piątek, 16 lutego 2018

169. Kyuubi w odstawce

Przyznaje, pomysł z wstawieniem retrospekcji w środek notki nie był może najlepszym pomysłem, ale tylko w taki sposób mogłem w końcu dokończyć pisanie poprzedniego odcinka. W dzisiejszym rozdziale nie zobaczymy już żadnego wypełniacza w postaci fragmentu notki dawno temu już opublikowanej. Tym razem, od początku do końca wszystko zostało wymyślone od zera. Niestety, tym razem również nie obyło się bez prośby o pomoc, która została mi na szczęście udzielona. – Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na kolejna dawkę przygód Naruto Uzumakiego.



<<< Odcinek ukazał się 5 czerwca 2010 roku >>>



Na czubku jednego z wyższych drzew jakie okalały polanę w sercu lasów Konoha-Gakure no Sato siedział młody, zaledwie trzydziestoparoletni mężczyzna. Jego odzienie wskazywało, że należał do sporego grona shinobi Ukrytego Liścia. Tenzō, gdy tylko poznał akta młodego Uzumakiego, w pewnym sensie stał się jego opiekunem-stróżem. Choć nigdy nie rozmawiał z Naruto, to z obserwacji wiedział z kim miał do czynienia. Samodzielnie rozpoczęty trening wywołał w nim nie lada podziw. W jeszcze większe zdumienie popadł, gdy okazało, że chłopak jest całkiem niezłym szermierzem.
* * *
Naruto ściskał rękojeść katany oburącz, trzymając broń przy piersi. Lekko przymrużonymi oczami patrzył na swoich wrogów, którzy po chwili go otoczyli. Teraz chłopak miał jednego przed sobą, drugiego za sobą, trzeciego z lewej, a czwartego z prawej. Zastanawiał się nad strategią. Wiedział, że po wykonaniu wodnej techniki i stworzeniu klonów nie zostało mu zbyt wiele chakry do walki, a używać energii demona nie zamierzał. Dlaczego? Tego nikt nie wiedział, nawet sam Kyuubi, który od przeszło godziny zamęczał chłopaka tym pytaniem. Usilne próby wymuszenia zeznania wielokrotnie spełzły na niczym. Blondyn nie ustępował. Nie odzywał się. Trwał w pełnym skupieniu nasłuchując odgłosów otoczenia. Jednym z takich dźwięków był nieco przyśpieszony i lekko ociężały oddech jego przeciwników. Zmęczenie jakim emanowali dawało mu szanse na zakończenie potyczki jedynie w kilku ruchach. Spinając wszystkie mięśnie, czekał cierpliwie… aż tu nagle do jego uszu doszedł odgłos szurania nogami po ziemi i brzęk metalu.
Okalający go wojownicy szykowali się do ataku. Kiedy mocniejszy podmuch wiatru zatrzepotał połami ubrania jednego z nich, zaczęło się. Mężczyzna stojący z tył ruszył jako pierwszy, zaraz po nim zerwał się ten z lewej, a potem ten z prawej. Wszyscy trzej zbliżyli się do Uzumakiego w tym samym momencie, jednoczenie wyprowadzając cięcie. Blondyn bez trudu wykonał uniki, w miedzy czasie wyciągając dwa kunai’e z kabury na udzie. Następnie odbił się, obrócił o sto osiemdziesiąt stopni i wykonał zamach. Cała sekwencja odbyła się tak szybko, że mało kto dostrzegł wyprowadzoną kontrę. Rzucone sztylety z charakterystycznym świstem przecięły powietrze, po czym utkwiły w piersiach dwóch atakujących wojowników.
Naruto gładko wylądował kilka metrów od miejsca z którego się odbił natychmiast parując atak trzeciego napastnika. Cios za ciosem, iskry sypały się setkami. Blondyn z kamiennym wyrazem twarzy pozwalał mężczyźnie na wykazanie się, lecz ten po chwili jakby zwolnił. Zmęczył się. Chłopak tylko to wykorzystał. Odbiwszy katane przeciwnika na bok, zaraz potem przebił go w okolicy serca.
- Trzy trupy w sześćdziesiąt sekund. Całkiem niezły wynik.
Rozległ się głos czwartego wojownika, który jak dotąd stał biernie z boku wszystkiemu się przyglądając. Wyglądało to tak, jakby oceniał swoje szanse w walce z Uzumakim w pojedynkę i/lub czekał, aż jego towarzysze polegną. Kiedy blondyn odwrócił się do niego przodem, machnął kataną zrzucając na trawnik krew z ostrza, po czym schował miecz na swoje miejsce. Kolejny podmuch wiatru poruszył luźnym ubraniem jego oponenta.
- Muszę przyznać, że masz ciekawy styl Kenjutsu.
- I co z tego?
- To z tego, że moim sensei był jeden z mistrzów miecza Wioski Ukrytej Mgły znany inaczej jako Kisame Hoshigaki, który notabene, nadal służy w Akatsuki. Rozumiesz więc, że dostałem zlecenie na twą głowę nie przypadkiem. – Odrzekł shinobi dotąd uważany przez niebieskookiego za nieszkodliwego oprycha. Naruto słysząc nazwę organizacji która prześladowała go odkąd pamiętał, a która nie jednokrotnie przyprawiła go o pokaźny ból głowy, teraz sprawiła, że wezbrał w nim niepohamowany gniew:
- Wystarczy tego gadania, stawaj do walki!
- Chwila… Warto żebyś poznał moje imię zanim oddam cię w ich ręce. Wiedz, że zrobię to z przyjemnością. – Mężczyzna uśmiechnął się pewny swego. – Oprócz tego, że znasz mnie jako ucznia Kisame, zwę się Hideki Genda i ponad wszystko klnę się, że to będzie ostanie imię jakie poznasz!
- Cwaniaczek. – Mruknął Kyuubi. – Uważaj na niego Naruto. Jego chakra, dotąd skrzętnie ukrywana, teraz się ujawniła. Hmm… ma naturę wody. Jej ilość trzykrotnie przekracza potencjał Kakashiego Hatake, a tobie zostało nie wiele więcej. Proponuję…
- Wiem, że zostało mi nie wiele chakry, Kyuu, ale na tego pachołka Brzasku powinna jeszcze wystarczyć. Z czystą przyjemnością zmiotę go z powierzchni ziemi. – Naruto odparł z chytrym uśmieszkiem na ustach, po czym stanął w lekki rozkroku szykując się do kolejnego starcia. W następnej minucie i kilkudziesięciu kolejnych przekonał się o sile przeciwnika:
- Suiton, Daibakufu no Jutsu!
Wypowiedział obcy shinobi używając do tego dobrze znaną blondynowi sekwencję kilkunastu znaków. Naraz z jeziorka oddalanego o parę metrów uniósł się szeroki na dwa metry pierścień wody, który wirując, w szaleńczym tempie pomknął w stronę Uzumakiego, tworząc poziomo poruszające sie tornado. Naruto zareagował instynktownie, z kocią gracją przeskakując ponad niespodziewanym atakiem przeciwnika. W locie skrzyżował ręce w charakterystycznym dla siebie jutsu, by naraz obok niego pojawiło się równo pięćdziesiąt klonów, które bez rozkazu oryginału, szybko rzuciły się na przeciwnika. Genda wkurzony, postanowił zlikwidować klony jedyną skuteczną na ten atak techniką. W mgnieniu oka skoncentrował swoją techniką, składając ręce w kolejny ciąg znaków, po czym wypowiedział:
- Suiton, Suikoudan no Jutsu.
Pod siłą uderzenia wszystkie klony się rozpierzchły, a na jego czole pojawił się pot, który powoli torował sobie drogę po policzku ku brodzie. 
- Dosyć tego patyczkowania się. – Pomyślał nosiciel dziewięcioogoniastego. W chwili pełnej frustracji, nie bacząc na swe umiejętności, w ręku blondyna pojawiała się niebieska kula chakry. Przeciwnik odczuwając lekką konsternację wywołaną, według niego, dziwnym zagraniem przeciwnika, ostatkiem własnych sił skumulował resztę chakry, po czym wypowiedział:
- Suiton, Suiryuudan no Jutsu.
Jeszcze raz z pobliskiego jeziorka buchną strumień wody, tym razem tworząc postać gigantycznego smoka o złocistych ślepiach. Zasłaniając użytkownika, jutsu ruszyło bezpośrednio na blondyna. Ten nie zwlekając zerwał się z miejsca. W czasie skoku przebił paszczę wodnego gada i z ponad ludzką prędkością uderzył w serce przeciwnika. Hideki przekoziołkował parę razy w powietrzu ostatecznie trafiając na potężny dąb, który złamał się pod bardzo dużym naciskiem jego ciała. W tym momencie walka się zakończyła. Kiedy chmura pyłu i kurzu powstała w wyniku uderzenia ciężkiego pnia o ziemię wzniosła się ku niebiosom, zmęczony Naruto przeszedł parę kroków i staną obok pokiereszowanego trupa:
- Cóż… to chyba na tyle. Szkoda mi Ciebie…
Powiedział od niechcenia i przeczesał włosy ręką.
* * *
Kiedy po kilkunastu minutach dość powolnego i chwiejnego kroku dotarł do obozowiska, z westchnieniem oparł się o drzewo. Z serdecznym uśmiechem począł obserwować beztrosko bawiące się dzieci, kompletnie nieświadome zagrożenia, jakie niedawno pojawiło się w okolicy i szybko zostało zniwelowane przez ich błondwłosego mistrza. Naruto stojąc w cieniu rozłożystego świerku zastanawiał się, jakby to było mieć własną trzy osobową drużynę jeszcze zielonych geninów. Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków. Chłopak już odruchowo pochwycił kunai w dłoń i odwrócił się na pięcie, by zobaczyć, kto próbuje go zajść. Potencjalnym przeciwnikiem okazała się jasnobrązowo włosa kunoichi, na widok której, Uzumaki na powrót schował trzymaną w ręku broń.
- Wszystko dobrze?
Spytała Rukia podchodząc do niego tak blisko, że blondyn bez trudu wyczuł woń jej perfum. Napawając się delikatnym zapachem jaśminu, chłopak za bardzo się rozluźnił i gdyby nie refleks niebieskookiej, zapewne upadłby na ziemię.
- Co Ci jest??
Nie odpowiedział. Przyciągany przez grawitację, usiadł na ziemi opierając się plecami o pień drzewa. Zaniepokojona medyczka zaraz przy nim uklękła i tak jak uczyła ją Tsunade, zebrała w prawej dłoni odrobinę leczniczej chakry. Sprawdziwszy organizm jounina, odetchnęła z ulgą. Nie miał żadnych ran. Jedynie duże wykorzystanie chakry nieco nadwątliło jego kondycję. Kunoichi uśmiechnęła się ciepło.
- Chodź. Musisz coś zjeść.
Powiedziała w końcu i wstając pociągnęła Naruto za ramie do góry. Ten się tylko jej poddał. Prowadzony pod pachę do ogniska położonego w centrum obozowiska, po kilku krokach posadzony został pod innym drzewem. Odczuwając na twarzy cieplarniany efekt płonących patyków, chłopka nieznacznie się uśmiechnął. Tak, tego mu było trzeba. Ciszy i spokoju. Niestety, ciszę i spokój musiał zaraz schować do kieszeni, ponieważ podbiegli do niego czternastoletni genini:
- Naruto-oniisan! To było coś niesamowitego. W przepiękny sposób pokonałeś ostatniego przeciwnika. – Jako pierwszy odezwał się Konohamaru. – W ogóle, wszystkich oprychów.
- Obserwowaliście mnie? Przecież powiedziałem, że macie bronić uczniów Akademii…!
- I tak zrobiliśmy. – Zaoponował Udon.
- Tylko Konohamaru-kan Cię nie posłuchał… sensei. – Przy ostatnim słowie, Moegi nieco się zająknęła, lecz chwile potem szeroko się uśmiechnęła. Tym czasem obgadywany genin słysząc słowa przyjaciółki z drużyny, nastroszył włosy niczym wściekły kocur. Wnuczek Sandaime miętoląc przekleństwo w ustach w ostatniej chwili się powstrzymał i jedynie mruknął:
- Zdrajczyni.
Kiedy Uzumaki zgromił go za jego zachowanie i ponownie chciał się odezwać, nagle w czubkach okalających obozowisko drzewach rozległy się stłumione odgłosy walki. Kilka uderzeń, świstów, brzęknięć metalu o metal i w końcu huk łamanych gałęzi. Zdezorientowani genini poczęli się rozglądać w poszukiwaniu sprawców całego tego hałasu, niespodziewanie po drugiej stronie ogniska coś dużego gruchnęło o ziemię. W powstałej chmurze piachu pojawiła się niewyraźna sylwetka jakiegoś mężczyzny.
- Ku…so…
Jęk wydobywający się z jego ust świadczył, że spotkanie z podłożem prawdziwie było nie przyjemne. Kiedy Naruto zerwał się na równe nogi, momentalnie poczuł zawroty głowy i aby nie upaść, oparł się plecami o pień drzewa przy którym siedział. Następnie utkwił baczne spojrzenie w powoli pojawiającym się gościu. W chwili dostrzeżenia opaski z symbolem jego rodzinnej wioski, wokół nieznajomego pojawiło się ośmiu Upiornych. Ostrza ich mieczy połyskiwały od nagromadzonych w nich chakr, gotowe by zostawić głęboki ślad na piersi intruza. Naruto wraz z trojką geninów w milczeniu czekali na rozwój sytuacji, kiedy do blondyna podbiegła jego „uczennica”. Inaba mocno przytuliła się do chłopaka skrywając załzawiona twarz w połach jego ubrania.
- Co się stało, Miyoko? – Spytał zdziwiony.
- B-boję się, sensei. – Wyjąkała.
Jounin na powrót spojrzał w kierunku Upiornych i momentalnie zrozumiał. Dziewczynka bała się właśnie ich. Zapewne przeraził ją wygląd ich masek, który na początku jego samego przyprawiał o dreszcze na plecach. Po chwili mocniejszy podmuch wiatru ostatecznie rozdmuchał chmurę pyłu przysłaniającą nieznajomego shinobi i wszystkim ukazał się widok zielonej kamizelki ze znakiem Konoha-Gakure na plecach.
- Chwila, ja skądś znam tą twarz… – Pomyślał Naruto i w tym momencie Samurajowie ruszyli do ataku. – …już wiem! To jest Yamato-Teichou*! – Osiem ostrych jak brzytwa ostrzy z zawrotną prędkością przecinało właśnie powietrze w geście ciosu, kiedy blondyn machnął ręką, jednocześnie krzycząc:
- STAĆ!!
Żołnierze w mgnieniu oka się zatrzymali. Wszyscy, bez wyjątku, zamarli pochyleni nad Tenzō, który szykował się do obrony wyciągniętym kunaiem. Klingi ich mieczy, cały czas połyskujące od niebieskiej chakry, zastygły w powietrzu, kilka centymetrów od głowy, piersi i pleców brązowowłosego jounina. Wszystko wydarzyło się jak w zwolnionym tempie. Kiedy Naruto opuścił rękę, Upiorni jak na komendę przyciągnęli bron do piersi prostując postawę, po czym schowali miecze na swoje miejsce i bez słowa wycofali się na poprzednio ustalone stanowiska strażnicze w konarach pobliskich drzew. Uzumaki tym czasem ukląkł przy płaczącej Miyoko i począł ją uspokajać szepcząc do ucha słowa otuchy przy jednoczesnym głaskaniu jej po główce. Jak Inaba tylko się uspokoiła i na powrót jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, blondyn zwrócił swe spojrzenie w stronę trójki geninów stojących nieopodal. Ich twarze przedstawiały różne wyrazy. Udon wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, od Moegi bił strach wywołany zaistniałą sytuacją, natomiast Konohamaru z oczami jak spodki, świdrował go zszokowanym spojrzeniem. Naruto uśmiechnął się nie znacznie, po czym wstał i spojrzał na Tenzō.
- Yamato-Teichou, co ty tu robisz i dlaczego skradasz się jak jakiś złoczyńca?
- Eee… – Mężczyzna podrapał się w głowę z zakłopotaniem. – …cóż, ja tylko tak chciałem… ech, może powiem wprost. Dostałem zadanie sprawdzenia, jak sobie radzisz.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





* Teichou (jap.) – kapitan.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, czemu Naruto nie używa chakry Lyuubi'ego, bo jedynie nasuwa mi się jedna myśl, żeby wiedzieć na ile jest się w stanie samemu walczyć... biedny ylYamato ale upiorni wywiązują się ze swoich obowiązków perfekcyjnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń