Pewnie
ktoś się zaraz przyczepi, że znowu urwałem notkę w najciekawszym momencie, ale
tak to właśnie działa. Teraz po jej przeczytaniu będzie was ciekawość zżerała,
co w pewnym sensie będzie napędzało moją… wenę. :P – Pozdrawiam i Enjoy!
<<< Chapter ukazał się 16
sierpnia 2013 roku >>>
Od bladego świtu
niestrudzenie kolejną stertę papierzysk wypełniała, pod nosem raz po raz
przeklinając swojego dziadka za wymyślenie całej tej biurokracji, aż tu nagle
Shizune do gabinetu wpadła z informacją, że do wioski Uchiha Sasuke zawitał.
Wytrącona tą wieścią z rytmu, blondwłosa przywódczyni długo się nie
zastanawiała. Szybko wydała odpowiednie rozkazy i teraz od godziny czekała na
jakieś informacje. Ze zmartwionym wyrazem twarzy stała pod oknem i wpatrywała
się w tylko sobie znany punkt na horyzoncie. Miała nadzieję, że nigdzie nie
ujrzy blasku potężnej eksplozji czy innego widowiskowego zdarzenia wynikającego
z rozpoczętej walki. Wszakże doskonale pamiętała poprzednią próbę pochwycenia
tego dosyć krnąbrnego shinobi. Co prawda, wtedy nie zostały użyte żadne
wybuchowe ninjutsu, a jedynie Chidori Nagashi bazujące na elemencie błyskawicy,
to tym razem sprawa może wyglądać inaczej. – Niech no ktoś tu wreszcie wejdzie i powie mi, jak przebiegło
aresztowanie, bo inaczej nie wytrzymam! – Pomyślała Tsunade i jakby jej
modlitwa została wysłuchana. Kilka minut później w pomieszczeniu rozległo się
echo pukania, po którym nastąpiła krótka przerwa i wkrótce skrzypiący odgłos
otwieranych drzwi. Kobieta natychmiast się odwróciła, a jej oczom ukazał się
srebrnowłosy jounin o przydomku „Kopiujący ninja”, stojący w progu i chyba się
nad czymś zastanawiający.
- Kakashi? Czego tam
stoisz? Wejdź i powiedz… złapaliście gnojka??
Zawołany mężczyzna w
pierwszej chwili nie zareagował, lecz przypomniawszy sobie, po co właściwie
przyszedł, naraz przepraszająco zmrużył widoczne oko i z lekkimi oporami w
kroczył do jaskini lwicy naczelnej. Nie, żeby bał się swojej przełożonej… no,
może odrobinę, ale też nie uśmiechało mu się lądowanie teraz w szpitalu. A
zazwyczaj taka właśnie czekała nagroda za nie wywiązanie się z wydanego
rozkazu. Zrobiwszy dwa kroki na przód, Hatake upewnił się jeszcze, czy drzwi
zostały szeroko otwarte, tak na wszelki wypadek, gdyby miał uciekać, po czym
wyprostował sylwetkę i nabrał w płuca nieco więcej powietrza. Gdy je po chwili
zaczął powoli wypuszczać, po siedzącej przed nim kobiecie zobaczył, że jeszcze
trochę zwłoki z odpowiedzią i ta wybuchnie chowając do kieszeni dotychczasowy
spokój. Nim jednak to nastąpiło, Kakashi się odezwał:
- Nie, nic z tego. –
Wyznał lekceważącym tonem. – Sasuke nie chciał z nami współpracować, a ja nie
zamierzam tracić więcej ludzi na próbie pochwycenia go.
W tym momencie na
czole piersiastej kage uwydatniła się pulsująca żyłka świadcząca o przerwanym
powstrzymywaniu swojego rosnącego zdenerwowania. Dowód na to dała po chwili
wstając z rękoma opartymi na blacie biurka:
- Co to znaczy, że
nie zamierzasz tracić ludzi na próbie pochwycenia go!? Wydałam Ci wyraźny
rozkaz, a ty co… odpuszczasz!? – Warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Nie, nie
odpuszczam. Po prostu tym razem, Sasuke nie jest sam, co już samo w sobie
stwarza problemy w rozegraniu tego tak, jak wszyscy by tego chcieli. – Hatake
wzruszył ramionami, po chwili splatając je na piersi. – I muszę przyznać, Itachi
się nie mylił. Naruto żyje i całkiem dobrze wygląda, tylko z tą różnicą, że
nikogo z nas nie pamięta.
- Co? O jakich ty
problemach mówisz? – Tsunade w mgnieniu oka ochłonęła, jakby jej ktoś kubeł
zimnej wody na głowę zrzucił, i ciężko opadła na fotel. Chowając twarz w
dłoniach w geście załamania, zaraz dodała: – A o zaniku pamięci u Naruto nawet
mi nie wspominaj.
Kakashi westchnął, a
gdy nie odpowiedział na zadane mu pytanie, Hokage o dziwo nie zareagowała. Nic
nie powiedziała. Twarzy nie odkryła. Jedynie w milczeniu trwała. Zupełnie,
jakby nie chciała poznać odpowiedzi na swoje pytanie, srebrnowłosy zaś
zauważalnie nie kwapił się do udzielenia tej… odpowiedzi. Brak odpowiedzi
zdawał się pasować obydwu stronom, lecz nie na dłuższą metę. Kiedy w przeciągu
następnych kilkunastu minut nikt nie zabrał głosu, Tsunade opuściła dłonie i
utkwiła wyczekujące spojrzenie w zamaskowanym jouninie. To jednak nie zmusiło
mężczyzny do zeznań. Kobieta natomiast wiedziała, że krzykiem nie uzyska
lepszego wyniku, choć często taka strategia przynosiła zamierzony efekt.
- Kakashi… – Medyczka
odezwała się ostrzegawczym tonem. – Dla własnego dobra, nie każ mi na siebie
znowu krzyczeć.
- Woli Hokage-sama
usłyszeć pełną czy skróconą wersję?
- A jest jakaś
różnica? – Zdziwiła się Tsunade i zaraz się zreflektowała. – Z resztą nie
ważne. Chcę wiedzieć, co tam się stało i to natychmiast!
- No dobra. Kiedy
spróbowaliśmy pochwycić Sasuke Uchiha, przeszkodzili nam w tym otaczający go
Upiorni Samurajowie. – Na twarzy przywódczy wioski uwydatniła się troska,
zapewne o podwładnych, Hatake zaś niewzruszony mówił dalej. – Wywiązała się
ostra walka, z początku szanse były wyrównane, ale tylko przez krótką chwilę.
Minęły może trzy minuty, jak nasi ludzie zaczęli padać plackiem pod ich nogami. Bez obaw, trupów nie ma,
choć mało brakowało. – Blondyna odetchnęła z ulgą, jounin natomiast
nieprzerwanie opowiadał. – Potem nastała krótka przerwa, w trakcie której
wszyscy usłyszeliśmy, jak Naruto zwierza się Itachiemu, że nikogo z nas nie
pamięta, po za nim, Sasuke, Sakurą i swoją uczennicą Miyoko. Myślałem, że zdradzi
coś jeszcze, lecz on nagle przerwał i zwrócił się do mnie. Przyznaję, że swoim
kolejnym wywodem nie tylko mnie zaskoczył, ale i zmartwił.
- Co? Co takiego wam
powiedział?? – Tsunade wyglądała, jakby nie mogła usiedzieć na miejscu z
przejęcia usłyszanymi nowinami. Wyznanie srebrnowłosego niezmiernie ją
zaciekawiło, ale dopiero kolejne słowa mężczyzny wprawiły ją w prawdziwe
osłupienie.
- Naruto
zapowiedział, że jeżeli spróbujemy aresztować Sasuke, bezzwłocznie uzna to za
wypowiedzenie mu wojny. Z tego, co zrozumiałem wynika, że jeśli doszłoby do
konfliktu… – Tsunade gwałtownie wciągnęła powietrze. – …to nie mamy z nim
najmniejszych szans. Nawet, gdyby nasi sojusznicy odpowiedzieli na wezwanie o
pomoc, nic by to nie dało. Wspomniał też coś o mieszkańcach kraju Żelaza.
- Mieszkańcach kraju
Żelaza!?
- Tak. Sądzę, że
Naruto zawarł z nimi jakieś porozumienie, ale nie mam, co do tego, stu
procentowej pewności. – Kakashi z kamiennym wyrazem twarzy obserwował, jak
zmieniała się mimika i kolorystyka twarzy jego przełożonej.
Od zielono-fioletowego
szoku, przez wzburzoną purpurę, do… chyba bladego strachu. Tak jest, prze
państwa. Godaime Hokage oblał zimny pot, bo jak tu inaczej nazwać reakcję na
wieść o możliwości wybuchu otwartego konfliktu zbrojnego z przeciwnikiem o
stutysięcznej liczebności wojsk? Jounin podrapał się po głowie w zamyśle. Czy
Uzumaki rzeczywiście dysponował tak licznymi siłami? Po za samym blondynem nikt
chyba tego nie wiedział. I nikt nie zamierzał się tego dowiadywać, ani tym
bardziej doświadczać. Zwłaszcza, że Naruto wcale nie był sam. I nie mówi się tu
o Jogenshy i wszystkich podległych mu Upiornych Samurajach.
W głębi niezbadanego
ludzkim wzrokiem mroku czaiło się zło wcielone, które tak właśnie od zawsze
było postrzegane przez zwykłych śmiertelników. Hatake nie wiedział, czy ma
zdradzać jeszcze jedną, nie mniej ważną, a chyba najistotniejszą, informację?
Coś, co osobiście usłyszał od Kotetsu strzegącego główną bramę wioski Ukrytego
Liścia. Coś tak nieprawdopodobnego, że aż trudnego do uwierzenia, a co dopiero
zrozumienia. Nawet on, jeden z najznakomitszych shinobi Konoha miał nie mały
problem z ogarnięciem tej… wiadomości. Nieee. Tego w żaden sposób nie dało się
pojąć.
- Tsunade-sama… – Po
piętnastu minutach milczenia, Kakashi ponownie się odezwał, stawiając wszystko
na jedną kartę. – …Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinnaś wiedzieć.
Kobieta nie
zareagowała, cały czas wpatrując się pozbawionym wyrazu wzrokiem w blat swojego
biurka. Zdawała się nie obecna myślami lub wręcz przeciwnie. Miała taki natłok
różnorakich myśli, że na niczym nie mogła się skupić i w rezultacie siedziała
sparaliżowana. Mogła już jedynie słuchać. A było o czym, słuchać.
- To wciąż nie
potwierdzone, ale Naruto chyba zamierza uwolnić Kyuubiego.
* * *
Siedziała skulona w
rogu własnej celi już od kilku dni i nie wiedziała, jak przedstawiała się jej
przyszłość. Pechowy los chciał, że z ciepłego zakątka u swego bezwzględnego
pana Kyuzo przeszła do chłodnego niczego, jakim był absurdalny pomysł służenia
shinobi, którego tak naprawdę nie znała. Wiedziała o nim tylko tyle, ile
usłyszała z opowieści innych ludzi lub wyczytała w jakiejś gazetce czy innym
piśmie. Istniało tyle historii o niemal już legendarnym Kitsune, że sama nie
wiedziała, co było prawdą, a co jedynie fikcją rozbudzającą fantazję tłumów. – Moje życie jest do bani. Wciąż tylko
wpadam z deszczu pod rynnę. – Przemknęło jej przez myśl, gdy przesuwała
włosy z nad oczu za prawe ucho. Choć wiedziała, że nic nie mogła zrobić, to coś
jej podpowiadało, że mimo wszystko powinna mieć oko na strażnika. Shinobi
Liścia siedział przy malutkim stoliczku w przeciwległym rogu pomieszczenia i
czytał jakąś gazetę. Zupełnie nie zważał na swój obowiązek drętwego obserwowania,
co robi jego więzień.
Kumi lekko się
uśmiechnęła.
Kiedy wstała i
podeszła do kraty z zamiarem subtelnego pohałasowania, podroczenia się z
mężczyzną, ten w ogóle nie zareagował. Tak, jakby go nie obchodziło, co robiła.
Blondynka potrząsnęła prętami krat wprawiając je w wibracje, lecz chuunin ją
zignorował i wtem oboje usłyszeli jakiś rumor za drzwiami wejściowymi. To
brzmiało, jakby ktoś został znokautowany i właśnie upadł, uderzając potylicą o
podłogę. Shinobi Liścia momentalnie wstał, a w jego dłoni pojawił się
wyciągnięty kunai. Nastała cisza, po której drzwi nagle wyleciały z zawiasów i
przygniotły zaskoczonego mężczyznę, tym samym pozbawiając go przytomności
umysłu. Kumi z szokiem wypisanym na twarzy przyglądała się całemu zdarzeniu i
nie mogła uwierzyć własnym oczom. Tym, który przyszedł jej „na ratunek” był nie
kto inny, jak blondwłosy shinobi o czerwonych, demonicznych oczach.
- Ty… ty jesteś
Uzumaki Naruto! – Wychrypiała medyczka.
- A owszem i
jednocześnie Kitsune, gdy zachodzi taka potrzeba.
Brązowooka gwałtownie
wciągnęła powietrze przez ściśnięte usta. Powoli zaczynała już wszystko
rozumieć. Że też wcześniej tego nie odkryła. Pseudonim „Kitsune” mógł przyjąć
tylko i wyłącznie jinchuuriki Kyuubi no Kitsune,
jounin wioski Ukrytego Liścia, Uzumaki Naruto. Jej twarz naraz rozjaśnił
szeroki uśmiech, który jednak wkrótce zgasł, gdyż sobie przypomniała słowa
blondyna, jak ją wysyłał do Konoha. Że jak ją złapią, to już nigdy się nie
zobaczą… Ale z drugiej strony, co w takim razie jej nowy szef tu robił? Czy
przyszedł osobiście wysłać ją na tamten świat? Dziewczyna poczuła w głowie istny
mętlik i silne zawroty, co sprawiło, że się zachwiała na miękkich kolanach. I
wtem usłyszała jego spokojny, lekko troskliwy głos:
- Dobrze się czujesz?
- T-tak… a raczej,
nie. Co ty tu robisz? Przyszedłeś mnie uwolnić, czy może uciszyć? – Spytała z
obojętnym wyrazem twarzy. Zdawała się niczym nie przejmować. Tak, jakby już
pogodziła się z losem, lecz gdy chłopak otworzył usta, by odpowiedzieć, szybko
jeszcze dodała: – Nie ważne, co postanowisz, wiedz, że nic im o tobie nie powiedziałam.
Ani o tobie, ani tym bardziej o mojej… misji. Zresztą nieudanej, zawalonej,
spartolonej misji. Dlaczego właściwie mnie tu przysłałeś??
- By Cię sprawdzić. –
Odparł Uzumaki delikatnie się uśmiechając. – I powiem, że się nie zawiodłem, nawet
jeśli nic tu nie zdziałałaś, ale na razie starczy już tych… wyznań. Zabieram
Cię stąd, Kumi.
- Ciekawe, jak
zamierzasz to zrobić.
Medyczka mruknęła
sceptycznie widząc, że chłopak nawet nie przeszukał leżącego za nim shinobi w
poszukiwaniu klucza do krat. To, co stało się za chwilę sprawiło, że Nemoto
włosy na głowie dęba stanęły, a po plecach przeszedł zimny dreszcz. Stojącego
kilka metrów przed nią jinchuuriki bowiem nagle spowiła bąbelkowa powłoka z
chakra lisiego demona. Na głowie dwudziestolatka pojawiły się długie uszy, z
tyłu zaś wyrosły pierwsze cztery ogony, z czego dwa natychmiast wystrzeliły do
przodu i końcami owinęły się wokół prętów klatki. Na sekundę, może dwie,
nastała grobowa cisza, którą jednak zaraz zakłócił dość wysoki pisk oraz trzask
łamanych zawiasów i zamka stalowych krat. Za pomocą siły woli Naruto pokierował
chakrą Kyuubiego, że wyrwane kraty odrzucił na bok, ale wykonał ten zabieg z
należytą ostrożnością. Nie chciał przecież nikogo nimi zabić. Gdy pogięty metal
głucho osiadł na podłodze kilka centymetrów od głowy nieprzytomnego chunina,
szybko cofnął otaczającą go energię, zbliżył się do wstrząśniętej Kumi i podał
jej rękę:
- Możesz chodzić?
Blondynka nie
zareagowała. W takim szoku była. I nie dlatego, że jej nowy szef zechciał dać
jej drugą szansę czy coś w ten deseń, bo nic nie wskazywało, aby zamierzał ją
zabić. Ale dlatego, że pierwszy raz w życiu widziała jinchuuriki używającego
chakrę swojego demona, jakby to była jego własna chakra. W ogóle, po raz
pierwszy w życiu widziała, doświadczyła i poczuła te przeolbrzymie pokłady
złowrogiej energii. To było coś niesamowitego! Ta potęga chyba ją fascynowała,
choć jeszcze się do tego przed nikim nie przyznała. Nawet przed sobą samą.
- Kumi?
- Tak, tak, już
jestem! – Oprzytomniała dziewczyna naraz odwzajemniając posłany jej uśmiech.
Wcześniejszy strach już ją opuścił. – O co pytałeś?
- Czy mam wezwać
Łapiducha?
- Nie, nie, nie
trzeba. Naturalnie, że mogę chodzić. – I jakby na dowód tego zaraz zrobiła
kilka kroków na przód. Dumna, z podniesioną głową minęła zbitego z pantałyku
Naruto, na palcach przeszła koło shnobi Liścia i zbliżyła się do otworu
drzwiowego. Kiedy się odwróciła chcąc coś dodać, ktoś nagle zdzielił ją rantem
dłoni w kark pozbawiając przytomności i zaraz złapał, żeby nie upadła. Jak się
jinchuuriki momentalnie przekonał, napastnikiem okazał się być czarnooki
członek nieistniejącego już klanu Uchiha.
- Sasuke??? Skąd żeś
się tu wziął?
- Musimy pogadać. –
Brunet odparł poważnym tonem, jednocześnie ostrożnie kładąc trzymaną przez
siebie dziewczynę na siedzeniu krzesła stojące przy stoliku strażnika. Widać
było, że nie zamierzał zrobić jej dodatkowej krzywdy.
- Co? Niby o czym?
- O Tobie.
- O mnie??? –
Zdziwienie Uzumakiego urosło do jeszcze większej rangi i wtem usłyszał pomruk
dobiegający z głębi własnej duszy. Wiedząc, kto to chce z nim porozmawiać i to
w takim momencie, z początku postanowił zignorować lisa. Ale z drugiej strony,
skoro demon obiecał, że nie będzie się odzywał nieproszony, to o co chodziło
tym razem? Nie spuszczając wzroku z stojącego przed sobą bruneta, który czekał
na jego reakcję, Naruto mentalnie stanął pod więzieniem Dziewięcioogoniastego.
- O co chodzi, Kurama? – Spytał znużonym
tonem.
Lis powoli wynurzył
się z mroku swojego „domu” i na chwilę zamarł, przyglądając się blondynowi w
zamyśle. Wszakże nie był pewien, czy chłopak nie zacznie na niego krzyczeć lub
coś w ten deseń za wtrącenie się.
- Hm… Nie chcę Ci mówić, jak masz postępować,
ale jeśli możesz, spław tego błazna.
- Dlaczego? Nie lubisz go?
- Nie. – Przyznał demon. – I mu nie ufam, jeśli chcesz wiedzieć.
- Rozumiem. – Naruto zamyślił się
rozważając słowa oraz nastawienie lisiego przyjaciela do czarnowłosego członka
klanu Uchiha. Wszakże, sam mu tak do końca nie ufał, ale nie oznaczało to, że
nie mógł dać Sasuke pewnego kredytu zaufania. A teraz to. Nie chciał długo
zwlekać. Musiał się spieszyć. Musiał się dowiedzieć, czego użytkownik Kekke
Genkai Sharingan od niego chce. Blondyn głęboko odetchnął: – Dobra, Kurama. Zaraz go spławię, ale wpierw
usłyszymy, co ma mi do powiedzenia. Zgadzasz się?
Lisi demon w odpowiedzi
jedynie obnażył kły w drapieżnym uśmiechu, co w zupełności wystarczyło.
Jinchuuriki odwzajemnił ten gest i wrócił do otaczającej go rzeczywistości
naraz natrafiając na lekko już poirytowane spojrzenie swego rozmówcy. Brunet
zdawał się nie rozumieć, gdzie i z kim przed sekundą blondyn uciął sobie
pogawędkę, i to go frustrowało.
- Co się z tobą dzieje!?
Mówię coś do ciebie, a ty mnie w ogóle nie słuchasz!
- Weź wyluzuj,
Sasuke. – Naruto potarł skronie marszcząc brwi i głęboko odetchnął. – A teraz powiedz
raz jeszcze, czego ode mnie chcesz?
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto” and
its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz