sobota, 25 stycznia 2020

252. Spotkanie w mroku


No i mamy rok 2020! A niech mnie… Kawał już czasu prowadzę tą historię i końca jej jeszcze nie widzę. Widzę natomiast poniżej wreszcie ukończoną notkę nr 252, na którą gorąco wszystkich odwiedzających zapraszam. Enjoy!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Stała w miejscu jeszcze dłuższą chwilę zaciskając zęby oraz pięści w bezsilnej wściekłości. – Jak on mógł nic nie zrobić!? Jak on mógł pozwolić na rzeź niewinnych, zupełnie bezbronnych ludzi!? O co w tym wszystkim chodzi!? – Tego typu pytania oraz wiele innych w tej właśnie chwili zalewały umysł różowowłosej medyczki. – Dlaczego? Dlaczego mnie to spotyka? Za każdym razem, gdy zaczyna nam się jakoś układać, on nagle musi zrobić coś, co cofa nasz związek do tyłu. Do tyłu! Dlaczego tak się dzieje? – Rozmyślała nad dalszym torem swojego związku z blondwłosym jinchuuriki jednoczenie powoli schodząc ze wzgórza, gdy po kilkunastu minutach znalazłszy się u podnóża usłyszała dobiegający ją głos:
- Cokolwiek panienka zamierza teraz zrobić, proszę nie porzucać Naruto.
- Hę?? – dziewczyna stanęła w miejscu i obejrzała się w lewo zaciekawiona. Pod wejściem do jednego z wielu dużych namiotów siedziała na pierwszy rzut oka zabiedzona staruszka. Jej pomarszczona twarz i lekko podarte ubranie najlepiej oddawały taki obraz. Lecz w twardym spojrzeniu kobiety kryła się… zagadka?
- Słyszałam waszą rozmowę i muszę przyznać, że Naruto-sama nie powiedział panience całej prawdy. Czy mam rację? – spytała staruszka, lecz tak naprawdę jedynie potwierdziła oczywisty fakt. Widząc zaskoczenie i pytanie malujące się na twarzy Haruno, po chwili kontynuowała rozpoczęty monolog. – Hmm. Teraz, gdy już jest po wszystkim chyba nie ma sensu dalej grać swojej roli…
- O czym pani mówi??
- O prawdziwym powodzie waszego pobytu wśród naszej skromnej społeczności – odparł jej męski głos zza pleców. Sakura naraz odwróciła się i zobaczyła niemały tłumek mieszkańców zniszczonej wioski Wiecznego Śniegu. Kobiety i mężczyźni w podeszłym wieku utworzyli półokrąg, a ich umęczone twarze wyrażały natłok myśli o lepszym jutrze. Liczne, ciepłe spojrzenia podpowiadały medyczce, że to, czego dopuścił się Naruto było jak najbardziej na miejscu. Choć z drugiej strony w dalszym ciągu niczego jeszcze nie rozumiała. O jakim powodzie mówił ten mężczyzna?? – No, dobrze. To od czego mam zacząć?
- Najlepiej od początku – odezwała się jedna z kobiet.
- Zwięźle i na temat.
- A przede wszystkim… krótko – dodał inny mężczyzna.
Po tych słowach pierwszy z jegomościów nadął policzki w geście niezadowolenia, lecz po chwili wypuścił wstrzymane powietrze. Rozejrzał się w milczeniu po twarzach wszystkich zgromadzonych, aż wreszcie po kilku pełnych napięcia minutach zawiesił spojrzenie na stojącej przed nim dziewczynie. Sakura tym czasem tylko na to czekała. Powoli zaczynała wszystko rozumieć, ale dopiero jak usłyszy całą opowieść będzie wiedziała, co robić dalej. Co zrobić z… Naruto.
- W porządku. Od początku. Nazywam się Satoru Wasabi. Tak, tak, dokładnie tak samo jak ta pasta i już nie raz…
- Satoru! Miało być krótko i na temat! – krzyknął chórek z tyłu.
- Ciiicho. Nie przerywajcie. No więc… nazywam się Satoru Wasabi i można powiedzieć, że przewodzę tej wesołej gromadce. Około sześć miesięcy temu naszą skromną społeczność zaatakowało jakieś bliżej nie zidentyfikowane paskudztwo. Śmiertelny wirus, którego nazwy nawet nie będę próbował wymówić, a z którym w żaden sposób nie mogliśmy sobie poradzić. W ciągu pierwszych tygodni zachorowała ponad jedna czwarta mieszkańców, a gdy po dwóch miesiącach zarażona było już połowa ludzi i nasze środki były już na wyczerpaniu… wtedy pojawił się tu Naruto-sama i poprosił o azyl.
- O azyl? – Haruto nie wierzyła własnym uszom. – Ale po co?
- Nigdy nie powiedział, a my nigdy nie pytaliśmy – odparł Satoru. – Ważne było, że wówczas znaleźliśmy najlepsze rozwiązanie dla trapiącego nas problemu. Chyba nie muszę mówić, kim jest Naruto Uzumaki i czego może dokonać, gdy się z nim dojdzie do porozumienia.
- Wykorzystaliście go! – krzyknęła Sakura.
- To było jedyne wyjście.
- Zrozum dziewczyno, gdyby nie ten demon, prędzej czy później wszyscy byśmy zachorowali i umarli, a tak… tylko połowa naszych ludzi oddała swoje życia – tym razem odezwała się staruszka siedząca przed wejściem do dużego namiotu znajdującego się za plecami różowowłosej medyczki.
- Ale to przecież morderstwo! – Sakura nie odpuszczała.
- Nie, moja droga. To nie było morderstwo, a humanitarne rozwiązanie sprawy – kontynuował Wasabi. – Bo widzisz, to było tak, że wszyscy się na to zgodzili. Tydzień przed waszym przybyciem zwołaliśmy zebranie na głównym placu i przedstawiliśmy wszystkie fakty, pomysły i obawy. Po długich rozmowach, wielu sprzeczkach oraz zażartych dyskusjach w końcu uzyskaliśmy obopólną zgodę. Oczyszczenie po przez poświęcenie…
Ale medyczka więcej go nie słuchała. Nikogo nie chciała więcej słuchać, bo jak wiedziała, jeszcze trochę by usłyszała i komuś w końcu zwyczajnie by przylała. Bo, to czego właśnie się dowiedziała nie mieściło się jej w głowie. Była wstrząśnięta. Jak oni mogli do czegoś takiego dopuścić?!
Szybko oddaliła się walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. Tylko czemu płakała? Przecież nie miała w tych stronach żadnej rodziny czy bliżej zawiązanych przyjaźni. To były łzy żalu za tych wszystkich ludzi, których jak uważała, wciąż było można ocalić.
- Naruto, gdzie ty u licha jesteś? – pomyślała Sakura kierując swoje kroki w stronę rumowiska, które kiedyś stanowiło większą cześć wioski Wiecznego Śniegu.
* * *
Wkraczając na jedną z wielu zrujnowanych ulic z początku nie widziała nic, po za stertami gruzu i wciąż tlącymi się pożarami. Słońce wszakże dawno już zaszło za horyzontem, niebo zaś zdążyło sczernieć, ale te warunki nie przeszkodziły jej po przebyciu kilkunastu metrów w natknięciu się na pierwszą czujkę Uzumakiego. Samotnie stojący Upiorny w zbroi o wiśniowym kolorze na jej widok jakby się wyprostował, lecz był to mylny osąd. Tak naprawdę żołnierz lekko się ukłonił jednoczenie dając znak pozostałym sobie podobnym, jacy po chwili zaczęli się pokazywać. Sakura szła wolnym krokiem w głąb gruzowiska raz za razem mijając kolejnych Zbrojnych. Czuła na sobie ich spojrzenia, lecz nie to ją martwiło. Martwiła ją ich liczebność.
- Po co Naruto wezwałeś całą armię? Co zamierzasz? – spytała w czarną pustkę nie spodziewając się, że natychmiast dostanie odpowiedź.
- Względy bezpieczeństwa – odezwał się jeden z Upiornych Zbrojnych wprawiając dziewczynę w jeszcze większe zaskoczenie, jak i lekkie zakłopotanie.
- Spodziewacie się kłopotów?
Zadała kolejne pytanie, lecz tym razem nie otrzymała odpowiedzi. Usłyszała jedynie dojmującą ciszę oraz szum wiatru w oddali. Widziani przez nią żołnierze wykonali krok w tył znikając w ciemności. To było, jak zły omen czający się gdzieś w mroku, czekający na popełnienie jakiegoś błędu. Czując na karku gęsią skórkę, medyczka obejrzała się za siebie i to, co zobaczyła, zmroziło jej krew. A zobaczyła jedynie czarną pustkę. Aż po horyzont. Zrobiła kilka kroków na przód, potem na prawo i z powrotem na lewo od miejsca, w którym początkowo stała, lecz nic nie znalazła. – Tylko spokojnie, Sakura, to jeszcze o niczym nie świadczy. – Niczego też nie słyszała. Ni szumu wiatru, ni echa wyjącego gdzieś w oddali wilka. Jednakże z jakiegoś nie wytłumaczalnego dla niej powodu jej stopy były… jakby podświetlone. To i tylko to dawało jej poczucie, że nie wisiała w próżni, a stała na twardym gruncie. – Czy ja umarłam!? – Jej myśli powędrowały w stronę przejścia na drugą stronę.
- Nie, moja droga, nie umarłaś. Jeszcze nie przyszedł twój czas – nagle usłyszała głos, który dobiegł ją ze wszystkich stron. Był niski i władczy, nie znający sprzeciwu, a zarazem podpowiadający, że jego właściciel był przyjaźnie nastawiony.
- Kim jesteś? – zawołała medyczka, lecz odpowiedziała jej cisza. – Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? – zastanawiała się, a brak odpowiedzi na postawione pytania powoli utwierdzały ją w przekonaniu, że chyba zaczyna tracić zmysły. Nie mogąc odnaleźć żadnego punktu odniesienia w czarnej nicości którą widziała dokoła siebie, Sakura w końcu poczuła poważny zawrót głowy, ten zaś wkrótce zwalił ją z nóg. Gdy tak leżała na plecach oczy miała zamknięte. Miała nadzieję, że w ten sposób obudzi się z tego koszmaru… ale kiedy po kilkunastu minutach nic podobnego się nie stało, dziewczyna spróbowała wstać i wtem poczuła na policzku znajome ciepło opodal płonącego ogniska.
Dotąd otaczająca ją ciemność znikła, ona zaś stała na skraju lasu. Kiedy obejrzała się przez ramię, to widziała jedynie chłodną, czarną pustkę, lecz spojrzawszy przed siebie zobaczyła zieloną polankę otoczoną licznymi, gęsto rosnącymi drzewami. Na jej środku niewielki stosik wysuszonego drewna wesoło trzaskał połykany przez tańczący płomień. Ktoś tam siedział. Jakiś zgarbiony cień. Sakura nie wiedziała, jak ma się zachować. Czy odezwać się, czy lepiej milczeć? Kim lub czym był widziany przez z nią kształt?
- Podejdź do ognia – ponownie usłyszała nieznany jej głos, lecz nieco inny w swej intonacji. – Niech no Ci się przyjrzę.
Choć miała pewne obawy, to uczyniła o co ją poproszono. Zrobiła kilka kroków przez zieloną łąkę i niepewnie zbliżyła się do ognia, gdzie momentalnie wyraźnie ujrzała swojego rozmówcę. I głos ugrzązł jej w gardle. Po drugiej stronie paleniska, na niewielkim pieńku siedział odziany w strój shinobi oraz biały płaszcz Hokage, młody mężczyzna o gęstej blond czuprynie. Oczy miał koloru błękitnego, łudząco podobne do oczu jej ukochanego, lecz nico inne w wyrazie.
- Yo-Yondaime Ho-Hokage??? – po kilku minutach bezgranicznego szoku wreszcie wydusiła to ściskające gardło pytanie.
- A więc wiesz, kim jestem – odparł delikatnie rozbawiony Minato, po czym wsparł się na kolanach i wstał z zajmowanego miejsca wyprostowując plecy. Był wysoki. Wyższy od niej o całą głowę, zupełnie jak jej Naruto. – Teraz widzę wyraźnie, dlaczego mój syn się w tobie zadurzył. Jesteś urocza, moja droga.
- Ekhm! Dziękuję za komplement – Sakura spłonęła pokaźnym rumieńcem i spuściła wzrok na ziemię, lecz po chwili ponownie go podniosła. – Ho-Hokage-sama, czy mogę spytać…
- Proszę, nie tak oficjalnie – przerwał jej Czwarty. – Możesz mówić do mnie po imieniu. – Mężczyzna ciepło się uśmiechnął.
- Emm… Mi-Minato-sama… Co-Co ty tu robisz? Co to za miejsce? Gdzie my jesteśmy? – pytania zwaliły się na mężczyznę niczym górska lawina, co sprawiło, że nagle odwrócił się plecami do ognia i odszedł kilka kroków w stronę linii drzew. Tam stanął w lekkim rozkroku złączając ręce za plecami na pośladkach i zastygł w bezruchu.
- Yondaime? – odezwała się zaniepokojona Sakura.
- W wielkim skrócie… jesteśmy w domenie Kyuubi no Kitsune – Minato naraz się odezwał. – Ja zaś jestem jedynie wspomnieniem jego największego wroga.
- Gdzie? W domenie? Wspomnieniem? – dziewczyna nic, a nic nie zrozumiała z tego, co usłyszała. Jeszcze kilka razy powtórzyła rzucone pytania, lecz nie mogąc w żaden sposób sobie ich wyjaśnić zamrugała i dostrzegła, że jej rozmówca powrócił do pierwotnej pozycji na malutkim pieńku przy ognisku. Siedział lekko zgarbiony, jakby jego organizm toczyło jakieś choróbsko. Czwarty milczał dłuższą chwilę, co ponownie wzbudziło w Haruno już kilka razy odczuwany niepokój.
- Minato?
- Słuchaj, Sakura… – w końcu odezwał się, lecz już na nią nie patrzył. Wzrok utkwiony miał w tańczącym płomieniu. – Wiem, że masz do mnie wiele pytań i chciałabyś już teraz poznać na nie odpowiedź, ale będzie trzeba odłożyć to na kiedy indziej. Nasze spotkanie powoli dobiega końca. Nie wiem, ile jeszcze zdołam tutaj wytrwać i dalej was obserwować, ale wiedz, że jestem dumny ze wszystkiego, co Naruto do tej pory dokonał i że to właśnie ty dzielnie kroczysz u jego boku. Cokolwiek wydarzy się w najbliższej przyszłości, to nie poddawaj się. W dalszym ciągu wspieraj mojego syna. Będziesz mu potrzebna…
Dziewczyna niczego więcej nie usłyszała, bo widok Yondaime siedzącego przy ognisku na zielonej polance otoczonej licznymi drzewami nagle zaczął się od niej oddalać, by wkrótce całkowicie zniknąć jej z pola widzenia. Na powrót otoczona nieprzeniknioną czernią, po tym niespodziewanym spotkaniu, Sakura poczuła potworne zmęczenie i senność. Kiedy upadała w objęcia mroku przed oczami widziała ciepły uśmiech poznanego Czwartego Hokage.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto