sobota, 24 lutego 2018

210. Rytualna śmierć


<<< Chapter ukazał się 9 czerwca 2012 roku >>>



Gdy dotarli ze swoim więźniem do budynku Administracyjnego wioski Ukrytego Liścia, blondwłosa Hokage z początku nikogo nie chciała widzieć tłumacząc się nawałem pracy, ale kiedy usłyszała o naszyjniku swojego dziadka, momentalnie znalazła dla nich czas. Kakashi szybko i zwięźle wyjaśnił kobiecie wszystkie aspekty kłótni jej uczennicy z wędrownym poszukiwaczem rzadkich minerałów, po czym pokazał jej ów wisiorek. Tsunade uważnie przyjrzała się przedmiotowi sporu. Obróciwszy szlifowany kamień w dłoniach, medyczka naraz poczuła zaklętą w nim moc i już wiedziała, że coś tu było nie tak.
Po pierwsze, skąd naszyjnik jej dziadka wziął się w Konoha? Po drugie, tu blondyna zawiesiła ciężkie spojrzenie na sprzedawcy, którego cały czas pilnowało dwóch ANBU. Trzeci zapewne został przy jego stoisku, aby zabezpieczyć resztę towaru, ale wracając… Mężczyzna stał zgarbiony patrząc nieobecnym wzrokiem w podłogę. Tsunade przyjrzała mu się uważnie, zastanawiając się, dlaczego ten naszyjnik znalazł się w jego rękach? Czyżby Naruto nie pamiętając, kim jest i po co ma ten naszyjnik, a akurat potrzebowałby pieniędzy, to pokusił się na sprzedanie go? Nieee… Takie wytłumaczenie było nader niedorzeczne. Kobieta pokręciła głową, chcąc oczyścić umysł. Ale z drugiej strony, niczego nie można wykluczyć. W końcu mówimy tu o zaniku pamięci u Uzumakiego.
- No dobrze. Proszę nam powiedzieć, jak pan wszedł w posiadanie tego naszyjnika?
Odezwała się w końcu, a jej głos był spokojny i uprzejmy. Handlarz słysząc jej słowa, jakby się otrząsnął i odwzajemnił jej spojrzenie, lecz w dalszym ciągu nic nie powiedział. Milczał. Tsunade momentami była bardzo cierpliwa i jak na razie była w dobrym humorze, ale widząc bierną postawę tego człowieka przeczuwała, że niebawem znowu będzie musiała podnieść głos, by wykonano jej prośbę lub też polecenie. Piwnooka ciężko westchnęła:
- Jeśli nie odpowie pan na moje pytanie, nie będę wiedziała, co z panem zrobić. Chyba, że woli pan rozmawiać z naszym oddziałem ANBU zajmującym się przesłuchaniami? – Na twarzy mężczyzny kobieta dostrzegła cień przerażenia. Ha! Podstęp odniósł zamierzony skutek. Po chwili milczenia kontynuowała rozpoczętą myśl: – Mam kilka zastrzeżeń do stosowanych przez nich metod wydobywania zeznań z ludzi, ale jeszcze nigdy mnie nie zawiedli i nikt przez to nie stracił życia, więc skoro wciąż pan milczy, to…
- Nie! Wszystko powiem! Tylko proszę mnie do nich nie odsyłać! – Natychmiastowy protest i chęć współpracy ze strony wstrząśniętego mężczyzny, który wyrwał się trzymającym go elitarnym i padł na kolana, sprawiły, że Tsunade chytrze się uśmiechnęła. Podobny wyraz twarzy przejawiała Sakura, która bezbłędnie rozpoznała intencje swojej przywódczyni.
- No to słucham. – Hokage usiadła prosto w fotelu. – Jak pan zdobył ten wisiorek?
- Znalazłem go na targu w Kraju Żelaza. – Handlarz prędko odparł nieco zwieszając głowę. Zapewne domyślał się, że takie wytłumaczenie w niczym nie pomoże, ale niczego innego na swoją obronę nie miał. – Kupiłem go za bezcen od człowieka, po którym widać było, że specjalnie mu na nim nie zależało. Prawdę mówiąc, jak tylko zobaczyłem ten wisiorek i jego cenę, to… No, nie mogłem przepuścić takiej okazji. To chyba nie zbrodnia, nie?
Mężczyzna podniósł głowę zawieszając błagalne spojrzenie na Tsunade.
- Zgadza się, to nie zbrodnia. – Kobieta cały czas zachowywała spokój. – Zbrodnią jest natomiast próba sprzedania go. Tak się składa, że ten naszyjnik… Akurat ten konkretny jest pamiątką po moim poprzedniku, Pierwszym Hokage. Można rzec, że to dobro kulturowe, więc handel nim jest surowo zabroniony! Jak sam pan powiedział, kupił go pan z drugiej ręki, więc nie mam podstaw, by za cokolwiek pana karać. Jestem jednak zobligowana do skonfiskowania ów wisiorka. – Wyjaśniła.
- Ależ proszę bardzo! Już go nie chce.
- Cieszy mnie to. – Uśmiechnęła się Tsunade. – Teraz proszę powiedzieć, czy pamięta pan człowieka, od którego pan go kupił?
- Od złodzieja, a przynajmniej takie miałem z początku wrażenie. Rozmawiało mi się z nim, jak z każdym innym człowiekiem, ale cały czas czułem, że coś było nie tak. W tym podejrzeniu utwierdziły mnie pot na czole i lekkie drżenie jego rąk, gdy wymienialiśmy się towarem. Na moje nieszczęście, jak widzę, niepotrzebnie zignorowałem te symptomy. – Handlarz wstał na równe nogi. – Powinienem był coś zrobić, ale skąd mogłem wiedzieć, że to rzecz kradziona? Mówię prawdę! O niczym nie miałem pojęcia.
- W porządku. Sprawa już została wyjaśniona.
Hokage natychmiast uspokoiła mężczyznę i nim ten ponownie zdołał się odezwać, kiwnęła głową na elitarnych stojących pod wejściem. ANBU złapali zdezorientowanego starca i zaraz wywlekli go z gabinetu. Jak tylko zamknęły się za nimi drzwi, blondyna wstała z zajmowanego miejsca i podeszła do okna. W lewej dłoni przez cały czas trzymała wisiorek Shodaime. Wieść, że ktoś najprawdopodobniej okradł Naruto z tak ważnego dla Uzumakiego przedmiotu sprawiła, że zmartwiła się jeszcze bardziej. To rodziło zagrożenie, z jakim nikt z żyjących nie potrafił sobie poradzić… Choć miała jeszcze kapitana Yamato. W nim była ostatnia szansa. Gdyby okazało się, że podejrzenie, iż Kyuubi no Kitsune w końcu zapanował nad swoim nosicielem jest prawdą, to umiejętności tego zamkniętego w sobie shinobi byłyby nieocenione.
- Kakashi, dopilnuj proszę, aby nasz handlarz jeszcze dziś opuścił wioskę, a następnie terytorium kraju Ognia. – Po chwili się odezwała. – Przekaż ode mnie, że nie zabraniam mu pojawiać się u nas, ale niech na przyszłość baczniej wybiera swoje towary. Następnym razem mogę być mniej… przyjaźnie nastawiona. Zrozumiałeś?
- Hai, Hokage-sama!
Jounin kiwnął głową, podszedł do biurka, zostawił na jego blacie jakiś zapieczętowany zwój, po czym zasalutował i zniknął w głębie białego dymu. W biurze pozostała już tylko panna Haruno, przez cały czas milcząca, myślami gdzieś błądząca. Poznawszy prawdę o pojawieniu się naszyjnika Shodaime w Konoha, a znając jego wpływ na kontrolę Naruto nad jego demonem, powoli domyślała się, dlaczego blondyn jeszcze nie wrócił do domu. Nim jednak ostatecznie będzie czegoś pewna, wpierw musiała z kimś porozmawiać. Upewnić się, co do swoich obaw i podejrzeń. W momencie, jak podniosła głowę i zawiesiła spojrzenie na swojej mentorce, ta już z powrotem siedziała przy biurku i właśnie zabierała się za poznanie treści zapieczętowanego zwoju.
- Tsunade-sama?
- Tak, Sakura? Chciałaś coś? – Odparła kobieta nie odrywając wzrok od tekstu.
Dwudziestolatka momentalnie ponownie zwiesiła głowę. Kiedy wciągu najbliższych minut się nie odezwała, Piąta w końcu podniosła na nią brązowe spojrzenie i nic nie mówiąc, cierpliwie zaczekała na odpowiedź.
- Ja… Ja się chciałam spytać, czy to prawda, że Naruto… żyje?
- Wszystko na to wskazuje. Itachi Ci o tym powiedział? – Kobieta odparła pytaniem na pytanie i nie czekając na odzew różowowłosej, dalej ciągnęła wywód. – Cóż, to raczej było do przewidzenia, a skoro już sama do mnie przyszłaś, to chcę żebyś jak na razie nikomu więcej o tym nie wspominała. Im mniej osób zna prawdę, tym lepiej.
- Dlaczego? Czy to coś złego, jak inni dowiedzą się, że Naruto żyje? Tsunade-sama sama wie, jak niektórzy z nas zareagowali na wieść, o jego śmierci. To było jedno z boleśniejszych doświadczeń w naszym… w moim życiu. A tu nagle po półtora roku okazuje, że Naruto jednak żyje i ma się dobrze, prawda? Bo… chyba wszystko z nim dobrze?
- A więc Itachi nie wszystko Ci powiedział. Hehe, to do niego bardzo podobne. Martwi się o ciebie. O nas wszystkich. – Skwitowała medyczka. – W końcu zawdzięcza Naruto oczyszczenie z win na nim ciążących.
- O czym sensei mówi? Czego Itachi miał mi nie powiedzieć? – Dopytywała się Haruno.
Godaime nie od razu udzieliła odpowiedzi. Wpierw utkwiła brązowe spojrzenie głęboko w zielonych, obserwujących każdy jej gest, oczach stojącej przed nią dziewczyny, wzięła głębszy wdech i po chwili ciężko odetchnęła wypuszczanym powietrzem. Miętoliła w ustach słowa, którymi zamierzała uraczyć kunoichi, tylko, że nie chciała jej jeszcze bardziej martwić. To takie trudne. Niech się dziecko nacieszy wieścią, że Uzumaki wciąż gdzieś tam oddycha. Nie musi zaraz się dowiadywać, że pewnie i tak już nigdy go nie zobaczy, bo chłopakowi w główce się poprzestawiało. Kobieta westchnęła raz jeszcze, odwracając wzrok. Shikamaru Nara, gdyby tu był, zapewne powiedziałby, jakie to wszystko jest kłopotliwe.
- Shishō?
- Naruto… Z tego, co mi powiedziała Itachi, Naruto utracił część pamięci, która mu podpowiadała, skąd pochodzi, czy ma jakichś przyjaciół lub rodzinę. Zatem, odpowiedź na pytanie, dlaczego jeszcze nie wrócił do domu jest jasna, jak słońce. – Wyrecytowała Tsunade niemal na jednym oddechu. Sama nie wiedziała, czemu nie odważyła się spojrzeć swojej rozmówczyni w oczy, lecz tak było wygodniej. Sakura tym czasem milczała. Było po niej widać, że nie tego spodziewała się dowiedzieć. Tak na prawdę, ona sama nie wiedziała, co tu chciała usłyszeć.
* * *
Kiedy wchodzi się do jakiegoś obiektu pozbawionego okien i od razu przechodzi się do celu swoich działań, niemal natychmiast traci się poczucie czasu. Z pomocą kilku klonów Naruto systematycznie przeczesywał kolejne korytarze i wykute w skale komnaty, zabijając po drodze każdego, kto się mu pod miecz nawinął. Brnął coraz głębiej i głębiej zbierając krwawe żniwo, nie wiedząc nawet, ile już czasu tam spędził. Podejrzewał, że na zewnątrz dawno już musiało być widno, ale w tej chwili nie wiele go to obchodziło. Całą swoją uwagę skupiał na odnalezieniu mężczyzny imieniem Kyuzo, który odpowiadał za zorganizowanie pieniędzy do nagrody z listu gończego.
- Gdzie jesteś, do cholery!? – Naruto w końcu krzyknął, a jego ociekający poirytowaniem głos echem odbijał się od skał. – Przede mną się nie ukryjesz! I tak Cię znajdę! Słyszysz!?
- Wiesz, że krzykami niczego nie wskórasz? – Mruknął Kyuubi. – Sprawisz tylko, że ten koleś schowa się przed tobą i będzie Ci go jeszcze trudniej odnaleźć. Wtedy ta misja zamieni się w zabawę: Znajdź mnie, jeśli potrafisz.
- To, co w takim razie proponujesz innego?
- Niech pomyślę. Hm. Jeśli mam Ci służyć radą, to wiedz, że masz trzy wyjścia z tej sytuacji. Raz, możesz stworzyć więcej klonów, bo w pięciu niczego nie zdziałacie. Dwa, możesz skorzystać z mojej chakry, by go namierzyć. Trzy, możesz też wezwać podległych Ci żołnierzy. – Demon odparł nieco znudzonym głosem. – Osobiście wybrałbym opcję numer dwa, bo to najszybszy i najskuteczniejszy sposób poszukiwań, ale oczywiście zrobisz, jak uważasz.
- Dzięki, Kurama. Doceniam to. Naprawdę.
Blondyn mruknął pod nosem skręcając w kolejny korytarz i nagle natknął się na dwóch Weteranów stojących pod zamkniętymi drzwiami jakiegoś pomieszczenia. Nie przypominał sobie, żeby ich wzywał do pomocy, ale skoro już tu byli, to w gruncie rzeczy pewnie problem został już rozwiązany. Gdy się mu bez słowa ukłonili otwierając drzwi, momentalnie poczuł istne dèjá vu.* Krótki zawrót głowy i zdziwienia jednak zaraz zniknęły, gdyż we wnętrzu zobaczył kolejnych trzech samurajów w pomarańczowych zbrojach i Jogenshe. Mężczyzna w dalszym ciągu ubrany był w zbroję o grafitowym kolorze i zakrywającą twarz maskę o białych ślepiach. Uzumaki przystanął w progu myśląc, że do takiego wyglądu jego doradcy i przyjaciela w jednym chyba nigdy się nie przyzwyczai, choć widzi go w takim stroju dopiero drugi raz. Cała czwórka stała nad i w koło klęczącego na ziemi w nieco brudnych ubraniach, poszukiwanym panem Kyuzo.
Rozejrzawszy się po pokoju, bo tak można było nazwać dość skromnie urządzone cztery kąty, chłopak zaraz dostrzegł bogatą kolekcję ceramicznych masek poukładanych na kilku pułkach regału stojącego pod ścianą. Naruto zmrużył oczy i szybko tam podszedł. Na środku środkowej pułki ustawiona była maska, która w szczególny sposób przykuła jego uwagę. Miał wrażenie, że już ją kiedyś widział. Że kiedyś odegrała w jego życiu jakąś ważną rolę, lecz to były tylko złudzenia. Jednakże, kiedy chwycił ją oburącz, niczym oślepiający blask fotograficznego flesza zobaczył przed oczami nową serię obrazów. Pierwszy dzień otrzymania własnej maski ANBU wioski Ukrytego Liścia, pierwsza samotna misja pod przykrywką i dalej awans do stopnia dowódcy o pseudonimie, Kitsune. Wszystko widział bardzo wyraźnie.
- Rikusho-sama, daijōbu desu ka?** – Naruto usłyszał za plecami głos Jogenshy i naraz otrząsnął się z osłupienia, w jakie popadł.
- Tak, teraz już tak. Właśnie coś sobie przypomniałem. – Odparł cicho odwracając się do nich przodem. W prawej dłoni dzierżył zatrzymaną ceramiczną maskę o wyglądzie lisiego pyska, którą po namyśle zdecydował się nałożyć na twarz, by ponownie ukryć przed światem swoją tożsamość. W ten sposób miał pewność, że jego demoniczne oczy nikogo więcej już nie potrzebie przerażą, choć w pewnych sytuacja było to bardzo pomocne. Naruto westchnął przeciągle, powoli podchodząc do samurajów i ich więźnia: – Powiedział coś?
- Tylko tyle, że chce umrzeć po samurajsku. – Odpowiedział Jogensha.
- Co? Nie rozumiem.
- Już tłumaczę. Otóż, Kyuzo-sama i ja stoczyliśmy tu honorową walkę na miecze, która skończyła się porażką mojego przeciwnika. Jako, że przegrana dla samuraja to hańba i wstyd ciężki do zniesienia, zgodziłem się wykonać ostatnią wolę pokonanego. Rytuał seppuku*** zwieńczony ścięciem głowy. – Wyjaśnił sięgając do miecza u swego pasa. Połyskująca klinka błysnęła krótko w blasku wesoło tańczących płomyków kilku świec.
- I wszystko jasne. – Uzumaki potarł twarz pod maską, zastanawiając się nad czymś. Nie za bardzo znał się na prawach rządzących się światem samurajów, ale miał tu wkoło siebie wielu obeznanych w temacie, więc dlaczego miałby nie zgodzić się na taką formę skończenia czyjegoś życia? No właśnie, nie mógł. Chłopak po chwili znów się odezwał: – Nim jednak wykonacie wyrok… Mam do naszego więźnia jedno pytanie.
Jinchuuriki zbliżył się jeszcze bardziej do wciąż klęczącego na ziemi Kyuzo, który zaraz podniósł głowę i na niego spojrzał. Patrzyli sobie prosto w oczy, jakby chcieli sprawdzić, który najdłużej wytrzyma lub kto pierwszy pęknie i zdecyduje się odezwać. Na szczęście, na rezultat tego niemego sporu nie było trzeba długo czekać:
- Dużo was jeszcze jest? – Spytał Naruto.
Biznesman naraz zaczął się podśmiewywać, by wkrótce wybuchnąć gardłowo-nosowym rechotem, a gdy po kilku minutach wreszcie nad sobą zapanował i na powrót wlepił bezczelny wzrok w Uzumakiego, jego spoconą twarz wykrzywił szyderczy uśmieszek:
- Idź do diabła, smarkaczu!
- Dobra, ale ty pierwszy.
Blondyn ze stoickim spokojem przyjął do świadomości reakcję mężczyzny, spojrzał na Jogenshę i krótko kiwnął mu głową, po czym się odwrócił i odszedł. Oczywiście, mógłby z kolesia siłą wydusić interesujące go informacje, ale był już tym wszystkim nieco zmęczony i zwyczajnie się mu nie chciało. W chwili następnej usłyszał stłumiony zaciśniętymi ustami ryk klęczącego, gdy wbijał trzymane tanto**** w lewą nerkę i przesunął ostrzem w prawo rozpruwając sobie wnętrzności. Po nim zaś nastąpił krótki świst klingi przecinającej powietrze z zawrotną prędkością. Czystym ciosem odrąbana głowa ciężko upadła i potoczyła się po podłodze górskiej kryjówki. Zazwyczaj, w ten właśnie sposób zhańbiony samuraj zmywał ze swojej osoby wszystkie winy i nieczyste zagrywki, jakich dopuścił się za życia. To się również tyczyło wstydu po przegranej potyczce. Weterani i Jogensha na koniec wykonali głęboki skłon w stronę ciepłego jeszcze trupa w geście oddania mu hołdu.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




* Deja vu (fr.) – już widziane
** Rikusho…? (jap.) – Wszystko dobrze, Generale?
*** Seppuku (jap.) – japońskie rytualne samobójstwo

**** Tanto (jap.) – japoński sztylet służący do pchnięć

209. Zero litości


<<< Chapter ukazał się 12 maja 2012 roku >>>



Pozostawiwszy na zewnątrz złotowłosą Kumi, jinchuuriki powoli zaczął zagłębiać się w korytarze górskiej kryjówki, oświetlone wiszącymi, co kilka metrów lampami. Z każdym kolejnym krokiem nie był pewien, czy dziewczyna rzeczywiście postanowiła ulec jego propozycji, która teraz wydawała się trochę niedorzeczna, lecz nie było już od niej odwrotu i czy tak, jak się umówili, będzie na niego czekać? Niestety, wszystkie wątpliwości i pytania do rozegranej kilkanaście minut temu sceny rozwieją się dopiero, gdy obecne zadanie zostanie ukończone. Do takiej konkluzji właśnie doszedł blondyn, który po chwili wyszedł zza rogu by się natknąć na pierwszych ludzi. Było ich może ze dwudziestu i siedzieli wokół sporych rozmiarów stołu, lecz na jego widok momentalnie poderwali się z miejsc, co poniektórzy przewracając z hukiem krzesła.
- Kim ty do diabła jesteś i jak tu wszedłeś!?
Krzyknął stojący na przedzie zbir. Rosłej postury mężczyzna o naznaczonej kilkoma bliznami twarzy i ogolonej na łyso głowie, ubrany był w lekko podarte spodnie i skórzaną kamizelkę odsłaniającą muskularne ramiona i gołą klatę również posiadającą bogatą kolekcję krzyżujących się znamion z odbytych w przeszłości walk. Naruto momentalnie zrozumiał, że mimo wszystko i ta misja nie obędzie się bez… zabijania. Mierząc uważnym spojrzeniem demonicznych oczu pozostałych oprychów, shinobi Tetsu wywnioskował, że wszyscy musieli należeć do jednej i tej samej bandy. Co się, któremu przyjrzał, to jakiś miał mniejszą lub większą bliznę na ciele czy twarzy, a ich ubiór zbliżony był do ich przywódcy.
- Szefie! A co za różnica, jak ten koleś tu wlazł!? – Krzyknął właśnie jeden z nich nie tak szybko kończąc rozpoczętą myśl. – To pewnie zabójca, na którego wszyscy tu czekaliśmy! Zabijmy go szybko, a Kyuzo-sama sowicie nas wynagrodzi!
Rozległy się okrzyk poparcia dla jego słów, który donośnym echem rozszedł się po jaskini zwabiając na miejsce dodatkowych wojowników. Teraz stało już przed jinchuuriki pięćdziesięciu chłopa, zapalonych do walki. Po oczach biła emanująca od nich wrogość i chęć mordowania z zimną krwią, tyle tylko, że ten zaszczyt zarezerwowany był już dla Naruto. A przekonali się o tym, gdy bez ostrzeżenia rzucił się do przodu w mgnieniu oka przebiegając dzielącą go odległość od wroga. Z mieczem w dłoni ciął na prawo i lewo, szkarłatna maź tryskała obfitymi fontannami barwiąc ściany i jego czarny shinobi shozoku. Na pierwszy ogień poszli całkowicie zaskoczony i nieprzygotowany przywódca bandy oraz pierwsza piętnastka jego towarzyszy. Jinchuuriki nie oglądał się za siebie, zabijał bez litości, a gdy wreszcie przystanął w miejscu, skalny korytarz tonął we krwi zmasakrowanych trupów, zaś w powietrzu było czuć śmiercią. W wirze walki któremuś z poległych tuż przed skonaniem udało się uszkodzić materiał zasłaniający głowę i twarz zabójcy, który w tej chwili zsunął się na podłogę do jego stóp.
- I oni nazywali siebie… najemnikami!? – Pomyślał zdegustowany sprawdzając, czy aby nie odniósł żadnych ran w tym troszeczkę nieostrożnym natarciu. Był cały. Jednak wytężone treningi z Weteranami w końcu zaowocowały. – Kiedy przebijałem tego łysego goryla, w jego oczach dostrzegłem kryjący się strach! Żałosne! Kami-sama, co się dzieje z tymi ludźmi!?
Pytał, bez przerwy obserwując pozostałych strażników. Kiedy z wnętrza jego duszy nie nadszedł nawet najcichszy szept czy inny dźwięk, chłopak wzruszył obojętnie ramionami i uniósł kissaki ociekającego krwią miecza na wysokość krtani przeciwnika, szykując się tym samym do kolejnego szturmu. Zorientowawszy się, że jego tożsamość została odkryta, Naruto szybko postanowił, że wszyscy teraz już musieli umrzeć. Widzieli jego twarz, a to równało się z tylko jednym wyjściem z tej sytuacji. Jeśli jednak jakiś przeżyje, to niech do końca życia ma nauczkę, że nikogo nie wolno lekceważyć.
- On… on zabił ich…! – Ciszę przerwał jęk przerażenia.
- Niemożliwe! Przecież… to tylko jeden ninja! W dodatku dzieciak…! Jakim cudem!? – Odezwał się ktoś inny nie mniej wstrząśnięty.
- Och… myślicie, że to było złe? – Blondyn uśmiechnął się drapieżnie, a blizny na jego policzkach uwydatniły się, włosy nastroszyły, kły w zaciśniętych zębach wydłużyły. – Wiecie, powinniście byli odejść, kiedy była ku temu okazja…, ale teraz… Teraz jest już za późno na ucieczkę… Widzieliście moją twarz i musicie zginąć! Bakayaro!
Krzyknął dwudziestolatek, a jego ciało spowiła bąbelkowa zbroja z chakry zamkniętego w nim demona. Trzy długie ogony falowały w rytm stawianych powoli kroków. Więcej ich nie potrzebował. Przeciwnicy, którym stawiał czoła nie byli silni i wprawdzie poradziłby sobie bez użycia JEGO chakry, ale jednak troszeczkę się mu śpieszyło, a i chciał zaoszczędzić na kupowaniu nowych ubrań. To trochę samolubne myślenie, ale kogo to w tej chwili obchodzi? Słowo się rzekło.
- Hej! Ja znam tego gościa! To… Uzumaki Naru… – Zaczął stojący na przedzie zdezorientowanej i przerażonej oglądanym widokiem grupki mężczyzna, lecz nie dokończył myśli, wydając z siebie mrożący krew w żyłach wrzask: – …GAAAHHH!!!
Jego ciało w pasie niespodziewanie owinął jeden z ogonów jinchuuriki w ułamku sekundy wysysając z niego życie. W chwili następnej wypadki potoczyły się już same. Każdy bronił się jak mógł, lecz wszelkie próby zranienia kroczącego spokojnie przeciwnika spalały na panewce. Raz po raz któregoś łapał jeden z ogonów i albo wysysał z niego wszystkie siły, sprawiając ofierze maksimum cierpienia, albo od niechcenia odrzucał to na ścianę, to za blondyna. Niczym szmaciane lalki, z głuchym tupnięciem rozbijali się o ostre krawędzie nieoszlifowanego kamienia. Paru oprychów chciało spróbować szczęścia w ataku frontalnym, lecz Naruto pozostawał czujny. Kilka błyskawicznych cięć trzymaną kataną i zaraz na ziemi leżały nowe poszatkowane truchła umoczone w kałużach szkarłatnej mazi. Makabrycznego obrazka dopełniał unoszący się w powietrzu metaliczny, dość specyficzny dla ludzkiej krwi posmak. A było jej tam nie mało. Starczyłoby na zapewnienie jakiemuś szpitalowi sporych zapasów na kilka tygodni. A tak, wszystko się zmarnuje. Cóż za marnotrawstwo zasobów naturalny, powiedziałby obeznany w temacie lekarz.
- No, no, nie znałem Cię od tej strony, Młody. – Kiedy dwudziestolatek usiekł ostatniego przeciwnika brutalnie odcinając głowę i jednocześnie uniesione ramię, w jego duszy rozległ się rozbawiony głos lisiego demona. – Choć tak, jak ty, straciłem część swoich wspomnień z naszego wspólnego stawiania czoła przeciwnościom, to takiej bezwzględności z twojej strony ewidentnie nie pamiętałem.
Uzumaki prychnął obojętnie i nie odpowiedział. W milczeniu strząchnął krew z ostrza miecza, dodatkowo otarł klingę o pobliskie ciało i zaraz schował katanę do saya uczepionej pleców. Anulując wciąż spowijająca go chakrę demona, gdy zniknął ostatni jej bąbel, w duszy ponownie usłyszał głos dawniej niechcianego rezydenta:
- Świetnie! Ignorujesz mnie! – Warknął Kurama, lecz zaraz się opanował i dodał dużo spokojniejszym tonem. – I masz do tego pełne prawo, ale nasze małe wojenki w niczym tu nie pomogą.
- Co masz na myśli? – Zainteresował się Naruto przerywając milczenie.
- Jestem, jaki jestem i nic tego nie zmieni. Nie zapominajmy, że JA jestem demonem, a TY człowiekiem, Młody. Dzielące nas różnice są zbyt wielkie, żebyśmy kiedykolwiek doszli do harmonijnego zrozumienia. Musisz pojąć i zaakceptować fakt, że choć porzuciłem swój agresywny tryb odnoszenia się do otaczającego mnie świata, to czasem na światło dzienne mogą jeszcze wychodzić moje negatywne cechy. A tego nie sposób uniknąć. Trzeba się z tym pogodzić i już. To wszystko, co chciałem powiedzieć. – Umilkł Kyuubi cierpliwie czekając na odzew swojego nosiciela.
- Wiesz, że spodziewałem się po tobie takich wyjaśnień? – Zaśmiał się blondyn. – Tak naprawdę, to doskonale Cię rozumiem, Kurama i z tym ignorowaniem Cię nie mówiłem serio. Wybacz, ale czasem po prostu lubię się z tobą posprzeczać. Hahaha!
- Mam wrażenie, że już to kiedyś przerabialiśmy. – Odparł zrezygnowany lis.
Jak widać chłopak jednak cały czas słuchał przemowy Dziewięcioogoniastego, ale nie od razu zareagował, bo rozglądał się po zabitych wrogach. Ostrożności nigdy za wiele, a nuż któryś z nich nie wyzionął ducha, wstanie za chwile i zaatakuje? Oczywiście wiedział, że przesadza z takim podejściem, ale taki już był. Upewniony, że został sam pośród dziesiątków grobowo milczących trupów, Naruto podszedł do jednej ze ścian i oparłszy się o nią placami, na chwilę zapomniał o otaczającym go świecie, zagłębiając się w odmętach własnej duszy.
W chwili następnej stanął w korytarzu o ścianach z nieco popękanym i obdartym z farby tynkiem. Na jednym jego krańcu znajdowało się wiecznie otwarte wejście do, można śmiało rzec, komnaty z gigantycznymi, misternie zdobionymi, lekko pozłacanymi kratami, które cały czas broniły dostępu do potęgi, jaka nigdy więcej nie powinna wyjrzeć na światło dzienne. Niby blondyn już zapanował nad tą mocą i jak sam twierdził, bezgranicznie ufał tkwiącemu tam demonowi, lecz jak wciąż było widać, pieczęć na wrotach nadal nie została zdjęta. Z kolei po drugiej stronie korytarza, tuż za plecami Naruto były inne drzwi. Potężne wrota przez ostatni rok czasu szczelnie zamknięte broniły dostępu do wiedzy, na której dwudziestolatkowi zależało najbardziej. Na wspomnieniach, jakie utracił nie ze swojej winy, a które ukryte były właśnie za tymi drzwiami. Lecz, co to? Tym razem wrota były delikatnie uchylone. Szpara, jaka między nimi powstała miała może pięć centymetrów szerokości, ale to i tak więcej, niż blondyn spodziewał się zobaczyć. Szybko do nich podszedł. Szarpnął za uchwyty, lecz znów ani drgnęły. Chłopak nie rozumiał tego, ale długo się nad tym nie zastanawiał. Spojrzał przez szczelinę, jakby zależało od tego jego życie.
W środku z początku nie dostrzegł niczego, co by mu cokolwiek przypomniało. Widział jedynie czarną pustkę i niczego nie słyszał, a gdy załamany i zrezygnowany miał już odstąpić od wpatrywania się nicość, nagle w oddali obraz się jakby przejaśnił. Teraz widział wyraźnie. Pośród tłumu rozmazanych postaci, jako jedyna o wyraźnych konturach stała mała blondynka o granatowych, roześmianych oczach. Uśmiechała się szeroko. Jej czoło osłaniała opaska z emblematem wioski Ukrytego Liścia, choć jak na swój wiek wydawała się jeszcze za młoda, by być pełnoprawną kunoichi. Uzumaki przyglądał się jej uważnie, jednocześnie szukając w głowie właściwego imienia, kiedy niespodziewanie do granatowookiej ośmiolatki podeszła jakaś inna postać i przykucnęła obok. Po chwili jej figura również się wyostrzyła, ukazując kaskadę różowych włosów z posmutniałą twarzą o soczyście zielonych oczach.
- Kami-sama…!
Jęknął Naruto momentalnie obie rozpoznając. W nieprzeniknionych ciemnościach jego umysłu wyryte było wspomnienie zwróconych do niego bokiem, a do siebie twarzami, jego uczennicy Miyoko Inaba oraz… miłość jego życia, Sakury Haruno!
Jinchuuriki na raz oderwał wzrok od oglądanej sceny i się odwrócił, tym samym wracając umysłem do otaczającej go szarej rzeczywistości. Mając przed oczami przygnębiony wyraz twarzy zielonookiej, wyprostował się i już miał wrócić do przerwanego zadania, gdy nagle zalała go fala wspomnień związanych właśnie z tą dziewczyną. Niczym klatki jakiegoś filmu widział nakładające się na siebie obrazy wszystkich ich wspólnie spędzonych chwil w rodzinnej wiosce, jak i po za jej obrębem w czasie niebezpiecznych misji. Ostatni kadr tej kilkunastosekundowej projekcji pokazał obojga w małym pokoiku jakiegoś motelu, gdzie chłopak oświadczył się zaskoczonej medyczce.
* * *
Rok spokoju i znowu nie mogła w nocy spać. Niedawno przestały nawiedzać ją koszmary i wreszcie mogła od nich odpocząć, a tu nagle dowiaduje się, że On jednak żyje i jest cały. Tylko, skoro ma się dobrze, to, dlaczego do diabła jeszcze nie wrócił!? Sakura podejrzewała, że Uchiha wczoraj nie wszystko jej powiedział o Naruto, ale dopóki nie spotka się z Hokage, to nie miała żadnych dowodów, żeby… pobić Itachiego za okłamanie jej. Hehe… Brunet już mógł pisać testament, bo ona była pewna, że w jego wyznaniu kryło się coś więcej.
Siadając na krawędzi łóżka, Sakura przetarła zaspane oczy. Chciała płakać z własnej głupoty, że tak szybko dała za wygraną i uwierzyła w śmierć ukochanego. Tyle wycierpiała, aby dowieść, kto stał za aktem mordu na nim, jednak im dalej brnęła, tym więcej poprzeczek powstawało i jedyne, czego dokonała, to zaprzepaszczenie życia, jako kunoichi. Jednakże… Dzisiejszej nocy miała przyjemny sen, w którym był jej ukochany blondyn. Zjawił się niespodziewanie wchodząc przez uchylone okno i ocierając łzy z jej policzków, przytulił ją jak kiedyś, pocałował czule w czoło i przeprosił za to, że zostawił ją w niepewności i świadomości własnej śmierci oraz obiecał nie opuścić jej już nigdy więcej. Wszystko jednak skończyło się z chwilą przebudzenia. Subtelność snu zniknęła, niczym mydlana bańka, pozostawiając po sobie jedynie słodkawy posmak i nikłą gorycz. Lecz, ten jeden na milion snów, był tak realny, że naprawdę czuła dotyk jego ciepłych warg na swym czole, ciepło rąk obejmujących talię i troskę pomieszaną z przeprosinami, gdy szeptał do ucha. Pragnęła, aby to nieokazało się jedynie sennym marzeniem, jednakże rzeczywistość wysłała swojego wysłannika pod postacią budzika, który musiał wyrwać ją ze stanu błogości marzeń sennych.
Przeczesała palcami różowe kosmyki i z ciężkim westchnięciem wstała kierując się do łazienki pod prysznic. Strumień ciepłej wody delikatnie głaskał kark i plecy dziewczyny, próbując dać tym samym ukojenia w ściśniętym sercu, które chciało się wyrwać z piersi i szlochać w niebogłosy. Jednakże, opierając czoło o kafelki kabiny prysznicowej, nie uroniła ani łezki. Nie potrafiła po tym, jak dowiedziała się, że Naruto żyje i jeszcze ten sen minionej nocy. Tylko, że teraz nowa rzecz nie dawała jej spokoju. Dlaczego do diabła Uzumaki nie wrócił do domu!? Sakura uderzyła pięścią w ścianę z bezwolnej złości, w którą włożyła nieco za dużo siły, bo kilka kafelków popękało. Kiedy zorientowała się, co zrobiła, było już za późno. Zza pęknięcia nagle trysnęła jej w twarz lodowata woda, zaś z jej gardła wydobył się piskliwy krzyk i czar chwilowego, błogiego odprężenia się skończył. Byłej kunoichi przeszło godzinę zajęło odnalezienie w łazience zaworu zamykającego wodę, a gdy już odkryła jego położenie, obejrzała zalane pomieszczenie, przypomniała sobie walkę z nieokiełznanym żywiołem i po chwili szczerze się roześmiała. Owinięta różowym ręcznikiem z wciąż mokrymi włosami spojrzała w lustro, wiszące nad umywalką, na swoje odbicie. W jej soczyście zielonych oczach lśnił blask, którego od dawien dawna nawet ona sama nie potrafiła dostrzec. Przez ostatnie miesiące widywała tylko cienie przeszłości i głębię smutku przepełniające serce oraz duszę.
Po powrocie do sypiali, Sakura więcej się już nie ociągała. Szybko ubrała nowy strój kunoichi, z którym po mimo zdegradowania nie mogła się rozstać, do biodra przyczepiła torbę z medykamentami i wyszła z pokoju, a następnie z domu. Kierując się w stronę centrum wioski, gdzie stał budynek Administracyjny z biurem przywódczyni Liścia, różowowłosa rozglądała się po mijanych kupcach, którzy na wszelkie sposoby zachwalali swoje towary. Jedni sprzedawali drogie materiały na ubrania, inni błyskotki na biżuterię. Uwagę Sakury przykuł towar jednego z wcześniej wymienionych kupców, do którego momentalnie podeszła. Na blacie skromnego stolika porozkładane leżały najróżniejsze kamienie szlachetne i gotowe, wykonane z nich, ozdoby. Co prawda, towar był przepiękny, ale jego stanowczo za wysoka cena odstraszała lub też przyprawiała o poważny ból głowy. Haruno nie była w posiadaniu tak znaczących kwot, wiec mogła sobie tylko na to wszystko popatrzeć.
- Ten jadeitowy kamyk idealnie pasowałby do twoich oczu, moja Pani, podkreślając ich piękno. – Usłyszała cichy głos sprzedawcy, który pochylając się nad prezentowanym przez siebie towarem, chudą dłonią wskazywał na turkusowej barwy, misternie szlifowany okaz.
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi i wzięła kamyk do ręki. Jego powierzchnia była gładka, niczym pupcia niemowlęcia, lecz nie on ją zaciekawił. Obok szeregu innych, rzadkich minerałów, na beżowym płótnie rozłożone były bransoletki i naszyjniki. Jeden z wisiorków był łudząco podobny do tego, który Naruto nosił, jako ochronę przed przejęciem jego ciała przez siedzącego w nim demona. Kiedy wzięła go do ręki, momentalnie poczuła zaklętą w nim moc pieczęci Fūinjutsu do kontrolowania przepływu chakry danego demona.
- Podoba się, panience? Jedyne trzy tysiące ryou.
Sakura zastygła niczym słup soli, słysząc cenę. Gdyby nie wiedziała, co trzyma w dłoni i ile taki wisiorek naprawdę jest wart, to byłaby skłonna uwierzyć na słowo i skusić się na wydanie takich pieniędzy. Ale nic z tego. Dobrze pamiętała częste rozmowy z Tsunade o naszyjniku Shodaime Hokage i pewnie to wspomnienie sprawiło, że w chwili następnej na sprzedawcy zawiesiła ciężkie, oskarżycielskie spojrzenie. Mężczyzna nawet nie zorientował się, jak dziewczyna przeskoczyła nad jego stoiskiem, chwyciła go za poły ubrania i mocno przycisnęła plecami do budynku, jednocześnie przystawiając mu kunai do gardła. W szeroko otwartych oczach kupca wpierw zalśniła dezorientacja, którą zaraz zastąpiło przerażenie.
- Skąd masz ten naszyjnik!? – Warknęła medyczka przygważdżając starca lodowatym spojrzeniem. W jej głosie i czynach nie było czuć ani krzty litości dla drugiego człowieka.
- Ja… Ja… To…
- Hej! Hola, hola, Sakura! Co ty robisz!?
Za plecami zielonookiej nagle pojawił się szarowłosy Hatake błyskawicznie odciągając ją od sparaliżowanego strachem handlarza. Jounin upewnił się, że mężczyźnie na pewno nic nie jest, nie licząc szoku i drgawek wywołanych niespodziewanym atakiem ze strony klientki, po czym odwrócił się do Haruno i na nią spojrzał. Stała z boku lekko zgarbiona z opuszczoną głową i przyglądała się trzymanemu w ręce wisiorkowi.
- No dobra. Powiesz mi, dlaczego próbowałaś popełnić kolejne głupstwo?
- Przepraszam, Kakashi-sensei. Nie wiem, co mnie napadło. – Odparła nie podniósłszy wzroku na niego. – Chciałam tylko wiedzieć, skąd ten człowiek wziął naszyjnik Shodaime Hokage? Jeśli dobrze pamiętam, na świecie jest tylko jeden taki naszyjnik, który aktualnie posiada Naruto.
- Naszyjnik Shodaime Hokage?? – Hatake nie wierzył własnym uszom. Gdy dziewczyna pokazała mu sprawcę całego zamieszania, zaskoczenie posiadacza sharingana w lewym oku wzrosło jeszcze bardziej. Szarowłosy zaraz przeniósł wzrok z trzymanego przedmiotu na kupca, który pod jego spojrzeniem skulił się jeszcze bardziej.
Zamieszanie wywołane przez Haruno spotkało się ze sporym zainteresowaniem wśród okolicznych przechodniów i klientów, którzy dosyć szybko otoczyli stoisko sprzedawcy rzadkich kamieni szlachetnych tworząc szemrający tłum. Jednakże, gdy koło Kakashiego zmaterializowało się trzech członków elitarnych służb ANBU, gapie momentalnie zaczęli się rozchodzić, jakby obawiając się o własne bezpieczeństwo.
- Szłaś może do Tsunade-sama, Sakura? – Spytał Hatake.
- Tak. Chciałam ją o coś spytać.
- Dobrze. W takim razie pozwolisz, że się do ciebie przyłączymy? – Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową odwzajemniając posłany jej uśmiech, mężczyzna zaś po chwili milczenia znów się odezwał: – Przy okazji wyjaśnimy z Hokage-sama zaistniałą tu sytuację.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

208. Nie jestem Tobą

Słowem wstępu chciałbym poniższą notkę zadedykować mojej stałej czytelniczce, która w dniu dzisiejszym obchodzi swoje dwudzieste drugie urodziny. Z tejże właśnie okazji przedwczoraj wrzuciłem szósty bieg pod czas pisania, by się na dziś wyrobić i proszę, notka gotowa. TobiMilobi-chan, życzę Ci wszystkiego najlepszego w tym szczególnym dla ciebie dniu i zapraszam do poznania kolejnych losów bohaterów mego skromnego fanficka o Naruto Uzumaki! – ENJOY!!!



<<< Chapter ukazał się 21 kwietnia 2012 roku >>>



Od urwania rozmowy z mieszkańcem swojej duszy Naruto nie odezwał się jeszcze przez kolejne dwadzieścia minut. Cały czas w milczeniu jedynie wpatrywał się demonicznym wzrokiem w bladą twarz trzymanej przed sobą kobiety i mimo wszystko starał się, choć odrobinę uspokoić. Dobrze wiedział, że prędzej czy później będzie musiał zadecydować, co zrobić i choć mówił inaczej, nigdy nie zamierzał jej zabijać. Jednakże z drugiej strony nie chciał lisowi pokazywać, że w prosty sposób można nim pomiatać i zapewne tylko, dlatego w następnym ruchu sięgnął za siebie, by pochwycić w dłoń rękojeść wystającego zza ramienia miecza. Wyciągana energicznym ruchem z saya katana krótko błysnęła w półmroku, z charakterystycznym świstem przecinając powietrze nad głową swojego właściciela. Bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia przystawił miecz do gardła kunoichi. Ostra, niczym brzytwa, klinga delikatnie nacięła napiętą do granic swych możliwości skórę uwalniając kilka kropli szkarłatnej krwi. Kobieta w tym momencie wstrzymała oddech, lecz napastnik nie posunął się dalej. Czas stanął w miejscu. Jakby w dalszym ciągu cierpliwie czekał na jej słowa lub też się zawahał przed zadaniem ostatecznego ciosu. Wyczuwając wewnętrzny konflikt zamaskowanego wojownika w jej zielonych oczach od razu zalśnił promyk nadziei.
- Masz rację, Kurama. Nie jestem Tobą, żeby bawić się w posłańca śmierci, który sieje zamęt i rozpacz wśród niewinnych ludów tego świata. – Naruto odezwał się w myślach i naraz usłyszał dobiegający z wnętrza duszy śmiech, który pod naporem jego kolejnych słów momentalnie ucichł. – Ciebie to śmieszy!? Dobrze, nie winie Cie za takie, ani inne podejście do sprawy, lecz posłuchaj mnie uważnie! Nie jestem bezwolną machiną do zabijania i po mimo moich uczynków, wciąż pozostaję człowiekiem z krwi i kości, któremu nie są obce uczucia kierujące życiem większości ludzi. – Chłopak przerwał monolog by odstawić katanę od szyi swojej ofiary, która z ulgą wypuściła wstrzymywane powietrze. Kiedy po chwili opuścił broń, wrócił do rozmowy z demonem. – Powiem to tylko raz, Kurama. Twoje komentarze na temat tego, czy mam miękkie serce czy też nie, przestały mnie już bawić. Postanowiłem Cię zignorować i od teraz, będę to robił za każdym razem, gdy wyczuje, że wykorzystując swój psychologiczny talent próbujesz kierować moimi działaniami!
Dziewięcioogoniasty tym czasem milczał i nic nie wskazywało, żeby miał w najbliższym czasie znowu się odezwać. Najwidoczniej krótka przemowa dwudziestolatka trafiła do niego nakazując przemyślenie własnego zachowania. Położywszy się na podłodze swojego więzienia, podparł pysk na skrzyżowanych przednich łapach, przymknął powieki i tak już zastygł, niczym figura woskowa. Kilka minut później ciszę przewał głos blondyna:
- Nic nie powiesz? Nie postawisz się, ani nie walniesz jakiejś przemądrzałej riposty? Świetnie! Hm, kiedy nie marudzisz, to jest tu tak spokojnie. Cicho. Wreszcie można skupić się na tym, co ważne. – Krótkie westchnięcie. – Ech, czuje się teraz, jakbym gadał do ściany. A kij z tym! Mam tylko nadzieję, że jeśli następnym razem postanowisz się odezwać, to będzie to coś wartego poświęcenia mu uwagi.
Shinobi Tsuki zaraz otrząsnął się z letargu, w jaki popadł w czasie przemowy do Kuramy i na powrót skupił uwagę na przesłuchiwanej kunoichi. W jego lewej dłoni wciąż spoczywała wyciągnięta katana, prawą zaś nieustannie lekko ściskał jej gardło.
- To, na czym skończyliśmy!? – Spytał, przerywając złowieszczą ciszę.
- Ja nic nie wiem o zamachu na Uzumaki Naruto z przed półtora roku. – Wyznała kobieta dobrze wiedząc, że taka odpowiedź oznacza dla niej podpisanie wyroku.
- Zatem nic tu po mnie. – Mruknął ninja i na powrót przystawił katanę do jej tchawicy. Widziała, jak napina mięśnie by zadać szybką i niemal bezbolesną śmierć, a gdy już miał poderżnąć jej gardło, w tym samym momencie dokrzyczała:
- Ale mogę powiedzieć, kto powinien wiedzieć więcej!
Naruto zastygł zostawiając na jej szyi delikatny ślad cięcia i przypomniał sobie, że mimo wszystko miał jej przecież ostatecznie nie zabijać! Ale by się pomylił! Gdyby w porę się nie odezwała, znowu zrobiłby coś wbrew swoim zasadom i ku uciesze tego wrednego futrzaka!
* * *
Wytarłszy wilgotną szmatką ostatnie zakurzone miejsce w domu, wierzchem dłoni przetarła spocone czoło i z zadowoleniem wypisanym na twarzy obejrzała się dookoła. W końcu po tygodniu zmagań osiągnęła zamierzony cel. Gniazdko, które jeszcze do niedawna należało do błondwłosego shinobi, teraz miało stać się nowym miejscem zamieszkania jego narzeczonej. Po ostatniej wizycie na cmentarzu, gdzie stał symboliczny nagrobek Naruto, po powrocie do domu Sakura zdecydowała wyprowadzić się od rodziców. Państwo Haruno z początku byli temu przeciwni, ale dziewczyna osiągnęła już pełnoletniość i sama mogła decydować o swoim dalszym życiu, a jej pierwszym krokiem na nowej drodze było wreszcie się uniezależnić. Co prawda, potrafiła już o siebie zadbać. W końcu brała udziały w misjach z dala od wioski i czujnego wzroku swoich bliskich, ale dotychczas mieszkała z rodzicami, co na dwudziestolatkę było już lekką przesadą.
Dziewczyna westchnęła przeciągle rozwiązując i zdejmując chustkę utrzymującą włosy zwinięte z tyłu głowy, by nie opadały na oczy, po czym spojrzała na zegar wiszący na ścianie w salonie, gdzie akurat się znajdowała. Wskazówkowy cyferblat pokazywał sześć minut po dwudziestej trzeciej. – Ale późno. – Pomyślała Sakura wycierając spocone czoło i w tym samym momencie usłyszała ciche pukanie w drzwi wejściowe. Zdziwiona, że komuś zachciało się odwiedzić ją o takiej porze, nie zwlekała długo z zobaczeniem, kogo do niej przywiało. Po chwili przeszła do korytarza i nacisnęła klamkę przy jednoczesnym pociąganiu drzwi do siebie.
Na progu stała kruczowłosa spadkobierczyni klanu Hyuuga, choć jej nazwisko nie tak dawno uległo nieznacznej modyfikacji przez dodanie drugiego członu do tego pierwotnego. Hinata Hyuuga-Inuzuka, tak się teraz nazywała. Hiashi z początku nalegał, żeby jego córka została przy rodowym nazwisku, bo jako następczyni głowy rodu nie powinna tracić kontaktu z rodziną i to Kiba miał przyjąć nazwisko Hyuuga. Ale ku niezadowoleniu Hiashiego, Hinata się na to nie zgodziła i w końcu wspólnymi siłami uznano, że najlepszym rozwiązaniem będzie połączyć oba nazwiska w jedno.
Członkini drużyny tropicieli ubrana była jak zwykle w swój codzienny strój kunoichi w kolorze różnych odcieni fioletu. Długie, luźno rozpuszczone włosy spływały jej wzdłuż pleców, delikatnie falując na nieznacznych podmuchach nocnego wiatru.
- Hinata? – Sakura była całkowicie zaskoczona widokiem przyjaciółki. – Co ty tu robisz?
- W-witaj, Sa-sakura. Czy n-nie przeszkadzam? – Białooka odezwała się, jak zawsze odrobinę się jąkając. Po mimo upływu lat, ta dziewczyna prawie nic się nie zmieniła. Wciąż była nieśmiała, cicha i niepewna siebie, choć już nie tak bardzo, jak to było w Akademii. Podobno swoją powolną przemianę zawdzięczała trudnemu dzieciństwu i nieugiętej postawie Naruto, którego zawsze darzyła szczerym uczuciem, choć nigdy nieodwzajemnionym. Ale jak było w rzeczywistości, to tylko sama Hinata mogła to wiedzieć. A teraz jeszcze związała się węzłem małżeńskim z przyjacielem z drużyny, który z kolei zawsze o nią walczył, choć z różnym skutkiem.
- Nie, nie, skądże. Proszę. Wejdź. – Odparła Haruno i zaprosiła ją do środka jednocześnie usuwając się na bok, po czym zamknęła drzwi. Gdy obydwie przeszły do salonu, zielonooka ponownie się odezwała, tym samym zaczynając konwersację: – Czy coś się stało?
Kruczowłosa uśmiechnęła się nieśmiało. Usiadła na kanapie trzymając złączone kolana i z udawanym nie skrępowaniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystkie meble i ogólnie, asortyment, lśniły nieskazitelną czystością, co od razu rzucało się w oczy.
Sakura tym czasem widząc, że przyjaciółka nie kwapiła się do udzielenia szybkich wyjaśnień, jakby nigdy nic wstała z zajmowanego obok miejsca i poszła do kuchni, gdzie zaparzyła herbatę i przygotowała talerz herbatników. Kiedy po chwili wróciła stawiając wszystko na małym stoliczku stojącym naprzeciwko kanapy, Hinata w dalszym ciągu siedziała lekko spięta patrząc wszędzie dookoła, tylko nie na nią. Gdyby się nie znały od najmłodszych lat, Haruno pomyślałaby, że jej gość coś przed nią ukrywa, zwłaszcza, jeśli przychodzi w odwiedziny w środku nocy. Ale pani Hyuuga-Inuzuka z natury była skryta, więc jej podejrzane zachowanie wydawało się rzeczą normalną, lecz z tą różnicą, że wkrótce zaczęło to różowowłosej przeszkadzać i jednocześnie odrobinę ją denerwować. Jakby na to nie patrzeć, był już środek nocy i Sakura powoli zaczynała odczuwać skutki całodniowej pracy nad doprowadzeniem domu do używalności. Jednym słowem, chciało się jej spać, jak nigdy przedtem, lecz przeciągająca się wizyta zagadkowo milczącej przyjaciółki tylko ten moment położenia się spać oddalała.
- Czy powiesz wreszcie, co Cię do mnie sprowadza, Hinata? – Spytała spokojnym, choć wyraźnie zniecierpliwionym głosem.
Kruczowłosa w końcu odwzajemniła rzucone jej spojrzenie, znowuż się uśmiechnęła i ostrożnie wzięła do ręki filiżankę z nalanym do niej naparem. Kiedy upiła łyczek i go cicho przełknęła, odetchnęła głęboko, jakby wreszcie zbierała się do zabrania głosu w wyżej wymienionej sprawie. Hyuuga-Inuzuka przeciągała milczenie z minuty na minutę denerwując Haruno coraz bardziej i kiedy wreszcie miała dziewczyna wybuchnąć wściekła, białooka odezwała się:
- Dzisiaj późnym popołudniem do Hokage-sama przyszedł Itachi-san z nowym raportem z postępów śledztwa, jakie prowadzi w sprawie śmierci… Naruto-kuna. – Wymamrotała, jakby to było coś niesłychanie trudnego do przekazania, różowowłosa zaś słysząc jej nowiny od razu szeroko otworzyła oczy i usiadła prosto, lecz nic nie powiedziała w napięciu czekając na kolejne słowa brunetki. Te pojawiły się po kolejnym łyczku zielonej herbaty: – Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć, jakiego odkrycia dokonał. Jakiś tydzień temu w kraju Ryżu jedna z naszych drużyn odbywała misję rangi B, w czasie, której mieli ochraniać jakiegoś oficjela, lecz ich zadanie nie powiodło się, gdyż miasto, w którym mieli zakwaterowanie zaatakowali jacyś żołnierze łudząco podobni do Upiornych Samurajów. Był wśród nich niezidentyfikowany shinobi, którego rozkazy najwyraźniej wypełniali…
- Zaczekaj, Hinata! – Haruno nie wierzyła własnym uszom. Jej serce zaczęło bić szybciej, niż zazwyczaj. – Chcesz mi powiedzieć, że był tam Naruto? Że on jednak żyje??
Hyuuga-Inuzuka uśmiechnęła się dobrodusznie.
- No właśnie… Tego nikt nie może potwierdzić, gdyż ów osobnik cały, od stóp po czubek głowy, ubrany był w shinobi shozoku. Jak już wspomniałam, byli tam Upiorni Samurajowie, więc logicznie rzecz biorąc, tym zamaskowanym wojownikiem musiał być… właśnie Naruto-kun. Taki jest przynajmniej mój wniosek z całej tej historii.
- Czy ktoś potwierdził, że ten koleś to rzeczywiście… Naruto??? – Oczy różowowłosej mimowolnie zaszkliły się od napływających do nich łez. Znowu zaczynała płakać, choć tym razem już nie z rozpaczy po stracie, a ze szczęścia, jakie nieoczekiwanie na nią spłynęło. Półtora roku na to czekała.
- Zgadza się, Sakura. To był Naruto Uzumaki. Żyje i ma się całkiem dobrze. – W tym momencie usłyszały męski głos dobiegający od drzwi wejściowych do salonu. Stał w nich czarnowłosy, jednoręki eks-członek Brzasku, Uchiha Itachi. Mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie, choć w jego oczach lśnił nieukrywany smutek. Było to wywołane kolejną informacją, której już nie zamierzał wypowiadać na głos. – Niestety na nasze nie szczęście, Naruto stracił część siebie i może się niebawem okazać, że nikogo z nas już nie poznaje.
* * *
W zamian za darowanie życia, Naruto w końcu otrzymał interesujące go informacje na temat ludzi zamieszanych w spisek przeciw niemu samemu, z czym jeszcze przed nikim się nie zdradził. Od przeszło roku działał w służbie tych, co mu zapłacili za robotę, jak dotąd skutecznie ukrywając swoją prawdziwą tożsamość. W ciągu dnia odziany chodził w czarny płaszcz z szerokim kapturem nasuniętym na głowę, że wydawało się, iż się rozmawia z duchem, a nie człowiekiem, co wielu przeszkadzało. W nocy zaś przywdziewał się czarny shinobi shozoku* zostawiając odkryte jedynie oczy o czerwonych tęczówkach i pionowych źrenicach demona w nim zapieczętowanego.
Opuściwszy dom tropicielki i niezauważenie przedarłszy się przez uśpioną wioskę Ukrytej Mgły, niczym bezkształtny cień, jinchuuriki zmierzał obecnie w głąb kraju w wyznaczonym kierunku. Do wykutej w skale groty, głęboko w sercu potężnej góry, gdzie swoją z pozoru bezpieczną kryjówkę miał siódmy mężczyzna odpowiedzialny za zorganizowanie nagrody za schwytanie lub zabicie blondyna. Wiszący wysoko księżyc powoli zniżał swój pułap zwiastując rychłe nastanie nowego dnia, lecz póki, co dookoła wciąż panowały niewzruszone ciemności i przeszywający na wskroś chłód. Dzięki wyostrzonym zmysłom, wiedziony odgłosem lekko podenerwowanego rytmu bicia serc stojących pod wejściem do pieczary strażników, Naruto lotem błyskawicy przemierzał leśne gęstwiny. Wkrótce zatrzymał się na gałęzi ostatniego drzewa o rozłożystym konarze, rosnącego tuż na krawędzi polany oddzielającej napawającą strachem puszczę kraju Obłoku od zbocza góry zwanej Ookami Shikon.**
- Na rany naszych przodków! Dlaczego nocne stróżowanie zawsze trafia się właśnie naszej dwójce!? – Jęknął w tym momencie jeden z ochroniarzy stojących pod wejściem do kryjówki. Mężczyzna pocierał ramiona robiąc wszystko, byle tylko nieco się rozgrzać. – Kiedy my tu zamarzamy, reszta gra sobie w karty! CHIKUSHŌ!!!
- Daj spokój, Taizo. Twoich narzekań i tak nikt nie usłyszy. – Mruknął jego towarzysz. – Przez te grube, stalowe wrota nie przeniknie do środka żaden, nawet najgłośniejszy dźwięk. Po za tym, to nasza trzydziesta noc, więc mógłbyś już się do tego przyzwyczaić.
- Co proszę!? Sugerujesz, żebym się zamknął i przybrał taką bierną postawę, jaką ty prezentujesz, Murai!? NIGDY!!! – Krzyczał pierwszy z wojowników. – Słuchaj mnie, bo powiem Ci to tylko raz. Jutro z samego rana pójdę do Kyuzo-sama i każę zapłacić sobie więcej za wszystkie nocki! Leczenie odmrożeń słono kosztuje!
- Chciałbym to zobaczyć!
Zaśmiał się drugi mężczyzna i zamilkł, zaciągając się papierosem, którego akurat dopalał. Nikotynowe ciepło rozlało się po jego wychłodzonym organizmie sprawiając, iż po mimo jego zabójczych właściwości, poczuł się o niebo lepiej. Taka forma rozgrzania się, zdawać by się mogło, była w tej chwili jedynym ratunkiem, jaki widział. Wypuszczając przez usta gęsty obłoczek duszącego dymu, Murai odetchnął z wyraźną ulgą wypisaną na twarzy, uśmiechnął się do odstawiającego różne dziwne pozy kolegi i nagle wytrzeszczył oczy, z kącików ust zaś zaczęła mu wyciekać krew. W chwili następnej upadł pod nogi wstrząśniętego towarzysza i tak już zastygł. Z jego karku sterczał zatopiony do połowy kunai.
- Co do…!?
Tylko tyle zdążył wykrzyknąć Taizo, kiedy przed oczami zamigotała mu fioletowa kula skoncentrowanej chakry, która trafiła go w pierś, z hukiem posyłając do tyłu na skalne zbocze góry. Cała scena niespodziewanego ataku wydarzyła się w takim tempie, że nikt nie zdołałby tego uniknąć. Nad martwymi zbirami stanął odziany w czerń wojownik. W mroku jedynie było widać jego upiorne, czerwone spojrzenie, które w tym momencie bacznie przyglądało się stalowym wrotom w poszukiwaniu jakiejś dźwigni je otwierającej. Niczego nie znalazłszy, obszukał dokładnie truchła, lecz w połach ich ubrań również nie znalazł niczego, co można by nazwać kluczem.
- Kuso! – Zaklął pod nosem i wtem usłyszał po drugiej stronie zamkniętych wrót cichy stukot czyichś kroków, po nich zaś odgłos odsuwania stalowej sztaby. Nie wiele myśląc, Naruto przeskoczył do cienia, tak, że w razie otwarcia wejścia, nie od razu było go widać. W jego dłoni momentalnie pojawił się drugi kunai, gotowy by go w razie potrzeby wykorzystać. Lewe skrzydło wrót stęknęło mocno pociągnięte do środka jaskini:
- Murai, Taizo? Chcecie może coś przekąsić…? – Zza prawego skrzydła wyjrzała jakaś dziewczyna i zastygła wystraszona urywając myśl. Pod wyciągniętą do przodu szyją poczuła dotyk zimnej stali przystawionego ostrza. W chwili następnej zbladła niczym od dawna niemalowana ściana widząc leżące na ziemi, pozbawione życia ciała kolegów, przed sobą zaś stojącego ich zabójcę. W jej szeroko otwartych brązowych oczach odbijało się krwiście czerwone spojrzenie o pionowych, typowo lisich źrenicach.
- Nie… nie zabijaj m… mnie! – Wydukała błagalnym tonem drżąc z przerażenia na całym ciele. Kunoichi, bo świadczył o tym ochraniacz wioski Trawy na jej czole, miała może ze dwadzieścia lat i nie wyglądała na kogoś, komu śpieszno było na tamten świat. Uzumaki po błyskawicznym namyśle zdecydował się dowiedzieć, kim jest i co tu robi, a być może okaże się, że dziewczyna jeszcze do czegoś mu się przyda. W końcu, jak sam stwierdził, nie jest pozbawioną skrupułów i uczuć maszyną do zabijania niewinnych osób.
Wolną ręką chwycił ją mocno za ramię i nie opuszczając kunaia wyciągnął ją na zewnątrz, gdzie po chwili przycisnął plecami do wrót. Z lewej strony czuł chłodne powiewy umykającej nocy, z prawej zaś ciepło wnętrza kryjówki jego celu.
- Spokojnie, nie zabiję cię. – Odezwał się wyprutym z emocji głosem, że sam się nawet go wystraszył, choć z zewnątrz niczego po nim nie było widać. Nie wyczuwając, żeby miała zamiar zaraz uciekać, Naruto opuścił broń, aby mogła swobodnie się wypowiadać, choć w dalszym ciągu trzymał ją za ramię. – Powiedz, kim jesteś i co tu robisz?
- Nazywam się Kumi Nemoto, a tutaj robie za przynieś, podaj, pozamiataj… mówiąc kolokwialnie, choć najęłam się, jako medyk. – Wyznała bez cienia skrępowania, co chłopaka nieco zaskoczyło. Po chwili milczenia, dziewczyna ciągnęła dalej: – Miałam służyć Kyuzo-sama pomocą medyczną na wypadek ataku kogoś twojego pokroju, ale że trafiłam na ciebie niemal pierwsza, to chyba będzie musiał poradzić sobie beze mnie.
Kunoichi Kusa Gakure uśmiechnęła się nieznacznie i nic więcej już nie powiedziała. Odwróciwszy wzrok od wpatrującego się w nią shinobi, spuściła go na ziemię i delikatnie zagryzła wargi marszcząc czoło, jakby nad czymś się zastanawiała. Co to było wydało się, gdy po kilku minutach ponownie się odezwała:
- Co teraz ze mną zrobisz?
- To zależy tylko od ciebie, Kumi. – Odparł Naruto sprawiając, że momentalnie na niego spojrzała. Tym razem bardziej zdziwiona, niż przestraszona. – Po twoich słowach wnioskuję, iż nie specjalnie zależy Ci, czy zabiję dziś twojego pracodawcę, czy też nie, więc pozwolę Ci wybrać.
- M-między, czym, a… czym?
- Mogę cię teraz puścić i już do końca swego życia będziesz popychadłem na usługach gnid podobnych do tego tutaj lub możesz też zacząć pracować dla mnie. Wydajesz się miłą dziewczyną, która zasługuje na coś więcej, niż to, co tu dostaje. – Wyjaśnił nie zdradziwszy wszystkich szczegółów.
- Coś więcej? – Powtórzyła Nemoto nic, a nic nie rozumiejąc ze słów stojącego przed nią shinobi. Nie dość, że nie wiedziała, z kim tak naprawdę rozmawia, to jeszcze usłyszała padającą z jego ust propozycję współpracy, choć teoretycznie wciąż byli wrogami. Przecież w ogóle go nie znała. Poznali się zaledwie pięć minut temu. Kiedy w chwili następnej uwolnił jej ramię i odwrócił się, by wejść do pieczary, kunoichi nagle wyszeptała całkowicie siebie zaskakując: – Zgoda. Przyłączę się do ciebie.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




* shinobi shozoku (jap.) – strój ninja

** Ookami Shikon (jap.) – Wilczy Kieł