niedziela, 25 lutego 2018

218. „Wybacz mi, Kitsune-sama.”

I proszę. Nowa notka po zaledwie dwóch tygodniach? Zdaje się, że miałem dobrą passę. Wena dopisała bardziej, niż kiedykolwiek. Taaak. Jest się z czego cieszyć. Pozdrawiam i zapraszam do czytania. Komentarze mile widziane!



<<< Chapter ukazał się 23 lutego 2013 roku >>>



Po zwolnieniu na nowo rozchmurzonej Sakury do domu, blondwłosa Hokage szybko ubrała swój oficjalny płaszcz i kapelusz, po czym w towarzystwie przybyłych do jej biura shinobi udała się na przesłuchanie schwytanego szpiega. Eskortowana przez ANBU z idącym obok Ibiki stawiała długie, twarde kroki. Speca od wywiadu trochę dziwiło, że o nic go nie pytała, lecz postawiwszy sobie pytanie, dlaczego, mężczyzna szybko doszedł do oczywistego wniosku. Tsunade wpierw chciała zobaczyć więźnia, a na pytania jeszcze przyjdzie czas. I tak oto, maszerowali żwawo przez powolutku kładącą się do snu wioskę. Mijani mieszkańcy oraz shinobi Liścia uskakiwali im z drogi z szacunkiem schylając głowy przed poważnym majestatem swojej przywódczyni. Nie było słychać żadnych szmerów czy zaciekawionych komentarzy o dziwnej przechadzce Hokage po wiosce, gdyż widok Morino i ANBU wszystko niemal wszystkim tłumaczył. Musiało stać się coś poważnego. Coś, do czego potrzebna była obecność najważniejszej postaci w wiosce. Gdy po kilkunastu minutach marszu dotarli wreszcie do siedziby wywiadu Konohy, przekraczając próg głównego wejście Tsunade w końcu przerwała zmowę grobowego milczenia:
- No dobra, Ibiki. To kogo mnie tu złapaliście?
Mężczyzna spojrzał na nią. Szła przez korytarz powoli z prostymi plecami i wypiętą do przodu klatką piersiową. Patrzyła przed siebie. Innymi słowy, w ogóle nie zdradzała choćby znikomego zainteresowania sprawą. Ale zadała pytanie, więc jednak była zainteresowana. Morino odchrząknął, po czym również patrząc przed siebie odpowiedział:
- Dziewczyna. Na pierwszy rzut oka w wieku panny Haruno. Kunoichi Kusa Gakure no Sato, o czym mógł świadczyć ochraniacz na jej czole. Medyczka, wnioskując z zawartości jej torby biodrowej. Miała przy sobie jeszcze cztery kunai, sześć shurikenów, ołówek, notatnik i kartę osobową wyrwaną z jakiegoś tomu. Z danych na niej zawartych to ktoś z bliskiego otoczenia naszego Daimyo. – Wyrecytował poważnym, choć lekko beztroskim tonem. Tsunade natomiast usłyszawszy nowiny momentalnie stanęła w miejscu.
- Kogoś z bliskiego otoczenia Daimyo? – Spytała dla potwierdzenia usłyszanej nowiny. Kiedy jounin kiwnął głową, kontynuowała: – Czy to jeden z doradców? Jak brzmiało jego nazwisko?
- Eee… chyba Makoto Eto, czy jakoś tak. Nie przyjrzałem się dokładniej. – Zająknął się Ibiki nie do końca rozumiejąc nagłe zafrapowanie Hokage. Zaraz znów się odezwał: – Czy to ktoś ważny?
Lecz kobieta już mu nie odpowiedziała. Jedynie pokiwała głową niejednoznacznie, co by oznaczało, że właśnie układała myśli w spójną całość i nie do końca go słuchała. Szczerze powiedziawszy, z twarzy wyglądała bardziej na zmartwioną, niż zamyśloną. Kilka minut potem, nikomu nie zdradziwszy swoich rozmyślań, Tsunade niespodziewanie ruszyła dalej przed siebie ku poznaniu większej ilości szczegółów.
Po chwili wprowadzono ją do średniej wielkości pomieszczenia z biegnącą przez środek stalową kratą. Za nią na podłodze pod ścianą siedziała blondwłosa dziewczyna z twarzą ukrytą w ramionach splecionych na kolanach przyciśniętych do piersi. Zdawała się spać lub zwyczajnie nie interesowało ją, kto i po co przyszedł. Tsunade chwilę się jej po przyglądała przez cały czas zastanawiając się dla kogo pracowała. Choć jeszcze nie zadała takiego pytania, to miała to w planie, lecz wpierw zamierzała zrobić coś innego. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu, z prawej strony od wejścia dostrzegła stolik i dwa krzesła przy których w pozycjach na baczność stało dwóch chuuninów Konoha. Spojrzawszy w lewo zobaczyła inny stół na blacie którego leżały wspomniane przez Ibiki rzeczy więzionej dziewczyny i właśnie tam w pierwszej kolejności podeszła. Opaska wioski Trawy wyglądała, jakby dopiero co ją wyprodukowano, nieskazitelnie czysta bez choćby jednego zadrapania. Przejrzawszy zawartość torby biodrowej rzeczywiście było widać, że to medyczka. Najlepiej o tym świadczyły buteleczka wody utlenionej, maść na zakażenie, kilka bandaży i odtrutka domowej roboty. Dalej leżał zwyczajny, prosty, świeżo zaostrzony ołówek. Z notatnika Tsunade dowiedziała się, gdzie przez ostatni tydzień i o jakich godzinach bywał Makoto Eto, gdzie mieszkał wraz z rodziną oraz skrupulatny plan ochrony. Szczegółowość tych danych jednoznacznie wskazywała, że dziewczyna z kraju Trawy była czyimś szpiegiem. Odłożywszy zeszycik na miejsce, kobieta naraz się odwróciła i zbliżyła do czekającego pod wejściem na rozwój sytuacji Ibiki. Stanąwszy przed nim tyłem do klatki, spytała:
- Czy mówiła coś?
- Nie. Ani słowa. – Odparł zgodnie z prawdą, po czym szybko dodał: – Co dziwniejsze, w czasie aresztowania nie stawiała żadnego, nawet najmniejszego oporu. Gdy ją nakryto, przez chwilę podobno w jej oczach błysnęło zdziwienie, lecz zaraz potem przerażenie. Ale i tak wówczas nawet nie pisnęła. Zupełnie, jakby widok członków ANBU tak ją przestraszył, że odebrało jej to zmysł mowy.
- Albo co innego było tego powodem. – Mruknęła blondyna i na powrót stanęła przodem do skulonej w kącie dziewczyny. Przyjrzawszy się jej dokładniej, po chwili spostrzegła, że kunoichi cała drżała. Czy to z zimna? Chyba jednak nie, bo w pomieszczeniu panował zaduch i względny gorąc. To może ze strachu o swój dalszy los? Zamyśliła się. Tak. To chyba najodpowiedniejsze wytłumaczenie. W końcu, każdy złapany szpicel mógł tylko liczyć na więzienie lub szybką śmierć. Po chwili znów się odezwała, cały czas nie odrywając wzroku od złotowłosej: – Ibiki, czy możecie zostawić nas same?
- Oczywiście, Godaime-sama.
Mężczyzna ukłonił się z szacunkiem, po czym rzucił surowym okiem w kierunku chuuninów. Nastąpiło malutkie zamieszanie. Hokage usłyszała szuranie krzeseł, szybkie kroki, jakieś szemranie pod nosami i zdecydowany, choć delikatny trzask zamka szczelnie domkniętych drzwi. W pomieszczeniu zapanowała nieprzenikniona cisza. W tym momencie jedynymi słyszalnymi dźwiękami były jakieś głosy na korytarzu oraz nieco przyspieszony oddech skulonej medyczki.
- Jak masz na imię, skarbie? – Tsunade wkrótce zabrała głos, lecz odpowiedziała jej ta sama cisza. Nie rezygnując tak łatwo z nawiązania kontaktu, odezwała się ponownie: –  Dla kogo pracujesz? Czy wiesz, kim jestem?
I tym razem odpowiedziała jej cisza. Kobieta nie lubiła, gdy ktoś ją ignorował, ale widać było, że krzyczeniem chyba też lepszego rezultatu nie osiągnie, więc po przemyśleniu całej sprawy na nowo, podsunęła sobie jedno z krzeseł i zajęła na nim miejsce dokładnie na przeciwko milczącej dziewczyny. Splótłszy ramiona na piersi, wygodnie się oparła i przybrała na twarzy pogodny wyraz.
- No, dobrze. To zacznijmy jeszcze raz. Jak się nazywasz? – Kiedy znowu odpowiedział jej brak reakcji, niewytrzymała. Burknęła pod nosem jakieś niezidentyfikowane przekleństwo, nachyliła się do przodu i lekko podniosła głos. – Słuchaj, no! Jeśli nie chcesz, żebym zaraz wezwała tu kogoś z Wydziału Przesłuchań i Tortur, a ich metody wyciągania z ludzi interesujących nas informacji są znacznie gorsze od moich, to lepiej radzę Ci więcej mnie nie ignorować i zacząć ze mną współpracować! Dla własnego dobra!
Lecz wyraźna groźba też w niczym tu nie pomogła. Złotowłosa w dalszym ciągu, jak siedziała skulona pod ścianą, gdy Tsunade przyszła na wstępne przesłuchanie tych trzydzieści minut temu, tak w nie zmienionej pozycji trwała. Ta bierność zaś zaczęła Piątej poważnie doskwierać. Denerwować ją, co tylko pogarszało w złym kierunku rozwijającą się sprawę. Naprawdę nie chciała wzywać nikogo z klanu Yamanaka, pionierów w „czytaniu” ludzkich myśli, ale chyba nie miała innego wyjścia. Skoro próba zaskarbienia sobie zaufania spaliła na panewce… Hokage gwałtownie wstała niemal przewracając krzesło, jeszcze raz uważnie przyjrzała się niedoszłemu sprzymierzeńcowi, po czym odwróciła się i zamarła z ręką na klamce:
- Poznanie mojej tożsamości nie ma już najmniejszego znaczenia. – Usłyszała za plecami cichy szept. – I tak jestem już martwa. Nic wam nie powiem, bo nie wiele wiem. Zawiodłam go na całej linii. Dałam się złapać, a to oznacza tylko jedno. Śmierć z jego ręki. Tego, który w pojedynkę wyciął w pień ponad pięć tuzinów ninja. Chciałam coś zmienić w swoim życiu. Chciałam tylko poznać świat, nowe miejsca, nowych ludzi, a zamiast tego poznam jedynie Mrocznego Żniwiarza. – Tutaj kunoichi w końcu uniosła głowę ukazując słuchającej ją Godaime swoje napuchnięte od łez oczy. Na jej twarzy malowała się apatia w pełnym swym wymiarze. – Proszę zrobić, co Hokage-sama uważa za właściwe. Mnie już nie zależy. Nic i nikt mnie przed nim nie obroni…
Po wysłuchaniu i skrupulatnym ułożeniu sobie w pamięci usłyszanych informacji, choć nie padło tam żadne imię czy nazwisko, to Tsunade widocznie była zadowolona i wkrótce potem wyszła na korytarz. Tam zaś niezmiennie czekali na nią shinobi Liścia, którym rozkazała pilnować więźnia w ciągu dnia i nocy. Przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Tyle bowiem czasu zdecydowała się dać dziewczynie, by ta na spokojnie przemyślała swoje położenie, przygotowała się psychicznie na kolejne przesłuchanie. I tym razem wszystko odbędzie się tak, jak powinno przy wykorzystaniu naturalnego talentu Inoichiego Yamanaka. Ale coś tu było nie tak. W czasie drogi powrotnej do biura Hokage cały czas zastanawiała się o kim mówiła złotowłosa? Kogo zawiodła? Kogo się tak obawiała? Kto był tak potężny, że nawet wiedząc, że jest się chronioną przez wyszkolonych shinobi, to i tak bała się o swoje życie?
I wtem Tsunade doznała swoistego olśnienia. Kilka minut wcześniej… Gdy wyszła z pokoju przekształconego w celę i jeszcze zanim zaczęła wydawać rozkazy, zza drzwi usłyszała niewyraźne jęknięcie – „Wybacz mi, Kitsune-sama.” – Gdy potem o tym rozmyślała, to nie była pewna, czy się przypadkiem nie przesłyszała. Ale teraz? Teraz to by wiele tłumaczyło. Jeśli rzeczywiście ta tajemnicza dziewczyna pracowała dla Naruto, to było wielce prawdopodobne, że Uzumaki niebawem zjawi się w Konoha. Przybędzie, by ją wykończyć, jak to sama nazwała. Tylko dlaczego miałby to robić? I tu bolało najbardziej. Brak odpowiedzi na postawione pytanie był czymś, czego piersiasta przywódczyni Ukrytego Liście nie lubiła najbardziej. Dezinformacja może być naprawdę niebezpieczna.
* * *
Minęło jeszcze trochę czasu nim przywódca kraju Żelaza do końca się uspokoił, ochłonął i na spokojnie dokończył rozmowę z stojącym przed jego obliczem shinobi Ukrytego Liścia. Ustaliwszy miedzy sobą kilka niecierpiących zwłoki spraw o zakończeniu współpracy, a w tym najważniejszą zwaną zawiązaniem sojuszu między Tetsu no Kuni i Uzumaki Naruto oraz Upiorną Armią, blondwłosy jinchuuriki chciał wrócić do swojego tymczasowego pokoju, lecz drogę zagrodził mu nagle pojawiający się obłoczek dymu, z którego wyszedł jeden z Weteranów. Samuraj w pomarańczowej zbroi skłonił nisko głowę jednocześnie meldując, że wysłana do wioski Ukrytego Liścia Kumi Nemoto kilka godzin temu została schwytana przez Konoha no ANBU i uwięziona w miejskim areszcie. Niepocieszony tą wiadomością Naruto szybko zadecydował, że jeszcze tej nocy ruszą do… domu, by jak to określił, ją odbić. Lecz kiedy wkrótce potem pakował swoje graty szykując się do wymarszu, w jego duszy odezwał się barczysty głos:
- Dlaczego masz ją uwalniać?? – Pytał lisi demon. – Jeśli dobrze pamiętam, a nie było to znowu tak dawno, sam jej przecież powiedziałeś, że jak zostanie złapana, to nigdy więcej się już nie spotkacie. Gdy o tym usłyszałem, sądziłem, że rozumiesz przez to zabicie jej. Czy nie tak? Powiedz, że się mylę, Młody.
- Nie, nie mylisz się. Gdy o tym mówiłem, rzeczywiście myślałem o zabiciu jej, gdyby dała się schwytać. Ale potem stwierdziłem, że w sumie nie muszę tego robić, gdyż i tak nie widziała jeszcze mojej twarzy. – Odparł blondyn rozglądając się w koło po pokoju czy przypadkiem nie zapomniał czegoś spakować. – Po za tym, Kumi mimo wszystko jest mi potrzebna. Miałem również nadzieję lepiej ją poznać, skoro tak chętnie zechciała dla mnie pracować.
- Co? Nie bardzo rozumiem. Na co Ci ona?
- Jeszcze się nad tym tak dokładnie nie zastanawiałem, ale… Skoro mam już jednego szpiega w Suna Gakure no Sato, to dlaczego by nie mieć kolejnego w innej wiosce? Nie chwaląc się, myślałem o stworzeniu czegoś na kształt prywatnej siatki szpiegowskiej. No, wiesz. Takiej, która by mnie informowała o wszystkich podejrzanych i niepokojących poczynaniach moich wrogów, jak i sprzymierzeńców. Jeszcze nie wiem, kto miałby się tym zając i jakby miało to w ogóle wyglądać. Jak na razie to tylko wstępny projekt. Czy cokolwiek z tego wyjdzie? Czas pokaże. – Wyjaśnił opuściwszy już swój tymczasowy nocleg. Kierując się z wolna w stronę bramy wyjściowej z wioski okalającej siedzibę władzy kraju Żelaza, u jego boku niezmiennie kroczył grafitowy samuraj o białych ślepiach.
- Ach, teraz już rozumiem! – Demon wyszczerzył kły. – To nawet nie taki głupi pomysł. Prywatna siatka szpiegowska. Hmm. Jeśli się za to któregoś dnia weźmiesz i wszystko wypali, to kto wie, a już nigdy więcej nie będziesz musiał zastanawiać się, czy za rogiem przypadkiem ktoś nie czyha, by Ci życie odebrać. Nieźle, Młody! Naprawdę, podoba mi się ten pomysł.
- Dzięki, Kyuu.
Dwudziestolatek nieznacznie się uśmiechnął i obejrzał się za siebie. Stał z Jogenshą w progu wyjścia z osady, która przez ostatnie kilkanaście miesięcy była jego ostoją spokoju i odpoczynku od trudów życia codziennego. Życia, które w głównej mierze skupione było na przypomnieniu sobie tego, co zostało stracone. Można by powiedzieć, że przez ten czas stała się jego drugim domem, choć sam Naruto nigdy nie odczuwał takiego przywiązania. Teraz nałożył na twarz ceramiczną maskę o podobiźnie lisa i więcej się nie oglądając ruszył przez gęsty las ku granicy. Choć noc była jeszcze młoda, to i tak dookoła było już ciemno, zaś na poczerniałym niebie z każdą kolejną minutą pokazywało się coraz więcej gwiazd i wznoszący się nad nimi księżyc w pełni. Chłodny blask białej kuli rozpraszał mrok wskazując drogę. Po jakiejś godzinie skoków z drzewa na drzewo, Uzumaki poczuł, że ktoś chyba ich śledzi. Co prawda, nie był co do tego pewny, gdyż jego zmysły zaczęło już przyćmiewać nasilające się zmęczenie, ale jednak… nie zamierzał tego sygnału tak po prostu ignorować. Wszakże niebawem pewnie będzie musiał zrobić postój na nocleg, a do tego czasu lepiej wiedzieć kto i po co za nim podążał.
Rzuciwszy porozumiewawcze spojrzenie grafitowemu samurajowi, gdy ten odpowiedział kiwnięciem głową, zaraz obaj zeskoczyli na ziemię i jakby nigdy nic zaczęli rozbijać obóz. Po upłynięciu kolejnej godziny miedzy drzewami na niewielkiej polance stał rozłożony namiot, a przed jego wejściem płonęło ognisko. Jogensha gdzieś zniknął, a Naruto spokojnie siedział po turecku wpatrując się w wesoło skaczące płomienie. Lecz pozory mogą mylić, gdyż chłopak cały czas bacznie nasłuchiwał wszelkich odgłosów dobiegających go z czarnego lasu. Nie opuszczał gardy nawet na sekundę, trzymając w pogotowiu ukryty kunai. Czekał, aż „gość” pierwszy wykona ruch. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach, gdy dotąd wznoszący się księżyc w końcu sięgnął swego zenitu, a wokół obozowiska nic nowego się nie wydarzyło, nieco zdrętwiały blondyn postanowił dyskretnie rozejrzeć się po konarach okalających go drzew. Niby to chciał po prostu się przeciągnąć i wtem dostrzegł jakieś poruszenie w konarze rozłożystego dębu rosnącego kilkanaście metrów na wprost od ogniska. Nie wiele myśląc, Naruto błyskawicznie zerwał się z miejsca i rzucił w tam tym kierunku trzymany kunai, by zaraz usłyszeć brzdęknięcie odbijanej broni. W chwili następnej jakiś cień zeskoczył na ziemię i powoli zaczął podchodzić.
- Kim jesteś i czego chcesz!? – Warknął blondyn sięgając po miecz uczepiony pleców. – Dla własnego dobra, lepiej się pokaż! W przeciwnym wypadku…
- W przeciwnym wypadku, co? Zaatakujesz mnie? – Z mroku wyłonił się jakiś nieznany Uzumakiemu brunet o czarnych oczach i lekko drwiącym, pełnym wyższości uśmieszku na ustach. Ów osobnik na pierwszy rzut oka mógł być w tym samym wieku, lecz co do tego nie było całkowitej pewności. Odziany był w luźną, białą koszulę z krótkimi rękawkami i wysokim kołnierzem, rozpiętą na piersi, do tego szerokie na udach, granatowe spodnie oraz gruby, fioletowy sznur przewiązany w pasie. Dłonie miał zakryte rękawiczkami bez palców, również granatowymi, zaś na przedramionach i nogach na wysokości łydek miał metalowe ochraniacze. Całości dopełniał wystający zza pleców przy biodrach miecz w czarnej, lakierowanej saya. – Czy aż tak bardzo mnie nienawidzisz, że jak tylko się spotykamy, to zaraz chcesz ze mną walczyć? Co, Naruto?
- Chwila moment. Skąd znasz moje imię?? Spotkaliśmy się już kiedyś??
Kiedy missing-ninja tylko usłyszał te dwa pytania, momentalnie zorientował się, że wyraźnie coś tu nie grało. Choć nie widział twarzy swojego rozmówcy, to już teraz wiedział, że nie rozmawiał z tym samym człowiek, co kilka lat temu. I ta zmiana nie specjalnie się mu spodobała, a że uznał, iż Uzumaki sobie z niego kpi udając, że go nie zna, szybko postanowił uzyskać odpowiedzi:
- Co jest, głąbie? Nie poznajesz mnie? To ja, twój przyjaciel, Sasuke Uchiha. Chyba mi nie powiesz, że po naszym ostatnim spotkaniu postanowiłeś całkowicie wyprzeć mnie ze swoich wspomnień? A może się mylę? – Jego twarz ponownie wykrzywił chytry uśmieszek.
- Sasuke Uchiha?? Sasuke Uchiha… Sasuke Uchiha… Sasuke Uchiha… Nie. Przykro mi, ale nie przypominam sobie, żebym Cię kiedykolwiek poznał. A jeśli nawet, to wpadłeś w naprawdę złym momencie. Straciłem pamięć i nie wiele pamiętam z tego, co się działo przed dwoma laty. – Blondyn rozłożył ramiona w bezradnym geście.
- Że co proszę!? Jak to, straciłeś pamięć?? Co przez to rozumiesz?? – Brunet nie wierzył własnym uszom. Tyle planowania. Pracy. Poszukiwań. Przygotowywania się do chyba najtrudniejszej rozmowy o swoim starszym bracie i wszystko po nic, bo młotkowi coś się przytrafiło! Psia kość! Poznanie prawdy o Itachim chyba znowu przesunie się w czasie.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz