niedziela, 25 lutego 2018

211. „Czas ruszać w drogę.”


<<< Chapter ukazał się 4 września 2012 roku >>>



Stał w oknie swojego gabinetu na coś lub kogoś czekając, trzymał skrzyżowane ręce za plecami na wysokości kości ogonowej i nieobecnym wzrokiem obserwował panoramę rodzinnej wioski, której bronił i przewodziła na międzynarodowej arenie już od przeszło czterech lat. Trwał tak w bezruchu już od dobrych trzech godzin i w dalszym ciągu nic nie wskazywało, żeby cokolwiek miało ulec zmianie. Kilka kroków z tyłu pod przeciwległą ścianą stała dwuosobowa kanapa, na której spał i cichutko pochrapywał jego starszy brat, Kankuro. Wykończony ciągłym użeraniem się z niesfornymi podległymi mu członkami elitarnych służb ANBU, brunet przyszedł do swojego zwierzchnika trochę ponarzekać, lecz jak padł na sofę, to już z niej nie wstał. I, teraz wyraźnie o czymś śnił, gdyż jego skierowaną do sufitu twarz wykrzywiał rozmarzony uśmieszek. Leżąc na wznak, jedną rękę trzymał zgiętą w łokciu i podkurczoną pod brodą, drugą zaś wyprostowaną spadającą z kanapy ku podłodze.
W pewnym momencie w gabinecie dało się słyszeć ciche skrzypnięcie powoli i ostrożnie otwieranych drzwi, co sprawiło, iż stojący do niech tyłem Gaara teraz się odwrócił wyrwany z zamyślenia. W progu dostrzegł drobnej postury brunetkę o oczach czarnych niczym smoła lśniących w tej chwili figlarnym podekscytowaniem. Dziewczyna niewinnie się uśmiechała w jednej ręce dzierżąc ptasie pióro, w drugiej zaś puszkę bitej śmietany. Kazekage zmarszczył brwi zastanawiając się, na co jej takie przybory, lecz nie zareagował. Odpowiedź otrzymał prędzej, niż sam mógłby się jej domyślić. Misako, bo tak na imię było tej niewiaście, zbliżyła się do śpiącego bruneta i na jego wyciągniętej dłoni złożyła pokaźnych rozmiarów białą kupkę, po czym obeszła sofę i po chwili koniuszkiem trzymanego pióra podrażniła Kankuro w nos. Reakcja chłopaka była natychmiastowa. Kulinarny specyfik, jednym pacnięciem, został rozmazany na całej twarzy wyrywając jej właściciela z miękkich ramion Morfeusza.
- Aach! Co do…!? – Krzyk dezorientacji rozniósł się echem po biurze. – Misako!
Nie mogąc się powstrzymać, kunoichi Piasku zaniosła się głośnym śmiechem, jednocześnie wybiegając z gabinetu, by rozjuszony dowódca ANBU nie mógł jej tak od razu złapać. Kankuro pośpiesznie starł z twarzy białą maź z uśmiechem odnotowując, że tym razem jego psotnica skorzystała z czegoś bardziej zjadliwego. Nie to, co za pierwszym razem. Krem do opalania wyprodukowany z jadu Czerwonego Skorpiona. Nowy wynalazek farmaceutów Suny dbających o wrażliwą skórę swoich klientek. Wyeliminowali zabójcze właściwości jadu, lecz chyba popełnili gdzieś jakiś błąd, bo specyfik ten niewyobrażalnie śmierdział. To jednak dbającym o cerę kobietom wyraźnie nie przeszkadzało. Co innego, panowie. Brrr, Kankuro aż się wzdrygnął na samo tamto wspomnienie. Wychodząc z biura w ślad za dziewczyną, brunet odwrócił się i spojrzał na brata, który w odpowiedzi jedynie kiwnął mu głową nie ukrywając, iż zaistniała scena, jak zwykle go rozbawiła.
Chwilę po wyjściu dowódcy elitarnych shinobi Wiatru, w biurze Gaary rozległ się odgłos pukania w drzwi, które sekundę potem otworzyły się pod naporem popychającego je ramienia ninja Konoha Gakure no Sato.
- Chciałeś mnie widzieć, Kazekage-sama?
- Tak, Shikamaru Nara. Wejdź.
Ambasador wioski Ukrytego Liścia wszedł pewnym krokiem do środka z obojętnym wyrazem twarzy. Owszem, nie ukrywał, że niespodziewane wezwanie przez przywódcę Piasku bardzo go ciekawiło, lecz po wierzchu nie okazywał zbytniego entuzjazmu. W ten sposób miał zapewniony pewien dystans i swobodę do otaczającej go rzeczywistości.
- To, o czym chciałeś ze mną rozmawiać? – Shikamaru spytał bez ogródek.
Gaara spojrzał na niego.
- Wiesz, ostatnio dużo rozmyślałem nad tym, jaką wartość mają wszystkie wydarzenia, by było tak, jak jest teraz. Jak czyny ludzi wpływają na innych. Zastanów się. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie… Naruto. Zmienił ścieżkę mojego życia, na lepszą. Dzięki niemu zostałem mianowany Kazekage, uczyniłem z Matsuri lepszą kunoichi i teraz jestem z nią zaręczony. – Rudzielec przerwał, aby odetchnąć. – Ale jest ktoś inny, o kim chciałem z tobą porozmawiać. Zauważyłem zmianę u tej osoby, szczególnie od czasu, gdy przybyłeś do Suny.
- I… umm… Kim jest ta osoba? – Nara widocznie się ożywił, domyślając się, o kogo może chodzić Gaarze, lecz po szybkim zastanowieniu zdecydował się rżnąć głupa. A nóż jego sekret jeszcze nie został odkryty i jego nieformalny związek z pewną blondynką był, jako tako bezpieczny. Wszakże było wiadomo, że Gaara i Kankuro strzegli swojej siostry, będąc przy tym nieco nadopiekuńczym. Sabaku tym czasem na powrót odwrócił głowę w stronę okna, przy którym nieprzerwanie stał i po chwili milczenia znów zabrał głos:
- Nie szkodzi, że masz swoje tajemnice. Każdy je ma. Jestem pewny, że kiedy będzie gotowa, sama się przede mną otworzy i nie ukrywam, cieszę się ze zmiany, która zachodzi u Temari. Sprawia ona, że jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nie zrań jej, Nara Shikamaru. To wszystko, o co Cię proszę. I uwierz mi, nigdy nie widziałeś Temari w naprawdę złym humorze. – Gaara zrobił pauzę ciężko wzdychając, po czym dodał ściszonym głosem. – A ludzie mówią, że to ja jestem straszny.
- Ee… Dobrze. Rozumiem. Zatem… umm… Od jak dawna wiesz, że ja i Temari… No, że się spotykamy? – Spytał brunet przerywając złowieszcze milczenie pogodziwszy się z prawdą.
- Mniej więcej od roku. Kiedy dostarczyłeś mi list od Hokage świadczący o twojej nominacji na nowego ambasadora kraju Ognia w Suna Gakure, z początku nie byłem pewny, co sprawiło, że się tego podjąłeś. Z początku myślałem, że chciałeś po prostu uciec z domu, by jakoś się pogodzić z faktem, że nie ma już wśród nas twojego mistrza i jednocześnie, Naruto, naszego przyjaciela. Wtedy nawet nie podejrzewałem, że tym powodem mogła być moja siostra. Lecz z czasem zauważyłem, że każdego nowego dnia Temari zaczęła częściej się uśmiechać, swobodnie śmiać. Chcąc wybadać, co było powodem tej zmiany, wszcząłem małe śledztwo i wszystkie tropy zaprowadziły mnie do twojej osoby. – Sabaku odwrócił się przodem do swojego rozmówcy. – Oczywiście nie od razu byłem pewny swojego odkrycia. Nie chciałem się z tym zdradzać, więc czekałem na odpowiedni moment, by z Tobą, jak człowiek z człowiekiem, porozmawiać.
* * *
Kiedy Upiorni pod kierownictwem Jogenshy zajmowali się porządkowaniem zwłok pana Kyuzo i wszystkich innych zmasakrowanych bandziorów, Naruto z pomocą kilku klonów dokładnie przeszukał kryjówkę. Po za kolekcją ceramicznych masek z różnych krajów, blondyn znalazł równie bogaty zbiór najprzeróżniejszych zwojów i dokumentów w większej części mówiących o takich sprawach, jak drobny handel miedzy dwoma lub więcej wioskami. Nic podejrzanego. Ale, co to? Jedna z teczek, najokazalsza, leżąca na samym dnie wielkiego stosu w szczególny sposób przykuła uwagę blondynów. Zawierała, bowiem zdjęcia, nazwiska i miejsca pobytu poszczególnych członków siatki przestępczej, której niszczeniem obecnie zajmował się Uzumaki. Po skreśleniu tych, którzy już gryźli ziemię, Naruto dowiedział się, że zostało jeszcze dwóch ludzi do wyeliminowania. Jeden mieszkał w Suna Gakure, drugi zaś w Konoha Gakure. Obaj zajmowali wysokie stanowiska w zespołach doradczych daimyo kraju Wiatru i Ognia.
- Dzięki tej adnotacji zaoszczędzę mnóstwo czasu na żmudnych poszukiwaniach. Hehehe! Co za ułatwienie! Ten cały Kyuzo nawet nie wie, jak mi dopomógł w mojej misji. Haha! Tak, nie wie i się już tego nie dowie. – Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, chowając do kieszeni karki z interesującymi go informacjami.
- To, dokąd teraz? – Spytał demon słysząc rozbawienie swojego nosiciela. Gdy ten nie od razu zareagował, Kurama ponownie się odezwał. – Podsumujmy. Znalazłeś już to, po co tu przyszedłeś. Wiesz już, gdzie są pozostałe twoje cele. Pytanie tylko, co zamierzasz dalej zrobić? Wziąłbym pod uwagę twój ostatni przebłysk powoli wracającej pamięci.
Dwudziestolatek zastanowił się chwilę.
- Z jednej strony chyba powinienem teraz wrócić do Konoha i zameldować się Sakurze-chan, że żyję. Podejrzewam, że dziewczyna myśli, iż zginąłem. Kuso…! – Naruto zaklął. – Kami-sama jedyny wie ile cierpienia jej przysporzyłem. To takie deprymujące!
- A z drugiej strony? – Dopytywał się Lis niewzruszony jękami blondyna.
- Z drugiej zaś strony muszę udać się do Suna, a potem jeszcze wrócić do kraju Żelaza i zdać szczegółowy raport Mifune-sama z postępów mojego… śledztwa. – Uzumaki szybko kalkulował wszystkie za i przeciw podjęciu tej właściwej decyzji. – Gdy się z nim rozmówię, będę mógł zacząć myśleć o powrocie, lecz jeśli teraz wrócę do Konoha, to zaraz potem i tak będę musiał znowu wyruszyć, więc ostatecznie decydując… Nasz kolejny punkt programu, to Kraj Wiatru!
- Mądra decyzja. – Skwitował Kurama.
- Mam jednak wątpliwości.
- Niby, jakie? Sam przed sekundą powiedziałeś, że po za celem w Konoha masz jeszcze do odwiedzenia dwa inne miejsca. To jakby przesądza sprawę. Oczywiście, nie mówię, że powrót do swojej dziewczyny masz stawiać na ostatnim miejscu. Nie wiesz wszakże, co tam u niej się dzieje i tym podobne, ale…
- Zrozumiałem.
Dwudziestolatek przerwał argumentację Kyuubiego odzywając się do niego normalnym głosem, a nie w myślach tak, jak to było dotychczas, jednocześnie obserwując poczynania krzątających się w pobliżu Upiornych. Lisi demon miał rację. Nie wiedział, co się obecnie działo z Sakurą i jak wyglądało jej życie, gdy go nie było u jej boku. Ale, czy go to wszystko w ogóle nie interesowało? No właśnie, Naruto sam nie wiedział. Oboje nie widzieli się od ponad półtora roku, chłopak zaś jeszcze doniedawna nie wiedział o jej istnieniu, a i w tym czasie trochę się wydarzyło. Od obudzenia się w jakimś domu w kraju Żelaza z ogromną dziurą w pamięcią począwszy, przez poszukiwanie odpowiedzi i własnego miejsca w świecie, na wielomiesięcznym treningu panowania nad chakrą Kuramy skończywszy. Piętnaście miesięcy to szmat czasu. Teraz z kolei miał pewne powinności i nie mógł od tak z nich nagle zrezygnować. Czy życie shinobi naprawdę jest takie skomplikowane?
Jinchuuriki prychnął z dezaprobatą kierując się do wyjścia.
Wychodząc z groty Naruto przypomniał sobie o pewnej blondwłosej medyczce, która dosyć szybko przystała na jego propozycję, zobowiązując się do pracowania dla niego. Co prawda zupełnie nic o niej nie wiedział, po za tym, co sama mu powiedziała, lecz jakoś mu ten brak informacji nie przeszkadzał. Stwierdził, bowiem, iż z czasem wszelkie odpowiedzi same się ukażą. Oślepiony blaskiem wysoko wiszącego słońca przystanął sparaliżowany, ale już po chwili wzrok mu się na powrót przyzwyczaił do jasności dnia i wtem ją dostrzegł. Stała na skraju lasu odwrócona do niego plecami i pochylała się nad czymś wypinając doń swój kształty tyłeczek. Blondyn musiał przed sobą przyznać, że jej figura go pociągała i im dłużej się jej przyglądał, tym coraz bardziej czuł się z tym faktem niezręcznie. Robiło mu się gorąco za kołnierzem. Wszakże był już zaręczony. Przybrawszy na twarzy zimną maskę wyprutego z emocji drania, Naruto po chwili ruszył w stronę Kumi i wtem przypomniał sobie, że przecież jego twarz zasłonięta jest przez ceramiczną maskę o kształcie lisiego pyska. Momentalnie na powrót się rozluźnił i delikatnie się uśmiechnął. Posiadanie takiej maski miało swoje zalety, które w tej sytuacji były mu jak najbardziej na rękę.
- Nie sądziłem, że Cię jeszcze tu zobaczę. – Odezwał się zachodząc pannę Nemoto od tyłu, czym ją zaskoczył, że aż z wrażenia w miejscu podskoczyła.
- A! Kami-sama! To ty. – Odwróciła się z ręką na mocno bijącym sercu. – Ależ mnie wystraszyłeś! Nie rób tego więcej. – Poprosiła.
- Dobrze, ale niczego nie obiecuję.
Dziewczyna przyglądała mu się z zainteresowaniem i lekkim zakłopotaniem, które blondynowi podpowiedziało, że przecież nie wiedziała, jak ma się do niego zwracać. W końcu nie zdradził jej jeszcze swojego imienia czy nazwiska, ani też żadnego pseudonimu czy ksywki, która mógłby się identyfikować. W momencie, w którym zamierzał ponownie się odezwać, ta go uprzedziła pierwsza zadając cisnące się na usta pytanie.
- Uum… Czy powiesz mi, jak mam się do ciebie zwracać? Zakładam, że swojego imienia mi nie podasz, skoro skryłeś twarz za maską, ale może posiadasz jakiś pseudonim? Jeśli mam dla ciebie pracować, to powinnam wiedzieć, jak…
- Kitsune. – Odparł Uzumaki.
Kunoichi Kusa Gakure zrobiła oczy wielkie, jak spodki filiżanek.
- Ten Kitsune?? – Spytała z podekscytowaniem. – Przywódca legendarnej na cały świat Armii Upiornych Samurajów, niegdyś siejących strach i zgrozę wśród ludzi??
- Tak, ten sam. – Naruto odparł z delikatnym uśmiechem na ustach.
Kumi w mgnieniu oka padła przed nim na kolana i nisko schyliła głowę.
- To wielki dla mnie zaszczyt móc Cię wreszcie poznać, Kitsune-sama!
- Nie, nie, wstań. – Blondyn schylił się i pomógł się jej podnieść. – Nie musisz przede mną klękać ani mi się kłaniać. Na takie coś pozwalam jedynie podległym mi Samurajom, a i oni nie muszą tego robić, bo nie jestem nikim szczególnie ważnym. Jestem jedynie prostym shinobi niemającym zielonego pojęcia o polityce i rządzeniu kimkolwiek, a którego spotkał w życiu niespodziewany obowiązek dowodzenia olbrzymią armią gotowych do poświęceń żołnierzy.
- Przeprasza, ale nie zgodzę się z tobą. – Blondynka serdecznie się do niego uśmiechnęła stając przed nim wyprostowana, niczym struna i wypięła do przodu pierś. – Wszakże nadal nie wiem, jak się prawdziwie nazywasz, to już sam fakt, że dowodzisz legendarną Upiorną Armią czyni Cię kimś szczególnym. W moich stronach, każdy, kto słyszał o ich potędze, ten czuje przed nimi strach i respekt. Także imię Kitsune nikomu nie jest obce. Wszyscy wiedzą, że kiedyś w Konoha Gakure no Sato był ANBU o takim pseudonimie. Potem okazało się, że właśnie ten shinobi przewodzi Upiornym Samurajom, więc i jego zaczęto się bać.
Kiedy dziewczyna wreszcie skończyła swój wywód, pomiędzy nią, a jej rozmówcą zapanowała grobowa cisza. Przez kolejne minuty żadne nie zabrało głosu w rozpoczętym dialogu. Naruto milczał, gdyż sam już nie wiedział, co ma powiedzieć. Musiał przed sobą przyznać, że jej reakcja wielce go zaskoczyła. Sądził, że jeśli wypowie się o sobie w sposób negatywny, to zostanie to przemilczane. Lecz nie. Medyczka okazała się inteligentniejsza, niż wcześniej sądził. Jej słowa sprawiły, że nawet poczuł lekkie zawstydzenie. Ostatecznie, wciąż był tylko człowiekiem.
- No dobra. Starczy już tego wychwalania mojej osoby. Czas ruszać w drogę. – Naruto w końcu się odezwał.
- W drogę? – Kunoichi Kusa Gakure spoważniała jeszcze bardziej. – A dokąd?
- Ja idę do Suny. Tak, do Suny. A ty moja droga Kumi pójdziesz teraz do Konoha i oto, co tam dla mnie zrobisz. – Chłopak wyciągnął z kieszeni odpowiednią kartę osobową znalezioną w kryjówce nieżyjącego już Kyuzo, oderwał z niej zdjęcie oraz nazwisko celu, po czym podał obie informacje dziewczynie. – Chcę wiedzieć o tym gościu wszystko, czego można się dowiedzieć. Gdzie mieszka, gdzie pracuje, gdzie się stołuje, jak wygląda jego plan dnia. Wszystko, co uznasz za ważne. Za miesiąc oczekuję dostać od ciebie szczegółowy raport z postępów śledztwa.
- Eee… Umm… N-nie zawiodę Cię, Kitsune-sama!
- Oby. – Naruto wciąż zachowywał śmiertelną powagę. – I jeszcze jedno. Przez cały czas będziesz pilnie obserwowana, więc uznaj to zadanie za egzamin dla swoich umiejętności oraz oddania sprawie. Jeśli zostaniesz zdemaskowana i w rezultacie, pojmana… No cóż, miej na uwadze, by jednak tak się nie stało. W przeciwnym razie nigdy więcej już się nie spotkamy.
- H-hai.
W jej orzechowym spojrzeniu jinchuuriki dostrzegł błysk strachu, który w mgnieniu oka zastąpiony został ogniem determinacji i niezachwianej pewności siebie. Blondyn tym czasem dłużej nie zwlekając wyminął Kumi, odbił od ziemi i zaraz zniknął jej z oczu w konarach pobliskich dębów. Widziała, że się śpieszył, więc go nie zatrzymywała i choć wiedziała, co powinna teraz zrobić, gdzie się udać… to jednak się zawahała. Nie do końca była pewna, czy rzeczywiście dobrze zrobiła przystając na propozycję tego tajemniczego shinobi, ale w głębi duszy zawsze marzyła o przeżyciu jakiejś zapierającej dech w piersi przygody. Odwróciła się, więc w kierunku, gdzie znajdował się kraj Ognia i już miała ruszyć w drogę, gdy nagle z wnętrza skalnej pieczary dobiegło ją echo ciężkich, brzęczących kroków. Spojrzawszy w stronę stalowych wrót po chwili zobaczyła wyłaniających się zza nich kilku wojowników. Było ich w sumie pięciu. Czterech odzianych w pomarańczowe zbroje i jeden w kolorze grafitu. Z początku nie wiedziała, kim byli, lecz jak tylko sobie przypomniała opowieści o wyglądzie Upiornych Samurajów, poczuła, jak coś jej krew w żyłach zmraża. Teraz już wiedziała, czemu wszyscy z takim przejęciem się o nich wypowiadali. Nie trzeba było z nimi walczyć, by się zacząć ich bać. Już same ich maski wystarczyły, żeby przyprawić wroga o gęsią skórkę i zimne dreszcze na plecach.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz