niedziela, 25 lutego 2018

219. Wątpliwości i Determinacja

A więc minął kolejny miesiąc, co? Ech… Wiedziałem, że tak będzie, ale nic na to wam nie poradzę. Mam nadzieję, że pomimo tak rzadkiego publikowaniu tu nowości ktoś jeszcze to czytuje? Odpowiedź pewnie poznam, gdy zaczną pojawiać się komentarze.



<<< Chapter ukazał się 23 marca 2013 roku >>>



Upewniwszy się, że stojący na skraju światła i ciemności brunet jednak nie miał złych zamiarów, Naruto gestem dłoni zaprosił go do ogniska. Uchiha z początku jakby się wahał, lecz już po chwili zbliżył się i usiadł na ziemi dokładnie na przeciwko miejsca, gdzie siedział blondyn. Nastała grobowa cisza jedynie zakłócana szemraniem liści na wietrze i jednostajnym koncertem cykad kryjących się w zaroślach. Jinchuuriki przez ceramiczną maskę na twarzy uważnie obserwował mowę ciała oraz mimikę dosyć ponurego oblicza swojego nocnego gościa, jednocześnie gderając w myślach, że znowu nie zmruży oka. Czuł przeogromne zmęczenie. Miał ochotę zostawić na straży kilku Upiornych i pójść w rozkoszne ramiona Morfeusza, lecz musiał postąpić inaczej. Westchnął ciężko. Znowu będzie musiał skorzystać z regeneracyjnych właściwości chakry mieszkańca swojego wnętrza.
Korzystając z braku chęci do rozmowy przez bruneta, Naruto zamknął oczy i zagłębił się w odmętach własnej duszy. Wkroczywszy zmęczonym krokiem do pomieszczenia z olbrzymią, złotą kratą na przeciwległej ścianie, chłopak zrobił kilka kroków i zaraz ciężko wzdychając oparł się o ścianę na lewo od wejścia splatając ramiona na piersi. Milczał, co natychmiast zwróciło na niego uwagę demona, dotąd wygodnie leżącego i opierającego pysk na skrzyżowanych przednich łapach. Kurama powoli uniósł powieki rzucając młodzieńcowi zaciekawione spojrzenie:
- Co Cię gnębi, Naruto?
- Nasz nocny gość. – Odparł blondyn i po chwili dodał. – A raczej cała góra pytań bez odpowiedzi z nim związana. Koleś twierdzi, że byliśmy przyjaciół, ale ja go kompletnie nie poznaję! To jakiś koszmar! Sądziłem, że jak zobaczę czyjąś twarz, to zaraz wróci mi pamięć, lecz nic z tego. Obserwuję go już od godziny i nadal mam w głowie całkowitą pustkę. To takie frustrujące! Już się boję, co to będzie jak za dzień lub dwa dotrzemy do Konoha. Skoro tam jest mój dom, to… Cholera! Nawet nie chce myśleć o tym, jak nikogo nie poznam.
- A co z twoją dziewczyną? Jak jej tam było? Czy już o niej znowu zapomniałeś?
- Sakura i nie, wciąż o niej pamiętam. Wciąż mi się śni, gdy tylko uda mi się zasnąć. Nie wiem natomiast, czy ona nie zapomniała o mnie? – Dwudziestolatek w końcu odwzajemnił posłane mu spojrzenie smuto się przy tym uśmiechając. – W końcu, jaką mam gwarancję, że nie znalazła sobie już kogoś innego? Lepszego? Kogoś, w kim miałaby prawdziwe oparcie? Kogoś, na kim mogłaby polegać? Przez te dwa lata już dawno mogła na nowo ułożyć sobie życie. Jestem pewien, że nie łudziła się nadzieją, że jeszcze kiedykolwiek mnie zobaczy. Po takim długim czasie pewnie myśli, że nie żyję. Wszyscy pewnie tak myślą.
- Tego nie wiemy.
- To prawda. Nie wiemy, czy te domysły cokolwiek są warte, ale jeśli jest tak, jak myślę i Sakura ułożyła sobie życie z kimś innym, to… to nie będę się jej naprzykrzał. Niech dalej myśli, że nie żyję. Tak będzie lepiej dla wszystkich. – Kiedy jinchuuriki mówił to wszystko czuć było powagę i zdecydowanie od niego bijące. – Zatem już postanowione. Zjawię się w Konoha tylko z zamiarem uwolnienia Kumi i zabicia Makoto Eto. Potem może jeszcze sprawdzę prawdziwość tych domysłów i jeśli okażą się prawdziwe,  ruszamy dalej.
- Hmm. A co zrobisz, jeśli jednak okaże się, że się teraz mylisz? Wiem, że jesteś już całą tą sprawą zmęczony. Wiem, że masz tego dość i najchętniej dałbyś sobie już spokój. Wiem, bo czuję to samo, co ty. – Kurama uśmiechnął się ukazując kilka kłów, lecz blondyn już nie odpowiedział. Jedynie przyglądał się mu w milczeniu, jakby zastanawiał się nad tym, co dane było mu przed chwilą usłyszeć. Demon widząc to, zaraz dodał. – Nic nie mówisz. Rozumiem, że to znaczy, że nie wiesz, co zrobisz? Z resztą, po co ja się pytam? To przecież jest oczywiste, że teraz nie wiesz, co tak naprawdę zrobisz! Po to między innymi udajemy się do Konoha…
Blondyn więcej już nie słuchał wywodu przyjaciela. Uśmiechając się z rozbawieniem na burzę mózgów lisiego demona, powoli i dyskretnie wycofał się w głąb korytarza, i zaraz wrócił świadomością do otaczającej go rzeczywistości. Kiedy otworzył oczy, momentalnie zrozumiał, że coś tu nie grało. Nie wiedział, ile czasu minęło mu na pogawędce z Kyuubim, ale jego nocny gość już nie siedział na swoim miejscu po drugiej stronie ogniska. Przeciwnie. Brunet stał tam w lekkim rozkroku, w pozycji obronnej z wyciągniętą kataną w prawej dłoni przyciśniętą do piersi i odrobinę nerwowo rozglądał się w koło z uaktywnionym w oczach rodowym Kekke Genkai, Sharinganem. Naruto naraz spoważniał, również się podnosząc i wtem się zorientował, dlaczego Sasuke się tak zachowywał. W koło obozowiska, w mroku leśnych gęstwin jarzyło się w sumie osiemnaście purpurowych par ślepi obserwujących bruneta. Rozluźniwszy się, Uzumaki delikatnie uśmiechnął się pod maską i na powrót zasiadł przed ogniem.
- Opuść broń i się rozluźnij, Uchiha. – Odezwał się po chwili sprawiając, że rozlatane po otoczeniu spojrzenie zainteresowanego od razu na nim spoczęło. – Oni nic Ci nie zrobią.
- Hę?? Jak możesz być taki spokojny!?
Odkrzyknął Sasuke cały czas nie opuszczając trzymanego miecza. Widać było, że nie zamierzał słuchać blondyna, który według niego chyba do reszty postradał zmysły! W koło roiło się od wrogów, a on jedynie sobie siedział, jakby to go nie dotyczyło! Z drugiej zaś strony wyraźnie coś tu nie grało. Dlaczego żaden z widzianych wojowników jeszcze ich nie zaatakował? Dlaczego tylko tam stali? Na coś czekali? Dlaczego…? – Sasuke westchnął ciężko przygnieciony kolejną lawiną pytań domagających się wyjaśnienia i zaraz, wciąż nieufnie się rozglądając, schował miecz i wbrew sobie zajął miejsce przy ognisku. Lecz się nie rozluźnił. Nie mógł. Cały czas gotowy znowu się zerwać i w razie czego walczyć, rzucił jinchuuriki podejrzliwe spojrzenie:
- Powiesz mi, dlaczego jesteś taki spokojny?
- Ponieważ tutaj nie ma żadnych wrogów. – Odparł blondyn odgadując myśli swojego rozmówcy, który wciąż nic z tego nie kapował.
- Jak to, nie ma…!?
- To moja ochrona, Sasuke. – Przerwał mu Naruto dorzucając do ogniska kilka patyków. Nawet na niego nie spojrzał. Po tonacji głosu Uzumakiego, brunet od razu zrozumiał w czym rzecz i naraz dezaktywował Sharingan, nieznacznie się pod nosem uśmiechając. Wreszcie się rozluźniwszy, usiadł po turecku i również zaczął patykiem grzebać w żarze.
- Ach, sławetna Upiorna Armia.
- Zaraz… armia! – Zaśmiał się blondyn. – Upiorni, owszem, nie zaprzeczę, ale zaledwie kilku ich tu widzisz. Hmm. Zostawmy na razie ten temat. Powiedz mi lepiej, przyjacielu, po co chciałeś się ze mną widzieć? W ogóle, jeśli to nie problem, opowiedz mi coś o sobie. Może jak poznam twoją historię, to mi pamięć wróci? Kto wie…
Sasuke się zawahał. Nie za bardzo uśmiechało mu się odgrzebywanie starych, niedawno zaleczonych ran, ale po dogłębnym zastanowieniu wysnuł wniosek, że jeśli chce poznać odpowiedzi na nurtującego go pytania, to musi się przełamać. Gorzko się uśmiechnąwszy, po chwili jednoznacznie stwierdził, że o to chyba nastał czas jego spowiedzi.
* * *
Po dwóch latach udawania szczęśliwej i beztroskiej, w końcu zdecydowała się na dezercję. Tak. Ucieczkę od tego koszmaru, kiedyś zwanego ciepłem domowego ogniska. Wyobcowana, porzucona, przez własnego ojca zdradzona… innego wyjścia nie widziała. Choć miała dopiero dziesięć lat, to już teraz musiała podjąć tak ważną dla swej przyszłości decyzję. Nim jeszcze się ściemniło, w głębokiej przed wszystkimi tajemnicy spakowała nie duży zapas broni miotanej oraz prowiantu na kilka dni, po czym przeczekała do zmierzchu. Gdy wreszcie około dziewiętnastej okoliczną przyrodę spowiły nieprzeniknione ciemności nadchodzącej nocy, ostrożnie przekradła się pod bramę. Ogłuszywszy strażnika zgrabnym wyskokiem i średniej siły kopniakiem w potylicę, więcej się nie oglądając ruszyła w drogę ku nieznanemu. Z początku poruszała się powoli i ostrożnie, aby nikt jej nie nakrył. Po czterech godzinach bezustannych skoków po drzewach w końcu dotarła do granicy kraju Herbaty.
Tym punktem była szeroka na kilkadziesiąt metrów rzeka o dosyć porywistym nurcie. Jej przekroczenie wiązało się z walką z siłami natury, lecz dla wytrenowanej w kontroli własnej chakry kunoichi nie stanowiło to zbyt wielkiego problemu. Blondynka poprawiła mocowanie plecaka oraz uwiązanie opaski shinobi na czole, po czym powoli wkroczyła na taflę. Wtem coś zaświstało za jej plecami. W obronnym odruchu błyskawicznie się obróciła i wykonała zgrabne salto do tyły. W ten sposób unikając śmiertelnego ugodzenia przez lecący w jej stronę kunai, oddaliła się od brzegu o kolejne kilka metrów. Przez ciemności nocy nie zbyt wyraźnie widziała, kto ją zaatakował, lecz gdy zza chmur wyjrzał księżyc, w blasku jego promieni momentalnie ujrzała błysk czterech ochraniaczy Ukrytej Trawy. Niezmiernie tym faktem zdziwiona nie wiedziała, czego chcieli i jak ją namierzyli, ale dłużej się nad tym nie zastanawiała, gdyż wszechobecną ciszę zakłócił barczysty głos jednego z napastników:
- Myślałaś, że nikt nie pilnował, abyś przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego?
- Zostawcie mnie w spokoju!
Odkrzyknęła Miyoko i kątem oka zobaczyła, jak jeden z oprychów próbował się do niej niepostrzeżenie podkraść z jej prawej strony. Przygotowana na taką możliwość, gdy ninja skoczył do przodu z zamiarem złapania jej, szybko wykonała unik przy jednoczesnym wbiciu mu w plecy dwóch kunai. Zaskoczony takim obrotem sprawy shinobi Kusa nawet się nie bronił. Śmiertelnie ugodzony głucho zanurkował i tyle go widziano. W momencie, jak znowu zaległa martwa cisza, Inaba sobie uświadomiła, że o to właśnie pierwszy raz kogoś zabiła. I nie wiedziała, jak ma się zachować. Czy żałować tego nieszczęśnika, co nie spodziewał się, że będzie się broniła, czy może przejść koło jego śmierci obojętnie? Zadawszy sobie takie pytanie, nagle poczuła metaliczny zapach krwi, co zaowocowało mdłościami, po których nastąpiło gwałtowne zwrócenie obiadu. Zielona na twarzy, przez chwilę chwiała się, jakby miała zemdleć, lecz nic z tego. Uspokoiwszy żołądek i nerwy, pociągnęła jeszcze nosem i wtem ze strony pozostałej trójki wojowników Ukrytej Trawy usłyszała niekontrolowany okrzyk zdenerwowania.
- Ty gówniaro! Zapłacisz nam za to!
- Mówiłam, żebyście zostawili mnie w spokoju!
Miyoko znowu odkrzyknęła, lecz tym razem odezwała się wyprutym z emocji głosem, czym wszystkich zaskoczyła, nawet siebie. Przed chwilą zabrzmiała, jakby to nie ona to powiedziała, a ktoś inny. Nie wiedziała, co to było i nie miała czasu, by się nad tym głębiej zastanowić, gdyż wróg zrobił kolejny ruch. Tym razem postanowili zaatakować ją frontalnie. Inaba sięgnęła po kolejny kunai, kiedy tuż koło niej pojawiła się białowłosa kobieta i kopnęła ją w brzuch. Dziewczynka padła na kolana i splunęła krwią, lecz zaraz się przeturlała po tafli pod nogami napastniczki i ponownie podniosła na nogi. Miyoko uśmiechnęła się tajemniczo wycierając rękawem krew z brody i odrzuciła kunai w bok, w stronę pozostałej dwójki ninja Trawy. Sztylet rzecz jasna momentalnie został bez trudu sparowany. Co prawda nie wiedzieli, dlaczego to zrobiła? Czy myślała, że w ten sposób się ich pozbędzie? Jeśli tak, to była albo głupia, albo… miała w tym jakiś konkretny cel.
- Chcesz z nami walczyć gołymi rękoma?
- Może.
Odparła lakonicznie i nim wróg zdążył wykonać kolejny ruch, obróciła się i korzystając z całej swojej prędkości rzuciła się do ucieczki. Na drugi brzeg dotarła prędzej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Rzecz jasna, mogłaby dalej z nimi walczyć i pokazać, kto tu rządzi, ale nie chciała tego robić. Wolała uciekać. Wybrała ucieczkę, choćby z tego względu, żeby nie musieć więcej oglądać czyjejś śmierci. Nie zwalniała. Nie oglądała się za siebie. Biegła przed siebie ile sił w nogach oraz chakry w organizmie. Skakała po drzewach zwinnie niczym kocica zgrabnie unikając kolejnych to rzuconych w swoją stronę kunai czy shurikenów. Słyszała krzyki i nawoływania goniącej ją trójki shinobi Trawy, lecz nie reagowała. Robiła wszystko, by być jak najdłużej nie uchwytną. Nie wiedziała, ile czasu już minęło od zabicia tamtego mężczyzny na rzece granicznej. Może godzina, może dwie, a może nawet już pół nocy. Bóg jeden raczył to wiedzieć. Nie zastanawiała się nad tym. Jedynie biegła, skakała, uciekała, byle jak najdalej i najszybciej. Jeszcze nie zdecydowała dokąd się uda. Kiedyś myślała o powrocie do Konoha, ale usłyszawszy tragiczne wieści o śmierci swojego ukochanego sensei, te marzenia uległy zatraceniu.
Jakże Miyoko wtedy płakała. Wiele samotnych nocy nie przespała. Gdzieś w głębi duszy zawsze czuła specyficzną więź z Uzumakim. Odkąd go tylko poznała, traktowała go jak… starszego brata. Uważnie słuchała wszystkiego, co do niej mówił. Czego ją nauczył w czasie tych kilku tygodni, jak się nią zajmował. Którejś nocy nawet żałowała, że blondyn nie był jej rodzicem. Wiedziała, że on również coś do niej czuł… Że w wielu momentach traktował ją jak młodszą siostrę, a nie uczennicę. Była wtedy bardzo szczęśliwa. Miała wtedy pewność, że komuś na niej zależało. Z drugiej zaś strony, co by teraz powiedział Naruto-sensei, gdyby tu był i widział, że ona zamiast walczyć o swój i jego honor, ucieka jakby gonił ją sam diabeł? Kiedy Miyoko o tym myślała jeszcze przez chwilę, wkrótce uświadomiła sobie, że raczej byłby nie zadowolony. Była jeszcze niczego winnym dzieckiem, ale była również dumną kunoichi, która nie mogła zawieść zaufania i wiary w nią swojego sensei. Zwłaszcza, jeśli ten teraz obserwował ją zza światów. Musiała się w końcu zatrzymać. Musiała im pokazać, kto tu rządzi. Z kogo uczennicę zadarli. To był jej obowiązek. To była jej… droga ninja!



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz