I proszę.
Nowa notka po zaledwie dwóch tygodniach? Zdaje się, że miałem dobrą passę. Wena
dopisała bardziej, niż kiedykolwiek. Taaak. Jest się z czego cieszyć. Pozdrawiam
i zapraszam do czytania. Komentarze mile widziane!
<<< Chapter ukazał się 23
lutego 2013 roku >>>
Po zwolnieniu na nowo
rozchmurzonej Sakury do domu, blondwłosa Hokage szybko ubrała swój oficjalny
płaszcz i kapelusz, po czym w towarzystwie przybyłych do jej biura shinobi
udała się na przesłuchanie schwytanego szpiega. Eskortowana przez ANBU z idącym
obok Ibiki stawiała długie, twarde kroki. Speca od wywiadu trochę dziwiło, że o
nic go nie pytała, lecz postawiwszy sobie pytanie, dlaczego, mężczyzna szybko
doszedł do oczywistego wniosku. Tsunade wpierw chciała zobaczyć więźnia, a na
pytania jeszcze przyjdzie czas. I tak oto, maszerowali żwawo przez powolutku
kładącą się do snu wioskę. Mijani mieszkańcy oraz shinobi Liścia uskakiwali im
z drogi z szacunkiem schylając głowy przed poważnym majestatem swojej
przywódczyni. Nie było słychać żadnych szmerów czy zaciekawionych komentarzy o
dziwnej przechadzce Hokage po wiosce, gdyż widok Morino i ANBU wszystko niemal wszystkim
tłumaczył. Musiało stać się coś poważnego. Coś, do czego potrzebna była
obecność najważniejszej postaci w wiosce. Gdy po kilkunastu minutach marszu
dotarli wreszcie do siedziby wywiadu Konohy, przekraczając próg głównego
wejście Tsunade w końcu przerwała zmowę grobowego milczenia:
- No dobra, Ibiki. To
kogo mnie tu złapaliście?
Mężczyzna spojrzał na
nią. Szła przez korytarz powoli z prostymi plecami i wypiętą do przodu klatką
piersiową. Patrzyła przed siebie. Innymi słowy, w ogóle nie zdradzała choćby
znikomego zainteresowania sprawą. Ale zadała pytanie, więc jednak była
zainteresowana. Morino odchrząknął, po czym również patrząc przed siebie
odpowiedział:
- Dziewczyna. Na
pierwszy rzut oka w wieku panny Haruno. Kunoichi Kusa Gakure no Sato, o czym
mógł świadczyć ochraniacz na jej czole. Medyczka, wnioskując z zawartości jej
torby biodrowej. Miała przy sobie jeszcze cztery kunai, sześć shurikenów,
ołówek, notatnik i kartę osobową wyrwaną z jakiegoś tomu. Z danych na niej
zawartych to ktoś z bliskiego otoczenia naszego Daimyo. – Wyrecytował poważnym,
choć lekko beztroskim tonem. Tsunade natomiast usłyszawszy nowiny momentalnie
stanęła w miejscu.
- Kogoś z bliskiego
otoczenia Daimyo? – Spytała dla potwierdzenia usłyszanej nowiny. Kiedy jounin
kiwnął głową, kontynuowała: – Czy to jeden z doradców? Jak brzmiało jego
nazwisko?
- Eee… chyba Makoto
Eto, czy jakoś tak. Nie przyjrzałem się dokładniej. – Zająknął się Ibiki nie do
końca rozumiejąc nagłe zafrapowanie Hokage. Zaraz znów się odezwał: – Czy to
ktoś ważny?
Lecz kobieta już mu
nie odpowiedziała. Jedynie pokiwała głową niejednoznacznie, co by oznaczało, że
właśnie układała myśli w spójną całość i nie do końca go słuchała. Szczerze
powiedziawszy, z twarzy wyglądała bardziej na zmartwioną, niż zamyśloną. Kilka
minut potem, nikomu nie zdradziwszy swoich rozmyślań, Tsunade niespodziewanie
ruszyła dalej przed siebie ku poznaniu większej ilości szczegółów.
Po chwili wprowadzono
ją do średniej wielkości pomieszczenia z biegnącą przez środek stalową kratą.
Za nią na podłodze pod ścianą siedziała blondwłosa dziewczyna z twarzą ukrytą w
ramionach splecionych na kolanach przyciśniętych do piersi. Zdawała się spać
lub zwyczajnie nie interesowało ją, kto i po co przyszedł. Tsunade chwilę się
jej po przyglądała przez cały czas zastanawiając się dla kogo pracowała. Choć
jeszcze nie zadała takiego pytania, to miała to w planie, lecz wpierw
zamierzała zrobić coś innego. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu, z prawej
strony od wejścia dostrzegła stolik i dwa krzesła przy których w pozycjach na
baczność stało dwóch chuuninów Konoha. Spojrzawszy w lewo zobaczyła inny stół
na blacie którego leżały wspomniane przez Ibiki rzeczy więzionej dziewczyny i
właśnie tam w pierwszej kolejności podeszła. Opaska wioski Trawy wyglądała,
jakby dopiero co ją wyprodukowano, nieskazitelnie czysta bez choćby jednego
zadrapania. Przejrzawszy zawartość torby biodrowej rzeczywiście było widać, że
to medyczka. Najlepiej o tym świadczyły buteleczka wody utlenionej, maść na
zakażenie, kilka bandaży i odtrutka domowej roboty. Dalej leżał zwyczajny,
prosty, świeżo zaostrzony ołówek. Z notatnika Tsunade dowiedziała się, gdzie
przez ostatni tydzień i o jakich godzinach bywał Makoto Eto, gdzie mieszkał
wraz z rodziną oraz skrupulatny plan ochrony. Szczegółowość tych danych
jednoznacznie wskazywała, że dziewczyna z kraju Trawy była czyimś szpiegiem.
Odłożywszy zeszycik na miejsce, kobieta naraz się odwróciła i zbliżyła do
czekającego pod wejściem na rozwój sytuacji Ibiki. Stanąwszy przed nim tyłem do
klatki, spytała:
- Czy mówiła coś?
- Nie. Ani słowa. –
Odparł zgodnie z prawdą, po czym szybko dodał: – Co dziwniejsze, w czasie
aresztowania nie stawiała żadnego, nawet najmniejszego oporu. Gdy ją nakryto,
przez chwilę podobno w jej oczach błysnęło zdziwienie, lecz zaraz potem
przerażenie. Ale i tak wówczas nawet nie pisnęła. Zupełnie, jakby widok
członków ANBU tak ją przestraszył, że odebrało jej to zmysł mowy.
- Albo co innego było
tego powodem. – Mruknęła blondyna i na powrót stanęła przodem do skulonej w
kącie dziewczyny. Przyjrzawszy się jej dokładniej, po chwili spostrzegła, że
kunoichi cała drżała. Czy to z zimna? Chyba jednak nie, bo w pomieszczeniu
panował zaduch i względny gorąc. To może ze strachu o swój dalszy los?
Zamyśliła się. Tak. To chyba najodpowiedniejsze wytłumaczenie. W końcu, każdy
złapany szpicel mógł tylko liczyć na więzienie lub szybką śmierć. Po chwili
znów się odezwała, cały czas nie odrywając wzroku od złotowłosej: – Ibiki, czy
możecie zostawić nas same?
- Oczywiście,
Godaime-sama.
Mężczyzna ukłonił się
z szacunkiem, po czym rzucił surowym okiem w kierunku chuuninów. Nastąpiło
malutkie zamieszanie. Hokage usłyszała szuranie krzeseł, szybkie kroki, jakieś
szemranie pod nosami i zdecydowany, choć delikatny trzask zamka szczelnie
domkniętych drzwi. W pomieszczeniu zapanowała nieprzenikniona cisza. W tym
momencie jedynymi słyszalnymi dźwiękami były jakieś głosy na korytarzu oraz
nieco przyspieszony oddech skulonej medyczki.
- Jak masz na imię,
skarbie? – Tsunade wkrótce zabrała głos, lecz odpowiedziała jej ta sama cisza.
Nie rezygnując tak łatwo z nawiązania kontaktu, odezwała się ponownie: – Dla kogo pracujesz? Czy wiesz, kim jestem?
I tym razem
odpowiedziała jej cisza. Kobieta nie lubiła, gdy ktoś ją ignorował, ale widać
było, że krzyczeniem chyba też lepszego rezultatu nie osiągnie, więc po
przemyśleniu całej sprawy na nowo, podsunęła sobie jedno z krzeseł i zajęła na
nim miejsce dokładnie na przeciwko milczącej dziewczyny. Splótłszy ramiona na
piersi, wygodnie się oparła i przybrała na twarzy pogodny wyraz.
- No, dobrze. To
zacznijmy jeszcze raz. Jak się nazywasz? – Kiedy znowu odpowiedział jej brak
reakcji, niewytrzymała. Burknęła pod nosem jakieś niezidentyfikowane
przekleństwo, nachyliła się do przodu i lekko podniosła głos. – Słuchaj, no!
Jeśli nie chcesz, żebym zaraz wezwała tu kogoś z Wydziału Przesłuchań i Tortur,
a ich metody wyciągania z ludzi interesujących nas informacji są znacznie
gorsze od moich, to lepiej radzę Ci więcej mnie nie ignorować i zacząć ze mną
współpracować! Dla własnego dobra!
Lecz wyraźna groźba
też w niczym tu nie pomogła. Złotowłosa w dalszym ciągu, jak siedziała skulona
pod ścianą, gdy Tsunade przyszła na wstępne przesłuchanie tych trzydzieści
minut temu, tak w nie zmienionej pozycji trwała. Ta bierność zaś zaczęła Piątej
poważnie doskwierać. Denerwować ją, co tylko pogarszało w złym kierunku
rozwijającą się sprawę. Naprawdę nie chciała wzywać nikogo z klanu Yamanaka,
pionierów w „czytaniu” ludzkich myśli, ale chyba nie miała innego wyjścia.
Skoro próba zaskarbienia sobie zaufania spaliła na panewce… Hokage gwałtownie
wstała niemal przewracając krzesło, jeszcze raz uważnie przyjrzała się
niedoszłemu sprzymierzeńcowi, po czym odwróciła się i zamarła z ręką na klamce:
- Poznanie mojej
tożsamości nie ma już najmniejszego znaczenia. – Usłyszała za plecami cichy
szept. – I tak jestem już martwa. Nic wam nie powiem, bo nie wiele wiem.
Zawiodłam go na całej linii. Dałam się złapać, a to oznacza tylko jedno. Śmierć
z jego ręki. Tego, który w pojedynkę wyciął w pień ponad pięć tuzinów ninja.
Chciałam coś zmienić w swoim życiu. Chciałam tylko poznać świat, nowe miejsca,
nowych ludzi, a zamiast tego poznam jedynie Mrocznego Żniwiarza. – Tutaj
kunoichi w końcu uniosła głowę ukazując słuchającej ją Godaime swoje
napuchnięte od łez oczy. Na jej twarzy malowała się apatia w pełnym swym
wymiarze. – Proszę zrobić, co Hokage-sama uważa za właściwe. Mnie już nie
zależy. Nic i nikt mnie przed nim nie obroni…
Po wysłuchaniu i
skrupulatnym ułożeniu sobie w pamięci usłyszanych informacji, choć nie padło
tam żadne imię czy nazwisko, to Tsunade widocznie była zadowolona i wkrótce potem
wyszła na korytarz. Tam zaś niezmiennie czekali na nią shinobi Liścia, którym
rozkazała pilnować więźnia w ciągu dnia i nocy. Przez całą dobę, siedem dni w
tygodniu. Tyle bowiem czasu zdecydowała się dać dziewczynie, by ta na spokojnie
przemyślała swoje położenie, przygotowała się psychicznie na kolejne
przesłuchanie. I tym razem wszystko odbędzie się tak, jak powinno przy
wykorzystaniu naturalnego talentu Inoichiego Yamanaka. Ale coś tu było nie tak.
W czasie drogi powrotnej do biura Hokage cały czas zastanawiała się o kim mówiła
złotowłosa? Kogo zawiodła? Kogo się tak obawiała? Kto był tak potężny, że nawet
wiedząc, że jest się chronioną przez wyszkolonych shinobi, to i tak bała się o
swoje życie?
I wtem Tsunade
doznała swoistego olśnienia. Kilka minut wcześniej… Gdy wyszła z pokoju
przekształconego w celę i jeszcze zanim zaczęła wydawać rozkazy, zza drzwi usłyszała
niewyraźne jęknięcie – „Wybacz mi, Kitsune-sama.” – Gdy potem o tym rozmyślała,
to nie była pewna, czy się przypadkiem nie przesłyszała. Ale teraz? Teraz to by
wiele tłumaczyło. Jeśli rzeczywiście ta tajemnicza dziewczyna pracowała dla
Naruto, to było wielce prawdopodobne, że Uzumaki niebawem zjawi się w Konoha.
Przybędzie, by ją wykończyć, jak to sama nazwała. Tylko dlaczego miałby to
robić? I tu bolało najbardziej. Brak odpowiedzi na postawione pytanie był
czymś, czego piersiasta przywódczyni Ukrytego Liście nie lubiła najbardziej.
Dezinformacja może być naprawdę niebezpieczna.
* * *
Minęło jeszcze trochę
czasu nim przywódca kraju Żelaza do końca się uspokoił, ochłonął i na spokojnie
dokończył rozmowę z stojącym przed jego obliczem shinobi Ukrytego Liścia.
Ustaliwszy miedzy sobą kilka niecierpiących zwłoki spraw o zakończeniu
współpracy, a w tym najważniejszą zwaną zawiązaniem sojuszu między Tetsu no
Kuni i Uzumaki Naruto oraz Upiorną Armią, blondwłosy jinchuuriki chciał wrócić
do swojego tymczasowego pokoju, lecz drogę zagrodził mu nagle pojawiający się
obłoczek dymu, z którego wyszedł jeden z Weteranów. Samuraj w pomarańczowej
zbroi skłonił nisko głowę jednocześnie meldując, że wysłana do wioski Ukrytego
Liścia Kumi Nemoto kilka godzin temu została schwytana przez Konoha no ANBU i
uwięziona w miejskim areszcie. Niepocieszony tą wiadomością Naruto szybko
zadecydował, że jeszcze tej nocy ruszą do… domu, by jak to określił, ją odbić.
Lecz kiedy wkrótce potem pakował swoje graty szykując się do wymarszu, w jego
duszy odezwał się barczysty głos:
- Dlaczego masz ją uwalniać?? –
Pytał lisi demon. – Jeśli dobrze
pamiętam, a nie było to znowu tak dawno, sam jej przecież powiedziałeś, że jak
zostanie złapana, to nigdy więcej się już nie spotkacie. Gdy o tym usłyszałem,
sądziłem, że rozumiesz przez to zabicie jej. Czy nie tak? Powiedz, że się mylę,
Młody.
- Nie, nie mylisz się. Gdy o tym mówiłem,
rzeczywiście myślałem o zabiciu jej, gdyby dała się schwytać. Ale potem
stwierdziłem, że w sumie nie muszę tego robić, gdyż i tak nie widziała jeszcze
mojej twarzy. – Odparł blondyn rozglądając się w koło po pokoju czy
przypadkiem nie zapomniał czegoś spakować. – Po za tym, Kumi mimo wszystko jest mi potrzebna. Miałem również
nadzieję lepiej ją poznać, skoro tak chętnie zechciała dla mnie pracować.
- Co? Nie bardzo rozumiem. Na co Ci ona?
- Jeszcze się nad tym tak dokładnie nie
zastanawiałem, ale… Skoro mam już jednego szpiega w Suna Gakure no Sato, to
dlaczego by nie mieć kolejnego w innej wiosce? Nie chwaląc się, myślałem o
stworzeniu czegoś na kształt prywatnej siatki szpiegowskiej. No, wiesz. Takiej,
która by mnie informowała o wszystkich podejrzanych i niepokojących
poczynaniach moich wrogów, jak i sprzymierzeńców. Jeszcze nie wiem, kto miałby
się tym zając i jakby miało to w ogóle wyglądać. Jak na razie to tylko wstępny
projekt. Czy cokolwiek z tego wyjdzie? Czas pokaże. – Wyjaśnił opuściwszy
już swój tymczasowy nocleg. Kierując się z wolna w stronę bramy wyjściowej z
wioski okalającej siedzibę władzy kraju Żelaza, u jego boku niezmiennie kroczył
grafitowy samuraj o białych ślepiach.
- Ach, teraz już rozumiem! – Demon
wyszczerzył kły. – To nawet nie taki
głupi pomysł. Prywatna siatka szpiegowska. Hmm. Jeśli się za to któregoś dnia
weźmiesz i wszystko wypali, to kto wie, a już nigdy więcej nie będziesz musiał
zastanawiać się, czy za rogiem przypadkiem ktoś nie czyha, by Ci życie odebrać.
Nieźle, Młody! Naprawdę, podoba mi się ten pomysł.
- Dzięki, Kyuu.
Dwudziestolatek
nieznacznie się uśmiechnął i obejrzał się za siebie. Stał z Jogenshą w progu wyjścia
z osady, która przez ostatnie kilkanaście miesięcy była jego ostoją spokoju i
odpoczynku od trudów życia codziennego. Życia, które w głównej mierze skupione
było na przypomnieniu sobie tego, co zostało stracone. Można by powiedzieć, że
przez ten czas stała się jego drugim domem, choć sam Naruto nigdy nie odczuwał
takiego przywiązania. Teraz nałożył na twarz ceramiczną maskę o podobiźnie lisa
i więcej się nie oglądając ruszył przez gęsty las ku granicy. Choć noc była
jeszcze młoda, to i tak dookoła było już ciemno, zaś na poczerniałym niebie z
każdą kolejną minutą pokazywało się coraz więcej gwiazd i wznoszący się nad
nimi księżyc w pełni. Chłodny blask białej kuli rozpraszał mrok wskazując
drogę. Po jakiejś godzinie skoków z drzewa na drzewo, Uzumaki poczuł, że ktoś
chyba ich śledzi. Co prawda, nie był co do tego pewny, gdyż jego zmysły zaczęło
już przyćmiewać nasilające się zmęczenie, ale jednak… nie zamierzał tego
sygnału tak po prostu ignorować. Wszakże niebawem pewnie będzie musiał zrobić
postój na nocleg, a do tego czasu lepiej wiedzieć kto i po co za nim podążał.
Rzuciwszy
porozumiewawcze spojrzenie grafitowemu samurajowi, gdy ten odpowiedział
kiwnięciem głową, zaraz obaj zeskoczyli na ziemię i jakby nigdy nic zaczęli
rozbijać obóz. Po upłynięciu kolejnej godziny miedzy drzewami na niewielkiej
polance stał rozłożony namiot, a przed jego wejściem płonęło ognisko. Jogensha
gdzieś zniknął, a Naruto spokojnie siedział po turecku wpatrując się w wesoło
skaczące płomienie. Lecz pozory mogą mylić, gdyż chłopak cały czas bacznie
nasłuchiwał wszelkich odgłosów dobiegających go z czarnego lasu. Nie opuszczał
gardy nawet na sekundę, trzymając w pogotowiu ukryty kunai. Czekał, aż „gość”
pierwszy wykona ruch. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach, gdy dotąd wznoszący
się księżyc w końcu sięgnął swego zenitu, a wokół obozowiska nic nowego się nie
wydarzyło, nieco zdrętwiały blondyn postanowił dyskretnie rozejrzeć się po
konarach okalających go drzew. Niby to chciał po prostu się przeciągnąć i wtem
dostrzegł jakieś poruszenie w konarze rozłożystego dębu rosnącego kilkanaście
metrów na wprost od ogniska. Nie wiele myśląc, Naruto błyskawicznie zerwał się
z miejsca i rzucił w tam tym kierunku trzymany kunai, by zaraz usłyszeć
brzdęknięcie odbijanej broni. W chwili następnej jakiś cień zeskoczył na ziemię
i powoli zaczął podchodzić.
- Kim jesteś i czego
chcesz!? – Warknął blondyn sięgając po miecz uczepiony pleców. – Dla własnego
dobra, lepiej się pokaż! W przeciwnym wypadku…
- W przeciwnym wypadku,
co? Zaatakujesz mnie? – Z mroku wyłonił się jakiś nieznany Uzumakiemu brunet o
czarnych oczach i lekko drwiącym, pełnym wyższości uśmieszku na ustach. Ów
osobnik na pierwszy rzut oka mógł być w tym samym wieku, lecz co do tego nie
było całkowitej pewności. Odziany był w luźną, białą koszulę z krótkimi
rękawkami i wysokim kołnierzem, rozpiętą na piersi, do tego szerokie na udach,
granatowe spodnie oraz gruby, fioletowy sznur przewiązany w pasie. Dłonie miał
zakryte rękawiczkami bez palców, również granatowymi, zaś na przedramionach i nogach
na wysokości łydek miał metalowe ochraniacze. Całości dopełniał wystający zza
pleców przy biodrach miecz w czarnej, lakierowanej saya. – Czy aż tak bardzo
mnie nienawidzisz, że jak tylko się spotykamy, to zaraz chcesz ze mną walczyć?
Co, Naruto?
- Chwila moment. Skąd
znasz moje imię?? Spotkaliśmy się już kiedyś??
Kiedy missing-ninja
tylko usłyszał te dwa pytania, momentalnie zorientował się, że wyraźnie coś tu
nie grało. Choć nie widział twarzy swojego rozmówcy, to już teraz wiedział, że
nie rozmawiał z tym samym człowiek, co kilka lat temu. I ta zmiana nie
specjalnie się mu spodobała, a że uznał, iż Uzumaki sobie z niego kpi udając,
że go nie zna, szybko postanowił uzyskać odpowiedzi:
- Co jest, głąbie?
Nie poznajesz mnie? To ja, twój przyjaciel, Sasuke Uchiha. Chyba mi nie
powiesz, że po naszym ostatnim spotkaniu postanowiłeś całkowicie wyprzeć mnie
ze swoich wspomnień? A może się mylę? – Jego twarz ponownie wykrzywił chytry
uśmieszek.
- Sasuke Uchiha??
Sasuke Uchiha… Sasuke Uchiha… Sasuke Uchiha… Nie. Przykro mi, ale nie
przypominam sobie, żebym Cię kiedykolwiek poznał. A jeśli nawet, to wpadłeś w naprawdę
złym momencie. Straciłem pamięć i nie wiele pamiętam z tego, co się działo
przed dwoma laty. – Blondyn rozłożył ramiona w bezradnym geście.
- Że co proszę!? Jak
to, straciłeś pamięć?? Co przez to rozumiesz?? – Brunet nie wierzył własnym uszom.
Tyle planowania. Pracy. Poszukiwań. Przygotowywania się do chyba
najtrudniejszej rozmowy o swoim starszym bracie i wszystko po nic, bo młotkowi
coś się przytrafiło! Psia kość! Poznanie prawdy o Itachim chyba znowu przesunie
się w czasie.
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto” and
its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz