce już kilka godzin temu, ale Naruto wciąż słyszał jak ten mówi mu, aby na razie nie pokazywał się z Sakurą w Konoha. Żeby najlepiej gdzieś się zaszyli i przeczekali aż ponownie się z nim skontaktuje. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale po tym czego się właśnie dowiedział chyba posłusznie usłucha rady starszego przyjaciela. I jeszcze to – Sakura-chan w pojedynkę uporała się z oddziałem ANBU z drobną pomocą Kuramy. Tylko, dlaczego było ich tylko dwóch? Blondyn nie wiedział, choć po spotkaniu z Itachim pomyślał, że trzecim członkiem tej drużyny musiał być Kitsune.

Odczekawszy jeszcze trochę Naruto wkrótce zaczął zbierać się do wyjścia z tego gruzowiska, co kiedyś było nowo wzniesioną siedzibą przywódcy wioski Wiecznego Śniegu. Wasabi-sama będzie delikatnie mówiąc wściekły, chociaż może nic nie powie. Blondyn zdążył już nieco poznać tego człowieka i wiedział, że nie przykładał on zbytniej wagi do rzeczy materialnych. Do życia zaś podchodził z sporą dozą dystansu oraz niezachwianego optymizmu.

Wychodząc na światło dzienne Naruto momentalnie spotkał się z gradem spojrzeń tłumu gapiów. Nie, żeby mu to kiedykolwiek przeszkadzało, ale w ich oczach było coś dziwnego. Na całe szczęście między nim a tymi ludźmi stali Upiorni Zbrojni broniący dostępu do rumowiska. Jak to dobrze, że Jogensha zawsze pilnował jego pleców. I tym razem spisał się na medal.

- Naruto!

Blondyn usłyszał tak dobrze sobie znany głos i dostrzegł przeciskającą się przez ludzi różowowłosą medyczkę, która po chwili stanęła przed Upiornymi. Zrobiła krok do przodu i zaraz została przez nich przepuszczona. Teraz mógł się jej przyjrzeć. Jak zawsze prezentowała się z nienaganną fryzurą oraz zadbanym odzieniem kunoichi. Nie było po niej widać śladów z odbytej walki czy czegokolwiek co miałoby popsuć ten image.[1]

- Nic Ci nie jest? – spytała podchodząc do niego coraz bliżej. – Mam coś na twarzy? Dlaczego mi się tak przyglądasz?

- Ach, Sakura-chan – złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie w efekcie czego po chwili złożył namiętnego całusa na jej lekko rozwartych wargach. – Jakże mnie tego brakowało.

- Mnie również, ale… nie przeszkadza Ci, że robimy to na oczach tylu gapiów?

- A niech sobie patrzą, jak mają taką potrzebę – szeroko się uśmiechnął. – Tobie to przeszkadza, Sakura-chan?

- Może odrobinę – przyznała zawstydzona.

Po tej deklaracji blondyn uznał, że czas najwyższy rozgromić to tałatajstwo i mentalnie skontaktował się ze swoim Upiornym doradcą, Jogenshą. Wezwany samurai wyłonił się z nicości, jak jakiś duch, czym wystraszył medyczkę, a za co po chwili uniżenie przeprosił. Naruto przekazał mu instrukcje z których wynikało, że zaraz komuś stanie się krzywda.

- Tak też się stanie, Rikusho-sama!

Jogensha ukłonił się w pasie, na pięcie odwrócił i podszedł do kordonu Zbrojnych. Na kilka minut zapadła grobowa cisza, by wkrótce w niebo wzniósł się chóralny okrzyk strachu oraz niezadowolenia. Upiorni Zbrojni w szyku bojowym wszystkim ciekawskim jasno dali do zrozumienia, że nie ma tu na co patrzeć i po niespełna dziesięciu minutach Naruto i Sakura na powrót zostali sami.

 

 

NEXT COMIN' SOON…

 

 

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Image (ang.) – wizerunek

poniedziałek, 8 marca 2021

258. Tragiczna wiadomość

Przepraszam, ale w poniższej notce znalazło się nieco więcej przegadanych scen bez których nie da się obejść w żadnej powieści. Zatem nie przedłużając zapraszam wszystkich zainteresowanych czytelników do zapoznania się z nowo powstałym odcinkiem 258. Enjoy!

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Kiedy lisi demon nie odpowiedział na jej wołanie doszła do wniosku, że tym razem musiało stać się coś, co pochłonęło całą jego uwagę. A co za tym idzie, Naruto coś się przytrafiło… i z tą właśnie myślą przeszła do łazienki, gdzie szybko się obmyła. Następnie wróciła do pokoju, przebrała w czyste odzienie i po kilku minutach ponownie weszła do kuchni. Tym razem zachowała się jak należy. Z drobną pomocą techniki podziału cienia[1] przeniosła ciało syna właściciela do salonu i położyła je koło wejścia w pozie pogrzebowej.

- Niechaj twoja umęczona dusza wreszcie zazna ukojenia, Takai-san – pomodliła się krótko. – Jeśli patrzysz teraz na mnie tam z góry to wiedz, że już pomściłam twoją niezasłużoną śmierć.

Tu medyczka spojrzała w bok na ciało członka elitarnych oddziałów ANBU Liścia. I gdy tak się mu przyglądała zastanowiła się, skąd w ogóle oni się tu znaleźli. Czy chodziło im o nią? A może szukali Naruto? A może jest w tym wszystkim głębsze dno. Co, jeśli w Konoha kto inny pociąga za sznurki pozwalające na wysłanie ANBU na poszukiwanie dezerterów. Tak! Dezerterów! To chyba najodpowiedniejsze określenie czynu, jakiego dopuściła się ona i Naruto. Porzucając za sobą dotychczasowe życie – to tak, jakby dopuścili się zdrady w szeregach shinobi Ukrytego Liścia. Ale czy aby na pewno? Czy tak właśnie zostało to odebrane przez Tsunade-sama?

Tego Sakura nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że czym prędzej musi odkryć, kto nasłał na nią i Naruto ANBU. Z tym postanowieniem podeszła dwa kroki do trupa w ceramicznej masce i ostrożnie obszukała ciało w nadziei znalezienia czegoś przydatnego. Ale niestety po za podstawowym wyposażeniem każdego shinobi nie znalazła nic nadzwyczajnego. Żadnej poszlaki czy innej wskazówki. Nieco zawiedziona tym faktem w kolejnym ruchu wstała na nogi, podeszła do wyjścia z salonu, obejrzała się i raz jeszcze omiotła pomieszczenie czujnym spojrzeniem. Nie widząc niczego przydatnego w jej śledztwie zaraz opuściła dom pozostawiając ciała zabójcy i jego ofiary samym sobie.

Na ulicy zaś od razu rzuciło jej się w oczy nienaturalne poruszenie wśród mieszkańców. Kiedy kogoś zapytała, co się dzieje, otrzymała dosyć lakoniczną odpowiedź o jakiejś walce w centrum wioski oraz coś o żołnierzach Upiornej Armii szturmujących siedzibę przywódcy. Czyżby chodziło tu o Naruto? Tylko, dlaczego miałby tam z kimkolwiek walczyć? Przecież opuścił ją w celu odbycia rozmowy z…

- Wasabi??? – niemal krzyknęła, gdy po przejściu kilkudziesięciu metrów dostrzegła omawianego jegomościa w miejscowym barze ramen. Skierowawszy swoje kroki w tamtym kierunku po chwili była już pewna, że się nie przewidziała. – A co ty tu robisz, Wasabi-sama??

- Ooo! Witaj, Sakura-san! – zawołał radośnie mężczyzna na widok różowowłosej medyczki. – Co robię? Ach… rozkoszuje się tym wspaniałym trunkiem oraz rozmyślam o przeszłości…

- Zaraz. Czy przypadkiem nie powinieneś teraz być w swoim biurze i rozmawiać z Naruto?

- Z Naruto-sama? A niby o czym? – zdziwił się mężczyzna w jednej chwili zapominając o alkoholu którym do tej pory się raczył. – Nie rozumiem.

- Czyli to nie ty wysłałeś Takaia z wiadomością wzywającą Naruto do Ciebie? – drążyła Sakura.

- Co takiego!? – oburzył się jej rozmówca. – Nikogo nigdzie z niczym nie wysyłałem. Toż to wierutne kłamstwo! Gdzie jest ten gówniarz!? Zaraz każe wygarbować mu skórę za robienie sobie durnych żartów!

Tu Namikaze nieco posmutniała spuszczając wzrok na podłogę. Mając przed oczami widok poderżniętego gardła tego piętnastoletniego chłopaka z lekkim trudem wypowiedziała swoją odpowiedź.

- Takai-san nie żyje.

- Co? Jak to… nie żyje? Co się stało?

W tym momencie z ust Sakury potoczyła się opowieść o dzisiejszym poranku. Oczywiście oszczędziła słuchaczowi wzmianki o swoim brutalnym odwecie na mordercy Takaia nieco zmieniając fakty, ale i tak osiągnęła zamierzony efekt. Gdy po kilku minutach umilkła Wasabi miał minę, jakby ktoś mu sztylet w serce wbił. W jednej chwili cała złość, ale i melancholijny nastrój odeszły w niepamięć. W ich miejsce wkradła się trwoga…

- Czy Ichiro Nakamura już wie?

- Niby o czym? – spytał niski męski głos zza ich pleców.

Gdy Wasabi i Sakura tam spojrzeli, ten pierwszy aż się skulił obawiając się reakcji przyjaciela na wieść o śmierci swojego jedynego syna. Namikaze natomiast jeszcze nie miała okazji poznać człowieka, od którego Naruto wynajął dom, a w którym ostatnimi czasy przyszło im mieszkać. Teraz na szybko zmierzyła go od stóp po głowę i aż musiała przed sobą przyznać, że jak na nieco ponad sześćdziesiąt zim na karku wciąż przyciągał uwagę. Prawdopodobnie nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze strony płci pięknej…

- Co tam przede mną ukrywacie? – zawołał Nakamura stając obok z rękoma opartymi o boki. – Wasabi-sama i ty, Sakura-san… o czym niby powinienem wiedzieć?

Odpowiedziało mu wspólne milczenie. Ani Wasabi, ani Sakura nie mieli odwagi aby przekazać tak okropną wiadomość.

- No dalej! Powiedzcie coś.

- Może najpierw usiądź i się napij, Nakamura-san – odezwał się dotąd milczący barman i właściciel w jednej osobie, który wszystko doskonale rozumiał i każdego tu dobrze znał. Człowiek ten sam kiedyś stracił kogoś bliskiego i teraz wiedział, jak postępować z ludźmi. – Chodzi o twojego syna.

- Ha! Tak też coś podejrzewałem – Ichiro w końcu zajął miejsce przy barze i wziął do ust pierwszy kieliszek sake. – No dobra – z charakterystycznym stuknięciem szkła o blat odstawił szklaneczkę. – Co tym razem nabroił mój niesforny potomek?

- Takai-san nie żyje – Odparła Sakura.

- C-co?? Czy to jakiś żart??

- Bynajmniej przyjacielu – odezwał się Wasabi ponurym tonem. – Dziś rano twój syn został zamordowany…

W barze rozległ się huk przewracanego stołka przy gwałtownym podniesieniu się z takowego.

- Zamordowany!? A-ale jak to?? Jak!? Gdzie!? Dlaczego!? – w miarę, jak ta potworna wiadomość oraz przygnębione wyrazy twarzy wszystkich w koło zaczęły docierać, Nakamura rozpoczął delikatnie mówiąc demolowanie lokalu. W nagłym przypływie trudnej do opisanie wściekłości i szału z dziecinną łatwością połamał kilka pobliskich stołków, stołów i krzeseł oraz wyładował swoją furię na bogu ducha winnej szafie grającej. Gdy w pomieszczeniu zaległa głucha cisza, Ichiro wyleciał na ulice i krzycząc przekleństwa czym prędzej pognał w tylko sobie znanym kierunku.

- Fiuu… spodziewałem się znacznie gorszej reakcji – skwitował Wasabi.

- Gorszej? – zdziwiła się Sakura niemogąca uwierzyć w to, czego właśnie była świadkiem. – Mówisz, że coś takiego już się kiedyś zdarzyło?

- Pewnie tego nie wiesz, ale matka Takaia zmarła krótko po porodzie. Było to już piętnaście lat temu, ale do dziś wszyscy pamiętają, w jaką wtedy rozpacz popadł – odparł jej barman. – Za śmierć żony Ichiro-san obwinił lekarzy.

- Pamiętam, jak się upił do nieprzytomności – dodał Wasabi zaciskając palce obydwu dłoni wkoło szklaneczki sake. – Później zaś po pijaku udał się do szpitala i podłożył ogień czym doprowadził do śmierci jednej pielęgniarki i jakiegoś pacjenta. Za ten czyn Lord Feudalny skazał Nakamurę na pięć lat ciężkiego więzienia.

- Pięć lat?

- Oczywiście powinien dostać dwadzieścia lat lub nawet dożywocie, ale przychylono się do skrócenia wyroku ze względu na świeżo narodzonego syna – dokończył barman.

- Pięć lat to i tak szmat czasu. Zwłaszcza w więzieniu. W tym czasie obowiązek wychowania Takaia spadł na rodzinę zastępczą w postaci najbliższych przyjaciół żony Ichiro – ponownie odezwał się Wasabi.

- Oh… Teraz już rozumiem jakie przypadki targają życiem tego…

Sakura urwała swoją wypowiedź, gdyż w tym właśnie momencie do baru powrócił obgadywany jegomość. Jego poczerwieniała twarz nie wyrażała żadnych emocji, oczy zaś zasnute miał mgiełką głęboko zakorzenionej rozpaczy. W milczeniu zdecydowanym krokiem podszedł do lady barowej nieco na prawo od Sakury i rzucił barmanowi tak srogie spojrzenie, że ten natychmiast postawił przed nim czarkę i butelkę sake. Nakamura odtrącił czarkę wierzchem dłoni, chwycił za butelkę i podniósł ją do ust. Zębami złapał za korek, odkorkował i duszkiem wytrąbił całą zawartość aż do dna. Siedząca obok medyczka z niemałym podziwem obserwowała ten pokaz zalewania goryczy po stracie najbliższej rodziny.

Tu dziewczyna popadła w lekką zadumę wyobrażając sobie co zrobiłby Naruto, gdyby jej coś takiego się przytrafiło. A gdy oczyma wyobraźni zobaczyła zniszczenie i pożogę w wykonaniu Dziewięcio-ogoniastego Demona, to aż się przeraziła. Ze świata marzeń i koszmarów przywołał ją huk bitego szkła, bowiem Ichiro po opróżnieniu podanej mu butelki sake odrzucił ją za siebie i trafił prosto do stojącego nieopodal wyjścia kosza. Gdyby nie fakt, że kilkanaście minut temu zdemolował niemal cały bar, to teraz zapewne dostałby gromkie brawa, a jedyne co otrzymał, to zdumione westchnięcie pani Namikaze oraz grobowe milczenie pozostałych uczestników tego niecodziennego zgromadzenia.

- Czy trup ANBU Konoha w moim salonie to twoje dzieło, Sakura-sama? – Ichiro w końcu się odezwał. Pytał bardzo spokojnym głosem. – Czy to on zamordował mojego syna?

- Tak i nie, bowiem nie mam stu procentowej pewności, że to ten ANBU zabił Takaia.

- To znaczy, że było ich więcej?

- Był jeszcze drugi ANBU, ale widząc jak potraktowałam jego kompana ulotnił się, nim zdołałam coś do niego powiedzieć – odparła Sakura.

- A co tu tłumaczyć! – ożywił się Ichiro. – Za zamordowanie mojego syna z zimną krwią dostał to, na co sobie zasłużył! Szkoda, że mnie tam nie było. Zaraz pokazałbym im wszystkim gdzie raki zimują!

- Z pewnością przyjacielu, ale nie zapominaj, że byli to ANBU Konoha – odezwał się Wasabi. – Elitarni shinobi do zadań specjalnych działający na zlecenie tego, kto więcej płaci. To, że Sakura-san własnoręcznie powaliła jednego z nich może znaczyć tylko tyle, że w bliskim starciu nie miałbyś z nimi najmniejszych szans.

- A to niby czemu?

- Ponieważ nie jesteś shinobi? – Wasabi odparł pytaniem sugestywnie zawieszając głos na co jego rozmówca zareagował momentalnym popadnięciem w zadumę, a gdy po kilkudziesięciu sekundach na powrót otworzył oczy, ze zrozumieniem zaczął kiwać głową.

- Słuszna uwaga – Ichiro z trudem odwzajemnił uśmiech, po czym przeniósł spojrzenie na obok siedzącą medyczkę. – Sakura-sama dziękuję za twoje… działania.

- Drobiazg, Nakamura-san.

 

 

NEXT COMING SOON…

 

 

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Bunshin no Jutsu (jap.) – Technika Podziału Cienia

niedziela, 7 lutego 2021

257. Nowe doświadczenie

To chyba jeden z moich krótszych odcinków, ale jego wstawienie zostało wymuszone przedłużającym się czasem potrzebnym na jego ukończenie – zatem zapraszam wszystkich zainteresowanych na Chapter 257 i ENJOY!!!

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Podczas, gdy jinchuuriki zmagał się z rosnącym niedowierzaniem, jego odwieczny przyjaciel począł niecierpliwie wiercić się w swoim gniazdku.

- Grrr! Nie daj się zwieść, Naruto! To pewnie pułapka!

- Co? O czym ty mówisz?

- Nie mów, że jesteś aż tak naiwny – Kurama szedł w zaparte kolejne słowa wypowiadając ze słyszalną pogardą i złośliwością. – Jeśli ten tam typ to twój przyjaciel Uchiha Itachi, to ja jestem Yondaime Hokage w przebraniu lisiego demona! Czy to nie oczywiste, że ktoś tu próbuje cię oszukać!?

- A czy nim jesteś?

- Niby kim??

- Nooo… Yondaime…

- Grrr! Nie wkurwiaj mnie, Namikaze! – wrzasnął Kyuubi. – Czyś ty oszalał!? Jak niby miałbym być twoim ojcem i jednocześnie z nim walczyć w dniu twoich narodzin!? A potem poświęcić swoją duszę, bym został w tobie zapieczętowany!? Jedno wyklucza drugie, więc skąd Ci nagle coś takiego przyszło do głowy??

- Szczerze? Nie mam bladego pojęcia – blondyn wzruszył ramionami. – A teraz, jeśli już skończyłeś na mnie krzyczeć, to może zechcesz wysłuchać tego, co ja mam tu do powiedzenia i…

- Naruto… czy nie przywitasz się z twoim przyjacielem, Ita…

- Nie! – odkrzyknął nagle Namikaze. – Nie! Nie! NIE!!! – zagrzmiał. – Nie dam się tak łatwo oszukać! I nie pozwolę, aby ktokolwiek wysługiwał się wizerunkiem czy czym innym należącym do moich przyjaciół! – mówiąc to wszystko w jednej chwili wyzwolił tak ogromną ilość demonicznej chakry, że jak zamilkł zza jego pleców wyskoczyło siedem ogonów chakry.

Ten pokaz siły sprawił, że Itachi mimo wszystko zrobił kroczek do tyłu. Nie był głupcem, ale i nie podejrzewał, że Naruto mógłby w ten sposób zareagować na jego pojawienie się. Ujawnienie przed nim swojej tożsamości. Zawsze jakoś udawało mu się blondyna oszukać… kontrolować go. Pilnować, żeby zapieczętowany w nim Kyuubi nie szalał zbytnio. Lecz tym razem chodziło tu o zupełnie coś innego. Tym razem działał z własnej inicjatywy. Co tu dużo mówić. Znakomicie się bawił pod postacią słynnego Kitsune. Na poczekaniu wymyślone wyjaśnienie swojej nieobecności i krótka lecz treściwa potyczka z Hokage, później zaś budowanie relacji z pozostałymi shinobi Liścia, no i wreszcie bliższe poznanie z Usagi. Ta konkretna kunoichi nie raz dała mu dowód swojej lojalności wobec Naruto, w całkiem okrutny i krwawy sposób rozprawiając się z tymi, którzy sobie na to zasłużyli…

Uchiha przerwał rozmyślania, ponieważ rozjuszony jinchuuriki zaatakował. Gdyby nie wrodzony refleks oraz rodowe Kekke Genkai zapewne leżałby już martwy, ale póki co jedynie odskoczył w bok przed filetową sferą chakry, która rozbiła masywne biurko w drobny mak. Itachi przyjrzał się jej uważnie nim zniknęła i wywnioskował, że musiał to być ulepszony Rasengan.

* * *

Nie mogąc doczekać się powrotu swojego oblubieńca Sakura w krótce poczuła, że jeśli zaraz czegoś nie przekąsi, to będzie naprawdę źle. Tak więc prędko ogarnęła się i wyszła z pokoju na krótki korytarz prowadzący prosto do malutkiej kuchni z jadalnią. Gdy weszła na kafelkową podłogę nagle poczuła ostry zapach świeżo utoczonej krwi. Nie wiedząc co to weszła głębiej i naraz go dostrzegła. Na podłodze koło lodówki leżało ciało. Szybko do niego podskoczyła i klęcząc obok upewniła się, że nie żyje. Z przerażeniem stwierdziła, że był to ten sam chłopak, który jeszcze nie tak dawno temu przyszedł do niej i Naruto. Tylko, czemu leżał tu martwy?? Kto to zrobił!? Kto śmiał!! Dziewczyna poczuła nagły przypływ negatywnych emocji. Od smutku, przez rozpacz do wściekłości. Czystej furii, która w szybkim tempie zawładnęła jej ciałem i zmysłami. I wtem coś usłyszała. Jakiś ledwo słyszalny trzask gdzieś w głębi salonu. Podniosła głowę i ostrożnie się rozejrzała.

- Nie ma co rozpaczać… – usłyszała i go zobaczyła. Mordercę syna swojego nieobecnego gospodarza.

W następnym ruchu nie do końca wiedziała, co się stało, ale niespodziewanie zjawiła się koło widocznie zaskoczonego shinobi i bez zbędnych ceregieli otwartą dłonią z wyprostowanymi palcami zadała mu śmiertelny cios prosto w pierś przebijają jego ciało na wylot. Kiedy mężczyzna upadł na podłogę w kałużę własnej krwi, Sakura kątem oka dostrzegła drugiego nieznajomego. Gdy na niego spojrzała ten już dał dyla przez okno uciekając od niechybnej śmierci.

Nie goniła go. Zamiast tego na powrót przeniosła spojrzenie na leżące pod jej nogami zwłoki. Po przyjrzeniu się im z nieznaną sobie obojętnością stwierdziła, że był to członek elitarnych oddziałów Konoha ANBU.

- Żałosne… – mruknęła z pogardą i przyjrzała się swoim ramionom. Lewemu nic nie dolegało, prawemu także choć umazane było we krwi aż za łokieć. Coś innego ją zaciekawiło. Jej ramiona otaczała pomarańczowo-czerwona chakra. Zaciekawiona tym faktem odwróciła się i przeszła do korytarza, gdzie na ścianie wisiało duże lustro. Gdy zobaczyła swoje odbicie… nie mogła w to uwierzyć. Całe jej ciało spowite było tą dziwną chakrą, na głowie znajdowała się para długich na trzydzieści centymetrów uszu, zaś zza jej pośladków wystawały dwa pokaźne ogony. Czy tak właśnie wygląda pobudzony do walki Jichuuriki?

Tylko, że ona nie była żadnym przeklętym Jinchuuriki!

To w takim razie tą przemianę zawdzięczała umieszczonej na lewym barku pieczęci? Na to wygląda… Z drugiej zaś strony z tego wszystkiego najważniejsze było to, że w momencie starcia nie czuła ni strachu, ni gniewu. Tylko czystą, nie poskromioną siłę oraz chłodną logikę. I to się jej podobało.

- No, no, no… Co też moje oczy widzą…

Sakura usłyszała nagle głos i rozejrzała się, lecz nie widząc nikogo nowego w salonie czy też w kuchni zaraz wróciła do lustra i stanęła przed nim niczym wryta. Teraz patrzyła na nią para demonicznych ślepi o cienkich pionowych źrenicach.

- Czy to ty, Kyuubi?

- A któż inny mógłby teraz z tobą rozmawiać w twojej podświadomości przy jednoczesnym oglądaniu Cię, hm? – demon wydał się zawiedziony jej pytaniem, lecz nie powinien się temu dziwić. Wszakże wszystko czego teraz doświadczała było dla niej czymś nowym. Kiedy przez kolejne dwie minuty różowowłosa medyczka nie zabrała głosu, Kurama uznał, że chyba powinien raz jeszcze się odezwać. – Czy wszystko gra?

- Co? Nie! – odparła nico podnosząc głos. – Nic tu nie gra! Ja tylko chciałam zrobić sobie coś do jedzenia, a zamiast tego znalazłam w kuchni stygnącego trupa! To było straszne… i wtedy go usłyszałam. Jak zza jakiejś szyby szyderczy śmiech mordercy.

- Mów dalej… – zachęcił demon.

- Nie do końca rozumiem co się potem stało, ale to było jak jakiś sen. W jednej chwili poczułam nagły przypływ energii i nieokiełznanego gniewu, w następnej byłam już koło tego śmiecia. Bez mrugnięcia okiem zabiłam go na miejscu jednym ciosem prosto w serce.

- I co wówczas czułaś?

- Nic – szybko odparła. – Żadnego gniewu, żalu czy wstydu. Tylko lodowaty spokój. I… I to mi się podobało – dziewczyna przygryzła wargę. – Nigdy wcześniej nie doświadczyłam niczego podobnego. Takiej potęgi, władzy… kontroli…

- Hmm… Wiedziałem, że to kin-jutsu było niebezpieczne, ale nie podejrzewałem, że tak szybko się uaktywni… – zamyślił się Kurama. – Z tego co mówisz, a co tu teraz oglądam wynika, że…

Demon urwał nagle swoją wypowiedz czym poważnie zaniepokoił słuchającą go medyczkę, choć nie wiedziała, dlaczego tak się poczuła.

- Kyuubi? Kurama!?

Lecz odpowiedziała jej głucha cisza.

 

 

NEXT COMING SOON…

 

 

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto