<<<
Odcinek ukazał się 24 maja 2010 roku >>>
Cała czwórka patrzyła na niego z pełnym
zaskoczeniem w oczach, zwłaszcza Udon i Moegi. Jedynie w oczach Konohamaru odbijały
się zafascynowanie i zazdrość. Zupełnie jakby chłopak wciąż traktował
Uzumakiego jak swojego największego rywala w walce o stołek Hokage. Nie byłoby
w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że blondynowi brakowało już na prawdę nie
wiele.
Przedłużające się milczenie powoli zaczęło
wszystkich krępować i gdy Naruto miał już zacząć się bronić przed
przytłaczającym go spojrzeniem przyjaciół, podbiegła do nich blondwłosa
dziewczynka:
- Sensei! – Krzyknęła. – Pokażesz nam
jakieś ninjutsu? Prooooszę.
Chłopak zastanowił się chwilę, po czym
kiwnął głową i bez słowa ruszył za wesoło podskakującą Miyoko. Przyszła
kunoichi poprowadziła go w kierunku reszty dzieci, które widząc zamyślony wyraz
twarzy Naruto, w oka mgnieniu się uspokoiły. Kiedy je mijał, usiadły w kupce na
trawie i poczęły w milczeniu czekać na przedstawienie. Po chwili dołączyła do
nich młoda Inaba. Naruto tym czasem, na nic nie zwracając zbytniej uwagi
podszedł do niemal wysuszonego zbiornika wody i począł zastanawiać się nad
ponownym jego zapełnieniem. Tylko jak miał tego dokonać? Tego typu pytanie
krążyło mu po głowie i pewnie jeszcze długo by to trwało, gdyby nie podpowiedź
przyjaciela:
- Proponuję
skorzystanie z Techniki Przywołania.
-
Że niby mam wezwać Upiornych na pomoc? A co jeśli wystraszę któreś z
dzieciaków, które mnie teraz obserwują? Wiesz, Kyuu… Co jak co, ale zawał
któregoś z nich, to ostatnia rzecz jakiej w tej chwili potrzebuję.
– Chłopak odparł w myślach, nie za bardzo przychylnie nastawiony do pomysłu
demona.
- Miałem
na myśli to drugie Przywołanie. To, które poznałeś jeszcze będąc głośnym, impulsywnym
i wkurzającym dzieciakiem. – Zaśmiał się Lis.
-
Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. – Blondyn burknął obrażonym
tonem.
- Ej,
ja tylko żartowałem.
-
Dobra, mniejsza z tym. Więc mówisz, by przyzwać jedną z żab?
Naruto za potwierdzenie otrzymał jedynie nieznaczne
mruknięcie, po którym zerwał połączenie mentalne z dziewięcioogoniastym.
Spojrzawszy na maluchy przyglądające mu się z zaciekawieniem, uśmiechnął się, następnie
skrzyżował ręce na wysokości piersi i wykonał nimi kilka pieczęci. Kiedy
skończył, przygryzł opuszek kciuka prawej dłoni, po czym nachylił się i
przystawił ją do ziemi.
- Kuchiyose no Jutsu!
Biały dym skrył najbliższą okolicę w swych
odmętach, które po chwili rozwiał mocniejszy podmuch wiatru, ukazując wszelkim
obserwatorom sylwetkę pomarańczowej żaby odzianej w granatową kamizelkę. Płaz
był wielki na cztery metry.
- Kto mnie wezwał??
- Ja. – Odparł blondyn zgodnie z prawdą. –
Witaj, Gamakichi.
- Naruto? No wreszcie sobie o nas
przypomniałeś! – Przywołaniec zawołał obrażonym tonem, patrząc na Uzumakiego z
góry. – Ile to już nie korzystałeś z naszej pomocy??
- Będzie z pięć lat. – Chłopak skrzywił się
nieco. – Przepraszam, ale w między czasie tyle się wydarzyło, że jakoś tak,
kompletnie o was zapomniałem.
- So ka. Nie moja sprawa. Więc… po co mnie
wezwałeś?
- Tak… Czy mógłbyś ponownie napełnić wodą
ten wysuszony zbiornik? – Naruto odparł pytaniem na pytanie jednocześnie się
odwracając i wskazując ręką na staw za swoimi plecami. Gamakichi w odpowiedzi
kiwną łbem z aprobatą, po czym podskoczył nieznacznie do wysuszonego jeziorka omijając
stojącego przed nim chłopaka. Następnie, bez chwili zwłoki, szybko wykonał
łapami kilka pieczęci:
- Suiton, Chika no Izumi[1]!
Rozległo
się gardłowe zawołanie. Nagle z podziemia zaczęła
wydobywać się ogromna ilość wody, technika którą ówcześnie użył Naruto powoli
została niwelowana przez technikę jednego z członków klanu żab. Milczący dotychczas
genini z zainteresowaniem oraz podziwem patrzyli na efekt jutsu. Gdy zbiornik
wrócił do normalności, Gamakichi zaprzestał odwracając oczy w stronę
Naruto:
- Może być? – Odezwała się basowo żaba.
- Jasne! Wspaniale! Arigatou gozaimasu, tomodachi[2]!
Gamakichi w odpowiedzi pokiwał łbem, uśmiechnął się nie znacznie,
po czym zniknął w chmurze białego dymu. Kiedy summon powrócił do
swojego świata, w tym samym momencie, po drugiej stronie dopiero co
napełnionego jeziorka, z lasu wyskoczyło dziesięciu mężczyzn i tyle samo
kobiet. Wszyscy poubierani byli bardzo podobnie. W materiałowe i skórzane
stroje z metalowymi dodatkami na ramionach, łokciach, nadgarstkach, udach,
kolanach i łydkach. Kilkoro z nich posiadało jeszcze napierśniki i hełmy.
Uzumaki momentalnie usłyszał głośne pokrzykiwania, śmiechy i gwizdy. Kiedy się
odwrócił, uśmiech dotychczas widniejący na jego twarzy, zniknął, ustępując
miejsca pełnemu niezadowoleniu. Odkręciwszy głowę w prawo, chłopak kątem oka
spojrzał na lekko wystraszone dzieciaki z Konoha-Gakko oraz na poważne twarzy
czternastoletnich geninów i osiemnastoletniej kunoichi o randze chunina.
- Konohamaru! Udon! Moegi! Mam dla waszej
trójki zadanie! – Krzyknął. – Zajmijcie się ewakuacją moich podopiecznych do
obozowiska. Miejcie się na baczności i broń w pogotowiu. Rukia! Idź z nimi.
Mogą potrzebować pomocy medyka, gdyby was zaatakowano.
- Tak jest, Naruto-oniisan! – Odkrzyknęli
chórem genini i szybko, bez zbędnego gadania poczęli odprowadzać wystraszone
dzieci na bezpieczniejszą odległość, kierując się ku wcześniej wspomnianemu
obozowisku. Jasno-brązowo włosa kunoichi tym czasem dalej stała w miejscu.
Wyraz jej twarzy jasno pokazywał, że dziewczyna się wahała. Sama nie wiedziała,
co powinna zrobić w takiej sytuacji. W końcu, po kilku minutach tępego
wpatrywania się w plecy blondwłosego przyjaciela, na potwierdzenie zrozumienia
wydanego jej polecenia kiwnęła głową i czym prędzej pobiegła za grupą
Konohamaru.
~
~ ~ ~
W Konoha-Byouin[3], w
jednej z licznych sal szykowała się do wyjścia różowo włosa kunoichi. Po nocnej
wizycie blondwłosego jounina, dziewczyna jeszcze długo nie mogła zasnąć. Wiele
rozmyślała o tym co usłyszała. Zdrowy rozsądek nakazywał jej odpowiednie
ukaranie blondyna za to, co zrobił, ale miłość do niego jej na to nie pozwalała.
Dlatego wkrótce potem postanowiła mu wybaczyć, dając tym samym możliwość
poprawienia się i teraz zamierzała po wyjściu ze szpitala, przejść się do
swojej blondwłosej przyjaciółki.
-
Ino strzeż się, nadchodzę.
Pomyślała zawiązując opaskę shinobi na głowie.
Jeszcze przyczepiła na biodrze torbę z oprzyrządowaniem medyka polowego, po
czym skierowała się do wyjścia. Na korytarzu był względny spokój, lecz
dziewczyna odczuwała pewnego rodzaju niepokój. Cały czas miała wrażenie, jakby
ktoś ją śledził, ale kiedy tylko się odwracała nie widziała by ktokolwiek ją
obserwował czy w jakikolwiek sposób interesował się jej osobą. Identyczna
sytuacja przedstawiała się po za murami szpitala, z tą różnicą, że co
poniektórzy przedstawiciele płci męskiej patrzyli na nią, jak na potencjalną
zdobycz. Kunoichi podobało się to. Przynajmniej wiedziała, że wciąż była
atrakcyjna. Po kilkunastu minutach żwawego marszu po przez wioskę, Sakura
dotarła na miejsce swej wędrówki. Widząc za szybą wystawową krzątającą się
blondynkę, pewnie wkroczyła do kwiaciarni i z rękoma opartymi na biodrach
wlepiła spojrzenie w Yamanakę:
- Ino, brzydka świnko… co ty kombinujesz? –
Zmarszczyła gniewnie brwi.
- Sakura? A ciebie kiedy wypuścili ze
szpitala i o co Ci znowu chodzi?
Wyzwana dziewczyna oderwała się od swojej
pracy. Nie rozumiejąc o co może chodzić jej przyjaciółce, przybrała
jednoznaczny wyraz twarzy. Haruno prychnęła zniesmaczona.
- Nie udawaj niewiniątka. Dlaczego zarywasz
do Naruto!?
- Co?? Nie wiem, o czym mówisz.
Yamanaka machnęła ręką i odwróciła się do
swojej rozmówczyni tyłem, po czym podeszła do stoiska z kasą. Lekceważący gest
jaki wykonała dziewczyna, nie specjalnie spodobał się zielonookiej, która z
kolei po krótkiej debacie umysłowej postanowiła pokazać, że Uzumaki należy
tylko do niej. Sakura błyskawicznie zaszła blondynkę od tyłu i nie za mocno
uderzyła ją w potylicę. Zamroczona kunoichi w rezultacie takiego ataku upadła
na podłogę. Gdy zdezorientowana odwróciła się na plecy i spojrzała na Haruno,
ta momentalnie pogroziła jej zaciśniętą pięścią:
- Słuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz.
Nigdy więcej nie waż się do niego zbliżyć! Wiem o twojej próbie zmanipulowania
Naruto ponad tydzień temu i o waszym pocałunku z przed dwóch nocy. Nie wierzę,
że Naruto dobrowolnie cię pocałował. A jeśli nawet… to mnie to nie obchodzi.
Ważne, że mi się wczoraj zwierzył i widać było, że mu źle z tym co się między
wami stało. – Różowowłosa powiedziała wszystko takim tonem, że blondynce
przeleciały po plecach ciarki. – Spróbuj jeszcze raz wykorzystać go w podobny
czy inny sposób, to ze mną będziesz miała do czynienia!
Haruno dla potwierdzenia swoich gróźb
uderzyła pięścią w kontuar na którym stała kasa. Drewno poszło w drzazgi, a na
podłodze roztrzaskał się zasobnik z pieniędzmi. Po wyjściu zielonookiej z kwiaciarni,
Ino jeszcze długo siedziała w niezmienionej pozie. Medyczka otrząsnęła się
dopiero gdy do sklepu wparowała zwabiona hałasem, pani Yamanaka.
~
~ ~ ~
Naruto mierzył lodowatym spojrzeniem swoich
przeciwników, którzy wydawali się kompletnie wyluzowani. Zupełnie jakby
ignorowali fakt, że wszelcy ich poprzednicy dokonali żywota w straszny sposób. Taki
los spotykał każdego, kto porwał się na życie blondwłosego jinchuuriki.
- To
się zaczyna robić męczące. – Chłopak mruknął w myślach. W tym samym czasie,
przez cały czas, delikatny wiatr poruszał jego nieco nastroszonymi włosami. Dosłownie
sekundę potem jounin usłyszał przysadzisty głos dziewięcioogoniastego:
- Mam
pomysł. Pobawmy się z nimi w kotka i myszkę. Ekhm, miałem powiedzieć… w lisa i
mięso armatnie. Wiesz, moglibyśmy zmieść ich wszystkich w przeciągu pięciu
sekund nie ruszając się z miejsca nawet o centymetr. – Lis zrobił
pauzę. Zapewne po to, by jego nosiciel wszystko dokładnie przetrawił. Kiedy
uznał, że w końcu to nastąpiło, kontynuował. – Ale, nie uważasz pierwotne środki za nieco ciekawsze? Na początek
moglibyśmy…
- Nie
pozwalaj sobie na za dużo futrzaku.
– Naruto przerwał demonowi w pół zdania kładąc szczególny nacisk akcentowy na
ostatnie słowo. Kiedy usłyszał niezadowolony pomruk padający ze strony lisa,
uśmiechnął się chytrze, po czym mówił dalej. – Ale przyznam bez bicia, że to dość ciekawa perspektywa. Co miałeś na
myśli mówiąc o pierwotnych środkach?
- No
wiesz. Krwawa łaźnia, że tak powiem.
- Rozumiem.
Uzumaki zaśmiał się obłąkańczo, by po
chwili na powrót spoważnieć. Powróciwszy umysłem do świata rzeczywistego,
pierwsze co spostrzegł, to zaciekawione spojrzenia nowych wrogów w siebie
wlepione. Tyle wystarczyło aby blondyn zrozumiał, że oni nie wiedzą na co się
porywają i z kim mają do czynienia.
- Dobra. To kto chce zginąć pierwszy!?
Naruto krzyknął w stronę grupki stojącej po
drugiej stronie jeziorka. Ci jedynie spojrzeli po sobie, po czym zgodnie
wybuchli głośnym śmiechem. By nie przedłużać i w końcu rozpocząć nieuniknione
starcie, błękitnooki począł równomiernie wypuszczać chakrę przez punkty
tenketsu rozlokowane na całym swoim ciele przy jednoczesnym składaniu serii
dwudziestu jeden pieczęci. Kiedy skończył, wymówił pod nosem formułkę:
- Suiton, Suiryuudan no Jutsu.
W oka mgnieniu na środku tafli wody
utworzył się nie wielki wir, z którego sekundę później wyskoczył wielki na
trzydzieści metrów smok wodny o złocistych ślepiach. Wodne stworzenie ryknęło
przeraźliwie, po czym z całym impetem runęło prosto w środek lekko zdezorientowanych
przeciwników Naruto, na miejscu kilkoro zabijając. Blondyn nie czekając na
kontratak, stworzył kilkanaście klonów i rozkazał im nieco zmęczyć resztę jeszcze
dyszących mężczyzn i kobiet. Ci z kolei widząc taki rozwój wypadków, poczęli
zastanawiać się nad swoją próbą, mogłoby się wydawać, prostej formy zarobienia
trochę pieniędzy. I nie było tu mowy o kilkuset, lecz o dwóch milionach ryou.
Kłąb dymu powstający z uderzenia w klona nasunął blondynowi pewne wspomnienie.
RETROSPEKCJA
„Usiadł przy ognisku, dokładnie
naprzeciwko smażącej się ryby i gdy już chciał po nią sięgnąć, nagle usłyszał
szelest liści jednego z krzewów porastających przeciwległy brzeg stawu.
Spojrzawszy w tamtym kierunku, w pierwszej chwili pomyślał, że to pewnie wiatr,
ale gdy ponownie przeniósł wzrok na swoje śniadanie, krzak po chwili znowu
gwałtownie się zatrząsł i to bynajmniej nie z powodu wiejącego wiatru. Dla
pewności, że był tam sam… nie zauważalnie wyciągnął z tylnej torby dwa
shurikeny i jednym szybkim ruchem ręki, rzucił nimi w podejrzany krzak. Momentalnie
usłyszał stłumiony jęk wydobywający się z gardła podglądacza, a po chwili zza
krzaka wypadł jakiś mężczyzna średniej budowy ciała. Gwiazdki chłopaka
trafiwszy nieproszonego gościa prosto w krtań, tym samym w mgnieniu oka
powodując bardzo silny krwotok, a co za tym idzie… koleś po prostu udławił się
własną krwią. Gdy mężczyzna po chwili w końcu raczył wyzionąć swojego ducha,
zza zarośli wyszło dodatkowo, tak na oko, trzydziestu oprychów z różnoraką
bronią. Od maczug z kolcami, przez narzędzia rolnicze, aż do mieczy
samurajskich i broni używanej przez shinobi.
- Coś mi się zdaje,
że chyba nie pozwolą mi na zjedzenie tej ryby… a jestem taki głodny! Ja to mam
szczęście. –
Pomyślał ze zrezygnowanym wyrazem twarzy i powoli podniósł się do wyprostu. Na swoje
szczęście dzielił ich spory basen wodny i nie od razu przyszło mu z nimi
walczyć, bo chyba po to się tam zjawili i to w tak licznym gronie.
- Ej ty! Blondyn!
Krzyknął jeden z nich i wyszedł przed
szereg. Na pierwszy rzut oka, mężczyzna wyglądał na nietutejszego. Co się rzucało
w oczy, to wielgachny miecz jaki trzymał oparty na lewym barku. Trochę podobny
do tego, jaki używał Zabuza Momochi.
- Głuchy jesteś?!
Koleś ponownie się odezwał, tym razem
nieco bardziej pogardliwym tonem. Szczerze powiedziawszy, to nie reagowanie na
jego zaczepny ton powoli zaczynało blondyna bawić. Odwzajemniwszy jego
szyderczy uśmieszek, zaraz ponownie usiadł do ogniska i olawszy ich obecność, wziął
się za konsumowanie smażonej ryby. Oczywiście, jak na dobrego shinobi
przystało, kątem oka cały czas ich obserwując. Ich zachowanie. Jak się mógł
spodziewać, mężczyźni widząc jego obojętność na swoją obecność, momentalnie
poczęli patrzeć ku sobie i rozkładać ramiona w geście zmieszania oraz
niedowierzania. Zapewne, w ich mniemaniu, Naruto był bezczelnym ignorantem bo
nie raczyłem zareagować na ich wołanie. Zjadłszy połowę ryby, zaraz podniósł
wzrok w ich kierunku. Po chwili dostrzegł, że właściciel ogromnego miecza
trzymał w dłoniach jakiś rozwinięty zwój i co jakiś czas patrzy raz na papier,
a raz na niego.
- Ciekawe… co to
takiego?
Spytał w myślach, nie oczekując
odpowiedzi.
- Może
list gończy. – Zasugerował Kyuubi.
- Że co proszę????
- Już
tłumaczę. List gończy, to taki list, który wydawany jest, gdy ktoś chce cię
złapać lub zabić…
- Tak, tak, wiem co
to takiego list gończy… tylko nie rozumiem, jeśli to prawda, kto go wydał??
Przecież jestem pełnoprawnym Jouninem kraju Ognia! Nie przypominam sobie nic,
co by wskazywało na wyznaczenie jakiejkolwiek nagrody za moją głowę. Przecież
to niedorzeczność!!
– Oburzył się i jednocześnie odrobinę przestraszył. Co jak co, ale była to
bardzo zaskakująca informacja… choć wciąż niepotwierdzona. Dokończył jedzony
posiłek, choć zbytnio się nim nie nasycił, to jednak trochę energii mu
przybyło. Ugasił ognisko i wrzuciwszy jeszcze żarzące się węgliki do wody, po
chwili ponownie spojrzał na swoich niespodziewanych gości.
- Zastanawia mnie… dlaczego tak mi się
przyglądacie!?
Spytał i na wszelki wypadek począł
obmyślać plan ewentualnej walki. Mężczyźni rzuciwszy mu swe spojrzenia, kilku
po chwili wybuchło gardłowym śmiechem. Oczywiście, nie od razu otrzymał swoją
odpowiedź, ale jak się spodziewał, nagle kilku z nich zaczęło biec w jego
kierunku z bronią podniesioną do góry. Jak się okazało, ci goście nie byli
shinobi, bo biegli do niego wzdłuż brzegu jeziorka, a nie tak jak shinobi,
przez środek wody. Jako pierwszy dotarł do blondyna goryl z wielką, kolczastą
maczugą. Uniknąwszy jego nieco ociężałego ciosu, nie wyciągając katany,
kopniakiem szybko wytrącił mu broń z rąk, po czym kolejnym kopniakiem w brzuch
powalił na kolana. W tym momencie za plecami pojawili się pozostali napastnicy.
Teraz już musiał użyć miecza. W szybkim tempie rozprawił się z drugim gościem
przebijając go na wylot w okolicy lewego płuca, a trzeciemu czystym ciosem odrąbał
głowę. Kolejny mężczyzna zamachnął się na niego kosą do koszenia zboża. Uzumaki
przyznał przed sobą, że koleś bardzo wprawnie się nią posługiwał i unikanie jego
złożonych ciosów przychodzi mu z lekkim trudem. Blokując jego kolejny atak,
szybko go wyminął, obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i przejechał mu
ostrzem miecza po plecach. Mężczyzna momentalnie upadł na brzuch i już się nie
podniósł. Tym sposobem miał już cztery trupy na koncie. Mężczyzna powalony na
kolana, po chwili wytchnienia wstał na nogi i przybrał postawę do walki wręcz. Naruto
trochę to zdziwiło, ale postanowił grać fair. Schowawszy zakrwawiony miecz,
zaraz stanął w lekkim rozkroku z rękoma uniesionymi na wysokości klatki
piersiowej. Jego przeciwnik, co na pewno rzucało się w oczy, był prawie dwa
razy większy od niego. Jego ciosy zaciśniętych pięści na pewno mogłyby spokojnie
chłopaka zabić, ale na swoje zakichane szczęście, z łatwością udawało mu się
ich unikać. Po kilkunastu minutach takiego sparingu, zobaczył że przeciwnik
chyba się już zmęczył, gdyż jego ruchy momentalnie stały się lakoniczne i lekko
chwiejne.
- Cz-czy ty… mu-musisz… tak ska-skakać!?
Odezwał się próbując złapać oddech.
- Tak!
Odparł oschle, po czym szybko uderzył
gościa pięścią prosto w twarz, co go nieco zamroczyło i dało mu szanse na
zakończenie tego pokazowego pojedynku. Odsunąwszy się od niego na kilka kroków,
zaraz przywołał klona i wystawił do niego otwartą dłoń. Ten bez słowa zaczął
zbierać na niej czystą chakrę i formować z niej kulę. Mężczyzna spojrzał w
kierunku jounina z lekkim przerażeniem w oczach i nim zdołał w jakikolwiek
sposób zareagować, ten zaraz pojawił się przed nim z gotową techniką w dłoni.
- Rasengan!!
Krzyknął i przystawił kulę chakry do
spoconej piersi. Oprych momentalnie został z dużą siłą odrzucony w tył. Jak na
jego masę cielska, udało mu się bezpiecznie lub nie, przelecieć nad jeziorkiem
i rozbić się plecami o jedno z drzew po drugiej stronie brzegu. Wydawszy z
siebie jęk bólu, zaraz opadł bezwładnie na ziemię ostatecznie tracąc
przytomność.”
KONIEC RETROSPEKCJI
- No tak. Kolejna banda
idiotów, szukająca wrażeń i szybkiego zarobku. – Pomyślał Naruto. – Czuję się jak jakiś słynny aktor kina, ale
zamiast grupki fanek z markerami i notesami latają za mną wieśniacy, shinobi
oraz banda łotrów spod ciemnej gwiazdy szukających wrażeń.
Blondyn westchnął nie mogąc powstrzymać się od tych myśli.
Machinalnie odbił shurikena lecącego w jego stronę. Na małej polance, która
stała się placem boju, stało czterech ostro zmachanych wrogich wojowników i
niebieskooki mieszkaniec Ukrytej Wioski Liścia:
- Zapłacisz nam za to! – Krzyknęli zgodnie.
- Taa, jasne. – Naruto odrzekł z sarkazmem.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, i kolejni szukający łatwego zarobku, powinien upiornych przywolac z rozkazem przynieść ich głowy mi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia