<<< Chapter ukazał się 4
września 2012 roku >>>
Stał w oknie swojego
gabinetu na coś lub kogoś czekając, trzymał skrzyżowane ręce za plecami na
wysokości kości ogonowej i nieobecnym wzrokiem obserwował panoramę rodzinnej
wioski, której bronił i przewodziła na międzynarodowej arenie już od przeszło
czterech lat. Trwał tak w bezruchu już od dobrych trzech godzin i w dalszym
ciągu nic nie wskazywało, żeby cokolwiek miało ulec zmianie. Kilka kroków z
tyłu pod przeciwległą ścianą stała dwuosobowa kanapa, na której spał i cichutko
pochrapywał jego starszy brat, Kankuro. Wykończony ciągłym użeraniem się z
niesfornymi podległymi mu członkami elitarnych służb ANBU, brunet przyszedł do swojego
zwierzchnika trochę ponarzekać, lecz jak padł na sofę, to już z niej nie wstał.
I, teraz wyraźnie o czymś śnił, gdyż jego skierowaną do sufitu twarz wykrzywiał
rozmarzony uśmieszek. Leżąc na wznak, jedną rękę trzymał zgiętą w łokciu i
podkurczoną pod brodą, drugą zaś wyprostowaną spadającą z kanapy ku podłodze.
W pewnym momencie w
gabinecie dało się słyszeć ciche skrzypnięcie powoli i ostrożnie otwieranych
drzwi, co sprawiło, iż stojący do niech tyłem Gaara teraz się odwrócił wyrwany
z zamyślenia. W progu dostrzegł drobnej postury brunetkę o oczach czarnych
niczym smoła lśniących w tej chwili figlarnym podekscytowaniem. Dziewczyna
niewinnie się uśmiechała w jednej ręce dzierżąc ptasie pióro, w drugiej zaś
puszkę bitej śmietany. Kazekage zmarszczył brwi zastanawiając się, na co jej
takie przybory, lecz nie zareagował. Odpowiedź otrzymał prędzej, niż sam mógłby
się jej domyślić. Misako, bo tak na imię było tej niewiaście, zbliżyła się do
śpiącego bruneta i na jego wyciągniętej dłoni złożyła pokaźnych rozmiarów białą
kupkę, po czym obeszła sofę i po chwili koniuszkiem trzymanego pióra podrażniła
Kankuro w nos. Reakcja chłopaka była natychmiastowa. Kulinarny specyfik, jednym
pacnięciem, został rozmazany na całej twarzy wyrywając jej właściciela z
miękkich ramion Morfeusza.
- Aach! Co do…!? –
Krzyk dezorientacji rozniósł się echem po biurze. – Misako!
Nie mogąc się powstrzymać,
kunoichi Piasku zaniosła się głośnym śmiechem, jednocześnie wybiegając z
gabinetu, by rozjuszony dowódca ANBU nie mógł jej tak od razu złapać. Kankuro
pośpiesznie starł z twarzy białą maź z uśmiechem odnotowując, że tym razem jego
psotnica skorzystała z czegoś bardziej zjadliwego. Nie to, co za pierwszym
razem. Krem do opalania wyprodukowany z jadu Czerwonego Skorpiona. Nowy
wynalazek farmaceutów Suny dbających o wrażliwą skórę swoich klientek. Wyeliminowali
zabójcze właściwości jadu, lecz chyba popełnili gdzieś jakiś błąd, bo specyfik
ten niewyobrażalnie śmierdział. To jednak dbającym o cerę kobietom wyraźnie nie
przeszkadzało. Co innego, panowie. Brrr, Kankuro aż się wzdrygnął na samo tamto
wspomnienie. Wychodząc z biura w ślad za dziewczyną, brunet odwrócił się i
spojrzał na brata, który w odpowiedzi jedynie kiwnął mu głową nie ukrywając, iż
zaistniała scena, jak zwykle go rozbawiła.
Chwilę po wyjściu dowódcy
elitarnych shinobi Wiatru, w biurze Gaary rozległ się odgłos pukania w drzwi,
które sekundę potem otworzyły się pod naporem popychającego je ramienia ninja
Konoha Gakure no Sato.
- Chciałeś mnie
widzieć, Kazekage-sama?
- Tak, Shikamaru
Nara. Wejdź.
Ambasador wioski
Ukrytego Liścia wszedł pewnym krokiem do środka z obojętnym wyrazem twarzy.
Owszem, nie ukrywał, że niespodziewane wezwanie przez przywódcę Piasku bardzo
go ciekawiło, lecz po wierzchu nie okazywał zbytniego entuzjazmu. W ten sposób
miał zapewniony pewien dystans i swobodę do otaczającej go rzeczywistości.
- To, o czym chciałeś
ze mną rozmawiać? – Shikamaru spytał bez ogródek.
Gaara spojrzał na
niego.
- Wiesz, ostatnio
dużo rozmyślałem nad tym, jaką wartość mają wszystkie wydarzenia, by było tak,
jak jest teraz. Jak czyny ludzi wpływają na innych. Zastanów się. Nie byłoby
mnie tutaj, gdyby nie… Naruto. Zmienił ścieżkę mojego życia, na lepszą. Dzięki
niemu zostałem mianowany Kazekage, uczyniłem z Matsuri lepszą kunoichi i teraz
jestem z nią zaręczony. – Rudzielec przerwał, aby odetchnąć. – Ale jest ktoś
inny, o kim chciałem z tobą porozmawiać. Zauważyłem zmianę u tej osoby,
szczególnie od czasu, gdy przybyłeś do Suny.
- I… umm… Kim jest ta
osoba? – Nara widocznie się ożywił, domyślając się, o kogo może chodzić Gaarze,
lecz po szybkim zastanowieniu zdecydował się rżnąć głupa. A nóż jego sekret
jeszcze nie został odkryty i jego nieformalny związek z pewną blondynką był,
jako tako bezpieczny. Wszakże było wiadomo, że Gaara i Kankuro strzegli swojej
siostry, będąc przy tym nieco nadopiekuńczym. Sabaku tym czasem na powrót
odwrócił głowę w stronę okna, przy którym nieprzerwanie stał i po chwili
milczenia znów zabrał głos:
- Nie szkodzi, że
masz swoje tajemnice. Każdy je ma. Jestem pewny, że kiedy będzie gotowa, sama
się przede mną otworzy i nie ukrywam, cieszę się ze zmiany, która zachodzi u
Temari. Sprawia ona, że jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nie zrań
jej, Nara Shikamaru. To wszystko, o co Cię proszę. I uwierz mi, nigdy nie
widziałeś Temari w naprawdę złym humorze. – Gaara zrobił pauzę ciężko
wzdychając, po czym dodał ściszonym głosem. – A ludzie mówią, że to ja jestem
straszny.
- Ee… Dobrze.
Rozumiem. Zatem… umm… Od jak dawna wiesz, że ja i Temari… No, że się spotykamy?
– Spytał brunet przerywając złowieszcze milczenie pogodziwszy się z prawdą.
- Mniej więcej od
roku. Kiedy dostarczyłeś mi list od Hokage świadczący o twojej nominacji na
nowego ambasadora kraju Ognia w Suna Gakure, z początku nie byłem pewny, co
sprawiło, że się tego podjąłeś. Z początku myślałem, że chciałeś po prostu
uciec z domu, by jakoś się pogodzić z faktem, że nie ma już wśród nas twojego
mistrza i jednocześnie, Naruto, naszego przyjaciela. Wtedy nawet nie
podejrzewałem, że tym powodem mogła być moja siostra. Lecz z czasem zauważyłem,
że każdego nowego dnia Temari zaczęła częściej się uśmiechać, swobodnie śmiać.
Chcąc wybadać, co było powodem tej zmiany, wszcząłem małe śledztwo i wszystkie
tropy zaprowadziły mnie do twojej osoby. – Sabaku odwrócił się przodem do
swojego rozmówcy. – Oczywiście nie od razu byłem pewny swojego odkrycia. Nie
chciałem się z tym zdradzać, więc czekałem na odpowiedni moment, by z Tobą, jak
człowiek z człowiekiem, porozmawiać.
* * *
Kiedy Upiorni pod
kierownictwem Jogenshy zajmowali się porządkowaniem zwłok pana Kyuzo i
wszystkich innych zmasakrowanych bandziorów, Naruto z pomocą kilku klonów
dokładnie przeszukał kryjówkę. Po za kolekcją ceramicznych masek z różnych
krajów, blondyn znalazł równie bogaty zbiór najprzeróżniejszych zwojów i
dokumentów w większej części mówiących o takich sprawach, jak drobny handel
miedzy dwoma lub więcej wioskami. Nic podejrzanego. Ale, co to? Jedna z teczek,
najokazalsza, leżąca na samym dnie wielkiego stosu w szczególny sposób przykuła
uwagę blondynów. Zawierała, bowiem zdjęcia, nazwiska i miejsca pobytu
poszczególnych członków siatki przestępczej, której niszczeniem obecnie zajmował
się Uzumaki. Po skreśleniu tych, którzy już gryźli ziemię, Naruto dowiedział
się, że zostało jeszcze dwóch ludzi do wyeliminowania. Jeden mieszkał w Suna
Gakure, drugi zaś w Konoha Gakure. Obaj zajmowali wysokie stanowiska w
zespołach doradczych daimyo kraju Wiatru i Ognia.
- Dzięki tej adnotacji zaoszczędzę mnóstwo
czasu na żmudnych poszukiwaniach. Hehehe! Co za ułatwienie! Ten cały Kyuzo
nawet nie wie, jak mi dopomógł w mojej misji. Haha! Tak, nie wie i się już tego
nie dowie. – Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, chowając do kieszeni
karki z interesującymi go informacjami.
- To, dokąd teraz? – Spytał demon
słysząc rozbawienie swojego nosiciela. Gdy ten nie od razu zareagował, Kurama
ponownie się odezwał. – Podsumujmy. Znalazłeś
już to, po co tu przyszedłeś. Wiesz już, gdzie są pozostałe twoje cele. Pytanie
tylko, co zamierzasz dalej zrobić? Wziąłbym pod uwagę twój ostatni przebłysk
powoli wracającej pamięci.
Dwudziestolatek
zastanowił się chwilę.
- Z jednej strony chyba powinienem teraz
wrócić do Konoha i zameldować się Sakurze-chan, że żyję. Podejrzewam, że
dziewczyna myśli, iż zginąłem. Kuso…! – Naruto zaklął. – Kami-sama jedyny wie ile cierpienia jej
przysporzyłem. To takie deprymujące!
- A z drugiej strony? – Dopytywał
się Lis niewzruszony jękami blondyna.
- Z drugiej zaś strony muszę udać się do Suna,
a potem jeszcze wrócić do kraju Żelaza i zdać szczegółowy raport Mifune-sama z
postępów mojego… śledztwa. – Uzumaki szybko kalkulował wszystkie za i
przeciw podjęciu tej właściwej decyzji. – Gdy
się z nim rozmówię, będę mógł zacząć myśleć o powrocie, lecz jeśli teraz wrócę
do Konoha, to zaraz potem i tak będę musiał znowu wyruszyć, więc ostatecznie
decydując… Nasz kolejny punkt programu, to Kraj Wiatru!
- Mądra decyzja. – Skwitował
Kurama.
- Mam jednak wątpliwości.
- Niby, jakie? Sam przed sekundą
powiedziałeś, że po za celem w Konoha masz jeszcze do odwiedzenia dwa inne
miejsca. To jakby przesądza sprawę. Oczywiście, nie mówię, że powrót do swojej
dziewczyny masz stawiać na ostatnim miejscu. Nie wiesz wszakże, co tam u niej
się dzieje i tym podobne, ale…
- Zrozumiałem.
Dwudziestolatek
przerwał argumentację Kyuubiego odzywając się do niego normalnym głosem, a nie w
myślach tak, jak to było dotychczas, jednocześnie obserwując poczynania
krzątających się w pobliżu Upiornych. Lisi demon miał rację. Nie wiedział, co
się obecnie działo z Sakurą i jak wyglądało jej życie, gdy go nie było u jej
boku. Ale, czy go to wszystko w ogóle nie interesowało? No właśnie, Naruto sam
nie wiedział. Oboje nie widzieli się od ponad półtora roku, chłopak zaś jeszcze
doniedawna nie wiedział o jej istnieniu, a i w tym czasie trochę się wydarzyło.
Od obudzenia się w jakimś domu w kraju Żelaza z ogromną dziurą w pamięcią
począwszy, przez poszukiwanie odpowiedzi i własnego miejsca w świecie, na
wielomiesięcznym treningu panowania nad chakrą Kuramy skończywszy. Piętnaście
miesięcy to szmat czasu. Teraz z kolei miał pewne powinności i nie mógł od tak
z nich nagle zrezygnować. Czy życie shinobi naprawdę jest takie skomplikowane?
Jinchuuriki prychnął z
dezaprobatą kierując się do wyjścia.
Wychodząc z groty
Naruto przypomniał sobie o pewnej blondwłosej medyczce, która dosyć szybko przystała
na jego propozycję, zobowiązując się do pracowania dla niego. Co prawda
zupełnie nic o niej nie wiedział, po za tym, co sama mu powiedziała, lecz jakoś
mu ten brak informacji nie przeszkadzał. Stwierdził, bowiem, iż z czasem
wszelkie odpowiedzi same się ukażą. Oślepiony blaskiem wysoko wiszącego słońca
przystanął sparaliżowany, ale już po chwili wzrok mu się na powrót przyzwyczaił
do jasności dnia i wtem ją dostrzegł. Stała na skraju lasu odwrócona do niego
plecami i pochylała się nad czymś wypinając doń swój kształty tyłeczek. Blondyn
musiał przed sobą przyznać, że jej figura go pociągała i im dłużej się jej
przyglądał, tym coraz bardziej czuł się z tym faktem niezręcznie. Robiło mu się
gorąco za kołnierzem. Wszakże był już zaręczony. Przybrawszy na twarzy zimną
maskę wyprutego z emocji drania, Naruto po chwili ruszył w stronę Kumi i wtem przypomniał
sobie, że przecież jego twarz zasłonięta jest przez ceramiczną maskę o
kształcie lisiego pyska. Momentalnie na powrót się rozluźnił i delikatnie się
uśmiechnął. Posiadanie takiej maski miało swoje zalety, które w tej sytuacji
były mu jak najbardziej na rękę.
- Nie sądziłem, że
Cię jeszcze tu zobaczę. – Odezwał się zachodząc pannę Nemoto od tyłu, czym ją
zaskoczył, że aż z wrażenia w miejscu podskoczyła.
- A! Kami-sama! To
ty. – Odwróciła się z ręką na mocno bijącym sercu. – Ależ mnie wystraszyłeś!
Nie rób tego więcej. – Poprosiła.
- Dobrze, ale niczego
nie obiecuję.
Dziewczyna
przyglądała mu się z zainteresowaniem i lekkim zakłopotaniem, które blondynowi
podpowiedziało, że przecież nie wiedziała, jak ma się do niego zwracać. W końcu
nie zdradził jej jeszcze swojego imienia czy nazwiska, ani też żadnego
pseudonimu czy ksywki, która mógłby się identyfikować. W momencie, w którym
zamierzał ponownie się odezwać, ta go uprzedziła pierwsza zadając cisnące się
na usta pytanie.
- Uum… Czy powiesz
mi, jak mam się do ciebie zwracać? Zakładam, że swojego imienia mi nie podasz,
skoro skryłeś twarz za maską, ale może posiadasz jakiś pseudonim? Jeśli mam dla
ciebie pracować, to powinnam wiedzieć, jak…
- Kitsune. – Odparł
Uzumaki.
Kunoichi Kusa Gakure
zrobiła oczy wielkie, jak spodki filiżanek.
- Ten Kitsune?? –
Spytała z podekscytowaniem. – Przywódca legendarnej na cały świat Armii
Upiornych Samurajów, niegdyś siejących strach i zgrozę wśród ludzi??
- Tak, ten sam. – Naruto
odparł z delikatnym uśmiechem na ustach.
Kumi w mgnieniu oka
padła przed nim na kolana i nisko schyliła głowę.
- To wielki dla mnie
zaszczyt móc Cię wreszcie poznać, Kitsune-sama!
- Nie, nie, wstań. –
Blondyn schylił się i pomógł się jej podnieść. – Nie musisz przede mną klękać
ani mi się kłaniać. Na takie coś pozwalam jedynie podległym mi Samurajom, a i
oni nie muszą tego robić, bo nie jestem nikim szczególnie ważnym. Jestem
jedynie prostym shinobi niemającym zielonego pojęcia o polityce i rządzeniu
kimkolwiek, a którego spotkał w życiu niespodziewany obowiązek dowodzenia olbrzymią
armią gotowych do poświęceń żołnierzy.
- Przeprasza, ale nie
zgodzę się z tobą. – Blondynka serdecznie się do niego uśmiechnęła stając przed
nim wyprostowana, niczym struna i wypięła do przodu pierś. – Wszakże nadal nie
wiem, jak się prawdziwie nazywasz, to już sam fakt, że dowodzisz legendarną
Upiorną Armią czyni Cię kimś szczególnym. W moich stronach, każdy, kto słyszał
o ich potędze, ten czuje przed nimi strach i respekt. Także imię Kitsune nikomu
nie jest obce. Wszyscy wiedzą, że kiedyś w Konoha Gakure no Sato był ANBU o
takim pseudonimie. Potem okazało się, że właśnie ten shinobi przewodzi Upiornym
Samurajom, więc i jego zaczęto się bać.
Kiedy dziewczyna
wreszcie skończyła swój wywód, pomiędzy nią, a jej rozmówcą zapanowała grobowa
cisza. Przez kolejne minuty żadne nie zabrało głosu w rozpoczętym dialogu.
Naruto milczał, gdyż sam już nie wiedział, co ma powiedzieć. Musiał przed sobą
przyznać, że jej reakcja wielce go zaskoczyła. Sądził, że jeśli wypowie się o
sobie w sposób negatywny, to zostanie to przemilczane. Lecz nie. Medyczka
okazała się inteligentniejsza, niż wcześniej sądził. Jej słowa sprawiły, że
nawet poczuł lekkie zawstydzenie. Ostatecznie, wciąż był tylko człowiekiem.
- No dobra. Starczy
już tego wychwalania mojej osoby. Czas ruszać w drogę. – Naruto w końcu się
odezwał.
- W drogę? – Kunoichi
Kusa Gakure spoważniała jeszcze bardziej. – A dokąd?
- Ja idę do Suny.
Tak, do Suny. A ty moja droga Kumi pójdziesz teraz do Konoha i oto, co tam dla
mnie zrobisz. – Chłopak wyciągnął z kieszeni odpowiednią kartę osobową
znalezioną w kryjówce nieżyjącego już Kyuzo, oderwał z niej zdjęcie oraz
nazwisko celu, po czym podał obie informacje dziewczynie. – Chcę wiedzieć o tym
gościu wszystko, czego można się dowiedzieć. Gdzie mieszka, gdzie pracuje, gdzie
się stołuje, jak wygląda jego plan dnia. Wszystko, co uznasz za ważne. Za
miesiąc oczekuję dostać od ciebie szczegółowy raport z postępów śledztwa.
- Eee… Umm… N-nie
zawiodę Cię, Kitsune-sama!
- Oby. – Naruto wciąż
zachowywał śmiertelną powagę. – I jeszcze jedno. Przez cały czas będziesz
pilnie obserwowana, więc uznaj to zadanie za egzamin dla swoich umiejętności
oraz oddania sprawie. Jeśli zostaniesz zdemaskowana i w rezultacie, pojmana… No
cóż, miej na uwadze, by jednak tak się nie stało. W przeciwnym razie nigdy
więcej już się nie spotkamy.
- H-hai.
W jej orzechowym
spojrzeniu jinchuuriki dostrzegł błysk strachu, który w mgnieniu oka zastąpiony
został ogniem determinacji i niezachwianej pewności siebie. Blondyn tym czasem
dłużej nie zwlekając wyminął Kumi, odbił od ziemi i zaraz zniknął jej z oczu w
konarach pobliskich dębów. Widziała, że się śpieszył, więc go nie zatrzymywała
i choć wiedziała, co powinna teraz zrobić, gdzie się udać… to jednak się
zawahała. Nie do końca była pewna, czy rzeczywiście dobrze zrobiła przystając
na propozycję tego tajemniczego shinobi, ale w głębi duszy zawsze marzyła o
przeżyciu jakiejś zapierającej dech w piersi przygody. Odwróciła się, więc w kierunku,
gdzie znajdował się kraj Ognia i już miała ruszyć w drogę, gdy nagle z wnętrza
skalnej pieczary dobiegło ją echo ciężkich, brzęczących kroków. Spojrzawszy w
stronę stalowych wrót po chwili zobaczyła wyłaniających się zza nich kilku
wojowników. Było ich w sumie pięciu. Czterech odzianych w pomarańczowe zbroje i
jeden w kolorze grafitu. Z początku nie wiedziała, kim byli, lecz jak tylko
sobie przypomniała opowieści o wyglądzie Upiornych Samurajów, poczuła, jak coś
jej krew w żyłach zmraża. Teraz już wiedziała, czemu wszyscy z takim przejęciem
się o nich wypowiadali. Nie trzeba było z nimi walczyć, by się zacząć ich bać.
Już same ich maski wystarczyły, żeby przyprawić wroga o gęsią skórkę i zimne
dreszcze na plecach.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz