wtorek, 27 lutego 2018

239. Wkupywanie się w łaski


<<< Chapter ukazał się 30 listopada 2015 roku >>>



Dochodziła godzina dziewiąta rano. Wiszące na bezchmurnym niebie słońce ogrzewało swymi promieniami wioskę Ukrytego Liścia, a w szczególności plecy pewnego blondyna. Szedł główną ulicą z podniesioną głową zupełnie nie przejmując się rzucanymi ku niemu spojrzeniami, cichymi komentarzami mijanych mieszkańców, czy też naprzemiennym wytykaniem palcem przez shinobi. Na jego twarzy panował względny spokój i relaks, choć to był jedynie kamuflaż. W rzeczywistości w głębi swojej duszy nie był już taki rozluźniony. Czuł zmęczenie. Potworne zmęczenie wywołane ciągłymi krzykami rezydującej tam istoty:
- Dlaczego to zrobiłeś!? Co Ci nagle do łba strzeliło!? – Kyuubi wrzał z wściekłości nie szczędząc obelg. – Głupek! Imbecyl! Skończony dureń!…
- Dałbyś już sobie siana z tymi wyzwiskami.
- Nie! – Demon szedł w zaparte. – Nie przestanę, dopóki mi nie wyjaśnisz, dlaczego nagle się poddajesz!? Po wszystkim, co z takim trudem osiągnąłeś!? Kretyn! Skąd ta rezygnacja?? O co tu chodzi!?
- Ja z niczego nie rezygnuje. – Odparł Naruto.
- Łżesz! Sam przecież widziałem!
- To część mojego planu.
Chłopak zdradził rąbka tajemnicy i zerwał z lisem kontakt nie pozwalając mu na dalsze dociekanie prawdy, gdyż właśnie dotarł do celu swej wędrówki. A była nim brama, pod którą kilkanaście godzin wcześniej spędził chwile… zwątpienia. Teraz jednak wiedział, że tu na miejscu miał wielu… sprzymierzeńców, na których może liczyć w godzinie próby. I szczerze powiedziawszy godzina ta właśnie wybiła. Nie był tylko pewien, jak ludzie zareagują na wieść, że został zmuszony do opuszczenia wioski przez nieugięte stanowisko ich przywódczyni. No… może to nie była do końca prawda, ale kogo obchodzi, co minionej nocy wydarzyło się w biurze Hokage? Gdyby się nad tym dłużej zastanowić… takie małe, malutkie kłamstewko jeszcze nikogo nie zabiło, prawda?
Blondyn zachichotał cicho wyobrażając sobie konsternację uwidocznioną na spiętej ze złości twarzy Tsunade, odwrócił się i stanął jak wryty. Otóż za nim w odległości kilkunastu metrów stała spora grupka shinobi i mieszkańców Konoha w każdym możliwym wieku. Wszyscy milczeli z napięciem wymalowanym na twarzach i przyglądali się jego osobie. Żeby nie powiedzieć, że ich zachowanie było dość krepujące, to w szybkim tempie sprawiło, że Naruto momentalnie przestał się uśmiechać. Po kolei odpowiadając na rzucane spojrzenia po kilkunastu minutach miał już dość. Chciał się odezwać i palnąć jakąś uwagę, kiedy sytuację uratowało pojawienie się obok jednego z Upiornych Samurajów. Wojownik w wiśniowej zbroi naraz ukląkł na prawe kolano i z szacunkiem schylił głowę. Jego „przybycie” zaowocowało nagłym poruszeniem wśród gapiów, którzy niemal natychmiast zaczęli się rozchodzić. To zaś tylko spodobało się blondynowi, który po chwili odetchnął z wyraźnie słyszalną ulgą.
- Panie?
- Słucham, o co chodzi?
Uzumaki spojrzał na Zbrojnego, lecz nim tamten odpowiedział, nieopodal miejsca, w którym stali, rozległ się krzyk jakiegoś dziecka, a zaraz potem płacz. Dwudziestolatek nie myśląc za wiele szybko podszedł do grupki ludzi, którzy już zdążyli zebrać się w koło zdarzenia. Coś mu podpowiadało, że powinien się tym zainteresować. Nie wiedział, dlaczego, ale nie zastanawiał się nad tym. Kiedy zobaczył pięcioletnią brunetkę siedzącą na ziemi, kurczowo trzymającą się za lewe kolano i głośno płaczącą, od razu przeszedł do działania. Ku zdziwieniu licznych gapiów ukląkł koło dziecka i wyciągnął doń dłoń, lecz momentalnie został powstrzymany przez nieznaną mu kunoichi. Kobieta w średnim wieku klęczała przy dziewczynce po drugiej stronie dokładnie naprzeciwko blondyna i wydawała się niespokojna jego obecnością.
- Nie dotykaj jej! – Warknęła.
- Spokojnie. Chcę tylko pomóc.
- Niby jak!? – Krzyknęła.
- Puść mnie, to Ci pokażę.
Naruto zachowywał stoicki spokój. Widział, że ta kobieta czegoś się bała. Miał pewne podejrzenia, że jej zachowanie było ściśle związane z jego osobą, ale nie dbał o to. Powinien zacząć przyzwyczajać się, że ludzie będą w ten czy inny sposób reagowali na jego działania, choć w tym konkretnym przypadku ukazywana wrogość była nie uzasadniona. Chciał pomóc, nie? Co prawda nie był medykiem, ale leczyć ludzi potrafił. Nikomu jednak nie powiedział, w jaki sposób, ale wkrótce miało to ulec zmianie.
- Żebyś jeszcze bardziej jej zaszkodził!? – Powiedziała kunoichi odpychając jego rękę. – Odejdź stąd! Natychmiast!
Blondyn wytrzymał jej gniewne spojrzenie po chwili obojętnie wzruszając ramionami i już miał zrezygnować, ale wtem wśród ludzi stojących w koło pojawiło się kilka komentarzy.
- Dlaczego ma odejść? Przecież chce pomóc, nie? – Odezwał się jakiś mężczyzna.
- Pomóc? Niby jak? – Spytał ktoś inny. – Jest medykiem?
- Nie wiem. Nie wygląda.
- A jeśli zamiast pomóc tylko zaszkodzi? – Spytała jakaś kobieta. – Przecież ten chłopak to parszywy Jinchu… mmm…
Zamilkła nagle, ponieważ stojący obok niej mąż zatkał jej usta.
- Milcz, Katsuya! – Mężczyzna warknął zdenerwowany obserwując zastygłe w bezruchu plecy wyżej wymienionego. – Twój niewyparzony język kiedyś sprowadzi na nas katastrofę!
Dodał mając nadzieję, że to wystarczy, aby załagodzić rosnące napięcie. Nie wiedział tylko, że usłyszana obelga już spłynęła po Uzumakim. Czas, gdy jakkolwiek reagował dawno już minął. Niech wszyscy zobaczą, że pomimo wewnętrznej natury potrafił być normalnym człowiekiem. Był jednak ciekaw, jak ludzie zareagują na to, co zamierzał im pokazać. I aby tą ciekawość zaspokoić, cały czas patrząc prosto przed siebie w wpatrzone w siebie orzechowe oczy, zamrugał kilka razy i po chwili kontynuował podjętą próbę udzielenie pomocy rannej dziewczynce. Raz jeszcze wystawił rękę przed siebie, lecz i tym razem został powstrzymany, ale nie na długo. Szybko kalkulując własne położenie i szanse postanowił nieco zmienić taktykę.
Wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Kiedy kunoichi ponownie chwyciła go za nadgarstek, ramię blondyna natychmiast spowiła pomarańczowa chakra. Wystraszona napastniczka momentalnie się cofnęła, a dotąd łkające dziecko zamilkło wlepiając załzawione oczy w zbliżającą się ku niej rękę. Gdy ta spoczęła na zranionym kolanie w zebranym tłumie ktoś głośno jęknął, ktoś inny zemdlał, lecz nikt nie śmiał się wtrącić. Na ich oczach działo się to, o czym nikt z zebranych nigdy nawet nie śnił. Demoniczna esencja powstrzymała krwawienie, zregenerowała poszarpaną tkankę i odbudowała zniszczone komórki lecząc jednocześnie opuchliznę. Cały zabieg trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund, więc kiedy rana się zasklepiła Naruto cofnął chakrę, wstał prostując plecy, odwrócił się i bez słowa oddali. Zrobił trzy kroki i zatrzymał się. Oniemiali z wrażenia gapie podążyli za nim wzrokiem, aż zobaczyli, że odwraca się do nich przodem.
- Drodzy mieszkańcy Konoha. – Odezwał się spokojnym tonem cały czas nieznacznie się uśmiechając. – Kiedy zaczniecie kogoś oceniać, to wpierw zadajcie sobie pytanie. Co jest lepsze? Życie w zgodzie z naturą i wszystkimi wkoło czy może w ciągłym strachu, nie będąc pewnym, kiedy zło zapuka w wasze drzwi?
Po tym słowach odwrócił się na pięcie i powoli podreptał na swoje poprzednie miejsce pod bramą wioski. Wrócił do Upiornego Zbrojnego, który niezmiennie oczekiwał nowych rozkazów. Naruto podszedł do niego i stanął krzyżując ramiona na piersi. Przybrał postawę Pana i Władcy, nieugiętego i nieustępliwego, choć wewnętrznie odczuwał lekkie zmęczenie i zawroty głowy. Nie wiedział, dlaczego tak się czuł, ale było to co najmniej niepokojące. Po chwili się rozluźnił spuszczając ramiona wzdłuż ciała, choć wciąż stał prosto. Nie chciał przecież pokazywać tej nieznanej słabości. Podparł się więc pod boki i utkwił demoniczne spojrzenie w swym rozmówcy.
- To z czym do mnie przyszedłeś?
- Panie, Jogensha-sama chciałby wiedzieć, jakie są nasze następne rozkazy.
- Następne rozkazy?
Przed chwilą jakoś nie interesowało go, z czym przyszedł do niego ten Upiorny, ale teraz zastanawiał się, co odpowiedzieć. Zwrócił swoje spojrzenie na dalej obserwujących go kilku mieszkańców. Na ich twarzach dostrzegał różne uczucia. Przeważnie były to zdumienie, niepewność i zamyślenie, ale też zniesmaczenie i ogólna wrogość. Czy ci ludzie naprawdę nie potrafili w żaden inny sposób okazywać swych emocji, gdy na niego patrzyli? A może była im potrzebna pomoc w zrozumieniu, że znienawidzony przez nich Jinchuuriki wcale nie był takim złym człowiekiem, jak go postrzegali? Ta myśl sprawiła, że chłopak momentalnie przestał się uśmiechać. Nie musiał niczego im udowadniać czy cokolwiek więcej pokazywać, ale coś mu podpowiadało, że powinien tak właśnie uczynić.
- Usagi, jesteś mi potrzebna…
Naruto mruknął pod nosem do siebie, jakby w zamyśle i wtem koło Zbrojnego pojawiła się „wezwana” kunoichi w czarnym płaszczu z kapturem nasuniętym na głowę i ceramiczną maską w kształcie dziobu jastrzębia zasłaniającą jej twarz.
- Co!? A ty tu skąd? – Dwudziestolatek był autentycznie zdumiony.
- Byłam akurat w pobliżu i usłyszałam swoje imię, więc jestem. W czym Ci mogę pomóc, Naruto-sama? – Odparła członkini elitarnych oddziałów ANBU jednocześnie klękając przed nim na prawym kolanie.
Jinchuuriki milczał. Kiedy bezwiednie na głos wypowiedział jej imię… bądź raczej jej pseudonim, bo imienia jeszcze nie poznał, to nie spodziewał się, że dziewczyna w ogóle się pojawi. Jakim cudem go usłyszała? Była jakimś medium? A może tylko miała niezwykle wyostrzony słuch? Albo zwyczajnie była w bardzo bliskim pobliżu. Jaka była prawda, nie wiedział. Ważne, że się pojawiła, ponieważ to, co zamierzał teraz zrobić wymagało jej ścisłego udziału.
* * *
Choć za oknem dawno już było widno i słońce na nieboskłonie ogrzewało wioskę, to Tsunade niezmiennie siedziała przy swoim biurku i w zamyśleniu wpatrywała się w leżący przed jej obliczem ochraniacz Liścia. Nie bardzo rozumiała, dlaczego Uzumaki zostawił jej swój ochraniacz. Jaki miał w tym cel? Czyżby chciał ją w ten sposób udobruchać? Wpisać się w jej łaski? Być może. Ale z drugiej strony, czy powinna się na to w ogóle godzić? Minionej nocy mieli przecież rozmawiać, a do świtu nie zamienili nawet słowa. Tylko… niby o czym mieli rozmawiać? No właśnie. I tu bolało najbardziej. Niby czuła, dobrze wiedziała, że postępowanie blondyna było sprzeczne ze wszystkim, w co wierzyła i czego tak kurczowo się trzymała przez te wszystkie lata, ale z każdą godziną, minutą i sekundą traciła tą wiarę. Jakby na to nie patrzeć, Naruto dobrze wiedział, co robi zrywając pieczęć Yondaime i uwalniając Kyuubi no Kitsune. Tylko, że… czy jego przyjaźń z tym… tym demonem rzeczywiście była tak wielka i nie zachwiana, że nie było czego się obawiać?
I właśnie to pytanie spędzało jej sen z powiek. Nurtowało ją do tego stopnia, że wręcz nie potrafiła myśleć o niczym innym. Tsunade zacisnęła powieki i dłonie w pięści z bezsilnej wściekłości, gdy nagle usłyszała odgłos pojawienia się kogoś w jej biurze w chmurce szarego dymu.
- Hokage-sama, jesteś pilnie potrzebna w szpitalu.
Usłyszała kobiecy głos, a kiedy podniosła wzrok ujrzała jedynie czarny płaszcz z kapturem i ceramiczną maskę w kształcie dziobu jastrzębia. Nie kojarzyła tej ANBU, ale coś jej mówiło, że nie powinna ignorować tego sygnału. Usiadła więc prosto w swym fotelu i przybrała na twarzy poważną maskę.
- O co chodzi? Jestem trochę zajęta. – Odparła siląc się na jak najbardziej poważny ton. Prawdą było, że obecnie niczym ważnym się nie zajmowała, żadnych dokumentów nie uzupełniała, ale też nie chciała teraz z nikim się widzieć.
- Rozumiem, ale Shizune-san wyraźnie powiedziała, że bez twojej ingerencji kilku poważanych shinobi straci dziś życie. – Usagi nie ustępowała. Choć wiedziała, że kłamstwem naraża swoją karierę w ANBU na szwank, to dla Uzumaki Naruto była gotowa zrobić wszystko, o co ją ten przystojniak poprosi.
- Shizune tam jest? I prosi o moją pomoc?
Tsunade upewniła się, że dobrze usłyszała, a gdy dostrzegła potwierdzający ruch głową, dłużej nie zwlekała. Szybko wstała, zgarnęła z oparcia płaszcz Hokage, a przy wyjściu kapelusz. Trzymając wyprostowane plecy szła szybkim krokiem w ślad za Usagi, która poprowadziła ją korytarzem do schodów, a następnie do wyjścia z budynku Administracyjnego. Gdy tak szły, Tsunade przez moment miała wrażenie, że widziała przez uchylone drzwi Shizune krzątającą się w jednym z magazynków z dokumentacją, ale skoro dziewczyna obecnie walczyła w szpitalu o życie jakiegoś wojownika Liścia, to, to musiało się jej przywidzieć.
Wioska o tej porze dnia była bardzo spokojna. Wszędzie kręcili się jej mieszkańcy wykonujący swoje codzienne obowiązki, lecz to były jedynie pozory normalności. Tsunade zauważyła to zaraz po wyjściu na ulicę. W powietrzu coś wisiało, tylko nie wiedziała, co to było. To uczucie nasilało się z każdym postawionym krokiem, z każdym przebytym metrem. Nie podobało się jej to, co odczuwała, lecz niczego po sobie nie pokazywała. Szła z podniesioną głową i wypiętą do przodu piersią. Tak, aby nikt nie dostrzegł, że coś ją martwiło.
Gdy po kilku minutach dotarła pod szpital, uczucie niepokoju sięgnęło zenitu. Nie wiedziała, a raczej, nie rozumiała, dlaczego tak się czuła. Przecież wiosce nic nie zagrażało, prawda? Kyon Omura i jego armia zostali pokonani, a i lisi demon wrócił, gdzie było jego miejsce. Tylko, że obecnie nic już go w jego więzieniu nie wiązało. I chyba to właśnie była przyczyna odczuwania ciągłego niepokoju. Tylko, czy aby na pewno?
Tsunade potrzasnęła głową aby wyrzucić z niej narastające czarne myśli, gdy nagle drzwi wejściowe do szpitala z hukiem się otwarły i na ulicę wylała się cała masa ludzi. Obandażowani shinobi wspierający się na ramionach pielęgniarek i członków swoich rodzin na pierwszy rzut oka wyglądali, jakby nic im nie dolegało, a bandaże na głowach i kończynach były zbędnymi ozdobami. Kiedy Tsunade ich mijała poczuła emanującą od wszystkich euforię i ogóle zadowolenie, a w powietrzu unosiły się takie same komentarze. Gdy ktoś pytał, jak się czujesz… odpowiedź brzmiała – świetnie, wspaniale lub jak nowo narodzony. Blondyna pomyślała, że jej asystentka spisała się na medal, ale z drugiej strony, dlaczego ich wypuszczono? Nie powinni przypadkiem jeszcze trochę poleżeć i się do kurować? I skoro leczenie szło tak dobrze, to po co Shizune była jej pomoc? Nie wnikała, nie zatrzymywała się. Na odpowiedzi jeszcze przyjdzie czas.
W recepcji i na głównym korytarzu dało się wyczuć podobną atmosferę zachwytu. Dyskusjom i entuzjastycznym komentarzom nie było końca. A im głębiej wchodziła, tym więcej ludzi mijała. Dlaczego było tam tylu mieszkańców Konoha? Tsunade pytała samą siebie rozglądając się w koło i jakoś nie odnajdywała odpowiedzi. Powoli zaczynała podejrzewać, że to jednak nie Shizune jest wszystkiego sprawcą. To musiał być ktoś inny. Ktoś znacznie lepszy w medycznym fachu. Ktoś o rozległej wiedzy i wszechstronnych umiejętnościach…
- Ty!? – Kobieta niemal krzyknęła, gdy w tłumie dostrzegła blond czuprynę. Szybko tam podeszła i stanęła koło Naruto pochylającego się nad nieprzytomnym shinobi Liścia.
- Ach, Hokage-sama, jakże miło, że do nas dołączyłaś.
- Co ty tu robisz i gdzie jest Shizune? – Spytała ze zdziwieniem odnotowując, że chłopak badał nieruchome ciało zapewne w poszukiwaniu ewentualnych stłuczeń czy innych obrażeń.
- Co robię, to chyba widać, a Shizune tu była, ale kazałem odprowadzić ją do domu. – Odparł Uzumaki przykładając dłoń do odkrytej klatki piersiowej. Chwilę nic się nie działo, lecz dotąd nieprzytomny shinobi nagle otworzył oczy, usiadł na posłaniu, po czym chicho podziękował i zaraz się oddalił. Tsunade nie wierzyła własnym oczom i uszom. Naruto tym czasem przeszedł do kolejnego nieruchomo leżącego chorego. I tak, jak poprzednio, rozpoczął zabieg od oględzin ciała. Kobieta widzac to, prędko tam podeszła.
- Jak to kazałeś odprowadzić ją do domu i dlaczego bawisz się w medyka?
- Już mówię. Około godzinę temu uznałem, że czas najwyższy przysłużyć się Konoha na nieco innej płaszczyźnie, stąd też moja obecność w tym przybytku rekonwalescencji. Gdy tu przybyłem, Shizune siedziała na krzesełku ledwo żywa. Była blada z wyczerpania pokładów chakry i choć mocno protestowała, to i tak odesłałem ją na zasłużony odpoczynek. Przez całą noc wyleczyła może czterech naszych ludzi, pod czas gdy w tym samym czasie sześciu innych opuściło ten padół łez. – Wyjaśnił blondyn. – I jak sama widzisz, Hokage-sama, wcale nie bawię się w medyka. Moje działania raczej nazwałbym przeprowadzaniem małego eksperymentu. Jak dotąd w niecałą godzinę wyleczyłem już trzydziestu chorych. Do końca jeszcze kilku zostało.
- Czyli ta… Usagi okłamała mnie mówiąc, że Shizune potrzebuje mojej pomocy? – Spytała Tsunade powoli wszystko sobie układając w klarowną całość.
- Tak i nie. Shizune rzeczywiście potrzebowała twojej pomocy, ale rozkaz był mój. Usagi zaś jedynie była narzędziem. Zresztą nie ściągnąłem Cię Hokage-sama tutaj aby prowadzić pogaduchy o nic nieznaczących błahostkach.
- No dobra, Uzumaki Naruto. – Kobieta podparła się pod boki marszcząc brwi. – Co ty właściwie kombinujesz?
- Zostań ze mną, a zaraz wszystko Ci wyjaśnię.
Gdy to powiedział cofnął rękę i kolejny shinobi niespodziewanie się ocknął, usiadł na posłaniu, cicho podziękował i jakby nigdy nic oddalił się za chwilę znikając w tłumie rozgorączkowanych mieszkańców Konoha Gakure no Sato.



NEXT COMIN SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz