Notka zadedykowana została czytelniczce TobiMilobi.
<<< Odcinek ukazał się 12 marca 2011 roku
>>>
Olbrzymi podmuch wiatru i
piachu buchnął na wszelkie możliwe strony, tym samym ograniczając jakąkolwiek
widoczność. Kiedy fala powietrza spowodowanego wybuchem ustała, Sakura
natychmiast spojrzała w stronę gdzie stał jej ukochany. Ogień trawił miejsce,
gdzie jeszcze chwilę temu był. Wydała z siebie stłumiony krzyk niepewności i
strachu, że straciła go na zawsze. Niczym niezmącona cisza, jaka ogarnęła to
miejsce, wwiercała się w umysł niczym sztylet. Nie usłyszawszy odpowiedzi,
starała się wykryć, chociaż nikłą chakre Naruto, lecz jej wysiłki spełzły na
niczym. Ogarnął ją paraliżujący strach, a słowa zaczęły ginąć w uścisku gardła.
Padła na kolana z niedowierzaniem w oczach. Dolna warga poczęła delikatnie
drgać, jakby dziewczyna miała zacząć płakać. Po chwili tak też się stało. Słone,
diamentowe łzy spływały ciurkiem po jej policzkach, skapując z brody na ziemię,
gdzie natychmiast wsiąkały. Nie potrafiła, czy raczej, nie chciała ich
powstrzymać i pozwalała na upust emocjom, które nią targały w owym momencie.
Starała się jakoś odgonić
od siebie myśli, że on zginął i wypełnić serce nadzieją, lecz strach, że sama
siebie próbuje oszukać i obawa, że wstanie jutro, a jego nie będzie przy niej,
przypomni o tym, jak bardzo się łudziła i chciała wierzyć w cud. Cud, którego
nie było… Strach rodzi niepewność, a ona rozbudza panikę dając fałszywe
wyobrażenia najgorszych scenariuszy. Wiedząc, że jest obserwowana, Sakura
starała się uspokoić. Zacisnęła mocno powieki, po jej policzku spłynęła
ostatnia łza, która skapnęła wsiąkając w glebę. Zacisnęła mocno dłonie w pięści.
Podniosła dumnie do tej pory spuszczoną głowę. Uderzyła niepewność prosto w
twarz, odganiając ją ze swego serca, a zastępując niewyobrażalną furią.
Wściekłość, która narodziła się z utraconej miłości, dając początek zemście. W
jej zawsze radosnych i pełnych ciepła szmaragdowych tęczówkach, zapłonął żywy
ogień i chęć mordu. Wstała na równe nogi, zaciskając pięści jeszcze mocnej. Gdyby
nie materiał rękawiczek, zapewne przepiłaby paznokciami skórę, aż do krwi.
Zebrała w sobie armię uczucia nienawiści do straconej miłości i nie, to nie było dziecinne zachowanie, lecz prawdziwa
chęć zemsty. Odwetu, który miała zamiar dokonać.
* * *
Yukiko patrzyła z
satysfakcją na swoje dzieło. Była pewna wygranej, która przyszła jej z taką
łatwością, że to po prostu kpina. Sprawdziła teren starając się wykryć, choćby
znikomy ślad chakry blondyna, jednak takowej nie wyczuła. Na ustach zakwitł jej
delikatny, cyniczny uśmieszek wywołany myślą o najłatwiej zarobionych pieniądzach.
Nawet nie musiała się zbytnio wysilać i już było po wszystkim. Lecz z drugiej
strony, właśnie zdała sobie sprawę, że bez ciała nie będzie nagrody. Jeśli
swojemu zleceniodawcy nie pokaże namacalnego dowodu na śmierć Uzumakiego,
tamten nie będzie miał podstaw na wiarę w jej słowa. Nie będzie przekonany o
jej skuteczności, co się skończy nie wypłaceniem należnej nagrody za odbyty
trud. – Chikushou! – Kobieta zaklęła
w myślach, w miedzy czasie opuściwszy gardę, co momentalnie przypłaciła nadejściem
niespodziewanego ataku. Kopnięta z ogromną siłą w podbrzusze, przeleciała kilkadziesiąt
metrów w powietrzu, po czym z całym impetem przebiła trzy masywne drzewa,
powalając je na miejscu i zatrzymała się na czwartym. Tuman pyłu, jaki wzbił
się w powietrze po jej „upadku”, w półmroku był mało widoczny, lecz jego
wdzierająca się do płuc konsystencja powodowała silne ataki kaszlu. Rudowłosa z
lekkim trudem podniosła się z ziemi i wycierając krew ściekającą jej po
brodzie, wściekła na siebie za zbytnie się rozluźnienie, zaczęła szukać, któż
śmiał ją tknąć. Przetarłszy łzawiące od pyłu oczy, po chwili ku swojemu
zaskoczeniu dostrzegła smukłą sylwetkę jakiejś różowowłosej kunoichi. Od razu ją
rozpoznała. Zaatakowała ją dziewczyna, która jeszcze nie tak niedawno wylewała
wiadra łez po Uzumakim. Zaś teraz rwała się do walki, byle tylko zaspokoić
swoją rządzę zemsty.
- No, proszę. Przez chwilę
myślałam, że ten blondas przeżył i mnie teraz zaskoczył, ale widząc ciebie,
chyba się pomyliłam. – Yukiko uśmiechnęła się z wyższością, powoli kierując się
w stronę Haruno. – Powiedz, dziecko, co ty niby próbujesz zrobić? Pobić mnie?
- Jeśli będzie trzeba. –
Syknęła tamta. – Zapłacisz za to, co zrobiłaś Naruto!
- Czyżby?
Kobieta uśmiechnęła się
nikle i niespodziewanie pojawiła tuż obok medyczki, szepcząc jej prosto do
ucha. – Skoro tak śpieszno Ci na tamten świat, to spełnię twoje życzenie. –
Haruno odwróciła się błyskawicznie blokując cios pięścią w nią wymierzony. –
Szybka jesteś, ale nie dość. – Powiedziała fioletowooka i wymierzyła
błyskawiczny kopniak w brzuch dziewczyny, która nie spodziewając się tego
przeleciała parę metrów i dopiero zatrzymała się uderzając w konar drzewa,
uprzednio po drodze przebijając dwa inne. Kunoichi chciała szybko się podnieść,
ale nim zdążyła to zrobić, tuż przy niej pojawiła się jej przeciwniczka,
krzycząc: – Za wolno! – I wymierzyła w nią kolejnego kopniaka, ale różowowłosa
zdążyła osłonić się skrzyżowanymi rękami, w miarę wyhamowując atak, czym wzbiła
w powietrze obłok pyłu.
- Chikushou! Szybka jest… – Pomyślała Sakura trzymając wciąż w dłoni
kunai. – Musi być jakiś sposób, żeby ją
trochę spowolnić albo przynajmniej traf…
- A kuku. – Kobieta
pojawiła się tuż za nią i wymierzyła kolejne kopniecie, lecz Haruno zwinnie
uniknęła ciosu robiąc kilka salt do tyłu. – Nieźle, ale to wciąż zbyt mało. –
Członkini klanu Kyouko uśmiechnęła się przebiegle i nie zwlekając zawiązała
dłońmi kilka pieczęci. – Katon, Hikashir no Jutsu!
Jak tylko wymówiła
formułkę, momentalnie obok niej pojawił się pas ognia, który po chwili
zwiększył swoją wysokość do paru metrów, uprzednio zamykając Sakure w kręgu nie
kończącego się ognia.
- Jest źle, bardzo źle. – Pomyślała różowowłosa przygryzając dolną
wargę.
- Czas skończyć zabawę.
Rudowłosa uśmiechnęła się szyderczo,
wyskoczyła w górę ponad kręgiem ognia i wykonała serię znaków. W chwili
następnej w myślach wymówiła formułkę, nabrała powietrza w usta, wymieszała je
z własną chakrą i wydmuchała wielkiego ognistego smoka, który pomknął w stronę
zdezorientowanej kunoichi Ukrytego Liścia. Kyouko wylądowała swobodnie na ziemi
i spojrzała z satysfakcją, jak ogień trawił miejsce, w którym uwięziona została
jej przeciwniczka. – To byłoby na tyle. – Odwróciła się pewna swojego
zwycięstwa, lecz i tym razem się przeliczyła. To był jej kolejny błąd.
- Nie lekceważ mnie!
Usłyszała krzyk tuż przed
twarzą i nim się zorientowała, oberwała z pięści skumulowanej chakry prosto w
twarz. Przeleciała dosyć spory kawałek robiąc fikołki w powietrzu i na koniec
uderzając plecami w wystający głaz, gdzie powstało dosyć spore wgniecenie z
licznymi pęknięciami od niego odchodzącymi. Odrobinę ją to zamroczyło, lecz nie
na długo.
- Jakim cudem przeżyłaś?! –
Yukiko szybko podniosła się unikając kolejnego ciosu szmaragdowookiej, która niesiona
impetem ataku rozwaliła głaz na drobne kawałeczki.
- Zwykła zmiana miejsca z
klonem.
- Co?! Kiedy ty…?! –
Kobieta była bardzo zaskoczona. – Przecież
to nie możliwe, by taka miernota mogła zrobić coś podobnego! Stworzyła klona i
dokonała z nim zamiany, a ja tego nie dostrzegłam!? Jak? Kiedy? Kiedy, do
cholery!? – Jej umysł momentalnie zalała fala goryczy i myśli pełnych
pytań, na których odpowiedz przyszła jednak bardzo szybko.
- Z klonem zamieniłam się miejscem
w momencie robienia salt do tyłu, by uniknąć twój kolejny cios. Nim
wylądowałam, niepostrzeżenie zostawiłam Ci klona i z pomocą unoszącego się pyłu
ukryłam się za pobliskimi krzakami. – Wyjaśniła pokrótce Haurno, a widząc coraz
większą wściekłość i zdumienie w oczach swojej przeciwniczki, uśmiechnęła się
triumfalnie. – Jestem pewna, że zauważyłabyś taki szczegół, gdyby nie fakt, że
byłaś zbyt pewna swojej wygranej. To z kolei przyćmiło twoją zdolność dokładnej
obserwacji moich ruchów.
- Osz ty mała…!!! – Kobieta
zacisnęła zęby z wściekłości, że tak łatwo dała się zwieść podrzędnej
dziewczynie i to w tak głupi sposób! Dodatkowo, usłyszane przed chwilą słowa
jeszcze bardziej ją rozjuszyły. Nie mogła sobie pozwolić, na zostawienie takiej
zniewagi bez odwetu. – Nie daruje ci tego.
- Czyżby? Czyli masz
jeszcze jakieś techniki ognia w zanadrzu? – Sakura bardziej stwierdziła niżeli
zapytała, gotowa do odparcia każdego ataku. Dosłyszawszy świst zbliżającego się
ostrza, natychmiast obróciła się w bok i odbiła je kunai’em. Cofnęła się o
krok. Teraz mogła się przyjrzeć broni, jakiej dobyła jej przeciwniczka. Yukiko
trzymała w dłoniach za łańcuch kusarigama*. Tę broń mogła z łatwością ukryć,
więc nic dziwnego, że zielonooka wcześniej jej nie dostrzegła. Jednakże, ta
broń miała o wiele dłuższy łańcuch od klasycznego oryginału, więc i dystans do
zaatakowania miała znacznie większy.
- Sprawa się odrobinę skomplikowała… – Pomyślała, odrobinę bardziej
marszcząc brwi. Już wcześniej miała z tą kobietą nie lada kłopot, a teraz
jeszcze ta broń. Kobieta mogła jej używać do dystansowego, jak i bezpośredniego
ataku, co nie było zbyt dobrą wiadomością dla medyczki. Różowowłosa natychmiast
odbiła w siebie wymierzone ostrze kusarigama i uskoczyła przed kolejnym w bok,
ale jakież było jej zdumienie, gdy ostrze niespodziewanie zmieniło tor lotu i
oplotło się wokół jej nogi. – Co jest??!
– Krótka myśl ledwo przeszła jej przez umysł, a fioletowooka pociągnęła za
łańcuch i rzuciła nią w kierunku obozowiska. Wprost, na wciąż buchające ognisko.
Haruno zacisnęła powieki i odruchowo zasłoniła sobie twarz rękami, by osłonić
się jakoś przed szalejącymi płomieniami, lecz wkrótce nic gorącego na swojej
skórze nie poczuła. Lekko zdezorientowana, po chwili jedynie doznała kilku nie
przyjemnych dreszczy, które przeszły ją po plecach…
- Daijōbu desu ka,
Sakura-chan?
Usłyszała ciepły i
troskliwy głos, który wydał się jej dziwnie znajomy. Kiedy niepewnie uchyliła
powieki, ktoś trzymał ją w ramionach. Spojrzała z zaskoczeniem na swojego
wybawcę i rozszerzyła oczy w niedowierzaniu. Coś ścisnęło mocno jej serce. Nie
wierzyła własnym oczom, ale to był on. Cały i zdrowy, a przede wszystkim, żywy!
- N-Naruto? – Wydusiła z
siebie ledwo mogąc złapać oddech. Chłopak w odpowiedzi, uśmiechnął się do niej
ciepło i przepraszająco zarazem. – Naruto ty… ty… Baka**! – Sakura przyłożyła
mu z liścia w twarz, co bardzo go zaskoczyło. – Myślałam, że zginąłeś! Wiesz,
jak ja się strachu najadłam?! Myślałam, że cię straciłam na zawsze, baka!! –
Krzyknęła i z łzami w oczach rzuciła mu się na szyje. – Nawet nie wiesz jak…
jak… Nigdy więcej tego nie rób…!
- Gomen, Sakura-chan. – Blondyn
przytulił ukochaną mocno do siebie. – Nie chciałem cię wystraszyć, ale po tym
pyle dziwnie się poczułem i nim nastąpiła eksplozja, zamieniłem się szybko
miejscami z klonem, a sam się ukryłem. Nie wiem, co się stało, ale tak mnie
zamroczyło, że nawet ustać na nogach nie mogłem, więc wolałem chwile odczekać. Wybacz,
że zostawiłem cię samą w walce z nią.
- Nie szkodzi, Naruto. –
Dziewczyna zacisnęła dłoń na jego ubraniu, gdzie od nacisku powstały niewielkie
zmarszczki na materiale. – Najważniejsze, że jednak żyjesz.
- TY!? PRZECIEŻ CIĘ
UNICESTWIŁAM!!!
Wrzasnęła Yukiko z niemałym
rozgoryczeniem. Widząc, że jej cel jednak nie został zgładzony za pierwszym
razem, we wewnętrznie bardzo się ucieszyła. Gdy na niego patrzyła, z jednej
strony wzbierała w niej coraz większa furia, lecz z drugiej zdała sobie właśnie
sprawę, że będzie miała teraz szansę poprawienia się. Ale najpierw,
niecierpiące zwłoki pytania:
- Jakim cudem przeżyłeś
moją technikę?! To niemożliwe, byś zdołał ją przetrwać, bez najmniejszego
zadraśnięcia!
- Widać, że jeszcze mało o
mnie wiesz, skoro z góry zakładasz, że jednym atakiem można mnie pokonać. – Jinchuuriki
ostrożnie postawiła zielonooką obok siebie, nie przerwanie się do niej
uśmiechając, a gdy się wyprostował i odwrócił do kobiety, jego twarz
błyskawicznie wykrzywił poważny i zarazem cyniczny uśmieszek. – Takie myślenie
jest żałosne.
* * *
Gdy
w Kusa no Kuni dwójka ukochanych toczyła zażarty bój z nad wyraz spodziewanym
przeciwnikiem, w Konoha powoli zaczął już wstawać kolejny dzień. Chłodna, jeszcze
nieco wilgotna bryza smagała zaspane twarze rannych ptaszków. Byli nim
okoliczni sklepikarze otwierający swoje przybytki życiowego zarobku, ale i
shinobi spieszący do budynku Administracyjnego celem złożenia raportów lub
pobrania od przywódczyni wioski nowych zadań. Oczywiście byli też tacy, co
mieli nieco inne plany o tak wczesnej porze. Na skraju posiadłości jednego z
najbardziej szanowanych rodów w Konoha-Gakure stał brązowowłosy tropiciel z
swym kudłatym towarzyszem, Akamaru, przy nodze. Ubrany w standardowy uniform
chuunina z jasno-zieloną kamizelką oznaczającą zajmowaną przez jej właściciela
pozycję w świecie shinobi, patrzył na swoje ręce, w których trzymał niewielkie
zawiniątko. Chłopak zastanawiał się, czy to aby na pewno odpowiedni moment.
Kiedy
przed miesiącem, swojej wybrance serca wyznał miłość i spotkał się z brakiem
jednoznacznej odpowiedzi, pierwsza myśl podsunęła mu, że ona wciąż mogła kochać
tego… czubka. Lecz gdy później o tym myślał, wkrótce doszedł do wniosku, że to
nie mogło być prawdą. W dotychczasowym życiu popełnił wiele błędów, za które
potem sromotnie płacił. A gdy wreszcie wszystkie przewinienia zostały mu
wybaczone i rozpoczął się dla niego nowy rozdział w życiu, ona ślepo zakochana
go nie dostrzegała. Wiecznie ignorowana, w końcu powinna zrozumieć, że to
zauroczenie było, jest i będzie jedynie snem.
Kiba
westchnął przeciągle, podrapał swojego pupila za uchem, schował zawiniątko do
kieszeni i dumnie ruszył ku drzwiom rezydencji Hyuuga. Powoli wspiął się po
czterech stopniach, przemierzył szeroki taras i po chwili zatrzymał, by
następnie zapukać ze średnią mocą w dębową ościeżnicę. W pierwszej chwili nie
nadeszła żadna komenda zezwalająca na wejście, czy też odgłos zbliżania się
kogoś, by otworzyć. Chłopak pomyślał, że zwyczajnie go nie usłyszano, dlatego
też zdecydował się na ponowienie wcześniejszej czynności. Podniósł już rękę,
kiedy drzwi niespodziewanie ktoś jednak otworzył:
-
Kiba-kun?? – W progu pojawiła się czternastoletnia, druga córka Hiashiego. – Co
ty tu robisz o tak wczesnej porze? Czy coś się stało?
-
Eeem, cześć, Hanabi… Czy zastałem może twojego ojca?
Dziewczyna
widząc jego poważny wyraz twarzy w pierwszym momencie się zdziwiła i zmartwiła
zarazem, lecz już po chwili naszła ją myśl, że jego niespodziewana wizyta może
mieć jakiś związek z jej starszą siostrą. Po jego pytaniu jeszcze nie była tego
w pełni pewna, ale wszystko na to wskazywało. Kunoichi w duchu przyznała, że w
kamizelce chuunina Kiba był szalenie przystojny, czym zapewne nie jedną
dziewczynę wprawiał w szybsze bicie serca.
-
Tak, oczywiście. – Odparła po chwili. – Wejdź.
Brunetka
poprowadziła tropiciela długim korytarzem wprost do salonu, gdzie na kanapie
siedział jej ojciec czytający poranną gazetę „Życie Konohy”. Pan Hiashi z początku nie wykazywał
zainteresowania, lecz gdy do jego uszu doszło cichutkie pomrukiwanie, od razu odłożył
makulaturę na pobliski stolik. Spojrzawszy w stronę wejścia, momentalnie
dostrzegł swoją młodszą córkę stojącą w towarzystwie jakiegoś chuunina z białym
psem u nogi, co mu podpowiedziało, że musiał być to członek klanu Inuzuka.
-
Hiashi-sama, uniżenie przepraszam za tak wczesną porę, ale sprawa, którą do
pana mam nie może czekać. – Rzekł brunet. – Czy poświęcisz mi trochę swojego
czasu?
Mężczyzna
w odpowiedzi zawiesił, jak zawsze śmiertelnie poważne, spojrzenia na swojej
córce, która i tym razem go nie za wiodła. Prawidłowo odczytawszy wysłany jej
sygnał, bez słowa ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia. Jak tylko zniknęła za
rogiem, przywódca rodu wstał i jakby nigdy nic przeszedł do sąsiedniego
pomieszczenia, z którego po chwili wyszedł inny członek klanu. Zdziwienie
pchlarza nie miało granic. Znając zwyczaje panujące w domu wybranki swojego
serca, cały czas zachowywał normy kultury osobistej, lecz spodziewał się, że zostanie
wyrzucony za przyjście o szóstej rano lub coś w tym guście.
-
Inuzuka Kiba, Hiashi-sama prosi cię do siebie.
Z
zamyślenia wyrwał go nieco chrapliwy głos drobnego mężczyzny, który w
zgarbionej pozycji trwał u wejścia do sąsiedniego pomieszczenia.
Osiemnastolatek przełknął nerwowo ślinę. To była ta chwila. Teraz już nie było
odwrotu. Kiedy tam wejdzie i spojrzy ojcu Hinaty prosto w oczy, będzie musiał
zebrać się w sobie, by się nie skompromitować padając trupem przed jego
majestatem, dumą i niezachwianą hardością ducha. Brunet spuścił wzrok na
swojego pupila.
Akamaru
w tym momencie zadarł głowę do góry i odwzajemnił zamyślone spojrzenie
właściciela. Gdy tamten pogłaskał go po głowie i podrapał za uchem z niepewnością
bijącą z oczu, cicho szczeknął i ruszył przodem, jakby chciał tym zmotywować
Kibę do działania. Do podjęcia wyzwania, jakie chłopak sam sobie wyznaczył.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
* kusarigama (jap.) – Był to rodzaj
sierpa z łańcuchem, na końcu którego znajdowało się obciążenie, a samym łańcuchem
można było ofiarę złapać za szyję lub kończynę i przewrócić.
** baka (jap.) – idiota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz