niedziela, 25 lutego 2018

216. Nowy fragment wspomnień

Na początek chciałbym przypomnieć, że jako autor tego bloga jestem tylko człowiekiem i napisanie, jak to określacie „dobrej notki”, musi zająć mi trochę czasu. Ponad to, mam też własne życie, a w nim różne obowiązki odciągające mnie od pisania. Dlatego raz jeszcze proszę o wyrozumiałość i cierpliwość, a w końcu zostaniecie… nagrodzeni. Im dalej w las, tym więcej drzew… Innymi słowy, miesiąc czekania na nową notkę to i tak wciąż krótko. A staram się, jak tylko mogę, byście nie musieli za często zastanawiać się, czy przypadkiem już się nie znudziłem i nie porzuciłem tego bloga. Tyle słowem wstępu. Pozdrawiam i enjoy!



<<< Chapter ukazał się 12 stycznia 2013 roku >>>



Kiedy tylko zamknęły się drzwi i do uszu nie doszła żadna nowa wymiana zdań z wnętrza pomieszczenia za plecami, Mifune w pierwszej kolejności skierował się dalej przed siebie ku przeciwległemu krańcowi auli. Szedł spokojnym, zdecydowanym krokiem z rękoma splecionymi na pośladkach i nieco zwieszoną głową. Jego myśli nieprzerwanie krążyły w koło zdradzieckiego spisku swoich najbliższych współpracowników, jaki uknuli w sekrecie przed nim. Nie mógł zrozumieć, dlaczego do jasnej cholery o niczym mu nie powiedzieli!? Oczywistym było, że wiedział, dlaczego tego nie zrobili. Czy się bali, że im nie pomoże? A może za tym kryło się coś innego? Coś znacznie gorszego i podlejszego, niż jedynie próba odebrania Uzumakiemu władzy nad Upiornymi? Mężczyzna nie był, co do tego przekonany. Choć umiejętnie się przed nim ukrywali, to nigdy nie dali mu powodu do takiego myślenia. Aż do dzisiaj. Po kilku minutach Mifune dotarł do celu swej nieprzewidzianej wędrówki, a było nim wyjście na ulice, lecz tuż przed wielkimi wrotami samuraj nagle skręcił w prawo i niepostrzeżenie zbliżył się do stojącej pod jedną z kolumn grupki dyskutujących o czymś strażników.
- Czy mogę się do was przyłączyć? – Spytał, a gdy ci się do niego poodwracali i go dostrzegli, na ich niczym nieosłoniętych twarzach odmalowało się autentyczne zdziwienie.
- Mifune-sama? – Dopiero po chwili otrzeźwieli, że każdy z osobna szybko skłaniali głowami z szacunkiem. – Czy coś się stało?
Samuraj nie odpowiedział, gdyż w tym momencie drzwi do jego komnaty otwarły się z hukiem. Zaalarmowani spojrzeli w tamtym kierunku. Z wnętrza pomieszczenia, niczym rwąca rzeka zaczęli wybiegać, krzycząc w niebogłosy, czymś przerażeni wojownicy Yakuzy. Roztrzęsieni, trupiobladzi, z wybałuszonymi oczami potykając się i przepychając jeden przez drugiego… cała masa ludzi przedarła się przez aulę i z równie wielkim hukiem wypadła na ulicę. Nikt ich nie zatrzymywał, żeby nie zostać stratowanym, a gdy hałas ucichł, Mifune szybko dostrzegł, że nie wszyscy uciekli. Kilkunastu rosłych mężczyzn nie wytrzymało napięcia wymiotując i następnie mdlejąc, czym natychmiast zaskarbili sobie troskę i uwagę strażników niebiorących udziału w awanturze.
Tylko…, co ich wszystkich tak wystraszyło? Co sprawiło, że tak wielu padło ofiarą zbiorowej paniki? Znalezienie odpowiedź na postawione pytania musiało na razie zaczekać, ponieważ w progu szeroko otwartych drzwi do sali przyjęć po chwili pojawił się blondwłosy shinobi w towarzystwie jednego grafitowego, czterech pomarańczowych i dwóch zielonych Upiornych Samurajów. Żołnierze zdawali się dyskutować o czymś z idącym miedzy nimi chłopakiem na twarzy, którego jak zawsze odznaczała się śmiertelna powaga i niczym niezmącony spokój. Uzumaki wyglądał na wyluzowanego, jakby przed kilkunastoma minutami nic specjalnie się nie wydarzyło. Lecz to jego opanowanie w rzeczywistości było pozorowane, gdyż wewnętrznie wciąż zanosił się niepochamowanym śmiechem, aż do łez. Co go tak rozbawiło? Otóż, tylko Kyuubi no Kitsune to wiedział. No, może był ktoś jeszcze, ale najbardziej odczuł to właśnie lisi demon. Kurama leżał na posadzce swojego więzienia z łbem podpartym na skrzyżowanych przednich łapach i trzymał zamknięte powieki z każdą kolejną minutą tracąc resztki swego stoickiego opanowania.
- Czy mógłbyś wreszcie się uciszyć!? – W końcu warknął rozgoryczony. – Już mnie uszy bolą od tego chichotu. Ile można!? Skończyłbyś już z tą dziecinadą!
Blondyn słysząc negatywny jęk demona momentalnie się opamiętał zawieszając na złotej kracie uważne spojrzenie błękitnych tęczówek. Z jednej strony bardzo nie spodobały mu się usłyszane uwagi, lecz z drugiej właśnie poczuł, że i tak już go brzuch rozbolał.
- Co jest? Chyba mi nie powiesz, Kurama, że scena odstawiona przez Upiornych ani trochę Cię nie rozbawiła? – Spytał Naruto nieprzerwanie obserwując wciąż zamknięte powieki demona w lisiej skórze.
- To prawda. Nie zaprzeczę. Ich pokaz rzeczywiście był zabawny, ale pytam raz jeszcze… Ile można się śmiać? – Lis odwzajemnił posłane mu spojrzenie. – Rozumiem raz czy drugi, ale nie ósmy z kolei! Jaką twoja przepona ma wytrzymałość!?
- Średnią. – Chłopak nieznacznie się uśmiechnął rozmasowując odrętwiały mięsień i zamilkł oddaliwszy się nieco od klatki przyjaciela. Przeszedł kilka kroków i zbliżył się do przeciwległej ściany przedsionka tuż przy wejściu, po czym oparł się o nią plecami i splótł ramiona na piersi nieco zwieszając głowę. Popadł w zadumę, czym wzbudził lekki niepokój u bacznie obserwującego każdy jego ruch demona. Bijuu uniosło się rozprostowując przednie łapy i więcej się już nie odzywając poczęło czekać na kolejne słowa blondyna, lecz się ich już nie doczekało, gdyż dwudziestolatek powrócił umysłem do otaczającej go rzeczywistości.
Oprzytomniawszy, Uzumaki naraz dyskretnie rozejrzał się dokoła. Towarzyszący mu Jogensha, czterej Weterani i dwóch Łapiduchów, którzy wezwani zostali na imprezkę z wojownikami Yakuzy, nieprzerwanie strzegli jego boków i tyłów. Choć nie było takiej potrzeby, to z jakichś względów postanowił ich na razie nie odsyłać. A nóż się na coś jeszcze przydadzą. Spojrzawszy dalej przed siebie, po chwili napotkał spojrzenie kilku strażników i stojącego miedzy nimi Mifune. Wszyscy wyglądali na jednakowo zaskoczonych, choć żaden jawnie tego po osobie nie pokazywał, to i tak największą powściągliwość przejawiał milczący przywódca Tetsu no Kuni.[1] Kiedy mężczyzna z owiniętą bandażem głową kiwnął w jego kierunku, a jego ponurą twarz rozjaśnił delikatny uśmiech, blondyn od razu do niego podszedł.
 - Dziękuję, Naruto, że wykazałeś się takim opanowanie i nie pozabijałeś moich ludzi. Spisek uknuty przeciw tobie przez Yakuzę i Isoshiego potępiam, gdyż dobrze wiem, że walka z tobą zwyczajnie nie ma sensu. – Samuraj odezwał się przepraszającym tonem. – Ponad to, nigdy nie zamierzałem mieć w tobie wroga. Nawet, gdy się dowiedziałem, że jesteś głównodowodzącym Upiorną Armią i w dodatku nosicielem najpotężniejszego w świecie Bijuu. Już sama ta wiedza sprawiła, że zapragnąłem mieć w tobie sprzymierzeńca.
- Rozumiem i dziękuję. – Jinchuuriki uśmiechnął się jednocześnie ściskając podaną mu dłoń, po czym dodał: – Czy w takim razie mogę liczyć na to, że gdy będę chciał odejść, to nikt nie będzie próbował mnie zatrzymywać?
- Oczywiście i niech ktoś tylko spróbuje to zrobić, to tym razem będzie miał ze mną do czynienia. – Samuraj odwzajemnił posłany uśmiech i zaraz odwrócił się do stojącego obok strażnika, któremu szepnął coś na ucho. Wojownik od razu się ukłonił i biegiem oddalił w tylko sobie znanym celu. Zdziwiony Uzumaki z początku nie wiedział, o co może chodzić, a gdy już chciał zadać cisnące się na usta pytanie, strażnik powrócił z jakimś bliżej niezidentyfikowanym zawiniątkiem w ręce, które podał swemu zwierzchnikowi. Mężczyzna naraz wyciągnął rękę z pakunkiem przed siebie:
- Gdy Ci to dwa lata temu odbierałem, Naruto, byliśmy po różnych stronach barykady i wtedy uważałem, że robię dobrze. Dziś zaś już wiem, że zrobiłem źle, twoją amnezję po części wykorzystując do swoich celów. Musisz mi wybaczyć, gdyż tego straconego czasu już Ci nie zwrócę. Przykro mi.
- Co? Nic nie rozumiem. Co to takiego, że miałbym mieć Ci cokolwiek za złe??
- Rozwiń materiał, a być może zrozumiesz.
Nie mając innego wyjścia, Naruto odwinął trzymany pakunek i jego oczom ukazał się lśniący, metalowy ochraniacz na czoło z wyrytym na nim emblematem Konoha Gakure no Sato. W dalszym ciągu nic z tego nie kapując i tępo wpatrując się w trzymaną opaskę, gdy przejechał kciukiem po symbolu Ukrytego Liścia, wnet poczuł nagłe ukłucie nieznanego bólu w głowie, który zwalił go z nóg posyłając w ciemność.
* * *
                                                    Kilka godzin wcześniej                       
Kiedy nad ranem dotarł na miejsce z początku nie wiedział gdzie się udać, gdyż w związku z bardzo wczesną porą na ulicach miasteczka prawie nikogo nie było i wszystkie przybytki handlu oraz uciech cielesnych wciąż były pozamykane. Całą noc padający śnieg wreszcie przestał padać i było można odsapnąć. Ciągłe strzepywanie nadmiaru białego puchu z ramion każdego doprowadzało do białej gorączki. Sasuke westchnął przeciągle rozglądając się jednak za jakimś miejscem, gdzie mógłby w spokoju i kontemplacji przeczekać tych parę godzin, nim rozpocznie nowe śledztwo. Po części miał też cichą nadzieję na zregenerowanie nadwątlonych całonocną podróżą sił. Godzinę zajęło mu znalezienie całodobowego motelu, w którym od razu wynajął pokój z góry opłacając dwudniowy pobyt. Tyle czasu w zupełności mu wystarczyło na regenerację i śledztwo. W końcu nie miał pewności, czy pogłoski o Naruto widzianym w tej części świata były prawdziwe.
I tak, gdy zaczęła dochodzić dwunasta w południe, siedząc w oknie swojego noclegu, totalnie znudzony młody Uchiha w pewnym momencie dostrzegł przesuwający się po krawędziach budynków cień dwóch postaci. Niby nie było w tym nic dziwnego, ot prosty sposób na szybkie poruszanie się po mieście, ale nie w kraju, gdzie było więcej samurajów niż shinobi, zaintrygowany tym spostrzeżeniem nawet nie zastanawiał się nad swoją reakcją. Błyskawicznie się ubrawszy, jeszcze tylko zarzucił na ramiona czarny płaszcz z szerokim kapturem, pod którym ukrył twarz i czym prędzej opuścił pokój wyskakując przez wcześniej otwarte okno. Z pomocą chakry skumulowanej w podeszwach przemieścił się na dach motelu, a tam aż musiał zmrużyć oczy pod oślepiającym blaskiem wysoko wiszącego słońca. Przez chwilę oślepiony, nie wiedział gdzie są Ci, których postanowił śledzić. Zaczął nieco nerwowo rozglądać się dookoła cały czas starając się odzyskać wzrok, a gdy po kilku minutach już to nastąpiło od razu ich zobaczył kilkaset metrów przed sobą. Nieznajomi właśnie przeskoczyli dach ostatniego domostwa, gdzie zeskoczyli na ulice i już normalnym, nieśpiesznym krokiem zaczęli kierować się ku siedzibie władz kraju Żelaza. Do takiej przynajmniej konkluzji doszedł Susuke, pędząc na złamanie karku i rzecz jasna zachowując ostrożność, by go nie dostrzeżono, a jak już znalazł się na dachu, gdzie kilka sekund temu widział swoje cele, przyczaił się za kominem obserwując ich kolejne ruchy. Tajemniczy mężczyźni zniknęli po chwili we wnętrzu ogromnej budowli, przez co brunet nie zdążył się im bliżej przyjrzeć.
- Chikushō! – Zaklął pod nosem, ale nie ruszył się z miejsca. Z jakichś powodów nie zamierzał tam wchodzić i na siłę odkrywać ich tożsamości. Zamiast tego wygodnie rozsiadł się pod kominem i ogrzewany spadającymi na niego promieniami słońca wbrew swoim celom postanowił spokojnie zaczekać. Wszakże, nigdzie specjalnie się mu nie spieszyło. Nikt go nie widział, więc nikt się nim nie interesował. Brunet sam do końca nie wiedział, dlaczego tak postępował? Co go powstrzymywało przed zrobieniem tego tak, jak zawsze, gdy chodziło o poznanie jakiejś informacji? Siłą i na chama. Brutalnie i bez pardonu. Najlepiej z obiciem komuś mordy. Ale, nie. Tym razem jakaś niewidzialna siła zdecydowała za niego. Może to i dobrze. I tak miał już więcej wrogów niż przyjaciół. Tak naprawdę, to Sasuke nie miał żadnych przyjaciół. Kiedyś takowi znajdowali się w Konoha, w jego rodzinnej wiosce, lecz potem zbudowane tam więzi poszły w ruinę i znów, tym razem na własne życzenie, został sam. Co za ironia losu. – Uchiha zaśmiał się krótko i wtem przypomniał sobie, jak kilka lat temu miał podobne myśli i wtedy też ujrzał przed oczami cierpienie otaczające postać jego ex-najlepszego przyjaciela. Naruto przecież nigdy tak naprawdę nie miał rodziny, całe życie był sam. Przez wszystkich odtrącony, znienawidzony… mimo wszystko najlepiej go rozumiał. Sasuke już nie jedno krotnie wypominał sobie, dlaczego zniszczył tą wieź? Ha! Odpowiedź była nader oczywista. Zaślepiony rządzą zemsty zwyczajnie nie kontrolował swych emocji, wyborów i kroków…
Czarnooki ciężko westchnął i spojrzał w niebo. Gdyby ktoś go teraz obserwował, pomyślałby, że dwudziestolatek chyba w końcu zrozumiał, że jego dotychczasowa droga ninja prowadziła donikąd.
* * *
Pierwsze, co zobaczył po przebudzeniu i otwarciu oczu był biały sufit pomieszczenia, w którym akurat się znajdował. Beżowy kolor ścian idealnie współgrał z ciemnobrązowymi panelami podłogowymi, co w pewien sposób kojąco wpływało na samopoczucie. Naruto nie wiedział, co się stało i jak się tu znalazł, choć podejrzewał, że ktoś musiał go tu przynieść. Pewnie któryś z Upiornych, którzy mu towarzyszyli, ale i tak wciąż był odrobinę skołowany. Usiadłszy na brzegu posłania twarzą do drzwi wejściowych, momentalnie w głębi duszy usłyszał ociekające kpiną zawołanie:
- Witamy wśród żywych.
- Kyuubi? – Spytał nie od razu rozpoznając rozmówcę.
- Nie, Królewna Śnieżka. – Sarknął Kurama. – Jeszcze jakieś pytania?
- Tak. Co Królewna Śnieżka robi w mojej głowie? I czy siedmiu krasnoludków też tam jest? Jeśli tak, to niech się wynoszą, bo nie ma tam dla nich miejsca!
- Widzę, że nie straciłeś poczucia humoru. To dobrze wróży. – Zauważył lis szczerząc kły, po czym dodał już znacznie bardziej troskliwym tonem. – A teraz powiedz, Młody, jak się czujesz?
- Niech pomyśle… Jakby mi ktoś Rasenganem przyłożył. – Chłopak rozmasował kark rozglądając się w koło. W pomieszczeniu, w którym akurat się znajdował, nie było nikogo innego, więc mógł się rozluźnić i dokończyć rozmowę z demonem odzywając się już normalnym głosem. – Co się właściwie stało?
- Zemdlałeś, co nie często Ci się zdarza. – Lis się zamyślił. – Szczerze, na przestrzeni lat, to twoja pierwsza taka reakcja na jakiś bodziec. Więc wniosek z tego taki, że to ja powinienem się ciebie spytać, co Ci się właściwie stało??
- Nie jestem pewny, ale czuję, że coś chyba uległo zmianie. Nie potrafię teraz tego w żaden sposób nazwać. – Blondyn wstał i przeszedł kilka kroków po pokoju. – Już wiem. Czuję się tak, jakbym właśnie zrzucił z barków jakiś ogromny ciężar. Jakbym odzyskał to, co kiedyś straciłem…
Po tych słowach Naruto zamarł w pół kroku momentalnie wyraźnie sobie przypominając zapach drzew, który wiatr przynosił do wioski każdego dnia oraz miękkość trawy, na której kiedyś leżał wypoczywając po intensywnym treningu. Zobaczył przed oczami twarze Hokage wykute w skale i poczuł smak ramen u Ichiraku, którego nie kosztował już od wielu miesięcy. Stracone wspomnienia wracały do niego cały kaskadami. Przez chwilę nawet wydawało mu się, że słyszy przez ścianę kłótnię dwójki dobrze znany sobie osób, choć jeszcze nie potrafił ich rozpoznać. Wiedział już, gdzie się urodził, gdzie był jego dom, ale w pamięci i tak wciąż miał pełno dziur. To zaś powoli zaczynało już mu poważnie przeszkadzać.
Dwudziestolatek ponownie usiadł na brzegu łóżka i tym razem zapatrzył się na swoje gołe stopy, lecz chwilę kontemplacji przerwało mu niespodziewane pojawienie się przed nim dwóch Weteranów w chmurach białego dymu. Żołnierze klęczeli trzymając złote spojrzenia zwieszone na podłogę i nie wydawali się skorzy do rozmowy, choć z drugiej stroni mogli po prostu czekać aż, kto inny pierwszy zabierze głos. Naruto tym czasem wpatrywał się w nich szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, dlaczego właśnie teraz zechcieli zakłócić mu spokój.
- O co chodzi? – Spytał w końcu.
- Rikushō-sama. Meldujemy, że zadanie w Suna Gakure zostało wykonane.
- Ach, nareszcie! – Blondyn od razu się ożywił. – I jak było? Mieliście jakieś problemy? Jak to rozegraliście? Ile było ofiar? Czy mam się spodziewać, że w najbliższym czasie Ukryty Piasek wlezie mi na kark? Czy może o niczym nie wiedzą i mogę spać spokojnie? Który pierwszy zacznie spowiedź?
Pytania zwaliły się na Upiornych niczym górska lawina wywołaną jakąś eksplozją, lecz to ich nie ruszało. Dodatkowo przygnieceni do ziemi ciężarem błękitnych tęczówek swojego przywódcy w pierwszej chwili nic mu nie odpowiedzieli, jedynie rzuciwszy sobie krótkie, porozumiewawcze spojrzenia. Wyglądało to tak, jakby coś przed nim ukrywali, jakby nie byli z czegoś dumni, lecz jak było naprawdę, to tylko Weterani wiedzieli.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Tetsu no Kuni (jap.) – Kraj Żelaza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz