<<< Chapter ukazał się 20 października
2012 roku >>>
Podróż do kraju Wiatru nieco dłużyła
się blondwłosemu jinchuuriki, który z jakiegoś względu nie czuł się z tym zbyt
dobrze. Skoki po drzewach, ciągła podróż i skrytobójcze zadania już nie były
tak samo fascynujące, jak jeszcze tydzień czy miesiąc temu i po szybkim
zastanowieniu się wiedział już, dlaczego. Otóż, zaczęło go to wszystko
zwyczajnie nużyć. Ani chwili przerwy wkrótce doprowadziło go na skraj przepaści
zwanej zobojętnieniem, która również powoli zaczęła udzielać się innej
duszyczce. Wieczorem tego samego dnia, Naruto zaczął zwalniać, aż stanął w
miejscu na skraju lesistych połaci i skalnego pustkowia, jakie teraz się przed
nim rozciągało. Jeśli by ruszył teraz dalej, to za dzień dotarłby do
spiczastych gór o stromych, niemal pionowych zboczach, a za nimi czekała już go
tylko przeprawa przez piaskowe morze. Ale coś go przed tym powstrzymywało. Gdy
kilkadziesiąt minut potem nie wiedział już, jaką ma podjąć decyzję, z pomocą
przyszedł mu jego odwieczny towarzysz:
- Tak
sobie myślę… – Zaczął demon.
- Tylko
sobie krzywdy nie zrób. – Chłopak uśmiechnął się rozbawiony.
- Ha,
ha, ha, bardzo śmieszne. – Mruknął ponuro Kurama. – Ekhm… Myślę, że jeśli nie czujesz się na
siłach iść do Suny osobiście, to poślij tam swojego klona i powiedzmy, dwóch
Weteranów w charakterze planu awaryjnego. Jeśli twój klon by z jakiegoś względu
zawiódł, Upiorni mogliby dokończyć za niego. Ty tym czasem mógłbyś zająć myśli
powrotem do kraju Żelaza. Co ty na to?
- Co
ja na to!? Muszę przyznać, że to wcale nie taki głupi pomysł. Wręcz, genialny!
- Tylko
bez przesady, proszę. – W głosie Kyuubiego pojawiła się nuta skrywanej skromności.
– Dzieląc twoje uczucia względem
wszystkiego, co robisz i co się wokół ciebie dzieje, poczuwam się w obowiązku
wyszukiwania rozwiązań, by Ci jakoś ulżyć w cierpieniu.
- Ach,
jakież to szlachetne z twojej strony. – Sarknął blondyn. – A tak na poważnie, Kurama, to nawet sobie
nie wyobrażasz, jakie to jest czasem dla mnie ważne. Cieszę się, mogąc gościć
Cię w mojej duszy, przyjacielu.
Demon aż zachłysnął się powietrzem,
dogłębnie zszokowany. Nie, żeby tak nim wstrząsnęło stwierdzenie o byciu czyimś
przyjacielem. Inne słowo było powodem jego milczenia w rozgrywającej się
pogawędce. Lis jeszcze długo mielił w pysku jego wydźwięk, nim je wypowiedział.
- Czy
możesz powtórzyć to, co przed chwilą powiedziałeś?
- Ale
co? – Dwudziestolatek udał głupka doskonale wiedząc, o co może chodzić, lecz
niczego po sobie nie pokazał. Był śmiertelnie ciekaw wszystkich reakcji
Kyuubiego.
- Powiedziałeś,
że jestem… gościem, a nie… więźniem? Dlaczego?
Jinchuuriki w tym momencie wybuchnął
głośnym śmiechem, który spłoszył ptactwo siedzące w konarach pobliskich drzew,
a który uciszył zdezorientowanego demona. Lecz w tym rechocie nie było kpiny
czy też szyderstwa. Był to jedynie dość ekspresyjny wyraz radości okazanej
przez Uzumakiego, co ostatnio nieczęsto mu się zdarzało. Kilka minut później
blondyn wreszcie się opanował i już jedynie cicho chichocząc, zdjął z głowy
szeroki kaptur i ściągnął z twarzy ceramiczną maskę odsuwając ją na tył głosy.
Czując we włosach chłodny powiew nadciągającej nocy, zapatrzył się przed siebie
demonicznym wzrokiem.
- Wybacz,
Kurama, jeśli Cię uraziłem, ale nie mogłem się powstrzymać. – Serdecznie
się uśmiechnął. – Ech… Nie mam do Ciebie
żalu, żeś tego jeszcze nie zauważył. Już od dawien dawna nie uznaję Cię za
więźnia mojej duszy, lecz za istotę zmuszoną do przebywania we mnie, a co za
tym idzie, w pewnym sensie za mojego gościa. Darzę Cię wielkim szacunkiem i
zaufaniem, lecz jeszcze w żaden sposób tego nie okazałem. Zawarliśmy pakt krwi,
odbyliśmy wyczerpujący trening, poznałem w końcu twoje imię…, ale przez cały
ten czas coś nadal nie pozwalało mi zerwać tej
pieczęci. – Chłopak złapał się kurczowo za brzuch w geście podkreślenia
swojej myśli. – Chyba jeszcze nie jestem
na to gotowy.
Po chwili dodał przyciszonym, smutnym
głosem.
- Nie
przejmuj się tym, Młody…
Odezwał się lisi demon, lecz Naruto
dłużej już go nie słuchał, gdyż jego czujną uwagę przyciągnął hałas z głębi
puszczy, jaką za sobą zostawił. Niosący się trzask łamanych gałęzi i liczny
tupot kopyt podsunęły mu wyjaśnienie, że oto w jego stronę zmierzało stado
spłoszonej zwierzyny, która tratowała wszystko na swej drodze. Nim się obejrzał
z lasu rzeczywiście wyskoczyło na niego kilka saren i jeleni, które tuż przed
nim skręciły w lewo pod kątem niemal dziewięćdziesięciu stopni i pełnym pędem
zaraz zniknęły na horyzoncie, cały czas biegnąc wzdłuż linii drzew. Uzumaki
podrapał się po głowie patrząc za nimi. Zastanawiał się, co mogło je tak
wystraszyć i odpowiedź poznał szybciej, niż samemu mógłby ją odnaleźć. W
miejscu, w którym wybiegła z puszczy zwierzyna wyłoniło się trzech Upiornych. Jogensha
i dwóch towarzyszących mu Weteranów. Samurajowie szybko się do niego zbliżyli,
po czym uklękli na prawych kolanach nisko schylając swe głowy.
- Wy? Tutaj? – Chłopak spytał
autentycznie zdziwiony.
- Rikushō-sama, uniżenie prosimy o
pozwolenie towarzyszenia Ci w twojej podróży. – Odezwał się grafitowy żołnierz
nie podniósłszy nawet wzroku. – Wiem, że to dziwna prośba, ale chcielibyśmy
bliżej poznać… ten świat.
Naruto milczał zastanawiając się nad
odpowiedzią. Nie spodziewał się zobaczyć ich tak szybko, ale z drugiej strony
ich obecność była mu na rękę. W końcu do realizacji pomysłu podsuniętego przez
Kyuubiego potrzebował dwóch Weteranów, a takowi właśnie przed nim klęczeli.
Jogensha zaś od teraz mógłby dotrzymywać mu towarzystwa. Oczywiście takim
zadaniem dotychczas szczycił się lisi demon…, ale to zupełnie, co innego.
- No dobra… panowie. – Odezwał się w
końcu, a żołnierze od razu podnieśli na niego swoje spojrzenia. Naruto patrzył
przed siebie, daleko ku spiczastym górom kraju Skały. – Przystanę na waszą
prośbę, ale tylko Jogensha będzie mógł ze mną podróżować. Reszta armii w
dalszym ciągu będzie się pokazywać tylko, gdy wszystkich lub któregoś z was
wezwę. Czy taki podział może być?
- Jak najbardziej, Rikushō-sama.
- No to starczy już tego obijania się!
Czas działać!
Blondyn energicznie się odwrócił i
spojrzał na nich z nową werwą w oczach, po czym skrzyżował przed sobą palce
wskazujący i środkowy obydwu dłoni tworząc obok siebie identycznie
wyglądającego klona. Gdy się rozchodzili realizując z pozoru prosty plan
Kuramy, Uzumaki nagle poczuł dziwne mrowienie w opuszkach palców. Zupełnie, jakby
to miało znaczyć, że ten pomysł wcale nie był taki dobry, jakby wszyscy tego
chcieli.
* * *
Po wróceniu do domu, Sakura przez
resztę dnia aż do wieczora przesiedziała zamknięta w pokoju, leżąc na łóżku
swojego blondwłosego chłopaka. Z początku nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w
sufit, potem przez okno wychodzące na boczną uliczkę i w końcu siedząc na
krawędzi łóżka skierowana ku drzwiom, na stojący w rogu pomieszczenia plecak.
Wiele razy do niego podchodziła z zamiarem narzucenia go sobie na ramię i wyruszenia
w drogę ku odnalezieniu Naruto, ale jak już chwytała za ramiączko, to zaraz
rezygnowała z tego pomysłu. Wszakże nie była już kunoichi i w dodatku miała
kategoryczny zakaz opuszczania wioski, ale czy te ograniczenia rzeczywiście
mogły ją powstrzymać? Tak po prawdzie, to nie mogły, lecz Haruno dobrze
wiedziała, że jeśli teraz znowu zrobi coś głupiego, to może się to dla niej
bardzo źle skończyć. Może nawet Tsunade-sama byłaby zmuszona wrzucić ją do
mamra, naciskana przez innych shinobi. Z drugiej zaś strony, gdyby teraz
uciekła, a na przykład jutro do domu wróciłby Naruto, to tylko by się z nim
minęła i całe to planowanie wzięłoby w łeb. Tak, to był wybitnie zły plan.
Musiała tu zostać. Musiała tu na niego czekać. Musiała czymś się zająć, żeby do
końca nie zwariować, żeby jakoś zabić nieubłaganie umykający jej czas. Choć
wielkiego wyboru nie miała, to wciąż była jedną z najlepszych medyczek w Konoha
i mogła ubiegać się o pracę w miejscu, do którego Uzumaki kiedyś czuł wyraźny
wstręt.
Sakura zachichotała cichutko na
wspomnienie zniesmaczonego wyrazu twarzy blondyna, gdy w jego towarzystwie
mówiło się o zastrzykach czy innych medycznych zabiegach. Tak, zdecydowanie za
nim tęskniła. A skoro już wiedziała, że żyje i ma się dobrze za wyjątkiem
utraty części pamięci, mogła mieć nadzieję. Tak, nadzieję na ponowne spotkanie
go któregoś dnia. – To chyba będzie
najszczęśliwszy dzień w moim życiu. – Przemknęło dziewczynie przez myśl,
gdy koło północy w końcu kładła się spać. Zmęczona wyobrażaniem sobie tej
chwili z westchnieniem przyjemnej dla karku ulgi oparła głowę o puchową poduszkę
i tuląc do brody róg kołdry, kilka minut potem z niezmywalnym z ust uśmiechem odpłynęła
w senne objęcia Morfeusza.
Kiedy następnego dnia przez okno w
południowej części domu wdarły się do wnętrza pierwsze promienie słońca
oświetlając swym jeszcze chłodnym blaskiem pomieszczenie, panna Haruno już była
na nogach. Postanowienia z poprzedniego dnia wciąż były świeże, a ona o nich
doskonale pamiętała i zwyczajnie nie mogła w miejscu usiedzieć. Krzątała się
właśnie po kuchni powoli szykując sobie śniadanie, gdy niespodziewanie
usłyszała dzwonek do drzwi. Zaskoczona tym faktem, w pierwszym momencie nie
wiedziała, jak zareagować i kto to mógł być, ale już po chwili się
zreflektowała. Poprawiła włosy, wyprostowała bluzkę i zdecydowanym krokiem
poszła się przywitać. Chwyciła za klamkę, nacisnęła ją, pociągnęła do siebie i
zamarła w progu na widok gościa:
- Hokage-sama? A co ty tu robisz?
Ubrana w płaszcz i kapelusz Kage
zaznaczające jej pozycję w społeczeństwie, Tsunade z zewnątrz wyglądała na
śmiertelnie poważną, lecz w głębi duszy niezmiernie cieszyła się na widok
swojej uczennicy. Opuszczając swój gabinet nie była pewna, czy dziewczyna w
nocy przypadkiem nie postanowiła urwać się z wioski by ruszyć na poszukiwanie
Uzumakiego, ale jak widać pomyliła się. Haruno okazała się rozsądniejsza, niż
ostatnim razem. Kobieta odetchnęła głęboko, po czym przerwała złowrogie
milczenie:
- Mogę wejść? – Spytała patrząc
różowowłosej prosto w oczy.
- Umm, pewnie. Proszę.
Sakura otworzyła drzwi szerzej i
stanęła plecami do ściany przedpokoju, aby w ten sposób przepuścić wchodzącą
przez próg swoją przywódczynię, która nie zatrzymując się od razu skierowała
swoje kroki do kuchni. Dopiero tam zdjęła z ramion płaszcz, z głowy zaś
kapelusz i wieszając je na oparciu jednego z krzeseł, gdy zielonooka powróciła
do pomieszczenia, z westchnięciem zajęła miejsce przy stole.
- Herbaty? – Sakura spytała automatycznie.
- Tak. Proszę. – Tsunade również
odparła automatycznie nieprzerwanie nad czymś się zastanawiając, a świadczyły o
tym napięte mieście policzkowe i zmarszczone brwi. Haruno, rzecz oczywista, nie
umknął taki szczegół, ale postanowiła na razie nie zadawać żadnych pytań. A nóż
Hokage sama ujawni przed nią powód tej wizyty lub co kobietę tak dręczyło.
Jednakże w czasie zaparzania wspomnianego naparu i przygotowywania ciastek na
przegryzkę, Sakura nie dowiedziała się, o co mogło blondwłosej kobiecie chodzić
i to ją trochę zaczęło niecierpliwić. Siadając przy stole dokładnie naprzeciwko
Tsunade, różowowłosa szybko utkwiła w niej zaniepokojone spojrzenie.
- Czy to coś związanego z Naruto? – Po
chwili spytała.
Wyrwana z zamyślenia Sanninka
gwałtownie poderwała głowę i odwzajemniła posłane jej spojrzenie, lecz z jej
nieco zamglonych, orzechowych oczu niczego nie było można wyczytać. W chwili
następnej kobieta pokręciła głową nieznacznie się uśmiechając, po czym upiła
łyczek bardzo powoli stygnącej herbaty. Gdy go przełknęła przez jej twarz
przesunął się ledwo zauważalny spazm błogości, czy czegoś podobnego.
Obserwująca ją dziewczyna w krótce doszła do wniosku, że może Hokage jest
pijana, lecz po głębszym zastanowieniu się odkryła, że niczego od kobiety nie
było czuć. Może za wyjątkiem tanich perfum, którymi Sanninka niewątpliwie, co
rano się spryskiwała.
- Bardzo dobra herbata. – Rzuciła nagle
Tsunade melancholijnym tonem i upiła kolejny łyczek, tym razem przetrzymując go
w ustach, jakby chciała wybadać, z jakiej to rośliny stworzono herbatę, którą
akurat smakowała. Sakura tym czasem niemal spadła z krzesła. Sama już nie
wiedziała, co mogło być prawdziwym powodem tej niecodziennej wizyty i pewnie,
dlatego w następnej minucie niemal na kobietę krzyknęła:
- Czy dowiem się, co…!?
- Cieszę się, że zostałaś w wiosce,
Sakura. – Przerwała jej Tsunade, posyłając kunoichi krótki uśmiech, po czym nie
zważając na wpół otwarte usta zielonookiej z twarzą zastygłą w szoku, szybko
upiła jeszcze jeden łyk gorącego naparu i zaraz kontynuowała rozpoczętą myśl. –
Kiedy wczoraj ode mnie wyszłaś taka milcząca i chyba… zła, jeszcze długo potem
nie mogłam wyzbyć się myśli, że ponownie zignorujesz wydane Ci polecenie i
pomimo zakazu udasz się w samotną podróż ku odnalezieniu i sprowadzeniu Naruto
do wioski. Przyznam się bez bicia, że… troska o twoje dobro sprawiła, iż tej
nocy prawie nie zmrużyłam oka. A gdy dziś wstałam, to pierwszym punktem
całodniowego programu zadań do wykonania było osobiście sprawdzić, czy moje
podejrzenia przypadkiem się nie sprawdziły.
- I co? – Haruno usiadła prosto i
promiennie się uśmiechnęła.
- Heheh… Jak już wspomniałam… Cieszę
się, że zostałaś w wiosce, Sakura.
- Ja też się do czegoś przyznam. Miałaś
rację w swoich rozmyślaniach, Tsunade-sama. Chciałam urwać się z wioski i
ruszyć na poszukiwanie Naruto, gdziekolwiek on teraz jest i nawet już się
spakowałam, gotowa zrealizować ten nieco szalony plan, lecz gdy późnym
wieczorem miałam już to zrobić… rozmyśliłam się. Uznałam, że to trochę chybiony
pomysł, gdyż nie dość, że złamałabym zakaz opuszczania wioski, to jeszcze
mogłabym minąć się z Naruto. A co, gdyby on nagle wrócił do domu, a ja w tym
czasie byłabym gdzieś tam? – Spytała zielonooka nie oczekując od Tsunade
odpowiedzi, która nawet o tym nie pomyślała, bacznie słuchając każdego słowa
swojej uczennicy. – Zatem, zostałam i postanowiłam, że zaczekam. Kto wie, a
może już niebawem go odzyskam? Muszę być dobrej myśli.
- Raczej na to bym nie liczyła, choć
cuda się zdarzają. – Mruknęła Piąta biorąc do ust jedno z czekających na to
ciastek. Potem skosztowała kolejne i jeszcze kilka, aż na średniej wielkości
talerzyku zostały trzy sztuki. Gdy zielonooka się po nie, nie zgłosiła, Tsunade
bez chwili wahania je pożarła, zalewając całość resztą zielonego naparu, jaki
pozostał na dnie trzymanego przez nią głębokiego kubka. Sakura uśmiechnęła się
rozbawiona zaobserwowaną sceną, czego dowód dała chwilę potem cichutko pod
nosem chichocząc.
- Z czego się śmiejesz? – Godaime
momentalnie rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie, prędko wycierając z kącików ust
i brody okruchy, niemal w całości połkniętych słodyczy. Młodsza medyczka naraz
się opamiętała i nisko skłoniła głowę w geście szczerych przeprosin:
- Gomennasai, Hokage-sama.
- W porządku, Sakura. Nic się nie
stało.
Miedzy rozmawiającymi kobietami
zapanowało milczenie. Ani jednak, ani druga przez kolejne minuty przebywania w
swoim towarzystwie ponownie nie zabrały głosu, zamknięte w swoich rozmyślaniach
nad poruszonymi i przemilczanymi tematami. Słońce za oknem dotarło właśnie do
najwyższego punktu nieba do końca rozpraszając mroki i cienie minionej nocy
oraz oślepiając swym pełnym blaskiem każdego, kto postanowił wystąpić mu
naprzeciw.
* * *
Oślepiony złotymi przedzierającymi się
przez gęste poszycie lasu promieniami, Naruto zachwiał się na gałęzi i spadłby
z niej ciężko lądując w jakichś kolczastych krzaczorach. Podążający u boku
Jogensha złapał go za ramię i pomógł ustabilizować pozycję na innej gałęzi,
gdzie na chwilę przystanęli.
- Wszystko w porządku, Rikushō-sama?
- Tak… A właściwie, to nie. – Blondyn
ściągnął maskę z twarzy, potarł skronie kolistym ruchem dłoni i oparł się o
pień drzewa. – Gnamy tak całą noc, nie wiem, po co i jestem już tym trochę
zmęczony. Z resztą, już wczoraj miałem dość. Przez to całe zlecenie nie sypiam
najlepiej… – Chłopak zastanowił się chwilę. – Moment. Przecież ja w ogóle nie
sypiam, więc, o czym my tu rozmawiamy!?
- O niczym, Rikushō-sama.
- Właśnie. O niczym. I proszę Cię,
Jogensha, przestań mówić do mnie takim oficjalnym tonem. Jesteśmy tu w końcu
sami, więc również możemy pozwolić sobie na odrobinę luzu. Czy jeśli nie ma w
pobliżu nas nikogo innego, to mogę liczyć, że nie będziesz nazywał mnie…
generałem?
- Jak sobie życzysz, Riku… Naruto-sama.
- Oczywiście nie mówię, żebyś zaraz
porzucał używanie tego tytułu, bo to wiele dla mnie znaczy. Czuje się wtedy
potrzebny. Dowartościowany. I nie chodzi mi tu o wydawanie komukolwiek
rozkazów. Bynajmniej. Raczej mam na myśli…
Dwudziestolatek urwał w pół zdania,
gdyż jego uwagę zwrócił niewyraźny odgłos jakiejś szamotaniny gdzieś w
niedalekim sąsiedztwie. Krzyki kilkunastu mężczyzn, kobiet i dzieci uświadomiły
go, że ktoś walczył lub został napadnięty i właśnie potrzebował pomocy. Nie
odezwawszy się już ani słowem, Uzumaki rzucił krótkie spojrzenie grafitowemu
żołnierzowi, który w odpowiedzi kiwnął do niego głową. Sekundę potem blondyn na
powrót skrył twarz pod ceramiczną maską, narzucił na głowę kaptur i obaj czym
prędzej odbili się od drzewa, podążając za odgłosami sprzeczki.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz