czwartek, 15 lutego 2018

163. Jaskinia

Wbrew przekonaniu niektórych z czytelników, nie zawiesiłem bloga. Przyczyną nie publikowania nowych rozdziałów jest to, że po prostu jeszcze one nie powstały. Każdy kolejny rozdział mojej opowieści zwykle powstawał w przeciągu jednego tygodnia, ale ostatnio ten czas nieco się wydłużył. – Pozdrawiam i serdecznie zapraszam na długo wyczekiwany… Odcinek 163!



<<< Odcinek ukazał się 20 marca 2010 roku >>>



Po wyjściu z celi gdzie przetrzymywano Sakurę i Yasu, z początku razem z klonem kierowaliśmy się z powrotem tym samym korytarzem, którym trafiłem do dziewczyn. Ale kiedy dotarliśmy do rozwidlenia i wtedy powinniśmy byli skręcić w prawo, coś mnie podkusiło żeby jednak skręcić w tą drugą odnogę. To przejście różniło się do pierwszego. Nie było tam żadnych cel ani sal tortur. Tylko gładkie ściany z pochodniami na nich wiszącymi, każda w odległości około metra od poprzedniej.
Nie wiem jak długo już szliśmy, ale gdy w końcu dotarliśmy do wyjścia, miło było znowu odetchnąć świeżym powietrzem. Co dziwniejsze, to wyjście nie było przez nikogo pilnowane i znajdowało się po za murami wioski Ukrytej Skały. Stalowe drzwi wpasowane w skałę, ukryte były w gęsto rosnących krzakach. Bardzo sprytna droga ewakuacji, tylko czemu nikt jej nie pilnował? A może strażnicy akurat odeszli się odlać i mieliśmy po prostu ogromnego farta? Nie wiem. Nie zastanawiałem się długo nad tymi pytaniami, spojrzałem na klona, po czym jednocześnie wskoczyliśmy na gałąź pobliskiego drzewa i czym prędzej skierowaliśmy ku naszej wiosce.
Pod czas skoków widziałem, że Ihara siedząca na baranach mojego sobowtóra chyba zasnęła. Głowę miała lekko przechyloną na bok z policzkiem wtulonym w jego potylicę. Nie widziałem jej twarzy, ale założyłbym się, że dziewczyna z pewnością się uśmiechała. Gdy spojrzałem na Sakurę wciąż leżącą na moich ramionach, zobaczyłem że również usnęła. Jej twarz miała spokojny i rozbrajający wyraz, a na ustach widniał delikatny uśmiech. Gdy ją tak trzymałem, to w ogólnie nie odczuwałem zmęczenia ramion. Jakoś nigdy poważniej się nad tym nie zastawiałem, ani nawet mnie to specjalnie nie interesowało, ale… zupełnie jakby zielonooka nic nie ważyła. Cóż, zakładam, że ten brak odczuwania ciężaru spowodowany był przez wciąż napięte mięśnie ramion, jeszcze nie rozluźnione po ostatniej walce z przeciwnikiem, ale także przez wciąż krążącą we mnie chakre Kyuubiego.
* * *
Uratowane przeze mnie dziewczyny całą drogę przespały. Dopiero gdy wieczorem, otaczającą nas roślinność okrył nocny płaszcz, a ja postanowiłem zrobić postój, jako pierwsza ocknęła się Sakura. W momencie kładzenia jej na prowizorycznym posłaniu we wnętrzu jakiejś jaskini, odezwała się zadając z pozoru bardzo błahe pytanie:
- Gdzie jesteśmy?
- Około dnia drogi od Konoha, skarbie.
Odparłem z serdecznym uśmiechem, po czym wyprostowałem się i odsunąłem, by umożliwić klonowi ułożenie swojej pasażerki tuż przy Haruno. Gdy to uczynił, bez słowa wykonałem odpowiednie pieczęci i zaraz przystawiłem prawą dłoń do ziemi. Po wymówieniu szeptem formułki, koło mnie w chmurach szaro-białego dymu pojawiło się dwóch Upiornych żołnierzy.
- Stańcie na straży przed wejściem.
Rozkazałem wskazując wylot z jaskini. Mężczyźni w odpowiedzi ukłonili się i bez słowa sprzeciwu nas opuścili, a gdy zniknęli z pola widzenia, do życia powróciła czarnowłosa przyjaciółka Sakury. Dziewczyna w pierwszej chwili rozejrzała się swymi srebrnymi oczami po jaskini, po czym podniosła wzrok na mnie i nieznacznie się uśmiechnęła. Odwzajemniając jej gest, kątem oka w oczach różowowłosej dostrzegłem nutkę zazdrości… choć po namyśle uznałem, że to nieco absurdalne spostrzeżenie, gdyż niby o co Sakura miałaby być zazdrosna? Chyba nie o to, że uśmiechnąłem się do innej dziewczyny, co?
- I tu zaczynają się schody, Naruto. Dlaczego? Ponieważ zapewne nigdy nie poznasz odpowiedzi na zadane sobie pytanie. Nigdy się nie dowiesz, o czym w danej chwili rozmyślała twoja wybranka serca. Chyba, że potrafisz czytać w myślach, to wtedy jest już inna rozmowa.
- A ty, Kyuu?
- Co ja?? – Lis odparł pytaniem na pytanie wyraźnie zaskoczony moim pytaniem.
- No, czy znasz odpowiedź na postawione pytanie?
Cisza. Z pyska dziewięcioogoniastego nie padła już żadna odpowiedź. Żadne słowo, ani nawet mruknięcie czy burknięcie. Po prostu nic. Szczerze powiedziawszy, nieco mnie to zaniepokoiło, ale znając humory demona domyśliłem się, że znowu powiedziałem coś nie tak i Kyuubi obraził się na mnie. Znowu. To czasem staje się takie męczące, że aż nudne.
- Kyuu… Czy powiedziałem coś nie tak?
- Nie, młody i odpowiadając na twoje pytanie… Nie, nie znam.
- Rozumiem.
Kończąc tą jakże pouczającą wymianę zdań, gdy tylko powróciłem myślami do rzeczywistości, dostrzegłem że siedzące przede mną dziewczęta bacznie mi się przyglądały, a zwłaszcza Ihara. Nie wiem czy Sakura powiedziała jej, że jestem Jinchuuriki, ale wydaje mi się, że ona chyba się tego domyślała. Wywnioskowałem to z jej zaciekawionego spojrzenia.
- Przepraszam, zamyśliłem się. – Skłamałem. – Dobrze. To wy tu zaczekajcie, a ja szybko skocze po coś na opał by było przy czym się ogrzać.
Nie czekając na odpowiedź razem z klonem czym prędzej opuściliśmy jaskinie. Na zewnątrz minęliśmy Upiornych postawionych przed wejściem i udaliśmy się w stronę pobliskiego lasu.
* * *
Nakładając kolejne gałęzie na wystawione do przodu ramiona klona, zastanawiałem się nad najbliższymi dniami. Znaczy, co będę w nie robił. Oczywiście w pierwszej kolejności zaniosę Sakurę-chan do szpitala, jak i jej przyjaciółkę, a potem poproszę Tsunade-sama by się nimi zaopiekowała. Zgaduję, że jak tylko pójdę do Hokage z miejsca zostanę opieprzony za samowolkę, złamanie odgórnie ustanowionych zasad i bla, bla, bla… Ech, ciekawe czy tym razem też będzie tylko się na mnie wydzierała? A może w końcu zrozumiała, że nie mogłem przecież już dłużej czekać i załatwimy wszystko w kulturalny, cywilizowany sposób… jak na dobrze wychowanych ludzi przystało? Chociaż po namyśle, z tym dobrym wychowaniem bym się nie do końca zgodził, bo ja przecież całe życie byłem sam. Nie bardzo kto miał mnie wychowywać. Nigdy nie poznałem swoich rodziców. Znam ich jedynie z opowiadań, które nie zawsze były jasne i sprecyzowane. Tak naprawdę, kim był mój ojciec dowiedziałem się dopiero w wieku siedemnastu lat. A właśnie… Yondaime Hokage posiadał chakrę natury Wiatru, a skoro jestem jego synem, to czy i ja posiadam chakre o takiej samej naturze? Prawdę powiedziawszy, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Minęło już ponad osiemnaście lat odkąd stąpam po tym świecie i aż dziw, że jeszcze do tej pory nie poznałem odpowiedzi na tak kluczowe pytanie w rozwoju moich umiejętności bojowych. Cholera jasna! Jak tylko wrócę do wioski i oddam dziewczyny pod opiekę wykwalifikowanego lekarza, natychmiast spotkam się z Kakashim.
* * *
Wracając do jaskini ze stertą drewna ułożoną na ramionach klona, nagle w oddali usłyszałem jakieś zamieszanie rozgrywające się pod wejściem do naszego tymczasowego schronienia. Przeczuwając, że to prawdopodobnie może być pościg z Iwa momentalnie przyspieszyliśmy z klonem kroku zostawiając zebrany chrust w jakimś widocznym miejscu, by po niego później wrócić. Gdy wyszliśmy z lasu z bronią w dłoniach przygotowaną do walki, widok jaki zaobserwowałem niezmiernie mnie ucieszył. Niewielkie poletko rozpościerające się dokładnie przed wejściem do naszej jaskini w świetle promieni księżyca mieniło się szaro-brunatnymi kolorami, a zmasakrowane ciała shinobi Ukrytej Skały w liczbie ponad dwudziestu utwierdziły mnie w przekonaniu, że na moich Upiornych żołnierzy rzeczywiście nie ma mocnych. No może po za kilkoma wyjątkami.
- Wszystko w porządku?
Spytałem zbliżywszy się do tymczasowych wartowników.
- Hai, so desu!*
Samuraje odparli chóralnym krzykiem, po czym się ukłonili. Jakie to szczęście, że przed wyruszeniem po drewno na ognisko zostawiłem ich na straży. Kto wie, jakie problemy by wyniknęły gdybym o nich nie pomyślał zawczasu. Chowając katanę do saya kiwnięciem głowy przekazałem klonowi, by wrócił po chrust, a sam wkroczyłem z powrotem do jaskini. Nim dotarłem w pobliże dziewcząt, mój sobowtór już wrócił, wyminął mnie i zaraz zajął się rozpalaniem ogniska dokładnie w centralnym punkcie jaskini. Po pięciu minutach lekko wilgotne patyki od wieczornej rosy już smażyły się w jasno-żółtych płomieniach ognia.
- Naruto, czy na zewnątrz doszło do jakiejś walki?
Spytała zielonooka, gdy tylko usiadłem pod przeciwległą ścianą jaskini.
- Tak. Moi żołnierze mieli trochę rozrywki.
- A kim byli napastnicy? – Zainteresowała się Yasu.
- Pościg z Iwa-Gakure. Próbowali szczęścia, ale…
Zawiesiłem głos i sugestywnie przejechałem palcem wskazującym po krtani naśladując podrzynanie gardła. Obserwujące mnie dziewczyny jęknęły wystraszone, lecz po chwili się opamiętały i jednocześnie chciały zadać kolejne pytanie, ale do tego nie doszło.
- Ja mam pytanie, do Yasu. – Uśmiechnąłem się. – A raczej trzy.
- Słucham.
- Skoro jesteś Jinchuuriki, to czemu nie wykorzystałaś chakry swojego demona by się oswobodzić i uciec? To pierwsze moje pytanie. Drugie… Jakiego Bijuu nosicielem jesteś? I trzecie… Co teraz zamierzasz zrobić?
Powiedziałem wszystko jednym ciurkiem, a gdy skończyłem, ponownie ogarnęła nas nieprzenikniona cisza. Czarnowłosa zerknęła na siedzącą koło niej Sakurę, po czym zwróciła swoje srebrne spojrzenie na ziemię. Przedłużająca się cisza powoli zaczęła robić się nieco krępująca.
- Może zacznę od początku. – Ihara w końcu się odezwała. – Gdy moja matka wyraziła zgodę na zapieczętowanie demona w moim ciele, w pół roku później zostałam nazwana potworem i wyrzucona z domu na ulicę. Ojciec w tym czasie wykonywał jakąś ściśle tajną misję, lecz gdy wrócił i o wszystkim się dowiedział jako jedyny z całej wioski się mną zaopiekował. I tak sobie żyłam chroniona przez niego do czasu wyjaśnienia, dlaczego wszyscy mnie nie lubią. Szczerze powiem, że na początku byłam przerażona, ale gdy uświadomiłam sobie dobre strony tej jedności, powiem wam, że nawet się cieszyłam. Później jednak wszystko co dobre się skończyło, gdyż pewnego wieczoru mieszkańcy wioski postanowili się mnie pozbyć. Oczywiście na drodze stanął im mój ojciec, ale go zabili… – Dziewczyna przerwała swoja opowieść, gdyż przed oczy powrócił jej obraz zakrwawionej twarzy jedynego mężczyzny, który nie uważał jej za krwiożerczą bestię. Tłumione od początku opowieści łzy, po chwili spłynęły jej po policzkach. Wtedy Sakura przytuliła ją po przyjacielsku, dzięki czemu po pięciu minutach Yasu kontynuowała. – …Tamtej nocy uciekłam przez wszystkich znienawidzona i postanowiłam odnaleźć innego Jinchuuriki, który mógłby mi pokazać, jak zapanować nad drzemiącą we mnie potęgą. Po kilku miesiącach tułaczki trafiłam do Kraju Ognia. Słyszałam, że w Konoha był Jinchuuriki z identyczną historią życia co moja i wtedy zostałam złapana przez shinobi Iwa. Na początku nie wiedziałam czego mogli ode mnie chcieć, ale następnego dnia stało się to jasne. Chcieli mojego demona. Chcieli odebrać mi drugiego i jedynego przyjaciela, jaki zawsze podzielał moje zdanie na temat otaczającego nas świata. Yonbi od samego początku, gdy tylko go we mnie zapieczętowano telepatycznie powiedział, że będzie się mną opiekował.
- Przepraszam, że ci przerywam, ale ile właściwie masz lat?
Spytałem i momentalnie zostałem storpedowany podejrzliwym spojrzeniem puszczonym mi przez Sakurę, której chyba się to nie spodobało. Cóż, moja ciekawość czasem nie zna granic. Ihara uśmiechnęła się nie znacznie i poprawiła układ włosów oplatając kilka kosmków wokół palca wskazującego lewej dłoni.
- Osiemnaście, a co?
- Nic. Po prostu zastanawiam się ile miałaś lat, gdy uciekłaś z domu i gdy trafiłaś w niewolę do wioski Ukrytej Skały. – Odparłem beztroskim tonem i dorzuciłem kilka świeżych patyków do ognia, jaki przede mną płonął. Drewno natychmiast zaskwierczało łaskotane przez złociste języki.
- A tak, przepraszam, mój błąd. – Dziewczyna westchnęła przeciągle. – Gdy zostałam zmuszona do ucieczki miałam dwanaście lat.
- Więc w Iwa spędziłaś sześć lat?? Nigdy mi o tym nie wspominałaś.
Do rozmowy włączyła się, dotychczas przysłuchująca się zielonooka. Z tonu jakim wymówiła drugie zdanie wywnioskowałem, że była nieco zawiedziona. Tylko czemu? Nie wiem.
- Wybacz Sakura, ale za krótko się znamy, by dzielić się takimi informacjami.
- Ale teraz wszystko powiedziałaś!
- Tak, ponieważ ufam, że oboje zachowacie wszystko dla siebie, ale też dlatego, że dzięki Naruto odzyskałam wolność. W końcu. Dziękuję Naruto, nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Na początek wystarczy, że odpowiesz na moje pierwsze pytanie.
Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Dlaczego nie użyłam chakry zapieczętowanego we mnie demona, by się oswobodzić??
W odpowiedzi jedynie kiwnąłem głową.
- Nie wiem. Od sześciu lat nie mogę skontaktować się Yonbi. Za każdym razem gdy starałam się stanąć przed jego klatką, najzwyczajniej w świecie traciłam przytomność co nigdy wcześniej mi się nie przytrafiało, by potem obudzić się z okropnym bólem głowy. – Odparła Yasu.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, jak dobrze że postawił upiornych na straży, bo byłoby nie zaciekawie, ale czyżby Yasu miała założoną jakaś pieczęć, aby nie móc skontaktować się z demonem... och Sakura nie bądź zazdrosna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń