Przepraszam, ale w poniższej notce znalazło się nieco więcej przegadanych scen bez których nie da się obejść w żadnej powieści. Zatem nie przedłużając zapraszam wszystkich zainteresowanych czytelników do zapoznania się z nowo powstałym odcinkiem 258. Enjoy!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~
Kiedy lisi demon nie
odpowiedział na jej wołanie doszła do wniosku, że tym razem musiało stać się
coś, co pochłonęło całą jego uwagę. A co za tym idzie, Naruto coś się
przytrafiło… i z tą właśnie myślą przeszła do łazienki, gdzie szybko się obmyła.
Następnie wróciła do pokoju, przebrała w czyste odzienie i po kilku minutach
ponownie weszła do kuchni. Tym razem zachowała się jak należy. Z drobną pomocą techniki
podziału cienia[1]
przeniosła ciało syna właściciela do salonu i położyła je koło wejścia w pozie
pogrzebowej.
- Niechaj twoja umęczona
dusza wreszcie zazna ukojenia, Takai-san – pomodliła się krótko. – Jeśli patrzysz
teraz na mnie tam z góry to wiedz, że już pomściłam twoją niezasłużoną śmierć.
Tu medyczka spojrzała w
bok na ciało członka elitarnych oddziałów ANBU Liścia. I gdy tak się mu
przyglądała zastanowiła się, skąd w ogóle oni się tu znaleźli. Czy chodziło im
o nią? A może szukali Naruto? A może jest w tym wszystkim głębsze dno. Co,
jeśli w Konoha kto inny pociąga za sznurki pozwalające na wysłanie ANBU na
poszukiwanie dezerterów. Tak! Dezerterów! To chyba najodpowiedniejsze
określenie czynu, jakiego dopuściła się ona i Naruto. Porzucając za sobą dotychczasowe
życie – to tak, jakby dopuścili się zdrady w szeregach shinobi Ukrytego Liścia.
Ale czy aby na pewno? Czy tak właśnie zostało to odebrane przez Tsunade-sama?
Tego Sakura nie wiedziała.
Wiedziała natomiast, że czym prędzej musi odkryć, kto nasłał na nią i Naruto
ANBU. Z tym postanowieniem podeszła dwa kroki do trupa w ceramicznej masce i
ostrożnie obszukała ciało w nadziei znalezienia czegoś przydatnego. Ale niestety
po za podstawowym wyposażeniem każdego shinobi nie znalazła nic nadzwyczajnego.
Żadnej poszlaki czy innej wskazówki. Nieco zawiedziona tym faktem w kolejnym
ruchu wstała na nogi, podeszła do wyjścia z salonu, obejrzała się i raz jeszcze
omiotła pomieszczenie czujnym spojrzeniem. Nie widząc niczego przydatnego w jej
śledztwie zaraz opuściła dom pozostawiając ciała zabójcy i jego ofiary samym
sobie.
Na ulicy zaś od razu
rzuciło jej się w oczy nienaturalne poruszenie wśród mieszkańców. Kiedy kogoś
zapytała, co się dzieje, otrzymała dosyć lakoniczną odpowiedź o jakiejś walce w
centrum wioski oraz coś o żołnierzach Upiornej Armii szturmujących siedzibę
przywódcy. Czyżby chodziło tu o Naruto? Tylko, dlaczego miałby tam z kimkolwiek
walczyć? Przecież opuścił ją w celu odbycia rozmowy z…
- Wasabi??? – niemal
krzyknęła, gdy po przejściu kilkudziesięciu metrów dostrzegła omawianego
jegomościa w miejscowym barze ramen. Skierowawszy swoje kroki w tamtym kierunku
po chwili była już pewna, że się nie przewidziała. – A co ty tu robisz,
Wasabi-sama??
- Ooo! Witaj, Sakura-san!
– zawołał radośnie mężczyzna na widok różowowłosej medyczki. – Co robię? Ach…
rozkoszuje się tym wspaniałym trunkiem oraz rozmyślam o przeszłości…
- Zaraz. Czy przypadkiem
nie powinieneś teraz być w swoim biurze i rozmawiać z Naruto?
- Z Naruto-sama? A niby o
czym? – zdziwił się mężczyzna w jednej chwili zapominając o alkoholu którym do
tej pory się raczył. – Nie rozumiem.
- Czyli to nie ty wysłałeś
Takaia z wiadomością wzywającą Naruto do Ciebie? – drążyła Sakura.
- Co takiego!? – oburzył
się jej rozmówca. – Nikogo nigdzie z niczym nie wysyłałem. Toż to wierutne
kłamstwo! Gdzie jest ten gówniarz!? Zaraz każe wygarbować mu skórę za robienie
sobie durnych żartów!
Tu Namikaze nieco
posmutniała spuszczając wzrok na podłogę. Mając przed oczami widok poderżniętego
gardła tego piętnastoletniego chłopaka z lekkim trudem wypowiedziała swoją
odpowiedź.
- Takai-san nie żyje.
- Co? Jak to… nie żyje? Co
się stało?
W tym momencie z ust
Sakury potoczyła się opowieść o dzisiejszym poranku. Oczywiście oszczędziła słuchaczowi
wzmianki o swoim brutalnym odwecie na mordercy Takaia nieco zmieniając fakty,
ale i tak osiągnęła zamierzony efekt. Gdy po kilku minutach umilkła Wasabi miał
minę, jakby ktoś mu sztylet w serce wbił. W jednej chwili cała złość, ale i
melancholijny nastrój odeszły w niepamięć. W ich miejsce wkradła się trwoga…
- Czy Ichiro Nakamura już
wie?
- Niby o czym? – spytał niski
męski głos zza ich pleców.
Gdy Wasabi i Sakura tam
spojrzeli, ten pierwszy aż się skulił obawiając się reakcji przyjaciela na
wieść o śmierci swojego jedynego syna. Namikaze natomiast jeszcze nie miała
okazji poznać człowieka, od którego Naruto wynajął dom, a w którym ostatnimi
czasy przyszło im mieszkać. Teraz na szybko zmierzyła go od stóp po głowę i aż
musiała przed sobą przyznać, że jak na nieco ponad sześćdziesiąt zim na karku wciąż
przyciągał uwagę. Prawdopodobnie nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze
strony płci pięknej…
- Co tam przede mną
ukrywacie? – zawołał Nakamura stając obok z rękoma opartymi o boki. – Wasabi-sama
i ty, Sakura-san… o czym niby powinienem wiedzieć?
Odpowiedziało mu wspólne
milczenie. Ani Wasabi, ani Sakura nie mieli odwagi aby przekazać tak okropną wiadomość.
- No dalej! Powiedzcie coś.
- Może najpierw usiądź i
się napij, Nakamura-san – odezwał się dotąd milczący barman i właściciel w
jednej osobie, który wszystko doskonale rozumiał i każdego tu dobrze znał.
Człowiek ten sam kiedyś stracił kogoś bliskiego i teraz wiedział, jak
postępować z ludźmi. – Chodzi o twojego syna.
- Ha! Tak też coś
podejrzewałem – Ichiro w końcu zajął miejsce przy barze i wziął do ust pierwszy
kieliszek sake. – No dobra – z charakterystycznym stuknięciem szkła o blat
odstawił szklaneczkę. – Co tym razem nabroił mój niesforny potomek?
- Takai-san nie żyje – Odparła
Sakura.
- C-co?? Czy to jakiś żart??
- Bynajmniej przyjacielu –
odezwał się Wasabi ponurym tonem. – Dziś rano twój syn został zamordowany…
W barze rozległ się huk
przewracanego stołka przy gwałtownym podniesieniu się z takowego.
- Zamordowany!? A-ale jak
to?? Jak!? Gdzie!? Dlaczego!? – w miarę, jak ta potworna wiadomość oraz przygnębione
wyrazy twarzy wszystkich w koło zaczęły docierać, Nakamura rozpoczął delikatnie
mówiąc demolowanie lokalu. W nagłym przypływie trudnej do opisanie wściekłości
i szału z dziecinną łatwością połamał kilka pobliskich stołków, stołów i
krzeseł oraz wyładował swoją furię na bogu ducha winnej szafie grającej. Gdy w
pomieszczeniu zaległa głucha cisza, Ichiro wyleciał na ulice i krzycząc przekleństwa
czym prędzej pognał w tylko sobie znanym kierunku.
- Fiuu… spodziewałem się
znacznie gorszej reakcji – skwitował Wasabi.
- Gorszej? – zdziwiła się
Sakura niemogąca uwierzyć w to, czego właśnie była świadkiem. – Mówisz, że coś
takiego już się kiedyś zdarzyło?
- Pewnie tego nie wiesz, ale
matka Takaia zmarła krótko po porodzie. Było to już piętnaście lat temu, ale do
dziś wszyscy pamiętają, w jaką wtedy rozpacz popadł – odparł jej barman. – Za
śmierć żony Ichiro-san obwinił lekarzy.
- Pamiętam, jak się upił
do nieprzytomności – dodał Wasabi zaciskając palce obydwu dłoni wkoło
szklaneczki sake. – Później zaś po pijaku udał się do szpitala i podłożył ogień
czym doprowadził do śmierci jednej pielęgniarki i jakiegoś pacjenta. Za ten
czyn Lord Feudalny skazał Nakamurę na pięć lat ciężkiego więzienia.
- Pięć lat?
- Oczywiście powinien
dostać dwadzieścia lat lub nawet dożywocie, ale przychylono się do skrócenia
wyroku ze względu na świeżo narodzonego syna – dokończył barman.
- Pięć lat to i tak szmat
czasu. Zwłaszcza w więzieniu. W tym czasie obowiązek wychowania Takaia spadł na
rodzinę zastępczą w postaci najbliższych przyjaciół żony Ichiro – ponownie
odezwał się Wasabi.
- Oh… Teraz już rozumiem
jakie przypadki targają życiem tego…
Sakura urwała swoją
wypowiedź, gdyż w tym właśnie momencie do baru powrócił obgadywany jegomość.
Jego poczerwieniała twarz nie wyrażała żadnych emocji, oczy zaś zasnute miał
mgiełką głęboko zakorzenionej rozpaczy. W milczeniu zdecydowanym krokiem
podszedł do lady barowej nieco na prawo od Sakury i rzucił barmanowi tak srogie
spojrzenie, że ten natychmiast postawił przed nim czarkę i butelkę sake. Nakamura
odtrącił czarkę wierzchem dłoni, chwycił za butelkę i podniósł ją do ust. Zębami
złapał za korek, odkorkował i duszkiem wytrąbił całą zawartość aż do dna.
Siedząca obok medyczka z niemałym podziwem obserwowała ten pokaz zalewania goryczy
po stracie najbliższej rodziny.
Tu dziewczyna popadła w
lekką zadumę wyobrażając sobie co zrobiłby Naruto, gdyby jej coś takiego się
przytrafiło. A gdy oczyma wyobraźni zobaczyła zniszczenie i pożogę w wykonaniu Dziewięcio-ogoniastego
Demona, to aż się przeraziła. Ze świata marzeń i koszmarów przywołał ją huk
bitego szkła, bowiem Ichiro po opróżnieniu podanej mu butelki sake odrzucił ją
za siebie i trafił prosto do stojącego nieopodal wyjścia kosza. Gdyby nie fakt,
że kilkanaście minut temu zdemolował niemal cały bar, to teraz zapewne dostałby
gromkie brawa, a jedyne co otrzymał, to zdumione westchnięcie pani Namikaze
oraz grobowe milczenie pozostałych uczestników tego niecodziennego
zgromadzenia.
- Czy trup ANBU Konoha w
moim salonie to twoje dzieło, Sakura-sama? – Ichiro w końcu się odezwał. Pytał
bardzo spokojnym głosem. – Czy to on zamordował mojego syna?
- Tak i nie, bowiem nie
mam stu procentowej pewności, że to ten ANBU zabił Takaia.
- To znaczy, że było ich
więcej?
- Był jeszcze drugi ANBU,
ale widząc jak potraktowałam jego kompana ulotnił się, nim zdołałam coś do
niego powiedzieć – odparła Sakura.
- A co tu tłumaczyć! –
ożywił się Ichiro. – Za zamordowanie mojego syna z zimną krwią dostał to, na co
sobie zasłużył! Szkoda, że mnie tam nie było. Zaraz pokazałbym im wszystkim
gdzie raki zimują!
- Z pewnością przyjacielu,
ale nie zapominaj, że byli to ANBU Konoha – odezwał się Wasabi. – Elitarni shinobi
do zadań specjalnych działający na zlecenie tego, kto więcej płaci. To, że
Sakura-san własnoręcznie powaliła jednego z nich może znaczyć tylko tyle, że w
bliskim starciu nie miałbyś z nimi najmniejszych szans.
- A to niby czemu?
- Ponieważ nie jesteś
shinobi? – Wasabi odparł pytaniem sugestywnie zawieszając głos na co jego
rozmówca zareagował momentalnym popadnięciem w zadumę, a gdy po kilkudziesięciu
sekundach na powrót otworzył oczy, ze zrozumieniem zaczął kiwać głową.
- Słuszna uwaga – Ichiro z
trudem odwzajemnił uśmiech, po czym przeniósł spojrzenie na obok siedzącą
medyczkę. – Sakura-sama dziękuję za twoje… działania.
- Drobiazg, Nakamura-san.
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńo tak to było, jaka rozpacz, nawet nie rozwalił całego miasteczka, bardzo mi go żal...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń