czwartek, 22 lutego 2018

187. Konfrontacja, part I

Notka zadedykowana została czytelniczce TobiMilobi.



<<< Odcinek ukazał się 12 marca 2011 roku >>>



Olbrzymi podmuch wiatru i piachu buchnął na wszelkie możliwe strony, tym samym ograniczając jakąkolwiek widoczność. Kiedy fala powietrza spowodowanego wybuchem ustała, Sakura natychmiast spojrzała w stronę gdzie stał jej ukochany. Ogień trawił miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu był. Wydała z siebie stłumiony krzyk niepewności i strachu, że straciła go na zawsze. Niczym niezmącona cisza, jaka ogarnęła to miejsce, wwiercała się w umysł niczym sztylet. Nie usłyszawszy odpowiedzi, starała się wykryć, chociaż nikłą chakre Naruto, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. Ogarnął ją paraliżujący strach, a słowa zaczęły ginąć w uścisku gardła. Padła na kolana z niedowierzaniem w oczach. Dolna warga poczęła delikatnie drgać, jakby dziewczyna miała zacząć płakać. Po chwili tak też się stało. Słone, diamentowe łzy spływały ciurkiem po jej policzkach, skapując z brody na ziemię, gdzie natychmiast wsiąkały. Nie potrafiła, czy raczej, nie chciała ich powstrzymać i pozwalała na upust emocjom, które nią targały w owym momencie.
Starała się jakoś odgonić od siebie myśli, że on zginął i wypełnić serce nadzieją, lecz strach, że sama siebie próbuje oszukać i obawa, że wstanie jutro, a jego nie będzie przy niej, przypomni o tym, jak bardzo się łudziła i chciała wierzyć w cud. Cud, którego nie było… Strach rodzi niepewność, a ona rozbudza panikę dając fałszywe wyobrażenia najgorszych scenariuszy. Wiedząc, że jest obserwowana, Sakura starała się uspokoić. Zacisnęła mocno powieki, po jej policzku spłynęła ostatnia łza, która skapnęła wsiąkając w glebę. Zacisnęła mocno dłonie w pięści. Podniosła dumnie do tej pory spuszczoną głowę. Uderzyła niepewność prosto w twarz, odganiając ją ze swego serca, a zastępując niewyobrażalną furią. Wściekłość, która narodziła się z utraconej miłości, dając początek zemście. W jej zawsze radosnych i pełnych ciepła szmaragdowych tęczówkach, zapłonął żywy ogień i chęć mordu. Wstała na równe nogi, zaciskając pięści jeszcze mocnej. Gdyby nie materiał rękawiczek, zapewne przepiłaby paznokciami skórę, aż do krwi. Zebrała w sobie armię uczucia nienawiści do straconej miłości i nie, to  nie było dziecinne zachowanie, lecz prawdziwa chęć zemsty. Odwetu, który miała zamiar dokonać.
* * *
Yukiko patrzyła z satysfakcją na swoje dzieło. Była pewna wygranej, która przyszła jej z taką łatwością, że to po prostu kpina. Sprawdziła teren starając się wykryć, choćby znikomy ślad chakry blondyna, jednak takowej nie wyczuła. Na ustach zakwitł jej delikatny, cyniczny uśmieszek wywołany myślą o najłatwiej zarobionych pieniądzach. Nawet nie musiała się zbytnio wysilać i już było po wszystkim. Lecz z drugiej strony, właśnie zdała sobie sprawę, że bez ciała nie będzie nagrody. Jeśli swojemu zleceniodawcy nie pokaże namacalnego dowodu na śmierć Uzumakiego, tamten nie będzie miał podstaw na wiarę w jej słowa. Nie będzie przekonany o jej skuteczności, co się skończy nie wypłaceniem należnej nagrody za odbyty trud. – Chikushou! – Kobieta zaklęła w myślach, w miedzy czasie opuściwszy gardę, co momentalnie przypłaciła nadejściem niespodziewanego ataku. Kopnięta z ogromną siłą w podbrzusze, przeleciała kilkadziesiąt metrów w powietrzu, po czym z całym impetem przebiła trzy masywne drzewa, powalając je na miejscu i zatrzymała się na czwartym. Tuman pyłu, jaki wzbił się w powietrze po jej „upadku”, w półmroku był mało widoczny, lecz jego wdzierająca się do płuc konsystencja powodowała silne ataki kaszlu. Rudowłosa z lekkim trudem podniosła się z ziemi i wycierając krew ściekającą jej po brodzie, wściekła na siebie za zbytnie się rozluźnienie, zaczęła szukać, któż śmiał ją tknąć. Przetarłszy łzawiące od pyłu oczy, po chwili ku swojemu zaskoczeniu dostrzegła smukłą sylwetkę jakiejś różowowłosej kunoichi. Od razu ją rozpoznała. Zaatakowała ją dziewczyna, która jeszcze nie tak niedawno wylewała wiadra łez po Uzumakim. Zaś teraz rwała się do walki, byle tylko zaspokoić swoją rządzę zemsty.
- No, proszę. Przez chwilę myślałam, że ten blondas przeżył i mnie teraz zaskoczył, ale widząc ciebie, chyba się pomyliłam. – Yukiko uśmiechnęła się z wyższością, powoli kierując się w stronę Haruno. – Powiedz, dziecko, co ty niby próbujesz zrobić? Pobić mnie?
- Jeśli będzie trzeba. – Syknęła tamta. – Zapłacisz za to, co zrobiłaś Naruto!
- Czyżby?
Kobieta uśmiechnęła się nikle i niespodziewanie pojawiła tuż obok medyczki, szepcząc jej prosto do ucha. – Skoro tak śpieszno Ci na tamten świat, to spełnię twoje życzenie. – Haruno odwróciła się błyskawicznie blokując cios pięścią w nią wymierzony. – Szybka jesteś, ale nie dość. – Powiedziała fioletowooka i wymierzyła błyskawiczny kopniak w brzuch dziewczyny, która nie spodziewając się tego przeleciała parę metrów i dopiero zatrzymała się uderzając w konar drzewa, uprzednio po drodze przebijając dwa inne. Kunoichi chciała szybko się podnieść, ale nim zdążyła to zrobić, tuż przy niej pojawiła się jej przeciwniczka, krzycząc: – Za wolno! – I wymierzyła w nią kolejnego kopniaka, ale różowowłosa zdążyła osłonić się skrzyżowanymi rękami, w miarę wyhamowując atak, czym wzbiła w powietrze obłok pyłu.
- Chikushou! Szybka jest… – Pomyślała Sakura trzymając wciąż w dłoni kunai. – Musi być jakiś sposób, żeby ją trochę spowolnić albo przynajmniej traf…
- A kuku. – Kobieta pojawiła się tuż za nią i wymierzyła kolejne kopniecie, lecz Haruno zwinnie uniknęła ciosu robiąc kilka salt do tyłu. – Nieźle, ale to wciąż zbyt mało. – Członkini klanu Kyouko uśmiechnęła się przebiegle i nie zwlekając zawiązała dłońmi kilka pieczęci. – Katon, Hikashir no Jutsu!
Jak tylko wymówiła formułkę, momentalnie obok niej pojawił się pas ognia, który po chwili zwiększył swoją wysokość do paru metrów, uprzednio zamykając Sakure w kręgu nie kończącego się ognia.
- Jest źle, bardzo źle. – Pomyślała różowowłosa przygryzając dolną wargę.
- Czas skończyć zabawę.
Rudowłosa uśmiechnęła się szyderczo, wyskoczyła w górę ponad kręgiem ognia i wykonała serię znaków. W chwili następnej w myślach wymówiła formułkę, nabrała powietrza w usta, wymieszała je z własną chakrą i wydmuchała wielkiego ognistego smoka, który pomknął w stronę zdezorientowanej kunoichi Ukrytego Liścia. Kyouko wylądowała swobodnie na ziemi i spojrzała z satysfakcją, jak ogień trawił miejsce, w którym uwięziona została jej przeciwniczka. – To byłoby na tyle. – Odwróciła się pewna swojego zwycięstwa, lecz i tym razem się przeliczyła. To był jej kolejny błąd.
- Nie lekceważ mnie!
Usłyszała krzyk tuż przed twarzą i nim się zorientowała, oberwała z pięści skumulowanej chakry prosto w twarz. Przeleciała dosyć spory kawałek robiąc fikołki w powietrzu i na koniec uderzając plecami w wystający głaz, gdzie powstało dosyć spore wgniecenie z licznymi pęknięciami od niego odchodzącymi. Odrobinę ją to zamroczyło, lecz nie na długo.
- Jakim cudem przeżyłaś?! – Yukiko szybko podniosła się unikając kolejnego ciosu szmaragdowookiej, która niesiona impetem ataku rozwaliła głaz na drobne kawałeczki. 
- Zwykła zmiana miejsca z klonem.
- Co?! Kiedy ty…?! – Kobieta była bardzo zaskoczona. – Przecież to nie możliwe, by taka miernota mogła zrobić coś podobnego! Stworzyła klona i dokonała z nim zamiany, a ja tego nie dostrzegłam!? Jak? Kiedy? Kiedy, do cholery!? – Jej umysł momentalnie zalała fala goryczy i myśli pełnych pytań, na których odpowiedz przyszła jednak bardzo szybko.
- Z klonem zamieniłam się miejscem w momencie robienia salt do tyłu, by uniknąć twój kolejny cios. Nim wylądowałam, niepostrzeżenie zostawiłam Ci klona i z pomocą unoszącego się pyłu ukryłam się za pobliskimi krzakami. – Wyjaśniła pokrótce Haurno, a widząc coraz większą wściekłość i zdumienie w oczach swojej przeciwniczki, uśmiechnęła się triumfalnie. – Jestem pewna, że zauważyłabyś taki szczegół, gdyby nie fakt, że byłaś zbyt pewna swojej wygranej. To z kolei przyćmiło twoją zdolność dokładnej obserwacji moich ruchów.
- Osz ty mała…!!! – Kobieta zacisnęła zęby z wściekłości, że tak łatwo dała się zwieść podrzędnej dziewczynie i to w tak głupi sposób! Dodatkowo, usłyszane przed chwilą słowa jeszcze bardziej ją rozjuszyły. Nie mogła sobie pozwolić, na zostawienie takiej zniewagi bez odwetu. – Nie daruje ci tego.
- Czyżby? Czyli masz jeszcze jakieś techniki ognia w zanadrzu? – Sakura bardziej stwierdziła niżeli zapytała, gotowa do odparcia każdego ataku. Dosłyszawszy świst zbliżającego się ostrza, natychmiast obróciła się w bok i odbiła je kunai’em. Cofnęła się o krok. Teraz mogła się przyjrzeć broni, jakiej dobyła jej przeciwniczka. Yukiko trzymała w dłoniach za łańcuch kusarigama*. Tę broń mogła z łatwością ukryć, więc nic dziwnego, że zielonooka wcześniej jej nie dostrzegła. Jednakże, ta broń miała o wiele dłuższy łańcuch od klasycznego oryginału, więc i dystans do zaatakowania miała znacznie większy.
- Sprawa się odrobinę skomplikowała… – Pomyślała, odrobinę bardziej marszcząc brwi. Już wcześniej miała z tą kobietą nie lada kłopot, a teraz jeszcze ta broń. Kobieta mogła jej używać do dystansowego, jak i bezpośredniego ataku, co nie było zbyt dobrą wiadomością dla medyczki. Różowowłosa natychmiast odbiła w siebie wymierzone ostrze kusarigama i uskoczyła przed kolejnym w bok, ale jakież było jej zdumienie, gdy ostrze niespodziewanie zmieniło tor lotu i oplotło się wokół jej nogi. – Co jest??! – Krótka myśl ledwo przeszła jej przez umysł, a fioletowooka pociągnęła za łańcuch i rzuciła nią w kierunku obozowiska. Wprost, na wciąż buchające ognisko. Haruno zacisnęła powieki i odruchowo zasłoniła sobie twarz rękami, by osłonić się jakoś przed szalejącymi płomieniami, lecz wkrótce nic gorącego na swojej skórze nie poczuła. Lekko zdezorientowana, po chwili jedynie doznała kilku nie przyjemnych dreszczy, które przeszły ją po plecach…
- Daijōbu desu ka, Sakura-chan?
Usłyszała ciepły i troskliwy głos, który wydał się jej dziwnie znajomy. Kiedy niepewnie uchyliła powieki, ktoś trzymał ją w ramionach. Spojrzała z zaskoczeniem na swojego wybawcę i rozszerzyła oczy w niedowierzaniu. Coś ścisnęło mocno jej serce. Nie wierzyła własnym oczom, ale to był on. Cały i zdrowy, a przede wszystkim, żywy!
- N-Naruto? – Wydusiła z siebie ledwo mogąc złapać oddech. Chłopak w odpowiedzi, uśmiechnął się do niej ciepło i przepraszająco zarazem. – Naruto ty… ty… Baka**! – Sakura przyłożyła mu z liścia w twarz, co bardzo go zaskoczyło. – Myślałam, że zginąłeś! Wiesz, jak ja się strachu najadłam?! Myślałam, że cię straciłam na zawsze, baka!! – Krzyknęła i z łzami w oczach rzuciła mu się na szyje. – Nawet nie wiesz jak… jak… Nigdy więcej tego nie rób…!
- Gomen, Sakura-chan. – Blondyn przytulił ukochaną mocno do siebie. – Nie chciałem cię wystraszyć, ale po tym pyle dziwnie się poczułem i nim nastąpiła eksplozja, zamieniłem się szybko miejscami z klonem, a sam się ukryłem. Nie wiem, co się stało, ale tak mnie zamroczyło, że nawet ustać na nogach nie mogłem, więc wolałem chwile odczekać. Wybacz, że zostawiłem cię samą w walce z nią.
- Nie szkodzi, Naruto. – Dziewczyna zacisnęła dłoń na jego ubraniu, gdzie od nacisku powstały niewielkie zmarszczki na materiale. – Najważniejsze, że jednak żyjesz.
- TY!? PRZECIEŻ CIĘ UNICESTWIŁAM!!!
Wrzasnęła Yukiko z niemałym rozgoryczeniem. Widząc, że jej cel jednak nie został zgładzony za pierwszym razem, we wewnętrznie bardzo się ucieszyła. Gdy na niego patrzyła, z jednej strony wzbierała w niej coraz większa furia, lecz z drugiej zdała sobie właśnie sprawę, że będzie miała teraz szansę poprawienia się. Ale najpierw, niecierpiące zwłoki pytania:
- Jakim cudem przeżyłeś moją technikę?! To niemożliwe, byś zdołał ją przetrwać, bez najmniejszego zadraśnięcia!
- Widać, że jeszcze mało o mnie wiesz, skoro z góry zakładasz, że jednym atakiem można mnie pokonać. – Jinchuuriki ostrożnie postawiła zielonooką obok siebie, nie przerwanie się do niej uśmiechając, a gdy się wyprostował i odwrócił do kobiety, jego twarz błyskawicznie wykrzywił poważny i zarazem cyniczny uśmieszek. – Takie myślenie jest żałosne.
* * *
Gdy w Kusa no Kuni dwójka ukochanych toczyła zażarty bój z nad wyraz spodziewanym przeciwnikiem, w Konoha powoli zaczął już wstawać kolejny dzień. Chłodna, jeszcze nieco wilgotna bryza smagała zaspane twarze rannych ptaszków. Byli nim okoliczni sklepikarze otwierający swoje przybytki życiowego zarobku, ale i shinobi spieszący do budynku Administracyjnego celem złożenia raportów lub pobrania od przywódczyni wioski nowych zadań. Oczywiście byli też tacy, co mieli nieco inne plany o tak wczesnej porze. Na skraju posiadłości jednego z najbardziej szanowanych rodów w Konoha-Gakure stał brązowowłosy tropiciel z swym kudłatym towarzyszem, Akamaru, przy nodze. Ubrany w standardowy uniform chuunina z jasno-zieloną kamizelką oznaczającą zajmowaną przez jej właściciela pozycję w świecie shinobi, patrzył na swoje ręce, w których trzymał niewielkie zawiniątko. Chłopak zastanawiał się, czy to aby na pewno odpowiedni moment.
Kiedy przed miesiącem, swojej wybrance serca wyznał miłość i spotkał się z brakiem jednoznacznej odpowiedzi, pierwsza myśl podsunęła mu, że ona wciąż mogła kochać tego… czubka. Lecz gdy później o tym myślał, wkrótce doszedł do wniosku, że to nie mogło być prawdą. W dotychczasowym życiu popełnił wiele błędów, za które potem sromotnie płacił. A gdy wreszcie wszystkie przewinienia zostały mu wybaczone i rozpoczął się dla niego nowy rozdział w życiu, ona ślepo zakochana go nie dostrzegała. Wiecznie ignorowana, w końcu powinna zrozumieć, że to zauroczenie było, jest i będzie jedynie snem.
Kiba westchnął przeciągle, podrapał swojego pupila za uchem, schował zawiniątko do kieszeni i dumnie ruszył ku drzwiom rezydencji Hyuuga. Powoli wspiął się po czterech stopniach, przemierzył szeroki taras i po chwili zatrzymał, by następnie zapukać ze średnią mocą w dębową ościeżnicę. W pierwszej chwili nie nadeszła żadna komenda zezwalająca na wejście, czy też odgłos zbliżania się kogoś, by otworzyć. Chłopak pomyślał, że zwyczajnie go nie usłyszano, dlatego też zdecydował się na ponowienie wcześniejszej czynności. Podniósł już rękę, kiedy drzwi niespodziewanie ktoś jednak otworzył:
- Kiba-kun?? – W progu pojawiła się czternastoletnia, druga córka Hiashiego. – Co ty tu robisz o tak wczesnej porze? Czy coś się stało?
- Eeem, cześć, Hanabi… Czy zastałem może twojego ojca?
Dziewczyna widząc jego poważny wyraz twarzy w pierwszym momencie się zdziwiła i zmartwiła zarazem, lecz już po chwili naszła ją myśl, że jego niespodziewana wizyta może mieć jakiś związek z jej starszą siostrą. Po jego pytaniu jeszcze nie była tego w pełni pewna, ale wszystko na to wskazywało. Kunoichi w duchu przyznała, że w kamizelce chuunina Kiba był szalenie przystojny, czym zapewne nie jedną dziewczynę wprawiał w szybsze bicie serca.
- Tak, oczywiście. – Odparła po chwili. – Wejdź.
Brunetka poprowadziła tropiciela długim korytarzem wprost do salonu, gdzie na kanapie siedział jej ojciec czytający poranną gazetę „Życie Konohy”. Pan Hiashi z początku nie wykazywał zainteresowania, lecz gdy do jego uszu doszło cichutkie pomrukiwanie, od razu odłożył makulaturę na pobliski stolik. Spojrzawszy w stronę wejścia, momentalnie dostrzegł swoją młodszą córkę stojącą w towarzystwie jakiegoś chuunina z białym psem u nogi, co mu podpowiedziało, że musiał być to członek klanu Inuzuka.
- Hiashi-sama, uniżenie przepraszam za tak wczesną porę, ale sprawa, którą do pana mam nie może czekać. – Rzekł brunet. – Czy poświęcisz mi trochę swojego czasu?
Mężczyzna w odpowiedzi zawiesił, jak zawsze śmiertelnie poważne, spojrzenia na swojej córce, która i tym razem go nie za wiodła. Prawidłowo odczytawszy wysłany jej sygnał, bez słowa ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia. Jak tylko zniknęła za rogiem, przywódca rodu wstał i jakby nigdy nic przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia, z którego po chwili wyszedł inny członek klanu. Zdziwienie pchlarza nie miało granic. Znając zwyczaje panujące w domu wybranki swojego serca, cały czas zachowywał normy kultury osobistej, lecz spodziewał się, że zostanie wyrzucony za przyjście o szóstej rano lub coś w tym guście.
- Inuzuka Kiba, Hiashi-sama prosi cię do siebie.
Z zamyślenia wyrwał go nieco chrapliwy głos drobnego mężczyzny, który w zgarbionej pozycji trwał u wejścia do sąsiedniego pomieszczenia. Osiemnastolatek przełknął nerwowo ślinę. To była ta chwila. Teraz już nie było odwrotu. Kiedy tam wejdzie i spojrzy ojcu Hinaty prosto w oczy, będzie musiał zebrać się w sobie, by się nie skompromitować padając trupem przed jego majestatem, dumą i niezachwianą hardością ducha. Brunet spuścił wzrok na swojego pupila.
Akamaru w tym momencie zadarł głowę do góry i odwzajemnił zamyślone spojrzenie właściciela. Gdy tamten pogłaskał go po głowie i podrapał za uchem z niepewnością bijącą z oczu, cicho szczeknął i ruszył przodem, jakby chciał tym zmotywować Kibę do działania. Do podjęcia wyzwania, jakie chłopak sam sobie wyznaczył.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




* kusarigama (jap.) – Był to rodzaj sierpa z łańcuchem, na końcu którego znajdowało się obciążenie, a samym łańcuchem można było ofiarę złapać za szyję lub kończynę i przewrócić.

** baka (jap.) – idiota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz