poniedziałek, 26 lutego 2018

224. Konflikt interesów

Wielu czytelników pewnie zastanawiało się, jak Itachi stracił ramię i mieliście nadzieję na poznanie tej tajemnicy z poniższej notki, lecz złudne wasze nadzieje. Spytacie zaraz, dlaczego? Otóż, nigdy nie zamierzałem robić żadnych „retrospekcji” z czegoś, co już zostało raz opisane. Z doświadczenia wiem, że to była źle obrana droga, choć wtedy konieczna. Zatem wszystkich, którzy chcieliby się tego dowiedzieć odsyłam do notki 178.



<<< Chapter ukazał się 17 lipca 2013 roku >>>



Zaproszeni przez Itachiego, po kilku minutach wszyscy wygodnie się rozsiedli w salonie na kanapie i w fotelach, Yasu zaś zrobiła herbatę i rozpakowała ciasteczka, które wkrótce postawiła na stoliku między mężczyznami. Dziewczyna cały czas była wściekła na Sasuke za jego „wybryk”, ale pod łagodnym szeptem narzeczonego zaraz się rozchmurzyła i jej twarz rozpromienił serdeczny uśmiech. Kiedy wyszła, Miyoko widząc słodycze natychmiast wzięła jedno ciasteczko do ręki, po czym wdrapała się na kanapę i następnie na kolana Uzumakiego. Chłopak nie protestował. Powoli zaczynał się przyzwyczajać do tej kruszyny, która zdawała się traktować go, jak co najmniej swojego starszego brata lub nawet prawnego opiekuna, czyli ojca. Ale jak było naprawdę, to tylko dziecko wiedziało. Kiedy i on się poczęstował, pan domu ponaglany przez Sasuke w końcu zaczął swój monolog od opowiedzenia historii, w jaki sposób stracił całe ramię. Po młodszym brunecie wyraźnie było widać, że z początku nie zainteresowały go słowa brata, ale gdy wspomniane zostało, iż wszystko wydarzyło się z powodu żądania lisiego demona, Sasuke momentalnie się ożywił i utkwił spojrzenie w Naruto. Blondyn widząc to, w odpowiedzi wzruszył ramionami, jakby mówił – „Czego się gapisz, nie mam z tym nic wspólnego!” – lecz bruneta to nie przekonało, wręcz go tylko rozzłościło, ale niczego po sobie nie pokazał.
W końcu, co by teraz nie zrobił, czasu nie odwróci. Ale później jak znajdą chwilę na osobności, to będzie musiał wymusić na jinchuuriki naprawienie tej krzywdy. Jeszcze tylko nie wiedział, jak Naruto miałby tego dokonać? W końcu, zrekonstruowanie całego ramienia, to nie to samo, co wyleczenie drobnego rozcięcia. Tak, obserwując blondyna, Sasuke chwilę zastanawiał się nad tym zagadnieniem, kiedy w pewnym momencie jego uwagę przykuł jakiś szmer za oknem. Z początku pomyślał, że to pewnie Upiorni strzegący posiadłości niecierpliwią się od ciągłego stania w jednym miejscu, ale zaraz pomyślał, że równie dobrze mógł to być ktoś inny. Obcy. Jednym słowem, intruz. W momencie, w którym wstał z miejsca z spojrzeniem skierowanym na okno, zaskarbił sobie tym uwagę innych. Itachi przerwał opowieść zaalarmowany nagłą zmianą w dotychczas cichym zachowaniu młodszego brata.
- Coś się stało? – Spytał po chwili chcąc dowiedzieć się więcej.
- Za oknem ktoś się czai. – Odparł Sasuke chwytając za miecz.
Po tych słowach po pomieszczeniu rozległ się stłumiony śmiech blondyna.
- To nasza obstawa. – Chłopak machnął ręką lekceważąco. – Dostali rozkaz chronienia twojego tyłka, Sasuke, i pewnie sprawdzają, czy nic Ci nie jest. Wiem, wiem, czasem są zbyt nadgorliwi, ale to tylko dobrze o nich świadczy. Ty natomiast chyba popadasz w paranoję.
- Nie, nie. Tam jest ktoś jeszcze!
Sasuke całkowicie zignorował złośliwy przytyk rzucony przez Uzumakiego i zaraz podszedł do okna wychodzącego na ulicę przed domem. Tak, jak stwierdził jinchuuriki, na zewnątrz natychmiast dostrzegł kręcących się Weteranów czujnym okiem lustrujących otoczenie i nikogo po za nimi, lecz to mu nie wystarczyło. Musiał osobiście sprawdzić, czy rzeczywiście nikogo innego tam nie było. Dłużej nie zwlekając, prędko przemierzył salon, minął zaskoczoną Yasu niosądzą tacę z herbatą i wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi. Nastała cisza, jak makiem zasiał. Naruto i Itachi popatrzyli na siebie, po czym jednocześnie wstali i również skierowali się do wyjścia. Nim jednak blondyn zrobił pierwszy krok, obejrzał się na Miyoko. Dziewczynka zdawała się nie przejmować, że pozostawiono ją samą sobie. Grzecznie siedziała na kanapie i bawiła się swoimi włosami, lekko opadającym jej po bokach rozpromienionej twarzyczki. Uzumaki uśmiechnął się na ten widok, po czym udał się za Itachim na zewnątrz. Gdy dołączyli do Sasuke, ich oczom ukazał się powód niepokoju młodszego bruneta. Otóż, po drugiej stronie ulicy, vis-á-vis domu głównej rodziny klanu Uchiha stał kilkunastoosobowy oddział zamaskowanych shinobi elitarnych służb ANBU. Jednakże nie to im się rzuciło w oczy. Na tle jednakowo odzianych ninja odznaczał się jedyny ubrany w standardowy strój jounina Konoha mężczyzna o srebrnych włosach. Jego twarz również była zasłonięta, choć nie do końca. Jedynym widocznym fragmentem było jego prawe oko, w tym momencie szeroko otwarte.
- A więc Kotetsu nie zmyślał mówiąc, że do wioski przybył Sasuke i… Naruto. – Mruknął Hatake, że tylko stojący w koło niego shinobi go usłyszeli. Momentalnie kilku z ANBU cicho jęknęło, ktoś gwałtownie wciągnął powietrze przez usta, ktoś inny wypuścił to wstrzymywane, reszta zaś żadnego dźwięku z siebie nie wydobyła. Tak byli zszokowani tym, co właśnie oglądali. Kakashi tym czasem mówił dalej: – Mam tylko nadzieję, że załatwimy to szybko i bezproblemowo, chociaż widząc Naruto przypuszczam, że problemy dopiero się zaczną. Podobno stracił pamięć i nikogo z nas nie pamięta. Jakie to kłopotliwe, powiedziałby Shikamaru, gdyby tu był.
Parę osób zachichotało. Wspomnienie leniwego kolegi zawsze przywracało uśmiechy, lecz powrót do szarej rzeczywistości zaraz ten grymas z twarzy zmazywał. Na jego miejsce wchodziła powaga i… strach? Tak. Strach przed tym, co miało się niebawem wydarzyć. A będzie to coś, z czym wielu spotka się po raz pierwszy w życiu.
- No, dobra. To zaczynamy przedstawienie. – Dodał po chwili Hatake i kolejne słowa skierował już do czekających na to brunetów, i blondyna. – Uchiha Sasuke z rozkazu Piątej Hokage aresztuję Cię za zdradę Konoha Gakure no Sato. Rzuć broń i poddaj się, a unikniemy dalszego rozlewu krwi.
- Czy to jakiś żart, Kakashi?
- Bynajmniej, Itachi. Jeśli jeszcze tego nie wiesz, twój brat dopuścił się wielu wykroczeń i przestępstw, w skład których wchodzi zabójstwo i właśnie zdrada. To zaś stawia go w dość niekorzystnej pozycji do negocjacji. – Hatake pozbawił starszego z braci Uchiha złudzeń. – Z racji, iż znajdujemy się na terenie wioski Ukrytego Liścia, polecono mi ograniczyć szkody okolicy do minimum. I tak się stanie, jeśli tylko Sasuke będzie współpracował. Jednakże, jeśli odmówi dobrowolnego aresztowania, to mamy pozwolenie nawet go zabić. Czy to jest jasne?
- Jak słońce.
Itachi uśmiechnął się gorzko. Od początku wiedział, jak przedstawiała się przyszłość jego młodszego braciszka i miał głęboko zakorzenioną nadzieję, na zmianę tego przeznaczenia, ale chyba jednak nic już tego nie zmieni. Sasuke zostanie zamknięty do końca jego dni, albo szybko i bez świadków wyeliminowany. Mężczyzna nie wiedział już, co było gorsze. Więzienie czy stryczek? Oczywiście wolałby, żeby jego głupiutkiemu braciszkowi zostały wybaczone wszystkie winy, tak, jak to się stało w jego przypadku, ale tym razem chyba nie było żadnych… dowodów na niewinność. Jak zostało dawno temu powiedziane, Sasuke odszedł z wioski bez pozwolenia Sandaime Hokage z własnej nieprzymuszonej woli, choć plotki głosiły, że w tej decyzji maczał swoje pazury Orochimaru. Kilka lat później, uczeń wężowego Sannina wpadł do wioski w odwiedziny i poważnie nabroił, co skończyło się kilku dniową odsiadką w miejskim areszcie. Potem już go nie widziano, aż do teraz, gdy ponownie się zjawił w towarzystwie blondwłosego jinchuuriki Kyuubi no Kitsune. Jak i kiedy Naruto spotkał Sasuke, to Itachi nie wiedział, ale widok grupki Upiornych Weteranów podpowiadał mu, że ta próba zaaresztowania nie obejdzie się bez głośnego echa. Co więcej, nie wiedział, jak naprawdę przedstawiała się sprawa miedzy jego bratem, a Naruto i Samurajami. Gdy kilka minut potem przeniósł czarne spojrzenie na Sasuke, widząc jego nieodgadniony wyraz twarzy domyślił się, że brunet raczej nie podda się bez walki. Dowód na poprawność tej hipotezy wkrótce dał sam zainteresowany, głośno prychając i obnażając klingę swojego miecza:
- Kiedyś już to przerabialiśmy, Kakashi! – Krzyknął i wykonał w powietrzu kilka błyskawicznych ciosów, którym towarzyszył charakterystyczny odgłos świszczenia przy ruchu przecinającym powietrze. – Czy już nie pamiętasz, jak się to wtedy skończyło!?
- A owszem. Pamiętam, że przegrałeś. – Odparł srebrnowłosy.
- Kusō! Mieliście po prostu szczęście, lecz tym razem tak łatwo mnie nie zaskoczycie! Tym razem jestem lepiej przygotowany! Tym razem to nie ja skończę ciężko poturbowany!
- To się jeszcze okaże.
Mruknął Hatake i dał znak, po którym ANBU jednocześnie wyskoczyli do przodu, lecz wtem stało się to, co Itachi podejrzewał. Kiedy tylko pierwszy z elitarnych wylądował w niedużej odległości od swojego celu, jego atak został momentalnie sparowany przez najbliżej stojącego Weterana. Kolejne próby zbliżenia się do Sasuke kończyły się podobnie, parowane mieczem lub jakąś lżejszą techniką natury wody, wiatru czy ognia. Nie minęło nawet pięć minut, jak wszyscy elitarni boleśnie odczuli spotkanie na swej drodze upiornie wyglądających żołnierzy. Nie wiedzieli, jak to się stało, że żadne nie wyczuło ich kontrataku? Wciąż dobrze pamiętali, że ci wojownicy nie byli zwyczajnymi ludźmi posiadającymi ogromne zasoby chakry, to jednak cały czas sądzili, że ich przewaga była chwilowa. Że, kiedy następnym razem ich spotkają, to walka będzie wyglądała już tak, jak wyglądać powinna. Czyli z szalą zwycięstwa przechyloną na stronę shinobi Liścia, lecz jak pokazała rzeczywistość, to nie Upiorni dziś zamietli ulicę swym ciałem.
- Mówiłem Ci Kakashi, że tym razem jestem lepiej przygotowany!
Krzyknął Sasuke wewnętrznie się ciesząc, że nie musi na tą potyczkę zużywać własnej chakry. W końcu obiecał sobie, że nie będzie się angażował w walkę. A nawet, jeśli nic podobnego sobie nie obiecywał, to przyjęcie ochrony od Uzumakiego było właśnie takim krokiem. Można rzec, że Upiorni Weterani stali się swoistym środkiem zapobiegawczym dalszemu rozlewowi krwi, jak to określił Hatake.
* * *
Naruto stał nieco z tyłu, słuchał i obserwował całe zajście z mieszanymi uczuciami. Nie wiedział, dlaczego, ale skądś znał chakry tej grupki elitarnych shinobi Ukrytego Liścia oraz srebrnowłosego jounina. Czuł, że były mu bliskie, niczym zapieczętowany w nim demon, ale kiedy zaglądał do pomieszczenia ze wspomnieniami w swojej duszy, to wciąż jedynie widział tam Miyoko, Sakurę, Itachiego oraz jego brata, Sasuke. I nikogo po za nimi. Tak, jakby to wspomnienie było słabsze, mniej potrzebne, aby normalnie funkcjonować. Wspomnienie, które z czasem samo przyjdzie, lecz jeszcze nie teraz. Teraz inne rzeczy były ważne. Rzeczy, sprawy mające na celu uzmysłowienie wszystkim, jak ważna dla blondyna jest misja, którą sam sobie narzucił. A było nią wyeliminowanie pionków odpowiedzialnych za przygotowanie zamachu na jego życie, jak również uwolnienie Kumi Nemoto oraz dokończenie treningu pełnej kontroli nad mocą lisiego demona. Właśnie. Apropo tego treningu, pewien nieznośny futrzak co raz bardziej zaczynał się niecierpliwić, czego dowód dawał po przez ciągłe marudzenie swojemu nosicielowi.
- To co z tym planem uwolnienia mnie?? Ja wiem, żeś bardzo zajęty i w ogóle, ale coś mi obiecywałeś, pamiętasz? A wiem, że ty zawsze dotrzymujesz danego słowa, więc…
- Czy możesz się przymknąć!? – Warknął Naruto. – Próbuję myśleć.
- Eem… Jasne, szefie. Już się zamykam. Przepraszam.
Blondyn zamarł zszokowany, odwracając spojrzenie od grupki ANBU próbującej ominąć jego Upiornych Samurajów. Chłopak zrobił to na tyle gwałtownie, że naraz przykuł uwagę Itachiego. Mężczyzna zmarszczył brwi, domyślając się, co było powodem zakłócenia obserwacji widowiska przez Uzumakiego, lecz nic w tej kwestii nie zrobił, ani nie powiedział. Jedynie upewnił się, że wszystko jest w porządku, po czym wrócił do pilnowania brata, aby ten nie zrobił niczego głupiego. Błękitnooki tym czasem sam zmarszczył brwi zastanawiając się, czy aby się nie przesłyszał.
- Coś ty powiedział?? – Akurat pytał stając wyprostowany przed klatką demona. Chłopak rzucił w czarną czeluść podejrzliwe spojrzenie nieco unosząc do góry jedną z brwi. – Jak mnie nazwałeś??
Kurama powoli wyłonił się z ciemności swojego więzienia niepocieszony poważnie brzmiącym głosem blondyna, można by rzec, wręcz zniesmaczonym lub zeźlonym. Demon tylko sobie zażartował, chciał rozluźnić atmosferę i teraz znowu się pokłócą o jakąś bzdurę, ale zobaczywszy szeroki uśmieszek na twarzy chłopaka, momentalnie się rozluźnił. Cicho odetchnął, wypuszczając powietrze przez nozdrza i sam się lekko uśmiechnął kładąc pysk na skrzyżowanych przednich łapach. Chwilę przyglądał się stojącemu przed nim blondynowi, cały czas czekającemu na odpowiedź, po czym westchnął raz jeszcze i się odezwał:
- Wiesz, Naruto… Jakby na to nie patrzeć, to generalnie rzecz biorąc, ty tu rządzisz, nie? Więc, nazwanie Cię „szefem”, z mojej strony chyba nie było w żadnym wypadku próbą urażenia twoich… uczuć. Hm? – Spytał lis jednocześnie stwierdzając fakt.
- Nie, nie, skąd że. Po prostu mnie zaskoczyłeś. Wciąż mnie jakoś zaskakujesz, a to tylko potwierdza moją niepodważalną tezę, że się mimo wszystko zmieniłeś. Tak trzymaj, mój drogi przyjacielu.
- Zawsze do usług. – Dziewięcioogoniasty wyszczerzył drapieżnie kły.
- A co do mojej obietnicy, to bez obaw. Jak sam powiedziałeś, dotrzymam dane słowo i tak się stanie, ale w odpowiednim czasie. Musisz być cierpliwy i wyrozumiały. Jak dobrze wiesz, mam teraz na głowie trochę inne, równie ważne sprawy do załatwienia. – Jinchuuriki skrzyżował ramiona na piersi, pokiwał głową i zaczął krążyć pod klatką demona, jakby był na porodówce. Kurama zamruczał niecierpliwie, jakby zachowanie Naruto mu nie odpowiadało, lecz nie rzucił żadnej ciętej riposty. Jedynie połknął żabę i po chwili zastanowienia udzielił wyczerpującą odpowiedź:
- Rozumiem, że ta przemowa znaczy tyle, co nieformalna prośba o nie przeszkadzanie Ci, gdy się nad czymś zastanawiasz? – Tym pytaniem zatrzymał blondyna, który na raz posłał mu uśmiech oznaczający potwierdzającą aprobatę dla wysnutego wniosku. – Zatem, ustalone. Od tej chwili będę milczał, jak grób.
- Arigatō.
Chłopak ukłonił się w podzięce i wrócił umysłem do otaczającej go rzeczywistości, gdzie momentalnie spotkał się z kilkoma parami oczu w niego wlepionymi i chyba czekającymi na reakcję. Nie za bardzo wiedząc, co zaszło i jakie pytanie mu postawiono, jedynie głupkowato się uśmiechnął, drapiąc się w tył głowy. Zaraz podszedł do niego starszy z braci Uchiha:
- Kyuubi marudzi?
- Można tak powiedzieć. – Odparł blondyn i usłyszał głuchy pomruk z głębi własnej duszy, co skwitował nieznacznym uśmieszkiem. Następnie spojrzał ponad ramieniem bruneta. Konoha no ANBU już nie atakowali Upiornych Weteranów. Kilkoro skręcało się z bólu leżąc na ziemi, pozostali się nimi zajmowali, inni zaś stali w gotowości i na coś czekali. – Co jest Itachi? Coś przegapiłem?
- Kojarzysz może tego srebrnowłosego gościa, Hatake Kakashi, co tam leniwie stoi i się na nas lampi, jakbyśmy byli co najmniej z innej planety?
- Eee… nie bardzo. – Chłopak odparł zgodnie z bolesną prawdą i dodał przygnębionym głosem. – Szczerze powiedziawszy, to prawie nikogo z moich starych przyjaciół nie pamiętam. Jedynie ty, Sasuke, Miyoko i Sakura jakoś specjalnie się odznaczacie na tle całej niewidocznej reszty. Nawet nie wiesz, Itachi, jakie to potrafi być frustrujące.
- To prawda, nic na ten temat nie wiem, ale potrafię to sobie wyobrazić. – Uchiha smutno się uśmiechnął. – Czy amnezja rzeczywiście jest taka… przykra, jak ją malują?
- Jak byś zgadł, choć w niektórych momentach bywa wręcz nie do zniesienia. Tak się dzieje na przykład, gdy spotykasz człowieka, którego kompletnie nie pamiętasz, za to on pamięta cię doskonale. Wszystko o tobie wie, zachowuje się, jakby nic się nie zmieniło, a ty patrzysz na niego i słuchasz go, lecz wciąż nie wiesz, skąd się znacie, co was łączy. Masz w głowie namacalną pustkę. Ogromną dziurę, która z każdą sekundą pochłania cię coraz bardziej i ty nic nie możesz na to poradzić. – Wyznał Uzumaki pierwszy raz od bardzo dawna czując dziwną lekkość w sercu. Jakby właśnie zrzucił z niego stu kilogramowy ciężar. – Tak się teraz właśnie czuję i ten stan utrzymuje się już bardzo długo.
- Ale mnie, Sasuke, Sakurę i swoją uczennicę sobie przypomniałeś, więc chyba już nie popadasz w żadną depresyjną pustkę, hm? Co sprawiło, że te wspomnienia nagle do ciebie wróciły?
- To zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu… – Blondyn zawiesił głos, jakby za chwilę zamierzał kontynuować, lecz ku niezadowoleniu słuchającego go bruneta, Naruto jedynie nieznacznie się uśmiechnął. – Przepraszam, Itachi, ale pozwolisz, że opowiem Ci o tym kiedy indziej? Teraz nie jest czas ani miejsce na takie zwierzenia. Nie przy tylu świadkach. Zresztą i tak już wiele im zdradziłem. Czy mogę mieś do ciebie prośbę?
- Jasne. O co chodzi?
- Zaopiekujesz się Miyoko do mojego powrotu?
- Oczywiście, ale dlaczego? – Uchiha zmartwił ton, jakim wypowiedziane zostały ostatnie słowa. W powietrzu zawisła przez nikogo nie rozpoznana groźba, czy inne uczucie głębokiego niepokoju. Jakby już samo to pytanie sprawiło, że serca wszystkich napełnił blado zimny strach. – Co planujesz?
- Przechodzę do działania.
Jinchuuriki wyminął zamyślonego bruneta, który podążył za nim wzrokiem, i podszedł do Sasuke oraz Upiornych Weteranów. Rzuciwszy im demoniczne spojrzenie, przez chwilę patrzył młodszemu brunetowi prosto w oczy, po czym na powrót odwrócił głowę i utkwił wzrok w srebrnowłosym. Wyraz twarzy mężczyzny nie wiele mu powiedział, gdyż go nie widział, ale z odsłoniętego oka wyczytał lekkie znudzenie.
- Hatake Kakashi! Czy Hokage-sama powiedziała Ci, co masz zrobić, gdybyś przekroczył granicę w swych działaniach? – Spytał Naruto głosem zatwardziałego polityka, czym od razu otrzeźwił sztywno stojącego jounina.
- Co? Jaką granicę??
- Powiem to tylko raz i tyczy się to każdego obecnego, i nieobecnego tu shinobi Konoha Gakure no Sato oraz shinobi każdej innej Ukrytej Wioski. Jeśli ktokolwiek jeszcze zaatakuje któregokolwiek członka klanu Uchiha, to jego zachowanie zostanie bezzwłocznie uznane za akt wzmożonej agresji, a w rezultacie, wypowiedzenie nam wojny.
- Że co? O czym ty chrzanisz!? – Krzyknął ANBU przy nodze którego stał wielki biały pies. Zwierzę trzykrotnie dało głos, jakby podzielało niezrozumienie swojego pana.
- Mówię, że praktycznie od dwóch dni Uchiha Sasuke objęty jest całodobową ochroną Upiornej Armii i całego społeczeństwa kraju Żelaza, gdyby zaszła taka potrzeba. Założę się o stówę, że jest nas dwa lub trzy razy tyle, co wszystkich shinobi Ukrytego Liścia i waszych sojuszników razem wziętych, więc od tej chwili radzę uważać na to, co mówicie i robicie! – Naruto oznajmił lodowatym głosem nie szczędząc jawnych gróźb. – Czy dostatecznie jasno się wyraziłem!?



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz