Przyznaje, pomysł z wstawieniem retrospekcji w środek notki
nie był może najlepszym pomysłem, ale tylko w taki sposób mogłem w końcu
dokończyć pisanie poprzedniego odcinka. W dzisiejszym rozdziale nie zobaczymy
już żadnego wypełniacza w postaci fragmentu notki dawno temu już opublikowanej.
Tym razem, od początku do końca wszystko zostało wymyślone od zera. Niestety,
tym razem również nie obyło się bez prośby o pomoc, która została mi na
szczęście udzielona. – Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na kolejna
dawkę przygód Naruto Uzumakiego.
<<<
Odcinek ukazał się 5 czerwca 2010 roku >>>
Na czubku jednego z wyższych drzew jakie
okalały polanę w sercu lasów Konoha-Gakure no Sato siedział młody, zaledwie
trzydziestoparoletni mężczyzna. Jego odzienie wskazywało, że należał do sporego
grona shinobi Ukrytego Liścia. Tenzō,
gdy tylko poznał akta młodego Uzumakiego, w pewnym sensie stał się jego opiekunem-stróżem.
Choć nigdy nie rozmawiał z Naruto, to z obserwacji wiedział z kim miał do
czynienia. Samodzielnie rozpoczęty trening wywołał w nim nie lada podziw. W
jeszcze większe zdumienie popadł, gdy okazało, że chłopak jest całkiem niezłym
szermierzem.
*
* *
Naruto ściskał rękojeść katany oburącz,
trzymając broń przy piersi. Lekko przymrużonymi oczami patrzył na swoich wrogów,
którzy po chwili go otoczyli. Teraz chłopak miał jednego przed sobą, drugiego
za sobą, trzeciego z lewej, a czwartego z prawej. Zastanawiał się nad
strategią. Wiedział, że po wykonaniu wodnej techniki i stworzeniu klonów nie
zostało mu zbyt wiele chakry do walki, a używać energii demona nie zamierzał.
Dlaczego? Tego nikt nie wiedział, nawet sam Kyuubi, który od przeszło godziny
zamęczał chłopaka tym pytaniem. Usilne próby wymuszenia zeznania wielokrotnie
spełzły na niczym. Blondyn nie ustępował. Nie odzywał się. Trwał w pełnym
skupieniu nasłuchując odgłosów otoczenia. Jednym z takich dźwięków był nieco
przyśpieszony i lekko ociężały oddech jego przeciwników. Zmęczenie jakim
emanowali dawało mu szanse na zakończenie potyczki jedynie w kilku ruchach. Spinając
wszystkie mięśnie, czekał cierpliwie… aż tu nagle do jego uszu doszedł odgłos
szurania nogami po ziemi i brzęk metalu.
Okalający go wojownicy szykowali się do
ataku. Kiedy mocniejszy podmuch wiatru zatrzepotał połami ubrania jednego z
nich, zaczęło się. Mężczyzna stojący z tył ruszył jako pierwszy, zaraz po nim
zerwał się ten z lewej, a potem ten z prawej. Wszyscy trzej zbliżyli się do
Uzumakiego w tym samym momencie, jednoczenie wyprowadzając cięcie. Blondyn bez
trudu wykonał uniki, w miedzy czasie wyciągając dwa kunai’e z kabury na udzie. Następnie
odbił się, obrócił o sto osiemdziesiąt stopni i wykonał zamach. Cała sekwencja
odbyła się tak szybko, że mało kto dostrzegł wyprowadzoną kontrę. Rzucone
sztylety z charakterystycznym świstem przecięły powietrze, po czym utkwiły w
piersiach dwóch atakujących wojowników.
Naruto gładko wylądował kilka metrów od
miejsca z którego się odbił natychmiast parując atak trzeciego napastnika. Cios
za ciosem, iskry sypały się setkami. Blondyn z kamiennym wyrazem twarzy
pozwalał mężczyźnie na wykazanie się, lecz ten po chwili jakby zwolnił. Zmęczył
się. Chłopak tylko to wykorzystał. Odbiwszy katane przeciwnika na bok, zaraz
potem przebił go w okolicy serca.
- Trzy trupy w sześćdziesiąt sekund.
Całkiem niezły wynik.
Rozległ się głos czwartego wojownika, który
jak dotąd stał biernie z boku wszystkiemu się przyglądając. Wyglądało to tak,
jakby oceniał swoje szanse w walce z Uzumakim w pojedynkę i/lub czekał, aż jego
towarzysze polegną. Kiedy blondyn odwrócił się do niego przodem, machnął kataną
zrzucając na trawnik krew z ostrza, po czym schował miecz na swoje miejsce.
Kolejny podmuch wiatru poruszył luźnym ubraniem jego oponenta.
- Muszę przyznać, że masz ciekawy styl
Kenjutsu.
- I co z tego?
- To z tego, że moim sensei był jeden z mistrzów miecza
Wioski Ukrytej Mgły znany inaczej jako Kisame Hoshigaki, który notabene, nadal
służy w Akatsuki. Rozumiesz więc, że dostałem zlecenie na twą głowę nie
przypadkiem. – Odrzekł shinobi dotąd uważany przez niebieskookiego za
nieszkodliwego oprycha. Naruto słysząc nazwę organizacji która prześladowała go
odkąd pamiętał, a która nie jednokrotnie przyprawiła go o pokaźny ból głowy,
teraz sprawiła, że wezbrał w nim niepohamowany gniew:
- Wystarczy tego gadania, stawaj do walki!
- Chwila… Warto żebyś poznał moje imię zanim oddam cię w ich ręce.
Wiedz, że zrobię to z przyjemnością. – Mężczyzna uśmiechnął się pewny swego. – Oprócz
tego, że znasz mnie jako ucznia Kisame, zwę się Hideki Genda i ponad wszystko
klnę się, że to będzie ostanie imię jakie poznasz!
- Cwaniaczek. –
Mruknął Kyuubi. – Uważaj na niego
Naruto. Jego chakra, dotąd skrzętnie ukrywana, teraz się ujawniła. Hmm… ma
naturę wody. Jej ilość trzykrotnie przekracza potencjał Kakashiego Hatake, a
tobie zostało nie wiele więcej. Proponuję…
- Wiem, że zostało mi nie wiele
chakry, Kyuu, ale na tego pachołka Brzasku powinna jeszcze wystarczyć. Z czystą
przyjemnością zmiotę go z powierzchni ziemi. – Naruto odparł z chytrym
uśmieszkiem na ustach, po czym stanął w lekki rozkroku szykując się do
kolejnego starcia. W następnej minucie i kilkudziesięciu kolejnych przekonał
się o sile przeciwnika:
- Suiton, Daibakufu no Jutsu!
Wypowiedział obcy shinobi używając do tego dobrze znaną blondynowi
sekwencję kilkunastu znaków. Naraz z jeziorka oddalanego o parę metrów uniósł
się szeroki na dwa metry pierścień wody, który wirując, w szaleńczym tempie
pomknął w stronę Uzumakiego, tworząc poziomo poruszające sie tornado. Naruto zareagował
instynktownie, z kocią gracją przeskakując ponad niespodziewanym atakiem
przeciwnika. W locie skrzyżował ręce w charakterystycznym dla siebie jutsu, by naraz
obok niego pojawiło się równo pięćdziesiąt klonów, które bez rozkazu oryginału,
szybko rzuciły się na przeciwnika. Genda wkurzony, postanowił zlikwidować klony
jedyną skuteczną na ten atak techniką. W mgnieniu oka skoncentrował swoją
techniką, składając ręce w kolejny ciąg znaków, po czym wypowiedział:
- Suiton, Suikoudan no Jutsu.
Pod siłą uderzenia wszystkie klony się rozpierzchły, a na jego
czole pojawił się pot, który powoli torował sobie drogę po policzku ku brodzie.
- Dosyć tego patyczkowania
się. – Pomyślał nosiciel dziewięcioogoniastego. W chwili pełnej
frustracji, nie bacząc na swe umiejętności, w ręku blondyna pojawiała się niebieska
kula chakry. Przeciwnik odczuwając lekką konsternację wywołaną, według niego,
dziwnym zagraniem przeciwnika, ostatkiem własnych sił skumulował resztę chakry,
po czym wypowiedział:
- Suiton, Suiryuudan no Jutsu.
Jeszcze raz z pobliskiego jeziorka buchną strumień wody, tym razem
tworząc postać gigantycznego smoka o złocistych ślepiach. Zasłaniając
użytkownika, jutsu ruszyło bezpośrednio na blondyna. Ten nie zwlekając zerwał
się z miejsca. W czasie skoku przebił paszczę wodnego gada i z ponad
ludzką prędkością uderzył w serce przeciwnika. Hideki przekoziołkował parę razy
w powietrzu ostatecznie trafiając na potężny dąb, który złamał się pod bardzo
dużym naciskiem jego ciała. W tym momencie walka się zakończyła. Kiedy chmura
pyłu i kurzu powstała w wyniku uderzenia ciężkiego pnia o ziemię wzniosła się
ku niebiosom, zmęczony Naruto przeszedł parę kroków i staną obok pokiereszowanego
trupa:
- Cóż… to chyba na tyle. Szkoda mi Ciebie…
Powiedział od niechcenia i przeczesał włosy ręką.
* * *
Kiedy po kilkunastu minutach dość powolnego i chwiejnego kroku
dotarł do obozowiska, z westchnieniem oparł się o drzewo. Z serdecznym
uśmiechem począł obserwować beztrosko bawiące się dzieci, kompletnie
nieświadome zagrożenia, jakie niedawno pojawiło się w okolicy i szybko zostało
zniwelowane przez ich błondwłosego mistrza. Naruto stojąc w cieniu rozłożystego
świerku zastanawiał się, jakby to było mieć własną trzy osobową drużynę jeszcze
zielonych geninów. Z zamyślenia wyrwał go odgłos kroków. Chłopak już odruchowo
pochwycił kunai w dłoń i odwrócił się na pięcie, by zobaczyć, kto próbuje go
zajść. Potencjalnym przeciwnikiem okazała się jasnobrązowo włosa kunoichi, na
widok której, Uzumaki na powrót schował trzymaną w ręku broń.
- Wszystko dobrze?
Spytała Rukia podchodząc do niego tak blisko, że blondyn bez trudu
wyczuł woń jej perfum. Napawając się delikatnym zapachem jaśminu, chłopak za
bardzo się rozluźnił i gdyby nie refleks niebieskookiej, zapewne upadłby na
ziemię.
- Co Ci jest??
Nie odpowiedział. Przyciągany przez grawitację, usiadł na ziemi
opierając się plecami o pień drzewa. Zaniepokojona medyczka zaraz przy nim
uklękła i tak jak uczyła ją Tsunade, zebrała w prawej dłoni odrobinę leczniczej
chakry. Sprawdziwszy organizm jounina, odetchnęła z ulgą. Nie miał żadnych ran.
Jedynie duże wykorzystanie chakry nieco nadwątliło jego kondycję. Kunoichi
uśmiechnęła się ciepło.
- Chodź. Musisz coś zjeść.
Powiedziała w końcu i wstając pociągnęła Naruto za ramie do góry.
Ten się tylko jej poddał. Prowadzony pod pachę do ogniska położonego w centrum
obozowiska, po kilku krokach posadzony został pod innym drzewem. Odczuwając na
twarzy cieplarniany efekt płonących patyków, chłopka nieznacznie się
uśmiechnął. Tak, tego mu było trzeba. Ciszy i spokoju. Niestety, ciszę i spokój
musiał zaraz schować do kieszeni, ponieważ podbiegli do niego czternastoletni
genini:
- Naruto-oniisan! To było coś niesamowitego. W przepiękny sposób
pokonałeś ostatniego przeciwnika. – Jako pierwszy odezwał się Konohamaru. – W
ogóle, wszystkich oprychów.
- Obserwowaliście mnie? Przecież powiedziałem, że macie bronić
uczniów Akademii…!
- I tak zrobiliśmy. – Zaoponował Udon.
- Tylko Konohamaru-kan Cię nie posłuchał… sensei. – Przy ostatnim
słowie, Moegi nieco się zająknęła, lecz chwile potem szeroko się uśmiechnęła.
Tym czasem obgadywany genin słysząc słowa przyjaciółki z drużyny, nastroszył
włosy niczym wściekły kocur. Wnuczek Sandaime miętoląc przekleństwo w ustach w
ostatniej chwili się powstrzymał i jedynie mruknął:
- Zdrajczyni.
Kiedy Uzumaki zgromił go za jego zachowanie i ponownie chciał się
odezwać, nagle w czubkach okalających obozowisko drzewach rozległy się
stłumione odgłosy walki. Kilka uderzeń, świstów, brzęknięć metalu o metal i w
końcu huk łamanych gałęzi. Zdezorientowani genini poczęli się rozglądać w
poszukiwaniu sprawców całego tego hałasu, niespodziewanie po drugiej stronie
ogniska coś dużego gruchnęło o ziemię. W powstałej chmurze piachu pojawiła się
niewyraźna sylwetka jakiegoś mężczyzny.
- Ku…so…
Jęk wydobywający się z jego ust świadczył, że spotkanie z podłożem
prawdziwie było nie przyjemne. Kiedy Naruto zerwał się na równe nogi,
momentalnie poczuł zawroty głowy i aby nie upaść, oparł się plecami o pień
drzewa przy którym siedział. Następnie utkwił baczne spojrzenie w powoli
pojawiającym się gościu. W chwili dostrzeżenia opaski z symbolem jego rodzinnej
wioski, wokół nieznajomego pojawiło się ośmiu Upiornych. Ostrza ich mieczy
połyskiwały od nagromadzonych w nich chakr, gotowe by zostawić głęboki ślad na
piersi intruza. Naruto wraz z trojką geninów w milczeniu czekali na rozwój
sytuacji, kiedy do blondyna podbiegła jego „uczennica”. Inaba mocno przytuliła
się do chłopaka skrywając załzawiona twarz w połach jego ubrania.
- Co się stało, Miyoko? – Spytał zdziwiony.
- B-boję się, sensei. – Wyjąkała.
Jounin na powrót spojrzał w kierunku
Upiornych i momentalnie zrozumiał. Dziewczynka bała się właśnie ich. Zapewne
przeraził ją wygląd ich masek, który na początku jego samego przyprawiał o
dreszcze na plecach. Po chwili mocniejszy podmuch wiatru ostatecznie rozdmuchał
chmurę pyłu przysłaniającą nieznajomego shinobi i wszystkim ukazał się widok
zielonej kamizelki ze znakiem Konoha-Gakure na plecach.
- Chwila,
ja skądś znam tą twarz… – Pomyślał Naruto i w tym momencie Samurajowie
ruszyli do ataku. – …już wiem! To jest
Yamato-Teichou*! – Osiem ostrych jak brzytwa
ostrzy z zawrotną prędkością przecinało właśnie powietrze w geście ciosu, kiedy
blondyn machnął ręką, jednocześnie krzycząc:
- STAĆ!!
Żołnierze w mgnieniu oka się zatrzymali.
Wszyscy, bez wyjątku, zamarli pochyleni nad Tenzō, który szykował się do obrony wyciągniętym
kunaiem. Klingi ich mieczy, cały czas połyskujące od niebieskiej chakry, zastygły
w powietrzu, kilka centymetrów od głowy, piersi i pleców brązowowłosego
jounina. Wszystko wydarzyło się jak w zwolnionym tempie. Kiedy Naruto opuścił
rękę, Upiorni jak na komendę przyciągnęli bron do piersi prostując postawę, po
czym schowali miecze na swoje miejsce i bez słowa wycofali się na poprzednio
ustalone stanowiska strażnicze w konarach pobliskich drzew. Uzumaki tym czasem
ukląkł przy płaczącej Miyoko i począł ją uspokajać szepcząc do ucha słowa
otuchy przy jednoczesnym głaskaniu jej po główce. Jak Inaba tylko się uspokoiła
i na powrót jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, blondyn zwrócił swe spojrzenie
w stronę trójki geninów stojących nieopodal. Ich twarze przedstawiały różne
wyrazy. Udon wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, od Moegi bił strach wywołany zaistniałą
sytuacją, natomiast Konohamaru z oczami jak spodki, świdrował go zszokowanym
spojrzeniem. Naruto uśmiechnął się nie znacznie, po czym wstał i spojrzał na
Tenzō.
- Yamato-Teichou, co ty tu robisz i dlaczego skradasz
się jak jakiś złoczyńca?
- Eee… – Mężczyzna podrapał się w głowę z
zakłopotaniem. – …cóż, ja tylko tak chciałem… ech, może powiem wprost. Dostałem
zadanie sprawdzenia, jak sobie radzisz.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
*
Teichou (jap.) – kapitan.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czemu Naruto nie używa chakry Lyuubi'ego, bo jedynie nasuwa mi się jedna myśl, żeby wiedzieć na ile jest się w stanie samemu walczyć... biedny ylYamato ale upiorni wywiązują się ze swoich obowiązków perfekcyjnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia