poniedziałek, 26 lutego 2018

226. Plotka

Jeśli po przeczytaniu poniższej notki ktoś uzna, że zachowanie i przemyślenia Sasuke wydały się mu nazbyt naciągane, to proszę wybaczyć, ale nie potrafiłem wyrazić tego samego innymi słowami. Co do reszty, to mam nadzieję, że w większości przypadków akcja, jak zawsze, przypadnie do gustu i oczekiwań, względem fabuły. Pozdrawiam i życzę przyjemnego czytania. – Komentarze mile widziane.



<<< Chapter ukazał się 31 sierpnia 2013 roku >>>



Stali naprzeciw siebie w idealnej ciszy i mierzyli się poważnymi spojrzeniami, jakby za chwilę mieli wzajemnie się zaatakować. Czuło się miedzy nimi swego rodzaju napięcie, lecz do niczego nie dochodziło. Sasuke zdawał się czekać na odpowiedni moment do ponownego odezwania się, Naruto zaś zastanawiał się, co było takiego ważnego, że brunet postanowił porzucić bezpieczny dom swojego brata? Nie znając póki co odpowiedzi na postawione pytanie, wkrótce przeniósł wzrok na nieprzytomną dziewczynę. Biedactwo będzie bolała głowa i kark, gdy już się ocknie… Blondyn nieznacznie pokręcił głową z dezaprobatą dla tego czynu, po czym na powrót spojrzał na bruneta.
- To… Co jest tak ważnego, że na własne życzenie prosisz się, by Ci skopać dupę?
Uchiha skrzywił się słysząc zaczepną uwagę, lecz nie zareagował. Puścił ją mimo uszu, gdyż kłótnia w tym momencie nie była jego celem. Jego celem było uzyskanie odpowiedzi na dręczące go pytania.
- Chcę wiedzieć, jak zamierzasz zwrócić Itachiemu jego ramię?
- Nie zamierzam. – Odparł jinchuuriki nie obawiając się reakcji swego rozmówcy, który z kolei słysząc taką, a nie inną odpowiedź, naraz spochmurniał na twarzy.
- Wyjaśnisz mi, dlaczego nie?
- Bo nie wiem, jak? – Zamyślił się blondyn podchodząc do nieprzytomnej Kumi, którą delikatnie podniósł i wziął na ręce. Odwróciwszy się do Sasuke, posłał mu krótki uśmiech. – Tak. To chyba właściwa konkluzja.
I jakby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia zostawiając za sobą osłupiałego Uchiha. Prawdą było, że brunet spodziewał się usłyszeć zupełnie co innego, jakieś zapewnienie, ale z drugiej strony, w sumie nie powinien się niczemu dziwić. W końcu zrekonstruowanie ludzkiej kończyny, to nie lada wyzwanie… nawet dla kogoś takiego, jak Godaime Hokage. A właśnie, może powinien w takim razie udać się do Tsunade-sama i z nią o tym porozmawiać? Nie. Na razie będzie musiał się wstrzymać, gdyż wątpił, czy w ogóle chciałaby go wysłuchać. Wszakże nic jeszcze nie zrobił, by jakoś uregulować swoją przeszłość względem Konoha. Zatem pozostaje mu naciskanie Uzumakiego na znalezienie jakiegoś sposobu. Tylko, jakiego? – Sasuke szukał odpowiedzi, wyjaśnienia tej zagadki, gdy przypomniał sobie o Upiornych Łapiduchach. Oprzytomniawszy momentalnie wyskoczył na korytarz za blondynem i zaraz go dogonił, lecz już nie zatrzymywał. Szedł obok zadając kolejne pytania:
- A co z twoimi samurajami-medykami??
- Nie wiem. – Odparł Naruto nie zaszczyciwszy go nawet krótkim spojrzeniem. Chłopak poprawił chwyt pod kolanami i plecami niesionej kunoichi, po czym w zamyśleniu dodał coś od siebie: – Ale jak wrócisz do domu Itachiego, to myślę, że będziesz mógł poprosić Joganshę o wezwanie jednego z Łapiduchów i sam go o to wypytasz.
- A ty nie możesz tego zrobić?
- Co jest? Strach Cię obleciał po tej akcji pod główną bramą? – Zaśmiał się Naruto i nagle został złapany za ramię, obrócony o dziewięćdziesiąt stopni i gwałtownie pchnięty na pobliską ścianę. W chwili następnej poczuł na gardle zimną stal przystawionego kunai, a przed oczami ujrzał zeźlonego Sasuke:
- Nigdy więcej nie waż się sugerować, że się kogokolwiek boję! – Brunet wycedził przez mocno zaciśnięte zęby. – Mam już dosyć tego twojego kpienia sobie ze mnie! Jeszcze raz usłyszę coś podobnego, a nie ręczę za siebie! Czy to jest jasne!?
- Ale perspektywa spotkania twarzą w twarz z Kyuubim wywarła na Ciebie wrażenie.
Stwierdził Naruto nie wzruszony złowrogim tonem i groźbami przyjaciela, który już drugi czy nawet trzeci raz tego dnia nie wiedział, jak powinien zareagować. Wmawiał sobie, że się niczego, ani nikogo nie boi, ale czy aby na pewno tak było? Coś tam w jego wnętrzu krzyczało, że chyba jednak nie. Owszem, spotkań i ewentualnych potyczek z ludźmi, innymi shinobi się nie obawiał. Co więcej gardził wszystkimi w koło uważając ich za gorszych i słabszych od siebie, nie mogących równać się z potęgą Sharingana klanu Uchiha, ale… To wyzwanie było całkowicie odmienne od tych, do których się przyzwyczaił. Czy w takim razie „perspektywa spotkania twarzą w twarz z Kyuubim” rzeczywiście go wystraszyła?
Sasuke prychnął wściekle, puścił blondyna odsuwając się od niego o trzy kroki i ruszył przodem do wyjścia. Naruto w odpowiedzi chciał jeszcze go zatrzymać, dodać coś od siebie, by nieco bardziej rozjuszyć bruneta, ale jak otworzył usta, zaraz jednak je zamknął. Dobrze wiedział, kiedy i na ile może sobie pozwolić w drażnieniu tego konkretnego towarzysza. A na dziś chyba już wyczerpał pulę wolności i nieskrępowania w podobnym zachowaniu. Choć z drugiej strony, tak naprawdę, co go to obchodziło? Domyślał się, że Sasuke nic nie zrobi, jeśli puszczą mu nerwy, lecz nie był tak w stu procentach o tym przekonany.
- Wracasz do domu Itachiego? – Krzyknął blondyn do oddalającego się bruneta. Gdy tamten nie zareagował i się nie zatrzymał, jinchuuriki skumulował odrobinę chakry demona i sekundę potem pojawił się koło zaskoczonego Uchiha dopadając go przy wyjściu. – Zadałem Ci pytanie.
- Tak, tak! Czego chcesz!?
- Weź ze sobą Kumi. Nim pójdę do Hokage, muszę coś jeszcze załatwić, a ona by mi tylko przeszkadzała. Po za tym, jesteś jej to winien.
Rzekł Uzumaki i wepchnął śpiącą medyczkę w ręce protestującego przyjaciela, który za chwilę umilkł przypatrując się niewinnemu wyrazowi twarzy Nemoto. Coś mu podpowiadało, że chyba powinien się nią zaopiekować, skoro sam się przyczynił do jej… omdlenia. Ale z drugiej strony, dlaczego nagle miałby się nią przejmować? Co ona go obchodziła? Przecież jej nie znał. Dopiero, co ją poznał… choć o poznaniu się mówić tu nie można. Jak tylko ją zobaczył, zaraz nikczemnie zaszedł ją od tyłu i znokautował w kark. Tak perfidnie. Brutalnie. Bez ostrzeżenia. – Chikushō! – Chłopak zaklął w duchu. Że też akurat teraz musiało ruszyć go sumienie.
Jinchuuriki tym czasem dawno już się odmeldował. Nie czekając na akceptację Sasuke, złożył przed sobą dłonie i zniknął w chmurze białego dymu. Sekundę potem pojawił się pod wejściem do baru Ichiraku Ramen, pierwszym miejscem jakie przyszło mu na myśl, po czym nie bacząc na wytykających go palcem zaskoczonych i zszokowanych mieszkańców Konoha, ruszył szukać swojego domu.
* * *
Sala Narad w budynku administracyjny wioski Ukrytego Liścia to pomieszczenie służące do spotkań Hokage ze Starszyzną i przywódcami wszystkich klanów oraz przedstawicielami poszczególnych grup shinobi, gdy wiosce zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo. Jak dotąd, od dwudziestu lat jej drzwi były szczelnie zamknięte, gdyż nie było powodu, by zwoływać tak ważne zebrania. Lecz dziś w końcu znalazł się taki powód i już od kilku godzin oddział sprzątaczek pucował podłogę, ściany oraz meble tam się znajdujące. Kiedy wkrótce w wejściu pojawiła się Tsunade z tak ponurym wyrazem twarzy, że wszystkie przeszył po plecach lodowaty dreszcz, szybko dokończyły swoją pracę i jeszcze szybciej wyszły, krótko się kłaniając z wyraźnym szacunkiem. Kobieta w zamyśleniu odruchowo skinęła im głową, po czym zaczekała, aż zamkną za sobą drzwi. Następnie z wolna podeszła do swojego miejsca przy stole o owalnym kształcie blatu i na wyprostowanych rękach oparła się o górną krawędź oparcia fotela, zapatrując się przed siebie na wejście.
Wciąż miała przed oczami rozmowę z przed kilku godzin, jaką odbyła w swoim biurze z szarowłosym jouninem, Kakashim. Kiedy usłyszała, że Naruto może planować uwolnienie Kyuubi no Kitsune, z początku nie chciała temu wierzyć. Bo… Choć była to tylko plotka, to i tak nie mieściło się to w głowie! Dlaczego miałby to zrobić? Czy jego współpraca z lisem rzeczywiście była już na tak zaawansowanym etapie, jak sam twierdził te dwa lata temu? Tsunade wciąż nie miała potwierdzenia, czy na pewno tak było. Kyuubi w końcu, jakby nie patrzeć, to przebiegła i wredna bestia, która zawsze tylko szukała sposobu na wyrwanie się spod jarzma pieczęci Yondaime. Czyżby teraz wreszcie nadarzyła się okazja na zrealizowanie tego… planu? I tu znowu Hatake się odezwał sugerując, że Naruto może działać wbrew sobie. Czyli, że może być kontrolowany przez swojego demona. Kiedy o tym usłyszała, w bezwarunkowym odruchu chciała zaprotestować i zrugać jounina za takie myślenie, ale się powstrzymała. Bo jaką miała gwarancję, że tak nie było? No właśnie. Nie miała nic, co by sprawiało, że takie myślenie stawało się śmieszne. I dlatego teraz czekało Tsunade trudne zadanie powiadomienia, kogo trzeba, o możliwym zbliżającym się niebezpieczeństwie. Musiała to zrobić, nawet, jeśli była to na razie tylko niepotwierdzona plotka. Postronny słuchacz raczej powiedziałby… wierutna bzdura.
Godaime westchnęła ciężko oczyszczając umysł z czarnych myśli i wtem po sali rozeszło się echo pukania w dwuskrzydłowe drzwi.
- Proszę wejść. – Odezwała się lekko spiętym głosem.
Drzwi ustąpiły i przez próg zaczęli w chodzić kolejno Hyūga Hiashi, Nara Shikaku, Yamanaka Inoichi, Akimichi Chōza, Aburame Shibi i Inuzuka Hana w zastępstwie swojej matki, której akurat nie ma w wiosce, zaś minutę po nich weszli Morino Ibiki, Maito Gai, Hatake Kakashi, Umino Iruka oraz na końcu białowłosy pustelnik Jiraiya. Każdy kłaniał się każdemu, jednocześnie wymieniając uprzejmości i ciche domysły na temat tego zebrania. Co więcej, wszyscy w równym stopniu dziwili się, że przywódczyni wioski wezwała ich w tak licznym gronie. Zwłaszcza, że spotykali się nie w jej biurze, a w miejscu, gdzie ostatnio widzieli się na rozmowie z Yondaime i Sandaime Hokage. To było dwadzieścia lat temu. W dniu ataku Kyuubiego na Konoha.
Tsunade cierpliwie zaczekała, aż wszyscy zajmą swoje miejsca, a gdy już to nastąpiło, szepty ustały i wszystkie spojrzenia na niej spoczęły, sama wstała by lepiej ją widzieli i tymi o to słowami się do nich zwróciła:
- Drodzy koledzy i koleżanki. Wezwałam Was dziś na to zebranie, gdyż zaszły pewne niepokojące wydarzenia, o których postanowiłam się z Wami podzielić już teraz. Choć to dopiero plotka i nie wiem, czy rzeczywiście kiedykolwiek do tego dojdzie, ale…
- No powiedz wreszcie, o co biega? – Przerwał jej Jiraiya bez ogródek włażąc w słowo czym sprawił, że kobieta cała poczerwieniała ze złości, lecz nie wybuchła. W odpowiedzi policzyła w myślach do dziesięciu i głośno westchnęła.
- No dobra. Kto już wie, że do Konoha Sasuke Uchiha przybył?
- Co!? Ten śmieć tu jest!? – Oburzył się Hiashi. – Jak on śmiał się tu pokazać!
- Czy już go aresztowano? – Dodał Inoichi.
- Nie. Uzumaki Naruto nam na to nie pozwolił. – Odparł Hatake i wszyscy na raz rzucili mu zszokowane spojrzenia.
- Na-Naruto? – Jęknął żabi Sannin wyraźnie blady na twarzy.
- Naruto? To on jednak żyje?? – Zdziwił się Shikaku i jak pozostali zwrócił pytające spojrzenie na blondynkę. – Kiedy przybył do wioski? I co to znaczy, że nie pozwolił na aresztowanie Uchiha Sasuke??
- Już tłumaczę. – Medyczka usiadła na swoim miejscu i splotła palce dłoni przed nosem, łokcie opierając na podłokietnikach, po czym zapatrzyła się przed siebie w tylko sobie znany punkt. – Tak. Naruto żyje, choć jego pamięć szwankuje, przez co nie do końca może chcieć z nami współpracować. A o pojmaniu Sasuke na razie powinniśmy zapomnieć. Naruto zagroził, że jeśli spróbujemy to zrobić, to tak, jakbyśmy wypowiedzieli mu wojnę. Tyle na razie wiem.
- Jakbyśmy wypowiedzieli mu wojnę? – Powtórzył Chōza niedowierzającym tonem. – Ale dlaczego? Przecież Uchiha Sasuke to przestępca klasy S. Dlaczego Naruto postanowił go przed nami bronić? Czy zawiązała się między nimi jakaś nić porozumienia? O co tu chodzi?
- Tego nie wiem. Jeszcze się z nim dziś nie widziałam. – Przyznała Tsunade i dodała. – Ale nie ta część złych wieści była powodem zwołania tego zebrania.
- To jest coś jeszcze gorszego?? – Tym razem jęknął dotąd milczący Gai.
- Niestety. Jeden z naszych strażników, Kotetsu Hagane, był świadkiem rozmowy Naruto i Sasuke dziś rano pod główną bramą. Uzumaki podobno powiedział, że zamierza uwolnić Kyuubi no Kitsune.
Gdy to tylko powiedziała, w Sali Narad zapanowała nienaturalna, grobowo złowieszcza cisza. Wszyscy, za wyjątkiem Hatake, który swoje osłupienie już strawił, wpatrywali się w Hokage szeroko otwartymi oczami, od postaci zaś ziało bezgranicznym szokiem. Tego, to nikt się nie spodziewał usłyszeć. Coś takiego każdego zwaliłoby z nóg, zmroziło mu krew w żyłach i zjeżyło włosy na głowie. A nie było to byle co.
- Przepraszam, co chce zrobić!? – Ponownie uniósł się Hyūga. – Czy ten gówniarz do reszty zgłupiał!? Dajcie mi z nim porozmawiać, to zaraz mu ten pomysł z głowy wybiję!
- Uspokój się, Hiashi-sama. – Odezwał się Nara i zaraz spojrzał na Piątą. – Hokage-sama, czy istnieje możliwość, że Naruto tylko chciał w ten sposób nastraszyć Sasuke lub coś w ten deseń i nie powinniśmy brać jego słów na poważnie??
- Nie wykluczone, że to było tylko przekomarzanie się, ale przypominam, że nie wiemy, co się działo z Naruto przez ostatnie dwa lata. – Odparła medyczka. – Nie wiemy też, na jakim etapie są relacje Naruto z zapieczętowanym w nim Kyuubim. Dlatego nie mogę pozwolić, by ta plotka została potraktowana, jak coś niegroźnego
- Rozumiem, Godaime-sama.
- To, co w takim razie mamy robić? – Spytała Hana i znowu nastała dobijająca cisza.
* * *
W czasie, jak przywódczyni wioski Ukrytego Liścia zastanawiała się nad wydaniem odpowiednich rozkazów, Naruto po godzinie kręcenia się bez celu w końcu dotarł pod adres, który tylko szczątkowo zachował mu się w pamięci. Obejrzawszy cały dom do koła, czy nikt obcy przypadkiem tu nie zamieszkał i nie doszukawszy się niczego podejrzanego, po pięciu minutach zdecydował o wejściu do środka. Lecz, jak nacisnął klamkę, to drzwi nie ustąpiły. Były zamknięte na klucz. Wydało mu się to trochę dziwne, bo nie przypominał sobie niczego, co by mu powiedziało, czy je zamknął, jak tu był ostatnim razem. Co prawda, przez utratę wspomnień miał prawo tego nie pamiętać, dlatego też za chwilę na szybko się rozejrzał, po czym nieco naparł na drzwi całym ciężarem swojego ciała. Coś zazgrzytało, coś pękło… i drzwi w końcu ustąpiły. Kiedy przekraczał próg był przekonany, że zastanie tam syf, jaki można tylko znaleźć w stajni Augiasza, tu natomiast wszystko wręcz lśniło od czystości. W powietrzu zaś unosił  się delikatnie, acz przyjemnie drażniący nozdrza zapach świeżych kwiatów wiśni. Lekko tym oszołomiony, zaraz doprowadził się do porządku i jak przystało na w miarę dobrze wychowanego człowieka, przy wejściu zostawił wysłużone obuwie shinobi. – Czy to na pewno jest mój dom? – Przemknęło mu przez myśl, gdy zaglądał do wypełnionej po brzegi jedzeniem lodówki. Nie znajdując odpowiedzi na postawione pytanie, obojętnie wzruszył ramionami i pewnym krokiem ruszył na górę do swojego pokoju. Jeszcze tam nie dotarł, a już na schodach zaczął się rozbierać z zamiarem wskoczenia pod prysznic. Musiał się odświeżyć. Zmyć z ciała brudy minionych dni, które spędził wciąż się przemieszczając.
Ciepła, rozkosznie rozluźniająca woda spływała po jego głowie, ramionach, plecach, klatce piersiowej i dalej ku stopom. W jednym momencie całe napięcie mięśni i wszystkie zmartwienia oraz niepożądane myśli uchodziły w siną dal relaksując go do maksimum. Czuł się dobrze do tego stopnia, że jeszcze chwilę postał z głową zanurzoną pod wodospadem, gdy nagle przypomniał sobie, że ma tego dnia jeszcze coś do załatwienia. Parszywe poczucie obowiązku. Z małymi oporami chłopak szybko zakręcił kran, wyszedł z kabiny i dokładnie wytarł ciało w różowy ręcznik, jaki znalazł w pobliskiej szafce. Nie zastanawiał się nawet, skąd taki ręcznik w jego łazience, gdyż jego puszystość i świeży zapach rekompensowały całe zniesmaczenia wywołane tym faktem. Następnie, niczym nie skrępowany, jak Pan Bóg go stworzył przeszedł do pokoju, gdzie w szafie znalazł… no właśnie, dwa rodzaje ubrań. Pierwsza grupa ewidentnie należała do niego, w co błyskawicznie się odział włącznie z ciemno-zieloną kamizelką jounina Konoha. Dopiero teraz czuł, że naprawdę wrócił do dawnego życia, a przynajmniej zrobił ku temu kolejny krok, ale zaraz ponownie spojrzał na sprawę drugiej grupy ubrań. Na kilku pułkach leżały skrzętnie poskładane i ułożone, po kilka par… różowa, zapinana bluzka bez rękawów, getry, coś w rodzaju spodenek, czarne rękawiczki i również czarne nagolenniki. Na podłodze szafy zaś ustawione były ze trzy pary butów na lekko podwyższonym obcasie.
Taki zestaw bezzaprzeczalnie należał do kunoichi lubiącej wygodę i nieskrępowanie, ale kim była? Czy to ktoś, kogo już znał? I co jej rzeczy robiły w jego domu? Uzumaki poczuł nieprzyjemny ucisk w głowie. Taki sam, jaki towarzyszył mu zawsze, gdy usilnie próbował przypomnieć sobie coś ważnego, a co nie chciało do niego wrócić. I wtem usłyszał w głębi duszy znajomy pomruk, który mógł świadczyć o tym, że Kurama chciał z nim porozmawiać. W momencie, gdy miał się pojawić przed klatką demonicznego przyjaciela, odpowiedź na postawione przed sekundą pytania pojawiła się mu przed oczami, jak grom z jasnego nieba:
- To… Sakura…-chan!?



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz