To chyba jeden z moich krótszych odcinków, ale jego wstawienie zostało wymuszone przedłużającym się czasem potrzebnym na jego ukończenie – zatem zapraszam wszystkich zainteresowanych na Chapter 257 i ENJOY!!!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Podczas,
gdy jinchuuriki zmagał się z rosnącym niedowierzaniem, jego odwieczny
przyjaciel począł niecierpliwie wiercić się w swoim gniazdku.
- Grrr!
Nie daj się zwieść, Naruto! To pewnie pułapka!
- Co?
O czym ty mówisz?
- Nie
mów, że jesteś aż tak naiwny – Kurama szedł w zaparte kolejne słowa
wypowiadając ze słyszalną pogardą i złośliwością. – Jeśli ten tam typ to
twój przyjaciel Uchiha Itachi, to ja jestem Yondaime Hokage w przebraniu lisiego
demona! Czy to nie oczywiste, że ktoś tu próbuje cię oszukać!?
- A
czy nim jesteś?
- Niby
kim??
- Nooo…
Yondaime…
- Grrr!
Nie wkurwiaj mnie, Namikaze! – wrzasnął Kyuubi. – Czyś ty
oszalał!? Jak niby miałbym być twoim ojcem i jednocześnie z nim walczyć w dniu
twoich narodzin!? A potem poświęcić swoją duszę, bym został w tobie
zapieczętowany!? Jedno wyklucza drugie, więc skąd Ci nagle coś takiego przyszło
do głowy??
- Szczerze?
Nie mam bladego pojęcia – blondyn wzruszył ramionami. – A teraz, jeśli
już skończyłeś na mnie krzyczeć, to może zechcesz wysłuchać tego, co ja mam tu
do powiedzenia i…
- Naruto…
czy nie przywitasz się z twoim przyjacielem, Ita…
- Nie! – odkrzyknął
nagle Namikaze. – Nie! Nie! NIE!!! – zagrzmiał. – Nie dam się tak łatwo
oszukać! I nie pozwolę, aby ktokolwiek wysługiwał się wizerunkiem czy czym
innym należącym do moich przyjaciół! – mówiąc to wszystko w jednej chwili
wyzwolił tak ogromną ilość demonicznej chakry, że jak zamilkł zza jego pleców
wyskoczyło siedem ogonów chakry.
Ten pokaz
siły sprawił, że Itachi mimo wszystko zrobił kroczek do tyłu. Nie był głupcem,
ale i nie podejrzewał, że Naruto mógłby w ten sposób zareagować na jego
pojawienie się. Ujawnienie przed nim swojej tożsamości. Zawsze jakoś udawało mu
się blondyna oszukać… kontrolować go. Pilnować, żeby zapieczętowany w nim
Kyuubi nie szalał zbytnio. Lecz tym razem chodziło tu o zupełnie coś innego.
Tym razem działał z własnej inicjatywy. Co tu dużo mówić. Znakomicie się bawił
pod postacią słynnego Kitsune. Na poczekaniu wymyślone wyjaśnienie swojej
nieobecności i krótka lecz treściwa potyczka z Hokage, później zaś budowanie
relacji z pozostałymi shinobi Liścia, no i wreszcie bliższe poznanie z Usagi.
Ta konkretna kunoichi nie raz dała mu dowód swojej lojalności wobec Naruto, w
całkiem okrutny i krwawy sposób rozprawiając się z tymi, którzy sobie na to
zasłużyli…
Uchiha
przerwał rozmyślania, ponieważ rozjuszony jinchuuriki zaatakował. Gdyby nie wrodzony
refleks oraz rodowe Kekke Genkai zapewne leżałby już martwy, ale póki co
jedynie odskoczył w bok przed filetową sferą chakry, która rozbiła masywne
biurko w drobny mak. Itachi przyjrzał się jej uważnie nim zniknęła i
wywnioskował, że musiał to być ulepszony Rasengan.
* * *
Nie mogąc
doczekać się powrotu swojego oblubieńca Sakura w krótce poczuła, że jeśli zaraz
czegoś nie przekąsi, to będzie naprawdę źle. Tak więc prędko ogarnęła się i
wyszła z pokoju na krótki korytarz prowadzący prosto do malutkiej kuchni z jadalnią.
Gdy weszła na kafelkową podłogę nagle poczuła ostry zapach świeżo utoczonej
krwi. Nie wiedząc co to weszła głębiej i naraz go dostrzegła. Na podłodze koło lodówki
leżało ciało. Szybko do niego podskoczyła i klęcząc obok upewniła się, że nie
żyje. Z przerażeniem stwierdziła, że był to ten sam chłopak, który jeszcze nie
tak dawno temu przyszedł do niej i Naruto. Tylko, czemu leżał tu martwy?? Kto
to zrobił!? Kto śmiał!! Dziewczyna poczuła nagły przypływ negatywnych emocji. Od
smutku, przez rozpacz do wściekłości. Czystej furii, która w szybkim tempie
zawładnęła jej ciałem i zmysłami. I wtem coś usłyszała. Jakiś ledwo słyszalny
trzask gdzieś w głębi salonu. Podniosła głowę i ostrożnie się rozejrzała.
- Nie ma
co rozpaczać… – usłyszała i go zobaczyła. Mordercę syna swojego nieobecnego
gospodarza.
W
następnym ruchu nie do końca wiedziała, co się stało, ale niespodziewanie
zjawiła się koło widocznie zaskoczonego shinobi i bez zbędnych ceregieli otwartą
dłonią z wyprostowanymi palcami zadała mu śmiertelny cios prosto w pierś
przebijają jego ciało na wylot. Kiedy mężczyzna upadł na podłogę w kałużę
własnej krwi, Sakura kątem oka dostrzegła drugiego nieznajomego. Gdy na niego
spojrzała ten już dał dyla przez okno uciekając od niechybnej śmierci.
Nie
goniła go. Zamiast tego na powrót przeniosła spojrzenie na leżące pod jej
nogami zwłoki. Po przyjrzeniu się im z nieznaną sobie obojętnością stwierdziła,
że był to członek elitarnych oddziałów Konoha ANBU.
- Żałosne…
– mruknęła z pogardą i przyjrzała się swoim ramionom. Lewemu nic nie dolegało,
prawemu także choć umazane było we krwi aż za łokieć. Coś innego ją
zaciekawiło. Jej ramiona otaczała pomarańczowo-czerwona chakra. Zaciekawiona
tym faktem odwróciła się i przeszła do korytarza, gdzie na ścianie wisiało duże
lustro. Gdy zobaczyła swoje odbicie… nie mogła w to uwierzyć. Całe jej ciało
spowite było tą dziwną chakrą, na głowie znajdowała się para długich na trzydzieści
centymetrów uszu, zaś zza jej pośladków wystawały dwa pokaźne ogony. Czy tak
właśnie wygląda pobudzony do walki Jichuuriki?
Tylko, że
ona nie była żadnym przeklętym Jinchuuriki!
To w
takim razie tą przemianę zawdzięczała umieszczonej na lewym barku pieczęci? Na
to wygląda… Z drugiej zaś strony z tego wszystkiego najważniejsze było to, że w
momencie starcia nie czuła ni strachu, ni gniewu. Tylko czystą, nie poskromioną
siłę oraz chłodną logikę. I to się jej podobało.
- No,
no, no… Co też moje oczy widzą…
Sakura
usłyszała nagle głos i rozejrzała się, lecz nie widząc nikogo nowego w salonie
czy też w kuchni zaraz wróciła do lustra i stanęła przed nim niczym wryta.
Teraz patrzyła na nią para demonicznych ślepi o cienkich pionowych źrenicach.
- Czy
to ty, Kyuubi?
- A
któż inny mógłby teraz z tobą rozmawiać w twojej podświadomości przy
jednoczesnym oglądaniu Cię, hm? – demon wydał się zawiedziony jej
pytaniem, lecz nie powinien się temu dziwić. Wszakże wszystko czego teraz
doświadczała było dla niej czymś nowym. Kiedy przez kolejne dwie minuty
różowowłosa medyczka nie zabrała głosu, Kurama uznał, że chyba powinien raz
jeszcze się odezwać. – Czy wszystko gra?
- Co? Nie!
– odparła nico podnosząc głos. – Nic tu nie gra! Ja tylko chciałam zrobić
sobie coś do jedzenia, a zamiast tego znalazłam w kuchni stygnącego trupa! To
było straszne… i wtedy go usłyszałam. Jak zza jakiejś szyby szyderczy śmiech
mordercy.
- Mów
dalej… – zachęcił demon.
- Nie
do końca rozumiem co się potem stało, ale to było jak jakiś sen. W jednej
chwili poczułam nagły przypływ energii i nieokiełznanego gniewu, w następnej
byłam już koło tego śmiecia. Bez mrugnięcia okiem zabiłam go na miejscu jednym
ciosem prosto w serce.
- I
co wówczas czułaś?
- Nic
– szybko odparła. – Żadnego gniewu, żalu czy wstydu. Tylko lodowaty spokój.
I… I to mi się podobało – dziewczyna przygryzła wargę. – Nigdy wcześniej
nie doświadczyłam niczego podobnego. Takiej potęgi, władzy… kontroli…
- Hmm…
Wiedziałem, że to kin-jutsu było niebezpieczne, ale nie podejrzewałem, że tak
szybko się uaktywni… – zamyślił się Kurama. – Z tego co mówisz, a
co tu teraz oglądam wynika, że…
Demon
urwał nagle swoją wypowiedz czym poważnie zaniepokoił słuchającą go medyczkę,
choć nie wiedziała, dlaczego tak się poczuła.
- Kyuubi?
Kurama!?
Lecz
odpowiedziała jej głucha cisza.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jak się cieszę z rozdziału ;)
czyżby to naprawdę był Itachi, nie chce mi się w to wierzyć... a Sakura z mocą Kyuubiego... cudownie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Bardzo się cieszę z kolejnego rozdziału. Mimo przerwy nie wyszedłeś z wprawy. Znowu więcej pytań niż odpowiedzi. Czyżby itachi na swój własny sposób chciał pomoc w czymś naruto? Albo coś samemu chce osiągnąć? Wspaniała notka. Wielki czekamy na kolejne
OdpowiedzUsuń