Zatem,
mam nadzieję, że poniższa notka spotka się z pozytywnym przyjęciem z waszej
strony, drodzy czytelnicy. Nie ukrywam, miałem kilka problemów z jej
stworzeniem, ale jak obiecałem, terminu dotrzymałem. Pozdrawiam i enjoy!
<<< Chapter ukazał się 23
sierpnia 2014 roku >>>
Nie słysząc
odpowiedzi, ani nie widząc chęci do jej udzielenia, Naruto przybrał na twarzy
maskę pełnej wyższości nad powalonym i dumnie wypiął do przodu pierś. Choć nie
wszystko poszło po jego myśli, to i tak był zadowolony z odniesionego efektu. Wiedział
jednak, że kiedy ponownie stanie pośród shinobi Ukrytego Liścia, nic już nie
będzie takie samo. Ale teraz nie było czasu na rozwodzenie się nad
przyszłością. Miał zadanie do wykonania i nikt mu w nim nie przeszkodzi.
Dlatego też zaraz odwrócił się na pięcie i nim ktokolwiek spróbował go
zatrzymać, zgrabnie przeskoczył blanki spadając niczym kamień kilkanaście
metrów w dół na pole walki. Tam zaś niemal od razu musiał wykonać unik przed
nadlatującym pierwszym olbrzymim kunai, które wbiło się z hukiem w ziemie u
podnóża bariery ochronnej. W powietrze wzbił się tuman rozpylonego piachu
przesłaniając słońce i ogólnie widok.
- Khłe, khłe, khłe… –
Blondyn zakrztusił się piachem, gdy tylko spróbował zaczerpnąć powietrza.
Zapanował w koło półmrok i nienaturalna cisza, jakby został ogłuszony. Nic nie
słyszał i nic nie widział. Chwilę kręcił się po omacku, gdy nagle w oddali
rozbrzmiało echo zwolnionej sprężyny spustowej. Zaraz potem chmurę pyłu
przeciął cień kolejnego pocisku. Zbliżał się bardzo szybko, nie było czasu na
wykonanie nowego uniku. Naruto odruchowo zasłonił się rękami szykując się tym
samym na przyjęcie ciosu, ale niczego nie poczuł. Gdy odsłonił twarz zobaczył,
że olbrzymi kunai zawisł w powietrzu kilkanaście centymetrów od jego twarzy
powstrzymany przez… chakrę Lisiego Demona. Wstęgi krwiście-czerwonej energii
wypływały z jego ciała w okolicy brzucha i oplątywały broń.
- Kurama? Co ty…??
- Myślałeś, że tak po prostu dam Ci zginąć?
Nie tym razem, Młody.
- Ale przecież… Sądziłem, że się na mnie obraziłeś?
– Blondyn nie wierzył własnym uszom. – Więc
dlaczego dalej mi pomagasz?
- Zdenerwowałeś mnie, nie zaprzeczę i w
dalszym ciągu jestem na Ciebie zły! – Warknął demon, lecz kolejne słowa
dodał już spokojniejszym głosem. – Ale
to nie znaczy, że nie mam wywiązywać się z naszej umowy. W czasie walki nie ma
czasu na kłótnie. Potrzebna jest pełna współpraca. Teraz tylko to się liczy.
- Eee… skoro tak stawiasz sprawę, to nie mam
już żadnych pytań.
Naruto uśmiechnął się
i pozwolił, żeby Kyuubi odrzucił olbrzymi kunai na bok, sam zaś przyjął postawę
do wykonania jednego ze swoich jutsu. Nie tracąc czasu, przywołał przed oczy
odpowiedni obraz z pamięci. Wiedział, że w każdej chwili ponownie może zostać
zaatakowany, ale i tak rozluźnił się, by chwilę potem wiedzieć już, co powinien
teraz zrobić. W mgnieniu oka zawiązał serię trzydziestu dwóch pieczęci, po nich
wyciągnął przed siebie prawą rękę, wyprostowaną w łokciu, wewnętrzną stroną
dłoni skierowaną ku niebu, po czym lewą ręką chwycił ją za nadgarstek. – Oby tylko się udało. Od wieków nie
korzystałem z tej techniki. – Mruknął w myślach i zaczął skupiać energię. Dosłownie
sekundę potem, miedzy napiętymi pacami powoli zaczęła zbierać się niebieska
energia. Gdy pojawiła się niewielka kula, Uzumaki zwiększył tempo uwalniania chakry
i wnet usłyszał niewyraźne piszczenie pomieszane z odgłosem zgrzytania. Aż
zamrugał zdumiony, kiedy wokół wytworzonej kuli chakry dostrzegł wirującą,
powietrzną barierę w kształcie czteroramiennego shurikena. Od dawien dawna
niczego podobnego nie doświadczył. Jak tylko uniósł rękę nad głowę,
zmodyfikowana kula chakry nagle rozbłysła oślepiającym światłem, zwiększyła
swoją objętość, a powietrzne ramiona swoją długość i prędkość poruszania się.
Cała technika emitowała ogłuszający gwizd i powodowała bardzo porywisty wiatr,
w wyniku którego otaczająca blondyna chmura pyłu prędko się rozrzedziła. Czuł,
jak powietrze wokół niego drżało. Krążąca w nim chakra Lisiego Demona sprawiała,
że wyczuwał również rosnące zwątpienie wśród obecnie patrzących na niego
żołnierzy Kyona. Na twarzy samego Omury zaś zobaczył cień strachu, a wkrótce
przerażenie, gdy zamachnął się i wypuścił powietrznego shurikena z ręki. Rasenshuriken
poszybował na wysokości półtora metra nad ziemią, pokonał ośmiometrowej
szerokości rozpadlinę i eksplodował w zetknięciu z pierwszą machiną.
Śmiertelny wrzask
pochłoniętych wybuchem wojowników i wojowniczek rozniósł się echem po całej
okolicy mrożąc krew w żyłach obserwujący całe zdarzenie obrońców Konoha. Gdy
złota bariera lekko drgnęła pod naporem fali uderzeniowej, dopiero teraz
dostrzeżono, jak potężna to była technika. A to był dopiero zalążek prawdziwych
możliwości Uzumakiego. Jego kolejny występ w jeszcze większym stopniu miał
wszystkich… zdruzgotać. To będzie coś, po czym pojawią się nowe, jeszcze
bardziej skomplikowane pytania. Jakie, na przykład? Na odpowiedź będzie trzeba
jeszcze poczekać.
Kilkadziesiąt sekund
huku oraz powalającego wiatru, a potem cisza, jak na cmentarzu. Z podziwem
wypisanym na twarzy, Naruto przyglądał się swemu dziełu zniszczenia. W miejscu,
gdzie jeszcze przed chwilą stało kilka potężnych machin oblężniczych i kilkuset
zbirów wszelakiej maści, teraz ziała olbrzymi wyrwa w ziemi z połamanymi,
spalonymi szczątkami oraz stosami zmasakrowanych ciał. Reszta armii Kyona nieco
wycofała się do tyłu, zapewne w obawie przed kolejnym tak wyniszczającym
atakiem, zaś sam ich przywódca gdzieś przepadł. Jinchuuriki wytężał wzrok,
starał się dostrzec jego ciało, gdy nagle wyczuł zagrożenie po swojej prawej.
Wykonał więc unik szybko kucając, po czym odskoczył na lewo od miejsca w którym
się znajdował i zaraz po wyprostowaniu dobył katane.
- Gratuluję refleksu,
Uzumaki, ale to Ci w niczym nie pomoże. – Usłyszał pochwałę i groźbę zarazem, i
już wiedział, kto go zaatakował.
- Kyon Omura. –
Blondyn splunął pogardliwie, jakby na język cisnął mu się jakiś jad, zamiast
śliny. Odzienie mężczyzny było lekko podarte, miejscami nadpalone. Widać było,
że ledwie uniknął fali uderzeniowej. – Przez chwilę miałem nadzieję, że
zginąłeś, jak część twoich ludzi.
- O nie, mój drogi.
Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!
Krzyknął Omura i
wyprowadził atak z zaskoczenia w pierś blondyna, lecz i tym razem chłopak go
uniknął, uskakując na swoje lewo. I się nie zatrzymał, tylko szybko odbił od
gruntu samemu wyprowadzając kontratak w odsłonięty bok przeciwnika. Ostrze
katany krótko błysnęło w bladych promieniach słońca i trafiło w cel, który zastygł
w miejscu i po chwili zamienił w kupkę popękanych kamieni. Okazało się, że to
był kamiennym klonem.
- A ku, ku! – Naruto
usłyszał za sobą i szybko się odwrócił, ale było już za późno na wykonanie
uniku. Kyon wyprowadzał właśnie potężnego kopniaka w brzuch blondyna, który
odrzucił go w tył. Jinchuuriki przeleciał kilka metrów i rozpłaszczył się na
barierze Upiornych wciąż chroniącej mury wioski przed uszkodzeniem. Gdy stanął
na nogach, poczuł nagły atak mdłości, po którym obficie zwymiotował ostatnio
skonsumowanym posiłkiem wymieszanym z jego własną krwią. Czuł w ustach gorzki,
drażniący gardło posmak, zaś w okolicy brzucha kotłujący się ból.
- Chikushō[1]…
– Jęknął.
- Czyżbym włożył w
ten atak za dużo siły? – Spytał Omura złudnie troskliwym tonem. W
rzeczywistości był z siebie bardzo zadowolony, cały czas diabolicznie się
szczerząc. – Obiecuję, że mój kolejny cios prawdziwie zwali cię z nóg.
Uzumaki uniósł głowę
i spojrzał na niego z pode łba. Mruknął pod nosem jakieś bliżej
niezidentyfikowane przekleństwo, następnie stanął w lekkim rozkroku,
błyskawicznie wykonał sekwencję ośmiu znaków i rozpostarł ramiona. Kiedy trzy
sekundy później silniejszy podmuch wiatru uderzy go w pierś, szybko uwolnił do
otoczenia znaczne ilości chakry, po czym machnął rękoma przed sobą w geście
klaśnięcia, cały czas trzymając je wyprostowane w łokciach. Powstała w ten
sposób fala powietrza pomknęła z zawrotną prędkością od blondyna ku jego
przeciwnikowi, lecz ten z łatwością ją uniknął szybko wyskakując w powietrze.
Kiedy wylądował trzy metry bliżej, sam prędko wykonał kilka pieczęci. Wnet po
obu stronach Naruto uniosły się potężne płaty ziemi i z hukiem się złączyły
miażdżąc zaskoczonego chłopaka, który zniknął niczym bańka mydlana. To był
tylko sprytnie podstawiony klon mający na celu odwrócenie uwagi. Prawdziwy
dwudziestolatek pokazał się po chwili tuż za plecami mężczyzny ciskając w niego
kulą skondensowanej chakry.
- Rasengan!
Blondyn poczęstował
przeciwnika jedną ze swoich najmocniejszych technik, która w plecach ex-jounina
Liścia wyżłobiła głęboką ranę o owalnym kształcie. Zadowolony z siebie, minął
pokiereszowane ciało i zrobił zaledwie pięć kroków, gdy nagle usłyszał stękanie
i przekleństwa. Odwrócił się i zobaczył, jak Omura podnosi się z ziemi, jakby
nigdy nic i na po wrót przyjmuje postawę gotowego do walki. Z jego twarzy nie
schodził wrednym uśmiech nadmiernej pewności siebie.
- Co jest!?
Powinieneś nie żyć!
- Ha, ha, ha!
Mówiłem, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!
Naruto sposępniał.
Cała ta sytuacja powoli zaczynała już go drażnić, lecz postanowił jeszcze się
nie poddawać. Miał w zanadrzu jeszcze kilka technik i sztuczek, ale nie za
bardzo uśmiechało mu się ponowne trwonienie chakry. Chciał ją zachować na
później. Na czas, gdy ostatecznie zdejmie pieczęć Yondaime i uwolni
demonicznego przyjaciela. Nie, żeby czymś się martwił. Po prostu chciał mieć
sposobność na obronienie się, gdyby jednak do czegoś doszło.
- Hmm, masz może jakiś pomysł, jak go szybko
pokonać?
- Użyj mojej chakry! – Odparł Kyuubi.
- Dobra, ale co niby mam z nią
zrobić??
- Coś, czego jeszcze nie
próbowaliśmy.
Blondyn przytaknął i sięgnął po
podsunięte przez lisa zasoby. Wokół niego pojawiła się pomarańczowa chakra.
Kyon cofnął się lekko. Natomiast Naruto schylił się i przyłożył dłoń do ziemi,
wpuszczając w nią moc demona. Wytworzyła się szczelina, która dotarła do Omury,
rozszerzając się gwałtownie. Mężczyzna z wrzaskiem wpadł w przepaść, która
zamknęła się zaraz po tym, jak blondyn podniósł rękę. Następnie wstał, cofając
chakrę Kuramy. Wtedy usłyszał krzyki i gwizdy wiwatu idące od obrońców Konoha.
Całkowicie ich zignorował.
* * *
Po pozbyciu się
ostatniego śmiecia odpowiedzialnego za zorganizowanie zamachu na swoje życie,
Naruto wreszcie odetchnął z ulgą, jakiej dawno już nie czuł. Ale wrócił zaraz
na ziemię, bo oto czekała przed nim jeszcze jedna walka. Pozbawiona przywództwa
amia miotała się we wszystkich kierunkach, lecz nikt nie myślał o wycofaniu
się. Cel tej inwazji wciąż przed nimi stał i choć, było ich o jedną trzecią
mniej, to i tak w dalszym ciągu było ich ponad ośmiuset. A to sprawiało, że
wciąż mogli obrońcom Konoha poważnie zaszkodzić. Tylko, że nikt nie miał
bladego pojęcia, jak przekroczyć bezdenną przepaść broniącą dostępu do miasta,
a potem dziwną złotą barierę, przez którą nic nie mogło się przedrzeć.
Uzumaki tym czasem
dłużej nie zwlekając i nie wiele myśląc, odbił się od miejsca, w którym żywcem
pogrzebał Kyona, przeskoczył rozpadlinę i niezauważony przemieścił się w sam
środek tej niezorganizowanej zbieraniny. Stanąwszy w lekkim rozkroku pomiędzy
szczątkami machin zniszczonych jego pierwszym atakiem, skrzyżował przed sobą
dłonie układając palce w znak Tygrysa i zamknął oczy zagłębiając się w odmętach
własnej duszy. Chwilę potem ostrożnym, powolnym krokiem wkroczył do sali, w
której dotychczas mieściło się więzienie potężnego skupiska energii, dalej
zwanego, Kyuubi no Kitsune. Blondyn zbliżył się do masywnej kraty, zatrzymując
się w odległości zaledwie trzech metrów od niej. Obserwujący go lisi demon,
gdyby chciał go teraz zabić, mógłby to zrobić bez trudu dosięgając chłopaka
swoimi długimi pazurami. Ale na szczęście do niczego takiego nie doszło. Doszło
za to do tego, że żaden się nie odezwał. Jedynie mierzyli się spojrzeniami.
Jedno było spokojne i drugie było spokojne, i oba kryły w sobie pytanie. Jak
one brzmiały? Zapewne, gdyby nie naglący czas i sytuacja, odpowiedź na tą
zagadkę nigdy by nie padła.
- Czy nadal mnie nie ufasz?
- A ty, nadal gniewasz się na mnie?
Blondyn odparł
pytaniem na pytanie jednocześnie szeroko uśmiechając się. I nie był to uśmiech
wymuszony czy sztuczny, lecz płynący z głębi serca. Taki, który potrafił
zdziałać prawdziwe cuda. Demon, widząc go, w odpowiedzi westchnął przeciągle i
po chwili opuścił łeb na skrzyżowane przednie łapy. Przymknął powieki dłuższy
czas nie odzywając się, a gdy już to uczynił, Naruto nie wydawał się zaskoczony
tym, co usłyszał.
- Nie, nie gniewam się na Ciebie.
Przypomniałem sobie, że jesteś tylko człowiekiem i brak zaufania do nas,
demonów, jest silnie zakorzeniony w twojej rasie i kulturze. Kilkanaście godzin
temu miałem nadzieję, że może to się wreszcie zmieni, ale…
- Więc… Nie gniewasz się już na mnie?
- Czy ja mówię nie wyraźnie!? Powiedziałem
przecież, że nie! – Warknął demon rzucając swemu rozmówcy wściekłe
spojrzenie.
- Hej, hej, spokojnie, przyjacielu. Chciałem
cię tylko sprawdzić. Nie musisz się tak unosić. – Uzumaki uniósł dłonie w
obronnym geście, krótko się zaśmiał i umilkł przeczesując włosy rozcapierzonymi
palcami. Obaj milczeli, po raz wtóry nie wiadomo ile czasu, aż w pewnym
momencie o czujne uszy Kuramy obiło się przyciszone echo wypowiedziane
melancholijnym tonem. – A wracając do
twojego pierwszego pytania…
Z wypisaną na pysku
dezorientacją, Dziewięcioogoniasty obserwował, jak Naruto zbliża się do jego
klatki na odległość wyciągniętej ręki, po czym zaczyna powoli unosić się do
góry, by po chwili znaleźć się na wprost wielkiej karty pieczętującej. Na
twarzy chłopaka cały czas gościł ten sam przyjacielski uśmiech, który dawniej
był jego swoista wizytówką. Teraz jednak ukazywał się jedynie w towarzystwie
najbliższych jego sersu osób.
- …swoje zaufanie do Ciebie, Kurama, pokazałem
już wtedy, gdy podpisałem z Tobą ten kontrakt krwi. Dzisiejszy zabieg to już
tylko formalność. Ostateczne przypieczętowanie naszej niezachwianej współpracy
i… przyjaźni.
Dodał Naruto i
momentalnie wrócił świadomością do otaczającej go rzeczywistości. Tam zaś
zorientował się, że już został dostrzeżony, lecz jeszcze nie zaatakowany. Ze
wszystkich stron otoczony gęstym szpalerem wrogo nastawionych wojowników nie
miał najmniejszych szans na wycofanie się. Ale bynajmniej, nie to było jego
celem. W tym momencie pierwszy rząd najemników ruszył do natarcia. Byli już
tuż, tuż, że wydawało się, że zaraz dosięgną blondyna, lecz ten nagle z wielką
siłą odbił się od ziemi. Gdy znalazł się na wysokości równej trzem długościom
jego ciała, wykonał jeszcze jakieś pieczęci i zaraz zniknął w potężnej chmurze
białego dymu. W chwili następnej powietrze rozdarł przeraźliwy ryk, a na
stojących na ziemi wojowników spadły cztery ogromne łapy, wielu miażdżąc na
miejscu.
Tym czasem w budynku
Administracyjnym, w biurze przywódczyni Konoha Gakure no Sato trwało gorączkowe
przeglądanie archiwalnej dokumentacji medycznej w poszukiwaniu odpowiedzi lub
choćby jakiejś wskazówki, jak poradzić sobie z pewną jeszcze nierozpoznaną
infekcją dróg oddechowych. Na dobre lub złe wiadomości czekało ponad dwustu
chorych shinobi Liścia. Ślimacza Księżniczka wytężała wszystkie szare komórki,
gdy w pewnym momencie jej tok myślowy przerwał spanikowany głos podwładnej:
- Tsu… Tsu…
Tsunade-sama!
Jęknęła brunetka
stojąca przy oknie, przyciskająca do piersi świnkę TonTon i nie mogąca uwierzyć
temu, co właśnie oglądała.
- Tak, Shizune? Co Ci
się…?
Kobieta urwała w pół
zdania nagle słysząc mrożące krew w żyłach echo ryku zwolnionej z łańcucha
bestii z piekła rodem. Oderwawszy się od pracy, błyskawicznie pojawiła się pod
oknem tuż przy roztrzęsionej asystentce. Widząc na horyzoncie, zaledwie
kilkadziesiąt metrów od wioski, górującego wysoko nad lasem sześć
dziesięciometrowego lisiego demona w pełnej swej okazałości, poczuła jak jej
serce zabiło mocniej.
- Matko przenajświętsza!
– Z jej ust wydobył się niedowierzający jęk.
Nie tylko w wieży
Kage powiało grozą. Cała wioska Ukrytego Liścia, wszyscy obecnie znajdujący się
w niej shinobi wyraźnie słyszeli to, co poniósł wiatr. Kakashi był właśnie w
okolicy zburzonego Ptasiego Gniazda i koordynował akcją poszukiwawczą, gdy to
usłyszał. Jak poparzony w towarzystwie wielu kolegów i koleżanek błyskawicznie
z powrotem pojawił się na murach obronnych. To, co tam zobaczył… tak, jak wielu
w koło, po prostu nie mógł uwierzyć. To było nierealne. To było, jak ziszczenie
się jego największego, najokrutniejszego i najbardziej przerażającego koszmaru.
Znowu zobaczył potężnego Kyuubi no Kitsune swobodnie stąpającego po ziemi, choć
przez wszystkie te lata żywił głęboką nadzieję, że jednak nigdy więcej do tego
nie dojdzie. Lecz tym razem wszystko było inne. Już nie był małym chłopcem,
który nie mógł nic z tym zrobić i co było najważniejsze, to nad lisim demonem
nie panował śmiertelny wróg Liścia, a jeden z jej najlepszych shinobi, Uzumaki
Naruto. Tylko, że… Ponowne zobaczenie Kyuubiego powodowało, iż wszystkie
wątpliwości i obawy nie schodziły ze sceny. Jak się po chwili rozejrzał, nie
tylko on się teraz tak czuł. Po twarzach wszystkich shinobi i kunoichi było
widać jednakowe zmartwienie, i ogólny strach o bliskich oraz lśniące w szeroko
otwartych oczach przerażenie doświadczanym widokiem. W tym momencie nikt,
zupełnie nikt nie wiedział, jak ma się zachować. Co ma ze sobą zrobić?
Stali sparaliżowani i
zwyczajnie nie wierzyli temu, co oglądali. Jedni, starsi już shinobi
przypominali sobie minione, złe czasy niepokoju, drudzy zaś, ci młodsi znający
jedynie opowieści, tak na dobrą sprawę nic w tym momencie nie myśleli. Byli za
bardzo zajęci martwieniem się o swoją niepewną przyszłość. Oczywiście warto
wspomnieć, że przywołana bestia walczyła w obronie Konoha i właśnie masakrowała
jej wrogów, ale to jednak nie dawało sposobności na wyzbycie się obaw, co do
decyzji podjętej przez Naruto. Kakashi czuł w kościach zbliżającą się burzę i
bynajmniej, nie chodziło tu o zjawiska atmosferyczne, a o konsekwencje, jakie
ściągnął na siebie blondyn. Bo, jakby na to nie patrzeć, chłopak dopuścił się
swoistej zdrady zrywając pieczęć Yondaime. Ale z drugiej strony, ktoś inny
powiedziałby, czy nie powinien być za ten czyn tytułowany bohaterem? W końcu
walczył w obronie swojego domu. W piękny i zarazem straszny sposób pokonał
Kyona Omure, a i Kyuubi no Kitsune z nim współpracował. Po wyciągnięciu takich
wniosków, Hatake sam już nie był pewien, czy Naruto powinien zostać okrzyknięty
Zdrajcą czy Bohaterem?
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and
its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz