poniedziałek, 26 lutego 2018

222. Niewybaczalny błąd

Poniższa notka została zadedykowana jednemu ze stałych czytelników o nick’u Kacper, który był tak dobry i wsparł moją wenę w wyborze tematu drugiego fragmentu tego odcinka. Gdyby nie jego pomoc, to Kami-sama jeden wie, kiedy skończyłbym pisać.



<<< Chapter ukazał się 15 czerwca 2013 roku >>>



Po naradzie z mieszkańcem swojej duszy, Naruto jeszcze chwilę się zastanowił, po czym odebrawszy od szeroko uśmiechniętej Ryuuzetsu czarny flamaster, pod swoim zdjęciem na okładce złożył podpis – „Naruto Uzumaki, Generał Upiornej Armii.” – Kiedy szczęśliwa białogłowa tylko to zobaczyła, niczym małe dziecko zapiszczała radośnie i przycisnęła gazetę do piersi, jakby była czymś bardzo drogim i pożądanym. Patrzący na nią blondyn sam już nie wiedział, co było gorsze. Oglądanie, jak zupełnie obca sobie dziewczyna zaraz po otrzymaniu upragnionego autografu zaczyna skakać dokoła, niczym królik czy słuchanie jej krzyków i wybuchów niesklasyfikowanej radości? Myślący podobnie Sasuke po chwili doszedł do wniosku bardzo zbliżonego do tego, jaki właśnie wydumał jinchuuriki. Oba stwierdzenie na równi wypadały na skali totalnej konsternacji zaistniałą sytuacją. Tym czasem kunoichi Kumo chyba o czymś sobie przypomniała, bo nagle się uspokoiła. Uciszyła. Spoważniała. Przez dłuższą chwilę przyglądała się Uzumakiemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym odwróciła się do swojego towarzysza cały czas stojącego na ganku koło gospodarza niewielkiej chatki i kiwnęła głową w ich stronę. Toshio odczytawszy gest dziewczyny jako aprobujący rozkaz, zniknął we wnętrzu domostwa by po niespełna minucie wrócić z małą blondynką na rękach.
Wciąż lekko oszołomiona po walce, jaką stoczyła w nocy, nie od razu wiedziała, co się dzieje. Była natomiast świadoma, że ktoś jej obcy, lecz przyjaźnie do niej nastawiony, trzyma ją właśnie na rękach, choć równie dobrze sama mogłaby chodzić. Kiedy wyszli na zewnątrz, oślepiona ostrymi promieniami powoli zachodzącego już słońca z początku niczego nie widziała, lecz w miarę jak obraz zaczął się wyostrzać, jej granatowym oczom ukazał się nie codzienny widoczek. Mniej więcej w odległości dziecięciu metrów od ganku stało kilkanaście osób na pierwszy rzut oka bardzo znajomo wyglądających. Wśród nich po chwili dostrzegła blondwłosego shinobi, w którego zmienionych oczach widziała ogromną tęsknotę i troskę.
- Sensei? – Sapnęła cichutko i trzymającemu ją shinobi, tylko gestykulując pokazała, żeby postawił ją na ziemi. Gdy to się stało, dziewczynka powoli zeszła po trzech schodkach do warzywnego ogródka, który szybko przemierzyła i zaraz zatrzymała się przed wcześniej zauważoną grupką. Nieodrywającą wzroku od shinobi podobnego do jej zmarłego mistrza, kiedy ten przed nią uklęknął, ponownie szepnęła swoje pytanie: – Sensei?
- Miyoko.
- Sensei! – Tyle jej wystarczyło. Już wiedziała, że to nie był jedynie złudny miraż, a ziszczenie się jej najpiękniejszego snu. Na nic nie czekała. Niczego się nie obawiała. Na nikogo nie oglądała. Jak tylko usłyszała swoje imię, rzuciła się blondynowi na szyję i mocno do niego przytuliła, chłopak zaś momentalnie odwzajemnił gest troskliwie głaszcząc ją po główce. Nastała dłuższa przerwa niczym nie zmąconej ciszy. Nawet wiatr i radosny świergot ptaków na sekundę lub dwie ucichły. Uchiha stał z boku, jak zaczarowany. Ta dwójka wyglądała i zachowywała się, jakby byli, co najmniej rodziną. Jakby Uzumaki był bratem lub… ojcem dziewczynki. W sumie, gdyby nie wiedział, jakie relacje ich łączyły, to mógłby pomyśleć o nich właśnie w ten sposób. Ale rzeczywistość była inna. Ta mała blondynka była jedynie uczennicą jinchuuriki, lecz jak nią została? Tego brunet już nie wiedział. Tak naprawdę, jeszcze wielu rzeczy o Naruto nie wiedział. I tylko ta niewiedza sprawiała, że od ponad dwunastu godzin za nim podążał. Ale, czy aby na pewno tylko z tego powodu? Może podążał za blondynem jeszcze z innego powodu. Chciał coś zmienić w swoim życiu. Chciał, aby niektóre sprawy były takie, jak dawniej.
Po kilku minutach czułości Naruto puścił blondynkę, lecz ta nie zareagowało. Jedynie jeszcze bardziej do niego przylgnęła, jakby się obawiała, że jak go puści, to zniknie. Chłopak westchnął przeciągle. Nie mając innego wyjścia, po chwili wstał z Miyoko wciąż uwieszoną mu na szyi, jedną ręką ją podtrzymując, aby nie spadła. Z takim niespodziewanym… a może spodziewanym „skarbem” zwrócił swojego demoniczne spojrzenie ku kunoichi Kumo:
- Rozumiem, że nie zamierzacie więcej nas zatrzymywać? – Spytał spokojnym głosem.
- Nie, nie. Skądże. – Dziewczyna szybko odparła z pół uśmiechem, jakby nie mówiła mu całej prawdy, lecz Uzumaki, choć to wyczuł, nie zamierzał dociekać, czy rzeczywiście tak było. W tej chwili interesowało go jedynie jak najprędzej ruszyć w dalszą drogę. Do Konoha mieli jeszcze z półtora dni marszu.
- To dobrze. – Naruto się ucieszył, choć nie pokazał tego po sobie. – To na nas już czas.
- My również powinniśmy już wracać. – Powiedziała Ryuuzetsu, odwróciła się do swojego towarzysza, kiwnęła mu głową i oboje szybko wyskoczyli w powietrze ku pobliskim drzewom. Wyraźnie gdzieś im się śpieszyło. Możliwe, że na tą wycieczkę do znajomego w kraju Trawy udali się bez stosownego pozwolenia od swojego Raikage. Taki przynajmniej wniosek wysnuł Naruto, który w ten właśnie sposób odebrał tą ewakuację, jak i całą rozegraną tu scenę. Kiedy kilka minut później byli już w drodze, ponownie o tym rozmyślał i wciąż nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek chciał od niego autograf jako dowódcy Upiornych Samurajów. Sasuke chyba wyczuł lub się domyślił, co mógł oznaczać zagadkowy wyraz twarzy blondyna, gdyż wkrótce dodał swoje trzy grosze:
- Przez to bycie „Numerem Jeden” wśród podległych Ci żołnierzy stałeś się sławny. A, że byłeś również nieostrożny, teraz wszyscy mają twoje zdjęcie. Jakie to uczucie?
- Pytasz o sławę czy rozpoznawalność?
- O to i o to. – Wyjaśnił krótko Uchiha.
- Niech pomyśle… – Naruto udał zamyślenie, gdyż w rzeczywistości nie miał się nad czym tu namyślać. Ponieważ to wszystko zupełnie go nie obchodziło. Z drugiej zaś strony, nie było w tym nic nowego. Może stracił pamięć, ale dobrze wiedział, że ktoś tam gdzieś wyznaczył za jego głowę pokaźną sumkę pieniędzy. Już tym rozporządzeniem w pewnym sensie rozsławił jego wizerunek na calutki świat shinobi. Spojrzawszy na czekającego na odpowiedź bruneta, Uzumaki dokończył zdanie. – …Jeśli mam mówić szczerze, Sasuke, to mam to wszystko gdzieś.
Użytkownik Kekke Genkai Sharingan nie uwierzył.
- Mówisz tak, żebym się zamknął czy rzeczywiście Ci to zwisa?
Blondyn nagle stanął i odwrócił się, czym szczerze zaskoczył Uchihe, który dodatkowo poczuł na plecach zimny dreszcz widząc to puste, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu, demoniczne spojrzenie. Choć on sam uznał, że przeszedł go dreszcz, bo powiał chłodniejszy wiaterek. Tak. To na pewno była wina wiatru. Naruto zaś odczekał jeszcze kilka minut, jakby swojej wypowiedzi chciał nadać więcej powagi.
- Mówię, że cały ten szum wkoło mojej osoby nic mnie nie obchodzi i tak właśnie jest. To już nie pierwszy raz, kiedy ktoś trzyma w rękach moje zdjęcie i się na nie ślini, albo wręcz przeciwnie, ciska w nie błyskawicami. O ile na początku byłem ciekaw, skąd i jak, i nawet się tym interesowałem, o tyle teraz staram się o tym nie myśleć. Bycie sławnym… na co to komu?? Mówię Ci, to są bzdury i dyrdymały. Koniec. Kropka.
* * *
Kiedy jinchuuriki Kyuubi no Kitsune tłumaczył swojemu przyjacielowi, co znaczy dla niego bycie rozpoznawalnym, w innej części świata, półtora dnia drogi na północny zachód w kraju Ognia, w Konoha Gakure no Sato, w centralnym punkcie wioski, w największym budynku, w biurze przywódczyni osady, za masywnym biurkiem siedziała blondwłosa kobieta o ponętnym biuście zasypana górą niewypełnionych akt. Mimo, że dzień powoli chylił się już ku zachodowi, ona nieprzerwanie pisała, wypełniała, skreślała i poprawiała. Jednym słowem, pracowała. Przez cały dzień nawet na chwilę nie zrobiła przerwy na swój ulubiony trunek. Nigdy wcześniej się jej to nie zdarzało. Jej asystentka, która jak zawsze stała nieco z boku i trzymała w rękach tacę z przygotowanym kieliszkiem oraz butelką Sake, sama nie mogła uwierzyć w tą… zmianę. Bo chyba w ten sposób można określić to, co się działo. Tylko, co sprawiło, że najbardziej leniwa w dziejach Ukrytego Liścia, o trudnym charakterze Hokage nagle się zmieniła? Shizune calutki dzień się nad tym zagadnieniem zastanawiała, lecz do żadnego konkretu nie doszła. I nie widząc, aby ten stan rzeczy miał ulec zmianie, wkrótce ciężko westchnęła i wyszła, zabierając ze sobą tacę z kieliszkiem i Sake. Tsunade-sama nie zareagowała, co już samo w sobie było dziwne. Jednakże rzeczywistość była inna. Kobieta była pochłonięta pracą do tego stopnia, że po prostu nie zauważyła, aby jej asystentka w ogóle dzisiaj do niej przyszła i cokolwiek jej proponowała. Co ciekawsze, sama też nie czuła głodu, ani pragnienia alkoholowego. Zachowywała się, jakby nie do końca była sobą.
Gdy na zewnątrz zrobiło się już ciemno, a ulice i uliczki Konoha opustoszały, czyli na zegarze ściennym wybiła dwudziesta trzecia, Tsunade z głośnym westchnięciem rozparła się w fotelu i z dumą wypisaną na zmęczonym obliczu przyjrzała się z uwagą stercie wreszcie wypełnionych teczek. Chwilę się im przyglądała, zastanawiając się, dlaczego nigdy wcześniej nie czuła takiej satysfakcji z odwalonej roboty papierkowej, po czym dźwignęła się do góry, rozprostowała plecy i podeszła do okna. I tak już zastygła ze wzrokiem wpatrzonym w jakimś odległym punkcie na granatowym niebie. Może patrzyła na wschodzący pół księżyc, a może na jedną z miliona gwiazd? Nikt po za Sanninką nie znał odpowiedzi na to pytanie. Kobieta nie wiadomo ile czasu by tak trwała, gdyby kontemplacji nie przerwało jej delikatne, acz zdecydowane pukanie w drzwi:
- Wejść. – Powiedziała donośnym głosem, lecz nie krzyczącym ze względu na już późną porę. Nie odwracając się w odbiciu szyby zobaczyła jakiegoś mężczyznę o długich, białych włosach sięgającym mu połowy pleców. Stała niczym zaczarowana nie wierząc własnym oczom. Tyle czasu go nie widziała. Żadnych wieści od niego nie otrzymywała. Zupełnie, jakby zapadł się pod ziemie lub, co gorsza, został zabity. Ale jak widać myliła się w swoich podejrzeniach.
- Słyszałem, że wreszcie wzięłaś się do roboty, Tsunade. – Zaśmiał się Jiraiya.
Hokage natomiast słysząc jego głos była już pewna, że był prawdziwy, lecz nic nie zrobiła. Choć jej dusza krzyczała, aby się na niego rzuciła, co najmniej po głowie go zdzieliła za nieodzywanie się przez cały miesiąc, a potem mocno go przytuliła, to jednak chłodna surowość jej na to nie pozwoliła. Na takie spoufalanie się z… podwładnymi. Przez to, co pustelnik zrobił, z jej strony przestał zasługiwać na targające nią uczucia lub nawet na jej przyjaźń. Nie odwracając się do niego przodem, po chwili milczenia się odezwała:
- Coś ty sobie myślał? – Jej głos zjeżył włosy na karku mężczyzny, choć była spokojna, to Piąta jeszcze nie skończyła mówić: – Kiedy powiedziałam Ci, że Naruto zginął, zniknąłeś tak nagle, jak nigdy dotąd. Czy ty wiesz, ile bezsennych nocy przeżyłam, nie wiedząc, co się z tobą dzieje? Gdzie ty poszedłeś? Co robiłeś? I nie mów, że zbierałeś materiały do nowej książki, bo wiem, że to nie prawda!
- Tsunade, ja… przepraszam. – Sannin momentalnie spochmurniał i zamilkł sprawiając, że medyczka nie wytrzymała i w końcu na niego spojrzała. Minę miał markotną, wzrok zaś spuszczony na podłogę, nieco w bok. Pod jego oczami dostrzegła sińce mogące świadczyć o wielu nieprzespanych nocach. Kobieta od razu zrozumiała, że jej przyjaciel się gdzieś zaszył, aby w samotności opłakiwać śmierć ulubionego ucznia. – Ja wiem, że… powinienem był Cię zawiadomić, gdzie jestem i co robię, ale… musiałem pomyśleć.
- Rozumiem…
- Nie. Nic nie rozumiesz. – Przerwał jej, czym wzbudził w niej gniew, lecz widząc, jak Sannin zaczął kręcić się po biurze w te i z powrotem namyślając się nad czymś, naraz się uspokoiła. Coś tu nie grało. Dlaczego powiedział, że niczego nie rozumiała? Co to niby miało znaczyć? O czym on niby mówił?
Jiraiya po chwili spojrzał na nią.
- Słyszałem, że panna Haruno pewnej nocy wparowała do prywatnych komnat naszego Daimyo i oskarżyła go o zorganizowanie zamachu na… Naruto. Czy to prawda?
- Tak.
- I, że po tym incydencie została zdegradowana do cywila. To też jest prawdą?
- Tak, choć Daimyo żądał dużo gorszej kary. – Wyznała z przykrością.
- Mhm. I jeszcze to. Podobno kilka dni temu ANBU złapało jakąś dziewczynę, która szpiegowała jednego z jego doradców?
- Tak, ale co to wszystko ma wspólnego z… – Tsunade nic z tego nie rozumiała.
- To dwie różne sprawy, ale gdzieś tam ze sobą powiązane. – Ciągnął żabi pustelnik. – Trochę powęszyłem i doszedłem do ciekawego odkrycia. Sakura pomyliła się oskarżając Daimyo, bo on niczego nie zrobił, tylko ktoś z jego otoczenia. Winny znajduje się w jego biurze. To najpewniej jeden z doradców i być może, że nawet ten sam, którego szpiegowała tamta dziewczyna. Powiedz, jaka ona jest? Ładna?
- Skup się, ty stary zboczeńcu! – Kobieta podeszła do niego i lekko zdzieliła po głowie, żeby ściągnąć go na ziemię. Podziałało. – Czego jeszcze się dowiedziałeś??
Jiraiya rzucił jej pełne wyrzutu spojrzenie i przytaknął wzruszając ramionami.
- Nie wiele. Kiedy Naruto wyruszył na misję odnalezienia jinchuuriki Czteroogoniastej bestii i wkrótce dotarł do Kiri Gakure no Sato, z biura Daimyo kraju Ognia wyszło pismo potwierdzające miejsce pobytu Naruto i zezwalające na jego likwidację. – Wyznał smutnym głosem, czego jego rozmówczyni chyba nie zauważyła, gdyż słysząc te nowiny, jedynie głośno wciągnęła powietrze przez usta.
- Co proszę? Pozwolenie na likwidację? Masz może ten list??
Mężczyzna pokręcił głową przecząco.
- Miałem go, ale tylko przez krótką chwilę. Ciężko mi się do tego przyznać. Popełniłem niewybaczalny błąd. W drodze powrotnej zatrzymałem się na nocleg w przydrożnym barze, gdzie wynająłem pokój. Wiem, że tak ważny dokument powinienem mieć przy sobie, ale że byłem przybity, nie myślałem trzeźwo. Nie wiem dokładnie, co się właściwie wtedy stało, ale w środku nocy zostałem obudzony przez jakieś krzyki i szybko wywleczony na zewnątrz. Chwilę potem cały budynek stał już w ogniu. Dzięki łatwopalnej substancji, którą nasączone były wszystkie ściany, ogień błyskawicznie się rozniósł. Straciłem wszystkie ubrania i materiały do nowej książki… w tym także, ten jedyny dowód łączący biuro naszego Daimyo z zamachem na Naruto.
- ŻE NIBY, CO TAKIEGO!?!? – Wrzasnęła Tsunade nie dbając o ciszę nocną. Wszakże było już grubo po drugiej w nocy. – Czy ja dobrze usłyszałam!? Już nie pytam, jak zdobyłeś ten dokument, ale… miałeś go w rękach i NIE ZROBIŁES KOPII!?!? Ty… ty… PAJACU!!! JAK MOGŁEŚ NIE ZROBIĆ KOPII!? Nie wierzę! NIE WIERZĘ!!!
Medyczka ciężko opadła na fotel i opierając łokcie o blat biurka ukryła twarz w dłoniach, w myślach licząc do dziesięciu, żeby nieco się uspokoić. Ale to nic nie dawało. Wciąż słysząc w uszach tak bardzo złe wieści, w żaden sposób nie mogła się opanować. Cała aż się trzęsła, tak ją to zdenerwowało. W tym momencie czuła, że zaraz komuś zrobi tu krzywdę. Chwilę potem spojrzała na białowłosego, który pod jej zimnym wzrokiem wewnętrznie się skulił.
- Jiraiya… Lepiej zostaw mnie teraz samą, jeśli nie chcesz skończyć w szpitalu lub na cmentarzu. – Wysyczała, a Sannin poczuł, jakby coś mu zmroziło krew w żyłach.
Dobrze wiedział, co to znaczyło. Jeszcze nie zamierzał żegnać się z tym światem, dlatego też zaraz błyskawicznie podszedł do drzwi, energicznie je otworzy i wyszedł. Nawet się za siebie nie obejrzał. Kiedy na korytarzu mijał zaniepokojoną krzykami Shitsune, zatrzymał ją i kręcąc głową odwiódł ją od zaglądania w tym momencie do Hokage. Kiedy oboje zwrócili się ku schodom prowadzącym na parter budynku, z biura przywódczyni wioski dobiegł ich huk roztrzaskanego w drobne drzazgi biurka. Po nim nastąpiła martwa cisza, którą po chwili zagłuszyła fala bliżej niezidentyfikowanych wrzasków i przekleństw rzucanych pod adresem żabiego pustelnika oraz odgłos rozbijanego okna. To znaczyło tylko jedno. Na ulicę właśnie wyleciał Bogu ducha winny fotel Godaime.
* * *
Skakali po drzewach niczym niezmordowani. Nikt słowa nie bąknął o jakimś postoju, czy innej przerwie. Wyglądało na to, że półtoradniowa podróż miała się zakończyć tej właśnie nocy. Miyoko spała wtulona w pierś trzymającego ją blondyna, który nie zdradzał po sobie zmęczenia ciągłym jej podtrzymywaniem, Sasuke zaś po rozmowie z Naruto kilka godzin temu, jak zamilkł, tak też już głosu nie zabrał. Widocznie rozmyślał o tym, co usłyszał i nie wydawało się, aby w najbliższym czasie miał się… rozchmurzyć. Z jednej strony był na Uzumakiego zły za ten wykład, jednak z drugiej sam przecież był sobie winny. Nie podobało mu się również, że „półgłówek” nim kierował. Mówił mu, co ma zrobić, gdzie pójść. Lecz, czy nie sam sobie zafundował taki stan rzeczy? Przecież nikt nie kazał mu wykonywać poleceń Naruto. Więc dlaczego go słuchał? Uchiha nie był pewny, ale podejrzewał, że jego posłuszeństwo wynikało z chęci dokonania zmian w swoim życiu lub też z powodu obecności Upiornych Samurajów. Brunet nigdy się przed nikim do tego nie przyznał, do teraz nawet przed sobą, ale gdzieś tam w zakamarkach własnej duszy podziwiał ich. Największe wrażenie robiły na nim oddanie i lojalność Upiornych wobec swojego dowódcy. Wobec blondwłosego jinchuuriki. Sasuke odchrząknął, żeby zwrócić na siebie uwagę Uzumakiego. I udało mu się.
- Coś się stało? – Spytał blondyn.
- Nie, nic. Chciałem tylko sprawdzić, czy przypadkiem nie lunatykujesz. Bądź, co bądź, skaczemy po drzewach sześć metrów nad ziemią, a ty dodatkowo jeszcze niesiesz to dziecko. – Brunet szelmowsko się uśmiechnął.
- Bez obaw, Sasuke. Kyuubi cały czas pilnuje, żebym zachowywał trzeźwy umysł. Ale podejrzewam, że chyba to nie troska o mnie czy Miyoko sprawiła, że ponownie zabrałeś głos?
- Czy przed tobą niczego nie można ukryć? – Uchiha spytał retorycznie, co jego rozmówca bez błędnie odgadł i tylko zaczekał na resztę wypowiedzi, która zaraz nastąpiła: – Tak. Masz rację, to nie troska o ciebie. Raczej kolejne moje pytanie.
- Zatem, słucham.
Pęd powietrza, jaki ich otaczał w trakcie bezustannego przemieszczania się na dużej wysokości sprawiał, że ich luźna rozmowa przez obserwatorów trzecich mogłaby zostać odebrana jako ostrą wymianę zdań podniesionymi głosami. Owszem, obaj mówili trochę krzycząc, ale tylko dlatego, że nie stali w miejscu blisko siebie. Dzieliła ich odległość kilkunastu metrów na wypadek niespodziewanego ataku na któregoś z nich. Powiedzmy, taki środek zapobiegawczy większym kłopotom.
- Po co właściwie idziesz do Konoha, po za powrotem do wcześniejszego życia, rzecz jasna? – Sasuke zadał to pytanie tonem nie uznającym sprzeciwu.
Naruto zamyślił się. Nie był pewien, czy powinien mówić mu o swoich planach. W końcu, jak dobrze pamiętał, ten konkretny Uchiha jeszcze do niedawna był jego wrogiem, a teraz nagle postanowił na nowo zostać jego przyjacielem. Czy mógł powiedzieć o planie zabicia ostatniego znanego sobie człowieka odpowiadającego za jego utratę wspomnień? Albo o planie dyplomatycznego lub siłowego, to będzie zależało do tej drugiej strony, odbicia swojego szpiega? Na dokładkę był jeszcze trzeci poboczny powód. Czy powinien zdradzać pomysł oswobodzenia Kuramy z pod jarzma pieczęci Yondaime Hokage?? Teoretycznie, powinien teraz odkryć przed brunetem wszystkie swoje karty, ale jednak miał wątpliwości.
- Powiedz mu o planie uwolnienia mnie! – Nagle zażądał Kyuubi drapieżnie szczerząc kły. – Chcę zobaczyć jego minę, gdy się dowie, że już nie długo będę mógł osobiście mu odpłacić za wyrządzone nam krzywdy!
- No, nie wiem czy to znowu taki dobry pomysł. A jak będzie chciał mnie powstrzymać? Dobrze wiesz, jak ludzie potrafią reagować na myśl o spotkaniu z demonem w cztery oczy. – Naruto odparł nieco markotnym głosem. – Zwłaszcza, że nie jesteś byle jakim… demonem.
- Dziękuję, że tak o mnie myślisz. To takie pokrzepiające. – Lis się wzruszył. – Ekhm… Wracając do tematu. Niczym się nie martw. Jeśli będzie czegoś próbował, to będziemy się bronić. W obecnej sytuacji też mogę nieźle mu dokopać!
- Hahaha… Przekonałeś mnie. – Chłopak cicho się zaśmiał, po czym chciał udzielić odpowiedzi na zadane mu pytanie, jednakże nim jeszcze się odezwał, przed sobą w końcu dostrzegł upragniony cel podróży. Sasuke chyba też go dostrzegł, gdyż jak dotąd jeszcze nie zaczął domagać się odpowiedzi. I proszę! Całonocna gonitwa tylko się opłaciła. Co prawda, byli bardziej zmęczeni, niż normalnie, ale niczego nie żałowali. Na horyzoncie zamajaczyła im olbrzymia, wiecznie otwarta na oścież brama wioski Ukrytego Liścia.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz