Miało dziś notki nie być, bo
jeszcze wczoraj miałem ją ukończoną w 60%, ale jak widać, cuda się zdarzają.
Zetem, kto mi powie, jaki dzień dziś mamy? Nie wiecie? Otóż, dziś obchodzimy SIEDMIOLECIE
istnienia niniejszego fanficka o Naruto! Ach, jak ten czas leci. Już 7 lat
minęło. Niezły szmat czasu. Przykro mi tylko, że w tym roku pojawiło się
zaledwie 6 odcinków. Masakra w porównaniu do lat ubiegłych. Tak to już jest,
jak się stawia na jakość, a nie na ilość, a i na pisanie mam teraz zdecydowanie
mniej czasu. A teraz pora na co roczne
podsumowanie. Ukazało się:
# 235 chapterów;
# 6 265 komentarzy, w tym
trochę spamu;
# 1 092 082 unikalnych
odwiedzin.
(podsumowanie z dnia 27.11.2014 r.)
<<< Chapter ukazał się 27
listopada 2014 roku >>>
Dłuższą chwilę
obserwowała, jak potężna bestia masakrowała biegających u jej łap ludzi, po
czym nic nie mówiąc zwyczajnie wróciła do swojego biurka i przerwanej pracy.
Lecz to już nie było to samo gorączkowe poszukiwanie odpowiedzi, a leniwe i
powolne przekładanie dokumentów. Starała się tego nie pokazywać, ale widać
było, że była zdenerwowana. Ręce jej się trzęsły, zaś na karku i dalej wzdłuż
pleców swawolnie tańczyły zimne dreszcze. Ktoś mógłby powiedzieć, że Tsunade
lada moment wybuchnie i na kogoś na szczeka, ale prawda była zupełnie inna.
Kobieta była zdenerwowana, gdyż się bała. Tak. Bała się konsekwencji podjętej
przez Naruto decyzji. Wiedziała, że swoją postawą powinna dawać innym świetlany
przykład i nie powinna tak afiszować się ze swoimi uczuciami, lecz to było
silniejsze od niej. Chyba pierwszy raz w swojej karierze Hokage nie była pewna,
jakie kroki powinna postawić. Co powinna uczynić? Ukarać blondyna? Tylko, jak?
Wtrącić go do więzienia? Zamknąć na resztę jego dni? Może to byłoby jakieś
wyjście, lecz na drodze stawał malutki problemik. Sam Uzumaki może nie chcieć
żegnać się z wolnością, ale w takim razie, co wtedy? Pytania i pytania, tylko
to teraz wypełniało umysł blondwłosej Hokage i żadnych, ale to żadnych
konkretnych odpowiedzi. Nawet szukanie lekarstwa dla swoich ludzi zeszło na
dalszy plan, choć każda zwłoka zagrażała ich życiom.
- Shizune, czy możesz
proszę przynieść do mnie kolejny plik dokumentacji B-324? – Nie słysząc żadnego
potwierdzenia otrzymanego polecenia, kobieta podniosła wzrok i spojrzała w
stronę okna, gdzie jej asystentka w dalszym ciągu stała.
Brunetka również cała
się trzęsła, szeroko otwartymi oczami wpatrywała w Lisiego Demona i przyciskała
do piersi trzymaną na rękach świnkę TonTon. I widać było, że wkładała w tę
czynność nieco za dużo siły, gdyż skóra zwierzęcia delikatnie już posiniała,
pyszczek zaś zzieleniał.
- Shizune! – Na ten
widok Tsunade zagrzmiała, gwałtownie wstała przewracając fotel i prędko
podeszła do okna, gdzie natychmiast odebrała maltretowane zwierzę, postawiła je
na podłodze, po czym stanęła między brunetką a oknem, zasłaniając tym samym
widowisko. Nie widząc żadnej poprawy, złapała dziewczynę za ramiona i
delikatnie, choć z mocą, nią potrząsnęła. – Shizune! Weź się w garść!
- C-co? A t-tak… już…
już, przepraszam, Godaime-sama.
- Co Ci się nagle
stało?? Ja wiem, że miotający się za oknem demon to niecodzienny widok, ale
mamy tu robotę do wykonania i potrzebuję twojej pomocy.
- A-Ale… – Shizune
spróbowała zaprotestować, lecz pod naciskiem orzechowych oczu uległa. – Do-dobrze…
To… Co miałam przynieść?
Spytała względnie
opanowanym głosem, lecz drgawki jej nie opuściły. Minie jeszcze trochę czasu,
nim wszystko wróci do normy, ale to już był jakiś postęp. Tsunade uśmiechnęła
się do niej przyjaźnie, po czym odprowadziła ją do drzwi, gdzie powtórzyła
niedawno wypowiedzianą prośbę. Gdy tylko zamknęła drzwi, natychmiast wróciła do
biurka, ale dotychczas wykonywaną pracę zupełnie już przerwała. W zamian
jedynie siedziała i dłuższą chwilę tępo wpatrywała się w jakiś punkt przed
sobą. Może była to ściana, może drzwi albo coś innego… nie wiadomo. Wprawny
obserwator stwierdziłby, że Tsunade zaczyna popadać w depresję i pewnie nie
wiele by się pomylił, lecz kobieta zwyczajnie tylko chwilowo straciła ochotę do
pracy. Cieszyła się błogim spokojem i niemal ogłuszającą ciszą. I właśnie ta
myśl nie pozwoliła jej dłużej tak siedzieć i nic nie robić. Jak na walczącego
za oknem demona było stanowczo za cicho. Ponownie prędko zjawiła się pod oknem,
lecz nie zdążyła wyciągnąć żadnych wniosków z zaobserwowanej sceny, gdyż drzwi
do jej biura nagle się otworzyły i do środka wparowało kilku mężczyzn. Widać
było, że spieszyli się. Mieli gdzieś dobre maniery. Nawet nie raczyli zapukać i
zaczekać na pozwolenie wejścia.
- Hokage-sama,
protestuję! Tak dalej być nie może!
Tsunade obejrzała się
na nieproszonych gości, lecz się nie poruszyła. Odnotowała w pamięci, kto
postanowił zakłócić jej spokój, niezauważalnie wzruszyła ramionami i jakby
nigdy nic wróciła do obserwowania widoku za oknem. Całą swoją postawą
pokazywała brak zainteresowania sprawą z jaką przyszło do niej kilku jej
jouninów. Jej bierna postawa zaraz została rozpoznana i pozostała dwójka
przybyłych momentalnie spojrzeli po sobie zdziwieni i poważnie zatroskani. Bo,
co takiego mogło zajmować myśli przywódczyni Ukrytego Liścia, że jawnie olała
głowę klanu Hyuuga? Oczywiście, odpowiedź na to pytanie znajdowała się za
murami wioski, ale było w tym coś jeszcze. Wpatrującemu się w jej plecy Shikaku
przychodziło do głowy jedno, jedyne wyjaśnienie. Jak na najlepszego stratega
Konoha przystało – cała ta sytuacja zwyczajnie przerastała blondwłosą medyczkę.
I wcale się jej nie dziwił. Też byłby, delikatnie mówiąc, w kropce.
- Tsunade-sama? – Tym
razem milczenie przerwał trzeci z przybyłych mężczyzn. Inoichi również zauważył
dziwne zachowanie swojej przywódczyni, lecz widząc minę Nary naraz zrozumiał,
że lepiej będzie nie wdawać się w dyskusję i cierpliwie zaczekać na rozwój
sytuacji. Przywódca klanu Hyuuga tymczasem bynajmniej nie zamierzał cicho
siedzieć. To, że został zignorowany sprawiło, że poczuł się mocno dotknięty i
zamierzał głośno o tym zakomunikować.
- To zniewaga,
Hokage-sama! – Krzyknął Hiashi. – Dlaczego zostałem zignorowany!?
Medyczka i na ten
wybuch nie zareagowała, choć powinna. Przywódca klanu Hyuuga posunął się o krok
za daleko i to ona powinna teraz na niego naskoczyć, lecz tego nie zrobiła. I
tym razem, puściła jego słowa mimo uszu, jedynie ciężko wzdychając. A to, było
już dziwne i mocno podejrzane. W głowach zaczynało kotłować się pytanie,
którego nikt nie chciał zadawać. Nikt, po za jednym, w gorącej wodzie kąpanym,
shinobi.
- Tsunade, co to ma
wszystko znaczyć!? Pozwalasz by ten smarkacz tak się rządził?? Dlaczego? Dlaczego
nic nie zrobisz!?
- A co niby według
ciebie powinnam zrobić? Hm?
Spytała nagle Piąta i
odwróciła się odwzajemniając wlepione w siebie srogie spojrzenie. I tak, jak
obserwujący wszystko Shikaku spodziewał się, to pytanie zamurowało przywódcę
klanu Hyuuga. Na dobrą minutę, może dwie, w gabinecie Godaime zapanowała
idealna cisza.
- Jak to, co!? –
Hiashi ponownie się uniósł. – Było trzeba ograniczyć mu pole działania! Nie
pozwolić, aby tak się rozbestwił! A teraz!? Proszę tylko spojrzeć do czego
doprowadził brak podjęcia odpowiednich kroków! Kyuubi no Kitsune znowu szaleje
na wolności! Kto nas teraz przed nim ochroni!?
W tym momencie
Tsunade nie wytrzymała i w końcu wybuchła śmiechem tak gromkim, że przywódca
klanu Hyuuga jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy. Ale także popadł w spore
zakłopotanie, gdyż nie wiedział, co też mogło tak rozbawić Hokage. Czy napięta
do granic sytuacja rzeczywiście była taka zabawna? A może Piąta do reszty
postradała zmysły i nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia? Takie i podobne im
pytania zakrzątały teraz umysł mężczyzny. Kiedy piersiasta medyczka dławiła się
łzami rozbawienia spływającymi jej po policzkach prosto do ust, do gabinetu
powróciła Shizune z plikiem dokumentów na rękach. Zaraz za nią do środka
wsunęło się jeszcze kilka osób i widownia się zwiększyła. Zwabieni donośnym
śmiechem nie mogli darować sobie poznania, kto i dlaczego się śmiał. Wszakże
sytuacja w wiosce była dość napięta. Koło zdruzgotanego Shikaku stanęła Anko,
jak zawsze zagryzająca się słodkimi kulkami dango nadzianymi na drewniany patyk,
straszący bliznami i zawsze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy spec od
przesłuchań, Ibiki Morino oraz pulchny przedstawiciel klanu Akimichi, Chōza.
Cała trójka spoglądała w wyczekiwaniu na Narę, szukając u niego odpowiedzi i
wyjaśnienia, lecz mężczyzna nie był skory do współpracy. Zresztą, tu nie było
czego wyjaśniać. Coś lub ktoś sprawił, że Godaime Hokage niemal umierała ze
śmiechu. Śmiech ten jednak wkrótce zaczął cichnąć, a Tsunade na powrót zajęła
należne jej miejsce za biurkiem i spojrzała na zgromadzonych tak ponurym
wzrokiem, że wszystkim zmroziło krew w żyłach. Nawet sfrustrowany Hiashi w
końcu odpuścił rozluźniając napięte do granic mieście twarzy i przybrał spokojny, lecz surowy wyraz.
Ślimacza księżniczka
w zamyśleniu wodziła orzechowym wzrokiem po swoich shinobi odnotowując, że
trochę ich przybyło. Zapewne zwabił ich jej śmiech, choć równie dobrze mogli
mieć dla niej jakieś ważne informacje i właśnie ta myśl sprawiła, że po chwili
się odezwała:
- Ibiki. Masz dla
mnie jakieś wieści, czy tylko przyszedłeś popatrzeć? – Spytała głosem tak
spokojnym, że aż nienaturalnym. – A co z tobą, Anko? Czy też chciałabyś wyrazić
swoje zdanie na temat obrazu zza okna? – Nie widząc reakcji, ciągnęła dalej. –
Nie? No dobra. W takim razie, czy ktokolwiek chce tu jeszcze coś dodać? No
dalej! Nie wstydzić się! Shizune!
- H-hai,
Tsunade-sama! Już jestem.
Wywołana dziewczyna
natychmiast podeszła i położyła trzymany plik dokumentacji na blacie, po czym
odsunęła się, stając na plecami swojej przełożonej. Kiedy kobieta zaczęła je
przeglądać nikt nie śmiał jej przerywać. Nawet Hyuuga gdzieś stracił swój
wcześniejszy zapał do kłótni, lecz nie zamierzał wychodzić bez uzyskania
jakichś konkretów. To samo tyczyło się pozostałej piątki, choć z tą różnicą, że
wkrótce milczenie przerwał Shikaku:
- Skoro Tsunade-sama
w sprawie samowolki Uzumaki Naruto umywa ręce, to proszę jedynie powiedzieć, co
mamy robić, gdyby uwolniony Kyuubi no Kitsune postanowił nagle nas zaatakować?
Jakby na to nie patrzeć, obecnie to nasze największe zmartwienie.
* * *
Kiedy bitewny zgiełk
ucichł, a powstały pył wiatr powoli zaczął rozwiewać, oczom zszokowanych
obrońców ukazał się widok totalnie zdewastowanej krainy. Kawał lasu o
powierzchni kilku hektarów, do niedawna bujnie porośnięty wiekowymi drzewami,
teraz zmienił się w usłaną kraterami pustynie. Gdzie nie spojrzeć leżały sterty
zmasakrowanych zwłok niedawnej armii Kyona, ziemia zaś przybrała kolor brunatny
od wsiąkającej w nią krwi. Widok był wprost koszmarny.
W samym środku tej
rzeźni stał blondwłosy shinobi z wciąż ociekającym brunatną mazią mieczem w
ręku i uważnym okiem demonicznych źrenic rozglądał się w koło. Nim przejdzie do
kolejnego punktu programu chciał być pewny, że nikt nagle nie wstanie i nie
zechce dalej walczyć. Gdy tak się nie stało spojrzał przed siebie i nieco do
góry na monstrualnej wielkości lisiego demona, który zwyczajnie leżał na ziemi.
Kyuubi zdawał się być bardzo zadowolony z faktu, że był na… zewnątrz. Choć tego
nie pokazywał, Naruto wyraźnie to widział i czuł. I cieszył się razem z nim, choć
na twarzy pozostawał zimny i wyrachowany.
- To była ciekawa
walka, co, Kurama?
Mruknął ledwo
słyszalnie, lecz dostatecznie głośno, żeby demon obrócił pysk w jego stronę.
Lis dotąd, od skończenia potyczki cały czas obserwował ruchy obrońców Konoha,
których strach nawet Uzumaki musiał wyczuwać. Teraz jednak zmuszony został
poruszyć łbem, zwłaszcza, że blondyn odezwał się do niego po imieniu. Dłuższą
chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby żadne słowa nie były tu potrzebne
lub nie wiedziano, co powiedzieć. Jednakże wkrótce blondyn pierwszy odwrócił
wzrok. Ciężko wzdychając na brak odpowiedzi lisa odwrócił się, wytarł klingę
miecza o najbliższe truchło, schował go do saya uczepionej lewego biodra i
skierował się w stronę bram Konoha. Zrobił dwa kroki, gdy nagle Kyuubi jednak
się odezwał:
- Dokąd idziesz?
- A jak sądzisz? –
Chłopak odparł pytaniem na pytanie podnosząc wzrok do góry. – Wróg wybity,
zagrożenie wyeliminowane, więc czas zameldować się u Hokage. Jestem pewien, że
chciałaby teraz ze mną rozmawiać.
- W porządku, ale
czy o czymś nie zapomniałeś?
- Niby o czym? –
Blondyn obejrzał się dokoła.
Sprawdził stan
swojego ubrania. Opaskę shinobi wciąż miał na czole. Spodnie, bluza oraz
kamizelka nosiły ślady lekkich rozdarć i przedziurawień, gdzie nie gdzie
poplamione krwią zabitych i jego własną z ran, które już się zregenerowały.
Następnie obejrzał zapas uzbrojenia. W kaburze na udzie wciąż jeszcze nosił
jeden kunai, w torbie biodrowej zaś nie znalazł zapasu sześciu shurikenów.
Będzie musiał je więc uzupełnić. Kolejnym krokiem było upewnienie się, czy zwój
na plecach jeszcze się trzyma. Wkrótce przyjdzie czas na zastanowienie się, co
z nim zrobić, gdzie go ukryć, lecz to jeszcze nie ten moment. Gdy i to
sprawdził, przecząco pokręcił głową.
- Wszystko jest na
swoim miejscu. – Skwitował i wreszcie ruszył przed siebie.
Kurama już go nie
zatrzymywał. Z jednej strony zachowanie blondyna niezmiernie go dziwiło, bo
jakby na to nie patrzeć, ON został na wolności żadną pieczęcią nie skrepowany,
z drugiej jednak widział, że Uzumaki świadomie o nim nie wspomniał. To był
kolejny dowód na zaufanie, jakim jinchuuriki go darzył. Tylko, że to się mogło
źle skończyć. Bądź co bądź w wiosce Ukrytego Liścia tylko Naruto otwarcie
pokazywał swoją wiarę w potęgę prawdziwej przyjaźni miedzy człowiek, a demonem.
Co do pozostania „na zewnątrz”, Kurama bynajmniej nie miał nic do dodania.
Teraz, gdy blondyn opuszczał pole masakry zostawiając go bez… „nadzoru”,
postronny obserwator by powiedział, że to tak, jakby puszczał go wolno. Gdyby
się nad tym dogłębniej zastanowić, to sposobność do ucieczki właśnie się
nadarzyła. Tylko, co potem??
Kyuubi w zamyśleniu
obserwował, jak Naruto rozmawia z Jogenshą zapewne o jakimś zasypaniu
rozpadliny, która wciąż stanowiła problem w dotarciu do bram wioski. W czasie
walki była bardzo pomocna, lecz teraz stała się zbędna. Grafitowy samurai po
kilku głębokich ukłonach przyzwał do siebie nową grupę Upiornych Zbrojnych
przekraczającą liczbę trzy cyfrową. Z początku demon nie wiedział, po co ich
wezwano, ale gdy żołnierze rozeszli się po polu i zaczęli zbierać trupy, to
wszelkie wątpliwości momentalnie się rozwiały. Zamierzali wrzucić je do tego
dołu, aby już nikogo nie straszyły swoim wyglądem i odorem śmierci. Lis musiał
w końcu przyznać, że jak na człowieka, jego nosiciel w istocie rzeczy
zasługiwał na jego uznanie i, co ważniejsze, na zaufanie. Kurama na tą myśl
mimowolnie się uśmiechnął, choć nie pokazał swoich kłów i po chwili wygodnie
się rozsiadł na zimnej ziemi, opierając pysk na skrzyżowanych przednich łapach.
Jak przywykł to robić we wnętrzu duszy blondyna, gdy nagle grunt gwałtownie się
zatrząsnął i momentalnie ponownie się podniósł. Odrobinę zdezorientowany,
dopiero po chwili zorientował się, że oto Upiorni skończyli sprzątanie
pobojowiska i Jogensha w jakiś sposób zasklepił wyłom w podłożu. Jak tego
dokonał? Lis nie wiedział, choć podejrzewał, że zapewne była to jakaś technika
natury Ziemi z tych Zakazanych. Ci wojownicy tylko takie stosowali. A
przynajmniej, zazwyczaj. Nie mniej, to dało oczekiwany rezultat i blondyn w
spokoju mógł udać się w stronę wciąż zamkniętej bramy dodatkowo osłoniętej
Złotą Barierą Upiornych. Naruto był gotowy na przyjęcie gradu zaciekawionych
oraz oskarżycielskich spojrzeń i komentarzy, stanął więc wyprostowany na przeciw
gigantycznych wrót i zwrócił wzrok na najbliżej stojących Zbrojnych, którzy podtrzymywali
działanie bariery. Żołnierze po chwili odwzajemnili spojrzenie. Krótko i
zdecydowanie kiwnął im głową na znak, by rozluźnili się, a gdy to nastąpiło,
bariera zadrżała gwałtownie, wydała rozdzierający powietrze jęk i zniknęła.
Wtedy też zamknięte
bramy same zatrzeszczały i po chwili zamaszystym ruchem otwarły się, jakby nic
nie ważyły. Kto je otworzył, blondyn nie wiedział, miał jednak podejrzenia, że
kryła się za tym jakaś skomplikowania maszyneria. Lecz teraz nie było sensu
dogłębniej się nad tym zastanawiać, ponieważ oto stanął przed nim gęsty tłum
obrońców Konoha. Zapadła nienaturalna cisza. Jakby ktoś nagle wyciągnął wtyczkę
od sprzętu nagłaśniającego. Lecz to było jedynie złudzenie. Wciąż było słychać
delikatny szum wiatru, świergot ptaków, w oddali szczekanie psa oraz, co
jedynie Uzumaki słyszał, przyspieszone bicia serc. Niewątpliwie było to
wywołane widokiem lisiego demona czającego się za plecami blondyna. Cisza
przedłużała się i wtedy właśnie w tłumie rozległo się ciche klaskanie. Do niego
natychmiast dołączyło się wiele innych, popierane gwizdami i okrzykami wiwatu.
Ale nie wszyscy podzielali podobny entuzjazm. Naruto widział, że spora część
zgromadzonych shinobi Liścia robiła kwaśne miny. A dokładniej, to połowa. I
właśnie ich grobowy nastrój oraz milczenie spowodowały wybuch kłótni pomiędzy,
teraz już podzielonymi, obrońcami. Jinchuuriki nie zamierzał się do tego
mieszać, lecz nie uszły jego uwadze takie komentarze, jak:
- Uzumaki to bohater!
Obronił wioskę i należy go nagrodzić!
- To zdrajca! Powinien
zostać skazany na śmierć!
W paru przypadkach
dochodziło do rękoczynów, ale tak ogółem, to jedynie wszyscy nawzajem się
obszczekiwali. To zaś dawało dwudziestolatkowi sposobność minięcia tłumu, lecz
gdy tylko się ruszył z miejsca, naraz przeciwnicy jego decyzji to zauważyli i
zwracając na niego swoją uwagę.
- Stój! Nigdzie nie
pójdziesz!
Krzyknął shinobi o
posturze i rysach twarzy charakterystycznych dla klanu Akimichi, po czym w
mgnieniu ka pojawił się koło blondyna i pochwycił go za ramię. Marszcząc brwi w
geście wielkiego niezadowolenia, zdawał się być gotów chwycić za broń, gdyby
Uzumaki chciał mu się wyrwać, lecz ten tylko spokojnie stał i czekał. Na co?
Okazało się to, gdy shinobi Liścia przez niewidzialną siłę nagle został
odepchnięty do tyłu i powalony na ziemię. Ocierając krew z wargi, członek klanu
Akimichi obejrzał się wściekły na blondyna i wtem zobaczył, kto go zaatakował.
Nawet kłócący się ludzie na chwilę zaprzestali sprzeczek mocno zaniepokojeni.
Miedzy Naruto i
Obrońcami Konoha stało kilkunastu Upiornych Weteranów. Zwróceni plecami do blondyna,
doborowi żołnierze trzymali wyciągnięte przed sobą katany w geście gotowości do
działania. Połyskujące od naładowania chakrą klingi mówiły same za siebie.
Gdyby tego było mało, za plecami jinchuuriki w wejściu do wioski stanęło
jeszcze kilkudziesięciu Upiornych Zbrojnych, zapewne w charakterze ewentualnego
wsparcia, gdyby zaszła taka potrzeba. Natomiast koło niewzruszonego Uzumakiego
stanął jego przyjaciel i doradca, grafitowy samuraj, Jogensha. Upiorni, jak
zawsze, mieli dobre wyczucie czasu i odpowiednie wejście.
TO
BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story ba Wielki
„Naruto” and its charakters belong to
Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz