wtorek, 27 lutego 2018

234. Zdrajca czy Bohater, part I

Zatem, mam nadzieję, że poniższa notka spotka się z pozytywnym przyjęciem z waszej strony, drodzy czytelnicy. Nie ukrywam, miałem kilka problemów z jej stworzeniem, ale jak obiecałem, terminu dotrzymałem. Pozdrawiam i enjoy!



<<< Chapter ukazał się 23 sierpnia 2014 roku >>>



Nie słysząc odpowiedzi, ani nie widząc chęci do jej udzielenia, Naruto przybrał na twarzy maskę pełnej wyższości nad powalonym i dumnie wypiął do przodu pierś. Choć nie wszystko poszło po jego myśli, to i tak był zadowolony z odniesionego efektu. Wiedział jednak, że kiedy ponownie stanie pośród shinobi Ukrytego Liścia, nic już nie będzie takie samo. Ale teraz nie było czasu na rozwodzenie się nad przyszłością. Miał zadanie do wykonania i nikt mu w nim nie przeszkodzi. Dlatego też zaraz odwrócił się na pięcie i nim ktokolwiek spróbował go zatrzymać, zgrabnie przeskoczył blanki spadając niczym kamień kilkanaście metrów w dół na pole walki. Tam zaś niemal od razu musiał wykonać unik przed nadlatującym pierwszym olbrzymim kunai, które wbiło się z hukiem w ziemie u podnóża bariery ochronnej. W powietrze wzbił się tuman rozpylonego piachu przesłaniając słońce i ogólnie widok.
- Khłe, khłe, khłe… – Blondyn zakrztusił się piachem, gdy tylko spróbował zaczerpnąć powietrza. Zapanował w koło półmrok i nienaturalna cisza, jakby został ogłuszony. Nic nie słyszał i nic nie widział. Chwilę kręcił się po omacku, gdy nagle w oddali rozbrzmiało echo zwolnionej sprężyny spustowej. Zaraz potem chmurę pyłu przeciął cień kolejnego pocisku. Zbliżał się bardzo szybko, nie było czasu na wykonanie nowego uniku. Naruto odruchowo zasłonił się rękami szykując się tym samym na przyjęcie ciosu, ale niczego nie poczuł. Gdy odsłonił twarz zobaczył, że olbrzymi kunai zawisł w powietrzu kilkanaście centymetrów od jego twarzy powstrzymany przez… chakrę Lisiego Demona. Wstęgi krwiście-czerwonej energii wypływały z jego ciała w okolicy brzucha i oplątywały broń.
- Kurama? Co ty…??
- Myślałeś, że tak po prostu dam Ci zginąć? Nie tym razem, Młody.
- Ale przecież… Sądziłem, że się na mnie obraziłeś? – Blondyn nie wierzył własnym uszom. – Więc dlaczego dalej mi pomagasz?
- Zdenerwowałeś mnie, nie zaprzeczę i w dalszym ciągu jestem na Ciebie zły! – Warknął demon, lecz kolejne słowa dodał już spokojniejszym głosem. – Ale to nie znaczy, że nie mam wywiązywać się z naszej umowy. W czasie walki nie ma czasu na kłótnie. Potrzebna jest pełna współpraca. Teraz tylko to się liczy.
- Eee… skoro tak stawiasz sprawę, to nie mam już żadnych pytań.
Naruto uśmiechnął się i pozwolił, żeby Kyuubi odrzucił olbrzymi kunai na bok, sam zaś przyjął postawę do wykonania jednego ze swoich jutsu. Nie tracąc czasu, przywołał przed oczy odpowiedni obraz z pamięci. Wiedział, że w każdej chwili ponownie może zostać zaatakowany, ale i tak rozluźnił się, by chwilę potem wiedzieć już, co powinien teraz zrobić. W mgnieniu oka zawiązał serię trzydziestu dwóch pieczęci, po nich wyciągnął przed siebie prawą rękę, wyprostowaną w łokciu, wewnętrzną stroną dłoni skierowaną ku niebu, po czym lewą ręką chwycił ją za nadgarstek. – Oby tylko się udało. Od wieków nie korzystałem z tej techniki. – Mruknął w myślach i zaczął skupiać energię. Dosłownie sekundę potem, miedzy napiętymi pacami powoli zaczęła zbierać się niebieska energia. Gdy pojawiła się niewielka kula, Uzumaki zwiększył tempo uwalniania chakry i wnet usłyszał niewyraźne piszczenie pomieszane z odgłosem zgrzytania. Aż zamrugał zdumiony, kiedy wokół wytworzonej kuli chakry dostrzegł wirującą, powietrzną barierę w kształcie czteroramiennego shurikena. Od dawien dawna niczego podobnego nie doświadczył. Jak tylko uniósł rękę nad głowę, zmodyfikowana kula chakry nagle rozbłysła oślepiającym światłem, zwiększyła swoją objętość, a powietrzne ramiona swoją długość i prędkość poruszania się. Cała technika emitowała ogłuszający gwizd i powodowała bardzo porywisty wiatr, w wyniku którego otaczająca blondyna chmura pyłu prędko się rozrzedziła. Czuł, jak powietrze wokół niego drżało. Krążąca w nim chakra Lisiego Demona sprawiała, że wyczuwał również rosnące zwątpienie wśród obecnie patrzących na niego żołnierzy Kyona. Na twarzy samego Omury zaś zobaczył cień strachu, a wkrótce przerażenie, gdy zamachnął się i wypuścił powietrznego shurikena z ręki. Rasenshuriken poszybował na wysokości półtora metra nad ziemią, pokonał ośmiometrowej szerokości rozpadlinę i eksplodował w zetknięciu z pierwszą machiną.
Śmiertelny wrzask pochłoniętych wybuchem wojowników i wojowniczek rozniósł się echem po całej okolicy mrożąc krew w żyłach obserwujący całe zdarzenie obrońców Konoha. Gdy złota bariera lekko drgnęła pod naporem fali uderzeniowej, dopiero teraz dostrzeżono, jak potężna to była technika. A to był dopiero zalążek prawdziwych możliwości Uzumakiego. Jego kolejny występ w jeszcze większym stopniu miał wszystkich… zdruzgotać. To będzie coś, po czym pojawią się nowe, jeszcze bardziej skomplikowane pytania. Jakie, na przykład? Na odpowiedź będzie trzeba jeszcze poczekać.
Kilkadziesiąt sekund huku oraz powalającego wiatru, a potem cisza, jak na cmentarzu. Z podziwem wypisanym na twarzy, Naruto przyglądał się swemu dziełu zniszczenia. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stało kilka potężnych machin oblężniczych i kilkuset zbirów wszelakiej maści, teraz ziała olbrzymi wyrwa w ziemi z połamanymi, spalonymi szczątkami oraz stosami zmasakrowanych ciał. Reszta armii Kyona nieco wycofała się do tyłu, zapewne w obawie przed kolejnym tak wyniszczającym atakiem, zaś sam ich przywódca gdzieś przepadł. Jinchuuriki wytężał wzrok, starał się dostrzec jego ciało, gdy nagle wyczuł zagrożenie po swojej prawej. Wykonał więc unik szybko kucając, po czym odskoczył na lewo od miejsca w którym się znajdował i zaraz po wyprostowaniu dobył katane.
- Gratuluję refleksu, Uzumaki, ale to Ci w niczym nie pomoże. – Usłyszał pochwałę i groźbę zarazem, i już wiedział, kto go zaatakował.
- Kyon Omura. – Blondyn splunął pogardliwie, jakby na język cisnął mu się jakiś jad, zamiast śliny. Odzienie mężczyzny było lekko podarte, miejscami nadpalone. Widać było, że ledwie uniknął fali uderzeniowej. – Przez chwilę miałem nadzieję, że zginąłeś, jak część twoich ludzi.
- O nie, mój drogi. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!
Krzyknął Omura i wyprowadził atak z zaskoczenia w pierś blondyna, lecz i tym razem chłopak go uniknął, uskakując na swoje lewo. I się nie zatrzymał, tylko szybko odbił od gruntu samemu wyprowadzając kontratak w odsłonięty bok przeciwnika. Ostrze katany krótko błysnęło w bladych promieniach słońca i trafiło w cel, który zastygł w miejscu i po chwili zamienił w kupkę popękanych kamieni. Okazało się, że to był kamiennym klonem.
- A ku, ku! – Naruto usłyszał za sobą i szybko się odwrócił, ale było już za późno na wykonanie uniku. Kyon wyprowadzał właśnie potężnego kopniaka w brzuch blondyna, który odrzucił go w tył. Jinchuuriki przeleciał kilka metrów i rozpłaszczył się na barierze Upiornych wciąż chroniącej mury wioski przed uszkodzeniem. Gdy stanął na nogach, poczuł nagły atak mdłości, po którym obficie zwymiotował ostatnio skonsumowanym posiłkiem wymieszanym z jego własną krwią. Czuł w ustach gorzki, drażniący gardło posmak, zaś w okolicy brzucha kotłujący się ból.
- Chikushō[1]… – Jęknął.
- Czyżbym włożył w ten atak za dużo siły? – Spytał Omura złudnie troskliwym tonem. W rzeczywistości był z siebie bardzo zadowolony, cały czas diabolicznie się szczerząc. – Obiecuję, że mój kolejny cios prawdziwie zwali cię z nóg.
Uzumaki uniósł głowę i spojrzał na niego z pode łba. Mruknął pod nosem jakieś bliżej niezidentyfikowane przekleństwo, następnie stanął w lekkim rozkroku, błyskawicznie wykonał sekwencję ośmiu znaków i rozpostarł ramiona. Kiedy trzy sekundy później silniejszy podmuch wiatru uderzy go w pierś, szybko uwolnił do otoczenia znaczne ilości chakry, po czym machnął rękoma przed sobą w geście klaśnięcia, cały czas trzymając je wyprostowane w łokciach. Powstała w ten sposób fala powietrza pomknęła z zawrotną prędkością od blondyna ku jego przeciwnikowi, lecz ten z łatwością ją uniknął szybko wyskakując w powietrze. Kiedy wylądował trzy metry bliżej, sam prędko wykonał kilka pieczęci. Wnet po obu stronach Naruto uniosły się potężne płaty ziemi i z hukiem się złączyły miażdżąc zaskoczonego chłopaka, który zniknął niczym bańka mydlana. To był tylko sprytnie podstawiony klon mający na celu odwrócenie uwagi. Prawdziwy dwudziestolatek pokazał się po chwili tuż za plecami mężczyzny ciskając w niego kulą skondensowanej chakry.
- Rasengan!
Blondyn poczęstował przeciwnika jedną ze swoich najmocniejszych technik, która w plecach ex-jounina Liścia wyżłobiła głęboką ranę o owalnym kształcie. Zadowolony z siebie, minął pokiereszowane ciało i zrobił zaledwie pięć kroków, gdy nagle usłyszał stękanie i przekleństwa. Odwrócił się i zobaczył, jak Omura podnosi się z ziemi, jakby nigdy nic i na po wrót przyjmuje postawę gotowego do walki. Z jego twarzy nie schodził wrednym uśmiech nadmiernej pewności siebie.
- Co jest!? Powinieneś nie żyć!
- Ha, ha, ha! Mówiłem, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!
Naruto sposępniał. Cała ta sytuacja powoli zaczynała już go drażnić, lecz postanowił jeszcze się nie poddawać. Miał w zanadrzu jeszcze kilka technik i sztuczek, ale nie za bardzo uśmiechało mu się ponowne trwonienie chakry. Chciał ją zachować na później. Na czas, gdy ostatecznie zdejmie pieczęć Yondaime i uwolni demonicznego przyjaciela. Nie, żeby czymś się martwił. Po prostu chciał mieć sposobność na obronienie się, gdyby jednak do czegoś doszło.
- Hmm, masz może jakiś pomysł, jak go szybko pokonać?
- Użyj mojej chakry! – Odparł Kyuubi.
- Dobra, ale co niby mam z nią zrobić??
- Coś, czego jeszcze nie próbowaliśmy.
Blondyn przytaknął i sięgnął po podsunięte przez lisa zasoby. Wokół niego pojawiła się pomarańczowa chakra. Kyon cofnął się lekko. Natomiast Naruto schylił się i przyłożył dłoń do ziemi, wpuszczając w nią moc demona. Wytworzyła się szczelina, która dotarła do Omury, rozszerzając się gwałtownie. Mężczyzna z wrzaskiem wpadł w przepaść, która zamknęła się zaraz po tym, jak blondyn podniósł rękę. Następnie wstał, cofając chakrę Kuramy. Wtedy usłyszał krzyki i gwizdy wiwatu idące od obrońców Konoha. Całkowicie ich zignorował.
* * *
Po pozbyciu się ostatniego śmiecia odpowiedzialnego za zorganizowanie zamachu na swoje życie, Naruto wreszcie odetchnął z ulgą, jakiej dawno już nie czuł. Ale wrócił zaraz na ziemię, bo oto czekała przed nim jeszcze jedna walka. Pozbawiona przywództwa amia miotała się we wszystkich kierunkach, lecz nikt nie myślał o wycofaniu się. Cel tej inwazji wciąż przed nimi stał i choć, było ich o jedną trzecią mniej, to i tak w dalszym ciągu było ich ponad ośmiuset. A to sprawiało, że wciąż mogli obrońcom Konoha poważnie zaszkodzić. Tylko, że nikt nie miał bladego pojęcia, jak przekroczyć bezdenną przepaść broniącą dostępu do miasta, a potem dziwną złotą barierę, przez którą nic nie mogło się przedrzeć.
Uzumaki tym czasem dłużej nie zwlekając i nie wiele myśląc, odbił się od miejsca, w którym żywcem pogrzebał Kyona, przeskoczył rozpadlinę i niezauważony przemieścił się w sam środek tej niezorganizowanej zbieraniny. Stanąwszy w lekkim rozkroku pomiędzy szczątkami machin zniszczonych jego pierwszym atakiem, skrzyżował przed sobą dłonie układając palce w znak Tygrysa i zamknął oczy zagłębiając się w odmętach własnej duszy. Chwilę potem ostrożnym, powolnym krokiem wkroczył do sali, w której dotychczas mieściło się więzienie potężnego skupiska energii, dalej zwanego, Kyuubi no Kitsune. Blondyn zbliżył się do masywnej kraty, zatrzymując się w odległości zaledwie trzech metrów od niej. Obserwujący go lisi demon, gdyby chciał go teraz zabić, mógłby to zrobić bez trudu dosięgając chłopaka swoimi długimi pazurami. Ale na szczęście do niczego takiego nie doszło. Doszło za to do tego, że żaden się nie odezwał. Jedynie mierzyli się spojrzeniami. Jedno było spokojne i drugie było spokojne, i oba kryły w sobie pytanie. Jak one brzmiały? Zapewne, gdyby nie naglący czas i sytuacja, odpowiedź na tą zagadkę nigdy by nie padła.
- Czy nadal mnie nie ufasz?
- A ty, nadal gniewasz się na mnie?
Blondyn odparł pytaniem na pytanie jednocześnie szeroko uśmiechając się. I nie był to uśmiech wymuszony czy sztuczny, lecz płynący z głębi serca. Taki, który potrafił zdziałać prawdziwe cuda. Demon, widząc go, w odpowiedzi westchnął przeciągle i po chwili opuścił łeb na skrzyżowane przednie łapy. Przymknął powieki dłuższy czas nie odzywając się, a gdy już to uczynił, Naruto nie wydawał się zaskoczony tym, co usłyszał.
- Nie, nie gniewam się na Ciebie. Przypomniałem sobie, że jesteś tylko człowiekiem i brak zaufania do nas, demonów, jest silnie zakorzeniony w twojej rasie i kulturze. Kilkanaście godzin temu miałem nadzieję, że może to się wreszcie zmieni, ale…
- Więc… Nie gniewasz się już na mnie?
- Czy ja mówię nie wyraźnie!? Powiedziałem przecież, że nie! – Warknął demon rzucając swemu rozmówcy wściekłe spojrzenie.
- Hej, hej, spokojnie, przyjacielu. Chciałem cię tylko sprawdzić. Nie musisz się tak unosić. – Uzumaki uniósł dłonie w obronnym geście, krótko się zaśmiał i umilkł przeczesując włosy rozcapierzonymi palcami. Obaj milczeli, po raz wtóry nie wiadomo ile czasu, aż w pewnym momencie o czujne uszy Kuramy obiło się przyciszone echo wypowiedziane melancholijnym tonem. – A wracając do twojego pierwszego pytania…
Z wypisaną na pysku dezorientacją, Dziewięcioogoniasty obserwował, jak Naruto zbliża się do jego klatki na odległość wyciągniętej ręki, po czym zaczyna powoli unosić się do góry, by po chwili znaleźć się na wprost wielkiej karty pieczętującej. Na twarzy chłopaka cały czas gościł ten sam przyjacielski uśmiech, który dawniej był jego swoista wizytówką. Teraz jednak ukazywał się jedynie w towarzystwie najbliższych jego sersu osób.
- …swoje zaufanie do Ciebie, Kurama, pokazałem już wtedy, gdy podpisałem z Tobą ten kontrakt krwi. Dzisiejszy zabieg to już tylko formalność. Ostateczne przypieczętowanie naszej niezachwianej współpracy i… przyjaźni.
Dodał Naruto i momentalnie wrócił świadomością do otaczającej go rzeczywistości. Tam zaś zorientował się, że już został dostrzeżony, lecz jeszcze nie zaatakowany. Ze wszystkich stron otoczony gęstym szpalerem wrogo nastawionych wojowników nie miał najmniejszych szans na wycofanie się. Ale bynajmniej, nie to było jego celem. W tym momencie pierwszy rząd najemników ruszył do natarcia. Byli już tuż, tuż, że wydawało się, że zaraz dosięgną blondyna, lecz ten nagle z wielką siłą odbił się od ziemi. Gdy znalazł się na wysokości równej trzem długościom jego ciała, wykonał jeszcze jakieś pieczęci i zaraz zniknął w potężnej chmurze białego dymu. W chwili następnej powietrze rozdarł przeraźliwy ryk, a na stojących na ziemi wojowników spadły cztery ogromne łapy, wielu miażdżąc na miejscu.
Tym czasem w budynku Administracyjnym, w biurze przywódczyni Konoha Gakure no Sato trwało gorączkowe przeglądanie archiwalnej dokumentacji medycznej w poszukiwaniu odpowiedzi lub choćby jakiejś wskazówki, jak poradzić sobie z pewną jeszcze nierozpoznaną infekcją dróg oddechowych. Na dobre lub złe wiadomości czekało ponad dwustu chorych shinobi Liścia. Ślimacza Księżniczka wytężała wszystkie szare komórki, gdy w pewnym momencie jej tok myślowy przerwał spanikowany głos podwładnej:
- Tsu… Tsu… Tsunade-sama!
Jęknęła brunetka stojąca przy oknie, przyciskająca do piersi świnkę TonTon i nie mogąca uwierzyć temu, co właśnie oglądała.
- Tak, Shizune? Co Ci się…?
Kobieta urwała w pół zdania nagle słysząc mrożące krew w żyłach echo ryku zwolnionej z łańcucha bestii z piekła rodem. Oderwawszy się od pracy, błyskawicznie pojawiła się pod oknem tuż przy roztrzęsionej asystentce. Widząc na horyzoncie, zaledwie kilkadziesiąt metrów od wioski, górującego wysoko nad lasem sześć dziesięciometrowego lisiego demona w pełnej swej okazałości, poczuła jak jej serce zabiło mocniej.
- Matko przenajświętsza! – Z jej ust wydobył się niedowierzający jęk.
Nie tylko w wieży Kage powiało grozą. Cała wioska Ukrytego Liścia, wszyscy obecnie znajdujący się w niej shinobi wyraźnie słyszeli to, co poniósł wiatr. Kakashi był właśnie w okolicy zburzonego Ptasiego Gniazda i koordynował akcją poszukiwawczą, gdy to usłyszał. Jak poparzony w towarzystwie wielu kolegów i koleżanek błyskawicznie z powrotem pojawił się na murach obronnych. To, co tam zobaczył… tak, jak wielu w koło, po prostu nie mógł uwierzyć. To było nierealne. To było, jak ziszczenie się jego największego, najokrutniejszego i najbardziej przerażającego koszmaru. Znowu zobaczył potężnego Kyuubi no Kitsune swobodnie stąpającego po ziemi, choć przez wszystkie te lata żywił głęboką nadzieję, że jednak nigdy więcej do tego nie dojdzie. Lecz tym razem wszystko było inne. Już nie był małym chłopcem, który nie mógł nic z tym zrobić i co było najważniejsze, to nad lisim demonem nie panował śmiertelny wróg Liścia, a jeden z jej najlepszych shinobi, Uzumaki Naruto. Tylko, że… Ponowne zobaczenie Kyuubiego powodowało, iż wszystkie wątpliwości i obawy nie schodziły ze sceny. Jak się po chwili rozejrzał, nie tylko on się teraz tak czuł. Po twarzach wszystkich shinobi i kunoichi było widać jednakowe zmartwienie, i ogólny strach o bliskich oraz lśniące w szeroko otwartych oczach przerażenie doświadczanym widokiem. W tym momencie nikt, zupełnie nikt nie wiedział, jak ma się zachować. Co ma ze sobą zrobić?
Stali sparaliżowani i zwyczajnie nie wierzyli temu, co oglądali. Jedni, starsi już shinobi przypominali sobie minione, złe czasy niepokoju, drudzy zaś, ci młodsi znający jedynie opowieści, tak na dobrą sprawę nic w tym momencie nie myśleli. Byli za bardzo zajęci martwieniem się o swoją niepewną przyszłość. Oczywiście warto wspomnieć, że przywołana bestia walczyła w obronie Konoha i właśnie masakrowała jej wrogów, ale to jednak nie dawało sposobności na wyzbycie się obaw, co do decyzji podjętej przez Naruto. Kakashi czuł w kościach zbliżającą się burzę i bynajmniej, nie chodziło tu o zjawiska atmosferyczne, a o konsekwencje, jakie ściągnął na siebie blondyn. Bo, jakby na to nie patrzeć, chłopak dopuścił się swoistej zdrady zrywając pieczęć Yondaime. Ale z drugiej strony, ktoś inny powiedziałby, czy nie powinien być za ten czyn tytułowany bohaterem? W końcu walczył w obronie swojego domu. W piękny i zarazem straszny sposób pokonał Kyona Omure, a i Kyuubi no Kitsune z nim współpracował. Po wyciągnięciu takich wniosków, Hatake sam już nie był pewien, czy Naruto powinien zostać okrzyknięty Zdrajcą czy Bohaterem?



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Chikushō (jap.) – Cholera

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz