Wbrew przekonaniu niektórych z czytelników, nie zawiesiłem
bloga. Przyczyną nie publikowania nowych rozdziałów jest to, że po prostu
jeszcze one nie powstały. Każdy kolejny rozdział mojej opowieści zwykle
powstawał w przeciągu jednego tygodnia, ale ostatnio ten czas nieco się
wydłużył. – Pozdrawiam i serdecznie zapraszam na długo wyczekiwany… Odcinek
163!
<<<
Odcinek ukazał się 20 marca 2010 roku >>>
Po wyjściu z celi gdzie przetrzymywano
Sakurę i Yasu, z początku razem z klonem kierowaliśmy się z powrotem tym samym
korytarzem, którym trafiłem do dziewczyn. Ale kiedy dotarliśmy do rozwidlenia i
wtedy powinniśmy byli skręcić w prawo, coś mnie podkusiło żeby jednak skręcić w
tą drugą odnogę. To przejście różniło się do pierwszego. Nie było tam żadnych
cel ani sal tortur. Tylko gładkie ściany z pochodniami na nich wiszącymi, każda
w odległości około metra od poprzedniej.
Nie wiem jak długo już szliśmy, ale gdy w
końcu dotarliśmy do wyjścia, miło było znowu odetchnąć świeżym powietrzem. Co
dziwniejsze, to wyjście nie było przez nikogo pilnowane i znajdowało się po za
murami wioski Ukrytej Skały. Stalowe drzwi wpasowane w skałę, ukryte były w gęsto
rosnących krzakach. Bardzo sprytna droga ewakuacji, tylko czemu nikt jej nie
pilnował? A może strażnicy akurat odeszli się odlać i mieliśmy po prostu
ogromnego farta? Nie wiem. Nie zastanawiałem się długo nad tymi pytaniami,
spojrzałem na klona, po czym jednocześnie wskoczyliśmy na gałąź pobliskiego
drzewa i czym prędzej skierowaliśmy ku naszej wiosce.
Pod czas skoków widziałem, że Ihara
siedząca na baranach mojego sobowtóra chyba zasnęła. Głowę miała lekko
przechyloną na bok z policzkiem wtulonym w jego potylicę. Nie widziałem jej
twarzy, ale założyłbym się, że dziewczyna z pewnością się uśmiechała. Gdy
spojrzałem na Sakurę wciąż leżącą na moich ramionach, zobaczyłem że również
usnęła. Jej twarz miała spokojny i rozbrajający wyraz, a na ustach widniał
delikatny uśmiech. Gdy ją tak trzymałem, to w ogólnie nie odczuwałem zmęczenia
ramion. Jakoś nigdy poważniej się nad tym nie zastawiałem, ani nawet mnie to
specjalnie nie interesowało, ale… zupełnie jakby zielonooka nic nie ważyła.
Cóż, zakładam, że ten brak odczuwania ciężaru spowodowany był przez wciąż
napięte mięśnie ramion, jeszcze nie rozluźnione po ostatniej walce z przeciwnikiem,
ale także przez wciąż krążącą we mnie chakre Kyuubiego.
*
* *
Uratowane przeze mnie dziewczyny całą drogę
przespały. Dopiero gdy wieczorem, otaczającą nas roślinność okrył nocny płaszcz,
a ja postanowiłem zrobić postój, jako pierwsza ocknęła się Sakura. W momencie
kładzenia jej na prowizorycznym posłaniu we wnętrzu jakiejś jaskini, odezwała
się zadając z pozoru bardzo błahe pytanie:
- Gdzie jesteśmy?
- Około dnia drogi od Konoha, skarbie.
Odparłem z serdecznym uśmiechem, po czym
wyprostowałem się i odsunąłem, by umożliwić klonowi ułożenie swojej pasażerki
tuż przy Haruno. Gdy to uczynił, bez słowa wykonałem odpowiednie pieczęci i
zaraz przystawiłem prawą dłoń do ziemi. Po wymówieniu szeptem formułki, koło mnie
w chmurach szaro-białego dymu pojawiło się dwóch Upiornych żołnierzy.
- Stańcie na straży przed wejściem.
Rozkazałem wskazując wylot z jaskini.
Mężczyźni w odpowiedzi ukłonili się i bez słowa sprzeciwu nas opuścili, a gdy
zniknęli z pola widzenia, do życia powróciła czarnowłosa przyjaciółka Sakury.
Dziewczyna w pierwszej chwili rozejrzała się swymi srebrnymi oczami po jaskini,
po czym podniosła wzrok na mnie i nieznacznie się uśmiechnęła. Odwzajemniając
jej gest, kątem oka w oczach różowowłosej dostrzegłem nutkę zazdrości… choć po
namyśle uznałem, że to nieco absurdalne spostrzeżenie, gdyż niby o co Sakura
miałaby być zazdrosna? Chyba nie o to, że uśmiechnąłem się do innej dziewczyny,
co?
- I
tu zaczynają się schody, Naruto. Dlaczego? Ponieważ zapewne nigdy nie poznasz
odpowiedzi na zadane sobie pytanie. Nigdy się nie dowiesz, o czym w danej
chwili rozmyślała twoja wybranka serca. Chyba, że potrafisz czytać w myślach,
to wtedy jest już inna rozmowa.
-
A ty, Kyuu?
- Co
ja?? – Lis odparł pytaniem na pytanie wyraźnie zaskoczony moim
pytaniem.
-
No, czy znasz odpowiedź na postawione pytanie?
Cisza. Z pyska dziewięcioogoniastego nie
padła już żadna odpowiedź. Żadne słowo, ani nawet mruknięcie czy burknięcie. Po
prostu nic. Szczerze powiedziawszy, nieco mnie to zaniepokoiło, ale znając
humory demona domyśliłem się, że znowu powiedziałem coś nie tak i Kyuubi
obraził się na mnie. Znowu. To czasem staje się takie męczące, że aż nudne.
-
Kyuu… Czy powiedziałem coś nie tak?
- Nie,
młody i odpowiadając na twoje pytanie… Nie, nie znam.
-
Rozumiem.
Kończąc tą jakże pouczającą wymianę zdań,
gdy tylko powróciłem myślami do rzeczywistości, dostrzegłem że siedzące przede
mną dziewczęta bacznie mi się przyglądały, a zwłaszcza Ihara. Nie wiem czy
Sakura powiedziała jej, że jestem Jinchuuriki, ale wydaje mi się, że ona chyba
się tego domyślała. Wywnioskowałem to z jej zaciekawionego spojrzenia.
- Przepraszam, zamyśliłem się. – Skłamałem.
– Dobrze. To wy tu zaczekajcie, a ja szybko skocze po coś na opał by było przy
czym się ogrzać.
Nie czekając na odpowiedź razem z klonem czym
prędzej opuściliśmy jaskinie. Na zewnątrz minęliśmy Upiornych postawionych
przed wejściem i udaliśmy się w stronę pobliskiego lasu.
*
* *
Nakładając kolejne gałęzie na wystawione do
przodu ramiona klona, zastanawiałem się nad najbliższymi dniami. Znaczy, co
będę w nie robił. Oczywiście w pierwszej kolejności zaniosę Sakurę-chan do
szpitala, jak i jej przyjaciółkę, a potem poproszę Tsunade-sama by się nimi
zaopiekowała. Zgaduję, że jak tylko pójdę do Hokage z miejsca zostanę
opieprzony za samowolkę, złamanie odgórnie ustanowionych zasad i bla, bla, bla…
Ech, ciekawe czy tym razem też będzie tylko się na mnie wydzierała? A może w
końcu zrozumiała, że nie mogłem przecież już dłużej czekać i załatwimy wszystko
w kulturalny, cywilizowany sposób… jak na dobrze wychowanych ludzi przystało?
Chociaż po namyśle, z tym dobrym wychowaniem bym się nie do końca zgodził, bo
ja przecież całe życie byłem sam. Nie bardzo kto miał mnie wychowywać. Nigdy
nie poznałem swoich rodziców. Znam ich jedynie z opowiadań, które nie zawsze
były jasne i sprecyzowane. Tak naprawdę, kim był mój ojciec dowiedziałem się
dopiero w wieku siedemnastu lat. A właśnie… Yondaime Hokage posiadał chakrę
natury Wiatru, a skoro jestem jego synem, to czy i ja posiadam chakre o takiej
samej naturze? Prawdę powiedziawszy, nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Minęło już ponad osiemnaście lat odkąd stąpam po tym świecie i aż dziw, że
jeszcze do tej pory nie poznałem odpowiedzi na tak kluczowe pytanie w rozwoju
moich umiejętności bojowych. Cholera jasna! Jak tylko wrócę do wioski i oddam
dziewczyny pod opiekę wykwalifikowanego lekarza, natychmiast spotkam się z
Kakashim.
*
* *
Wracając do jaskini ze stertą drewna
ułożoną na ramionach klona, nagle w oddali usłyszałem jakieś zamieszanie
rozgrywające się pod wejściem do naszego tymczasowego schronienia.
Przeczuwając, że to prawdopodobnie może być pościg z Iwa momentalnie przyspieszyliśmy
z klonem kroku zostawiając zebrany chrust w jakimś widocznym miejscu, by po
niego później wrócić. Gdy wyszliśmy z lasu z bronią w dłoniach przygotowaną do
walki, widok jaki zaobserwowałem niezmiernie mnie ucieszył. Niewielkie poletko
rozpościerające się dokładnie przed wejściem do naszej jaskini w świetle
promieni księżyca mieniło się szaro-brunatnymi kolorami, a zmasakrowane ciała
shinobi Ukrytej Skały w liczbie ponad dwudziestu utwierdziły mnie w
przekonaniu, że na moich Upiornych żołnierzy rzeczywiście nie ma mocnych. No
może po za kilkoma wyjątkami.
- Wszystko w porządku?
Spytałem zbliżywszy się do tymczasowych
wartowników.
- Hai, so desu!*
Samuraje odparli chóralnym krzykiem, po
czym się ukłonili. Jakie to szczęście, że przed wyruszeniem po drewno na
ognisko zostawiłem ich na straży. Kto wie, jakie problemy by wyniknęły gdybym o
nich nie pomyślał zawczasu. Chowając katanę do saya kiwnięciem głowy przekazałem klonowi, by wrócił po chrust, a
sam wkroczyłem z powrotem do jaskini. Nim dotarłem w pobliże dziewcząt, mój sobowtór
już wrócił, wyminął mnie i zaraz zajął się rozpalaniem ogniska dokładnie w
centralnym punkcie jaskini. Po pięciu minutach lekko wilgotne patyki od
wieczornej rosy już smażyły się w jasno-żółtych płomieniach ognia.
- Naruto, czy na zewnątrz doszło do jakiejś
walki?
Spytała zielonooka, gdy tylko usiadłem pod
przeciwległą ścianą jaskini.
- Tak. Moi żołnierze mieli trochę rozrywki.
- A kim byli napastnicy? – Zainteresowała
się Yasu.
- Pościg z Iwa-Gakure. Próbowali szczęścia,
ale…
Zawiesiłem głos i sugestywnie przejechałem
palcem wskazującym po krtani naśladując podrzynanie gardła. Obserwujące mnie
dziewczyny jęknęły wystraszone, lecz po chwili się opamiętały i jednocześnie
chciały zadać kolejne pytanie, ale do tego nie doszło.
- Ja mam pytanie, do Yasu. – Uśmiechnąłem
się. – A raczej trzy.
- Słucham.
- Skoro jesteś Jinchuuriki, to czemu nie
wykorzystałaś chakry swojego demona by się oswobodzić i uciec? To pierwsze moje
pytanie. Drugie… Jakiego Bijuu nosicielem jesteś? I trzecie… Co teraz
zamierzasz zrobić?
Powiedziałem wszystko jednym ciurkiem, a
gdy skończyłem, ponownie ogarnęła nas nieprzenikniona cisza. Czarnowłosa
zerknęła na siedzącą koło niej Sakurę, po czym zwróciła swoje srebrne
spojrzenie na ziemię. Przedłużająca się cisza powoli zaczęła robić się nieco
krępująca.
- Może zacznę od początku. – Ihara w końcu
się odezwała. – Gdy moja matka wyraziła zgodę na zapieczętowanie demona w moim
ciele, w pół roku później zostałam nazwana potworem i wyrzucona z domu na
ulicę. Ojciec w tym czasie wykonywał jakąś ściśle tajną misję, lecz gdy wrócił
i o wszystkim się dowiedział jako jedyny z całej wioski się mną zaopiekował. I
tak sobie żyłam chroniona przez niego do czasu wyjaśnienia, dlaczego wszyscy
mnie nie lubią. Szczerze powiem, że na początku byłam przerażona, ale gdy
uświadomiłam sobie dobre strony tej jedności, powiem wam, że nawet się
cieszyłam. Później jednak wszystko co dobre się skończyło, gdyż pewnego
wieczoru mieszkańcy wioski postanowili się mnie pozbyć. Oczywiście na drodze
stanął im mój ojciec, ale go zabili… – Dziewczyna przerwała swoja opowieść,
gdyż przed oczy powrócił jej obraz zakrwawionej twarzy jedynego mężczyzny,
który nie uważał jej za krwiożerczą bestię. Tłumione od początku opowieści łzy,
po chwili spłynęły jej po policzkach. Wtedy Sakura przytuliła ją po
przyjacielsku, dzięki czemu po pięciu minutach Yasu kontynuowała. – …Tamtej
nocy uciekłam przez wszystkich znienawidzona i postanowiłam odnaleźć innego Jinchuuriki,
który mógłby mi pokazać, jak zapanować nad drzemiącą we mnie potęgą. Po kilku
miesiącach tułaczki trafiłam do Kraju Ognia. Słyszałam, że w Konoha był Jinchuuriki
z identyczną historią życia co moja i wtedy zostałam złapana przez shinobi Iwa.
Na początku nie wiedziałam czego mogli ode mnie chcieć, ale następnego dnia
stało się to jasne. Chcieli mojego demona. Chcieli odebrać mi drugiego i
jedynego przyjaciela, jaki zawsze podzielał moje zdanie na temat otaczającego
nas świata. Yonbi od samego początku, gdy tylko go we mnie zapieczętowano
telepatycznie powiedział, że będzie się mną opiekował.
- Przepraszam, że ci przerywam, ale ile
właściwie masz lat?
Spytałem i momentalnie zostałem
storpedowany podejrzliwym spojrzeniem puszczonym mi przez Sakurę, której chyba
się to nie spodobało. Cóż, moja ciekawość czasem nie zna granic. Ihara uśmiechnęła
się nie znacznie i poprawiła układ włosów oplatając kilka kosmków wokół palca
wskazującego lewej dłoni.
- Osiemnaście, a co?
- Nic. Po prostu zastanawiam się ile miałaś
lat, gdy uciekłaś z domu i gdy trafiłaś w niewolę do wioski Ukrytej Skały. –
Odparłem beztroskim tonem i dorzuciłem kilka świeżych patyków do ognia, jaki
przede mną płonął. Drewno natychmiast zaskwierczało łaskotane przez złociste
języki.
- A tak, przepraszam, mój błąd. –
Dziewczyna westchnęła przeciągle. – Gdy zostałam zmuszona do ucieczki miałam dwanaście
lat.
- Więc w Iwa spędziłaś sześć lat?? Nigdy mi
o tym nie wspominałaś.
Do rozmowy włączyła się, dotychczas
przysłuchująca się zielonooka. Z tonu jakim wymówiła drugie zdanie
wywnioskowałem, że była nieco zawiedziona. Tylko czemu? Nie wiem.
- Wybacz Sakura, ale za krótko się znamy,
by dzielić się takimi informacjami.
- Ale teraz wszystko powiedziałaś!
- Tak, ponieważ ufam, że oboje zachowacie
wszystko dla siebie, ale też dlatego, że dzięki Naruto odzyskałam wolność. W końcu.
Dziękuję Naruto, nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Na początek wystarczy, że odpowiesz na
moje pierwsze pytanie.
Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Dlaczego nie użyłam chakry
zapieczętowanego we mnie demona, by się oswobodzić??
W odpowiedzi jedynie kiwnąłem głową.
- Nie wiem. Od sześciu lat nie mogę
skontaktować się Yonbi. Za każdym razem gdy starałam się stanąć przed jego
klatką, najzwyczajniej w świecie traciłam przytomność co nigdy wcześniej mi się
nie przytrafiało, by potem obudzić się z okropnym bólem głowy. – Odparła Yasu.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jak dobrze że postawił upiornych na straży, bo byłoby nie zaciekawie, ale czyżby Yasu miała założoną jakaś pieczęć, aby nie móc skontaktować się z demonem... och Sakura nie bądź zazdrosna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia