wtorek, 27 lutego 2018

235. Zdrajca czy Bohater, part II

Miało dziś notki nie być, bo jeszcze wczoraj miałem ją ukończoną w 60%, ale jak widać, cuda się zdarzają. Zetem, kto mi powie, jaki dzień dziś mamy? Nie wiecie? Otóż, dziś obchodzimy SIEDMIOLECIE istnienia niniejszego fanficka o Naruto! Ach, jak ten czas leci. Już 7 lat minęło. Niezły szmat czasu. Przykro mi tylko, że w tym roku pojawiło się zaledwie 6 odcinków. Masakra w porównaniu do lat ubiegłych. Tak to już jest, jak się stawia na jakość, a nie na ilość, a i na pisanie mam teraz zdecydowanie mniej czasu. A teraz pora na co roczne podsumowanie. Ukazało się:
# 235 chapterów;
# 6 265 komentarzy, w tym trochę spamu;
# 1 092 082 unikalnych odwiedzin.
(podsumowanie z dnia 27.11.2014 r.)


<<< Chapter ukazał się 27 listopada 2014 roku >>>



Dłuższą chwilę obserwowała, jak potężna bestia masakrowała biegających u jej łap ludzi, po czym nic nie mówiąc zwyczajnie wróciła do swojego biurka i przerwanej pracy. Lecz to już nie było to samo gorączkowe poszukiwanie odpowiedzi, a leniwe i powolne przekładanie dokumentów. Starała się tego nie pokazywać, ale widać było, że była zdenerwowana. Ręce jej się trzęsły, zaś na karku i dalej wzdłuż pleców swawolnie tańczyły zimne dreszcze. Ktoś mógłby powiedzieć, że Tsunade lada moment wybuchnie i na kogoś na szczeka, ale prawda była zupełnie inna. Kobieta była zdenerwowana, gdyż się bała. Tak. Bała się konsekwencji podjętej przez Naruto decyzji. Wiedziała, że swoją postawą powinna dawać innym świetlany przykład i nie powinna tak afiszować się ze swoimi uczuciami, lecz to było silniejsze od niej. Chyba pierwszy raz w swojej karierze Hokage nie była pewna, jakie kroki powinna postawić. Co powinna uczynić? Ukarać blondyna? Tylko, jak? Wtrącić go do więzienia? Zamknąć na resztę jego dni? Może to byłoby jakieś wyjście, lecz na drodze stawał malutki problemik. Sam Uzumaki może nie chcieć żegnać się z wolnością, ale w takim razie, co wtedy? Pytania i pytania, tylko to teraz wypełniało umysł blondwłosej Hokage i żadnych, ale to żadnych konkretnych odpowiedzi. Nawet szukanie lekarstwa dla swoich ludzi zeszło na dalszy plan, choć każda zwłoka zagrażała ich życiom.
- Shizune, czy możesz proszę przynieść do mnie kolejny plik dokumentacji B-324? – Nie słysząc żadnego potwierdzenia otrzymanego polecenia, kobieta podniosła wzrok i spojrzała w stronę okna, gdzie jej asystentka w dalszym ciągu stała.
Brunetka również cała się trzęsła, szeroko otwartymi oczami wpatrywała w Lisiego Demona i przyciskała do piersi trzymaną na rękach świnkę TonTon. I widać było, że wkładała w tę czynność nieco za dużo siły, gdyż skóra zwierzęcia delikatnie już posiniała, pyszczek zaś zzieleniał.
- Shizune! – Na ten widok Tsunade zagrzmiała, gwałtownie wstała przewracając fotel i prędko podeszła do okna, gdzie natychmiast odebrała maltretowane zwierzę, postawiła je na podłodze, po czym stanęła między brunetką a oknem, zasłaniając tym samym widowisko. Nie widząc żadnej poprawy, złapała dziewczynę za ramiona i delikatnie, choć z mocą, nią potrząsnęła. – Shizune! Weź się w garść!
- C-co? A t-tak… już… już, przepraszam, Godaime-sama.
- Co Ci się nagle stało?? Ja wiem, że miotający się za oknem demon to niecodzienny widok, ale mamy tu robotę do wykonania i potrzebuję twojej pomocy.
- A-Ale… – Shizune spróbowała zaprotestować, lecz pod naciskiem orzechowych oczu uległa. – Do-dobrze… To… Co miałam przynieść?
Spytała względnie opanowanym głosem, lecz drgawki jej nie opuściły. Minie jeszcze trochę czasu, nim wszystko wróci do normy, ale to już był jakiś postęp. Tsunade uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, po czym odprowadziła ją do drzwi, gdzie powtórzyła niedawno wypowiedzianą prośbę. Gdy tylko zamknęła drzwi, natychmiast wróciła do biurka, ale dotychczas wykonywaną pracę zupełnie już przerwała. W zamian jedynie siedziała i dłuższą chwilę tępo wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. Może była to ściana, może drzwi albo coś innego… nie wiadomo. Wprawny obserwator stwierdziłby, że Tsunade zaczyna popadać w depresję i pewnie nie wiele by się pomylił, lecz kobieta zwyczajnie tylko chwilowo straciła ochotę do pracy. Cieszyła się błogim spokojem i niemal ogłuszającą ciszą. I właśnie ta myśl nie pozwoliła jej dłużej tak siedzieć i nic nie robić. Jak na walczącego za oknem demona było stanowczo za cicho. Ponownie prędko zjawiła się pod oknem, lecz nie zdążyła wyciągnąć żadnych wniosków z zaobserwowanej sceny, gdyż drzwi do jej biura nagle się otworzyły i do środka wparowało kilku mężczyzn. Widać było, że spieszyli się. Mieli gdzieś dobre maniery. Nawet nie raczyli zapukać i zaczekać na pozwolenie wejścia.
- Hokage-sama, protestuję! Tak dalej być nie może!
Tsunade obejrzała się na nieproszonych gości, lecz się nie poruszyła. Odnotowała w pamięci, kto postanowił zakłócić jej spokój, niezauważalnie wzruszyła ramionami i jakby nigdy nic wróciła do obserwowania widoku za oknem. Całą swoją postawą pokazywała brak zainteresowania sprawą z jaką przyszło do niej kilku jej jouninów. Jej bierna postawa zaraz została rozpoznana i pozostała dwójka przybyłych momentalnie spojrzeli po sobie zdziwieni i poważnie zatroskani. Bo, co takiego mogło zajmować myśli przywódczyni Ukrytego Liścia, że jawnie olała głowę klanu Hyuuga? Oczywiście, odpowiedź na to pytanie znajdowała się za murami wioski, ale było w tym coś jeszcze. Wpatrującemu się w jej plecy Shikaku przychodziło do głowy jedno, jedyne wyjaśnienie. Jak na najlepszego stratega Konoha przystało – cała ta sytuacja zwyczajnie przerastała blondwłosą medyczkę. I wcale się jej nie dziwił. Też byłby, delikatnie mówiąc, w kropce.
- Tsunade-sama? – Tym razem milczenie przerwał trzeci z przybyłych mężczyzn. Inoichi również zauważył dziwne zachowanie swojej przywódczyni, lecz widząc minę Nary naraz zrozumiał, że lepiej będzie nie wdawać się w dyskusję i cierpliwie zaczekać na rozwój sytuacji. Przywódca klanu Hyuuga tymczasem bynajmniej nie zamierzał cicho siedzieć. To, że został zignorowany sprawiło, że poczuł się mocno dotknięty i zamierzał głośno o tym zakomunikować.
- To zniewaga, Hokage-sama! – Krzyknął Hiashi. – Dlaczego zostałem zignorowany!?
Medyczka i na ten wybuch nie zareagowała, choć powinna. Przywódca klanu Hyuuga posunął się o krok za daleko i to ona powinna teraz na niego naskoczyć, lecz tego nie zrobiła. I tym razem, puściła jego słowa mimo uszu, jedynie ciężko wzdychając. A to, było już dziwne i mocno podejrzane. W głowach zaczynało kotłować się pytanie, którego nikt nie chciał zadawać. Nikt, po za jednym, w gorącej wodzie kąpanym, shinobi.
- Tsunade, co to ma wszystko znaczyć!? Pozwalasz by ten smarkacz tak się rządził?? Dlaczego? Dlaczego nic nie zrobisz!?
- A co niby według ciebie powinnam zrobić? Hm?
Spytała nagle Piąta i odwróciła się odwzajemniając wlepione w siebie srogie spojrzenie. I tak, jak obserwujący wszystko Shikaku spodziewał się, to pytanie zamurowało przywódcę klanu Hyuuga. Na dobrą minutę, może dwie, w gabinecie Godaime zapanowała idealna cisza.
- Jak to, co!? – Hiashi ponownie się uniósł. – Było trzeba ograniczyć mu pole działania! Nie pozwolić, aby tak się rozbestwił! A teraz!? Proszę tylko spojrzeć do czego doprowadził brak podjęcia odpowiednich kroków! Kyuubi no Kitsune znowu szaleje na wolności! Kto nas teraz przed nim ochroni!?
W tym momencie Tsunade nie wytrzymała i w końcu wybuchła śmiechem tak gromkim, że przywódca klanu Hyuuga jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy. Ale także popadł w spore zakłopotanie, gdyż nie wiedział, co też mogło tak rozbawić Hokage. Czy napięta do granic sytuacja rzeczywiście była taka zabawna? A może Piąta do reszty postradała zmysły i nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia? Takie i podobne im pytania zakrzątały teraz umysł mężczyzny. Kiedy piersiasta medyczka dławiła się łzami rozbawienia spływającymi jej po policzkach prosto do ust, do gabinetu powróciła Shizune z plikiem dokumentów na rękach. Zaraz za nią do środka wsunęło się jeszcze kilka osób i widownia się zwiększyła. Zwabieni donośnym śmiechem nie mogli darować sobie poznania, kto i dlaczego się śmiał. Wszakże sytuacja w wiosce była dość napięta. Koło zdruzgotanego Shikaku stanęła Anko, jak zawsze zagryzająca się słodkimi kulkami dango nadzianymi na drewniany patyk, straszący bliznami i zawsze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy spec od przesłuchań, Ibiki Morino oraz pulchny przedstawiciel klanu Akimichi, Chōza. Cała trójka spoglądała w wyczekiwaniu na Narę, szukając u niego odpowiedzi i wyjaśnienia, lecz mężczyzna nie był skory do współpracy. Zresztą, tu nie było czego wyjaśniać. Coś lub ktoś sprawił, że Godaime Hokage niemal umierała ze śmiechu. Śmiech ten jednak wkrótce zaczął cichnąć, a Tsunade na powrót zajęła należne jej miejsce za biurkiem i spojrzała na zgromadzonych tak ponurym wzrokiem, że wszystkim zmroziło krew w żyłach. Nawet sfrustrowany Hiashi w końcu odpuścił rozluźniając napięte do granic mieście twarzy i  przybrał spokojny, lecz surowy wyraz.
Ślimacza księżniczka w zamyśleniu wodziła orzechowym wzrokiem po swoich shinobi odnotowując, że trochę ich przybyło. Zapewne zwabił ich jej śmiech, choć równie dobrze mogli mieć dla niej jakieś ważne informacje i właśnie ta myśl sprawiła, że po chwili się odezwała:
- Ibiki. Masz dla mnie jakieś wieści, czy tylko przyszedłeś popatrzeć? – Spytała głosem tak spokojnym, że aż nienaturalnym. – A co z tobą, Anko? Czy też chciałabyś wyrazić swoje zdanie na temat obrazu zza okna? – Nie widząc reakcji, ciągnęła dalej. – Nie? No dobra. W takim razie, czy ktokolwiek chce tu jeszcze coś dodać? No dalej! Nie wstydzić się! Shizune!
- H-hai, Tsunade-sama! Już jestem.
Wywołana dziewczyna natychmiast podeszła i położyła trzymany plik dokumentacji na blacie, po czym odsunęła się, stając na plecami swojej przełożonej. Kiedy kobieta zaczęła je przeglądać nikt nie śmiał jej przerywać. Nawet Hyuuga gdzieś stracił swój wcześniejszy zapał do kłótni, lecz nie zamierzał wychodzić bez uzyskania jakichś konkretów. To samo tyczyło się pozostałej piątki, choć z tą różnicą, że wkrótce milczenie przerwał Shikaku:
- Skoro Tsunade-sama w sprawie samowolki Uzumaki Naruto umywa ręce, to proszę jedynie powiedzieć, co mamy robić, gdyby uwolniony Kyuubi no Kitsune postanowił nagle nas zaatakować? Jakby na to nie patrzeć, obecnie to nasze największe zmartwienie.
* * *
Kiedy bitewny zgiełk ucichł, a powstały pył wiatr powoli zaczął rozwiewać, oczom zszokowanych obrońców ukazał się widok totalnie zdewastowanej krainy. Kawał lasu o powierzchni kilku hektarów, do niedawna bujnie porośnięty wiekowymi drzewami, teraz zmienił się w usłaną kraterami pustynie. Gdzie nie spojrzeć leżały sterty zmasakrowanych zwłok niedawnej armii Kyona, ziemia zaś przybrała kolor brunatny od wsiąkającej w nią krwi. Widok był wprost koszmarny.
W samym środku tej rzeźni stał blondwłosy shinobi z wciąż ociekającym brunatną mazią mieczem w ręku i uważnym okiem demonicznych źrenic rozglądał się w koło. Nim przejdzie do kolejnego punktu programu chciał być pewny, że nikt nagle nie wstanie i nie zechce dalej walczyć. Gdy tak się nie stało spojrzał przed siebie i nieco do góry na monstrualnej wielkości lisiego demona, który zwyczajnie leżał na ziemi. Kyuubi zdawał się być bardzo zadowolony z faktu, że był na… zewnątrz. Choć tego nie pokazywał, Naruto wyraźnie to widział i czuł. I cieszył się razem z nim, choć na twarzy pozostawał zimny i wyrachowany.
- To była ciekawa walka, co, Kurama?
Mruknął ledwo słyszalnie, lecz dostatecznie głośno, żeby demon obrócił pysk w jego stronę. Lis dotąd, od skończenia potyczki cały czas obserwował ruchy obrońców Konoha, których strach nawet Uzumaki musiał wyczuwać. Teraz jednak zmuszony został poruszyć łbem, zwłaszcza, że blondyn odezwał się do niego po imieniu. Dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby żadne słowa nie były tu potrzebne lub nie wiedziano, co powiedzieć. Jednakże wkrótce blondyn pierwszy odwrócił wzrok. Ciężko wzdychając na brak odpowiedzi lisa odwrócił się, wytarł klingę miecza o najbliższe truchło, schował go do saya uczepionej lewego biodra i skierował się w stronę bram Konoha. Zrobił dwa kroki, gdy nagle Kyuubi jednak się odezwał:
- Dokąd idziesz?
- A jak sądzisz? – Chłopak odparł pytaniem na pytanie podnosząc wzrok do góry. – Wróg wybity, zagrożenie wyeliminowane, więc czas zameldować się u Hokage. Jestem pewien, że chciałaby teraz ze mną rozmawiać.
- W porządku, ale czy o czymś nie zapomniałeś?
- Niby o czym? – Blondyn obejrzał się dokoła.
Sprawdził stan swojego ubrania. Opaskę shinobi wciąż miał na czole. Spodnie, bluza oraz kamizelka nosiły ślady lekkich rozdarć i przedziurawień, gdzie nie gdzie poplamione krwią zabitych i jego własną z ran, które już się zregenerowały. Następnie obejrzał zapas uzbrojenia. W kaburze na udzie wciąż jeszcze nosił jeden kunai, w torbie biodrowej zaś nie znalazł zapasu sześciu shurikenów. Będzie musiał je więc uzupełnić. Kolejnym krokiem było upewnienie się, czy zwój na plecach jeszcze się trzyma. Wkrótce przyjdzie czas na zastanowienie się, co z nim zrobić, gdzie go ukryć, lecz to jeszcze nie ten moment. Gdy i to sprawdził, przecząco pokręcił głową.
- Wszystko jest na swoim miejscu. – Skwitował i wreszcie ruszył przed siebie.
Kurama już go nie zatrzymywał. Z jednej strony zachowanie blondyna niezmiernie go dziwiło, bo jakby na to nie patrzeć, ON został na wolności żadną pieczęcią nie skrepowany, z drugiej jednak widział, że Uzumaki świadomie o nim nie wspomniał. To był kolejny dowód na zaufanie, jakim jinchuuriki go darzył. Tylko, że to się mogło źle skończyć. Bądź co bądź w wiosce Ukrytego Liścia tylko Naruto otwarcie pokazywał swoją wiarę w potęgę prawdziwej przyjaźni miedzy człowiek, a demonem. Co do pozostania „na zewnątrz”, Kurama bynajmniej nie miał nic do dodania. Teraz, gdy blondyn opuszczał pole masakry zostawiając go bez… „nadzoru”, postronny obserwator by powiedział, że to tak, jakby puszczał go wolno. Gdyby się nad tym dogłębniej zastanowić, to sposobność do ucieczki właśnie się nadarzyła. Tylko, co potem??
Kyuubi w zamyśleniu obserwował, jak Naruto rozmawia z Jogenshą zapewne o jakimś zasypaniu rozpadliny, która wciąż stanowiła problem w dotarciu do bram wioski. W czasie walki była bardzo pomocna, lecz teraz stała się zbędna. Grafitowy samurai po kilku głębokich ukłonach przyzwał do siebie nową grupę Upiornych Zbrojnych przekraczającą liczbę trzy cyfrową. Z początku demon nie wiedział, po co ich wezwano, ale gdy żołnierze rozeszli się po polu i zaczęli zbierać trupy, to wszelkie wątpliwości momentalnie się rozwiały. Zamierzali wrzucić je do tego dołu, aby już nikogo nie straszyły swoim wyglądem i odorem śmierci. Lis musiał w końcu przyznać, że jak na człowieka, jego nosiciel w istocie rzeczy zasługiwał na jego uznanie i, co ważniejsze, na zaufanie. Kurama na tą myśl mimowolnie się uśmiechnął, choć nie pokazał swoich kłów i po chwili wygodnie się rozsiadł na zimnej ziemi, opierając pysk na skrzyżowanych przednich łapach. Jak przywykł to robić we wnętrzu duszy blondyna, gdy nagle grunt gwałtownie się zatrząsnął i momentalnie ponownie się podniósł. Odrobinę zdezorientowany, dopiero po chwili zorientował się, że oto Upiorni skończyli sprzątanie pobojowiska i Jogensha w jakiś sposób zasklepił wyłom w podłożu. Jak tego dokonał? Lis nie wiedział, choć podejrzewał, że zapewne była to jakaś technika natury Ziemi z tych Zakazanych. Ci wojownicy tylko takie stosowali. A przynajmniej, zazwyczaj. Nie mniej, to dało oczekiwany rezultat i blondyn w spokoju mógł udać się w stronę wciąż zamkniętej bramy dodatkowo osłoniętej Złotą Barierą Upiornych. Naruto był gotowy na przyjęcie gradu zaciekawionych oraz oskarżycielskich spojrzeń i komentarzy, stanął więc wyprostowany na przeciw gigantycznych wrót i zwrócił wzrok na najbliżej stojących Zbrojnych, którzy podtrzymywali działanie bariery. Żołnierze po chwili odwzajemnili spojrzenie. Krótko i zdecydowanie kiwnął im głową na znak, by rozluźnili się, a gdy to nastąpiło, bariera zadrżała gwałtownie, wydała rozdzierający powietrze jęk i zniknęła.
Wtedy też zamknięte bramy same zatrzeszczały i po chwili zamaszystym ruchem otwarły się, jakby nic nie ważyły. Kto je otworzył, blondyn nie wiedział, miał jednak podejrzenia, że kryła się za tym jakaś skomplikowania maszyneria. Lecz teraz nie było sensu dogłębniej się nad tym zastanawiać, ponieważ oto stanął przed nim gęsty tłum obrońców Konoha. Zapadła nienaturalna cisza. Jakby ktoś nagle wyciągnął wtyczkę od sprzętu nagłaśniającego. Lecz to było jedynie złudzenie. Wciąż było słychać delikatny szum wiatru, świergot ptaków, w oddali szczekanie psa oraz, co jedynie Uzumaki słyszał, przyspieszone bicia serc. Niewątpliwie było to wywołane widokiem lisiego demona czającego się za plecami blondyna. Cisza przedłużała się i wtedy właśnie w tłumie rozległo się ciche klaskanie. Do niego natychmiast dołączyło się wiele innych, popierane gwizdami i okrzykami wiwatu. Ale nie wszyscy podzielali podobny entuzjazm. Naruto widział, że spora część zgromadzonych shinobi Liścia robiła kwaśne miny. A dokładniej, to połowa. I właśnie ich grobowy nastrój oraz milczenie spowodowały wybuch kłótni pomiędzy, teraz już podzielonymi, obrońcami. Jinchuuriki nie zamierzał się do tego mieszać, lecz nie uszły jego uwadze takie komentarze, jak:
- Uzumaki to bohater! Obronił wioskę i należy go nagrodzić!
- To zdrajca! Powinien zostać skazany na śmierć!
W paru przypadkach dochodziło do rękoczynów, ale tak ogółem, to jedynie wszyscy nawzajem się obszczekiwali. To zaś dawało dwudziestolatkowi sposobność minięcia tłumu, lecz gdy tylko się ruszył z miejsca, naraz przeciwnicy jego decyzji to zauważyli i zwracając na niego swoją uwagę.
- Stój! Nigdzie nie pójdziesz!
Krzyknął shinobi o posturze i rysach twarzy charakterystycznych dla klanu Akimichi, po czym w mgnieniu ka pojawił się koło blondyna i pochwycił go za ramię. Marszcząc brwi w geście wielkiego niezadowolenia, zdawał się być gotów chwycić za broń, gdyby Uzumaki chciał mu się wyrwać, lecz ten tylko spokojnie stał i czekał. Na co? Okazało się to, gdy shinobi Liścia przez niewidzialną siłę nagle został odepchnięty do tyłu i powalony na ziemię. Ocierając krew z wargi, członek klanu Akimichi obejrzał się wściekły na blondyna i wtem zobaczył, kto go zaatakował. Nawet kłócący się ludzie na chwilę zaprzestali sprzeczek mocno zaniepokojeni.
Miedzy Naruto i Obrońcami Konoha stało kilkunastu Upiornych Weteranów. Zwróceni plecami do blondyna, doborowi żołnierze trzymali wyciągnięte przed sobą katany w geście gotowości do działania. Połyskujące od naładowania chakrą klingi mówiły same za siebie. Gdyby tego było mało, za plecami jinchuuriki w wejściu do wioski stanęło jeszcze kilkudziesięciu Upiornych Zbrojnych, zapewne w charakterze ewentualnego wsparcia, gdyby zaszła taka potrzeba. Natomiast koło niewzruszonego Uzumakiego stanął jego przyjaciel i doradca, grafitowy samuraj, Jogensha. Upiorni, jak zawsze, mieli dobre wyczucie czasu i odpowiednie wejście.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story ba Wielki

„Naruto” and its charakters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz