czwartek, 22 lutego 2018

190. „Shinobi powinni być pozbawieni emocji.”

Cóż mogę rzec… Przykro mi, że trwało to tyle czasu, ale na brak weny nic nie poradzę, a pojawienie się tej notki raczej niczego nie zmieni. Od przeszło dwóch miesięcy pracuję, co skutecznie przykręciło kurek weną, lecz jak już komuś wspomniałem, nie tak prędko się poddam! Jeśli notka następna również pojawi się za miesiąc lub nawet dwa, musicie mi wybaczyć, a ponaglanie mnie niczego nie przyspieszy. Nadszedł trudny okres i jedyne, co możecie w tej sprawie zrobić, to uzbroić się w DUŻE pokłady cierpliwości. – Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do czytania! ENJOY!!!



<<< Odcinek ukazał się 4 czerwca 2011 >>>



Kiedy opuściła ramiona, którymi zasłoniła twarz przed potężną falą wiatru z piachem, w pierwszym momencie nie mogła dostrzec, co się stało z jej ukochanym po ataku kamiennego kolosa, lecz już po chwili go zobaczyła. Nogami wbity w ziemie, na lekko ugiętych kolanach, powstrzymał gigantyczną pięść równie wielką ręką wytworzoną z otaczającej go lisiej chakry. Haruno nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nie przypominała sobie, żeby wspominał coś o postępach w nauce kontroli zapieczętowanej w nim potęgi, lecz po tym, co oglądała mogła śmiało przyznać, że nawet dobrze mu to wychodziło. W jeszcze większe zdumienie wpadła, gdy demoniczna ręka zacisnęła się krusząc trzymaną pięść, po czym blondyn wyskoczył do góry, a w jego lewej ręce zamigotała fioletowa kula chakry. Kiedy cisnął nią w pierś kolosa, eksplozja zgruchotała kamień, powalając olbrzyma na ziemię. Jego upadek zatrząsł ziemią i wzbił w powietrze kolejny tuman leśnego pyłu.
Naruto miękko wylądował i rozejrzał się w poszukiwaniu rudowłosej przeciwniczki, lecz nigdzie jej nie było. Widocznie, gdy on walczył, kobieta skorzystała z okazji i spełniła swoje wcześniejsze słowa. Wycofała się, by zregenerować nadwątlone siły. Dla pewności, chłopak skumulował chakrę i skupił się na rozproszeniu jej po okolicy. Nie mogąc wyczuć nic niepokojącego, uśmiechnął się gorzko i wycofał wciąż otaczającą go powłokę lisiej energii. Jak tylko wrócił do swojego zwyczajowego wyglądu i począł kierować się w stronę wiwatujących obserwatorów całego zajścia, nagle pokonany kolos podniósł się na łokciach i wykonał zamach wielkim ramieniem. Cały czas czujny Naruto błyskawicznie uskoczył w bok, a jego ciało ponownie spowiła krwisto-czerwona chakra. Kamienny olbrzym zwyczajnie podniósł się, a krater na jego piersi zasklepiła nowa warstwa skał.
- Kuso! I jak ja mam go pokonać? – Blondyn spytał samego siebie. – Ogniem go nie zwalczę. Wiatrem i wodą także. Przydałoby się mieć w zanadrzu więcej opcji.
- Czy mogę coś zaproponować?
* * *
W czasie, gdy Uzumaki omawiał ze swoim demonem dalszy przebieg walki, skalny kolos przekręcił głowę w stronę obozu. Nie minęła nawet sekunda, jak skierował swoje kroki w tamtą stronę i to spowodowało wydobyciem się okrzyku przerażenia z gardeł obserwujących wszystko wojowników Daimyo. Mężczyźni w odruchu paniki, w pierwszym momencie chcieli rzucić broń i uciekać, gdzie pieprz rośnie, lecz widząc niezłomnie okalających ich Upiornych Samurajów, odstąpili od tego zamiaru i własnymi ciałami zasłonili swojego pana. Po kolei unosili trzymaną broń nad głowę i wykrzykując pokrzepiające duszę hasła, szykowali się na spotkanie z kamienną pięścią w nich skierowaną.
Stojąca opodal medyczka nie mogła się ruszyć. Paraliżujący strach opętał jej ciało i nie chciał odstąpić. – Sakura, weź że się w garść! – Próbowała zachować zimną krew, lecz przez zbliżającego się giganta, z jakiegoś względu nie mogła logicznie myśleć. Broniący do niej dostępu Zbrojni, zdawali się stać niewzruszeni zbliżającym się niebezpieczeństwem. W głębi duszy podziwiała ich niezłomność i odwagę, lecz czy nie przeceniali swych możliwości? Byli aż tak ślepo posłuszni, że nie obchodziło ich, jak zakończą żywoty? Po drugim pytaniu, zastanowiła się chwilę, by następnie stwierdzić, że oni przecież i tak już nie żyją. Dlatego też, niby czym mieliby się przejmować?
Haruno wzruszyła ramionami, nieprzerwanie wlepiając spojrzenie w zbliżającego się olbrzyma i wtem jeden z Upiornych wystąpił przed szereg, a klinga jego katany zaiskrzyła niebiesko-białym światłem. Nie zdążyła zamrugać ze zdziwienia, gdy samuraj wykonał zamach, przecinając przed sobą powietrze po skosie z dołu na góry. W rzeczywistości, wojownik posłał w stronę kolosa elektryczny łuk o średnicy kilku metrów. Golem zasłonił się rozprostowaną dłonią wielkości trzypiętrowego domu, lecz to tylko zwiększyło obrażenia. Na ziemię z hukiem pospadały odcięte palce, a po chwili dołączyło do nich całe ramię. Inny wojownik wykonał podobny atak, pozbawiając olbrzyma drugiego ramienia. Skalny przeciwnik stanął w miejscu i wyglądało to tak, jakby zastanawiał się, co powinien w takim wypadku zrobić, kiedy niespodziewanie trafił go potężny pocisk skondensowanej chakry. W jednej chwili nastąpił oślepiający błysk, rozdzierający ciszę wybuch, na potężnej fali uderzeniowej skończywszy. Sakura odruchowo zasłoniła się przed odłamkami i wiatrem, lecz nic nie czując, opuściła ramiona i dostrzegła wznoszący się przed Upiornymi drewniano-kamienny mur. Dogłębnie zaskoczona nagłą reakcją samurajów, w pierwszym momencie pomyślała, że usłyszeli jej narzekanie na ich ślepą obojętności, lecz zaraz logicznie sobie wytłumaczyła, że to raczej mało prawdopodobne.
- A ten błysk i eksplozja, co krajem Trawy w posadach zatrząsł? Czyżby Naruto poszedł w końcu na całość i przeszedł na drugi poziom w transformacji? – Haruno nie czekając dłużej, szybko podeszła do najbliższego żołnierza i w miarę spokojnym, lecz stanowczym tonem „poprosiła” o opuszczenie zasłony. Ku swemu zdziwieniu, wydane polecenie momentalnie zostało wykonane i już po chwili rozglądała się za blondynem. Przed nią rozpościerał się krajobraz, jak bo gigantycznej bitwie. Teren, który kiedyś składał się z gęsto zarośniętego lasu, teraz przedstawiał się jako jeden, głęboki na sto i szeroki na kilkadziesiąt metrów, krater. Z jego centralnego punktu jeszcze unosił się wąski słupek dymu, a po wielgachnym golemie nie ostał się nawet najmniejszy ślad. – Wygrał. – Pomyślała, rozglądając się w koło i wtedy to poczuła. Mrożące krew w żyłach pragnienie mordu i niepohamowana nienawiść zjeżyły jej włosy na głowie. Spojrzała w bok. Choć był oddalony od niej o kilkaset metrów i już nie pierwszy raz widziała go w takim stanie, to wciąż ją przerażał. Postać mini Kyuubiego o sześciu… siedmiu ogonach z pustymi, białymi ślepiami i gardłowym warkotem wydobywającym się z rozdziawionej paszczy sprawiały, że wciąż nie miała pewności, jak to było z kontrolą Uzumakiego nad demonem. Gdy tak na niego patrzyła, odczuwała na plecach zimne dreszcze i gęsią skórkę, lecz to jej nie zniechęciło do dalszego działa. Nie zwlekając dłużej, powoli zaczęła posuwać się w tamtą stronę. Oczywiście nie centralnie przez krater, choć to zapewne byłaby krótsza droga, ale idąc wzdłuż krawędzi miała znacznie większą szansę przeżycia. Chociaż z drugiej strony, w starciu z NIM nie miałaby żadnych szans.
Taka myśl sprawiła, że natychmiast się zatrzymała.
- Co ty robisz, Sakura? Podejdź do niego, ale już! – Wewnętrzny głos mówił jej żeby nie przerywała tego, co zamierzała uczynić i choć zdrowy rozsądek kategorycznie wszystkiemu się sprzeciwiał, już po chwili ponownie się do niego zbliżała. Kiedy była wystarczająco blisko, by poczuć na sobie ten krwiożerczy oddech, pomimo wielkich oporów wyciągnęła przed siebie rękę, jednocześnie zamykając oczy. Była święcie przekonana, że zaraz stanie się coś strasznego, lecz czując na swoim policzku chłodny dotyk, momentalnie się otrząsnęła.
- Sakura-chan, co chciałaś zrobić?
Usłyszała poważny, ale i rozbawiony głos. Stał przed nią w swojej normalnej postaci i szeroko się uśmiechał. Promienie słońca padające zza jego pleców sprawiały, że wyglądał, jakby miniona walka nigdy się nie wydarzyła, choć zupełnie co innego przedstawiały jego poszarpane ubrania i kompletnie zmieniony krajobraz lasów Kusa no Kuni.
* * *
Od leśnego pogromu minęło już kilka godzin i wszyscy byli już bezpieczni, Naruto nie odesłał podległych mu żołnierzy. Chciał w ten sposób mieć pewność, że nikt już ich nie zaskoczy, przysparzając nowych problemów, ale także, ponieważ nie do końca jeszcze się zregenerował. Prawdą było, że mógłby niemal bez przerwy korzystać z oferowanej mu pomocy przez demonicznego przyjaciela, ale jakby to wyglądało względem wcześniejszych postanowień? Przecież w czasie ostatniego treningu powiedział, że musi się usamodzielnić, by się uniezależnić od zapieczętowanej w nim potęgi, ale też, by móc nad nią panować. Kyuubi wówczas ze zrozumieniem podszedł do sprawy i już nie narzucał się w wyrażaniu swojej chęci do współpracy, lecz czy po podpisaniu między nimi Lisiego paktu, nie powinien nastąpić powrót do poprzednich… relacji? Postanowienie Uzumakiego momentalnie zostało zepchnięte na dalszy plan, jeśli w ogóle nie wyeliminowane, a w jego miejscu pojawił się promyk szans na lepsze jutro. Ten, tak bardzo ważny dla świata zewnętrznego szczególik, teraz sprawił, że blondwłosy jounin Ukrytego Liścia z miejsca przeszedł na wyższy poziom. Naruto oczywiście był świadom możliwości, jakie zyskał dzięki zawartej umowie, lecz po krótkiej dyskusji z demonem postanowił się z tym za bardzo nie obnosić. I tym razem lis nie miał nic przeciwko. Kyuubi doskonale wiedział, że jego nosiciel miał dokoła siebie wielu wrogów, którzy tylko czekają, żeby poznać jak najwięcej sekretów i potem wykorzystać je do swych niecnych celów. Jedną z takich tajemnic była właśnie od lat zacieśniająca się przyjaźń i objęta szerokim ramieniem zaufania, współpraca.
- Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego postanowiłeś zostać moim… sługą? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że było to spowodowane moim marnym stanem fizycznym. – Naruto stanął przed więzieniem swego rozmówcy. – Wiesz, że z chwilą podpisywania tego zwoju naszło mnie podejrzenie, że próbujesz mnie zmanipulować, by w końcu uwolnić się z pod jarzma pieczęci mojego ojca?
- Ale, jak sam się wkrótce przekonałeś, moje postępowanie było podyktowane tylko i wyłącznie twoim dobrem, Naruto. – Demon odparł z chytrym uśmieszkiem. – Przyznaję, wcześniej pewnie kierowałbym się tym, co słusznie podejrzewałeś i nie mam oto do ciebie żalu, lecz wierz mi… to jest już przeszłość, którą pragnąłbym posłać w niepamięć.
Chłopak milczał. Lis wyraźnie widział, jak marszczył brwi intensywnie się nad czymś zastanawiając, kiedy wkrótce potem na powrót na niego spojrzał i się odezwał:
- Dobra, chyba już kapuję…
Blondyn, jak zwykle bywało przy podobnych rozmowach z mieszkańcem swojej duszy, niespodziewanie ją przerwał i wrócił świadomością do otaczającej go rzeczywistości. Tym razem powodem tego było dotarcie delegacji do celu podróży. Słońce już zaszło i na ulicach miasta było coraz mniej ludzi, lecz wciąż wystarczająco dużo, by radośnie powitać szczęśliwy powrót swojego władcy. Rodziny poległych strażników Daimyo głośnym szlochem wyraziły ból ściskający ich serca po stracie, a za ukojenie musiały wystarczyć im jedynie kondolencje. Nie było rady. Ryzyko i zagrożenie życia wiszące nad żołnierzami gwardii przybocznej Kenji-sama, było przez wszystkich zrozumiałe i… akceptowane, choć z trudem.
Panna Haruno obserwując płaczące matki, żony i córki zabitych, w pewnym momencie poczuła, jak żal ściska jej serce. Była świadoma, że kiedyś ona również może w ten sposób skończyć, ale takiej myśli jeszcze do siebie nie dopuszczała. Nie chciała sobie zawczasu wyobrażać, jakby to było, gdyby… – Nie! To się nigdy nie wydarzy. – Powtarzała sobie, by się nagle, tak bez konkretnego powodu, nie rozpłakać. Blondyn znowu by się jej dopytywał, co się stało? Nie, żeby jej to kiedykolwiek przeszkadzało. Po prostu… Nie chciała, żeby niepotrzebnie się o nią martwił. Nie daj Bóg, jeszcze stwierdziłby, że ich związek jest zbyt słaby, by mógł przetrwać próby, jakie życie stawiało im na drodze.
Dziewczyna kątem oka spojrzała na Naruto. Jego twarz i oczy były pozbawione wyrazu. Był przygnębiony, a przynajmniej Haruno tak myślała.
- Shinobi powinni być pozbawieni emocji. Ale będąc ludźmi, jest to dla nas niemożliwe. To właśnie uczucia sprawiają, że życie każdego człowieka tak bardzo różni się od życia innych. Sprawiają, że są tak różnorodne… Dzięki nim czujemy, że żyjemy. – Westchnęła.
* * *
Posiadłość Lorda Feudalnego Kraju Herbaty składała się z jednego głównego budynku, pałacu i kilku mniejszych, które służyły za koszary, salę treningową, stajnie oraz budynek z mieszkaniami dla służby. W sumie, sporych rozmiarów teren ogrodzony wysokim na pięć metrów murem, gdzie w najbliższym czasie shinobi Konoha będą mogli zregenerować siły i wyleczyć rany. Kiedy weszli do pokoju, jaki pokazał im jeden ze sług czekających w pozycji przyklapniętej u wejścia do budynku, Sakura z głośnym westchnieniem ulgi opadła na miękki materac łóżka stojącego najbliżej wejścia. W tej chwili nic ją nie obchodziło bardziej, jak krótkie zdrzemnięcie się. Była wykończona, choć walczyła już ponad dziesięć godzin temu. Jednakże, od dwóch dni ani razu nie zmrużyła oka i to chyba było głównym powodem zmęczenia organizmu. Dlatego teraz tuliła policzek do puchowej poduszki z zamiarem pójścia w objęcia Morfeusza, kiedy nagle usłyszała przytłumiony pisk, a po nim ciche stukanie w szybę.
Dziewczyna szybko obróciła się na plecy, by zobaczyć, jak Naruto podchodzi w tamtą stronę i zdecydowanym ruchem otwiera okno. Po chwili z czarnej otchłani do pomieszczenia wleciał brązowy sokół. Ptak wykonał pod sufitem dwa kółka, po czym z gracją wylądował na wyciągniętym przed siebie ramieniu, Uzumakiego. Chłopak ostrożnie pogłaskał posłańca po głowie, po czym z kabury uczepionej na jego grzbiecie wyciągnął jakiś zwój. Zaciekawiona i już na dobre rozbudzona Sakura, czując nieznany sobie przypływ sił, z powrotem usiadła na krawędzi łóżka. Blondyn w tym czasie usadził sokoła na parapecie, po czym przeszedł na środek pokoju i na podłodze rozwinął rulon papieru. Medyczka chciała właśnie zadać pytanie stosowne do rozkręcającej się sytuacji, lecz jinchuuriki jej na to nie pozwolił złączając przed sobą dłonie i wymawiając pod nosem jakąś formułkę. W chwili następnej, w chmurze białego dymu, na pieczęci namalowanej na zwoju pojawił się inny rulon, tym razem wielkością podobny do Zwoju Technik Zakazanych.
- Co to takiego? – Haruno w końcu spytała, nie mogąc już dłużej wytrzymać rosnącego napięcia wynikającego z niewiedzy na temat obserwowanej sceny.
- To moje zabezpieczenie na wypadek strat w czasie walki. – Wyjaśnił Naruto, a widząc nie zrozumienie malujące się na twarzy różowowłosej, uśmiechnął się i dodał: – Z Hokage-sama ustaliłem, że tydzień po naszym wyjściu z wioski wyśle posłańca. Powiedzmy, że przewidziałem, iż po drodze czeka nas starcie z trudnym przeciwnikiem i, że takie coś się przyda. Dlatego też przygotowała, co trzeba.
- No, dobrze… A te zwoje?
- Pierwszy, jak już zauważyłaś, służy do przywołania tego większego. Inne rozwiązanie raczej nie wchodziło w grę, gdyż nasz posłaniec niczego większego przetransportować nie może. – Jounin puścił jej oczko, po czym szybko rozwinął świeżo przywołany zwój i stanął na środku namalowanej na nim pieczęci. – Ten zaś służy do… Podejdź, to Ci pokaże.
Kunoichi nie wiele się zastanawiając wykonała prośbę, a gdy się zbliżyła, blondyn złapał ją w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Nim zdołała jakkolwiek zareagować, obojga skryła gęsta chmura dymu. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że aż Sakurze wyrwał się z ust przytłumiony krzyk zaskoczenia. Wtulona w ukochanego, przymknęła oczy, a kiedy znów je otworzyła, oboje nadal stali w tym samym pokoju. Jedyne, co uległo zmianie, to stan ich ubrań. Naruto miał zupełnie nowe spodnie, koszulkę, bluzę i kamizelkę jounia. Wyglądał tak, jakby dopiero co z domu wyszedł. Świerzy i zabójczo przystojny. Takie przynajmniej odczucie miała stojąca przy nim dziewczyna. Ona również miała nowy strój. Co prawda, poprzedni nie uległ tak wielkiemu zniszczeniu, jak stare odzienie blondyna, ale zapewne znalazłoby się w nim kilka dziur i rozdarć. W każdym bądź razie, teraz już nie musiała się martwić o swój… image*.
- To… to… Co to za technika???
- To tajemnica.
- A-ale…? – Medyczka chciała zaprotestować, ale tylko tyle zdołała powiedzieć, gdyż nagle do pokoju, bez pukania, wparował jakiś starzec. Po jego nieco zniszczonym ubraniu można było się domyślić, że był jednym z wcześniej widzianych sług Daimyo. Widząc zdegustowane miny tulącej się pary, mężczyzna od razu padł na kolana, nie podnosząc na nich wzroku:
- Pokornie błagam o wybaczenie. Usłyszałem krzyk i myślałem, że coś się stało. Proszę nic nie mówić Kenji-sama. – Wychrypiał. – Mój Pan ukaże mnie, jeśli się dowie o…
Mężczyzna urwał czując na swoim ramieniu ucisk. Domyślił się, że któreś z gości jego pana postanowiło się nad nim zlitować i zapewnić go, że nic się nie stało, lecz nauczony przez życie, żeby nie wierzyć tego typu zapewnieniom, nie podniósł głowy. Jedynie zastygł skulony na podłodze w milczeniu oczekując tego, co miało się za chwilę wydarzyć. Ale, rosnące napięcie i ciekawość, której nigdy się nie wyzbył, zmusiły go do spojrzenia ukradkiem w bok. Osobą, która przy nim uklękła była różowowłosa kunoichi.
Dziewczyna chciała dowiedzieć się więcej, o tym, co Daimyo by zrobił, gdyby się mu poskarżyli, lecz widząc, jak wychudzone ciało starca niemal dygotało ze strachu, odpuściła. Przez chwilę obserwowała mowę jego ciała, po czym wstała i się rozejrzała. Sokół siedzący na parapecie chyba odleciał, bo okno było już puste, a Naruto gdzieś wcięło. Pierwsza myśl podsunęła jej, że zapewne poszedł się przejść, zwiedzić posiadłość swego gospodarza, ale zaraz przyszło jej na myśl co innego. Bardziej racjonalnego. Blondyn widząc zachowanie płaszczącego się starca, mógł pochopnie zdecydować, by na własną rękę przerwać nieludzki proceder, jaki niewątpliwie niszczył żyjących tu ludzi.
Sakura zaklęła siarczyście i wybiegła, zostawiając skulonego starca samego sobie.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto






* image (ang.) – wizerunek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz