Komputer
działa, no i notkę skończyłem przed upływem miesiąca od publikacji odcinka 216.
To chyba dobrze, nie? I jej długością nie zgrzeszyłem, bo mamy tu całe 6 stron
A4. Tyle słowem wstępu, pozdrawiam i ENJOY!
<<< Chapter ukazał się 9
lutego 2013 roku >>>
Przedłużające się
milczenie dwóch samurajów utrzymujących pozy wyrażające głęboki szacunek z
każdą minutą sprawiało, że czekający na odpowiedź blondyn tylko nie potrzebnie
się denerwował. Z początku był spokojny, gdyż wiedział, że zaskoczył wojowników
takim zainteresowaniem, choć powinni byli być na to przygotowani, ale ile można
czekać? Kiedy kilka kolejnych minut potem Naruto miał już wybuchnąć i na nich
nakrzyczeć, jeden z Upiornych w końcu uniósł głowę i na niego spojrzał:
- Po zniknięciu
twojego sobowtóra, Panie, zgodnie z ustalonym planem przystąpiliśmy do
działania. Od początku wszystko szło gładko. Każdy, kto nas widział i próbował powstrzymać
ginął szybką i bezbolesną śmiercią. Tak, jak sobie tego zażyczyłeś. – Jako
pierwszy odezwał się wojownik klęczący po stronie prawego ramienia Uzumakiego.
– Jeśli mielibyśmy robić jakieś podsumowanie, to do zmierzchu wyeliminowaliśmy
w sumie trzydziestu sześciu przeciwników. Wszystkich, którzy przygotowali
wcześniejszą zasadzkę.
- Gdy wkrótce
dostaliśmy się do wnętrza posiadłości naraz stanęliśmy przed nową grupką
obrońców prowadzonych przez nasz cel, Ekiken Takudo. Było ich około dwudziestu
czterech, więc także nie mieliśmy żadnych problemów. Wszyscy walczący ponieśli
chwalebną śmierć. – Do zdawania raportu dołączył się drugi z Weteranów. – W
związku, iż zażyczyłeś sobie również, Panie, aby nie zostawiać żadnych świadków
mogących w przyszłości chcieć szukać zemsty, zabiliśmy też całą rodzinę Takudo.
Żonę, dwóch synów i trzy córki. Na koniec zebraliśmy ciała na jeden stos w
salonie i je podpaliliśmy, jak i resztę domostwa. Kiedy opuszczaliśmy kraj
Wiatru, na tle czarnego nieba w oddali doskonale było widać gigantyczną
pomarańczową łunę pożaru, jaki zafundowaliśmy mieszkańcom Ukrytego Piasku.
Gdy samuraj skończył
i na powrót zamilkł zwieszając złote ślepia na podłogę, Naruto jeszcze długo
siedział ogłuszony, nim jakkolwiek się odezwał. Ten wypruty z emocji i
wszelkich uczuć głos… Chłopak był tym kompletnie zaskoczony. Nigdy nie
przypuszczał, że Ci żołnierze mogą być zdolni do czegoś podobnego, choć
powinien być tego świadom. W końcu nie bez powodu nazywano ich wszystkich
Upiornymi Samurajami. Kiedyś sądził, że było to związane z wyglądem ich masek
oraz tym, że… nie byli zwyczajnymi ludźmi, ale szybko przekonał się, że nie
tylko wygląd się tu liczył. I jeszcze jedno. Oni rzeczywiście wykonywali
wszystkie jego rozkazy. Co do joty!
Po kilku minutach
blondyn w końcu się otrząsnął.
- No dobra. Teraz
powiedzcie, w jakim wieku były te dzieci? … Albo nie! Nie chce tego wiedzieć. Ile
lat by nie miały, ta wiedza życia im nie przywróci. – Naruto przeczesał włosy rozczapierzonymi
palcami i udał, że nic go to nie obchodzi. – Dziękuję za szczegółowy raport.
Możecie odejść.
- Hai, sō desu,
Rikushō-sama![1]
Upiorni szybko zasalutowali,
po czym jednocześnie zniknęli w gęstych chmurach białego dymu, który szczelnie
ich okrył. Po ulotnieniu się obłoczku, Naruto przez następne piętnaście minut
nawet nie drgnął. W dalszym ciągu siedział na brzegu łóżka ze zgarbionymi
plecami i tępo wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą klęczało
dwóch żołnierzy. Coś nie pozwalało mu od tak obojętnie przejść koło sprawy śmierci
tych… dzieci. I nie ważne, czy były potomstwem jego wroga czy kogoś innego.
Według własnych ideałów i honoru, Naruto nie był pewien czy byłby zdolny do
czegoś podobnego. Wiedząc, że kiedyś w przyszłości te dzieci mogłyby chcieć
szukać na nim zemsty, czy byłby bezwzględny i zimny, aby tak po prostu je
zabić? Po dogłębnym zastanowieniu się szybko doszedł do wniosku, że chyba
jednak nie. Jak kiedyś powiedział Kyuubi, miał za miękkie serce. Ale cóż na to
poradzić? Wszakże był tylko człowiekiem. Nie zabijaką bez skrupułów, a
szanującym się shinobi! Lecz Ci samurajowie, to zupełnie, co innego. W dniu,
kiedy ich pierwotny Pan i Władca pozbawił ich człowieczeństwa robiąc z nich
niepokonanych, posłusznych posłańców śmierci… stracili coś cennego. To „coś”,
co sprawia, że mimo wszystko wciąż pozostawało się człowiekiem. Tym czymś była
ludzka dusza.
- Sam im przecież wydałeś taki rozkaz.
– Zaraz zawtórował mu Kurama. – Dlaczego
się teraz nad tym użalasz? Każąc komukolwiek nie zostawiać świadków powinieneś
być świadom, że może dość do czegoś takiego! A skoro ten cały… Takudo, czy jak mu
tam było, postanowił zasłonić się własną rodziną? Tak już musiało być, ale co
niby chciał tym osiągnąć? Sądził, że jak po niego przyjdziesz lub poślesz
swoich żołnierzy, a było to nie do uniknięcia, to na widok niczemu winnych
dzieci nagle ocali życie? A może tak był z nimi związany, że wręcz miał
nadzieję, że ich również spotka straszny los, bo myślał, że bez niego u swego
boku nie mogą normalnie żyć? Nie wiem. Wiem za to jedno. Ludzkie rozumowanie na
zawsze pozostanie dla mnie największą zagadką. – Demon westchnął
przeciągle, jakby dla skwitowania swojego wywodu.
- To właśnie zawsze u
ciebie ceniłem najbardziej, Kurama. – Mruknął blondyn, wstał i podszedł do
biurka, gdzie koło ceramicznej maski w kształcie lisiego pyska leżała jego
nieco już wysłużona opaska z emblematem wioski Ukrytego Liścia. Gdy po chwili
zawiązywał ją na czole, po wcześniejszym zdjęciu ochraniacza ze znakiem kraju
Żelaza, w głowie usłyszał zaciekawiony odzew:
- Mianowicie??
- Racjonalne poglądy
na daną sprawę.
- Ach… Zawsze do usług. – Demon szeroko
się uśmiechnął ukazując rządek kłów.
* * *
W czasie, gdy
nieprzytomnego Uzumakiego umieszczono w jego sypialni, gdzie miał do siebie
dojść, Mifune wrócił już do swojego biura, aby jak to określił sprawdzić, czy
wszyscy jeszcze żyją. I nie mylił się w swoich domysłach. Możni Panowie oraz
generałowie z Yakuzą na czele w dalszym ciągu siedzieli na swoich miejscach,
tylko byli jakby bardziej bladzi. Na pytanie, co Naruto takiego zrobił, że tak
wielu padło ofiarą masowej panice, żaden z mężczyzn nie potrafił się wysłowić.
Widać było, że przeżyty szok całkowicie odebrał im możliwość trzeźwego myślenia.
Nawet dotąd najwięcej krzyczący Yakuza jakoś podejrzanie cichy się zrobił.
Mifune chwilę przyglądał się ich smętnym minom, nie wiedząc już, co ma o tym
wszystkim myśleć, po czym ciężko opadł na fotel i zapatrzył się przed siebie.
Milczał. Z jakiegoś względu zupełnie nie miał na razie ochoty na zadawanie
kolejnych pytań bez odpowiedzi. Miał za to nadzieję, że Naruto niebawem odzyska
pełnię świadomości i zechce ponownie się z nim spotkać, by ostatecznie rozmówić
się ze swych dokonań na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. Oczywiście,
nie zamierzał chłopaka naciskać, gdyby ten nie miał zamiaru się mu z czegoś
spowiadać, ale jednak… blondyn działał, jakby to powiedzieć, pod banderą kraju
Żelaza. A co za tym idzie, jego poczynania przez osoby postronne mogłyby zostać
powiązane z zewnętrznymi interesami kraju Żelaza i jego mieszkańców.
Gdy przez kolejną
godzinę samuraj z obandażowaną głową zastanawiał się nad swoimi rozmyślaniami,
przedłużającą się zmowę milczenia w końcu ktoś postanowił zakłócić. I żeby było
jasne, bynajmniej nie był to żaden z wciąż tępo siedzących Panów. Tą osobą był poważnie
wyglądający blondwłosy shinobi Konoha w pełnym rynsztunku i towarzystwie
grafitowego Upiornego samuraja, po którym nie było można się domyślić, w jakim
akurat był nastroju czy humorze. I zapewne, tylko dlatego, że się pojawił, dotąd
smętnie siedzący Możni Panowie, kilku generałów, a w szczególności Yakuza
natychmiast usiedli prosto. Mifune od razu się na ich reakcji poznał. Wyraźnie
było coś na rzeczy i właśnie to „coś” sprawiło, że naraz się odezwał:
- Ach! Naruto! Jak
dobrze znów Cię widzieć. Dobrze się już czujesz?
- Nie najgorzej,
Mifune-sama. – Chłopak nieznacznie się uśmiechnął i rozejrzał po zgromadzonych.
Ich szeroko otwarte oczy z lekkim przerażeniem obserwujące Jogenshe powiedziały
mu, że chyba w końcu przestali go lekceważyć, a zaczęli się go bać. Uzumaki po
chwili ponownie zabrał głos zawieszając czerwone, demoniczne spojrzenie na
prawej ręce Mifune. – Więc wracając do naszej przerwanej dyskusji… Czy
Yakuza-san w dalszym ciągu zamierza upierać się, że żołnierze Upiornej Armii powinni
bezzwłocznie, jak to określił, zostać zwróceni należytemu właścicielowi?
Mężczyzna w
odpowiedzi nie pisnął ani słowa, a jedynie pokręcił przecząco głową odwracając
wzrok od swego rozmówcy, co obserwującego go Mifune kompletnie zbiło z
pantałyku. Samuraj zwyczajnie nie spodziewał się, że jego nieco nieokrzesany
przyjaciel może w ten sposób zareagować na czyjeś z pozoru niewinne pytanie,
choć sam nigdy nie został wtajemniczony do odbytej tu… dyskusji.
- Czy ktoś mógłby mi
wreszcie wyjaśnić, co tu zaszło!? – W następnej chwili krzyknął ile sił w
piersi poderwawszy się gwałtownie do wyprostowanej postawy. – Siedzicie tu
trupio bladzi, jakbyście samego diabła zobaczyli! Co się z wami dzieje, do
cholery!?
- Diabeł to, to nie
był… – Mruknął Isoshi.
- Ani żaden demon…
- Ale było to nie
mniej przerażające…
- Wstrząsające…
- Niepojęte…
- Okropne przeżycie…
- Brak mi słów…
- Błagam, nigdy
więcej…
Ogłuszającą ciszę
przerwał grad cichych pomruków reszty zebranych, w tym Yakuzy, co w żaden
sposób nie zaspokoiło głodu wiedzy górującego nad nimi samuraja. Mężczyzna z
każdą kolejną minutą czuł, że chyba zaraz kogoś tu zamorduje! Czy oni
powariowali!? Co takiego zobaczyli, że nie potrafią w żaden sposób odpowiedzieć
na proste pytanie!?
- Może ja wyjaśnię. –
Głos zabrał Naruto, którego cała ta sytuacja zdawała się bawić. – Otóż, drogi
Mifune-sama, zaraz po twoim opuszczeniu nas, jak już wspomniałem, obecny tu
Yakuza-san zażądał, aby Upiorni zostali oddani mu we władanie, grożąc mi
użyciem siły, jeśli się nie zgodzę. Wtedy do rozmowy wtrącił się Jogensha, co
tylko zdenerwowało Yakuze-san jeszcze bardziej. Odebrał ten wyskok za obrazę,
bo jak twierdził, żaden samuraj nie będzie stawiał mu warunków z twarzą ukrytą
pod maską. Zatem, jego nowym żądaniem było, żeby towarzyszący mnie żołnierze
pozdejmowali swoje maski, gdy przed nim stoją. Reszta z obecnych tu Panów
wówczas poparła go jednomyślnym głosem. Kiedy się na to zgodziłem, to… no cóż,
zamiast opowiadać może lepiej pokażę, hm? – Jinchuuriki tajemniczo się
uśmiechnął, po czym błyskawicznie zawiązał potrzebne pieczęci i zaraz
przystawił dłoń do podłogi. – Kuchiyose, Kangosotsu Seishi![2]
Wtem przed jeszcze
przykucniętym Uzumakim w chmurce białego dymu w Sali Narad zmaterializował się
Upiorny Łapiduch w ciemno-zielonej zbroi szczelnie opinającej całe ciało,
szerokim hełmie na głowie i upiornej masce na twarzy z oczodołami jarzącymi się
przygaszoną purpurą. Siedzący przy stołach wojownicy i Możni Panowie, co do
jednego, nagle pozrywali się ze swoich miejsc i czym prędzej udali się do
bocznych wyjść. Chyba nie zamierzali ponownie oglądać tego samego. Wlepiający
wciąż niezrozumiałe spojrzenie w blondyna Mifune nawet ich nie usłyszał, a tym
bardziej nie zatrzymywał. Za bardzo był ciekawy, co takiego zaraz zobaczy?
Wreszcie dowie się, co tak wszystkich przeraziło!
- Wzywałeś, Panie? –
Odezwał się Łapiduch klękając na jedno kolana i schylając głowę z szacunkiem
przed Naruto. – Kogo mam uleczyć?
- Nikogo. Nikt nie
jest ranny. – Odparł chłopak, co sprawiło, że samuraj momentalnie podniósł na
niego wzrok. – Wezwałem Cię, gdyż mój rozmówca chciałby się dowiedzieć, co
skrywa twoja maska.
- Co skrywa moja
maska, Panie? – Wojownik powtórzy ostatni człon zdania blondyna, jednocześnie
wstając do wyprostu i oglądając się na obserwującego go przywódcę kraju Żelaza.
- Tak. Czy możesz ją
zdjąć?
- Oczywiście, Rikushō-sama.
Siedzący cierpliwie
za masywnym biurkiem Mifune myślał, że szalejące z nieznanego sobie
podekscytowania serce wyskoczy mu z piersi, gdy medyk podniósł ramiona do
zdjęcia rzeczonej maski z twarzy. A kiedy już to nastąpiło i upiornie
wyglądający majstersztyk jakiegoś artysty został opuszczony, mężczyzna
momentalnie poczuł na plecach zimne ciarki. I tylko tyle. Sam do końca nie
wiedział, co spodziewał się zobaczyć, ale na pewno nie była to bezdenna,
czarna… nicość. Może gołą, błyszczącą czaszkę o oczodołach jarzących się
purpurą lub gnijącą, odchodzącą płatami od kości tkankę, jak to widuje się u
żywych trupów? Albo chociaż jakieś nienaturalne zębiska, kły, czy co tam mogłoby
śmiertelnie przerażać, lecz nie całkowity
brak czegokolwiek. Mifune dłuższą
chwilę wpatrywał się w tą czarną pustkę doszukując się w niej jakichś konturów
twarzy czy w ogóle głowy i wkrótce sobie uświadomił, że wciąż nie odnalazł
odpowiedzi na pytanie, co tak wszystkich wystraszyło? Bo nie sądził, żeby brak jakiejkolwiek twarzy pod szerokim
hełmem był powodem całego tego histerycznego zamieszania. A może? To by tylko
oznaczało, że…!
- Czy to wszystko, co
widzieli moi ludzie? – W końcu spytał zimnym tonem zauważając, jak Łapiduch na
powrót zakłada swoją upiorną maskę, po czym ponownie skłania się przed Uzumakim
i naraz znika w chmurce białego dymu. Widząc niewypowiedziane pytanie w
demonicznym spojrzeniu jinchuuriki, po głębszym odetchnięcia spokojnie dodał: –
Pytam, ponieważ jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Oczywiście, sam doznałem
przed chwilą zdziwienia i kilku jeżących włosy na głowie dreszczy, lecz nic po
za tym.
- Ale to szczera
prawda, Mifune-sama. Yakuza-san i pozostali zażądali zdjęcia masek przez
Upiornych i dostali, czego chcieli. Jaka zaś była ich reakcja, to każdy już
wie. – Naruto chytrze się uśmiechnął.
- Zatem… A to banda
nieopierzonych tchórzy! – Wymamrotał Mifune zaciskając pięści i uderzając nimi
o blat biurka z bezsilnej złości. – I oni uważają się za godnych miana nieustraszonych
Panów swojego losu!? Toż to śmieszne… i zarazem potwornie żenujące!
* * *
Robiła, co tylko
mogła. Przez kilkanaście ostatnich godzin, bez chwili wytchnienia czy przerwy
na jakikolwiek posiłek, nieustannie mobilizowała szare komórki oraz zużywała
nagromadzone rezerwy leczniczej chakry, ale i tak mimo całego wysiłku nie
wszystkich powierzonych jej pacjentów uratowała. Dwóch z sześciu zmarło tuż po
odbytych operacjach. Jak potem wykazano, nastąpiły pewne nieznane nikomu
komplikacje, lecz jej takie gadanie nie pomagało. Te dwie porażki wystarczyły,
żeby czuła się słaba i… samotna. Ze względu na zdegradowanie jej do rangi
zwykłego cywila i łaskawość Hokage by mogła jednak pracować w szpitalu, wielu
przestało ją szanować. Gdzieś nagle znikły życzliwość i zaufanie, którymi ją
obdarzali. Wszakże, sama była sobie winna. Choć starała się normalnie żyć,
funkcjonować, to teraz coraz częściej rozumiała, jak niegdyś musiał czuć się
Naruto pod podobnym gradem nieprzychylnych spojrzeń. Jednakże taki stan rzeczy
nie wynikał z faktu, że była nosicielem, lecz dlatego, że po raz pierwszy ktoś
umarł po jej leczniczych zabiegach.
Teraz, gdy kolejny
pełen wrażeń i ciężkiej pracy dzień powoli chylił się już końcowi, po mimo
wyraźnego odczuwania zmęczenia i ssania w żołądka, Sakura jeszcze jakoś się
trzymała. Twardo stała ze spuszczoną głową przed surowym obliczem swojej
przywódczyni i spokojnie przyjmowała do wiadomości kolejne, rzucane pod jej
adresem, skargi. Tsunade na głos referowała dostarczone jej wiadomości i notki
sporządzone przez recepcjonistkę szpitala, tak, jakby cały ten zabieg miał w
czymś pomóc. Kobieta doskonale wiedziała, w jakim stanie psychicznym była jej
uczennica. Miała nadzieję, że może po zapoznaniu różowowłosej z treścią tych
listów jakoś podniesie ją na duchu czy coś, lecz gdy skończyła i podniosła
wzrok, momentalnie zauważyła zupełnie odwrotny skutek. Haruno zdawała się
mentalnie nie obecna. Z pod niedbale rozpuszczonych włosów nie było można dostrzec
twarzy i oczu kunoichi, aby się dowiedzieć, jakie w danej chwili uczucia nią
władały. Choć już po samej postawie można było łatwo się wszystkiego domyślić.
Tsunade obawiała się, że jej ulubiona uczennica znowu targnie się na swoje
życie lub zrobi inne głupstwo. Modliła się, by jednak nigdy nic takiego się nie
wydarzyło. Ta dziewczyna tyle już wycierpiała. Czy wieści, że Naruto jednak
żyje i ma się dobrze w niczym tu nie pomogły? Co się stało z postanowieniem o
cierpliwym czekaniu na powrót blondyna? Czy to było tylko takie gadanie na
pokaz? – Zdawała się pytać od kilku minut obserwując cały czas milczącą
dwudziestolatkę.
- Sakura…
- Poddam się każdej
karze, jaką na mnie nałożysz. – Odezwała się zielonooka, jakby wiedziała, co
właśnie chciała powiedzieć Tsunade. Co uderzyło kobietę, to ton jej głosu.
Pozbawiony wszelkich emocji, czy jakichkolwiek innych uczuć. To źle wróżyło.
Haruno zaś jeszcze nie skończyła. Zaraz dodała nowe zdania, czym tylko
utwierdziła Hokage w jej domysłach. – Jest mi już wszystko jedno. Możesz
zabronić mi pokazywania się w szpitalu. Możesz zarządzić dla mnie areszt domowy
lub wrzuć mnie do więzienia. To już nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. To
nie ma żadnego zna…
- Sakura! –
Zagrzmiała Tsunade sprawiając, że dotąd patrząca na swoje buty medyczka
momentalnie na nią spojrzała. – Możesz przestać?! Co się z tobą dzieje?
Zachowujesz się jak nie ty! Ktoś przejął kontrolę nad tobą czy co??
- Nie. Ja tu wciąż
jestem. Mówię tylko, że jest mi już wszystko jedno, jaką…
- Nie zamierzam Cię
więcej karać. – Przerwała jej spokojnie Tsunade.
- Co? Ale to
przecież…
- Powiedz mi, co by
to dało? – Blondyna kontynuowała swój psychologiczny wywód. – Zastanówmy się.
Hmm. Rozgoryczeni złą opieką swoich bliskich ludzie zostaliby w połowie
usatysfakcjonowani, ty zaś popadłabyś w jeszcze głębszą depresję, co mogłoby
doprowadzić do strasznych w skutkach czynów. Z drugiej zaś strony, tutaj
słuchaj mnie uważnie, Sakura, bo powiem to tylko raz. Niczemu. Nie. Jesteś.
Winna! Koniec, kropka.
- Ale jak to?
- To proste. –
Kobieta uśmiechnęła się serdecznie ponownie widząc emocje na twarzy swojej
rozmówczyni. – Wypadki chodzą po ludziach, moja droga. To, że jesteś medykiem
nie znaczy, że z pod twoich rąk zawsze wszyscy muszą wyjść cało. Zawsze na
kogoś spadnie ten przykry los przejścia na tamtą stronę zbyt wcześnie. Tego nie
da się uniknąć. Tak więc proszę Cię, Sakura, przestań się przejmować, że Ci
dwóch pacjentów zmarło. A teraz się rozchmurz i uśmiechnij. To rozkaz!
Zielonooka naraz
stanęła na baczność, wyprostowała plecy, wypięła dumnie pierś, odgarnęła kosmki
włosów do tyłu i jak zostało powiedziane, szeroko się uśmiechnęła. I nie był to
udawany uśmiech, lecz szczera reakcja połączona z natychmiastową poprawą
samopoczucia i ogólnego nastawienia do otaczającej ją rzeczywistości. Nawet
wewnętrznie, Sakura twardo postanowiła więcej się nie martwić. W końcu w
usłyszanym wyjaśnieniu było wiele prawdy. Było tam najzwyczajniej w świecie
zawarte, to „coś”, co sprawia, że człowiek od razu zaczyna inaczej patrzyć na
świat. Była nią swego rodzaju mądrość.
- No! Od razu lepiej.
I od teraz tylko taką chcę Cię widywać… – Urwała Tsunade, gdyż po biurze
rozległo się stłumione pukanie w drzwi wejściowe. – Wejść!
Po chwili do
pomieszczenia wszedł Ibiki Morino w asyście dwóch członków elitarnych służb
porządkowych ANBU. Naznaczona wieloma szramami twarz mężczyzny ściągnięta była
w surowym grymasie widocznej powagi.
- O co chodzi? –
Spytała Tsunade.
- Hokage-sama
wybaczy, że przerywamy, ale właśnie schwytaliśmy nikczemną łachudrę pałętającą
się nieopodal Gorących Źródeł. Ze wstępnych oględzin mogę śmiało stwierdzić, że
to… wrogi szpicel.
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto” and its
characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz