piątek, 16 lutego 2018

170. Kaze Shuuren

Poniższy odcinek, rozdział, część… nazwijcie to jak chcecie, został napisany z myślą o drobnym przyśpieszeniu rozgrywającej się fabuły. Doszły do mnie słuchy, że to o czym piszę powoli robi się już nudne i czas najwyższy na zakończenie opowieści. Hmm… niestety, ku niezadowoleniu maruderów, a uciesze fanów prezentowana przeze mnie historia jeszcze nie prędko doczeka się notki z podsumowaniem: The End.
P.S. – Czytelniczko Mucha, w ramach symbolicznego prezentu urodzinowego, poniższa notka zostaje zadedykowana właśnie tobie. Wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam.



<<< Odcinek ukazał się 19 czerwca 2010 roku >>>



Naruto i Tenzō wymienili spojrzenia. Z rozmowy jaka chwilę potem miedzy nimi rozgorzała, blondyn dowiedział się, że obserwowanie go bez jego wiedzy może być bardzo niebezpiecznym, ale także bardzo pouczającym zajęciem. Yamato nie jednokrotnie podkreślał swój zachwyt umiejętnościami blondyna, jakie ten zaprezentował pod czas pierwszego etapu swojego treningu, a potem w starciu z wrogiem. Naruto tym czasem przez cały czas jedynie serdecznie się uśmiechał i co jakiś czas przytakiwał nieznacznym kiwnięciem głowy. Kiedy dialog zszedł na temat ósemki Upiornych Samurajów, koło Uzumakiego niespodziewanie zjawił się jego doradca, Jogensha. Szok, jaki w jednej chwili zapanował w duszy byłego członka ANBU, z równą mocą udzielił się innym osobom stojącym wkoło. Czarnowłosy wojownik ze spokojem opowiedział kim byli widziani żołnierze. Kiedy skończył mówić w obozie ponownie zapanowała cisza, co jakiś czas zakłócana przez szum liści na wietrze i odgłos nieopodal bawiącej się gromadki dzieci z Akademii. Kiedy wszyscy w końcu się otrząsnęli, a Jogensha na powrót zniknął w chmurze białego dymu, do Naruto podeszła panna Nakamura z trzymanym w dłoniach zawiniątkiem. Jak się okazało, były to kanapki jakie dziewczyna przygotowała dzień wcześniej jeszcze przed wyruszeniem z wioski. Po krótkich naleganiach i zapewnianiu, że nic się nie stanie, Naruto poddał się i odwzajemniając uśmiech kunoichi, przyjął poczęstunek. Drużyna Konohamaru i Tenzō również dostali coś na ząb. Po kilkunastu minutach milczenia miedzy przyjaciółmi ponownie rozgorzała dyskusja. Rukia i Moegi plotkowały, a Udon i Konohamaru zamęczali Yamato pytaniami na temat elementu drewna jakim mężczyzna władał. Tylko Uzumaki siedział i z nikim nie rozmawiał, ale tylko z pozoru. Tak naprawdę w umyśle prowadził zaciętą wymianę zdań z dziewięcioogoniastym lisim demonem. Kyuubi wyrzucał mu, że chłopak ostatnio ignorował jego nawoływania i próby dowiedzenia się, czemu ten nie chciał skorzystać z oferowanej mu pomocy. Blondyn spokojnie poczekał, aż lisowi zaschnie w gardle od słowotoku, a kiedy w końcu to nastąpiło i ten umilkł, podał bardzo logiczne wytłumaczenie:
- Wybacz, że cię ignorowałem. Wiem, że tego nie cierpisz, ale musiałem skupić całą swoją uwagę na przeciwniku, który wcale nie był taki słaby na jakiego wyglądał. Po za tym jego broń mogła być czymś nasączona, a wierz mi, nie chciałbym teraz zmagać się z jakimiś bólami. Muszę być sprawny by jak najszybciej podnieść własny poziom umiejętności. – Jounin umilkł spuszczając wzrok z klatki przyjaciela. – A czemu nie chciałem skorzystać z twojej pomocy? Może tego nie zauważyłeś, ale cały czas z niej korzystam. Możesz to uznać za zły moment, ale uznałem, że czas najwyższy na usamodzielnienie się. Oczywiście nie odrzucam twojej chęci pomocy mi w walce z wrogiem, ale pozwolisz, że będę z niej teraz korzystał tylko w ostateczności. Musisz zrozumieć, że jeśli mam urosnąć w siłę i poprawić swoje kwalifikacje, muszę zwiększyć własny poziom chakry. Jeszcze nie wiem jak tego dokonam, ale coś się wymyśli.
Kiedy chłopak ostatecznie zamilkł, demon nic więcej już nie powiedział. Tylko patrzył… nie, na wylot przeszywał blondyna swym mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Szczerze powiedziawszy, Lis zaskoczył blondyna. Naruto był przekonany, że po swoich wyjaśnieniach, Kyuubi jeszcze coś powie. Rzuci jakąś ripostę pełną sarkazmu lub ironii, lecz nic takiego się nie stało. Jinchuuriki ostatni raz spojrzał na dziewięcioogoniastego, a kiedy tamten nadal nie zamierzał nic mówić, powrócił świadomością do okalającej go rzeczywistości. Jak tylko otworzył oczy, zorientował się, że prawie nic się nie zmieniło. Płeć piękna wciąż rozmawiała na tylko sobie znane tematy, Udon nadal siedział znudzonemu Yamato na głowie, natomiast młody Sarutobi przeniósł swoje cztery litery w pobliże dzieciaków. Ośmioletni uczniowie Konoha-Gakko, w związku z szybko zbliżającym się zmierzchem, wykazywali spore już zmęczenie. Dokładnie godzinę później, wszyscy poszli spać. No… prawie wszyscy. Naruto wdrapał się na szczyt jednego z drzew, usiadł na gałęzi opierając plecy o pień i zamyślony zapatrzył się w blask rozgwieżdżonego nieba.
* * *
Następnego ranka i przez kolejne dni, Uzumaki i Nakamuara wspierani przez trójkę geninów oraz czarnookiego członka elitarnych służb porządkowych Konoha-Gakure no Sato, starali się jak najlepiej wywiązać z zadania jakie powierzyła im Hokage. Jak się okazało, siódemka ośmiolatków okazała się być bardzo pojętnymi uczniami. Czemu tylko siódemka? Ponieważ Miyoko opanowała kontrolę własnej chakry na tyle, że bez trudu wykonywała podstawowe techniki jak Henge czy Bunshin no Jutsu. Jej koledzy i koleżanki dopiero stawiali pierwsze kroki w tym, co miało się później przyczynić do ich awansu na nowe pokolenie geninów Konoha, ale i tak nie źle sobie radzili. Kiedy ostatnie dziecko w końcu wykonało technikę Podziału Cienia… właśnie mijał pierwszy tydzień odkąd cała grupka obywateli Ukrytego Liścia opuściła swój dom. Wtedy właśnie Naruto zarządził dwudniową przerwę, podczas której dzieci na swój sposób świętowały pomyśle nauczenie się techniki Podziału Cienia, cały czas pilnowane przez Rukię, drużyna Konohamaru trenowała taijutsu, a Uzumaki słuchał wskazówek Tenzō w sprawie treningu technik natury wiatru. Kiedy skończyli omawianie najtrudniejszych i najnudniejszych aspektów, Yamato na czystym zwoju wyciągniętym z jednej z przednich kieszonek kamizelki, spisał kilka technik, po czym, gdy go oddał w ręce chłopaka, bez pożegnania ulotnił się w białej chmurze dymu.
Blondyn przeczytał co mu przyjaciel po fachu napisał, następnie zwinął pergamin, wstał i złożył dłonie w charakterystyczny znak. Nim ktokolwiek zdołał jakkolwiek zareagować, błękitnooki teleportował się do miejsca swojej ostatniego, wodnego treningu. Kiedy tylko zmaterializował się nad brzegiem jeziorka zaplamionego krwią pływających w nim zwłok, mocniejszy podmuch wiatru uderzył go prosto w twarz. Wtem, chłopak dostrzegł poszarpany liść unoszący się bezwładnie w powietrzu w odległości długości jednego ramienia od jego głowy. Przyglądając mu się przez chwilę z uwagą, wyciągnął otwartą rękę przed siebie i pozwolił by liść swobodnie osiadł na wewnętrzne stronie dłoni. Gdy to nastąpiło, blondyn w ciszy z zamkniętymi oczami odczekał dodatkowych kilka minut, przez cały czas zachowując równomierny oddech, a gdy na powrót podniósł powieki… powoli uwalniana przez niego chakra zaczęła unosić happa*. Kiedy znajdował się na wysokości kilkunastu centymetrów nad wewnętrzną stroną dłoni, Naruto zwiększył tempo uwalniania chakry. Liść nagle zaczął wirować w pionie wokół własnej osi, a gdy prędkość jego ruchu była już niemal nie do zauważenia przez zwykłego człowieka, w ułamku sekundy miliony cieniutkich niczym ludzki włos igieł poszatkowały organ roślinny w drobny mak.
Uzumaki ze zdumieniem wymalowanym na twarzy zanotował dostrzeżone zjawisko w pamięci, jednocześnie zaprzestając uwalniania swojej energii. Opuściwszy nieco odrętwiałe ramię wzdłuż ciała, po kilku minutowym odpoczynku spróbował wykonać pierwszą z technik zapisanych przez Yamato. Chłopak schował trzymany zwój do jednej z przednich kieszonek swojej kamizelki, następnie stanął w lekkim rozkroku, błyskawicznie wykonał sekwencję ośmiu znaków i rozpostarł ramiona. Zaczekawszy aż silniejszy podmuch wiatru uderzy go w pierś, kiedy to nastąpiło, szybko uwolnił do otoczenia znaczne ilości chakry, po czym machnął rękoma przed sobą w geście klaśnięcia, cały czas trzymając je wyprostowane w łokciach. Powstała w ten sposób fala powietrza pomknęła od blondyna ku drugiemu końcowi polany. Cały zabieg odbył się w iście mistrzowskim wykonaniu. Głęboki na pół, szeroki na dwa i długi na trzysta metrów rów najlepiej o tym świadczył. Uzumaki z szerokim uśmiechem obejrzał swoje dzieło, a gdy napawanie się wyszło mu już nosem, momentalnie stworzył obok siebie klona. Wystawiwszy do niego prawą dłoń, chwilę potem trzymał w niej uformowanego Rasengana. Kiedy blondyn chciał ruszyć do ataku na niewidzialnego wroga, niespodziewanie usłyszał gardłowe mruknięcie… coś, jakby burczenie w brzuchu. Niestety, to był tylko jego demoniczny przyjaciel:
- A nie myślałeś nigdy, by nauczyć się rzucać skoncentrowaną dawką chakry?
Chłopak nie odpowiedział, ale podsunięty pomysł wziął sobie do serca. Przyjrzawszy się trzymanej kuli energii z bliska, po kilkunastu minutach wpatrywania się w nią zamyślonymi oczami, wzruszył ramionami i spróbował wyrzucić Rasengana w powietrze. Ku pełnemu zdumieniu, kiedy kula chakry straciła kontakt z chakrą blondyna, rozpłynęła się niczym bańka mydlana. Naruto momentalnie popadł w zadumę.
* * *
W ciągu kolejnego tygodnia, dzień i noc, młody jounin na wszelkie sposoby starał się urzeczywistnić pomysł dziewięcioogoniastego. Nie regularne odżywianie się i znikomy sen błękitnookiego poważnie martwił jasno brązowowłosą kunoichi, ale dziewczyna nie wiele mogła zdziała z zawziętością chłopaka, jaką ten zaczął wykazywać. Liczne próby rzucenia stworzoną kulą chakry za każdym razem kończyły się kompletnym fiaskiem, co Uzumakiego powoli już zaczynało irytować. A każdy wie, że jak się blondyn dostatecznie zdenerwuje, to się może wydarzyć coś, czego wszyscy woleliby uniknąć. Na szczęście, Naruto przez cały czas zachowywał trzeźwość umysłu i po każdej nieudanej próbie wmawiał sobie, że następnym razem w końcu się to uda osiągnąć. Kiedy szóstego dnia od momentu rozpoczęcia drugiego etapu narzuconego sobie treningu irytacja osiemnastolatka sięgnęła zenitu, z cienia własnej klatki wyszedł lisi demon, podsuwając kolejną sugestię:
- Młody, spójrz na problem z innej strony. Skoro kula skoncentrowanej dawki chakry ulega samozniszczeniu zaraz po odłączeniu od twojej dłoni, to może jest jej potrzebna od zewnątrz jakaś powłoka ochronna? Zastanów się nad takim rozwiązaniem.
Naruto tym razem również nic nie odpowiedział, ale po namyśle, postanowił skorzystać z kolejnej podpowiedzi przyjaciela. W przeciągu kolejnych dwudziestu czterech godzin, Uzumaki dokładnie analizował wszystkie swoje wcześniejsze kroki w stworzeniu całkowicie nowej odmiany techniki Yondaime Hokage. A może po prostu jej dokończenia? Chłopak w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Przez cały ten czas najważniejsze było dla niego w końcu uzyskać zamierzony efekt i wrócić do domu z kolejnym asem w rękawie. Niestety, wieczorem siódmego dnia drugiego tygodnia, panna Nakamura nakrzyczała na blondyna, że zaniedbuje podopiecznych mu uczniów. Zażarta wymiana zdań miedzy dwójką przyjaciół, po niespełna dwudziestu minutach się skończyła, ale Rukia postawiła na swoim. Następnego dnia kunoichi zarządziła rychły powrót do domu, z czego dzieci tylko się ucieszyły. Zapewne zdążyły już zatęsknić za matczyną nadopiekuńczością. Jedynie mała Inaba nie wykazywała chęci powrotu. Obserwowanie swojego sensei podczas treningu było dla niej czymś niezwykłym.
Kiedy medyczka wraz z trójką geninów odprowadziła ósemkę uczniów Akademii do Konoha, Uzumaki prawie w ogóle się tym nie przejął. Swoje zadanie wykonał, według niego na piątkę. Ale z drugiej strony było mu z tym źle. Dlaczego? Ponieważ zobowiązał się do nauczenia przyszłego pokolenia geninów czegoś więcej niż tylko dwóch technik. Panna Nakamura miała rację. Marny z niego nauczyciel. Znana z ciętej riposty i boleśnie szczerych wypowiedzi potrafiła złamać nie jednego shinobi. Gdyby wierzyć w reinkarnację lub braterstwo dusz, można było by uwierzyć, że ta z wyglądu nieśmiała panienka jest kopią Tsunade-sama.
- CHIKUSHOU!! – Naruto zawył pod nosem wściekły na samego siebie. Pomyśleć, że jeszcze dwa tygodnie temu świetnie mu się z nią rozmawiało i współpracowało, ale teraz? Jak się pokłócili, wszystko się pochrzaniło. Dekoncentrujący mętlik w głowie uniemożliwiał mu wznowienie treningu.
- Naruto-sama, daijōbu desu ka? – Nagle zza drzewa wyszedł żołnierz bez maski i hełmu na głowie. Jego długie, czarne włosy swobodnie falowały na delikatnych podmuchach wiatru. Blondyn aż podskoczył wystraszony. Spojrzawszy na mężczyznę, momentalnie popadł w zadumę. Po dosłownie piętnastu minutach oprzytomniał i szybko odparł, po czym zadał dopiero co wymyślone pytanie:
- Hai, hai, mochiron desu. Jogensha, czy wiesz może jak rozdzielić dwuskładnikową chakrę? – Widząc niezrozumienie w oczach swego doradcy, chłopak kontynuowała. – Chodzi mi o to, że… Czy widziałeś jak próbowałem rzucić wytworzoną kulą chakry?
- Hai, sō desu.
- Zatem dobrze wiesz, że ani razu mi się to nie udało. Demon podpowiedział mi, żebym stworzył od zewnątrz powłokę ochronną, tylko że ja nie wiem jak się do tego zabrać, a jego pomocy nie chcę. Teoretycznie wiem, że powinienem wykorzystać do tego element wiatru, ale jak z niego skorzystać mając jedną rękę zajętą? Czy teraz rozumiesz, o co pytałem?
- Tak.
Żołnierz ponownie odezwał się jedynie krótkim przytaknięciem, po czym przybrał na twarzy zamyślony wyraz. Po pięciu minutach się ocknął i machnął ręką nad głową. Chwilę potem z pobliskich drzew zeskoczyło trzydziestu Upiornych Samurajów, których Uzumaki wezwał przed dwoma tygodniami do pilnowania obozowiska. Kiedy Jogensha do nich podszedł, stanęli w okręgu twarzami skierowani do wnętrza i tak zastygli. Blondyn był świadom, że zażarcie o czymś dyskutowali. Było widać, że żołnierz bez maski i hełmu na głowie pytał pozostałych o coś, po czym wysłuchiwał odpowiedzi, argumentów i pomysłów, jakie ci udzielali i podsuwali. W pewnym momencie jeden z Upiornych zniknął w chmurze białego dymu, by następnie pojawić się w tym samym miejscu po niespełna minucie. Błękitnooki dostrzegł w jego rękach jakiś jednokolorowy zwój, który po chwili przekazał swojemu długowłosemu kompanowi. Gdy po dziesięciu minutach Naruto zaczął się już niecierpliwić, Jogensha skończył dyskutowanie z Samurajami i do niego powrócił:
- Naruto-sama, w tym zwoju opisana została szczegółowo odpowiedź na twoje pytanie. – Powiedział i wręczył trzymany pergamin Uzumakiemu. Chłopak obejrzał go dokładnie z każdej strony, po czym zgrabnym ruchem rozwinął. W środku rzeczywiście była wypisana instrukcja wykonania powłoki ochronnej dla skondensowanej kuli chakry. Co dziwniejsze na końcu Naruto znalazł serię szesnastu pieczęci. Jak się po chwili okazało, były one swego rodzaju zapewnieniem, że wszystko odbędzie się bez komplikacji. Gdy blondyn wszystko przeczytał, podniósł wzrok i spojrzał na swego doradcę:
- I to wszystko? – Spytał.
- Tak, Naruto-sama. Po wykonaniu pieczęci przed rozpoczęciem gromadzenia chakry w dłoni, teoretycznie powinieneś potem móc bez problemu manipulować naturą wiatru swojej chakry.
- Teoretycznie?
Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał głową z nieznacznym uśmiechem na ustach. Blondyn westchnął. – Gdybym pomyślał o tym zawczasu, zaoszczędziłbym masę pracy i wysiłku. – Jęknął w duszy. Słysząc stłumiony śmiech demona, już miał na niego warknąć, kiedy przypomniał sobie, że przecież miał go ignorować. Nie zwracać najmniejszej uwagi na zaczepki dziewięcioogoniastego. Nabrawszy w usta nieco powietrza, Naruto po chwili je wypuścił, po czym powtórzył całą sekwencję wdechów i wydechów jeszcze kilka razy. Kiedy uspokoił skołatane myśli ponownie zajrzał do zwoju jaki dali mu Upiorni żołnierze. Przyjrzawszy się pieczęciom na jego końcu wypisanym, dopiero teraz dostrzegł, że zostały dobrane po dwie w rzędzie. A to diametralnie wszystko zmieniało. Myśl, że przed każdym wytworzeniem ulepszonego Rasengana będzie musiał wykonać serię trzydziestu dwóch pieczęci, trochę go przerażała… ale nie na tyle, by całkowicie odstraszyć. Chłopka zwinął pergamin, następnie schował go do innej wolnej kieszonki z przodu swojej kamizelki i zabrał się do przygotowań.
Naruto odsunął się do tyłu o trzy kroki, stanął w lekkim rozkroku i przybrał odpowiednią postawę. Chwilę potem zamknął oczy, odetchnął głębiej ostatni raz i zaczął od zawiązywania pieczęci, powtarzając nazwę każdej w pamięci. Na początku, bez pośpiechu by się tylko nie pomylić, kiedy dotarł do połowy, zwiększył tempo i minutę później skończył. Następnie wystawił przed siebie rękę wyprostowaną w łokciu, wewnętrzną stroną dłoni skierowaną ku niebu, po czym lewą ręką chwycił ją za nadgarstek. Dosłownie sekundę potem, miedzy napiętymi pacami powoli zaczęła zbierać się niebieska energia. Gdy pojawiła się niewielka kula, Uzumaki zwiększył tempo oddawania chakry i wnet usłyszał niewyraźne piszczenie pomieszane z odgłosem zgrzytania. Kiedy zamrugał z niedowierzania, wokół wytworzonej kuli chakry dostrzegł wirującą, powietrzną barierę w kształcie czteroramiennego shurikena.
- SUGOI!! Jakby Cię tu nazwać? Już wiem… Fuuton, RasenShuriken.
Jak tylko pomyślał nazwę techniki, zmodyfikowany Rasengan rozbłysnął oślepiającym światłem, zmuszając blondyna do zamknięcia oczu. Gdy na powrót je otworzył, trzymana przez niego kula chakry zwiększyła swoją objętość, a powietrzne ramiona swoją długość i prędkość poruszania się. Cała technika emitowała ogłuszający gwizd i powodowała bardzo porywisty wiatr. Naruto przyglądał się przez chwilę swemu nowemu dziełu, po czym stanął tyłem do Upiornych, zamachnął się i wypuścił powietrznego shurikena z ręki. Ten poleciał na wysokości półtora metra nad ziemią przez las, ścinając po drodze kilkadziesiąt masywnych drzew, po czym eksplodował dewastując okolicę o łącznej powierzchni jednego hektara.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, technika destrukcyjna... tak jak podejrzewałam chce rozwijać swoje umiejętności i chce swoja chakre zwiększać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń