niedziela, 25 lutego 2018

212. Muszę być dobrej myśli


<<< Chapter ukazał się 20 października 2012 roku >>>



Podróż do kraju Wiatru nieco dłużyła się blondwłosemu jinchuuriki, który z jakiegoś względu nie czuł się z tym zbyt dobrze. Skoki po drzewach, ciągła podróż i skrytobójcze zadania już nie były tak samo fascynujące, jak jeszcze tydzień czy miesiąc temu i po szybkim zastanowieniu się wiedział już, dlaczego. Otóż, zaczęło go to wszystko zwyczajnie nużyć. Ani chwili przerwy wkrótce doprowadziło go na skraj przepaści zwanej zobojętnieniem, która również powoli zaczęła udzielać się innej duszyczce. Wieczorem tego samego dnia, Naruto zaczął zwalniać, aż stanął w miejscu na skraju lesistych połaci i skalnego pustkowia, jakie teraz się przed nim rozciągało. Jeśli by ruszył teraz dalej, to za dzień dotarłby do spiczastych gór o stromych, niemal pionowych zboczach, a za nimi czekała już go tylko przeprawa przez piaskowe morze. Ale coś go przed tym powstrzymywało. Gdy kilkadziesiąt minut potem nie wiedział już, jaką ma podjąć decyzję, z pomocą przyszedł mu jego odwieczny towarzysz:
- Tak sobie myślę… – Zaczął demon.
- Tylko sobie krzywdy nie zrób. – Chłopak uśmiechnął się rozbawiony.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. – Mruknął ponuro Kurama. – Ekhm… Myślę, że jeśli nie czujesz się na siłach iść do Suny osobiście, to poślij tam swojego klona i powiedzmy, dwóch Weteranów w charakterze planu awaryjnego. Jeśli twój klon by z jakiegoś względu zawiódł, Upiorni mogliby dokończyć za niego. Ty tym czasem mógłbyś zająć myśli powrotem do kraju Żelaza. Co ty na to?
- Co ja na to!? Muszę przyznać, że to wcale nie taki głupi pomysł. Wręcz, genialny!
- Tylko bez przesady, proszę. – W głosie Kyuubiego pojawiła się nuta skrywanej skromności. – Dzieląc twoje uczucia względem wszystkiego, co robisz i co się wokół ciebie dzieje, poczuwam się w obowiązku wyszukiwania rozwiązań, by Ci jakoś ulżyć w cierpieniu.
- Ach, jakież to szlachetne z twojej strony. – Sarknął blondyn. – A tak na poważnie, Kurama, to nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to jest czasem dla mnie ważne. Cieszę się, mogąc gościć Cię w mojej duszy, przyjacielu.
Demon aż zachłysnął się powietrzem, dogłębnie zszokowany. Nie, żeby tak nim wstrząsnęło stwierdzenie o byciu czyimś przyjacielem. Inne słowo było powodem jego milczenia w rozgrywającej się pogawędce. Lis jeszcze długo mielił w pysku jego wydźwięk, nim je wypowiedział.
- Czy możesz powtórzyć to, co przed chwilą powiedziałeś?
- Ale co? – Dwudziestolatek udał głupka doskonale wiedząc, o co może chodzić, lecz niczego po sobie nie pokazał. Był śmiertelnie ciekaw wszystkich reakcji Kyuubiego.
- Powiedziałeś, że jestem… gościem, a nie… więźniem? Dlaczego?
Jinchuuriki w tym momencie wybuchnął głośnym śmiechem, który spłoszył ptactwo siedzące w konarach pobliskich drzew, a który uciszył zdezorientowanego demona. Lecz w tym rechocie nie było kpiny czy też szyderstwa. Był to jedynie dość ekspresyjny wyraz radości okazanej przez Uzumakiego, co ostatnio nieczęsto mu się zdarzało. Kilka minut później blondyn wreszcie się opanował i już jedynie cicho chichocząc, zdjął z głowy szeroki kaptur i ściągnął z twarzy ceramiczną maskę odsuwając ją na tył głosy. Czując we włosach chłodny powiew nadciągającej nocy, zapatrzył się przed siebie demonicznym wzrokiem.
- Wybacz, Kurama, jeśli Cię uraziłem, ale nie mogłem się powstrzymać. – Serdecznie się uśmiechnął. – Ech… Nie mam do Ciebie żalu, żeś tego jeszcze nie zauważył. Już od dawien dawna nie uznaję Cię za więźnia mojej duszy, lecz za istotę zmuszoną do przebywania we mnie, a co za tym idzie, w pewnym sensie za mojego gościa. Darzę Cię wielkim szacunkiem i zaufaniem, lecz jeszcze w żaden sposób tego nie okazałem. Zawarliśmy pakt krwi, odbyliśmy wyczerpujący trening, poznałem w końcu twoje imię…, ale przez cały ten czas coś nadal nie pozwalało mi zerwać tej pieczęci. – Chłopak złapał się kurczowo za brzuch w geście podkreślenia swojej myśli. – Chyba jeszcze nie jestem na to gotowy.
Po chwili dodał przyciszonym, smutnym głosem.
- Nie przejmuj się tym, Młody…
Odezwał się lisi demon, lecz Naruto dłużej już go nie słuchał, gdyż jego czujną uwagę przyciągnął hałas z głębi puszczy, jaką za sobą zostawił. Niosący się trzask łamanych gałęzi i liczny tupot kopyt podsunęły mu wyjaśnienie, że oto w jego stronę zmierzało stado spłoszonej zwierzyny, która tratowała wszystko na swej drodze. Nim się obejrzał z lasu rzeczywiście wyskoczyło na niego kilka saren i jeleni, które tuż przed nim skręciły w lewo pod kątem niemal dziewięćdziesięciu stopni i pełnym pędem zaraz zniknęły na horyzoncie, cały czas biegnąc wzdłuż linii drzew. Uzumaki podrapał się po głowie patrząc za nimi. Zastanawiał się, co mogło je tak wystraszyć i odpowiedź poznał szybciej, niż samemu mógłby ją odnaleźć. W miejscu, w którym wybiegła z puszczy zwierzyna wyłoniło się trzech Upiornych. Jogensha i dwóch towarzyszących mu Weteranów. Samurajowie szybko się do niego zbliżyli, po czym uklękli na prawych kolanach nisko schylając swe głowy.
- Wy? Tutaj? – Chłopak spytał autentycznie zdziwiony.
- Rikushō-sama, uniżenie prosimy o pozwolenie towarzyszenia Ci w twojej podróży. – Odezwał się grafitowy żołnierz nie podniósłszy nawet wzroku. – Wiem, że to dziwna prośba, ale chcielibyśmy bliżej poznać… ten świat.
Naruto milczał zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie spodziewał się zobaczyć ich tak szybko, ale z drugiej strony ich obecność była mu na rękę. W końcu do realizacji pomysłu podsuniętego przez Kyuubiego potrzebował dwóch Weteranów, a takowi właśnie przed nim klęczeli. Jogensha zaś od teraz mógłby dotrzymywać mu towarzystwa. Oczywiście takim zadaniem dotychczas szczycił się lisi demon…, ale to zupełnie, co innego.
- No dobra… panowie. – Odezwał się w końcu, a żołnierze od razu podnieśli na niego swoje spojrzenia. Naruto patrzył przed siebie, daleko ku spiczastym górom kraju Skały. – Przystanę na waszą prośbę, ale tylko Jogensha będzie mógł ze mną podróżować. Reszta armii w dalszym ciągu będzie się pokazywać tylko, gdy wszystkich lub któregoś z was wezwę. Czy taki podział może być?
- Jak najbardziej, Rikushō-sama.
- No to starczy już tego obijania się! Czas działać!
Blondyn energicznie się odwrócił i spojrzał na nich z nową werwą w oczach, po czym skrzyżował przed sobą palce wskazujący i środkowy obydwu dłoni tworząc obok siebie identycznie wyglądającego klona. Gdy się rozchodzili realizując z pozoru prosty plan Kuramy, Uzumaki nagle poczuł dziwne mrowienie w opuszkach palców. Zupełnie, jakby to miało znaczyć, że ten pomysł wcale nie był taki dobry, jakby wszyscy tego chcieli.
* * *
Po wróceniu do domu, Sakura przez resztę dnia aż do wieczora przesiedziała zamknięta w pokoju, leżąc na łóżku swojego blondwłosego chłopaka. Z początku nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w sufit, potem przez okno wychodzące na boczną uliczkę i w końcu siedząc na krawędzi łóżka skierowana ku drzwiom, na stojący w rogu pomieszczenia plecak. Wiele razy do niego podchodziła z zamiarem narzucenia go sobie na ramię i wyruszenia w drogę ku odnalezieniu Naruto, ale jak już chwytała za ramiączko, to zaraz rezygnowała z tego pomysłu. Wszakże nie była już kunoichi i w dodatku miała kategoryczny zakaz opuszczania wioski, ale czy te ograniczenia rzeczywiście mogły ją powstrzymać? Tak po prawdzie, to nie mogły, lecz Haruno dobrze wiedziała, że jeśli teraz znowu zrobi coś głupiego, to może się to dla niej bardzo źle skończyć. Może nawet Tsunade-sama byłaby zmuszona wrzucić ją do mamra, naciskana przez innych shinobi. Z drugiej zaś strony, gdyby teraz uciekła, a na przykład jutro do domu wróciłby Naruto, to tylko by się z nim minęła i całe to planowanie wzięłoby w łeb. Tak, to był wybitnie zły plan. Musiała tu zostać. Musiała tu na niego czekać. Musiała czymś się zająć, żeby do końca nie zwariować, żeby jakoś zabić nieubłaganie umykający jej czas. Choć wielkiego wyboru nie miała, to wciąż była jedną z najlepszych medyczek w Konoha i mogła ubiegać się o pracę w miejscu, do którego Uzumaki kiedyś czuł wyraźny wstręt.
Sakura zachichotała cichutko na wspomnienie zniesmaczonego wyrazu twarzy blondyna, gdy w jego towarzystwie mówiło się o zastrzykach czy innych medycznych zabiegach. Tak, zdecydowanie za nim tęskniła. A skoro już wiedziała, że żyje i ma się dobrze za wyjątkiem utraty części pamięci, mogła mieć nadzieję. Tak, nadzieję na ponowne spotkanie go któregoś dnia. – To chyba będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu. – Przemknęło dziewczynie przez myśl, gdy koło północy w końcu kładła się spać. Zmęczona wyobrażaniem sobie tej chwili z westchnieniem przyjemnej dla karku ulgi oparła głowę o puchową poduszkę i tuląc do brody róg kołdry, kilka minut potem z niezmywalnym z ust uśmiechem odpłynęła w senne objęcia Morfeusza.
Kiedy następnego dnia przez okno w południowej części domu wdarły się do wnętrza pierwsze promienie słońca oświetlając swym jeszcze chłodnym blaskiem pomieszczenie, panna Haruno już była na nogach. Postanowienia z poprzedniego dnia wciąż były świeże, a ona o nich doskonale pamiętała i zwyczajnie nie mogła w miejscu usiedzieć. Krzątała się właśnie po kuchni powoli szykując sobie śniadanie, gdy niespodziewanie usłyszała dzwonek do drzwi. Zaskoczona tym faktem, w pierwszym momencie nie wiedziała, jak zareagować i kto to mógł być, ale już po chwili się zreflektowała. Poprawiła włosy, wyprostowała bluzkę i zdecydowanym krokiem poszła się przywitać. Chwyciła za klamkę, nacisnęła ją, pociągnęła do siebie i zamarła w progu na widok gościa:
- Hokage-sama? A co ty tu robisz?
Ubrana w płaszcz i kapelusz Kage zaznaczające jej pozycję w społeczeństwie, Tsunade z zewnątrz wyglądała na śmiertelnie poważną, lecz w głębi duszy niezmiernie cieszyła się na widok swojej uczennicy. Opuszczając swój gabinet nie była pewna, czy dziewczyna w nocy przypadkiem nie postanowiła urwać się z wioski by ruszyć na poszukiwanie Uzumakiego, ale jak widać pomyliła się. Haruno okazała się rozsądniejsza, niż ostatnim razem. Kobieta odetchnęła głęboko, po czym przerwała złowrogie milczenie:
- Mogę wejść? – Spytała patrząc różowowłosej prosto w oczy.
- Umm, pewnie. Proszę.
Sakura otworzyła drzwi szerzej i stanęła plecami do ściany przedpokoju, aby w ten sposób przepuścić wchodzącą przez próg swoją przywódczynię, która nie zatrzymując się od razu skierowała swoje kroki do kuchni. Dopiero tam zdjęła z ramion płaszcz, z głowy zaś kapelusz i wieszając je na oparciu jednego z krzeseł, gdy zielonooka powróciła do pomieszczenia, z westchnięciem zajęła miejsce przy stole.
- Herbaty? – Sakura spytała automatycznie.
- Tak. Proszę. – Tsunade również odparła automatycznie nieprzerwanie nad czymś się zastanawiając, a świadczyły o tym napięte mieście policzkowe i zmarszczone brwi. Haruno, rzecz oczywista, nie umknął taki szczegół, ale postanowiła na razie nie zadawać żadnych pytań. A nóż Hokage sama ujawni przed nią powód tej wizyty lub co kobietę tak dręczyło. Jednakże w czasie zaparzania wspomnianego naparu i przygotowywania ciastek na przegryzkę, Sakura nie dowiedziała się, o co mogło blondwłosej kobiecie chodzić i to ją trochę zaczęło niecierpliwić. Siadając przy stole dokładnie naprzeciwko Tsunade, różowowłosa szybko utkwiła w niej zaniepokojone spojrzenie.
- Czy to coś związanego z Naruto? – Po chwili spytała.
Wyrwana z zamyślenia Sanninka gwałtownie poderwała głowę i odwzajemniła posłane jej spojrzenie, lecz z jej nieco zamglonych, orzechowych oczu niczego nie było można wyczytać. W chwili następnej kobieta pokręciła głową nieznacznie się uśmiechając, po czym upiła łyczek bardzo powoli stygnącej herbaty. Gdy go przełknęła przez jej twarz przesunął się ledwo zauważalny spazm błogości, czy czegoś podobnego. Obserwująca ją dziewczyna w krótce doszła do wniosku, że może Hokage jest pijana, lecz po głębszym zastanowieniu się odkryła, że niczego od kobiety nie było czuć. Może za wyjątkiem tanich perfum, którymi Sanninka niewątpliwie, co rano się spryskiwała.
- Bardzo dobra herbata. – Rzuciła nagle Tsunade melancholijnym tonem i upiła kolejny łyczek, tym razem przetrzymując go w ustach, jakby chciała wybadać, z jakiej to rośliny stworzono herbatę, którą akurat smakowała. Sakura tym czasem niemal spadła z krzesła. Sama już nie wiedziała, co mogło być prawdziwym powodem tej niecodziennej wizyty i pewnie, dlatego w następnej minucie niemal na kobietę krzyknęła:
- Czy dowiem się, co…!?
- Cieszę się, że zostałaś w wiosce, Sakura. – Przerwała jej Tsunade, posyłając kunoichi krótki uśmiech, po czym nie zważając na wpół otwarte usta zielonookiej z twarzą zastygłą w szoku, szybko upiła jeszcze jeden łyk gorącego naparu i zaraz kontynuowała rozpoczętą myśl. – Kiedy wczoraj ode mnie wyszłaś taka milcząca i chyba… zła, jeszcze długo potem nie mogłam wyzbyć się myśli, że ponownie zignorujesz wydane Ci polecenie i pomimo zakazu udasz się w samotną podróż ku odnalezieniu i sprowadzeniu Naruto do wioski. Przyznam się bez bicia, że… troska o twoje dobro sprawiła, iż tej nocy prawie nie zmrużyłam oka. A gdy dziś wstałam, to pierwszym punktem całodniowego programu zadań do wykonania było osobiście sprawdzić, czy moje podejrzenia przypadkiem się nie sprawdziły.
- I co? – Haruno usiadła prosto i promiennie się uśmiechnęła.
- Heheh… Jak już wspomniałam… Cieszę się, że zostałaś w wiosce, Sakura.
- Ja też się do czegoś przyznam. Miałaś rację w swoich rozmyślaniach, Tsunade-sama. Chciałam urwać się z wioski i ruszyć na poszukiwanie Naruto, gdziekolwiek on teraz jest i nawet już się spakowałam, gotowa zrealizować ten nieco szalony plan, lecz gdy późnym wieczorem miałam już to zrobić… rozmyśliłam się. Uznałam, że to trochę chybiony pomysł, gdyż nie dość, że złamałabym zakaz opuszczania wioski, to jeszcze mogłabym minąć się z Naruto. A co, gdyby on nagle wrócił do domu, a ja w tym czasie byłabym gdzieś tam? – Spytała zielonooka nie oczekując od Tsunade odpowiedzi, która nawet o tym nie pomyślała, bacznie słuchając każdego słowa swojej uczennicy. – Zatem, zostałam i postanowiłam, że zaczekam. Kto wie, a może już niebawem go odzyskam? Muszę być dobrej myśli.
- Raczej na to bym nie liczyła, choć cuda się zdarzają. – Mruknęła Piąta biorąc do ust jedno z czekających na to ciastek. Potem skosztowała kolejne i jeszcze kilka, aż na średniej wielkości talerzyku zostały trzy sztuki. Gdy zielonooka się po nie, nie zgłosiła, Tsunade bez chwili wahania je pożarła, zalewając całość resztą zielonego naparu, jaki pozostał na dnie trzymanego przez nią głębokiego kubka. Sakura uśmiechnęła się rozbawiona zaobserwowaną sceną, czego dowód dała chwilę potem cichutko pod nosem chichocząc.
- Z czego się śmiejesz? – Godaime momentalnie rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie, prędko wycierając z kącików ust i brody okruchy, niemal w całości połkniętych słodyczy. Młodsza medyczka naraz się opamiętała i nisko skłoniła głowę w geście szczerych przeprosin:
- Gomennasai, Hokage-sama.
- W porządku, Sakura. Nic się nie stało.
Miedzy rozmawiającymi kobietami zapanowało milczenie. Ani jednak, ani druga przez kolejne minuty przebywania w swoim towarzystwie ponownie nie zabrały głosu, zamknięte w swoich rozmyślaniach nad poruszonymi i przemilczanymi tematami. Słońce za oknem dotarło właśnie do najwyższego punktu nieba do końca rozpraszając mroki i cienie minionej nocy oraz oślepiając swym pełnym blaskiem każdego, kto postanowił wystąpić mu naprzeciw.
* * *
Oślepiony złotymi przedzierającymi się przez gęste poszycie lasu promieniami, Naruto zachwiał się na gałęzi i spadłby z niej ciężko lądując w jakichś kolczastych krzaczorach. Podążający u boku Jogensha złapał go za ramię i pomógł ustabilizować pozycję na innej gałęzi, gdzie na chwilę przystanęli.
- Wszystko w porządku, Rikushō-sama?
- Tak… A właściwie, to nie. – Blondyn ściągnął maskę z twarzy, potarł skronie kolistym ruchem dłoni i oparł się o pień drzewa. – Gnamy tak całą noc, nie wiem, po co i jestem już tym trochę zmęczony. Z resztą, już wczoraj miałem dość. Przez to całe zlecenie nie sypiam najlepiej… – Chłopak zastanowił się chwilę. – Moment. Przecież ja w ogóle nie sypiam, więc, o czym my tu rozmawiamy!?
- O niczym, Rikushō-sama.
- Właśnie. O niczym. I proszę Cię, Jogensha, przestań mówić do mnie takim oficjalnym tonem. Jesteśmy tu w końcu sami, więc również możemy pozwolić sobie na odrobinę luzu. Czy jeśli nie ma w pobliżu nas nikogo innego, to mogę liczyć, że nie będziesz nazywał mnie… generałem?
- Jak sobie życzysz, Riku… Naruto-sama.
- Oczywiście nie mówię, żebyś zaraz porzucał używanie tego tytułu, bo to wiele dla mnie znaczy. Czuje się wtedy potrzebny. Dowartościowany. I nie chodzi mi tu o wydawanie komukolwiek rozkazów. Bynajmniej. Raczej mam na myśli…
Dwudziestolatek urwał w pół zdania, gdyż jego uwagę zwrócił niewyraźny odgłos jakiejś szamotaniny gdzieś w niedalekim sąsiedztwie. Krzyki kilkunastu mężczyzn, kobiet i dzieci uświadomiły go, że ktoś walczył lub został napadnięty i właśnie potrzebował pomocy. Nie odezwawszy się już ani słowem, Uzumaki rzucił krótkie spojrzenie grafitowemu żołnierzowi, który w odpowiedzi kiwnął do niego głową. Sekundę potem blondyn na powrót skrył twarz pod ceramiczną maską, narzucił na głowę kaptur i obaj czym prędzej odbili się od drzewa, podążając za odgłosami sprzeczki.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz