czwartek, 22 lutego 2018

182. Kōcha no Kuni Daimyo*


<<< Odcinek ukazał się 28 grudnia 2010 roku >>>



Zaraz po zaprezentowaniu Iruce umiejętności, jakie młoda Inaba nabyła w czasie trzymiesięcznego treningu, Naruto skierował swoje kroki ku ulubionemu miejscu spożywania wszelakich posiłków. Wbrew obietnicom danym mieszkańcowi swojej duszy, postanowił w pierwszej kolejności nieco się posilić, żeby potem mieć siłę na odbycie, jak przeczuwał, długiej rozmowy z Hokage.
Idąc główną aleją przez Konoha-Gakure i trzymając ręce w kieszeniach spodni, blondyn po chwili zatrzymał się przed jednym z kiosków prasowych. Na ściance wisiał nieco postrzępiony na krawędziach, turkusowy plakat „ICHA ICHA TACTICS”. Naruto od razu pomyślał o swoim ulubionym nauczycielu. Choć wciąż uważał go za starego zbereźnika, co zawsze na młode panienki leciał, to jednak czuł do niego respekt i wielki szacunek.
- Swoją drogą… Ciekawe gdzie on się podziewa?
Chłopak spojrzał w bezchmurne niebo. Obserwując chwilę błękit rozpościerający się nad wioską Ukrytego Liścia, ruszył dalej głównym traktem. Kiedy wchodził do Ichiraku, jeszcze na progu zatrzymany został przez posłańca z budynku Administracyjnego. Zdziwiony, że to nie Shizune, szybko przyjął do wiadomości wezwanie na „dywanik”. Trochę zawiedziony, że nic nie zje, tęsknym wzrokiem spojrzał ku uśmiechającemu się właścicielowi, westchnął bezradnie i na powrót wyszedł na ulicę. Z rękoma w kieszeniach, spokojnym krokiem w tempie dorodnego winniczka, popychany co jakiś czas przez delikatne podmuchy południowego wiatru, Naruto zjawił się pod największym budynkiem Konoha dopiero w godzinę po otrzymaniu zawiadomienia. Pierwsze, co rzuciło się mu w oczy, gdy przekroczył próg wejścia głównego, to około dwudziestu mężczyzn stojących na baczność w idealnym rządku pod ścianą. Ubrani byli w fioletowe kimona z kremowymi akcentami, a ich dumnie wypięte piersi dodatkowo zasłaniały, wykonane z grubej skóry, łuskowate zbroje. Przy bokach uczepione mieli samurajskie miecze, które zapewne służyły jako broń zapasowa, gdyż w prawych dłoniach trzymali długie na trzy metry, strażnicze halabardy. Uzukami szybko ich minął, po czym nie zwlekając dłużej, zapukał w masywne wrota opatrzone tabliczką Hokage.
- Wejść!
Usłyszał charakterystycznie chrapliwy głos Tsunede i nacisnął klamkę, popychając drzwi do środka. Gdy się za nim zatrzasnęły, bez zwłocznie stanął na środku pomieszczenia i przybrał oficjalną postawę na baczność.
- Hokage-sama, wzywała?
- Coś podejrzanie długo tu szedłeś.
Kobieta mruknęła lekko zirytowanym tonem i nic więcej już nie powiedziała. Uzumaki wyraźnie widział, że dokładnie mu się przyglądała. Miała zamyślony wyraz twarzy, co też utrudniało odgadniecie, dlaczego go wezwała. Najprawdopodobniej, aby zlecić wykonanie jakiegoś zadania. Koniec końców, od trzech miesięcy nie opuszczał bram wioski. Chłopak po kilku minutach wyczuł na swojej osobie spojrzenie kogoś jeszcze. Rozejrzawszy się dyskretnie po biurze, na lewo od wejścia zobaczył, siedzącego na szerokim fotelu, jakiegoś mężczyznę. Był w wieku około czterdziestu paru lat i ubrany był podobnie do wcześniej widzianych żołnierzy. Tuż za nim, przy obu jego barkach stało jeszcze dwóch gwardzistów.  Patrzyli na niego czujnym wzrokiem, rejestrując w pamięci każdy jego, nawet najdrobniejszy, ruch. Naruto po chwili w jednym z nich rozpoznał kiedyś poznanego wojownika:
- Kasai Satoru. – Pomyślał, a na twarz wypłynął mu delikatny uśmiech.
- Jak przebiega trening Miyoko? – Tsunade nagle przerwała milczenie.
- Dobrze, dziękuję. Mała radzi sobie lepiej, niż mogłem się tego po niej spodziewać. W zaskakująco szybkim tempie pochłania wiedzę, zamieniając ją od razu w czyn. – Naruto odparł ze swoim firmowym uśmiechem, lecz zaraz spoważniał i dodał już bardziej stonowanym głosem: – Hokage-sama, dlaczego mnie do siebie wezwałaś? Podejrzewam, że nie zepsułaś mi planu dnia, aby rozmawiać o treningu mojej uczennicy. Proszę mówić bez owijania w bawełnę.
Godaime westchnęła i usiadła głębiej w swoim fotelu.
- Ściągnęłam Cię tu, ponieważ, jak już zdążyłeś zauważyć, przybyła do nas delegacja z kraju Herbaty i mam dla ciebie zadanie. Zważywszy na fakt, iż od trzech miesięcy nic Ci nie zlecałam, o czym porozmawiamy później, zajmiesz się oprowadzeniem naszych gości po Konoha. Jak skończysz, wróć tu do mnie po dalsze instrukcje.
* * *
Błękitnooki szedł przed siebie główną aleją. Ponura mina, jaką straszył wszystkich przechodniów, mogła świadczyć, iż był bardzo z czegoś nie zadowolony. A gdy chłopaka coś rozzłościło, lepiej było omijać go szerokim łukiem. Jednakże, jego dziwne zachowanie nie odstraszało idącego obok mężczyznę, który z niemałym zachwytem rozglądał się dookoła. Wyraźnie było po nim widać, że nigdy wcześniej nie był w Konoha, zaś sam opowiadał, że jedynie znał ją z opowieści. Kiedy Uzumaki podprowadził swojego „turystę” pod miejscowy szpital, nie wytrzymał napięcia. Niespodziewanie stanął w miejscu, odwrócił się do niego i spytał srogim tonem:
- Kim jesteś człowieku, że akurat na mnie spadło to parszywe zadanie!?
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo.
- Nazywam się Kenji Inaba i jestem Lordem Feudalnym kraju Herbaty. – Odparł krzyżując ręce na swoich pośladkach. Następnie, nie spuszczając wzroku z szokowanego blondyna, okrążył go kilka razy, po czym w końcu dodał: – Musisz mi wybaczyć…
- Naruto Uzumaki.
- …Naruto. Przybyłem do Konoha, nie po to aby zwiedzać, lecz żeby poznać człowieka, który odnalazł, uratował i zaopiekował się moją córką. – Zdziwienie błękitnookiego urosło do jeszcze większej rangi, lecz nie przestał słuchać: – Niestety z przykrością muszę przyznać… Kiedy, pół roku wcześniej przyszło do nas zawiadomienie o znalezieniu dziewczynki imieniem Miyoko, a nazwiskiem Inaba, nie byłem wstanie od razu zareagować.
Mężczyzna zamilkł na chwilę, lecz nie słysząc słowa pytania od stojącego w bezruchu blondyna, uśmiechnął się nieznacznie i kontynuował:
- Nic nie mówisz. Dobrze. Ponieważ wykazałeś się wielką odpowiedzialnością, Naruto, nie będę cię okłamywał. Tuż po zaginięciu Miyoko, popadłem w alkoholizm. Od sześciu lat, niemal każdego dnia topiłem smutki w szklance sake. – Mężczyzna skrzywił się nieznacznie. – Od pół roku jestem na odwyku, dzięki czemu mogłem w spokoju tu przyjechać.
Otwartość i bezpośredniość przywódcy obcego kraju, tak Uzumakiego zaskoczyła, że słuchał mężczyzny, jak zahipnotyzowany, kompletnie nie wiedząc, jak ma zareagować. Co odpowiedzieć i w jaki sposób. Widząc, że nie mówienie niczego powoli zaczyna irytować wciąż kręcącego się pana Inaba, Naruto szybko sformułował pytanie:
- Daimyo-sama, czemu mnie to wszystko mówisz? Dlaczego zwracasz się do mnie w sposób nie przystający Lordowi Feudalnemu?
- Ponieważ, choć znamy się od godziny, darzę Cię wielkim zaufaniem. Dzięki tobie odzyskałem sens życia, wiec nie widzę powodu do wyraźnego zaznaczania różnic nas dzielących. Ja jestem przywódcą, ty jesteś podkomendnym. Teraz to nie ma znaczenia. Jesteśmy tu sami i mogę sobie pozwolić na odrobinę luzu. – Mężczyzna zatrzymał się i posłał blondynowi pokrzepiający uśmiech. – Zatem, Naruto, możesz spokojnie się odprężyć.
* * *
Uzumaki, jak mu polecił pan Inaba, w ciągu kolejnych godzin spędzonych w jego towarzystwie, rozluźnił swój sposób wysławiania się. Swobodne wypowiedzi i odpowiedzi na zadawane mu pytania zazwyczaj stosował w stosunku do znajomych i przyjaciół. Taki stan rzeczy bardzo mu odpowiadał, ale wiedział równie dobrze, że jak tylko ich drogi się rozejdą, przy kolejnym spotkaniu już nie będzie taki rozluźniony. Zawsze będzie się do tego mężczyzny zwracał z należytym dla stanowiska jakie zajmował, szacunkiem. Przechodząc w pobliżu Akademii, Naruto spojrzał w niebo. Po układzie słońca wywnioskował, iż musiało być już grubo po południowej sjeście, więc i w Akademii raczej już nikogo nie spotkają. Jak się domyślał, pan Kenji chciałby w końcu zobaczyć się z córką, która zapewne w ogóle może go nie pamiętać. To z kolei rodziło komplikacje nie do uniknięcia.
Nagle do uszu blondyna doleciał lekko stłumiony odgłos uderzania metalu o coś drewnianego. Szybko domyślił się, że jakiś nadgorliwy uczniak trenował rzucanie kunaiami do celu. Przeniósłszy spojrzenie na pana Inaba, chłopak spostrzegł, że on również usłyszał to echo i teraz patrzył na wejście do ogrodu za Akademię.
- Czy może chce pan…?
- Z przyjemnością.
Daimyo kraju Herbaty odparł nim blondyn zdołał dokończyć swoje pytanie, czym został kompletnie zaskoczony. Zupełnie, jakby mężczyzna doskonale wiedział, o co Naruto chciał go zapytać. Błękitnooki wzruszył ramionami. Idąc w ślad za panem Inaba, wszedł na teren ogrodu, w którym jeszcze nie tak dawno spotkał się z Iruką i swoją uczennicą, Miyoko. Jak się po chwili okazało, tym nadgorliwym uczniem okazała się blondwłosa ośmiolatka. Pan Kenji stanął jak wryty i zapatrzył się w dziewczynkę, niczym zahipnotyzowany, nie mogąc nacieszyć oczu oglądanym widokiem. Stojący obok blondyn doskonale to zauważył.
- Miyoko. – Daimyo mruknął ledwo słyszalnie, lecz to wystarczyło.
Dziewczynka momentalnie powstrzymała się przed ponownym rzuceniem kunaiem o biedne, poranione już drzewo i szybko się odwróciła. Kiedy zawiesiła wzrok na Uzumakim, wyraz jej twarzy wyrażał szczęście i pogodę ducha, jednak gdy przeniosła spojrzenie na obcego sobie mężczyznę, jej oblicze od razu… diametralnie się zmieniło. Blondyn dostrzegł w jej oczach delikatną nutę strachu.
- Sensei?
Pan Inaba, zafascynowany wygładem swojej córki, trochę nie zdając sobie z tego sprawy, zaczął bardzo powoli zbliżać się do dziewczynki, która w odpowiedzi, odruchowo zaczęła się cofać. Naruto widząc jej reakcję, szybko zadziałał. Chwycił mężczyznę za ramię, by go powstrzymać przed tym, co chciał zrobić, lecz w tym momencie poczuł przy gardle i na plecach wielkie ostrza halabard żołnierzy, dotychczas trzymających się na dystans. Następne wypadki potoczyły się dosłownie w mgnieniu oka. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować, coś z niewiarygodną prędkością rozłożyło zdezorientowanych strażników na łopatki, pozbawiając ich broni. Kenji słysząc hałas wokół własnej osoby, rozejrzał się. To, co zobaczył wprowadziło go w niemałe zaskoczenie. Jego ludzie wili się na ziemi, jęcząc z bólu przeraźliwie. Mężczyzna doszedł do wniosku, że coś lub ktoś musiał każdemu zasadzić potężny cios w brzuch, gdyż wojownicy trzymali się rękoma właśnie w tamtym miejscu. Dopiero po chwili zorientował się, że przecież Uzumaki gdzieś zniknął. Rozejrzawszy się ponownie, odnalazł go kucającego przy Miyoko, która tuliła policzek do jego ramienia.
- Naruto? Czy coś się stało? – Spytał Daimyo.
- Wystraszyłeś ją, Kenji-sama.
Jinchuuriki wstał i odwrócił się. Zapadło milczenie. Skowyt znokautowanych wojów powoli zaczął ustępować z miejsca cichutkiemu zawodzeniu, jakie co poniektórzy jeszcze z siebie wydawali, by po paru minutach w końcu ostatecznie zamilknąć. Pan Inaba tym czasem stał sparaliżowany. Przypuszczenie, że mógł przestraszyć swoją córkę, w żaden sposób nie mieściło mu się w głowie, lecz widząc powagę w oczach blondyna, przyjął je do wiadomości z lekkim uśmiechem na ustach. Po chwili zrozumiał, że mała może go nie pamiętać. Może nie rozpoznawać w nim swojego ojca.
- Panienko, proszę przyjąć moje najgłębsze przeprosiny. – Mężczyzna schylił głowę, lekko się kłaniając.
Miyoko spojrzała do góry na swojego sensei, a gdy ten serdecznie się do niej uśmiechnął, szybko wytarła łzy i sama się rozpromieniła. Zwróciwszy wzrok, ku wciąż  pochylonemu do przodu mężczyźnie, przyjrzała mu się dokładnie, po czym stwierdziła, że skoro Naruto-sensei tu jest, to nie musi się już niczego obawiać:
- Um, to ja przepraszam.
Daimyo spojrzał na nią. Przykucnąwszy na jedno kolano, aby zrównać swój wzrok z jej, dłuższą chwilę milczał. Drapiąc się po brodzie, zaraz przeniósł spojrzenie na blondyna. Gdy ten niemal niezauważalnie kiwnął głową w geście aprobaty dla jego zamiarów, w końcu się odezwał:
- Miyoko, nie poznajesz mnie?
- Nie. – Dziewczynka szybko odparła. – A kim pan jest?
- Nazywam się Kenji… Inaba i jestem lordem Feudalnym kraju Herbaty. Przybyłem do Konoha-Gakure no Sato w poszukiwaniu zaginionej córki. – Widząc narastające zaskoczenie w szeroko otwartych oczach ośmiolatki, mówił dalej: – Kiedy zaginęła, robiłem co w mojej mocy, aby ją odnaleźć. Nawet wyznaczyłem za jej odnalezienie pokaźną sumę nagrody. Niestety, wszelkie próby i starania spełzły na niczym. Pomimo sromotnych klęsk w poszukiwaniach, nigdy nie przestałem wierzyć, że kiedykolwiek ją odnajdę i ponownie stworzymy kochającą się rodzinę.
Mężczyzna przerwał, gdyż w kącikach oczu blondynki dostrzegł zbierające się kropelki łez. Milcząc dłuższą chwilę, odetchnął głęboko, po czym kontynuował swoją opowieść:
- Po sześciu latach samotności, dopiero kilka tygodni temu pojawił się promyk nadziei, zwiastujący nadejście lepszych czasów. Nie zwlekając dłużej, szybko doprowadziłem swoją postrzępioną psychikę do obecnego stanu i czym prędzej tu przybyłem. Spotkanie z wybawcą mojego jedynego skarbu wyprostowało moje postrzeganie świata. Jeszcze pół roku temu, myślałem, że jestem otoczony samymi półgłówkami i nieudacznikami, lecz to już przeszłość. Miyoko, teraz już wiesz, kim jes…
Daimyo nie dokończył, gdyż przerwało mu niespodziewane pojawienie się przed nim ośmioletniej blondynki, która z łzami w oczach mocno uwiesiła mu się na szyi. Słysząc w lewym uchu delikatny szloch dziewczynki, nieznacznie się uśmiechnął i odwzajemnił jej uścisk. Oboje zastygli w takiej pozycji, cały czas bacznie obserwowani przez Uzumakiego, na ustach którego widniał serdeczny uśmiech. Chłopak wpatrywał się w swoją uczennicę nieco już tęsknym wzrokiem, ponieważ zrozumiał, dlaczego wcześniej czuł nieznane sobie obawy związane z Miyoko.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





* Kōcha no Kuni Daimyo (jap.) – Lord Feudalny kraju Herbaty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz