Poniższa
notka została zadedykowana jednemu ze stałych czytelników o nick’u Kacper,
który był tak dobry i wsparł moją wenę w wyborze tematu drugiego fragmentu tego
odcinka. Gdyby nie jego pomoc, to Kami-sama jeden wie, kiedy skończyłbym pisać.
<<< Chapter ukazał się 15
czerwca 2013 roku >>>
Po naradzie z
mieszkańcem swojej duszy, Naruto jeszcze chwilę się zastanowił, po czym
odebrawszy od szeroko uśmiechniętej Ryuuzetsu czarny flamaster, pod swoim
zdjęciem na okładce złożył podpis – „Naruto
Uzumaki, Generał Upiornej Armii.” – Kiedy szczęśliwa białogłowa tylko to
zobaczyła, niczym małe dziecko zapiszczała radośnie i przycisnęła gazetę do
piersi, jakby była czymś bardzo drogim i pożądanym. Patrzący na nią blondyn sam
już nie wiedział, co było gorsze. Oglądanie, jak zupełnie obca sobie dziewczyna
zaraz po otrzymaniu upragnionego autografu zaczyna skakać dokoła, niczym królik
czy słuchanie jej krzyków i wybuchów niesklasyfikowanej radości? Myślący
podobnie Sasuke po chwili doszedł do wniosku bardzo zbliżonego do tego, jaki
właśnie wydumał jinchuuriki. Oba stwierdzenie na równi wypadały na skali
totalnej konsternacji zaistniałą sytuacją. Tym czasem kunoichi Kumo chyba o
czymś sobie przypomniała, bo nagle się uspokoiła. Uciszyła. Spoważniała. Przez
dłuższą chwilę przyglądała się Uzumakiemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po
czym odwróciła się do swojego towarzysza cały czas stojącego na ganku koło
gospodarza niewielkiej chatki i kiwnęła głową w ich stronę. Toshio odczytawszy
gest dziewczyny jako aprobujący rozkaz, zniknął we wnętrzu domostwa by po niespełna
minucie wrócić z małą blondynką na rękach.
Wciąż lekko
oszołomiona po walce, jaką stoczyła w nocy, nie od razu wiedziała, co się
dzieje. Była natomiast świadoma, że ktoś jej obcy, lecz przyjaźnie do niej
nastawiony, trzyma ją właśnie na rękach, choć równie dobrze sama mogłaby
chodzić. Kiedy wyszli na zewnątrz, oślepiona ostrymi promieniami powoli
zachodzącego już słońca z początku niczego nie widziała, lecz w miarę jak obraz
zaczął się wyostrzać, jej granatowym oczom ukazał się nie codzienny widoczek.
Mniej więcej w odległości dziecięciu metrów od ganku stało kilkanaście osób na
pierwszy rzut oka bardzo znajomo wyglądających. Wśród nich po chwili dostrzegła
blondwłosego shinobi, w którego zmienionych oczach widziała ogromną tęsknotę i
troskę.
- Sensei? – Sapnęła
cichutko i trzymającemu ją shinobi, tylko gestykulując pokazała, żeby postawił
ją na ziemi. Gdy to się stało, dziewczynka powoli zeszła po trzech schodkach do
warzywnego ogródka, który szybko przemierzyła i zaraz zatrzymała się przed
wcześniej zauważoną grupką. Nieodrywającą wzroku od shinobi podobnego do jej
zmarłego mistrza, kiedy ten przed nią uklęknął, ponownie szepnęła swoje
pytanie: – Sensei?
- Miyoko.
- Sensei! – Tyle jej
wystarczyło. Już wiedziała, że to nie był jedynie złudny miraż, a ziszczenie
się jej najpiękniejszego snu. Na nic nie czekała. Niczego się nie obawiała. Na
nikogo nie oglądała. Jak tylko usłyszała swoje imię, rzuciła się blondynowi na
szyję i mocno do niego przytuliła, chłopak zaś momentalnie odwzajemnił gest
troskliwie głaszcząc ją po główce. Nastała dłuższa przerwa niczym nie zmąconej
ciszy. Nawet wiatr i radosny świergot ptaków na sekundę lub dwie ucichły.
Uchiha stał z boku, jak zaczarowany. Ta dwójka wyglądała i zachowywała się,
jakby byli, co najmniej rodziną. Jakby Uzumaki był bratem lub… ojcem
dziewczynki. W sumie, gdyby nie wiedział, jakie relacje ich łączyły, to mógłby
pomyśleć o nich właśnie w ten sposób. Ale rzeczywistość była inna. Ta mała
blondynka była jedynie uczennicą jinchuuriki, lecz jak nią została? Tego brunet
już nie wiedział. Tak naprawdę, jeszcze wielu rzeczy o Naruto nie wiedział. I
tylko ta niewiedza sprawiała, że od ponad dwunastu godzin za nim podążał. Ale,
czy aby na pewno tylko z tego powodu? Może podążał za blondynem jeszcze z
innego powodu. Chciał coś zmienić w swoim życiu. Chciał, aby niektóre sprawy
były takie, jak dawniej.
Po kilku minutach
czułości Naruto puścił blondynkę, lecz ta nie zareagowało. Jedynie jeszcze
bardziej do niego przylgnęła, jakby się obawiała, że jak go puści, to zniknie.
Chłopak westchnął przeciągle. Nie mając innego wyjścia, po chwili wstał z
Miyoko wciąż uwieszoną mu na szyi, jedną ręką ją podtrzymując, aby nie spadła.
Z takim niespodziewanym… a może spodziewanym „skarbem” zwrócił swojego
demoniczne spojrzenie ku kunoichi Kumo:
- Rozumiem, że nie
zamierzacie więcej nas zatrzymywać? – Spytał spokojnym głosem.
- Nie, nie. Skądże. –
Dziewczyna szybko odparła z pół uśmiechem, jakby nie mówiła mu całej prawdy,
lecz Uzumaki, choć to wyczuł, nie zamierzał dociekać, czy rzeczywiście tak
było. W tej chwili interesowało go jedynie jak najprędzej ruszyć w dalszą drogę.
Do Konoha mieli jeszcze z półtora dni marszu.
- To dobrze. – Naruto
się ucieszył, choć nie pokazał tego po sobie. – To na nas już czas.
- My również
powinniśmy już wracać. – Powiedziała Ryuuzetsu, odwróciła się do swojego
towarzysza, kiwnęła mu głową i oboje szybko wyskoczyli w powietrze ku pobliskim
drzewom. Wyraźnie gdzieś im się śpieszyło. Możliwe, że na tą wycieczkę do
znajomego w kraju Trawy udali się bez stosownego pozwolenia od swojego Raikage.
Taki przynajmniej wniosek wysnuł Naruto, który w ten właśnie sposób odebrał tą
ewakuację, jak i całą rozegraną tu scenę. Kiedy kilka minut później byli już w
drodze, ponownie o tym rozmyślał i wciąż nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek
chciał od niego autograf jako dowódcy Upiornych Samurajów. Sasuke chyba wyczuł
lub się domyślił, co mógł oznaczać zagadkowy wyraz twarzy blondyna, gdyż
wkrótce dodał swoje trzy grosze:
- Przez to bycie
„Numerem Jeden” wśród podległych Ci żołnierzy stałeś się sławny. A, że byłeś również
nieostrożny, teraz wszyscy mają twoje zdjęcie. Jakie to uczucie?
- Pytasz o sławę czy
rozpoznawalność?
- O to i o to. –
Wyjaśnił krótko Uchiha.
- Niech pomyśle… –
Naruto udał zamyślenie, gdyż w rzeczywistości nie miał się nad czym tu
namyślać. Ponieważ to wszystko zupełnie go nie obchodziło. Z drugiej zaś
strony, nie było w tym nic nowego. Może stracił pamięć, ale dobrze wiedział, że
ktoś tam gdzieś wyznaczył za jego głowę pokaźną sumkę pieniędzy. Już tym
rozporządzeniem w pewnym sensie rozsławił jego wizerunek na calutki świat
shinobi. Spojrzawszy na czekającego na odpowiedź bruneta, Uzumaki dokończył
zdanie. – …Jeśli mam mówić szczerze, Sasuke, to mam to wszystko gdzieś.
Użytkownik Kekke
Genkai Sharingan nie uwierzył.
- Mówisz tak, żebym się
zamknął czy rzeczywiście Ci to zwisa?
Blondyn nagle stanął
i odwrócił się, czym szczerze zaskoczył Uchihe, który dodatkowo poczuł na
plecach zimny dreszcz widząc to puste, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu,
demoniczne spojrzenie. Choć on sam uznał, że przeszedł go dreszcz, bo powiał
chłodniejszy wiaterek. Tak. To na pewno była wina wiatru. Naruto zaś odczekał
jeszcze kilka minut, jakby swojej wypowiedzi chciał nadać więcej powagi.
- Mówię, że cały ten
szum wkoło mojej osoby nic mnie nie obchodzi i tak właśnie jest. To już nie
pierwszy raz, kiedy ktoś trzyma w rękach moje zdjęcie i się na nie ślini, albo
wręcz przeciwnie, ciska w nie błyskawicami. O ile na początku byłem ciekaw,
skąd i jak, i nawet się tym interesowałem, o tyle teraz staram się o tym nie
myśleć. Bycie sławnym… na co to komu?? Mówię Ci, to są bzdury i dyrdymały. Koniec.
Kropka.
* * *
Kiedy jinchuuriki
Kyuubi no Kitsune tłumaczył swojemu przyjacielowi, co znaczy dla niego bycie
rozpoznawalnym, w innej części świata, półtora dnia drogi na północny zachód w
kraju Ognia, w Konoha Gakure no Sato, w centralnym punkcie wioski, w
największym budynku, w biurze przywódczyni osady, za masywnym biurkiem
siedziała blondwłosa kobieta o ponętnym biuście zasypana górą niewypełnionych
akt. Mimo, że dzień powoli chylił się już ku zachodowi, ona nieprzerwanie
pisała, wypełniała, skreślała i poprawiała. Jednym słowem, pracowała. Przez
cały dzień nawet na chwilę nie zrobiła przerwy na swój ulubiony trunek. Nigdy
wcześniej się jej to nie zdarzało. Jej asystentka, która jak zawsze stała nieco
z boku i trzymała w rękach tacę z przygotowanym kieliszkiem oraz butelką Sake, sama
nie mogła uwierzyć w tą… zmianę. Bo chyba w ten sposób można określić to, co
się działo. Tylko, co sprawiło, że najbardziej leniwa w dziejach Ukrytego
Liścia, o trudnym charakterze Hokage nagle się zmieniła? Shizune calutki dzień
się nad tym zagadnieniem zastanawiała, lecz do żadnego konkretu nie doszła. I
nie widząc, aby ten stan rzeczy miał ulec zmianie, wkrótce ciężko westchnęła i
wyszła, zabierając ze sobą tacę z kieliszkiem i Sake. Tsunade-sama nie
zareagowała, co już samo w sobie było dziwne. Jednakże rzeczywistość była inna.
Kobieta była pochłonięta pracą do tego stopnia, że po prostu nie zauważyła, aby
jej asystentka w ogóle dzisiaj do niej przyszła i cokolwiek jej proponowała. Co
ciekawsze, sama też nie czuła głodu, ani pragnienia alkoholowego. Zachowywała
się, jakby nie do końca była sobą.
Gdy na zewnątrz
zrobiło się już ciemno, a ulice i uliczki Konoha opustoszały, czyli na zegarze
ściennym wybiła dwudziesta trzecia, Tsunade z głośnym westchnięciem rozparła
się w fotelu i z dumą wypisaną na zmęczonym obliczu przyjrzała się z uwagą
stercie wreszcie wypełnionych teczek. Chwilę się im przyglądała, zastanawiając
się, dlaczego nigdy wcześniej nie czuła takiej satysfakcji z odwalonej roboty
papierkowej, po czym dźwignęła się do góry, rozprostowała plecy i podeszła do okna.
I tak już zastygła ze wzrokiem wpatrzonym w jakimś odległym punkcie na
granatowym niebie. Może patrzyła na wschodzący pół księżyc, a może na jedną z
miliona gwiazd? Nikt po za Sanninką nie znał odpowiedzi na to pytanie. Kobieta nie
wiadomo ile czasu by tak trwała, gdyby kontemplacji nie przerwało jej
delikatne, acz zdecydowane pukanie w drzwi:
- Wejść. –
Powiedziała donośnym głosem, lecz nie krzyczącym ze względu na już późną porę.
Nie odwracając się w odbiciu szyby zobaczyła jakiegoś mężczyznę o długich,
białych włosach sięgającym mu połowy pleców. Stała niczym zaczarowana nie
wierząc własnym oczom. Tyle czasu go nie widziała. Żadnych wieści od niego nie
otrzymywała. Zupełnie, jakby zapadł się pod ziemie lub, co gorsza, został
zabity. Ale jak widać myliła się w swoich podejrzeniach.
- Słyszałem, że
wreszcie wzięłaś się do roboty, Tsunade. – Zaśmiał się Jiraiya.
Hokage natomiast
słysząc jego głos była już pewna, że był prawdziwy, lecz nic nie zrobiła. Choć
jej dusza krzyczała, aby się na niego rzuciła, co najmniej po głowie go
zdzieliła za nieodzywanie się przez cały miesiąc, a potem mocno go przytuliła,
to jednak chłodna surowość jej na to nie pozwoliła. Na takie spoufalanie się z…
podwładnymi. Przez to, co pustelnik zrobił, z jej strony przestał zasługiwać na
targające nią uczucia lub nawet na jej przyjaźń. Nie odwracając się do niego
przodem, po chwili milczenia się odezwała:
- Coś ty sobie
myślał? – Jej głos zjeżył włosy na karku mężczyzny, choć była spokojna, to Piąta
jeszcze nie skończyła mówić: – Kiedy powiedziałam Ci, że Naruto zginął,
zniknąłeś tak nagle, jak nigdy dotąd. Czy ty wiesz, ile bezsennych nocy
przeżyłam, nie wiedząc, co się z tobą dzieje? Gdzie ty poszedłeś? Co robiłeś? I
nie mów, że zbierałeś materiały do nowej książki, bo wiem, że to nie prawda!
- Tsunade, ja…
przepraszam. – Sannin momentalnie spochmurniał i zamilkł sprawiając, że
medyczka nie wytrzymała i w końcu na niego spojrzała. Minę miał markotną, wzrok
zaś spuszczony na podłogę, nieco w bok. Pod jego oczami dostrzegła sińce mogące
świadczyć o wielu nieprzespanych nocach. Kobieta od razu zrozumiała, że jej
przyjaciel się gdzieś zaszył, aby w samotności opłakiwać śmierć ulubionego
ucznia. – Ja wiem, że… powinienem był Cię zawiadomić, gdzie jestem i co robię,
ale… musiałem pomyśleć.
- Rozumiem…
- Nie. Nic nie
rozumiesz. – Przerwał jej, czym wzbudził w niej gniew, lecz widząc, jak Sannin
zaczął kręcić się po biurze w te i z powrotem namyślając się nad czymś, naraz
się uspokoiła. Coś tu nie grało. Dlaczego powiedział, że niczego nie rozumiała?
Co to niby miało znaczyć? O czym on niby mówił?
Jiraiya po chwili
spojrzał na nią.
- Słyszałem, że panna
Haruno pewnej nocy wparowała do prywatnych komnat naszego Daimyo i oskarżyła go
o zorganizowanie zamachu na… Naruto. Czy to prawda?
- Tak.
- I, że po tym
incydencie została zdegradowana do cywila. To też jest prawdą?
- Tak, choć Daimyo żądał
dużo gorszej kary. – Wyznała z przykrością.
- Mhm. I jeszcze to. Podobno
kilka dni temu ANBU złapało jakąś dziewczynę, która szpiegowała jednego z jego
doradców?
- Tak, ale co to
wszystko ma wspólnego z… – Tsunade nic z tego nie rozumiała.
- To dwie różne
sprawy, ale gdzieś tam ze sobą powiązane. – Ciągnął żabi pustelnik. – Trochę
powęszyłem i doszedłem do ciekawego odkrycia. Sakura pomyliła się oskarżając Daimyo,
bo on niczego nie zrobił, tylko ktoś z jego otoczenia. Winny znajduje się w
jego biurze. To najpewniej jeden z doradców i być może, że nawet ten sam,
którego szpiegowała tamta dziewczyna. Powiedz, jaka ona jest? Ładna?
- Skup się, ty stary
zboczeńcu! – Kobieta podeszła do niego i lekko zdzieliła po głowie, żeby
ściągnąć go na ziemię. Podziałało. – Czego jeszcze się dowiedziałeś??
Jiraiya rzucił jej
pełne wyrzutu spojrzenie i przytaknął wzruszając ramionami.
- Nie wiele. Kiedy
Naruto wyruszył na misję odnalezienia jinchuuriki Czteroogoniastej bestii i
wkrótce dotarł do Kiri Gakure no Sato, z biura Daimyo kraju Ognia wyszło pismo
potwierdzające miejsce pobytu Naruto i zezwalające na jego likwidację. – Wyznał
smutnym głosem, czego jego rozmówczyni chyba nie zauważyła, gdyż słysząc te
nowiny, jedynie głośno wciągnęła powietrze przez usta.
- Co proszę?
Pozwolenie na likwidację? Masz może ten list??
Mężczyzna pokręcił
głową przecząco.
- Miałem go, ale
tylko przez krótką chwilę. Ciężko mi się do tego przyznać. Popełniłem
niewybaczalny błąd. W drodze powrotnej zatrzymałem się na nocleg w przydrożnym barze,
gdzie wynająłem pokój. Wiem, że tak ważny dokument powinienem mieć przy sobie,
ale że byłem przybity, nie myślałem trzeźwo. Nie wiem dokładnie, co się
właściwie wtedy stało, ale w środku nocy zostałem obudzony przez jakieś krzyki
i szybko wywleczony na zewnątrz. Chwilę potem cały budynek stał już w ogniu.
Dzięki łatwopalnej substancji, którą nasączone były wszystkie ściany, ogień
błyskawicznie się rozniósł. Straciłem wszystkie ubrania i materiały do nowej
książki… w tym także, ten jedyny dowód łączący biuro naszego Daimyo z zamachem
na Naruto.
- ŻE NIBY, CO TAKIEGO!?!?
– Wrzasnęła Tsunade nie dbając o ciszę nocną. Wszakże było już grubo po drugiej
w nocy. – Czy ja dobrze usłyszałam!? Już nie pytam, jak zdobyłeś ten dokument,
ale… miałeś go w rękach i NIE ZROBIŁES KOPII!?!? Ty… ty… PAJACU!!! JAK MOGŁEŚ
NIE ZROBIĆ KOPII!? Nie wierzę! NIE WIERZĘ!!!
Medyczka ciężko
opadła na fotel i opierając łokcie o blat biurka ukryła twarz w dłoniach, w
myślach licząc do dziesięciu, żeby nieco się uspokoić. Ale to nic nie dawało.
Wciąż słysząc w uszach tak bardzo złe wieści, w żaden sposób nie mogła się opanować.
Cała aż się trzęsła, tak ją to zdenerwowało. W tym momencie czuła, że zaraz
komuś zrobi tu krzywdę. Chwilę potem spojrzała na białowłosego, który pod jej
zimnym wzrokiem wewnętrznie się skulił.
- Jiraiya… Lepiej
zostaw mnie teraz samą, jeśli nie chcesz skończyć w szpitalu lub na cmentarzu.
– Wysyczała, a Sannin poczuł, jakby coś mu zmroziło krew w żyłach.
Dobrze wiedział, co
to znaczyło. Jeszcze nie zamierzał żegnać się z tym światem, dlatego też zaraz
błyskawicznie podszedł do drzwi, energicznie je otworzy i wyszedł. Nawet się za
siebie nie obejrzał. Kiedy na korytarzu mijał zaniepokojoną krzykami Shitsune,
zatrzymał ją i kręcąc głową odwiódł ją od zaglądania w tym momencie do Hokage.
Kiedy oboje zwrócili się ku schodom prowadzącym na parter budynku, z biura
przywódczyni wioski dobiegł ich huk roztrzaskanego w drobne drzazgi biurka. Po
nim nastąpiła martwa cisza, którą po chwili zagłuszyła fala bliżej
niezidentyfikowanych wrzasków i przekleństw rzucanych pod adresem żabiego
pustelnika oraz odgłos rozbijanego okna. To znaczyło tylko jedno. Na ulicę właśnie
wyleciał Bogu ducha winny fotel Godaime.
* * *
Skakali po drzewach
niczym niezmordowani. Nikt słowa nie bąknął o jakimś postoju, czy innej
przerwie. Wyglądało na to, że półtoradniowa podróż miała się zakończyć tej
właśnie nocy. Miyoko spała wtulona w pierś trzymającego ją blondyna, który nie
zdradzał po sobie zmęczenia ciągłym jej podtrzymywaniem, Sasuke zaś po rozmowie
z Naruto kilka godzin temu, jak zamilkł, tak też już głosu nie zabrał. Widocznie
rozmyślał o tym, co usłyszał i nie wydawało się, aby w najbliższym czasie miał
się… rozchmurzyć. Z jednej strony był na Uzumakiego zły za ten wykład, jednak z
drugiej sam przecież był sobie winny. Nie podobało mu się również, że
„półgłówek” nim kierował. Mówił mu, co ma zrobić, gdzie pójść. Lecz, czy nie
sam sobie zafundował taki stan rzeczy? Przecież nikt nie kazał mu wykonywać
poleceń Naruto. Więc dlaczego go słuchał? Uchiha nie był pewny, ale
podejrzewał, że jego posłuszeństwo wynikało z chęci dokonania zmian w swoim
życiu lub też z powodu obecności Upiornych Samurajów. Brunet nigdy się przed
nikim do tego nie przyznał, do teraz nawet przed sobą, ale gdzieś tam w
zakamarkach własnej duszy podziwiał ich. Największe wrażenie robiły na nim
oddanie i lojalność Upiornych wobec swojego dowódcy. Wobec blondwłosego
jinchuuriki. Sasuke odchrząknął, żeby zwrócić na siebie uwagę Uzumakiego. I
udało mu się.
- Coś się stało? –
Spytał blondyn.
- Nie, nic. Chciałem
tylko sprawdzić, czy przypadkiem nie lunatykujesz. Bądź, co bądź, skaczemy po
drzewach sześć metrów nad ziemią, a ty dodatkowo jeszcze niesiesz to dziecko. –
Brunet szelmowsko się uśmiechnął.
- Bez obaw, Sasuke.
Kyuubi cały czas pilnuje, żebym zachowywał trzeźwy umysł. Ale podejrzewam, że
chyba to nie troska o mnie czy Miyoko sprawiła, że ponownie zabrałeś głos?
- Czy przed tobą
niczego nie można ukryć? – Uchiha spytał retorycznie, co jego rozmówca bez
błędnie odgadł i tylko zaczekał na resztę wypowiedzi, która zaraz nastąpiła: –
Tak. Masz rację, to nie troska o ciebie. Raczej kolejne moje pytanie.
- Zatem, słucham.
Pęd powietrza, jaki
ich otaczał w trakcie bezustannego przemieszczania się na dużej wysokości
sprawiał, że ich luźna rozmowa przez obserwatorów trzecich mogłaby zostać
odebrana jako ostrą wymianę zdań podniesionymi głosami. Owszem, obaj mówili
trochę krzycząc, ale tylko dlatego, że nie stali w miejscu blisko siebie.
Dzieliła ich odległość kilkunastu metrów na wypadek niespodziewanego ataku na
któregoś z nich. Powiedzmy, taki środek zapobiegawczy większym kłopotom.
- Po co właściwie
idziesz do Konoha, po za powrotem do wcześniejszego życia, rzecz jasna? –
Sasuke zadał to pytanie tonem nie uznającym sprzeciwu.
Naruto zamyślił się.
Nie był pewien, czy powinien mówić mu o swoich planach. W końcu, jak dobrze
pamiętał, ten konkretny Uchiha jeszcze do niedawna był jego wrogiem, a teraz
nagle postanowił na nowo zostać jego przyjacielem. Czy mógł powiedzieć o planie
zabicia ostatniego znanego sobie człowieka odpowiadającego za jego utratę
wspomnień? Albo o planie dyplomatycznego lub siłowego, to będzie zależało do
tej drugiej strony, odbicia swojego szpiega? Na dokładkę był jeszcze trzeci
poboczny powód. Czy powinien zdradzać pomysł oswobodzenia Kuramy z pod jarzma
pieczęci Yondaime Hokage?? Teoretycznie, powinien teraz odkryć przed brunetem
wszystkie swoje karty, ale jednak miał wątpliwości.
- Powiedz mu o planie uwolnienia mnie!
– Nagle zażądał Kyuubi drapieżnie szczerząc kły. – Chcę zobaczyć jego minę, gdy się dowie, że już nie długo będę mógł
osobiście mu odpłacić za wyrządzone nam krzywdy!
- No, nie wiem czy to znowu taki dobry pomysł.
A jak będzie chciał mnie powstrzymać? Dobrze wiesz, jak ludzie potrafią
reagować na myśl o spotkaniu z demonem w cztery oczy. – Naruto odparł nieco
markotnym głosem. – Zwłaszcza, że nie
jesteś byle jakim… demonem.
- Dziękuję, że tak o mnie myślisz. To takie
pokrzepiające. – Lis się wzruszył. – Ekhm… Wracając do tematu. Niczym się nie martw. Jeśli będzie czegoś
próbował, to będziemy się bronić. W obecnej sytuacji też mogę nieźle mu
dokopać!
- Hahaha… Przekonałeś mnie. – Chłopak cicho
się zaśmiał, po czym chciał udzielić odpowiedzi na zadane mu pytanie, jednakże
nim jeszcze się odezwał, przed sobą w końcu dostrzegł upragniony cel podróży. Sasuke
chyba też go dostrzegł, gdyż jak dotąd jeszcze nie zaczął domagać się
odpowiedzi. I proszę! Całonocna gonitwa tylko się opłaciła. Co prawda, byli
bardziej zmęczeni, niż normalnie, ale niczego nie żałowali. Na horyzoncie
zamajaczyła im olbrzymia, wiecznie otwarta na oścież brama wioski Ukrytego
Liścia.
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to
Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz