Wielu
czytelników pewnie zastanawiało się, jak Itachi stracił ramię i mieliście
nadzieję na poznanie tej tajemnicy z poniższej notki, lecz złudne wasze
nadzieje. Spytacie zaraz, dlaczego? Otóż, nigdy nie zamierzałem robić żadnych
„retrospekcji” z czegoś, co już zostało raz opisane. Z doświadczenia wiem, że to
była źle obrana droga, choć wtedy konieczna. Zatem wszystkich, którzy chcieliby
się tego dowiedzieć odsyłam do notki 178.
<<< Chapter ukazał się 17
lipca 2013 roku >>>
Zaproszeni przez
Itachiego, po kilku minutach wszyscy wygodnie się rozsiedli w salonie na kanapie
i w fotelach, Yasu zaś zrobiła herbatę i rozpakowała ciasteczka, które wkrótce
postawiła na stoliku między mężczyznami. Dziewczyna cały czas była wściekła na
Sasuke za jego „wybryk”, ale pod łagodnym szeptem narzeczonego zaraz się
rozchmurzyła i jej twarz rozpromienił serdeczny uśmiech. Kiedy wyszła, Miyoko
widząc słodycze natychmiast wzięła jedno ciasteczko do ręki, po czym wdrapała
się na kanapę i następnie na kolana Uzumakiego. Chłopak nie protestował. Powoli
zaczynał się przyzwyczajać do tej kruszyny, która zdawała się traktować go, jak
co najmniej swojego starszego brata lub nawet prawnego opiekuna, czyli ojca. Ale
jak było naprawdę, to tylko dziecko wiedziało. Kiedy i on się poczęstował, pan
domu ponaglany przez Sasuke w końcu zaczął swój monolog od opowiedzenia
historii, w jaki sposób stracił całe ramię. Po młodszym brunecie wyraźnie było
widać, że z początku nie zainteresowały go słowa brata, ale gdy wspomniane
zostało, iż wszystko wydarzyło się z powodu żądania lisiego demona, Sasuke
momentalnie się ożywił i utkwił spojrzenie w Naruto. Blondyn widząc to, w
odpowiedzi wzruszył ramionami, jakby mówił – „Czego się gapisz, nie mam z tym
nic wspólnego!” – lecz bruneta to nie przekonało, wręcz go tylko rozzłościło,
ale niczego po sobie nie pokazał.
W końcu, co by teraz
nie zrobił, czasu nie odwróci. Ale później jak znajdą chwilę na osobności, to
będzie musiał wymusić na jinchuuriki naprawienie tej krzywdy. Jeszcze tylko nie
wiedział, jak Naruto miałby tego dokonać? W końcu, zrekonstruowanie całego ramienia,
to nie to samo, co wyleczenie drobnego rozcięcia. Tak, obserwując blondyna,
Sasuke chwilę zastanawiał się nad tym zagadnieniem, kiedy w pewnym momencie
jego uwagę przykuł jakiś szmer za oknem. Z początku pomyślał, że to pewnie
Upiorni strzegący posiadłości niecierpliwią się od ciągłego stania w jednym
miejscu, ale zaraz pomyślał, że równie dobrze mógł to być ktoś inny. Obcy.
Jednym słowem, intruz. W momencie, w którym wstał z miejsca z spojrzeniem
skierowanym na okno, zaskarbił sobie tym uwagę innych. Itachi przerwał opowieść
zaalarmowany nagłą zmianą w dotychczas cichym zachowaniu młodszego brata.
- Coś się stało? –
Spytał po chwili chcąc dowiedzieć się więcej.
- Za oknem ktoś się
czai. – Odparł Sasuke chwytając za miecz.
Po tych słowach po
pomieszczeniu rozległ się stłumiony śmiech blondyna.
- To nasza obstawa. –
Chłopak machnął ręką lekceważąco. – Dostali rozkaz chronienia twojego tyłka,
Sasuke, i pewnie sprawdzają, czy nic Ci nie jest. Wiem, wiem, czasem są zbyt
nadgorliwi, ale to tylko dobrze o nich świadczy. Ty natomiast chyba popadasz w
paranoję.
- Nie, nie. Tam jest
ktoś jeszcze!
Sasuke całkowicie
zignorował złośliwy przytyk rzucony przez Uzumakiego i zaraz podszedł do okna
wychodzącego na ulicę przed domem. Tak, jak stwierdził jinchuuriki, na zewnątrz
natychmiast dostrzegł kręcących się Weteranów czujnym okiem lustrujących
otoczenie i nikogo po za nimi, lecz to mu nie wystarczyło. Musiał osobiście
sprawdzić, czy rzeczywiście nikogo innego tam nie było. Dłużej nie zwlekając,
prędko przemierzył salon, minął zaskoczoną Yasu niosądzą tacę z herbatą i
wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi. Nastała cisza, jak makiem zasiał.
Naruto i Itachi popatrzyli na siebie, po czym jednocześnie wstali i również
skierowali się do wyjścia. Nim jednak blondyn zrobił pierwszy krok, obejrzał
się na Miyoko. Dziewczynka zdawała się nie przejmować, że pozostawiono ją samą
sobie. Grzecznie siedziała na kanapie i bawiła się swoimi włosami, lekko
opadającym jej po bokach rozpromienionej twarzyczki. Uzumaki uśmiechnął się na ten
widok, po czym udał się za Itachim na zewnątrz. Gdy dołączyli do Sasuke, ich
oczom ukazał się powód niepokoju młodszego bruneta. Otóż, po drugiej stronie
ulicy, vis-á-vis domu głównej rodziny klanu Uchiha stał kilkunastoosobowy
oddział zamaskowanych shinobi elitarnych służb ANBU. Jednakże nie to im się
rzuciło w oczy. Na tle jednakowo odzianych ninja odznaczał się jedyny ubrany w
standardowy strój jounina Konoha mężczyzna o srebrnych włosach. Jego twarz
również była zasłonięta, choć nie do końca. Jedynym widocznym fragmentem było
jego prawe oko, w tym momencie szeroko otwarte.
- A więc Kotetsu nie
zmyślał mówiąc, że do wioski przybył Sasuke i… Naruto. – Mruknął Hatake, że
tylko stojący w koło niego shinobi go usłyszeli. Momentalnie kilku z ANBU cicho
jęknęło, ktoś gwałtownie wciągnął powietrze przez usta, ktoś inny wypuścił to
wstrzymywane, reszta zaś żadnego dźwięku z siebie nie wydobyła. Tak byli
zszokowani tym, co właśnie oglądali. Kakashi tym czasem mówił dalej: – Mam tylko
nadzieję, że załatwimy to szybko i bezproblemowo, chociaż widząc Naruto
przypuszczam, że problemy dopiero się zaczną. Podobno stracił pamięć i nikogo z
nas nie pamięta. Jakie to kłopotliwe, powiedziałby Shikamaru, gdyby tu był.
Parę osób
zachichotało. Wspomnienie leniwego kolegi zawsze przywracało uśmiechy, lecz
powrót do szarej rzeczywistości zaraz ten grymas z twarzy zmazywał. Na jego
miejsce wchodziła powaga i… strach? Tak. Strach przed tym, co miało się
niebawem wydarzyć. A będzie to coś, z czym wielu spotka się po raz pierwszy w
życiu.
- No, dobra. To
zaczynamy przedstawienie. – Dodał po chwili Hatake i kolejne słowa skierował
już do czekających na to brunetów, i blondyna. – Uchiha Sasuke z rozkazu Piątej
Hokage aresztuję Cię za zdradę Konoha Gakure no Sato. Rzuć broń i poddaj się, a
unikniemy dalszego rozlewu krwi.
- Czy to jakiś żart,
Kakashi?
- Bynajmniej, Itachi.
Jeśli jeszcze tego nie wiesz, twój brat dopuścił się wielu wykroczeń i
przestępstw, w skład których wchodzi zabójstwo i właśnie zdrada. To zaś stawia
go w dość niekorzystnej pozycji do negocjacji. – Hatake pozbawił starszego z
braci Uchiha złudzeń. – Z racji, iż znajdujemy się na terenie wioski Ukrytego
Liścia, polecono mi ograniczyć szkody okolicy do minimum. I tak się stanie,
jeśli tylko Sasuke będzie współpracował. Jednakże, jeśli odmówi dobrowolnego
aresztowania, to mamy pozwolenie nawet go zabić. Czy to jest jasne?
- Jak słońce.
Itachi uśmiechnął się
gorzko. Od początku wiedział, jak przedstawiała się przyszłość jego młodszego
braciszka i miał głęboko zakorzenioną nadzieję, na zmianę tego przeznaczenia,
ale chyba jednak nic już tego nie zmieni. Sasuke zostanie zamknięty do końca
jego dni, albo szybko i bez świadków wyeliminowany. Mężczyzna nie wiedział już,
co było gorsze. Więzienie czy stryczek? Oczywiście wolałby, żeby jego głupiutkiemu
braciszkowi zostały wybaczone wszystkie winy, tak, jak to się stało w jego
przypadku, ale tym razem chyba nie było żadnych… dowodów na niewinność. Jak
zostało dawno temu powiedziane, Sasuke odszedł z wioski bez pozwolenia Sandaime
Hokage z własnej nieprzymuszonej woli, choć plotki głosiły, że w tej decyzji
maczał swoje pazury Orochimaru. Kilka lat później, uczeń wężowego Sannina wpadł
do wioski w odwiedziny i poważnie nabroił, co skończyło się kilku dniową
odsiadką w miejskim areszcie. Potem już go nie widziano, aż do teraz, gdy
ponownie się zjawił w towarzystwie blondwłosego jinchuuriki Kyuubi no Kitsune.
Jak i kiedy Naruto spotkał Sasuke, to Itachi nie wiedział, ale widok grupki
Upiornych Weteranów podpowiadał mu, że ta próba zaaresztowania nie obejdzie się
bez głośnego echa. Co więcej, nie wiedział, jak naprawdę przedstawiała się
sprawa miedzy jego bratem, a Naruto i Samurajami. Gdy kilka minut potem
przeniósł czarne spojrzenie na Sasuke, widząc jego nieodgadniony wyraz twarzy
domyślił się, że brunet raczej nie podda się bez walki. Dowód na poprawność tej
hipotezy wkrótce dał sam zainteresowany, głośno prychając i obnażając klingę
swojego miecza:
- Kiedyś już to
przerabialiśmy, Kakashi! – Krzyknął i wykonał w powietrzu kilka błyskawicznych
ciosów, którym towarzyszył charakterystyczny odgłos świszczenia przy ruchu
przecinającym powietrze. – Czy już nie pamiętasz, jak się to wtedy skończyło!?
- A owszem. Pamiętam,
że przegrałeś. – Odparł srebrnowłosy.
- Kusō! Mieliście po
prostu szczęście, lecz tym razem tak łatwo mnie nie zaskoczycie! Tym razem
jestem lepiej przygotowany! Tym razem to nie ja skończę ciężko poturbowany!
- To się jeszcze
okaże.
Mruknął Hatake i dał
znak, po którym ANBU jednocześnie wyskoczyli do przodu, lecz wtem stało się to,
co Itachi podejrzewał. Kiedy tylko pierwszy z elitarnych wylądował w niedużej
odległości od swojego celu, jego atak został momentalnie sparowany przez
najbliżej stojącego Weterana. Kolejne próby zbliżenia się do Sasuke kończyły się
podobnie, parowane mieczem lub jakąś lżejszą techniką natury wody, wiatru czy
ognia. Nie minęło nawet pięć minut, jak wszyscy elitarni boleśnie odczuli
spotkanie na swej drodze upiornie wyglądających żołnierzy. Nie wiedzieli, jak
to się stało, że żadne nie wyczuło ich kontrataku? Wciąż dobrze pamiętali, że
ci wojownicy nie byli zwyczajnymi ludźmi posiadającymi ogromne zasoby chakry,
to jednak cały czas sądzili, że ich przewaga była chwilowa. Że, kiedy następnym
razem ich spotkają, to walka będzie wyglądała już tak, jak wyglądać powinna.
Czyli z szalą zwycięstwa przechyloną na stronę shinobi Liścia, lecz jak
pokazała rzeczywistość, to nie Upiorni dziś zamietli ulicę swym ciałem.
- Mówiłem Ci Kakashi,
że tym razem jestem lepiej przygotowany!
Krzyknął Sasuke
wewnętrznie się ciesząc, że nie musi na tą potyczkę zużywać własnej chakry. W
końcu obiecał sobie, że nie będzie się angażował w walkę. A nawet, jeśli nic
podobnego sobie nie obiecywał, to przyjęcie ochrony od Uzumakiego było właśnie
takim krokiem. Można rzec, że Upiorni Weterani stali się swoistym środkiem
zapobiegawczym dalszemu rozlewowi krwi, jak to określił Hatake.
* * *
Naruto stał nieco z
tyłu, słuchał i obserwował całe zajście z mieszanymi uczuciami. Nie wiedział,
dlaczego, ale skądś znał chakry tej grupki elitarnych shinobi Ukrytego Liścia
oraz srebrnowłosego jounina. Czuł, że były mu bliskie, niczym zapieczętowany w
nim demon, ale kiedy zaglądał do pomieszczenia ze wspomnieniami w swojej duszy,
to wciąż jedynie widział tam Miyoko, Sakurę, Itachiego oraz jego brata, Sasuke.
I nikogo po za nimi. Tak, jakby to wspomnienie było słabsze, mniej potrzebne,
aby normalnie funkcjonować. Wspomnienie, które z czasem samo przyjdzie, lecz
jeszcze nie teraz. Teraz inne rzeczy były ważne. Rzeczy, sprawy mające na celu
uzmysłowienie wszystkim, jak ważna dla blondyna jest misja, którą sam sobie
narzucił. A było nią wyeliminowanie pionków odpowiedzialnych za przygotowanie
zamachu na jego życie, jak również uwolnienie Kumi Nemoto oraz dokończenie
treningu pełnej kontroli nad mocą lisiego demona. Właśnie. Apropo tego
treningu, pewien nieznośny futrzak co raz bardziej zaczynał się niecierpliwić,
czego dowód dawał po przez ciągłe marudzenie swojemu nosicielowi.
- To co z tym planem uwolnienia mnie?? Ja
wiem, żeś bardzo zajęty i w ogóle, ale coś mi obiecywałeś, pamiętasz? A wiem,
że ty zawsze dotrzymujesz danego słowa, więc…
- Czy możesz się przymknąć!? – Warknął
Naruto. – Próbuję myśleć.
- Eem… Jasne, szefie. Już się zamykam.
Przepraszam.
Blondyn zamarł
zszokowany, odwracając spojrzenie od grupki ANBU próbującej ominąć jego
Upiornych Samurajów. Chłopak zrobił to na tyle gwałtownie, że naraz przykuł
uwagę Itachiego. Mężczyzna zmarszczył brwi, domyślając się, co było powodem zakłócenia
obserwacji widowiska przez Uzumakiego, lecz nic w tej kwestii nie zrobił, ani
nie powiedział. Jedynie upewnił się, że wszystko jest w porządku, po czym
wrócił do pilnowania brata, aby ten nie zrobił niczego głupiego. Błękitnooki
tym czasem sam zmarszczył brwi zastanawiając się, czy aby się nie przesłyszał.
- Coś ty powiedział?? – Akurat pytał
stając wyprostowany przed klatką demona. Chłopak rzucił w czarną czeluść
podejrzliwe spojrzenie nieco unosząc do góry jedną z brwi. – Jak mnie nazwałeś??
Kurama powoli wyłonił
się z ciemności swojego więzienia niepocieszony poważnie brzmiącym głosem
blondyna, można by rzec, wręcz zniesmaczonym lub zeźlonym. Demon tylko sobie
zażartował, chciał rozluźnić atmosferę i teraz znowu się pokłócą o jakąś bzdurę,
ale zobaczywszy szeroki uśmieszek na twarzy chłopaka, momentalnie się
rozluźnił. Cicho odetchnął, wypuszczając powietrze przez nozdrza i sam się
lekko uśmiechnął kładąc pysk na skrzyżowanych przednich łapach. Chwilę
przyglądał się stojącemu przed nim blondynowi, cały czas czekającemu na odpowiedź,
po czym westchnął raz jeszcze i się odezwał:
- Wiesz, Naruto… Jakby na to nie patrzeć,
to generalnie rzecz biorąc, ty tu rządzisz, nie? Więc, nazwanie Cię „szefem”, z
mojej strony chyba nie było w żadnym wypadku próbą urażenia twoich… uczuć. Hm?
– Spytał lis jednocześnie stwierdzając fakt.
- Nie, nie, skąd że. Po prostu mnie
zaskoczyłeś. Wciąż mnie jakoś zaskakujesz, a to tylko potwierdza moją
niepodważalną tezę, że się mimo wszystko zmieniłeś. Tak trzymaj, mój drogi
przyjacielu.
- Zawsze do usług. –
Dziewięcioogoniasty wyszczerzył drapieżnie kły.
- A co do mojej obietnicy, to bez obaw. Jak
sam powiedziałeś, dotrzymam dane słowo i tak się stanie, ale w odpowiednim
czasie. Musisz być cierpliwy i wyrozumiały. Jak dobrze wiesz, mam teraz na
głowie trochę inne, równie ważne sprawy do załatwienia. – Jinchuuriki
skrzyżował ramiona na piersi, pokiwał głową i zaczął krążyć pod klatką demona,
jakby był na porodówce. Kurama zamruczał niecierpliwie, jakby zachowanie Naruto
mu nie odpowiadało, lecz nie rzucił żadnej ciętej riposty. Jedynie połknął żabę
i po chwili zastanowienia udzielił wyczerpującą odpowiedź:
- Rozumiem, że ta przemowa znaczy tyle, co
nieformalna prośba o nie przeszkadzanie Ci, gdy się nad czymś zastanawiasz?
– Tym pytaniem zatrzymał blondyna, który na raz posłał mu uśmiech oznaczający
potwierdzającą aprobatę dla wysnutego wniosku. – Zatem, ustalone. Od tej chwili będę milczał, jak grób.
- Arigatō.
Chłopak ukłonił się w
podzięce i wrócił umysłem do otaczającej go rzeczywistości, gdzie momentalnie
spotkał się z kilkoma parami oczu w niego wlepionymi i chyba czekającymi na
reakcję. Nie za bardzo wiedząc, co zaszło i jakie pytanie mu postawiono,
jedynie głupkowato się uśmiechnął, drapiąc się w tył głowy. Zaraz podszedł do
niego starszy z braci Uchiha:
- Kyuubi marudzi?
- Można tak
powiedzieć. – Odparł blondyn i usłyszał głuchy pomruk z głębi własnej duszy, co
skwitował nieznacznym uśmieszkiem. Następnie spojrzał ponad ramieniem bruneta.
Konoha no ANBU już nie atakowali Upiornych Weteranów. Kilkoro skręcało się z bólu
leżąc na ziemi, pozostali się nimi zajmowali, inni zaś stali w gotowości i na
coś czekali. – Co jest Itachi? Coś przegapiłem?
- Kojarzysz może tego
srebrnowłosego gościa, Hatake Kakashi, co tam leniwie stoi i się na nas lampi,
jakbyśmy byli co najmniej z innej planety?
- Eee… nie bardzo. –
Chłopak odparł zgodnie z bolesną prawdą i dodał przygnębionym głosem. –
Szczerze powiedziawszy, to prawie nikogo z moich starych przyjaciół nie
pamiętam. Jedynie ty, Sasuke, Miyoko i Sakura jakoś specjalnie się odznaczacie
na tle całej niewidocznej reszty. Nawet nie wiesz, Itachi, jakie to potrafi być
frustrujące.
- To prawda, nic na
ten temat nie wiem, ale potrafię to sobie wyobrazić. – Uchiha smutno się
uśmiechnął. – Czy amnezja rzeczywiście jest taka… przykra, jak ją malują?
- Jak byś zgadł, choć
w niektórych momentach bywa wręcz nie do zniesienia. Tak się dzieje na
przykład, gdy spotykasz człowieka, którego kompletnie nie pamiętasz, za to on
pamięta cię doskonale. Wszystko o tobie wie, zachowuje się, jakby nic się nie
zmieniło, a ty patrzysz na niego i słuchasz go, lecz wciąż nie wiesz, skąd się
znacie, co was łączy. Masz w głowie namacalną pustkę. Ogromną dziurę, która z
każdą sekundą pochłania cię coraz bardziej i ty nic nie możesz na to poradzić. –
Wyznał Uzumaki pierwszy raz od bardzo dawna czując dziwną lekkość w sercu.
Jakby właśnie zrzucił z niego stu kilogramowy ciężar. – Tak się teraz właśnie
czuję i ten stan utrzymuje się już bardzo długo.
- Ale mnie, Sasuke,
Sakurę i swoją uczennicę sobie przypomniałeś, więc chyba już nie popadasz w
żadną depresyjną pustkę, hm? Co sprawiło, że te wspomnienia nagle do ciebie
wróciły?
- To zaczęło się
jakieś dwa tygodnie temu… – Blondyn zawiesił głos, jakby za chwilę zamierzał
kontynuować, lecz ku niezadowoleniu słuchającego go bruneta, Naruto jedynie
nieznacznie się uśmiechnął. – Przepraszam, Itachi, ale pozwolisz, że opowiem Ci
o tym kiedy indziej? Teraz nie jest czas ani miejsce na takie zwierzenia. Nie
przy tylu świadkach. Zresztą i tak już wiele im zdradziłem. Czy mogę mieś do
ciebie prośbę?
- Jasne. O co chodzi?
- Zaopiekujesz się
Miyoko do mojego powrotu?
- Oczywiście, ale
dlaczego? – Uchiha zmartwił ton, jakim wypowiedziane zostały ostatnie słowa. W
powietrzu zawisła przez nikogo nie rozpoznana groźba, czy inne uczucie
głębokiego niepokoju. Jakby już samo to pytanie sprawiło, że serca wszystkich
napełnił blado zimny strach. – Co planujesz?
- Przechodzę do
działania.
Jinchuuriki wyminął
zamyślonego bruneta, który podążył za nim wzrokiem, i podszedł do Sasuke oraz
Upiornych Weteranów. Rzuciwszy im demoniczne spojrzenie, przez chwilę patrzył
młodszemu brunetowi prosto w oczy, po czym na powrót odwrócił głowę i utkwił
wzrok w srebrnowłosym. Wyraz twarzy mężczyzny nie wiele mu powiedział, gdyż go
nie widział, ale z odsłoniętego oka wyczytał lekkie znudzenie.
- Hatake Kakashi! Czy
Hokage-sama powiedziała Ci, co masz zrobić, gdybyś przekroczył granicę w swych
działaniach? – Spytał Naruto głosem zatwardziałego polityka, czym od razu
otrzeźwił sztywno stojącego jounina.
- Co? Jaką granicę??
- Powiem to tylko raz
i tyczy się to każdego obecnego, i nieobecnego tu shinobi Konoha Gakure no Sato
oraz shinobi każdej innej Ukrytej Wioski. Jeśli ktokolwiek jeszcze zaatakuje któregokolwiek
członka klanu Uchiha, to jego zachowanie zostanie bezzwłocznie uznane za akt wzmożonej
agresji, a w rezultacie, wypowiedzenie nam wojny.
- Że co? O czym ty
chrzanisz!? – Krzyknął ANBU przy nodze którego stał wielki biały pies. Zwierzę
trzykrotnie dało głos, jakby podzielało niezrozumienie swojego pana.
- Mówię, że
praktycznie od dwóch dni Uchiha Sasuke objęty jest całodobową ochroną Upiornej
Armii i całego społeczeństwa kraju Żelaza, gdyby zaszła taka potrzeba. Założę
się o stówę, że jest nas dwa lub trzy razy tyle, co wszystkich shinobi
Ukrytego Liścia i waszych sojuszników razem wziętych, więc od tej chwili radzę
uważać na to, co mówicie i robicie! – Naruto oznajmił lodowatym głosem nie
szczędząc jawnych gróźb. – Czy dostatecznie jasno się wyraziłem!?
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto” and
its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz