Jeśli
pierwszy raz jesteś na moim blogu i jeszcze tego nie wiesz… lub jesteś już jego
stałym bywalcem, ale nie pamiętasz, to informuję, że w poniższej notce
fragmenty napisane wyłącznie kursywą stanowią wspomnienia bohatera. Mam
nadzieję, że nikt się nie pogubi w fabule i będzie czerpał z niej tyle samo
rozrywki, co zawsze. – Komentarze mile widziane i pożądane!
<<< Chapter ukazał się 28
września 2013 roku >>>
Kiedy się obudził, nie wiedział, co się właściwie stało i
jak się tutaj znalazł, i nie mógł się teraz nad tym wszystkim długo
zastanawiać, bo nagle usłyszał czyjeś kroki dobiegające zza zamkniętych drzwi.
Nie wiele myśląc, czym prędzej zerwał się z łóżka i przeszedł w cień pod
ścianę, że po chwili wchodząca do środka osoba go nie zauważyła. Był to
mężczyzna w podeszłym wieku, który widząc puste posłanie, niezmiernie się
zdziwił i wtem blondyn się ujawnił zachodząc go od tyłu. Nieznajomy odwrócił
się, a chłopak złapał go za gardło i brutalną siłą cisnął na materac, że tamten
boleśnie jęknął, kiedy uderzył plecami o krawędź obramowania łóżka.
- Kim do cholery jesteś!? – Warknął pół nagi niebieskooki.
- Spokojnie. Nie jestem twoim wrogiem.
- Gdzie ja jestem!? Co to za miejsce!?
Blondyn ponownie krzyknął nie popuszczając krtani mężczyzny,
który w ogóle nie wydawał się przestraszony jego wzburzeniem i wtem Naruto
poczuł silne zawroty głowy, które dosłownie zwaliły go z nóg. Siwowłosy
momentalnie to wykorzystał i się uwolnił, jednocześnie pomagając osłabionemu
chłopakowi ponownie się położyć.
- Już dobrze. Jestem twoim przyjacielem. – Odezwał się po
chwili podając blondynowi szklankę z wodą. – Czy pamiętasz, kim jesteś?
- N-nie. – Niebieskooki dopiero teraz sobie to uświadomił. –
Nic nie pamiętam.
Kilkanaście dni później wreszcie przestał odczuwać wciąż
powtarzające się bóle głowy i w końcu wstał z łóżka, lecz jak się ubrał w
przyniesione mu odzienie i stanął przed lustrem, to tak już od kilku godzin z
pod niego nie odszedł. Wpatrywał się nieodgadnionym spojrzeniem w swoje ponure
oblicze i nieprzerwanie zadawał sobie tylko jedno pytanie.
- Kim jestem? – Lecz odbicie milczało. – Jeśli wiesz, kim
jestem, to przestań się ze mną bawić i powiedz to wreszcie!
Ale krzyki w niczym tu nie pomagały. Pustka w głowie stawała
się nie do zniesienia. Z każdą godziną pojawiały się nowe pytania, ale bez odpowiedzi.
I wtedy właśnie usłyszał w głowie dziwny, złowrogo brzmiący pomruk. Z początku
nie wiedział, co to było, ale jak tylko zapadł się w ciemności własnej duszy i
stanął przez pozłacaną klatką, momentalnie doznał olśnienia. Istota, która
chwilę potem się przed nim ujawniła, niskim i władczym głosem opowiedziała, że
był Jinchuuriki potężnego Bijuu w świecie ludzi zwanego Kyuubi no Kitsune.
Demon również przypomniał mu, jak się nazywał i, że był wojownikiem ninja… ale
po za tymi, można by rzec, nic nieznaczącymi szczegółami, Lis sam nie potrafił
powiedzieć, co się właściwie stało.
- I co teraz?
- Niech pomyśle. Hmm. – Kyuubi przymknął ślepia w
geście zamyślenia. – Na początek mógłbyś skończyć z biadoleniem i dowiedzieć
się, gdzie jesteśmy, i kim są ludzie, co się tobą zaopiekowali. Gdy już
ustalisz te dwa fakty… wróć tu, a powiem Ci, co zrobimy.
Blondyn powrócił umysłem do otaczającej go rzeczywistości
akurat, jak do pokoju weszła żona siwowłosego gospodarza. Uśmiechnęła się
widząc go na nogach i podeszła do stolika, gdzie na blacie postawiła tacę z
jedzeniem. Uzumaki odwzajemnił uśmiech i zaraz postąpił, jak mu Kyuu poradził.
Nawet przez chwilę się nie wahał z zadawaniem pytań i uzyskiwaniem odpowiedzi,
a słowa lisiego demona, choć wydały się mu wypowiedziane rozkazującym tonem, to
w żadnym wypadku nie przeszkodziły w działaniu.
~ ~ ~ ~
Naruto ocknął się
nagle i rozejrzał do koła. Znajomy dywan. Znajome meble. Znajomy fotel, na
którym siedział. Znajdował się w salonie w swoim domu w Konoha Gakure no Sato,
a to, co przed chwilą widział, było kolejną retrospekcją jego pierwszych chwil
zaraz po przebudzeniu w obcym miejscu, w obcym kraju. Początki tego chorego
koszmaru, który jeszcze się nie skończył.
- Kami-sama… – Jęknął
żałośnie pocierając skronie.
- Znowu śniłeś o tym samym? Biedaku… który
to już raz?
- To nic. – Blondyn wstał z miejsca i
rozprostował plecy. Następnie spojrzał przez okno i się zdziwił. Ulica była już
pusta, a niebo ciemnogranatowe, niemal czarne. Czyżby czekanie nie powrót
właścicielki ubrań z szafy tak go znużyło, że się zdrzemnął? Najwyraźniej.
- Jesteś pewien? – W głowie demona
pobrzmiewały wątpliwości.
- Naprawdę, nic mi nie jest, ale dziękuję, że
się o mnie martwisz, Kurama.
Tym razem demon nic
już nie odpowiedział, nawet nie mruknął czy burknął, ale Naruto dobrze
wiedział, że jego zapewnienia wcale lisa nie uspokajały. Tylko dlaczego Kyuubi
aż tak się o niego martwił? Coś niewątpliwie było na rzeczy, ale co? Tego to
już nie wiedział, choć miał pewne podejrzenia. Ale z drugiej strony, te
przypuszczenia były, krótko mówiąc, chore. Kurama i on…?? Nieee! To absurd.
Tak! Totalna bzdura. Lis nigdy nie zniżyłby się do tego poziomu. On również,
zwłaszcza, że miał dziewczynę. Być może nawet narzeczoną, choć ta opcja nie
była taka pewna. Sakura wszakże mogła znaleźć sobie kogoś nowego. Kogoś…
- Nawet nie waż się tak myśleć! –
Kyuubi nagle przerwał milczenie. – Nie
wiesz tego, a dołowanie się w niczym tu nie pomoże!
- To prawda, ale co, jeśli mam rację?
- A widziałeś tu jakieś oznaki bytności
innego przedstawiciela męskiej płci!? – Blondyn był zaskoczony
niespodziewanym wzburzeniem demona. Co go tak zdenerwowało? Czyżby całe to…
gdybanie?
- Nooo… nie. Nie znalazłem żadnych śladów,
lecz to nie znaczy, że nikt taki tu do niej nie przychodził. – Chłopak mimo
wszystko pozostawał spokojny. Nowa kłótnia o nic, to ostatnia rzecz, jakiej
teraz mu trzeba. – Lecz od dziś się to
zmieni. Żyję i wróciłem do domu, i jeśli jakiś koleś nagle się tu zjawi i
zacznie do niej przystawiać, to wykopię go stąd na zbity pysk!
- I skończysz wreszcie z tym gdybaniem!?
- A więc, o to chodzi! – Naruto wybuchnął
śmiechem, wszystko już rozumiejąc. – Wściekasz
się, bo ciągle powtarzam swoje obawy i domysły odnośnie losu ukochanej, i to Ci
tak przeszkadza??
Kurama w odpowiedzi
zacisnął zęby i nic już nie powiedział. Ani nie potwierdził, ani tym bardziej
nie zaprzeczył, lecz jego jinchuuriki wiedział, jaka była poprawna odpowiedź.
Właśnie przez to „gdybanie” lisi demon cały czas dziwnie się zachowywał. Był
jakiś spięty. Sztywny. Zestresowany. Podenerwowany. A przynajmniej tak właśnie
myślał Uzumaki.
* * *
Za oknem było już
ciemno, a ona wciąż tu tkwiła. W szpitalu. Co prawda, za pięć minut kończyła
dyżur, ale i tak miała tego miejsca powyżej uszu. Na dzień dzisiejszy
wyczerpały się jej baterie życzliwości i ogólnego dobra, zwłaszcza, że inne
pielęgniarki przez cały dzień nie szczędziły jej ciętych uwag. Niby Tsunade-sama
powiedziała, żeby się niczym nie przejmowała, ale ciągłe słuchanie głodnych
komentarzy każdego w końcu doprowadziłoby nad skraj wytrzymałości. I różowowłosa
tak właśnie się teraz czuła. Psychicznie wyczerpana.
- Dobrze się dziś
spisałaś, Sakura. – Pielęgniarka w recepcji złośliwie się uśmiechnęła. – Nikt nie
stracił życia, a to już jakiś sukces.
Kobieta wybuchła
śmiechem, zawtórowało jej kilka innych lekarek, lecz zielonooka ich nie
słuchała. Działała automatycznie. Podpisała tylko gdzie i co trzeba, obróciła
się na pięcie i czym prędzej wyszła na świeże powietrze. Było jej gorąco.
Duszno. Musiała czym prędzej się przewietrzyć. Musiała jakoś odreagować. Gdzieś
wyładować negatywne emocje, jakie w tej chwili nią targały. Dlatego też, jak
tylko jej stopa zetknęła się z ulicą przed szpitalem, naraz przyspieszyła
kroku. Za najbliższym rogiem skumulowała chakrę w podeszwach butów, odbiła się
od ziemi i wskoczyła na szczyt pobliskiego domu. Długimi szusami po dachach w
kilka minut przemieściła się w pobliże swojego domu, choć nie miała w planach
jeszcze tam wracać. Wpierw musiała coś zdemolować. Wyżyć się i wtem, kątem oka
dostrzegła jakiś blask bijący od strony domu. Zdziwiła się trochę, bo nie
przypominała sobie, aby zostawiła włączone światło w salonie i naraz przyszła
jej do głowy inna myśl. Otóż, to mógł być prawowity gospodarz, który wreszcie się
pokazał. Który wreszcie wrócił.
Sakura momentalnie
zapomniała o trawiącym ją wzburzeniu i się rozchmurzyła. Niemal poczuła łzy
szczęścia ściekające jej po policzkach, lecz żadnej jeszcze nie uroniła.
Wszakże nie powinna dzielić skóry na niedźwiedziu, bo światło w salonie mogło
znaczyć też coś zupełnie innego. Na przykład mógł to być złodziej, ale
przemyślawszy ten pomysł raz jeszcze doszła do jasnego wniosku. Jeśli to był
włamywacz, to albo miał nie równo pod sufitem napadając ten konkretny dom, albo
po prostu nie wiedział, kto tam mieszkał. Tak czy siak, nie mająca ochoty na
niespodzianki medyczka szybko zakradła się pod najbliższe okno, zajrzała do
środka z rosnącą nadzieję i się zawiodła. Pomieszczenie było puste. Chwila
zastanowienia i zaraz pojawiło się kolejne podejrzenie. Kimkolwiek był, pewnie
poszedł zwiedzić pięterko. – O nie, panie
Złodzieju, tak łatwo mnie nie ograbisz! – Przemknęło jej przez myśl, kiedy
bezszelestnie otwierała drzwi wejściowe. Następnie w jej dłoni zabłyszczał
kunai wyciągnięty z górnej szuflady komódki stojącej przy wejściu, kiedy mijała
wejście do salonu i wtem ktoś złapał ją za ramię. Obrócił o sto osiemdziesiąt
stopni i dość mocno przycisnął plecami do poręczy schodów samemu przystawiając swoje
ostrze do jej gardła. Kunai w dłoni Haruno naraz upadł na podłogę z
charakterystycznym hukiem wbijając się w deski, sama zaś zbladła przerażona
widząc parę demonicznych oczu przewiercających ją na wskroś. Uczucie strachu
dodatkowo potęgowała idealnie wypolerowana klinga samurajskiego miecza przy
krtani.
- Na-Naruto??
Jęknęła zachrypniętym
głosem, lecz blondwłosy napastnik nawet nie drgnął. Tylko patrzył i milczał, a
ich twarze dzieliły centymetry. Tyle razy marzyła o tej chwili. Śniła o niej od
dwóch lat. Wyobrażała sobie dogodne scenariusze, rzecz jasna bez broni na szyi,
ale i tak była… szczęśliwa. Jednakże po chwili mina jej zrzedła, gdyż
przypomniała sobie o amnezji chłopaka, a ta mogła stanowić bardzo poważny
problem. Strasznie się tego obawiała. Że jej nie pozna, gdy w końcu wróci i obawa
chyba się spełniła. Nie poznawał jej, w dodatku był jakiś obcy. Zimny. Inny. I
te jego czerwone o pionowych źrenicach oczy. Wiedziała, do kogo należały, ale w
tym momencie nie było ważne, dlaczego miał takie, a nie normalne. Błękitne.
Ważne było, jak się wykaraskać z tej krępującej sytuacji? Wpierw powinna go
zapewnić, że nie jest jego wrogiem. Potem się mu przedstawi i spróbuje, by
sobie wszystko przypomniał.
Sakura otworzyła
usta, by się odezwać. Jakoś zacząć rozmowę i wtedy blondyn zrobił coś, czego
ona się nie spodziewała. Gwałtownym ruchem odsunął miecz od jej szyi, odrzucił
go na bok, po czym złapał ją oburącz za policzki i wpił się ustami w jej
rozchylone wargi. W pierwszej chwili zaskoczona nie wiedziała, jak zareagować,
ale po trzech sekundach się zreflektowała i oddała pocałunek, który trwał i
trwał, i trwał. Był długi, pełen namiętności i niepochamowanej żarliwości, aż
obojgu zaczęło brakować powietrza. A gdy już się od siebie odkleili, na
twarzach spoceni, ciężko oddychający przez kolejne minuty tylko patrzyli sobie
głęboko w oczy. Naruto pierwszy opanował mocno bijące serce i się odezwał:
- Czy mi kiedykolwiek
wybaczysz, że tak nagle… zniknąłem, Sakura-chan?
- Ty… To ty mnie
pamiętasz?? – Nie wierzyła własnym uszom. Czyżby plotki o amnezji chłopaka były
przesadzone? Coś tu nie grało.
- Oczywiście, że Cię
pamiętam! – Naruto udał obrażonego, jednakże zaraz szeroko się uśmiechnął. Tak,
jak dawniej miał w zwyczaju to robić. – Jak mógłbym Cię nie pamiętać? Mojego
słodkiego kwiatka wiśni!
Medyczka poczuła, jak
policzki jej czerwienieją pod usłyszanym komplementem i żeby blondyn niczego
nie zobaczył, zaraz rzuciła mu się na szyję i ponownie czule pocałowała. Tym
razem również ich języki szaleńczo tańczyły, aż zabrakło powietrza. A gdy po
raz kolejny patrzyli sobie w oczy próbując złapać oddech, Sakura popadła w
zamyślenie. Skoro o niej pamiętał, to dlaczego wrócił dopiero teraz? Co go
powstrzymało? Miała tyle pytań, że mogłaby go całą noc nimi zanudzać, ale musiała
spokojnie to rozegrać. W końcu nie chciała się wdawać w nikomu niepotrzebną
kłótnie, bezpodstawnie o coś oskarżając, bo mogłaby znowu go stracić.
- Czy… Czy mogę o coś
spytać?
- Pewnie. O co
chodzi?
- Umm… Skoro o mnie
pamiętałeś, to czemu musiałam czekać na twój powrót bite dwa lata? Co Cię
powstrzymywało przed wcześniejszym powrotem i o co tak naprawdę chodzi w tej
plotce, że masz amnezję?? – Spytała, choć dobrze wiedziała, że pytanie o to
wszystko teraz było złym posunięciem. Ale ona musiała to wiedzieć. Musiała
poznać prawdę.
Reakcja Naruto była
natychmiastowa. Uśmiech znikł z jego twarzy. Zmarszczył brwi, spoważniał, wręcz
spochmurniał, a to tylko wystraszyło Haruno. Nie wiedziała, co jej zaraz
odpowie, ale już się tej odpowiedzi bała. Choć w to nie wierzyła, to zaczęła
sobie wyobrażać, że jej powie coś w stylu – „Musiałem od Ciebie odpocząć” – czy
jakoś tak. Wiedziała, że to były bzdury, ale jakoś nie mogła przestać w ten
sposób o tym myśleć. Odpowiedź, jaką chwilę potem usłyszała, nie tyle była z goła
inna, co wielce tajemnicza.
- To długa historia,
Sakura.
* * *
Poznawszy odpowiedzi na zadane pytania wiedział już, że starzy
gospodarze, którzy się nim zaopiekowali, byli prostymi ludźmi żyjącymi z uprawy
ryżu na polu swojego Pana, Lorda Feudalnego. Ich dom znajdował się w
przygranicznej wiosce o nazwie Namida no Sato[1] w Kōtetsu no Kuni,[2] który notabene był
bliskim sojusznikiem i partnerem w stosunkach handlowych z krajem Żelaza.
Naruto dowiedział się także, że znalazł i przyniósł go tutaj jeden z okolicznych
myśliwych. Podobno był ciężko ranny, niemal na skraju życia i śmierci, lecz po
kilku dniach od znalezienia, wszystkie jego rany zniknęły. Nikt nie wiedział,
jak do tego doszło i nikt też nie zadawał zbędnych pytań. Zwłaszcza, że blondyn
przez długi okres czasu nie odzyskiwał przytomności umysłu. Jego zawieszenie w
próżni trwało bite cztery miesiące. Kiedy o tym usłyszał, nie wiedział, czy się
śmiać czy płakać. Wszakże po przebudzeniu nie wiedział tak wielu rzeczy. Na
szczęście obecność Kyuubiego odrobinę zrekompensowała stracone wspomnienia,
lecz to mu nie wystarczyło.
W przeciągu kolejnych tygodni Naruto na wszystkie możliwe
sposoby próbował sobie cokolwiek przypomnieć, lecz chodzenie do miejscowego
medyka, zażywanie jego dziwnych specyfików oraz wykonywanie skomplikowanych
ćwiczeń umysłowych nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Po upłynięciu dwóch
miesięcy do Namida no Sato przybył posłaniec tutejszego Daimyo z wiadomością,
żeby blondyn stawił się w jego włościach. Było to trochę dziwne. Czemu czekali
tyle czasu z tym „zaproszeniem”, lecz nie to było w tym momencie ważne.
Ważniejsze było, czego od niego chcieli? Odpowiedź, jaką Uzumaki uzyskał po
dotarciu na miejsce była bezpośrednia propozycja pracy, jako majcher[3], jak to określił jeden
z doradców i bliski przyjaciel przywódcy kraju Stali. Zmęczony szukaniem
sposobu na odzyskanie wspomnień, chłopak bez cienia zawahania się zgodził. W
końcu, i tak nie widział lepszej alternatywy.
Wtedy też otrzymał nowe shinobi shozoku[4] oraz wyposarzenie,
jakie przy nim znaleziono za pierwszym razem i tak oto zaczęła się pierwsza,
nowa przygoda. Początkowe tygodnie były dosyć ciężkie. Zapomniawszy cześć
umiejętności ze sztuk walki taijutsu i ninjutsu, Naruto w wielu sytuacjach
musiał polegać na pokaleczonej zręczności w posługiwaniu się mieczem, kunaiem
czy shurikenem. Swoje cele starał się zabijać szybko i z zimną krwią, lecz
czasem jego ofiary nie tak łatwo żegnały się z życiem. Wtedy przychodził czas
na małe improwizowanie, co zazwyczaj kończyło się powolnym umieraniem w
męczarniach…
~ ~ ~ ~
Dwudziestolatek
zrobił pauzę w opowieści, dając słuchającej go Sakurze do zrozumienia, że nie
zamierza rozwodzić się nad szczegółami tego „improwizowania”. Sam również wolał
tego nie wspominać, gdyż nie były to chwalebne momenty w jego karierze kyōshu.[5]
Siedzieli na kanapie
w salonie, gdzie było im znacznie wygodniej i przytulniej, niż w przedpokoju
pod schodami. Korzystając z przerwy, jinchuuriki poszedł za potrzebą, zaś
medyczka w tym czasie przygotowała kolację i dużo herbaty. Wiedziała, że tej
nocy znowu nie zmruży oka i to nie z powodu użalania się nad sobą czy też,
tęsknoty za ukochanym, a za sprawą nad wyraz interesującego „zeznania”. Tyle już
razy się zastanawiała, dlaczego Naruto nie od razu wrócił do domu, że jak teraz
o tym usłyszała, to wprost nie wierzyła własnym uszom. A to jeszcze nie był
koniec historii. Sakura dobrze to wiedziała. By być tego pewną, wystarczyło jej
tylko spojrzeć w oczy blondyna. Dlaczego, kiedy i jak zmieniły swoją postać? Co
takiego się tam wydarzyło, że nie wracały do swojego naturalnego wyglądu?
Pytania, pytania i pytania. Miała ich już dość, ale nic nie mogła na to
poradzić. Wszakże jej ciekawość jeszcze nie została zaspokojona.
~ ~ ~ ~
…Mijały kolejne tygodnie, a Naruto wykonywał misje, za które
dostawał często bardzo sowite wynagrodzenie. Co prawda, nie wiedział, co robić
z całą tą gotówką, lecz z jakiegoś względu nikomu jej nie rozdawał. Wszystko
pakował do ogromnego kufra, którego dzień i noc pilnowało dwóch Upiornych
Zbrojnych lub dwóch Upiornych Weteranów… A właśnie. Kiedy odzyskał swoje
„rzeczy”, w chwili dotknięcia klingi samurajskiego miecza otrzymał mentalne
uderzenie, dzięki któremu odzyskał wspomnienie o podległej mu armii samurajów,
lecz to i tak nie wiele zmieniło. Owszem, wielokrotnie wykorzystywał żołnierzy
do odwalania roboty za niego, czasem załatwiając za jednym zamachem
kilkanaście, a nawet, kilkadziesiąt zadań. I nikt nie wnikał, jakim cudem rezultaty
z jego pracy były na tak wyśmienitym poziomie. Ważne było, że przeciwnicy i
wrogowie Lorda Feudalnego kraju Stali dawno już gryźli ziemię.
Tak oto minęły kolejne sześć miesięcy, aż do Kōtetsu no Kuni
zawitała zima. Z dniem spadnięcia na ziemię pierwszych płatków śniegu Naruto
otrzymał możliwość zakończenia owocnej współpracy, lecz blondyn uczynił inaczej.
Przedłużył kontrakt, ale z tą różnicą, że przeniósł się z miejscem działań na
tereny należące do kraju Żelaza, gdzie zamierzał trochę odpocząć i jednocześnie
popracować nad kontrolą zapieczętowanej w nim potężnej mocy. Oczywiście z nikim
o tym nie rozmawiał. To była jego największa tajemnica.
Podróż minęła mu nadzwyczaj szybko. Po mimo robienia
licznych postojów na nocleg, na obiad czy kolację, to te cztery dni nie były
takie męczące. Na miejscu zaś czekało na niego przytulne mieszkanko z kuchnią,
łazienką i jednym pokojem, w położonej kilkanaście kilometrów od granicy z
krajem Herbaty wiosce o dźwięcznej nazwie Sasayaki. Co się mu niemal
natychmiast rzuciło w oczy to to, że mieszkający tam ludzie chyba celowo
unikali jego wzroku, a gdy ich mijał, naraz słyszał jakieś mamrotanie i szepty.
Nie wiedział, czemu tak się zachowywali, choć miał podejrzenia, że mogło to być
związane z jego obecnym zajęciem, ale za to wiedział już, skąd ta mieścina
zdobyła nazwę Sasayaki no Sato.[6]
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and
its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz