<<< Chapter ukazał się 28
maja 2013 roku >>>
Kiedy lisi demon
wciąż milczał namyślając się nad odpowiedzią, klony blondyna w większości
przypadków niczego nie znalazły. Tylko jeden na północno-zachodnim krańcu pola,
u podnóża jakiejś góry znalazł drewnianą, parterową chatkę, na pierwszy rzut
oka wyglądającą na opuszczoną. Lecz przyczaiwszy się w pobliskich krzakach po
dwudziestu minutach czekania na nie wiadomą, dostrzegł wychodzącego z wnętrza
jakiegoś mężczyznę w słomianym kapeluszu. Po długiej, siwej brodzie oraz nieco
brudnym i poszarpanym odzieniu było wyraźnie widać, że to ktoś bardzo skromnie
żyjący. Lecz z czego się utrzymujący? Niby przed domem rozpościerał się
niewielki ogródek warzywny, lecz to za mało, by normalnie funkcjonować. A może
jednak? Szukając odpowiedzi na postawione pytanie, klon Naruto już miał się
ujawnić i zdobyć kilka informacji, gdy niespodziewanie koło nieznajomego
mężczyzny zjawiła się dwójka jakichś shinobi.
Chłopak i dziewczyna,
na pierwszy rzut oka w wieku błękitonookiego. Jinchuuriki nie potrafił
rozpoznać z jakiej wioski pochodzili, gdyż stali odwróceni do niego plecami,
lecz gdy po kilku minutowej rozmowie ze starcem całą trójką weszli do wnętrza
chatki, dziewczyna nagle w progu obejrzała się za siebie. Miała długie,
sięgające połowy pleców, białe włosy i złoto-matowe oczy. Chwilę stała i
patrzyła w jego kierunku. Zdawała się wiedzieć, że ich obserwował, lecz jak
było naprawdę, to Naruto nie wiedział. Wiedział już natomiast z jakiej wioski
pochodziła. Na jej ochraniaczu widniały jedna mała i dwie nieco większe, połączone
ze sobą chmurki. Wioska Ukryta w Chmurach w kraju Błyskawic. Od razu pojawiło
się pytanie, czego tu szukali? Co sprowadziło shinobi Kumo Gakure no Sato do
Kusa no Kuni?
- Coś nie tak, Ryuuzetsu?
Do kunoichi podszedł
jej czarnoskóry towarzysz, lecz ta mu nie odpowiedziała. Tylko zmrużyła oczy
jeszcze bardziej nie przerwanie patrząc w stronę krzaka za którym krył się klon
Uzumakiego. Chłopak również miał białe, krótko obcięte włosy, ale za to oczy
miał już czarne niczym noc. Za ich obojga główną broń stanowiła para
skrzyżowanych na plecach mieczy. Jak klon Naruto zaobserwował, kunoichi Kumo
była też medykiem, lecz co do tego nie miał stu procentowej pewności.
- Ryuuzetsu? – Czując,
że zostało się zignorowanym, towarzysz białogłowej westchnął przeciągle, lecz
się nie poddał. Położył właśnie rękę na jej ramieniu, aby w ten sposób
zakomunikować, że nie było się jedynie wytworem wyobraźni, a żywą istotą. –
Ryuuzetsu?
- Wszystko w
porządku, Toshio. Chodźmy.
- Co tam zobaczyłaś??
- Nic. – Ucięła
tajemniczo, wyminęła zbitego z pantałyku kolegę i zaraz zniknęła we wnętrzu
niewielkiej chatki. Chłopak ochrzczony imieniem Toshio chwilę stał w progu i
samemu wpatrywał się przed siebie, bo nie wiedział, gdzie dokładnie patrzyła
Ryuuzetsu, po czym nie dostrzegłszy niczego godnego poświęcenia temu większej
uwagi, odwrócił się i pewnie wszedł do środka. Klona Naruto tym czasem już od
kilku minut tam nie było. Poznawszy aż nad to informacji, odmeldował się
zwracając obrazy i zasłyszane frazesy oryginałowi, który wciąż wyczekiwał
odpowiedzi mieszkańca swojej duszy. Jednakże Kurama jak na złość nadal się nie
odzywał.
Milczał niczym
zaklęty już tak od dobrej godziny napawając blondyna coraz większym poczuciem,
że może przesadził z tymi oskarżeniami? Wszakże bardzo nie chciał, żeby Kyuubi
no Kitsune teraz się na niego obraził, w najgorszym wypadku, wypiął i powrócił
do swojego mrocznego, nienawidzącego „Ja”. Szczerze lubił rozmawiać z lisem. Żartować
i śmiać się z nim z wspólnie robionych sobie dowcipów. Dyskutować o akurat
dręczących go problemach, czy po prostu z nim przebywać. Chłopak nie potrafił
sprostować, dlaczego konkretnie czuł taką sympatię względem demona. Może
dlatego, że byli skazani na swoje towarzystwo od narodzin blondyna i zwyczajnie
przywiązał się do Lisa? Tak. Chyba tak. To było najrealniejszym powodem, czemu
czuł teraz wyrzuty sumienia. Było tam jeszcze coś. Kurama przez tych
dwadzieścia lat widocznie się zmienił, co dodatkowo wpływało na reakcje,
decyzje oraz uczucia blondyna.
- Nic nie powiesz? Czyżby moje oskarżenia Cię
spoliczkowały? Uderzyły w czuły punkt? Przecięły na wskroś? –
Dwudziestolatek odezwał się spokojnym, wyważonym głosem, choć nie wyzbył się
wcześniejszego jadu. – A może po prostu
dały Ci do myślenia? Dlaczego teraz umilkłeś? Znowu zamierzasz się do mnie nie
odzywać? Ile to będzie jeszcze trwało?
Lecz demon, jak dotąd
milczał, tak się słowem nadal nie odezwał. I nic nie wskazywało, żeby ten stan
rzeczy miał się jakkolwiek zmienić. Naruto przejechał dłonią po twarzy w geście
zmęczenia. Naprawdę nie chciał się więcej kłócić, ale też nie zamierzał dawać
za wygraną. Czuł, że jeśli teraz ulegnie i się podda, to Kyuubi nigdy
całkowicie się nie zmieni. Z drugiej zaś strony w tego typu wypadkach jego
dobroduszna natura zawsze wygrywała ze zdrowym rozsądkiem i pewnie tylko dlatego
po chwili dał za wygraną. Nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji lisa,
wkrótce ponownie zabrał głos:
- No dobra, Kurama. – Westchnięcie. – Już rozumiem, czemu się do mnie nie odzywasz
i nie mam Ci tego za złe. Może na początku miałem, ale teraz to już nie ma
znaczenia. Wiem, że trochę przesadziłem nazywając Cię kłótliwym arogantem i
mówiąc, że nie zależy Ci na naszej przyjaźni. Wiem, że pomimo swojej prawdziwej
natury starasz się być miłym i pomocnym. Nie zawsze Ci to wychodzi, ale w
większości przypadków odnosiłeś sukcesy. Chyba po prostu za dużo od Ciebie
wymagam. Zmieniłeś się na tyle, ile tylko mogłeś, lecz mnie to nie wystarczało.
– Kolejne westchnięcie. Tym razem znacznie głębsze i dłuższe. – Może to ja powinienem się zmienić? Może
powinienem przestać Cię naciskać, byś upodobnił się do moich wyobrażeń, a samemu
się przystosować? Po dłuższym zastanowieniu… tak, tak właśnie muszę zrobić. Muszę
zaadaptować się do nowej sytuacji. Czy mi wybaczysz moją ignorancję,
przyjacielu?
Po słowach wyraźnie
skruszonego blondyna, w więzieniu Dziewięcioogoniastej bestii w końcu nastąpiło
jakieś poruszenie. Tuż za kratami z ciemności ponownie wyłonił się olbrzymi
pysk z obnażonym rządkiem śnieżnobiałych kłów oraz parą czerwonych ślepi
płonących zrozumieniem i wyrozumiałością.
- Wybaczę.
W duszy chłopaka
rozbrzmiał gardłowy pomruk, po czym znowu umilkł i nic więcej już nie dodał. To
jednak Naruto w zupełności wystarczyło. Zadowolony z zdobytego kompromisu w
słownej potyczce z mieszkańcem swojej duszy odwrócił się do Sasuke, który
wyrazem twarzy oraz postawą przejawiał już totalne znudzenie bezczynnym staniem
w jednym miejscu. Było po nim wyraźnie widać, że jeszcze chwilę zabawi w tym
miejscu, a do reszty oszaleje z szybko trawiącego go rozgoryczenia. Naruto
trochę bawiła ta sytuacja.
* * *
Choć od rozmowy z
Tsunade-sama minęły dopiero dwa dni, to Sakura i tak nie pogodziła się z
wyrzutami sumienia po śmierci swoich pacjentów. Była przecież medykiem. Nie.
Była przecież cholernie dobrym medykiem, który nigdy nie powinien dopuścić, by
ktokolwiek przeszedł przedwcześnie na tamten świat, ale jak pokazuje życie i
słowa Godaime-sama, nie ma na tym świecie ludzi doskonałych. Są jedynie dobre
zamiary. Lecz to jej nie wystarczyło. Nie uspakajało jej. Wyraźnie czuła, że
czegoś tu brakowało. Żeby być niezawodnym w swoim fachu, brakowało jej
najważniejszej w życiu rzeczy. A raczej, człowieka. Brakowało jej obecności
Naruto. Miała świadomość, że żył i był gdzieś tam. Bała się jedynie, że o niej
zapomniał. Że pomimo tego, iż żyje, to już nigdy go nie zobaczy. Tego dnia nie
siedziała od rana, jak zawsze, w szpitalu i nie czekała na wezwanie. Zaraz po
przebudzeniu i oporządzeniu się, siadła na kanapie w salonie ze zdjęciem
uśmiechniętego blondyna z dnia jego awansu na Jounina w rękach i tak już
zastygła. Co jakiś czas z nostalgią gładziła kciukiem oblicze swojego chłopaka,
zastanawiając się, jakby wyglądało jej życie, gdyby nigdy się nie poznali?
- Byłoby szare i
pozbawione większego sensu. – Mruknęła pod nosem i gorzko się uśmiechnęła.
Zaraz jednak złapała się za głowę i zawyła żałośnie: – Ja chyba zwariowałam!
Zaczynam mówić sama do siebie.
- Mówienie do siebie
nie oznacza zaraz, że się oszalało.
Słysząc rozbawioną,
lekko kpiącą uwagę momentalnie zwróciła głowę ku wejściu, gdzie dostrzegła
opartą o framugę jakąś postać w czarnym płaszczu i szerokim kapturze na głowie.
Na pierwszy rzut oka wyglądała znajomo, lecz nie widząc jej twarzy, Sakura nie
była pewna swoich domysłów. Wciąż zaskoczona tym niespodziewanym wtargnięciem
zaraz się otrząsnęła i poderwała zostawiając zdjęcie ukochanego na siedzeniu
kanapy:
- Kim jesteś!? –
Postać chwilę milczała, po czym uniosła ramiona do kaptura i odsłoniła twarz, którą
zdobiła ceramiczna maska Kota. Haruno głośno wciągnęła powietrze przez usta. –
Ty należysz do ANBU! Czego ode mnie chcecie??
- My chcemy? Nie,
Sakura. ANBU niczego do ciebie nie chce. Jestem tu prywatnie. – Elitarny po tych
słowach ściągnął maskę z twarzy. – Przyszłam sprawdzić, jak się miewa moja
najlepsza przyjaciółka.
- INO!?! – Wrzasnęła
różowowłosa rozpoznając blondynkę z klanu Yamanaka.
- Ciszej, Sakura.
Będę miała duże kłopoty, jeśli ktoś się dowie, że Ci pokazałam swoją twarz bez
wyraźnej zgody moich przełożonych. Nasz dowódca ma na tym punkcie lekkiego
bzika. – Blondynka uśmiechnęła się krzywo i powoli zbliżyła do uczennicy
Piątej. Po przyjacielskim uściskaniu z medyczką spojrzała jej głęboko w oczy. –
A teraz powiedz, co tam u ciebie?
Zielonooka jednak nie
od razu odpowiedziała. Odwróciwszy głowę w bok, swojej rozmówczyni dała jasno
do zrozumienia, że nie wszystko było w porządku. Też coś! Tu nic, a nic nie
było w porządku. Jej dotychczasowe życie legło w gruzach. Najpierw straciła
Naruto, potem tytuł kunoichi, a teraz nie tak dawno też cześć siebie. Część
odpowiadającą za bycie niezawodną medyczką. Te trzy, mogłoby się wydawać
błahostki, negatywnie wpływały na samopoczucie i psychikę Haruno. Z każdym
kolejnym dniem było tylko gorzej. Nawet świadomość, że Naruto żył i w każdej
chwili mógł pojawić się w Konoha nie wiele zmieniała. Nie było go tu, a to
bolało jak nigdy przedtem.
- Wciąż za nim
tęsknisz? – Po kilku minutach usłyszała głos Ino. – Dlaczego po prostu nie
pogodzisz się z jego odejściem?
Sakura tym czasem już
się zastanawiała, czy może blondynce wyjawić prawdę. W końcu Tsunade dała jej i
Itachiemu wyraźne polecenie zachowania wieści o Naruto w tajemnicy. Ale, skoro
Yamanaka była jej i blondyna przyjaciółką, to dlaczego miałaby nie wiedzieć
tego, co ona wiedziała? Różowowłosa przez chwilę rzeczywiście się wahała, lecz
postawiwszy wszystko na jedną kartę, postanowiła jednak złamać wydany rozkaz.
Wszakże nie była już kunoichi Konoha, więc teoretycznie nie podlegała żadnym
władzom. Nikomu, kto mógłby wobec jej postępowania wyciągnąć jakieś
konsekwencje. Ale tylko teoretycznie. Spojrzawszy na Ino, Sakura nieznacznie
się uśmiechnęła:
- Naruto wcale nie
odszedł.
- Jak to? Co przez to
rozumiesz? – Blondynka nie wierzyła własnym uszom.
- Wiem od Itachiego
Uchiha, że Naruto przeżył zamach na swoje życie w Kiri Gakure te dwa lata temu
i teraz błąka się gdzieś tam w poszukiwaniu odpowiedzi. – Wyjaśniła Haruno, a
spytana, o jakie znowu odpowiedzi chodzi, wyjawiła resztę prawdy: – Naruto
stracił pamięć i prawdopodobnie tylko to sprawia, że jeszcze do nas… do mnie
nie wrócił. Martwię się, że jak już tu przybędzie, to nikogo z nas nie pozna i
to jest w tym wszystkim najboleśniejsze.
* * *
Od przeszło
trzydziestu minut chowali się za jakimiś krzakami i bezustannie obserwowali ganek
parterowego domku stojącego u podnóża wielkiej góry. Sasuke przez cały ten czas
nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytania, co tam robili i czemu miało to
wszystko służyć? Wiecznie olewany przez blondyna wkrótce uznał, że bycie miłym
na chwilę schowa do kieszeni. Gdy tylko na twarz przywdział maskę zimnego
drania, nie zważając na nic niespodziewanie trzepną Uzumakiego w tył głowy
zwracając na siebie jego rozdrażnioną uwagę. Upiorni nie zareagowali. Zupełnie,
jakby niczego nie widzieli lub też stwierdzili, że nie będą się wtrącać.
- Co ty robisz!? –
Naruto niemal krzyknął. – Oszalałeś!? Dlaczego mnie uderzyłeś??
- Żebyś z łaski
swojej przestał mnie ignorować i powiedział, co my tu właściwie robimy? –
Odparł brunet złośliwie się uśmiechając. – Czego tutaj szukasz?
- Szukam ośmioletniej
blondynki. Kręgi wypalonej ziemi, jakie wcześniej widzieliśmy, to z całą
pewnością jej dzieło. Zastanawia mnie tylko, co tu robiła. – Jinchuuriki odparł
bez cienie zawahania, czym swego rozmówcę wprawił w jeszcze większe zdziwienie.
Sasuke oto dowiedział się całej prawdy na temat dziwnego „śledztwa”
przyjaciela, lecz w dalszym ciągu niewiele jeszcze rozumiał.
- Kogo szukasz?
- Moją uczennicę.
Uzumaki uciął krótko,
wstał na równe nogi i najzwyczajniej w świecie wyszedł z ukrycia na otwartą
przestrzeń przed ogrodem domostwa. Obok niego niezmiennie kroczył Jogensha i
dwóch Weteranów bacznie lustrujący okolicę. Zbity z tropu Uchiha i jego „ochrona”
również się ujawnili, lecz z lekkim opóźnieniem, gdyż brunet po prostu nie od
razu załapał w czym rzecz. Czyli reasumując, te podchody i badanie zwłok miały
na celu znalezienie jakiegoś bachora? Z każdą minutą cała ta sprawa stawała się
coraz dziwniejsza, lecz Sasuke nie zadawał już więcej pytań. Postanowił zaczekać,
a może jego ciekawość wkrótce zostanie zaspokojona. Dogoniwszy blondyna,
wszyscy razem po niespełna minucie zatrzymali się przy furtce niskiego,
drewnianego ogrodzenia postawionego wokół ogrodu. Użytkownik Kekke Genkai
Sharingan spojrzał na Naruto:
- I co teraz?
- Jak to, co teraz? Pukamy
do drzwi i grzecznie pytamy, czy nie widzieli tu gdzieś małej, blondwłosej
ośmiolatki o oczach granatowej barwy.
Jinchuuriki odparł
nieco za głośno, co natychmiast wywabiło z wnętrza domu jego gospodarza i
dwójkę shinobi Kumo. Cała trójka na pierwszy rzut oka była zaskoczona widokiem
kogokolwiek w tej okolicy, lecz jak szybko zauważył Naruto, białogłowa
dziewczyna w ogóle nie wyglądała na zdziwioną. Do wyrazu jej twarzy i całej
postawy bardziej pasowało określenie, zaciekawiona. Jej towarzysz natomiast
chyba był czymś podenerwowany. Skąd ten osąd? Uwadze czerwonych oczu demona,
jakie obecnie miał blondyna nie ujdzie żaden, nawet najdrobniejszy szczegół.
Shinobi Kumo lekko, prawie niezauważalnie trzęsły się ręce, jakby miał w tym
momencie atak padaczki czy innej dolegliwości wpływającej na koordynację
ruchową. Do tego zauważalny błysk niesmaku w oczach. Jakby widok demonicznych
oczu Naruto napawał go wstrętem. Lecz jak było naprawdę, to nikt nie wiedział.
No, może za wyjątkiem Toshio, jak na imię miał ów ninja.
- Czy mogę wam w
czymś pomóc, podróżnicy?
Krępującą ciszę
przerwał nieco zachrypnięty głos starca w słomianym kapeluszu. Po nim zaś
wyraźnie było widać, że w każdej chwili był gotów uciec i się ukryć lub, co
było bardziej prawdopodobne, wyzionąć ducha na miejscu, byle tylko nie musieć
więcej oglądać przerażającego wyglądu Upiornych oraz spojrzenia blondyna. Takie
przynajmniej odczucie miał Naruto, który jak zawsze nic sobie z tego nie robił.
W końcu jego obecny wygląd był tylko tymczasowy, jak to pół roku wcześniej
oznajmił mu Kurama. – „Nie martw się,
Młody, twoje oczy znowu będą wyglądały jak dawniej, gdy poziom mojej chakry
ostatecznie wróci do stanu zerowego.” – W wolnym tłumaczeniu znaczy to
tyle, że Dziewięcioogoniasty sam nie miał bladego pojęcia, kiedy to się stanie.
Może po tygodniu, a może po miesiącu, lecz jak czas pokazał, minęło już sześć
miesięcy, a oczy blondyna wciąż wszystkich odstraszały.
- Ando-sama, daruj
sobie te grzeczności. – Nagle wcięła się kunoichi Kumo. – Dobrze wiemy, po co
oni tu są, a raczej po kogo. Oni zaś dobrze wiedzą, że jeśli tylko zechcemy, to
będą mogli ją zabrać.
- A chcecie? – Spytał
Sasuke nie odrywając od nich wzroku. Coś mu tu nie grało. Skąd ta dziewucha
wiedziała, dlaczego i po co się tu zjawili? Była jakimś medium, czy co? Tego
nie wiedział. Wiedział natomiast, że musi mieć ją na oku. Nie podobała się mu
ta bezpośredniość.
- To zależy. –
Kontynuowała białogłowa.
- Od czego? – Tym
razem odezwał się Naruto również wietrząc podstęp. Jemu także nie pasowała ta
bezpośredniość. A, że nie miał w tej chwili najmniejszej ochoty na walkę, bo do
tego zmierzała ta zagadkowa wymiana zdań, stojącym z tyły Upiornym wydał
mentalne polecenie rozproszenia się. Powoli, byle tylko tamci za szybko się nie
zorientowali, na co się zanosi. Chcąc odwrócić uwagę od ruchów Weteranów,
Naruto po chwili znów się odezwał: – Od czego ma zależeć wasza decyzja o
wydaniu nam dziewczynki?
Ryuuzetsu udała
zamyślenie, lecz tylko na sekundę, gdyż w chwili następnej szeroko się
uśmiechnęła i wyjęła zza pleców jakieś pismo, na okładce którego widniała
podobizna Uzumakiego otoczonego przez wiernych mu żołnierzy Upiornej Armii.
Zdjęcie ewidentnie zrobione zostało z ukrycia, a hasło tytułowe brzmiało: – „Oto niepokonany przywódca Upiornych
Samurajów z Kraju Żelaza!” – Dziewczyna błyskawicznie pojawiła się przed
zdezorientowanym blondynem z entuzjazmem do niego krzycząc:
- Czy mogę prosić o
autograf??
Nastał moment
głębokiej konsternacji.
- Eee…
Bąknął Naruto
totalnie zaskoczony, gdyż razem z stojącym obok Sasuke obaj byli święcie
przekonani, że ze strony shinobi Kumo czekała ich jakaś trudna do przełknięcia
walka. A tu taki… blondyn sam już nie wiedział, jak to nazwać. Określić. Nie
wiedział też, jak powinien się zachować. W końcu nikt nigdy nie podsuwał mu pod
nos tego typu pisma i nie prosił o autograf. To było coś zupełnie nowego.
Niespodziewanego. Rodzącego trudne do odgadnięcia pytania. Jednym z nich było na
przykład: – Jakim cudem ktoś zdobył jego zdjęcie, jak rozmawia z Jogenshą i
Upiornymi o swoim planie uwolnienia Kyuubiego?
- Proszę, proszę. Wielbicielka? – W
duszy blondyn odezwał się rozbawiony głos.
- Na to wygląda, Kyuu. – Odparł Naruto. – Swoją drogą, dziękuję, że się jednak na mnie
nie obraziłeś, Kurama. I jeszcze raz, przepraszam Cię, jeśli byłem za ostry w
moich słowach.
- Nie ma sprawy, Młody. Jak to mówią,
błądzić jest rzeczą ludzką. – Zaśmiał się lis.
- Hahaha… cieszę się, że nie straciłeś
poczucia humoru. A teraz powiedz lepiej, co mam zrobić? Nie zrozum mnie źle,
ale nie wiem, jak mam się zachować? Nikt nigdy wcześniej nie prosił mnie o mój…
autograf? W ogóle, co to takiego? – Na demona posypała się lawin pytań.
- Rżniemy głupa, co? No dobra. Wyjaśnię Ci
to. Ale słuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzał! Ekhm… Na początek,
ogólną definicję hasła „autograf” sobie daruję, gdyż to Ci do niczego nie jest
potrzebne. Ciebie raczej powinno interesować znaczenie potoczne, które oznacza,
że autograf jest własnoręcznym podpisem jakiejś osoby. W twoim przypadku chodzi
tu o twój unikalny podpis. – Wyjaśnił lis tonem starego profesora.
- Mhm. Chyba już rozumiem w czym rzecz, lecz
ja nie mam swojego podpisu.
- Ale swoje nazwisko to wiesz, jak
napisać!? – Zirytował się Kurama. – Dobrze
Ci radzę, Uzumaki, nie denerwuj mnie! Czasem myślę, że ty specjalnie udajesz,
że czegoś nie wiesz, byle tylko mi dopiec. To takie… wkurzające.
Blondyn w odpowiedzi
cicho zachichotał. Jakże on przepadał za droczeniem się z tym futrzakiem. Jednakże
w jego słowach nie było kłamstwa. Tak naprawdę, to nigdy nie miał swojego
unikalnego podpisu. Swojego znaku rozpoznawczego, a zwyczajne podpisanie się imieniem
i nazwiskiem wydawało mu się za proste. Za mało, artystyczne. Pozbawione duszy.
Skoro znalazł się na okładce popularno-naukowego pisma o życiu shinobi, to
powinien mieć coś, co będzie najlepiej go identyfikowało. Tylko, że obecnie nie
miał żadnego pomysłu. Nic, a nic. W głowie ziała mu pustka. Dlaczego akurat
teraz nie mógł nic wymyśleć? Koszmar.
- Mogę coś zaproponować?
- Jasne. Jestem otwarty na pomysły.
- Może podpisz się zwyczajnie. Jako Uzumaki
Naruto. Bez żadnych udziwnień.
Słysząc sugestię Kuramy,
jinchuuriki ukrył twarz w dłoniach nie wiedząc, jak ma się zachować. Powinien
się cieszyć czy płakać? Bo przecież, to niby ma być ten genialny pomysł lisiego
demona na unikalny autograf?! To niby ma mieć duszę?! Jakby się nad tym dłużej
zastanowić, to była w tym dusza. Wszakże Uzumaki Naruto, to shinobi z krwi i
kości. A więc jest człowiekiem posiadającym duszę, jakby na to nie patrzeć.
Tak. To będzie musiało na razie wystarczyć. W końcu, kto powiedział, że nie
będzie mógł się potem na spokojnie zająć tym zagadnieniem? No właśnie. Jak
dotąd nikt jeszcze nie zgłosił swojego sprzeciwu.
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to
Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz