piątek, 23 lutego 2018

199-200. Życiowe zakręty

A więc dobiliśmy do notki dwusetnej. Nigdy nie sądziłem, ani nawet nie przypuszczałem, że tyle uda mi się napisać w przeciągu tych czterech lat, choć urodziny bloga będziemy obchodzili za równo trzy tygodnie. Tak, to już cztery lata. Ach, jak ten czas leci… – powiedziała jedna z bohaterek poniższej notki. Ale wracając do tematu tej przedmowy, chciałem ten podwójny odcinek zadedykować wszystkim moim stałym i całkiem nowym fanom, a szczególnie czytelniczce Pina i TobiMilobi za wsparcie, jakiego mi udzieliły przy niektórych wątkach.



<<< Odcinek ukazał się 6 listopada 2011 roku >>>



W czasie, gdy Kazuki i Yosuke wspólnie zajmowali się robieniem wolnego przejścia przez wciąż powiększający się tłumek gapiów, Ako poprowadziła do szpitala Naruto, Sakurę oraz cztery klony niosące na prowizorycznych noszach jej sensei. Tam białowłosego mężczyznę od razu zabrano na salę pooperacyjną, gdzie miał spędzić jeszcze kilka dni na regenerowaniu sił.
- I co teraz? – Spytała zielonooka. Nie ukrywała, że chciała jak najszybciej stąd odejść. Ten grad zdziwionych spojrzeń i nieprzychylnych komentarzy na temat tego, skąd pochodziła, bardzo jej przeszkadzały. Teraz zaś z delikatną nutą nadziei w oczach patrzyła wprost na stojącego obok blondyna. Kiedy odwzajemnił jej spojrzenie, nieznacznie się uśmiechnął:
- Jak tu szliśmy, nie daleko bramy głównej widziałem motel. Wynajmij nam pokój na kilka dni i już tam na mnie zaczekaj. – Odparł.
- A ty, co zrobisz??
- Podejrzewam, że nasze przybycie wywołało nie lada sensację, zwłaszcza po tym, czego dowiedziałem się od Nagawy na mój temat i pewnie Mizukage-sama będzie próbował wezwać mnie do siebie, więc mu to ułatwię i sam do niego przyjdę. – Wyjaśnił.
- Może lepiej pójdę tam z tobą?
- Nie, Sakura-chan. To nie będzie potrzebne. To dobry moment abym nauczył się rozmawiać z wysoko postawionymi ludźmi, bez konieczności wszczynania z nimi wojny. – Uśmiechnął się. – Zresztą, jeśli coś się popsuje, to zawsze mogę jeszcze wykorzystać to, co o mnie wiedzą.
Kunoichi chwilę się mu przyglądała, jakby chciała się upewnić, że może mu w tak ważnej sprawie zaufać, po czym kiwnęła głową, odwzajemniła posłany jej uśmiech, ucałowała go w policzek i wyszła z budynku, gdzie momentalnie utonęła w blasku popołudniowego słońca. Naruto dłuższą chwilę patrzył w stronę wyjścia. Nie wiedzieć czemu, gdy się oddaliła, nagle zaczął za nią tęsknić, choć dopiero minęło kilkadziesiąt sekund, jak zniknęła.
- Dziwne. – Stwierdził z zamysłem. – Bardzo dziwne.
- Co jest takie… dziwne? – Zainteresował się Kyuubi.
- Hę? Aaa, nic. Tak tylko sobie wzdycham.
Chłopak szybko wrócił myślami do otaczającej go rzeczywistości, zrywając połączenie mentalne z mieszkańcem swojej duszy i ignorując jego niezadowolone prychnięcie. Widocznie tym razem nie zamierzał wdawać się z demonem w dyskusję nad tym, co go trapiło, bo według Uzumakiego, nie było to nic godnego poświęceniu mu dłuższej uwagi. Zresztą, miał teraz na głowie coś innego. Coś ważniejszego. Kiedy wyszedł ze szpitala, kilkanaście minut po Haruno i skręcił w stronę budynku Administracyjnego Kiri-Gakure no Sato wyczuł, że jest śledzony. Niby nie powinno być w tym nic dziwnego, w końcu był na obcej ziemi, lecz dlaczego jego obserwator miał przyspieszony oddech? Zastanawiał się Uzumaki, nawet się nie zatrzymując. Nie chciał, by się wydało, że już o wszystkim wiedział. Teraz jednak zapragnął dowiedzieć się, kto i po co go śledził. Przyspieszywszy nieco kroku, blondyn zaraz skręcił w jakąś uliczkę, gdzie śmierdziało organicznymi odpadkami, a co pozwoliło mu na przygotowanie zasadzki.
Po pięciu minutach do zaułka wbiegła jakaś postać w ciemnozielonym płaszczu i szerokim kapturze na głowie, na którą zza stalowego śmietnika na śmieci niespodziewanie wyskoczył blondwłosy shinobi z ostrym, jak brzytwa, kunaiem w dłoni. Krzyk przerażenia, jaki wyrwał się z gardła ofiary był kobiecy, co Naruto otrzeźwiło z morderczego amoku, w jaki popadł, lecz to i tak nie powstrzymało go przed wyduszeniem zeznań:
- Kim jesteś!? – Warknął. – Dlaczego mnie śledzisz!?
Cisza. Milczenie przyciskanej do ściany budynku kobiety trochę zaskoczyło jinchuuriki, ale również zdenerwowało jeszcze bardziej, co zakomunikował w następnym zdaniu. Tym razem postarał się by zrozumiała, że ignorowanie go może się dla niej źle skończyć.
- Odpowiadaj, jak grzecznie pytam, albo inaczej porozmawiamy!
- Itachi-san ostrzegał mnie, że możesz być ostry.
Blondyn słysząc imię jednorękiego przyjaciela, momentalnie rozluźnił uścisk i opuścił broń, dotąd trzymaną przy gardle zakapturzonej kobiety. Kiedy się od niej odsunął, ta stanęła prosto i zdjęła kaptur. Włosy miała przycięte do ramion w kolorze ciemnej zieleni, tak jak jej płaszcz, oczy zaś koloru srebrnego, które obserwowały Uzumakiego z delikatną nutą chytrości w nich lśniącą. Na czole przewiązaną miała opaskę ze znakiem wioski Ukrytego Piasku, co chłopakowi wydało się trochę dziwne. No i najważniejsze, co ją łączyło z brunetem?
- Pracujesz dla Itachi’ego? – Spytał, jak tylko wyszedł z szoku, rzecz jasna.
- Yhy, będzie już ze cztery lat. Ach, jak ten czas leci… – Zamyśliła się dziewczyna.
- I jednocześnie jesteś kunoichi Suna-Gakure? – Spojrzał na nią podejrzliwie.
- Spostrzegawczy jesteś. – Zaśmiała się krótko, lecz widząc, że blondyn wciąż zachowywał pewien dystans wobec niej, szybko zrozumiała, o co mogło chodzić. – Ależ ze mnie idiotka! Gdzie moje maniery? Ekhm, nazywam się Saori Tatsuya i mam dla ciebie wiadomość, Uzumaki Naruto. Przyznaję, nie łatwo było Cię namierzyć, ale nie ma takiego zadania, któremu bym nie podołała.
Uśmiechnęła się kpiąco i wyciągnęła przed siebie dłoń ubraną w czarną rękawiczkę bez palców, w której trzymała zapieczętowany zwój koloru krwistej czerwieni. Jounin bezzwłocznie odebrał przesyłkę i już chciał ją otworzyć, gdy o czymś sobie przypomniał. Kiedy na powrót podniósł wzrok, kunoichi już tam nie było. Rozejrzał się, lecz nigdzie jej nie widział. A szkoda, bo chciał z nią jeszcze chwilę porozmawiać. Choćby o tym, w jakich okolicznościach została szpiegiem starszego z braci Uchiha? No cóż, może dowie się tego przy kolejnym spotkaniu. Tym czasem, zwój od Itachiego… Z jednej strony, blondyn w zupełności nie spodziewał się go dostać, z drugiej zaś rozbudzona ciekawość nie pozwoliła na odwleczenie w czasie zapoznania się z jego treścią. W jednej chwili, pomysł udania się do Mizukage odleciał na dalsze miejsce w planie dnia.
- No dalej, rozwiń go! – Nagle odezwał się Kyuubi.
- Już, już… Chwila.
Trzymając zwinięty rulon w lewej ręce, Naruto przyłożył prawą dłoń do widniejącej na nim pieczęci, która pod wpływem styczności z płynącą w organizmie chłopaka chakrą demona, od razu pękła, po czym wyparowała. Błękitnooki szybko rozwinął pergamin i zatopił się w lekturze:
~ ~ ~ ~
Witaj, Naruto. Mam nadzieję, że zbytnio nie sponiewierałeś mojego posłańca, który zawsze był mi pomocny, gdy nie mogłem zrobić czegoś osobiście. Saori to wszechstronnych szpieg i świetna kunoichi, ale nie o niej chciałem Cię powiadomić. W ostatnich dniach, w Konoha wydarzyło się kilka spraw, o który według mnie powinieneś wiedzieć. Może zacznę od początku, w wielkim skrócie, oczywiście. Otóż, w kilka dni po Twoim wyjściu z wioski, Hokage-sama w chwili niepoczytalności porwała się na zrekonstruowanie mojego ramienia. Gdy tylko wykonała potrzebne pieczęci, technika Oddechu Stworzenia momentalnie wyssała z niej całą chakrę, pozbawiając przytomności na kilkanaście dni. W czasie, jak była niedysponowana, władzę w wiosce próbował przejąć lider Korzenia ANBU, Danzou. Śmieć chciał się mianować Szóstym Hokage, ale spokojnie, nie doszło do tego, gdyż kilkunastu jouninów z Kakashim i Shikaku Nara na czele się nie zgodziło. Kiedy poparli ich pozostali twoi przyjaciele oraz dowódca ANBU nie związany z Korzeniem, twój przyjaciel, Daimyo-sama z doradcami zablokował Danzou i Tsunade-sama zachowała status Godaime Hokage. To tyle, jeśli chodzi o te rewelacje. Dalej jest coś, co raczej Ci się nie spodoba, a i może zainteresuje.
Cztery dni temu, w Konoha pojawiło się dwóch członków Akatsuki, o których kiedyś Ci raportowałem. Hidan i Kakuzu przyszli w nocy, by na Ciebie zapolować. Na swoje nieszczęście po ciemku zawitali do wymarłej dzielnicy klanu Uchiha, gdzie powitało ich kilku naszych shinobi. Po krótkiej wymianie grzeczności, wywiązała się między nimi walka, w której śmierć poniósł Asuma Sarutobi. To wielka strata, ale takie jest życie. Jako, że wyznaczono za niego wysoką nagrodę, gdyż w przeszłości był jednym z legendarnych strażników Daimyo, Kakuzu chciał zabrać jego ciało do punkt wypłaty nagród, lecz uniemożliwiły mu to posiłki naszych shinobi. Byli wśród nich chyba wszyscy twoi przyjaciele, z uczniami Asumy na czele. Śmierć Sarutobiego wywołała tak wielkie poruszenie, że w chwili niekontrolowanej złości, Choji Akimichi niemal stracił życie z ręki Hidana. Jego nie wyparzona gęba już nie jednego doprowadziła do białej gorączki i bezsensownej śmierci. Półgłówek nie wie, kiedy ma się zamknąć, a jak pewnie wiesz, stosowanie wyrażenia „grubas” w towarzystwie młodego Akimichi jest niebezpieczne, choćby dla niego samego. Ekhm… Tak, mniejsza z tym. Kontynuując… Z chwilą utraty drugiego serca przez Kakuzu, obaj członkowie Akatsuki nagle wycofali się, by zapewne zanalizować własne położenie. Nie minął nawet dzień, jak Shikamaru Nara w porozumieniu z pozostałymi członkami swojej drużyny zorganizował pościg, by się zemścić za śmierć ukochanego mistrza. Jako, że Tsunade wciąż nie odzyskała przytomności, nikt nie powstrzymał ich przed opuszczeniem wioski w nocy. Na drodze jedynie stanął im Kakashi. Wiem tylko, że po krótkiej wymianie argumentów, przyłączył się do nich.
Jak potem zeznał Hatake, dogonili Kakuzu i Hidana na skalistym pustkowiu w pobliżu lasów klanu Nara. Shikamaru skonstruował taki plan, że nawet te dwie szumowiny były zaskoczone. Wydedukował, że aby ich pokonać, trzeba ich rozdzielić. Poświęcił się więc i w pojedynkę wykończył Hidana, grzebiąc go żywcem. Spryciarz. Kakuzu natomiast ostatecznie został pokonany przez… Nie zgadniesz. Ha! Mojego młodszego braciszka. Tak, Sasuke pojawił się znikąd i przy współpracy z Kakashim zakończył walkę w wielki stylu, jak to określił Hatake. Po wszystkim podobno był zaskoczony i chyba zadowolony, że Kakashi jednak przeżył jego wcześniejszy atak na Konoha. Spytany, dlaczego się wtrącił, swym zwyczajowym, oschłym tonem oznajmił, że chciał w ten sposób przynajmniej w minimalnym stopniu odkupić wszystkie swoje winy. Czy wiesz, że Ino Yamanaka opowiedziała mu prawdę o mnie? Chciałbym wtedy widzieć jego minę, choć z tego, co powiedział Kakashi, w ogóle jej nie uwierzył. Wręcz ją wyśmiał, wyzywając od kretynek. Nie wiem, co się tam dokładnie stało, ale Sasuke zapowiedział, że nie pojawi się znowu, dopóki wpierw z Tobą nie pogada i nie potwierdzi tego, co o mnie usłyszał. Tak więc, miej się na baczności, Naruto i pamiętaj… Choć pomógł wyeliminować Kakuzu, Sasuke wciąż pozostaje zdrajcą, któremu grozi sąd polowy. Osobiście wolałbym, żeby mu przebaczono i dano drugą szansę, ale decyzja należy do Hokage. Ech, a się rozpisałem… A raczej, Saori. Jak już wspomniałem, to nieoceniona kunoichi.
Post Scriptum – Tsunade-sama wczoraj w końcu wróciła do życia, choć pewnie regeneracja chakry zajmie jej jeszcze kilka dni, hahaha. Może to doświadczenie nauczy ją, że zakazanych technik lepiej nie ruszać.
~ ~ ~ ~
- Tu się z nim zgodzę. – Naruto mruknął ponuro i przeczesał włosy zmęczonym ruchem ręki, po czym zwinął zwój. – Rety, całe szczęście, że ta technika jej nie zabiła, choć było blisko.
- Taaa… Było blisko. – Odmruknął demon, równie ponurym tonem.
- Ale, co tam robił… Sasuke? – Zastanawiał się Naruto. – I jeszcze śmierć Asumy… Rany, ale się porobiło. Ech, jak na jedną wiadomość, za dużo informacji na raz. Aż mnie głowa rozbolała. Hm… Wiesz co, Kyuu? Odwiedziny u Mizukage chyba odłożę do jutra. Ten zwój od Itachiego sprawił, że ode chciało mi się widzenia z kimkolwiek. No, może poza Sakurą-chan. Mizukage-sama będzie musiał poczekać. – Osiemnastolatek uśmiechnął się blado i wyszedł z zaułka, wracając na wciąż zatłoczone ulicę wioski Ukrytej Mgły. Zagłębiony we własnych myślach w ogóle nie zwracał uwagi na ciche szepty i wytykanie go palcami przez mijanych mieszkańców oraz shinobi Kiri.
Przechodząc koło wystawy sklepowej, nad którą wisiał szyld Jubiler, Naruto właśnie o czymś sobie przypomniał. Przez to całe planowanie misji, potem eskortowanie Kōcha no Kuni Daimyo i małej Miyoko do ich domu, po drodze walka na śmierć i życie z kolejnym wrogiem klasy S, a następnie kontynuowanie wytyczonego sobie zadania odnalezienia Jinchuuriki Yonbi no Itachi, zapomniał o najważniejszym. Z każdym dniem, on i Sakura-chan starzeli się coraz bardziej, a ich związek nabierał większego rozmachu. Gdyby się nad tym dłużej zastanowić, niedługo oboje skończą dziewiętnaście lat, co już samo w sobie jest doskonałym pretekstem do utwierdzenia samych siebie, że czas najwyższy na zmianę. To prawdopodobnie najlepszy moment na… – Blondyn momentalnie zamarł z ręką na klamce, czując na karku gęsią skórkę. Nie wiedział, co to mogło znaczyć, lecz zaraz zadał sobie pytanie.
- Czy rzeczywiście jestem gotowy na tak poważny krok?
- Oczywiście, że tak! – Odparł mu wewnętrzny głos.
- Skąd ta pewność? – Spytał sceptycznie, nie wierząc, że się poddaje.
- Posłuchaj, Naruto. Już sama myśl, że niebawem skończycie dziewiętnaście lat i, że to dobry moment na kolejny krok w waszym wspólnym życiu, jest doskonałym dowodem na to, że jesteś gotów na ten krok bardziej niż kiedykolwiek. – Poparcie Kyuubiego dla swojego pomysłu, niezmiernie zaskoczyło i ucieszyło chłopaka, choć wciąż miał pewne wątpliwości.
- Ale czy to nie za wcześnie? Może lepiej jeszcze z tym poczekać?
- Jeśli teraz się poddasz i wycofasz, to później już nigdy się do tego nie zabierzesz. – Demon nie ustępował pola. – Zaufaj mi, Naruto. Wiem, co mówię. Istnieję na tym świecie już ponad dwa tysiące lat i nie jedno widziałem, i słyszałem.
Po jego słowach było słychać, że chciał jak najlepiej dla swojego nosiciela i nie było w tych radach nic podejrzanego. Lisi demon na prawdę zmienił się nie do poznania. Blondyn zaś nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Ten futrzak już nie jednokrotnie pozytywnie go zaskoczył i to było w tym wszystkim najlepsze. Stojąc u wejścia do jubilera, na twarzy Uzumakiego w jednej chwili pojawił się szeroki uśmiech, choć na tyle skromny, że nie powodujący zbędnych pytań, jakie mogłoby zadać otoczenie.
- Co ja bym bez ciebie zrobił… Co, Kyuu? – Westchnął Naruto i popchnął drzwi wchodząc do środka. Za szklaną komódką stał sprzedawca, który na jego widok od razu się uśmiechnął. Kiedy chłopak się do niego zbliżył, w duszy mu rozbrzmiała rozbawiona odpowiedź:
- Pewnie już dawno skończyłbyś w jakiejś norze, chowając się przed światem w obawie, że ktoś mógłby skrzywdzić twoją wypaczoną psychikę jeszcze bardziej.
- Ha. Ha. Ha... Bardzo śmieszne. – Blondyn udał obrażonego, słysząc ripostę demona, lecz tak na prawdę ubawił się nią, gdyż wiedział, że Lis sobie z niego zwyczajnie zażartował.
* * *
Kiedy wszedł do wynajętego pokoju, Sakura właśnie przeglądała zapas medykamentów z biodrowej torby. Widząc w wejściu ukochanego, momentalnie się do niego uśmiechnęła, na co chłopak odpowiedział w ten sam sposób, lecz jego uśmiech wydał się jej sztuczny, jakby wymuszony. Z oczu zaś patrzyła mu pustka, co jeszcze bardziej ją zmartwiło, ale niczego po sobie nie pokazała:
- I jak rozmowa z Mizukage-sama? – Spytała chcąc wybadać, co się stało.
- Nie dotarłem tam. – Odparł przygaszonym tonem i podszedł do łóżka, na krawędzi którego momentalnie spoczął.
- Dlaczego? Coś się stało?
Chłopak w odpowiedzi przelotnie na nią spojrzał, po czym gładkim ruchem sięgnął do torby uczepionej jego biodra i wyjął z niej zwój, jaki otrzymał od Saori. Chwilę się mu przyglądał, zastanawiając się, czy może go pokazywać komukolwiek, ale Sakura nie była kimś mu obcym, więc zaraz go jej podał.
- Co to? – Spytała.
- Przeczytaj.
Dziewczyna nic nie rozumiała, ale posłusznie odebrała rulon pergaminu i czym prędzej go rozwinęła. Zagłębiając się w lekturze, z każdym kolejnym słowem odczuwała silniejsze i szybsze bicie własnego serca. Gdy zaś dotarła do połowy tekstu, nogi się pod nią nagle ugięły i by upadła, lecz Uzumaki nie zgrzeszył brakiem refleksu. Błyskawicznie powstał i złapał ją w pasie, po czym usadowił obok siebie na krawędzi szerokiego posłania i zaczekał, aż kunoichi skończy. Kiedy po kilku minutach wreszcie to nastąpiło, medyczka ze łzami w oczach uwiesiła mu się na szyi, tuląc policzek do karku i cichutko jęknęła: – Kami-sama… – Tyle wystarczyło, by blondyn pojął, iż chyba dobrze zrobił pokazując tą wiadomość. Choć z drugiej strony, zaraz zwątpił. Czy nie lepiej było oszczędzić jej tego cierpienia? Po namyśle stwierdził, że chyba nie, bo i tak prędzej czy później, wszystkiego by się sama dowiedziała.
Jinchuuriki po chwili całkiem obrócił się do siedzącej obok medyczki i w pełni odwzajemnił jej uścisk. By ją nieco uspokoić, niczym małe dziecko, delikatnie pogłaskał ją po jej aksamitnie miękkich włosach, co zawsze strasznie się mu podobało i zapewne, nigdy mu się to nie znudzi. Jej cichutki szloch echem odbijał się mu w głowie, lecz na szczęście po kilku minutach w końcu ucichł i Naruto mógł odetchnąć. Nie, żeby mu to specjalnie przeszkadzało, bo rozumiał uczucia targające zielonooką, ale bez przesady. Śmierć to nieodłączna towarzyszka każdego szanującego się shinobi, o czym on i Sakura dobrze wiedzieli, i byli na nią przygotowani. Ale, czy na pewno?
- Co by było, gdyby Śmierć niespodziewanie przyszła do kogoś z nas? Na przykład, co Sakura by zrobiła dowiedziawszy się, że Mroczny Żniwiarz zabrał moją duszę? – Rozmyślał Naruto, nie przestając głaskać ukochaną po głowie, lecz zaraz skarcił się za taki ponury pogląd na przyszłość. – Nie! Nie mogę tak myśleć! To głupie! Przecież oboje jeszcze jesteśmy bardzo młodzi! Wciąż mamy przed sobą całe życie! Co prawda, pełne czyhających gdzieś tam niebezpieczeństw i problemów, ale co z tego, skoro chcemy spędzić je razem, hę? Czy jesteśmy gotowi na ten krok? Pytanie, czy JA jestem na niego gotów?
- Trzymajcie mnie, bo nie zdzierżę! – Blondyn usłyszał dobiegający go groźny warkot. – No, szlag mnie trafi! Ile jeszcze razy mam Ci powtarzać, że bardziej gotowy nie będziesz!? Spróbuj jeszcze raz mnie tu zamarudzić, zajęczeć, czy coś w ten deseń… To normalnie nie wiem, co Ci zrobię! Aż mnie skręca, by Ci łeb urwać! Grrr…! – Kyuubi chwilę sobie powarczał, poklął, a gdy już nieco ochłonął, dodał spokojnym, trochę podejrzliwym tonem: – A może ty się tego po prostu boisz? Wciąż tak biadolisz, bo nawet nie stać Cię, by się do tego przyznać? Hm?
- Ja? Bać się? Niby czego? Oświadczyn!?
- Tak, oświadczyn! Zbierasz się do tego już od jakiegoś czasu i chcesz to zrobić, ale wciąż masz wątpliwości, cały czas tylko się zastanawiasz, marudzisz, durne pytania zadajesz i nic nie robisz w tym względzie. Wniosek więc jest taki, że zwyczajnie boisz się związać z ukochaną Ci dziewczyną! Jesteś za słaby, by wyjść naprzeciw temu wyzwaniu! – Demon prychnął wściekle, po czym zaśmiał się gardłowo.
- Więc uważasz, że się boję!?
- TAK!!!
Tyle mu wystarczyło. Sugerowanie, że się boi oświadczyć ukochanej dziewczynie było szczytem wszystkiego. Czegoś tego kalibru Uzumaki nie mógł puścić płazem i w dodatku, miarka się przebrała. Stanowisko lisiego towarzysza broni sprawiło, że blondyn delikatnie odepchnął od siebie tulącą się do niego kunoichi, po czym poderwał się na nogi i zrobił kilka kroków po pokoju. Oddalił się od łóżka w stronę okna, a gdy się tam znalazł, zaklął siarczyście pod nosem. Był wściekły, choć prawie w ogóle nie pokazywał tego po sobie. Jedynymi oznakami tego stanu było mocno ściśnięte pięści.
Zaś na wpół leżąca na posłaniu medyczka, widząc dziwne zachowanie ukochanego od razu puściła w nie pamięć przykre wiadomości wyczytane z listu Itachi’ego, a słysząc złowrogo brzmiące przekleństwa rzucane przez blondyna, ponownie się zaniepokoiła. Co mogło wywołać jego złość? Spytała samą siebie i wstała, chcąc go jakoś uspokoić, pocieszyć i dowiedzieć się więcej na ten temat, lecz gdy się zbliżyła, ten niespodziewanie się odwrócił i uklęknął przed nią na prawe kolano. W blasku pomarańczowo-czerwonych promieni zachodzącego już słońca, ku zaskoczeniu i lekkiej dezorientacji zielonookiej, sięgnął ręką do torby uczepionej na biodrze i wyciągnął z niej malutkie zawiniątko, które szybko rozpakował. Okazało się nim beżowe pudełeczko o nieco zaokrąglonych krawędziach. Naruto spojrzał na zarumienioną kunoichi i podsuwając pudełeczko do góry oraz je otwierając, powiedział dostojnym głosem:
- Haruno Sakura, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
We wnętrzu drobnego futerału wyłożonego watą i materiałem, osadzony był złoty pierścionek z dużym brylantem po środku i dwoma mniejszymi po bokach. Dziewczyna patrzyła na niego z niemałym zachwytem, ale i niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć, że blondyn w czasie trwania misji rangi A, postanowił i odważył się jej oświadczyć, tym samym pieczętując wyznane lata temu uczucie. Nie wiedziała, co się z nią działo. Czuła przyspieszone bicie własnego serca i rosnące gorąco na policzkach. Wszystko działo się tak szybko. Spontanicznie. Bez głębszego przemyślenia sprawy. Była bliska niemal omdlenia, ale trzymała się twardo. Widziała ostro zarysowane zdecydowanie w oczach klęczącego przed nią chłopaka. Miała świadomość, że od tej chwili jej życie ulegnie całkowitej zmianie, ale nie dbała o to zbytnio. Ważne, że wreszcie doczekała się tej chwili i aby nie trzymać blondyna dłużej w niepewności, serdecznie i czule się do niego uśmiechnęła, po czym dotknęła jego policzka i odparła przez lekko ściśnięte gardło:
- U…Uzumaki Naruto, z…z całego serca tego pragnę.
Jinchuuriki od razu się podniósł i nieco spięty, założył pierścionek na serdeczny palec lewej ręki, przyszłej pani Uzumaki. Kiedy spojrzał jej w oczy, nie wytrzymała. Rzuciła się na niego powalając na ziemie. Nie bacząc, czy nic mu się nie stało, przywarła wargami do jego ust, namiętnie go całując. Ich języki momentalnie złączyły się w szaleńczej walce o dominację i tańczyły tak, dopóki ich właścicielom nie zabrakło powietrza. Haruno odkleiła się od blondyna i podparła na wyprostowanych ramionach, po czym zagłębiła się w błękicie jego oczu. Z każdą chwilą miała coraz większą ochotę utonąć w tym morzu pragnień, rozpłynąć się w purpurze jego ust. Przybliżyła się do niego bardziej, aby poczuć żar pożądania w jego ramionach. Przygryzając dolną wargę, przeczesała jego włosy rozcapierzonymi palcami, po czym zjechała nimi po skroni i następnie policzku do ust, które dotknęła opuszkami. Rozchylając je lekko, uśmiechnęła się zalotnie i zamruczała drapieżnie. Dla Naruto był to jasny sygnał, że kunoichi domagała się kontynuacji rozpoczętej… gry wstępnej.
W takim wypadku nie pozwolił jej dłużej czekać. Uśmiechnął się tajemniczo i zgrabnym ruchem rąk przewrócił różowowłosą na plecy, po czym szybko się podniósł z ukochaną na ramionach. Dziewczyna chciała zaprotestować, lecz już po chwili poczuła pod sobą miękki materac. Kosmki włosów leniwie opadły jej na oczy, więc nie widziała, co robił blondyn. Gdy je odgarnęła dostrzegła, jak chłopak właśnie rozpinał własną kamizelkę, którą momentalnie zrzucił w kąt pomieszczenia. To samo zrobił z bluzą. Będąc już w samych spodniach i koszule z krótkim rękawkiem, zbliżył się do niej z błyskiem w oku. Ponownie złączyli się w namiętnym, choć krótkim całusie, gdyż Uzumaki przeszedł do obsypywania jej szyi gradem pocałunków:
- Na-Naruto-kun… łas-łaskoczesz. – Sakura zachichotała cichutko.
Blondyn nie przestawał wykonywania swojego zabiegu. Schodził coraz niżej i niżej, po drodze powoli rozpinając bluzkę i całując każdy nowo odkryty fragment ciała kunoichi. Sakura całkowicie poddała się pieszczotom ukochanego. Z początku niewinne i delikatne pocałunki, które trochę ją łaskotały, wkrótce przerodziły się w coraz bardziej zachłanne. Czuła, jak z każdym kolejnym wzrastało jej podniecenie. Westchnęła przeciągle, gdy poczuła usta na swoim biuście, okrytym jasnoróżowym, koronkowym stanikiem. Jego dłoń muskała skórę, po czym przeszła na plecy, pnąc się pomału ku górze. Zaczepił o zapięcie biustonosza, ale go nie rozpiął, gdyż zaraz szybko cofnął rękę, która spoczęła na jej obnażonym udzie. Jego wargi przywarły do jej brzucha ignorując tym samym dwa rozkoszne wzgórza.
Taki obrót sprawy nie spodobał się Sakurze, ale szybko zmieniła zdanie. Jej ciało prawie spłonęło, gdy język Uzumakiego przejechał po jej brzuchu, aby na końcu nakreślić wilgotną dróżkę na granicy spódniczki. Jego palce sunęły po udzie, centymetr za centymetrem. Wpełzły pod skrawek materiału i jednym zgrabnym ruchem pozbawiły ją spodenek. Te wszystkie zabiegi doprowadziło dziewczynę niemalże do szaleństwa. Szczególnie, gdy blondyn zębami ściągnął z niej resztę dolnej części garderoby, pozostawiając ją tym samym jedynie w stringach również jasnoróżowego koloru. Nie potrafiła dłużej wytrzymać. Miała dość tych gierek. Pragnęła czegoś więcej, więc przyciągnęła niebieskookiego za koszulkę do góry i zatopiła się w jego ustach. Całowali się bez opamiętania, niemal na bezdechu. W międzyczasie różowowłosa w końcu ściągnęła z niego T-shirt i zgrabnym ruchem ciała tak go przekręciła, że znalazła się na górze. Krótką chwilę patrzyła mu prosto w oczy z błąkającym się na ustach kpiącym uśmieszkiem, po czym nachyliła się i szepnęła do ucha:
- Teraz moja kolej.
Przygryzła lekko jego małżowinę, po czym zaczęła składać pocałunki na szyi, by w końcu przyssać się mocniej, nieco nad obojczykiem i pozostawić tam czerwoną malinkę. Chłopak syknął przeciągle, lecz jej nie odepchnął, ani nie zrobił niczego, co by się mogło jej nie spodobać. Nie zważając na jęki partnera, Sakura schodziła coraz niżej, opierając się na jego muskularnej klatce piersiowej i jedną nogą z każdym ruchem niebezpiecznie ocierała się o krocze chłopaka. Kiedy spojrzała na blondyna, ten patrzył na nią płomiennym wzrokiem. Wyraźnie ledwo powstrzymywał się, by nie rzucić się na nią, jak jakaś bestia. Ten fakt niezmiernie ją rozbawił, ale jednocześnie jeszcze bardziej pobudził do działania. Zaczęła bawić się jego sutkami. Na początku je tylko szczypała czerpiąc satysfakcje z błogiej miny kochanka. Jednak szybko się jej to znudziło i postanowiła posunąć się dalej. Delikatnie przygryzła jeden z nich zębami, by nie zabolało zbytnio. To jednak starczyło, aby Naruto jęknął przeciągle. Zacisnął dłonie na pościeli, starając się powstrzymać żądzę, jaka teraz nim targała. Medyczka nie zaprzestawała swoich działań. Zjechała pomału dłonią po torsie przez brzuch, aż zatrzymała się na spodniach. Z początku zaczęła się droczyć z Uzumakim, wsuwając dłoń pod jego dolną część garderoby, ale tylko na długość palców. Drażniła opuszkami skórę i wsłuchiwała się w błogie westchnięcia niebieskookiego. 
- Sa-Sakura-chan… Nie… Nie drażnij się ze mną. – Ledwo wydyszał. 
To, co teraz działo się z blondynem strasznie ją podniecało. Jego słowa mieszały się z cichutkim pojękiwaniem. Głowę miał wyciągniętą w tył, a oczy przymrużone. Nie potrafiła już się powstrzymać. Chciała jak najszybciej pozbyć się dolnej części jego garderoby. Niestety pasek stawiał dość silny opór i dopiero po kilku minutach go rozpięła, rozsunęła zamek rozporka, niemal przy tym urywając guzik, zsunęła spodnie do kostek i następnie na podłogę zaraz pod łóżkiem. Jej oczom ukazały się czarne bokserki w pomarańczowe serduszka, które teraz bardzo ciasno opinały jego wymodelowane pośladki. Przez chwilę z wypiekami na twarzy przyglądała się temu zjawisku. Do świata realnego przywrócił ją Naruto, który usiadł podparty na lewej ręce. Wolną dłonią ujął jej brodę i skierował twarz w swoją stronę, po czym złożył na ustach namiętny i zachłanny pocałunek. Odwzajemniła go, ale szybko przerwała popychając ukochanego na poduszki. Usiadła na nim okrakiem i zdjęła swój jasnoróżowy stanik, odrzucając go za siebie. Kiedy blondyn ujrzał te dwa dorodne cuda natury, nie wytrzymał. Wstąpił w niego dziki zwierz, rodem z najgłębszych zakamarków jego duszy. Niemalże rzucił Haruno na miękkie posłanie, przylgnął do niej i wpił w jej delikatne usta…
Z pokoju dwojga kochanków jeszcze przez pół nocy dochodziły różne podnoszące ciśnienie odgłosy, jednakże nikt nie odważył się ich przerwać czy ukrócić. Taka bierność właściciela i innych mieszkańców motelu powstała za sprawą przerażająco wyglądających Samurajów w pomarańczowych zbrojach, jacy pojawili się na korytarzu pierwszego piętra, w sali z barem i na dachu budynku, nim wszystko się rozpoczęło.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

198. Legenda, ale żywa


<<< Odcinek ukazał się 29 października 2011 roku >>>



- Ochrona? Jaka znowu ochrona?
Spytał Kazuki, gorączkowo rozglądając się we wszystkich możliwych kierunkach. Patrzył nawet na konary drzew i pod własne buty. Jego zainteresowanie udzieliło się stojącemu obok Yosuke, który także zaczął się rozglądać w koło, lecz gdy nie znalazł odpowiedzi na pytanie przyjaciela, przestał się miotać i zawiesił wzrok na błękitnookim oraz wiszącej na jego ramieniu, pannie Haruno.
- O czym ty mówisz? – Spytała zielonooka, lecz widząc jego wymowne spojrzenie, od razu wszystko zrozumiała i „zeszła” z jego barku, rzucając w powietrze pełnym wyczuwalnej trwogi i zawodu głosem: – Och, ta ochrona.
W tym samym momencie zapanowała tak głucha cisza, że aż przerażająca. Nawet wiatr przestał gwizdać i szeleść liśćmi drzew oraz umilkły siedzące na nich ptaki. Zdawało się, jakby ciche stwierdzenie różowowłosej medyczki wywołało to wszystko.
- Uzumaki Naruto!
Ostry ton jounina Mgły wszystkich zaraz przywrócił do porządku, a zwłaszcza sprawcę całego zamieszania w uzyskiwaniu prawdy, który stanął wyprostowany niczym napięta struna. Zadzierając głowę do góry, blondyn po chwili uświadomił sobie, że przecież nie musi stać na baczność, bo niby z jakiej racji, więc szybko rozluźnił napięte mięśnie. Wypuściwszy z płuc wstrzymywane powietrze, po chwili ponownie usłyszał głos tego samego mężczyzny:
- Jeśli mam Ci zaufać, wpierw Ty musisz wykazać się zaufaniem wobec nas, shinobi obcego kraju. Pewnie uważasz, że cokolwiek nam powiesz, to zaraz wykorzystamy to przeciwko tobie lub twoim bliskim, byle tylko zyskać nad wami przewagę, gdyby doszło między naszymi wioskami do nieporozumienia. Otóż, nie. Wiedz, że obecnie pragnę jedynie zapewnienia bezpieczeństwa moim podopiecznym, których tu widzisz. Ako, Yosuke, Kazuki i ja, Shoji Nagawa, jeśli tylko nam zaufasz, możemy zostać twoimi najwierniejszymi sojusznikami. – Białowłosy, choć niezdolny do walki, gdyby zaszła taka potrzeba, w gębie wciąż był mocny i wiedział, jak się przemawia. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę jesteś oraz mniej więcej znam twoje możliwości i słabości, lecz póki nie zdradzisz mi, kim jest ta nasza ochrona, to nigdy nie dojdziemy do pozytywnych relacji między sobą. To jak będzie?
Wszyscy blondyni milczeli, a zwłaszcza ten prawdziwy. Już od dawien dawna nikt w ten sposób do niego nie mówił. Wahał się przed podjęciem tej właściwej decyzji. Po części bał się mu zaufać, lecz po namyśle stwierdził, że jeśli chce, by odnosili się do niego z sympatią, to nie powinien dłużej zwlekać z wyjaśnieniem całej sytuacji. Odetchnął głębiej i spojrzał na stojącą obok Sakurę, która w odpowiedzi posłała mu serdeczny uśmiech.
- Czy znasz opowieści o armii Upiornych Samurajów, co kiedyś chodzili po tym świecie i siali autentyczne przerażenie w ludzkich sercach, Nagawa-san? – Naruto ponownie utkwił surowe spojrzenie w twarzy swego rozmówcy.
- Tak, słyszałem, ale to przecież tylko legenda. Bajeczka, którą matki straszyły niesforne dzieci. – Shoji zaśmiał się gardłowo, lecz momentalnie zamilkł czując w piersi przeszywające kłucie. Kiedy odkaszlnął krwią paskudząc bandaże oplatające klatkę, różowowłosa od razu do niego podbiegła.
- Czyżby? – Blondyn dalej pytał. – Tylko… legenda?
Mężczyzna opanował oddech i kaszel na tyle, by na niego spojrzeć i w tej sekundzie o czymś sobie przypomniał. Rozmowa z Mizukage-sama z przed kilku miesięcy. Kiedy został wezwany do biura, w środku zastał niemal wszystkich swoich przyjaciół i kolegów po fachu, również służących wiosce w randze Jounina. Mei-sama powiedziała im wtedy o jednej, bardzo ważnej rzeczy, jaką wyczytała z raportów szpiegowskich na temat jednego z shinobi Ukrytego Liścia. Wyjaśniła im, że jeśli kiedykolwiek spotkają Naruto Uzumaki na swojej drodze, to mają zrobić wszystko, co w ich mocy, by ten chłopak stał się ich przyjacielem, potem zaś sojusznikiem. Spytana, dlaczego? Odpowiedziała: „Ponieważ Naruto ma za sobą pięćdziesiąt tysięczną armię Upiornych Samurajów, co kiedyś, jeszcze grubo przed pierwszą Wielką Wojną Shinobi panoszyli się w świecie, zasiewając przerażenie w ludzkich sercach.”
Od tamtego spotkania minęło trochę czasu i jak dotąd nikt, żaden genin, chuunin czy nawet jounin Kiri-Gakure no Sato w trakcie wykonywania zadań nie napotkał na swojej drodze Naruto Uzumakiego, by móc potwierdzić, jak się uważało, ten absurdalny sygnał o Upiornych Samurajach. Najstarsi mieszkańcy mówili, że to bajka stworzony, by straszyć nią małe, niesforne dzieci. Używano jej zazwyczaj, gdy takie dziecko próbowało wszystkich przekonać, że już się nie boi ciemności, wiec też nie ma powodu, dla którego miałoby nie pójść do lasu za domem. Zabieg opowiadania, że za rogiem czają się Upiorni Samurajowie rodem z najczarniejszych sennych koszmarów, zwykle spełniał swoją rolę. Jednakże, teraz cała ta legenda zdawała się być najprawdziwsza w świecie. Shoji miał tego farta, że w końcu spotkał sławnego Naruto Uzumaki i wedle zaleceń swojej przełożonej, próbował się z nim zaprzyjaźnić. Z początku wszystko szło gładko, lecz gdy ten wspomniał o jakiejś ochronie… Właśnie! Ochrona!
* * *
Kiedy wieczorem dnia poprzedniego Gaara nie wrócił do domu na kolację, brunetka krzątająca się w kuchni ich wspólnego domu, w pierwszym momencie pomyślała, że pewnie coś ważnego zatrzymało go w biurze. Lecz gdy rano wstała, a jego wciąż nie było, zaczęła się poważnie martwić. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło, choć byli ze sobą dopiero od pół roku. Jeszcze nie przyzwyczaiła się do jego nieco sztywnego i zimnego usposobienia, ale i tak bardzo go kochała. I wcale jej ani nie przeszkadzało, ani nie przerażało, że był Jinchuuriki. Wiedziała, że coś dla niego znaczyła, więc nie mógłby jej skrzywdzić. A przynajmniej miała taką nadzieję. Lecz, jak było w rzeczywistości, to tylko sam zainteresowany znał odpowiedź.
Matsuri krążyła po domu bez konkretnego celu, martwiąc się coraz bardziej. W którymś momencie w głowie zaczęły się jej pojawiać różne dziwne myśli i skojarzenia. Nie wrócił, to musiało coś się stać, a ona jak zwykle była tą najgorzej poinformowaną. Przecież mieszkała z samym Kazekage, więc chyba powinna wiedzieć, co się z nim działo i o jakiej godzinie, gdzie był! Ale oczywiście, nie. Nic nie wiedziała na ten czy inny temat, kompletnie nic. I ta nie wiedza tak bardzo jej w tej chwili przeszkadzała i ją męczyła, że dziewczyna była bliska niemal rozpłakać się, byle tylko wrócił do domu, gdy nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi. To był dla niej sygnał, że jednak coś się stało i teraz przyszli jej o tym powiedzieć. Słysząc kolejny huk dobijania się, Kunoichi szybko się ogarnęła, wytarła łzy, uspokoiła nerwy na tyle, by się nie rozpłakać i poszła do holu otworzyć. Gdy tylko to zrobiła, silnym ruchem została odepchnięta do tyłu i przygwożdżona do ściany. W następnej sekundzie poczuła na gardle jakieś ostrze:
- Gdzie on jest!? – Usłyszała krzyk agresora.
- K-kto??? – Wysapała, starając się ruszać głową jak najmniej, bo inaczej groziło jej poderżnięcie gardła. Kiedy nie padła żadna odpowiedź ze strony napastnika, dziewczyna spróbowała na niego spojrzeć i momentalnie oniemiała. Zaatakował ją członek elitarnych służb szybkiego reagowania, ANBU. W domu zaś usłyszała pośpieszną krzątaninę jeszcze kilku innych osób. Zaraz pomyślała, że to pozostali członkowie tak zacnej grupy. Pewnie przeczesywali dom, tylko… Czego lub kogo szukali?
- Zostawcie, ją! Ona nic nie wie! – Po chwili od wejścia dało się słyszeć stanowczy głos. Zamaskowany mężczyzna w mgnieniu oka rozluźnił uścisk i wkrótce puścił Matsuri, po czym jak szybko się pojawił, tak też szybko zniknął. Dziewczyna odetchnęła z ulgą podnosząc dziękczynne spojrzenie na swojego wybawcę, którym okazał się być starszy brat Kazekage, Kankuro.
- Co się stało? – Spytała nie chcąc wymawiać tego, co było według niej oczywistym powodem takiego poruszenia wśród sił specjalnych Suna-Gakure no Sato. – Dlaczego ANBU sprawdza wszystkie domy w okolicy?
- Kazekage gdzieś zniknął. Starsi przed sekundą ogłosili alarm II stopnia i rozkazali pełną mobilizację wszystkich naszych sił. Wszelkie misje zostały anulowane, shinobi ściągani są z powrotem do wioski, by przygotować się na nową, dużo poważniejszą wyprawę. – Wyjaśnił smutnym, choć śmiertelnie poważnym głosem. Widząc szok wymalowany na jej twarzy, dodał: – Jeszcze wczoraj przed południem, Gaara przyszedł do mnie, do biura i osobiście zażądał przysłania do jego gabinetu trzydziestu moich najlepszych ludzi. Już samą tą wizytą wydawał się jakiś nie swój i nie podejrzewaliśmy, że ktoś mógłby za tym wszystkim stać.
- A stał? Niby kto taki?
- Tego nie wiemy, ale jedno jest pewne. Ktokolwiek to był, doskonale wiedział co robi i był w tym cholernie dobry, bo nikt, aż do teraz nie zorientował się, że coś mogło być nie w porządku z Gaarą. Podejrzewamy, że mogą za tym wszystkim stać nasi najgorsi wrogowie. – Kankuro potarł skronie zmęczonym ruchem ręki. Kolejne słowa ugrzęzły mu w gardle. Nie mógł i nie chciał ich wymawiać. To było zbyt bolesne. Na swoje szczęście lub nieszczęście, kto inny go w tym wyręczył:
- Akatsuki! – Matsuri krzyknęła przerażona.
No i w końcu ziściły się wszystkie najczarniejsze koszmary senne związane z osobą czerwonowłosego członka piaskowej społeczności, Jinchuuriki Ichibi no Shukaku. Mroczne wizje, jakie czasem śniły się jego najbliższemu rodzeństwu.
* * *
Blondyn widział, jak z każdą następną minutą zmieniała się mimika twarzy białowłosego jounina, który prawdopodobnie właśnie sobie o czymś przypomniał i chyba nie było to nic przyjemnego. Z drugiej zaś strony, gdy tamten zamrugał kilkakrotnie, a w jego piwnych oczach zalśniło zdumienie, Naruto już nie miał wątpliwości, co mężczyzna sobie uświadomił.
- Zatem, ONI istnieją?
Spytał Shoji wciąż nie wierząc własnym uszom. Gdy Uzumaki kiwną głową w geście potwierdzenia tych domysłów, mężczyzna w trymiga poczuł na karku gęsią skórkę. Zimny dreszcz, jaki chwilę potem przeszył go po plecach, tylko spotęgował wrażenie strachu przed tymi… zjawami. Słysząc niezidentyfikowany szelest za plecami, jounin Mgły gwałtownie przekręcił się w noszach, niemal z nich spadając. Jak się zaraz okazało, to było tylko wystraszone ptactwo. Charakterystyczny świst towarzyszący powolnemu wypuszczaniu wstrzymanego powietrza, powiedział Naruto, iż jego rozmówca zaczął przejawiać lekką paranoję na punkcie spotkania Upiornych Samurajów. Obserwowanie, jak mężczyzna szukał czegoś wzrokiem w konarach pobliskich drzew, bardzo bawiło blondyna. Chłopak zaczął zastanawiać się, czy może sprawdzić reakcję Nagawy i wezwać Zbrojnych do siebie, lecz negatywny pomruk z wnętrza duszy błyskawicznie sprowadził go na ziemię:
- Ciebie to bawi, a ten gość zapewne jest już bliski zawału. – To był Kyuubi. – Lepiej zrobisz, jak skończysz wreszcie tę farsę i sprawdzisz, czy droga przed wami jest bezpieczna. Stercząc tutaj, jak kołek i nabijając się z czyjejś bojaźliwości, nigdy nie skończysz tej misji!
- Daj że spokój, Kyuu. Czy już pobawić się nie mogę?
- Nie czyimś kosztem! – Warknął demon. – Rozumiem, jakby to był nasz śmiertelny wróg, to wtedy mógłbyś sobie spokojnie z niego drwić i się śmiać, patrząc, jak ten robi w portki na samą wzmiankę o Upiornych, lecz nie, gdy to nasi sojusznicy! Takie zachowanie nie przystoi poważnemu shinobi!
- A ciebie, co ugryzło?
- Nic. Po prostu mam już dość tej twojej błazenady.
Blondyn nic więcej już nie powiedział. Postawa Kyuubiego nieco go zaskoczyła, lecz Lis miał całkowitą rację. Swoim dotychczasowym zachowaniem jasno pokazał, że za nic miał nowo poznanych ludzi. Może i nie robił tego celowo, to jednak cały czas sobie z nich drwił, przez co teraz, gdy mieszkaniec jego duszy wyraził swoje zdanie na ten temat, poczuł się z tym wszystkim bardzo źle.
- Naruto? Co Ci jest? – Spytała stojąca opodal Sakura. Dziewczyna widząc jednoznaczną zmianę w kondycji psychicznej blondyna, jaka przejawiła się nagłym uwypukleniem się smutku na jego twarzy, poważnie się tym zaniepokoiła. Chcąc wybadać, co się stało, by może móc mu jakoś pomóc, powoli do niego podeszła. – Powiesz mi?
Chłopak podniósł na nią wzrok, po czym przeniósł go na białowłosego jounina Kiri, który bacznie się mu przyglądał. Pewnie też zauważył nagłą zmianę w jego… zachowaniu i w tym momencie Uzumaki poczuł w głowie delikatny impuls elektryczny mówiący mu, że posłane przodem klony właśnie zniknęły, przesyłając mu w ten sposób zdobyte informacje o okolicy przed nimi. Jinchuuriki już wiedział, że droga, którą zamierzali dalej iść, na całe szczęście była pozbawiona jakichkolwiek przeszkód. Żadnych bandytów, czy innych rzezimieszków, czających się po krzakach. Czując na karku czyjś oddech, chłopak błyskawicznie otrzeźwiał.
- Sakura-chan, to łaskocze!
- Wiem, ale nie reagowałeś, to… To był jedyny sposób, byś się obudził. – Kunoichi zaśmiała się perliście, po czym ucałowała go w policzek. – To jak, czy teraz powiesz, co się stało, że tak nagle posmutniałeś?
- Hai, hai… Pewien Dziewięcioogoniasty ważniak zbeształ mnie za bawienie się kosztem bojaźliwości nowo poznanych sojuszników. – Blondyn wskazał na Nagawe lekko się uśmiechając i usłyszał w swojej duszy kolejny niezadowolony pomruk, który zignorował. – A odpowiadając na twoje pytanie i stwierdzenie zarazem, Shoji-san, Upiorni Samurajowie rzeczywiście istnieją i obecnie, kilku z nich pełni rolę naszej osobistej ochrony.
- Tak też coś podejrzewałem. – Odparł tamten, popadając na chwilę w zadumę. Myśl, że gdzieś tam w zaroślach czekają z rozkazem pilnowania ich, sami legendarni Samurajowie Upiornej Armii z czasów jeszcze pierwszych Hokage, Tsuchikage, Mizukage czy Raikage sprawiła, że mężczyzna na powrót się rozluźnił, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. Lecz to było tylko powierzchowne zachowanie. Wewnątrz Nagawa wciąż pozostawał pełen obaw. W końcu znał historie o ich bezwzględnym okrucieństwie i brutalności w rozprawianiu się ze swoimi wrogami. To samo tyczyło się osoby stojącego opodal, Uzumakiego. Kiedy ten wpadał we wściekłość, tak przynajmniej mówiły o nim raporty szpiegowskie, był równie niebezpieczny, co służący mu żołnierze.
- Ach, zapomniałbym. – Ciszę ponownie przerwał Naruto. Wszyscy od razu zawiesili na nim wzrok. – Posłane przodem klony już się odmeldowały. Droga przed nami jest bezpieczna.
* * *
Ptaki radośnie świergotały, liście na wietrze szeleściły, gdzieś w oddali słychać było łoskot wody płynącej rwącym potokiem przez las. Grupka dziesięciu osób, w tym pięciu jednakowo wyglądających blondynów, przemieszczała się udeptaną ścieżką w wyznaczonym przez leżącego na noszach mężczyznę, kierunku. Nikt nic nie mówił. Troję geninów idących na przedzie, co jakiś czas rozglądało się dookoła, jakby w obawie przed spotkaniem gdzieś tam czekających Zbrojnych. Kilka metrów za nimi kroczył ten prawdziwy Uzumaki i cztery jego klony niosące rannego shinobi Kiri, który chyba w końcu poddał się ciągłemu uczuciu bólu w piersi i teraz odpoczywał, trzymając zamknięte powieki. Nagawa zwyczajnie zasnął, co tylko pozwoliło blondynowi w końcu odetchnąć.
Przez cały czas, odkąd ruszyli dalej, białowłosy zamęczał go pytaniami o Upiornych. To, jak wyglądali, jakie umiejętności posiadali, czy rzeczywiście byli tak potężni, jak mówiono i tym podobne. Gdyby mężczyzna w końcu nie zamilkł, Naruto pewnie puściłyby nerwy. Ale na szczęście, tak się nie stało i teraz jedynym, co zakłócało mu tok myślenia, był szelest liści na wietrze. Chłopak zamknął oczy, by oczyścić umysł i wsłuchać się w ten kojący nerwy odgłos, gdy po chwili poczuł, jak ktoś delikatnie szarpie go za rękaw bluzy. Otwarłszy powieki, dostrzegł obok siebie różowowłosą kunoichi.
- Chciałam spytać o… Upiornych. – Spytała, jednocześnie chwytając go za rękę. Kiedy nic nie powiedział, Sakura odetchnęła głębiej i kontynuowała: – Po waszej ostatniej rozmowie myślałam, że jakiś czas nie będziesz korzystał z ich usług, a tu nagle okazuje się, że kilku z nich już teraz pełni rolę naszej ochrony. Pytanie, dlaczego tak szybko?
- Uznałem, iż dwa dni przerwy wystarczą na oswojenie się z moimi żądaniami. – Chłopak się uśmiechnął. – Teraz zaś wezwałem ich celem sprawdzenia, czy mój wykład coś zdziałał. Czy wreszcie żołnierze wykonają moje rozkazy, tak jakbym… tego… chciał?
Naruto zająknął się na końcu myśli, gdyż właśnie wyszli z leśnej ścieżki na szeroki trakt wiodący wprost ku głównej bramie wioski Ukrytej Mgły, gdzie od razu ich zauważono. Nie minęła nawet sekunda, jak pod masywnymi wrotami zaczęło robić się tłoczno od shinobi Kiri.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

197. Zmiana strategii

Poniższa notka została zadedykowana czytelnikowi Yogi.



<<< Odcinek ukazał się 16 października 2011 roku >>>



Nie mogąc zrozumieć naprawdę podejrzanego zachowania przyjaciela, Yosuke spojrzał w stronę blondwłosego shinobi, któremu zawdzięczał życie, a który w jakiś sposób przeraził jego kompana na śmierć. Gdy tamten odwzajemnił jego spojrzenie, chłopak nadal nie widział powodu, dla którego Kazuki miałby się go obawiać. Natłok myśli sprawił, że genin Kiri-Gakure nie widząc odpowiedzi na cisnące się pytania, szybko uznał, iż blady kolega po prostu przesadza i już wystarczy tej błazenady z jego strony. Nie kontrolując swoich odruchów, Yosuke zamachnął się i zdzielił przyjaciela z liścia w twarz:
- Powiesz wreszcie, co Ci się stało!?
Kazuki bez słowa podniósł się i rozmasowując brutalnie potraktowany policzek, rzucił kumplowi złowrogie spojrzenie, po czym przeniósł je na blondyna. Chwilę się mu przyglądał i gdy był już pewny, że tamten wyglądał zupełnie normalnie, odetchnął z błogosławioną ulgą.
- Przepraszam. Chyba musiało mi się coś przywidzieć… – Zaczął niepewnie, jakby zastanawiał się, czy rzeczywiście tylko mu się wydawało, że widział to, co widział. Kiedy minutę potem znów się zawahał, coś nim drgnęło. – Sensei…
- Słucham? – Ożywił się jounin Mgły.
- Przypomnisz mi, jak brzmiał ostatni rozkaz Mizukage-sama?
Białowłosy mężczyzna zdziwił się niezmiernie, ale momentalnie popadł w zadumę, nie bardzo rozumiejąc, co jego podopieczny chciał osiągnąć. Dobrze wiedział, że chłopak ma świetną pamięć do usłyszanych kiedykolwiek informacji, więc dlaczego teraz poprosił o wspomnienie rozmowy z Mei*, jaką odbyli przed wyruszeniem na misję? Odpowiedź na postawione sobie pytanie przyszła, gdy Shoji przywołał przed oczy tamto spotkanie. Rozumiejąc już, w czym rzecz, jounin Mgły spojrzał wpierw na Naruto, a potem po kolei po twarzach swoich uczniów:
- Kazuki, Yosuke, Ako… Dla przypomnienia, Godaime Mizukage-sama powiedziała, że gdybyśmy w czasie wykonywania powierzonego nam zadania przypadkiem spotkali Uzumaki Naruto z Konoha-Gakure no Sato, to mamy ominąć go szerokim łukiem. Jeśli zaś ominięcie go nie będzie możliwe, to kategorycznie zabrania się wchodzenia z nim w jakikolwiek konflikt czy inne spory. – Mężczyzna z delikatnym uśmiechem odnotował rosnące zdumienie na twarzy siedzącego opodal Naruto. Kiedy młodzież pochłonęła usłyszane słowa, po chwili kontynuował. – Terumi-sama zastrzegła, że konflikt zbrojny z tym shinobi to ostatnia rzecz, jakiej mogłaby sobie życzyć.
Jak tylko skończył zapadła przejmująca cisza, którą jedynie zakłócał koncert cykad w pobliskiej kępie trawy i trzask pękających pęcherzyków tlenu w płonącym ognisku. Oczy wszystkich członków drużyny z Kiri-Gakure zwrócone były teraz na błękitnookiego jounina, który nie bardzo wiedział, co powinien zrobić w takiej sytuacji. Jak zareagować na usłyszane wieści? Co przywódca wioski Ukrytej Mgły miał na myśli zakazując zbliżania się do niego? Czy było to spowodowane wystawieniem nagrody za jego głowę? A może fakt, iż dowodził armią nieugiętych i niepokonanych, Upiornych Samurajów? Bądź też z racji, iż był Jinchuuriki najpotężniejszego w świecie, Bijuu? – Fala niekontrolowanych myśli zalała umysł blondyna przyprawiając go o prawdziwy zawrót głowy.
- Dlaczego tak mi się przyglądacie?
W końcu się odezwał, każdemu rzucając krótkie spojrzenie. W fioletowych tęczówkach Ako dostrzegł pełne zdumienie, Yosuke wyglądał, jakby nie wiele rozumiał z rozgrywającej się właśnie sytuacji, Kazuki zaś już się chyba go nie bał i tylko szelmowsko się uśmiechał, co jemu samemu się nie podobało. Ostatni z shinobi Kiri patrzył na Naruto tak, jakby nie wierzył własnym oczom i właśnie sobie coś uświadomił.
- To o tobie mówiła Mizukage-sama. – Jako pierwsza odezwała się Ako. – Nazywasz się Naruto? Naruto Uzumaki?
Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową i wstał z miejsca, które zajmował przez ostatnie godziny. Czując lekkie odrętwienie kończyn oraz pleców, przeciągnął się leniwie, jakby dopiero co wstał z twardego posłania, wyrwany z błogiego snu. Rozprostowawszy kości, blondyn oddalił się w zamyśleniu od obozowiska na tyle, że wciąż pozostawał w polu widzenia obserwujących go ludzi. Co teraz zrobi? Gdy już się wydało kim jest? Zastanawiała się Sakura. Chociaż to, kim był naprawdę, żadne z shinobi Kiri jeszcze nie powiedziało. Zatem, jaka będzie prawdziwa reakcja Naruto? Haruno miała cichą nadzieję, że jej ukochany nie zrobi teraz nic szalonego czy nieodpowiedniego do sytuacji. Powinien co najwyżej wybadać, ile i jakie informacje o nim posiadali.
Uzumaki po chwili wrócił do ogniska, a jego oblicze było pochmurne.
- Dobra. – Zaczął, stając w miejscu z założonymi na piersi ramionami. – Skoro już się domyśliliście, kim jestem, to mam parę pytań.
- Słuchamy. – Odparł Shoji-san.
- Co o mnie wiecie?
- Tyle, ile można wyczytać z raportów szpiegowskich i plakatów rozwieszonych w naszej wiosce. – Widząc, że taka odpowiedź nie zadowoliła Naruto, mężczyzna zaraz sprecyzował: – Czyli, ile masz lat, jak wyglądasz, na jakim poziomie są twoje umiejętności i takie tam. Aha i jeszcze to, że jesteś Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune, co już samo w sobie tłumaczy, dlaczego Terumi-sama zabroniła prowadzić z tobą jakąkolwiek walkę.
- To wszystko? – Spytał, a jounin Mgły kiwną głową z aprobatą. – Rozumiem. Chociaż, to że jestem nosicielem lisiego demona chyba was ode mnie nie odstrasza? Bo jeśli dobrze pamiętam z lekcji w Akademii… Kiri-Gakure też kiedyś miała swojego Jinchuuriki?
- To prawda, mieliśmy kiedyś własnego Jinchuuriki, lecz któregoś dnia Akatsuki go dopadło i wszyscy mieszkańcy od razu odetchnęli z ulgą, że się tak wyrażę.
Jounin Mgły uśmiechnął się blado widząc grobową powagę na twarzy swego rozmówcy. Totalny brak, nawet cienia uśmiechu uświadomił mężczyznę, że właśnie wstąpił na cienki lód. Wystarczy, że powie coś nie tak na temat bycia nosicielem, a jego życie szybko się zakończy. Takie przynajmniej miał wrażenie. Co zaś tyczyło się samego Naruto, milczenie chłopaka bardzo go niepokoiło. Shoji przełkną z trudem ślinę.
- Wybacz, Naruto, jeśli Cię uraziłem. – Wychrypiał.
- A owszem, uraziłeś. – Blondyn odparł srogim tonem, który następnie nieco rozluźnił: – Ale zapomnij już o tym, bo nie jesteś pierwszym, który to zrobił. I mam nadzieję, że ten temat już skończyliśmy?
- Tak, tak, oczywiście!
Po tej, jakże emocjonującej wymianie zdań, rozmówcy jeszcze kilkanaście minut w milczeniu się sobie przyglądali, po czym któryś rzucił w powietrze komendę – Spać! – i shinobi Kiri-Gakure no Sato oraz zielonooka medyczka ułożyli się wokół płonącego ogniska, by wkrótce potem udać się w objęcia Morfeusza. Na straży jedynie pozostał Naruto, który po upewnieniu się, że wszyscy już śpią, odszedł kawałek w leśną ciemność i zawiązał kilka pieczęci. Po chwili, tuż przed nim w pozycji klęczącej na jedno kolano, pojawiło się kilkunastu Upiornych Samurajów, z czego tylko jeden nie miał hełmu i maski zakrywających jego głowę.
- Jakie są twoje rozkazy, Rikushō-sama? – Spytał Jogensha.
* * *
W rozświetlonej zaledwie kilkoma lampami sali, przy owalnym stole stojącym na samym środeczku, siedziało kilka postaci. Każda pogrążona we własnych myślach czekała na kolejne słowa gospodarza tego dość niecodziennego spotkania. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, co było powodem zebrania, lecz jak dotąd nikt nie powiedział na ten temat niczego sensownego. Spisek, który uknuto przeciwko jednemu człowiekowi… Ba, wydawałoby się byle gówniarzowi, w tym momencie był już drogą donikąd. Wszelkie próby schwytania lub zabicia delikwenta za każdym razem kończyły się kompletnymi porażkami, a opcje powoli się już kończyły. Nawet obiecanie nagrody, jak dotąd, nie przyniosło oczekiwanego skutku.
- Czy może ktoś wreszcie podać pomysł, jak mamy wyjść z tej sytuacji?
Ciszę w końcu przerwał mężczyzna siedzący naprzeciwko wejścia do pomieszczenia. Echo jego słów odbiło się od gładkich ścian pozbawionych okien i jakichkolwiek innych ozdób, po czym zakołatało w uszach zgromadzonych. Jako jedyny z całego zebrania ubrany był, jak typowy shinobi, zaś z oparcia jego fotela zwisał biały płaszcz i szeroki kapelusz zdradzające, jakie stanowisko ów człowiek zajmował w danej społeczności. Kiedy po kilku minutach żaden z członków obrad nie zgłosił niczego, co by się do czegoś przydało, Akinori wstał z miejsca i się odezwał:
- Jeśli dobrze pamiętam, a pamięć jeszcze mnie nie zawiodła, wszyscy zgodziliście się wesprzeć mnie w sprawie, która dotyczy nas wszystkich i co!? Od tamtej pory minęło już prawie sześć miesięcy, a ten gnojek wciąż się nam wymyka! – Mężczyzna uderzył pięścią o blat stołu. – Jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie odzyskamy tego, co się nam prawnie należy!
- Może czas zmienić strategię? – Zaproponował jeden z gości, tym samym przerywając zmowę milczenia, jak panowała w powietrzu od kilku godzin. Fukao momentalnie podniósł na niego wzrok:
- Co masz na myśli, Hisato? – Spytał nieco sceptycznie, lecz z zainteresowaniem.
- Panie, jak już zauważyłeś, wystawienie listu gończego za Uzumakim Naruto i porwanie jego panny nie sprawdziły się. Co więcej, straciliśmy w tym czasie tylu znakomitych speców od mokrej roboty, że jeszcze chwila i nikt nam nie zostanie. Myślę, że powinniśmy skupić się na zajściu chłopaka od tyłu, niż atakowaniu go od frontu.
- Mów dalej. – Zachęcił Akinori.
- Z raportu, jaki przekazali mi moi szpiedzy wynika, iż Uzumaki Naruto w tej chwili zmierza w stronę wioski Ukrytej Mgły z misją odlezienia niejakiej Yasu Ihara, która swego czasu była twoim więźniem, Fukao-sama.
- Tak, tak… Nie przypominaj mi. – Brunet ciężko opadł na swój fotel i ukrył twarz w dłoniach. Minęło kilka minut, nim znów zawiesił spojrzenie na mężczyźnie imieniem Hisato. A gdy już to nastąpiło, zaczął przewiercać go wzrokiem, dając do zrozumienia, żeby tamten skończył swoją myśl.
- Eem, tak… Więc, powinniśmy pierwsi namierzyć Yasu Ihara w Kiri-Gakure, a gdy przybędzie Naruto, jakoś zwabić go do niej. Mając tą dziewuchę w garści, będziemy mogli przygotować zasadzkę na niego. – Dokończył Hisato i z rozparł się w swoim fotelu.
- Proponuję wykorzystanie grawitacji. – Odezwał się kolejny ze zgromadzonych. Kiedy Akinori zawiesił na nim nierozumiejące spojrzenie, tamten pośpieszył z wyjaśnieniami – Powinniśmy zwalić mu na głowę jakiś duży budynek. Przyznaję, to dość niekonwencjonalny i mało humanitarny sposób wysłania kogoś na tamten świat, ale w tej sytuacji prawdopodobnie jedyny sensowny.
- Ciekawy pomysł. Tylko, jak chcecie tego dokonać, Taro?
- Już mówię, Tsuchikage-sama. Otóż, nasi naukowcy niedawno opracowali nową metodę gromadzenia chakry w jednym punkcie. Na przykład, w pigułce żołnierskiej. W ten sposób nasi ludzie na polu bitwy będą mogli w bardzo krótkim czasie zregenerować swoje siły, bez konieczności przerywania walki. Zaś w obecnej sytuacji, tą metodę moglibyśmy wykorzystać do stworzenia potężnego ładunku wybuchowego, mogącego zrównać z ziemią nawet cztery budynki stojące w niedalekiej odległości od siebie. Miejsce pogorzeliska, to obszar o łącznym obszarze kilkuset metrów kwadratowych.
- Doskonale! – Krzyknął Akinori i uśmiechnął się złowieszczo, jednocześnie zacierając ręce. Po chwili dodał: – Rozumiem, że wliczacie w ten plan ewentualne ofiary w ludziach?
- Ależ oczywiście. – Odparł mężczyzna imieniem Hisato. – Żeby zatrzeć wszystkie ślady łączące nas z czymś takiego kalibru, postronne ofiary są nieuniknione.
- I dobrze. Skoro nie lubimy się z ludźmi z Kiri, to kilku dodatkowo zabitych nigdy nie zaszkodzi. W ewentualnej wojnie, tylko będziemy od nich silniejsi… Hm, kiedy zaś opadnie pył, ktoś się tam zakradnie odszuka zmasakrowane ciało Uzumakiego i zabierze od niego miecz Upiornej Armii! – Mężczyzna popadł w chwilową zadumę: – Taro!
- Tak, panie?
- Zróbcie, jak powiedzieliście. Skonstruujcie bombę, której wybuchu nawet jinchuuriki nie da rady przetrwać, odnajdźcie i złapcie Yasu Iharę, i przygotujcie pułapkę nie do wykrycia. Jaki budynek zamienicie w kupę gruzu, to już mnie nie obchodzi. Ważne tylko, by nikt nie mógł powiązać nas z tym… atakiem! – Rozkazał młody, bo zaledwie trzydziestoletni, Tsuchikage, po czym wstał i zabrał z oparcia płaszcz oraz kapelusz Kage. Gdy je przywdział, pozostali członkowie obrad również powstali, uznając, iż spotkanie właśnie dobiegło końca.
* * *
Kiedy zza horyzontu wyłoniły się pierwsze promienie wschodzącego słońca, drużyna z Kiri-Gakure no Sato w towarzystwie dwójki shinobi Ukrytego Liścia, właśnie zwijali obóz i szykowali się do wymarszu. Z racji, iż jounin Mgły wciąż nie był na siłach, by samemu iść, jinchuuriki bez konsultacji z zainteresowanym stworzył cztery klony, które z dwóch gałęzi i koca na szybko skleciły prowizoryczne nosze, ale na tyle solidne, by móc unieść na nich dorosłego człowieka. Na ich widok, Shoji jęknął z dezaprobatą:
- Ty chyba żartujesz, Naruto?
- No co, może wolisz kuśtykać i się męczyć z bólem w piersiach? – Spytał jeden z klonów.
- Do waszej wioski, a potem szpitala i tak mamy jeszcze co najmniej pół dnia drogi, jeśli nie więcej. – Stwierdził drugi klon.
- Tylko będziesz nas spowalniał. – Dodał trzeci klon.
- Proszę nie marudzić i się tu położyć! – Rozkazał prawdziwy Uzumaki wskazując nosze leżące na ziemi, miedzy nogami jego czterech sobowtórów. – W przeciwnym razie użyjemy siły, co tylko pogorszy sprawę. Wiec, jak będzie?
Czując na sobie pięć par jednakowo patrzących oczu, mężczyzna zanalizował własne położenie i usłyszane argumenty. Nie widząc innego wyjścia, Shoji chwilę jeszcze ponarzekał, po czym spasował i szybko zastosował się do słów blondynów. Gdy tylko się położył, od razu został podniesiony na wysokość pasa i cała grupa ruszyła w drogę. Ranny jeszcze przez godzinę odczuwał lekki dyskomfort i skrępowanie zaistniałą sytuacją, lecz widząc obok siebie różowowłosą medyczkę, która pilnowała jego stanu zdrowia, szybko się rozluźnił. Dziewczyna była na prawdę bardzo ładna, on zaś był samotnikiem, któremu powoli ten stan rzeczy zaczynał doskwierać, lecz wiedział, że nie ma u niej najmniejszych szans. Zaś próba poderwania jej mogłaby się dla niego tragicznie skończyć, z czego doskonale zdawał sobie sprawę i po namyśle zdecydował poprzestać na samym obserwowaniu kunoichi Liścia.
Około południa, po kilku godzinach intensywnego marszu bez robienia przerw, cała grupa dotarła do szerokiego, drewnianego mostu wiszącego nad rozległym wąwozem, w którego dolnej partii szumiał płytki strumyczek. Jak wyjaśnił Shoji-san, po drugiej stronie, za lasem znajdowała się zniszczona ostatnią wojną, mała mieścina. Opuszczona, straszyła podróżników spalonymi, czarnymi domami. Zaś kilka kilometrów dalej, patrząc w linii prostej, powinni w końcu wejść na szlak prowadzący do wioski Ukrytej Mgły. Takie informacje wystarczyły Naruto w zupełności, lecz by być pewnym, że nikt ich na tej ścieżce nie zaatakuje, chłopak wysłał przodem kilka klonów.
Gdy tak stali w cieniu drzew już po przekroczeniu skrzypiącego na wietrze mostu i czekali na raport posłanych blondynów, Ako w którymś momencie wyczuła w powietrzu niewielkie, choć niepokojące wibracje w przepływie chakry. Kunoichi zaczęła ukradkiem rozglądać się po najbliższej okolicy w poszukiwaniu źródła tych zakłóceń, kiedy zmianę w jej zachowaniu dostrzegł stojący opodal, Naruto:
- Jesteś tropicielem, prawda? – Spytał pogodnym tonem.
- Tak, choć dopiero się uczę tej sztuki. Tylko, co to takiego? Nigdy wcześniej nie czułam się w ten sposób. Tyle skupisk różnych typów chakry wszędzie dookoła nas w odległości jakichś dwustu, może trzystu metrów. Czy coś nam grozi? – Spytała, gdyż już sama nie wiedziała, czy to wszystko tylko się jej wydawało, czy rzeczywiście ktoś ich obserwował.
- Spokojnie, to nic takiego. – Uspokoił ją Uzumaki.
- Co ty ukrywasz, Naruto!?
Do rozmowy włączył się, dotychczas spokojnie leżący w noszach, Shoji. Czując rosnący niepokój swojej uczennicy i wręcz lakoniczne odpowiedzi jej rozmówcy, mężczyzna dłużej nie zwlekał z dowiedzeniem się, o co może chodzić. Odpowiedzi blondyna też mu się nie podobały, a że był na dodatek jouninem innej wioski, rozeznanie w sytuacji wymagało silnej interwencji. Shinobi Kiri widział, jak trzymający jego nosze blondyni wymieniają między sobą spojrzenia, więc miał słuszność podejrzewając, że coś przed nim i jego uczniami, zataił.
- Naruto-kun? – Do prawdziwego Uzumakiego podeszła zielonooka medyczna, chwyciła go za policzek i zwróciła jego twarz w swoją stronę. Chwilę patrzyła mu głęboko w oczy, po czym zalotnie się uśmiechnęła, zbliżyła się do niego jeszcze bardziej i delikatnie musnęła go ustami po wargach. Chłopak momentalnie poczuł, jak zrobiło mu się niebotycznie gorąco. Gdyby nie obecność obcych ludzi, rzuciłby się na nią, niczym wygłodniałe zwierzę na swoją ofiarę, a tak, to musiał jedynie zadowolić się jej zapachem i bliskością: – To jak będzie? Powiesz wreszcie, co to za zakłócenia w przepływie chakry, które wyczuła Ako?
Naruto z lekkim trudem przełknął ślinę mocując się z nieodpartą chęcią zrobienia tego, co mu w tym momencie chodziło po głowie, lecz nic nie powiedział. Kiedy kilka milczących minut później Sakura złożyła kolejny pocałunek, tym razem na jego odsłoniętej szyi, jinchuuriki dłużej nie wytrzymał i dał za wygraną:
- Te wibracje, to pewnie nasza ochrona. – Wypalił, trzymając wzrok utkwiony w twarzy rannego jounina Ukrytej Mgły.



TO BE CONTINUED…


* Mei Terumi – Godaime Mizukage
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

Original Concept by Masashi Kishimoto