środa, 21 lutego 2018

180. Ocieplenie relacji

Pojawiło się:
# 180 odcinków;
# 5114 komentarzy, w tym kilkanaście tzw. spamów, których nie usunąłem;
# 564 828 odwiedzin.
(podsumowanie z 27 listopada 2010 roku)


<<< Odcinek ukazał się 4 grudnia 2010 roku >>>



Szalejąca za oknem burza wciąż nie ustępowała z miejsca. Liczne błyskawice, rzęsisty deszcz i bardzo porywisty wiatr szalały nad wioską Ukrytego Liścia. Blondwłosa kobieta o ponętnym biuście i posępnym wyrazie twarzy wyglądała za okno swojego przestronnego biura, bezradnie wzdychając. Obserwując, jak niepowstrzymany żywioł powalał coraz to nowe drzewa rosnące wśród domostw swojej wioski, jednocześnie zastanawiała się nad usłyszaną odpowiedzią. Prawdą było, za bardzo nie wiedziała, co Uzumaki miał na myśli mówiąc, że jest sama sobie winna jego ciągłego buntowania się, ale po krótkim dumaniu zdecydowała, na spokojne dowiedzenie się tego od niego.
Tsunade odwróciła się, bez słowa usiadła za biurkiem, ramiona spuściła na podłokietniki, wzrok utkwiła w masce stojącego przed nią jounina i westchnęła. Chociaż nie widziała jego oczu, w stu procentach była pewna, że dokładnie obserwował wszystkie jej reakcje. Każdy, nawet najmniejszy ruch. Bawił się z nią w bardzo, ale to bardzo niebezpieczną grę.
- Dobra, Naruto. – W końcu zabrała głos. – A więc, o co Ci chodzi?
- Zależy, o co pytasz?
Hokage w pierwszej chwili nie odpowiedziała. Kitsune wyraźnie widział, że bardzo się powstrzymywała od kolejnego wybuchu złości. Zaciekle broniła się przed świdrującym jej osobę, spojrzeniem błękitnych tęczówek, jakie patrzyły na nią z góry z lekką nutą pogardy w nich zawartą.
- Pytam o to, co robisz. Czemu cały czas w twoim zachowaniu i sposobie wypowiadania się wyczuwam wrogość? Dlaczego stawiasz na szali swoją przyszłość, jako znakomity shinobi Konoha, spoufalając się z jednym z największych wrogów Ukrytego Liścia? Skąd Ci się nagle wziął pomysł… żądanie wybaczenia wszelkich jego win? I wreszcie, co chciałeś osiągnąć zapowiadając, że odejdziesz z wioski?
- To będzie bardzo dłuuuugi dzień…
Skwitował lis, co Naruto zupełności zignorował, skupiając całą swoją uwagę na słowach Godaime. Kiedy w przeciągu kolejnych minut Tsunade ponownie nie zabrała głosu, blondyn nabrał w płuca nieco więcej powietrza niż zazwyczaj, po czym wypuścił je przez lekko rozwarte wargi.
- Mam może zacząć od początku? – Spytał swoim beznamiętnym tonem.
- Jeśli musisz.
- Dobrze, więc. – Chłopak westchnął i rozpoczął swój monolog. – Przez wszystkich bity, poniżany i znienawidzony, jako nosiciel Kyuubi no Kitsune, bardzo długo tłumiłem narastającą we mnie wrogość, lecz mimo to, zyskałem wielu wspaniałych przyjaciół. Zyskałem również siłę, dzięki której bez problemu mogłem przeciwstawić się nienawiści do mojej osoby, aż pewnego dnia, jako siedemnastoletni shinobi, zupełnie z przypadku, poznałem prawdę o moim ojcu. Proszę sobie wyobrazić, jak wielki szok wtedy przeżyłem. Oczywiście zewnętrznie nie dałem tego po sobie poznać. Niemal przez całe moje dotychczasowe życie ukrywano przede mną fakt, iż jestem synem Yondaime Hokage, co w rezultacie powinno sprawić, iż powinienem być traktowany nieco inaczej. Niestety, tak się nie stało. To odkrycie tak mnie zabolało, że ponownie się w sobie zamknąłem.
Uzumaki przerwał na chwilę, gdyż dostrzegł w wpatrujących się w niego oczach Tsunade lekki niepokój, ale i pełne skupienie i jakby zaciekawienie, czy coś w tym stylu. Chłopak wziął kilka głębszych oddechów, po czym kontynuował:
- W miedzy czasie odkryłem Tajemniczą Komnatę w wiosce Bez Nazwy, ukrytą w Iwa-Kuni*, gdzie zostałem generałem pięćdziesięciotysięcznej armii Upiornych Samurajów. Po dziś dzień zaskakują mnie ich umiejętności, jak i posłuszeństwo w wykonywaniu moich poleceń. Czy Tsunde-sama wie, jak tamto wydarzenie zmieniło moje życie? Zakładam, że tak… ale mniejsza z tym. Kiedy w osiemnaste urodziny zostałem mianowany Jouninem, niezmiernie mnie to ucieszyło i myślałem, że może w końcu zaczęto traktować mnie poważnie, lecz szybko potem przekonałem się, że prawda była inna. Jakby mnie ktoś wbił kunai prosto w serce. Spiskując razem z Shizune, Ibiki Morino, Hiashi Hyuuga i… Kakashi Hatake, szybko zdecydowałaś o…
- Co!? Skąd on o tym wie!? – Pomyślała Tsunade nie przestając słuchać tego, co Naruto miał jej do powiedzenia. Z każdym jego słowem, kobieta uspokajała swój wewnętrzny gniew, lecz na zewnątrz wciąż pozostawała srogo niezadowolona.
- …o wysłaniu mnie na, teoretycznie, samobójczą misję, której miałem nie podołać. Jednak nie doceniliście mnie. Przeliczyliście się. Wykonałem to zadanie bez mrugnięcia okiem, z przekonaniem, że gdy wrócę dokonam straszliwej zemsty! – Chłopak nieco podniósł głos. – Jednakże w międzyczasie ochłonąłem i nawet przyprowadziłem ze sobą, przypadkowo odkrytego więźnia Czarnej Fortecy. Miyoko Inaba, gdy nazwała mnie swoim Sensei, cóż… tamtego dnia stała się dla mnie kimś więcej, niż tylko uczennicą. I nie mam tu na myśli żadnych pedofilskich podtekstów. O nie, nic z tych rzeczy! Ale wracając do meritum… Dwa tygodnie temu dowiedziałem się, iż ponad trzy miesiące wcześniej… teraz już trzy i pół, Konoha została zaatakowana przez Sasuke. Oczywiście nikt nie raczył mnie o tym poinformować, co było głównym powodem mojej straty zaufania do moich przyjaciół. Stąd też wzięło się moje chłodne…
- Chwila! To Sakura nic Ci nie powiedziała? – Godaime niespodziewanie zerwała się z miejsca, tym samym przerywając Uzumakiemu.
- Nie wiem czy umyślnie czy też nie, ale z jakiegoś powodu zataiła przede mną, bardzo ważną dla mnie informację. Teraz jednak, to już nie ma większego znaczenia. – Westchnął i zamilkł.
Tsunade wyglądała, jakby nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Myśl, że jej najlepsza uczennica może być odpowiedzialna za całe to zamieszanie, napawała ją nieposkromioną grozą. Podniósłszy wzrok na Naruto, dostrzegła w jego rękach połyskujące ostrze katany, którą sama nie wiedziała, kiedy dobył. Jinchuuriki miał lekko spuszczoną głowę, co jeszcze bardziej negatywnie wpłynęło na odczucia Hokage. Nie wiedziała, co zamierzał zrobić, ale widok wyciągniętego miecza mógł oznaczać tylko jed…
- Pozwól, Tsunade-baachan, że coś Ci pokażę.
Kobieta nie mogła uwierzyć w szybkość z jaką blondyn znalazł się tuż przy niej. Przecież cały czas uważnie go obserwowała, więc kiedy tego dokonał? Szukanie odpowiedzi na zadane sobie pytanie, w tym momencie nie miało racji bytu, ponieważ wyczuła przy swojej krtani dotyk zimnej stali. Pięćdziesięciolatka zastygła sparaliżowana, w okamgnieniu sobie uświadamiając, że teraz każdy, nawet najmniejszy ruch z łatwością naraziłby ją na zranienie lub nawet gorzej, na poderżnięcie gardła. Dodatkowo nie miała pojęcia, co Uzumaki chciał zrobić.
- Naruto, co ty…!? – Spytała lekko drżącym półgłosem.
Chłopak nie odpowiedział, tylko ku zaskoczeniu brązowookiej, przystawił otwartą dłoń do jej rozgrzanego czoła. Kobietę momentalnie spowiły nieprzeniknione ciemności, które po chwili ukazały wspomnienia z życia jakiegoś shinobi. Szybko jednak go rozpoznała. To był Uchiha Itachi. Tsunade zobaczyła wszystko to, co Naruto sam widział w umyśle przyjaciela i jeszcze kilka innych obrazów związanych ze zmianą w zachowaniu i postępowaniu Uchiha, a co w tym momencie stanowiło główny dowód na oczyszczenie Itachiego z wszelkich zarzutów. Kilkanaście minut później wszystko na powrót znikło i obraz przed oczami Tsunade powrócił do poprzedniego stanu rzeczy. Kobieta od razu się rozejrzała. Kitsune już przy niej nie stał, a jego połyskująca w promieniach słońca katana wróciła do saya uczepionej na jego plecach. Natomiast on sam na powrót stanął przed nią w odległości dwóch, trzech metrów od biurka i czekał.
Blondyna rozparła się w swym fotelu, oparła łokcie na podłokietnikach, splotła palce dłoni na wysokości ust i zamknęła oczy. Milczała i marszczyła brwi. Liczne zmarszczki na czole dodatkowo utwierdzały Uzumakiego w przekonaniu, że zastanawiała się nad wszystkim, co jej przed sekundą pokazał. A stało się to za sprawą specjalnej techniki, jaką wycyganił od Inoichiego Yamanaka pod pretekstem przesłuchania kogoś ściśle związanego z obecnie rozgrywającym się zamieszaniem. Domyślał się, jaka będzie jej reakcja, lecz póki nic nie powie, nie mógł być tego pewny w stu procentach. Kiedy po kilkunastu, pełnych napięcia, minutach na powrót utkwiła wzrok w lisiej masce błękitnookiego Jinchuuriki, westchnęła i w końcu się odezwała:
- Dobra, Naruto. Teraz nie mam już żadnych obiekcji do twojego żądania z przed kilku godzin. Jeszcze dziś zwołam mieszkańców i przekażę im prawdę o przeszłości Itachiego Uchiha. – Tsunade wstała i podeszła do okna, splatając ręce na plecach. – Możesz być pewny, że jego akta zostaną zredukowane do stanu z przed mordu, klanu Uchiha.
- Arigatou, Hokage-sama.
- Łatwo poszło. Brawo, Młody! – Zaśmiał się Kyuubi.
- A co do twojej utraty zaufania, mam tylko jedno pytanie. Jak długo jeszcze zamierzasz się na nas mścić? – Spytała odwróciwszy się do Uzumakiego przodem. – I czy nie uważasz, że Sakura już wystarczająco się przez ciebie nacierpiała?
- Z całym szacunkiem, ale cierpienie jakie Sakura doświadcza z mojej strony, to jest nic w porównaniu z bólem i upokorzeniem jakiego doznałem JA ze strony mieszkańców wioski. Nie możesz zaprzeczyć, Tsunade-baachan! – Krzyknął Naruto. – Pozwól, że sam zdecyduję, kiedy i w jakich okolicznościach Sakura znowu poczuje się bezpieczna w moich ramionach.
- Dobrze, jak tam sobie chcesz. Tylko żebyś potem nie żałował swoich decyzji.
- O to się nie martw, Baa-chan.
Hokage rzuciła mu wściekłe spojrzenie, gdyż strasznie nie cierpiała, gdy tak się do niej zwracał, ale poza tym, nic więcej już nie powiedziała. Uzumaki tym czasem wytrzymał jej spojrzenie, przez cały czas szelmowsko uśmiechając się pod maską, po czym delikatnie skłonił głową, złożył przed sobą dłonie i zniknął w chmurze białego dymu.
* * *
Pogoda już się uspokoiła. Od kilkudziesięciu minut świeciło słońce napełniające serca radością i optymizmem. Siedziała na drzewie po drugiej stronie ulicy naprzeciwko budynku Administracyjnego i cały czas dokładnie go obserwowała. Po przez szczelnie zamknięte okna nie wiele słyszała z rozmowy, jaka wywiązała się pomiędzy Tsunade i obiektem jej westchnięć, ale ostatnią wypowiedź Naruto dokładnie usłyszała. To, co blondyn powiedział, bardzo ją zabolało, ale i tym razem wiedziała, iż wszystko, co Uzumaki o niej mówił, wywołane było jej głupotą. Nie chciała już płakać, nadaremnie wylewać łzy, bo to i tak nic nie dawało. Kiedy błękitnooki ulotnił się z biura przywódczyni wioski, Sakura domyśliła się, ze teraz najpewniej powróci do domu. Nie zwlekając, szybko skumulowała w podeszwach odpowiednią dawkę chakry i zwinnie niczym kot, odbiła się od gałęzi na której siedziała.
Kunoichi błyskawicznie pokonała odległość dzielącą dom jej ukochanego od budynku Administracyjnego. Jak tylko stanęła na ulicy tuż pod jego domem, katem oka dostrzegła bacznie obserwujących ją Upiornych Samurajów, jacy stali na dachach domów znajdujących się w najbliższej okolicy. Czując na karku ich napawające strachem spojrzenia, chwilę później, z podmuchem delikatnego wiaterku doznała ataku gęsiej skórki.
- Zapewne Naruto zabronił im mnie zatrzymywać i tylko dlatego, jedynie uważnie mnie obserwują. – Pomyślała, czując jak po plechach przebiega ją zimny dreszcz. – Brrr! Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do ICH obecności.
Haruno, rozmyślając o powodach znikomego zainteresowania jej osobą przez Upiornych „strażników”, po kilku minutach wyczekiwania, w końcu zobaczyła, przez siebie śledzony obiekt. Naruto właśnie wskakiwał do swojego domu przez okno na pierwszym piętrze. Nieco zdziwiona takim zachowaniem blondyna, kunoichi właśnie miała ruszyć się z miejsca, gdy niespodziewanie ktoś gwałtownie obrócił ją o sto osiemdziesiąt stopni i mocno przyparł do muru. Odrobinę zamroczona, przez włosy zasłaniające widok w pierwszym momencie nie dostrzegła, któż ośmielił się ją w takiej chwili zatrzymywać i już zbierała się do odepchnięcia nieproszonego gościa, kiedy usłyszała jego głos:
- Dlaczego mnie śledzisz!?
Był zimny i bezuczuciowy, jak zawsze z resztą.
- Naruto… – Szepnęła wystraszona, a łzy same poleciały po rozgrzanych policzkach. W chwili następnej, potok słów wylał się z jej lekko rozwartych warg. – …Przepraszam, że byłam taka głupia i egoistyczna względem ciebie. Proszę, wybacz i daj mi drugą szansę. Wiedz, że ja nadal Cię kocham i cokolwiek postąpisz, to się nigdy nie zmieni. Jeśli odejdziesz z wioski, pójdę za tobą nie bacząc na konsek…
Dziewczyna nie dokończyła, gdyż stojący przed nią shinobi zatkał jej usta swoimi, czule i namiętnie całując. Kiedy skończył, bez słowa przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy, pachnące jaśminem i jakby delikatną nutą wiśni. Zdezorientowana kunoichi w pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje, lecz w okamgnieniu otrzeźwiała i mocno odwzajemniła uścisk Uzumakiego. Nie bardzo rozumiała jego dziwne zachowanie. Tam, w biurze Hokage mówił co innego, a teraz robił co innego. Była świecie przekonana, że ich rozłąka, której notabene sama była sobie winna, będzie trwać jeszcze bardzo długo. Jednakże, Naruto wydawał się odmieniony. Medyczka tuląc głowę do jego piersi wyraźnie słyszała tętent bicia serca. Był spokojny i równy, co nic nie zdradzało. Haruno wahała się chwilę, przygryzła nawet dolną wargę, lecz w końcu zdecydowała się ponownie odezwać:
- Naruto…
- Sakura-chan, twoje przeprosiny zostały przyjęte. Co się stało, to się nie odstanie, a ja mam już dosyć ciągłego denerwowania się na wszystko. – Barwa jego głosu znowu była ciepła, przyjaźnie nastawiona i etc. – Wiem, że mnie kochasz i wzajemnie, nawet nie wiesz, jak bardzo mocno.
- Naru…
- Ciii! Nic nie mów.
Chłopak pogłaskał ją po głowie i jeszcze mocniej wtulił policzek w jej różowe kosmki. Wciągnął nosem ich woń, po czym odetchnął z wyraźnym westchnięciem. Zamknął oczy napawając się tą chwilą spokoju i kontemplacji. Choć co poniektórzy przechodnie rzucali im zaciekawione spojrzenia, Naruto w pełni ich ignorował. W tym momencie liczyła się dla niego tylko bliskość z ukochaną dziewczyną. Niestety umysł za chwile zapełnił mu się myślami… pytaniami, które zapomniał zadać Hokage. No i jeszcze potwierdzenie słów Itachiego o pobycie Sakury w Brzasku. Wysilając się, by o wszystkim zapomnieć, gdy to nic nie dało, westchnął bezradnie i odezwał się spokojnym tonem:
- Sakura-chan, co zrobiłaś z płaszczem Akatsuki?
Dziewczyna momentalnie uwolniło się z uścisku i spojrzała na niego zdziwiona. Uzumaki uśmiechnął się w swój firmowy sposób, po czym na powrót wziął ją w ramiona. Haruno milczała. Nie miała pojęcia, skąd blondyn wiedział o czarnych kartach z jej przeszłości, ale w jego głosie nie wyczuła zdenerwowania. Na powrót tuląc policzek do jego piersi, po szybkim zastanowieniu zdecydowała się nie odzywać, czekając na rozwój… rozmowy.
- Wiem o tym od Itachiego. Wszystko mnie opowiedziała. – Naruto westchnął. – Nie dziwi mnie, dlaczego nic mnie nie powiedziałaś. To zrozumiałe. Kto, przy zdrowych zmysłach, chciałby się takim wspomnieniem z kimkolwiek dzielić? Najpewniej, nikt. – Chłopak zrobił chwilową pauzę. – To jak, Sakura-chan. Gdzie ukryłaś to przebranie?
- Trzymam je w pudełku pod łóżkiem. – Kunoichi szybko odparła.
- I nie martwisz się, że twoja matka może je odkryć?
- Nie. Zabezpieczyłam pudełko specjalną pieczęcią. Zdjąć ją mogą nieliczni.
- I wszystko jasne.
Jinchuuriki odetchnął głęboko, po czym delikatnie odepchnął wciąż wewnętrznie zdziwioną Sakurę na odległość jednego ramienia. Następnie, nic nie mówiąc, utrzymując na ustach swój firmowy uśmiech, nachylił się do niej i wpierw pocałował w lewy policzek, potem w prawy. Kolejne było odsłonięte czoło i dalej, czubek nosa. Kiedy kunoichi zrobiła się rumiana na zawstydzonej twarzy, złożył namiętny pocałunek na jej wargach. Medyczka momentalnie zarzuciła ręce na jego szyję, wtapiając palce dłoni w zwichrzoną czuprynę. Tym razem oderwali się od siebie dopiero, gdy zaczęło brakować im powietrza.
- A co się stało z Yasu Iharą? – Spytał Naruto, jak tylko odzyskał oddech.
- Kiedy odzyskała wszystkie siły i wyszła ze szpitala, ktoś się wygadał i mieszkańcy wioski dowiedzieli się, że jest nosicielką Czteroogoniastego demona. Od razu padło podejrzenie, iż prawdopodobnie to ona stała za zniszczeniem miasta Fujioka. Nikt tak na prawdę nie potwierdził tych doniesień, a Tsunade-sama wszystkiemu srogo zaprzeczyła. Jednak dla niektórych nie miało to najmniejszego znaczenia. – Dziewczyna spuściła wzrok, jakby chciała uniknąć przenikliwego spojrzenia Uzumakiego, po czym kontynuowała. – Jeszcze tego samego dnia zaczęły się na nią ataki słowne. Ociekające nienawiścią szyderstwa, niczym rwąca rzeka, spłynęły na Iharę całą kaskadą. Zdarzyło się nawet kilka pobić, które na szczęście przerwał Kakashi-sensei. Gdyby tego nie zrobił, kto wie, jakby się to wszystko skończyło. Dnia następnego, Yasu zwyczajnie zniknęła.
- Co znaczy… zniknęła?? – Spytał Naruto dogłębnie poruszony losem jaki spotkał jego bratnią duszę, innego Jinchuuriki.
- Tsunade-sama podejrzewa, że Yasu uciekła z wioski nie mogąc znieść upokorzenia i pogardy jaką obdarzyli ją nieświadomi zagrożenia mieszkańcy. A że nie była kunoichi Konoha-Gakure, nie wszczęto poszukiwań.
- Że co proszę!?
Blondyn stał jak sparaliżowany, nie mogąc uwierzyć w to, co dane było mu usłyszeć. Ale po zastanowieniu, w myślach przyznał rację Hokage. Prawdą było, że Yasu jeszcze nie została przyjęta w poczet shinobi Konoha-Gakure no Sato, więc też wysłanie drużyny by ją odszukała nie miało racji bytu. Oczywiście mógł na własną rękę zorganizować podobną akcję. Miał w końcu pod swoją wodzą doborowych żołnierzy gotowych wykonać każde wydane im polecenie. Lecz wizja nowej, słownej potyczki z Hokage, od razu zniechęciła go do podobnego pomysłu.
Naruto był już tym wszystkim niezmiernie zmęczony.
- I co zrobisz? – Odezwał się lis.
- Szczerze? Nie wiem. Wierzę, że Yasu wiedziała, co robi i zaszyła się teraz w jakimś bezpiecznym miejscu. A ja zajmę się jej odnalezieniem, jak tylko odpocznę. Muszę nieco odbudować poważnie nadwątlone relacje z przyjaciółmi. – Wyjaśnił.
- Dobrze, tylko żebyś za długo nie zwlekał z tymi poszukiwaniami. Yonbi to mój stary przyjaciel i nie chciałbym, aby skończył złapany przez tych śmieci z Akatsuki.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





*Kuni (jap.) – Kraj

179. Pochmurny dzień


<<< Odcinek ukazał się 14 listopada 2010 roku >>>



Na tyłach całodobowego, w ciemnej alejce pojawiło się dwóch shinobi w ceramicznych maskach kota i jastrzębia zasłaniających ich twarze. Jeden lustrował okolice uważnym wzrokiem, drugi zaś przyklęknął koło zmasakrowanych zwłok:
- Jeszcze ciepły. Nie żyje od jakichś trzech godzin.
- Kto mógł go tak urządzić? – Spytał taka.
- Ktokolwiek to był, musiał być potężny. – Odparł neko. – Widziałeś taką precyzję cięć? Sądzę, iż był to jeden z nas. Zastanawia mnie tylko, który ANBU samotnie eliminuje wrogów Konoha-Gakure?
- Tego właśnie musimy się dowiedzieć.
Mruknął taka, po czym obaj zniknęli z podmuchem mocniejszego wiatru. Liście leżące na ziemi wzbiły się w powietrze szybując nad uśpioną wioską, która za kilka godzin miała wstać z początkiem nowego dnia i dowiedzieć się o rewelacjach powoli mijającej nocy. Gdy dwójka elitarnych shinobi przeczesywało Konoha, poszukiwany przez nich ANBU wciąż przebywał za zamkniętymi drzwiami prosektorium w szpitalu Ukrytego Liścia.
Naruto popadłszy w głęboką zadumę, patrzył na Itachiego nie obecnym wzrokiem. Gdy paręnaście minut później otrzeźwiał, dosłownie, nastawił uszu by rozszyfrować niewyraźny szmer dobiegający go z korytarza. Niestety grube, stalowe drzwi skutecznie wszystko tłumiły, przez co chłopak niczego ciekawego nie zarejestrował. Większe szanse miałby, gdyby stanął pod wejściem tuląc policzek do zimnego metalu, ale jak na poważnego shinobi przystało, nie zamierzał się wygłupiać. Po chwili z powrotem przeniósł spojrzenie na obandażowanego przyjaciela i się uśmiechnął.
- Jak na kogoś sfrustrowanego nieufnością przyjaciół, zadziwiająco spokojnie przyjąłeś do wiadomości słowa tego Uchiha. – Stwierdził lisi demon. – Liczyłem na kolejny wybuch rozpaczy i agresji z twojej strony, a tu cicha, spokój i zaduma. Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, Uzumaki Naruto.
- Przyznaję… Wieść, że Sakura-chan zdradziła wioskę wstępując w szeregi Akatsuki z mojego powodu, zwaliła mnie z nóg, ale powoli czuję już zmęczenie ciągłym denerwowaniem się na wszystko, co dotyczy mojej osoby lub otaczającego mnie świata. – Blondyn odparł spokojnym tonem. – Może Cię to Kyuu dziwić, ale postanowiłem ten fakt zwyczajnie przemilczeć.
- Sō ka. – Demon mruknął krótko i zamilkł, lecz po chwili dodał. – Czyli teraz będziesz zachowywał się tak, jakby to, co powiedział Ci Itachi o Sakurze, nigdy się nie wydarzyło?
- Mniej więcej.
- Dobra. W takim razie, co teraz planujesz zrobić?
- Ech. Na początek chciałbym znaleźć sposób na zrekonstruowanie Itachiemu ramienia, potem zająłbym się zmuszeniem Tsunade do poznania prawdy o nim, a na koniec spotkałbym się Sakurą. Przyznam się, że stęskniłem się za jej uśmiechem. – Chłopak westchnął ociężale i przeczesał włosy rozcapierzoną dłonią.
- Zatem do dzieła, Młody!
Uzumaki zaśmiał się pod nosem słysząc entuzjastyczny krzyk Dziewięcioogoniastego, po czym spojrzał na Weteranów stojących pod wejściem. Mierząc ich uważnym spojrzeniem, zastygł w miejscu niczym figura woskowa, a gdy na powrót oprzytomniał:
- Przekażcie Jogonshy, aby z pomocą kilkudziesięciu Zbrojnych zorganizował w koło mojego domu szczelną ochronę. – Jego głos był poważny.
- Hai, Naruto-sama! – Wojownicy nisko się ukłonili, po czym zniknęli w chmurach białego dymu.
- Co planujesz? – Spytał Uchiha.
- Wynosimy się stąd.
* * *
Zmęczona całonocnym sterczeniem pod wejściem do prosektorium, kiedy na zewnątrz zaczęło się przejaśniać, postanowiła wrócić do domu, by nieco zregenerować siły i dać wytchnienie zszarganym nerwom. Rewelacje minionej nocy tak ją wykończyły psychicznie, że tylko letni prysznic mógł cokolwiek teraz zdziałać. Wiele rozmyślała o odpowiedzi Naruto na niezgodę Tsunade wobec jego żądania. Jeśli to, co powiedział było prawdą, oznaczało to, iż niebawem będzie musiała zmierzyć się z najgorszym. Jaką podjąć decyzję? Zostać w wiosce, ukochanym domu gdzie miała wielu świetnych przyjaciół i znajomych? Czy może porzucić wszystko na rzecz miłość do ukochanego shinobi i odejść razem z nim? Sakura właśnie przed tego typu dylematem teraz stanęła. Tak naprawdę nie wiedziała, jaką decyzję ma podjąć. Oczywistym było, że mocno kochała blondyna i była gotów na takie poświęcenie, ale co wtedy pomyśleliby ludzie z jej najbliższego otoczenia? Wielu zapewne by się temu sprzeciwiło. Zapewne, największą dezaprobatę wygłosiłaby Hokage, czego różowowłosa najbardziej się obawiała. Z drugiej zaś strony, co nakłoniło Uzumakiego do podjęcia tak drastycznych środków? Czy Uchiha Itachi go do tego nakłonił? Jaki ten morderca ma w tym wszystkich interes? A może całe Akatsuki postanowiło zwerbować Naruto, zamiast cały czas go ścigać? Dziewczyna miał kompletny mentlik w głowie. Rozmyślania o powodach, napawającego strachem, działania błękitnookiego jounina najbardziej męczyło jej psychikę.
Krótkie westchnięcie.
Wchodząc do pokoju, Haruno podeszła do łóżka, gdzie położyła ubranie i owinięta jedynie w biały ręcznik udała się do łazienki. Kilka tysięcy, kojących zmysły, kropli później dziewczyna wróciła i ponownie założyła swój codzienny strój, lecz już świeższy od poprzedniego. Zawiązując opaskę shinobi na głowie spojrzała za okno. Umiarkowane zachmurzenie nie wróżyło szybkiego przejaśnienia się, ale także raczej nie zwiastowało spadnięcia deszczu. Niebo zwyczajnie przesłaniały szare, nostalgiczne chmurzyska. Kunoichi uśmiechnęła się nikle, po czym wyszła z pokoju. Zjawiając się w kuchni, zaraz napotkała na swej drodze nieco zaskoczone spojrzenie rodziców siedzących przy stole.
- Sakura? Kiedy wróciłaś?
Spytał pan Haruno, popijając poranną kawę. Zielonooka w odpowiedzi, jedynie nieznacznie się uśmiechnęła, po czym podeszła do lady, gdzie zaparzyła sobie herbaty. Siadając kilka minut później przy stole, złapawszy ciepły kubek oburącz westchnęła i zwiesiła głowę. Oddech miała spokojny, w głowie zaś wciąż jej huczało.
- Skarbie, coś się stało?
Pani Haruno spytała troskliwie. Kobieta wyraźnie martwiła się stanem psychiki swojej jedynej córki. Od dłuższego czasu widziała, że z Sakurą działo się coś nie dobrego, lecz nie wiedziała, co tak naprawdę jej było. Domyślała się, że to może mieć jakiś związek z jej chłopakiem, lecz nie chciała się wtrącać w nie swoje sprawy.
- Czy twoje problemy mają jakiś związek z tym blondynem, o którym piszą w dzisiejszej gazecie? – Milczenie przerwała głowa rodziny. Dziewczyna momentalnie podniosła na niego wzrok. W jej oczach widać było ból i cierpienie skroplone niepewnością. – Jeśli tak, to może lepiej daj sobie z nim spokój. Z tego, co tu piszą: Uzumaki nakryty został dzisiejszej nocy na spiskowaniu z wrogiem Konoha i ponownie wdał się w kłótnie z Hokage, po której, jak sam zapowiedział, zamierza…
- Wystarczy!
Niespodziewany wybuch kunoichi niezmiernie zdziwił jej rodziców. Dziewczyna gwałtownie wstała przewracając krzesło, na którym przed sekundą siedziała i nie oglądając się za siebie, wybiegła z domu. Kiedy zatrzasnęła drzwi, pozwoliła ponieść się swoim nogo wprost do parku. Frustracja wywołana pytaniami rodziców zaraz ustąpiła miejsca nowej dawce przygnębienia i rozpaczy. Od dłuższego czasu tłumione łzy spłynęły potokiem po jej rozgrzanych policzkach. – Dlaczego mnie to spotyka?? – Sakura pytała samą siebie. – Czy moja miłość do Naruto skazana jest na niepowodzenie? Może tata ma rację i powinnam dać sobie z nim spokój? Nieee! To nie może się tak skończyć. Kocham go i bez względu na to, co zrobi, muszę przy nim być. – Rozmyślała. – Wierzę, że jeszcze jest w nim, choć odrobina dobra. Tak! Muszę się z nim zobaczyć. Muszę wiedzieć, czy jest szansa na odzyskanie zaufania?! Czy między nami wciąż istnieje… miłość?!
Dziewczyna usiadła na najbliższej ławce, przetarła twarz ręką i spojrzała w zachmurzone niebo. Na jej twarzy ponownie zagościć delikatny uśmiech, a w oczach zalśniła determinacja. Podbudowana własnymi postanowieniami, po chwili wstała i skierował się z powrotem do wioski, kiedy nagle dostrzegła na dachu najbliższego budynku sylwetkę elitarnego shinobi z ceramiczną maską zasłaniającą twarz. Jej oblicze momentalnie kunoichi uświadomiło, kogo widziała.
- Czy to możliwe? – Pomyślała. – Naruto ponownie przywdział strój ANBU?
Nie znając odpowiedzi na postawione pytanie, zielonooka postanowiła podążyć za widzianym shinobi. Zebrawszy chakrę w podeszwach butów, wskoczyła na gałąź pobliskiego drzewa i czym prędzej rozpoczęła swoje śledztwo.
* * *
Skakał po dachach domów kierując swe kroki ku budynkowi Administracyjnemu umieszczonemu w centralnym punkcie wioski, tuż przy podnóżu góry z twarzami pięciu Hokage. Choć wcześniejsze postanowienia wskazywały, iż w pierwszej kolejności powinien odwiedzić miejscową bibliotekę medyczną, po głębszym zastanowieniu, zdecydował w pierwszej kolejności odwiedzić przywódczynię wioski.
Przed wyjściem z domu, Naruto dokładnie wyjaśnił Itachiemu wszystko, co zamierzał niebawem zrobić. Mężczyzna z początku miał wątpliwości, lecz po krótkiej wymianie zdań i poglądów, przyznał rację i więcej się już nie opierał. Uzumaki potem rozkazał pilnującym okolicy Upiornym mieć baczenia na wszystko, co mogłoby zagrozić bezpieczeństwu Uchiha.
Zatrzymawszy się na chwilę na dachu Akademii, Kitsune przeczuwając, iż jest śledzony, skumulował chakrę. Kilka sekund później na twarz przykrytą ceramiczną maską wypłynął szelmowski uśmieszek. Chłopak rozpoznał energię intruza. Szczerze powiedziawszy, nie miał nic przeciwko temu, aby dziewczyna, którą darzył szczególnym uczuciem, go śledziła. To tylko ułatwiało sprawę. Kiedy załatwi sprawę z Godaime, nie będzie musiał już jej szukać. W momencie, w którym chciał ruszyć w dalszą drogę, nagle tuż przed nim pojawiło się dwóch innych ANBU zagradzając mu przejście. Jeden miał na twarzy maskę o wizerunku kota, drugi jastrzębia. Kitsune, w pierwszej chwili niezmiernie się zdziwił, lecz w następnej się zreflektował i, choć nie dał tego po sobie poznać, przybrał postawę gotowego na odparcie każdego ataku. W głębi duszy modlił się, aby Ci shinobi zatrzymywali go w innej sprawie. Obecnie nie miał jakoś ochoty na kolejną walkę.
- O co chodzi? – W końcu spytał srogim tonem.
Elitarni rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym jeden z nim się odezwał:
- Szukamy sprawcy masakry z uliczki za całodobowym we wschodniej części wioski. – Powiedział neko.* – Pytaliśmy o ten incydent wszystkich znanych nam ANBU Ukrytego Liścia. Odpowiedź zawsze była tak sama. Nie wiadomo, kto to zrobił.
- Trochę dziwne, że nikt w ogóle się tym nie interesuje? – Dalej mówił taka.** – Jeden z nas samotnie eliminuje wrogów Konoha i nikt nie wie, kto to taki? Dziwne, nie?
- Do rzeczy! Co mnie do tego?
Uzumaki wciąż pozostawał poważny w tonacji swojego głosu. ANBU nie odpowiedzieli od razu, a pogoda zaczęła się pogarszać. Zerwał się bardzo silny wiatr, porywając do tańca długie płaszcze rozmawiających. Chmury wiszące nad Konoha pociemniały, gdzieś powietrze rozdarł burzowy huk, w innym miejscu niebo na wskroś przecięła biało-niebieska błyskawica. Nie minęła minuta, kiedy z nieboskłonu niespodziewanie lunął rzęsisty deszcz.
- No, pięknie! Przeklęta pogoda musiała popsuć się akurat teraz! – Kitsune jęknął w duchu miętoląc w ustach serię niecenzuralnych przekleństw. – Ja to mam szczęście.
- Nie narzekaj. Przecież nie jest tak najgorzej. – Zaśmiał się demon.
- Chrzań się, Kyuu! – Oburzył się Naruto. – Łatwo Ci mówić, skoro to nie ty mokniesz! Gdyby Ci dwaj frajerzy mnie nie zatrzymali, siedziałbym teraz w ciepłym i co ważniejsze, suchym biurze Godaime Hokage. Chikushō!
- Daj spokój, Młody. Skoro trochę deszczu tak ci przeszkadza, dowiedz się szybko, czego od ciebie chcą i rusz tyłek. Do budynku Administracyjnego już nie daleko. – Lis wyszczerzył drapieżnie kły.
Chłopak już nie odpowiedział. Wróciwszy umysłem do otaczającej go rzeczywistości, ponownie przyjrzał się swoim rozmówcom. Chociaż ich twarze przysłaniały ceramiczne maski zwierząt, a z nieba wciąż się lało jak z cebra, widział, że neko już się z zimna zaczął trząść. Kiedy taka kichnął, blondyn już wiedział, że taka pogoda raczej im nie służy.
- Więc?
- Nie chcemy nikogo pochopnie oskarżać czy o cokolwiek posądzać, ale tylko twoja osoba budzi w nas podejrzenia, Kitsune-sama. – Powiedział neko. – Proszę powiedzieć, co robiłeś przez ostatnią noc?
- Dobra. Skoro mówimy już o tym wypatroszonym gościu, co dekoruje uliczkę na tyłach całodobowego we wschodniej części wioski, to tak… Ja go tak urządziłem! – Irytacja Uzumakiego sięgnęła zenitu, choć pod maską, jego twarz rozpromieniał pogardliwy uśmiech.
Elitarni ponownie nic nie powiedzieli. Mierząc swego rozmówcę uważnym wzrokiem, po chwili zaczęli coś szeptać miedzy sobą. Kitsune przez szum deszczu i grzmoty na niebie nie był wstanie ich usłyszeć, ale zaraz się przekonał, o czym dyskutowali.
- Dobrze, zabiłeś go. – Zaczął neko. – Tylko, czy na pew…
- Zdajecie sobie sprawę, kim jestem!?
Blondyn wszedł tamtemu w słowo. Po błyskawicznej analizie sytuacji, w jakiej się znalazł, zdecydował postawić wszystko na jedną kartę. W tym momencie chciał skończyć to, według niego bezsensowne spotkanie, jak najszybciej. Miał przecież ważniejsze sprawy na głowie.
- Yyy… – Zająknął się taka. – …Tak.
- Gnojki. Jestem dowódcą ANBU i nie muszę się przed wami z niczego tłumaczyć! – Kitsune wykrzyknął na całą wioskę. – Wasza bezczelność doprowadziła mnie do wżenia. Na początku było ciekawie, ale teraz nie mam już czasu na grę, jaką toczycie!
- Ale my nic nie…
- Mordy w kubeł! Teraz ja mówię!
Mężczyźni doświadczyli serii potężnych dreszczy przechodzących im po plecach. Słysząc wściekły ton swojego rozmówcy, poczuli, jakby coś zmroziło im krew w żyłach. Pierwszy raz, odkąd wstąpi do elitarnych oddziałów Konoha-Gakure no Sato, komuś puściły nerwy w czasie rozmowy z nimi. ANBU skulili się wewnętrznie. Uzumaki tym czasem nabrał w płuca nieco więcej powietrza niż zazwyczaj, po czym powoli, niemal bezgłośnie wypuścił je przez usta. W ten sposób spróbował się uspokoić. Po kilku minutach milczenia, wsłuchiwania się w odrobinę przyspieszone oddechy swoich rozmówców, ponownie się odezwał:
- Macie dwa wyjścia. Albo teraz skończymy tą rozmowę i dobrowolnie zejdziecie mnie z drogi, albo spróbujecie mnie zatrzymać, co skończy się tym, iż będę zmuszony utorować sobie drogę siłą! – Dla poparcia swoich słów, Kitsune sięgnął ręką za siebie, chwycił rękojeść miecza wystającego zza pleców i szybkim ruchem wyciągnął go, szykując się tym samym do walki. Osiemnastolatek napuścił do broni niewielką dawkę własnej chakry.
Nie minęły trzy sekundy, dowódca zaatakował. Ostrze katany, którą trzymał oburącz, świsnęło jednemu z ANBU tuż koło głowy, dzieląc spadające krople deszczu na dwie równe połówki. Powstały, w momencie zamachnięcia się, łuk powietrza przeleciał na drugą stronę ulicy i ściął kilka gałęzi drzewa tam rosnącego.
- Hej, hej… Spokojnie! – Krzyknął taka odskakując z towarzyszem na dach sąsiedniego budynku. – Nie chcemy z tobą walczyć, Teichou! Wybieramy wyjście numer jeden!
- Dobry wybór.
Odparł Kitsune i na powrót schował broń, po czym odbił się od krawędzi dachu i skoczył w deszczową ciemność znikając zmokniętym ANBU z oczu.
* * *
Uspokoiwszy nieco już zszargane nerwy, kilkanaście minut później Uzumaki dotarł do celu swej wędrówki. Cały mokry i zziębnięty, ostrożnie stawiając kolejne kroki przeszedł długi korytarz i w końcu stanął przed masywnymi drzwiami do biura przywódczyni wioski. Naruto, jak na dobrze wychowanego shinobi przystało, choć za bardzo nie miał kto go wychować czy mu pokazać, jak powinien się zachowywać, delikatnie zapukał. Kiedy nie nadeszło oczekiwanie przez niego pozwolenie na wejście, ponowił czynność, lecz tym razem z nieco większą mocą.
- Wejść! – Usłyszał po chwili.
- Tsunade chyba powoli traci słuch, skoro za pierwszym razem się nie odezwała. – Pomyślał blondyn, a jego ukrytą pod maską twarz ozdobił złośliwy uśmieszek. Nacisnąwszy klamkę, powoli otworzył drzwi i wszedł do środka. Godaime stała pod oknem odwrócona plecami do wejścia. Kobieta zdawała się nie widzieć swojego gościa w okiennym odbiciu, to też w pierwszym momencie nic nie zrobiła. Nie spytała, kto chciałby się z nią w tej chwili widzieć. Nie odwróciła się. Pogrążona w głębokiej zadumie, zwyczajnie zignorowała gościa.
Kitsune tym czasem stanął na środku pomieszczenia, oddalony kilka metrów od biurka, a kilkanaście od Hokage i zamarł w oczekującej na jakąkolwiek reakcję, pozie. Oddech miał równy i opanowany, umysł oczyszczony z zbędnych myśli o niedawno zaistniałym spotkaniu dwóch dość kłopotliwych ANBU. Chłopak począł czekać, nie wiadomo na co. Niby miał już z góry wszystko zaplanowane, to jednak postanowił, by Tsunade pierwsza zabrała głos. Ku swemu zadowoleniu nastąpiło to w przeciągu kilku kolejny minut martwej ciszy:
- Czemu ma to wszystko służyć? – Odezwała się Piąta, przez cały czas obserwując szalejącą za oknem burzę. Raz po raz pociemniałe niebo przeszywała jakaś błyskawica. – Dlaczego wciąż prowadzisz ze mną wojnę, Naruto?
- Sama jesteś sobie winna, Hokage-sama.
Blondyn odparł złowieszczo brzmiącym tonem.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




* neko (jap.) – kot

** taka (jap.) – jastrząb

178. Żądania

Chakra jest to energia, bez której my, Shinobi, nie możemy żyć… – Taką definicję usłyszałem dawno temu siedząc jeszcze w ławce Konoha-Gakko. Pamiętam jak Iruka bardzo długo zanudzał nas swymi wywodami na temat anatomii człowieka. A raczej podstawowej wiedzy o niej. Zawsze, gdy wsłuchiwałem się w odpowiedzi kolegów i koleżanek na zadane im pytania, gdy przychodziła moja kolej, zazwyczaj błyszczałem pustą głową. Zero wiedzy na jakikolwiek temat czy wątek podejmowany na lekcjach.
Teraz, gdy w osiemnaste urodziny zostałem mianowany Jouninem Konoha, moje priorytety nieco uległy zmianie. Już nie gonię tak jak kiedyś za marzeniem, które jeszcze długo się nie ziści… A świadomość dostania własnej drużyny pod opiekę, zmusiła lub przeciwnie, zmotywowała mnie do częstych odwiedzin w miejscu, które kiedyś unikałem jak ognia. Tym miejscem jest oczywiście Biblioteka Konoha-Gakure no Sato.



<<< Odcinek ukazał się 30 października 2010 roku >>>



Zbliżając się do szpitala, Kitsune już z oddali, przed wejściem dostrzegł jakieś poruszenie i usłyszał dość głośny gwar rozmów. Zatrzymawszy się natychmiast na krawędzi dachu budynku, który akurat przeskakiwał, szybko złożył przed sobą dłonie i zniknął w chmurze białego dymu, pojawiając się sekundę potem w prosektorium. Weterani stojący pod drzwiami momentalnie chwycili za broń i ruszyli do ataku na intruza, lecz gdy ten zdjął kaptur i maskę, od razu się zatrzymali:
- Naruto-sama! Proszę o wybaczenie, nie wiedzieliśmy.
Żołnierze padli na kolana chyląc głowy nisko. Uzumaki bez słowa skinął im i podszedł do stołu, na którym leżał jego przyjaciel. Zabandażowany od stóp po czubek głowy zdawał się wciąż nieprzytomny. Oddech miał równomierny. Blondyn spojrzał na oderwaną, prawą rękę. W miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się ramię, widniał szczelnie owinięty przesiąkniętymi krwią opatrunkami, kikut.
- Kurczę… Nie przypuszczałem, że Itachi weźmie nasze oczekiwania wobec niego na poważnie. – Naruto westchnął w myślach. – Po jego obrażeniach dopiero teraz widzę, jakim trudnym zadaniem go obarczyłem.
- A co tyś myślał? Skoro TAK mu zależało na pokazaniu Ci, że nie żartuje… Teraz ma za swoje. – Odparł demon. – Ale przyznaję, ten Uchiha mnie zaimponował. Mam tylko jedno pytanie: Czy aby na pewno wykończył swojego towarzysza z Akatsuki??
- Po to właśnie poszedł do Yamanaka Inoichiego, Kyuu. Aby osobiście się przekonać o prawdomówności Itachiego, muszę przejrzeć jego myśli. Do tego zadania będę potrzebował specjalnego Jutsu, które otrzymałem od pana Yamanaka. – Uzumaki wyjął z przybocznej torby jakiś zwój, po czym szybko go rozwinął.
- Sō ka. Tylko, że… Czy nie prościej było zaangażować do tego zadania jednego ze swoich Samurajów lub poprosić któregoś o taką technikę? To z pewnością zaoszczędziłoby Ci mnóstwa czasu i zachodu. – Stwierdził demon.
- Huh? Kuso! Wiesz, że o tym nie pomyślałem? – Blondynowi mina zrzedła. – Dobra! Mówi się, trudno. – Westchnął przeciągle, po czym na powrót skoncentrował całą swoją uwagę na wykonywanej akurat czynności. Zbliżywszy się do głowy szpiega, Naruto zerknął na trzymany pergamin, a gdy zapoznał się z jego zawartością, z powrotem go zwinął i schował. Następnie błyskawicznie wykonał dłońmi serię skomplikowanych sekwencji składających się z różnych pieczęci. Kiedy skończył, przystawił jedną rękę do czoła Itachiego i zamknął oczy.
~ ~ ~ ~
Blondyn znalazł się w bezdennej przestrzeni otoczony nieprzeniknioną, czarną pustką. Unosząc się w powietrzu, chłopak brnął powoli przed siebie, aż niespodziewanie pojawiły się przed nim jakieś drzwi. Nacisnąwszy klamkę poczuł jak całe jego ciało przeszywa niezidentyfikowany impuls ukazując mu, przed nikim niezabezpieczone, wspomnienie z życia Uchihy podczas mordowania swojego klanu. Uzumaki zobaczył cierpienie i rozpacz skrywające się w zakamarkach umysłu Itachiego. Widział, jak ten przed wstąpieniem do Brzasku, nie wiedząc, co się z nim dzieje, dokonuje masowego mordu na swoim klanie. Kierowany nierozpoznaną, bardzo potężną mocą, bez jakichkolwiek skrupułów wyrzyna całe rodziny i tylko jednego członka nieistniejącej już społeczności pozostawia przy życiu. Choć nie chciał tego robić, próbował się powstrzymać, kazał swojemu małemu braciszkowi szukać na nim zemsty. Łzy spływające mu po policzkach ukazywały, jak wielkiego bólu wtedy doświadczył. To była najczarniejsza noc dla klanu Uchiha.
Naruto puścił klamkę w momencie opuszczenia wioski przez Itachiego, dziesięć lat temu. Tajemnicze drzwi jak się nagle pojawiły, tak też nagle znikły i blondyna znowu spowijały nieprzeniknione ciemności. Brnąc dalej ku nieznanemu, chłopak minął kilka obrazów lewitujących w przestrzeni. Przedstawiały jego pierwsze spotkanie z Itachim, po czym wyrosły przed Uzumakim kolejne drzwi. Po dotknięciu klamki, przeszył go kolejny impuls ukazując Uchihe i Hoshigakiego siedzących przy ognisku w sercu jakieś dziczy. Rozmawiali. To był moment, wieczór, kiedy Kisame zdradził czarnowłosemu prawdę o jego mordzie na swoim klanie. To był dla Itachiego szok, lecz było już stanowczo za późno by cokolwiek zmienić. Kiedy użytkownik Sharingana zapowiedział, iż musi spotkać się z Uzumakim, obraz przed oczami Naruto poczerniał i zaraz całkowicie znikł.
Blondyn dalej szybował w bezdennej przestrzeni umysłu swojego szpiega. Minąwszy kilkanaście nowych obrazów, przedstawiających kolejne spotkanie z brunetem i obietnice składania regularnych raportów szpiegowskich, przeleciał przez kilka otwartych bram i w końcu znalazł się przed odsłoniętym mózgiem Itachigo. Nieco zaskoczony brakiem wszelkich barier i przeszkód w poznaniu wspomnień, po chwili namysłu przyłożył otwartą dłoń do odsłoniętych szarych komórek. Momentalnie przeniósł się w pobliże ruin jakiejś świątyni. Kawały murów i głazów porozrzucane po całej okolicy wskazywały, iż kiedyś musiało tu znajdować się coś naprawdę dużego, lecz teraz było jedynie stertą gruzu. Liczne dziury w ziemi i poprzewracane lub powyrywane z korzeniami drzewa leżące wszędzie dookoła świadczyły o skali zniszczeń, jaka miała tam miejsce. W centralnym punkcie kompleksu zrujnowanych zabudowań był ogromny krater, głęboki na kilkadziesiąt metrów, szeroki na kilkaset, po brzegi wypełniony wodą. Na tafli stał w poszarpanych strzępach ubrania, z urwanym prawym ramieniem, ciężko ranny mężczyzna. Jego oddech był ciężki i nierównomierny. Strużka krwi wypływająca z ust przy każdym kaszlnięciu świadczyła o obrażeniach wewnętrznych. Jego twarz, choć śmiertelnie umęczona i poharatana, pozostawała kamienna. Wzrok utkwiony miał w zmasakrowanych zwłokach bez prawego ramienia, lewej nogi i całej głowy, unoszących się na wodzie tuż pod jego nogami. Odrąbany czerep, pokiereszowany i zakrwawiony, z twarzą zastygła w upiornym grymasie, pływał kilkadziesiąt metrów dalej. Uzumaki nie mógł go za żadne skarby rozpoznać, ale szybko domyślił się, kim mógł być przeciwnik Itachiego.
~ ~ ~ ~
Jinchuuriki oderwał nieco zesztywniałą rękę od szczelnie obandażowanego czoła Uchihy, otworzył oczy i od razu spotkał się ze spokojnym spojrzeniem czarnych źrenic, uważnie go obserwujących. Uśmiechnąwszy się, po chwili milczenia zabrał głos:
- Jak się czujesz, przyjacielu?
- Fizycznie, całkiem dobrze. Psychicznie, średnio na jeża. – Itachi odparł niemrawo, a widząc delikatną nutę pytania w oczach Uzumakiego, dodał: – Technika, jaką szykowałem na spotkanie z Sasuke, a wykorzystałem ją do zabicia Kisame, na tyle nadwyrężyła moje oczy i ciało, że nawet twoim medykom nie uda mnie się do końca wyleczyć. Obawiam się, że już nigdy więcej nie będę mógł użyć mojego Mangekyou Sharingan.
- Jesteś tego pewien?
Chłopak spytał z przekąsem, za co czarnowłosy obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem. Nic więcej nie mówiąc, po namyśle zamknął oczy i spróbował uaktywnić klanowe więzy krwi. Jakież było jego zdumienie, kiedy po otwarciu oczu nie poczuł żadnego ukłucia bólu w okolicy źrenic. Próba wywołania czarnego ognia na suficie i zaraz jego zgaszenie także skończyła się bez uszczerbku na zdrowiu. Mężczyzna z uaktywnionym, trzecim poziomem Sharingana, czuł się jakby nigdy wcześniej go nie używał. Jego niedowierzanie urosło do niewiarygodnie wysokiej rangi:
- Jakim cudem moje oczy jeszcze nie zaczęły krwawić?? Wedle tego, co wiem, zaraz po aktywacji Mangekyou Sharingan powinienem bezpowrotnie stracić wzrok!! Nie rozumiem, jak to możliwe, że żadne z tych rzeczy się nie dzieją?? – Uchiha niemal usiadł, lecz ból w klatce piersiowej mu to uniemożliwił.
- Naruto-sama wydał rozkaz kompletnego wyleczenia twoich obrażeń, Itachi-san. Skoro groziła Ci ślepota, w trakcie leczenia wykorzystaliśmy zakazane jutsu, którego nazwy oraz sposobu wykonania podać nie mogę. – Odparł Upiorny medyk stojący obok Uzumakiego. – Co prawda, jeszcze przez jakiś czas możesz odczuwać fizyczne skutki odbytej walki, ale twoje ciało zostało wyleczone prawie w stu procentach.
- Prawie? – Spytał Naruto.
- Tak, Panie. Oderwanych lub odciętych kończyn rekonstruować nie potrafimy.
- Rozumiem. – Chłopak odparł ze smutkiem. – Zatem, na pewno nie ma sposobu na kompletne wyleczenie Itachigo?
- Nic mi nie będzie, Naruto. Oczywiście, z byciem shinobi mogę się pożegnać, ale przynajmniej będę żył. – Uchiha powiedział to takim tonem, że blondyn darował sobie próbę zaprotestowania.
Patrząc w milczeniu na członka Brzasku, Uzumaki zastanawiał się jak mu pomóc. Nie za bardzo uśmiechała mu się opcja przedwczesnego wysłania go na przymusową emeryturę. – Miałem nadzieję, że Itachi nieco dłużej popracuje dla mnie, jako tajny szpieg, ale tłum zebrany pod szpitalem i odgłosy rozmów dobiegające z korytarza przed prosektorium oznaczają tylko jedno. Tajemnica, którą skrzętnie ukrywałem od kilku miesięcy, tej nocy została ujawniona. Świadomość, iż niebawem będę musiał to i owo wytłumaczyć przed Hokage nie jest zbyt zachęcająca do nawiązania rozmowy. I z drugiej strony, dlaczego miałbym cokolwiek, przed kimkolwiek tłumaczyć? Przecież sam niedawno zapowiedziałem: „Skoro nikt nic mnie nie powiedział o ataku Sasuke, to ja nic nikomu nie powiem o moich kontaktach z Itachim.” – Czy teraz jego postanowienie miało ulec zmianie? Czy podda się i wszystko bez zbędnych krzyków i wdawania się w kłótnie, wyśpiewa? Gorliwe szukanie odpowiedzi na zadane pytania przerwał donośny wrzask zza zamkniętych drzwi:
- UZUMAKI NARUTO, NATYCHMIAST SIĘ POKAŻ!!!
To był głos Tsunade.
* * *
Nie wiedziała już, co ma począć. Myśl, że shinobi, którego pokochało jej serce może być zdrajcą, doprowadzała ją do rozpaczy. Widziała, że przez ostatnie dwa tygodnie blondyn się izolował, prawie z nikim nie rozmawiał…, ale nie przypuszczała, że posunie się tak daleko. Nikt, kompletnie nikt nie spodziewał się, że Naruto potajemnie spotykał się z mordercą klanu Uchiha. Co więcej, teraz przyniósł go ciężko rannego do szpitala, gdzie się zabarykadował w… prosektorium. A jako barykady wykorzystał podległych mu żołnierzy.
Chaos myślowy przerwał jej chrapliwy krzyk Godaime, która stanęła zaledwie cztery metry od Samurajów w pomarańczowych zbrojach. Sakura szybko otrzeźwiała i spojrzała na swoją mentorkę. Widziała, jak kobieta cała drżała, lecz nie wiedziała z jakiego powodu. Czy sprawiały to biało-złotawe ślepia Upiornych, uważnie obserwujące każdy jej, nawet najmniejszy, ruch? Czy może myśl, że jeden z jej najlepszych Jouninów spiskuje z wrogiem? Zielonooka właśnie rozważała, która opcja była bardziej prawdopodobna, kiedy niespodziewanie dotychczas zamknięte drzwi prosektorium, zatrzeszczały powoli otwierane. Gdy stalowe skrzydła uderzyły o spalone ściany, z ciemności panujących we wnętrzu wyłonił się blondwłosy osiemnastolatek w stroju Jounina Konoha. Widząc jego zimną i beznamiętną twarz o pustym spojrzeniu błękitnych tęczówek, poczuła gęsią skórkę. Niby powinna się już do tego przyzwyczaić, ale jednak… za każdym razem czuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający ją po całej długości pleców. Tak było i tym razem.
- Widząc takie grono zainteresowanych, zakładam, iż moje kontakty z Uchiha Itachim nie są już żadną tajemnicą, tak? – Chłopak spytał z wyraźną kpiną zawartą w swych słowach, a widząc szeroko otwarte oczy przyjaciół i wściekłe spojrzenie Godaime, nie znacznie się uśmiechnął: – Zatem, co Hokage ode mnie chciała?
- Żebyś się pokazał i rozkazał swoim siekaczom, by mnie przepuścili!
- Dobra, wpuszczę Tsunade-baachan, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim!?
- Ułaskawisz Uchiha Itachiego i z powrotem przyznasz mu status shinobi Konoha-Gakure no Sato. – Powiedział Uzumaki, a jego słowa wywołały istną burzę za plecami Piątej. Shinobi stojący w głębi korytarza, wykrzykując, zaczęli głośno protestować. W powietrzu momentalnie pojawiły się obelgi rzucane przeciwko blondynowi i jego żądaniom. Tsunade tym czasem wnikliwie wszystko przemyślała, po czym udzieliła odpowiedzi, za co została nagrodzona gromkimi oklaskami:
- Nie ma mowy. Nigdy nie zgodzę się na coś podobnie absurdalnego!
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru, Tsunade. Odejdę z wioski, z twoim pozwoleniem lub bez niego i już nigdy o mnie nie usłyszysz…! Kiedy zmienisz swoje stanowisko, wtedy może wrócę by Ci pokazać, w jak wielkim kłamstwie żyjesz.
Chłopak wytrzymał świdrujące go nieugięte spojrzenie Hokage, a gdy nikt już nic nie powiedział na jego słowa, odwrócił się i na powrót zamknął wrota do prosektorium.
- Naruto… – Szepnęła w myślach, wstrząśnięta jego słowami, Sakura.
* * *
- Naruto! Co ty wyprawiasz?? Naprawdę zamierzasz odejść czy tylko tak gadasz??
- Oczywiście, że tylko tak gadam, Kyuu. Nigdy bym nie zrobił czegoś podobnego. Nie jestem taki jak… Sasuke! – Chłopak oparł się plecami o zimną stal drzwi i odetchnął głęboko. – W przeciwieństwie do tego samoluba, mam TU kogoś, komu na mnie zależy. A przynajmniej, tak mnie się wydaje. Nie wiem, czy po tym wszystkim Sakura-chan nadal coś do mnie czuje?
- A właśnie… czy już nie czas by przebaczyć jej to malutkie niedomówienie? Sądzę, że dziewczyna wystarczająco się już nacierpiała i teraz dobrze by było, żebyście znowu się zeszli. Chyba, że Ci na niej już nie zależy, co? – Demon wyszczerzył kły.
- Jasne, że mi na niej zależy!
- Dobrze to słyszeć, ale wiesz, że historyjka o odejściu z wioski, bo Hokage nie chce przystać na twoje żądania, tylko pogorszyła sprawę? Nie wiem czy zauważyłeś, ale gdy to wszystko zapowiedziałeś, w oczach z gromadzonych zalśniło nie tyle zaskoczenie, co szok? Teraz będziesz musiał się nieźle napracować, by to jakoś odkręcić.
- Taaa… naważyłem sobie piwa, to teraz będę musiał je wypić.
Uzumaki westchnął przeciągle, przejechał ręką po twarzy i spojrzał na obserwującego go Itachiego. Widział w jego szeroko otwartych oczach wielkie zdziwienie. Uśmiechnął się i zaraz do niego podszedł:
- Zaskoczyłeś mnie, Naruto. Dlaczego tak się dla mnie poświęcasz?
- Ponieważ, znając już twoje wspomnienia, wiem, iż nie zasługujesz by dalej być uważanym za zdrajcę i mordercę swojego klanu. Oczywiście nie jest tajemnicą, że zginęli z twojej reki, ale nie mogłeś tego powstrzymać. – Blondyn nikle się uśmiechnął. – Czy wiesz, kto Cię wtedy kontrolował i jakiej techniki użył, aby tego dokonać?
- Niestety. To był Uchiha Madara… – Itachi skrzywił się na wspomnienie największego zdrajcy swojego klanu. – A technika, której użył, aby mnie bezgranicznie kontrolować, zwie się Seichuu Omoi* i może wykonać ją tylko posiadacz Mangekyo Sharingan. To zaawansowane jutsu w pełni spełnia swoje zadanie, lecz ma jedną poważną wadę.
- Niech zgadnę. Gdy kontrolowany nią człowiek ma, na przykład, wyeliminować kogoś bardzo sobie bliskiego, to technika ta traci na swojej mocy? Dlatego też nie zabiłeś tamtej nocy swojego młodszego brata, Sasuke. – Naruto uśmiechnął się zadziornie.
- Tak. Zgadza się. Skąd wiedziałeś??
- Znając uczucia, jakie targały tobą podczas mordowania bliskich i widok załzawionych oczu młodszego braciszka… nie trudno było się domyślić poważnej wady tego jutsu. Zatem, co teraz, Itachi? Wrócić do Akatsuki, chyba już nie możesz, więc czym się zajmiesz?
- Szczerze? Nie wiem. Z jedną sprawną ręką zbyt wielkiego wyboru to ja raczej nie mam. Hmm… Może zajmę się odbudową klanu? Tylko, która kobieta zechce pokochać takiego jednorękiego bandytę jak ja? – Uchiha załamał się głos.
- Bez przesady. Wcale nie jesteś taki zły. Założę się, że gdyby nie twoja reputacja, to miałbyś pełno fanek. Po za tym… wydaje mnie się, że mam dla ciebie idealną kandydatkę. – Blondyn uśmiechnął się tajemniczo. Widząc zainteresowanie w oczach przyjaciela, po chwili dokończył rozpoczętą myśl. – Yasu Ihara, bo tak nazywa się ów niewiasta, ma długie, czarne włosy, białe oczęta i całkiem pokaźne zderzaki.
Uzumaki gestykulując w odpowiedni sposób, nieco przybliżył Itachiemu swoją wizję. Kiedy tamten wszystko zrozumiał, obaj po chwili wybuchli gromkim śmiechem, lecz Uchiha szybko dostał ataku duszącego kaszlu. Gdy się po kilku minutach uspokoił, miedzy nim a Naruto zapadło grobowe milczenie. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, by następnie odwrócić spojrzenia w przeciwnych kierunkach. Uchiha ponownie zabrał głos po kilku minutach milczenia.
- Naruto… naprawdę zamierzasz odejść z wioski?
- Nie, Itachi. To była tylko taka gadka szmatka. Może tego nie wiesz, ale od przeszło dwóch tygodni udaje na zewnątrz zimnego, bezuczuciowego drania. Z jednej strony, trochę nie potrzebnie się tak zachowuję, ale z drugiej strony, jestem usprawiedliwiony.
- Hm? Nie rozumiem?
- Widzisz. Dwa tygodnie temu dowiedziałem się, że prawie trzy miesiące wcześniej, Sasuke zaatakował Konoha i nikt mnie o tym fakcie nie poinformował. Szczerze powiem, wściekłem się nie na żarty! – Blondyn zacisnął dłonie, że aż mu kostki pobielały. – Pewnie zaraz spytasz, czemu się zdenerwowałem? Ponieważ, to już któryś raz z kolei, kiedy ludzie z mojego otoczenia nie darzą mnie należytym zaufaniem.
Chłopakowi mimowolnie po policzku spłynęło kilka gorzkich łez. Jednak zaraz szybko wytarł je rękawem bluzy, by jego rozmówca nie zobaczył, jakie z tego powodu cierpienie go trawi. Jednakże to się nie udało. Uchiha wszystko dokładnie widział i czuł. Było mu przykro, ale nie wiedział jak Uzumakiemu pomóc. Zdawał sobie sprawę, że brak zaufania to rzecz okropna. Sam wielokrotnie tego doświadczył.
- Czy ja wymagam aż tak dużo?? – Naruto dalej ciągnął swoją „spowiedź”. – To, co powiedziałem kilkanaście minut temu, może okazać się prawdą. Przez ostatnie dwa tygodnie miałem sporo wolnego czasu by wszystko sobie dokładnie poukładać. I powiem Ci, Itachi, że na serio rozważałem opcję odejścia z wioski. Nic mnie tu nie trzyma. Przyjaciele okazali się być fałszywi, a Sakura-chan… No właśnie. To mnie zabolało najbardziej. Okazuje się, że nawet Sakura-chan nie darzyła mnie należytym zaufaniem. Nic mnie nie powiedziała na temat wizyty Sasuke w wiosce. Nie wiem czy świadomie czy też nieświadomie zataiła ten fakt, ale teraz to już nie ma większego znaczenia.
Uchiha milczał. Zmarszczone brwi świadczyły, iż analizował usłyszane informacje. Gdy po minucie podniósł wzrok na Jinchuuriki, ten z jego oczu wyczytał zmartwienie.
- O co chodzi?
- To Cię może zaboleć jeszcze bardziej. – Itachi przygryzł wargę, jakby się wahał. – Z twoich słów wywnioskowałem, iż Sakura nadal nic Ci nie powiedziała. Mam rację?
- Co? Nie rozumiem? O czym miała mnie powiedzieć!?
- Sakura… prawie rok temu zdradziła wioskę wstępując w szeregi Akatsuki.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





*Seichuu Omoi (jap.) – Kontrola Umysłu