<<<
Chapter ukazał się 30 listopada 2015 roku >>>
Dochodziła
godzina dziewiąta rano. Wiszące na bezchmurnym niebie słońce ogrzewało swymi
promieniami wioskę Ukrytego Liścia, a w szczególności plecy pewnego blondyna. Szedł
główną ulicą z podniesioną głową zupełnie nie przejmując się rzucanymi ku niemu
spojrzeniami, cichymi komentarzami mijanych mieszkańców, czy też naprzemiennym
wytykaniem palcem przez shinobi. Na jego twarzy panował względny spokój i
relaks, choć to był jedynie kamuflaż. W rzeczywistości w głębi swojej duszy nie
był już taki rozluźniony. Czuł zmęczenie. Potworne zmęczenie wywołane ciągłymi krzykami
rezydującej tam istoty:
-
Dlaczego to zrobiłeś!? Co Ci nagle do
łba strzeliło!? – Kyuubi wrzał z wściekłości nie szczędząc obelg. – Głupek! Imbecyl! Skończony dureń!…
-
Dałbyś już sobie siana z tymi wyzwiskami.
-
Nie! – Demon szedł w zaparte.
– Nie przestanę, dopóki mi nie
wyjaśnisz, dlaczego nagle się poddajesz!? Po wszystkim, co z takim trudem
osiągnąłeś!? Kretyn! Skąd ta rezygnacja?? O co tu chodzi!?
-
Ja z niczego nie rezygnuje. – Odparł Naruto.
-
Łżesz! Sam przecież widziałem!
-
To część mojego planu.
Chłopak
zdradził rąbka tajemnicy i zerwał z lisem kontakt nie pozwalając mu na dalsze
dociekanie prawdy, gdyż właśnie dotarł do celu swej wędrówki. A była nim brama,
pod którą kilkanaście godzin wcześniej spędził chwile… zwątpienia. Teraz jednak
wiedział, że tu na miejscu miał wielu… sprzymierzeńców, na których może liczyć
w godzinie próby. I szczerze powiedziawszy godzina ta właśnie wybiła. Nie był
tylko pewien, jak ludzie zareagują na wieść, że został zmuszony do opuszczenia
wioski przez nieugięte stanowisko ich przywódczyni. No… może to nie była do
końca prawda, ale kogo obchodzi, co minionej nocy wydarzyło się w biurze
Hokage? Gdyby się nad tym dłużej zastanowić… takie małe, malutkie kłamstewko
jeszcze nikogo nie zabiło, prawda?
Blondyn
zachichotał cicho wyobrażając sobie konsternację uwidocznioną na spiętej ze złości
twarzy Tsunade, odwrócił się i stanął jak wryty. Otóż za nim w odległości
kilkunastu metrów stała spora grupka shinobi i mieszkańców Konoha w każdym
możliwym wieku. Wszyscy milczeli z napięciem wymalowanym na twarzach i przyglądali
się jego osobie. Żeby nie powiedzieć, że ich zachowanie było dość krepujące, to
w szybkim tempie sprawiło, że Naruto momentalnie przestał się uśmiechać. Po
kolei odpowiadając na rzucane spojrzenia po kilkunastu minutach miał już dość.
Chciał się odezwać i palnąć jakąś uwagę, kiedy sytuację uratowało pojawienie
się obok jednego z Upiornych Samurajów. Wojownik w wiśniowej zbroi naraz ukląkł
na prawe kolano i z szacunkiem schylił głowę. Jego „przybycie” zaowocowało
nagłym poruszeniem wśród gapiów, którzy niemal natychmiast zaczęli się
rozchodzić. To zaś tylko spodobało się blondynowi, który po chwili odetchnął z
wyraźnie słyszalną ulgą.
-
Panie?
-
Słucham, o co chodzi?
Uzumaki
spojrzał na Zbrojnego, lecz nim tamten odpowiedział, nieopodal miejsca, w
którym stali, rozległ się krzyk jakiegoś dziecka, a zaraz potem płacz.
Dwudziestolatek nie myśląc za wiele szybko podszedł do grupki ludzi, którzy już
zdążyli zebrać się w koło zdarzenia. Coś mu podpowiadało, że powinien się tym
zainteresować. Nie wiedział, dlaczego, ale nie zastanawiał się nad tym. Kiedy
zobaczył pięcioletnią brunetkę siedzącą na ziemi, kurczowo trzymającą się za
lewe kolano i głośno płaczącą, od razu przeszedł do działania. Ku zdziwieniu
licznych gapiów ukląkł koło dziecka i wyciągnął doń dłoń, lecz momentalnie
został powstrzymany przez nieznaną mu kunoichi. Kobieta w średnim wieku
klęczała przy dziewczynce po drugiej stronie dokładnie naprzeciwko blondyna i
wydawała się niespokojna jego obecnością.
-
Nie dotykaj jej! – Warknęła.
-
Spokojnie. Chcę tylko pomóc.
-
Niby jak!? – Krzyknęła.
-
Puść mnie, to Ci pokażę.
Naruto
zachowywał stoicki spokój. Widział, że ta kobieta czegoś się bała. Miał pewne
podejrzenia, że jej zachowanie było ściśle związane z jego osobą, ale nie dbał
o to. Powinien zacząć przyzwyczajać się, że ludzie będą w ten czy inny sposób
reagowali na jego działania, choć w tym konkretnym przypadku ukazywana wrogość
była nie uzasadniona. Chciał pomóc, nie? Co prawda nie był medykiem, ale leczyć
ludzi potrafił. Nikomu jednak nie powiedział, w jaki sposób, ale wkrótce miało
to ulec zmianie.
-
Żebyś jeszcze bardziej jej zaszkodził!? – Powiedziała kunoichi odpychając jego
rękę. – Odejdź stąd! Natychmiast!
Blondyn
wytrzymał jej gniewne spojrzenie po chwili obojętnie wzruszając ramionami i już
miał zrezygnować, ale wtem wśród ludzi stojących w koło pojawiło się kilka
komentarzy.
-
Dlaczego ma odejść? Przecież chce pomóc, nie? – Odezwał się jakiś mężczyzna.
-
Pomóc? Niby jak? – Spytał ktoś inny. – Jest medykiem?
-
Nie wiem. Nie wygląda.
-
A jeśli zamiast pomóc tylko zaszkodzi? – Spytała jakaś kobieta. – Przecież ten
chłopak to parszywy Jinchu… mmm…
Zamilkła
nagle, ponieważ stojący obok niej mąż zatkał jej usta.
-
Milcz, Katsuya! – Mężczyzna warknął zdenerwowany obserwując zastygłe w bezruchu
plecy wyżej wymienionego. – Twój niewyparzony język kiedyś sprowadzi na nas katastrofę!
Dodał
mając nadzieję, że to wystarczy, aby załagodzić rosnące napięcie. Nie wiedział
tylko, że usłyszana obelga już spłynęła po Uzumakim. Czas, gdy jakkolwiek
reagował dawno już minął. Niech wszyscy zobaczą, że pomimo wewnętrznej natury
potrafił być normalnym człowiekiem. Był jednak ciekaw, jak ludzie zareagują na
to, co zamierzał im pokazać. I aby tą ciekawość zaspokoić, cały czas patrząc
prosto przed siebie w wpatrzone w siebie orzechowe oczy, zamrugał kilka razy i
po chwili kontynuował podjętą próbę udzielenie pomocy rannej dziewczynce. Raz
jeszcze wystawił rękę przed siebie, lecz i tym razem został powstrzymany, ale
nie na długo. Szybko kalkulując własne położenie i szanse postanowił nieco
zmienić taktykę.
Wszystko
działo się, jak w zwolnionym tempie. Kiedy kunoichi ponownie chwyciła go za
nadgarstek, ramię blondyna natychmiast spowiła pomarańczowa chakra. Wystraszona
napastniczka momentalnie się cofnęła, a dotąd łkające dziecko zamilkło
wlepiając załzawione oczy w zbliżającą się ku niej rękę. Gdy ta spoczęła na
zranionym kolanie w zebranym tłumie ktoś głośno jęknął, ktoś inny zemdlał, lecz
nikt nie śmiał się wtrącić. Na ich oczach działo się to, o czym nikt z
zebranych nigdy nawet nie śnił. Demoniczna esencja powstrzymała krwawienie,
zregenerowała poszarpaną tkankę i odbudowała zniszczone komórki lecząc
jednocześnie opuchliznę. Cały zabieg trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund, więc
kiedy rana się zasklepiła Naruto cofnął chakrę, wstał prostując plecy, odwrócił
się i bez słowa oddali. Zrobił trzy kroki i zatrzymał się. Oniemiali z wrażenia
gapie podążyli za nim wzrokiem, aż zobaczyli, że odwraca się do nich przodem.
-
Drodzy mieszkańcy Konoha. – Odezwał się spokojnym tonem cały czas nieznacznie
się uśmiechając. – Kiedy zaczniecie kogoś oceniać, to wpierw zadajcie sobie
pytanie. Co jest lepsze? Życie w zgodzie z naturą i wszystkimi wkoło czy może w
ciągłym strachu, nie będąc pewnym, kiedy zło zapuka w wasze drzwi?
Po
tym słowach odwrócił się na pięcie i powoli podreptał na swoje poprzednie
miejsce pod bramą wioski. Wrócił do Upiornego Zbrojnego, który niezmiennie
oczekiwał nowych rozkazów. Naruto podszedł do niego i stanął krzyżując ramiona
na piersi. Przybrał postawę Pana i Władcy, nieugiętego i nieustępliwego, choć
wewnętrznie odczuwał lekkie zmęczenie i zawroty głowy. Nie wiedział, dlaczego
tak się czuł, ale było to co najmniej niepokojące. Po chwili się rozluźnił
spuszczając ramiona wzdłuż ciała, choć wciąż stał prosto. Nie chciał przecież
pokazywać tej nieznanej słabości. Podparł się więc pod boki i utkwił demoniczne
spojrzenie w swym rozmówcy.
-
To z czym do mnie przyszedłeś?
-
Panie, Jogensha-sama chciałby wiedzieć, jakie są nasze następne rozkazy.
-
Następne rozkazy?
Przed
chwilą jakoś nie interesowało go, z czym przyszedł do niego ten Upiorny, ale
teraz zastanawiał się, co odpowiedzieć. Zwrócił swoje spojrzenie na dalej
obserwujących go kilku mieszkańców. Na ich twarzach dostrzegał różne uczucia.
Przeważnie były to zdumienie, niepewność i zamyślenie, ale też zniesmaczenie i
ogólna wrogość. Czy ci ludzie naprawdę nie potrafili w żaden inny sposób
okazywać swych emocji, gdy na niego patrzyli? A może była im potrzebna pomoc w
zrozumieniu, że znienawidzony przez nich Jinchuuriki wcale nie był takim złym
człowiekiem, jak go postrzegali? Ta myśl sprawiła, że chłopak momentalnie
przestał się uśmiechać. Nie musiał niczego im udowadniać czy cokolwiek więcej
pokazywać, ale coś mu podpowiadało, że powinien tak właśnie uczynić.
-
Usagi, jesteś mi potrzebna…
Naruto
mruknął pod nosem do siebie, jakby w zamyśle i wtem koło Zbrojnego pojawiła się
„wezwana” kunoichi w czarnym płaszczu z kapturem nasuniętym na głowę i
ceramiczną maską w kształcie dziobu jastrzębia zasłaniającą jej twarz.
-
Co!? A ty tu skąd? – Dwudziestolatek był autentycznie zdumiony.
-
Byłam akurat w pobliżu i usłyszałam swoje imię, więc jestem. W czym Ci mogę
pomóc, Naruto-sama? – Odparła członkini elitarnych oddziałów ANBU jednocześnie
klękając przed nim na prawym kolanie.
Jinchuuriki
milczał. Kiedy bezwiednie na głos wypowiedział jej imię… bądź raczej jej
pseudonim, bo imienia jeszcze nie poznał, to nie spodziewał się, że dziewczyna
w ogóle się pojawi. Jakim cudem go usłyszała? Była jakimś medium? A może tylko
miała niezwykle wyostrzony słuch? Albo zwyczajnie była w bardzo bliskim
pobliżu. Jaka była prawda, nie wiedział. Ważne, że się pojawiła, ponieważ to,
co zamierzał teraz zrobić wymagało jej ścisłego udziału.
* * *
Choć
za oknem dawno już było widno i słońce na nieboskłonie ogrzewało wioskę, to
Tsunade niezmiennie siedziała przy swoim biurku i w zamyśleniu wpatrywała się w
leżący przed jej obliczem ochraniacz Liścia. Nie bardzo rozumiała, dlaczego
Uzumaki zostawił jej swój ochraniacz. Jaki miał w tym cel? Czyżby chciał ją w
ten sposób udobruchać? Wpisać się w jej łaski? Być może. Ale z drugiej strony,
czy powinna się na to w ogóle godzić? Minionej nocy mieli przecież rozmawiać, a
do świtu nie zamienili nawet słowa. Tylko… niby o czym mieli rozmawiać? No
właśnie. I tu bolało najbardziej. Niby czuła, dobrze wiedziała, że postępowanie
blondyna było sprzeczne ze wszystkim, w co wierzyła i czego tak kurczowo się
trzymała przez te wszystkie lata, ale z każdą godziną, minutą i sekundą traciła
tą wiarę. Jakby na to nie patrzeć, Naruto dobrze wiedział, co robi zrywając
pieczęć Yondaime i uwalniając Kyuubi no Kitsune. Tylko, że… czy jego przyjaźń z
tym… tym demonem rzeczywiście była tak wielka i nie zachwiana, że nie było
czego się obawiać?
I
właśnie to pytanie spędzało jej sen z powiek. Nurtowało ją do tego stopnia, że
wręcz nie potrafiła myśleć o niczym innym. Tsunade zacisnęła powieki i dłonie w
pięści z bezsilnej wściekłości, gdy nagle usłyszała odgłos pojawienia się kogoś
w jej biurze w chmurce szarego dymu.
-
Hokage-sama, jesteś pilnie potrzebna w szpitalu.
Usłyszała
kobiecy głos, a kiedy podniosła wzrok ujrzała jedynie czarny płaszcz z kapturem
i ceramiczną maskę w kształcie dziobu jastrzębia. Nie kojarzyła tej ANBU, ale
coś jej mówiło, że nie powinna ignorować tego sygnału. Usiadła więc prosto w
swym fotelu i przybrała na twarzy poważną maskę.
-
O co chodzi? Jestem trochę zajęta. – Odparła siląc się na jak najbardziej
poważny ton. Prawdą było, że obecnie niczym ważnym się nie zajmowała, żadnych
dokumentów nie uzupełniała, ale też nie chciała teraz z nikim się widzieć.
-
Rozumiem, ale Shizune-san wyraźnie powiedziała, że bez twojej ingerencji kilku
poważanych shinobi straci dziś życie. – Usagi nie ustępowała. Choć wiedziała,
że kłamstwem naraża swoją karierę w ANBU na szwank, to dla Uzumaki Naruto była
gotowa zrobić wszystko, o co ją ten przystojniak poprosi.
-
Shizune tam jest? I prosi o moją pomoc?
Tsunade
upewniła się, że dobrze usłyszała, a gdy dostrzegła potwierdzający ruch głową,
dłużej nie zwlekała. Szybko wstała, zgarnęła z oparcia płaszcz Hokage, a przy
wyjściu kapelusz. Trzymając wyprostowane plecy szła szybkim krokiem w ślad za
Usagi, która poprowadziła ją korytarzem do schodów, a następnie do wyjścia z
budynku Administracyjnego. Gdy tak szły, Tsunade przez moment miała wrażenie,
że widziała przez uchylone drzwi Shizune krzątającą się w jednym z magazynków z
dokumentacją, ale skoro dziewczyna obecnie walczyła w szpitalu o życie jakiegoś
wojownika Liścia, to, to musiało się jej przywidzieć.
Wioska
o tej porze dnia była bardzo spokojna. Wszędzie kręcili się jej mieszkańcy
wykonujący swoje codzienne obowiązki, lecz to były jedynie pozory normalności.
Tsunade zauważyła to zaraz po wyjściu na ulicę. W powietrzu coś wisiało, tylko
nie wiedziała, co to było. To uczucie nasilało się z każdym postawionym
krokiem, z każdym przebytym metrem. Nie podobało się jej to, co odczuwała, lecz
niczego po sobie nie pokazywała. Szła z podniesioną głową i wypiętą do przodu
piersią. Tak, aby nikt nie dostrzegł, że coś ją martwiło.
Gdy
po kilku minutach dotarła pod szpital, uczucie niepokoju sięgnęło zenitu. Nie
wiedziała, a raczej, nie rozumiała, dlaczego tak się czuła. Przecież wiosce nic
nie zagrażało, prawda? Kyon Omura i jego armia zostali pokonani, a i lisi demon
wrócił, gdzie było jego miejsce. Tylko, że obecnie nic już go w jego więzieniu
nie wiązało. I chyba to właśnie była przyczyna odczuwania ciągłego niepokoju.
Tylko, czy aby na pewno?
Tsunade
potrzasnęła głową aby wyrzucić z niej narastające czarne myśli, gdy nagle drzwi
wejściowe do szpitala z hukiem się otwarły i na ulicę wylała się cała masa
ludzi. Obandażowani shinobi wspierający się na ramionach pielęgniarek i
członków swoich rodzin na pierwszy rzut oka wyglądali, jakby nic im nie
dolegało, a bandaże na głowach i kończynach były zbędnymi ozdobami. Kiedy
Tsunade ich mijała poczuła emanującą od wszystkich euforię i ogóle zadowolenie,
a w powietrzu unosiły się takie same komentarze. Gdy ktoś pytał, jak się
czujesz… odpowiedź brzmiała – świetnie, wspaniale lub jak nowo narodzony.
Blondyna pomyślała, że jej asystentka spisała się na medal, ale z drugiej
strony, dlaczego ich wypuszczono? Nie powinni przypadkiem jeszcze trochę
poleżeć i się do kurować? I skoro leczenie szło tak dobrze, to po co Shizune
była jej pomoc? Nie wnikała, nie zatrzymywała się. Na odpowiedzi jeszcze
przyjdzie czas.
W
recepcji i na głównym korytarzu dało się wyczuć podobną atmosferę zachwytu.
Dyskusjom i entuzjastycznym komentarzom nie było końca. A im głębiej wchodziła,
tym więcej ludzi mijała. Dlaczego było tam tylu mieszkańców Konoha? Tsunade
pytała samą siebie rozglądając się w koło i jakoś nie odnajdywała odpowiedzi.
Powoli zaczynała podejrzewać, że to jednak nie Shizune jest wszystkiego
sprawcą. To musiał być ktoś inny. Ktoś znacznie lepszy w medycznym fachu. Ktoś
o rozległej wiedzy i wszechstronnych umiejętnościach…
-
Ty!? – Kobieta niemal krzyknęła, gdy w tłumie dostrzegła blond czuprynę. Szybko
tam podeszła i stanęła koło Naruto pochylającego się nad nieprzytomnym shinobi
Liścia.
-
Ach, Hokage-sama, jakże miło, że do nas dołączyłaś.
-
Co ty tu robisz i gdzie jest Shizune? – Spytała ze zdziwieniem odnotowując, że
chłopak badał nieruchome ciało zapewne w poszukiwaniu ewentualnych stłuczeń czy
innych obrażeń.
-
Co robię, to chyba widać, a Shizune tu była, ale kazałem odprowadzić ją do
domu. – Odparł Uzumaki przykładając dłoń do odkrytej klatki piersiowej. Chwilę
nic się nie działo, lecz dotąd nieprzytomny shinobi nagle otworzył oczy, usiadł
na posłaniu, po czym chicho podziękował i zaraz się oddalił. Tsunade nie
wierzyła własnym oczom i uszom. Naruto tym czasem przeszedł do kolejnego
nieruchomo leżącego chorego. I tak, jak poprzednio, rozpoczął zabieg od
oględzin ciała. Kobieta widzac to, prędko tam podeszła.
-
Jak to kazałeś odprowadzić ją do domu i dlaczego bawisz się w medyka?
-
Już mówię. Około godzinę temu uznałem, że czas najwyższy przysłużyć się Konoha
na nieco innej płaszczyźnie, stąd też moja obecność w tym przybytku rekonwalescencji.
Gdy tu przybyłem, Shizune siedziała na krzesełku ledwo żywa. Była blada z
wyczerpania pokładów chakry i choć mocno protestowała, to i tak odesłałem ją na
zasłużony odpoczynek. Przez całą noc wyleczyła może czterech naszych ludzi, pod
czas gdy w tym samym czasie sześciu innych opuściło ten padół łez. – Wyjaśnił
blondyn. – I jak sama widzisz, Hokage-sama, wcale nie bawię się w medyka. Moje
działania raczej nazwałbym przeprowadzaniem małego eksperymentu. Jak dotąd w
niecałą godzinę wyleczyłem już trzydziestu chorych. Do końca jeszcze kilku
zostało.
-
Czyli ta… Usagi okłamała mnie mówiąc, że Shizune potrzebuje mojej pomocy? –
Spytała Tsunade powoli wszystko sobie układając w klarowną całość.
-
Tak i nie. Shizune rzeczywiście potrzebowała twojej pomocy, ale rozkaz był mój.
Usagi zaś jedynie była narzędziem. Zresztą nie ściągnąłem Cię Hokage-sama tutaj
aby prowadzić pogaduchy o nic nieznaczących błahostkach.
-
No dobra, Uzumaki Naruto. – Kobieta podparła się pod boki marszcząc brwi. – Co
ty właściwie kombinujesz?
-
Zostań ze mną, a zaraz wszystko Ci wyjaśnię.
Gdy
to powiedział cofnął rękę i kolejny shinobi niespodziewanie się ocknął, usiadł
na posłaniu, cicho podziękował i jakby nigdy nic oddalił się za chwilę znikając
w tłumie rozgorączkowanych mieszkańców Konoha Gakure no Sato.
NEXT COMIN SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz