I oto
ponownie mijają cztery miesiące od ostatniej publikacji. Przykro mi, ale nic na
to nie poradzę. To już nie to samo, co kiedyś. Wena już mnie tak nie
rozpieszcza. Teraz, żeby powstała dobra notka muszę poświęcić jej znacznie
więcej czasu. Ale dość już tego marudzenia. Zapraszam wszystkich na kolejną
część powieści „W cieniu Upiornej Armii (Nowe przygody Naruto)”. Mam nadzieję,
że spotka się z ciepłym przyjęciem.
<<< Chapter ukazał się 24
lipca 2015 roku >>>
Wyjaśniwszy z
ukochaną wszystkie zawiłości oraz nieporozumienia, wkrótce zostawił ją z
zapewnieniem szybkiego powrotu i teraz postanowił odwiedzić biuro przywódczyni
wioski. Wychodząc z domu na ulicę, Naruto zatrzymał się na wycieraczce i na
chwilę spojrzał w niebo. Było szare, przykryte grubą warstwą chmur, co
zapewniało osłonę przed ostrymi promieniami zachodzącego słońca. W powietrzu
unosił się zapach wilgoci zwiastującej nadciągającą burzę. Może to i dobrze, że spadnie deszcz – pomyślał ruszając w drogę ku
centralnemu punktowi wioski, ale nie uszedł daleko. Minąwszy trzy przecznice
wyludnionej wioski drogę zastawił mu jakiś shinobi. Smukłej postury brunet z
włosami związanymi z tyłu głowy w niewielki kuc i blizną znaczącą jego środkową
część twarzy na pierwszy rzut oka wydał mu się obcy. Blondyn stanął więc w
lekkim rozkroku jasno pokazując gotowość do ewentualnej walki, po czym na
krótką chwilę zapuścił się w odmęty swojej duszy. Prędko zajrzał do
pomieszczenia mieszczącego wspomnienia, lecz nie odnalazł tam odpowiedzi na
obecnie nurtujące go pytanie. Jak na złość, za stalowymi wrotami wciąż nie
wiele dostrzegał.
- Przyjaciel czy wróg?
– Spytał więc tonem ostrzegawczym, jednocześnie opierając rękę na rękojeści
miecza. Nie miał ochoty na walkę, ani tym bardziej na niespodzianki.
- Nie poznajesz mnie?
– Odparł Umino spodziewając się takiej reakcji, zwłaszcza po tym, co
powiedziała mu Hokage na temat stanu pamięci Uzumakiego.
- No, jakoś nie… więc
pytam raz jeszcze. Przyjaciel czy wróg??
- Przyjaciel. –
Brunet odparł prędko widząc, dokąd zmierzała ta wymiana uprzejmości, po czym
równie szybko dodał jedocześnie stając do blondyna przodem. – Nazywam się Iruka
Umino i kiedyś byłem twoim nauczycielem w Akademii Ninja.
- Hmm… Nadal nic mnie
to nie mówi, ale skoro twierdzisz, że jesteś moim przyjacielem, to muszę
uwierzyć Ci na słowo. – Naruto nieco się rozluźnił, choć nie zdjął ręki z
katany. – A teraz powiedz, dlaczego mnie zatrzymujesz?
Choć widział jego
uśmiech i nie wyczuwał negatywnych emocji od niego bijących, to i tak
pozostawał w pogotowiu. Iruka nie był głupi. Widok wciąż trzymanej ręki na
zwieńczeniu rękojeści miecza jasno pokazywał, że blondyn podchodził do rozmowy
z dystansem. Czyżby nie był pewny o jego prawdomówności? A może za takim
zachowaniem kryło się coś więcej? Tego Iruka nie wiedział, ale teraz był już
pewny, że dobrze zrobił zatrzymując Naruto.
- Chciałbym wiedzieć,
co ty kombinujesz? – Odezwał się po chwili.
- Nic.
- Pytam poważnie. – Umino
zmarszczył brwi w geście zaznaczenia, że w tym momencie nie było mu do śmiechu.
A żeby lepiej to pokazać stojącemu przed nim blondynowi szybko postanawia
powiedzieć o swoich… przemyśleniach. – Czy to jakaś gra? W tajemnicy przed
Hokage planujesz zerwanie pieczęci Yondaime i następnie na naszych oczach
uwalniasz Kyuubiego, potem zaś z jego pomocą oraz swoich samurajów zmuszasz
naszych shinobi do uległości i posłuszeństwa. Nie chce niczego tu sugerować, ale
twoje działania wyglądają mi na próbę przejęcia władzy w Konoha. Czy tak
właśnie jest?
Lecz Naruto milczał.
Choć po mimice jego twarzy niczego nie było można poznać, to Iruce udało się go
zaskoczyć. Co prawda spodziewał się, że w końcu ktoś się zainteresuje i będzie
chciał poznać prawdę, i miał nadzieję, że tym kimś będzie Tsunade, ale jak
widać przeliczył się. Teraz przyjdzie mu spowiadać się ze wszystkiego… ale z
drugiej strony, chyba jeszcze mógł odmówić. Tak. Chyba tak właśnie zrobi.
Postara się spławić tego nad wyraz dociekliwego mężczyznę.
- To jak będzie?
Powiesz mi, jak jest naprawdę czy może sam mam sobie odpowiedzieć? – Iruka nie
odpuszczał.
- Po pierwsze. – Blondyn
w końcu się odezwał, a ton jego głosu ani trochę nie brzmiał przyjacielsko. – Wydaje
mi się, że jako Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune, decyzja o możliwym uwolnieniu
Kyuubiego należy wyłącznie do mnie. Po drugie… nikogo do niczego nie zmuszam, a
czy próbuję przejąć władzę w wiosce? Odpowiedź na podobne pytanie usłyszy tylko
obecnie urzędująca Hokage. Czy takie wyjaśnienie Cię zadowala?
- Nie, jeśli mam być
szczery, ale sądząc po wyrazie twojej twarzy, będzie musiało mi wystarczyć. –
Iruka naraz uśmiechnął się, aby dokładniej zamaskować swoje rozczarowanie, po
czym zrobił coś, o co sam się nie podejrzewał. Nim Uzumaki jakkolwiek
zareagował na jego słowa, prędko uklęknął na prawym kolanie i schylił głowę z szacunkiem.
Jego kolejne słowa również go zaskoczyły. – Nieważne, jakie są twoje prawdziwe
intencje Naruto, chcę, żebyś wiedział, że po tym co dziś zrobiłeś i pokazałeś
jestem gotów podporządkować się, i z tą chwilą przyrzekam Ci swoją lojalność.
W chwili następnej podniósł
się, odwrócił na pięcie i nie czekając na reakcję blondyna prędko oddalił zaraz
znikając za winklem. Jinchuuriki tym czasem stał osłupiale tam, gdzie się
zatrzymał przed parunastoma minutami.
- To było dziwne. – Mruknął
po chwili i rozejrzał się. Nie widząc nikogo więcej, kto chciałbym z nim rozmawiać,
ponownie zawiesił spojrzenie na widocznej już siedzibie Hokage. Miał już ruszyć
dalej w drogę, ale nie zrobił tego. Po tym, co przed sekundą powiedział i
zrobił Umino nagle przeszła mu ochota na rozmowę z Tsunade. Był ktoś inny, z kim
powinien teraz się zobaczyć.
* * *
Itachi siedział w
salonie swojego domu na fotelu gospodarza i z zagadkowym wyrazem twarzy patrzył
w kierunku Upiornego Zbrojnego stojącego w przedpokoju. Trwał tak już od kilku
dobrych godzin i nic nie wskazywało, aby wkrótce miał zakończyć swój proceder
bezczelnego gapienia się. Zupełnie, jakby chciał sprowokować wiśniowego
samuraja do odezwania się, ale siłą rzeczy, to właśnie on pierwszy zabrał głos.
- Pewnie zastanawiasz
się, dlaczego tak Ci się przyglądam, co?
Lecz samuraj milczał.
Zdawał się go nie słyszeć, albo zwyczajnie ignorował zaczepny ton. Uchiha zaś
nie rezygnował. Choć domyślał się, że nie uzyska odpowiedzi, to mówił dalej.
Długo już milczał. Zbyt długo.
- Zastanawiam się,
dlaczego nic nie zrobiliście? Dlaczego nie zareagowaliście? Podobno mieliście
go ochraniać, a tu…
- Sam przecież
wyraziłeś aprobatę dla tego pomysłu. – Przerwał mu głos zza pleców.
Odwróciwszy się,
Itachi dostrzegł pod oknem opartego lędźwiami o wewnętrzny parapet innego
samuraja. Jego zbroja miała kolor dorodnej pomarańczy, oczy zaś jarzyły się
bezdenną żółcią. Samuraj stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Brunet uważnie
się mu przyjrzał szukając w pamięci odpowiedniego tytułu, a gdy już go
odnalazł, jakby nigdy nic z powrotem zawiesił smołowate spojrzenie na pierwszym
wojowniku.
- To prawda, ale…
- Gdybyś wyraził
swoją dezaprobatę lub nie wtrącił się… – Weteran ponownie wszedł w słowo. –
…nasza reakcja byłaby natychmiastowa. Ten ANBU już by leżał martwy, a twój brat
wciąż byłby z nami.
- Wiem, wiem, ale
jednak mam wątpliwości…
- Jakie wątpliwości?
W przedpokoju koło
schylonego w pasie Zbrojnego stanął Uzumaki. Nie wiedział, o co toczyła się
dyskusja, ale skoro już się do niej włączył, to zamierzał nieco się na ten
temat dowiedzieć. Po za tym, jak tu dotarł, przed wejściem widział kilka
pokiereszowanych trupów, nieco podobnych do tych, z którymi walczył w pobliżu
Ptasiego Gniazda, więc miał kolejny powód aby przyłączyć się do rozmowy.
- Tak po za tym, co
to za krwawa jatka przed domem? Hmm?
- Naruto! – Jak tylko
go zobaczył, brunet zerwał się z fotela momentalnie zapominając o nurtujących
go myślach. – Nareszcie jesteś! Co tam się wydarzyło??
- Nie wiesz?
Tu mężczyzna opamiętał
się i kolejny już raz zajął miejsce w swoim fotelu spuszczając wzrok na kolana.
Jego twarz wyrażała zamyślenie, ale tylko przez krótki moment. Kiedy ponownie
spojrzał na blondyna w jego smołowatych oczach lśniło zaciekawienie, ale także
śmiertelna powaga.
- Słyszałem, że
uwolniłeś Kyuubiego i…
- Ty też coś masz do
tej decyzji!? – Blondyn warknął nagle mrużąc gniewnie brwi. – Kusō![1]
Czy nikt nie możesz zrozumieć, że…!?
- Nie, nie, nie. To
nie tak! Źle mnie zrozumiałeś. – Widząc i słysząc reakcję Uzumakiego, Uchiha
momentalnie się zmieszał i zamilkł, ale tylko na chwilę. By nie pozwolić na
padnięcie nowych oskarżeń szybko przeszedł do łagodzenia sytuacji i
tłumaczenia, co się miało na myśli. – Przepraszam, Naruto, nie chciałem, żeby
to zabrzmiało, tak jak zabrzmiało. Pozwól mi wyjaśnić.
Jinchuuriki w
odpowiedzi nic nie powiedział, a jedynie wyprostował plecy, skrzyżował ramiona
na piersi, rozluźnił mięśnie twarzy i kiwnięciem głową dał znak, że się zgadza.
Itachi odetchnął z wyraźną ulgą. Usiadł wygodnie w fotelu i się zamyślił, ale
nie na długo. Nie chciał przecież denerwować swojego rozmówcy.
- Zdaję sobie sprawę
z tego, że to drażliwy temat i w gruncie rzeczy, nie moja sprawa, ale powiedz…
Albo nie. Niczego nie musisz mi tłumaczyć. – Brunet spojrzał w demoniczne oczy
Naruto. – Motywy, dla których obrałeś taką, a nie inną ścieżkę… powiedzmy, że
są mi znane i rozumiem oraz popieram Cię. Ale powiedz mi, jak to przyjęła
reszta shinobi Konoha?
- Szczerze? Różnie. –
Dwudziestolatek pomasował się w kark i przeszedł po salonie nieco okrążając
fotel przyjaciela. – Obrońcy Konoha Gakure no Sato podzielili się na dwa obozy.
Moich zwolenników nazywających mnie Bohaterem oraz przeciwników określających
mianem Zdrajcy. Nie wiem, ile osób było za, a ile przeciw. Prawdę mówiąc, ich
zdanie i stanowisko wobec mnie mam w głębokim poważaniu, choć to dosyć
zaskakujące, że w ogóle doszło do podziału zdań. Sądziłem, że na równi zostanę
przez wszystkich znienawidzony i wyklęty, ale jak powiedziałem, do niczego
takiego nie doszło. Co więcej, mojej nowej… ekhm… podwładnej udało się w jakiś
sposób przekonać wszystkich dowódców ANBU, aby przyłączyli się do moich
zwolenników i wtedy też wszystko uległo zmianie.
- Zmianie? –
Zaciekawił się Itachi.
- No dobra, może nie
była to żadna zmiana, a raczej pokazanie mi, ilu tak naprawdę mam sojuszników i
powiem szczerze, ich liczebność wielce mnie zaskoczyła. Po tym, jak wszyscy
ANBU nisko przede mną uklękli i schylili swoje głowy, znaczna większość moich
„ludzi” oraz trochę tych niezdecydowanych zrobiła to samo.
- I co było dalej?
- Nie wiem. – Uzumaki
odparł zgodnie z prawdą ceremonialnie wzruszając barkami.
- Jak to, nie wiesz?
Nie rozumiem.
- Już mówię. Otóż,
aby nico przyspieszyć bieg wydarzeń wkrótce postanowiłem zostawić
niezdecydowane towarzystwo pod opieką Jogenshy i towarzyszących nam Upiornych.
Oczywiście pozostawiłem tam swojego klona, ale on mi wszystko powie dopiero,
jak się odmelduje. Sam zaś udałem się na spotkanie z… Sakurą.
- Sakurą? Rozumiem,
że na ciebie nakrzyczała i zaatakowała Cię?
- Owszem,
nakrzyczała… – Naruto spojrzał w bok. Ten temat również nie należał do jego
ulubionych, ale coś sprawiło, że nie uciął rozmowy. Mówił dalej i z każdym
nowym wypowiedzianym słowem czuł swego rodzaju ulgę. – …lecz nie zaatakowała.
Przeciwnie. Przytuliła się do mnie mówiąc, że nie potrafi mnie nienawidzić…
Chłopak ucichł nagle
ukrywając oczy w podniesionej do tego celu dłoni, co słuchającemu i
obserwującemu go Itachiemu dało do myślenia, że dalsze drążenie tematu nie było
na miejscu. Zamiast tego, aby nieco rozluźnić rozmowę, spytał o coś innego.
- Czy rozmawiałeś już
z Hokage?
- Jeszcze nie. –
Naruto odparł niemal natychmiast. Widać było, że nieco się ożywił lub też
zmiana tematu po prostu przegoniła czarne, zaćmiewające umysł myśli. – Przed
godziną wyszedłem od Sakury i zmierzałem właśnie na spotkanie z Hokage, kiedy
na drodze stanął mi nie jaki Umino Iruka… czy jakoś tak. Po rozmowie z tym
gościem jakoś ode chciało mi się widzieć z Hokage i przyszedłem tutaj.
- Rozmawiałeś z
Iruką? Czego chciał? – Uchiha zmarszczył brwi.
- Aaa, nic
konkretnego. Pytał o moje motywy działania, dalsze plany i takie tam, po czym
padł przede mną na kolana i przyrzekł mi wierność. Szczerze powiedziawszy,
kompletnie go nie kojarzę, ale kiedy wspomniał, że jest moim przyjacielem… co
tu dużo mówić, zaufałem jego słowom.
- Ciekawe. – Zamyślił
się brunet. – Bardzo ciekawe.
- Tak… A tak w ogóle,
dlaczego nie skryliście się w żadnym schronie? I najważniejsze, gdzie podziewa
się moja uczennica i twój braciszek? – Naruto uśmiechnął się złośliwie.
Na wzmiankę o Sasuke
mina Itachiego spoważniała, w oczach zalśniła niepewność. Taka reakcja podziała
i na blondyna, który również przestał się uśmiechać. Wyczuwał, że coś tu nie
grało, ale postanowił zaczekać na odpowiedź. Choć miał co do tego złe
przeczucia. Mówiły mu o tym ślady walki i trupy przed domem.
- Coś się stało?
Gdzie jest Miyoko!? – Krzyknął jinchuuriki.
- Uspokój się,
Naruto-sama. Nic jej nie jest. – Odpowiedział mu spokojny, ciepły kobiecy głos
zza pleców. Odwróciwszy się w wejściu do salonu dostrzegł stojącą Yasu. –
Miyoko jest bezpieczna. Śpi w pokoju gościnnym i pilnowana jest przez twojego
niedoszłego szpiega.
- Kumi odzyskała
przytomność? To dobrze, a już myślałem, że będę musiał obić Sasuke mordę. –
Blondyn od razy zapomniał o zdenerwowaniu i rozluźnił się, co zakomunikował
wszystkim rzucając niewinny żarcik, choć w rzeczywistości, gdyby Nemoto się nie
obudziła, zapewne doszłoby do bliskiego spotkania jego pięści z nosem wyżej
wymienionego. Ucieszył i uspokoił go również fakt, że Miyoko była bezpieczna.
Itachi i Yasu tym czasem chyba nie wzięli groźby na poważnie, bo wspólnie
zaśmiali się.
- Widzę, że nadal
masz poczucie humoru. Cieszy mnie to. – Dodała czarnowłosa. – A odpowiadając na
twoje pozostałe pytania, to ten dom jest naszym schronem. Pozostawieni tu przez
ciebie wojownicy spisali się na medal odpierając atak kilku
niezidentyfikowanych napastników.
- Czyli te trupy
przed domem to wasza sprawka? – Upewnił się Naruto patrząc na stojącego pod
oknem Weterana.
- Hai, sō desu,
Rikushō-sama.[2]
- Dobra… a co robi
Sasuke? Śpi czy też pilnuje Miyoko??
Przy tych pytaniach gospodarze
momentalnie przestali się uśmiechać. Ich zachowanie wręcz było dziwne. Ihara
dłuższą chwilę kręciła się w kółko, jakby czegoś szukała, po czym bez słowa
wyszła. Itachi natomiast wstał z fotela i również przeszedł się dookoła po
pomieszczeniu zatrzymując się wkrótce koło Upiornego Weterana, twarzą zwrócony
do okna. Było widać, że coś go martwiło i Naruto doskonale to dostrzegał, i nie
spodobało się mu to, co widział.
- Itachi? O co
chodzi? Gdzie jest twój brat?
- Sasuke… Jakby to
powiedzieć… Już go tu nie ma. – Odparł starszy Uchiha. Mężczyzna patrzył przed
siebie na ulicę. Coś go powstrzymywało przed spojrzeniem na blondyna. – Jakiś
czas temu był tu pewien… ANBU… który zabrał Sasuke…
- CO TAKIEGO!?!? –
Wrzasnął Uzumaki. W przypływie niepochamowanego gniewu w mgnieniu oka pojawił
się przy Upiornym Weteranie, złapał samuraja za pancerz i przystawił ostrze do
jego grdyki. Tym zagraniem tak wystraszył Itachiego, że ten odsunął się na bezpieczną
odległość. Nie chciał paść ofiarą tej ślepej, ale i nie zrozumiałej furii – Co
ja wam powiedziałem!? Mieliście go ochraniać, a wy co, pozwoliliście go
zabrać!? Co masz na swoją obronę!? No!? Słucham!?
- Rikushō-sama…
- To moja wina,
Naruto. – Wychrypiał posiadacz Sharingana cały spocony na twarzy. – To ja
pozwoliłem go zabrać. Upiorni niczym tu nie zawinili.
Jinchuuriki obrócił
głowę wlepiając wściekłe demoniczne spojrzenie w bruneta, którego mimo wszystko
przeszły ciarki po plecach. Nigdy nie uważał się za strachliwego, ale obecnie
bał się, jak nigdy wcześniej. Katana została opuszczona. Pancerz zwolniony.
Weteran odesłany, ale stało się coś innego. Wojownik nie zniknął. Zrobił to,
czego żaden Upiorny dawno już nie uczynił. Wyminął swojego przywódcę bacznie go
obserwując i stanął przed, w tym momencie bezbronnym, Uchiha. Chwilę potem
dobył katanę, którą napełnił własną chakrą i podniósł ostrze do góry ustawiając
kissaki[3]
na wysokości piersi Uzumakiego.
- Co ty wyprawiasz!?
– Warknął chłopak i sam podniósł miecz na wysokość piersi.
- Itachi-sama stanął
w naszej obronie, więc teraz ja staję w jego obronie. – Odparł samuraj ani na
chwilę nie spuszczając wzroku oraz miecza z przeciwnika. Wyglądało na to, że
rzeczywiście był gotów walczyć na śmierć i życie, i Naruto to dostrzegał. Nie
był głupi, ale też nie mógł teraz stchórzyć. Jeśli odpuści, a ten incydent z
niesubordynacją puści w niepamięć, to w przyszłości jakiś inny Upiorny spróbuje
szczęścia. Żołnierze uznają, że jest miękki i częściej będą go… sprawdzali. A
nie miał na to najmniejszej ochoty i nie mógł dopuścić do czegoś podobnego. I
tak oto powstał swego rodzaju impas.
- Co teraz? – Odezwał
się po chwili.
- To zależy wyłącznie
od ciebie, Rikushō-sama. – Odparł Weteran. – Jeśli zaatakujesz możesz być
pewny, że będę bronił Itachi-sama za wszelką cenę. Jeśli jednak się uspokoisz i
pozwolisz wyjaśnić całą sytuację, ten incydent zostanie zapomniany i nikt nigdy
się o nim nie dowie.
- Czyli, co? Mam tak
po prostu dać za wygraną? Świadomie się mi sprzeciwiłeś, a to jest oznaka
niesubordynacji! – Jinchuuriki nie odpuszczał i postanowił nie owijać w
bawełnę, tylko walić z grubej rury. – Dobrze wiesz, że jeśli teraz ulegnę, to
reszta Upiornej Armii uzna mnie za miękkiego, nie wartego zajmowanego przeze
mnie stanowiska i zaczną się regularne tego typu… sytuacje.
- Nie, Rikushō-sama.
Jeśli odpuścisz i zapomnisz o tym incydencie, wszyscy żołnierze naszej armii
zobaczą tylko to, co każdy z nas chce w Tobie widzieć. – Samuraj opuścił broń, lecz
w dalszym ciągu stał miedzy Naruto i Itachim. – A chcemy widzieć, że pomimo bycia
Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune wciąż pozostajesz człowiekiem o dobrym sercu.
Po tych słowach
dwudziestolatek zamarł zszokowany. Rozluźnił się, opuścił broń, wyprostował
plecy i rozejrzał się dokoła. W salonie prócz niego, Itachiego i Weterana
znajdowali się jeszcze wszyscy pozostawieniu do ochrony Zbrojni oraz zwabiona
hałasami Yasu. Samurajowie po kolei schylali głowy z szacunkiem w geście
potwierdzenia wypowiedzianych słów. Naruto milczał. Nie wierzył, że to się
działo naprawdę. Nigdy nie przypuszczał, że Ci z pozoru nieznający kompromisów
wojownicy w ten właśnie sposób go postrzegają. Jeśli to prawda, to co powinien
zrobić? Jak się zachować? Zignorować radę czy posłuchać?
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to
Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz