poniedziałek, 26 lutego 2018

223. Samo życie

I proszę bardzo. Nowa notka po zaledwie dwóch tygodniach! Mam chyba dobrą passę, ale nie zapeszajmy. Czytajcie i komentujcie, a może kolejną notkę urodzę przed końcem lipca. :P – Pozdrawiam i ENJOY!!!



<<< Chapter ukazał się 29 czerwca 2013 roku >>>



Z nastaniem nowego dnia w progu głównej bramy wioski Ukrytego Liścia pojawiła się mała grupka podróżnych, która w pierwszej chwili nikogo specjalnie nie zainteresowała. Nawet siedzący w budce strażniczej chuunini nie zwrócili na nich uwagi. Byli zbyt zmęczeni po nocnej zmianie, która jeszcze nie dobiegła końca. Była dopiero szósta, a poranna zmiana przychodziła o ósmej. Kotetsu przetarł zmęczone oczy. Czuł, że musi wypić porządną kawę, inaczej padnie na twarz, a to by się mogło źle skończyć. Zwłaszcza po tym, jak koło drugiej w nocy na baczność postawiły go wrzaski Hokage, która niewątpliwie kogoś zrugała. Mężczyzna wzdrygnął się na samą myśl spotkania z Tsunade-sama. Możliwe, że już jej przeszło, cokolwiek doprowadziło ją do białej gorączki, ale wolał nie ryzykować. Szeroko sobie ziewnął, przeciągnął się i wtem ich zauważył. Dwóch chłopaków na oko w wieku dwudziestu lat, jedna mała dziewczynka i dziewiątka dziwnie znajomych z wyglądu samurajów. – Czy to możliwe? – Spytał sam siebie, raz jeszcze przetarł oczy i naraz całą grupkę rozpoznał.
- Ej, Izumo. Uszczypnij mnie, bo ja chyba śnię.
- Hee?
Wymamrotał Kamizuki dotąd smacznie śpiący z głową na blacie w kałuży własnej śliny, która wyciekła mu z otwartych ust. Mężczyzna po chwili wyprostował plecy, wytarł policzek, leniwie się przeciągnął, rozmasował zdrętwiały kark i sam spojrzał w stronę wejścia do wioski. Przez wciąż lekko zamglone oczy za dobrze nie widział, kim tak się ekscytował jego towarzysz, lecz gdy obraz się mu wyklarował, sam wstrzymał oddech.
- To… To… To nie możliwe. – Jęknął.
- A jednak. – Potwierdził Kotetsu pewny już tego, co właśnie oglądał. – Naruto Uzumaki żyje i jak widzę, całkiem dobrze wygląda. I patrz, kto z nim jest. Czy to nie ta mała, co kiedyś bar Ichiraku z ziemią zrównała? Jak jej tam było… eem… Chyba Miyoko. Tak. Właśnie, tak. Miyoko Inaba. Ah, cóż za urocze dziecko.
- Mhm. Eem, Kotetsu? Czy to nie Uchiha Sasuke stoi koło Naruto? – Izumo spytał z przejęciem w głosie, jakby nie do końca podobało mu się to, co zobaczył. – Co on tu robi?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Trzeba natychmiast o tym powiadomić Hokage!
Jak Hagane powiedział, tak też po chwili po mimo zmęczenia zgrabnie wyskoczył z budki, lecz nie uszedł daleko, gdyż precyzyjnie rzucony kunai przeszył mu łydkę powalając go na ziemię. W następnym momencie nad chuuninem stanął jeden z Weteranów z obnażoną kataną w dłoni, którą przystawił do jego karku. Obserwujący całe zdarzenie Izumo z początku nie wiedział, jak powinien się zachować, wszakże był nieco otępiały po nieprzespanej nocy, ale pamiętając nabyte przez lata doświadczenie ninja, sam chciał coś zadziałać, lecz i jego zatrzymano. Może nie został ranny przez rzucony kunai, lecz jak tylko wyściubił nos z budki, inny Upiorny zdzielił go rękojeścią miecza w potylicę pozbawiając przytomności umysłu. Widzący to Kotetsu poczuł wzbierający w nim gniew, lecz przypomniawszy sobie o zimnej klindze stojącego nad nim Weterana, naraz się uspokoił i powrócił do wąchania ziemi.
Naruto tym czasem upewniwszy się, że nikt bez jego pozwolenia nie powiadomi Hokage o jego powrocie, przekazał w dalszym ciągu śpiącą Miyoko w ręce Jogenshy i odwrócił się do stojącego nieco z tyłu bruneta. Zajęty zastanawianiem się nad motywami działania blondyna, Sasuke w pierwszej chwili nie zauważył, że ten nagle na niego spojrzał, lecz gdy Uzumaki lekko go szturchnął, momentalnie oprzytomniał.
- Hę?
- Chciałeś wiedzieć, po co przyszedłem do Konoha? – Uchiha kiwnął głową zadowolony, że wreszcie to usłyszy. Naruto westchnął przeczesując włosy rozcapierzonymi palcami. – Jak zapewne wiesz, dwadzieścia lat temu Yondaime Hokage zapieczętował w mym ciele Kyuubi no Kitsune.
- Tak, tak, i co z tego?
- A to, że ja zamierzam dowiedzieć się, jak tą pieczęć zdjąć.
Nastała grobowa cisza. Mina bruneta mówiła sama za siebie, choć nie przedstawiała ani zaskoczenia, ani przerażenia, czy choćby krzty strachu. Była zamyślona. Sasuke po prostu nie był pewien, czy dobrze zrozumiał. Półgłówek zamierzał uwolnić najniebezpieczniejsze Bijuu na świecie? Nieee. Chyba nie był aż tak szalony… A może jednak? Coś tu nie grało.
- Że niby, co chcesz zrobić? – Sasuke odezwał się poważnym, lekko pytającym tonem, jakby niedosłyszał i nieformalnie prosił o powtórzenie.
Naruto westchnął. Takiej właśnie reakcji się obawiał, ale teraz było już za późno. Słowo się rzekło i nic, ani nikt już tego nie powstrzyma. A zwłaszcza zarozumiały pan Uchiha.
- Czy ja mówię nie wyraźnie? Zamierzam uwolnić Kyuubiego.
Blondyn oznajmił dobitnie i odwrócił się do Jogenshy oraz Miyoko, ignorując bruneta, który w tej chwili chciał rzucić się na niego, aby najpewniej wybić mu ten pomysł z głowy, lecz powstrzymali go przed tym Upiorni Samurajowie. Jeden przytrzymał go za lewe ramię, drugi za prawe, trzeci zaś złapał za kark unieruchamiając głowę. Kiedy Sasuke spróbował się oswobodzić, czwarty Weteran przystawił mu kissaki swojej katany do jego gardła.
- Ej! Co wy robicie?! – Krzyknął Uchiha wkurzony zagrywką Weteranów. W oczach chłopaka zalśnił szkarłat Mangekyo Sharingan. – Naruto, natychmiast każ im mnie puścić. Słyszysz!? Każ im mnie puścić!
- Uspokój się. To dla twojego dobra. – Mruknął jinchuuriki z czułością głaszcząc po główce śpiącą uczennicę. Widać, że musiała być bardzo wyczerpana, skoro po dwunastu godzinach wciąż się nie ocknęła.
- Mojego dobra? O czym ty chrzanisz? – Pytał Sasuke.
Widząc, że zostało się ponownie zignorowanym przez blondyna, brunet raz jeszcze spróbował się wyrwać, lecz skutek był ten sam. Upiorni nie odpuścili. Gorzej. Tylko bardziej się napięli, ramiona mu boleśnie wykręcili, ostrzem miecza skórę na krtani skaleczyli.
- Do jasnej…! Puśćcie mnie! Ostrzegam Cię, Naruto!
Uzumaki w tym momencie odwrócił się, a jego ciało pokryła bąbelkowa zbroja z chakry lisiego demona. Rysy twarzy się mu wyostrzyły, na głowie długie uszy utworzyły, zaś na pośladkach trzy ogony wystrzeliły. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że Uchiha nie zdążył nawet mrugnąć, gdy jego świadomość uderzyły przytłaczające pokłady złowrogiej energii.
- Nie, Sasuke. To ja ostrzem Ciebie. – Ton głosu jinchuuriki był spokojny, choć jego wygląd przyprawiał o szybszą palpitację serca. Nawet takiego twardziela, jak Sasuke. – W tym momencie, Kyuubi rwie się, aby osobiście się z tobą zmierzyć i wiesz co? Chyba w końcu pójdę mu na rękę! Możesz być pewny, że już za niedługo przekonasz się, co to znaczy igrać z prawdziwym ogniem!
Uchiha zamarł.
- Co? Nie mówisz poważnie!? Ty… Ty oszalałeś! Na mózg Ci padło! – Dwudziestolatek znowu zaczął się szamotać z trzymającymi go samurajami. – Puszczajcie, do cholery, albo naprawdę się zdenerwuję! Tym razem mówię poważnie!
- Spokojnie. Chciałem tylko coś sprawdzić. Zaraz Cię uwolnią.
Naruto uśmiechnął się tajemniczo, po czym przybrał odpowiednią postawę i zawiązał serię pieczęci. Jak tylko skończył, Sasuke utkwił w nim wściekłe spojrzenie.
- Co ty robisz!?
- Powiedz, czy nadal zamierzasz zabić swojego brata?
Zaskoczony tym pytaniem brunet sam już nie wiedział, jak do tego doszło, ale jak tylko dostrzegł szansę wyrwania się z rąk Upiornych, kopniakiem odepchnął tego stojącego przed sobą, silnym szarpnięciem uwolnił swoje prawe ramię i wtem świat nagle poczerniał. Co się po chwili okazało, Uzumaki przystawił rękę do jego odsłoniętego czoła, przekazując mu w ten sposób swoje niedawno odzyskane wspomnienia o Itachim. Ukazał mu prawdę kryjącą się za masakrą klanu Uchiha oraz o tajemniczej przemianie, jaka zaszła u starszego brata Sasuke. Kolejne wypadki potoczyły się już spokojniej. Sparaliżowany nagłym napływem obrazów missing-nin zwiotczał, jakby go ktoś paralizatorem potraktował. Kiedy na znak jinchuuriki Samuraje go puścili, opadł na ziemie niczym pozbawiona życia kukiełka, ciężko dysząc. Blondyn tym czasem cofnął otaczającą go chakrę lisiego demona powracając do swojego zwyczajowego wyglądu o jedynie czerwonych oczach z pionowymi, typowo lisimi źrenicami.
- No, dobra. To na czym stanęliśmy? – Odezwał się Naruto.
- Chciałeś, Panie, uwolnić Kumi Nemoto. – Odparł jeden z Weteranów
- No tak. Już pamiętam, ale najpierw odwiedzimy naszego starego znajomego. Hmm… – Blondyn zamyślił się spoglądając na leżącego na ziemi Kotetsu. – Jogensha, wezwij medyka i każ mu uleczyć tego tam durnia, ale tylko na tyle, aby już więcej się nie wykrwawiał, po czym przenieście go z powrotem do budki strażniczej do jego „śpiącego” kolegi. Żeby żaden nie myślał o powiadamianiu Hokage o naszym przybyciu, postaw przy nich Zbrojnego.
- Jak sobie życzysz, Rikushō-sama.
Grafitowy samuraj oddał Miyoko w ręce swojego dowódcy i zajął się wykonywaniem wydanego mu polecenia. Naruto tym czasem serdecznie się uśmiechnął, gładząc blondynkę po jej włoskach i wtem dziesięciolatka w końcu wróciła do życia. Dziewczynka wpierw się przeciągnęła, szeroko sobie ziewnęła, po czym rozejrzała się do koła. Widząc znajome budynki, czując znajomą woń roślinności, słysząc znajome dźwięki otoczenia, odwróciła główkę w stronę trzymającego ją Uzumakiego.
- Czy to Konoha??
- Tak, mała.
- Yatta! – Ucieszyła się dziewczynka, a jej radosny śmiech sprawił, że jinchuuriki poczuł w sercu przyjemne ciepło i spokój. Teraz miał już pewność, że dobrze zrobił zabierając ją ze sobą, ale nurtowało go, co też robiła w kraju Trawy? I kim do cholery byli shinobi, których posłała na tamten świat? Tego typu pytania zaprzątnęły mu głowę, gdy obserwował powoli podnoszącego się z ziemi Sasuke.
* * *
Wciąż oszołomiony po doznanym wstrząsie, brunet jeszcze przez dłuższą chwilę szedł nieco z tyłu ukrywając twarz w dłoniach, ale wkrótce się otrząsnął i dołączył do idącego na przedzie blondyna. Kiedy się zrównali, jeden spojrzał na drugiego. W oczach Uchiha nie było już widać złości wywołanej odrobinę brutalnym unieruchomieniem go przez Upiornych. W czarnych tęczówkach lśniła powaga.
- Naruto… Tam w lesie, jak Ci zdradziłem swoją historię, a ty powiedziałeś, że nic sobie nie przypominasz… Dlaczego mnie okłamałeś? – Od całej postaci bił niesamowity spokój.
- Ponieważ uznałem, że należy Cię w ten sposób ukarać.
- Ukarać?? – Złość zamieniła się miejscem z zaskoczeniem. – Wyjaśnij.
Blondyn westchnął.
- Czy już zapomniałeś, jak pewnego dnia nagle zniknąłeś z wioski przyłączając się do wężowego Sannina i kilka lat później niespodziewanie mnie zaatakowałeś, w wyniku czego uszkodzona została pieczęć wiążącą Kyuubi no Kitsune w mojej duszy? – Słowa Uzumakiego sprawiły, że Uchiha zastanowił się chwilę. Tak, coś mu tam świtało, ale pamiętał tamte wydarzenie, jak przez mgłę. Naruto zaś mówił dalej. – Na szczęście w tamtym czasie miałem już przy sobie Upiornych Samurajów, którzy z wielkim poświęceniem i oddaniem dla sprawy naprawili to, co żeś próbował zniszczyć. Zamiast się mścić, z Kyuu doszliśmy do wniosku, że nie mówienie Ci prawdy o Itachim tak od razu będzie lepszym rozwiązaniem.
- A więc przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny udawałeś amnezję, aby mnie ukarać za coś, co Ci kiedyś zrobiłem? – Wydedukował Sasuke z tego, co usłyszał od blondyna. Kiedy ten potwierdził, brunet nagle się rozchmurzył. – Przyznaję… Wybraliście lepszą drogę. Chęć zemsta na Itachim dotąd była jedynym moim celem w życiu i byłem gotów osiągnąć go nawet idąc po trupach. Ale teraz… Teraz wszystko uległo zmianie.
- Na lepsze?
- Można tak to naz…wać…
Chłopak się zająknął, ponieważ dostrzegł przed sobą znajomy symbol białoczerwonego wachlarza, który od zawsze był znakiem rozpoznawczym nieistniejącego już klanu. Tylko, że ten dumnie wiszący nad bramą znak, widocznie świeżo odrestaurowanej bramy wejściowej do dzielnicy Uchiha, trochę tu nie pasował. Tak samo cała brama. Jak dobrze brunet pamiętał, jego rodzinny dom od ponad piętnastu lat był zatęchłą, zrujnowaną dziurą, w której nikt nie chciał mieszkać. Źle się wszystkim kojarzyła, a tu nagle ktoś tam zaczął żyć? Sasuke w tym momencie poczuł, że koniecznie musi zobaczyć, kto też ośmielił się zamieszkać na jego „starych śmieciach”. Nie oglądając się na nikogo, prędko wyprzedził spokojnie idącego Naruto z Miyoko na rękach i nie zwalniając ani trochę zaraz przekroczył bramę dzielnicy klanu Uchiha. Kiedy blondyna zrobił to samo dwie minuty później, czarnowłosy właśnie zabierał się za pukanie do drzwi jedynego odrestaurowanego tam domu.
- Tylko sobie ręki nie złam!
Krzyknął jinchuuriki śmiejąc się z podenerwowania przyjaciela, któremu ręką zadrżała, gdy ją podniósł. Widać było, że się chyba stresował spotkaniem swojego znienawidzonego starszego brata. Słysząc drwinę, Sasuke prychnął wściekle, lecz się nie odwrócił. Zignorował Uzumakiego, głęboko westchnął i zapukał. Odpowiedziała mu cisza, a więc ponowił zabieg, lecz znowu odezwała się cisza. Chyba nikogo nie było, lecz Sasuke nie zamierzał się tak łatwo poddawać. Zapukał raz jeszcze w imię zasady „do trzech razy sztuka” i tym razem w końcu usłyszał skrzypienie podłogi w przedpokoju. W chwili następnej drzwi się otworzyły i w progu stanęła uśmiechnięta dziewczyna o czarnych włosach sięgających jej do połowy pleców oraz srebrnych oczach mieniących się niewyobrażalnym szczęściem. Na jej twarzy widniał szeroki od ucha do ucha uśmiech.
- Tak? Słucham?
- Eee… Ja… Tylko chciałem… – Uchiha wydukał zbity z tropu widokiem tak pięknej istoty, jak stojąca przed nim dziewczyna. Nigdy się nikomu, nawet przed sobą, do tego nie przyznał, ale pomimo roztaczania wokół siebie grubej zasłony niedostępności i ignorancji bardzo doskwierał mu brak kontaktu z płcią piękną. Stąd też czuł zakłopotanie, które zaraz przeminęło. – Ekhm… Kim jesteś i co robisz w moim domu??
- W twoim domu? – Srebrnookiej momentalnie zrzedła mina słysząc pretensję w głosie obcego sobie chłopaka, który na dodatek gapił się na nią, jakby nigdy żadnej kunoichi na oczy nie widział. Ta bezczelność sprawiła, że Yasu momentalnie poczerwieniała na twarzy, a na jej czole pojawiła się pulsująca żyła świadcząca o zdenerwowaniu. W następnej chwili zdzieliła niczego niespodziewającego się bruneta z liścia w twarz: – Ty świnio! Gdzie się gapisz!? – Krzyknęła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Obserwujący całą scenę z bezpiecznej odległości Naruto naraz parsknął śmiechem, który szybko udzielił się małej blondynce. Miyoko uśmiech z twarzyczki nie zszedł nawet, gdy Sasuke spojrzał na nich wściekły z uaktywnionym Sharinganem w oczach. Widać było, że nie podobało mu się, jak blondyn sobie z niego drwi, ale wciąż nic na ten temat nie mówił. Trzymał nerwy na wodzy dając dowód, że chyba jednak zaczął się zmieniać. Brunet zaklął pod nosem i na powrót odwrócił się ku drzwiom, lecz przed wyważeniem ich powstrzymał go głos zza pleców Uzumakiego:
- Sasuke, mój głupiutki braciszku… – Z jinchuuriki zrównał się mężczyzna w kraciastej koszuli i dżinsowych spodniach z siatką zakupów w lewej ręce. – Czy nie wiesz, że gapienie się na czyjś biust uznawane jest za szczyt złego wychowania?
Itachi zaśmiał się krótko i zaraz spoważniał dokładnie obserwując zachowanie swojego młodszego brata. Może nie był już shinobi, to miał jeszcze sprawne oczy. To zaś w pewnym sensie pozwalało mu na zachowanie czujności, która byłaby pomocna w wypadku zaatakowania go przez Sasuke, lecz do niczego takiego nie doszło. Stojący na ganku brunet przez chwilę wpatrywał się w postać jednorękiego osobnika z zagadkowym wyrazem twarzy. W pewnym momencie machinalnie chwycił za rękojeść katany wystającej zza biodra, lecz nie obnażył klingi. Zastygł w takiej pozycji i już się nie poruszył.
Chyba na coś czekał. Tylko, na co? Naruto chwilę się nad tym zagadnieniem zastanawiał, ale słysząc, jak Miyoko coś do niego mówi, zaraz na nią spojrzał. Dziewczynka grzecznie poprosiła go, aby już ją postawił na ziemi. Najwidoczniej, już się jej znudziło oglądanie świata z poziomu blondyna. Uzumaki uśmiechnął się wdzięcznie i natychmiast wykonał prośbę z ulgą rozciągając prawe ramię, gdyż nieco już mu zdrętwiało. Następnie zwrócił demoniczne spojrzenie na starszego bruneta, a raczej na brak jego prawego ramienia.
- Itachi… Jak straciłeś rękę?



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz