<<<
Odcinek ukazał się 12 lutego 2011 roku >>>
Blondyn
stał, niczym sparaliżowany. Słowa, które usłyszał kilka minut temu, wywołały u
niego, krótko mówiąc, szok. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Jak
zareagować. Zastanawiał się, czy Tsunade miała kogoś konkretnego na myśli.
Zdawał sobie sprawę, że mogła mówić o nim, ale nie był tego pewien. Wśród
shinobi Ukrytego Liścia było wielu utalentowanych i co ważniejsze, potężnych ninja,
którzy nadawali się na stanowisko Szóstego Hokage. Ale, o których obecna Hokage
myślała? – Takie i podobne pytania zaprzątały teraz Uzumakiemu umysł.
Sakura
tym czasem spoglądała raz na swoją mentorkę, a raz na ukochanego. Wyraz jego
twarzy wszystko jej wyjaśnił, choć sama miała mętlik w głowie. Usłyszane słowa
wprawiły ją w lekkie zakłopotanie, zatem jeszcze kilka minut nie była wstanie
zadać nawet najprostszego pytania. Dobrze wiedziała o największym marzeniu,
jakie było głównym motorem do działań Naruto, ale nie miała pewności, czy to
właśnie o nim Tsunade mówiła. Koniec końców, w Konoha było wielu wspaniałych i
silnych shinobi, których Godaime mogłaby brać pod uwagę w czasie poszukiwań
swojego następcy.
-
Czy… ma Hokage-sama kogoś konkretnego na oku?
Milczenie
przerwał Naruto. Kobieta w odpowiedzi, wpierw uśmiechnęła się tajemniczo, potem
rzuciła spojrzenie Haruno, a następnie przeniosła je na Uzumakiego. Przez kilka
minut patrzyła im prosto w oczy, a gdy była już pewna, że obojgu zaraz z
napięcia puszczą nerwy, otworzyła usta:
-
Tak… Myślałam o Hatake Kakashi. – Kobieta momentalnie usłyszała cichutki jęk zawodu
wydobywający się z ust różowowłosej medyczki. Naruto zaś się nie odezwał.
Jedynie stał niewzruszony, czekający na kolejne słowa. Tsunade po chwili
kontynuowała. – Pomyślałam o nim, gdyż sława jego imienia i umiejętności,
jakimi zawsze się wykazywał, są dobrze znane na całym świecie. Myślę, że gdyby
go teraz przedstawić większości, jako mojego potencjalnego następcę, mało kto
by się temu sprzeciwił. Jak uważacie?
-
Kakashi to dobry wybór. – Powiedział Naruto.
-
Nie wątpię, ale tak naprawdę mam na oku kogoś innego i jego tożsamości, jak na
razie zdradzić wam nie mogę. To by mogło tylko zaszkodzić tej osobie, a tego
nie chcielibyśmy. – Tsunade uśmiechnęła się na widok zdumionych twarzy
stojących przed nią shinobi.
Sakura
chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili powstrzymała się i na powrót
zamknęła usta. Po spojrzeniu Godaime, zdała sobie sprawę, że ten temat jak na
razie musi pozostać nie dokończony. Że odpowiedzi na wszystkie teraz cisnące
się na usta pytania przyjdą w odpowiednim dla nich momencie. Naruto z kolei
rozpoczął w głowie nową debatę. W pełni popierał pomysł, by stanowisko
Rokudaime Hokage objął kopiujący ninja, Hatake Kakashi, lecz gdy Tsunade zaraz
potem powiedziała, że ma na oku kogoś innego, kogo tożsamości nie może na razie
wyjawić, ogarnęło go takie samo uczucie, jak na początku tej konwersacji. Znów nie
wiedział, jak ma zareagować. Już drugi raz tego wieczoru.
-
Dobra, zostawmy na razie ten temat. Wrócimy do niego kiedy indziej. – Piątą ponownie
przerwała ciszę, kierując następne słowa do zielonookiej. – Sakura, czy
mogłabyś zostawić nas samych? Muszę porozmawiać z Naruto w cztery oczy.
-
H-hai, Hokage-sama.
Dziewczyna
od razu otrzeźwiała, w geście szacunku skłoniła głową, po czym ucałowała stojącego
obok blondyna w policzek i pewnym krokiem wyszła z biura. Gdy drzwi się za nią
zatrzasnęły, a tętent jej kroków ucichł, Tsunade szybko wstała i bez słowa
podeszła do regału stojącego pod ścianą, na lewo do biurka. Jak się po chwili
okazało, wyciągnęła z niego przepastną księgę z nieco poszarpaną okładką, po
czym wróciła na swoje miejsce. Wciąż zamyślony Uzumaki patrzył na nią
nieobecnym wzrokiem. Otrząsnął się dopiero, gdy kobieta rzuciła tomem o blat,
co wzbiło w powietrze tuman kurzu. Chmura brudu wskazywała, iż musiała to być
bardzo stare, od dawna nie używane dzieło.
-
Co to jest? – Spytał Naruto.
-
Ta księga, to encyklopedia medyczna stworzona jeszcze za czasów Pierwszego
Hokage. Od wielu lat leżała zapomniana, głęboko zakopana w naszym Archiwum, do
którego dostęp mają nie liczni. A dokładniej, tylko naczelni medycy naszego
szpitala i oczywiście, obecnie panujący w danym czasie, Hokage. – Wyjaśniła
pokrótce.
-
Rozumiem, ale co mnie do tego?
-
Przez ostatnie trzy miesiące dużo nad tym rozmyślała i w końcu postanowiłam, że
może chciałbyś, aby Uchiha Itachi na powrót został shinobi Ukrytego Liścia?
Koniec końców, byłoby szkoda, gdyby jego geniusz i umiejętności się zmarnowały,
nie? – Spytała, chytrze się uśmiechając.
-
Zaraz… Tsunade-sama próbuje mnie powiedzieć, że ta księga zawiera technikę,
która pozwoliłaby na zrekonstruowanie Itachiemu ramienia? – Spytał Naruto, a
gdy otrzymał potwierdzenie, dopowiedział: – Oczywiście, że chciałbym, aby znów
mógł pracować dla dobra wioski! Zakładam, że Itachi na pewno nie przepuściłby
takiej okazji.
-
Cieszą mnie twoje słowa i tak, jest tu zapisana taka technika. Jednakże, jej
wykonanie zalicza się do najtrudniejszych, jakie kiedykolwiek zostały
stworzone. I nie mam na myśli ilości i kolejności pieczęci, bo jest ich
zaledwie sześć, ale chodzi mi o chakrę.
-
Chakrę?
-
Tak, Naruto. Do wykonania tego jutsu potrzeba takich pokładów medycznej chakry,
jakich żaden znany mi medyk nie posiada. Nawet ja nie mogłabym temu podołać. Po
drugie, przy jej zastosowaniu nie można wykorzystywać żadnych środku
uśmierzających ból, jaki wynikałby z odrastania kości, mięśni i tak dalej.
Więc, pacjent byłby skazany na niewyobrażalne cierpienie. Po trzecie, zabieg
musiałby trwać od pięciu do ośmiu dni, co już wykracza po za wytrzymałość
każdego medycznego shinobi. – Tsunade wyjawiła blondynowi brutalną prawdę z
kamiennym wyrazem twarzy.
-
Cholera, że wszystkie użyteczne techniki muszą byś takie trudne!
-
Niestety, kiedy odkryłam stopień trudności tego jutsu, też byłam niepocieszona.
Nigdy nie przypuszczałam, że istnieją podobne techniki, choć uchodzę w świecie
za najlepszą medyczną kunoichi jaka kiedykolwiek żyła. Jak widać po tym
przykładzie, sława i rozległa wiedza to nie wszystko. – Piąta przyznała z
niesmakiem i jakby goryczą w głosie.
Naruto
po chwili zaklął siarczyście, zaciskając dłonie w pięści. Zamknąwszy oczy,
przez chwilę zastanawiał się nad rozwiązaniem powstałego problemu. Pierwsza
myśl jaka przyszła mu do głowy, to skorzystanie z pomocy Upiornego Łapiducha.
Nie zwlekając, ku zaskoczeniu Tsunade, niespodziewanie zawiązał dłońmi serię
pieczęci, po czym przystawił rękę do podłogi. Sekundę potem, w chmurze
biało-szarego dymu, tuż koło niego pojawił się samuraj w ciemno-zielonej,
łuskowatej zbroi.
Wojownik
klęknął na jedno kolano i zwrócił swoje złociste ślepia ku podłodze:
-
Kogo mam uleczyć, Naruto-sama?
-
Na razie nikogo. Chciałbym, abyś odpowiedział mi na kilka pytań.
Żołnierz
w odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego, po czym wstał i spojrzał na
Uzumakiego, czekając na dalsze polecenia. Naruto kiwnął głową i podszedł do
biurka, gdzie Tsunade odgadłszy zamiary jounina, bez słowa sprzeciwu otworzyła
przepastną publikację na odpowiedniej stronie. Chłopak wskazał palcem nazwę i
opis techniki, a gdy zapoznał się ze wszystkimi szczegółami tam napisanymi, rzucił
poważne spojrzenie nieruchomo stojącemu medykowi.
-
Znacie Ikisōzō no Jutsu?*
- Hai, Rikushou-sama!**
Żołnierz
odparł pewnym głosem, co na twarzy blondyna wywołało ukazaniem się nieznacznego
uśmiechu. To mogło świadczyć, iż problem właśnie został rozwiązany, bo jak
dobrze wiedział, Upiorni operowali pokładami chakry na poziomie Bijuu. To z
kolei robiło z nich niezwykle przydatnych i potężnych wojowników. Naruto po
kilku minutach milczenia zadał kolejne pytanie:
-
Czy potrafilibyście za jego pomocą odtworzyć komuś ramię?
-
Iie, Rikushou-sama!
Tsunade
kątem oka dostrzegła, jak z twarzy blondyna momentalnie zniknął uśmiech, a na
jego miejsce powróciła śmiertelna powaga. Widziała, że zaprzeczająca odpowiedź
medyka nie spodobała się osiemnastolatkowi. Jej samej też się to nie spodobało,
ale co mogła zrobić innego? Prawdę rzekłszy, nic. Dobrze wiedziała, że Upiorni
udzielali wyjaśnień tylko przed Naruto, dlatego też pozostawało jej jedynie
zaczekać na dalszy rozwój sytuacji:
-
Wyjaśnijcie? – Chłopak pozostawał opanowany.
-
Ikisōzō no Jutsu to technika kategorii
najwyższego szczebla ryzyka. Używać jej mogą jedynie shinobi specjalnie naznaczeni
przez los. W pewnym sensie pokrzywdzeni, odrzuceni przez otoczenie. Posiadający
moc, mogącą czynić straszliwe okropieństwa, jak i prawdziwe cuda. – Upiorny
nico przybliżył zagadkowość zapomnianej techniki. – Rikushou-sama, po mimo
znacznych pokładów chakry niemal każdego typu, jaką obdarzył nas nasz twórca, Oddech
Stworzenia jest jednym z niewielu kinjutsu, których nie wolno nam używać.
Gdy
tylko żołnierz zamilkł, w biurze zapanowała grobowa cisza, w czasie trwania
której zarówno Tsunade, jak i Naruto trawili usłyszane słowa. Hokage już na
początku wypowiedzi medyka zrozumiała, kim musieli być shinobi specjalnie
naznaczeni przez los. Mowa tu rzecz jasna o nosicielach potężnych demonów, o
Jinchuuriki, do których zaliczał się stojący obok blondyn. Kątem oka widziała,
że Naruto wstrząsnęła ta wiadomość. Stał zamurowany, ze wzrokiem wlepionym
prosto w samuraja, jakby chciał uzyskać od niego jeszcze jakieś informacje. Gdy
żołnierz nic więcej już nie powiedział, chłopak nagle zamknął powieki i
zmarszczył brwi. Tsunade pomyślała, że udał się na pogawędkę z demonem. Jakież
było jej zaskoczenie, gdy blondyn po chwili na powrót otworzył oczy. Tym razem
lśniły nie tylko powagą, ale również determinacją i… satysfakcją.
-
Naruto… Skoro wszystko już wiemy o tej technice, mam pytanie.
-
Słucham, Hokage-sama?
Piąta
westchnęła przeciągle, oparła łokcie na blacie biurka i splotła palce na
wysokości nosa. Chwilę patrzyła zamyślonym wzrokiem na Upiornego Łapiducha, po
czym przeniosła spojrzenia na osiemnastolatka. Chłopak szeroko się uśmiechał.
-
Jak wygląda u ciebie kontrola chakry Kyuubiego?
-
Wciąż trenuję. W walce, jak na razie panuję nad pięcioma ogonami. Przy szóstym
zaczynam tracić kontakt z rzeczywistością. Wtedy w pewnym sensie pozwalam Kyuu
przejąć nade mną kontrolę, żeby się nieco rozerwał. – Rozluźniony ton Naruto
nie spodobał się Hokage, lecz kobieta nie dała po sobie poznać ogarniającej ją
obawy.
-
Co rozumiesz przez stwierdzenie, że pozwalasz mu się… rozerwać? – Spytała głosem
tak niskim, że brzmiał ona raczej, jak dźwięk wyszarpnięty z napiętej struny
jakiegoś starego instrumentu. – Czy ty aby nie przeceniasz swojego zaufania do
niego?
-
Jak dotąd jeszcze mnie nie zawiódł, a to wystarczający powód, by darzyć go
zaufaniem. – Uzumaki odparł z uśmiechem, po czym spoważniał i dodał srogim, lodowatym
tonem: – Kyuu, to mój jedyny prawdziwy
przyjaciel!
Tsunade
poczuła, jak coś zamraża jej krew w żyłach. W tym momencie mogła nakrzyczeć na
chłopaka z licznymi pretensjami do jego zachowania i nawet przeszło jej to
przez myśl, lecz przecież obiecała, że się poprawi. Dlatego też po chwili w
obronnym geście uniosła otwarte dłonie na wysokość oczu i odezwała się stonowanym
głosem, wzrok spuszczając na blat biurka:
-
Dobrze, już dobrze. Tylko spokojnie. Nie chce się kłócić.
Naruto
mruknął coś w odpowiedzi, po czym z rękoma skrzyżowanymi na piersi odwrócił się
i podszedł do okna. Słysząc za plecami ciche westchnięcia Godaime, uśmiechnął
się pod nosem i zapatrzył na panoramę wioski okrytej blaskiem wschodzącego
księżyca. Znikomy ruch na ulicach wskazywał na bardzo późną już porę, co by się
zgadzało z czasem, jaki został poświęcony na to spotkanie. Uzumaki przyszedł
tylko, by się przekonać, czy Hokage na serio zamierzał przeprosić za to, jak go
potraktowała, a dowiedział się, że istnieje możliwość przywrócenia Uchiha
Itachiego do statusu shinobi Ukrytego Liścia. Co więcej, odkryta technika
okazała się tak zaawansowana, że nawet Upiorni medycy nie mogliby jej używać.
Tylko jedno nie dawało mu spokoju… Kto tworzy jutsu, które używać mogą tylko
nosiciele Bijuu? I czy zrekonstruowanie urwanego ramienia rzeczywiście jest
takie skomplikowane? – Chłopak nie wiedział już, co ma o tym wszystkim myśleć.
-
Naruto… Na dziś już wystarczy. – Ciszę przerwała Tsunade. – Skoro tylko ty
możesz wykorzystać Ikisōzō no Jutsu, by pomóc
Uchiha Itachiemu wrócić do poprzedniego życia, to zajmiemy się tym, jak tylko
wrócisz z misji.
-
Huh? – Blondyn się odwrócił. – Jakieś zadanie?
-
Tak. Faktem jest, że od przeszło trzech miesięcy nie opuszczałeś wioski, co
można uznać za swojego rodzaju urlop, dlatego też pomyślałam, że możesz mieć
już takiego bezczynnego siedzenia, delikatnie mówiąc, dość. – Piąta sprytnie
zmieniła temat.
-
Przyznaję, od jakiegoś czasu marzy mi się malutki wypad po za mury wioski.
Kontakt z przyjaciółmi odbudowałem, relacje z Sakurą-chan zacieśniłem, Miyoko
podszkoliłem. Teraz wypadałoby zabić kilku wrogów… – Naruto zrobił wymowną
pauzę. – …W każdym bądź razie z przyjemnością wykonam cokolwiek mi zlecisz,
Hokage-sama. Więc, co to za misja?
*
* *
Nad
Konoha niedawno wstał nowy dzień. Dotychczas puste ulice i pozamykane sklepy
powoli, na nowo zaczynały tętnić życiem i miejskim gwarem rozmów. Tej nocy
pewien blondyn prawie w ogóle nie zmrużył oka i teraz stał oparty o pień
rozłożystego dębu, jaki rósł pod główną bramą wioski. Myśli zajęte miał finałem
konwersacji ze swoją przywódczynią, a wzrok wlepiony w trzymany, nowiusieńki
ochraniacz Ukrytego Liścia. Rzecz niby normalna, ale nie dla kogoś, kto nigdy
nikogo czymś takim nie nagradzał. Kto by pomyślał, że Tsunade wykaże się taką
szczodrością i nakaże lub też pozwoli Uzumakiemu włączyć pewną, małą
dziewczynkę w poczet geninów Konoha-Gakure no Sato. Choć miała dopiero osiem
lat i jej wiedza wciąż była jeszcze ograniczona, już nie jednokrotnie pokazała,
że zasługuje na stanie się kunoichi. W niektórych wypadkach bardziej niż
większość jej starszych kolegów i koleżanek.
Miyoko
Inaba, to o niej Naruto niemal bez przerwy rozmyślał, uśmiechnięta od ucha do ucha,
szczęśliwa jak nigdy, niesiona przez niedawno odzyskanego ojca, kierowała się
wraz z nim ku zamyślonemu blondynowi. Kiedy byli wystarczająco blisko, choć
pogrążony w zadumie, nieprzerwanie czujny jounin, kątem oka ich zauważył i
pośpiesznie schował trzymaną opaskę. Uśmiechnąwszy się do nich serdecznie,
zatrzymał wzrok na Daimyo. Pod koniec rozmowy z Hokage, Naruto spytał o
pokrewieństwo mężczyzny do jego uczennicy i otrzymał odpowiedź w postaci
wyników badania DNA. Były pozytywne, lecz to go nie usatysfakcjonowało.
-
Witaj, Naruto. Słyszałem, że będziesz nam towarzyszył w drodze powrotnej do
kraju Herbaty. – Odezwał się pan Inaba, gdy tylko zbliżył się na tyle, by nie
musieć krzyczeć.
-
Zgadza się, Daimyo-sama. Godaime Hokage wyznaczyła mnie, żebym bezpiecznie
odstawił was do granicy kraju Ognia. Czy pójdę dalej, to się okaże, jak już tam
dotrzemy.
-
Sensei, dlaczego miałbyś dalej z nami nie iść? – Spytała Miyoko.
-
Nie mogę powiedzieć. To ściśle tajne.
Odparł
Naruto i ruchem ręki pokazał, że to koniec pytań. Dziewczynka wydała cichutki
pisk zawodu, lecz po chwili kiwnęła główką na znak zrozumienia i na powrót
wtuliła twarz w miękką szatę okrywającą bark swojego ojca. Nastało dłuższe
milczenie. Zawiał delikatny wiaterek, na niebie głosu udzielił akurat
przelatujący jastrząb. Kiedy pan Inaba otworzył usta, aby zadać cisnące mu się
na usta pytanie, z dachu pobliskiego budynku, zgrabnie niczym kotka, zeskoczyła
różowowłosa kunoichi. Medyczka wylądowała tuż koło blondyna.
-
Już jestem. Czy bardzo się spóźniłam?
-
Nie, Sakura-chan. Jesteś punktualnie.
Uzumaki
odparł serdecznie się uśmiechając, po czym pocałował dziewczynę w policzek.
Panna Haruno chciała mu się odwdzięczyć, lecz widząc obserwujących ich Miyoko, Daimyo
i jego gwardzistów, powstrzymała się. Po chwili jedynie odwzajemniła posłany
jej uśmiech.
-
Czy możemy ruszać w drogę? – Spytał Naruto.
-
Naturalnie.
Odrzekł
Kenji-sama i wraz z córką wsiadł do bogato zdobionego powozu z miękko
wyścielonym wnętrzem, ciągniętego przez dwa konie o orzechowym umaszczeniu
skóry. Żołnierze Lorda momentalnie ustawili się po sześciu, po obu bokach wozu,
reszta zaś dwójkami ruszyła za orszakiem. Z racji, iż tylko Naruto i Sakura
byli shinobi, podróż do kraju Herbaty miała trwać ponad tydzień.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
* Ikisōzō no Jutsu (jap.) – Technika
Ninja, Oddech Stworzenia
** Rikushou-sama (jap.)
– Generał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz