wtorek, 27 lutego 2018

238. Zdrajca czy Bohater, part V

Jak widać, tym razem kolejna notka ukazuje się po 30 dniach, a jest to spowodowane odpowiednio ukierunkowaną weną oraz komentarzami moich czytelników. Dziękuję wam z całego serca i mam nadzieję, że poniższa notka spotka się z pozytywnym przyjęciem. Pozdrawiam i enjoy!



<<< Chapter ukazał się 23 sierpnia 2015 roku >>>



Kiedy kilka minut później raz jeszcze wszystkie za i przeciw przemyślał, po kolejnych pięciu minutach doszedł do wniosku, że chyba posłucha. Zwłaszcza, że dalsze awanturowanie się nic by nie zmieniło. A i przecież nie chciał zdemolować przyjacielowi domu. Zamrugał więc kilkakrotnie, jakby chciał rozluźnić mięśnie powiek lub też nieco zwilżyć wyschniętą spojówkę, po czym schował miecz do saya[1] uczepionej lewego biodra.
- No dobra, niech będzie. – Odezwał się i spojrzał na bruneta. – Przepraszam za moje zachowanie.
- Ja myślę, że jest Ci przykro. – Uchiha burknął obrażonym tonem i dezaktywował swoje Kekke Genkai. – Myślałem już, że będę zmuszony powstrzymać Cię moim Amaterasu.[2]
- Naprawdę byś go użył? – Dopytywał się blondyn nieco zdziwiony w duchu dziękując Kami-sama[3] za dar trzeźwego myślenia.
- Nie wiem, ale brałem pod uwagę taką możliwość.
Naruto chwilę milczał, ale już po chwili krótko się zaśmiał.
- Aha, ha, ha, ha… ty sobie żartujesz!
- Czyżby? – Itachi rzucił blondynowi podejrzliwe spojrzenie upewniając się, czy aby się nie pomylił. – Naprawdę sądzisz, że nic bym nie zrobił… nie bronił się, gdybyś spróbował wyładować swój gniew na mojej osobie??
- Ja… eee… ten… tego…
Uzumaki poczuł spore zakłopotanie czując na sobie wzrok ex-członka Brzasku, dlatego też prędko odwrócił wzrok zawieszając go na osobie czarnowłosej dziewczyny cały czas stojącej w wejściu do salonu. Gdy ich spojrzenia się spotkały, przepraszająco się uśmiechnął za co został nagrodzony podobną reakcją. Yasu odwzajemniła gest szybko przechodząc do działania. By dłużej nie stać, jak słup soli, zbliżyła się do Itachiego, a gdy była dostatecznie blisko zatrzymała się i spojrzała narzeczonemu głęboko w oczy. Kiedy stali tak w całkowitym milczeniu, Naruto nie wiedział, czy tego wieczora dowie się, gdzie zniknął Sasuke, ale stało się coś innego. Coś, czego nie spodziewał się zobaczyć, zwłaszcza przy tylu świadkach. Uchiha zaatakował pierwszy. Na nic nie zwracając uwagi wolną lewą ręką przysunął kunoichi do siebie, po czym na jej lekko rozwartych wargach złożył namiętnego całusa. Yasu w odpowiedzi splotła ramiona na jego szyi i po chwili sama przejęła inicjatywę.
Obserwujący ich blondyn z początku nie wiedział, gdzie się podziać, ale wszystko się zmieniło, gdy podszedł do niego Upiorny Weteran. Chłopak otrzeźwiał momentalnie i począł czekać w milczeniu z skrzyżowanymi na piersi ramionami, samemu nie wiedząc, na co. Na swoje szczęście długo na reakcję czekać nie musiał. Samuraj widząc jego postawę naraz padł na lewe kolano, schylił głowę i tak już zastygł. Podobnie zachowali się pozostali Upiorni, którzy akurat znajdowali się w pomieszczeniu. Jinchuuriki z początku nie był pewien, czemu tak się zachowali, ale już po chwili uświadomił sobie, że pewnie po prostu czekali na nowe rozkazy. I on już wiedział, jaki wyda im rozkaz. O tak! W końcu pozna odpowiedzi.
- Czy usłyszę wreszcie, co się stało z Uchiha Sasuke?
Spytał Naruto głosem poważnym, choć spokojnym. Patrzył swymi demonicznymi oczami wprost na klęczącego przed nim Weterana czekając na jego reakcję, lecz to nie samuraj mu odpowiedział. Wyjaśnienie nadleciało od strony, jeszcze przed sekundą, żarliwie całującej się pary.
- Ekhm… Oczywiście, Naruto. – Powiedział Itachi łakomym wzrokiem odprowadzając Yasu. Rzecz jasna, gapił się na jej tyłek lekko kołyszący się na boki w takt stawianych przez dziewczynę kroków, lecz słysząc głośne westchnięcie blondyna, naraz na niego spojrzał. – Wybacz, ja…
- Nic się nie stało. – Na twarzy Naruto uwidocznił się lekki uśmieszek, który jednak zaraz znikł. W jego miejsce powróciła sroga powaga. – Zatem?
- Od czego by tu zacząć?
- Najlepiej od początku.
- Od początku… – Żachnął się Itachi.
Przeczesał włosy i raz jeszcze tej nocy zajął miejsce w swoim fotelu gospodarza. Chwilę spoglądał przed siebie na jakiś tylko sobie znany punkt gdzieś za plecami Uzumakiego. W tym czasie do pokoju powróciła panna Ihara z tacą, na której stał dzbanek herbaty, kilka filiżanek i talerzyk z ciasteczkami. Cały ten asortyment postawiła na pobliskim stoliku, po czym usiadła na kanapie czekając na rozwój sytuacji. Na widok słodyczy blondynowi pociekła ślinka i dodatkowo zaburczało w brzuchu, ale nie poczęstował się. Nie miał na to czasu. Czym prędzej chciał wiedzieć, gdzie jest Pan Pyszałek, by móc potem wreszcie udać się do Hokage. Tak więc, gdy Itachi sięgał po pierwsze łakocie, Naruto znowu niecierpliwie westchnął.
- Wiem, że jest już późno, a te ciacha kuszą swym wyglądem, ale…
- Przepraszam. – Odparł Itachi natychmiast cofając rękę, po czym rozparł się w fotelu. – Pytałeś, gdzie podziewa się mój braciszek. Czy jak powiem, że zabrało go Konoha no ANBU, to znowu się wściekniesz i kogoś spróbujesz skrzywdzić?
- Nie. Więc, było tu ANBU, tak?
- Tak, a konkretniej, to jeden ich przedstawiciel. – Sprecyzował brunet. – Gdy tylko się pojawił, zostawieni przez Ciebie na staży Upiorni Zbrojni z miejsca chcieli wypruć mu flaki, lecz ich powstrzymałem.
- Dlaczego?
- Ponieważ zaintrygował mnie powód tej wizyty. Konohe atakuje wroga armia, wszyscy jej obrońcy stoją na obwarowaniach, ale nie on. – Uchiha upił łyk herbaty chwilę rozkoszując się jej aromatem. – Ten jeden, w dodatku Dowódca w kremowym płaszczu, w środku zawieruchy przychodzi do nas z pewną propozycją.
- Propozycją? – Powtórzył Naruto coraz bardziej zaciekawiony, ale i poirytowany. Czuł rosnące zdenerwowanie, ponieważ jego rozmówca przeciągał swoją opowieść, ale jeszcze zachowywał zimną krew. Oddychał miarowo licząc w myślach do dziesięciu.
- Tak, propozycją. Jeśli pozwolisz, to Ci zacytuję, co tu usłyszeliśmy. Brzmiało to mniej więcej tak: „Za popełnione zbrodnie przeciwko ludności Ukrytego Liścia, obecny tu Sasuke Uchiha powinien zostać skazany na ciężkie dożywotnie więzienie lub karę śmierci, ale ja proponuję mu trzecie wyjście. Przyłącz się do nas, Sasuke. W ANBU przydałby się ktoś taki, jak ty. To nie musi się tak skończyć. Jeśli tylko zechcesz odkupić swoje grzechy, to my ci tą możliwość gwarantujemy.
- I Sasuke zgodził się?
- Niemal bez cienia zawahania. – Itachi upił kolejny łyk swojej herbaty. – Kiedy nie było Cię z nami, Naruto, zastanawialiśmy się nad jego przyszłością i do żadnych konkretów nie dochodziliśmy. Co prawda mógł dalej się ukrywać lub na dobre zniknąć z wioski, ale takie rozwiązania mu nie pasowały. Dopiero ten ANBU wskazał mu nową ścieżkę.
* * *
Wysłuchawszy relacji Itachiego z procesu rekrutacji Sasuke do Konoha no ANBU,  Naruto wiedział już wszystko, czego chciał się dowiedzieć. Pożegnał się wiec prosząc o zaopiekowanie się jego uczennicą jeszcze przez jakiś czas, po czym skierował się do wyjścia. Wkraczając na ganek przed domem zatrzymał się i zaczerpnął chłodnego powietrza głęboko nim oddychając, gdy nagle z panującego obok cienia wyłonił się Grafitowy Samuraj, który na raz uklęknął na prawym kolanie z szacunkiem schylając głowę.
- Jogensha? – Zdziwił się Uzumaki. – A co ty tu robisz?
- Panie, melduję, że pod wschodnią bramą zapanował już spokój, Kurama-sama zaś wycofał się już do siebie. – Odparł wojownik i wyprostował się.
- Kurama?
- Tak, Młody. Przyznaję, miło było ponownie zaczerpnąć świeże powietrze, ale na dziś już wystarczy. – Odezwał się lisi demon. – Pewnie zaraz zapytasz, czemu wróciłem? Skoro mnie uwolniłeś, to powinienem był to jakoś wykorzystać. Może powinienem wrócić do swojego pierwotnego JA, ale… – Demon zająknął się na chwilę milknąc. Blondyn również milczał. Słuchał i czekał. Czekał na to, co miał nadzieję usłyszeć, choć po głębszym zastanowieniu, to tak naprawdę sam nie wiedział, czego się spodziewać. Wszakże lis rzadko się otwierał. A gdy już to robił, to jego wywody były długie, złożone i przemyślane. – Otóż, nie. Pewnie się powtórzę, ale co tam. Zmieniłeś mnie, Młody. Dziś rano, kiedy zerwałeś pieczęć Yondaime i mnie przywołałeś… a potem po walce zostawiłeś samego bez żadnej kontroli… Poczułem, że to coś znaczy. Dla mnie, osobiście, twoje działania znaczą bardzo wiele. Tak wiele, że trudno mi teraz powiedzieć więcej na ten temat. – Znowu przerwał, ale zaraz mówił dalej. Na jednym oddechu. – Chcę tylko powiedzieć, że cieszę się z naszej znajomości i przyjaźni, i nie zamieniłbym tego na nic innego. Jednym słowem, Naruto, cokolwiek się od dnia dzisiejszego wydarzy, możesz liczyć na kontynuację naszej współpracy.
- Arigatō.[4]
Blondyn mruknął rozrzewnionym tonem nie przejmując się, że rozmawia z mieszkańcem swojej duszy na głos. Zwłaszcza, że był środek nocy i w pobliżu nie było nikogo innego, obcego czy niepowołanego. W najbliższym otoczeniu jedynie dalej trwał jego doradca, na którym po chwili zawiesił swój demoniczny wzrok. Chwilę się mu przyglądał w zamyśleniu, po czym dał znak, by ten poszedł z nim. Szli przez wioskę ramię w ramię w całkowitej ciszy. I właśnie ta tłumiąca myśli cisza blondyna najbardziej niepokoiła. Nie wiedzieć, czemu, przez cały czas miał wrażenie, jakby ktoś ich obserwował. Śledził, ale gdy tylko ukradkiem się rozglądał, to jak na złość, niczego ani nikogo nie widział. Ani nie słyszał. Czyżby był, aż tak zmęczony? To bardzo prawdopodobne. W końcu wiele się dziś wydarzyło. A właśnie, jedna sprawa jeszcze nie została rozwikłana.
Tu chłopak ponownie zawiesił wzrok na idącym obok samuraju.
- Co się właściwie wydarzyło po mojej, powiedzmy, ucieczce z pod wschodniej bramy? – Spytał.
- Nic, czym powinieneś zawracać sobie głowę, Rikushō-sama. W dużym skrócie… do zmroku spacyfikowaliśmy wszystkich niezdecydowanych i wrogo nastawionych shinobi.
- Ale, jak? – Dopytywał się Naruto. – Co zrobiliście? Chyba nie użyliście siły, co?
- W żadnym razie. – Jogensha odwzajemnił posłane mu spojrzenie. – Zgodnie z twym rozkazem ograniczyłem nasze działania do perswazji psychologicznej wzbogaconej bodźcami poznawczymi.
- Możesz, proszę, mówić jaśniej?
- Kiedy ktoś krzyknął pytanie, jak długo zamierzamy ich więzić, odpowiedziałem, że tak długo, aż zapanuje wśród nich jednomyślność.
- A co było tym „bodźcem poznawczym”?
- Wezwanie przeze mnie dodatkowej liczby Zbrojnych. Dla zapewnienia sobie spokoju, pokazania naszej siły i zgaszenia pewności siebie co poniektórych odważniejszych.
- Rozumiem.
Naruto pokiwał głową przyjmując do wiadomości sprawozdanie wojownika, nieco przyspieszył swój marsz i zaraz odbił się od ziemi lądując momentalnie na dachu pobliskiego domostwa. Samuraj rzecz jasna podążał za nim nie odstępując go nawet na krok, choć teraz stanął nieco z tyłu. Wyglądało to tak, jakby chciał dać blondynowi więcej swobody lub też dostał od niego mentalny rozkaz bycia jego cieniem. Ale była to błędna ocena sytuacji, gdyż Jogensha dosłownie minutę później na powrót zrównał się z swym przywódcą.
- Coś nie tak? – Spytał celem zbadania powodu nagłego postoju.
- Cywile chyba powrócili do swych domów.
Odparł jinchuuriki w zamyśle stwierdzając fakt. Bowiem z miejsca, w którym stał, dostrzegał zapalone światła w oknach wielu okolicznych domów. I nie było w tym nic nadzwyczajnego. W końcu, po odmeldowaniu się Kyuubiego władze Liścia nie miały już powodu dla dalszego chronienia swoich mieszkańców. Tylko, czy ciągłe uznawanie Lisiego Demona za potencjalne zagrożenie było dobrym pomysłem? W ocenie blondyna, jedynego i chyba najważniejszego przyjaciela Dziewięcioogoniastego, nie specjalnie. Ale chłopak był wyjątkiem, co wszystkim już pokazał i nie zamierzał się więcej z tym ukrywać. Podejrzewał, że Kurama nie tak szybko przyzwyczai się do takiej… otwartości przed, można rzec, obcymi, ale jeśli tylko zostanie o to poproszony, to pewnie pójdzie na kompromis. Po niezmierzonym czasie zadumy, Naruto zwrócił wzrok na stojącego obok samuraja.
- Jogensha… czy możesz zostawić mnie samego? – Poprosił.
Wojownik w odpowiedzi odwzajemnił posłane mu spojrzenie, skłonił się nisko i bez słowa oddalił znikając w ciemności. Blondyn został sam. Tak, jak tego zapragnął i zaraz to wykorzystał. Nie zwlekając dłużej przeskoczył nad uliczką na dach sąsiedniego domostwa i nie zatrzymał się. Biegł dalej, skakał dalej. Z dachu na dach z dala od wścibskich spojrzeń, które chciałyby wiedzieć, co robi i dokąd zmierza. A zmierzał ku centrum wioski. Tam, gdzie powinien zjawić się już dawno temu. Gdzie czekała go jeszcze jedna rozmowa. Jeszcze jedna batalia psychologiczna.
* * *
Po kilku minutach Jinchuuriki dotarł na miejsce. Znalazł właściwe drzwi opatrzone odpowiednią tabliczką, przeczesał włosy dłonią, wziął kilka głębszych oddechów i w końcu zapukał. Choć była już naprawdę późna pora, to i tak w biurze przywódczyni wioski wciąż ktoś był. Swoją obecnością pokazywał, że czeka na coś lub kogoś. I blondyn dobrze wiedział, na kogo. Nie był głupi. Był za to maksymalnie przygotowany na to, co miało się wkrótce wydarzyć… A będzie to coś taka wielkiego, że nawet nie potrafił sobie teraz tego wyobrazić. Po niespełna minucie zza dębowych drzwi dobiegła go mocna, nieco poirytowana komenda pozwalająca na wejście. Nie zwlekając więcej, Uzumaki nacisnął na klamkę i z pełną powagi miną pewnie wkroczył do środka.
- NARUTO!!!
Wrzasnęła Tsunade, gdy tylko go zobaczyła. Kobieta aż wstała z zajmowanego miejsca za masywnym biurkiem, ale na tym poprzestała. Nie podeszła do niego, ani nie zrobiła niczego, co by świadczyło o jej zdenerwowaniu. Nawet go nie zaatakowała, co miała w swoim zwyczaju. Dwudziestolatek tym czasem stanął w progu wciąż trzymając ręką za klamkę i przez chwilę rozważał opcję wycofania się, lecz postanowił inaczej.
- Hokage-sama, musimy porozmawiać.
Odezwał się i ostatecznie wszedł do biura zamykając drzwi za sobą. Następnie nie bacząc na reakcję medyczki, prędko zawiązał serię kilkunastu pieczęci i przywołał oddział Upiornych Weteranów, którzy zajęli strategiczne pozycje dookoła i wewnątrz budynku Administracyjnego. Dwóch znalazło się przed wejściem głównym, pięciu obstawiło dach i jeszcze kilku parę innych, newralgicznych miejscach. Kolejnych dwóch stanęło na korytarzu pod wejściem do biura oraz ogólnie z siedmiu w obrębie murów budynku. Jeden natomiast, dwudziesty czwarty z wszystkich przyzwanych samurajów przyjął postawę na baczność tuż koło swojego generała wewnątrz biura. Wojownik stanął pod ścianą na prawo od wejścia i zastygł w bez ruchu czekając na nowe rozkazy.
Na dotąd poważnej twarzy Naruto ukazał się delikatny uśmiech. Ten malutki pokaz siły ponownie zdał egzamin. Furia, jaką na wejściu dostrzegł w oczach Hokage, teraz zaczęła znikać. Nie wiedział, co kobieta sobie o tym pomyślała, ale podejrzewał, że zapewne nic dobrego. Wszakże nikt bez powodu nie obstawia w ten sposób żadnego obiektu. A on miał powód. To się może wydać zabawne. Zrobił to, gdyż chciał mieć pewność, że żaden z jego przeciwników nie zakłóci nadciągającej konwersacji.
Tsunade tym czasem głośno przez usta wypuściła wstrzymywane powietrze i ciężko opadła na fotel coś sobie mamrocząc pod nosem. Z ponurym wyrazem twarzy rzuciła okiem na Upiornego Weterana i po chwili obserwacji rozluźniła napięte mięśnie policzkowe oraz brwiowe. Jednym słowem, złagodniała, choć i tak pozostała poważna na swym obliczu. Kiedy przeniosła piwne spojrzenie na blondyna, w jej oczach było można dostrzec stal. Po czasie, milczenia, który wydał się wiecznością, a trwał jedynie kilkanaście minut, medyczka wreszcie się odezwała.
- W rzeczy samej, młody człowieku. Musimy porozmawiać.
Jej głos był spokojny, opanowany, choć dało się z niego wyczytać poirytowanie oraz głębokie niezadowolenie. Ta końcówka naprawdę długiej nocy zapowiadała się bardzo, ale to bardzo interesująco… lecz, jak się wkrótce Naruto przekonał, wcale nie było tak ciekawie. Po tym, jak Hokage fuknęła, że muszą porozmawiać do końca nocy słowa już nie wydusiła. Z początku dłuższą chwilę patrzyła mu prosto w demoniczne oczy. Ani razu nie mrugnęła, jakby chciała sprawdzić, kto dłużej wytrzyma, aż tu nagle zerwała się z miejsca i podeszła do okna stając do blondyna plecami. I tak już zastygła. Z rękoma skrzyżowanymi na piersi, co jakiś czas ciężko wzdychała, jakby wciąż tylko się zastanawiała i nie wiedziała, od czego ma zacząć. I pewnie to było powodem jej dziwnego zachowania, a i sam Uzumaki nic więcej tej nocy nie powiedział.
- Czego milczysz!? – Warczał Kurama. – Dlaczego nic nie mówisz!?
- Ponieważ to by w niczym nie pomogło. Klamka już zapadła.
Ale czy aby na pewno była to prawda? Przyszedł przecież, by spokojnie porozmawiać, wyjaśnić to i owo. Wytłumaczyć lub spróbować obronić się. Ostatecznie dowiedzieć się, czy było się Zdrajcą czy Bohaterem, ale kiedy Tsunade nagle stanęła przy oknie, naraz wszystko zrozumiał. Trochę mu to zajęło, lecz w końcu zajarzył. Ta długaśna wymiana spojrzeń w zupełności wystarczyła. Wszystko tłumaczyła. Dlatego też, ku ogromnemu zaskoczeniu i wzburzeniu Kyuubiego, gdy uśpioną panoramę Ukrytego Liścia rozświetliły promienie wschodzącego słońca, Naruto zdjął opaskę shinobi Konoha i po chwili zwłoki położył ją na blacie biurka. Następnie odwrócił się na pięcie i nadal nic nie mówiąc, ani nie słysząc słów protestu wyszedł z biura, a zaraz potem z budynku administracyjnego uprzednio odwołując Weteranów strzegących bezpieczeństwa.
- To było… dziwne. – Skwitował Kurama. – To, co teraz robimy??
- Teraz, drogi przyjacielu, opuścimy wioskę.
Odparł dwudziestolatek tajemniczo się uśmiechając, czym wprowadził demona, o ile to w ogóle możliwe, w jeszcze większe zdziwienie i wzburzenie.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story ba Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto



[1] Saya (jap.) – pochwa na miecz
[2] Amaterasu (jap.) – czarny ogień, który nigdy nie gaśnie
[3] Kami-sama (jap.) – Bóg
[4] Arigatō (jap.) – Dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz