No i mamy rok 2020! A niech mnie… Kawał już
czasu prowadzę tą historię i końca jej jeszcze nie widzę. Widzę natomiast
poniżej wreszcie ukończoną notkę nr 252, na którą gorąco wszystkich
odwiedzających zapraszam. Enjoy!
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Stała w miejscu jeszcze dłuższą chwilę zaciskając zęby oraz
pięści w bezsilnej wściekłości. – Jak on
mógł nic nie zrobić!? Jak on mógł pozwolić na rzeź niewinnych, zupełnie
bezbronnych ludzi!? O co w tym wszystkim chodzi!? – Tego typu pytania oraz
wiele innych w tej właśnie chwili zalewały umysł różowowłosej medyczki. – Dlaczego? Dlaczego mnie to spotyka? Za
każdym razem, gdy zaczyna nam się jakoś układać, on nagle musi zrobić coś, co
cofa nasz związek do tyłu. Do tyłu! Dlaczego tak się dzieje? – Rozmyślała
nad dalszym torem swojego związku z blondwłosym jinchuuriki jednoczenie powoli
schodząc ze wzgórza, gdy po kilkunastu minutach znalazłszy się u podnóża
usłyszała dobiegający ją głos:
- Cokolwiek panienka zamierza teraz zrobić, proszę nie
porzucać Naruto.
- Hę?? – dziewczyna stanęła w miejscu i obejrzała się w lewo
zaciekawiona. Pod wejściem do jednego z wielu dużych namiotów siedziała na
pierwszy rzut oka zabiedzona staruszka. Jej pomarszczona twarz i lekko podarte
ubranie najlepiej oddawały taki obraz. Lecz w twardym spojrzeniu kobiety kryła
się… zagadka?
- Słyszałam waszą rozmowę i muszę przyznać, że Naruto-sama
nie powiedział panience całej prawdy. Czy mam rację? – spytała staruszka, lecz
tak naprawdę jedynie potwierdziła oczywisty fakt. Widząc zaskoczenie i pytanie
malujące się na twarzy Haruno, po chwili kontynuowała rozpoczęty monolog. –
Hmm. Teraz, gdy już jest po wszystkim chyba nie ma sensu dalej grać swojej
roli…
- O czym pani mówi??
- O prawdziwym powodzie waszego pobytu wśród naszej skromnej
społeczności – odparł jej męski głos zza pleców. Sakura naraz odwróciła się i
zobaczyła niemały tłumek mieszkańców zniszczonej wioski Wiecznego Śniegu.
Kobiety i mężczyźni w podeszłym wieku utworzyli półokrąg, a ich umęczone twarze
wyrażały natłok myśli o lepszym jutrze. Liczne, ciepłe spojrzenia podpowiadały
medyczce, że to, czego dopuścił się Naruto było jak najbardziej na miejscu.
Choć z drugiej strony w dalszym ciągu niczego jeszcze nie rozumiała. O jakim
powodzie mówił ten mężczyzna?? – No, dobrze. To od czego mam zacząć?
- Najlepiej od początku – odezwała się jedna z kobiet.
- Zwięźle i na temat.
- A przede wszystkim… krótko – dodał inny mężczyzna.
Po tych słowach pierwszy z jegomościów nadął policzki w
geście niezadowolenia, lecz po chwili wypuścił wstrzymane powietrze. Rozejrzał
się w milczeniu po twarzach wszystkich zgromadzonych, aż wreszcie po kilku
pełnych napięcia minutach zawiesił spojrzenie na stojącej przed nim
dziewczynie. Sakura tym czasem tylko na to czekała. Powoli zaczynała wszystko
rozumieć, ale dopiero jak usłyszy całą opowieść będzie wiedziała, co robić
dalej. Co zrobić z… Naruto.
- W porządku. Od początku. Nazywam się Satoru Wasabi. Tak,
tak, dokładnie tak samo jak ta pasta i już nie raz…
- Satoru! Miało być krótko i na temat! – krzyknął chórek z
tyłu.
- Ciiicho. Nie przerywajcie. No więc… nazywam się Satoru
Wasabi i można powiedzieć, że przewodzę tej wesołej gromadce. Około sześć
miesięcy temu naszą skromną społeczność zaatakowało jakieś bliżej nie
zidentyfikowane paskudztwo. Śmiertelny wirus, którego nazwy nawet nie będę
próbował wymówić, a z którym w żaden sposób nie mogliśmy sobie poradzić. W
ciągu pierwszych tygodni zachorowała ponad jedna czwarta mieszkańców, a gdy po
dwóch miesiącach zarażona było już połowa ludzi i nasze środki były już na
wyczerpaniu… wtedy pojawił się tu Naruto-sama i poprosił o azyl.
- O azyl? – Haruto nie wierzyła własnym uszom. – Ale po co?
- Nigdy nie powiedział, a my nigdy nie pytaliśmy – odparł
Satoru. – Ważne było, że wówczas znaleźliśmy najlepsze rozwiązanie dla
trapiącego nas problemu. Chyba nie muszę mówić, kim jest Naruto Uzumaki i czego
może dokonać, gdy się z nim dojdzie do porozumienia.
- Wykorzystaliście go! – krzyknęła Sakura.
- To było jedyne wyjście.
- Zrozum dziewczyno, gdyby nie ten demon, prędzej czy
później wszyscy byśmy zachorowali i umarli, a tak… tylko połowa naszych ludzi
oddała swoje życia – tym razem odezwała się staruszka siedząca przed wejściem
do dużego namiotu znajdującego się za plecami różowowłosej medyczki.
- Ale to przecież morderstwo! – Sakura nie odpuszczała.
- Nie, moja droga. To nie było morderstwo, a humanitarne rozwiązanie
sprawy – kontynuował Wasabi. – Bo widzisz, to było tak, że wszyscy się na to
zgodzili. Tydzień przed waszym przybyciem zwołaliśmy zebranie na głównym placu
i przedstawiliśmy wszystkie fakty, pomysły i obawy. Po długich rozmowach, wielu
sprzeczkach oraz zażartych dyskusjach w końcu uzyskaliśmy obopólną zgodę.
Oczyszczenie po przez poświęcenie…
Ale medyczka więcej go nie słuchała. Nikogo nie chciała
więcej słuchać, bo jak wiedziała, jeszcze trochę by usłyszała i komuś w końcu
zwyczajnie by przylała. Bo, to czego właśnie się dowiedziała nie mieściło się jej
w głowie. Była wstrząśnięta. Jak oni mogli do czegoś takiego dopuścić?!
Szybko oddaliła się walcząc z cisnącymi się do oczu łzami.
Tylko czemu płakała? Przecież nie miała w tych stronach żadnej rodziny czy
bliżej zawiązanych przyjaźni. To były łzy żalu za tych wszystkich ludzi,
których jak uważała, wciąż było można ocalić.
- Naruto, gdzie ty u
licha jesteś? – pomyślała Sakura kierując swoje kroki w stronę rumowiska,
które kiedyś stanowiło większą cześć wioski Wiecznego Śniegu.
*
* *
Wkraczając na jedną z wielu zrujnowanych ulic z początku nie
widziała nic, po za stertami gruzu i wciąż tlącymi się pożarami. Słońce wszakże
dawno już zaszło za horyzontem, niebo zaś zdążyło sczernieć, ale te warunki nie
przeszkodziły jej po przebyciu kilkunastu metrów w natknięciu się na pierwszą
czujkę Uzumakiego. Samotnie stojący Upiorny w zbroi o wiśniowym kolorze na jej
widok jakby się wyprostował, lecz był to mylny osąd. Tak naprawdę żołnierz
lekko się ukłonił jednoczenie dając znak pozostałym sobie podobnym, jacy po
chwili zaczęli się pokazywać. Sakura szła wolnym krokiem w głąb gruzowiska raz
za razem mijając kolejnych Zbrojnych. Czuła na sobie ich spojrzenia, lecz nie
to ją martwiło. Martwiła ją ich liczebność.
- Po co Naruto wezwałeś całą armię? Co zamierzasz? – spytała
w czarną pustkę nie spodziewając się, że natychmiast dostanie odpowiedź.
- Względy bezpieczeństwa – odezwał się jeden z Upiornych
Zbrojnych wprawiając dziewczynę w jeszcze większe zaskoczenie, jak i lekkie
zakłopotanie.
- Spodziewacie się kłopotów?
Zadała kolejne pytanie, lecz tym razem nie otrzymała
odpowiedzi. Usłyszała jedynie dojmującą ciszę oraz szum wiatru w oddali.
Widziani przez nią żołnierze wykonali krok w tył znikając w ciemności. To było,
jak zły omen czający się gdzieś w mroku, czekający na popełnienie jakiegoś
błędu. Czując na karku gęsią skórkę, medyczka obejrzała się za siebie i to, co zobaczyła,
zmroziło jej krew. A zobaczyła jedynie czarną pustkę. Aż po horyzont. Zrobiła
kilka kroków na przód, potem na prawo i z powrotem na lewo od miejsca, w którym
początkowo stała, lecz nic nie znalazła. – Tylko
spokojnie, Sakura, to jeszcze o niczym nie świadczy. – Niczego też nie
słyszała. Ni szumu wiatru, ni echa wyjącego gdzieś w oddali wilka. Jednakże z
jakiegoś nie wytłumaczalnego dla niej powodu jej stopy były… jakby
podświetlone. To i tylko to dawało jej poczucie, że nie wisiała w próżni, a
stała na twardym gruncie. – Czy ja
umarłam!? – Jej myśli powędrowały w stronę przejścia na drugą stronę.
- Nie, moja droga, nie umarłaś. Jeszcze nie przyszedł
twój czas – nagle usłyszała głos, który dobiegł ją ze wszystkich stron. Był
niski i władczy, nie znający sprzeciwu, a zarazem podpowiadający, że jego
właściciel był przyjaźnie nastawiony.
- Kim jesteś? – zawołała medyczka, lecz odpowiedziała jej
cisza. – Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? – zastanawiała się, a brak
odpowiedzi na postawione pytania powoli utwierdzały ją w przekonaniu, że chyba
zaczyna tracić zmysły. Nie mogąc odnaleźć żadnego punktu odniesienia w czarnej
nicości którą widziała dokoła siebie, Sakura w końcu poczuła poważny zawrót
głowy, ten zaś wkrótce zwalił ją z nóg. Gdy tak leżała na plecach oczy miała
zamknięte. Miała nadzieję, że w ten sposób obudzi się z tego koszmaru… ale
kiedy po kilkunastu minutach nic podobnego się nie stało, dziewczyna spróbowała
wstać i wtem poczuła na policzku znajome ciepło opodal płonącego ogniska.
Dotąd otaczająca ją ciemność znikła, ona zaś stała na skraju
lasu. Kiedy obejrzała się przez ramię, to widziała jedynie chłodną, czarną
pustkę, lecz spojrzawszy przed siebie zobaczyła zieloną polankę otoczoną
licznymi, gęsto rosnącymi drzewami. Na jej środku niewielki stosik wysuszonego
drewna wesoło trzaskał połykany przez tańczący płomień. Ktoś tam siedział. Jakiś
zgarbiony cień. Sakura nie wiedziała, jak ma się zachować. Czy odezwać się, czy
lepiej milczeć? Kim lub czym był widziany przez z nią kształt?
- Podejdź do ognia – ponownie usłyszała nieznany jej głos,
lecz nieco inny w swej intonacji. – Niech no Ci się przyjrzę.
Choć miała pewne obawy, to uczyniła o co ją poproszono.
Zrobiła kilka kroków przez zieloną łąkę i niepewnie zbliżyła się do ognia,
gdzie momentalnie wyraźnie ujrzała swojego rozmówcę. I głos ugrzązł jej w
gardle. Po drugiej stronie paleniska, na niewielkim pieńku siedział odziany w
strój shinobi oraz biały płaszcz Hokage, młody mężczyzna o gęstej blond
czuprynie. Oczy miał koloru błękitnego, łudząco podobne do oczu jej ukochanego,
lecz nico inne w wyrazie.
- Yo-Yondaime Ho-Hokage??? – po kilku minutach
bezgranicznego szoku wreszcie wydusiła to ściskające gardło pytanie.
- A więc wiesz, kim jestem – odparł delikatnie rozbawiony Minato,
po czym wsparł się na kolanach i wstał z zajmowanego miejsca wyprostowując
plecy. Był wysoki. Wyższy od niej o całą głowę, zupełnie jak jej Naruto. –
Teraz widzę wyraźnie, dlaczego mój syn się w tobie zadurzył. Jesteś urocza,
moja droga.
- Ekhm! Dziękuję za komplement – Sakura spłonęła pokaźnym
rumieńcem i spuściła wzrok na ziemię, lecz po chwili ponownie go podniosła. – Ho-Hokage-sama,
czy mogę spytać…
- Proszę, nie tak oficjalnie – przerwał jej Czwarty. –
Możesz mówić do mnie po imieniu. – Mężczyzna ciepło się uśmiechnął.
- Emm… Mi-Minato-sama… Co-Co ty tu robisz? Co to za miejsce?
Gdzie my jesteśmy? – pytania zwaliły się na mężczyznę niczym górska lawina, co
sprawiło, że nagle odwrócił się plecami do ognia i odszedł kilka kroków w
stronę linii drzew. Tam stanął w lekkim rozkroku złączając ręce za plecami na
pośladkach i zastygł w bezruchu.
- Yondaime? – odezwała się zaniepokojona Sakura.
- W wielkim skrócie… jesteśmy w domenie Kyuubi no Kitsune –
Minato naraz się odezwał. – Ja zaś jestem jedynie wspomnieniem jego
największego wroga.
- Gdzie? W domenie? Wspomnieniem? – dziewczyna nic, a nic
nie zrozumiała z tego, co usłyszała. Jeszcze kilka razy powtórzyła rzucone
pytania, lecz nie mogąc w żaden sposób sobie ich wyjaśnić zamrugała i
dostrzegła, że jej rozmówca powrócił do pierwotnej pozycji na malutkim pieńku
przy ognisku. Siedział lekko zgarbiony, jakby jego organizm toczyło jakieś
choróbsko. Czwarty milczał dłuższą chwilę, co ponownie wzbudziło w Haruno już
kilka razy odczuwany niepokój.
- Minato?
- Słuchaj, Sakura… – w końcu odezwał się, lecz już na nią
nie patrzył. Wzrok utkwiony miał w tańczącym płomieniu. – Wiem, że masz do mnie
wiele pytań i chciałabyś już teraz poznać na nie odpowiedź, ale będzie trzeba
odłożyć to na kiedy indziej. Nasze spotkanie powoli dobiega końca. Nie wiem,
ile jeszcze zdołam tutaj wytrwać i dalej was obserwować, ale wiedz, że jestem
dumny ze wszystkiego, co Naruto do tej pory dokonał i że to właśnie ty dzielnie
kroczysz u jego boku. Cokolwiek wydarzy się w najbliższej przyszłości, to nie
poddawaj się. W dalszym ciągu wspieraj mojego syna. Będziesz mu potrzebna…
Dziewczyna niczego więcej nie usłyszała, bo widok Yondaime
siedzącego przy ognisku na zielonej polance otoczonej licznymi drzewami nagle
zaczął się od niej oddalać, by wkrótce całkowicie zniknąć jej z pola widzenia. Na
powrót otoczona nieprzeniknioną czernią, po tym niespodziewanym spotkaniu,
Sakura poczuła potworne zmęczenie i senność. Kiedy upadała w objęcia mroku
przed oczami widziała ciepły uśmiech poznanego Czwartego Hokage.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
Hej,
OdpowiedzUsuńciągle zapominam o nowym rozdziale ale teraz nadrabiam...
zastanawiam się tutaj jak Sakura dostała się do umysłu demona, chyba że on tak chciał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia