Jak
widać, tym razem kolejna notka ukazuje się po 30 dniach, a jest to spowodowane
odpowiednio ukierunkowaną weną oraz komentarzami moich czytelników. Dziękuję
wam z całego serca i mam nadzieję, że poniższa notka spotka się z pozytywnym
przyjęciem. Pozdrawiam i enjoy!
<<< Chapter ukazał się 23
sierpnia 2015 roku >>>
Kiedy kilka minut
później raz jeszcze wszystkie za i przeciw przemyślał, po kolejnych pięciu
minutach doszedł do wniosku, że chyba posłucha. Zwłaszcza, że dalsze
awanturowanie się nic by nie zmieniło. A i przecież nie chciał zdemolować
przyjacielowi domu. Zamrugał więc kilkakrotnie, jakby chciał rozluźnić mięśnie
powiek lub też nieco zwilżyć wyschniętą spojówkę, po czym schował miecz do saya[1]
uczepionej lewego biodra.
- No dobra, niech
będzie. – Odezwał się i spojrzał na bruneta. – Przepraszam za moje zachowanie.
- Ja myślę, że jest
Ci przykro. – Uchiha burknął obrażonym tonem i dezaktywował swoje Kekke Genkai.
– Myślałem już, że będę zmuszony powstrzymać Cię moim Amaterasu.[2]
- Naprawdę byś go użył?
– Dopytywał się blondyn nieco zdziwiony w duchu dziękując Kami-sama[3]
za dar trzeźwego myślenia.
- Nie wiem, ale
brałem pod uwagę taką możliwość.
Naruto chwilę
milczał, ale już po chwili krótko się zaśmiał.
- Aha, ha, ha, ha… ty
sobie żartujesz!
- Czyżby? – Itachi
rzucił blondynowi podejrzliwe spojrzenie upewniając się, czy aby się nie
pomylił. – Naprawdę sądzisz, że nic bym nie zrobił… nie bronił się, gdybyś spróbował
wyładować swój gniew na mojej osobie??
- Ja… eee… ten… tego…
Uzumaki poczuł spore
zakłopotanie czując na sobie wzrok ex-członka Brzasku, dlatego też prędko
odwrócił wzrok zawieszając go na osobie czarnowłosej dziewczyny cały czas
stojącej w wejściu do salonu. Gdy ich spojrzenia się spotkały, przepraszająco
się uśmiechnął za co został nagrodzony podobną reakcją. Yasu odwzajemniła gest
szybko przechodząc do działania. By dłużej nie stać, jak słup soli, zbliżyła
się do Itachiego, a gdy była dostatecznie blisko zatrzymała się i spojrzała
narzeczonemu głęboko w oczy. Kiedy stali tak w całkowitym milczeniu, Naruto nie
wiedział, czy tego wieczora dowie się, gdzie zniknął Sasuke, ale stało się coś
innego. Coś, czego nie spodziewał się zobaczyć, zwłaszcza przy tylu świadkach.
Uchiha zaatakował pierwszy. Na nic nie zwracając uwagi wolną lewą ręką
przysunął kunoichi do siebie, po czym na jej lekko rozwartych wargach złożył
namiętnego całusa. Yasu w odpowiedzi splotła ramiona na jego szyi i po chwili
sama przejęła inicjatywę.
Obserwujący ich blondyn
z początku nie wiedział, gdzie się podziać, ale wszystko się zmieniło, gdy
podszedł do niego Upiorny Weteran. Chłopak otrzeźwiał momentalnie i począł
czekać w milczeniu z skrzyżowanymi na piersi ramionami, samemu nie wiedząc, na
co. Na swoje szczęście długo na reakcję czekać nie musiał. Samuraj widząc jego
postawę naraz padł na lewe kolano, schylił głowę i tak już zastygł. Podobnie
zachowali się pozostali Upiorni, którzy akurat znajdowali się w pomieszczeniu.
Jinchuuriki z początku nie był pewien, czemu tak się zachowali, ale już po
chwili uświadomił sobie, że pewnie po prostu czekali na nowe rozkazy. I on już
wiedział, jaki wyda im rozkaz. O tak! W końcu pozna odpowiedzi.
- Czy usłyszę
wreszcie, co się stało z Uchiha Sasuke?
Spytał Naruto głosem
poważnym, choć spokojnym. Patrzył swymi demonicznymi oczami wprost na
klęczącego przed nim Weterana czekając na jego reakcję, lecz to nie samuraj mu
odpowiedział. Wyjaśnienie nadleciało od strony, jeszcze przed sekundą, żarliwie
całującej się pary.
- Ekhm… Oczywiście,
Naruto. – Powiedział Itachi łakomym wzrokiem odprowadzając Yasu. Rzecz jasna,
gapił się na jej tyłek lekko kołyszący się na boki w takt stawianych przez
dziewczynę kroków, lecz słysząc głośne westchnięcie blondyna, naraz na niego
spojrzał. – Wybacz, ja…
- Nic się nie stało.
– Na twarzy Naruto uwidocznił się lekki uśmieszek, który jednak zaraz znikł. W
jego miejsce powróciła sroga powaga. – Zatem?
- Od czego by tu
zacząć?
- Najlepiej od
początku.
- Od początku… –
Żachnął się Itachi.
Przeczesał włosy i
raz jeszcze tej nocy zajął miejsce w swoim fotelu gospodarza. Chwilę spoglądał
przed siebie na jakiś tylko sobie znany punkt gdzieś za plecami Uzumakiego. W
tym czasie do pokoju powróciła panna Ihara z tacą, na której stał dzbanek
herbaty, kilka filiżanek i talerzyk z ciasteczkami. Cały ten asortyment
postawiła na pobliskim stoliku, po czym usiadła na kanapie czekając na rozwój
sytuacji. Na widok słodyczy blondynowi pociekła ślinka i dodatkowo zaburczało w
brzuchu, ale nie poczęstował się. Nie miał na to czasu. Czym prędzej chciał
wiedzieć, gdzie jest Pan Pyszałek, by móc potem wreszcie udać się do Hokage.
Tak więc, gdy Itachi sięgał po pierwsze łakocie, Naruto znowu niecierpliwie
westchnął.
- Wiem, że jest już
późno, a te ciacha kuszą swym wyglądem, ale…
- Przepraszam. –
Odparł Itachi natychmiast cofając rękę, po czym rozparł się w fotelu. –
Pytałeś, gdzie podziewa się mój braciszek. Czy jak powiem, że zabrało go Konoha
no ANBU, to znowu się wściekniesz i kogoś spróbujesz skrzywdzić?
- Nie. Więc, było tu ANBU,
tak?
- Tak, a konkretniej,
to jeden ich przedstawiciel. – Sprecyzował brunet. – Gdy tylko się pojawił,
zostawieni przez Ciebie na staży Upiorni Zbrojni z miejsca chcieli wypruć mu
flaki, lecz ich powstrzymałem.
- Dlaczego?
- Ponieważ
zaintrygował mnie powód tej wizyty. Konohe atakuje wroga armia, wszyscy jej
obrońcy stoją na obwarowaniach, ale nie on. – Uchiha upił łyk herbaty chwilę
rozkoszując się jej aromatem. – Ten jeden, w dodatku Dowódca w kremowym
płaszczu, w środku zawieruchy przychodzi do nas z pewną propozycją.
- Propozycją? –
Powtórzył Naruto coraz bardziej zaciekawiony, ale i poirytowany. Czuł rosnące
zdenerwowanie, ponieważ jego rozmówca przeciągał swoją opowieść, ale jeszcze
zachowywał zimną krew. Oddychał miarowo licząc w myślach do dziesięciu.
- Tak, propozycją.
Jeśli pozwolisz, to Ci zacytuję, co tu usłyszeliśmy. Brzmiało to mniej więcej
tak: „Za popełnione zbrodnie przeciwko
ludności Ukrytego Liścia, obecny tu Sasuke Uchiha powinien zostać skazany na
ciężkie dożywotnie więzienie lub karę śmierci, ale ja proponuję mu trzecie
wyjście. Przyłącz się do nas, Sasuke. W ANBU przydałby się ktoś taki, jak ty.
To nie musi się tak skończyć. Jeśli tylko zechcesz odkupić swoje grzechy, to my
ci tą możliwość gwarantujemy.”
- I Sasuke zgodził
się?
- Niemal bez cienia
zawahania. – Itachi upił kolejny łyk swojej herbaty. – Kiedy nie było Cię z
nami, Naruto, zastanawialiśmy się nad jego przyszłością i do żadnych konkretów
nie dochodziliśmy. Co prawda mógł dalej się ukrywać lub na dobre zniknąć z
wioski, ale takie rozwiązania mu nie pasowały. Dopiero ten ANBU wskazał mu nową
ścieżkę.
* * *
Wysłuchawszy relacji
Itachiego z procesu rekrutacji Sasuke do Konoha no ANBU, Naruto wiedział już wszystko, czego chciał się
dowiedzieć. Pożegnał się wiec prosząc o zaopiekowanie się jego uczennicą
jeszcze przez jakiś czas, po czym skierował się do wyjścia. Wkraczając na ganek
przed domem zatrzymał się i zaczerpnął chłodnego powietrza głęboko nim
oddychając, gdy nagle z panującego obok cienia wyłonił się Grafitowy Samuraj,
który na raz uklęknął na prawym kolanie z szacunkiem schylając głowę.
- Jogensha? – Zdziwił
się Uzumaki. – A co ty tu robisz?
- Panie, melduję, że
pod wschodnią bramą zapanował już spokój, Kurama-sama zaś wycofał się już do
siebie. – Odparł wojownik i wyprostował się.
- Kurama?
- Tak, Młody. Przyznaję, miło było ponownie
zaczerpnąć świeże powietrze, ale na dziś już wystarczy. – Odezwał się
lisi demon. – Pewnie zaraz zapytasz,
czemu wróciłem? Skoro mnie uwolniłeś, to powinienem był to jakoś wykorzystać. Może
powinienem wrócić do swojego pierwotnego JA, ale… – Demon zająknął się
na chwilę milknąc. Blondyn również milczał. Słuchał i czekał. Czekał na to, co
miał nadzieję usłyszeć, choć po głębszym zastanowieniu, to tak naprawdę sam nie
wiedział, czego się spodziewać. Wszakże lis rzadko się otwierał. A gdy już to
robił, to jego wywody były długie, złożone i przemyślane. – Otóż, nie. Pewnie się powtórzę, ale co
tam. Zmieniłeś mnie, Młody. Dziś rano, kiedy zerwałeś pieczęć Yondaime i mnie
przywołałeś… a potem po walce zostawiłeś samego bez żadnej kontroli… Poczułem,
że to coś znaczy. Dla mnie, osobiście, twoje działania znaczą bardzo wiele. Tak
wiele, że trudno mi teraz powiedzieć więcej na ten temat. – Znowu
przerwał, ale zaraz mówił dalej. Na jednym oddechu. – Chcę tylko powiedzieć, że cieszę się z naszej znajomości i
przyjaźni, i nie zamieniłbym tego na nic innego. Jednym słowem, Naruto,
cokolwiek się od dnia dzisiejszego wydarzy, możesz liczyć na kontynuację naszej
współpracy.
- Arigatō.[4]
Blondyn mruknął
rozrzewnionym tonem nie przejmując się, że rozmawia z mieszkańcem swojej duszy
na głos. Zwłaszcza, że był środek nocy i w pobliżu nie było nikogo innego,
obcego czy niepowołanego. W najbliższym otoczeniu jedynie dalej trwał jego
doradca, na którym po chwili zawiesił swój demoniczny wzrok. Chwilę się mu
przyglądał w zamyśleniu, po czym dał znak, by ten poszedł z nim. Szli przez
wioskę ramię w ramię w całkowitej ciszy. I właśnie ta tłumiąca myśli cisza blondyna
najbardziej niepokoiła. Nie wiedzieć, czemu, przez cały czas miał wrażenie,
jakby ktoś ich obserwował. Śledził, ale gdy tylko ukradkiem się rozglądał, to
jak na złość, niczego ani nikogo nie widział. Ani nie słyszał. Czyżby był, aż
tak zmęczony? To bardzo prawdopodobne. W końcu wiele się dziś wydarzyło. A
właśnie, jedna sprawa jeszcze nie została rozwikłana.
Tu chłopak ponownie zawiesił
wzrok na idącym obok samuraju.
- Co się właściwie
wydarzyło po mojej, powiedzmy, ucieczce z pod wschodniej bramy? – Spytał.
- Nic, czym
powinieneś zawracać sobie głowę, Rikushō-sama. W dużym skrócie… do zmroku
spacyfikowaliśmy wszystkich niezdecydowanych i wrogo nastawionych shinobi.
- Ale, jak? –
Dopytywał się Naruto. – Co zrobiliście? Chyba nie użyliście siły, co?
- W żadnym razie. –
Jogensha odwzajemnił posłane mu spojrzenie. – Zgodnie z twym rozkazem
ograniczyłem nasze działania do perswazji psychologicznej wzbogaconej bodźcami
poznawczymi.
- Możesz, proszę,
mówić jaśniej?
- Kiedy ktoś krzyknął
pytanie, jak długo zamierzamy ich więzić, odpowiedziałem, że tak długo, aż
zapanuje wśród nich jednomyślność.
- A co było tym
„bodźcem poznawczym”?
- Wezwanie przeze
mnie dodatkowej liczby Zbrojnych. Dla zapewnienia sobie spokoju, pokazania
naszej siły i zgaszenia pewności siebie co poniektórych odważniejszych.
- Rozumiem.
Naruto pokiwał głową
przyjmując do wiadomości sprawozdanie wojownika, nieco przyspieszył swój marsz
i zaraz odbił się od ziemi lądując momentalnie na dachu pobliskiego domostwa.
Samuraj rzecz jasna podążał za nim nie odstępując go nawet na krok, choć teraz stanął
nieco z tyłu. Wyglądało to tak, jakby chciał dać blondynowi więcej swobody lub
też dostał od niego mentalny rozkaz bycia jego cieniem. Ale była to błędna
ocena sytuacji, gdyż Jogensha dosłownie minutę później na powrót zrównał się z
swym przywódcą.
- Coś nie tak? –
Spytał celem zbadania powodu nagłego postoju.
- Cywile chyba
powrócili do swych domów.
Odparł jinchuuriki w
zamyśle stwierdzając fakt. Bowiem z miejsca, w którym stał, dostrzegał zapalone
światła w oknach wielu okolicznych domów. I nie było w tym nic nadzwyczajnego.
W końcu, po odmeldowaniu się Kyuubiego władze Liścia nie miały już powodu dla
dalszego chronienia swoich mieszkańców. Tylko, czy ciągłe uznawanie Lisiego
Demona za potencjalne zagrożenie było dobrym pomysłem? W ocenie blondyna, jedynego
i chyba najważniejszego przyjaciela Dziewięcioogoniastego, nie specjalnie. Ale
chłopak był wyjątkiem, co wszystkim już pokazał i nie zamierzał się więcej z
tym ukrywać. Podejrzewał, że Kurama nie tak szybko przyzwyczai się do takiej…
otwartości przed, można rzec, obcymi, ale jeśli tylko zostanie o to poproszony,
to pewnie pójdzie na kompromis. Po niezmierzonym czasie zadumy, Naruto zwrócił
wzrok na stojącego obok samuraja.
- Jogensha… czy
możesz zostawić mnie samego? – Poprosił.
Wojownik w odpowiedzi
odwzajemnił posłane mu spojrzenie, skłonił się nisko i bez słowa oddalił
znikając w ciemności. Blondyn został sam. Tak, jak tego zapragnął i zaraz to
wykorzystał. Nie zwlekając dłużej przeskoczył nad uliczką na dach sąsiedniego
domostwa i nie zatrzymał się. Biegł dalej, skakał dalej. Z dachu na dach z dala
od wścibskich spojrzeń, które chciałyby wiedzieć, co robi i dokąd zmierza. A
zmierzał ku centrum wioski. Tam, gdzie powinien zjawić się już dawno temu.
Gdzie czekała go jeszcze jedna rozmowa. Jeszcze jedna batalia psychologiczna.
* * *
Po kilku minutach Jinchuuriki
dotarł na miejsce. Znalazł właściwe drzwi opatrzone odpowiednią tabliczką, przeczesał
włosy dłonią, wziął kilka głębszych oddechów i w końcu zapukał. Choć była już
naprawdę późna pora, to i tak w biurze przywódczyni wioski wciąż ktoś był.
Swoją obecnością pokazywał, że czeka na coś lub kogoś. I blondyn dobrze
wiedział, na kogo. Nie był głupi. Był za to maksymalnie przygotowany na to, co
miało się wkrótce wydarzyć… A będzie to coś taka wielkiego, że nawet nie
potrafił sobie teraz tego wyobrazić. Po niespełna minucie zza dębowych drzwi
dobiegła go mocna, nieco poirytowana komenda pozwalająca na wejście. Nie
zwlekając więcej, Uzumaki nacisnął na klamkę i z pełną powagi miną pewnie
wkroczył do środka.
- NARUTO!!!
Wrzasnęła Tsunade,
gdy tylko go zobaczyła. Kobieta aż wstała z zajmowanego miejsca za masywnym
biurkiem, ale na tym poprzestała. Nie podeszła do niego, ani nie zrobiła
niczego, co by świadczyło o jej zdenerwowaniu. Nawet go nie zaatakowała, co
miała w swoim zwyczaju. Dwudziestolatek tym czasem stanął w progu wciąż
trzymając ręką za klamkę i przez chwilę rozważał opcję wycofania się, lecz
postanowił inaczej.
- Hokage-sama, musimy
porozmawiać.
Odezwał się i
ostatecznie wszedł do biura zamykając drzwi za sobą. Następnie nie bacząc na
reakcję medyczki, prędko zawiązał serię kilkunastu pieczęci i przywołał oddział
Upiornych Weteranów, którzy zajęli strategiczne pozycje dookoła i wewnątrz
budynku Administracyjnego. Dwóch znalazło się przed wejściem głównym, pięciu
obstawiło dach i jeszcze kilku parę innych, newralgicznych miejscach. Kolejnych
dwóch stanęło na korytarzu pod wejściem do biura oraz ogólnie z siedmiu w
obrębie murów budynku. Jeden natomiast, dwudziesty czwarty z wszystkich
przyzwanych samurajów przyjął postawę na baczność tuż koło swojego generała
wewnątrz biura. Wojownik stanął pod ścianą na prawo od wejścia i zastygł w bez
ruchu czekając na nowe rozkazy.
Na dotąd poważnej
twarzy Naruto ukazał się delikatny uśmiech. Ten malutki pokaz siły ponownie
zdał egzamin. Furia, jaką na wejściu dostrzegł w oczach Hokage, teraz zaczęła
znikać. Nie wiedział, co kobieta sobie o tym pomyślała, ale podejrzewał, że
zapewne nic dobrego. Wszakże nikt bez powodu nie obstawia w ten sposób żadnego
obiektu. A on miał powód. To się może wydać zabawne. Zrobił to, gdyż chciał
mieć pewność, że żaden z jego przeciwników nie zakłóci nadciągającej konwersacji.
Tsunade tym czasem
głośno przez usta wypuściła wstrzymywane powietrze i ciężko opadła na fotel coś
sobie mamrocząc pod nosem. Z ponurym wyrazem twarzy rzuciła okiem na Upiornego
Weterana i po chwili obserwacji rozluźniła napięte mięśnie policzkowe oraz
brwiowe. Jednym słowem, złagodniała, choć i tak pozostała poważna na swym
obliczu. Kiedy przeniosła piwne spojrzenie na blondyna, w jej oczach było można
dostrzec stal. Po czasie, milczenia, który wydał się wiecznością, a trwał
jedynie kilkanaście minut, medyczka wreszcie się odezwała.
- W rzeczy samej,
młody człowieku. Musimy porozmawiać.
Jej głos był
spokojny, opanowany, choć dało się z niego wyczytać poirytowanie oraz głębokie
niezadowolenie. Ta końcówka naprawdę długiej nocy zapowiadała się bardzo, ale
to bardzo interesująco… lecz, jak się wkrótce Naruto przekonał, wcale nie było
tak ciekawie. Po tym, jak Hokage fuknęła, że muszą porozmawiać do końca nocy
słowa już nie wydusiła. Z początku dłuższą chwilę patrzyła mu prosto w
demoniczne oczy. Ani razu nie mrugnęła, jakby chciała sprawdzić, kto dłużej
wytrzyma, aż tu nagle zerwała się z miejsca i podeszła do okna stając do
blondyna plecami. I tak już zastygła. Z rękoma skrzyżowanymi na piersi, co
jakiś czas ciężko wzdychała, jakby wciąż tylko się zastanawiała i nie
wiedziała, od czego ma zacząć. I pewnie to było powodem jej dziwnego zachowania,
a i sam Uzumaki nic więcej tej nocy nie powiedział.
- Czego milczysz!? – Warczał
Kurama. – Dlaczego nic nie mówisz!?
- Ponieważ to by w niczym nie pomogło. Klamka
już zapadła.
Ale czy aby na pewno
była to prawda? Przyszedł przecież, by spokojnie porozmawiać, wyjaśnić to i
owo. Wytłumaczyć lub spróbować obronić się. Ostatecznie dowiedzieć się, czy
było się Zdrajcą czy Bohaterem, ale kiedy Tsunade nagle stanęła przy oknie,
naraz wszystko zrozumiał. Trochę mu to zajęło, lecz w końcu zajarzył. Ta długaśna
wymiana spojrzeń w zupełności wystarczyła. Wszystko tłumaczyła. Dlatego też, ku
ogromnemu zaskoczeniu i wzburzeniu Kyuubiego, gdy uśpioną panoramę Ukrytego
Liścia rozświetliły promienie wschodzącego słońca, Naruto zdjął opaskę shinobi
Konoha i po chwili zwłoki położył ją na blacie biurka. Następnie odwrócił się
na pięcie i nadal nic nie mówiąc, ani nie słysząc słów protestu wyszedł z biura,
a zaraz potem z budynku administracyjnego uprzednio odwołując Weteranów strzegących
bezpieczeństwa.
- To było… dziwne. – Skwitował
Kurama. – To, co teraz robimy??
- Teraz, drogi przyjacielu, opuścimy wioskę.
Odparł
dwudziestolatek tajemniczo się uśmiechając, czym wprowadził demona, o ile to w
ogóle możliwe, w jeszcze większe zdziwienie i wzburzenie.
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story ba Wielki
„Naruto” and
its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz