wtorek, 27 lutego 2018

240. Kinjutsu

Ile to już? Minęło 5 czy 6 miesięcy, jak wstawiłem na tym blogu notkę 239? Przyznaję, długo mi zeszło napisanie kolejnej, 240 notki, ale w końcu udało się. Oto ona. W całej swej okazałości. Uprzedzam jednak, ale styl mojego pisania mógł ulec nieznacznemu lub przeciwnie, znacznemu pogorszeniu. Taka przynajmniej jest moja ocena. A jak wy sądzicie? Mam nadzieję poznać odpowiedź na to pytanie czytając wasze komentarze. Pozdrawiam i życzę miłej lektury. Enjoy!



<<< Chapter ukazał się 15 maja 2016 roku >>>



Naruto odprowadził wzrokiem świeżo uleczonego shinobi, po czym przeniósł spojrzenie na Tsunade i zobaczył, że ta się mu przyglądała z nieco wybałuszonymi oczami. Z początku jakoś mu to nie przeszkadzało, ale teraz czuł lekkie skrępowanie i nie za bardzo wiedział, jak powinien zwrócić kobiecie uwagę. Oczywiście mógłby warknąć, aby przestała wlepiać w niego wzrok, jak sroka w gnat, ale z drugiej strony właściwie nie wiedział, dlaczego tak się mu przyglądała. I właśnie ta niewiedza sprawiła, że po chwili postanowił wybadać sprawę.
- Eee, Hokage-sama?
- Hę?
- Dlaczego tak mi się przyglądasz?
W tym momencie Tsunade zorientowała się, o co chodzi i na jej policzkach pojawił się rumieniec zakłopotania. Szybko odwróciła wzrok, lecz nie do końca. Zaraz ponownie zwróciła na niego swoje orzechowe spojrzenie jednocześnie splatając nadgarstki na lędźwiach. Jej zachowanie było dziwne, co tylko potęgowało uczucie rosnącego zniecierpliwienia u blondyna. A gdy wkrótce pula oczekiwania została wyczerpana i chłopak miał już rzucić jakiś kąśliwy komentarz, medyczka w końcu puściła parę z ust.
- Dziwię się, gdyż chodzi mi o twoje oczy, Naruto.
- Tak? A co z nimi? – Spytał, nie wiedząc czy ma się dziwić czy nie. Przecież wszyscy dobrze wiedzieli, jak jego oczy wyglądały, nie…?
- Znowu są błękitne. – Dokończyła Tsunade.
- Doprawdy? Ciekawe…
- Hehehe… A to ci niespodzianka! – Włączył się Kurama. – Kto by pomyślał, że to jutsu może mieć taki wpływ na twój organizm, Młody.
- Co masz na myśli?
- A to, że wchłonięty przez ciebie nadmiar mojej chakry został zrównoważony.
- Aha. Dziękuję Ci, Kurama…
- Kurama? – W głosie stojącej obok blondyny dało się słyszeć zdziwienie. – Kto to? Czy to…?
I nie dokończyła, bo Uzumaki natychmiast rzucił jej tak srogie spojrzenie, że aż zachłysnęła się powietrzem. Wnet zrozumiała, że dalsze dociekanie, o kim była mowa, mogło źle się dla niej skończyć. Tylko czemu czuła strach? Tego nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że Naruto coś przed nią ukrywał. I nie była tym stanem rzeczy specjalnie zachwycona, lecz postanowiła zaczekać z zadawaniem kolejnych pytań.
Blondyn tym czasem, gdy znudziło mu się zabijanie wzrokiem, bez słowa wyminął medyczkę i podszedł do kolejnego pacjenta. Rzecz jasna Tsunade nie odstępowała go na krok, lecz się nie wtrącała. Jedynie z wymalowaną na twarzy ciekawością przyglądała się jego poczynaniom. I tak, jak poprzednim razem dotknięty przez blondyna shinobi po chwili otworzył oczy i jakby nigdy nic, wstał i się oddalił. Piąta obejrzała się za ninja Liścia z zamyślonym wyrazem twarzy, a gdy ponownie spojrzała na Uzumakiego, ten już na to czekał. Ich spojrzenia się spotkały i Hokage nie wytrzymała. Pierwsza się odezwała. Choć obiecała sobie tego nie robić, zadała cisnące się na usta pytanie.
- Wyjaśnisz mi wreszcie, jak ty to robisz?
- To proste, Hokage-sama. – Dwudziestolatek uśmiechnął się tajemniczo. – Korzystam tu z chakry zapieczętowanego we mnie demona i podsuniętego przez ciebie jutsu.
- Jakiego jutsu? – Dopytywała się w dalszym ciągu niewiele rozumiejąc.
- Ściślej mówiąc, to nie jest zwykłe jutsu… tylko kinjutsu.
- CO TAKIEGO!? – Wybuchła nagle kobieta tłumioną wściekłością czym zwróciła na siebie liczne zdziwione i przestraszone spojrzenia, lecz nic sobie z nich nie robiła. – Jakim prawem…!
- A takim, że gdyby nie moja pomoc, to ci ludzie dawno by już wyzionęli ducha, bo Hokage nie raczyła kiwnąć palcem, gdy jej potrzebowali.
Naruto stał niewzruszony nagłą zmianą zachowania swej rozmówczyni. Co więcej, swoją postawą, czynami i słowem pokazywał jasno, że niczego się nie bał. Tsunade tym czasem połknęła chyba żabę, gdyż milczała zaskoczona wypowiedzią chłopaka. Z jednej strony czuła się urażona jego słowami, ale z drugiej miał sporo racji. W końcu musiała to przyznać. Kiedy Shizune walczyła tu o życiu jej podwładnych, ona siedziała w swoim biurze i w ogóle nie kwapiła się do udzielenia pomocy. Gorzej. Miała wszystko w głębokim poważaniu… jedynie skupiona na rozmyślaniu o postępowaniu Uzumakiego. Nie wiedziała już, co ma myśleć o zdjęciu pieczęci Yondaime przez blondyna. Czy pogodzić się z prawdą, czy próbować wmówić sobie, że to wszystko nie działo się naprawdę? Że może było jedynie koszmarnym snem, z którego wkrótce się wybudzi…? Ale, jak na złość, wcale się nie wybudzała. Bo nie miała z czego. To się działo naprawdę i nic nie mogła z tym zrobić. Zresztą, nawet gdyby mogła, to już nie było czego naprawiać. Pieczęć Czwartego nie istniała…
Naruto obserwował jak poczerwieniała twarz jego rozmówczyni powoli wracała do swojego normalnego wyglądu i dalej, przekształcała się w poważne zamyślenie. Próby zwrócenia na siebie uwagi Tsunade spełzły na niczym i wkrótce uznał, że chyba da sobie spokój. Patrzył w milczeniu na stojącą przed nim kobietę i zastanawiał się, jak do niej dotrzeć, gdy nagle przypomniał sobie, że chciał jej przecież coś pokazać. – Naruto dyskretnie rozejrzał się w koło. – Do tego, co zamierzał zrobić, potrzebował jednak więcej miejsca, a w chwili obecnej na swobodę ruchów liczyć raczej nie mógł. A było to spowodowane nadmiarem ludzi wewnątrz szpitala. A konkretniej, to w auli, w której akurat wszyscy się znajdowali. Musiał coś z tym zrobić i z tą właśnie myślą szybko odsunął się od Tsunade, i zaraz jeszcze szybciej zawiązał kilka pieczęci, po czym kucnął i przystawił rękę do podłogi. Na posadzce momentalnie zarysowały się znaki wiążące i w odległości trzech metrów od niego zmaterializowało się dziesięciu Upiornych Weteranów. Na ich widok w tłumie gapiów rozległ się pomruk przerażenia.
- Twoje rozkazy, Rikushō-sama? – Odezwał się jeden z samurajów.
- Panowie, pora tu nieco posprzątać.
Uzumaki uśmiechnął się diabolicznie i zawiesił błękitne spojrzenie na ludziach, a wezwani wojownicy przeszli do wykonywania rozkazu. Ku ogromnemu zdziwieniu i jeszcze większemu przerażeniu, Weterani stanęli w równym rządku w poprzek pomieszczenia i naraz obnażyli klingi swoich mieczy. Tłum gwałtownie cofnął się o krok do tyłu. Wnet Tsunade oprzytomniała. Chciała się wtrącić, jakoś zareagować, lecz Naruto jej na to nie pozwolił. Zagrodził jej drogę, a gdy się do niej odwrócił poczuła, jak zimny dreszcz przechodzi jej po plecach. Jego oczy na powrót były krwiście czerwone o wąskich pionowych źrenicach, a od całej postaci bił ten sam chłód, który czuła wcześniej. W pierwszej chwili język ugrzązł jej w gardle, ale zaraz przemogła wzbierającą bezsilność i przybrała na twarzy srogi wyraz. Tsunade chciała w ten sposób pokazać, że się go nie bała, a tym bardziej, że miała jeszcze coś do powiedzenia. Lecz nim się odezwała jej uwagę przykuł krzyk w oddalającym się tłumie. W licznych spojrzeniach widziała błagania i nieme prośby o pomoc, ale nic z tym nie zrobiła. Niezmiennie stała przy Uzumakim i z bezsilną złością obserwowała śmiałe poczynania wezwanych Upiornych Weteranów. Po kilku minutach wrzaski i prośby ucichły, a w szpitalnej auli na powrót zalęgła się narkotyczna cisza. Naruto w tym momencie odsunął się do tyłu i głośno odetchnął, co na powrót zwróciło na niego wzrok medyczki. Kobieta, choć wewnętrznie wrzała z wzbierającej w niej wściekłości, na zewnątrz pozostawała spokojna i opanowana. Z jednej strony nie chciała prowokować blondyna do kolejnej kłótni, z drugiej zaś była niezmiernie ciekawa, co za chwilę się stanie.
- Co teraz, Uzumaki Naruto? – W końcu się odezwała ważąc każde wypowiadane słowo. – Co dalej? – Kobieta podparła się pod boki stając w lekkim rozkroku.
- Teraz, Hokage-sama, cierpliwie zaczekamy na przybycie Uchiha Itachiego.
- Co? A po co tu jeszcze Itachi Uchiha??
- Wciąż słyszę tylko pytania i pytania. – Naruto kwaśno się uśmiechnął, lecz zaraz na powrót przybrał poważną maskę. – Co jeszcze muszę zrobić, byś przestała zadawać kolejne pytania? Zresztą… nie ważne. Kiedy Itachi przybędzie… wtedy może Hokage przestanie zadawać głupie pytania.
* * *
Wchodząc do pomieszczenia zaraz stanął w progu, gdyż w środku już czekała na niego cała widownia. Oprócz Itachiego leżącego na stole operacyjnym stojącym po środku sali, dookoła stało jeszcze kilka osób. Po lewej zgromadzili się Tsunade, Shizune, o dziwo Sakura oraz kilku naczelnych lekarzy szpitala i ze dwie pielęgniarki, po prawej zaś stali Jiraiya, Kakashi, Iruka, Inoichi, Choza oraz Shikaku. Kiedy o tym wcześniej myślał, to nigdy nawet nie przypuszczał, że ten zabieg będzie budził tak wielkie zainteresowanie. Zwłaszcza, że Hokage mu słowa nie powiedziała, że wezwie przywódców i przedstawicieli niemal wszystkich klanów Konoha. Ale z drugiej strony, to nie było w tym nic dziwnego. W końcu miał użyć kinjutsu, które jeszcze nigdy przez nikogo nie było używane. Raz próbowała skorzystać z niego obecnie urzędująca Hokage, lecz marnie na tym wyszła niemal tracąc życie. Tsunade wówczas nie mogła uwierzyć i nie chciała przyjąć do wiadomości, że tylko jinchuuriki Kyuubi no Kitsune może bez obaw o swoje życie z niego korzystać. No, ale każdy uczy się na własnych błędach, nie?
- To miał być kameralny zabieg. – Uzumaki właśnie jęknął w duszy powoli podchodząc do bacznie obserwującego go starszego z braci Uchiha, po czym zatrzymał się tuż nad jego prawym ramieniem, które miał zrekonstruować. – A będzie… cyrk!
- Nie martw się. Będzie dobrze. – Pocieszył go Kurama i szeroko się wyszczerzył. – Po za tym, jestem pewien, że im szczęki opadną. Zwłaszcza, gdy się dowiedzą, że rozmawiają nie z tym, z kim mieli nadzieję rozmawiać. Ha! Ha! Ha!
- Taaa… To będzie zabawne. – Chłopak zaśmiał się w duszy po raz ostatni i zamilkł pozwalając, aby lis przejął całkowitą kontrolę nad jego ciałem oraz odruchami. Nie martwił się, że demon mógłby teraz zaraz wykorzystać okazje, aby się uwolnić i znów cieszyć się nieograniczoną niczym wolnością, gdyż to była przeszłość. Naruto i Kurama dzielili duszę tego pierwszego w zgodzie, i bardzo silnej przyjaźni. Blondyn nieznacznie uśmiechnął się do Itachiego i w tym momencie jego oczy zmieniły swój naturalny kolor na czerwony, źrenice się zwęziły, blizny na policzkach uwydatniły, kły wydłużyły, a włosy nieco nastroszyły. Nikt się słowem nie odezwał. Wszyscy bez wyjątku obserwowali w skupieniu chłopaka, którego po chwili spowiła gęsta powłoka z chakry Dziewięcioogoniastego, z tyłu zaś na początek pojawiło się pięć pierwszych ogonów. W tłum gapiów momentalnie wstąpił głęboki niepokój i zwątpienie.
- Naruto? – Odezwała się Sakura zaniepokojonym tonem. – Wszystko gra?
Lecz ze strony blondyna nie nadeszła żadna odpowiedź. Zupełnie jakby w ogóle jej nie usłyszał i nie było w tym nic dziwnego, gdyż ten całą swoją uwagę skupiał na poprawnym wykonaniu pieczęci. Kontrolowanie przepływu i uwalniania chakry demona potrzebnej do zabiegu również nie należało do prostych zadań. Wszyscy właśnie takie wytłumaczenie sobie podali, wymieniając miedzy sobą spojrzenia, gdy po niespełna czterech minutach odczuwalna ilość energii w powietrzu gwałtownie się zwiększyła. Dowód tego chwilę potem dało ukazanie się kolejnych czterech ogonów, co już w zupełności wszystkich przeraziło.
- Naruto! – Tym razem odezwała się Tsunade.
- Naruto chwilowo nie ma wśród nas. – Odezwał się Kurama odrobinę niższym głosem od naturalnej tonacji głosu Uzumakiego, co u wszystkich zebranych wywołało zdumienie połączone z gwałtownym wciągnięciem powietrza przez ściśnięte usta oraz niekontrolowane omdlenie jednej z pielęgniarek. Nic nierobiący sobie z tego blondyn po chwili znów się odezwał: – Młody wróci do was po zabiegu, a teraz proszę o ciszę. Muszę się skupić.
Nikt nie śmiał się więcej odezwać. Oniemiali z wrażenia jedynie przyglądali się procesowi odtwarzania urwanej kończyny jednocześnie, co jakiś czas przenosząc wzrok na maksymalnie skupionego… demona w ludzkiej skórze. Z jednej strony byli spokojni i niczego po sobie nie pokazywali, lecz w głębi duszy każdy z osobna miał własne wątpliwości, co do ryzykownego zagrania Uzumakiego. W końcu, jaką mieli gwarancję, że Kyuubi no Kitsune nie wykorzysta sytuacji by się uwolnić? No właśnie. Problem w tym, że nie posiadali takiego zapewnienia i równocześnie nikt z tu obecnych nie wiedział, na jakim poziomie były relacje Naruto z zamkniętym w nim demonem.
W czasie, jak się nad tym zastanawiali, blondyn po kilkudziesięciu minutach trwania w niezmienionej pozie z dłońmi złączonymi pod brodą w znak Tygrysa zmienił ją przenosząc ręce nad miejsce, gdzie powinno znaleźć się rekonstruowane ramię. Unosząca się tam zwolna chakra demona nagle dostała jakiegoś kopa, gdyż błyskawicznie zwiększyła swoją gęstość i po chwili rozbłysła oślepiającym blaskiem. Zdumieni obserwatorzy aż musieli się cofnąć i zakryć oczy, by nie stracić wzroku i wtem usłyszeli rozdzierający ciszę wrzask leżącego na stole bruneta. Mężczyzna wił się i wiercił z odczuwalnego bólu, jaki towarzyszył mu od początku zabiegu, lecz ten dopiero teraz stał się nie do wytrzymania.
- Leż spokojnie, albo wszystkich nas pozabijasz! – Warknął Kurama poważnym, lekko zdenerwowanym tonem, co od razu podziałało. Uchiha się uspokoił, choć nieprzerwanie trząsł się na całym ciele. Było po nim widać, jakich katuszy doznawał i jak walczył, starał się by… być spokojnym. Przez oślepiający blask przedziwnej techniki nikt po za jinchuuriki nie widział, jak odrastała urwana kość ramienna, łokciowa i promieniowa oraz kości nadgarstka, śródręcza i palców. Sekundę potem pojawiły się mięśnie, więzadła, żyły i naczynia krwi oraz kanaliki przepływu chakry, i punkty tenketsu, co po chwili błyskawicznie przykryła tkanka mięsista. Szczerze powiedziawszy, nawet sam Kurama był zdumiony tym, co właśnie oglądał. Itachi chyba w końcu nie wytrzymał i zwyczajnie zemdlał, ponieważ już nie było słychać jego postękiwania i burczącego mamrotania przekleństw różnej maści, i struktury. Gdy po niespełna dziesięciu minutach całe ramię pokryła skóra, lis zwolna zaczął cofać swoją chakrę. Oślepiający blask jak gwałtownie się pojawił, tak też nagle zgasł, demoniczna powłoka się rozproszyła, a wybałuszonym oczom zgromadzonych ukazało się w pełni odbudowane ramię starszego z braci Uchiha.
- Zabieg rekonstrukcji został ukończony pomyślnie. – Oznajmi Kurama wciąż władający ciałem Uzumakiego. Demon rozejrzał się w koło zatrzymując spojrzenie na Tsunade. Potem zaś na różowowłosej, której posłał jeden z firmowych uśmieszków blondyna, po czym nim ktokolwiek zdołał jakkolwiek zareagować złożył przed sobą dłonie w kilka pieczęci i zniknął w pomarańczowym płomieniu żywego ognia.
* * *
Pojawiwszy się sekundę potem w salonie domu Uzumakiego, lisi demon nie od razu zwrócił ciało jego prawowitemu właścicielowi. Zamiast tego przeszedł do przedpokoju i stanął przed lustrem, gdzie dokładnie przyjrzał się swojemu odbiciu. Gdy się tak sobie przyglądał, miał nieodpartą ochotę wykorzystać okazję i zabawić się kosztem reputacji blondyna, poudawać człowieka jeszcze przez chwilę. Ale z drugiej strony czuł, że to byłoby nie fair wobec chłopaka, który jako pierwszy się z nim zaprzyjaźnił. Obdarzył go tak szeroko pojętym szacunkiem i zaufaniem, a tego Kurama nie chciał za żadne skarby świata naruszyć. Dlatego też zaraz westchnął przeciągle, ostatni raz uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i wrócił do salonu, gdzie spoczął na kanapie. Następne wycofał się w głąb duszy blondyna zwracając prawowitemu właścicielowi kontrolę nad ciałem i umysłem.
Naruto z początku nie wiedział, gdzie jest i co właściwie się stało, ale po chwili wszystko sobie przypomniał, a rozejrzawszy się uświadomił sobie, że był w swoim domu. Choć z drugiej strony… tak po prawdzie, to już nie był jego dom. Może kiedyś tak, ale teraz… W głębi duszy czuł, że jego „dom” był gdzie indziej. Zapewne wielu by się z tym nie zgodziło i pewnie będą próbowali go od tego odwieść, ale on już postanowił i zdania zmieniać nie zamierza. Dług został spłacony, więc nic już go tu nie trzymało. Ale czy aby na pewno? Uzumaki zastanowił się chwilę. Tak. Nie miał tu przecież przyjaciół, a jeśli nawet… to ich nie pamiętał. Rodziny też tu nie miał, więc…
- To, co teraz robimy? – Rozmyślania chłopaka przerwał głos przyjaciela.
- Pytasz o teraz zaraz czy o…?
- A jak sądzisz? – Burknął Kurama. Kiedy chłopak nie odpowiedział, lisi demon warknął przeciągle. – Kusō! Znowu mnie ignorujesz?!
- Nie. – Jinchuuriki nie spodobał się ton Dziewięcioogoniastego, ale postanowił nie wdawać się w kolejną bezsensowną kłótnię, która i tak prowadziła donikąd. – Nie ignoruję Cię, tylko zastanawiam się nad naszym kolejnym posunięciem.
- No dobra… – Kyuubi westchnął głęboko. – I co tam wymyśliłeś?
- Że… skoro Itachi Uchiha już mnie nie potrzebuje, czas najwyższy na opuszczenie tej zatęchłej dziury!
Jak zostało powiedziane, Uzumaki naraz wstał z kanapy i skierował swe kroki do wyjścia, lecz gdy tylko wyszedł z pokoju gościnnego do przedpokoju, drzwi wejściowe otworzyły się i do środka wdarł się chłodny podmuch. Czując go na swoich rozgrzanych policzkach, blondyn dostrzegł drobną sylwetkę różowowłosej medyczki. Jej twarz wyrażała głęboką powagę, choć w zielonych oczach krył się… strach? Złość? A może jedno i drugie? Właściwie, to nie potrafił tego rozstrzygnąć. Z jednej strony nie spodziewał się tak szybko jej zobaczyć, drugiej zaś to było do przewidzenia, że dziewczyna prędzej czy później tu przyjdzie. W końcu, jakby na to nie patrzeć, mieszkała tu. W tym domu. Jego domu…
- Naruto…
Powietrze przeciął cichy szept, a w chwili następnej blondyn poczuł jak medyczka się do niego przytula. Objęła go w okolicy przepony, a głowę oparła o jego tors. Kiedy do niego podeszła… nie wiedział. Zrobiła to tak nagle, że nawet nie zdołał tego dostrzec. A tym bardziej właściwie do sytuacji się zachować. Stał więc z ramionami spuszczonymi wzdłuż ciała i biernie czekał na rozwój tego spotkania, kunoichi zaś również nic więcej nie zrobiła. Zdawała się spać, lecz było to jedynie złudzenie.
- No czego sterczysz, jak kołek!? – Krzyknął Kurama. – Odwzajemnij uścisk albo ją odepchnij!



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz