Cóż mogę rzec… Przykro mi, że
trwało to tyle czasu, ale na brak weny nic nie poradzę, a pojawienie się tej
notki raczej niczego nie zmieni. Od przeszło dwóch miesięcy pracuję, co
skutecznie przykręciło kurek weną, lecz jak już komuś wspomniałem, nie tak prędko
się poddam! Jeśli notka następna również pojawi się za miesiąc lub nawet dwa,
musicie mi wybaczyć, a ponaglanie mnie niczego nie przyspieszy. Nadszedł trudny
okres i jedyne, co możecie w tej sprawie zrobić, to uzbroić się w DUŻE pokłady
cierpliwości. – Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do czytania! ENJOY!!!
<<< Odcinek ukazał się 4 czerwca
2011 >>>
Kiedy
opuściła ramiona, którymi zasłoniła twarz przed potężną falą wiatru z piachem,
w pierwszym momencie nie mogła dostrzec, co się stało z jej ukochanym po ataku
kamiennego kolosa, lecz już po chwili go zobaczyła. Nogami wbity w ziemie, na
lekko ugiętych kolanach, powstrzymał gigantyczną pięść równie wielką ręką
wytworzoną z otaczającej go lisiej chakry. Haruno nie mogła uwierzyć własnym
oczom. Nie przypominała sobie, żeby wspominał coś o postępach w nauce kontroli
zapieczętowanej w nim potęgi, lecz po tym, co oglądała mogła śmiało przyznać,
że nawet dobrze mu to wychodziło. W jeszcze większe zdumienie wpadła, gdy
demoniczna ręka zacisnęła się krusząc trzymaną pięść, po czym blondyn wyskoczył
do góry, a w jego lewej ręce zamigotała fioletowa kula chakry. Kiedy cisnął nią
w pierś kolosa, eksplozja zgruchotała kamień, powalając olbrzyma na ziemię.
Jego upadek zatrząsł ziemią i wzbił w powietrze kolejny tuman leśnego pyłu.
Naruto
miękko wylądował i rozejrzał się w poszukiwaniu rudowłosej przeciwniczki, lecz
nigdzie jej nie było. Widocznie, gdy on walczył, kobieta skorzystała z okazji i
spełniła swoje wcześniejsze słowa. Wycofała się, by zregenerować nadwątlone siły.
Dla pewności, chłopak skumulował chakrę i skupił się na rozproszeniu jej po
okolicy. Nie mogąc wyczuć nic niepokojącego, uśmiechnął się gorzko i wycofał
wciąż otaczającą go powłokę lisiej energii. Jak tylko wrócił do swojego
zwyczajowego wyglądu i począł kierować się w stronę wiwatujących obserwatorów
całego zajścia, nagle pokonany kolos podniósł się na łokciach i wykonał zamach
wielkim ramieniem. Cały czas czujny Naruto błyskawicznie uskoczył w bok, a jego
ciało ponownie spowiła krwisto-czerwona chakra. Kamienny olbrzym zwyczajnie
podniósł się, a krater na jego piersi zasklepiła nowa warstwa skał.
-
Kuso! I jak ja mam go pokonać? –
Blondyn spytał samego siebie. – Ogniem go
nie zwalczę. Wiatrem i wodą także. Przydałoby się mieć w zanadrzu więcej opcji.
- Czy
mogę coś zaproponować?
* * *
W
czasie, gdy Uzumaki omawiał ze swoim demonem dalszy przebieg walki, skalny
kolos przekręcił głowę w stronę obozu. Nie minęła nawet sekunda, jak skierował
swoje kroki w tamtą stronę i to spowodowało wydobyciem się okrzyku przerażenia
z gardeł obserwujących wszystko wojowników Daimyo. Mężczyźni w odruchu paniki,
w pierwszym momencie chcieli rzucić broń i uciekać, gdzie pieprz rośnie, lecz
widząc niezłomnie okalających ich Upiornych Samurajów, odstąpili od tego
zamiaru i własnymi ciałami zasłonili swojego pana. Po kolei unosili trzymaną
broń nad głowę i wykrzykując pokrzepiające duszę hasła, szykowali się na spotkanie
z kamienną pięścią w nich skierowaną.
Stojąca
opodal medyczka nie mogła się ruszyć. Paraliżujący strach opętał jej ciało i
nie chciał odstąpić. – Sakura, weź że się
w garść! – Próbowała zachować zimną krew, lecz przez zbliżającego się
giganta, z jakiegoś względu nie mogła logicznie myśleć. Broniący do niej
dostępu Zbrojni, zdawali się stać niewzruszeni zbliżającym się
niebezpieczeństwem. W głębi duszy podziwiała ich niezłomność i odwagę, lecz czy
nie przeceniali swych możliwości? Byli aż tak ślepo posłuszni, że nie
obchodziło ich, jak zakończą żywoty? Po drugim pytaniu, zastanowiła się chwilę,
by następnie stwierdzić, że oni przecież i tak już nie żyją. Dlatego też, niby
czym mieliby się przejmować?
Haruno
wzruszyła ramionami, nieprzerwanie wlepiając spojrzenie w zbliżającego się
olbrzyma i wtem jeden z Upiornych wystąpił przed szereg, a klinga jego katany zaiskrzyła
niebiesko-białym światłem. Nie zdążyła zamrugać ze zdziwienia, gdy samuraj
wykonał zamach, przecinając przed sobą powietrze po skosie z dołu na góry. W
rzeczywistości, wojownik posłał w stronę kolosa elektryczny łuk o średnicy
kilku metrów. Golem zasłonił się rozprostowaną dłonią wielkości trzypiętrowego
domu, lecz to tylko zwiększyło obrażenia. Na ziemię z hukiem pospadały odcięte
palce, a po chwili dołączyło do nich całe ramię. Inny wojownik wykonał podobny
atak, pozbawiając olbrzyma drugiego ramienia. Skalny przeciwnik stanął w
miejscu i wyglądało to tak, jakby zastanawiał się, co powinien w takim wypadku
zrobić, kiedy niespodziewanie trafił go potężny pocisk skondensowanej chakry. W
jednej chwili nastąpił oślepiający błysk, rozdzierający ciszę wybuch, na
potężnej fali uderzeniowej skończywszy. Sakura odruchowo zasłoniła się przed
odłamkami i wiatrem, lecz nic nie czując, opuściła ramiona i dostrzegła
wznoszący się przed Upiornymi drewniano-kamienny mur. Dogłębnie zaskoczona
nagłą reakcją samurajów, w pierwszym momencie pomyślała, że usłyszeli jej
narzekanie na ich ślepą obojętności, lecz zaraz logicznie sobie wytłumaczyła,
że to raczej mało prawdopodobne.
-
A ten błysk i eksplozja, co krajem Trawy
w posadach zatrząsł? Czyżby Naruto poszedł w końcu na całość i przeszedł na
drugi poziom w transformacji? – Haruno nie czekając dłużej, szybko podeszła
do najbliższego żołnierza i w miarę spokojnym, lecz stanowczym tonem
„poprosiła” o opuszczenie zasłony. Ku swemu zdziwieniu, wydane polecenie
momentalnie zostało wykonane i już po chwili rozglądała się za blondynem. Przed
nią rozpościerał się krajobraz, jak bo gigantycznej bitwie. Teren, który kiedyś
składał się z gęsto zarośniętego lasu, teraz przedstawiał się jako jeden,
głęboki na sto i szeroki na kilkadziesiąt metrów, krater. Z jego centralnego
punktu jeszcze unosił się wąski słupek dymu, a po wielgachnym golemie nie ostał
się nawet najmniejszy ślad. – Wygrał.
– Pomyślała, rozglądając się w koło i wtedy to poczuła. Mrożące krew w żyłach
pragnienie mordu i niepohamowana nienawiść zjeżyły jej włosy na głowie.
Spojrzała w bok. Choć był oddalony od niej o kilkaset metrów i już nie pierwszy
raz widziała go w takim stanie, to wciąż ją przerażał. Postać mini Kyuubiego o sześciu…
siedmiu ogonach z pustymi, białymi ślepiami i gardłowym warkotem wydobywającym
się z rozdziawionej paszczy sprawiały, że wciąż nie miała pewności, jak to było
z kontrolą Uzumakiego nad demonem. Gdy tak na niego patrzyła, odczuwała na
plecach zimne dreszcze i gęsią skórkę, lecz to jej nie zniechęciło do dalszego
działa. Nie zwlekając dłużej, powoli zaczęła posuwać się w tamtą stronę.
Oczywiście nie centralnie przez krater, choć to zapewne byłaby krótsza droga, ale
idąc wzdłuż krawędzi miała znacznie większą szansę przeżycia. Chociaż z drugiej
strony, w starciu z NIM nie miałaby żadnych szans.
Taka
myśl sprawiła, że natychmiast się zatrzymała.
-
Co ty robisz, Sakura? Podejdź do niego,
ale już! – Wewnętrzny głos mówił jej żeby nie przerywała tego, co
zamierzała uczynić i choć zdrowy rozsądek kategorycznie wszystkiemu się
sprzeciwiał, już po chwili ponownie się do niego zbliżała. Kiedy była
wystarczająco blisko, by poczuć na sobie ten krwiożerczy oddech, pomimo
wielkich oporów wyciągnęła przed siebie rękę, jednocześnie zamykając oczy. Była
święcie przekonana, że zaraz stanie się coś strasznego, lecz czując na swoim
policzku chłodny dotyk, momentalnie się otrząsnęła.
-
Sakura-chan, co chciałaś zrobić?
Usłyszała
poważny, ale i rozbawiony głos. Stał przed nią w swojej normalnej postaci i
szeroko się uśmiechał. Promienie słońca padające zza jego pleców sprawiały, że
wyglądał, jakby miniona walka nigdy się nie wydarzyła, choć zupełnie co innego
przedstawiały jego poszarpane ubrania i kompletnie zmieniony krajobraz lasów Kusa
no Kuni.
* * *
Od
leśnego pogromu minęło już kilka godzin i wszyscy byli już bezpieczni, Naruto
nie odesłał podległych mu żołnierzy. Chciał w ten sposób mieć pewność, że nikt
już ich nie zaskoczy, przysparzając nowych problemów, ale także, ponieważ nie
do końca jeszcze się zregenerował. Prawdą było, że mógłby niemal bez przerwy
korzystać z oferowanej mu pomocy przez demonicznego przyjaciela, ale jakby to
wyglądało względem wcześniejszych postanowień? Przecież w czasie ostatniego
treningu powiedział, że musi się usamodzielnić, by się uniezależnić od
zapieczętowanej w nim potęgi, ale też, by móc nad nią panować. Kyuubi wówczas
ze zrozumieniem podszedł do sprawy i już nie narzucał się w wyrażaniu swojej
chęci do współpracy, lecz czy po podpisaniu między nimi Lisiego paktu, nie
powinien nastąpić powrót do poprzednich… relacji? Postanowienie Uzumakiego
momentalnie zostało zepchnięte na dalszy plan, jeśli w ogóle nie wyeliminowane,
a w jego miejscu pojawił się promyk szans na lepsze jutro. Ten, tak bardzo
ważny dla świata zewnętrznego szczególik, teraz sprawił, że blondwłosy jounin
Ukrytego Liścia z miejsca przeszedł na wyższy poziom. Naruto oczywiście był
świadom możliwości, jakie zyskał dzięki zawartej umowie, lecz po krótkiej
dyskusji z demonem postanowił się z tym za bardzo nie obnosić. I tym razem lis
nie miał nic przeciwko. Kyuubi doskonale wiedział, że jego nosiciel miał dokoła
siebie wielu wrogów, którzy tylko czekają, żeby poznać jak najwięcej sekretów i
potem wykorzystać je do swych niecnych celów. Jedną z takich tajemnic była
właśnie od lat zacieśniająca się przyjaźń i objęta szerokim ramieniem zaufania,
współpraca.
-
Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego
postanowiłeś zostać moim… sługą? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że było to
spowodowane moim marnym stanem fizycznym. – Naruto stanął przed więzieniem
swego rozmówcy. – Wiesz, że z chwilą
podpisywania tego zwoju naszło mnie podejrzenie, że próbujesz mnie
zmanipulować, by w końcu uwolnić się z pod jarzma pieczęci mojego ojca?
-
Ale, jak sam się wkrótce przekonałeś,
moje postępowanie
było podyktowane tylko i wyłącznie twoim dobrem, Naruto. – Demon odparł z chytrym
uśmieszkiem. – Przyznaję, wcześniej
pewnie kierowałbym się tym, co słusznie podejrzewałeś i nie mam oto do ciebie
żalu, lecz wierz mi… to jest już przeszłość, którą pragnąłbym posłać w
niepamięć.
Chłopak
milczał. Lis wyraźnie widział, jak marszczył brwi intensywnie się nad czymś
zastanawiając, kiedy wkrótce potem na powrót na niego spojrzał i się odezwał:
-
Dobra, chyba już kapuję…
Blondyn,
jak zwykle bywało przy podobnych rozmowach z mieszkańcem swojej duszy,
niespodziewanie ją przerwał i wrócił świadomością do otaczającej go
rzeczywistości. Tym razem powodem tego było dotarcie delegacji do celu podróży.
Słońce już zaszło i na ulicach miasta było coraz mniej ludzi, lecz wciąż
wystarczająco dużo, by radośnie powitać szczęśliwy powrót swojego władcy.
Rodziny poległych strażników Daimyo głośnym szlochem wyraziły ból ściskający
ich serca po stracie, a za ukojenie musiały wystarczyć im jedynie kondolencje. Nie
było rady. Ryzyko i zagrożenie życia wiszące nad żołnierzami gwardii
przybocznej Kenji-sama, było przez wszystkich zrozumiałe i… akceptowane, choć z
trudem.
Panna
Haruno obserwując płaczące matki, żony i córki zabitych, w pewnym momencie
poczuła, jak żal ściska jej serce. Była świadoma, że kiedyś ona również może w
ten sposób skończyć, ale takiej myśli jeszcze do siebie nie dopuszczała. Nie
chciała sobie zawczasu wyobrażać, jakby to było, gdyby… – Nie! To się nigdy nie wydarzy. – Powtarzała sobie, by się nagle,
tak bez konkretnego powodu, nie rozpłakać. Blondyn znowu by się jej dopytywał,
co się stało? Nie, żeby jej to kiedykolwiek przeszkadzało. Po prostu… Nie
chciała, żeby niepotrzebnie się o nią martwił. Nie daj Bóg, jeszcze
stwierdziłby, że ich związek jest zbyt słaby, by mógł przetrwać próby, jakie
życie stawiało im na drodze.
Dziewczyna
kątem oka spojrzała na Naruto. Jego twarz i oczy były pozbawione wyrazu. Był
przygnębiony, a przynajmniej Haruno tak myślała.
-
Shinobi powinni być pozbawieni emocji. Ale
będąc ludźmi, jest to dla nas niemożliwe. To właśnie uczucia sprawiają, że
życie każdego człowieka tak bardzo różni się od życia innych. Sprawiają, że są
tak różnorodne… Dzięki nim czujemy, że żyjemy. – Westchnęła.
* * *
Posiadłość
Lorda Feudalnego Kraju Herbaty składała się z jednego głównego budynku, pałacu
i kilku mniejszych, które służyły za koszary, salę treningową, stajnie oraz budynek
z mieszkaniami dla służby. W sumie, sporych rozmiarów teren ogrodzony wysokim
na pięć metrów murem, gdzie w najbliższym czasie shinobi Konoha będą mogli zregenerować
siły i wyleczyć rany. Kiedy weszli do pokoju, jaki pokazał im jeden ze sług
czekających w pozycji przyklapniętej u wejścia do budynku, Sakura z głośnym
westchnieniem ulgi opadła na miękki materac łóżka stojącego najbliżej wejścia.
W tej chwili nic ją nie obchodziło bardziej, jak krótkie zdrzemnięcie się. Była
wykończona, choć walczyła już ponad dziesięć godzin temu. Jednakże, od dwóch
dni ani razu nie zmrużyła oka i to chyba było głównym powodem zmęczenia
organizmu. Dlatego teraz tuliła policzek do puchowej poduszki z zamiarem pójścia
w objęcia Morfeusza, kiedy nagle usłyszała przytłumiony pisk, a po nim ciche
stukanie w szybę.
Dziewczyna
szybko obróciła się na plecy, by zobaczyć, jak Naruto podchodzi w tamtą stronę
i zdecydowanym ruchem otwiera okno. Po chwili z czarnej otchłani do pomieszczenia
wleciał brązowy sokół. Ptak wykonał pod sufitem dwa kółka, po czym z gracją
wylądował na wyciągniętym przed siebie ramieniu, Uzumakiego. Chłopak ostrożnie
pogłaskał posłańca po głowie, po czym z kabury uczepionej na jego grzbiecie
wyciągnął jakiś zwój. Zaciekawiona i już na dobre rozbudzona Sakura, czując
nieznany sobie przypływ sił, z powrotem usiadła na krawędzi łóżka. Blondyn w
tym czasie usadził sokoła na parapecie, po czym przeszedł na środek pokoju i na
podłodze rozwinął rulon papieru. Medyczka chciała właśnie zadać pytanie
stosowne do rozkręcającej się sytuacji, lecz jinchuuriki jej na to nie pozwolił
złączając przed sobą dłonie i wymawiając pod nosem jakąś formułkę. W chwili
następnej, w chmurze białego dymu, na pieczęci namalowanej na zwoju pojawił się
inny rulon, tym razem wielkością podobny do Zwoju Technik Zakazanych.
-
Co to takiego? – Haruno w końcu spytała, nie mogąc już dłużej wytrzymać
rosnącego napięcia wynikającego z niewiedzy na temat obserwowanej sceny.
-
To moje zabezpieczenie na wypadek strat w czasie walki. – Wyjaśnił Naruto, a
widząc nie zrozumienie malujące się na twarzy różowowłosej, uśmiechnął się i
dodał: – Z Hokage-sama ustaliłem, że tydzień po naszym wyjściu z wioski wyśle posłańca.
Powiedzmy, że przewidziałem, iż po drodze czeka nas starcie z trudnym
przeciwnikiem i, że takie coś się przyda. Dlatego też przygotowała, co trzeba.
-
No, dobrze… A te zwoje?
-
Pierwszy, jak już zauważyłaś, służy do przywołania tego większego. Inne
rozwiązanie raczej nie wchodziło w grę, gdyż nasz posłaniec niczego większego
przetransportować nie może. – Jounin puścił jej oczko, po czym szybko rozwinął
świeżo przywołany zwój i stanął na środku namalowanej na nim pieczęci. – Ten
zaś służy do… Podejdź, to Ci pokaże.
Kunoichi
nie wiele się zastanawiając wykonała prośbę, a gdy się zbliżyła, blondyn złapał
ją w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Nim zdołała jakkolwiek zareagować,
obojga skryła gęsta chmura dymu. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że aż
Sakurze wyrwał się z ust przytłumiony krzyk zaskoczenia. Wtulona w ukochanego,
przymknęła oczy, a kiedy znów je otworzyła, oboje nadal stali w tym samym
pokoju. Jedyne, co uległo zmianie, to stan ich ubrań. Naruto miał zupełnie nowe
spodnie, koszulkę, bluzę i kamizelkę jounia. Wyglądał tak, jakby dopiero co z
domu wyszedł. Świerzy i zabójczo przystojny. Takie przynajmniej odczucie miała
stojąca przy nim dziewczyna. Ona również miała nowy strój. Co prawda, poprzedni
nie uległ tak wielkiemu zniszczeniu, jak stare odzienie blondyna, ale zapewne
znalazłoby się w nim kilka dziur i rozdarć. W każdym bądź razie, teraz już nie
musiała się martwić o swój… image*.
-
To… to… Co to za technika???
-
To tajemnica.
-
A-ale…? – Medyczka chciała zaprotestować, ale tylko tyle zdołała powiedzieć,
gdyż nagle do pokoju, bez pukania, wparował jakiś starzec. Po jego nieco
zniszczonym ubraniu można było się domyślić, że był jednym z wcześniej
widzianych sług Daimyo. Widząc zdegustowane miny tulącej się pary, mężczyzna od
razu padł na kolana, nie podnosząc na nich wzroku:
-
Pokornie błagam o wybaczenie. Usłyszałem krzyk i myślałem, że coś się stało. Proszę
nic nie mówić Kenji-sama. – Wychrypiał. – Mój Pan ukaże mnie, jeśli się dowie o…
Mężczyzna
urwał czując na swoim ramieniu ucisk. Domyślił się, że któreś z gości jego pana
postanowiło się nad nim zlitować i zapewnić go, że nic się nie stało, lecz nauczony
przez życie, żeby nie wierzyć tego typu zapewnieniom, nie podniósł głowy. Jedynie
zastygł skulony na podłodze w milczeniu oczekując tego, co miało się za chwilę
wydarzyć. Ale, rosnące napięcie i ciekawość, której nigdy się nie wyzbył,
zmusiły go do spojrzenia ukradkiem w bok. Osobą, która przy nim uklękła była
różowowłosa kunoichi.
Dziewczyna
chciała dowiedzieć się więcej, o tym, co Daimyo by zrobił, gdyby się mu
poskarżyli, lecz widząc, jak wychudzone ciało starca niemal dygotało ze
strachu, odpuściła. Przez chwilę obserwowała mowę jego ciała, po czym wstała i
się rozejrzała. Sokół siedzący na parapecie chyba odleciał, bo okno było już puste,
a Naruto gdzieś wcięło. Pierwsza myśl podsunęła jej, że zapewne poszedł się
przejść, zwiedzić posiadłość swego gospodarza, ale zaraz przyszło jej na myśl co
innego. Bardziej racjonalnego. Blondyn widząc zachowanie płaszczącego się
starca, mógł pochopnie zdecydować, by na własną rękę przerwać nieludzki
proceder, jaki niewątpliwie niszczył żyjących tu ludzi.
Sakura
zaklęła siarczyście i wybiegła, zostawiając skulonego starca samego sobie.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
*
image (ang.) – wizerunek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz